czwartek, 1 listopada 2012

Rozdział 47




Kiedy się obudziłam, doszło do mnie, że nigdy w życiu nie czułam się tak szczęśliwa. I choć większość nocy spędziłam na rozmyślaniach, tego ranka byłam niezwykle wypoczęta i pełna energii. Spojrzałam na Sasuke, który nadal pogrążony był w głębokim śnie. To dzięki niemu wyzbyłam się strachu i w końcu odważyłam się stawić krok ku uwolnieniu od Eizo. To dzięki uczuciu, które nagle zakwitło w przeciwnym kierunku i zapragnęło pozbyć się starych korzeni, którymi był mój dawny narzeczony. Przetarłam oczy rękoma i głośno ziewnęłam. Po wykonaniu wszystkich porannych czynności zatrzymałam się na prysznicu. Dopiero gdy wyszłam z kabiny dotarło do mnie, iż w tym pomieszczeniu nie mam żadnych swoich ubrań. Owinęłam się ręcznikiem i wychyliłam głowę zza drzwi. Jęknąwszy głośno, podjęłam się misji, która miała na celu zdobycie jakiejkolwiek odzieży.
Cóż mogłam zrobić jak nie zaglądnąć do szafy Sasuke?
Gorączkowo otworzyłam drzwi do szafy, a kiedy moim oczom rzucił się ciemno-niebieski materiał, wręcz nie mogłam powstrzymać moich dłoni, które samowolnie powędrowały w tamtym kierunku.
 - Znam to – szepnęłam do siebie, przyglądając się kolorowi. To jest to! pomyślałam triumfalnie. Nie wiedziałam, że Sasuke nadal trzyma w szafie tak stare ubrania. Tą koszulkę nosił siedem lat temu, kiedy jeszcze mieszkał w Konoha. Gdy dostrzegłam znak Uchiha z tyłu ubrania, zawahałam się. Uh, nie miałam wyjścia! On i tak już dawno z tego wyrósł. Instynktownie odszukałam wzrokiem białych spodenek, które kojarzyłam z trzymaną koszulką. Jednym susem dostałam się z powrotem do łazienki. Najwyżej później jakoś to się wyjaśni. Westchnęłam ciężko. Na szczęście ubrania nie były zbyt luźne, chociaż spodenki ledwo się trzymały. Po cicho wyszłam z pokoju, a w drodze do kuchni doprowadzałam swoje włosy do ładu – różowe kosmyki standardowo zakręciły się przy końcówkach.
 - Kupiłam też dla ciebie – oświadczyła Karin, kiedy wchodząc do pokoju zauważyłam komplet członków Taki, zajadający się świeżymi pączkami. Zaskoczona odebrałam ciemno-brązowy woreczek od kobiety. – Byłam dzisiaj rano w najbliższym miasteczku.
 - Dziękuję – wydusiłam. – Nie trzeba było …
 - Drobiazg – jej szczery uśmiech napełnił mnie dodatkową dawką entuzjazmu. Nastawienie Karin względem mnie naprawdę uległo sporej zmianie. Wszystko powoli zaczęło się zmieniać – na zbyt idealne. – O! Widzę, że … – usłyszałam głos dziewczyny. Gdy zauważyłam jak przygląda się mojemu strojowi, od razu poczułam na policzkach nachodzące ciepło. – To od Sasuke, prawda?
Podrapałam się nerwowo po głowie – dzięki Bogu, Eizo nie było w pomieszczeniu.
 - No tak …głupio mi było chodzić w twoich ubraniach.
 - Dla mnie to w porządku.
 Co za niekomfortowa sytuacja, przemknęło mi przez myśl. Spojrzałam na twarz Suigetsu i nawet śladowe ilości lukru na jego wargach nie zdołały mnie rozbawić. Błagam! O nic nie pytaj! krzyczałam w myślach, gdy jego usta zaczęły się otwierać. Odetchnęłam z ulgą, widząc jak Hozuki bierze kolejny kęs pączka.
 - Weźmiesz też dla Sasuke? – zapytała czerwono-włosa, budząc mnie z letargu. Przytaknęłam, zastanawiając się czy ona ma pojęcia, że właśnie spałam u niego w pokoju.
Rozmowa z członkami Taki zajęła mi ponad godzinę. Zasiedziałam się odrobinę, konwersując na rożne tematy. Byłam uszczęśliwiona wiedząc, że Suigetsu ani razu nie zadał żadnych wstydliwych pytań na temat mnie i Sasuke. Jak mogłabym mu udzielić odpowiedzi sama jej nie znając?
Wróciwszy do pokoju, usłyszałam dźwięk spuszczanej wody. A więc Sasuke już wstał – najwyższa pora! Położyłam kawę wraz z pączkami na stolik i usiadłam na łóżko. Zaciekawił mnie temat, który zarzucił Suigetsu.
 - Co z festynem? – ten wątek zaczynał stawać się monotonią, lecz wczorajszego dnia miałam w tym swoją role. Rzeczywiście to wyjście nie byłoby takim złym pomysłem. Potrzebowałam tego relaksu, a wczorajszy wieczór mi nie wystarczał. Chciałam wykorzystać każdą okazję, w której mogę być z Sasuke. Wstąpiłam do świata marzeń i przez chwilę wyobrażałam sobie jak mógłby wyglądać czynny udział w festynie u tej organizacji. Nie zdążyły jednak dość do mnie żadne konkretne obrazy, gdyż przerwał mi trzask otwieranych drzwi.
W progu ukazał się Uchiha ubrany w biały, niestarannie założony podkoszulek.
 - Ale z ciebie śpioch – rzuciłam oskarżycielsko i wskazałam na zestaw śniadaniowy. – Karin powiedziała, że była rano w mieście, więc przyniosła pączki dla całej organizacji.
 - A kawa? – zapytał, podchodząc bliżej stolika.
 - Też dla ciebie. Ja już jadłam śniadanie w kuchni.
 - Przyniosłaś mi kawę?
 - Co w tym dziwnego? – wzruszyłam ramionami. – Zrobiłam sobie, więc tobie przy okazji też.
Uchiha uśmiechnął się łobuzersko. Drgnęłam, kiedy usiadł obok mnie i przybliżył twarz do mojej.
 - Dziękuję – powiedział. I chociaż było to wypełnione złośliwościami, mnie i tak wystarczało. – Starasz się być miła w ramach rekompensaty za założenie moich ubrań? – dorzucił bez szczególnego skrępowania, co zupełnie zbiło mnie z pantałyku. Nie chciałam jednak, aby moje emocje wydostały się na zewnątrz. Uśmiechnęłam się do niego promiennie i poklepałam po prawym policzku. Miałam ochotę go pocałować, ale z drugiej strony …tak właściwie nie było drugiej strony, lecz nadal coś mnie zatrzymywało. Co jeśli by mnie odepchnął? Nie jesteśmy przecież oficjalną parą, ani niczym podobnym.
 - Wszyscy już wstali? – zapytał, nie spuszczając ze mnie czujnego oka. Pokiwałam twierdząco głową. Sasuke przez chwilę milczał, lecz szybko się opamiętał i sięgnął po kubek z gorącym napojem. – Tego mi trzeba – mruknął.
Obserwowałam jak ze spokojem upiła łyk, a następnie bierze do ręki pączka.
Zapytać go czy nie?
Ale co dokładnie chcę go zapytać? Kim dla ciebie jestem? Czy nie brzmi to zbyt oficjalnie? Zagryzłam dolną wargę. Jak zwykle nie mam bladego pojęcia co zrobić. Jednak mój umysł domagał się odpowiedzi. Po rozstaniu z Eizo chcę wiedzieć jak właściwie traktuje mnie Uchiha. Naprawdę pragnęłam bliższego poznania jego osoby.
I wówczas sobie o tym przypomniałam.
Festyn! Festyn, festyn. Dwa dni …prezentacja całej siebie. Chciałbym poznać każdą twoją myśl – czy nie takie wyznanie padło wczoraj z jego ust? Niepewnie podniosłam wzrok. Wzdrygnęłam się, gdy zauważyłam, iż oczy Sasuke bacznie mnie lustrują.
 - Um, Sasuke … – rozpoczęłam, nabierając w tej samej chwili powietrza. Uchiha otarł drobinki lukru ręką i upił kolejny łyk.
 - Co?
 - Bo wiesz …pamiętasz co wczoraj powiedziałam? Chodzi o festyn …bo widzisz; bardzo chciałabym na niego iść i …
 - Rozumiem – przerwał mi twardo. Odwrócił wzrok. – Ale wiesz, że takie wyjście jest niezwykle ryzykowne. Być może Kiri rzeczywiście nie utrzymuje zażyłych kontaktów z innymi wioskami to jednak będą tam inni ninja i każdy może poznać któregoś z naszej dwójki – wyjaśnił ze spokojem. Przytaknąwszy, spuściłam wzrok. Sasuke miał rację. – Z drugiej strony …
 - Z drugiej strony ‘co’? – zdziwiłam się.
Uchiha nie odpowiedział od razu. Westchnął głęboko i odstawił kawę z powrotem na stolik. Poczułam mrowienie w całym ciele, gdy obrzucił mnie swoim hipnotyzującym spojrzeniem.
 - Naprawdę chcesz iść? – zapytał z powagą.
 - Tak. To znaczy …wcześniej o tym nie myślałam, ale uważam, że takie wyjście dobrze nam zrobi. Poprzedniego festynu nie mogliśmy wykorzystać w ten sposób.
 - Wtedy mieliśmy misję.
 - Ale teraz przecież nie mamy. Nic nie zaszkodzi jeśli na dwa dni odpuścicie sobie treningi.
 - Madara znowu się wścieknie – burknął. Uchiha był wyraźnie tym poirytowany, lecz mnie pozytywnie zaskoczyło to wyznanie. Cieszyłam się, że zaczął otwarcie mówić o stosunkach jego i Madary. – Nie chce mi się słuchać jego kolejnych narzekań.
 - Przecież był tu ostatnio – zauważyłam. Byłam nieustępliwa.
Moja uwaga chyba dała mu do myślenia.
Sasuke przeczesał ręką włosy i nareszcie poprawił koszulkę tak, aby zakrywała całą powierzchnie jego brzucha.
 - W sumie masz rację – bąknął. – Zbyt często rzeczywiście nas nie odwiedza.
 - Nawet nie zauważy, że nas nie ma – zadeklarowałam z szerokim uśmiechem.
 - Kiedy to jest? – zapytał, a ja z nadmiaru emocji klasnęłam w dłonie. – Hej. Nie ciesz się tak, jeszcze się nie zgodziłem.
 - Za trzy dni – odrzekłam, lekceważąc poprzednią uwagę. Sasuke raz jeszcze sięgnął po kawę i tym razem dopił ostatnie resztki. Przyglądałam się mu i znowu pomyślałam, że jest niewyobrażalnie piękny. Cieszyłam się, że ktoś taki się o mnie troszczy i dba, abym się nie przeziębiła. – To jak? Idziemy czy nie? – ponaglałam zniecierpliwiona.
Uchiha odstawił szklankę z głośnym dudnięciem.
 - Wiesz dobrze, że będziemy musieli wymyślić mnóstwo planów awaryjnych na wypadek gdyby ktoś nas poznał. Chociaż …Suigetsu opowiadał mi, że większość osób na festynie zalana jest alkoholem.
 - I ma rację! Tam będzie miliony osób. Kto głupi będzie wypatrywał zaginionej Sakury Haruno i uciekiniera Sasuke Uchihy?
 - Na przykład szpiedzy – powiedział z sarkazmem. Podarowałam mu lekkiego kuksańca w bok i fuknęłam z politowaniem.
 – Od kiedy jesteś nad wyraz ostrożny?
 - Po prostu nie mam ochoty wdawać się w bójki z mieszkańcami Konohy.
 - Tam nie będzie Konohy.
 - Jak to? – zdziwił się. Nadzieja nadal we mnie żyła, lecz byłam zmęczona jej noszeniem. Opadłam na łóżko.
 - Konoha i Kiri są w jakimś konflikcie. Przynajmniej były, kiedy jeszcze mieszkałam w Liściu. Wątpię, żeby przez ten czas cokolwiek się poprawiło.
 - A jeśli jednak? – Uchiha nie poddawał się. Nie ukrywałam, że zaczęło mnie to porządnie drażnić. – Poza tym zapomniałaś o najważniejszym …
 - O czym?
 - Chciałaś ze mną spędzić nieprzerwanie kilka dni, nieprawdaż? Nie chcę iść na to z całą organizacją.
 - Też nad tym myślałam – uśmiechnęłam się triumfalnie. Z ożywieniem powstałam i stanęłam naprzeciwko niego. Aż trudno uwierzyć, że sięgam mu zaledwie do obojczyka. Odtrącając od siebie niepotrzebne myśli, ciągnęłam dalej. – Moglibyśmy wyruszyć pierwsi, a reszta dołączyłaby później – jeśli oczywiście będą chcieli iść – w Kiri i tak będzie taki przepych, że są małe szanse, żebyśmy się spotkali.
 - A co z noclegiem?
Zamurowało mnie.
 - Co masz na myśli?
 - Chcę mieć pokój tylko z tobą – oświadczył, a nogi pode mną się ugięły. Boże! Do diabła  z nim i tą bezpośredniością. Czy on nie rozumie, że ja na takie uwagi reaguję jedynie dorodnym rumieńcem? Spuściłam gwałtownie głowę i dopilnowałam, żeby kosmyki moich włosów szczelnie wszystko zakrywały.
 - W t…takim razie zanocujemy razem, a oni będą w innym hotelu – wyjąkałam. Ku memu zdziwieniu nie dosłyszałam się żadnej złośliwości z jego strony. Uchiha odwrócił się na pięcie i zaczął gładzić ręką swój podbródek.
 - Przydałoby się zarezerwować pokoje z wyprzedzeniem – skoro ma być tam tyle ludzi – mruknął w zamyśleniu.
 - Czyli idziemy? – opamiętałam się, zapominając o dawnym zawstydzeniu.
Sasuke zawahał się.
 - Ale to ty gadasz z Suigetsu – rozkazał, wskazując na mnie palcem. Uszczęśliwiona, nawet nie wiedziałam, w którym momencie ujęłam jego dłoń i przyciągnęłam do swojej klatki piersiowej. Z moich ust wydobył się cichy chichot.
 - Nie ma problemu. Zgadzam się.
Sądząc po jego spojrzeniu, zdziwił się moim spontanicznym odruchem.
 - I jeszcze jedno – zaczął z niechęcią.
 - Co?
 - Wymyślasz nam nazwisko.
 - Nazwisko? – powtórzyłam jakbym nie znała znaczenia tego słowa. Uchiha skinął głową. – Nam? – dodałam gorączkowo.
 - Ty rozmawiasz z Suigetsu, a ja wymyślam plany awaryjne. Oto jeden z nich. W razie czego jesteśmy małżeństwem, więc wymyśl nam jakieś imiona i nazwisko.
Poczułam jak moje policzki ponownie robią się czerwone.
 - Małżeństwem? – być może taktyka mająca na celu powtarzanie po Sasuke każdego słowa, była dość kretyńskim zagraniem, to jednak nie potrafiłam w inny sposób wydostać się z szoku. Zakrywając policzki, postanowiłam obrócić to w żart. – Zobaczymy jak sprawisz się w roli męża – rzuciłam, siląc się na łobuzerski uśmiech.
Oczy Sasuke zaświeciły dziwnymi iskierkami.
 - Nie wiem jak zniosę taką płochliwą żonę – powiedział wymijająco. A więc zauważył! Niech to szlag tego Uchihe! Ze zrezygnowaniem stwierdziłam, iż teraz będą musiała zdać się na swoją wyobraźnie. To prawda, iż nie brakuje mi jej ilości, to jednak coś tak nudnego jak wymyślanie imion było niezwykle uciążliwe.
Podniosłam zdziwiona głowę, kiedy wyczułam Sasuke za sobą.
 - Przygotuj się, bo to właśnie tam chcę poznać odpowiedzi na wszystkie pytania – jego głos był taki …taki tajemniczy, a zarazem pewny siebie. Ciarki przeszyły moje ciało. Obróciłam się raptownie w jego stronę, jednak on stał już przy drzwiach i uśmiechał się do mnie w jeden z najpiękniejszym sposobów – tych szczerych.
Potem usłyszałam trzask drzwi. Moje serce nadal biło z zawrotną szybkością. Wizja dwóch dni spędzonych z Sasuke narodziła we mnie wiele wątpliwości.
*
Toż to czyste szaleństwo! Zgodziłem się na wzięcie udziału w tym festynie i nie spodziewałem się żadnych przeszkód na drodze życia, a jednak! Z kimś takim jak Suigetsu i Sakura, nieudolnym działaniem były moje próby, mające na celu utrzymanie resztek zapału na uroczystości. Gdy nadszedł moment, w którym Suigetsu zapukał do moich drzwi z szyją owiniętą bawełnianą chustą koloru bladej zieleni, jeszcze to zniosłem, ale kiedy zapytał się mnie czy ów kolor podkreśla jego oczy – myślałem, że doszczętnie oszaleję.
Cały ten harmider był wyłączoną winą Sakury Haruno, która to uznała, że Hozuki powinien ubrać się zgodnie z ważnością uroczystości, a jako, że mój towarzysz miał olbrzymi respekt do festynów w Kiri, jego sposób myślenia przestawił się o sto osiemdziesiąt stopni przy pomocy Sakury. Z anielską cierpliwością znosiłem to całe zamieszanie. Juugo szedł z nami – i to w całości było tylko jednym marnym pocieszeniem. Ku naszemu zdziwieniu Karin postanowiła pozostać w kryjówce, zaś jeśli chodzi o Eizo – nawet nie mam pojęcia czy jest świadom naszego wyjścia.
Nic mnie to zresztą nie obchodziło.
Z politowaniem przyglądałem się wypchanej po granice możliwości torbie podróżniczej. Sakura nie była typem fanatyczki różnorodności strojów, lecz osobą przygotowaną na wszelkie warunki atmosferyczne. To skutkowało stertą swetrów i grubszego rodzaju odzieży.
Te trzy dni minęły w okamgnieniu.
 - Nadal nie rozumiem czemu nie mogę iść z wami – oświadczył Suigetsu, korzystając z uchylonych drzwi do mojego pokoju. – I tak mi się tutaj nudzi…
 - Teraz tak mówisz; kiedy ten festyn okaże się niewypałem, dopiero zaczniesz marudzić. Ja i Sakury musimy najpierw upewnić się, że nikt nas tam nie rozpozna – odpowiedziałem głosem, wykluczającym wszelkie dyskusje. Suigetsu pomruczał coś pod nosem niezadowolony i zasiadł przy drobnym stoliczku. – Musisz tutaj siedzieć? – nie siliłem się na grzeczności.
Hozuki podparł się ręką i maltretował spojrzeniem drzwi do łazienki, za którymi znajdowała się Sakura.
 - A co mam robić? – wzruszył ramionami. – I tak za chwilę wyruszacie. Tak a propos, ile będzie trwała podróż?
 - Sześć, siedem godzin.
 - Boże Święty. I ja mam tyle wytrzymać sam na sam z Juugo? – tym razem zrezygnował z podparcia i uderzył czołem o blat, aż mnie zapiekło kiedy to obserwowałem.
Nie było innego wyjścia niż kłamstwo. Inaczej mnie i Sakurze nie udałoby się w dwójkę wyruszyć na festyn. Suigetsu musiał się z tym pogodzić i dla jego dobra modliłem się, aby zaprzestał swoich idiotycznych pretensji.
 - Przesadzasz – bąknąłem jedynie i zamknąłem oczy, chcąc znaleźć choć odrobinę skupienia i cierpliwości.
Chociaż niedługo wyruszamy, więc nie było mi już ono tak pilnie potrzebne.
Jak na zawołanie drzwi do łazienki otworzyły się z głośnym i przeciągłym skrzypnięciem. Haruno ukazała nam się w całej okazałości …ukryta w płaszczu. Nie wiem dlaczego czułem się rozczarowany. Być może oczekiwałem, iż zdołam ujrzeć ten tajemniczy strój przed oficjalną premierą w Kiri.
 - Ładnie wyglądasz – pochwalił ją Suigetsu, który nagle poderwał się z miejsca. Rzeczywiście włosy Sakury były upięte w oryginalny sposób – spodobała mi się w takiej odsłonie. Niemal na czubku głowy znajdywał się niezwykle długi i gęsty koński ogon, sięgający do pasa. Zauważyłem również kilka ozdób w kształcie kwiatów, które wzmacniały efekt.
Uśmiechnąłem się niezauważalnie.
Po długich pożegnaniach, które w głównej mierze składały się z rad Haruno na temat ubioru Suigetsu, ostatecznie opuściliśmy kryjówkę.
 - Ten hotel na pewno jest zarezerwowany? – zapytała Sakura, zakładając na plecy drobny plecak w kolorze bladego różu. Przytaknąłem twierdząco i przerzuciłem torbę przez ramię. – W takim razie jesteś gotowy?
 - Taa – odburknąłem, podkreślając moją awersję.
Sakura obrzuciła mnie wzrokiem godnego płatnego zabójcy.
 - Mógłbyś mieć bardziej pozytywne nastawienie – ciągnęła, machając mi przed nosem palcem wskazującym. – Zobaczysz, że będzie fajnie! Byłeś kiedyś na jakimś festynie?
 - Nie. I jakoś specjalnie nie śpieszy mi się do tego doświadczenia.
 - W takim razie przykro mi, ale jeśli chcesz poznać odpowiedzi na pytania, musisz to dla mnie zrobić – fuknęła.
Od razu podłapałem właściwie słowa.
Wlepiłem w nią spojrzenie wyrażające większe zainteresowanie. Sakura przypatrywała mi się chwilę, zastanawiając się co chodzi po mojej głowie. Odpowiedź była dość oczywista.
Jej twarz automatycznie stężała.
 - Czyli mogę być pewny, że w końcu mi powiesz? – zacząłem, nie chcąc stracić tak drogocennego tematu. Po jej mimice stwierdziłem, iż nie była do końca przekonana moimi słowami. – Zawrzyjmy układ – dodałam bardziej rozochocony.
Haruno prychnęła.
 - Chyba sobie kpisz? Przecież …
 - Nie odezwę się już słowem na temat festynu i dodatkowo będę starał się bawić jak najlepiej.
Wciąż nie była przekonana. Zakląłem w myślach.
 - Ty bawić na festynie? – powtórzyła ironicznie. – Przecież to śmieszne.
 - Masz moje słowo – powiedziałem ze stu procentową powagą.
Zamyśliła się. W tym momencie byłem już pewny, że przystanie na taki układ. O tak. Wręcz nie mogłem się doczekać, kiedy moja niewiedza zostanie w końcu zaspokojona. Sakura westchnęła przeciągle.
 - Niech będzie – wychrypiała, machając ręką. – I tak wątpię, abyś dobrze się bawił.
 - Przekonasz się – powiedziałem ze złowieszczym uśmieszkiem.
Sakura odwzajemniła gest i zaciskając obie pięści plecaka zwróciła się we właściwym kierunku.
To było naprawdę przedziwne. Nigdy nie interesowałem się życiem prywatnym znajomych mi ludzi. Nigdy nie chciałem wnikać w ich przeszłość i miałem gdzieś co musieli przeżyć, aby być teraz ze mną. Byłem bowiem pewien, że nikt nie miał w życiu tak źle jak ja. Chociaż podejrzewałem, iż z Haruno było tak samo – chciałem… Ba! Ja pragnąłem zagłębić się w historie jej życia i chłonąć każdy szczegół. Interesowała mnie każda chwila, sekunda, minuta. Wszystko co robiła. Gdyby mi wszystko opowiadała …zamknąłbym wtedy oczy i każde poszczególne słowo zamieniał w żywe obrazy – przy pomocy wyobraźni oczywiście.
Uwielbiałem ją. Uwielbiałem, kiedy była zawstydzona, zła, rozgorączkowana, wściekła, spanikowana, kiedy zamieniała się w znawcę mody …każdy jej nowoodkryty aspekt przypadał mi do gustu.
 - Właśnie, Sasuke! – wykrzyknęła nagle, gwałtownie się zatrzymując. Przystanąłem kilka metrów dalej i odwróciłem w jej kierunku.
Wyglądała przepięknie na tle zieleni lasu.
  – Wymyśliłam nam nazwisko – dodała, widząc, że nie mam zamiaru się odezwać. Była wyraźnie dumna. – Trochę długo mi to zajęło.
 - Jak ono brzmi? – zapytałem.
Sakura uśmiechnęła się szeroko i wskazała na mnie palcem. Jej włosy zatańczyły razem z wiatrem.
 - Od dzisiaj jesteś Saori Yuniku*! – oznajmiła radośnie.
Spodziewałem się czegoś naprawdę spektakularnego, gdzie pierwszym odruchem będzie wyraźnie skrzywienie. O dziwo wypowiedziane słowa odpowiadały mi i pobrzmiewały dość melodyjnie.
 - Saori – mruknąłem zamyślony.
Sakura zjawiła się przede mną.
 - Bardzo podoba mi się to imię. Gorzej z moim …nie mam zielonego pojęcia za kogo się podać.
 - Shina – odezwałem się bez wahania i spojrzałem głęboko w jej oczy. Z początku wyrażały zaskoczenie, lecz z każdą kolejną sekundą stawały się coraz spokojniejsze. – Mi podoba się to imię – dodałem.
 - Shina Yuniku? – zapytała samą siebie, krzyżując ręce na piersiach. Po dłuższej chwili ożywiła się. – Świetnie! Podoba mi się.
 - W takim razie postanowione – powiedziałem obojętnie i gestem ręki nakazałem jej ruszyć w drogę. Skinęła, a usta nadal wygięte miała w wymownym uśmiechu. Zaciekle ukrywałem to, iż moje serce ponownie zalało się znanym ciepłem. Czyż to nie brzmiało wspaniale.
Szczęśliwe małżeństwo: Saori i Shina Yuniku.
Lecz to, co pięknie, jak zawsze było zwykłą fikcją, która nie ma prawa bytu w rzeczywistości. To, co działo się teraz, było czymś zupełnie innym.
Było bólem, cierpieniem i masą niepodjętych decyzji.
Minęło kilka godzin.
Gałęzie drzew kołysały się w wyznaczonym przez naturę rytmie. Promienie słonecznie toczyły hardą walkę, aby móc choć na krótką chwilę wydostać się spoza zasłaniających koron drzew. Kibicowałem im. Wbrew temu, iż nie odczuwałem zimna – mogłem nawet rzecz, że było mi ciepło – ich blask znacznie poprawiłby mi nastrój i oblał nudny krajobraz odrobiną sprzeczności.
Sakura gnała przede mną, ani razu nie oglądając się za siebie. Była w stanie głębokiego zamyślenia, a jakiś wewnętrzny głos upominał mnie, żebym nie ośmielił się przerwać tego letargu. Westchnąłem. Rozmawialiśmy – naturalnie, że rozmawialiśmy. Granica nienawiści i różnicy między naszymi charakterami wyraźnie się zmniejszyła. Zdążyliśmy już zaplanować każdy najmniejszy ruch po przybyciu do Kiri.
Jednak coś bezustannie mnie przerażało.
Ta myśl … że nie potrafiłem znieść ciszy. A przecież tak bardzo ją wielbiłem! Dlaczego ciążyło mi to milczenie? Dlaczego chciałem je przerwać i ponownie usłyszeć melodyjny głos, który nieraz przyprawiał mnie o przyjemne dreszcze?
Jak na zawołanie doszedł do mych uszu.
 - Robimy jakiś postój? – zapytała. Zdziwiła mnie wrogość, która była wyraźnie odczuwalna w jej tonie.
 - Wolałbym nie. Jeśli dasz rade nieprzerwanie biegnąć to …
 - Mi chodziło o ciebie – nie pozwoliła mi skończyć. – Ja dam radę.
 - Nie wątpię – mruknąłem prowokująco. Nie byłem ironiczny. Wiedziałem, że Sakura da sobie radę. Ostatecznie brała udział w wielu misjach jako przywódca ANBU. Ponownie doszła do mnie myśl, iż jej nie doceniałem.
Być może nie mogłem dostrzec jej twarzy to jednak westchnięcie jakie z siebie wydobyła, sugerowało jedynie delikatny uśmiech.
Byłem przybity całym tym festynem, ale może zdołam to przetrwać będąc z nią. Jest pierwszą osobą od tak dawna, przy której czuję swobodę.
Nagle coś mnie oświeciło.
 - Hej! – zawołałem za nią. Haruno spojrzała na mnie przez ramię, odgarniając przy tym nieposłuszne kosmyki. – Wiesz w ogóle jak wygląda ten festyn?
Na jej twarz przywołałem szczere zdumienie.
 - Suigetsu ci nie mówił?
 - Nie pytałem się go – poinformowałem suchym, rzeczowym tonem. – Chyba wolę usłyszeć to od ciebie. On za dużo gada.
 - Ja też – zauważyła. Zaraz potem prędkość Sakury zmalała – wyrównała ze mną bieg i spojrzała w moje oczy. Na krótką chwilę zatraciłem się w zieleni, lecz szybko odzyskałem zdolność logicznego myślenia. Skakaliśmy płynie po drzewach, pożerając się wzajemnie wzrokiem.
 - To prawda – przyznałem. – Ale i tak nadal Suigetsu góruje na pierwszym miejscu.
 - No proszę. Nie spodziewałam się, że będę miała jakiegoś konkurenta.
Na ułamek sekundy moją twarz rozjaśnił uśmiech. Dziewczyna nie zwróciła na to uwagi, tylko dodała:
 - Co chcesz dokładnie wiedzieć?
Wzruszyłem ramionami.
 - To co interesujące.
Haruno zamyśliła się. Jej czoło znowu stało się delikatnie zmarszczone. Byłem dumny, że zdołałem zauważyć tak mało widoczny szczegół w wyrazie jej twarzy. Patrzyłem na nią czujnie niczym kot. Ale nie taki, który szykuję się do ataku. Musiałem po prostu zakamuflować zauroczenie, które cisnęło mi się na twarz.
Nigdy wcześniej nie napotkałem się z taką sytuacją. Nigdy nic nie oczarowano mnie tak, jak zrobiła to ta osoba.
Zdezorientowany zauważyłem jak jej usta unoszą się i opadają. Odtrąciłem od siebie wszelakie myśli i skupiłem na teraz. Dopiero wtedy doszedł do mnie jej opanowany głos:
 - …jest co dwa lata – urwała, aby zrobić przerwę na zaczerpnięcie oddechu. Niestety nie dosłyszałem zdania od samego początku. Sakura ciągnęła dalej: – Przyznam, że sama byłam na nim tylko raz z Naruto i Hinatą. To było bodajże …cztery lata temu. Tak… Hinata i Naruto nie byli jeszcze parą, a ja zauważyłam, że mają coś do siebie. Postanowiłam ich swatać. Tak, tak …wiem, że to dziecinne – mruknęła z lekkim rozbawieniem. Zdziwiłem się, ponieważ nie potrafiłem sobie przypomnieć, aby w mojej mimice zaszły jakiekolwiek zmiany.
Sakura odchrząknęła i mocniej zacisnęła sznurek, który obwiązywał ją w pasie. Ciekawość wiążąca się z jej strojem ponownie mnie zaatakowała.
 - Pamiętam scenę – mówiła, jak gdyby lamentowała. Wyrażała teraz stu procentowe skupienie. – To była główna atrakcja. Wielka scena, gdzie występowały wszystkie zapraszane zespołu. Wokół zgromadzonych było mnóstwo ludzi. Od sceny rozgałęziały się uliczki, które zapełnione były budkami z jedzeniem, pamiątkami i innymi podobnymi rzeczami. Wszystkie bary i knajpy otwarte były całą noc.
 - Suigetsu mówił mi, że dopiero w drugi dzień wystawiają budki – oświadczyłem, dziwnie akcentując ostatnie słowo – było mi zupełnie obce.
 - Źle to ujął. W drugi dzień po prostu znika scena. Tylko w pierwszy grają różne zespoły. Potem tylko sztuczna muzyka w tle… tak naprawdę nie mam pojęcia co mogę jeszcze dodać. Osobiście nie uczestniczyłam w Drugim Dniu, jak już wspomniałam, to właśnie zespoły stanowiły główną atrakcję.
 - A co z tutejszym Kage? Podobno rozpoczyna uroczystość…
 - Tak, ale uwierz mi, że nie ma szans, aby nas zauważył…albo raczej poznał. Festyn rozpoczyna się marszem Kage wraz z oddziałami ochronnymi przez uliczkę, tuż za nimi tancerki i uczestniczy przebrani w kolorowe stroje. Z tego co pamiętam tłumy ustawiały się wtedy wzdłuż ulicy… – przerwała na chwilę, aby ponownie zaczerpnąć świeżej dawki powietrza. Potem spojrzała na mnie, a ja musiałem mocno się wysilić, aby znowu się nie zatracić w głębi jej tęczówek. – Tak czy inaczej Sasuke…zabawa jest świetna i mam nadzieje, że nawet tobie się spodoba.
 - Nie jestem typem imprezowicza – oświadczyłem, nie kryjąc odrazy. Czy ja w ogóle kiedykolwiek byłem czynnym uczestnikiem jakiegoś przyjęcia? Oczywiście, że nie. Zazwyczaj wiązało się to z misją lub zdobyciem potrzebnych informacji.
Sakura uśmiechnęła się szeroko.
 - Zawsze można to zmienić.
 - Szykujesz jakiś plan? – prychnąłem. Nie miałem się czego bać. Nawet jeśli w głowie Sakury narodziłby się jakiś podły pomysł – jest jedynie cień szansy na to, że się jej uda. Znam ją zbyt dobrze.
 - No co ty? Nie muszę nic szykować. Wystarczy, że napijesz się Sake – jej głos był niebezpiecznie pewny.
 - Nie napierdolę się alkoholem jak jakiś prostak – zawarczałem. Uwaga o alkoholu wyjątkowo na mnie podziałała. Cień zdumienia przeleciał po twarzy Sakury.
 - Hej, hej! Wyrażaj się. Jesteś w towarzystwie kobiety! – upomniałam mnie.
 - Serio? – zacząłem się rozglądać z udawanym zaciekawieniem. Sakura nawet podczas skoków potrafiła wycelować łokciem prosto w moje żebro. Syknąłem z bólu.
 - Ten żart był prostacki – fuknęła.
Co za upierdliwa kobieta!
 - To wcale nie było …
I wówczas to poczułem.
Wkurzyłem się, ponieważ w głowie miałem już gotowe milion argumentów na przegadanie różowo-włosej. Ale zaraz potem moją złość zastąpiła panika, okazało się, że posiadałem do niej wiele powodów.
Spojrzałem na Sakurę, która wysłała mi jedynie porozumiewawcze spojrzenie.
A więc też to wyczuła.
 - Co robimy? – syknęła, wyraźnie poirytowana nagłymi gośćmi. – Postaramy się ich zgubić, czy się zatrzymujemy?
Zamknąłem oczy i z całych sił postarałem się skierować swoje myśli na właściwy tor – na kompletne skupienie. Dwa źródła chakry – ich poziom był dosyć wysoki. Wzdrygnąłem się. Komu u licha przyszło do głowy nas ścigać?
 - Może to przypadkowi ninja – podrzuciła z nadzieją Sakura. Pokręciłem głową.
 - Za długo siedzą nam na ogonie. Chyba najlepiej będzie jeśli się zatrzymamy.
 - Najpierw sprawdźmy!
 - Kiedy zmienimy kierunek to będzie dla nich znak, że ich wyczuliśmy.
 - A czy to ma jakieś znacznie? – burknęła, wywracając teatralnie oczami. – Jeśli podążą za nami to zatrzymamy się tak, jak mówiłeś. A jeśli nas zlekceważą, to ja miałam rację i są przypadkowymi Shinobi.
Skinąłem głową. Rzeczywiście za bardzo spanikowałem. W owym momencie dziękowałem za to, że Sakura zachowała resztki rozsądku.
*
 - Nie mam ochoty walczyć – dotarło do mnie wypełnione jadem warknięcie Sasuke. Szlag to! Ja również nie miałam na to najmniejszej ochoty. Wyruszałam z wizją dobrej zabawy i odpoczynku.
Zaklęłam głośno.
 - Akurat dzisiaj ktoś musiał nas wyczuć! Jeszcze nigdy nam się to nie zdarzyło.
 - Nie zdarzyło się odkąd tutaj jesteś – poprawił mnie Sasuke. Głos brzmiał tak jakby na jego twarzy widniał łobuzerski uśmiech, lecz kiedy spojrzałam w jego kierunku – rozczarowałam się. Był śmiertelnie poważny. – Zanim do nas trafiłaś często zdarzały się takie przypadki.
 - I jak wówczas sobie z nimi radziliście? – zapytałam błyskawicznie.
 - Oczywiście walczyliśmy – odrzekł. Wydawało mi się, że Sasuke jest urażony tym, iż w ogóle zapytałam. Ten fakt powinien być dla mnie oczywisty – ale nie był. Chciałam rozegrać to inaczej, dlatego też skoncentrowałam się na wszystkich możliwych wyjściach. Cholera! Myśl, że nawet nie wiem kim są ninja, którzy nas ścigają za bardzo mi doskwierała. Nie pozostało nic innego jak wprowadzić w życie wcześniejszy plan.
Niemal w tym samym momencie Sasuke gestem ręki dał mi znak i oboje gwałtownie skręciliśmy w lewo. Zamknęłam oczy; chciałam dokładniej skupić się na źródłach chakry. Miałam nadzieje, miałam ją do samego kretyńskiego końca, wierzyłam, że …
 - A więc miałem rację – łagodny, przekonujący głos czarnookiego przerwał moje rozważania. Zmarszczyłam brwi. Z nerwów zaczęłam na zmianę zaciskać i rozluźniać pięści. Uchiha to wyczuł i spojrzał na mnie. – Spokojnie. Wszystko będzie w porządku. Jakoś unikniemy walki.
 - Jak? – zawarczałam poirytowana. Sasuke instynktownie zerknął za siebie choć oboje byliśmy pewni, że na razie nie zobaczymy żadnych postaci. Jedyna rzecz, która była pewna to fakt, iż zmierzali prosto na nas.
 - Zwolnijmy już – rozkazał, zapominając o moim poprzednim pytaniu. Mimowolnie kilka wyzwisk skierowanych pod jego adresem wydostało się na zewnątrz. Na szczęście były zbyt ciche, aby Sasuke mógł cokolwiek zrozumieć. Zrobiłam tak jak sugerował i już po jakiś pięciu minutach stąpaliśmy po gruncie. Zauważyłam, że trawa na tym terenie była dość wysoka, sięgała mi niemal do kolan. Rozejrzałam się dookoła. Konary drzew również charakteryzowały się większym obwodem. Zastanawiałem się ile takich miejsc znajduje się tak blisko mnie, a których jeszcze nie miałam okazji odwiedzić. Mnóstwo! Lecz byłam przekonana, że odkąd jestem w Tace ta liczba stale maleje.
 - Skoncentruj się – doradził mi Sasuke. Jego kroki były twarde, a głos stanowczy. Nie mogąc powstrzymać ciekawości zatopiłam wzrok w jego obliczu. Zamarłam, wiedząc pojedyncze kropelki potu na twarzy Uchihy.
Słyszałam w uszach głuche bicia mojego serca. Bynajmniej nie posługiwało się swoim standardowym rytmem. I mnie i Sasuke ogarnęła panika.
Zatrzymałam się. Sasuke zrobił jeszcze kilka w kroków przód, lecz doszło w końcu do niego, że na darmo wszelkie działania. Przystanął kilka metrów ode mnie i spojrzał na mnie. Próbowałam skupić się na rysach jego twarzy i raz jeszcze porozmyślać na temat jego idealnej urody.
Westchnęłam.
Znakomicie, pomyślałam gorzko. Teraz już nic nie będzie w stanie mnie uspokoić. Uchiha nie wysilił się nawet na sztuczny uśmieszek.
 - Sakura! – wysyczał nagle dość ostro. Jego głos był jak smagnięcie batem. Zerwałam się na równe nogi i zesztywniałam. Powiodłam wzrokiem za spojrzeniem Sasuke …i wtedy go zobaczyłam. Tak właściwie …to.
 - Wilk? – mruknęłam do siebie. Na krótką chwilę odetchnęłam głęboko, lecz kiedy poraziły mnie jego nienaturalnie niebieskie tęczówki od razu wróciłam do dawnego stanu emocjonalnego.  – Dziwny wilk – dodałam.
Olbrzymie czarne zwierzę z gęstym futrem, piorunowało nas wzrokiem, który mógłby zabić. Przełknęłam ślinkę. Nie żebym miała coś do zwierząt, ale w tej sytuacji nie marzyłam o niczym innym jak ucieczce.
Sakura, weź się w garść! upomniałam się surowym tonem. Pomyśl logicznie.
Wtedy doszła do mnie obecność dwóch źródeł energii.
 - Ten wilk musi należeć do nich – wydukałam bez przemyślenia. Sasuke ślepo wpatrywał się w zwierzynę jakby było siódmym cudem świata. Tymczasem był to aspekt, który prawdopodobnie zagrażał naszemu życiu. – Sasuke! – krzyknęłam głośniej. W tym samym momencie wilk wydobył z siebie cichy charchot. Podskoczyłam jak oparzona.
Odruchowo zbliżyłam się do Uchihy.
Sasuke nareszcie odzyskał zdrowy rozsądek.
 - Musiał nas tropić od dłuższego czasu – stwierdził. – Zwierzęta nie posiadają chakry …
 - Więc nie mogliśmy go wyczuć z dalekiej odległości – dokończyłam za niego. Właściwie skłamałam. Ja nie byłam w stanie go wyczuć nawet, gdy znajdował się tuż obok nas. Zacisnęłam pięści. – Co teraz?
 - Zaczekamy na właścicieli.
 - A jeśli on …?
 - Nie zaatakuje – zapewnił mnie. – Gdyby miał to zrobić, to już by się to stało. Jego zadaniem było zwyczajne wytropienie. Jednak …kto do cholery nas śledził? Czyżby Konoha?
Pokręciłam przecząco głową. Akurat o to byłam pewna.
 - Gdyby to była Konoha przed nami stałby Akamaru. Słodki, kochany Akamaru, a nie takie cholerne bydlę.
Sasuke westchnął z rozbawieniem.
Być może mi się zdawało, lecz na moje ostatnie dwa słowa gniewne spojrzenie wilka stało się jeszcze bardziej wściekłe. Zadrżałam.
 - Już się zbliżają – zakomunikował Sasuke.
Prychnęłam.
 - Ale pocieszenie!
 - Innego nie ma, a kłamać przecież nie będę – powiedział, jednocześnie sięgając po katanę. Chciałam skorzystać z chwili, w której płaszcz odkrył odrobinę ubioru Sasuke, jednak wewnętrzny chaos kazał skupić się na rzeczach ważniejszych. Moja dłoń powędrowała do kabury. Czułam jak dygocze. Ani na moment nie spuszczałam oka z olbrzymiego wilka. Ślina wylatywało mu  pyska, a ostre kły sugerowały jedynie chęć mordu.
Czekanie w obecności zwierzęcia, które pożerało mnie wzrokiem było najbardziej uciążliwą rzeczą w moim życiu. Czułam się jak na krawędzi wielkiej przepaści, do której mogę wpaść w dowolnej chwili.
Po pięciu minutach do moich uszu dotarł szelest liści. Nasi wrogowie nie podróżowali górą. Również woleli skorzystać z dolnego waloru natury. Przyglądałam się wysokim krzewom, czekając na przeciwników. Kim się okażą? I czego będą oczekiwać?
 - Ależ on nieposłuszny, prawda Reiko? – nim postacie zdołały wyłonić się zza soczystej zieleni, po polanie rozniósł się gruby, męski głos jednego z nich. Słysząc ten spokój …to rozbawienie …Doszczętnie skołowana, zastanawiałam się nad następnym ich ruchem.
Reiko …
To imię nic mi nie mówiło.
 - To się nazywa młodzieńczy bunt – oświadczył rozmówca, który prawdopodobnie usuwał z drogi drażniące gałęzie. – Ostrzegaliśmy przed tym naszego Pana, nie pamiętasz?
 - Aż sam się zdziwiłem, że tak bardzo mu zaufał – odpowiedział poprzedni. Wówczas oprócz zieleni dojrzałam się czarnych płaszczy, które kontrastowały z innymi kolorami. Ostatni szelest, szmer – dwójka mężczyzn wstąpiła na polane. Całą swoją uwagę od razu skupili na naszej dwójce.
Przełknęłam ślinkę.
 - Ptaszek znowu ucieka z klatki – powiedział właściciel grubego barytonu. Choć jego głos mroził krew w żyłach, na twarzy widniał szarmancki uśmiech. Mężczyzna miał długie fioletowy włosy związane w luźny węzeł. Całą jego sylwetkę zakrywała czarna narzuta. Zlustrowałam go od dołu do góry, poszukując opaski, która udzieliłaby mi pewnej podpowiedzi.
Wtem Sasuke umieścił swoją katanę z powrotem w kaburze. Spojrzał na dwójkę intruzów.
 - Kim jesteście i czego chcecie? – zapytał lodowato.
 - Tak właściwie to nic – odparł ciemny blondyn z prostymi kosmykami sięgającymi do pasa, które niestarannie założone były za uszy. Mężczyzna odszedł od towarzysza i zjawił się obok wilka, przeczesując ręką jego gęstą, czarną sierść. – Dobrze się spisałeś Drobiaszczku.
Drobiszczek? Takie bydle nosiło imię, które kojarzyło mi się z drobnym, przecudownym kociaczkiem? Cofnęłam się krok w tył. Wtedy zauważyłam jak fioletowo-włosy omiata mnie wzrokiem.
 - Ty jesteś pewnie Haruno.
Wytrzeszczyłam oczy.
 - Znasz mnie? – starałam się, aby mój głos pobrzmiewał grozą i powagą. Ostatecznie jednak zająkałam się. Twarz mężczyzny rozjaśnił szyderczy uśmiech.
 - Oczywiście, że znam. Wiele o tobie słyszałem.
Otwierałam już usta, jednak przede mną ni stąd ni zowąd zjawił się Sasuke.
 - Kim jesteście? – powtórzył pytanie, na które nie udzielono mu odpowiedzi.
Właściciel wilka parsknął kpiarskim śmiechem.
 - Nasz Pan miał rację. Jest wybuchowy.
 - Nasz Pan? – mruknęłam do siebie. Uwielbienie z jakim wymawiali te dwa słowa, skręcało mój żołądek. – Kto jest waszym Panem?
 - Nie uważasz Różowa, że zadajecie za dużo pytań? – stwierdził blondyn.
Mięśnie Sasuke napięły się jeszcze mocniej. Znajdował się metr przede mną, a ja odczuwałam wszystko to, co on. Chciałam położyć rękę na jego ramieniu lub chociaż poradzić odrobinę spokoju. W tym wypadku wybuchy złości w niczym nam nie pomogą, ale w tej samej chwili Uchiha przemówił:
 - Nie mam ochoty brać udziału w waszych gierkach. Mówicie kim jesteście i dlaczego nas śledzicie?
 - Nasz cel jest prosty – zaczął posiadacz końskiego ogona. – Ja i Reiko mamy cię sprowadzić z powrotem do kryjówki.
Zdrętwiałam. Oczy Sasuke rozszerzyły się.
Do kryjówki?! Byłam w całkowitym szoku!
Reiko zaśmiał się głośno i objął rękami szyję zwierzęcia. Jego blada skóra idealnie współgrała z ciemną sierścią.
 - Spokojnie Sasuke nie musisz się martwić, jesteśmy po twojej stronie …tak jakby.
Nic nie rozumiałam – a powinnam? Uchiha zawsze pozostawał tajemniczy w niektórych sprawach. Kiedy spojrzałam jak mruży oczy, a panika, która malowała się na jego twarzy zanika, wiedziałam już, że jest dobrze.
Jesteśmy po twojej stronie, w tym wypadku było to pocieszenie, którego potrzebowałam. Instynktownie spojrzałam na wilka. Szybko jednak odwróciłam wzrok. Jego przenikliwe oczy wręcz mnie paliły.
Sasuke zrobił dwa kroki w przód – z nerwów zaczęłam je liczyć.
 - Jesteście od Madary, prawda? – wysyczał.
Oniemiałam z wrażenia. Od Madary? Ale dlaczego ludzie Madary mieliby nas ścigać? Chciałam zapytać się o to Sasuke, jednak w ostatniej chwili mój umysł nakazał mi uzbroić się w cierpliwość. Zapewne uzyskam odpowiedzieć wsłuchując się w ich rozmowę.
 - Spostrzegawczy – odezwał się – chyba Reiko – zaklasnął w dłonie, odsuwając się od zwierzęcia.
 - Oboje uczestniczymy w misji Destrukcja – dopowiedział właściciel grubszego głosu.
 - W misji Destrukcja? – nie potrafiłam pohamować ciekawości. Wystąpiłam na przód i minęłam Sasuke. – Co to za misja?
 - Twój Medyk nic nie wie? – zdziwił się Reiko, wskazując na mnie palcem. Niespodziewanie Sasuke ponownie zastąpił mi drogę. Wzdrygnęłam się patrząc jak nienawiść w jego oczach stopniowo rośnie. – No Uchiha. Jesteś jeszcze bardziej zbuntowany niż przypuszczałem.
 - Po co Madara was wysłał? – zapytał, zgrzytając zębami.
Co?! To wszystko?! A co z misją Destrukcja, która nie dawała mi spokoju? Zacisnęłam kawałek jego płaszcza, lecz on to zlekceważył. Był dziwnie rozgorączkowany.
 - Dokąd się wybieracie? – odpowiedział pytaniem na pytanie mężczyzna z kucykiem – Nasz Pan mówił, że masz teraz siedzieć w kryjówce i zajmować się tym, co ci rozkazał.
A więc ich Panem był Madara? Jak można wypowiadać z taką czcią i dodatkowo pod taką osłoną, imię, które kojarzyło mi się jedynie z okrucieństwem?
 - Nie muszę słuchać jego rozkazów, jak również nie muszę się wam tłumaczyć – Sasuke wypuściłem ze świstem powietrze. – Wracajcie skąd przybyliście i dajcie nam spokój.
 - Uwierz mi, że ja również wolałbym się skupić na innych rzeczach, niż na ściganiu zbuntowanego członka klanu Uchiha, który zapomina o swoim prawdziwym celu. Jednak musiałem wysłuchać mojego Pana. Masz rozkaz natychmiastowego powrotu do kryjówki.
 - Obserwowaliście nas?
 - Konkretnie wejście – wyjaśnił jak gdyby nigdy nic. Spojrzał na swojego towarzysza. – Dostaliśmy takie polecenie. Nasz Pan obawiał się, że nie skoncentrujesz się na Dangetsu i jak się okazało miał rację.
Nie mogłam tego znieść! Wystąpiłam naprzód, lecz tym razem zignorowałam zupełnie dwójkę mężczyzn – miałam ich gdzieś. Skoro – jak twierdzą – byli po naszej stronie, mogłam na krotką chwilę poczuć się bezpieczna. Stanęłam naprzeciwko Sasuke i zmierzyłam go od góry do dołu spojrzeniem godnym płatnego zabójcy.
 - Kim jest Dangetsu? Co to za misja Destrukcja? Dlaczego ja znowu nic nie wiem?! – wykrzyknęłam, odruchowo zaciskając pięści. Sasuke zamiast udzielić mi sensownych odpowiedzi, zdenerwował się jeszcze bardziej. Jego brwi zmarszczyły się gniewnie.
Zza moich pleców dotarły do mnie ciche chichoty.
Obróciłam się w stronę intruzów.
 - Ach ten Sasuke. Zawsze tak robi z kobietami, prawda? – zakpił blondyn, klepiąc towarzysza po ramieniu. – Miałeś rację Karasu. Całkiem niezła zabawa.
 - Uh, zamknijcie się! – warknęłam na nich, lecz nie odwróciłam się. Lustrowałam bacznie czarne tęczówki Uchihy, próbując nie zauroczyć się ich hipnotyzującemu działaniu. Nagle do mojej głowy wpadło idealne rozwiązanie. – Jeśli ty nie chcesz mi powiedzieć, dowiem się od nich – syknęłam z pogardą.
Już miałam się obracać, lecz Sasuke powstrzymał mnie, chwytając mój nadgarstek.
 - Ruszamy dalej – warknął.
Spojrzałam na niego jak na kompletnego idiotę.
 - Oszalałeś? Jak chcesz wracać skoro oni … – urwałam, wskazując dwójkę mężczyzn. Reiko i Karasu – o ile dobrze pamiętam. – Przecież nie możemy …
 - Zaufaj mi – powiedział ochryple tak, abym tylko ja mogła go usłyszeć.
 - Oj zwodzisz ją, zwodzisz – właściciel wilka zaśmiał się perfidnie. Jego wzrok spoczął na mnie i tkwił tak dłuższą chwilę. – Nie dziwię się, że akurat taką sobie wybrałeś. Ładniu…
 - Zamknij się do cholery! – ryknął Uchiha. Podskoczyłam z przerażenia i wyrwałam dłoń z jego uścisku. – Idziemy dalej – dodał, próbując pochwycić mnie jeszcze raz. Raptownie się od niego odsunęłam.
Miałam mętlik w głowie. Wszystko mi się mieszało, a poszczególne informacje nachodziły na siebie lub zupełnie się plątały. Instynktownie chwyciłam się obiema rękami za źródło wszystkich dolegliwości. Chciało mi się krzyczeć. Myślałam, że mam już za sobą fazę niewiedzy. Okazuje się jednak, że ponownie się z nią spotykam. Wystarczyło kilka minut, a ona już mnie wykańczała!
 - Powiedz mi wreszcie o co w tym wszystkim chodzi! – zażądałam tonem, który wykluczał wszelkie deliberacje. – Ja też mam prawo wiedzieć!
Sasuke prychnął.
 - Hej Różowa, jeśli chcesz zaraz ci wszystko powiem … – zagadnął Karasu, podchodząc do mnie.
Przygotowałam się do okrzyku, który miał zachęcić wroga ku złożeniu mi potrzebnych informacji. Napełniłam płuca powietrzem, otwierałam już usta – i wówczas do moich nozdrzy doszedł ten cholernie pociągający, męski zapach.
 - Nawet nie próbuj! – rozległo się po przestrzeni. Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować Sasuke objął mnie jedną ręką i przyciągnął do siebie.
Na krótką chwilę moje włosy przewietrzył silny podmuch. Przez jego nagłość byłam zmuszona zamknąć oczy, kiedy z powrotem je otworzyłam …stałam z Sasuke na gałęzi jednego z grubszych drzew.
Dwóch mężczyzn natychmiast zareagowało, podbiegając do owego drzewa. Przeraziłam się widząc na ich twarzach kpinę i przesadną pewność siebie.
 - Chcesz się bawić w kotka i myszkę, Uchiha? – Reiko uśmiechnął się konspiracyjnie. – Drobiaszczek wszędzie was wytropi – zakomunikował. Być może mi się wydawało, ale w oczach Sasuke dostrzegłam iskierki szczęścia.
 - Wszędzie powiadasz? – o nie, pomyślałam. W co on gra? – Skoro tak; chcę zobaczyć jego umiejętności – zakończył, rzucając zwierzęciu prowokacyjne spojrzenie.
 - Sasuke, co ty …
Ta …jakby w ogóle było mi dane zakończyć tą wypowiedź. Poczułam mocniejszy uścisk na nadgarstku i już wiedziałam co krąży po jego głowie. Uchiha w okamgnieniu ruszył w przeciwnym kierunku tak, abyśmy z powrotem kierowali się na Kiri. Moje ciało zamarło w bezruchu, lecz siła, która pociągnęła mnie za Sasuke nie pozwalała mi na kontynuację tego stanu. Nim się spostrzegłam …biegłam. Biegłam najszybciej jak potrafiłam, starając się ignorować ciężkie oddechy i bicia mojego serca, które dźwięczały mi w uszach. Szybciej Sakura, szybciej! w głowie odbijał mi się mój własny głos. Robiłam wedle jego zaleceń. Przyśpieszyłam i zdawało mi się, że nigdy tak szybko i sprawnie nie poruszałam nogami.
 - Bierz ich! – słyszałam stłumione krzyki blondyna, ale mimo to nadal były spokojnie i zuchwałe.
To doprowadziło mnie do jeszcze większej histerii. Trzymałam kurczowo dłoń Sasuke i błagałam, aby w tym momencie nic nas nie rozdzieliło. Odrzuciłam na drugi plan gniew i niewiedzę. Akurat w takich chwilach nie męczyła mnie swoją obecnością.
Po czasie zaczęłam poznawać teren. Trawa pod nami nie była już tak wysoka jak wcześniej, a konary drzew powróciły do swojej dawnej grubości. Czułam się tutaj o wiele swobodniej. Pomimo tego kołatania serca nie poprzestawały mnie nawiedzać. Uchiha skoczył na wyższe gałęzie, a ja tuż za nim. Starałam się dotrzymywać mu kroku, chociaż w niektórych chwilach wręcz unosiłam się w powietrzu przez jego prędkość i uścisk.
Jak bardzo walczyłam z pokusą, aby nie obejrzeć się za siebie!
 - Sakura stwórz swojego klona! – dotarł do mnie cichy krzyk Sasuke. Otworzyłam szerzej oczy – panika się pogłębiła. – Szybko! – poganiał mnie. Niechętnie puściłam jego rękę i wykonałam rozkaz. Uchiha zrobił to samo. – Teraz posłuchaj mnie uważnie – zaczął, spoglądając na mnie przez ramię. – Za chwilę zobaczymy jaskinie. Skręcimy jak najszybciej i jak najgwałtowniej przemieszczając się po najwyższych gałęziach. Nasze klony wyślemy w kierunku wioski. Ten wilk nas nie wytropi, gdy będziemy tak wysoko.
 - A ci dwaj? – wyjąkałam zachrypniętym głosem. Sasuke chyba zauważył jak wielkie spanikowanie wyraża moja twarz, ponieważ na nowo chwycił moją rękę.
 - Skoncentruj się Sakura, proszę. Ich chakra stoi w miejscu, nie przemieszczają się. Zostawili wszystko w rękach tego wilka.
Przytaknęłam.
 - Zwierzę da się łatwiej oszukać niż człowieka. Pamiętaj, żeby skręcić gwałtownie i szybko. Nie znam dokładnych umiejętności tego wilka i być może jakimś cudem trafi na nasz zapach nawet na takiej wysokości.
Przytaknęłam raz jeszcze.
Miałam mieszane uczucia. Nic nie było w stanie mnie uspokoić – nawet ręka Sasuke, która obejmowała moją. Spokojnie, spokojnie … powtarzałam w myślach i przyłożyłam dłoń do klatki piersiowej. Zamknęłam oczy. Czułam na sobie palące spojrzenie Sasuke, jednak mimo to …czekałam na rozkaz, który musiałam wykonać perfekcyjnie.
Po jakimś czasie uścisk czarnookiego wzmocnił się – to był znak. Zbliżamy się.
 - Teraz! – ryknął ile sił w płucach. Zatrzymałam się gwałtownie. Przez chwilę miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję, ale ważność tej sytuacji stanowczo mi tego zabroniła. Sasuke poszło o wiele łatwiej, jednak dzięki jego dotykowi szybko odzyskałam równowagę i rzuciłam się za nim biegiem. Przebierałam nogami jeszcze szybciej niż poprzednio. Byłam pod wrażeniem. Czy normalny człowiek jest w stanie biegnąć z tak zabójczą prędkością? Kiedy znaleźliśmy się na najwyższych gałęziach nie traciliśmy czasu. Adrenalina buzowała mi w żyłach.
Minęło pięć minut. Nareszcie zaczęliśmy zwalniać, by po chwili poczuć pod sobą miękkość trawy.
 - Udało się – mruknął Sasuke.
I dopiero wtedy bicia mojego serca się uspokoiły.
Po chwili oblała nas ciemność jaskini. Nie porażała swoją wielkością, lecz tajemniczy środek pogrążony w mroku sprawił, że ciarki przeszły po moich plecach. Sasuke puścił moją rękę.
 - Pójdę przodem – szepnął cicho. Nasze kroki były dość szybkie zważając na wilka, który w każdej chwili mógł zjawić się za nami. Odruchowo spojrzałam na siebie, obserwując jak nasze klony giną pośród zieleni krzewów i gałęzi. – Sakura chodź – usłyszałam ten głos. Moje ciało samowolnie ruszyło za jego dźwiękiem.
 - Przeczekamy tutaj póki ich chakry przestaną być dla nas odczuwalne – mówił dalej, kiedy ja dogoniłam go pośpiesznie. – Zaraz potem ruszamy dalej.
Wzdrygnęłam się.
 - Nie lepiej wrócić do kryjówki? Skoro Madara wysłał za nami ludzi …
 - Nigdzie nie wracamy – przerwał mi surowo. Zatrzymawszy się, wycelował we mnie palcem wskazującym. – Madara pożałuje tego, że jego ludzie obserwują wejście do kryjówki. Pożałuje, że w ogóle postanowił kontrolować moje działania.
Wahałam się dłuższą chwilę, ale w końcu zadecydowałam zapytać. Atmosfera i tak nie wróci już do dawnego porządku. Karasu i Reiko być może nie udało się nas zatrzymać, lecz z pewnością zepsuli nam cały festyn – w pewnym stopniu.
 - Czym jest misja Destrukcja?
Wyraz twarzy Sasuke stężał. Zareagował jednak spokojniej niż się spodziewałam. Obecna reakcja była niczym w porównaniu z poprzednią furią.
Uchiha westchnął i ruszył w głąb jaskini.
 - Naprawdę chcesz wiedzieć? – mruknął. Przystanęłam z wrażenia. Czy on …czy on właśnie ma zamiar udzielić mi informacji? Wprost nie mogłam w to uwierzyć. Podreptałam szybko za nim by nie stracić jego sylwetki w ogarniającej nas ciemności.
 - Oczywiście, że chce wiedzieć. Może nie mam wiele wspólnego z Madarą, ale Madara to członek Taki, a ja również nim jestem.
Sasuke zlekceważył moje słowa i usiadł na ziemi opierając się o kamienną ścianę. Rozłożył szeroko nogi i oparł ramiona na kolanach. Stanęłam mu naprzeciw. Co jak co, ale na takim gruncie siadać nie będę. Nie wiadomo na ile to bezpieczne.
 - Misja Destrukcja to zadanie, które Madara powierzył swoim ludziom – zaczął bez krzty entuzjazmu.
 - Swoim ludziom?
 - Tak. Traktują go odrobinę jak jakiegoś Boga, zresztą sama wiesz po tym jak się do niego zwracali. Misja Destrukcja ma na celu zabicie ludzi, którzy niegdyś go zdradzili.
 - A gdzie są ci ludzie?
 - To zależy. Niektórzy są podróżnikami, inni zaś zamieszkali w wioskach. Mają już rodziny i ułożyli sobie życie. Madara nienawidzi zdrady. Sakura… – warknął ostrzegawczo, widząc jak hardo przymierzam się do zaprotestowania. – Wiem, że to może ci się nie podobać, ale ci ludzie sami zawinili. Kiedyś przyłączyli się do Madary i pracowali dla niego. Niektórzy rezygnując, zdradzili jego miejsce położenia Kage poszczególnym wioską w zamian za zezwolenie na zamieszkanie.
 - Ale to okrutne – wtrąciłam mimo to. – Ci ludzie uświadomili sobie największy błąd swojego życia, a on chce ich zabić.
 - Taki jest Madara – wzruszył ramionami. – Dlatego lepiej z nim nie zaczynać.
 - To dlaczego ty zacząłeś? – zapytałam marszcząc podejrzliwie brwi. – Skoro tak cię denerwuje …
 - To jest już moja prywatna sprawa. Poza tym Madara to członek klanu Uchiha. Na pewno nie odważy się mnie zabić. Jestem jedynym ocalałym, a ktoś przecież musi odbudować klan.
 - Przecież on też to może.
 - Madara żyje dzięki swoim umiejętnością ninja. Gdyby nie one już dawno przewracałby się w grobie. Przy użyciu technik lepiej nie kombinować z takimi sprawami.
 - Ah rozumiem – bąknęłam. Bynajmniej nie byłam do tego przekonana, ale ufałam Sasuke. Wierzyłam, że się zmienił i że jesteśmy związani ze sobą na tyle, abym mogła poznać odrobinę więcej tajemnic niż kiedyś. Cieszyłam się, że wyjawił mi prawdę, dlatego zatuszowałam wcześniejsze podejrzenia.
Uchiha odebrał moje milczenie inaczej, ponieważ wstał i zaprezentował się tuż przede mną z głośnym westchnięciem.
 - A co z Dangetsu? – zapytałam, korzystając z chwili. – Kim on jest?
 - To przywódca całej misji – odrzekł spokojnie.
 - Ale …ten mężczyzna mówił ci, że masz się na nim skoncentrować …Dlaczego?
 - Miałem go po prostu naprowadzić na miejsce gdzie przebywają ludzie, z którymi ma wykonać powierzone mu zadanie, a zupełnie o tym zapomniałem, to tyle.
 - Ale …
 - Sakura – odezwał się z kolejnym westchnięciem. – Nie uważasz, że dosyć już tych pytań?
 - Ja po prostu chciałam wiedzieć – wybąkałam, spuszczając głowę. Gdybym była na miejscu Sasuke mnie również męczyłyby takie pytania, ale …ale niewiedza to uciążliwy stan. Nie chciałam przez to przechodzić. – To wszystko co chciałam wiedzieć – dodawszy, uciekłam spojrzeniem od pary czarnych tęczówek.
Mimo to czułam dziwne spięcie ze strony Sasuke.
I wtedy poczułam na swoich policzkach jego ciepłe dłonie. Zadrżałam, spoglądając na niego ze zdziwieniem.
 - Sakura – moje imię wypowiedział głosem, który ostatni raz słyszałam w kabinie prysznicowej. – Chcę spędzić z tobą te dwa dni. Zapomnijmy o tym wszystkim, dobrze? Pamiętasz co powiedziałaś? Na festynie będę dobrze się bawił.
 - Bo będziesz – odezwałam się ochryple. Moje policzki zabarwił dorodny rumieniec. Nie wiem dlaczego, ale wtuliłam się do piersi Sasuke, rozkoszując ciepłem, którym wręcz emanował. Uchiha umieścił jedną dłoń na moim plecach i zaczął jeździć po nich powolnymi ruchami. – Obiecaj, że wszystko będzie w porządku – wyszeptałam.
 - Obiecuję, że będę z tobą – odrzekł. Chociaż nie był to dokładny odzew na moją prośbę to jednak zalał mnie takim szczęściem, iż nie potrafiłam zwrócić na to uwagi.
Jesteś naiwna, odezwał się głos w mojej głowie. Zacisnęłam ręce i jeszcze intensywniej wchłaniałam zapach Sasuke, który był dla moich nozdrzy niczym cudowny lek dla chorego.
Nie jestem naiwna, odpowiedziałam mu w myślach. Jestem po prostu zakochana. Zakochana w Sasuke. Tak bardzo, że nawet ja sama nie jestem w stanie tego pojąć.
______________
*Yuniku – jap. Wyjątkowi

2 komentarze:

  1. Miesiąc mnie nie było w domu, dlatego dopiero teraz wzięłam się za dalsze czytanie. Muszę powiedzieć, że bardzo stęskniłam się za tym opowiadaniem. ^^
    Ucieszyłam się, kiedy Sasuke się zgodził na festyn. Och, a ile bym dała za to, żeby pójść z nim.. sam na sam.. 3 dni. xD Ach. xD :D <3
    W sumie spodziewałam się, iż na ich drodze pojawią się jakieś przeszkody.
    Bałam się, że Sakura dowie się prawdy. Dobrze, że Sasuke jakoś wybrnął z tej całej sytuacji. Nie byłoby miło, gdyby różowa się dowiedziała. :/
    Boże, jaka romantyczna końcówka. :o
    No i to nazwisko - Yuniku. Idealne. :)
    Lecę do następnego! :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Trafne nazwisko... wyjątkowi... ;)

    OdpowiedzUsuń