A
|
może by tak rozłożyć jego mocarne ciało i
wbijać w każdą wolną przestrzeń maleńkie szpilki? Albo nie. To z pewnością nie
dostarczy mu wystarczającej ilości bólu. O nie. Eizo Yamondo zasługiwał na
cierpienie w znacznie czarniejszej odsłonie. Może jednak zostanę przy pomyśle
poćwiartowania jego osoby tępym nożem. Czyż to nie byłoby najwspanialszym
doznaniem w moim życiu? Chociaż kuszą mnie równie podłe idee.
W każdym razie
przez te parę godzin zdołałem wymyślić już klika wersji, prezentujących jego
śmierć. Długą i skalaną cierpieniem. Cały wręcz dygotałem, ponieważ obraz
przedstawiający przyszłość nakręcał mnie jeszcze bardziej. Gdybym mógł; od razu
udałbym się z powrotem do kryjówki i odnalazł jego żałosną osobę. Niestety.
Była taka jedna istota, która mnie zatrzymywała.
Skręcałem właśnie
w kolejną nieznaną mi uliczkę, jednocześnie szczelniej zasłaniając się za
kapturem i wtedy wszystko do mnie wróciło.
Niby to byłem
otumaniony wspomnieniami, zaintrygowany tajemniczą śmiercią jej rodziców i
zafascynowany przyjaźnią z Deidarą. Niby to myślami wracałem do przyjaźni i
więzi, jaka łączyła mnie i Naruto. Tłumiłem wybuchy zazdrości, ponieważ przez
mój umysł nieraz przemykała myśl: ‘Dlaczego
życie Naruto prezentuje się w tak kolorowych barwach, a moje nie?’ Ale to
wszystko co przesiąknięte przeszłością, w jednej chwili oddala się od mojej
głowy i wpycha do niej Sakurę i Eizo. O tak. Bo tym wyznaniem sprawiła, że
ciśnienie krwi gwałtownie mi podskoczyło. Zapomniałem nawet jak oddychać i
dłuższą chwilę usilnie starałem się jednak to robić. Dwoma cholernymi słowami
wywróciła cały mój świat do góry nogami. Fakt faktem, że przedtem też nie
prezentował się najlepiej, ale ona zdołała go odbudować.
Wówczas czułem
się szczęśliwy.
Ale szczęście ma
to do siebie, że lubi się ulatniać.
Pogrążony więc w
tej agonii, maszerowałem uliczkami bez ściśle sprecyzowanego celu. Nie mogłem
tego pojąć. Jak to możliwe, że ja – Sasuke Uchiha, najbardziej spostrzegawcza
istota, nie potrafiła tego zauważyć? Dopiero, gdy wokół mnie rozlał się zapach
świeżych potraw, a ja przyuważyłem prostacką knajpę, gardło poinformowało mnie
o wysokim stadium swojej suchości. Byłem spragniony jak diabli przez krzyki,
które wydobyłem z siebie kilka godzin temu. Zwróciłem się w stronę budynki,
jednocześnie dumając, kiedy ostatnio dopadł mnie tak potężny gniew. Nie
musiałem być żadnym ekspertem, aby wiedzieć, że Sakura nie przepada, gdy ktoś
podnosi na nią głos.
Źle wszystko
rozegrałem i miałem ochotę roznieść to, co znajdowało się w zasięgu mojego
wzroku. Ale póki co, nie śpieszyło mi się do psychiatria.
Wszedłem do
knajpy i czując nieziemską swobodę, pozbyłem się kaptura. Przebywające w nim
osoby spojrzały na mnie przelotnie i powróciły do swoich poprzednich zajęć.
Taksowałem wzrokiem otoczenie, próbując się doszukać jakiegoś wyszukanego
miejsca.
- Dzień Dobry – Nim znalazłem się w połowie
drogi wysoka kobieta w podeszłym wieku raczyła mnie sztucznym uśmiechem. – W
czym mogę służyć?
- Dziękuje, jeszcze się nie zdecydowałem –
wysiliłem się na grzeczności, po czym rzuciłem okiem na MENU. Tęsknym wzrokiem
spojrzałem na mój wymarzony stolik i podreptałem do lady. Usiadłem na jednym z
okrągłych krzeseł. I tak przybyłem tu w prostym celu. – Poproszę tylko szklankę
wody – zwróciłem się do obsługi.
Kobieta kiwnęła
głową i udała się na tyły sklepu.
Wtedy przypadkowo
zetknąłem się z wiszącym nieopodal zegarkiem. Dochodziła osiemnasta. Aż trudno
uwierzyć jak bardzo zdesperowany człowiek może stracić poczucie czasu. Nie
jestem gotowy, aby stanąć z Sakurą twarzą w twarz. Sześć godzin nieprzerwanego
marszu widocznie mnie nie zadowoliły. Nadal był to dla mnie przeogromny szok
…właściwie do teraz próbuję sobie wmówić, że to wszystko jest prostackim
żartem.
Drugi dzień
festiwalu niedługo się rozpocznie, a fale ludzi nie pozwolą mi znaleźć
dogodnego noclegu. Zachowujesz się jak
tchórz, zawarczał głos w mojej głowie. No proszę. Jedna z moich jaźni
postanowiła wreszcie przemówić. Prychnąłem do siebie. To, co działo się
wewnątrz mnie było zbyt skomplikowane, żeby ktokolwiek mógł to pojąć – nawet drugi Sasuke.
Najwidoczniej
jednak zamkną mnie w psychiatryku.
- Oto woda – usłyszałem nad sobą, a zaraz
potem cichy brzdęk dotarł do moich uszu. Uniosłem wzrok ku górze, ponieważ ten
głos nie zgadzał się z wcześniejszym. Napotkałem parę szafirowych tęczówek. I
nagle twarz kobiety się rozpromieniła. – Hej! Czy my się przypadkiem nie znamy?
Zaczęła mnie
wertować jak niezwykle cenną książkę. Zmarszczyłem brwi i dopiero wtedy
zrozumiałem, że głos, który w tym momencie przeszywa moje ciało, słyszałem już
nieraz. Najczęściej w tej roześmianej wersji.
- Saori, prawda? – usta zadrżały mi w tym
samym momencie, gdy wymówiła moje fałszywe imię.
Przytaknąłem.
- Masz kaca po wczorajszym? – zagadnęła. –
Przecież nie piłeś dużo. Tak właściwie nie widziałam, żebyś w ogóle coś pił.
- Pracujesz tutaj? – zapytałem, lekceważąc jej
poprzednie pytania. Dziewczyna westchnęła rozbawiona i oparła się o ladę.
- Mówiłam ci wczoraj, że razem z Michio dużo
podróżujemy. Skądś trzeba wziąć na to pieniądze, nieprawdaż?
- Ah, rozumiem – bąknąłem, upijając łyk wody.
Zimna ciecz niemal od razu wyeliminowana nieprzyjemne uczucie w przełyku.
Bezustannie czułem na sobie spojrzenie Tomi i zastanawiałem się nad ewakuacją
pt: ‘Muszę coś zrobić’.
Nim zdążyłem
jakkolwiek na to odpowiedzieć ona ponownie zabrała głos.
- A gdzie Shina? Chętnie bym się z nią
zobaczyła. O ile w ogóle mnie pamięta – zachichotała głupio, a mi zaparło dech
w piersiach. To właśnie tego pytania obawiałem się najbardziej. – To gdzie
jest? – ponaglała, widząc, że milczę.
Nie mam pojęcia, bo niedawno ostro się pokłóciliśmy.
Shina/Sakura opowiedziała mi o swojej przeszłości, a ja nie do końca mogłem się
z nią pogodzić, więc uciekłem z miejsca zdarzenia jak totalny kretyn.
- W hotelu – odpowiadam.
Po jej twarzy
rozlazł się konspiracyjny uśmieszek.
- Widzę, że jest z nią jeszcze gorzej niż ze
mną. Eh, a Michio ostrzegał mnie, żebym nie pija tak wiele, skoro na następny
dzień idę do pracy – zrobiła pauzę, aby wziąć szklankę do ręki i zacząć
przecierać ją kawałkiem materiału. – Ale się pozbierałam. A ona leży w łóżku i
jęczy, jakie to życie jest okrutne. Przynajmniej ja tak mam – dodała ciszej.
- Taa …chyba masz rację – starałem się
ignorować ciasny węzeł w żołądku i pić dalej, ale na myśl o Sakurze ponownie
dopadło mnie głębokiego poczucie winy.
Tomi pomachała mi
ręką przed oczyma.
- A co ty taki ponury?
- Tak sobie.
- Nie masz siły na dalsze uroczystości? –
drążyła.
Przysięgam, że
gdybym miał teraz coś ciężkiego pod ręką to …
- Raczej nie będę uczestniczył dzisiaj w
festiwalu – stwierdziłem ostatecznie, wściekły za poprzednie myśli. Sasuke opanuj się!
Tomi wydawała się
oburzona.
- Dlaczego? Dzisiaj, co prawda, nie będzie
występów, ale wystawią mnóstwo sklepów z pysznym żarciem. Na pewno nie masz
ochoty iść?
- Jestem zbyt zmęczony.
- A Shina?
Do diaska!
- Nie wiem. Muszę z nią porozmawiać. Może ona
jednak pójdzie.
- Świetnie – zaklasnęła. Nagle jej uwagę
przykuło coś, znajdującego się za moimi plecami. Kobieta pokiwała głową z
uśmiechem. – Oczywiście, już idę! – krzyknęła, a zaraz potem spojrzała na mnie.
– Poczekaj chwilę, bo mam do ciebie sprawę.
I zniknęła.
Sprawę? Do mnie?
Może pochłonę się w zadumie na temat ważności tej sprawy. Przynajmniej
tymczasowo odepchnie mnie to od myślenia o Sakurze. A może lepiej ewakuować się
stąd póki mam okazję? Spojrzałem do tyłu przez ramię. Nie mam szans. Tomi
znajduje się zaledwie dwa stoliku ode mnie i polemizuje z jakimś młodym chłopakiem,
który z oburzeniem wskazuje na pełny talerz.
Idiotyzm,
przemknęło mi przez myśl.
Kiedy Tomi
wróciła, trajkotała o tym, jak wspaniały był wczorajszy dzień i ile to kalorii
zdołała spalić przez taniec. Na krótką chwilę ubawiłem się, myśląc o tym jak ta
kobieta charakterem przypomina Sakurę. Są dla siebie wręcz idealnymi
kandydatkami na przyjaciółki. Po głębszym przeanalizowaniu obu kobiet, dochodzę
do wniosku, że z ust Sakury nie wypłynęło tylko słów przez cały okres pobytu w
Tace, niż Tomi zdołała wypowiedzieć w niecałe pół godziny.
- Wczoraj wydawałeś mi się bardziej gadatliwy
– zakończyła kolejny monolog, nabierając powietrza, którego jej zabrakło. – Nie
masz nastroju?
- Coś w ten deseń – mruknąłem.
Kobieta odstawiła
szklankę na blat obok i zerknęła na zegarek.
- Rozumiem, że raczej mi nie powiesz, ale
jeśli będziesz chciał pogadać – wskazała na siebie palcem – jestem do twoich
usług.
Nie miałem
bladego pojęcia jakiej odpowiedzi odczekuje, więc wolałem przemilczeć. Jej
uśmiech nie przygasł ani odrobinę. Ona miała w sobie więcej energii niż Sakura
– to naprawdę niespotykane.
- Kończę za dziesięć minut i mam do ciebie
prośbę. Zaprowadziłbyś mnie do Shiny? Chciałabym się z nią zobaczyć i
oczywiście namówić do festynu – puściła mi perskie oczko i nim zdążyłem coś
wydusić pognała obsłużyć kolejnego klienta.
Wczepiłem palce
we włosy. Po prostu wyśmienicie. Nie mam bladego pojęcia czy Sakura przebywa w
hotelu. Nie mam bladego pojęcia, gdzie w ogóle przebywa …ta myśl nagle
przeraziła mnie bardziej niż cokolwiek innego. Zostawiłem dziewczynę, która
wyznała mi jedno z najboleśniejszych wspomnień.
Nie …Sakura nie
mogłaby ode mnie uciec. Prawda?
Nie wiem
dlaczego, ale nagle wzmogła się we mnie histeria. Co jeśli rzeczywiście
zdecydowała opuścić Kiri i udać się z powrotem do Konohy? Przecież ja bez niej
nie potrafię egzystować, jest moim osobistym narkotykiem.
Wtem poczułem
potrzebę bycia przy niej; większą niż kiedykolwiek. Zapomniałem o moim planie
załatwienia noclegu i uciekania. Sasuke Uchiha nie jest tchórzem. Co jak co,
ale niezwykle dotkliwie działają na mnie takie obelgi.
Trwałem w
bezruchu dłuższą chwilę, zaciskając pięść na szklance. Nie zdziwiłbym się,
gdyby szkło nagle zamieniło się w tysiące krystalicznych kawałków.
- To jak? – spojrzała na mnie w skupieniu. –
Mogę liczyć na twoją pomoc, czy mam sama zacząć jej szukać?
- Tomi… - westchnąłem. – Nie jestem pewien czy
Sakura znajduje się teraz w hotelu. Może wyszła na jakiś spacer?
Zmarszczyła brwi,
a jej wzrok kojarzył mi się odrobinę z nierozumną miną maleńkiego dziecka,
który nie pojmuje ani słowa z naszych wypowiedzi.
- To twoja żona, a ty nie masz pojęcia gdzie
się znajduje?
- Zdarza się – wzruszyłem ramionami.
- Łał, naprawdę darzysz ją silnym uczuciem –
zacmokała, a jej twarz wykrzywiła się w sarkastycznym grymasie. Po chwili
milczenia, dodała: - To skoro nie wiesz gdzie jest to przynajmniej jej
poszukajmy, dobra?
Wszystko we mnie
wibrowało jak szarpnięta struna gitary. Nie wiem dlaczego zezłościłem się,
kiedy Tomi lekko podważyła moją miłość do Sakury. Miłość …kiedyś znałem wagę i
znaczenie tego słowa, ale to wszystko przeminęło. Wychodzi na to, że z miłością
jest tak jak z szczęściem. Dlaczego więc na nowo kosztować tego uczucia, przynoszące
same rozczarowania?
Tyle, że miłość i
szczęście łączyła jeszcze jedna cecha. Obie te rzeczy przychodziły nagle,
pozbawione jakiejkolwiek kontroli.
Poczułem
olbrzymią gulę w moim gardle, kiedy popatrzyłem na Tomi ze śmiertelną powagą.
- Pokłóciliśmy się – nawet nie wiem, kiedy
słowa wylały się z moich ust.
*
Wychodząc ze
sklepu wiedziałam jedno; jestem obecnie roztargniona i zasadniczo niezdatna do
użytku. Wcale nie bulwersowałem się, gdy wyczuwałam na sobie ciekawskie
spojrzenia przechodniów. Co jak co, ale akurat nie musiałam martwić się o to,
że któryś z nich mógł mnie rozpoznać. Główną role grały tutaj czerwone wypieki
pod oczami, jak również potargane włosy. Ściśle mówić; wyglądem znacznie
odbiegałam od rasy ludzkiej.
Korciło mnie, aby
doprowadzić swoje włosy do ładu, kiedy ujrzałam swoje odbicie w szybie. Niejednego
z pewnością przestraszyłam. Ale dlaczego miałabym o to dbać, będąc w takiej
sytuacji? Choć powinnam nie odczuwać upływu czasu, to jednak w hotelowym pokoju
niezwykle mi się ciągnął. Musiałam zaczerpnąć dawki świeżego powietrza i skupić
się na rzeczach ważnych.
Sasuke mnie
nienawidzi …brzydzi się mną. Po prostu w jednej chwili straciłam go całego.
Straciłam jego zaufanie, przecudowne uśmiechy, zgryźliwości, uwagi, okrzyki
…straciłam to wszystko. Ile czasu potrzebowałam, żeby to zdobyć? – ale to było
niczym w porównaniu z bólem jaki doświadczam. Kolejne pasmo nieszczęść rozpoczyna
się od tego feralnego zdarzenia. Uwolniłam się od Eizo, a teraz będę musiała
uwolnić się od Sasuke. Tyle, że w tym drugim przypadku sprawa jest o wiele
bardziej skomplikowana. To jeden z najokrutniejszych rodzajów cierpienia, kiedy
trzeba się leczyć z człowieka, który odszedł z naszego życia.
Chyba tylko
lekkie zamroczenie zatrzymało cisnące się na zewnątrz łzy.
Wówczas poczułam
jak mój miarowy chód przerywa czyiś tors, w który delikatnie uderzam.
Z grymasem bólu
podniosłam wzrok ku górze.
- Czy ja jestem niewidzialny? – od razu
rozpoznałam ten głos. Powinnam się cieszyć, lecz moje druga strona krzyczała
głośno: Nie! O nie! Wyglądałam jak
półgłówek, kiedy tak bezsensownie się uśmiechnęłam, nie rozumiejąc ani słowa z
tego, co do mnie powiedział. – Na pewno wszystko w porządku? – zapytał i nie
czekając na odpowiedź, dodał: - Szukałem was wczoraj cały festyn. Gdzie się
podzieliście?
- Byliśmy pod sceną – powiedziałam, odzyskując
jasność umysłu. Hozuki wybałuszył na mnie oczy.
- Po sceną? Naprawdę zaciągnęłaś go na
koncert? Sasuke się nie buntował?
- Suigetsu, to nie jestem najlepszy moment –
minęłam go, spuszczając głowę i nakładając z powrotem kaptur. Dopiero wtedy
ujrzałam Juugo, który czaił się za plecami seledyno-włosego. Uśmiechnął się do
mnie blado.
- Cześć Sakura.
- Ta …hej – odbąknęłam.
Zaraz za sobą
usłyszałam głos Hozuki’ego:
- Hej Sakura! Zdajesz sobie sprawę, że
kroczyłaś w moją stronę z piętnaście minut i do momentu naszego zderzenia nie
miałaś pojęcia, że jestem przed tobą.
Wywróciłam
teatralnie oczami.
- Po prostu się zamyśliłam.
- Tak jasne.
- Suigetsu! Jestem wycieńczona wczorajszym
dniem i chciałam się zrelaksować na spacerze.
- Sasuke ci pozwolił? – zdziwił się.
Sasuke,
Sasuke, Sasuke! Zaczynało mnie skręcać w żołądku na dźwięk tego imienia.
Ale nie mogę wyznać prawy Suigetsu, to by kompletnie mnie zniszczyło.
Wtem spojrzałam
na Juugo, ponieważ czułam na sobie jego wzrok. Mężczyzna omiatał mnie czujnie,
jakby wiedział o jakimś tajemniczym przewinieniu, który przed nimi ukryłam.
- Sakura … - dopiero wtedy przypomniałam
sobie, że Suigetsu czeka na moją odpowiedź.
- Tak. Spytałam się go i on mnie puścił. Poza
tym wie, że jesteście w Kiri, więc w razie wypadków mnie przypilnujecie.
- Nic nam nie mówił, że mamy cię pilnować.
- Może zapomniał – wzruszyłam ramionami i już
miałam odchodzić, kiedy żelazny uścisk Juugo na moim nadgarstku, zatrzymał
mnie. Nasze spojrzenia spotkały się, a ja pierwszy raz byłam tak blisko niego.
Jego oczy strzelały iskrami złości, a jednocześnie współczucia. Poczułam jakby
przejrzały mnie na wylot i znały każdą moją dotychczasową myśl.
- Płakałaś – stwierdził lakonicznie poprzez
zaciśnięte zęby. Suigetsu od razu zareagował, podbiegając do naszej dwójki.
- Płakałaś? – powtórzył, zwracając się do
mnie. Rozgniewana wyrwałam rękę z uścisku:
- Nie płakałam.
- Masz czerwone oczy – drążył Juugo.
- Bo jestem zmęczona. Razem z Sasuke bawiliśmy
się do później nocy.
I wtedy sobie
przypomniałam jak cudownie uczucie mną władało w momencie, gdy siedziałam na
jego barkach, gdy go całowałam, a wyrazisty, męski zapach otulał mnie w
całości, pozwalając się nim rozkoszować do woli.
Odtrąciłam od
siebie te myśli.
Przed sobą
ujrzałam zatroskanego Suigetsu.
- Niedługo rozpoczyna się drugi dzień
festiwalu, a ty mówisz, że jesteś zmęczona?
- Umm …tak.
- W takim razie zaprowadzę cię do hotelu,
żebyś odpoczęła. Przecież chciałaś tak bardzo być na tym festynie.
- Nie tak jak ty – zaśmiałam się ponuro, kiedy
on ujął moją rękę. – Bardziej zależało mi na pierwszym dniu.
- I jak było? – zagaił Juugo. Nie miałam
pojęcia czemu nadal widzę u niego tą nutkę podejrzliwości. Coś było nie tak …
Mimo trzepotu w
klatce piersiowej, wymusiłam na sobie jeden z kolekcji szczerych uśmiechów.
- Było fantastycznie – nie musiałam kłamać,
lecz zacisnąć oczy, aby powstrzymać nawracające obrazy. – Bawiliśmy się do
późna. Nawet poznaliśmy dwójkę sympatycznych ninja.
Hozuki prychnął.
- I Sasuke bez pretensji przetrwał towarzystwo
dwójki ninja? Nie wierzę w to.
Juugo wreszcie
przestał zabijać mnie wzrokiem i poklepał towarzysza po ramieniu.
- Sasuke czasami ma swoje niewyjaśnione
zachowania - Wysłałam mu ukradkowe spojrzenie, a on ciągnął dalej: - I to wcale
nie zależy od nastroju, tylko od jego dumy. Sasuke czasami udaje się jej
wyzbyć, a są też momenty kiedy ona wraca. Poza tym on ma bardzo trudny
charakter i ty z pewnością to wiesz.
- Ta – burknął, splatając ręce na klatce
piersiowej.
- Wiesz również, że Sasuke w swoim życiu nie miał
zbyt wiele styczności z miłością, ciepłem i rodziną – uśmiech Suigetsu
przygasł, a ja spuściłam głowę. Nigdy nie potrafiłam wyobrazić sobie jak bardzo
musiał cierpieć po katastrofie w klanie Uchiha. Ja przegrałam. Wiele razy
próbowałam popełnić samobójstwo po tym jak zostawili mnie moi rodzicie, a
Sasuke? On widział ich śmierć własnymi oczami …widział ich krew i beznamiętność
na twarzy, a mimo to zebrał w sobie siły, by żyć dalej.
Głos Juugo
otrzeźwił mój umysł:
- Nie chce dopuścić do siebie tych uczuć, ale
czasami traci kontrolę nad samym sobą – zakończył z promiennym uśmiechem. Może
to zwykłe przeczucie, ale miałam wrażenie, że te słowa kierowane są do mnie, a
nie do Suigetsu, który wpatrywał się w Juugo z podziwem.
- To twoja teoria na temat szefa? – wydukał.
Juugo przytaknął.
- Więc przestań się dziwić, kiedy nagle zrobi
coś, co zupełnie przekracza twoje oczekiwana. Bądź co bądź, to dobry znak.
Dobry znak?
A ja miałam w
oczach łzy.
Wzdrygnęłam się,
bo to odkrycie całkowicie mną wstrząsnęło. Spoglądam na Juugo, to na Suigetsu i
wiem, że jak najszybciej muszę stąd zamiatać. Obrazy z przeszłości, obrazy z
teraźniejszości – wszystko zaczęło się ze sobą mieszać, a ja nie miałam
wystarczająco siły, żeby to znieść. Zawsze byłam słaba jeśli chodzi o psychikę.
- Ja …ja muszę już iść. Chyba naprawdę się
położę – nie czekając na odpowiedź, odwróciłam się do nich plecami i dopiero
wtedy przetarłam materiałem płaszcza płynące po policzkach łzy.
Za sobą
usłyszałam Suigetsu i jego kroki.
- Hej Sakura, czekaj! Przecież mogę cię
zaprowadzić!
Zbliżał się …a ja
chciałam się oddalać.
- Sakura…
- Dam radę sama! – krzyknęłam i puściłam się
biegiem w nieznanym kierunku. Po głębszej analizie, odetchnęłam z ulgą,
ponieważ wybrałam dobrą drogę. Przynajmniej ominęło mnie robienie z siebie
idiotki i ponowne mijanie dwójki towarzyszy. Nasłuchiwałam czujnie, ale żadne odgłosy
kroków nie dotarły do moich uszu. Jedyne co słyszałam to gwar codzienności i
stoisk, które powoli zaczęły układać się na swoje miejsca. Mieszkańcy pochłonięci
byli przygotowaniami i nie zwracali na mnie szczególnej uwagi.
Przyśpieszyłam.
Chciałabym osiągnąć teraz szybkość, która mogłaby równać się tej podczas
ucieczki przed Karasu i Ryoko, ale nie miałam w żyłach wystarczającej ilości
adrenaliny. Przebierałam więc nogami z wyostrzonymi zmysłami, a kiedy dobiegłam
do hotelu, zwolniłam.
Ciemny pokój; to
tam mogę oddać się kolejnym łzą i smutkom. To tam mogę wszystko przemyśleć i
dochodzić do tego samego wniosku – jak bardzo żałosna jestem. Teraz musiałam
wymyślić plan, który ochroniłby Eizo. Może to rzeczywiście szaleństwo, ale
byłam mu wdzięczna, że tak łagodnie reagował na wszystko wokół mnie. Przestał
sprawiać mi cierpienie. Nie chcę, aby z mojej winy polała się krew. Może i
muszę wymazać Sasuke z pamięci, to jednak zanim to zrobię, moim obowiązkiem
jest przekonanie go co do Eizo.
Madara chce, abyśmy zmienili kryjówkę. Właśnie!
Przecież to powiedział mi Sasuke zaraz po …pocałunku. Boże …pocałunku.
Pokręciłam raptownie głową w obie strony. Wtedy termin brał pod uwagę odejście
Orichi’ego. Tymczasem to wydarzenie już dawno miało miejsce – czyżby Madara
zapomniał? Tak czy inaczej to byłby dobry plan. Odesłanie Eizo do Konohy,
podczas, gdy reszta Taki udaje się do nowej.
Właściwie nie
wiem dlaczego te myśli tak raptownie mnie naszły. Dlaczego znowu spędzę kilka
godzin na przeżywaniu wszystkiego od nowa. Dlaczego widok odchodzącego Sasuke …
dlaczego jest tak podobny do tego sprzed siedmiu lat? Park, łzy, cierpienie,
wspomnienia przeszłości …
Czułam się tak
jakby zostawił mnie jeszcze raz. Tyle, że tym razem nie mogłam liczyć na
wsparcie przyjaciół. Ich też nie miałam obok siebie.
Zostałam sama.
Bez Naruto, Hinaty, Eizo …i bez Sasuke - a to bolało najbardziej.
*
- A więc pokłóciliście się, tak?
Tomi od dłuższego
czasu mruczy pod nosem to samo zdanie z zamkniętymi oczami, jakby coś
rozważała. Ja stąpałem obok – obojętnie, zwyczajowo. Jak gdyby spacer z poznaną
wczoraj dziewczyną był zupełną normą. Nie! W moim mniemaniu bynajmniej nie
należało to do rzeczy normalnych. Chyba Sakura rzeczywiście zdołała mnie
zmienić, ponieważ nie miałem serca, by wyznać Tomi jak niebywałe napięcie
wyczuwam między nami … i jak bardzo chce wrócić do hotelowego pokoju.
- I na pewno nie chcesz mi powiedzieć o co
poszło? – może i trochę zabarwiła swoją wypowiedź, to jednak mi się ona nie
spodobała.
Pokręciłem głową.
- Wole nie. To są moje prywatne sprawy.
- Ale to trochę dziwne, nie sądzisz? – pognała
do przodu, aby zaraz potem znaleźć się przede mną i nie przerywając marszu,
kontynuować: - Powinieneś wiedzieć gdzie jest. A co jeśli coś się wydarzyło, co
jeśli zemdlała, albo co gorsza …
- Mówię ci, że raczej siedzi w hotelu.
- Twoje raczej
wcale mnie nie przekonuje!
- Nic jej nie jest – powiedziałem z naciskiem
i wyprzedziłem ją. Tak jak przypuszczałam Tomi od razu nadrobiła zaległości.
- Więc czemu nie idziesz jej przeprosić – czy
coś w ten deseń? Jesteście małżeństwem, nieprawdaż? Sama po sobie wiem, że
długotrwałe kłótnie nie są dobre, a zazwyczaj wina jest po stronie facetów.
Prychnąłem.
- To jest właśnie babskie myślenie – burknąłem
tonem zdradzającym frustrację. – Akurat w tym wypadku nie ma winnego.
- Hej, hej! – nachmurzyła się i skrzyżowała
ręce na piersiach. – Zawsze jest jakiś winny. Skoro twierdzisz, że nikt to
znaczy, że wy oboje.
Może ma rację,
pomyślałem. Ostatecznie to moja wina, że nie potrafiłam przejrzeć wcześniej
tego kretyna. Uh! On nawet nie ma pojęcia jaką potężną nienawiścią obdarzyłem
go i jednocześnie samego siebie. Gdybym wcześniej zareagował …
- Saori – jej głos nagle stał się błagalny.
Spojrzałem w jej oczy i ujrzałem ten przeogromny smutek, jak i
współczucie. – Wiem, że nie znam Shiny
długo, a tak właściwie dopiero od wczoraj, ale …wspaniała z niej kobieta. I co
najważniejsze, ta kobieta mocno cię kocha. Dobra, dobra. Tylko nie mów mi, że
mam się nie wtrącać, doskonale to wiem, ale i tak … lepiej, żebyście …
- Ty nie masz o niczym pojęcia – nie mogłem
się powstrzymać i wszedłem jej w słowo. Brwi miałem mocno zmarszczone i tym
razem jawnie okazywałem mój gniew. Tomi wytrzeszczyła oczy i spojrzała na mnie:
- Nie masz pojęcia co tak naprawdę się wydarzyło i nie masz pojęcia co czuje
Shina, więc …
- Akurat co do tego drugiego mam wielkie
pojęcia. Jest twoją żoną to oczywiste, że cię kocha!
Przestań to
powtarzać!
- Kocha … - powtórzyłem kpiarsko. Kwesta
dotycząca naszej fałszywej miłości przestała się dla mnie liczyć. Ta kobieta mocno cię kocha. Tak. Kiedyś
naprawdę mocno mnie kochała, ale ja ją odrzuciłem.
Niech to diabli!
Zdecydowanie za dużo myśli.
- Dlaczego cię to dziwi? – Tomi uniosła jedną
brew do góry, ale nagle jej rysy twarzy stężały. - O Boże. Ta kłótnia była, aż
tak poważna?
- Dosyć.
- No dobra, ale spacerowaniem po wiosce na
pewno nic nie naprawisz.
- Pozwól mi, że to ja zadecyduję co będzie
lepsze w tym przypadku – zironizowałem. Ta dziewczyna jest wręcz nieludzko
uparta. Wcale nie zaskoczyłoby mnie, gdybym po pewnym czasie dowiedział się, że
Tomi jest zaginioną siostrą bliźniaczką Sakury.
Wówczas moje usta
wygięły się w uśmiechu – zupełnie tego nie kontrolowałem.
Ale to prawda.
Był jeden aspekt, który wyróżniał Tomi od Haruno. Różowo-włosej mogłem słuchać
w nieskończoność. Dla mnie jej głos był jak najpiękniejsza melodia, a złość na
twarzy dodawało jej jeszcze więcej uroku. Sakura potrafiła trajkotać godzinami,
a ja potrafiłem godzinami jej słuchać i perfekcyjnie wszystko powtórzyć. Czy ja
…
- Jeśli ją kochasz, to coś zrób do diaska!
- co za obce słowo. Kochasz… nigdy nie chciałem mieć z nim styczności.
Dlaczego więc
teraz …?
- Shina opowiedziała mi fragment swojej
przeszłości, a on nie przypadł mi do gustu – wyznałem spokojnie, aby Tomi nie
zebrała żadnych podejrzeń. W jej maleńkich oczach czaiło się niedowierzenie.
Sam siebie zaskoczyłem. Od kiedy zwierzam się nowo poznanym osobą – dodatkowo
irytującej dziewczynie?
- Fragment z przeszłości? – wydukała.
Zauważyłem jak jej ręce dygoczą.
- Tego już chyba nie musisz wiedzieć.
- Nie, nie! – zaczęła machać przed sobą
rękoma. – Oczywiście, że nie! Rozumiem, że to prywatne sprawy. Ale mimo to …co
zrobiłeś kiedy ci to powiedziała?
- Poszedłem. Musiałem to wszystko przemyśleć i
… - już miałem skręcać w kolejną uliczkę, kiedy Tomi w okamgnieniu wyrosła
przede mną. Aura gniewu raziła moje oczy, a nienawiść od niej kipiała.
- Że co zrobiłeś?! – krzyknęła. Zaraz!
Krzyknęła? Nowa, irytująca dziewucha ma czelność podnosić na mnie głos? Byłem
oburzony, ale z drugiej strony jej nagła reakcja wzbudziła moją ciekawość.
Chciałem jednak
zachować pozory.
- Możesz się przesunąć? Nie mam zamiaru stać
na środku ulicy jak ostatni kretyn.
Tomi wypuściła ze
świstem powietrze.
- To może lepiej stój! Wtedy ten tytuł
odwzoruje twoją osobowość – wskazała na mnie palcem i umieszczając go na moim
torsie, zaczęła pchać mnie do tyłu.
- Ej, weź się uspokój – zawarczałem.
- Zostawiłeś swoją ukochaną, kiedy ona
najbardziej potrzebowała twojej obecności, a ty mówisz mi, że mam się
uspokoić?!
I wtedy zalewa
mnie jakaś nierozpoznana emocja zmieszana z poczuciem winy, gniewem. I pragnę
tylko być przy Sakurze i mieć ją w swoich ramionach.
Nie wiem jak
długo stałem w bezruchu, ale Tomi zaczęła tracić cierpliwość. Przysięgam, że
przed chwilą zdawało mi się, że widzę parę, która bucha z jej uszu.
- Ten fragment z przeszłości …był dla niej
ciężki mam rację? – kiedy nie odpowiedziałem, ona westchnęła głośno. – Lubię
cię Saori, ale jesteś kompletnym kretynem.
- O czym ty mówisz?
- O Shinie! Nie wiem na ile rozwinięte jest twoje
doświadczenie, bo cię nie znam, ale chyba masz świadomość jak trudno jest
wracać komuś do bolesnej przeszłości.
Ona chyba sobie
kpi? Co jak co, ale ja chyba opanowałem tą umiejętność do perfekcji. W
ostatniej chwili powstrzymałem prychnięcie i pozwoliłem dziewczynie
kontynuować:
- Uh! Nie wierzę, że zostawiłeś ją z tym samą!
– ryknęła, zaciskając obie pięści. – Przecież ona ci zaufała, a ty po prostu
sobie odszedłeś! Eh, pozwól mi ją znaleźć, muszę natychmiast z nią porozmawiać!
Słowa Tomi
uderzyły we mnie niczym grom z jasnego nieba. Zaufała mi …no tak! Opowiedziała
mi wszystko, nie mogąc powstrzymać płaczu, a ja …
Cholera co ja
zrobiłem?!
Ona naprawdę mi
zaufała, naprawdę. Zaufała na tyle, aby podzielić się najczarniejszą tajemnicą
ze swojej przeszłości. Nie wiem dlaczego, ale gdybym mógł cofnąć czas
podszedłbym do niej, przytulił i pocałował.
Ale to był dla
mnie szok – powinna to zrozumieć!
I zrozumiała, powiedział głos w mojej głowie. Czy Sakura
miała pretensje, kiedy odchodziłem? Czy powiedziała chociażby słowo, aby mnie
zatrzymać? Nie, ponieważ wiedziała, że tego mogłem się nie spodziewać, ale i
tak …Najbardziej z wszystkiego bolały mnie jej domysły. Tak bolały. Jej słowa
czasami potrafią sprawić ból, równający się z tym podczas wbijania ostrego noża
w serce. A fakt, iż myślała, że ją wyśmieję był nie do zniesienia.
- Coś do ciebie dochodzi? – zagadnęła Tomi, a
jej twarz wygięta była w sarkastyczny sposób.
Czy w jej oczach
jestem potworem, czy nie – to teraz nieważne. Muszę do niej iść i wyjaśnić
wszystko, choćby nie wiem co.
Wbiłem wzrok w
brunetkę.
- Ja do niej idę – warknąłem przez zaciśnięte
zęby. Tomi klasnęła w dłonie i wskazała palcem właściwy kierunek.
- No nareszcie jakaś porządna decyzja! Idź do
niej, a może jeszcze dzisiaj spotkamy się na festynie.
Ale ja już jej
nie słyszałem. Spokój uleciał ze mnie jak powietrze z przebitego materaca.
Skręciłem szybko we właściwą uliczkę, ostatkiem powstrzymując się przed
biegiem. Dopiero, gdy Tomi zniknęła za ścianą jakiegoś budynku, nadałem sobie
znacznie szybsze tempo.
To było do
przewidzenia. Tak cholernie skupiłem się na nienawiści względem Eizo, że
zupełnie zapomniałem o tym jak czuje się Sakura. A jej uczucia bynajmniej nie
były mi obojętne. Odczuwałem wstyd na myśl, że zostawiłem moją wyjątkową osobę
w bólu i cierpieniu, a sam podjąłem się kroków godnych Eizo. Tchórzliwych i
działających na moją korzyść.
Zakląłem tak
głośno, że kilka osób przygotowujących się do festynu, pokręcili z oburzeniem
głową. Chyba fakt, że mówię sam do siebie nie za bardzo im przeszkadzał.
I ja chciałem
przenocować z dala od Sakury? Idiota za mnie! Już odczuwałem trzepot w klatce
piersiowej, uścisk w żołądku i inne wiążące się ze stresem doznania. Zbliżałem
się do Sakury, a kiedy ukazała mi się olbrzymia kopuła hotelu, zacisnąłem
pięści, dodając sobie otuchy.
Jestem gotowy.
*
W hotelu
rozlegała się głucha cisza. Było to dziwne, biorąc pod uwagę porę. Festiwal się
jeszcze nie zaczął. Czyżby ludzie już o tak wcześniej porze zdecydowali się
opuścić swoje pokoje?
W każdym razie to
całe grobowe milczenie nie ułatwiało
mi sprawy. Czułem się już wystarczająco podenerwowany, a atmosfera wokół
sprawiała, że moje serce biło jeszcze bardziej niespokojnie (o ile to w ogóle możliwe).
Kiedy ja zacząłem się czymś denerwować? Generalnie, u mnie to dość niespotykane
zjawisko, a tym bardziej w stosunku do kobiet. Ale stało się. Sasuke Uchiha
cykorzy na myśl o rozmowie z Sakurą. Dodatkowo jest odrobinę skołowany. Te
wszystkie monologi Tomi dziwnie na mnie oddziaływały i teraz już zupełnie
zagubiłem się w swoich myślach.
Przebrnąłem
niepostrzeżenie przez korytarze po czym pozbyłem się nakrycia głowy. Po drodze
minąłem jedynie kilkoro gości hotelowych i żaden z nich nie wydawał się oburzony
moją obecnością. Kiri rzeczywiście jest dość bezpieczną wioską. Odgarniając
myśli na drugi plan, stanąłem we właściwym holu. Teraz zupełnie straciłem
kontrolę nad moim tętnem. Nie wiem z jakich powodów, ale przyłożyłem rękę do
miejsca gdzie biło mi serce. Pamiętałem, że Sakura często tak robiło, więc w
tak tragicznym wypadku, również chciałem wypróbować wszelkich środków, żeby się
uspokoić.
A co jeśli nie
zastanę jej w pokoju? Co jeśli opuściła wioskę i mnie porzuciła?
Nie. Taka opcja w
ogóle nie może wchodzić w grę.
Powoli uchyliłem
drzwi – w razie wypadku nie chciałem jej obudzić. Chociaż nie ukrywałem, że
byłbym rozczarowany, gdybym napotkał ją w stanie głębokiego snu.
Tak jednak nie
było.
Widziałem ją.
Sakura siedziała
skulona pod oknem. W pomieszczeniu panowała zupełna ciemność, a cichy szloch
nagle się urwał i zamienił w jęk przerażenia. Odrobina światła, która padała z
holu, oświetliła niewielką część pokoju – w tym Haruno. Jej zielone tęczówki
patrzyły na mnie w oniemieniu, a po policzkach spływały łzy. Stałem niczym
kamienny posąg z szeroko rozwartymi oczami. Spodziewałem się wszystkiego …ale
akurat nie tego!
- Sakura – mój głos był niski i bardzo
zachrypnięty. Wstrzymałem oddech. Sam już nie wiedziałem czy to ja
doprowadziłem ją do takiego stanu, czy może te wszystkie wspomnienia tak bardzo
ją przytłoczyły. Tak czy inaczej …to ja zawaliłem. Zmuszałem ją do wyznań,
których ona nie chciała.
Zamknąłem za sobą
drzwi i bez skrępowana ściągnąłem płaszcz, rzucając go w kąt. Wyraz twarzy
Sakury nie uległ diametralnej zmianie. Nadal lustrowała mnie bacznie jakbym był
istotą z zaświatów.
Napełniłem płuca
świeżą dawką powietrza i zacząłem kroczyć w jej kierunku. Haruno nareszcie
oswoiła się z moją obecnością, lecz bezustannie milczała. Jej spojrzenie było
po brzegi wypełnione rozpaczą i smutkiem. Wspomnienia jakie ją nachodzą były
wręcz wyrysowane w oczach.
- Sakura – raz jeszcze wydusiłem jej imię, po
czym przed nią uklęknąłem. Wystawiłem dłoń, aby móc pogładzić ją po policzku,
jednak w ostatniej chwili zawahałem się.
Ten ruch chyba
nie byłby najlepszy.
- Cały czas tutaj siedziałaś? – spytałem ostrożnie, czując jak cały dyskomfort się wzmaga.
Byłem pod wrażeniem tego jak wyraźnie odczuwam kłębiące się wewnątrz mnie
emocje. Rzadko kiedy mam do czynienia z
takimi sytuacjami.
- Nie. Byłam się przejść – uśmiechnęła się
fałszywie. Pod wpływem zamknięcia powiek, kolejne krople łez zjechały po jej
policzkach. Obserwowałem ich trasę, obarczając się poczuciem winy. – Spotkałam
po drodze Suigetsu i Juugo.
Cisza.
Chyba po raz
pierwszy w życiu odniosłem wrażenie, iż w owym momencie gram rolę zagubionej
owieczki.
- Ja spotkałem Tomi – wypaliłem, za co
natychmiast ugryzłem się w język.
- Naprawdę? – ucieszyła się. – Jak się miewa?
- Pracuje dodatkowo w jednej knajpce.
- Umm. Jest niesamowita. Zwłaszcza, że wczoraj
braliśmy udział w festynie, a ona nie żałowała alkoholu – sam widziałeś –
zaśmiała się, ale w takim stanie ten śmiech zabrzmiał wyjątkowo sztucznie.
Sakura spochmurniała. – Przepraszam. Nie mam nastroju na takie rozmowy.
Zlekceważyłem to
i postanowiłem się ku niej zbliżyć.
Zadrżała.
- Nie wydawała się jakoś specjalnie przybita.
Przynajmniej miała na tyle energii, aby wyzywać mnie od kretynów i idiotów.
- D…dlaczego cię wyzywała?
- Bo nie potrafię docenić tak wspaniałej żony
– moim oczom nie umknęły ręce Sakury, które bezustannie dygocząc, przeniosły
się z powrotem na klatkę piersiową. Różowo-włosa spuściła wzrok.
- Nie ma pojęcia co mówi – zaczęła gorączkowo.
Miała lekko podniesiony głos, a ja sam już nie wiedziałem czy po jej twarzy
spływają łzy, czy może krople potu. Wiedziałem bowiem, że jestem mocno
zestresowany. – Nie jesteśmy małżeństwem… to wszystko jest fikcją - dokończyła.
- Tak wiem.
Zapadło grobowe
milczenie. Niby miałem to wszystko w głowie, ale żeby wylać to w przestrzeń, to
już nie lada wyczyn. Rozpocząłem poszukiwania właściwych sformułowań, analizy
wspomnień i słów, które do mnie skierowała. Rozpocząłem to wszystko, starając
się zignorować ból, który czaił się w jej oczach. Tym razem ten obraz działał
na mnie ze zdwojoną siłą i wtem odkryłem nowy fakt. Już nigdy nie chcę widzieć
jak Sakura cierpi. A oprócz tego faktu doszło również zobowiązanie, mówiące,
abym osobiście tego dopilnował.
Zacisnąłem
pięści, gdy umysł podsunął mi kilka niechcianych scen. Sakura. Bezbronna Sakura
i Eizo. To że praktycznie nie potrafiłem wyobrazić sobie blondyna w tak podłej
odsłonie, niczego nie zmieniało.
Spojrzałem na
nią.
I nagle moje
myśli się otrzeźwiły. W tej sytuacji nie ma miejsca na moją nienawiść względem
tego mężczyzny, nie ma miejsca na wyrzuty. Teraz jest tylko ona i ku memu
zdziwieniu, wcale mi to nie przeszkadzało. Dlaczego miałbym planować i snuć
jakieś wyprzedzenia scenariusza? Popłynę z prądem i powiem to co chcę
powiedzieć. Może nie wszystko …
Kilka spraw nadal
pozostaje dla mnie tajemnicą.
- Sakura – lubiłem powtarzać jej imię. Mógłbym
robić to bez końca. Ostatni raz odświeżyłem płuca i zbliżyłem się. Nasze twarzy
dzieliły zaledwie milimetry. – Nie powinienem był odchodzić i zostawiać cię z
tym samą. Zachowałem się jak tchórz i nie będę miał ci już za złe, kiedy
będziesz mnie tak wyzywać. Chcę tylko powiedzieć …przepraszam. Za bardzo
pochłonęła mnie nienawiść do niego,
a za mało skupiłem się na tym, jak ciężko było ci podczas tych wyznań.
- Ale ja … - przerwała mi ochrypłym głosem.
Była w szoku. Ta. Takie zachowanie jest do mnie w ogóle niepodobne. Ostatecznie
już nieraz zapewniałem ją, że nigdy jej nie przeproszę ani nie podziękuje.
- Po prostu się zdenerwowałem – ciągnąłem. –
Nie tyle samym faktem, że ten idiota ...że on …. – tutaj chyba nie potrzebne
były słowa. – Ale reakcją, której się po mnie spodziewałaś. Wiem, że do świętych
nie należę, ale nigdy …
Chciałem
kontynuować swój monolog. Totalnie się tym pochłonąłem i zastanawiałem się
nawet czy nie opisać jej tych przyjemnych fal ciepła i przyjemności, których
przy niej czuję. Ale Sakura zareagowała. Ujęła moją dłoń i zaciskając oczy,
spojrzała na mnie.
- Sasuke przepraszam! – podniesiony ton jej
głosu, sprawił, że zdębiałem. – Nie uważam cię za potwora! Nigdy nie uważałam!
Ty zawsze grałeś takiego obojętnego i … - urwała, ponieważ zakrztusiła się
własnymi łzami. – Ja …nie wiem co mną kierowało. Naprawdę przepraszam, ale
nigdy …
- Ty chyba żartujesz – stłumiłem szok i
uklęknąłem naprzeciwko niej. Dłonie umieściłem na zimnym kaloryferze,
znajdującym się za nami. – To ja jestem tym jedynym, który powinien
przepraszać.
- Ale sam powiedziałeś …
- Tak byłem zły, że uważasz mnie za takiego,
ale z drugiej strony …zasłużyłem sobie na to przez moje zachowanie, czyż nie? –
pozwoliłem sobie na jeden blady uśmiech. Skierowałem go jednak do podłogi, na
którą spoglądałem.
- Nie – wyszeptała, po czym poczułem jej
dłonie na swoich policzkach. Takie ciepłe, ale jednocześnie przynoszące ukojenie.
– Według mnie sobie nie zasłużyłeś.
- Tak jasne – bynajmniej mnie nie przekonała.
- Wiesz co mi powiedział Juugo? Że nie chcesz
dopuścić do siebie pozytywnych uczuć, ale czasami ci się nie udaje. Ja właśnie
lubię takie momenty.
Zmarszczyłem
brwi.
- Zabroniłem Juugo grzebania w mojej głowie –
zawarczałem, ale zaraz potem przypomniałem sobie o powadze teraźniejszej
sytuacji. Chichot Sakury, który rozniósł się po przestrzeni zbił mnie z
pantałyku.
Nasze spojrzenia
spotkały się.
- To miło, że chociaż się do tego przyznajesz
– zwierzyła się cicho, ale krystaliczne krople nadal raziły moje oczy.
Znowu pomyślałem,
że jest piękna, cudowna. Pomyślałem, że ma idealnie wyrzeźbione kości
policzkowe, hipnotyzujące zielone oczy i piekielnie pociągające ciało. Odruchowo
przeleciałem wzrokiem każdy jego kawałek i poczułem jak tętno gwałtownie mi
przyśpiesza.
Sięgnąłem do
niej, odgarnąłem włosy i pochyliłem się, by ją pocałować. Jej usta smakowały
jedynie przyjemnością, smakowały nieopisanym szczęściem.
To był właśnie
ten moment.
Jeśli ją kochasz, to coś zrób do diaska! Tomi…to ona
wykrzyknęła do mnie dzisiaj te słowa. To pierwsza osoba, która ośmieliła się
stwierdzić, iż darzę kogoś tym uczuciem. Miłość …była dla mnie niczym.
Fałszywym stanem, który i tak odchodzi, a teraz …teraz szczerze się zdumiałem,
gdy zrozumiałem, że już tak nie myślę.
Wtedy poczułem
blisko siebie jej ciało, który wyraźnie się trzęsło. Odsunąłem się lekko od
Sakury .
- Może lepiej nie siedźmy przy oknie, dobrze?
– przytaknęła mi, a ja bez wahania wziąłem ją na ręce niczym, niemowlaka i
poczułem jak pasmo strachu owija się wokół jej serca. Tak. Byłam w stanie wyczuć
u niej nawet tak głębokie uczucia.
Skierowałem nas w
stronę łóżka. Posadziłem Sakurę na środku, a ona nadal z niedowierzaniem na
twarzy, przyciągnęła do siebie kolana i oparła na nich brodę. Usiadłem naprzeciwko jej.
Obserwowałem jej
łzy.
- Nie lubię jak się mazgaisz – powiedziałem
głosem miękkim, niemal czułym.
Jak na zawołanie
z jej ust wydobywa się głośny szloch i po chwili Haruno całkowicie ukrywa głowę
między kolanami. Chciałem jej dotknąć, pocałować, ale w tym samym momencie ona
przemówiła:
- Sasuke tak bardzo się cieszę, że to ty
jesteś pierwszą osobą, której mogłam powiedzieć o Eizo.
Masa
elektrycznych fali spowodowała moje wzdrygnięcie. Spoważniałem słysząc imię
osoby, która zajmuje pierwsze miejsce na liście znienawidzonych osób.
Kiedy milczałem
dłuższą chwilę, Sakura ostrożnie podniosła wzrok. Również spochmurniała na
widok moich ściągniętych brwi i wyrazu twarzy pogrążonego w refleksjach.
Instynktownie zacisnąłem pięści.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo jestem
na siebie wściekły, za to, że nic nie zauważyłem. Ale nie żałuję, że tak na
ciebie naciskałem odnośnie twojej przeszłości. Przynajmniej wiem już o tobie
wszystko.
- Nie zrobisz mu krzywdy? – w jej głosie
zabrzmiała silna nuta nadziei.
- Zabije – odparłem lakonicznie.
- Ale …
- Sakura – zawarczałem i chwyciłem oba jej
nadgarstki. – Nic proś mnie, bo nic mnie nie powstrzyma. On zasługuje na
najgorsze katusze, a ja mu je załatwię bez najmniejszego problemu.
- Ale on już nic nie robi – łkała dalej. –
Zmienił się Sasuke i ja wyraźnie to odczuwam. Nie chcę żeby coś mu się stało
przez …
- Nie robi, ponieważ nie jest już twoim
narzeczonym i nie zrobi nigdy więcej, bo już do tego nie dopuszczę. Przyrzekam.
- On od dłuższego czasu nic nie robi!
- Mam gdzieś co robi teraz i co robił od
dłuższego czasu. Najważniejsze jest to, że cię krzywdził – Sakura wytrzeszczyła
na mnie oczy, a jej dolna warga zadrżała lekko. – Nie patrz tak na mnie –
wybąkałem, rozkoszując się zdezorientowaniem w jej oczach. Była teraz taka
bezbronna. Pomyślałem nawet, że tak samo zachowywała się przy Eizo, kiedy
jeszcze nie byłem wtajemniczony w jej sekrety.
Usłyszałem jak
odchrząkuje, po czym chwyta do ręki kołdrę i mocno zaciska.
- K…Sasuke ja … ko ….
- Słucham? – zmarszczyłem brwi, jak gdyby ten
gest miał mi w czymś dopomóc. Ostatecznie Sakura pokręciła raptownie głową w
obie strony, a kolejna krystaliczna kropla dostała się w końcu do świata
zewnętrznego. – Sakura? Chciałaś coś powiedzieć?
- Nic, nic Sasuke! – pisnęła gorączkowo.
Obserwowałem jak jej dłonie ponownie lądują na moich policzkach. – Ja tylko
chcę wymazać Eizo z pamięci. Zapomnieć o nim …zacząć żyć na nowo. Ja chcę tylko
być szczęśliwa. Chcę odnaleźć szczęście i walczyć tak, aby utrzymać go przy
sobie jak najdłużej.
Myślałem, że po
tych słowach bez wahania będę mógł wyznać Będziesz
szczęśliwa. Tak to niespotykane zjawisko, ale naprawdę czuję, że mam w
sobie wystarczająco energii i zapału, żeby jej w tym pomóc. A jednak …
Nadal kryję przed
nią masę tajemnic. Sakura nie ma pojęcia o tym, że kontynuuję zemstę i jest nią
zniszczenie jej ukochanej wioski. Byłem głupcem. Jak mogłem twierdzić, że
poprzez uzależnienie Sakury od siebie łatwiej będzie ją utrzymać przy sobie?
Haruno nie należy do takich osób, o nie. Jedynie co jej sprawię to miażdżący
ból, z którego będzie leczyła się latami. Jest jeszcze sama kwestia ataku.
Przecież do diaska nie zmuszę jej do atakowania bliskich i leczenia ran wrogów
– to już byłaby prawdziwa podłość. Kiedyś? Owszem. Nie zawahałbym się, ale
teraz …
Lustruję ją
czujnie niczym kot i oceniam każdy najmniejszy kawałeczek jej twarzy. Nigdy nie
przypuszczałbym, że kiedykolwiek ujrzę w takiej odsłonie tą Sakurę, która przywitała się ze mną w pierwsze dni pobytu w
organizacji. A jednak natura bezbronnej, płaczliwej kunoichi nadal była głęboko
zagnieżdżona w jej wnętrzu.
Jednak poczułem,
że teraz mógłbym …Mógłbym powiedzieć jej prawdę i to w najbliższej przyszłości.
Jeszcze nie potrafiłem odkryć kim naprawdę jest dla mnie Sakura – właściwie nie
chciałem nawet próbować odkryć, ponieważ wiedziałem, iż mnie to przerazi. Ale
ona jest dla mnie na tyle ważna, że życie bez niej stałoby się tą samą
wcześniejszą monotonią. Ona nadała mi kolorów – nie chcę ponownie stać się
czarno-biały.
- Będziesz szczęśliwa – czułem jak moje usta
zaczynają się poruszać, nie do końca pod kontrolą mózgu.
Przesiąknięte
niepewnością oczy Sakury zwróciły na mnie swoją uwagę.
- Dziękuje – wyszeptała. Jej usta wygięły się
w łuk. Uśmiech był szczery i promienny, przez co poczułem jak nieludzka duma
ogarnia moje ciało. Sakura zbliżyła się do mnie i nieśmiało złączyła nasze usta
w pocałunku. Jakkolwiek długi chciała, aby był ja nie miałem zamiaru pozwolić
jej tak szybko tego zakończyć. Potrzebowałem jej. Dłoń umieściłem na jej szyi i
zacząłem bawić się pojedynczymi kosmykami różowych włosów. Czułem jak
niespokojnie oddycha, czułem jak stara się uspokoić szybkie bicia swojego
serca, ale jednocześnie nie może.
Coś silnego
przeniknęło mnie jak tysiąc małych błyskawic.
Dreszcz
podniecenia? Tak to chyba to. Nigdy tak dosadnie tego nie odczuwałem, lecz
potrafiłem rozpozna. Haruno pociągała mnie całą sobą i w grę nie wchodziła
jedynie jej osobowość.
Naparłem na nią
lekko i nie słysząc żadnych protestów ułożyłem na posłaniu, nie przerywając
pocałunków. Otworzyłem jedno oko. Naszła mnie zachcianka, wiążąca się z
ciekawością co do jej wyrazu twarzy. Była niespokojna, ale nie wyczytałem też
jakiś oznak bólu ani cierpienia.
Żądza przemówiła
przeze mnie głośniej. Złączyłem się z nią w nierównych oddechach, a ręką
próbowałem badać bezpieczne przestrzenie jej ciała. Gładziłem jej ramiona,
brzuch – chciałem jakoś dać jej znak, że jest mi nieziemsko przyjemnie.
Na krótką chwilę
przerwałem pocałunki i wisiałem milimetr nad jej twarzą. Haruno drażniła mnie
napływami powietrza, ale mimo to na jej twarzy rozlał się blady uśmiech.
- Chcę się uwolnić od Eizo – powtórzyła znowu,
a ja zacząłem się zastanawiać czy być może zwyczajnie zapomniała, że już
wcześniej mi o tym mówiła. Pocałowała mnie znowu. Zadrżałem, bo nigdy dotąd nie
robiła tego tak zaborczo. Jedyne co wznieciła to wewnętrzy pożar w moim ciele.
Teraz będzie mi trudniej przerwać.
Ignoruję
wszystkie przemyślenia i rozkoszuję się nią dalej.
Jej usta
przesuwały się po moich, a ja po chwili zdałem sobie sprawę, że ręką wędruję
pod jej bluzkę. Pierwsza myśl? Sasuke
przestań! Jednak wędrowałem i wędrowałem, a w mimice Sakury nie dojrzałem
się najmniejszej zmiany. Czy to był znak? Nie wiem. Ale byłem tak cholernie
podniecony, że neutralność różowo-włosej była dla mnie jak zgoda.
Zjechałem z pocałunkami na jej szyję. Z gardła kobiety
wydobył się zduszony jęk, przez który myślałem, że eksploduje. Nie
powstrzymywałem już mojej dłoni, ani nie wahałem się. Umieściłem ją na jej
brzuchu i masowałem go. Pragnąłem posunąć się dalej. Właściwie to wyżej! A
dźwięki, które wydobywała z siebie Sakura tylko mnie do tego nakłaniały.
Wtem poczułem jak
lekko mnie odpycha.
Z początku zdziwiłem
się, ale potem zacząłem rozumieć. Przekroczyłem granicę, a przecież pomiędzy
nami nadal istniała jej przeszłość z Eizo.
Jak olbrzymie
było moje zdumienie, kiedy ta zamiast bardziej mnie odsunąć, zaczęła pieścić
pocałunkami moją szyję, a jej dłoń znalazła się pod moim podkoszulkiem.
Czy ona jest
trzeźwa?
Na pewno jest.
Przecież nie wyczułem od niej żadnego alkoholu. A może to te wspomnienia
podziałały na nią jak Sake, a nazajutrz będzie wszystkiego żałować?
Nim się
spostrzegłem moja ręka spoczywała na jej piersiach. Fakt, że zakrywał je stanik
w żaden sposób mi nie przeszkadzał – moja żądza zapewniała mnie, że niedługo i
jego się pozbędę.
I wtedy delikatny
dotyk Sakury na ułamek sekundy przetarł się o miejsce, gdzie nie powinien.
Podskoczyłem jak oparzony, lecz utrzymując pozory, dyskretnie zrezygnowałem z
kolejnych pocałunków.
Nie mogłem… Ona
nie myśli logicznie. Cały natłok myśli z przeszłości odebrał jej zdrowy
rozsądek. Znienawidzi mnie jeśli wykorzystam to w tak perfidny sposób.
- Dasz radę iść na festyn, czy wolisz zostać w
pokoju?
W pierwszej
sekundzie Sakura spojrzała na mnie nierozumnie, a potem jej wzrok przeistoczył
się w coś co wyraźnie mówiło Ty chyba nie
jesteś poważny?
Chwyciła mnie za
ramiona i przyciągnęła do siebie.
- Sakura? – zapytałem, z trudem powstrzymując
ekscytację i iskierki radości, gdy w jej oczach ujrzałem prawdziwe podniecenie.
- Sasuke …nie przerywaj, proszę.
- Słucham?! – to było dosyć niestosowne, kiedy
spojrzałem na nią jak ostatni kretyn, lecz nie miałem tyle siły, aby stłumić tą
reakcję. Byłem w kompletnym szoku!
Te wszystkie
emocje wzmogły się, gdy różowo-włosa chwyciła moją rękę i zaprowadziła ją pod
swoje plecy.
Wtedy napotkałem
zapięcie od stanika i myślałem, że doszczętnie oszaleję.
Powstrzymałem
jednak wszelkie napady podniecenia i obserwowałem jej zielone tęczówki, które
paliły mnie dzikim pożądaniem.
- Jesteś tego pewna?
- Sasuke, przecież ci powiedziałam – wydawała
się oburzona moim pytaniem. - Chcę
zapomnieć o Eizo i zrobić w końcu krok w przód. Poza tym … - urwała, a jej
policzki zabarwił rozczulający rumienieć. Przestała spoglądać w moje oczy,
jednak kiedy wyczułem co chce powiedzieć, niemal natychmiast pochwyciłem jej
policzki i zmusiłem, by na mnie spojrzała.
- Patrz w moje oczy, proszę – wyszeptałem.
- Ja… chcę tego. Sasuke …. – szelmowski
uśmiech przemknął przez moją twarz. Słuchałem słów Sakury i jednym szybkim
ruchem rozpiąłem jej stanik. – Po prostu chcę być przy tobie… ja …
- Tyle mi wystarczy – szepnąłem jej do ucha,
jednocześnie zjeżdżając niżej suwakiem jej bluzki. Kiedy pozbyłem się materiału
z jej ramion, mogłem już swobodnie wyeliminować znienawidzony przedmiot –
stanik.
Sakura oblizała
sucha usta.
Pochwyciłem jej
usta w pocałunku, po czym moje świdrujące spojrzenie objęło jej piersi.
Pragnąłem jej
wręcz nieludzko.
Dziś będę ją
miał. Nie było mowy, aby stało się inaczej.
Hentai! (+18)
Z początku czułam się skrępowana. Moje nagie piersi
ujrzały światło dziennie, a ja nie byłam na to do końca przygotowana. Kłębiła się
jednak we mnie ta siła, która wręcz natarczywie rozkazywała mi poddać się
pokusie i zauroczeniu mężczyzną, który w owym momencie pożerał mnie wzrokiem.
Jego oczy – dwie wielkie studnie żądzy, wędrowały wyznaczoną trasą. Najpierw
ich uwagę na dłuższą chwilę przykuła odkryta część mojego ciała, po czym
przeniosła się na brzuch, reszta nadal była zakryta materiałem, więc finalnie
nasze spojrzenia spotkały się.
Urzekło mnie obecne oblicze Sasuke. Po głębszych
obserwacjach, wstyd odszedł na dalszy plan. Istniała dla mnie tylko jego twarz
…i tors, od którego nie mogłam oderwać ręki. Pragnęłam zedrzeć z niego
podkoszulek i oddać się uniesieniom. Spaliłam raka, nakrywając się na tak
lubieżnych myślach. Ale to nie było jednorazowe. Patrzyłam na niego, patrzyłam
i stwierdziłam, że nie ma na świecie osoby, przy której czułam się tak dobrze.
To było to! Odmiana – nowe doświadczenie. Przyjemność, której zawsze mi
brakowało. Przyjemność bez dodatkowego bólu lub łez, spływających po moich
rozgrzanych policzkach.
Sapnęłam cicho, bo przez otchłań kalkulowania szczegółów,
zapomniałam skupić się na ogóle. Uchiha z wahaniem położył rękę na mojej lewej
piersi. To, co z siebie wydobyłam widocznie go odstraszyło, ponieważ już
zabierał się do cofnięcia, kiedy szybko poraziłam go szczerym uśmiechem.
Uśmiechem z tajemniczą wiadomością. Uśmiechem domagającym się więcej
przyjemności. Nie przestawaj. Oh, proszę.
- Sasuke – nie
mogłam się powstrzymać przed wymówieniem jego imienia. Uchiha nie odpowiedział.
Ścisnął delikatnie moją pierś, a ja stłumiłam w sobie wszelakie odgłosy. Zadanie
osiągnęło jeszcze trudniejszy poziom, gdy zaczął składać pocałunki wzdłuż mojej
szyi.
Otumaniona rozkoszą, uświadomiłem sobie znienacka, że
strach i wątpliwości rozproszyły się w ułamku sekundy. Być może było to
spowodowane moim stanem psychicznym, lecz mimo wszystko …pragnęłam tego jak
diabli i nie potrafiłem znaleźć czegoś, co zmusiłoby mnie do przerwania tej
czynności. Ogarnięta przypływem odwagi zaczęłam unosić materiał jego białego
podkoszulka ku górze. Sasuke zrozumiał – odsunął się ode mnie, a ja podwinęłam
materiał do jego piersi. Resztę dokończył sam. Rzucił ubraniem gdzieś w kąt, a
jego twarz zamigotała mi przed oczami jedynie na krótką chwilę, w której nie
zdążyłam nic przeanalizować. Wpił się po raz kolejny w moje usta i tym razem
bez skrępowania zaciskał dłoń na moich piersiach, wzbudzając we mnie fale przyjemności.
Tors Sasuke był nagi, a ja nie miałam do niego dostępu.
Zazgrzytałam zębami i oderwałam go od siebie. Tym razem wyraźnie dojrzałam się
jego rozszerzonych oczu, ale nie przejęłam się tym. Podniosłam się lekko i
objęłam go w pasie, zjeżdżając niżej. Od szyi do klatki piersiowej. Zaczęłam
całować każdy maleńki kawałek jego rozpalonej skóry. Czułam jak krew pulsuje mu
w żyłach. Opadłam na posłanie i zaczęłam zachwycać się jego niezbyt umięśnionym
torsem. Zafascynowana jeździłam po nim opuszkami palców, ale wtem zniknęła mi
sprzed oczu, a jej miejsce zajęła para czarnych oczu, w których niemal od razu
się zatopiłam.
- Jesteś pewna? –
jego głos odbił się echem w mej głowie. Sasuke oddychał szybko i mówił
ochryple. – W każdej chwili możemy …
- Chcę tego – nie
pozwoliłam mu zakończyć. – Chcę tego jak nigdy dotąd i proszę, nie przestawaj.
Prychnął ubawiony.
- Sakura Haruno.
Jesteś doprawdy intrygującą osobą, ale właśnie to mi się w tobie podoba –
wyznawszy, pocałował moje czoło, które pokryte było już cienką warstwą potu, a
pojedyncze kosmyki włosów, przylepiały się do niego.
Zarumieniłam się, czego na szczęście nie było widać
poprzez płomień, igrający w moim wnętrzu.
Wzdrygnęłam się czując, jak Uchiha dotyka moich bioder, po
czym delikatnie zsuwa ze mnie śnieżnobiałą spódniczkę. Ponownie odstawiłam na
bok wszelkie możliwości i lustrowałam wzrokiem jakiekolwiek zmiany, zachodzące
w jego mimice. On również spoglądał na mnie, nakazując mi spokój i pozbycie się
paniki. Skinęłam głową. Westchnęłam i zaczęłam wykonywać głębokiego oddechy.
Naprawdę to robię. To szaleństwo! Niedawno wyznałam mu prawdę o całym swoim
życiu, a tu nagle dochodzi do takiej sytuacji. Tylko moje życie potrafi być
takie pokręcone.
Czy Sakura Haruno gapiąca się prze szybę na krystaliczne
krople deszczu i wsłuchująca się w ich dudnienie, dopuściłaby do siebie myśl,
że za kilka miesięcy spędzi noc ze swoją dawną miłością – mścicielem, który
opuścił ją, jak również ich przyjaciół?
Wtedy uderzyła mnie myśl. Sasuke mnie zranił. Eizo mnie
zranił. Oboje nie różnili się od siebie w tej kwestii. Tyle, że tego pierwszego
darzyłam najpotężniejszym uczuciem; miłością.
Sasuke pozostawił mnie jedynie w dolnej części bielizny.
Mówiąc szczerze, ucieszyłem się, że nie pozbył się jej tak bezpośrednio.
Ostatecznie ja ciągle starałam się wezbrać w sobie wystarczająco odwagi, aby
dotknąć jego spodni.
Tyle, że ta myśl ..że ja już …a on jeszcze nie – przytłaczała mnie!
Wiedziałam, że kiedy oboje znajdziemy się w takiej sytuacji będzie mi znacznie
raźniej.
No dalej Sakura! Przecież się nie spłoszysz!
W okamgnieniu poderwałam się z miejsca i ruchami rąk
(bardzo mocnymi) w końcu udało mi się przewrócić go na bok. Był zaskoczony,
lecz mimo to milczał. Tym razem to ja przejęłam inicjatywę i położyłam się na
nim. Boże …jak potężna masa ciarek przeszła po moich ciele, kiedy poczułam pod
sobą jego rozbudzone przyrodzenie. Odgoniłam od siebie wszystkie myśli, tak,
aby Sasuke nie zauważył mojego skrępowania.
- Nie bój się –
wyszeptał mi do ucha z zadziornym uśmiechem. Taka odsłona jego osoby bardziej
mnie rozpaliła.
Pozwoliłam mu zacisnąć ręce na moich pośladkach, a sama
muskałam wargami jego usta.
Kiedy oboje zapadliśmy w trans, dopingując samą siebie w
myślach, skierowałam dłoń do dołu. Powolnymi ruchami zaczęłam zsuwać jego
spodnie, pilnując, aby Sasuke się tym nie zainteresował. Na szczęście
pochłonięty był pocałunkami i badaniem zakamarków mojego ciała. Na samym końcu
wspomógł mnie pozbywając się ubrania kilkoma żwawymi ruchami nóg.
Dostrzegłam jego uśmiech.
- Pragnę cię –
wysapał.
A ja wiedziałam, że ostatnie namiastki wątpliwości zostały
właśnie wyeliminowane.
SASUKE
Wsłuchiwałem się w jej jęki. Z
początku byłem świadomy tego, że z całych sił stara się je stłumić, ale
ostatecznie podniecenie nad nią zwyciężyło i w tym momencie Sakura już bez
większych problemów wydobywała z siebie odgłosy rozkoszy.
To było nieziemskie uczucie.
Najpiękniejszy dźwięk. Dźwięk, który pobudzał mnie bardziej niż cokolwiek. Pieściliśmy
się długi czas, a ja nie byłem w stanie oderwać oczu od jej spoconej twarzy,
przymkniętych powiek i cudownego ciała. Pomyślałem, że nawet gdyby tuż obok
wybuchła wojna, ja byłbym w stanie to zlekceważyć i nadal się nią zajmować.
Zdziwił mnie nawet fakt, że nie dochodziły do mnie festiwalowe dźwięki.
Tylko ona i jej oddechy…
Ale nie mogłem już dłużej czekać.
Płonąłem. Rozkosz rozwiała wszelkie znane mi człowieczeństwo. I to właśnie
gwałtowne pulsowanie w moim wnętrzu zagłuszyło odgłosy dochodzące z głównej
uliczki Kiri. Znowu zacząłem spozierać ją wzrokiem. Zachwycałem się każdym
najdrobniejszym kawałkiem jej ciała, a jednocześnie dumałem nad tym, kiedy w
końcu staniemy się ‘jednym’.
Usłyszałem jej gardłowy pomruk.
Potraktowałem to jako znak.
- Sakura – wydyszałem jej imię, na w pół
walcząc z oszałamiającą przyjemnością. Spojrzała na mnie – jej wzrok zdawał się
do mnie przemawiać. Dłuższą chwilę przypatrywaliśmy się sobie, aż w końcu głowa
Sakury pokiwała się raz w górę, raz w dół.
- Zrób to Sasuke, zrób – wyszeptawszy,
odgarnęła grzywkę z mojego czoła, ratując jednocześnie przed przyklejającymi
kosmykami włosów. Milczałem, więc odezwała się znowu: - Nie mam żadnych
wątpliwości, nie będę też żałować …po prostu tego chcę…
Chciała mówić dalej, lecz utrudniłem
jej to, wbijając się w te malinowe usta. Zarazem rękami rozszerzyłem jej nogi i
bacznie obserwowałem zmiany w jej mimice. Nie przełknęła śliny, nie skrzywiła
się – zamroczona ekstazą, wysłała mi jeden blady uśmiech.
Zacząłem się denerwować. Naprawdę.
Zazwyczaj mnie to nie spotkało, ale ..ba! Co to nowego przy Sakurze? Pełno mi
sprawiła nowych zachowań. Wessałem do płuc sporą dawkę powietrza, podparłem się
rękoma i odsunąłem się, aby być w stanie ją lustrować. Sakura zamknęła oczy,
oczekując na mój ruch. Nie chciałem jej skrzywdzić, chciałem sprawić jej
prawdziwą przyjemność. Chciałem dać jej to, czego nie dał Eizo.
A niech to diabli!
Wszedłem w nią ruchami godnymi
leniwca. Byłem ostrożny i czujny. Twarz wykrzywiła się jej w nieodczytanym
grymasie. Niemal natychmiast zareagowałem, muskając jej wargi i pilnując, aby
się rozluźniła. Sasuke, nie skrzywdź jej!
wołałem w myślach. Haruno pisnęła, uniosła ramiona i otoczyła nimi moją
szyję. Jej paznokcie wbiły mi się w plecy, ale w miarę upływu czasu, uścisk
zaczął się rozluźniać. Ponownie uchyliłem się i tym razem biło od niej
wyłącznie podniecenie. Oddychała głęboko, a ja odważyłem się wydać z siebie
pierwszy, głośniejszy jęk, który nawet w połowie nie wyrażał tego co czuję.
Plecy Sakury wygięły się w łuk, jej
sutki przyciśnięte do mojej piersi zapulsowały, a usta wessały mój język.
Sapnąłem z rozkoszy, nie będąc w stanie tego powstrzymać. Poruszałem się w niej
długimi, łagodnymi ruchami, lecz ona domagała się więcej. Zaczęła naciskać na
moje plecy, dając mi tym samym pewną informację. Zwiększyłem swoje tempo i
utrzymywałem go dłuższą chwilę. Nasze jęki idealnie z sobą współgrały i w owym
momencie nie dbałem o to, że ja – Sasuke Uchiha – wyraźnie pokazuje fakt, iż
jest mi cholernie przyjemnie. Było! I nie zamierzałem się z tym kryć.
Odgarniałem kosmyki jej włosów, całowałem, pieściłem ustami szyję, dekolt, a
czas, w którym mogłem być w niej, był najpiękniejszym jaki mi podarowano.
Zdawało mi się, że w nieskończoność unoszę się poza rzeczywistym światem.
I w końcu nadeszło. Przyjemność
nagromadzała się w moim wnętrzu, by w końcu wybuchnąć. Po wyrazie twarzy Sakury
zrozumiałem, że nie doszedłem sam. Nie chciałem z niej wychodzić …zanim to
zrobiłem, mocno objąłem ją ramionami i dłuższą chwile leżeliśmy w ciszy,
wsłuchując się w nasze nierówne oddechy. Haruno była pode mną, a spocone ciała
stykały się ze sobą.
- Już nigdy ode mnie nie odchodź – usłyszałem
jej głos przy swoim uchu, jakbym ledwo co wrócił z wieloletniej misji.
Wiedziałem jednak doskonale, co tak naprawdę miała na myśli.
Nie zostawię jej – nie mógłbym.
Opowiem jej wszystko o sobie, o moim
planie i postaram się sprawić, aby to zaakceptowała. Chociaż…leżąc z nią w jednym
łóżku, po czymś tak cudownym …
Byłbym w stanie zrezygnować z całej
zemsty …chcę żeby była ze mną na zawsze. Mała, pyskata Sakura.
Wreszcie ! Tyle mam do powiedzenia ! :* !!!
OdpowiedzUsuńFaktycznie potwierdzam wreszcie
OdpowiedzUsuń