Nawet na godzinę
nie potrafiłem oddać się w objęcia snu. Bezustannie po moim umyśle krążyli
Sakura i Itachi. To było dość absurdalne, zważając na fakt, iż ta dwójka dotąd
nie napotkała się w moich myślach. A teraz? Każda refleksja idzie ze sobą w
parzę. Nie zniszczę Konohy – nie pomszczę brata, ale Sakura nie będzie mnie
nienawidzić. Zniszczę Konohę – pomszczę brata, z kolei Haruno stracę w całości.
Kiedy w południe
zagościłem w kuchni, siedziała tam już cała organizacja. Wyjątkiem była Sakura,
która nadal pogrążona była we śnie. Orichi miał rację, mówiąc o jej
niesamowitej umiejętności zasypiania. Trzy głowy uniosły się w momencie, gdy
drzwi wydały z siebie złośliwy pisk. Aż przystanąłem widząc ich grobowe miny.
Ogólnie rzecz
biorąc; atmosfera w kuchni była dość niespotykana.
- Nareszcie jesteś – odezwał się Suigetsu,
który powstał z miejsca. Miałem świadomość powagi sytuacji, wiedziałem czego
ode mnie chcą, ale z drugiej strony… widząc Hozuki’ego w takiej odsłonie, nie
mogłem powstrzymać zdziwienia.
Karin poszła za
jego przykładem i stanęła obok.
- Sasuke-kun, musimy porozmawiać.
- Nie mamy o czym – rzuciłem mimochodem,
kierując się ku lodówce. Znienacka poczułem uścisk na nadgarstku i już spodziewałem
się ujrzeć oblicza Suigetsu, lecz oślepił mnie błysk szkiełek. – Karin –
warknąłem na nią, tłumiąc zaskoczenie.
- To ważne – zaznaczyła.
Juugo i Suigetsu
wyrośli po obu jej stronach.
- Sakura śpi? – zapytał płowo-włosy.
Przytaknąłem. Choć na co dzień ich zróżnicowane charaktery działały mi na
nerwy, tego dnia mogłem powiedzieć, że wręcz mi ich brakowało. Ile bym dał,
żeby Suigetsu przywitał mnie szerokim uśmiechem, pytając o odwołanie
dzisiejszych treningów. – W takim razie teraz jest odpowiedni moment –
dorzucił.
Karin pociągnęła
mnie w kierunku stołu. Suigetsu gestem ręki nakazał mi usiąść, lecz ja uparcie
się wyrwałem.
- Nie będę dyskutował z wami o Madarze.
Ich twarze naraz
przybrały jeszcze większej powagi (o ile to w ogóle było możliwe). Nie. Nie
chciałem z nimi rozmawiać. Już zadecydowałem, ale wątpliwości nadal miałem
uwięzione głęboko w moim sercu. Ich słowa jedynie pozwoliłyby wyjść im na
zewnątrz.
Juugo
odchrząknął.
- Nie chodzi nam o Madare, tylko o Dangetsu.
- Ten demon nazywa się Dangetsu? – wtrąciła
Karin. Chyba dotąd żaden z nich nie podał jej szczegółowych informacji.
Suigetsu i Juugo pokiwali głową. – Eh, zresztą to nieważne. Sasuke-kun. Błagam,
przemyśl to wszystko. Bycie Jinchuuriki’m to nie żarty.
- Nie zdążyłeś nawet w pełni zapoznać się ze
zwojem, który wręczył ci Madara – dorzucił najwyższy z członków Taki.
- Nawet nie masz pojęcia jak odbywa się ten
cały obrzęd – powiedział Suigetsu.
- Obrzęd? – skrzywiłem się znacznie na dźwięk
tego słowa. Seledyno-włosy zaczął machać przepraszająco rękoma.
- No co? Nie mam bladego pojęcia jak naprawdę
nazywa się włożenie demona w człowieka…
- Włożenie demona w człowieka – burknęła
Karin, krzyżując ręce na piersiach. Przez krótką chwilę miałem nadzieje
(naprawdę), że Suigetsu odgryzie się jej jakąś kąśliwą uwagą i otóż to,
rozpocznie się kolejna długa i głośna kłótnia. Ale on tylko pokręcił głową z
politowaniem.
Westchnąłem.
- Podjąłem już decyzję. Cokolwiek teraz
powiecie, niczego to nie zmieni.
To był stos
kłamstw i Juugo dobrze o tym wiedział. Wertował mnie bacznie i nic nie robił
sobie z mojego zakazu odczytywania emocji.
- Ale Sasuke, to bezsensu! – zagrzmiał
Suigetsu. – To ty pragniesz tej zemsty, prawda? To ty chcesz zniszczyć Konohę!
Kiedy użyjesz do tego demona to wcale tak się nie stanie. To Dangetsu wypełni
twoją zemstę, a twój jedyny wkład w tym będzie miało twoje ciało.
- Dangetsu użyjemy tylko w nagłych wypadkach.
Razem z Madarą mamy to już ustalone.
- Co dokładnie znaczą ‘nagłe wypadki’? –
zainteresowała się Karin, a mnie korciło, aby zatkać jej buzię, leżącym
nieopodal jabłkiem. Milczałem dłuższą chwilę, ponieważ odpowiedź chciałem ubrać
w perfekcyjne złożone słowa. Analizowałem wszystko. – Sasuke-kun – ponaglała.
- Nagłe wypadki to takie, których nie możemy
przewidzieć. To raczej logiczne, prawda? – skrzyżowałem ręce na klatce
piersiowej. Czułem się niekomfortowo, kiedy okrążyli mnie w koło.
- Użyjesz Dangetsu, kiedy Naruto zdecyduje się
włączyć do walki Kyuubi’ego, nieprawdaż? – głos Juugo rozległ się po
przestrzeni, a słowo Naruto
zadźwięczało mi w uszach. Wzdrygnąłem się. Mimo otumanienia, zaskoczenie innych
również nie uszło mojej uwadze. Patrzyłem ślepo przed siebie, chcąc, aby zaraz
przede mną zjawił się Itachi i udzielił odpowiedzi na wszystkie frapujące mnie
pytania.
- To prawda?! Jest możliwość, że Naruto może
użyć demona?! – Suigetsu zacisnął pięści i podszedł bliżej w moim kierunku.
Skąd Juugo o tym
wiedział?
Odchrząknąłem.
- Naruto kilka lat temu nauczył się
kontrolować Kyuubi’ego. Madara przewiduje, że ośmieli się go użyć w walce ze
mną…
- Więc zdecydował, że ty też musisz być
Jinchuuriki – dokończył Juugo. Trudno było określić czy zadał mi pytanie, czy
raczej stwierdzał fakty. Pokiwałem głową i kątem oka obserwowałem drzwi, chcąc
jak najprędzej udać się w ich stronę.
Karin rozłożyła
bezradnie ręce i wysyłając nam porozumiewawcze spojrzenie, zasiadła na miejscu,
które pierwotnie było zarezerwowane dla mnie. Suigetsu oddalił się odrobine, za
to Juugo nie miał zamiaru nawet na sekundę spuścić ze mnie spojrzenia.
- To wszystko jest dla ciebie w porządku? –
zapytał.
Zerknąłem na
niego nierozumnie.
- O czym ty mówisz?
- Madara, ucieczka Eizo, Dangetsu …nie widzisz
w tym nic podejrzanego? Tak po prostu będziesz w to kroczył…
- Właśnie! – dołączył się Hozuki, znienacka
wskazując na mnie palcem. – Jest jeszcze Eizo! Czy to, co powiedział Madara nie
zdaje ci się dziwne? Będę go obserwował i
w razie wypadku nie pozwolę, aby zdradził komukolwiek miejsce naszego pobytu
– obiema rękoma zasłonił sobie twarz, a widoczność ograniczył do jednego oka,
udając przy tym ton mojego trenera. Zapewne Sakurę by to rozbawiło. Suigetsu
fuknął poirytowany. – Przecież tu nic się nie zgadza. Madara, którego ja znam
od razu by go zabił – zwłaszcza, że nie lubi Sakury. A jak sam powiedziałeś;
wiedział o ich narzeczeństwie i o Orichi’m.
- Madara zapowiedział, że zmieniamy kryjówkę.
Może dlatego nie przejmuje się tym co zrobi Eizo – wyjaśniłem.
Karin i Suigetsu
wybałuszyli na mnie oczy.
- Zmieniamy kryjówkę? – oburzyła się
czerwono-włosa. – Kiedy? I dlaczego nic o tym nie wiemy?
- Zapowiedział to dawno. Sam zresztą o tym
zapomniałem.
- Kiedy dokładnie? – drążyła.
Wywróciłem
teatralnie oczami.
- Podczas naszego pobytu w Sunie. Zaraz po
zdobyciu dla niego tej trucizny – po wypowiedzeniu tych słów, sam zacząłem się
dziwić jak dawno to było, a pomimo tego nie mamy od Madary żadnych wieści w
sprawie nowego lokum.
Być może obecnie
mój wyraz twarzy był tak samo nieprzekonany jak i reszty towarzyszów. Ale mnie
nie obchodziło to, co on knuje. Ja pragnąłem jedynie pomścić swój klan, a potem
wszystko stanie się dla mnie obojętne.
- Masz szczęście, że twoje sztuczki z Sharingane’m
podziałały na Sakurę – prychnął Suigetsu. – Chociaż jak teraz o tym myślę,
wolałbym, aby pamiętała to, co powiedział jej Reiko.
- Zamknij się – warknąłem na niego,
powstrzymując się jednocześnie przed uderzeniem. Hozuki nie miał zielonego
pojęcia jakie naprawdę miałem plany odnoście tematu Sakura / Atak na Konohę.
Juugo spuścił
wzrok i splótł ręce na torsie.
- To zaskakujące i zastanawiam się czy to
rzeczywiście Sharingan.
- A co innego? – zapytał seledyno-włosy
atakując mnie wzrokiem płatnego zabójcy. – Sam kazałeś Sasuke stosować te
sztuczki.
- Ale nie wiadomo czy zadziałały…
- Przecież Sakura nic nie pamięta – przerwał
mu. Juugo skarcił go morderczym spojrzeniem.
- Może Sakura po prostu zapomniała, albo winny
jest tutaj napływ zbyt wielu emocji. Dotąd nie spotkałem się z informacją,
ażeby to Sharingan mógł wymazywać wspomnienia. Poza tym to dziwne, że Sakura
powiedziała, iż pamięta tylko jak Reiko wychodził. Nie przypomina sobie, aby go
zatrzymywała, a przecież tak było.
- Sugerujesz, że nas oszukała? – teraz to ja
nie wytrzymałem i podszedłem bliżej niego. Juugo wzruszył ramionami. – Dlaczego
miałaby kłamać? – dodałem.
- Nie powiedziałem, że nas oszukała. Po prostu
uważam, że to dziwne i zastanawiam się czy Sharingan rzeczywiście posiada taką
umiejętność.
- Chrzanić to. Nie obchodzi mnie jakie
umiejętności posiada Sharingan. Nie potrzebne mi magiczne sztuczki tylko moc na
pokonanie Naruto i zniszczenie Konohy, jasne?! – nie wiedziałem dlaczego mnie tak
poniosło. Może męczyły mnie już te ich obelgi i domysły na Madarę? Postanowiłem
w pełni przedstawić im wizję swojej przeszłości. Jednocześnie zacząłem kierować
się ku drzwiom. Straciłem wszelki apetyt.
- Sasuke-kun … - szepnęła Karin. Nawet będąc
obrócony tyłem do niej, wiedziałem, że w tym momencie zmarszczyła brwi.
Wziąłem głęboki
wdech.
- Ja też to zauważyłem – wyznałem niemal
szeptem. – Zauważyłem dziwne zachowanie Madary. Ale jest mi to obojętne. Chcę
tylko zniszczyć Konohę. Nie obchodzi mnie co przyniesie przyszłość. Kiedy
pomszczę klan wszystko wróci do normy i będę mógł umrzeć w spokoju.
Cisza.
Jedna minuta …i
druga. Korciło mnie, żeby opuścić kuchnie, ale z drugiej strony zastanawiałem
się co padnie z ust entuzjastycznego Suigetsu, przemądrzałej Karin i
opanowanego Juugo.
Ktoś zrobił krok
w moim kierunku.
- A co z twoim klanem? – głos Suigetsu dotarł
do moich uszu. Pozbawiony oburzenia… byłem pod wrażeniem, że on w ogóle potrafi
posługiwać się tak poważnym tonem.
- Nie myślałem nad tym – przyznałem.
- Ale przecież miałeś dwa cele. Zniszczenie
Konohy i odbudowanie klanu Uchiha. Jeśli ty umrzesz, to …
- Jest jeszcze Madara – przerwałem mu i tym
razem już na sto procent, zdecydowałem się na wyjście z pomieszczenia. Już
miałem trzaskać drzwiami, kiedy usłyszałem na odchodne jeden, cichy szept. Aż
sam się zdziwiłem, że zdołał do mnie dotrzeć z takiej odległości.
- A co z Sakurą?
Karin? Karin
interesuje się Sakurą? Puściłem tę uwagę mimo uszu i głośno zaznaczyłem swoje
odejście. Musiałem gdzieś spędzić resztę dnia i czekać na Madarę tak, aby nie
spotkać już żadnego członka organizacji.
S A K U R A
Nie zastałam w
pokoju Sasuke – ściśle rzecz biorąc, nie powinno mnie to już dziwić. A jednak
czułam to samo rozczarowanie co zazwyczaj. Po zażyciu porannej kąpieli mój
nastrój poprawił się znacząco. Ostatnie dni wydawały mi się dość dziwne, to
jednak dzisiaj poczułam nowy przypływ energii. Być może uda mi się wyciągnąć
Take na spacer? Tak. To byłoby świetne posunięcie. Ostatni raz korzystaliśmy z
takich rozrywek pod obecność Orichi’ego.
Uśmiechnęłam się
na wspomnienie wielkich, zielonych oczu i szerokiego uśmiechu, błyszczącego
słodką niewinnością.
Narzuciłam na
siebie jedną z koszul Sasuke i raz jeszcze podkradłam leginsy Karin. Wtedy po
przestrzeni rozległ się niezidentyfikowany dźwięk. Ah no tak. Kiedy ja ostatnim
razem coś jadłam? Czym prędzej opuściłam pokój i już zaczęłam planować jakie
przyrządzę sobie śniadanie. Podobno Juugo był tak skory, aby zajść do wioski po
kilka przydatnych produktów. Być może na ladzie czekają już świeże pączki?
Te wszystkie
myśli wpłynęły na mnie jeszcze bardziej pozytywnie. Uśmiech stopniowo rozlewa
się po mojej twarzy, jednak nagle staje w miejscu.
A potem zupełnie
przygasa.
Usłyszałam
rozmowy, lecz nie mogłam rozpoznać kto jest nadawcą, ani co przekazuje. Od razu
byłam pewna, że konwersacja odbywa się w kuchni. Echo z tego pomieszczenia
zazwyczaj roznosi się po większej powierzchni kryjówki. Zdziwiona zaczęłam
szybciej kroczyć w tamtą stronę, tak aby nie opuścić rozmowy. Wydawała się dość
poważna.
Usłyszałam krzyk;
krzyk Suigetsu.
Suigetsu krzyczy?
Nie! To wydawało się na tyle niemożliwe, że tym bardziej koniecznością stało
się dla mnie zbadanie tej sprawy. Już miałam zacząć biec, lecz w tej samej
chwili doszło do mnie, że żadne echo nie rozlewa się już po przestrzeni.
Przystanęłam,
rozpoczynając nasłuchiwanie. Spóźniłam się? Niech to diabli! Miałam cichą
nadzieje, że jednak podsłucham odrobinę tej rozmowy; ku memu zdziwieniu ośmieliłam
się być pewną, że usłyszę same zaskakujące informację. A przecież ufam Tace,
prawda? Coś nadal było nie w porządku. Coś wewnątrz mnie…
I wówczas do
moich uszu dotarły miarowe kroki. Skierowałam się ku nim, chcąc zastać
właściciela.
Nie minęły dwie
minuty, a zza zakrętu zaczął wyłaniać się atramentowy cień. Rozejrzałam się
dookoła. Paliło się kilka pochodni, dzięki czemu światło miało wystarczającą
intensywność.
Ujrzałam Sasuke.
Ucieszyłam się. Pierwsza propozycja zarzucona przez mój umysł to rzucić się na
niego i wyściskać. Ale wtedy zobaczyłam wyraz jego twarzy. I choć był
oświetlany jedynie w połowie i to w odcieniu oranżu, ja i tak wyraźnie mogłam
odczytać jego uczucia.
- Sasuke – powiedziałam zduszonym głosem,
przyciągając ręce do klatki piersiowej. Poczułam się pewniej. – Coś się stało?
- Nie – odrzekł z takim chłodem w głosie, że
przez chwilę miałam wrażenie, że zdołał zamrozić krew, która buzowała w moich
żyłach. Serce zaczęło mi łomotać jak ptak uwięziony w klatce. Odważyłam się
podejść bliżej, kiedy przystanął skołowany. – Myślałem, że spisz – wybełkotał.
- Niedawno się obudziłam. Usłyszałam krzyki.
- Krzyki? – zdziwił się, ale nie …to nie było
zwyczajowe zdziwienie. Nawet ze świadomością talentu aktorskiego Sasuke, te było
nad wyraz fałszywe. Zmarszczyłam brwi, a moja twarz nabrała podejrzliwego
wyglądu.
- Dokąd idziesz? – zapytałam mimo to.
- Przejść się.
- Mogę iść z tobą?
- Nie – krótka odpowiedź dobiła jedynie kunai
do mojego serca. Podeszłam jeszcze bliżej i w owym momencie dzieliły nas
zaledwie marne milimetry. Zatopiłam się w jego tęczówkach.
- Pokłóciłeś się z Suigetsu?
- Nie. Dlaczego pytasz?
- Bo słyszałam jak krzyczał – odruchowo
wskazałam na miejsce skąd dochodził dźwięk, nawet jeśli Sasuke nie powędrował
wzrokiem za wskazówką. – Powiedz mi co się stało! Od dwóch dni jesteś jakiś
dziwny…
- Wszystko jest w porządku. Chcę się tylko
przejść. Potrzebuję świeżego powietrza i tyle.
- Ale dlaczego nie mogę z tobą? – brnęłam
dalej.
- Ponieważ chcę być sam – warknął przez
zaciśnięte zęby i minął mnie. Stałam w bezruchu niedowierzając w jego
postępowanie. Długą chwile zajęło mi powrócenie do świata rzeczywistego.
Obróciłam się za siebie i obserwując jak odchodzi, moje usta zadrżały. – W
kuchni jest Ramen jeśli chcesz – dodał.
- Nie chcę Ramenu! – wrzasnęłam. – Chcę
dowiedzieć się co się tutaj dzieje! Wszystko było normalnie! Nawet na festynie,
a teraz … - zatrzymał się. To była moja szansa. Nabrałam do płuc nowej dawki
powietrza i hardo spojrzałam na znak klanu Uchiha. – Czy to przez to co ci
wyznałam? Chodzi o moją przeszłość? O Eizo? Ja…
- Nie wypowiadaj przy mnie tego imienia! –
wytrzeszczyłam oczy, kiedy jego pięści raz jeszcze zacisnęły się w ten sam
sposób. Znów miałam wrażenie, że pomiędzy jego palcami zaraz zacznie spływać
szkarłatna ciecz. – Nie chcę o nim słuchać.
- Odpowiedz na moje pytania!
Zamilkł. Stał w
miejscu jeszcze kilka sekund, po czym leniwym krokiem zaczął kierować się w
korytarz, który prowadził do wyjścia. Zniknął za zakrętem.
Chyba jego humor
mi się udzielił; również zacisnęłam pięści i nie dbałam o ból jaki powstawał
przez wbijające się do skóry paznokcie. Walczyłam z całych sił, aby nie zaczął
płakać. Łzy cisnęły mi się do oczu, więc pokręcił żwawo głową w obie strony i
zamrugałam kilka razy. Spuściłam głowę. Mocno, gwałtownie. Nie wiedziałam czy
powrócić do pokoju, czy zaryzykować i użyć mojego talentu aktorskiego przed
członkami Taki.
Może za bardzo
przywykłam do tej przyjaznej strony Sasuke? Ostatecznie był dla mnie uprzejmy
przez dość długi czas, przez co mogłam zapomnieć już jak to jest być ranioną
jego słowami. Westchnęłam. Czy ma sens załamywanie się w owym momencie? Miałam
przeczucie, że jeszcze nie raz będę zmuszona stanąć przed tymi uczuciami i to w
o wiele czarniejszej odsłonie.
Pfu. Chyba zacznę
sobie dorabiać jako wróżka. Te przeczucia nawiedzają mnie coraz częściej. Być
może ja też jestem obdarzona jakimiś poza ziemskimi umiejętnościami. Juugo
odczytuje emocję, a ja …mam przeczucia.
Jeśli ów wizje rzeczywiście znajdują odwzorowanie
w rzeczywistości; muszą przygotować się na prawdziwe cierpienie.
Ale teraz dam
radę stanąć twarzą w twarz z resztą Taki. Może właśnie tam poznam jakieś
szczegółowe informację odnośnie rozmowy.
Zaczęłam iść w
wcześniej wyznaczonym kierunku, kiedy nagle kolejny cień pojawił się na tle
ciemnego oranżu. Aż mi dech zaparło, gdy ujrzałam postać opierająca się o
ścianę. Podskoczyłam jak oparzona, po czym zatrzymałam się gapiąc się na niego
niczym krowa na pociąg.
- Juugo… - wymruczałam, oczekując wyjaśnień.
Mężczyzna miał ręce skrzyżowane na jego klatce piersiowej i taksował mnie
wzrokiem tajnego agenta, który musi mieć na oku każdy ruch swojej ofiary. – Coś
się stało, prawda? – zaryzykowałam.
Nie odpowiedział.
Przypatrywaliśmy się sobie w milczeniu, aż w końcu on wyprostował się i wyminął
mnie niemal z taką samą ignorancją jak wcześniej Sasuke.
Tym razem nie
powstrzymywałam się od reakcji.
- Hej, zaczekaj! Co się stało?!
Nie wstrzymał
się. Lekceważył moje słowa, jakby w ogóle nie padły. Tym czasem ja byłam
zupełnie skołowana całą sytuacją. Nic nie rozumiałam. A może …? A może Sasuke
opowiedział im wszystkim o mojej przeszłości? Nie! On nie ośmieliłby się tego
zrobić! Nawet S a s u k e U c h i h a nie jest do tego zdolny!
- Juugo!! – wrzasnęłam ile sił w płucach. Nie
dbałam o to czy reszta organizacji mnie usłyszy. Już miałam poderwać się do
biegu i chwycić jego ramię, zatrzymać go, zrobić cokolwiek, aby zwrócił na mnie
uwagę – w przeciwieństwie do Sasuke, kiedy nagle dobiegł do mnie jego głos. Ten
co zawsze. Ten spokojny i zdecydowany.
- Tylko ty możesz uratować Sasuke.
I w tym momencie
pozwoliłam mu odejść. Ani myślałam się za nim udać. Moje myśli były stertą
poplątanych ze sobą cienkich linii, których odplątanie zdawało się niemożliwe.
A ja musiałam
temu sprostać. Co znaczyły słowa Juugo?
~*~
Resztę dnia
przesiedziałam w pokoju, czekając na powrót Sasuke. Wskazówki zegara igrały ze
mną, przesuwając się w nieziemsko żółwim tempie. Od kilku godzin nieprzerwanie wertowałam wzrokiem ścienny
zegar i tylko czekałam na jego najmniejszy ruch. Nawet sekundy zdawały się
trwać dla mnie godziny.
Wszystko w
kryjówce umilkło. Wydawało mi się, że jestem tu wyłącznie ja. Nawet głos
Suigetsu zniknął, a to zazwyczaj jego słuchałam najczęściej. Dochodziła
dwudziesta, a Uchiha nadal nie wrócił do pokoju. Musiało się coś stać! Co
innego gdyby wyszedł rażąc mnie jednym z tych szczerych uśmiechów – tych
rzadkich uśmiechów. Ale on odszedł traktując mnie jak śmiecia. I dodatkowo słowa
Juugo.
Uderzyłam pięścią
o ścianę. Niewiedza, niewiedza! Znowu w nią popadłam. Bladego pojęcia nie
miałam co tak naprawdę dzieje się w murach tej organizacji. Wszystko było
przede mną ukrywane przez to, że jestem tylko Medykiem, który dodatkowo został
pojmany. Nie! Nie będę tu bezczynnie siedziała, muszę coś zrobić – cokolwiek!
Musze uratować Sasuke, nie bacząc na to, co naprawdę Juugo miał na myśli.
Tylko ty możesz uratować Sasuke.
Nim w ogóle to
zauważyłam, znajdowałam się z powrotem na korytarzu, walcząc z nieludzko
bijącym sercem i zdenerwowaniem. Na krótką chwilę oparłam się o ścianę, żeby
wziąć kilka głębokich wdechów. Zdecydowanie potrzebowałam teraz jednej ze
znanych mi wizyt u psychologa. Zawsze powtarzał: Uspokojenia szukaj w czasie. Zatrzymaj się na chwilę i pomyśl logiczne
– przeanalizuj sytuację, a dopiero potem działaj.
Tyle, że analiza
w moim przypadku stanowiła nie mały problem. Dlaczego? A dlatego, że do diaska
nie było co analizować! Słowa Juugo w żaden sposób do mnie nie docierały. Racja!
Zapewne chciał mi dać tym do zrozumienia, że Sasuke jest w niebezpieczeństwie,
ale co mogę zrobić nie widząc, gdzie się znajduje, ani z jakich powodów? Oto
cena, którą trzeba płacić za bycie pojmanym Medykiem!
Nie mogłam nazwać
tego olśnieniem, ale nagle zrozumiałam, że przecież nie tylko ja i Juugo
jesteśmy członkami Taki. Zachłysnęłam się powietrzem i ponowiłam próbę
opanowania mojego tętna. Było już późno i po raz pierwszy zachowałam się jak na
Sasuke przystało; kompletnie nie interesowało mnie czy Karin i Suigetsu już
śpią. Nawet gdyby przez wiele dni umierali w męczarniach chorzy na bezsenność i
dopiero dzisiejszej nocy udało im się osiągnąć upragniony stan, bez wahania
wprowadziłabym chaos w ich życie.
- Niech to szlag! – zaklęłam, kiedy noga mi
się podwinęła i z hukiem wylądowałam na ziemi. Nakazywałam sobie spokój, ale w
owym momencie próżne były moje dopingi. Znalazłam się w stanie zdruzgotanym i
nie było nikogo kto byłby w stanie nanieść na mnie odrobinę spokoju.
Odrobineczkę.
Stanęłam z powrotem
na równe nogi i ponowiłam bieg. Tak czy owak, ponad wszelką wątpliwość
zbudziłam już resztę osób, przebywających w kryjówce. Raz po raz obracałam się
za siebie, będąc wypełniona nadzieją, że zaraz zza ściany wyjdzie Sasuke. Nie
myślałam nawet o ciepłym uśmiechu. Mógłby zjawić się nawet w najczarniejszej
odsłonie! Byle on …byle cały i zdrowy.
Wtedy drzwi
przede mną uchyliły się. Przez powolne ruchy, skrzywiłam się na dźwięk
przedłużonego zgrzytu.
- Sakura? – Karin wytrzeszczyła na mnie oczy,
a przez tę reakcję korciło mnie, aby jednak poddać analizie mój ubiór.
Czerwono-włosa taksowała mnie nieodczytanym spojrzeniem.
Zerknęłam w dół.
Ale nic nie przykuło mojej uwagi. Jedynie powietrze, które ze świstem
wylatywało z moich ust.
- Sakura, co ty tu…
- Co z Sasuke? – nie pozwoliłam jej dokończyć,
a emocje napłynęły na mnie ze zdwojoną siłą.
Zmarszczyła brwi.
- Co masz na myśli?
- Sasuke jest w niebezpieczeństwie, prawda?
Spotkałam Juugo i on kazał mi go uratować …Boże! Nie chciał mi nic powiedzieć,
tylko po prostu sobie poszedł, rozumiesz to? Nie mam zielonego pojęcia co mam
robić i…
- Juugo kazał ci uratować Sasuke-kun?
Pokiwałam głową
czerwona z emocji. Przez krótką chwilę Karin przyglądała mi się badawczo i
nagle jej twarz spochmurniała.
- Sasuke-kun w pewnym sensie naprawdę jest w
niebezpieczeństwie – wyszeptała, spoglądając w dół. Dostęp do jej oczu
utrudniały mi szkiełka, które przez światło pochodni pokryły się jasną
poświtom.
Żołądek podszedł
mi do gardła.
- Jak to w niebezpieczeństwie?
- Nie mogę nic ci powiedzieć.
- Dlaczego?! – wzburzyłam się. – Dlaczego ja
znowu nic nie wiem!? Jestem członkiem tej organizacji, nieprawdaż? Ja też …
- Ja też jestem członkiem tej organizacji –
weszła mi w słowo i uniosła głowę. Nasze spojrzenia spotkały się. Miałam
wrażenie, że w oczach Karin ujrzałam łzy. Pokręciłam żwawo głową i wmówiłam
sobie, że tylko się przewidziałam. – Jestem członkiem organizacji i mam
obowiązek spełniać rozkazy lidera. Sasuke-kun zabronił nam opowiadać ci o
czymkolwiek. Dlatego ja również nie jestem w stanie podać ci jakiś
informacji…ale Sakura …
- Co? – burknęłam od niechcenia, zaciskając
pięści. Zachowanie Sasuke całkowicie mnie przytłoczyło.
- To nie zmienia faktu, że chcę żebyś go
uratowała….
- Słucham? – mój umysł niemal natychmiast się
otrzeźwił. Zrobiłam wielkie oczy i czekałam na jej dalsze słowa.
Karin
odchrząknęła.
- Eh, mam gdzieś czy mi się dostanie czy nie.
Po prostu nie mogę pozwolić, aby zrobił to, co chce. Tylko ty jesteś w stanie
go powstrzymać – przynajmniej tak mi się wydaje. Od momentu, w którym się tutaj
znalazłaś Sasuke-kun diametralnie się zmienił…na lepsze. Mogłabym ci za to
podziękować, ale nie mamy na to czasu. Posłuchaj – Karin ścisnęła oba moje
ramiona i dopiero teraz zauważyłam, że nawet ona jest wyższa ode mnie.
Pociągnęłam nosem, zamrugałam oczyma – poszukiwałam sposobu na powstrzymanie
cisnących się łez. – Sasuke-kun mówił nam o tobie i Orichi’m…właściwie mówił to
Madara, ale teraz to nieważne. Spacer! Kojarzysz?
- Nie za bardzo… - wychrypiałam coraz bardziej
zagubiona. – Co dokładnie masz na myśli?
- Ty, Sasuke, Orichi, albo sam Sasuke z tym
małym. Nie pamiętam dokładnie jak to powiedział, wiem tylko, że było to na
jakimś spacerze i prawdopodobnie tam właśnie znajduje się Sasuke.
Spacer …
Zaraz, zaraz…
Spacer!
W okamgnieniu
odsunęłam się od Karin i spojrzałam na nią jak na widmo, przybywające z zaświatów.
Coś na podobieństwo tych filmów, w których to przestraszona ofiara patrzy na
swojego mordercę. Tyle, że w tym przypadku wcale nie uciekałam od Karin.
Rzuciłam się biegiem ku wyjściu z kryjówki, dziękując w duchu za to co
powiedziała mi Taka. Nie zastanawiałam się nad podejrzliwą otwartością. Nie
brałam pod uwagę opcji, iż to może być pułapka. Biegłam przed siebie i ani na
moment się nie wahałam. Sasuke! Tylko jego pragnęłam znaleźć.
Niewiedza to
naprawdę uciążliwy stan.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz