czwartek, 1 listopada 2012

Rozdział 50


A
 może by tak rozłożyć jego mocarne ciało i wbijać w każdą wolną przestrzeń maleńkie szpilki? Albo nie. To z pewnością nie dostarczy mu wystarczającej ilości bólu. O nie. Eizo Yamondo zasługiwał na cierpienie w znacznie czarniejszej odsłonie. Może jednak zostanę przy pomyśle poćwiartowania jego osoby tępym nożem. Czyż to nie byłoby najwspanialszym doznaniem w moim życiu? Chociaż kuszą mnie równie podłe idee.
W każdym razie przez te parę godzin zdołałem wymyślić już klika wersji, prezentujących jego śmierć. Długą i skalaną cierpieniem. Cały wręcz dygotałem, ponieważ obraz przedstawiający przyszłość nakręcał mnie jeszcze bardziej. Gdybym mógł; od razu udałbym się z powrotem do kryjówki i odnalazł jego żałosną osobę. Niestety. Była taka jedna istota, która mnie zatrzymywała.
Skręcałem właśnie w kolejną nieznaną mi uliczkę, jednocześnie szczelniej zasłaniając się za kapturem i wtedy wszystko do mnie wróciło.
Niby to byłem otumaniony wspomnieniami, zaintrygowany tajemniczą śmiercią jej rodziców i zafascynowany przyjaźnią z Deidarą. Niby to myślami wracałem do przyjaźni i więzi, jaka łączyła mnie i Naruto. Tłumiłem wybuchy zazdrości, ponieważ przez mój umysł nieraz przemykała myśl: ‘Dlaczego życie Naruto prezentuje się w tak kolorowych barwach, a moje nie?’ Ale to wszystko co przesiąknięte przeszłością, w jednej chwili oddala się od mojej głowy i wpycha do niej Sakurę i Eizo. O tak. Bo tym wyznaniem sprawiła, że ciśnienie krwi gwałtownie mi podskoczyło. Zapomniałem nawet jak oddychać i dłuższą chwilę usilnie starałem się jednak to robić. Dwoma cholernymi słowami wywróciła cały mój świat do góry nogami. Fakt faktem, że przedtem też nie prezentował się najlepiej, ale ona zdołała go odbudować.
Wówczas czułem się szczęśliwy.
Ale szczęście ma to do siebie, że lubi się ulatniać.
Pogrążony więc w tej agonii, maszerowałem uliczkami bez ściśle sprecyzowanego celu. Nie mogłem tego pojąć. Jak to możliwe, że ja – Sasuke Uchiha, najbardziej spostrzegawcza istota, nie potrafiła tego zauważyć? Dopiero, gdy wokół mnie rozlał się zapach świeżych potraw, a ja przyuważyłem prostacką knajpę, gardło poinformowało mnie o wysokim stadium swojej suchości. Byłem spragniony jak diabli przez krzyki, które wydobyłem z siebie kilka godzin temu. Zwróciłem się w stronę budynki, jednocześnie dumając, kiedy ostatnio dopadł mnie tak potężny gniew. Nie musiałem być żadnym ekspertem, aby wiedzieć, że Sakura nie przepada, gdy ktoś podnosi na nią głos.
Źle wszystko rozegrałem i miałem ochotę roznieść to, co znajdowało się w zasięgu mojego wzroku. Ale póki co, nie śpieszyło mi się do psychiatria.
Wszedłem do knajpy i czując nieziemską swobodę, pozbyłem się kaptura. Przebywające w nim osoby spojrzały na mnie przelotnie i powróciły do swoich poprzednich zajęć. Taksowałem wzrokiem otoczenie, próbując się doszukać jakiegoś wyszukanego miejsca.
 - Dzień Dobry – Nim znalazłem się w połowie drogi wysoka kobieta w podeszłym wieku raczyła mnie sztucznym uśmiechem. – W czym mogę służyć?
 - Dziękuje, jeszcze się nie zdecydowałem – wysiliłem się na grzeczności, po czym rzuciłem okiem na MENU. Tęsknym wzrokiem spojrzałem na mój wymarzony stolik i podreptałem do lady. Usiadłem na jednym z okrągłych krzeseł. I tak przybyłem tu w prostym celu. – Poproszę tylko szklankę wody – zwróciłem się do obsługi.
Kobieta kiwnęła głową i udała się na tyły sklepu.
Wtedy przypadkowo zetknąłem się z wiszącym nieopodal zegarkiem. Dochodziła osiemnasta. Aż trudno uwierzyć jak bardzo zdesperowany człowiek może stracić poczucie czasu. Nie jestem gotowy, aby stanąć z Sakurą twarzą w twarz. Sześć godzin nieprzerwanego marszu widocznie mnie nie zadowoliły. Nadal był to dla mnie przeogromny szok …właściwie do teraz próbuję sobie wmówić, że to wszystko jest prostackim żartem.
Drugi dzień festiwalu niedługo się rozpocznie, a fale ludzi nie pozwolą mi znaleźć dogodnego noclegu. Zachowujesz się jak tchórz, zawarczał głos w mojej głowie. No proszę. Jedna z moich jaźni postanowiła wreszcie przemówić. Prychnąłem do siebie. To, co działo się wewnątrz mnie było zbyt skomplikowane, żeby ktokolwiek mógł to pojąć – nawet drugi Sasuke.
Najwidoczniej jednak zamkną mnie w psychiatryku.
 - Oto woda – usłyszałem nad sobą, a zaraz potem cichy brzdęk dotarł do moich uszu. Uniosłem wzrok ku górze, ponieważ ten głos nie zgadzał się z wcześniejszym. Napotkałem parę szafirowych tęczówek. I nagle twarz kobiety się rozpromieniła. – Hej! Czy my się przypadkiem nie znamy?
Zaczęła mnie wertować jak niezwykle cenną książkę. Zmarszczyłem brwi i dopiero wtedy zrozumiałem, że głos, który w tym momencie przeszywa moje ciało, słyszałem już nieraz. Najczęściej w tej roześmianej wersji.
 - Saori, prawda? – usta zadrżały mi w tym samym momencie, gdy wymówiła moje fałszywe imię.
Przytaknąłem.
 - Masz kaca po wczorajszym? – zagadnęła. – Przecież nie piłeś dużo. Tak właściwie nie widziałam, żebyś w ogóle coś pił.
 - Pracujesz tutaj? – zapytałem, lekceważąc jej poprzednie pytania. Dziewczyna westchnęła rozbawiona i oparła się o ladę.
 - Mówiłam ci wczoraj, że razem z Michio dużo podróżujemy. Skądś trzeba wziąć na to pieniądze, nieprawdaż?
 - Ah, rozumiem – bąknąłem, upijając łyk wody. Zimna ciecz niemal od razu wyeliminowana nieprzyjemne uczucie w przełyku. Bezustannie czułem na sobie spojrzenie Tomi i zastanawiałem się nad ewakuacją pt: ‘Muszę coś zrobić’.
Nim zdążyłem jakkolwiek na to odpowiedzieć ona ponownie zabrała głos.
 - A gdzie Shina? Chętnie bym się z nią zobaczyła. O ile w ogóle mnie pamięta – zachichotała głupio, a mi zaparło dech w piersiach. To właśnie tego pytania obawiałem się najbardziej. – To gdzie jest? – ponaglała, widząc, że milczę.
Nie mam pojęcia, bo niedawno ostro się pokłóciliśmy. Shina/Sakura opowiedziała mi o swojej przeszłości, a ja nie do końca mogłem się z nią pogodzić, więc uciekłem z miejsca zdarzenia jak totalny kretyn.
 - W hotelu – odpowiadam.
Po jej twarzy rozlazł się konspiracyjny uśmieszek.
 - Widzę, że jest z nią jeszcze gorzej niż ze mną. Eh, a Michio ostrzegał mnie, żebym nie pija tak wiele, skoro na następny dzień idę do pracy – zrobiła pauzę, aby wziąć szklankę do ręki i zacząć przecierać ją kawałkiem materiału. – Ale się pozbierałam. A ona leży w łóżku i jęczy, jakie to życie jest okrutne. Przynajmniej ja tak mam – dodała ciszej.
 - Taa …chyba masz rację – starałem się ignorować ciasny węzeł w żołądku i pić dalej, ale na myśl o Sakurze ponownie dopadło mnie głębokiego poczucie winy.
Tomi pomachała mi ręką przed oczyma.
 - A co ty taki ponury?
 - Tak sobie.
 - Nie masz siły na dalsze uroczystości? – drążyła.
Przysięgam, że gdybym miał teraz coś ciężkiego pod ręką to …
 - Raczej nie będę uczestniczył dzisiaj w festiwalu – stwierdziłem ostatecznie, wściekły za poprzednie myśli. Sasuke opanuj się!
Tomi wydawała się oburzona.
 - Dlaczego? Dzisiaj, co prawda, nie będzie występów, ale wystawią mnóstwo sklepów z pysznym żarciem. Na pewno nie masz ochoty iść?
 - Jestem zbyt zmęczony.
 - A Shina?
Do diaska!
 - Nie wiem. Muszę z nią porozmawiać. Może ona jednak pójdzie.
 - Świetnie – zaklasnęła. Nagle jej uwagę przykuło coś, znajdującego się za moimi plecami. Kobieta pokiwała głową z uśmiechem. – Oczywiście, już idę! – krzyknęła, a zaraz potem spojrzała na mnie. – Poczekaj chwilę, bo mam do ciebie sprawę.
I zniknęła.
Sprawę? Do mnie? Może pochłonę się w zadumie na temat ważności tej sprawy. Przynajmniej tymczasowo odepchnie mnie to od myślenia o Sakurze. A może lepiej ewakuować się stąd póki mam okazję? Spojrzałem do tyłu przez ramię. Nie mam szans. Tomi znajduje się zaledwie dwa stoliku ode mnie i polemizuje z jakimś młodym chłopakiem, który z oburzeniem wskazuje na pełny talerz.
Idiotyzm, przemknęło mi przez myśl.
Kiedy Tomi wróciła, trajkotała o tym, jak wspaniały był wczorajszy dzień i ile to kalorii zdołała spalić przez taniec. Na krótką chwilę ubawiłem się, myśląc o tym jak ta kobieta charakterem przypomina Sakurę. Są dla siebie wręcz idealnymi kandydatkami na przyjaciółki. Po głębszym przeanalizowaniu obu kobiet, dochodzę do wniosku, że z ust Sakury nie wypłynęło tylko słów przez cały okres pobytu w Tace, niż Tomi zdołała wypowiedzieć w niecałe pół godziny.
 - Wczoraj wydawałeś mi się bardziej gadatliwy – zakończyła kolejny monolog, nabierając powietrza, którego jej zabrakło. – Nie masz nastroju?
 - Coś w ten deseń – mruknąłem.
Kobieta odstawiła szklankę na blat obok i zerknęła na zegarek.
 - Rozumiem, że raczej mi nie powiesz, ale jeśli będziesz chciał pogadać – wskazała na siebie palcem – jestem do twoich usług.
Nie miałem bladego pojęcia jakiej odpowiedzi odczekuje, więc wolałem przemilczeć. Jej uśmiech nie przygasł ani odrobinę. Ona miała w sobie więcej energii niż Sakura – to naprawdę niespotykane.
 - Kończę za dziesięć minut i mam do ciebie prośbę. Zaprowadziłbyś mnie do Shiny? Chciałabym się z nią zobaczyć i oczywiście namówić do festynu – puściła mi perskie oczko i nim zdążyłem coś wydusić pognała obsłużyć kolejnego klienta.
Wczepiłem palce we włosy. Po prostu wyśmienicie. Nie mam bladego pojęcia czy Sakura przebywa w hotelu. Nie mam bladego pojęcia, gdzie w ogóle przebywa …ta myśl nagle przeraziła mnie bardziej niż cokolwiek innego. Zostawiłem dziewczynę, która wyznała mi jedno z najboleśniejszych wspomnień.
Nie …Sakura nie mogłaby ode mnie uciec. Prawda?
Nie wiem dlaczego, ale nagle wzmogła się we mnie histeria. Co jeśli rzeczywiście zdecydowała opuścić Kiri i udać się z powrotem do Konohy? Przecież ja bez niej nie potrafię egzystować, jest moim osobistym narkotykiem.
Wtem poczułem potrzebę bycia przy niej; większą niż kiedykolwiek. Zapomniałem o moim planie załatwienia noclegu i uciekania. Sasuke Uchiha nie jest tchórzem. Co jak co, ale niezwykle dotkliwie działają na mnie takie obelgi.
Trwałem w bezruchu dłuższą chwilę, zaciskając pięść na szklance. Nie zdziwiłbym się, gdyby szkło nagle zamieniło się w tysiące krystalicznych kawałków.
 - To jak? – spojrzała na mnie w skupieniu. – Mogę liczyć na twoją pomoc, czy mam sama zacząć jej szukać?
 - Tomi… - westchnąłem. – Nie jestem pewien czy Sakura znajduje się teraz w hotelu. Może wyszła na jakiś spacer?
Zmarszczyła brwi, a jej wzrok kojarzył mi się odrobinę z nierozumną miną maleńkiego dziecka, który nie pojmuje ani słowa z naszych wypowiedzi.
 - To twoja żona, a ty nie masz pojęcia gdzie się znajduje?
 - Zdarza się – wzruszyłem ramionami.
 - Łał, naprawdę darzysz ją silnym uczuciem – zacmokała, a jej twarz wykrzywiła się w sarkastycznym grymasie. Po chwili milczenia, dodała: - To skoro nie wiesz gdzie jest to przynajmniej jej poszukajmy, dobra?
Wszystko we mnie wibrowało jak szarpnięta struna gitary. Nie wiem dlaczego zezłościłem się, kiedy Tomi lekko podważyła moją miłość do Sakury. Miłość …kiedyś znałem wagę i znaczenie tego słowa, ale to wszystko przeminęło. Wychodzi na to, że z miłością jest tak jak z szczęściem. Dlaczego więc na nowo kosztować tego uczucia, przynoszące same rozczarowania?
Tyle, że miłość i szczęście łączyła jeszcze jedna cecha. Obie te rzeczy przychodziły nagle, pozbawione jakiejkolwiek kontroli.
Poczułem olbrzymią gulę w moim gardle, kiedy popatrzyłem na Tomi ze śmiertelną powagą.
 - Pokłóciliśmy się – nawet nie wiem, kiedy słowa wylały się z moich ust.
*
Wychodząc ze sklepu wiedziałam jedno; jestem obecnie roztargniona i zasadniczo niezdatna do użytku. Wcale nie bulwersowałem się, gdy wyczuwałam na sobie ciekawskie spojrzenia przechodniów. Co jak co, ale akurat nie musiałam martwić się o to, że któryś z nich mógł mnie rozpoznać. Główną role grały tutaj czerwone wypieki pod oczami, jak również potargane włosy. Ściśle mówić; wyglądem znacznie odbiegałam od rasy ludzkiej.
Korciło mnie, aby doprowadzić swoje włosy do ładu, kiedy ujrzałam swoje odbicie w szybie. Niejednego z pewnością przestraszyłam. Ale dlaczego miałabym o to dbać, będąc w takiej sytuacji? Choć powinnam nie odczuwać upływu czasu, to jednak w hotelowym pokoju niezwykle mi się ciągnął. Musiałam zaczerpnąć dawki świeżego powietrza i skupić się na rzeczach ważnych.
Sasuke mnie nienawidzi …brzydzi się mną. Po prostu w jednej chwili straciłam go całego. Straciłam jego zaufanie, przecudowne uśmiechy, zgryźliwości, uwagi, okrzyki …straciłam to wszystko. Ile czasu potrzebowałam, żeby to zdobyć? – ale to było niczym w porównaniu z bólem jaki doświadczam. Kolejne pasmo nieszczęść rozpoczyna się od tego feralnego zdarzenia. Uwolniłam się od Eizo, a teraz będę musiała uwolnić się od Sasuke. Tyle, że w tym drugim przypadku sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. To jeden z najokrutniejszych rodzajów cierpienia, kiedy trzeba się leczyć z człowieka, który odszedł z naszego życia.
Chyba tylko lekkie zamroczenie zatrzymało cisnące się na zewnątrz łzy.
Wówczas poczułam jak mój miarowy chód przerywa czyiś tors, w który delikatnie uderzam.
Z grymasem bólu podniosłam wzrok ku górze.
 - Czy ja jestem niewidzialny? – od razu rozpoznałam ten głos. Powinnam się cieszyć, lecz moje druga strona krzyczała głośno: Nie! O nie! Wyglądałam jak półgłówek, kiedy tak bezsensownie się uśmiechnęłam, nie rozumiejąc ani słowa z tego, co do mnie powiedział. – Na pewno wszystko w porządku? – zapytał i nie czekając na odpowiedź, dodał: - Szukałem was wczoraj cały festyn. Gdzie się podzieliście?
 - Byliśmy pod sceną – powiedziałam, odzyskując jasność umysłu. Hozuki wybałuszył na mnie oczy.
 - Po sceną? Naprawdę zaciągnęłaś go na koncert? Sasuke się nie buntował?
 - Suigetsu, to nie jestem najlepszy moment – minęłam go, spuszczając głowę i nakładając z powrotem kaptur. Dopiero wtedy ujrzałam Juugo, który czaił się za plecami seledyno-włosego. Uśmiechnął się do mnie blado.
 - Cześć Sakura.
 - Ta …hej – odbąknęłam.
Zaraz za sobą usłyszałam głos Hozuki’ego:
 - Hej Sakura! Zdajesz sobie sprawę, że kroczyłaś w moją stronę z piętnaście minut i do momentu naszego zderzenia nie miałaś pojęcia, że jestem przed tobą.
Wywróciłam teatralnie oczami.
 - Po prostu się zamyśliłam.
 - Tak jasne.
 - Suigetsu! Jestem wycieńczona wczorajszym dniem i chciałam się zrelaksować na spacerze.
 - Sasuke ci pozwolił? – zdziwił się.
 Sasuke, Sasuke, Sasuke! Zaczynało mnie skręcać w żołądku na dźwięk tego imienia. Ale nie mogę wyznać prawy Suigetsu, to by kompletnie mnie zniszczyło.
Wtem spojrzałam na Juugo, ponieważ czułam na sobie jego wzrok. Mężczyzna omiatał mnie czujnie, jakby wiedział o jakimś tajemniczym przewinieniu, który przed nimi ukryłam.
 - Sakura … - dopiero wtedy przypomniałam sobie, że Suigetsu czeka na moją odpowiedź.
 - Tak. Spytałam się go i on mnie puścił. Poza tym wie, że jesteście w Kiri, więc w razie wypadków mnie przypilnujecie.
 - Nic nam nie mówił, że mamy cię pilnować.
 - Może zapomniał – wzruszyłam ramionami i już miałam odchodzić, kiedy żelazny uścisk Juugo na moim nadgarstku, zatrzymał mnie. Nasze spojrzenia spotkały się, a ja pierwszy raz byłam tak blisko niego. Jego oczy strzelały iskrami złości, a jednocześnie współczucia. Poczułam jakby przejrzały mnie na wylot i znały każdą moją dotychczasową myśl.
 - Płakałaś – stwierdził lakonicznie poprzez zaciśnięte zęby. Suigetsu od razu zareagował, podbiegając do naszej dwójki.
 - Płakałaś? – powtórzył, zwracając się do mnie. Rozgniewana wyrwałam rękę z uścisku:
 - Nie płakałam.
 - Masz czerwone oczy – drążył Juugo.
 - Bo jestem zmęczona. Razem z Sasuke bawiliśmy się do później nocy.
I wtedy sobie przypomniałam jak cudownie uczucie mną władało w momencie, gdy siedziałam na jego barkach, gdy go całowałam, a wyrazisty, męski zapach otulał mnie w całości, pozwalając się nim rozkoszować do woli.
Odtrąciłam od siebie te myśli.
Przed sobą ujrzałam zatroskanego Suigetsu.
 - Niedługo rozpoczyna się drugi dzień festiwalu, a ty mówisz, że jesteś zmęczona?
 - Umm …tak.
 - W takim razie zaprowadzę cię do hotelu, żebyś odpoczęła. Przecież chciałaś tak bardzo być na tym festynie.
 - Nie tak jak ty – zaśmiałam się ponuro, kiedy on ujął moją rękę. – Bardziej zależało mi na pierwszym dniu.
 - I jak było? – zagaił Juugo. Nie miałam pojęcia czemu nadal widzę u niego tą nutkę podejrzliwości. Coś było nie tak …
Mimo trzepotu w klatce piersiowej, wymusiłam na sobie jeden z kolekcji szczerych uśmiechów.
 - Było fantastycznie – nie musiałam kłamać, lecz zacisnąć oczy, aby powstrzymać nawracające obrazy. – Bawiliśmy się do późna. Nawet poznaliśmy dwójkę sympatycznych ninja.
Hozuki prychnął.
 - I Sasuke bez pretensji przetrwał towarzystwo dwójki ninja? Nie wierzę w to.
Juugo wreszcie przestał zabijać mnie wzrokiem i poklepał towarzysza po ramieniu.
 - Sasuke czasami ma swoje niewyjaśnione zachowania - Wysłałam mu ukradkowe spojrzenie, a on ciągnął dalej: - I to wcale nie zależy od nastroju, tylko od jego dumy. Sasuke czasami udaje się jej wyzbyć, a są też momenty kiedy ona wraca. Poza tym on ma bardzo trudny charakter i ty z pewnością to wiesz.
 - Ta – burknął, splatając ręce na klatce piersiowej.
 - Wiesz również, że Sasuke w swoim życiu nie miał zbyt wiele styczności z miłością, ciepłem i rodziną – uśmiech Suigetsu przygasł, a ja spuściłam głowę. Nigdy nie potrafiłam wyobrazić sobie jak bardzo musiał cierpieć po katastrofie w klanie Uchiha. Ja przegrałam. Wiele razy próbowałam popełnić samobójstwo po tym jak zostawili mnie moi rodzicie, a Sasuke? On widział ich śmierć własnymi oczami …widział ich krew i beznamiętność na twarzy, a mimo to zebrał w sobie siły, by żyć dalej.
Głos Juugo otrzeźwił mój umysł:
 - Nie chce dopuścić do siebie tych uczuć, ale czasami traci kontrolę nad samym sobą – zakończył z promiennym uśmiechem. Może to zwykłe przeczucie, ale miałam wrażenie, że te słowa kierowane są do mnie, a nie do Suigetsu, który wpatrywał się w Juugo z podziwem.
 - To twoja teoria na temat szefa? – wydukał.
Juugo przytaknął.
 - Więc przestań się dziwić, kiedy nagle zrobi coś, co zupełnie przekracza twoje oczekiwana. Bądź co bądź, to dobry znak.
Dobry znak?
A ja miałam w oczach łzy.
Wzdrygnęłam się, bo to odkrycie całkowicie mną wstrząsnęło. Spoglądam na Juugo, to na Suigetsu i wiem, że jak najszybciej muszę stąd zamiatać. Obrazy z przeszłości, obrazy z teraźniejszości – wszystko zaczęło się ze sobą mieszać, a ja nie miałam wystarczająco siły, żeby to znieść. Zawsze byłam słaba jeśli chodzi o psychikę.
 - Ja …ja muszę już iść. Chyba naprawdę się położę – nie czekając na odpowiedź, odwróciłam się do nich plecami i dopiero wtedy przetarłam materiałem płaszcza płynące po policzkach łzy.
Za sobą usłyszałam Suigetsu i jego kroki.
 - Hej Sakura, czekaj! Przecież mogę cię zaprowadzić!
Zbliżał się …a ja chciałam się oddalać.
 - Sakura…
 - Dam radę sama! – krzyknęłam i puściłam się biegiem w nieznanym kierunku. Po głębszej analizie, odetchnęłam z ulgą, ponieważ wybrałam dobrą drogę. Przynajmniej ominęło mnie robienie z siebie idiotki i ponowne mijanie dwójki towarzyszy. Nasłuchiwałam czujnie, ale żadne odgłosy kroków nie dotarły do moich uszu. Jedyne co słyszałam to gwar codzienności i stoisk, które powoli zaczęły układać się na swoje miejsca. Mieszkańcy pochłonięci byli przygotowaniami i nie zwracali na mnie szczególnej uwagi.
Przyśpieszyłam. Chciałabym osiągnąć teraz szybkość, która mogłaby równać się tej podczas ucieczki przed Karasu i Ryoko, ale nie miałam w żyłach wystarczającej ilości adrenaliny. Przebierałam więc nogami z wyostrzonymi zmysłami, a kiedy dobiegłam do hotelu, zwolniłam.
Ciemny pokój; to tam mogę oddać się kolejnym łzą i smutkom. To tam mogę wszystko przemyśleć i dochodzić do tego samego wniosku – jak bardzo żałosna jestem. Teraz musiałam wymyślić plan, który ochroniłby Eizo. Może to rzeczywiście szaleństwo, ale byłam mu wdzięczna, że tak łagodnie reagował na wszystko wokół mnie. Przestał sprawiać mi cierpienie. Nie chcę, aby z mojej winy polała się krew. Może i muszę wymazać Sasuke z pamięci, to jednak zanim to zrobię, moim obowiązkiem jest przekonanie go co do Eizo.
Madara chce, abyśmy zmienili kryjówkę. Właśnie! Przecież to powiedział mi Sasuke zaraz po …pocałunku. Boże …pocałunku. Pokręciłam raptownie głową w obie strony. Wtedy termin brał pod uwagę odejście Orichi’ego. Tymczasem to wydarzenie już dawno miało miejsce – czyżby Madara zapomniał? Tak czy inaczej to byłby dobry plan. Odesłanie Eizo do Konohy, podczas, gdy reszta Taki udaje się do nowej.
Właściwie nie wiem dlaczego te myśli tak raptownie mnie naszły. Dlaczego znowu spędzę kilka godzin na przeżywaniu wszystkiego od nowa. Dlaczego widok odchodzącego Sasuke … dlaczego jest tak podobny do tego sprzed siedmiu lat? Park, łzy, cierpienie, wspomnienia przeszłości …
Czułam się tak jakby zostawił mnie jeszcze raz. Tyle, że tym razem nie mogłam liczyć na wsparcie przyjaciół. Ich też nie miałam obok siebie.
Zostałam sama. Bez Naruto, Hinaty, Eizo …i bez Sasuke - a to bolało najbardziej.
*
 - A więc pokłóciliście się, tak?
Tomi od dłuższego czasu mruczy pod nosem to samo zdanie z zamkniętymi oczami, jakby coś rozważała. Ja stąpałem obok – obojętnie, zwyczajowo. Jak gdyby spacer z poznaną wczoraj dziewczyną był zupełną normą. Nie! W moim mniemaniu bynajmniej nie należało to do rzeczy normalnych. Chyba Sakura rzeczywiście zdołała mnie zmienić, ponieważ nie miałem serca, by wyznać Tomi jak niebywałe napięcie wyczuwam między nami … i jak bardzo chce wrócić do hotelowego pokoju.
 - I na pewno nie chcesz mi powiedzieć o co poszło? – może i trochę zabarwiła swoją wypowiedź, to jednak mi się ona nie spodobała.
Pokręciłem głową.
 - Wole nie. To są moje prywatne sprawy.
 - Ale to trochę dziwne, nie sądzisz? – pognała do przodu, aby zaraz potem znaleźć się przede mną i nie przerywając marszu, kontynuować: - Powinieneś wiedzieć gdzie jest. A co jeśli coś się wydarzyło, co jeśli zemdlała, albo co gorsza …
 - Mówię ci, że raczej siedzi w hotelu.
 - Twoje raczej wcale mnie nie przekonuje!
 - Nic jej nie jest – powiedziałem z naciskiem i wyprzedziłem ją. Tak jak przypuszczałam Tomi od razu nadrobiła zaległości.
 - Więc czemu nie idziesz jej przeprosić – czy coś w ten deseń? Jesteście małżeństwem, nieprawdaż? Sama po sobie wiem, że długotrwałe kłótnie nie są dobre, a zazwyczaj wina jest po stronie facetów.
Prychnąłem.
 - To jest właśnie babskie myślenie – burknąłem tonem zdradzającym frustrację. – Akurat w tym wypadku nie ma winnego.
 - Hej, hej! – nachmurzyła się i skrzyżowała ręce na piersiach. – Zawsze jest jakiś winny. Skoro twierdzisz, że nikt to znaczy, że wy oboje.
Może ma rację, pomyślałem. Ostatecznie to moja wina, że nie potrafiłam przejrzeć wcześniej tego kretyna. Uh! On nawet nie ma pojęcia jaką potężną nienawiścią obdarzyłem go i jednocześnie samego siebie. Gdybym wcześniej zareagował …
 - Saori – jej głos nagle stał się błagalny. Spojrzałem w jej oczy i ujrzałem ten przeogromny smutek, jak i współczucie.  – Wiem, że nie znam Shiny długo, a tak właściwie dopiero od wczoraj, ale …wspaniała z niej kobieta. I co najważniejsze, ta kobieta mocno cię kocha. Dobra, dobra. Tylko nie mów mi, że mam się nie wtrącać, doskonale to wiem, ale i tak … lepiej, żebyście …
 - Ty nie masz o niczym pojęcia – nie mogłem się powstrzymać i wszedłem jej w słowo. Brwi miałem mocno zmarszczone i tym razem jawnie okazywałem mój gniew. Tomi wytrzeszczyła oczy i spojrzała na mnie: - Nie masz pojęcia co tak naprawdę się wydarzyło i nie masz pojęcia co czuje Shina, więc …
 - Akurat co do tego drugiego mam wielkie pojęcia. Jest twoją żoną to oczywiste, że cię kocha!
Przestań to powtarzać!
 - Kocha … - powtórzyłem kpiarsko. Kwesta dotycząca naszej fałszywej miłości przestała się dla mnie liczyć. Ta kobieta mocno cię kocha. Tak. Kiedyś naprawdę mocno mnie kochała, ale ja ją odrzuciłem.
Niech to diabli! Zdecydowanie za dużo myśli.
 - Dlaczego cię to dziwi? – Tomi uniosła jedną brew do góry, ale nagle jej rysy twarzy stężały. - O Boże. Ta kłótnia była, aż tak poważna?
 - Dosyć.
 - No dobra, ale spacerowaniem po wiosce na pewno nic nie naprawisz.
 - Pozwól mi, że to ja zadecyduję co będzie lepsze w tym przypadku – zironizowałem. Ta dziewczyna jest wręcz nieludzko uparta. Wcale nie zaskoczyłoby mnie, gdybym po pewnym czasie dowiedział się, że Tomi jest zaginioną siostrą bliźniaczką Sakury.
Wówczas moje usta wygięły się w uśmiechu – zupełnie tego nie kontrolowałem.
Ale to prawda. Był jeden aspekt, który wyróżniał Tomi od Haruno. Różowo-włosej mogłem słuchać w nieskończoność. Dla mnie jej głos był jak najpiękniejsza melodia, a złość na twarzy dodawało jej jeszcze więcej uroku. Sakura potrafiła trajkotać godzinami, a ja potrafiłem godzinami jej słuchać i perfekcyjnie wszystko powtórzyć. Czy ja …
 - Jeśli ją kochasz, to coś zrób do diaska! -  co za obce słowo. Kochasz… nigdy nie chciałem mieć z nim styczności.
Dlaczego więc teraz …?
 - Shina opowiedziała mi fragment swojej przeszłości, a on nie przypadł mi do gustu – wyznałem spokojnie, aby Tomi nie zebrała żadnych podejrzeń. W jej maleńkich oczach czaiło się niedowierzenie. Sam siebie zaskoczyłem. Od kiedy zwierzam się nowo poznanym osobą – dodatkowo irytującej dziewczynie?
 - Fragment z przeszłości? – wydukała. Zauważyłem jak jej ręce dygoczą.
 - Tego już chyba nie musisz wiedzieć.
 - Nie, nie! – zaczęła machać przed sobą rękoma. – Oczywiście, że nie! Rozumiem, że to prywatne sprawy. Ale mimo to …co zrobiłeś kiedy ci to powiedziała?
 - Poszedłem. Musiałem to wszystko przemyśleć i … - już miałem skręcać w kolejną uliczkę, kiedy Tomi w okamgnieniu wyrosła przede mną. Aura gniewu raziła moje oczy, a nienawiść od niej kipiała.
 - Że co zrobiłeś?! – krzyknęła. Zaraz! Krzyknęła? Nowa, irytująca dziewucha ma czelność podnosić na mnie głos? Byłem oburzony, ale z drugiej strony jej nagła reakcja wzbudziła moją ciekawość.
Chciałem jednak zachować pozory.
 - Możesz się przesunąć? Nie mam zamiaru stać na środku ulicy jak ostatni kretyn.
Tomi wypuściła ze świstem powietrze.
 - To może lepiej stój! Wtedy ten tytuł odwzoruje twoją osobowość – wskazała na mnie palcem i umieszczając go na moim torsie, zaczęła pchać mnie do tyłu.
 - Ej, weź się uspokój – zawarczałem.
 - Zostawiłeś swoją ukochaną, kiedy ona najbardziej potrzebowała twojej obecności, a ty mówisz mi, że mam się uspokoić?!
I wtedy zalewa mnie jakaś nierozpoznana emocja zmieszana z poczuciem winy, gniewem. I pragnę tylko być przy Sakurze i mieć ją w swoich ramionach.
Nie wiem jak długo stałem w bezruchu, ale Tomi zaczęła tracić cierpliwość. Przysięgam, że przed chwilą zdawało mi się, że widzę parę, która bucha z jej uszu.
 - Ten fragment z przeszłości …był dla niej ciężki mam rację? – kiedy nie odpowiedziałem, ona westchnęła głośno. – Lubię cię Saori, ale jesteś kompletnym kretynem.
 - O czym ty mówisz?
 - O Shinie! Nie wiem na ile rozwinięte jest twoje doświadczenie, bo cię nie znam, ale chyba masz świadomość jak trudno jest wracać komuś do bolesnej przeszłości.
Ona chyba sobie kpi? Co jak co, ale ja chyba opanowałem tą umiejętność do perfekcji. W ostatniej chwili powstrzymałem prychnięcie i pozwoliłem dziewczynie kontynuować:
 - Uh! Nie wierzę, że zostawiłeś ją z tym samą! – ryknęła, zaciskając obie pięści. – Przecież ona ci zaufała, a ty po prostu sobie odszedłeś! Eh, pozwól mi ją znaleźć, muszę natychmiast z nią porozmawiać!
Słowa Tomi uderzyły we mnie niczym grom z jasnego nieba. Zaufała mi …no tak! Opowiedziała mi wszystko, nie mogąc powstrzymać płaczu, a ja …
Cholera co ja zrobiłem?!
Ona naprawdę mi zaufała, naprawdę. Zaufała na tyle, aby podzielić się najczarniejszą tajemnicą ze swojej przeszłości. Nie wiem dlaczego, ale gdybym mógł cofnąć czas podszedłbym do niej, przytulił i pocałował.
Ale to był dla mnie szok – powinna to zrozumieć!
I zrozumiała, powiedział głos w mojej głowie. Czy Sakura miała pretensje, kiedy odchodziłem? Czy powiedziała chociażby słowo, aby mnie zatrzymać? Nie, ponieważ wiedziała, że tego mogłem się nie spodziewać, ale i tak …Najbardziej z wszystkiego bolały mnie jej domysły. Tak bolały. Jej słowa czasami potrafią sprawić ból, równający się z tym podczas wbijania ostrego noża w serce. A fakt, iż myślała, że ją wyśmieję był nie do zniesienia.
 - Coś do ciebie dochodzi? – zagadnęła Tomi, a jej twarz wygięta była w sarkastyczny sposób.
Czy w jej oczach jestem potworem, czy nie – to teraz nieważne. Muszę do niej iść i wyjaśnić wszystko, choćby nie wiem co.
Wbiłem wzrok w brunetkę.
 - Ja do niej idę – warknąłem przez zaciśnięte zęby. Tomi klasnęła w dłonie i wskazała palcem właściwy kierunek.
 - No nareszcie jakaś porządna decyzja! Idź do niej, a może jeszcze dzisiaj spotkamy się na festynie.
Ale ja już jej nie słyszałem. Spokój uleciał ze mnie jak powietrze z przebitego materaca. Skręciłem szybko we właściwą uliczkę, ostatkiem powstrzymując się przed biegiem. Dopiero, gdy Tomi zniknęła za ścianą jakiegoś budynku, nadałem sobie znacznie szybsze tempo.
To było do przewidzenia. Tak cholernie skupiłem się na nienawiści względem Eizo, że zupełnie zapomniałem o tym jak czuje się Sakura. A jej uczucia bynajmniej nie były mi obojętne. Odczuwałem wstyd na myśl, że zostawiłem moją wyjątkową osobę w bólu i cierpieniu, a sam podjąłem się kroków godnych Eizo. Tchórzliwych i działających na moją korzyść.
Zakląłem tak głośno, że kilka osób przygotowujących się do festynu, pokręcili z oburzeniem głową. Chyba fakt, że mówię sam do siebie nie za bardzo im przeszkadzał.
I ja chciałem przenocować z dala od Sakury? Idiota za mnie! Już odczuwałem trzepot w klatce piersiowej, uścisk w żołądku i inne wiążące się ze stresem doznania. Zbliżałem się do Sakury, a kiedy ukazała mi się olbrzymia kopuła hotelu, zacisnąłem pięści, dodając sobie otuchy.
Jestem gotowy.
*
W hotelu rozlegała się głucha cisza. Było to dziwne, biorąc pod uwagę porę. Festiwal się jeszcze nie zaczął. Czyżby ludzie już o tak wcześniej porze zdecydowali się opuścić swoje pokoje?
W każdym razie to całe grobowe milczenie nie ułatwiało mi sprawy. Czułem się już wystarczająco podenerwowany, a atmosfera wokół sprawiała, że moje serce biło jeszcze bardziej niespokojnie (o ile to w ogóle możliwe). Kiedy ja zacząłem się czymś denerwować? Generalnie, u mnie to dość niespotykane zjawisko, a tym bardziej w stosunku do kobiet. Ale stało się. Sasuke Uchiha cykorzy na myśl o rozmowie z Sakurą. Dodatkowo jest odrobinę skołowany. Te wszystkie monologi Tomi dziwnie na mnie oddziaływały i teraz już zupełnie zagubiłem się w swoich myślach.
Przebrnąłem niepostrzeżenie przez korytarze po czym pozbyłem się nakrycia głowy. Po drodze minąłem jedynie kilkoro gości hotelowych i żaden z nich nie wydawał się oburzony moją obecnością. Kiri rzeczywiście jest dość bezpieczną wioską. Odgarniając myśli na drugi plan, stanąłem we właściwym holu. Teraz zupełnie straciłem kontrolę nad moim tętnem. Nie wiem z jakich powodów, ale przyłożyłem rękę do miejsca gdzie biło mi serce. Pamiętałem, że Sakura często tak robiło, więc w tak tragicznym wypadku, również chciałem wypróbować wszelkich środków, żeby się uspokoić.
A co jeśli nie zastanę jej w pokoju? Co jeśli opuściła wioskę i mnie porzuciła?
Nie. Taka opcja w ogóle nie może wchodzić w grę.
Powoli uchyliłem drzwi – w razie wypadku nie chciałem jej obudzić. Chociaż nie ukrywałem, że byłbym rozczarowany, gdybym napotkał ją w stanie głębokiego snu.
Tak jednak nie było.
Widziałem ją.
Sakura siedziała skulona pod oknem. W pomieszczeniu panowała zupełna ciemność, a cichy szloch nagle się urwał i zamienił w jęk przerażenia. Odrobina światła, która padała z holu, oświetliła niewielką część pokoju – w tym Haruno. Jej zielone tęczówki patrzyły na mnie w oniemieniu, a po policzkach spływały łzy. Stałem niczym kamienny posąg z szeroko rozwartymi oczami. Spodziewałem się wszystkiego …ale akurat nie tego!
 - Sakura – mój głos był niski i bardzo zachrypnięty. Wstrzymałem oddech. Sam już nie wiedziałem czy to ja doprowadziłem ją do takiego stanu, czy może te wszystkie wspomnienia tak bardzo ją przytłoczyły. Tak czy inaczej …to ja zawaliłem. Zmuszałem ją do wyznań, których ona nie chciała.
Zamknąłem za sobą drzwi i bez skrępowana ściągnąłem płaszcz, rzucając go w kąt. Wyraz twarzy Sakury nie uległ diametralnej zmianie. Nadal lustrowała mnie bacznie jakbym był istotą z zaświatów.
Napełniłem płuca świeżą dawką powietrza i zacząłem kroczyć w jej kierunku. Haruno nareszcie oswoiła się z moją obecnością, lecz bezustannie milczała. Jej spojrzenie było po brzegi wypełnione rozpaczą i smutkiem. Wspomnienia jakie ją nachodzą były wręcz wyrysowane w oczach.
 - Sakura – raz jeszcze wydusiłem jej imię, po czym przed nią uklęknąłem. Wystawiłem dłoń, aby móc pogładzić ją po policzku, jednak w ostatniej chwili zawahałem się.
Ten ruch chyba nie byłby najlepszy.
 - Cały czas tutaj siedziałaś? – spytałem  ostrożnie, czując jak cały dyskomfort się wzmaga. Byłem pod wrażeniem tego jak wyraźnie odczuwam kłębiące się wewnątrz mnie emocje. Rzadko kiedy mam do czynienia  z takimi sytuacjami.
 - Nie. Byłam się przejść – uśmiechnęła się fałszywie. Pod wpływem zamknięcia powiek, kolejne krople łez zjechały po jej policzkach. Obserwowałem ich trasę, obarczając się poczuciem winy. – Spotkałam po drodze Suigetsu i Juugo.
Cisza.
Chyba po raz pierwszy w życiu odniosłem wrażenie, iż w owym momencie gram rolę zagubionej owieczki.
 - Ja spotkałem Tomi – wypaliłem, za co natychmiast ugryzłem się w język.
 - Naprawdę? – ucieszyła się. – Jak się miewa?
 - Pracuje dodatkowo w jednej knajpce.
 - Umm. Jest niesamowita. Zwłaszcza, że wczoraj braliśmy udział w festynie, a ona nie żałowała alkoholu – sam widziałeś – zaśmiała się, ale w takim stanie ten śmiech zabrzmiał wyjątkowo sztucznie. Sakura spochmurniała. – Przepraszam. Nie mam nastroju na takie rozmowy.
Zlekceważyłem to i postanowiłem się ku niej zbliżyć.
Zadrżała.
 - Nie wydawała się jakoś specjalnie przybita. Przynajmniej miała na tyle energii, aby wyzywać mnie od kretynów i idiotów.
 - D…dlaczego cię wyzywała?
 - Bo nie potrafię docenić tak wspaniałej żony – moim oczom nie umknęły ręce Sakury, które bezustannie dygocząc, przeniosły się z powrotem na klatkę piersiową. Różowo-włosa spuściła wzrok.
 - Nie ma pojęcia co mówi – zaczęła gorączkowo. Miała lekko podniesiony głos, a ja sam już nie wiedziałem czy po jej twarzy spływają łzy, czy może krople potu. Wiedziałem bowiem, że jestem mocno zestresowany. – Nie jesteśmy małżeństwem… to wszystko jest fikcją - dokończyła.
 - Tak wiem.
Zapadło grobowe milczenie. Niby miałem to wszystko w głowie, ale żeby wylać to w przestrzeń, to już nie lada wyczyn. Rozpocząłem poszukiwania właściwych sformułowań, analizy wspomnień i słów, które do mnie skierowała. Rozpocząłem to wszystko, starając się zignorować ból, który czaił się w jej oczach. Tym razem ten obraz działał na mnie ze zdwojoną siłą i wtem odkryłem nowy fakt. Już nigdy nie chcę widzieć jak Sakura cierpi. A oprócz tego faktu doszło również zobowiązanie, mówiące, abym osobiście tego dopilnował.
Zacisnąłem pięści, gdy umysł podsunął mi kilka niechcianych scen. Sakura. Bezbronna Sakura i Eizo. To że praktycznie nie potrafiłem wyobrazić sobie blondyna w tak podłej odsłonie, niczego nie zmieniało.
Spojrzałem na nią.
I nagle moje myśli się otrzeźwiły. W tej sytuacji nie ma miejsca na moją nienawiść względem tego mężczyzny, nie ma miejsca na wyrzuty. Teraz jest tylko ona i ku memu zdziwieniu, wcale mi to nie przeszkadzało. Dlaczego miałbym planować i snuć jakieś wyprzedzenia scenariusza? Popłynę z prądem i powiem to co chcę powiedzieć. Może nie wszystko …
Kilka spraw nadal pozostaje dla mnie tajemnicą.
 - Sakura – lubiłem powtarzać jej imię. Mógłbym robić to bez końca. Ostatni raz odświeżyłem płuca i zbliżyłem się. Nasze twarzy dzieliły zaledwie milimetry. – Nie powinienem był odchodzić i zostawiać cię z tym samą. Zachowałem się jak tchórz i nie będę miał ci już za złe, kiedy będziesz mnie tak wyzywać. Chcę tylko powiedzieć …przepraszam. Za bardzo pochłonęła mnie nienawiść do niego, a za mało skupiłem się na tym, jak ciężko było ci podczas tych wyznań.
 - Ale ja … - przerwała mi ochrypłym głosem. Była w szoku. Ta. Takie zachowanie jest do mnie w ogóle niepodobne. Ostatecznie już nieraz zapewniałem ją, że nigdy jej nie przeproszę ani nie podziękuje.
 - Po prostu się zdenerwowałem – ciągnąłem. – Nie tyle samym faktem, że ten idiota ...że on …. – tutaj chyba nie potrzebne były słowa. – Ale reakcją, której się po mnie spodziewałaś. Wiem, że do świętych nie należę, ale nigdy …
Chciałem kontynuować swój monolog. Totalnie się tym pochłonąłem i zastanawiałem się nawet czy nie opisać jej tych przyjemnych fal ciepła i przyjemności, których przy niej czuję. Ale Sakura zareagowała. Ujęła moją dłoń i zaciskając oczy, spojrzała na mnie.
 - Sasuke przepraszam! – podniesiony ton jej głosu, sprawił, że zdębiałem. – Nie uważam cię za potwora! Nigdy nie uważałam! Ty zawsze grałeś takiego obojętnego i … - urwała, ponieważ zakrztusiła się własnymi łzami. – Ja …nie wiem co mną kierowało. Naprawdę przepraszam, ale nigdy …
 - Ty chyba żartujesz – stłumiłem szok i uklęknąłem naprzeciwko niej. Dłonie umieściłem na zimnym kaloryferze, znajdującym się za nami. – To ja jestem tym jedynym, który powinien przepraszać.
 - Ale sam powiedziałeś …
 - Tak byłem zły, że uważasz mnie za takiego, ale z drugiej strony …zasłużyłem sobie na to przez moje zachowanie, czyż nie? – pozwoliłem sobie na jeden blady uśmiech. Skierowałem go jednak do podłogi, na którą spoglądałem.
 - Nie – wyszeptała, po czym poczułem jej dłonie na swoich policzkach. Takie ciepłe, ale jednocześnie przynoszące ukojenie. – Według mnie sobie nie zasłużyłeś.
 - Tak jasne – bynajmniej mnie nie przekonała.
 - Wiesz co mi powiedział Juugo? Że nie chcesz dopuścić do siebie pozytywnych uczuć, ale czasami ci się nie udaje. Ja właśnie lubię takie momenty.
Zmarszczyłem brwi.
 - Zabroniłem Juugo grzebania w mojej głowie – zawarczałem, ale zaraz potem przypomniałem sobie o powadze teraźniejszej sytuacji. Chichot Sakury, który rozniósł się po przestrzeni zbił mnie z pantałyku.
Nasze spojrzenia spotkały się.
 - To miło, że chociaż się do tego przyznajesz – zwierzyła się cicho, ale krystaliczne krople nadal raziły moje oczy.
Znowu pomyślałem, że jest piękna, cudowna. Pomyślałem, że ma idealnie wyrzeźbione kości policzkowe, hipnotyzujące zielone oczy i piekielnie pociągające ciało. Odruchowo przeleciałem wzrokiem każdy jego kawałek i poczułem jak tętno gwałtownie mi przyśpiesza.
Sięgnąłem do niej, odgarnąłem włosy i pochyliłem się, by ją pocałować. Jej usta smakowały jedynie przyjemnością, smakowały nieopisanym szczęściem.
To był właśnie ten moment.
Jeśli ją kochasz, to coś zrób do diaska! Tomi…to ona wykrzyknęła do mnie dzisiaj te słowa. To pierwsza osoba, która ośmieliła się stwierdzić, iż darzę kogoś tym uczuciem. Miłość …była dla mnie niczym. Fałszywym stanem, który i tak odchodzi, a teraz …teraz szczerze się zdumiałem, gdy zrozumiałem, że już tak nie myślę.
Wtedy poczułem blisko siebie jej ciało, który wyraźnie się trzęsło. Odsunąłem się lekko od Sakury .
 - Może lepiej nie siedźmy przy oknie, dobrze? – przytaknęła mi, a ja bez wahania wziąłem ją na ręce niczym, niemowlaka i poczułem jak pasmo strachu owija się wokół jej serca. Tak. Byłam w stanie wyczuć u niej nawet tak głębokie uczucia.
Skierowałem nas w stronę łóżka. Posadziłem Sakurę na środku, a ona nadal z niedowierzaniem na twarzy, przyciągnęła do siebie kolana i oparła na nich brodę.  Usiadłem naprzeciwko jej.
Obserwowałem jej łzy.
 - Nie lubię jak się mazgaisz – powiedziałem głosem miękkim, niemal czułym.
Jak na zawołanie z jej ust wydobywa się głośny szloch i po chwili Haruno całkowicie ukrywa głowę między kolanami. Chciałem jej dotknąć, pocałować, ale w tym samym momencie ona przemówiła:
 - Sasuke tak bardzo się cieszę, że to ty jesteś pierwszą osobą, której mogłam powiedzieć o Eizo.
Masa elektrycznych fali spowodowała moje wzdrygnięcie. Spoważniałem słysząc imię osoby, która zajmuje pierwsze miejsce na liście znienawidzonych osób.
Kiedy milczałem dłuższą chwilę, Sakura ostrożnie podniosła wzrok. Również spochmurniała na widok moich ściągniętych brwi i wyrazu twarzy pogrążonego w refleksjach. Instynktownie zacisnąłem pięści.
 - Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo jestem na siebie wściekły, za to, że nic nie zauważyłem. Ale nie żałuję, że tak na ciebie naciskałem odnośnie twojej przeszłości. Przynajmniej wiem już o tobie wszystko.
 - Nie zrobisz mu krzywdy? – w jej głosie zabrzmiała silna nuta nadziei.
 - Zabije – odparłem lakonicznie.
 - Ale …
 - Sakura – zawarczałem i chwyciłem oba jej nadgarstki. – Nic proś mnie, bo nic mnie nie powstrzyma. On zasługuje na najgorsze katusze, a ja mu je załatwię bez najmniejszego problemu.
 - Ale on już nic nie robi – łkała dalej. – Zmienił się Sasuke i ja wyraźnie to odczuwam. Nie chcę żeby coś mu się stało przez …
 - Nie robi, ponieważ nie jest już twoim narzeczonym i nie zrobi nigdy więcej, bo już do tego nie dopuszczę. Przyrzekam.
 - On od dłuższego czasu nic nie robi!
 - Mam gdzieś co robi teraz i co robił od dłuższego czasu. Najważniejsze jest to, że cię krzywdził – Sakura wytrzeszczyła na mnie oczy, a jej dolna warga zadrżała lekko. – Nie patrz tak na mnie – wybąkałem, rozkoszując się zdezorientowaniem w jej oczach. Była teraz taka bezbronna. Pomyślałem nawet, że tak samo zachowywała się przy Eizo, kiedy jeszcze nie byłem wtajemniczony w jej sekrety.
Usłyszałem jak odchrząkuje, po czym chwyta do ręki kołdrę i mocno zaciska.
 - K…Sasuke ja … ko ….
 - Słucham? – zmarszczyłem brwi, jak gdyby ten gest miał mi w czymś dopomóc. Ostatecznie Sakura pokręciła raptownie głową w obie strony, a kolejna krystaliczna kropla dostała się w końcu do świata zewnętrznego. – Sakura? Chciałaś coś powiedzieć?
 - Nic, nic Sasuke! – pisnęła gorączkowo. Obserwowałem jak jej dłonie ponownie lądują na moich policzkach. – Ja tylko chcę wymazać Eizo z pamięci. Zapomnieć o nim …zacząć żyć na nowo. Ja chcę tylko być szczęśliwa. Chcę odnaleźć szczęście i walczyć tak, aby utrzymać go przy sobie jak najdłużej.
Myślałem, że po tych słowach bez wahania będę mógł wyznać Będziesz szczęśliwa. Tak to niespotykane zjawisko, ale naprawdę czuję, że mam w sobie wystarczająco energii i zapału, żeby jej w tym pomóc. A jednak …
Nadal kryję przed nią masę tajemnic. Sakura nie ma pojęcia o tym, że kontynuuję zemstę i jest nią zniszczenie jej ukochanej wioski. Byłem głupcem. Jak mogłem twierdzić, że poprzez uzależnienie Sakury od siebie łatwiej będzie ją utrzymać przy sobie? Haruno nie należy do takich osób, o nie. Jedynie co jej sprawię to miażdżący ból, z którego będzie leczyła się latami. Jest jeszcze sama kwestia ataku. Przecież do diaska nie zmuszę jej do atakowania bliskich i leczenia ran wrogów – to już byłaby prawdziwa podłość. Kiedyś? Owszem. Nie zawahałbym się, ale teraz …
Lustruję ją czujnie niczym kot i oceniam każdy najmniejszy kawałeczek jej twarzy. Nigdy nie przypuszczałbym, że kiedykolwiek ujrzę w takiej odsłonie Sakurę, która przywitała się ze mną w pierwsze dni pobytu w organizacji. A jednak natura bezbronnej, płaczliwej kunoichi nadal była głęboko zagnieżdżona w jej wnętrzu.
Jednak poczułem, że teraz mógłbym …Mógłbym powiedzieć jej prawdę i to w najbliższej przyszłości. Jeszcze nie potrafiłem odkryć kim naprawdę jest dla mnie Sakura – właściwie nie chciałem nawet próbować odkryć, ponieważ wiedziałem, iż mnie to przerazi. Ale ona jest dla mnie na tyle ważna, że życie bez niej stałoby się tą samą wcześniejszą monotonią. Ona nadała mi kolorów – nie chcę ponownie stać się czarno-biały.
 - Będziesz szczęśliwa – czułem jak moje usta zaczynają się poruszać, nie do końca pod kontrolą mózgu.
Przesiąknięte niepewnością oczy Sakury zwróciły na mnie swoją uwagę.
 - Dziękuje – wyszeptała. Jej usta wygięły się w łuk. Uśmiech był szczery i promienny, przez co poczułem jak nieludzka duma ogarnia moje ciało. Sakura zbliżyła się do mnie i nieśmiało złączyła nasze usta w pocałunku. Jakkolwiek długi chciała, aby był ja nie miałem zamiaru pozwolić jej tak szybko tego zakończyć. Potrzebowałem jej. Dłoń umieściłem na jej szyi i zacząłem bawić się pojedynczymi kosmykami różowych włosów. Czułem jak niespokojnie oddycha, czułem jak stara się uspokoić szybkie bicia swojego serca, ale jednocześnie nie może.
Coś silnego przeniknęło mnie jak tysiąc małych błyskawic.
Dreszcz podniecenia? Tak to chyba to. Nigdy tak dosadnie tego nie odczuwałem, lecz potrafiłem rozpozna. Haruno pociągała mnie całą sobą i w grę nie wchodziła jedynie jej osobowość.
Naparłem na nią lekko i nie słysząc żadnych protestów ułożyłem na posłaniu, nie przerywając pocałunków. Otworzyłem jedno oko. Naszła mnie zachcianka, wiążąca się z ciekawością co do jej wyrazu twarzy. Była niespokojna, ale nie wyczytałem też jakiś oznak bólu ani cierpienia.
Żądza przemówiła przeze mnie głośniej. Złączyłem się z nią w nierównych oddechach, a ręką próbowałem badać bezpieczne przestrzenie jej ciała. Gładziłem jej ramiona, brzuch – chciałem jakoś dać jej znak, że jest mi nieziemsko przyjemnie.
Na krótką chwilę przerwałem pocałunki i wisiałem milimetr nad jej twarzą. Haruno drażniła mnie napływami powietrza, ale mimo to na jej twarzy rozlał się blady uśmiech.
 - Chcę się uwolnić od Eizo – powtórzyła znowu, a ja zacząłem się zastanawiać czy być może zwyczajnie zapomniała, że już wcześniej mi o tym mówiła. Pocałowała mnie znowu. Zadrżałem, bo nigdy dotąd nie robiła tego tak zaborczo. Jedyne co wznieciła to wewnętrzy pożar w moim ciele. Teraz będzie mi trudniej przerwać.
Ignoruję wszystkie przemyślenia i rozkoszuję się nią dalej.
Jej usta przesuwały się po moich, a ja po chwili zdałem sobie sprawę, że ręką wędruję pod jej bluzkę. Pierwsza myśl? Sasuke przestań! Jednak wędrowałem i wędrowałem, a w mimice Sakury nie dojrzałem się najmniejszej zmiany. Czy to był znak? Nie wiem. Ale byłem tak cholernie podniecony, że neutralność różowo-włosej była dla mnie jak zgoda.
Zjechałem  z pocałunkami na jej szyję. Z gardła kobiety wydobył się zduszony jęk, przez który myślałem, że eksploduje. Nie powstrzymywałem już mojej dłoni, ani nie wahałem się. Umieściłem ją na jej brzuchu i masowałem go. Pragnąłem posunąć się dalej. Właściwie to wyżej! A dźwięki, które wydobywała z siebie Sakura tylko mnie do tego nakłaniały.
Wtem poczułem jak lekko mnie odpycha.
Z początku zdziwiłem się, ale potem zacząłem rozumieć. Przekroczyłem granicę, a przecież pomiędzy nami nadal istniała jej przeszłość z Eizo.
Jak olbrzymie było moje zdumienie, kiedy ta zamiast bardziej mnie odsunąć, zaczęła pieścić pocałunkami moją szyję, a jej dłoń znalazła się pod moim podkoszulkiem.
Czy ona jest trzeźwa?
Na pewno jest. Przecież nie wyczułem od niej żadnego alkoholu. A może to te wspomnienia podziałały na nią jak Sake, a nazajutrz będzie wszystkiego żałować?
Nim się spostrzegłem moja ręka spoczywała na jej piersiach. Fakt, że zakrywał je stanik w żaden sposób mi nie przeszkadzał – moja żądza zapewniała mnie, że niedługo i jego się pozbędę.
I wtedy delikatny dotyk Sakury na ułamek sekundy przetarł się o miejsce, gdzie nie powinien. Podskoczyłem jak oparzony, lecz utrzymując pozory, dyskretnie zrezygnowałem z kolejnych pocałunków.
Nie mogłem… Ona nie myśli logicznie. Cały natłok myśli z przeszłości odebrał jej zdrowy rozsądek. Znienawidzi mnie jeśli wykorzystam to w tak perfidny sposób.
 - Dasz radę iść na festyn, czy wolisz zostać w pokoju?
W pierwszej sekundzie Sakura spojrzała na mnie nierozumnie, a potem jej wzrok przeistoczył się w coś co wyraźnie mówiło Ty chyba nie jesteś poważny?
Chwyciła mnie za ramiona i przyciągnęła do siebie.
 - Sakura? – zapytałem, z trudem powstrzymując ekscytację i iskierki radości, gdy w jej oczach ujrzałem prawdziwe podniecenie.
 - Sasuke …nie przerywaj, proszę.
 - Słucham?! – to było dosyć niestosowne, kiedy spojrzałem na nią jak ostatni kretyn, lecz nie miałem tyle siły, aby stłumić tą reakcję. Byłem w kompletnym szoku!
Te wszystkie emocje wzmogły się, gdy różowo-włosa chwyciła moją rękę i zaprowadziła ją pod swoje plecy.
Wtedy napotkałem zapięcie od stanika i myślałem, że doszczętnie oszaleję.
Powstrzymałem jednak wszelkie napady podniecenia i obserwowałem jej zielone tęczówki, które paliły mnie dzikim pożądaniem.
 - Jesteś tego pewna?
 - Sasuke, przecież ci powiedziałam – wydawała się oburzona moim pytaniem. -  Chcę zapomnieć o Eizo i zrobić w końcu krok w przód. Poza tym … - urwała, a jej policzki zabarwił rozczulający rumienieć. Przestała spoglądać w moje oczy, jednak kiedy wyczułem co chce powiedzieć, niemal natychmiast pochwyciłem jej policzki i zmusiłem, by na mnie spojrzała.
 - Patrz w moje oczy, proszę – wyszeptałem.
 - Ja… chcę tego. Sasuke …. – szelmowski uśmiech przemknął przez moją twarz. Słuchałem słów Sakury i jednym szybkim ruchem rozpiąłem jej stanik. – Po prostu chcę być przy tobie… ja …
 - Tyle mi wystarczy – szepnąłem jej do ucha, jednocześnie zjeżdżając niżej suwakiem jej bluzki. Kiedy pozbyłem się materiału z jej ramion, mogłem już swobodnie wyeliminować znienawidzony przedmiot – stanik.
Sakura oblizała sucha usta.
Pochwyciłem jej usta w pocałunku, po czym moje świdrujące spojrzenie objęło jej piersi.
Pragnąłem jej wręcz nieludzko.
Dziś będę ją miał. Nie było mowy, aby stało się inaczej.

Hentai! (+18)
 
 Z początku czułam się skrępowana. Moje nagie piersi ujrzały światło dziennie, a ja nie byłam na to do końca przygotowana. Kłębiła się jednak we mnie ta siła, która wręcz natarczywie rozkazywała mi poddać się pokusie i zauroczeniu mężczyzną, który w owym momencie pożerał mnie wzrokiem. Jego oczy – dwie wielkie studnie żądzy, wędrowały wyznaczoną trasą. Najpierw ich uwagę na dłuższą chwilę przykuła odkryta część mojego ciała, po czym przeniosła się na brzuch, reszta nadal była zakryta materiałem, więc finalnie nasze spojrzenia spotkały się.
Urzekło mnie obecne oblicze Sasuke. Po głębszych obserwacjach, wstyd odszedł na dalszy plan. Istniała dla mnie tylko jego twarz …i tors, od którego nie mogłam oderwać ręki. Pragnęłam zedrzeć z niego podkoszulek i oddać się uniesieniom. Spaliłam raka, nakrywając się na tak lubieżnych myślach. Ale to nie było jednorazowe. Patrzyłam na niego, patrzyłam i stwierdziłam, że nie ma na świecie osoby, przy której czułam się tak dobrze. To było to! Odmiana – nowe doświadczenie. Przyjemność, której zawsze mi brakowało. Przyjemność bez dodatkowego bólu lub łez, spływających po moich rozgrzanych policzkach.
Sapnęłam cicho, bo przez otchłań kalkulowania szczegółów, zapomniałam skupić się na ogóle. Uchiha z wahaniem położył rękę na mojej lewej piersi. To, co z siebie wydobyłam widocznie go odstraszyło, ponieważ już zabierał się do cofnięcia, kiedy szybko poraziłam go szczerym uśmiechem. Uśmiechem z tajemniczą wiadomością. Uśmiechem domagającym się więcej przyjemności. Nie przestawaj. Oh, proszę.
 - Sasuke – nie mogłam się powstrzymać przed wymówieniem jego imienia. Uchiha nie odpowiedział. Ścisnął delikatnie moją pierś, a ja stłumiłam w sobie wszelakie odgłosy. Zadanie osiągnęło jeszcze trudniejszy poziom, gdy zaczął składać pocałunki wzdłuż mojej szyi.
Otumaniona rozkoszą, uświadomiłem sobie znienacka, że strach i wątpliwości rozproszyły się w ułamku sekundy. Być może było to spowodowane moim stanem psychicznym, lecz mimo wszystko …pragnęłam tego jak diabli i nie potrafiłem znaleźć czegoś, co zmusiłoby mnie do przerwania tej czynności. Ogarnięta przypływem odwagi zaczęłam unosić materiał jego białego podkoszulka ku górze. Sasuke zrozumiał – odsunął się ode mnie, a ja podwinęłam materiał do jego piersi. Resztę dokończył sam. Rzucił ubraniem gdzieś w kąt, a jego twarz zamigotała mi przed oczami jedynie na krótką chwilę, w której nie zdążyłam nic przeanalizować. Wpił się po raz kolejny w moje usta i tym razem bez skrępowania zaciskał dłoń na moich piersiach, wzbudzając we mnie fale przyjemności.
Tors Sasuke był nagi, a ja nie miałam do niego dostępu. Zazgrzytałam zębami i oderwałam go od siebie. Tym razem wyraźnie dojrzałam się jego rozszerzonych oczu, ale nie przejęłam się tym. Podniosłam się lekko i objęłam go w pasie, zjeżdżając niżej. Od szyi do klatki piersiowej. Zaczęłam całować każdy maleńki kawałek jego rozpalonej skóry. Czułam jak krew pulsuje mu w żyłach. Opadłam na posłanie i zaczęłam zachwycać się jego niezbyt umięśnionym torsem. Zafascynowana jeździłam po nim opuszkami palców, ale wtem zniknęła mi sprzed oczu, a jej miejsce zajęła para czarnych oczu, w których niemal od razu się zatopiłam.
 - Jesteś pewna? – jego głos odbił się echem w mej głowie. Sasuke oddychał szybko i mówił ochryple. – W każdej chwili możemy …
 - Chcę tego – nie pozwoliłam mu zakończyć. – Chcę tego jak nigdy dotąd i proszę, nie przestawaj.
Prychnął ubawiony.
 - Sakura Haruno. Jesteś doprawdy intrygującą osobą, ale właśnie to mi się w tobie podoba – wyznawszy, pocałował moje czoło, które pokryte było już cienką warstwą potu, a pojedyncze kosmyki włosów, przylepiały się do niego.
Zarumieniłam się, czego na szczęście nie było widać poprzez płomień, igrający w moim wnętrzu.
Wzdrygnęłam się czując, jak Uchiha dotyka moich bioder, po czym delikatnie zsuwa ze mnie śnieżnobiałą spódniczkę. Ponownie odstawiłam na bok wszelkie możliwości i lustrowałam wzrokiem jakiekolwiek zmiany, zachodzące w jego mimice. On również spoglądał na mnie, nakazując mi spokój i pozbycie się paniki. Skinęłam głową. Westchnęłam i zaczęłam wykonywać głębokiego oddechy. Naprawdę to robię. To szaleństwo! Niedawno wyznałam mu prawdę o całym swoim życiu, a tu nagle dochodzi do takiej sytuacji. Tylko moje życie potrafi być takie pokręcone.
Czy Sakura Haruno gapiąca się prze szybę na krystaliczne krople deszczu i wsłuchująca się w ich dudnienie, dopuściłaby do siebie myśl, że za kilka miesięcy spędzi noc ze swoją dawną miłością – mścicielem, który opuścił ją, jak również ich przyjaciół?
Wtedy uderzyła mnie myśl. Sasuke mnie zranił. Eizo mnie zranił. Oboje nie różnili się od siebie w tej kwestii. Tyle, że tego pierwszego darzyłam najpotężniejszym uczuciem; miłością.
Sasuke pozostawił mnie jedynie w dolnej części bielizny. Mówiąc szczerze, ucieszyłem się, że nie pozbył się jej tak bezpośrednio. Ostatecznie ja ciągle starałam się wezbrać w sobie wystarczająco odwagi, aby dotknąć jego spodni.
Tyle, że ta myśl ..że ja już  …a on jeszcze nie – przytłaczała mnie! Wiedziałam, że kiedy oboje znajdziemy się w takiej sytuacji będzie mi znacznie raźniej.
No dalej Sakura! Przecież się nie spłoszysz!
W okamgnieniu poderwałam się z miejsca i ruchami rąk (bardzo mocnymi) w końcu udało mi się przewrócić go na bok. Był zaskoczony, lecz mimo to milczał. Tym razem to ja przejęłam inicjatywę i położyłam się na nim. Boże …jak potężna masa ciarek przeszła po moich ciele, kiedy poczułam pod sobą jego rozbudzone przyrodzenie. Odgoniłam od siebie wszystkie myśli, tak, aby Sasuke nie zauważył mojego skrępowania.
 - Nie bój się – wyszeptał mi do ucha z zadziornym uśmiechem. Taka odsłona jego osoby bardziej mnie rozpaliła.
Pozwoliłam mu zacisnąć ręce na moich pośladkach, a sama muskałam wargami jego usta.
Kiedy oboje zapadliśmy w trans, dopingując samą siebie w myślach, skierowałam dłoń do dołu. Powolnymi ruchami zaczęłam zsuwać jego spodnie, pilnując, aby Sasuke się tym nie zainteresował. Na szczęście pochłonięty był pocałunkami i badaniem zakamarków mojego ciała. Na samym końcu wspomógł mnie pozbywając się ubrania kilkoma żwawymi ruchami nóg.
Dostrzegłam jego uśmiech.
 - Pragnę cię – wysapał.
A ja wiedziałam, że ostatnie namiastki wątpliwości zostały właśnie wyeliminowane.
                                                     SASUKE     
Wsłuchiwałem się w jej jęki. Z początku byłem świadomy tego, że z całych sił stara się je stłumić, ale ostatecznie podniecenie nad nią zwyciężyło i w tym momencie Sakura już bez większych problemów wydobywała z siebie odgłosy rozkoszy.
To było nieziemskie uczucie. Najpiękniejszy dźwięk. Dźwięk, który pobudzał mnie bardziej niż cokolwiek. Pieściliśmy się długi czas, a ja nie byłem w stanie oderwać oczu od jej spoconej twarzy, przymkniętych powiek i cudownego ciała. Pomyślałem, że nawet gdyby tuż obok wybuchła wojna, ja byłbym w stanie to zlekceważyć i nadal się nią zajmować. Zdziwił mnie nawet fakt, że nie dochodziły do mnie festiwalowe dźwięki.
Tylko ona i jej oddechy…
Ale nie mogłem już dłużej czekać. Płonąłem. Rozkosz rozwiała wszelkie znane mi człowieczeństwo. I to właśnie gwałtowne pulsowanie w moim wnętrzu zagłuszyło odgłosy dochodzące z głównej uliczki Kiri. Znowu zacząłem spozierać ją wzrokiem. Zachwycałem się każdym najdrobniejszym kawałkiem jej ciała, a jednocześnie dumałem nad tym, kiedy w końcu staniemy się ‘jednym’.
Usłyszałem jej gardłowy pomruk. Potraktowałem to jako znak.
 - Sakura – wydyszałem jej imię, na w pół walcząc z oszałamiającą przyjemnością. Spojrzała na mnie – jej wzrok zdawał się do mnie przemawiać. Dłuższą chwilę przypatrywaliśmy się sobie, aż w końcu głowa Sakury pokiwała się raz w górę, raz w dół.
 - Zrób to Sasuke, zrób – wyszeptawszy, odgarnęła grzywkę z mojego czoła, ratując jednocześnie przed przyklejającymi kosmykami włosów. Milczałem, więc odezwała się znowu: - Nie mam żadnych wątpliwości, nie będę też żałować …po prostu tego chcę…
Chciała mówić dalej, lecz utrudniłem jej to, wbijając się w te malinowe usta. Zarazem rękami rozszerzyłem jej nogi i bacznie obserwowałem zmiany w jej mimice. Nie przełknęła śliny, nie skrzywiła się – zamroczona ekstazą, wysłała mi jeden blady uśmiech.
Zacząłem się denerwować. Naprawdę. Zazwyczaj mnie to nie spotkało, ale ..ba! Co to nowego przy Sakurze? Pełno mi sprawiła nowych zachowań. Wessałem do płuc sporą dawkę powietrza, podparłem się rękoma i odsunąłem się, aby być w stanie ją lustrować. Sakura zamknęła oczy, oczekując na mój ruch. Nie chciałem jej skrzywdzić, chciałem sprawić jej prawdziwą przyjemność. Chciałem dać jej to, czego nie dał Eizo.
A niech to diabli!
Wszedłem w nią ruchami godnymi leniwca. Byłem ostrożny i czujny. Twarz wykrzywiła się jej w nieodczytanym grymasie. Niemal natychmiast zareagowałem, muskając jej wargi i pilnując, aby się rozluźniła. Sasuke, nie skrzywdź jej! wołałem w myślach. Haruno pisnęła, uniosła ramiona i otoczyła nimi moją szyję. Jej paznokcie wbiły mi się w plecy, ale w miarę upływu czasu, uścisk zaczął się rozluźniać. Ponownie uchyliłem się i tym razem biło od niej wyłącznie podniecenie. Oddychała głęboko, a ja odważyłem się wydać z siebie pierwszy, głośniejszy jęk, który nawet w połowie nie wyrażał tego co czuję.
Plecy Sakury wygięły się w łuk, jej sutki przyciśnięte do mojej piersi zapulsowały, a usta wessały mój język. Sapnąłem z rozkoszy, nie będąc w stanie tego powstrzymać. Poruszałem się w niej długimi, łagodnymi ruchami, lecz ona domagała się więcej. Zaczęła naciskać na moje plecy, dając mi tym samym pewną informację. Zwiększyłem swoje tempo i utrzymywałem go dłuższą chwilę. Nasze jęki idealnie z sobą współgrały i w owym momencie nie dbałem o to, że ja – Sasuke Uchiha – wyraźnie pokazuje fakt, iż jest mi cholernie przyjemnie. Było! I nie zamierzałem się z tym kryć. Odgarniałem kosmyki jej włosów, całowałem, pieściłem ustami szyję, dekolt, a czas, w którym mogłem być w niej, był najpiękniejszym jaki mi podarowano. Zdawało mi się, że w nieskończoność unoszę się poza rzeczywistym światem.
I w końcu nadeszło. Przyjemność nagromadzała się w moim wnętrzu, by w końcu wybuchnąć. Po wyrazie twarzy Sakury zrozumiałem, że nie doszedłem sam. Nie chciałem z niej wychodzić …zanim to zrobiłem, mocno objąłem ją ramionami i dłuższą chwile leżeliśmy w ciszy, wsłuchując się w nasze nierówne oddechy. Haruno była pode mną, a spocone ciała stykały się ze sobą.
 - Już nigdy ode mnie nie odchodź – usłyszałem jej głos przy swoim uchu, jakbym ledwo co wrócił z wieloletniej misji. Wiedziałem jednak doskonale, co tak naprawdę miała na myśli.
Nie zostawię jej – nie mógłbym.
Opowiem jej wszystko o sobie, o moim planie i postaram się sprawić, aby to zaakceptowała. Chociaż…leżąc z nią w jednym łóżku, po czymś tak cudownym …
Byłbym w stanie zrezygnować z całej zemsty …chcę żeby była ze mną na zawsze. Mała, pyskata Sakura.




2 komentarze: