niedziela, 16 grudnia 2012

Rozdział 72


Za to, że byliście cierpliwi,
Za to, że byliście wytrwali i wierni
Za wasze opinie i słowa,
Dziękuję wam wszystkim z całego serca.


Wszystko wokół przesączone było niebywałym napięciem. Każdy kąpany w nerwach i niepokoju oczekiwał na zbudzenie Sakury. Konoha zdążyła pogrążyć się już w uciesze i z należytym spokojem radować cudownym uzdrowieniem Haruno. Jednej z najdzielniejszych, najbardziej nieodpowiedzialnych i upartych kunoichi wszechczasów.
Oczywiście w całym tym chaosie nikt nie zapomniał o poświęceniu Karin. Choć pierwotny plan miał w sobie zawartą obecność Sakury na jej pogrzebie, ten punkt zakończył się niepowodzeniem. Otóż mijał już drugi tydzień od śmierci czerwono-włosej, a Sakura wciąż przebywała w szpitalu, pogrążona w śnie.
 - Obudzi się lada moment – zapewniali lekarze stosując swoje sztuczne uśmieszki zatroskania. Wierzyłem im. Chciałem im wierzyć. Ale jeszcze bardziej pragnąłem być przy niej, gdy zacznie powoli otwierać oczy i mrużyć je, usiłując przywyknąć do jaskrawej szpitalnej kolorystyki, dlatego też, aby sumiennie to postanowienie spełnić, towarzyszyłem jej niemalże dwadzieścia cztery godziny na dobę. Jedynie w nocy zniecierpliwione pielęgniarki bardzo delikatnie dawały mi odczuć, że to szpital, a nie hotel.  To była jedyna pora, w której byłem od niej odizolowany. Noc. Lubiłem gwiazdy, zimne powiewy wiatru i rozległe uczucie wolności, mimo to w ciągu tego tygodnia moja nienawiść do nocy wzrastała coraz bardziej.
Tego dnia również pełniłem straż przy jej łóżku. Któryś raz z kolei ośmieliłem się osunąć kołdrę z jej drobnego ciała i skoncentrować na brzuchu.
Tam tkwiło dziecko.
Moje dziecko.
Teoria na jego przeżycie była prosta do zrozumienia. Podczas użycia Jutsu Karin, dziecko nie było na tyle wykształcone, ażeby miało już swojego własnego „ducha”, było jednością z Sakurą, dzięki czemu ono również dostało powtórną szansę.
Kiedy to oznajmiono, musiałem wyjść. Radość, dziwne ukłucie w sercu… przyjemnie ukłucie… to było dla mnie zbyt wiele, nie chciałem, aby ktokolwiek widział mnie w tak nieskładnym duchowo stanie, nie lubiłem się ujawniać, ani afiszować byciem bardziej „ludzkim” niż kilka miesięcy temu.
Wstałem z krzesła i zatrzymałem się przy oknie. Był dopiero wczesny poranek. Główna ulica Konohy świeciła pustkami. Niektórzy zapewne otrząsali się jeszcze z szoku w związku z ostatnimi wydarzeniami. Bo któżby się spodziewał, że sprawy nabiorą takiego obrotu? Że zacięta Karin odda życie za znienawidzoną Sakurę? Że jej bojaźliwa natura ukryje się głęboko w zakamarkach jej serca, a na wierch w zastępstwie wystawi spontaniczność i ryzyko… oraz miłość?
Zapewne nigdy, przenigdy nie będę w stanie zrozumieć co mogę myśleć i czynić w takiej sytuacji. Kobieta z miłości do mnie, oddaje życie za kobietę, którą kocham…
Spuściłem wzrok, zacząwszy gmerać w kieszeni. Po paru chwilach w mojej dłoni znalazła się nieelegancko złożona kartka papieru. Kartka, którą zastałem w Sali Sakury, w miejscu przedziwnego wydarzenia.
Rozłożyłem ją.
Oto twój sekret na szczęście. Dbaj o to, żeby zawsze ci towarzyszył. Zasłużyłeś sobie.
Karin.
Sakura nie zdążyła się jeszcze obudzić, a ja już byłem przeszczęśliwy. Przeszczęśliwy, wdzięczny… z drugiej zaś strony odczuwałem wstyd. To niepojęte. Ta cała radość, obce uczucie rozpierało mnie zbyt intensywne, przez co właściwie w ogóle nie skupiałem się na poświęceniu Karin. Nie… nie potrafiłem. To okrutne i niewybaczalne, ale…
Po raz tysięczny na nią spojrzałem. Na jej powieki, które przysłaniały głęboką zieleń jej oczu, na kości policzkowe, które dodawały jej twarzy uroku, na włosy, które niczym rozprysk wody rozpościerały się niemal na całym łóżku.
Jak mógłbym się smucić, wiedząc, że „ona” zaraz ukaże mi swoje zielone oczy, lada moment będzie zaczesywała swoje włosy w żenujących dla niej momentach, będzie z udawaną gracją i szykiem zarzucać nimi do tyłu, a ustami raczyć mnie najpiękniejszymi odmianami uśmiechu…
To skomplikowane, ale prawdziwe.
Jakby dookoła mnie była wyłącznie sama radość w postaci świetlistej materii, ale w niektórych punktach ta cudownie świetlista materia została rozerwana, a w jej miejscu materializowała się mroczna aura, próbując przedostać się do mnie. Dziwne, pokręcone uczucie…
Kres mojego odurzenia nastał dopiero wówczas, gdy po szpitalnym holu rozległy się donośne stukoty kroków, których dźwięki napadały wzajemnie na siebie tworząc drażniącą mieszankę.
Drzwi ostrożnie się uchyliły, do pomieszczenia wsunęła się Ino.
Gdy mnie zobaczyła, w jej oczach pojawił się wyraźny niepokój. Yamanaka była jednym z setek mieszkańców, którzy wciąż obawiali się mojego nieobliczalnego temperamentu i reputacji zdrajcy oraz kryminalisty. Dopiero kiedy Ino minęła mnie w wyrafinowany sposób, usiłując jak najdokładniej zamaskować swoją niepewność, i dopiero gdy drobny czerwony tulipan znalazł się w wazie z innymi kwiatkami, mogła obrócić się ku mnie i głośno westchnąć:
 - Sasuke-kun, naprawdę cię podziwiam.
Równo z jej słowami do pokoju wkroczyła druga osoba. Wyraz twarzy Naruto też malował prawdziwą mieszankę uczuć. Obaj nie mieliśmy prawa w pełni świętować cudownego uzdrowienia Sakury, wiedząc, że w rezultacie doszła nowa ofiara wojny.
Uzumaki zmierzył mnie uważnie wzrokiem i zamknął za sobą drzwi.
 - Sakura-chan wciąż się nie obudziła?
 - Nie – odparłem krótko.
 - Biedaczka – Ino zbliżyła się do łóżka i nachyliwszy się nad Sakurą, przyłożyła dłoń do jej czoła. – Co zajmuje jej tyle czasu? Przecież jest już z nami, zgadza się? Dzięki technice tej dziewczyny powróciła do świata żywych. Nie rozumiem co ją zatrzymuje przed obudzeniem.
 - Spokojnie Ino, lekarz wszystko mi tłumaczył – wtrącił Naruto, przygotowując się do wyjaśnienia całej procedury. – Sakura-chan odbyła podróż między dwoma wymiarami. Świata żywych i umarłych. To bardzo wyczerpujące dla człowieka, a w starych kronikach uczestnicy tego przedziwnego Jutsu, zazwyczaj odzyskują świadomość dopiero po kilku tygodniach. Zależy od siły ducha.
Yamanaka przysiadła na skraju łóżka. Nie spuszczała oczu z Haruno.
 - Głupia Sakura. Ona zawsze musi wpakować się w jakieś tarapaty. Nie usiedzisz na miejscu bez żadnych spektakularnych wydarzeń, prawda Wielkoczoła? – jej ton nabrał niewiarygodnej lekkości, gdy zaczęła zwracać się wyłącznie do Sakury. – Jeśli mnie słyszysz, to w tej chwili się zbudź. Wszyscy na ciebie czekają. I jest przecież sam Sasuke-kun, a to dla ciebie istotne… jeśli nie najistotniejsze.
Nie umknęło mojej uwadze jak Ino kontrolnie rzuciła na mnie okiem.
 - Ona cię nie słyszy – wtrącił Naruto. – Jest nieprzytomna, a nie pogrążona w śpiączce. Duchowo zapewne nadal odbywa podróż między wymiarami.
 - Gadasz jak czubek – stwierdziła Ino z oburzeniem.
Ale Naruto obruszył się jeszcze bardziej.
 - Powtarzam tylko to, co mówili lekarze.
 - Wierzysz w to?
 - Dlaczego miałbym nie wierzyć? Ta gadka z podróżą między wymiarami i duchowym oczyszczeniu rzeczywiście brzmi jak wyjęta z kiepskiej bajeczki dla dzieci, ale świat Ninja jest nieprzewidywalny i najwyraźniej na tyle wykształcony, aby zagłębić się nawet w tak tajemnicze tematy. Osobiście studiowałem stare kroniki, żeby dowiedzieć się czegoś więcej. Spisy świadków zgodnie stwierdzają, że Sakura-chan jest wycieńczona po przebytej podróży i musi na nowo zaczerpnąć potrzebnych sił.
Ino zastanowiła się chwilę, po czym wzięła rękę z czoła Sakury.
 - Rany. Normalnym ludziom wystarczy jedna noc, aby zregenerować siły. Dlaczego jej zajmuje to tak długo?
Zasadniczo Ino oddziaływała na mnie w bardzo drażliwy sposób, ale zadałem sobie ten trud i postanowiłem, że wybaczę wszelkie głupie paplaniny i nieprzemyślane uwagi. Ona, tak samo jak większa część wioski, przytłoczona jest przez niecierpliwość. Jest przyjaciółką Sakury z dzieciństwa i na swój sposób okazuje troskę o jej stan zdrowia.
Moja przeszłość uodporniła mnie na tego typu uczucia, ale i tak kilka z nich spowijało moje serce w zdawkowanych ilościach.
To przez miłość.
Na miłość nie da się uodpornić.
 - Sasuke – ręka Naruto wylądowała na moim ramieniu. Niechętnie na niego spojrzałem. – Może mógłbyś się przewietrzyć? Bezustannie siedzisz przy Sakurze-chan. Rozumiem cię, ale… spójrz. Pogoda jest całkiem znośna, poza tym Lee, Shikamaru i Sai zapowiedzieli, że przyjdą w odwiedziny.
Acha, więc o to chodzi.
Podniosłem się z miejsca.
            - Możesz po prostu od razu mi powiedzieć, że nie zniosą mojego towarzystwa – powiedziałem warkliwie. – Nie musisz wymyślać jakiś tandetnych wymówek.
 - Co? – zdziwił się.
Skwitowałem go machnięciem ręki, jak gdybym odtrącał nią natrętną muchę, a następnie zwróciłem się ku drzwiom.
Oczywiście na wszelki wypadek musiałem spojrzeć na Sakurę.
 - Sasuke-kun, daj spokój – w progu zatrzymał mnie piskliwy głos Ino, która elegancko zabawiała się kosmykami swoich włosów. – Shikamaru już przywykł do twojej obecności tutaj. Zresztą wiadomo jaki on jest. Obojętny na wszystko leniuch. Po prostu martwimy się o ciebie. Siedzenie w ciasnym pomieszczeniu źle robi na mózg. A Lee? Może ma ci to i owo za złe, ale to… Lee. Nie warto się nim przejmować.
Naruto wyglądał na zdezorientowanego, ale po zakończeniu monologu Ino, przytaknął.
 - Mniej więcej chciałem przekazać mu to samo. Dzięki Ino.
Obie pary oczu przetransportowały się na mnie. Po raz pierwszy od kilku długich dni poczułem się niezręcznie.
 - I tak pójdę się przewietrzyć do parku – burknąłem.
 - Na pewno wszystko w porządku? – drążył Naruto. W tym czasie zdążyłem już otworzyć drzwi i zaplanować trasę na najbliższą godzinę.
 - Na pewno.
S A K U R A

Czułam zapach… Znajomy, to jednak jak na złość nie potrafiłam go z niczym utożsamić.
Było mi też zimno.
Jakiś ból pulsował w moim  wnętrzu, lecz jego epicentrum było dla mnie tajemnicą. Wydawało mi się, że to całe moje ciało pogrążone jest w czymś nieprzyjemnym, ale do końca nie byłam tego pewna.
Coś stukotało.
Bach… bach… bach.
Rytmicznie, bez dłuższych przerw.
Słyszałam też dudnienia mojego serca, które waliło mi w piersi niczym młot. Jakiś szmer niezmiernie mnie drażnił, czułam, że marszczę brwi. Czułam, że zbieram w sobie haust powietrza, czułam, że mam świadomość istnienia.
Ale widziałam też Karin.
Jej nierozszyfrowaną, kamienną twarz, która ostatecznie łamie się przy mnie, zalewając łzami. Jej słowa, a potem jej widok, przy wrotach okazałych żelaznych drzwi, od których stopniowo się oddalałam, zapadając w czarną czeluść nicości.
W moje nowe życie.
Powoli i ostrożnie zmusiłam powieki do uniesienia. Obraz lekko się kołysał, wokół rozlegały się echa głosów, niezrozumiałych bełkotów, a czas zanim widoczna przestrzeń zaczynała nabierać zarysów i kształtów był nieskończenie długi.
 - Ałć… - bolało. Coś bardzo mnie bolało. Chyba głowa. Skala bólu była na tyle wysoka, aby zmusić mnie do wyduszenia króciusieńkiego słówka.
Razem z obrazami, zaczął poprawiać się mój słuch.
 - Chwilę temu mówiłeś co innego!
Ktoś krzyczał. Dlaczego? Tępy ból w głowie zaczął narastać. Miałam ochotę upomnieć tą osobę, aby nieco się uspokoiła, wyjaśnić, przez jakie potworne katusze obecnie przechodzę, jednak nie czułam się na tyle silna. Dlatego też trwałam w bezruchu niczym sparaliżowana, mrugając szybko oczyma.
 - Wiedziałem, że ona jest wyjątkowa – inny głos odezwał się bardziej spokojniej. Był przesączony zachwytem.
 - Uspokój się Lee! Może coś się stało?
 - A cóż mogłoby się stać?
 - Nie wiem, może… - szuranie powtórnie mnie dobiegło. Zaczęłam sobie wyobrażać jak jeden z rozmówców drapie się po czubku głowy. – Może pojawiły się jakieś komplikacje? Albo w ciele Sakury jest teraz Karin i wszystko się pomieszało…
 - Jesteś głupsza niż sądziłem…
Karin.
Na dźwięk tego imienia, na to nieznośne uczucie jakie pozostało we mnie po jego usłyszeniu wzdrygnęłam się w widoczny dla otoczenia sposób, co wywołało jeden spójny chór zdumienia wokół zebranych.
 - Sakura-chan? Sakura-chan, słyszysz mnie?
Sakura-chan…
Naruto tak do mnie mówił.
Jego błękitne ślepa wpatrywały się we mnie, a kontakt wzrokowy był co chwila urywany przez dłoń, którą machał mi przed oczyma.
Usłyszałam jakiś trzask.
 - Naruto… - udało mi się wykrztusić, zanim blondyn obrócił się w zupełnie innym kierunku.
Nie słyszał.
 - Ach, a więc panienka się budzi. To naprawdę zadziwiające. Dotąd nie odnotowano przypadków tak prędkiego powrócenia do świadomości – teraz głos był bardzo kojący, działał jak skuteczna tabletka na ból głowy.
 - Czyli wszystko z nią w porządku? – już bez problemu rozpoznałam jęk Ino. Zaraz potem zmaterializowała się nade mną, a ja zauważyłam szeroki uśmiech, który rozpromieniał jej twarzyczkę. – O Boże, Sakura! Tak się cieszę! Nie było cię z nami cały tydzień!
Ścisnęła mnie wokół szyi.
Tydzień?
 - Ałć.
 - Pani Yamanaka! Spokojnie. Pacjentka może być nico otępiała pod wpływem doznań. Teraz potrzebuje wyłącznie dużo odpoczynku – skarcił ją właściciel kojącego głosu.
 - Ino… - wyszeptałam.
 - Sakura? – odsunęła się ode mnie na ułamek sekundy. – Cha, cha! Widzieliście to? Ona mówi! Sakura naprawdę wróciła do życia!
I znów zaczęło mi brakować tchu przez jej żelazny uścisk. Jeszcze kilka razy zamrugałam oczami, zanim zupełnie zyskałam ostrość widzianego obrazu. Zauważyłam Naruto, który ocierał oczy wierzchem dłoni, lekarza na drugim końcu Sali, notującego coś na kartce papieru, Shikamaru z lekkim uśmiechem, a także Lee, zalanego łzami szczęścia.
 - Sakura-san! Wiedziałem, że dasz radę! – wykrzyknął głośno i zacisnął jedną pięść, kiedy dostrzegł, jak na niego spoglądam.
 - Witaj z powrotem Sakura-chan – odezwał się Naruto. 

Cudem zahamowałam łzy. Świadomość, że wyglądałabym tak samo jak Lee skutecznie mnie od tego powstrzymała.
Pozostał jednak smutek. Gdy Ino mnie puściła, delikatnie się uśmiechając, nie traciłam ani chwili. Chciałam wprost powiedzieć im, co tak naprawdę się stało. Wprawdzie wszyscy zebrani już dawno o tym wiedzieli, ale…
 - A więc Karin naprawdę to zrobiła?
Nikt się nie odezwał.
Uśmiechy całkiem zniknęły z ich twarzy. Cała zebrana w Sali czwórka wymieniła między sobą rozumne spojrzenia. Naruto skinął głową.
 - Wiesz o tym? – zapytał mnie.
 - Rozmawiała ze mną – wyjaśniłam. – Myślałam, że… myślałam, że obie wrócimy z powrotem. Tak mi powiedziała. A potem… ona została… patrzyłam jak dystans między nami się zwiększa. Chciałam, żeby skoczyła za mną, ale ona… - Nie. Sakura Haruno nie była silna. Musiała zanieść się solidnym płaczem. Rozryczałam się tak bardzo, dygocząc ze strachu i niepewności.
Czyjeś ciepło spowiło mnie dookoła, zatrzymując się na plecach. Naruto przysiadł na skraju łóżka i objął mnie ramionami. Wtuliłam się do jego piersi, co chwila żałośnie chlipiąc.
 - To była decyzja Karin. Ona sama ją podjęła. Nie możesz się obwiniać.
 - Właściwie jak z nią rozmawiałaś? W innym wymiarze? – zapytał mnie Shikamaru.
Ino prychnęła z oburzeniem.
 - Dałbyś sobie spokój w takiej chwili? Ona jest w rozsypce, a ty zawracasz jej głowę czymś co jest teraz najmniej istotne.
Shikamaru zapewne okazał jej swoją obojętność jakimś charakterystycznym dla niego wyrazem twarzy, ale nie byłam w stanie tego zobaczyć. Byłam zajęta wysysaniem z Naruto całego jego ciepła i spokoju.
Tak, bardzo, bardzo byłam mu za wszystko wdzięczna.
Tylko jedna myśl nie dawała mi spokoju. Non stop tłukła się w moim umyśle.
 - Naruto… czy ja jestem morderczynią?
 - Dlaczego tak myślisz? – aż sama zdziwiłam się tym bijącym od niego spokojem. Sądziłam, że choć w małym stopniu zaskoczę ich swoim pytaniem.
 - Nie jesteś mordercą Sakura-san – wtrącił Lee.
 - Zabiłam Karin – wychlipałam.
 - Nie zabiłaś jej. To była jej decyzja – powtórzył Naruto, wzmacniając uścisk.
Lekarz opuścił pomieszczenie. Z korytarza dobiegały nas niewyraźne odgłosy rozmów. Pomyślałam, że niewątpliwie obwieszcza właśnie reszcie szpitalnej załogi, że Sakura Haruno zbudziła się do życia.
Dosłownie zmartwychwstała.
Kiedy wszyscy milczeli, doszedł do mnie kolejny przerażający fakt.
 - Gdzie Sasuke? – odsunąłem się od Naruto, nadal zgarbiona i rozemocjonowana. Włosy po raz kolejny okazały się tarcza ochronną.
 - Siedział przy tobie cały tydzień. Wyszedł godzinę temu. Nie martw się. Jest w Konoha… i chyba niej pozostanie.
Jest w Konoha….
Chyba w niej pozostanie…
Zerwałam się na równe nogi i nie rozglądając się wokół, ruszyłam przed siebie szybkim krokiem. Przyjaciele obserwowali mnie w milczeniu zapewne spodziewając się kolejnego głupiego pytania. Naruto nadal uśmiechał się z dozą czułości, ale myśli o wszystkim innym zeszły na dalszy plan. Słyszałam tylko jego imię.
Dopiero gdy chwiejnym krokiem sięgnęłam po klamkę, reszta równocześnie wpadła w stan gotowości.
 - Sakura-chan, co ty robisz? – ostatnim co usłyszałam było pytanie Naruto. Potem mój mózg samoistnie odciął się od atakujących go bodźców zewnętrznych, koncentrując na samym Sasuke. To zadziwiające w jak namacalny sposób jego majestat stanął mi przed oczami. Widziałam jak spogląda przed siebie z charakterystyczną powagą i skupieniem. Zawsze miał taką minę, gdy starał się mnie przed czymś uchronić. Gdy byliśmy w tarapatach, zdani na samych siebie.
Mimo stępionych zmysłów zdążyłam spostrzec mijane pielęgniarki, które przyglądały mi się z mieszanką zdziwienia i podejrzliwości. Przyśpieszyłam… właściwie zaczęłam biec. Dość cherlawo przez tak długą przerwę, co skutkowało chwilową utratą równowagi. Osuwałam się na ściany korytarza, zaciekle starając się połykać kolejne metry.
Musiałam dotrzeć do parku.
            - Sakura! – wołała za mną Ino.
Niezgrabnie spojrzałam w tył przez ramię chcąc ocenić dzielący nas dystans. Yamanaka wyłoniła się z nicości, a jej oblicze spotęgowało buzującą w moich żyłach adrenalinę. Jeśli mnie dorwą – zamkną w czterech ścianach, każą odpoczywać i łykać rozmaite świństwa. Dzięki takim wyobrażeniom byłam w stanie przezwyciężyć słabość organizmu i użyć wszystkich moich sił.
Zbiegłem po schodach na sam dół.
Do Ino dołączyło się kilku lekarzy i dwie pielęgniarki. Mijani pacjenci zdradzali mnie, naprowadzając cały pościg na odpowiedni kierunek. Zaczęłam zastanawiać się gdzie podziało Naruto.
Czyżby odpuścił?
 - Haruno-san! – recepcjonistka z oczami jak spodki dołączyła do całego fiaska. Z zaciętym wyrazem twarzy wybiegłam na uliczkę Konohy, a chłód dopadł mnie niemalże od razu.
Minęłam Ichiraku Ramen, dom Naruto, dom Ino, dom Kiby… mój dom. Nikt jak dotąd mnie nie zatrzymywał, co wprawdzie nie było głównym powodem tępa jakie na sobie wymusiłam, ale i tak solidnie zbiło mnie z pantałyku.
Nagle coś ostrego znikąd zjawiło się pod moją nagą stopą. Pod wpływem bólu upadłam na ziemię i głośno syknęłam.
Coś we mnie pękło.
Zerknęłam na sprawcę nieszczęśliwego wypadku i wściekle cisnęłam kamieniem przed siebie. Po policzkach spływały mi łzy. Zaczęłam szargać się z bezsilności i mieszanki uczuć jaka we mnie buchała. Myślałam, że widok Sasuke pozwoli mi jakoś posegregować każdą napadającą mnie emocje. Radość, smutek, wyrzuty… Sasuke zrozumie. Pomoże mi cieszyć się wróconym życiem i zapomnieć o poświeceniu Karin.
O mojej mamie.
Pociągnęłam nosem i bardzo nietaktownie próbowałam podnieść się z ziemi. To bolało. Nie tylko głowa, ale też poczucie winy.
Nie wiem co stanie się z twoim dzieckiem. Nie wiem czy będzie żyło.
Przez otępiały umysł następna myśl dotarła do mnie zbyt późno.
Nawet nie zdążyłam zapytać o to Naruto…
Nawet nie wiem czy moje dziecko żyje! Czy do mieszanki dołączy się kolejna dawka rozpaczy…
Ostatni raz gorzko zapłakałam w asfaltową podłogę, by potem podnieść się  do pionu. Postanowiłam odstawić na później myśli o moim żałosnym postępowaniu i głupocie.
Teraz zauważyłam, że jestem już niemal w parku.
Z mojej stopy sączyła się krew, pozostawiając za mną wyraźne ślady. Kamień był ostrzejszy niż mi się wydawało. Nie miałam jednak czasu, aby się uleczyć. Zacisnęłam oczy i znów zgromadziłam w sobie to, co najbardziej potrzebne. Oddanie i determinację. By stać się silniejszym.
Wiedziona słowami Sasuke ponowiłam bieg. Teraz był znacznie spokojniejszy, ale wciąż byłam potwornie roztargniona. Zaraz potem wizja spotkania z Sasuke zaczęła wsączać do mojego serca dodatkowe ilości podenerwowania i tremy.
Zostawiłam Akademie Ninja daleko w tyle i ostatecznie dotarłam na dobrze znaną mi dróżkę. Na widok piekielnej ławki żołądek podszedł mi do gardła.
A na widok Sasuke serce wyskoczyło z piersi.

On naprawdę tam był. Siedział z szeroko rozłożonymi nogami, wpatrując się w śnieżnobiałe obłoki dryfujące na niebie. Promienie słońca sprawiały, że jego policzki wręcz migotały w ich blasku. Jeszcze długą chwilę zastygłam w bezruchu, całkowicie zauroczona tym widokiem.
Najwidoczniej przez ten tydzień w moim organizmie na nowo zgromadziła się odpowiednia ilość wody. Łzy ciągnęły się w dół nieprzerwanym strumieniem.
 - Sasuke…
To był ten moment, w którym nawet nie przeszło mi przez myśl, aby rozpaczać nad Karin. Szczęście mi zabraniało! Nakazywało mi cieszyć się widokiem Uchihy, nakazywało mi krzyczeć – głośno krzyczeć. Tak, aby cały świat wiedział o moim szczęściu. O przezwyciężeniu agonii i bólu.
Tak się właśnie czułam zbierając w płucach powietrze. Czułam się zwycięzcą. Po tych wszystkich pasmach nieszczęść, okazało się, że nawet śmierć nie jest w stanie mnie zatrzymać. Sakura Haruno od czasu odejścia Sasuke, śmierci rodziców, spotkania Eizo… Sakura Haruno nie pragnęła niczego innego jak odszukać w końcu „coś” na tyle magicznego, aby wyeliminowało poprzednie blizny, wątpliwości, lęki.
 - Sasuke!
Teraz wreszcie to poczułam. Uczucie, które rozpierało mnie od wewnątrz. Naiwne uczucie, ale prawdziwe. Przecież nie miałam pewności, że od teraz wszystko pójdzie już po mojej myśli, że Sasuke zostanie w wiosce, że moje dziecko przeżyje…
 - Sasuke! – zawołałam raz jeszcze.
Właśnie.
Był on.
Niczego więcej nie potrzebowałam.
Zwłaszcza, gdy „on” nareszcie mnie usłyszał. Spojrzał w moją stronę, znieruchomiał. Jego oczy rozwarły się szeroko w przerażeniu i czułam, że ma ochotę je przetrzeć – tak dla pewności.
Powoli stąpałam w przód. Śmiejąc się i płacząc.
Sasuke podniósł się z ławki, wciąż zszokowany i jednocześnie przerażony. Może myślał, że jestem duchem? Zjawą, która od tego dnia będzie codziennie go nawiedzała. Niespodzianka! Nie byłam złym duszkiem, byłam upartą Sakurą, która na nowo zacznie działać wszystkim na nerwy.
Zaśmiałam się po raz kolejny.
Sasuke oniemiał jeszcze bardziej.
 - Kocham cię! – wyśpiewałam. Potem obraz zaczął się kołysać, wręcz szargać. Wszystko działo się tak szybko, a ja trochę późno zrozumiałam, że biegnę.  
Sasuke spuścił głowę, przetarł oczy, uśmiechnął się.
Potem rozłożył ramiona, w które momentalnie wpadłam. Wtuliłam się w jego tors, chłonęłam dobrze znany zapach. Zapach dumy i męskości. Jego woń przyprawiała mnie o przyjemnie ciarki. Poczułam jak razem z Sasuke zakręciliśmy się wokół własnej osi.
Mój śmiech gubił się na wietrze.
 - Nie wiem jak mogłaś być na tyle lekkomyślna. Nawet nie wiem jak to zrobiłaś, ale dziękuję ci, że tutaj jesteś.
To były pierwsze słowa jakie wypowiedział do mnie w moim nowym życiu. Chciałam zobaczyć wyraz jego twarzy, ale z drugiej strony wiedziałam, że dla Sasuke nie będzie to komfortowe. Nie lubił afiszować się swoją „ludzką” naturą. Zamknęłam więc oczy.
Wtedy uzmysłowiłam sobie coś jeszcze.
 - Nasze dziecko żyje, prawda?
 - Było równie uparte co jego matka… - wyszeptał.
 - I równie waleczne co jego tatuś – zachichotałam.
To żałosne.
To niegrzeczne i bardzo egoistyczne.
Jednak nie potrafiłam wtrącić tematu Karin. Nie chciałam. Byłam zbyt szczęśliwa… Ostatecznie mogłabym uwierzyć, że właśnie taki efekt chciała uzyskać. W końcu… Karin go kochała.
Odsunęłam się od Sasuke. Ale tylko odrobinkę. Nadal przywierałam klatką piersiową do jego torsu. Teraz chciałam… chciałam po prostu zobaczyć jego twarz, czarne, hipnotyzujące oczy i należytą dumę.
Tyle, że jego mimika wcale nie wyrażała dumy.
S A S U K E
Uśmiech Sakury naraz zastygnął w dziwny sposób. Jej oczy rozwarły się, a śmiech przestał dobiegać do moich uszu.
Choćbym chciał… nie byłbym w stanie tego zamaskować. Owszem, miałem w tym wieloletnie doświadczenie, radziłem sobie z tym jak nikt inny na świecie, jednak… to była Sakura. Jak mógłbym nie reagować na jej cudowne odrodzenie? Na te wszystkie wizje, które momentalnie przelatywały przez mój umysł jak klatki filmu.
Tutaj nie dało się walczyć z nadchodzącym uśmiechem.
Nieprzerwanie wpatrywałem się w jej zielone tęczówki, które nadal szkliły łzy. Jest niesamowita. Tylko Sakura potrafi wybiec z budynku w szpitalnym fartuszku, wmaszerować do parku, śmiać się i krzyczeć jak bardzo mnie kocha.
Jeździłem opuszkami palców po jej policzkach. Były gorące od żarzących się w jej wnętrzu emocji.
Potem już wszystko inne przestało mieć dla mnie znaczenie.
 - Kocham cię.
Myślałem, że jej zdziwienie wzrośnie, myślałem, że dłuższą chwilę będzie wpatrywała się we mnie bezmyślnie, zaskoczona nagłym wyznaniem. Zaskoczona tym, że Sasuke Uchiha obwieścił coś tak absurdalnego. Zwykłego, słonecznego dnia… nie w ciągu drastycznych wydarzeń, zbliżających ku śmierci.
Sakura uśmiechnęła się delikatnie, i owinęła wokół kciuka kosmyk moich włosów. Ciepło opatuliło się wokół mojego serca. Czułem, że mogę powiedzieć jej wszystko.
 - Chcę cię mieć tylko dla siebie – oświadczyłem. – Ciebie i nasze dziecko. Na całe życie.
Parę chwil przyglądała mi się, milcząc. Potem jej policzki nieznacznie się zaczerwieniły, a Sakura złożyła krótki pocałunek na moich ustach. Rozpłynąłem się pod wpływem dawki dodatkowego ciepła, którego miałem obecnie aż zanadto.
Zbierałem się już do oddania czułego gestu, żeby móc potwierdzić swoje słowa czynami, ale blond czupryna zamigotała w panoramie za Sakurą.
Haruno dostrzegła moje zainteresowanie i obróciła się do tyłu.
 - Naruto?
Naruto sunął powoli do przodu, przyglądając się nam z kamiennym wyrazem twarzy. Jego płaszcz tańczył na wietrze, nadając mu charakterystycznego dla władców wyglądu. Wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że dobrze prezentuje się jako Hokage. Zasłużył sobie na to. Spełnił marzenie z dzieciństwa, w które wątpili niemal wszyscy.
Sakura wstrzymała oddech. Wokół niej narodziła się nagle jakaś napięta aura.
 - Sakura-chan… - wycedził Uzumaki, gdy był już dostatecznie blisko.
 - Naruto, przepraszam ja… Chciałam zobaczyć się z Sasuke… nie mogłam czekać…
 - Głupia… - uśmiechnął się. – Nie mówię o tym.
 - Hę? – chwyciwszy rękę Sakury, stanąłem obok niej, by móc obserwować każdą najmniejszą zmianę jej mimiki.
Naruto palcem wskakującym naprowadził nas w dół.
Omal nie udławiłem się zaskoczeniem, kiedy ujrzałem krew.
 - Co do…
 - Na drodze stanął mi jakiś głupi kamień! – wykrzyknęła nieelegancko. – Nie miałam czasu, aby się leczyć. Proszę! Nie zabieraj mnie do szpitala i nie nasyłaj na mnie żadnych lekarzy, ja…
 - Sakura-chan, spokojnie. Zatrzymałem Ino i resztę. Powiedziałem im, że jeśli coś ci się stanie biorę za to pełną odpowiedzialność… i stało się! – ostatnie słowa wykrzyknął swoim denerwującym głosem i teraz już wiedziałem, że jest to ten sam Naruto, z którym darłem koty na każdej misji.  – Ach! Oni mnie zabiją! – rozpaczliwie zmierzwił sobie włosy. – Do parku było blisko, myślałem, że dasz radę dotrzeć tam bez żadnych okaleczeń i wypadków! Bieganie szło ci całkiem nieźle…
W słowo Naruto wbił się donośny śmiech Sakury. Z tego rozbawienia musiała nawet chwycić się za brzuch.
 - Och, przepraszam cię Naruto. Jestem niezdarą. Każdy mi to mówi – przerwała, spoglądając na mnie. – Prawda, Sasuke?
 - Nie mogę temu zaprzeczyć, ale to nie zmienia faktu, że zachowałaś się bardzo lekkomyślnie – powiedziałem karcącym tonem.
 - Jak zawsze – Naruto wzruszył ramionami.
Kilka godzin przesiedzieliśmy na ławce. W trójkę. Jako drużyna siódma. Sakura została zmuszona do uleczenia rany pozostawionej przez złośliwy kamyk. Naruto opowiedział nam skrótowo co działo się w wiosce podczas nieobecności Sakury. Potem wspominaliśmy. Głównie Sakura i Naruto. Może rozpierało mnie szczęście, ale ostatnie resztki dumy udało mi się zachować w swoim wnętrzu. Wsłuchiwałem się w słowa tej dwójki, wyobrażając sobie każdą opisywaną scenę. Będąc uciekinierem uparcie starałem się jak najmniej wracać do przeszłości w Ukrytym Liściu, teraz byłem zaskoczony jak perfekcyjnie pamiętam każdą omawianą przez nich sytuację.
 - Hej… - Sakura raptem poderwała głowę.
 - Co jest? – zapytałem.
 - Słyszycie to?
Między nami zapanowała idealna cisza, którą przerywał wyłącznie szelest liści.
I głosy.
Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni, wsłuchując się w ich brzmienie.
 - A nie mówiłam? – Haruno wstała z miejsca, wertując wzrokiem drogę, która prowadziła do Akademii Ninja. – Może coś się stało? Musimy to sprawdzić!
 - Ledwie „wyszłaś”, a raczej uciekłaś ze szpitala – Naruto spojrzał na nią nieprzekonany. – Jako Hokage ja się tym zajmę. Sasuke zaprowadzi cię z powrotem do Sali, zgoda?
    -    Ale to jest zbyt dziwne. Te głosy… mieszają się ze sobą. Jest ich…
 - Dużo – dokończyłem za nią. Wiedziony ciekawością również poderwałem się na równe nogi. Naruto rozłożył się nonszalancko na ławce i westchnął przeciągle.
 - Pewnie rodzice młodzików rozmawiają przy Akademii. Albo dzieci znalazły sobie kolejną, głośną zabawę.
 - To raczej nie wygląda na spokojną rozmowę.
 - Więc została opcja nowej dziecinnej zabawy.
 - Odezwał się ten, który nigdy nie był dzieckiem – Sakura zmierzyła go morderczym wzrokiem i już miała zasiadać z powrotem na drewnianej ławie, kiedy coś niespodziewane ją zatrzymało.
Oboje zastygliśmy w bezruchu.
Krzyki stały się wyraźniejsze. Wołania, śmiechy, aplauzy. Oczy Sakury zrobiły się nieludzko szerokie, a jej ręka uczepiła się mojej koszuli.
 - O mój Boże. Widzisz to?
 - Naruto… - wolałem zwrócić się do blondyna, będąc pewnym, że on będzie trochę lepiej poinformowany jako Hokage.
 - Co?
 - Spójrz.
 - Miałem rację. To dziecinna zabawa?
 Zirytowany zmaterializowałem się przed ławą i siłą postawiłem go na nogi. Sakura wykonała resztę roboty, ciągnąc go w odpowiednie miejsce.
Przyjemnie było oglądać stopniowo wzmagające się zaskoczenie na jego twarzy.
 - O rzesz ty…
Przez wąską dróżkę do parku przedzierał się tłum wiwatujących ludzi. Na czele dostrzegłem małego Orichi’ego, który radośnie unosił rączki do góry, Kibe, nieprzekonanego Shikamaru, sztucznie uśmiechającego się Sai’a, a nawet Kakashi’ego, z którym nie konwersowałem od wielu długich lat, był też Suigetsu i Juugo, którzy do końca nie są pewni swojej przyszłości.
 - C-co… Ale… J-jak… - buzia Naruto otworzyła się bardzo szeroko, utrudniając mu wypowiedzenie jakiegoś istniejącego słowa.
Za maszerującą na pierwszym planie Ino ciągnęły się nieskończone tłumy mieszkańców Konohy. Uradowanych mieszkańców. Krzyczeli coś o naszej drużynie, składali cześć Szóstemu Hokage, a nawet cieszyli się z mojego powrotu. Wśród wszystkich wrzasków raz na jakiś czas dosłyszałem się swojego imienia.
Które wcale nie pozostawiało w ich ustach złego smaku – przeciwnie – ludzie wypowiadali go z uśmiechem.
 - Sakura-san! – mały Orichi uwolnił się od tępa nadanego przez tłok hałaśliwych ludzi i podbiegł do Sakury, która w porę przykucnęła, aby złapać malucha w swoje objęcia.
 - Witaj skarbie – wyszeptała czule, nadal zmagając się z zaskoczeniem.
 - Tak się cieszę, że wreszcie się obudziłaś! Tęskniłem za tobą! Wiedziałem, że nie umrzesz! Jesteś zbyt fajna, żeby umrzeć! Fajne osoby giną na samym końcu.
 - Przecież o tym wiem. Myślisz, że dlaczego wróciłam? – spojrzała na niego rozbawiona, a zaraz potem zaczęła szeptać: – Co to za zbiorowiska?
 - Czyj to pomysł? – dorzucił Naruto, który wciąż nie mógł dowierzyć własnym oczom.
Wprawdzie ja też miałem z tym problem, to jednak usiłowałem nie okazywać tego tak otwarcie.
Orichi oderwał się od Sakury i wbił wzrok we mnie.
 - To dla was wszystkich, Sasuke! Dla ciebie, Sakury-san i Naruto! Wymyśliła to Yamanaka-san! Powiedziała, że wszyscy walczyliście o dobro Konohy i trzeba to jakoś uczcić! Tak bardzo się ucieszyłem, kiedy powiedziała mi, że Sakura-san do nas wróciła i że wasze dziecko też!
No tak.
W końcu był jeszcze drugi maluch.
Sakura instynktownie chwyciła się za brzuch i z uśmiechem omiotła wzrokiem każdego cisnącego się w tłumie osobnika.
Naruto uporał się z szokiem i zaprezentował swoje uzębienie, klepiąc Sakure po ramieniu.
 - Wiesz co, Sakura-chan? Jeśli ten dzieciak to połączeniee ciebie i Sasuke… to aż strach pomyśleć jaki on będzie…
 - Idealny – wyszeptała.
- Będę mógł się z nim bawić? – Orichi zacisnął pięści i zaczął skakać wokół Sakury. To był kolejny raz, w którym nie potrafiłem zwyciężyć z nasuwającym się na moją twarz uśmiechem.
 - Jasne, że tak. Będziecie najlepszymi przyjaciółmi!
Jakoś przełknąłem fakt, że większość mieszkańców nagle pozbyła się kipiącej względem mnie nienawiści. Oczywiście domyślałem się, że na potrzeby tego przedstawienia niektórzy z nich udawali sympatię i radość, nawołując moje imię.
Ale dzięki temu obrałem sobie nowy cel.
Utwierdzić ich wszystkich w przekonaniu, że od tego momentu Sasuke Uchiha będzie przykładnym mieszkańcem Wioski Ukrytej w Liściach, przykładnym przyjacielem, a nawet ojcem. Zawsze marzyłem taki być.
Tłum zatrzymał się w miejscu, a Ino i Suigetsu wystąpili na przód, z całych sił starając się przekrzyczeć zgromadzonych mieszkańców. 
 - Zdziwieni, co nie?!
 - Udało się, Yamanaka-san! – odpowiedział jej Orichi.
 - Wiedziałem, że szef ma jakieś uczucia – Suigetsu wpadł w nostalgiczny nastrój.
Wtem Naruto delikatnie szturchnął moje ramię.
 - Teraz chyba nie masz wyboru, musisz zostać w Konoha. Inaczej ci wszyscy ludzie na nową cie znienawidzą – oznajmił z konspiracyjnym uśmieszkiem.
Spojrzałem na Sakurę.
Ona wiedziała jaka jest moja decyzja.
I to było dla mnie wystarczające.
Poczułem jak wzmacnia uścisk wokół mojej dłoni, obdarowując mnie jednym z najpiękniejszych odmian uśmiechu.
Nienawidząc, kochasz.
Mając dość, nie potrafisz wyobrazić sobie bez niej życia.
Walcząc o swoje szczęście, bardziej walczysz o szczęście dla niej.
Taka właśnie jest miłość.
Sekret szczęścia.

K O N I E C


Podziękowania

Pragnę serdecznie podziękować Shayen, która motywowała mnie podczas ciężkich początków tego bloga. Kiyo-chan, która była niesamowitą nauczycielką ortografii i podstawowych zasad stylistycznych. Królowej Miecza, wiernie trwającej przy moim blogu marzycielce, dzięki której często zyskuję niesamowite napady weny. Sheeiren za szczerość i te przedziwnie identyczne upodobania (na pewno pamiętasz naszą rozmowę na Gadu-Gadu xD). CarpeDiem za tyle słów życzliwości, a także cennych uwag. Hotaru-chan za piękne, długie komentarze i nieświadome podnoszenie na duchu.  Karoli-chan za długie, wspierające mnie rozmowy na GG i za pełnienie roli mojego psychologa. Shiyuu za pozostawianie pod każdą notką słów wsparcia i motywacji. Minachan za uwagi, przezabawne komentarze i również za bycie przyczyną napadów weny. Rinie Shadow za szczerość, samą obecność i bardzo rozczulające komentarze, a także za polecenie gry Ninja Saga (moje nowe uzależnienie xD). Keade153 za sumienne komentowanie każdego niemal rozdziału i motywację. Tanako za to, że zawsze mogę odpłynąć od rzeczywistości, czytając twojego bloga i za słowa otuchy. Wszystkim anonimom za to, że znaleźliście chęć na zostawienie szczerych, motywujących komentarzy… w ogóle za to, że postanowiliście skomentować.
Wszystkim czytelnikom (nawet tym cichym)… za wszystko! Nawet za zbyt szczere komentarze, które czasami mnie dołowały, jednocześnie podbudowując do stania się jeszcze lepszą bloggerką. Za wszystkie „Lubię to!” na Facebooku i za magicznie kliknięcia „Dołącz do grupy” sieci znajomych Google, których ilość sprawiała mi masę radości. I ostatnie… Dziękuję za samą obecność, za samo czytanie moich opowiadaniach, znoszenie tych nudnawych momentów i przeżywania tych kulminacyjnych. Za wytrzymywanie przy Sakurze i Sasuke, mimo że wielu z moich czytelników przyznawało się, iż nie przepada za tym paringiem.
Jesteście najlepsi, niesamowici, a wasza pomysłowość nie zna granic!
Dziękuję po stokroć!

PS: Opinię o ostatnim rozdziale zostawiam wam, choć wiem, że zbytnio zapewne was nie zaskoczyłam. Uwierzcie jednak, że zaliczyłam wiele nieprzespanych nocy dumając nad jakimś spektakularnym zakończeniem. Teraz biorę się za poprawianie błędów przy pierwszych rozdziałach.
Jeśli ktoś z was, moi drodzy będzie miał czas i ochotę na napisanie (krótkiej lub długiej) recenzji to proszę przesyłać na akemi.chan@op.pl Jeśli będzie ich kilka, to stworzę nową podstronę dla osób zaczynających czytać opowiadania.
Pozdrawiam was gorąco i żegnam. Może kiedyś skuszę się na jakąś jednopartówkę.





39 komentarzy:

  1. „Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" prawda? Zawsze będę kochać to opowiadanie i miło wspominać wszelkie emocje i łzy mi przy nim towarzyszące. Strasznie dziękuję za twoją wytrwałość, przecież jest mało blogerów, którzy prowadzą swoje opowiadania do końca. Na szczęście zostało jeszcze Ai no Ibuki ale to SOH zawsze będzie tym "jedynym".

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj ;)

    To było niesamowite. Myślę, że nie mogłaś napisać nic bardziej wzruszającego i przepełnionego miłością i pozytywną energią jako ostatni rozdział. Natłok mieszkańców Konoha, zmierzający w stronę Teamu7 był najlepszym pomysłem na patetyczny nastrój notki xD.

    Tak długo przygotowywałam przygotowywałam swoją ostateczną wypowiedź, jednak po przeczytaniu epilogu jestem tak poruszona, że nie potrafię przypomnieć sobie nic z tego, co przygotowałam ;D przepraszam za to xD.

    Dziękuję Ci za ukazanie nam wzlotów i upadków bohaterów. Za stworzenie niedostępnego Sasuke, za upartą Sakurę, za tajemniczego Eizo, podtrzymującego na duchu i optymistycznego Orichi'ego, za Karin, Juugo, Suigetsu i wiele innych postaci, które wystąpiły w Secret of Happiness.
    Dziękuję za walkę Sakury, Sasuke na ringu w Kiri( bodajże ;p ), za ucieczkę Sakury do Konohy, za humorki Sasuke, za przygody na festiwalu, za miłosne uniesienia głównych bohaterów, za powrót Sasuke do wioski i za szczęśliwe, piękne zakończenie.

    Dziękuję za podziękowania skierowane do mnie xD. Czuję się baardzo zaszczycona xD.

    Dziękuję za to, że BYŁAŚ, JESTEŚ I BĘDZIESZ xD.

    Pozdrawiam i trzymam kciuki za nowe pomysły ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cos pieknego... Dziekuje za to wszystko , za te opowiadanie . Nie raz płakałam , nie raz dawało mi coś do myślenia. Świetnie piszesz... Jesteś wspaniała i życze ci wszytskiego co najlepsze i mam nadzieje, ze drugiego bloka szyko nie skonczysz ; D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za podziękowanie :)
    I dziękuję Ci (już od bodajże dwóch rozdziałów) za wszystkie uśmiechy i ogólnie za każde uczucie i czas spędzony z twoim blogiem.
    Koniec jak najbardziej satysfakcjonujący. Widać, że naprawdę nad nim myślałaś, bo to nie jest taki zwyczajny happy end, oj nie! To coś większego.
    A najlepsze jest to, że skończyłaś pisać oczami odmienionego Sasuke. Te podsumowanie miłości pod koniec... Coś pięknego...
    No, a te powitanie ,,Team 7"!? Po prostu brak słów... I co jeszcze jest najlepsze? Że ten koniec nie był tak naprawdę końcem, ale początkiem - początkiem drugich narodzin team'u 7, oraz narodzin miłości Sasuke, Sakury i dziecka.
    To zdecydowanie nie jest koniec historii, a jej początek. Tylko dalsze losy musimy sobie sami dopowiedzieć.
    A więc - skończyłaś zdecydowanie perfekcyjnie, bez niedosytu. Daję sobie rękę uciąć, że lepiej już nie będzie.
    Coś więcej?
    Ach, no tak. Do zobaczenie na Ai no Ibuki oraz na Twoim drugim blogu, którego nazwy jeszcze nie mogę zapamiętać, ale jestem pewna, że już po pierwszym rozdziale, zapadnie głęboko w moim sercu. Tak jak SOH oraz ANI.
    Do zobaczenia!
    Pozdrawiam!
    Życzę weny!
    I jeszcze raz dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  5. Znalazłam ten blog pół roku temu(czy jakoś tak). Przeczytałam jeden rozdział. Ok, przyjemny, dlatego postanowiłam zacząć od pierwszego rozdziału. Spędziłam na lekturze sporo czasu. Tak mnie wciągnęło, że nie spałam całą noc. Piąta rano - to była najwyższa pora by iść spać.
    Od tamtego momentu ciągle zaglądałam na Twój blog. Czekałam na kolejne notki, lecz nie komentowałam (jakoś nie jestem w tym dobra). Jednak teraz czytam ostatni rozdział... Łezka w oku się kręci. Początkowe rozdziały byki, ale kolejne... Nieziemskie. Charaktery postaci, jak i ich przemyślenia bardzo przypadły mi do gustu. Śmiałam się, smuciłam, złościłam razem z nimi.
    Dziękuję Ci za te cudowne 74 rozdziały. Poznaliśmy sekret szczęścia... Brakuje mi tylko jednego - epilogu, jak Sakura i Sasuke odprowadzają swoje maleństwo do Akademii Ninja:)
    Pozdrawiam i życzę sukcesów w dalszej twórczości.
    D.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam ;)
    Dziękuję za podziękowania:*

    Dziękuję za każdą chwilę którą mogłam spędzić w Twoim wykreowanym świecie czytając Twojego bloga. Każdy rozdział pokazywał nam różne oblicza bohaterów.

    Dziękuję za pięknie wykreowaną postać Sakury upartej i walczącej o wszystko co kocha, za niedostępnego Sasukę.

    Dziękuję za każdy uśmiech, łzę za każdą chwilę radości i smutku.

    Zakończenie to niezwykły happy end pełen optymizmu i nieopisanego szczęścia. Ponowne "narodziny" Teamu 7 i powitanie ich przez całą społeczność Konohy. Piękne zakończenie i ogromnie podobają mi się ostatnie słowa Sasuke.

    Piękne podsumowanie całej ich historii pełnej upadków ale i również wzlotów naszych kochanych bohaterów.

    Dziękuję za wszystko;*
    Życzę weny:)
    Pozdrawiam i do zobaczenia na Ai no Ibuki ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wszystko cuuudowne ale pragnelabym jednopartowki już, zaraz, natychmiast:-D miałam nadzieję zobaczyc Sasuke w roli ojca i wgl ich związek w "normalnym" świecie.. No ale cóż.. Czekam dalej;-) Hay

    OdpowiedzUsuń
  8. Sekret Szczęścia to naprawdę jeden z najwspanialszych i najbardziej poruszających blogów jakie czytałam. Nie ważne że jutro mam dwa sprawdziany na które nic nie umiem, ale musiałam to przeczytać, żeby ostatni raz na tym blogu powiedzieć ci że jesteś wielka! :))
    Mam nadzieję, że ten koniec to jednocześnie nowa wena i nowy początek nowej twórczości o SS :)))
    pozdrawiam i dziękuję , że tak sumiennie tu dotrwałaś do końca ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie wierzę, że to już koniec. To wszystko minęło jak jeden dzień. Jakże wspaniała historia znalazła swój kres. Popadam w depresję jednocześnie płacząc ze szczęścia. Tak, jesteś wielka! Świetnie zaplanowałaś każdy szczegół, czego swoją drogą zawsze Ci zazdrościłam. W każdym razie właśnie to planowanie oraz Twoja wielka wyobraźnia i nadmiar weny stworzyły to genialne opowiadanie. Nadal twierdzę, że gdybyś wydała je jako książkę, to Twoje konto bankowe pękałoby w szwach! Kurcze, naprawdę jest mi smutno. Pocieszam się, że jest jeszcze Ai No Ibuki, ale i tak zostaje ta dziwna pustka. W końcu drugiego takiego bloga jak ten już nie będzie. Jest wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju. W mojej pamięci ta historia pozostanie jako najlepsza! Dziękuję!
    Dziękuję też za umieszczenie w podziękowaniach. Niezmiernie się cieszę, że moje nieskładne, głupie i bezsensowne komentarze w chociażby najmniejszy sposób motywowały Cię do dalszej pracy.
    Po stokroć dzięki! :*


    PS.
    Teraz będę Cię dręczyć na Ai No Ibukie. :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Podzielam uczucia osób wyżej. Wczoraj przeczytałam rozdział, ale dopiero dziś byłam w stanie emocjonalnym coś napisać. Ja jeszcze pamiętam, gdy pierwszy raz weszłam na twojego bloga. Wtedy napisałaś chyba drugą notkę. Pomimo tego, że styl pisania średnio mi odpowiadał, ale sama historia mnie wciągnęła. Miałam nadzieje, że dokończysz tego bloga. Z każdym rozdziałem coraz bardziej mi się podobał. Z czasem poleciłam mojej przyjaciółce również twojego bloga, która również była zachwycona twoją inwencją twórczą. Często po skończonym rozdziale krzyczałyśmy na pół korytarza wymieniając swoje zdanie i myśląc jak to się skończy, a czasem nawet płacząc. Tyle razy na tym płakałam, że jak sobie teraz pomyśleć to nadal chce mi się płakać.
    Poza tym często mnie inspirowałaś do pisania moich blogów. Zawsze czytałam jakiś twój rozdział czekając na napływ weny. Bywało różnie, ale i tak zawsze cb podziwiałam. Naprawdę ryczeć mi się chce jeśli pomyśle, że to koniec tego bloga. Na szczęście zostało Ai No Ibuki, które będzie równie wspaniałe co ten blog. Pozdrawiam, życzę weny do dalszej pracy i dziękuje za te wszystkie uczucia jakie miałam podczas czytania tego bloga. Dziękuje jeszcze raz i do usłyszenia.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie napisze nic konkretnego. Jestem zbyt zalana łzami.. szczęścia oczywiście :)
    Dziękuje Ci, za wszystkie moje chwile spędzone z tym opowiadaniem, za napady śmiechu, łzy, zamykanie się w pokoju w nocy i nadrabianie po parę rozdziałów, za kochanego Orichi'ego, za upartą i roztrzepaną Sakurę, za tajemniczego Sasuke, za wiecznie wesołego Naruto, za.. nie wiem, za co jeszcze :O
    Dziękuje za całokształt, po prostu <3
    Opowiadanie najlepsze z najlepszych, tyle powiem :)

    Pozdrawiam,
    Mikayo :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  13. Cholera, stało się. Mój ulubiony blog został zakończony. Pamiętam, że zawsze gdy kończyłam czytać nową notkę, czułam niedosyt tak wielki, iż to bolało. Chciałam przeczytać wszystkie rozdziały naraz, znać zakończenie tej historii... A gdy teraz o tym pomyślę to wiem, że oddałabym wiele, by znów móc co drugą niedzielę wyczekiwać kolejnego postu, sięgać po telefon co 5 minut i sprawdzać czy przypadkiem go już nie dodałaś...

    Pamiętam, że kiedyś mama budziła mnie na obiad (tak, na obiad - straszny ze mnie śpioch^^) a ja się upierałam, że nie wstanę, jestem zbyt zmęczona "ciężkim tygodniem", ale kiedy nie dała za wygraną, otworzyłam oczy i pierwsze co zrobiłam to sięgnęłam pod poduszkę. Wstukałam w telefonie adres bloga, a gdy ujrzałam magiczny napis "Rozdział 68" (a przynajmniej coś w okolicach niego :D) momentalnie wyskoczyłam z łóżka jak oparzona. Tylko po to, by dowiedzieć się cóż to nowego przygotowałaś dla Sakury i Sasuke.

    Zakończenie... podoba mi się. Jest proste, zwyczajne i - co najważniejsze - szczęśliwe. A według mnie takie są najpiękniejsze. Choć przyznam, trochę się zaniepokoiłam czytając, że Sakura tak długo się nie budzi. Zaczęłam dumać nad tym, czy może jednak nie będą razem, że może chciałaś nas zaskoczyć... Jednak przypuszczenia okazały się błędne i chwała za to.

    Och, prawie bym zapomniała! Chciałam Ci jeszcze powiedzieć, że zakładka "Pytania" okazuje się bardzo pomocna, zarówno na SOH jak i na Ai no Ibuki. Przeglądając ją trafiłam na polecane przez Ciebie książki. Zainteresowałam się pozycją "Delirium", wcześniej już o niej słyszałam, ale jakoś nie miałam okazji jej zakupić, ani pożyczyć. Poprosiłam więc o nią mojego Mikołaja ^^. Tym sposobem 6 grudnia spędziłam na czytaniu do późnej nocy tej właśnie książki. Dosłownie ją pochłonęłam. Jest świetna, ze zniecierpliwieniem czekam więc na to, aż kolejna część dostanie się w moje szpony. A stanie się to niebawem, chodzą bowiem słuchy, iż za sprawą Aniołka znajdę ją pod choinką (czyt. mojej mamie również się spodobała, więc nie będzie żałować wydać tych trzydziestu-kilku złotych).

    Dziękuję Ci więc za to, że poleciłaś komuś tą książkę. Dziękuję, że znajdujesz czas by raz w tygodniu dodać coś nowego. Dziękuję za pyskatą Sakurę, przemianę Sasuke, słodkiego Suigetsu i... za to, że każdego bohatera powolutku zmieniałaś na lepsze. Dziękuję za podziękowania ^^
    I oczywiście za to, że nie rozwijasz akcji za szybko, wszystko toczy się odpowiednim tempem, Uchiha nie wyznaje Haruno miłości przy pierwszym, drugim, trzecim spotkaniu. To właśnie uwielbiam w Twoich opowiadaniach.
    Kurczę, rozpisałam się jakbym co najmniej już nigdy więcej nie miała wyrazić swojej opinii... A to przecież nonsens! Pomęczę Cię jeszcze trochę. Jest jeszcze przecież Ai no Ibuki i myślę, że niebawem dodasz coś na Stories of Solvedia :)

    Pozdrawiam!

    P.S. Woooow, popatrzyłam na zegarek i się okazało, że pisałam komentarz 4o minut... Ale było warto :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Droga Akemii, dziękuje Ci za to że miałaś ochote, wene i poświęciłaś czas na to żeby napisać tego bloga. Dziękuje ci za tak wspaniałe zakończenie, lepszego nie mogłam sobie wymarzyć. Płakałam, płacze i zawsze będe płakać czytając to opowiadanie. Wywołuje ono u mnie tak silne emocje. To najlepszy blog jaki kiedykolwiek czytałam. Dziękuje ci za wszystkie emocje które swoją pracą u mnie wywołałaś. Dziękuje ci za wszystkie chwile spędzone na czytaniu tego opowiadania, za uśmiech i łzy. Dziękuje również za to że czytająć twoje opowiadanie mogłam się oderwać od codzienności. Mogłam uciec od problemów chociaż na chwile, czytając opowiadanie o tym jak rodzi sie uczucie. To opowiadanie nie jest zwykłe, ty jesteś artystką. Nie znam Cię, ale w moim sercu zapiszesz się jako naprawde ktoś wspaniały. Będzie mi brakowało tego opowiadania, poprostu czuje swego rodzaju pustke kiedy patrze na ten post i wiem że to już koniec. NIeee, właściwie to początek. Początek czegoś naprawde wielkiego. To jedyna myśl która mnie pociesza. Wiem, jest jeszcze Ai no Ibuki który jest równie świetnym blogiem, jednak to już nie będzie to samo. Mam poprostu do tego opowiadania sentyment. Bloga odkryłam niecały rok temu, nie komentowałam zbyt często ponieważ poprostu czasami brakowalo mi słów zachwytu. Uwielbiam twój styl pisania, zakochalam się. To była milość od pierwszego wejrzenia. Odkryłam twój blog przez przypadek oglądając obrazki w Google. Zarwalam 3 noce, ale udało mi sie przeczytać. Z tego co pamiętam był to chyba 34 rozdział. Od tego momentu nie wyobrażałam sb niedzieli bez nowego rozdziału. Czekałam, a kiedy już wstawiłaś cieszyłam się jak dziecko. Kiedy czytalyśmy twojego bloga z przyjaciółką, płakałyśmy jak małe dzieci. Dziękuje ci za wszystko. Za zamkniętego w sobie Sasuke, który powoli odkrywał co to miłość, za Sakure którą tak przepięknie wykreowałaś że tylko ze względu na twoje opowiadanie zaczęłam ją lubić. Za Suigetsu, który zawsze umial mnie rozbawić. Za Karin, której nienawidzilam, jednak znów dzięki tobie zaczęłam ją darzyć szacunkiem. Dziękuje za wszystkie wzloty i upadki bohaterów, za te niesamowite przygody, które przeżywałam z nimi, równie mocno i intensywnie. Dziękuje za to że odkryłaś przedemną SEKRET SZCZĘŚCIA!


    ,, Nienawidząc, kochasz.
    Mając dość, nie potrafisz wyobrazić sobie bez niej życia.
    Walcząc o swoje szczęście, bardziej walczysz o szczęście dla niej.
    Taka właśnie jest miłość.
    Sekret szczęścia. ,,


    Dziękuje, pozdrawiam, śle nieskończoność całusów i życze Ci nieskończonych pokładów weny. Teraz wezme się ostro za komentowanie Ai no Ibuki, za bardzo ci kocham żeby zrezygnować z czytania czegoś co wyszlo z pod twojej ręki. Tak już mam. Mam jeszcze pytanie, czy masz coś przeciwko gdybym wydrukowała twoje opowiadanie i je ślicznie oprawiła, żebym zawsze mogła je mieć przy sobie i poczytać. Jest to dla mnie bardzo ważne. Jeszcze raz dziękuje, za wszystko, chociaz moje słowa ani w 1% nie są w stanie oddać mojej w dzięczności. Stało się, doprowadziłaś bloga do końca, nielicznym udaje się tego dokonać. Gratulacje.


    Oddana czytelniczka, Sonia.

    OdpowiedzUsuń
  15. echh no ja nie moge! już koniec.. to była niesamowita historia, aż nie wiem co powiedzieć na zakończenie.
    wielkie gratulacje i podziękowania, że nie porzuciłaś swojego opowiadania i doprowadziłaś je do genialnego finału
    naprawdę cudowne :3

    OdpowiedzUsuń
  16. To ja napiszę na maila, wysilę się :3

    OdpowiedzUsuń
  17. Dla mnie ? Naprawdę ? T.T Dziękuje Ci <3

    Pozytywne komentarze, mówisz ? Okej, wiec jedziemy : >

    Po pierwsze ( bo od czegoś trzeba zacząć, prawda ? ) :

    Ogłaszam wszem i wobec, ze jest mi smutno ze skończyłaś tego bloga. I być może będziesz odpowiedzialna za moje załamanie nerwowe. Zaraz, chwila, być może ? Nie! Jesteś w stu procentach za to odpowiedzialna. Jesteś niedobrą kobietą i ja się tak nie bawię, żeby mieć takie widzimisię, ze się kończy bloga. To jest nie do pomyślenia. Ja, ja, ja .. ja się popłakałam i tyle ci powiem - odkupujesz mi chusteczki : p

    Po drugie ( trochę tego będzie, nie martw się ) :

    Ktoś przede mną powiedział Ci za co lubi twoich bohaterów, ale prawda jest taka, ze ich się nie da nie lubić ( może prócz Karin, bo jej nigdy nie lubiłam -,- ). Najdziwaczniejsze dla mnie w tym wszystkim jest to, ze przez ciebie polubiłam ta płaczliwą stronę Sakury, choć wcześniej z całego serca jej nie trawiłam.

    Po trzecie - wszystko co pamiętam z twojego bloga :

    Pamiętam jak opisywałaś walkę Sakury w Sunie, chyba, jej tajna technikę i równie tajna znajomość z Deidara. Pamiętam pierwszy pocałunek Sasuke i Sakury. Pamiętam początki Orichiego w Akatsuki. Pamiętam w jaki sposób Sakura dostała się do Taki. Pamiętam Eizo i jego bezczelność ( tego typka tez nie lubiłam, na szczęście zdechł muhahahahaha >.< ). O boże, pamiętam moja reakcje na wiadomość, ze Sakura jest w ciąży - tym to mnie zaskoczyłaś : > Pamiętam jaka byłam zła ( pfu to mało powiedziane ) na Ciebie, ze nie opisałaś jak do tego doszło : p hahaha nie mogłam się oprzeć ^ ^ Pamiętam, coś z jeziorem pamiętam, coś tam było, hm - aa tak chluptali sie xp

    Tak mi sie jakoś wspominek zachciało : p

    Do każdego rozdziału starałam sie podchodzić z uśmiechem i z tym, ze później może wyjść z niego niesamowita parodia. Przez to, nawet na najsmutniejszych rozdziałach miałam dobry humor - NANANANA BO JA PATRZE NA ŚWIAT PRZEZ RÓŻOWE OKULARY : p

    Oo nawet ten mi chyba wyszedł xd Otóż Sasuke czuwał przy Sakurze przez tydzień, prawda ? Cały czas. To oznacza, ze musiał być cholernie wykończony, wiec UWAGA UWAGA TU MOJA WERSJA, tam taradam - zasłabł, znaczy zemdlał! xd I w tym czasie kiedy on odpoczywał, oczywiście podłączono mu kroplówkę i w ogolę, obudziła sie nasza Sakurcia. I pobiegła szukać kochasia, i owszem znalazła go, ale NAGIEGO POD KOŁDERKĄ ( mrr ). A ze Sakura chciała wpakować sie do niego do łózka to ucieszyła sie, wiadome : > Sasuke sie obudził i wszyscy żyli długo i szczęśliwie. Koniec.

    Hahahaha nie wyobrażasz sobie jaki miałam zaciesz kiedy to wymyśliłam : d

    Po czwarte :

    11452233

    Daje ci swój szanowny numer gg, ponieważ jeśli tylko będziesz mieć ochotę to możemy pogadać o schizowych rzeczach - boj sie : p

    I na koniec życzę Ci ogromnej weny i wszystkiego czego Ci tam potrzeba, bo w końcu masz jeszcze jednego bloga : > A wiec, POWODZENIA : 3

    Pozdrawiam ^ ^
    minachan

    Ps. Ciekawe ile zajęłam miejsca xp

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, a tak, zapraszam cię do siebie na nowy rozdział : >

      Usuń
  18. Ekhem. No więc, zacznę od tego, że trzy dni temu znalazłam to opowiadanie i z początku nie byłam pewna, czy faktycznie mnie wciągnie, a jednak czytałam rozdział za rozdziałem. Sama nie wiem, jak udało mi się przeczytać wszystkie 72 rozdziały w tak krótkim czasie :D Ale, nie mowa tu o mnie. W każdym razie..
    Początek był chyba moja ulubioną częścią. A może środek? Eh, sama nie wiem. Historia niebanalna, wciągająca i bardzo przyjemna. Czytało mi się z łatwością. Nie mogłam się oderwać od lektury. Z końcem każdego rozdziału, już chciałam wiedzieć, co dalej. ;)
    Co do samej fabuły. Uwielbiałam początkowe kłótnie Sakury i Sasuke. Uwielbiałam ich przekomarzania, docinki. Najlepsze chyba jednak były te uczucia, które powoli poznawał Sasuke. Wszystko rozgrywało się wolno, stopniowo, co bardzo mi odpowiadało. Nie lubię, gdy główni bohaterowie już na początku przechodzą jakieś drastyczne zmiany. Podobało się to, że wszystko działo się.. naturalnie.
    Wyznanie w prysznicu i karnawał to chyba moje dwa ulubione fragmenty. I powiem ci szczerze, choć nie wiem dlaczego, ale od razu, naprawdę od razu, wiedziałam, że po tamtej wspólnej nocy Sakura będzie w ciąży. To po prostu musiało się zdarzyć! :D
    Co jeszcze.. Cieszę się, że wszystko mimo wszystko skończyło się dobrze. Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie Karin. Nie sądziłam, że jej uczucie do Sasuke jest aż tak silne. Podejrzewałam ją raczej o zwykłe zauroczenie. Wszyscy wiemy jak w serialu wszystkie dziewczynki były w nim zakochane. Właściwie przez jakiś czas, a dokładniej od kiedy stała się taka potulna i miła dla Sakury, obawiałam się, że coś kombinuje. Wydawała mi się jakaś dziwna, podejrzewałam nawet, że spiskuje coś z Madarą. Faktycznie trenował ją, ale widać błędnie ją oceniłam. W każdym razie, zaskoczyła mnie. Zupełnie zapomniałam o tym Jutsu. ;)
    No.. co jeszcze? Rozdziały bodajże 69-70 (z całego tego roztargnienia sama już nie wiem xd)okazały się wyciskaczami łez. Nie tylko poryczałam się jak ostatnia oferma, czytając sceny ze śmierci Sakury. Myślałam, że pęknie mi serce, kiedy wyobraziłam sobie płaczącego Sasuke. I jeszcze, gdy powiedział w końcu, że ją kocha! A potem na dodatek w kolejnym rozdziale jak czytałam, jaki był smutny, zrozpaczony, chociaż starał się to ukrywać. Jak wszyscy koło niego latali.. serce mi się łamało i znowu uroniła parę łez. Straszliwie obawiałam się, że to wszystko skończy się tak.. okropnie. Aż sama się zdziwiłam, jakie wyryło to na mnie wrażenie.. nie chciałam, żeby Sasuke znowu zamienił się w tego okropnego egoistę, drania, bezdusznego mordercę i mściciela. Fakt faktem, nie miałby na kim się mścić, ale nikt nie wie, co by mu do głowy strzeliło.. (no może prócz ciebie, chyba że od początku planowałaś happy end xd). W każdym razie, nie chciałam by stracił 'nowego' Sasuke, dlatego niezmiernie się ciesze, że stało się, jak się stało. Słowem zakończenia (z góry przepraszam za taaaaak długi komentarz i zawracanie głowy), jestem zachwycona. Piszesz znakomicie, a ja dałabym sobie ręce uciąć, za taki talent ;) mam nadzieję, że niedługo zabiorę się za czytanie twojego nowego dzieła, do którego, jak widzę, link znajduje się na górze ;) Życzę weny, nowych pomysłów i obyś nie przestawała pisać ;) Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Hej mam nadzieje ze cztyasz ten komentarz bo nie wiem czemu ale nie chcemi sie włączyc twój drugi blog a tak bardzo bym chciała przeczytac kolejną notke a nie moge :(

    OdpowiedzUsuń
  20. Opowiadanie jest cudne. Nie bd się już po prostu powtarzać. Powiem tylko: Zobacz maila. Wysłałam Ci co sądzę. Jesteś cudowna. Tyle. Szczerze zazdroszczę talentu. Wzruszyłam się na końcu. Cudowne. Chociaż czuję pewien niedosyt ;/ że się już skończyło. No cóż.
    Tak bywa, co nie zmienia faktu, że genialnie piszesz. Na mailu powinnaś mieć moją "większą" opinię.

    OdpowiedzUsuń
  21. Oo! PDF? Widzę, że idziesz w dobrym kierunku, aby powstała z tego książka. Wiem, że programami graficznymi posługiwać się potrafisz, więc proponuję stworzyć jeszcze okładkę. Jeśli Ty nie masz czasu, to może znajdzie się ktoś, kto zrobiłby dla Ciebie takie cudo(?) Byłoby cacy! Ah... *.* <3

    OdpowiedzUsuń
  22. Przeczytałam całe to opowiadanie z zapartym tchem, każdy rozdział napawał mnie pragnieniem poznania kolejnego. Z niecierpliwością czytałam każde kolejne słowo, każdą linijkę. Nie mogę dalej pojąć, jak może powstać coś tak pięknego, dzięki czyjeś wyobraźni i sposobu pisania. Momentami śmiałam się, denerwowałam, odczuwałam nawet emocje bohaterów. To jest niesamowite, tak piękne, że aż brakuje mi słów. Twoje opowiadanie jest niezwykłe, można tylko pozazdrościć talentu. To w jaki sposób ukazujesz świat, bohaterów, przebieg zdarzeń jest cudowne, a kiedy to wszystko łączysz w jedną całość tworząc coś wspaniałego. Niesamowite jest to ile emocji wzbudza to wszystko. Nawet jeśli pojawiły się jakieś błędy, aż grzechem jest je wytykać xd. Jeśli chodzi o ostanie notki wzbudziły one we mnie najwięcej emocji. Płakałam jak głupia, nie mogłam się po prostu powstrzymać. Jeszcze ta muzyka... cudownie wkomponowana, nadawała idealny klimat. Płakałam nawet przy tym jak Karin poświęciła swoje życie dla Sakury, choć za nią nie przepadam, ukazałaś ją w piękny sposób. Cóż i muszę przyznać, że nie jestem dobra w pisaniu komentarzy, dlatego tak rzadko cokolwiek komentuję. Jest to najwspanialszy blog jaki w życiu przeczytałam, bije na głowę wszystkie inne dotychczas przeczytane przeze mnie. Twój sposób pisania, to jak rozwijasz akcje, jest idealne, nie spotkałam się jeszcze z czymś takim. Jednak czuję pewne ukłucie w sercu, ponieważ tak przywiązałam się do tego opowiadania, że nie mogę uwierzyć w to, że już koniec. Mimo, że zajęło to mi kilka dni i siedzenie po nocach, to jednak w jakiś sposób pokochałam to opowiadanie. Cóż, zostało mi tylko pogratulować tak wspaniałej twórczości i życzyć weny na przyszłość. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeb! ;O Pomyśleć, że to kiedyś byłam ja? ;O
      Tak sobie teraz czytam to i stwierdzam, że... coś krótki ten komentarz, nie wysiliłam się xD
      Po za tym ubóstwiam ten szablon! Jak tylko spróbujesz go zmienić -.- To... Mam nadzieję, że będzie równie piękny!
      Eh, dobra, trza się wziąć do nauki.. Książki wołają...

      Usuń
  23. świetny blog i cudowne zakończenie normalnie cudo :)
    czy mogłabyś mi podać nazwę ostatniej piosenki z tego rozdziału 72 ?
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  24. woow to bylo naprawde cudowne!!! po raz pierwszy cztalm cos tak wspanialego <3 swietniee :*

    OdpowiedzUsuń
  25. Jesteś genialna, naprawdę. Wzór do naśladowania. Masz co prawda trochę ortografów, ale poza tym, jest okej. To opowiadanie na zawsze będzie moim ulubionym :D

    Pockerowa**

    OdpowiedzUsuń
  26. Przez dokładnie 3 roziadziały ryczałam . Non stop . Wczułam sie tak mocno , jeszcze ta muzyka dodawała nastroju . Poprostu rozpłakałam się jak beksa . Byłam wierną fanką tego bloga , ale potem nie miałam lapka wiec nie czytałam . Kocham kazdy rozdział tego bloga. Nie raz zakreciła się łezka . Koniec był przepiękny . I ostatni tekst "Nienawidząc, kochasz.
    Mając dość, nie potrafisz wyobrazić sobie bez niej życia.
    Walcząc o swoje szczęście, bardziej walczysz o szczęście dla niej.
    Taka właśnie jest miłość.
    Sekret szczęścia."
    Zauroczył mnie . Z jednej strony jestem zadowolona ze to koniec . Kazda opowiesc ma poczatek i koniec. Ale cieżko mi pomyśleć że już nigdy nie przeczytam co dzieje sie dalej . ZAWSZE BĘDĘ CZUŁA NIEDOSYT. Ponieważ cały blog po prostu był piękny . .

    OdpowiedzUsuń
  27. Dopiero co zaczełam czytać. Ale tak fajnie piszesz, że przeczytałam szybko co z jednej strony mnie smuci, bo masz genialną wyobraźnie, bo nie wiem jak to inaczej nazwać. Szczerze nie wiem, czy jeszcze przeczytasz mój komentarz, ale naprawdę jedne ogromne podziękowania z mojej strony, i życzę ci jeszcze więcej tak genialnych pomysłów. I jak co to zapraszam do siebie ; )
    http://zakazaneszczescie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  28. Witam zapraszam na mojego bloga ;) http://splamione-rece.blogspot.com/ mam nadzieję że prolog przypadnie do gustu pozdrawiam gorąco. ;)

    OdpowiedzUsuń
  29. Epicko! Jeśli tylko wyjdzie z tego książka obiecuję, że będzie u mnie na półce ;) Dalszej weny i twórczości ;**
    Jeśli lubisz czasami coś poczytać od początkujących to zapraszam

    OdpowiedzUsuń
  30. {SPAM}
    Prowadzisz bloga?
    Czy nie uważasz, że warto zareklamować swojego bloga? Zapraszam na : kolekcja-blogow.blogspot.com a nóż może znajdziesz jeszcze jakieś opowiadanie, które ci się spodoba ;p

    OdpowiedzUsuń
  31. Nominowałam Cię do The Versatile Blogger Award. Więcej informacji znajdziesz na stronie http://dzien-jak-co-dzien-kakashiworld.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Bardzo podoba mi się twoje opowiadanie, ale póki co chciałabym abyś i ty weszła na mojego bloga: http://sasusaku-medival-life.blogspot.com/
    Niedawno zaczęłam, więc nie ma tam jeszcze zbyt wielu rozdziałów.

    OdpowiedzUsuń
  33. Postanowiłam przeczytać tę historię po raz kolejny ;)
    Kiedy ponownie zagłębiałam się w tej hipnotyzującej treści, nachodziły mnie dreszcze - dosłownie! Świetnie opisane uczucia bohaterów, ciekawa i intrygująca historia, oraz przygody od których dostawało się gęsiej skórki.
    Jesteś wspaniałą autorką - nie ma co do tego wątpliwości.
    Blogów o tematyce z porwaniem Sakury jest na prawdę mnóstwo, lecz Twój jako jedyny zapadł mi dogłębniej w pamięć. Dzięki Tobie zaczęłam pisać opowiadania, wiesz? Jesteś dla mnie wzorem, Akemii ;) Czytając ostatnie słowa epilogu... Popłakałam się. Mało tego co chwila dostawałam dreszczy i gęsiej skórki. Jesteś świetna... Twoje dzieła są świetne! *.*
    Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę mnóstwa weny :)

    OdpowiedzUsuń
  34. masz talent,ogromny..podziwiam, zapraszam cie do mnie , mam ukrytą nadzieję ze chociaż przeczytasz moje wypociny, nie są one tak dobre jak twoje nawet w jednej setnej nie mają tego uroku co twoje pisanie. zapraszam :)<3
    http://czas-to-milosc.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  35. Nie mogłam wcześniej napisać komentarza, ponieważ z zapartym tchem śledziłam ich dalsze losy..nigdy nie płakałam przy czytaniu bloga a tu prosze..nie moge wyjść cholera z podziwu..Tylko jedna rzecz mnie zastanawia jak natknęłam się na ten blog to w końcówce wydawało mi się że czyztałam coś o tym jak Sasuke myślał sobie że jeko przyjaciółka Karin oddała życie dla niego i może trwać dzięki niej przy swojej żonie ( Sakurze) i ich dziecku które jest w drodze..jakoś tak mniej więcej..i teraz czuje się skołowana bo do czegoś takiego tu nie doszło..

    OdpowiedzUsuń