czwartek, 1 listopada 2012

Rozdział 56



Miesiąc później

Sterczałem jak zaklęty, taksując wzrokiem Suigetsu, który ze stoickim spokojem odnosił naczynia do zapełnionego zlewu. Stojąca obok niego Karin, machała mu przed nosem palcem z dezaprobatą, po czym wskazała na stertę garów.
 - Twoja kolej – wycedziła, znikając za drzwiami. Mężczyzna wzruszył ramionami i wziął do ręki gąbkę, nakładając na nią odpowiednią ilość zgniło zielonego płynu.
W tym momencie Juugo wszedł do kuchni. Jego włosy złośliwie odstawały w różne strony, a gdzieniegdzie byłem w stanie dojrzeć się sporych zadrapań. Zauważywszy mnie, rzucił krótkie ‘Cześć’ i cisnął kunai w głąb pomieszczenia. Ostrze odbiło się od ściany i ze szczękiem upadło na lodowatą podłogę.
 - Trenowałeś? – zapytał Suigetsu, patrząc na towarzysza przez ramię.
 - Tak – odrzekł. – Już długo nie korzystaliśmy z Sali i pomyślałem, że dobrze byłoby coś w końcu zmienić.
Juugo… Od kiedy Juugo trenuje samotnie?
Suigetsu… Jakim prawem z jego jamy ustnej wydobywa się tak ograniczona ilość słów? Dlaczego nie dogryza Karin? Dlaczego zwyczajowo zgodził się na zmycie garów, pomimo, iż w normalnych przypadkach ich kłótnia o to ciągnęła się nieprzerwanie?
Siedząc na krześle, westchnąłem ciężko.
Nic już nie było takie jak poprzednio. Wszyscy mieli mi za złe moje ociąganie się z wyznaniem jej prawy. Ich zarzuty były słuszne, ale ja i tak stanowczo zabroniłem sobie przyznawania się do błędu. Każdy miał świadomość tego jak bardzo otoczenie zostało zróżnicowane. Ale nikt …nikt dotychczas nie pisnął słówka na ten temat. Taka pogrążyła się w milczeniu, a barwy jakie wprowadziła do nas Sakura, zamieniły się na nowo w szaro-burą monotonię.  
Haruno odgrodziła się od nas i zakneblowała w dawnym pokoju Orichi’ego. Ani razu nie ujrzałem jej na korytarzu, lub w innych pomieszczeniach. Siedziała tam bezustannie i tylko Suigetsu miał zgodę na lekkie uchylenie drzwi, by poddać jej tacę z jedzeniem. Hozuki opowiadał, że zawsze wtedy widzi tylko burzę różowych włosów i chuderlawe ciałko opatulone kołdrą. Przy okazji wypomina mi moją lekkomyślność. Przecież to była ta chwila, kiedy wyszedłem na gorszego typa od Madary. A żeby zgarnąć taki tytuł, trzeba się naprawdę porządnie wysilić.
Brakowało mi jej. Brakowało mi jej jak cholera, a ten miesiąc był jednym z najgorszych. Ale i tak to, co bolało najbardziej to moje ograniczenia. Dlaczego Suigetsu mógł przynosić jej śniadania, a ja miałem nieodwołalny zakaz zbliżania się do tego pokoju na odległość bliższą niż sto metrów? Chcąc czy nie, moje spojrzenie na chwilę powędrowało w jego kierunku. Schylony mył talerze, raz po raz sięgając do butelki z płynem. Miał ten zaszczyt. Zazdrościłem mu tego i nawet nie próbowałem wmawiać sobie innych tanich wymówkę. Byłem zazdrosny! Mogłem ogłosić to całemu światu.
Suigetsu był na mnie wściekły i jawnie okazywał tą wrogość. Karin opisywała mi dokładnie pierwszą konfrontację pomiędzy Taką, a Sakurą, którą Karasu odprowadził pod samą kryjówkę.
‘Byliście dla mnie przyjaciółmi! Ufałam wam! Wy też wiedzieliście o wszystkim, tak? Wiedzieliście o jakimś diabelskim demonie i zniszczeniu mojego domu!’
To Hozuki był najbardziej uczulony na takie wyznana i to on zareagował najbardziej gorączkowo. Kazania zdawały się nie mieć końca, aż po jakimś czasie, kiedy uzyskał zgodę na wejścia do pokoju Sakury, umilkł. Ignorował mnie i odzywał się tylko wtedy, kiedy było to naprawdę konieczne.
Gdy odstawił na bok ostatni talerz, wziął na ręce wcześniej przygotowany posiłek i nie rozglądając się na boki, wyszedł. Znów zawrzała we mnie zazdrość. Ile bym zrobił żebym to ja mógł codziennie nosić jej śniadania.
Wraz z trzaskiem drzwi odezwał się Juugo:
 - Podobno z Sakurą jest coraz lepiej – oświadczył, rozsiadając się naprzeciwko mnie. Zerknąłem na niego, usilnie próbując, aby moje spojrzenie okazywało jak najmniej zainteresowana.
 - To znaczy? – zapytałem.
 - Suigetsu mi mówił. Wiem, że ciągle jest na ciebie zły, ale jako lider chyba musisz wiedzieć o takich sprawach.
 - Co się dokładnie zmieniło?
 - Sakura zaczęła z nim rozmawiać. Może mu wybaczyła – wzruszył ramionami. – Tak czy inaczej Suigetsu się poprawia i myślę, że ta złość na ciebie szybko mu minie. Sakura potrzebowała czasu, aby ogarnąć po kolei zasady, jakimi postępuje nasza organizacja, a miesiąc jej chyba wystarczył.
 - Suigetsu…z nią rozmawia… - niechciane myśli kłębiły się w mojej głowie niczym wściekłe, mięsożerne rośliny. Poczułem znany skurcz żołądka, a w moim umyśle natychmiast pojawiła się myśl ‘On tak, a ja nie’. Musiałem naprawdę się postarać, żeby zaraz nie zacząć dygotać ze złości.
Zauważywszy, że Juugo przypatruje mi się z ciekawością, powstałem z miejsca i ruszyłem ku wyjściu.
 - Nie będzie mnie dzisiaj – poinformowałem na odchodne.
 - Dlaczego?
 - Madara zaraz tu będzie. Chce potrenować. Skończymy dopiero za kilka godzin, powiedz Karin żeby przygotowała jakąś kolekcję.
 - Nie ma sprawy – odrzekł, a ja zniknąłem w ciemnościach korytarzy. Idąc krętymi holami przypomniałem sobie jak ciężko było mi przywyknąć do wydarzeń dnia codziennego. Zawsze była Sakura, jej uśmiech, rozmowa z nią, zgryźliwości… Teraz wstaję sam, sam ruszam do kuchni, sam spożywam posiłek, sam przesiaduję w pokoju, sam planuje atak na Konohe (chyba, że czasami Juugo lub Karin zauważą moje poczynienia i zarzucą jakieś pomocne sugestie). Wyłącznie treningi są czynnością, której nie wykonuję w pojedynkę. Od czasu wydarzenia w sanktuarium Madara trzyma na mnie czujne oko. Próbuje na nowo zdobyć moją sympatię, ale w jednej kwestii wyraził się jasno:
‘Możesz mnie nienawidzić za to, co zrobiłem, ale wiedz, że cokolwiek będziesz teraz robił, twój klan nadal nie żyje, twój brat nadal domaga się pomszczenia, a imię Uchiha wciąż pozostaje bez honoru.’
Rzeczywiście. Po tym jak Sakura dowiedziała się całej prawdy, straciłem zapał na zniszczenie Konohy. Chciałem zjawić się przy niej i wykrzyczeć, że z tego zrezygnuje! Ale to było impulsywna myśl, bez sensu. To ja mam za złe Madarze jego postępowanie, ale jakim byłbym Uchihą, gdybym pozostawił zmarłego brata na lodzie? Gdybym o nim zapomniał …ze względu na Sakurę?
Nadal jednak miałem to przeczucie. Przeczucie dotyczące mojego trenera. Byłem podłamany, a na ćwiczeniach brakowało mi motywacji, lecz on i tak stał z tym swoim perfidnym uśmieszkiem, nie wściekał się na mnie, gdy nie potrafiłem się skoncentrować. Na wszystko był neutralny, a to zupełnie nie pasowało z jego wcześniejszym obrazem.
On znowu coś kombinował, a ja zaczynałem być tego niemal pewny.
S A K U R A
 - Jeśli się nie  uspokoisz, przysięgam, że za chwilę cię stąd wyrzucę – skarciłam Suigetsu, wyciągając przed jego nos palec wskazujący. – I bądź pewny, że nigdy, przenigdy ci nie wybaczę – dodałam.
Hozuki automatycznie spoważniał i darował sobie kolejne wybuchy radości, spowodowane wpuszczeniem jego osoby do tego pomieszczenia.  Ja, tak samo jak i on, czułam się niekomfortowo. To pierwsza żywa istota, która od miesiąca przekroczyła próg tego pokoju.
Wzrok Suigetsu powędrował na stół.
 - Zaraz zacznę się kłócić na temat wybaczania, ale … - urwał, bałusząc oczy. – Dlaczego ty nic nie jesz? Przecież na tym stole są tacki z całego tygodnia.
 - Brzuch mnie boli – powiedziałam, siadając na ziemi. Mężczyzna spojrzał na mnie nieprzekonany, by następnie podejść do stołu i z zniesmaczeniem obserwować ser na kanapkach. Ostrożnie wziął go do ręki. – Co ty robisz? – zdziwiłam się.
 - Twardy jak skała – stwierdził.
Prychnąwszy, przyciągnęłam do siebie kolana i oparłam o łóżko.
 - Suigetsu…
 - Sakura, ty zaraz umrzesz z głodu! – przerwał mi. – Przecież kanapki z serem przynosiłem ci w zeszłym tygodniu, a teraz cały czas dostawałaś pączki lub Ramen. Przypominam, że Karin chodziła do sklepu specjalnie na rozkaz Sasuke, bo ten stwierdził, że nie powinnaś jeść ciągle…
 - Powiedziałam już, że boli mnie brzuch – mój głos stał się bardziej ostrzejszy, niż powinien. Hozuki zerknął na mnie pytająco, ale wnet pojął co było przyczyną mojego gniewu.
 - A tak…przepraszam – wyjąkał, odkładając ser.
 - Zaraz naprawdę cię stąd wyrzucę – zagroziłam.
Westchnął ciężko i usiadł po turecko naprzeciwko mnie.
 - Nie będę go bronił, bo sam wiem, że to jego wina.
 - Suigetsu! – zagrzmiałam, niedowierzając w jego słowa. Gdy tutaj wchodził, przysięgał, że nawet na ułamek sekundy nie wejdzie na ten temat. Mój szok osiągnął wyższy poziom, kiedy ten nieprzejęty wzruszył ramionami.
 - Tak, tak…obiecałem – skrzywił się. – Ale ja chciałem ci tylko powiedzieć, że …Sasuke naprawdę się o ciebie martwi i nawet ja to widzę. Przedtem trzymał cię na dystans i starał się udawać, że nic go nie obchodzi. A teraz? On nawet nie próbuje udawać, on…
 - Możesz się zamknąć? – wbiłam mu się w słowo, z miną, która w magicznych krainach potrafiłaby zabić. – Nie chcę tego słuchać. Powiedziałam wam już, że gdy tylko nadarzy się okazja to się stąd wydostane, a to, że nie chce mi na to pozwolić, pokazuje tylko jak bardzo jest egoistyczny.
 - To wcale nie jest egoizm – oburzył się.
 - To niby co? – zakpiłam.
 - Teraz dałaś mi pole do popisu! – po twarzy Suigetsu rozlał się szeroki i promienny uśmiech. Swoją drogą dawno nie dostąpiłam zaszczytu jego podziwiania i gdyby nie frustracja, być może teraz zaczęłabym się tym zachwycać. – Podam ci prosty przykład.
 - Jaki?
Nie odpowiadając, wskazał na siebie palcem.
 - Yyy… Chyba nie za bardzo rozumiem – uniosłam brwi ku górze.
 - Ja jestem tym przykładem! Przecież…
 - Dzięki za informację, naprawdę się nie domyślałam – wymamrotałam pod nosem, krzyżując ręce na piersiach.
 - Hej! Czemu się pytasz, skoro wiesz?
 - Pytałam się o szczegóły. Nie rozumiałam dlaczego wskazałeś siebie!
 - Bo ja jestem tym przykładem! – uniósł się, tym razem wystawiając obie ręce, które na niego wskazują.
Gwałtownie poderwałam się z miejsca i zacisnęłam w pięści kawałek jego podkoszulka.
 - Ty… - zazgrzytałam zębami, a moje oczy płonęły gniewem. Hozuki raptownie się ode mnie odsunął, wymachując przepraszająco rękoma. Wzięłam kilka głębokich oddechów, powoli wracając na miejsce. Moje spojrzenie nadal jednak bacznie pilnowało rozmówcy.
 - Wybacz Sakura. Nie wiedziałem, że jesteś taka nerwowa – otarł z czoła kropelkę potu.
 - Nie jestem nerwowa! Mniejsza o to. Powiedz wreszcie co masz na myśli z tym przykładem.
 - A więc… - zaczął z nową energią. – To ja jestem przykładem, ponieważ tak jak Sasuke, nie chcę, żebyś wróciła z powrotem do Konohy. Sprawa jest bardzo prosta. Jesteś tu niemal pół roku i byłaś z nami na wielu misjach. Walczyłaś, leczyłaś, śmiałaś się, rozmawiałaś. Powiem szczerze; polubiłem cię Sakura i tak jak ty mnie, ja zacząłem również ciebie traktować jak przyjaciółkę. Przywykliśmy do twojego towarzystwa, a Sasuke zapewne też nie może wyobrazić sobie tej organizacji bez ciebie. W końcu byłaś jej nieodłączną częścią przez długi czas…
 - Ale już nie jestem – powiedziałam zaciekle. Przyznaję! Może i jego słowa na krótką sekundę jakoś dotarły do mojego serca, a w umyśle pojawiła się myśl;  Czy nie przesadzam? Ale niemal od razu przed oczyma zmaterializowało mi się wspomnienie Sasuke. Właściwie jego pleców, które odchodziły niewzruszone z powrotem w kierunku sanktuarium.
Zacisnęłam oczy i kiedy Hozuki otwierał już usta, odważyłam się spytać:
 - Sasuke jest Jinchuuriki?
Analizując jego minę, wyraźnie zbiłam go z pantałyku.
Standardowo podrapał się po głowie.
 - Nie wiem – przyznał.
 - Jak to nie wiesz? – wytrzeszczyłam na niego oczy, wypowiadając się tonem, który domaga się niezwłocznej odpowiedzi.
 - Nie chciał nic nam powiedzieć. Tego dnia… - zrobił pauzę i zbadał mój wyraz twarzy. – Sasuke wrócił wściekły, Madara też. Na początku szef nie wychodził z pokoju, a potem nie odpowiadał już na żadne pytania.
Słowa Suigetsu podziałały na mój umysł bardziej niż się spodziewałam. Ujarzmiłam szybko rodzący się niepokój i rzuciłam na niego okiem. Mężczyzna patrzył ślepo przed siebie, bawiąc się słomką trzymanego napoju.
Wziął głęboki wdech.
 - Jest Jinchuuriki’m. Przynajmniej ja tak uważam. Dzisiaj ma trening z Madarą i podejrzewam, że chodzi właśnie o Dangetsu.
 - Dangetsu?
 - Tak się nazywa ten demon.
 - Wiadomo coś o nim? – drążyłam.
Pokręcił głową.
 - Nie mamy żadnych informacji.
 - Rozumiem – mruknąwszy, odchyliłam głowę do tyłu. Miałam skrytą nadzieje, że takim ruchem zdołam jakoś uporządkować tkwiące wewnątrz mnie myśli i podejrzenia. Choć ściśle mówić: historia była prosta.
Wystarczyło tylko wydostać się z kryjówki i zrobić wszystko, aby ostrzec Wioskę Ukrytą w Liściach przed atakiem.
Spojrzałam na Suigetsu.
 - Możesz już iść – nie byłam do końca pewna czy było to pytanie.
 - Pójdę, jeśli obiecasz mi, że wszystko zjesz.
 - Zepsuty ser też? – uśmiechnęłam się blado.
Suigetsu parsknął śmiechem i leniwym ruchem podniósł się do góry. Raz jeszcze zbadał mój wyraz twarzy i powędrował wzrokiem do stołu.
 - Ser możesz sobie darować, ale pączki mają zniknąć.
 - Tak, tak – mój głos przesiąknięty był znudzeniem. Sięgnąwszy po poduszkę, umieściłam ją między moją głową, a ramą łóżka, obserwując jak Suigetsu wychodzi.
Nagle w mojej głowie pojawiła się myśl.
 - Ej, Suigetsu! – zawołałam za nim.
Zdążysz się wrócić nim nastąpił zgrzyt drzwi.
 - Co się stało?
 - Skoro możesz wchodzić do pokoju… czy mógłbyś przynieś mi jakieś tabletki na ból brzucha? Niedobrze mi.
 - Pewnie dlatego, że nic nie jesz – zarzucił. – Albo niechcący połknęłaś ten zepsuty ser.
Fuknęłam poirytowana i zamknęłam oczy.
 - Po prostu mi to przynieś.
S A S U K E
 - Nie dam rady – przyznałem, zbierając się do odejścia. Rozbieżność myśli zmaltretowała moją niezwykłą zdolność do kamuflowania uczuć, przez co zabrzmiałem dosyć żałośnie. – Ty to załatw. – zacisnąłem oczy.
Madara milczał parę chwil, a to w żaden sposób nie nastrajało mnie optymistycznie.
Usłyszałem jak pod wpływem jego kroków źdźbła trawy zostają brutalnie miażdżone. Odszedł bez słowa, pozostawiając mnie z zupełnym odrętwieniu.
On naprawdę do mnie przemówił! Jego sposób myślenia trafił do mego serca. Trening mijał mi w oszołomieniu, póki nie zaczął składać się wyłącznie z dyskusji i argumentacji.
‘Nie wiem co do niej czujesz, ale jeśli jest dla ciebie ważna, musisz stawić jej dobro ponad własne.’
Sasuke Uchiha nigdy nie podążał za taką ideą. Sasuke Uchiha nawet nie śmiał myśleć, żeby ktoś kiedykolwiek zajął w jego życiu pierwsze miejsce na liście osób. Dotąd byłem tam tylko ja; samotny. Ale zjawiła się ona! Diabelska szantażystka i manipulantka! I nawet po głębszych rozmyślaniach doszedłem do wniosku, że wina ostatecznie leży po obu stronach. Ja; postanowiłem ją pojmać, ona; zaczęła na mnie tak dziwnie działać. Posiadała siłę i energię, której nie byłem w stanie przezwyciężyć.
A Madara myślał, że moja decyzją jest tą bezapelacyjną.
A ja sądziłem inaczej.
Lecz dni mijały, czas płynął, wciąż mi jej brakowało, sprawę pozostawiłem na lodzie i zapragnąłem o niej zapomnieć. Nie mogłem! Jeśli nic nie zrobię, to prawdopodobnie zniszczę swoje własne życie. Ale jednocześnie uratuję jej … To był ten najsilniejszy argument, nad którym nie umiałem przejąć władzy, stojąc oko w oko z trenerem! To był jego as w rękawie, którym skutecznie mnie zagiął.
Suigetsu jednoznacznie dał mi do zrozumienia, że od niedawna jedynym celem Sakury Haruno jest ucieczka z tego miejsca i powrót do przyjaciół. Wtedy pojawiła się też ta myśl, że zrobiłem swoje.  Uwolniłem ją od Eizo. Jak sama mi powiedziała Pomogłem jej przezwycięży strach i pojąć jak żałosną osobą dotąd była. Czegoż mógłbym się obawiać? Eizo Yamando nie stanowił już dla niej żadnego zagrożenia, a gdybym zaczął szaleć z niepewności, zawsze istnieje możliwość upewnienia się.
 - To wszystko twoja wina – stwierdził Suigetsu, kryjąc twarz w dłoniach. Ścierpła mi skóra na myśl, że jego dobre samopoczucie zdołałem zniszczyć w kilka minut, opowiadając mu przebyty trening z Madarą. – Ale nie skrzywdzisz jej? – zapytał pomrukiem.
Oczywiście, że nie! nasunęło mi się na usta.
 - Nie – postanowiłem zachować pozorną obojętność i potwierdzić informację godnym zaufania spojrzeniem. Tym, które mówi Jestem śmiertelnie poważny i nie oszukuje, ale ostatecznie wyszło coś na podobieństwo Boże! Jak śmiesz w ogóle podejrzewać, że mógłbym coś takiego zrobić?!
Westchnąwszy ciężko, skierowałem się do drzwi. Po przedyskutowaniu szczegółów z Taką, zgodnie stwierdziliśmy, iż jedynym sensownym wyjściem jest właśnie to zaproponowane przez Madarę.
On chce tylko zaczerpać z tego korzyści!
Juugo miał rację. Był jedynym, który nie wyraził zgody na plan, co było dość zaskakujące. Tak czy owak został przegłosowany przez resztę organizacji. Ale przy Madarze Sakura w żadnej mierze nie była bezpieczna. Przynajmniej ja tego nie czułam. Musiałem jakoś ją uchronić, a w zanadrzu miałem sensowny plan, gdy nadejdzie czas ataku na Konohe.
~*~
Tego dnia serce biło mi jak w obłędzie. Przeczekałem w kuchni, aż nadejdzie w miarę przyzwoita godzina. W końcu doszedłem do wniosku, że trzecia nad ranem będzie odpowiednią porą na odwiedziny.
Taka już dawno ulotniła się do swoich pokoi, a przechadzając się korytarzem raz po raz słyszałem odgłosy chrapania, lub przewracania się na drugi bok łóżka. Ta kryjówka doprawdy rejestrowała wszystkie możliwe dźwięki, wysyłając je po całej powierzchni kryjówki. Kiedy znalazłem się na upragnionym holu, dębowe drzwi zdawały się stwarzać nieprzyjemną aurę nienawiści, która od razu mnie odtrącała.
Tyle, że moje uczucia były znacznie wytrwalsze.
Uchyliłem je możliwe najpowolniejszych ruchem na jaki było mnie stać i pilnowałem, ażeby nie wydobyły z siebie złośliwego pisku. Pomału ukazywała mi się przestrzeń jej pokoju – pokryta atramentową czernią. Jedynym wyróżniającym afektem była śnieżnobiała pościel i jasno-różowe włosy rozłożone na poduszce bez ładu i składu.
 - Ostrożnie… - wyszeptałem na dodanie sobie otuchy, jednocześnie sprawdzając czy ciało Sakury zareaguje na ten dźwięk.
Ulżyło mi.
Spała.
W razie szczególnych wypadków zawsze mogę posłużyć się przecież moim Sharingan’em, lecz i tak istnieje możliwość, że na następny dzień Haruno zapamięta wszystko w najmniejszych detalach.
Odganiając od siebie rozpraszające mnie myśli, ponowiłem swoją tułaczkę. Podszedłem do łóżka i parę chwil wpatrywałem się w Sakurę, ciesząc się, że jej ciało na ten czas postanowiło się ustawić w pozycji, dzięki której miałem na nią wręcz wymarzony widok.
Sakura leżała, a jedno ramię miała zgięte tuż nad głową. Wtedy dowiedziałem się o niej nowej rzeczy; otóż prawdopodobnie była to jej charakterystyczna pozycja podczas snu. Uśmiechnąłem się do swych myśli, ale dawny niepokój powrócił, rozkazując oddać się skupieniu na zadaniu w trybie natychmiastowym.
A zadanie miałem banalnie proste.
Nachyliłem się nad nią i delikatnie odgarnąłem pojedyncze kosmyki włosów z jej twarzy, która na tle całej ciemności była trupio blada. Poczułem jak jej oddech drażni moją skórę.
To był ten moment, w którym wewnętrzne uczucia mnie obezwładniły. Patrzyłem na nią i niczego bardziej nie pragnąłem jak postąpić według wyznaczonego planu. Z drugie pola boju, świadomość, że tego typu plan wykonuję po raz ostatni, blokowała mnie do wykonania dalszych działań.
 - Sakura – zaakcentowałem jej imię, żałując, że powieki zabraniają mi dostępu do jadowicie zielonych tęczówek.
W końcu zebrałem w sobie na tyle śmiałości, aby musnąć jej usta.
S A K U R A
Następnego dnia w nocy postanowiłam podjąć się pierwszej próby ucieczki. Choć przez moje obietnice i zapewnienia mocno naciągnęłam zaufanie Taki, wierzyłam, że siedząc zamknięta w pokoju, ich czujność w jakimś stopniu została uśpiona. Mocno wierzyli, że właśnie przechodzę kryzys i być może popadłam w depresję, tymczasem ja, usiłowałam jak najmniej rozmyślać o wydarzeniach sprzed miesiąca. Stało się i już, a zawiniała moja naiwność i miłość względem Sasuke.
Wmawiałam sobie, że uczucie wyparowała równie prędko co się zjawiło, aczkolwiek wiedziałam, że z trudem przyjdzie mi wymazać wszystko z pamięci. Dużo płakałam, ale byłam gotowa chronić wioskę i stanąć do walki z ludźmi, którzy do niedawna byli moimi przyjaciółmi. Depresję odstawiłam na drugi plan. Najpierw się stąd wydostanę! Dopiero potem będę spędzać czas oglądać smutne romanse, żaląc się przyjaciółką do telefonów i podjadając ciasteczka.
No i został jeszcze Eizo.
Tak. Z nim też muszę stanąć twarzą w twarz.
Ubrana w przewiewną białą sukienkę i leginsy zawiązałam włosy w luźny węzeł i podeszłam do lustra.
 - Dasz radę – oświadczyłam rzeczowym tonem, przypatrując się swoim zielonym tęczówką. – Wiele już przeszłaś, a to tylko kolejna nieszczęśliwa sytuacja. Powinnaś wcześniej poznać się na Sasuke i zrozumieć, że kochanie jego jest dla ciebie surowo zabronione.
W Konoha mogą mnie nawet odesłać do psychiatryka.
Uśmiechnęłam się na myśl o Naruto, Hinacie, Orichi’m, Sai’u, Shikamaru i Kibi’e,
Nie widziałam ich od prawie pół roku.
Napędzana nagłą energią wzięłam do ręki skromną reklamówkę, w której umieściłam pączki i kilka kanapek z ostatnich dni, omijając zepsuty ser szerokim łukiem.
 - Kurwa – pisnęłam, kiedy poczułam nudności. Może przez głód zaczynam w nocy lunatykować i pochłaniam całe to jedzenie na stole?
Nie. To stanowczo nie miało sensu.
Ignorując nieprzyjemne uczucie, powoli uchyliłam drzwi, a moim oczom ukazała się olbrzymia czarna przestrzeń. Przeklęłam w duchu za niezapalone pochodnie i nie tracąc czasu pochwyciłam tą z mojego pokoju.
Gdy wydostałam się na korytarz, wzmocniłam zmysł słuchu, pilnując, aby nikt z Taki nie został przeze mnie zbudzony. Największe zagrożenie stanowił jednak Sasuke. Nie tylko ze względu na jego umiejętności tropicielskie i bezsenność. Samo spotkanie w cztery oczy napełniało mnie nieogarniętym strachem. Łatwo jest myśleć o kimś w obojętny sposób, do czasu, kiedy się tej osoby nie spotyka.
Pokręciwszy głową, skręciłam na inny korytarz. Pewnie myślicie, że znam dokładną drogę ku wyjściu? Pfu. Może znałabym, gdyby wokół było więcej światła, ale Karin od zawsze stawiała na harmonię i bezpieczeństwo. Teraz z jej winy ugrzęzłam w tym ciemnościach, zawierzając jedynie własnej pamięci. Próbowałam kierować się w stronę, od której ciągnęło zimne powietrze, ale po kilkuminutowym postoju nic nie poczułam. Od wyjścia musiałam znajdować się znacznie dalej niżbym miała czelność przypuszczać.
Stuk …. Stuk ….
Moje oczy rozszerzyły się z przerażenia, kiedy zrozumiałam, że po kryjówce rozchodzi się echo czyiś kroków. Psiakrew! Kto jest na tyle lekkomyślny (nie wliczając mnie), aby grubo po północy decydować się na spacer po zakamarkach kryjówki?!
Przywarłam do ściany, jakby ta mogła uczynić mnie niewidzialną.
Chciałabym być kameleonem.
Stuk, stuk…
Kroki przyśpieszyły, a żołądek stopniowo podchodził mi do gardła. Nie miałam już wątpliwości, że ów osobnik kierował się na ten hol i w przeciągu paru minut stanę z nim oko w oko.
 - Wiem, że tam jesteś Haruno.
Wyjrzałam raptownie zza ściany, ale korytarz wciąż był pusty. Echo jadowitego głosu nadal rozchodziło się po przestrzeni, raniąc moje uszy. Od razu poznałam, że ów ton należy do Madary i z niewiadomych przyczyn poczułem się wtedy znacznie bezpieczniej.
W końcu mógł to być Sasuke.
Wtedy ciemna postać zjawiła się na holu i pośpieszyła w moją stronę. Przezwyciężyłam zaskoczenie i stałam w miejscu, czekając na jej przybycie.
 - Już się nie możesz doczekać, co? – zadrwił, poprawiając maskę na twarzy, którą byłam w stanie dostrzec jako jedyną na całym czarnym tle. – Sasuke już ci powiedział?
 - Nie wiem o czym mówisz… - w odniesieniu do poprzednich spotkać, obecnie miał znacznie uprzejmy ton.
Madara podszedł bliżej mnie i teraz dzieliła nas odległość zaledwie jednego centymetra.
 - Co robisz tutaj tak późno? – odezwałam się pod naciskiem zdrowego rozsądku.
 - Byłem na noc w kryjówce, bo na następny dzień miałem zaplanowane spotkanie z tobą. Sasuke mnie o to poprosił, a sam nie chciał marnować czasu i wolał skupić się na treningach. Przed chwilą wyczułem, że twoja chakra porusza się z miejsca i jest niespokojna, więc to oczywiste, że postanowiłaś uciec.
Sasuke go poprosił? Marnowanie czasu? Ucieczka? Udzielenie tylu informacji na raz, to do Madary zupełnie nie podobne!
 - O co poprosił cię Sasuke? – z trudem wymówiłam jego imię. Jednocześnie do mojego umysłu dotarła myśl odnośnie chakry i jej wyczuwania. To niewiarygodne, że już z pokoju miał możliwość stwierdzić czy moja energia jest nabuzowana, czy też spokojna.
Mężczyzna wskazał palcem na korytarz za mną:
 - Możesz odejść – poinformował.
Stałam w bezruchu niczym słup soli.
 - Co proszę?
Westchnął.
 - Poznałaś nasz plan, prawda? Od tego czasu sprawiasz same problemy i szantażujesz resztę, że jak najprędzej się stąd wydostaniesz, co jednocześnie skutkuje ich rozproszeniem. Nie mogę pozwolić ci na zniszczenie naszego planu, poza tym obiecałem twojemu narzeczonemu, że szybko zjawisz się w wiosce, on…
 - Eizo! – wbiłam mu się w słowo, niedowierzając jego słowom. Madara pokiwał głową i skrzywił się. Nawet pod osłoną maski byłam w stanie to wyczuć. – Co to ma znaczyć? – zagrzmiałam.
 - To, że masz oficjalną zgodę na powrót do Konohy, rozumiesz Haruno? Możesz opowiedzieć im o naszych planach i o kryjówce, ale wiedz jedno… - urwał i nachylił się nade mną. Poczułam zapach stęchlizny. – Nas już dawno tutaj nie będzie, a Konoha może przygotowywać się ile chce – my i tak zdołamy was zaskoczyć i zniszczyć.
Zabrakło mi tchu, a moją jedyną zachcianką było ponowienie egzystencji w charakterze kameleona, dzięki czemu mogłabym uniknąć tego spotkania na tysiąc różnych sposobów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz