czwartek, 1 listopada 2012

Rozdział 54



Nawet na godzinę nie potrafiłem oddać się w objęcia snu. Bezustannie po moim umyśle krążyli Sakura i Itachi. To było dość absurdalne, zważając na fakt, iż ta dwójka dotąd nie napotkała się w moich myślach. A teraz? Każda refleksja idzie ze sobą w parzę. Nie zniszczę Konohy – nie pomszczę brata, ale Sakura nie będzie mnie nienawidzić. Zniszczę Konohę – pomszczę brata, z kolei Haruno stracę w całości.
Kiedy w południe zagościłem w kuchni, siedziała tam już cała organizacja. Wyjątkiem była Sakura, która nadal pogrążona była we śnie. Orichi miał rację, mówiąc o jej niesamowitej umiejętności zasypiania. Trzy głowy uniosły się w momencie, gdy drzwi wydały z siebie złośliwy pisk. Aż przystanąłem widząc ich grobowe miny.
Ogólnie rzecz biorąc; atmosfera w kuchni była dość niespotykana.
 - Nareszcie jesteś – odezwał się Suigetsu, który powstał z miejsca. Miałem świadomość powagi sytuacji, wiedziałem czego ode mnie chcą, ale z drugiej strony… widząc Hozuki’ego w takiej odsłonie, nie mogłem powstrzymać zdziwienia.
Karin poszła za jego przykładem i stanęła obok.
 - Sasuke-kun, musimy porozmawiać.
 - Nie mamy o czym – rzuciłem mimochodem, kierując się ku lodówce. Znienacka poczułem uścisk na nadgarstku i już spodziewałem się ujrzeć oblicza Suigetsu, lecz oślepił mnie błysk szkiełek. – Karin – warknąłem na nią, tłumiąc zaskoczenie.
 - To ważne – zaznaczyła.
Juugo i Suigetsu wyrośli po obu jej stronach.
 - Sakura śpi? – zapytał płowo-włosy. Przytaknąłem. Choć na co dzień ich zróżnicowane charaktery działały mi na nerwy, tego dnia mogłem powiedzieć, że wręcz mi ich brakowało. Ile bym dał, żeby Suigetsu przywitał mnie szerokim uśmiechem, pytając o odwołanie dzisiejszych treningów. – W takim razie teraz jest odpowiedni moment – dorzucił.
Karin pociągnęła mnie w kierunku stołu. Suigetsu gestem ręki nakazał mi usiąść, lecz ja uparcie się wyrwałem.
 - Nie będę dyskutował z wami o Madarze.
Ich twarze naraz przybrały jeszcze większej powagi (o ile to w ogóle było możliwe). Nie. Nie chciałem z nimi rozmawiać. Już zadecydowałem, ale wątpliwości nadal miałem uwięzione głęboko w moim sercu. Ich słowa jedynie pozwoliłyby wyjść im na zewnątrz.
Juugo odchrząknął.
 - Nie chodzi nam o Madare, tylko o Dangetsu.
 - Ten demon nazywa się Dangetsu? – wtrąciła Karin. Chyba dotąd żaden z nich nie podał jej szczegółowych informacji. Suigetsu i Juugo pokiwali głową. – Eh, zresztą to nieważne. Sasuke-kun. Błagam, przemyśl to wszystko. Bycie Jinchuuriki’m to nie żarty.
 - Nie zdążyłeś nawet w pełni zapoznać się ze zwojem, który wręczył ci Madara – dorzucił najwyższy z członków Taki.
 - Nawet nie masz pojęcia jak odbywa się ten cały obrzęd – powiedział Suigetsu.
 - Obrzęd? – skrzywiłem się znacznie na dźwięk tego słowa. Seledyno-włosy zaczął machać przepraszająco rękoma.
 - No co? Nie mam bladego pojęcia jak naprawdę nazywa się włożenie demona w człowieka…
 - Włożenie demona w człowieka – burknęła Karin, krzyżując ręce na piersiach. Przez krótką chwilę miałem nadzieje (naprawdę), że Suigetsu odgryzie się jej jakąś kąśliwą uwagą i otóż to, rozpocznie się kolejna długa i głośna kłótnia. Ale on tylko pokręcił głową z politowaniem.
Westchnąłem.
 - Podjąłem już decyzję. Cokolwiek teraz powiecie, niczego to nie zmieni.
To był stos kłamstw i Juugo dobrze o tym wiedział. Wertował mnie bacznie i nic nie robił sobie z mojego zakazu odczytywania emocji.
 - Ale Sasuke, to bezsensu! – zagrzmiał Suigetsu. – To ty pragniesz tej zemsty, prawda? To ty chcesz zniszczyć Konohę! Kiedy użyjesz do tego demona to wcale tak się nie stanie. To Dangetsu wypełni twoją zemstę, a twój jedyny wkład w tym będzie miało twoje ciało.
 - Dangetsu użyjemy tylko w nagłych wypadkach. Razem z Madarą mamy to już ustalone.
 - Co dokładnie znaczą ‘nagłe wypadki’? – zainteresowała się Karin, a mnie korciło, aby zatkać jej buzię, leżącym nieopodal jabłkiem. Milczałem dłuższą chwilę, ponieważ odpowiedź chciałem ubrać w perfekcyjne złożone słowa. Analizowałem wszystko. – Sasuke-kun – ponaglała.
 - Nagłe wypadki to takie, których nie możemy przewidzieć. To raczej logiczne, prawda? – skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej. Czułem się niekomfortowo, kiedy okrążyli mnie w koło.
 - Użyjesz Dangetsu, kiedy Naruto zdecyduje się włączyć do walki Kyuubi’ego, nieprawdaż? – głos Juugo rozległ się po przestrzeni, a słowo Naruto zadźwięczało mi w uszach. Wzdrygnąłem się. Mimo otumanienia, zaskoczenie innych również nie uszło mojej uwadze. Patrzyłem ślepo przed siebie, chcąc, aby zaraz przede mną zjawił się Itachi i udzielił odpowiedzi na wszystkie frapujące mnie pytania.
 - To prawda?! Jest możliwość, że Naruto może użyć demona?! – Suigetsu zacisnął pięści i podszedł bliżej w moim kierunku.
Skąd Juugo o tym wiedział?
Odchrząknąłem.
 - Naruto kilka lat temu nauczył się kontrolować Kyuubi’ego. Madara przewiduje, że ośmieli się go użyć w walce ze mną…
 - Więc zdecydował, że ty też musisz być Jinchuuriki – dokończył Juugo. Trudno było określić czy zadał mi pytanie, czy raczej stwierdzał fakty. Pokiwałem głową i kątem oka obserwowałem drzwi, chcąc jak najprędzej udać się w ich stronę.
Karin rozłożyła bezradnie ręce i wysyłając nam porozumiewawcze spojrzenie, zasiadła na miejscu, które pierwotnie było zarezerwowane dla mnie. Suigetsu oddalił się odrobine, za to Juugo nie miał zamiaru nawet na sekundę spuścić ze mnie spojrzenia.
 - To wszystko jest dla ciebie w porządku? – zapytał.
Zerknąłem na niego nierozumnie.
 - O czym ty mówisz?
 - Madara, ucieczka Eizo, Dangetsu …nie widzisz w tym nic podejrzanego? Tak po prostu będziesz w to kroczył…
 - Właśnie! – dołączył się Hozuki, znienacka wskazując na mnie palcem. – Jest jeszcze Eizo! Czy to, co powiedział Madara nie zdaje ci się dziwne? Będę go obserwował i w razie wypadku nie pozwolę, aby zdradził komukolwiek miejsce naszego pobytu – obiema rękoma zasłonił sobie twarz, a widoczność ograniczył do jednego oka, udając przy tym ton mojego trenera. Zapewne Sakurę by to rozbawiło. Suigetsu fuknął poirytowany. – Przecież tu nic się nie zgadza. Madara, którego ja znam od razu by go zabił – zwłaszcza, że nie lubi Sakury. A jak sam powiedziałeś; wiedział o ich narzeczeństwie i o Orichi’m.
 - Madara zapowiedział, że zmieniamy kryjówkę. Może dlatego nie przejmuje się tym co zrobi Eizo – wyjaśniłem.
Karin i Suigetsu wybałuszyli na mnie oczy.
 - Zmieniamy kryjówkę? – oburzyła się czerwono-włosa. – Kiedy? I dlaczego nic o tym nie wiemy?
 - Zapowiedział to dawno. Sam zresztą o tym zapomniałem.
 - Kiedy dokładnie? – drążyła.
Wywróciłem teatralnie oczami.
 - Podczas naszego pobytu w Sunie. Zaraz po zdobyciu dla niego tej trucizny – po wypowiedzeniu tych słów, sam zacząłem się dziwić jak dawno to było, a pomimo tego nie mamy od Madary żadnych wieści w sprawie nowego lokum.
Być może obecnie mój wyraz twarzy był tak samo nieprzekonany jak i reszty towarzyszów. Ale mnie nie obchodziło to, co on knuje. Ja pragnąłem jedynie pomścić swój klan, a potem wszystko stanie się dla mnie obojętne.
 - Masz szczęście, że twoje sztuczki z Sharingane’m podziałały na Sakurę – prychnął Suigetsu. – Chociaż jak teraz o tym myślę, wolałbym, aby pamiętała to, co powiedział jej Reiko.
 - Zamknij się – warknąłem na niego, powstrzymując się jednocześnie przed uderzeniem. Hozuki nie miał zielonego pojęcia jakie naprawdę miałem plany odnoście tematu Sakura / Atak na Konohę.
Juugo spuścił wzrok i splótł ręce na torsie.
 - To zaskakujące i zastanawiam się czy to rzeczywiście Sharingan.
 - A co innego? – zapytał seledyno-włosy atakując mnie wzrokiem płatnego zabójcy. – Sam kazałeś Sasuke stosować te sztuczki.
 - Ale nie wiadomo czy zadziałały…
 - Przecież Sakura nic nie pamięta – przerwał mu. Juugo skarcił go morderczym spojrzeniem.
 - Może Sakura po prostu zapomniała, albo winny jest tutaj napływ zbyt wielu emocji. Dotąd nie spotkałem się z informacją, ażeby to Sharingan mógł wymazywać wspomnienia. Poza tym to dziwne, że Sakura powiedziała, iż pamięta tylko jak Reiko wychodził. Nie przypomina sobie, aby go zatrzymywała, a przecież tak było.
 - Sugerujesz, że nas oszukała? – teraz to ja nie wytrzymałem i podszedłem bliżej niego. Juugo wzruszył ramionami. – Dlaczego miałaby kłamać? – dodałem.
 - Nie powiedziałem, że nas oszukała. Po prostu uważam, że to dziwne i zastanawiam się czy Sharingan rzeczywiście posiada taką umiejętność.
 - Chrzanić to. Nie obchodzi mnie jakie umiejętności posiada Sharingan. Nie potrzebne mi magiczne sztuczki tylko moc na pokonanie Naruto i zniszczenie Konohy, jasne?! – nie wiedziałem dlaczego mnie tak poniosło. Może męczyły mnie już te ich obelgi i domysły na Madarę? Postanowiłem w pełni przedstawić im wizję swojej przeszłości. Jednocześnie zacząłem kierować się ku drzwiom. Straciłem wszelki apetyt.
 - Sasuke-kun … - szepnęła Karin. Nawet będąc obrócony tyłem do niej, wiedziałem, że w tym momencie zmarszczyła brwi.
Wziąłem głęboki wdech.
 - Ja też to zauważyłem – wyznałem niemal szeptem. – Zauważyłem dziwne zachowanie Madary. Ale jest mi to obojętne. Chcę tylko zniszczyć Konohę. Nie obchodzi mnie co przyniesie przyszłość. Kiedy pomszczę klan wszystko wróci do normy i będę mógł umrzeć w spokoju.
Cisza.
Jedna minuta …i druga. Korciło mnie, żeby opuścić kuchnie, ale z drugiej strony zastanawiałem się co padnie z ust entuzjastycznego Suigetsu, przemądrzałej Karin i opanowanego Juugo.
Ktoś zrobił krok w moim kierunku.
 - A co z twoim klanem? – głos Suigetsu dotarł do moich uszu. Pozbawiony oburzenia… byłem pod wrażeniem, że on w ogóle potrafi posługiwać się tak poważnym tonem.
 - Nie myślałem nad tym – przyznałem.
 - Ale przecież miałeś dwa cele. Zniszczenie Konohy i odbudowanie klanu Uchiha. Jeśli ty umrzesz, to …
 - Jest jeszcze Madara – przerwałem mu i tym razem już na sto procent, zdecydowałem się na wyjście z pomieszczenia. Już miałem trzaskać drzwiami, kiedy usłyszałem na odchodne jeden, cichy szept. Aż sam się zdziwiłem, że zdołał do mnie dotrzeć z takiej odległości.
 - A co z Sakurą?
Karin? Karin interesuje się Sakurą? Puściłem tę uwagę mimo uszu i głośno zaznaczyłem swoje odejście. Musiałem gdzieś spędzić resztę dnia i czekać na Madarę tak, aby nie spotkać już żadnego członka organizacji.
S A K U R A
Nie zastałam w pokoju Sasuke – ściśle rzecz biorąc, nie powinno mnie to już dziwić. A jednak czułam to samo rozczarowanie co zazwyczaj. Po zażyciu porannej kąpieli mój nastrój poprawił się znacząco. Ostatnie dni wydawały mi się dość dziwne, to jednak dzisiaj poczułam nowy przypływ energii. Być może uda mi się wyciągnąć Take na spacer? Tak. To byłoby świetne posunięcie. Ostatni raz korzystaliśmy z takich rozrywek pod obecność Orichi’ego.
Uśmiechnęłam się na wspomnienie wielkich, zielonych oczu i szerokiego uśmiechu, błyszczącego słodką niewinnością.
Narzuciłam na siebie jedną z koszul Sasuke i raz jeszcze podkradłam leginsy Karin. Wtedy po przestrzeni rozległ się niezidentyfikowany dźwięk. Ah no tak. Kiedy ja ostatnim razem coś jadłam? Czym prędzej opuściłam pokój i już zaczęłam planować jakie przyrządzę sobie śniadanie. Podobno Juugo był tak skory, aby zajść do wioski po kilka przydatnych produktów. Być może na ladzie czekają już świeże pączki?
Te wszystkie myśli wpłynęły na mnie jeszcze bardziej pozytywnie. Uśmiech stopniowo rozlewa się po mojej twarzy, jednak nagle staje w miejscu.
A potem zupełnie przygasa.
Usłyszałam rozmowy, lecz nie mogłam rozpoznać kto jest nadawcą, ani co przekazuje. Od razu byłam pewna, że konwersacja odbywa się w kuchni. Echo z tego pomieszczenia zazwyczaj roznosi się po większej powierzchni kryjówki. Zdziwiona zaczęłam szybciej kroczyć w tamtą stronę, tak aby nie opuścić rozmowy. Wydawała się dość poważna.
Usłyszałam krzyk; krzyk Suigetsu.
Suigetsu krzyczy? Nie! To wydawało się na tyle niemożliwe, że tym bardziej koniecznością stało się dla mnie zbadanie tej sprawy. Już miałam zacząć biec, lecz w tej samej chwili doszło do mnie, że żadne echo nie rozlewa się już po przestrzeni.
Przystanęłam, rozpoczynając nasłuchiwanie. Spóźniłam się? Niech to diabli! Miałam cichą nadzieje, że jednak podsłucham odrobinę tej rozmowy; ku memu zdziwieniu ośmieliłam się być pewną, że usłyszę same zaskakujące informację. A przecież ufam Tace, prawda? Coś nadal było nie w porządku. Coś wewnątrz mnie…
I wówczas do moich uszu dotarły miarowe kroki. Skierowałam się ku nim, chcąc zastać właściciela.
Nie minęły dwie minuty, a zza zakrętu zaczął wyłaniać się atramentowy cień. Rozejrzałam się dookoła. Paliło się kilka pochodni, dzięki czemu światło miało wystarczającą intensywność.
Ujrzałam Sasuke. Ucieszyłam się. Pierwsza propozycja zarzucona przez mój umysł to rzucić się na niego i wyściskać. Ale wtedy zobaczyłam wyraz jego twarzy. I choć był oświetlany jedynie w połowie i to w odcieniu oranżu, ja i tak wyraźnie mogłam odczytać jego uczucia.
 - Sasuke – powiedziałam zduszonym głosem, przyciągając ręce do klatki piersiowej. Poczułam się pewniej. – Coś się stało?
 - Nie – odrzekł z takim chłodem w głosie, że przez chwilę miałam wrażenie, że zdołał zamrozić krew, która buzowała w moich żyłach. Serce zaczęło mi łomotać jak ptak uwięziony w klatce. Odważyłam się podejść bliżej, kiedy przystanął skołowany. – Myślałem, że spisz – wybełkotał.
 - Niedawno się obudziłam. Usłyszałam krzyki.
 - Krzyki? – zdziwił się, ale nie …to nie było zwyczajowe zdziwienie. Nawet ze świadomością talentu aktorskiego Sasuke, te było nad wyraz fałszywe. Zmarszczyłam brwi, a moja twarz nabrała podejrzliwego wyglądu.
 - Dokąd idziesz? – zapytałam mimo to.
 - Przejść się.
 - Mogę iść z tobą?
 - Nie – krótka odpowiedź dobiła jedynie kunai do mojego serca. Podeszłam jeszcze bliżej i w owym momencie dzieliły nas zaledwie marne milimetry. Zatopiłam się w jego tęczówkach.
 - Pokłóciłeś się z Suigetsu?
 - Nie. Dlaczego pytasz?
 - Bo słyszałam jak krzyczał – odruchowo wskazałam na miejsce skąd dochodził dźwięk, nawet jeśli Sasuke nie powędrował wzrokiem za wskazówką. – Powiedz mi co się stało! Od dwóch dni jesteś jakiś dziwny…
 - Wszystko jest w porządku. Chcę się tylko przejść. Potrzebuję świeżego powietrza i tyle.
 - Ale dlaczego nie mogę z tobą? – brnęłam dalej.
 - Ponieważ chcę być sam – warknął przez zaciśnięte zęby i minął mnie. Stałam w bezruchu niedowierzając w jego postępowanie. Długą chwile zajęło mi powrócenie do świata rzeczywistego. Obróciłam się za siebie i obserwując jak odchodzi, moje usta zadrżały. – W kuchni jest Ramen jeśli chcesz – dodał.
 - Nie chcę Ramenu! – wrzasnęłam. – Chcę dowiedzieć się co się tutaj dzieje! Wszystko było normalnie! Nawet na festynie, a teraz … - zatrzymał się. To była moja szansa. Nabrałam do płuc nowej dawki powietrza i hardo spojrzałam na znak klanu Uchiha. – Czy to przez to co ci wyznałam? Chodzi o moją przeszłość? O Eizo? Ja…
 - Nie wypowiadaj przy mnie tego imienia! – wytrzeszczyłam oczy, kiedy jego pięści raz jeszcze zacisnęły się w ten sam sposób. Znów miałam wrażenie, że pomiędzy jego palcami zaraz zacznie spływać szkarłatna ciecz. – Nie chcę o nim słuchać.
 - Odpowiedz na moje pytania!
Zamilkł. Stał w miejscu jeszcze kilka sekund, po czym leniwym krokiem zaczął kierować się w korytarz, który prowadził do wyjścia. Zniknął za zakrętem.
Chyba jego humor mi się udzielił; również zacisnęłam pięści i nie dbałam o ból jaki powstawał przez wbijające się do skóry paznokcie. Walczyłam z całych sił, aby nie zaczął płakać. Łzy cisnęły mi się do oczu, więc pokręcił żwawo głową w obie strony i zamrugałam kilka razy. Spuściłam głowę. Mocno, gwałtownie. Nie wiedziałam czy powrócić do pokoju, czy zaryzykować i użyć mojego talentu aktorskiego przed członkami Taki.
Może za bardzo przywykłam do tej przyjaznej strony Sasuke? Ostatecznie był dla mnie uprzejmy przez dość długi czas, przez co mogłam zapomnieć już jak to jest być ranioną jego słowami. Westchnęłam. Czy ma sens załamywanie się w owym momencie? Miałam przeczucie, że jeszcze nie raz będę zmuszona stanąć przed tymi uczuciami i to w o wiele czarniejszej odsłonie.
Pfu. Chyba zacznę sobie dorabiać jako wróżka. Te przeczucia nawiedzają mnie coraz częściej. Być może ja też jestem obdarzona jakimiś poza ziemskimi umiejętnościami. Juugo odczytuje emocję, a ja …mam przeczucia.
Jeśli ów wizje rzeczywiście znajdują odwzorowanie w rzeczywistości; muszą przygotować się na prawdziwe cierpienie.
Ale teraz dam radę stanąć twarzą w twarz z resztą Taki. Może właśnie tam poznam jakieś szczegółowe informację odnośnie rozmowy.
Zaczęłam iść w wcześniej wyznaczonym kierunku, kiedy nagle kolejny cień pojawił się na tle ciemnego oranżu. Aż mi dech zaparło, gdy ujrzałam postać opierająca się o ścianę. Podskoczyłam jak oparzona, po czym zatrzymałam się gapiąc się na niego niczym krowa na pociąg.
 - Juugo… - wymruczałam, oczekując wyjaśnień. Mężczyzna miał ręce skrzyżowane na jego klatce piersiowej i taksował mnie wzrokiem tajnego agenta, który musi mieć na oku każdy ruch swojej ofiary. – Coś się stało, prawda? – zaryzykowałam.
Nie odpowiedział. Przypatrywaliśmy się sobie w milczeniu, aż w końcu on wyprostował się i wyminął mnie niemal z taką samą ignorancją jak wcześniej Sasuke.
Tym razem nie powstrzymywałam się od reakcji.
 - Hej, zaczekaj! Co się stało?!
Nie wstrzymał się. Lekceważył moje słowa, jakby w ogóle nie padły. Tym czasem ja byłam zupełnie skołowana całą sytuacją. Nic nie rozumiałam. A może …? A może Sasuke opowiedział im wszystkim o mojej przeszłości? Nie! On nie ośmieliłby się tego zrobić! Nawet S a s u k e U c h i h a nie jest do tego zdolny!
 - Juugo!! – wrzasnęłam ile sił w płucach. Nie dbałam o to czy reszta organizacji mnie usłyszy. Już miałam poderwać się do biegu i chwycić jego ramię, zatrzymać go, zrobić cokolwiek, aby zwrócił na mnie uwagę – w przeciwieństwie do Sasuke, kiedy nagle dobiegł do mnie jego głos. Ten co zawsze. Ten spokojny i zdecydowany.
 - Tylko ty możesz uratować Sasuke.
I w tym momencie pozwoliłam mu odejść. Ani myślałam się za nim udać. Moje myśli były stertą poplątanych ze sobą cienkich linii, których odplątanie zdawało się niemożliwe.
A ja musiałam temu sprostać. Co znaczyły słowa Juugo?
~*~
Resztę dnia przesiedziałam w pokoju, czekając na powrót Sasuke. Wskazówki zegara igrały ze mną, przesuwając się w nieziemsko żółwim tempie. Od kilku godzin  nieprzerwanie wertowałam wzrokiem ścienny zegar i tylko czekałam na jego najmniejszy ruch. Nawet sekundy zdawały się trwać dla mnie godziny.
Wszystko w kryjówce umilkło. Wydawało mi się, że jestem tu wyłącznie ja. Nawet głos Suigetsu zniknął, a to zazwyczaj jego słuchałam najczęściej. Dochodziła dwudziesta, a Uchiha nadal nie wrócił do pokoju. Musiało się coś stać! Co innego gdyby wyszedł rażąc mnie jednym z tych szczerych uśmiechów – tych rzadkich uśmiechów. Ale on odszedł traktując mnie jak śmiecia. I dodatkowo słowa Juugo.
Uderzyłam pięścią o ścianę. Niewiedza, niewiedza! Znowu w nią popadłam. Bladego pojęcia nie miałam co tak naprawdę dzieje się w murach tej organizacji. Wszystko było przede mną ukrywane przez to, że jestem tylko Medykiem, który dodatkowo został pojmany. Nie! Nie będę tu bezczynnie siedziała, muszę coś zrobić – cokolwiek! Musze uratować Sasuke, nie bacząc na to, co naprawdę Juugo miał na myśli.
Tylko ty możesz uratować Sasuke.
Nim w ogóle to zauważyłam, znajdowałam się z powrotem na korytarzu, walcząc z nieludzko bijącym sercem i zdenerwowaniem. Na krótką chwilę oparłam się o ścianę, żeby wziąć kilka głębokich wdechów. Zdecydowanie potrzebowałam teraz jednej ze znanych mi wizyt u psychologa. Zawsze powtarzał: Uspokojenia szukaj w czasie. Zatrzymaj się na chwilę i pomyśl logiczne – przeanalizuj sytuację, a dopiero potem działaj.
Tyle, że analiza w moim przypadku stanowiła nie mały problem. Dlaczego? A dlatego, że do diaska nie było co analizować! Słowa Juugo w żaden sposób do mnie nie docierały. Racja! Zapewne chciał mi dać tym do zrozumienia, że Sasuke jest w niebezpieczeństwie, ale co mogę zrobić nie widząc, gdzie się znajduje, ani z jakich powodów? Oto cena, którą trzeba płacić za bycie pojmanym Medykiem!
Nie mogłam nazwać tego olśnieniem, ale nagle zrozumiałam, że przecież nie tylko ja i Juugo jesteśmy członkami Taki. Zachłysnęłam się powietrzem i ponowiłam próbę opanowania mojego tętna. Było już późno i po raz pierwszy zachowałam się jak na Sasuke przystało; kompletnie nie interesowało mnie czy Karin i Suigetsu już śpią. Nawet gdyby przez wiele dni umierali w męczarniach chorzy na bezsenność i dopiero dzisiejszej nocy udało im się osiągnąć upragniony stan, bez wahania wprowadziłabym chaos w ich życie.
 - Niech to szlag! – zaklęłam, kiedy noga mi się podwinęła i z hukiem wylądowałam na ziemi. Nakazywałam sobie spokój, ale w owym momencie próżne były moje dopingi. Znalazłam się w stanie zdruzgotanym i nie było nikogo kto byłby w stanie nanieść na mnie odrobinę spokoju.
Odrobineczkę.
Stanęłam z powrotem na równe nogi i ponowiłam bieg. Tak czy owak, ponad wszelką wątpliwość zbudziłam już resztę osób, przebywających w kryjówce. Raz po raz obracałam się za siebie, będąc wypełniona nadzieją, że zaraz zza ściany wyjdzie Sasuke. Nie myślałam nawet o ciepłym uśmiechu. Mógłby zjawić się nawet w najczarniejszej odsłonie! Byle on …byle cały i zdrowy.
Wtedy drzwi przede mną uchyliły się. Przez powolne ruchy, skrzywiłam się na dźwięk przedłużonego zgrzytu.
 - Sakura? – Karin wytrzeszczyła na mnie oczy, a przez tę reakcję korciło mnie, aby jednak poddać analizie mój ubiór. Czerwono-włosa taksowała mnie nieodczytanym spojrzeniem.
Zerknęłam w dół. Ale nic nie przykuło mojej uwagi. Jedynie powietrze, które ze świstem wylatywało z moich ust.
 - Sakura, co ty tu…
 - Co z Sasuke? – nie pozwoliłam jej dokończyć, a emocje napłynęły na mnie ze zdwojoną siłą.
Zmarszczyła brwi.
 - Co masz na myśli?
 - Sasuke jest w niebezpieczeństwie, prawda? Spotkałam Juugo i on kazał mi go uratować …Boże! Nie chciał mi nic powiedzieć, tylko po prostu sobie poszedł, rozumiesz to? Nie mam zielonego pojęcia co mam robić i…
 - Juugo kazał ci uratować Sasuke-kun?
Pokiwałam głową czerwona z emocji. Przez krótką chwilę Karin przyglądała mi się badawczo i nagle jej twarz spochmurniała.
 - Sasuke-kun w pewnym sensie naprawdę jest w niebezpieczeństwie – wyszeptała, spoglądając w dół. Dostęp do jej oczu utrudniały mi szkiełka, które przez światło pochodni pokryły się jasną poświtom.
Żołądek podszedł mi do gardła.
 - Jak to w niebezpieczeństwie?
 - Nie mogę nic ci powiedzieć.
 - Dlaczego?! – wzburzyłam się. – Dlaczego ja znowu nic nie wiem!? Jestem członkiem tej organizacji, nieprawdaż? Ja też …
 - Ja też jestem członkiem tej organizacji – weszła mi w słowo i uniosła głowę. Nasze spojrzenia spotkały się. Miałam wrażenie, że w oczach Karin ujrzałam łzy. Pokręciłam żwawo głową i wmówiłam sobie, że tylko się przewidziałam. – Jestem członkiem organizacji i mam obowiązek spełniać rozkazy lidera. Sasuke-kun zabronił nam opowiadać ci o czymkolwiek. Dlatego ja również nie jestem w stanie podać ci jakiś informacji…ale Sakura …
 - Co? – burknęłam od niechcenia, zaciskając pięści. Zachowanie Sasuke całkowicie mnie przytłoczyło.
 - To nie zmienia faktu, że chcę żebyś go uratowała….
 - Słucham? – mój umysł niemal natychmiast się otrzeźwił. Zrobiłam wielkie oczy i czekałam na jej dalsze słowa.
Karin odchrząknęła.
 - Eh, mam gdzieś czy mi się dostanie czy nie. Po prostu nie mogę pozwolić, aby zrobił to, co chce. Tylko ty jesteś w stanie go powstrzymać – przynajmniej tak mi się wydaje. Od momentu, w którym się tutaj znalazłaś Sasuke-kun diametralnie się zmienił…na lepsze. Mogłabym ci za to podziękować, ale nie mamy na to czasu. Posłuchaj – Karin ścisnęła oba moje ramiona i dopiero teraz zauważyłam, że nawet ona jest wyższa ode mnie. Pociągnęłam nosem, zamrugałam oczyma – poszukiwałam sposobu na powstrzymanie cisnących się łez. – Sasuke-kun mówił nam o tobie i Orichi’m…właściwie mówił to Madara, ale teraz to nieważne. Spacer! Kojarzysz?
 - Nie za bardzo… - wychrypiałam coraz bardziej zagubiona. – Co dokładnie masz na myśli?
 - Ty, Sasuke, Orichi, albo sam Sasuke z tym małym. Nie pamiętam dokładnie jak to powiedział, wiem tylko, że było to na jakimś spacerze i prawdopodobnie tam właśnie znajduje się Sasuke.
Spacer …
Zaraz, zaraz…
Spacer!
W okamgnieniu odsunęłam się od Karin i spojrzałam na nią jak na widmo, przybywające z zaświatów. Coś na podobieństwo tych filmów, w których to przestraszona ofiara patrzy na swojego mordercę. Tyle, że w tym przypadku wcale nie uciekałam od Karin. Rzuciłam się biegiem ku wyjściu z kryjówki, dziękując w duchu za to co powiedziała mi Taka. Nie zastanawiałam się nad podejrzliwą otwartością. Nie brałam pod uwagę opcji, iż to może być pułapka. Biegłam przed siebie i ani na moment się nie wahałam. Sasuke! Tylko jego pragnęłam znaleźć.
Niewiedza to naprawdę uciążliwy stan.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz