|
Kiedy
odzyskałam świadomość, pierwsze co poczułam to piekący ból pod oczami. Ale to
była chyba tylko jedna rzecz wiążąca się z nieprzyjemnościami – o dziwo.
Ponieważ oprócz tego w mojej głowie migały obrazy z wczorajszej nocy. Migały i
przyprawiały mnie o ciarki, szybkie bicia serca (już na początek dnia) plus
obce samopoczucie. Nigdy nie czułam się tak jak teraz. Taka szczęśliwa i
dziwnie zafascynowana całym zajściem, ale bynajmniej nie chciałam się pozbywać
tego uczucia, ba! Byłam gotowa o nie walczyć i stawić swoje życie na szali. Od
czasu odejścia Sasuke i śmierci rodziców nie skumulowało się we mnie, aż tyle
hormonów szczęścia. Podziwiałam samą siebie. Ogarniała mnie duma.
A
czemu by nie? Zburzyłam barierę, którą postawił mi przed nosem Eizo i
odgrodziłam się od niego czymś zupełnie nowym. Niezniszczalnym murem, który
pomógł mi zbudować Sasuke. To jest prawdziwy powód do dumy. Zmagałam się z tym
od wielu lat i wreszcie osiągnęłam wymarzony cel. Nawet nie obchodziło mnie jak
czuje się w tym momencie mój były narzeczony. Wyzbyłam się tej troski względem
niego.
Chyba
zaczęłam coś nowego.
Skręciłam
w inną uliczkę, która prowadzi do szczęścia.
Ale
czy na pewno? To wszystko wydawało się dosyć podejrzane. Taki nagły przypływ
radości? To nie w stylu mojego reżysera, chociaż …on lubił zaskakiwać. W jednej
chwili czułam nieopisane szczęście, po czym całość kończyła się tragedią.
Jednak to było coś zupełnie innego. To było szczęście, którego on dotąd mi nie
ofiarował. Dlaczego więc zdecydował się zrobić to właśnie teraz?
Otworzyłam
oczy. Miałam dość stanu zadumy, zwłaszcza, że prowadził mnie do nieszczęśliwych
wniosków i masy podejrzeń.
Wtedy
usłyszałam miarowe oddechy. Miarowe oddechy – nie moje!
Sasuke
nadal tu jest! Dopadła mnie drętwica. Nie żeby mnie to zdołowało, raczej mile
zaskoczyło. Odkąd pamiętam już z rana opuszczał pomieszczenie, a zazwyczaj
spotykałam go na korytarzach kryjówki lub w kuchni. A teraz był tu i to
sprawiło, że dotąd idealna harmonia między naszymi wdechami i wydechami,
została perfidne zmiażdżona przeze mnie i ogarniające mnie podniecenie.
Nie
tracąc cennego czasu, zwróciłam się ku niemu, usuwając z czoła drażniący mnie
kosmyk włosów. Swoją drogą ich stan był wręcz karygodny.
O
cholera! Pomyślałam, wytrzeszczając oczy, gdy kilka cali przed sobą ujrzałam
parę czarnych tęczówek.
- S-Sasuke … - zająkałam się i szybko
odsunęłam dłoń, którą planowałam umieścić na jego torsie.
Parsknął
kpiarskim śmiechem, po czym położył rękę na moim policzku.
Leżał
rozluźniony, a głowę opierał na ramieniu. Znowu był kompletnym przeciwieństwem
mnie samej. Podczas, gdy od niego kipiał spokój, ja wręcz dygotałam, dumając
nad diametralną zmianą jaka naszła nasze stosunki. To było szaleństwo. Jak mam
się zachowywać przy mężczyźnie, z którym wczoraj uprawiałam seks? Oczywiście w
tym pytaniu, tam gdzie wolne miejsca, należy wstawić kilka kwestii, które
dodałyby odrobinę dramaturgii.
- Naprawdę jesteś przewidywalna – odezwał się,
a po jego twarzy nadal rozlany był cyniczny uśmieszek.
- O czym ty mówisz? – zapytałam.
Uchiha
pogładził moje lico kciukiem, a wewnątrz mnie strzeliła masa iskierek. To
uczucie szybko jednak odpłynęło, gdyż Sasuke zabrał rękę i podniósł się lekko,
podpierając łokciem.
Kołdra
zsunęła się i odkryła jego tors, a mi przypomniało się jak namacalnie mogłam go
poczuć podczas ostatniego wydarzenia.
Zagryzłam
dolną wargę.
- Wiedziałem, że dzisiaj rano będziesz się
krępować – wypalił, jakby to, że rzeczywiście się krępuję, w ogóle do niego nie
przemawiało. – Ale wiesz co? – mówił dalej. – Nie lubię jak się krępujesz,
zwłaszcza w moim towarzystwie.
- Nie lubisz jak się mazgaję i krępuje –
wystawiłam dłoń i zaczęłam liczyć na palcach z udawanych przejęciem. – Wezmę
sobie te rady do serca i zapamiętam.
Sasuke
prychnął.
- Nie wierzę.
- W co?
- Że weźmiesz sobie te rady do serca.
- Po pierwsze – warknęłam. – Wcale się nie
krępuję. Może na początku była to dość …dziwna sytuacja, ale oczywiście
musiałeś mnie zdenerwować.
- Co? – nachmurzył się. – Przecież nic nie
zrobiłem…
- Zacząłeś naśmiewać się z tego, że się
krępuję!
- A więc jednak się krępujesz? – uśmiechnął
się szelmowsko. W tym momencie moja pięść zaczęła niebezpiecznie drgać. Ah, tak
dawno nie przyłożyłam Naruto… Chyba nic się nie stanie jeśli nadrobię
zaległości na kimś innym.
Właściwie
nie umiem sobie wyobrazić jak uderzam Sasuke w ten sam sposób co mojego
przyjaciela.
- Skończmy ten temat – rzekłam ostatecznie i
wymijając go, skierowałam się do szafy. Czułam na sobie jego przenikliwe
spojrzenie, ale mimo to uparcie starałam się udawać, jak gdyby wszystko było w
porządku. Wygramoliłam spod sterty nieschludnie złożonych ubrań czarne leginsy
i ciemno różową tunikę. Wyprostowałam się z materiałem w rękach i znów naszło
mnie uczucie, że od tego momentu zaczęłam zupełnie nowe życie.
Życie
wraz z Sasuke.
Odwróciłem
się ku niemu. Usta nadal miał wygięte w złowieszczym uśmiechu, stał jak gdyby
nigdy nic i lustrował mnie bacznie. Przez chwilę naszła mnie myśl, iż on z pewnością
również miał wiele wersji mojego porannego nastroju. Może chociaż w połowie
zdaje sobie sprawę z tego, jak wielka rewolucja nastąpiła przez ostatnie dwa
dni w moim życiu.
Podszedł
do mnie.
Korciło
mnie, aby go pocałować, ale nie wiedziałam czy mogę to zrobić. Nie czułam się
wciąż na tyle swobodnie. Zamiast tego wtuliłam się do jego torsu, spragniona
męskiego zapachu, który tak intensywnie na mnie działał. I tym razem również
wciągałam go z prawdziwą przyjemnością. Pieścił moje nozdrza, a ja nie mogłam
powstrzymać cichego westchnięcia.
- Jak się czujesz? – usłyszałam nad sobą. W
jego głosie wyczułam słabą nutę zatroskania, ale i tak przeważała obojętność.
- Dobrze. Naprawdę dobrze.
- A dokładniej? – drążył.
Od
kiedy jest taki ciekawski?
Ale
jakby przeanalizować większość wydarzeń; już nie raz zadawałam sobie takie
pytania. Chyba bez sensu dodawać do listy nowe, skoro na poprzednie nie
uzyskałam dotąd odpowiedzi.
Odchrząknęłam.
Miałam zamiar przedstawić mu sporą część refleksji jakie naszły mnie wczorajszej
nocy, jak również dzisiejszego ranka. Mimo to nie podniosłam wzroku. Głowę
nadal opartą miałam o jego nagi tors. Odważyłam się umieścić na nim dłoń.
- To co zrobiliśmy wczoraj było kompletnym
wariactwem – wyznałam, poważniejąc. – Zdajesz sobie sprawę z tego co się stało?
- Żałujesz? – odpowiedział pytaniem na
pytanie. Tym razem owe słowo przesiąknięte było czymś co na pozór wydawało się
gniewem, ale po głębszej analizie, doszłam do wniosku, że wymieszane jest ze
smutkiem.
Czy
żałuję?
- Nie – z moich ust wydobył się chichot. Nie
musiałam patrzeć, aby wiedzieć, że mam na sobie zaskoczone tęczówki Sasuke. –
Naprawdę nie żałuję. Tak właściwie czuję, że to jedna z lepszych rzeczy, które
w życiu zrobiłam. Chciałam tego. – ostatnie zdanie dodałam ledwie dosłyszalnym
szeptem.
- Ja też – odrzekł.
Uchiha
odsunął mnie od siebie i dłuższą chwilę w ciszy spozierał mnie wzrokiem,
którego nie umiałam odczytać. To była jedna z tych wersji jego spojrzenia,
jakie wciąż były dla mnie zagadką.
- Coś nie tak? – ciążyło mi to milczenie, a
jego wzrok uciskał mój żołądek.
Nie
odpowiedział.
Staliśmy
chwilę w milczeniu. Usta Sasuke w końcu delikatnie zadrżały, sądziłam, że
będzie chciał coś powiedzieć, lecz on minął mnie i skierował do łóżka. Z
wielkim zainteresowaniem patrzyłam jak schyla się, aby następnie wyciągnąć spod
mebla olbrzymią torbę podróżniczą.
Miał
na sobie tylko błękitne bokserki, przez myśl przemknęło mi, iż jego tyłek jest
niezwykle seksowny.
Zarumieniłam
się. Sakura! No to już gruba przesada!
Pokręciłam
raptownie głową, chcąc odgonić lubieżne myśli. Do tej pory nie miałam z czymś
takim styczności. Do tej pory praktycznie nie było osoby, która mnie
podniecała. Nawet Eizo. Kochałam go, ale nasz związek (określam tym mieniem
stan, w którym nie wystąpiła żadna przemoc fizyczna) był zbyt krótki, abym
mogła zdążyć dość do takich przemyśleń. Ale szczerze mówiąc, Eizo był niczym w
porównaniu do Sasuke. I chociaż Uchiha
nie dysponował tak umięśnionym ciałem i był niższy od blondyna, ja zrobiłabym
wiele, żeby powtórzyć to, co działo się wczorajszej nocy.
Jego
ubawione westchnięcie zbudziło mnie z letargu.
Spojrzałam
na niego nierozumnie. Czarnooki rzucił mi pod nogi pustą torbę i znów zjawił
się kilka milimetrów przede mną.
- Czy twoje czerwone policzki są wynikiem
wspomnień ostatniej nocy?
Zadrżałam.
Najpierw z niedowierzenia, a później nie ze złości. Jego niezwykły dar
spostrzegawczości zaczął mnie porządnie drażnić. A może to rzeczywiście ja
jestem jak otwarta księga?
Niech
to diabli. Jestem piekielnie szczęśliwa i to się dla mnie liczyło! W tym
momencie nic nie było w stanie stłumić mojej radości, nawet fakt, że nie mam
obok najdroższych mi przyjaciół.
- Jesteś kretynem – zareagowałam szybko na
jego poprzednią uwagę, żeby nie wziął mnie za jeszcze większą wariatkę. Nie
odbyło się bez zwyczajowego kuksańca w bok.
- Jestem tu zaledwie dwa dni, a już zdążyłem
usłyszeć tą obelgę z ust dwóch kobiet …
- Więc coś w tym jest – wystawiłam mu język i
już miałam sięgać po torbę, kiedy nagle poczułam niesamowite ciepło, które
wręcz rozlało się na moich wargach. Otworzyłam szerzej oczy i poczułam jak
Sasuke uśmiecha się podczas pocałunku. On doskonale wiedział, że nie potrafię
się kontrolować, że chcę tego jak niczego innego na świecie.
Odwzajemniłam
gest, ale zrobiłam to w miarę przyzwoicie tak, aby nie dać mu żadnej
satysfakcji.
- Czyli już opuszczamy Kiri? – zwróciłam się
do niego.
Przytaknął.
- Festyn minął.
- A my skorzystaliśmy tylko z jednego dnia –
dodałam.
Sasuke
się wzdrygnął.
- Przeszkadza ci to? Bo wczoraj nie widziałem
u ciebie żadnych oznak ochoty na skorzystanie z Drugiego Dnia festiwalu –
wypalił, używając złośliwego tonu i uśmiechu, ale ja …nie byłam zła, ani
skrępowana. Już nie. Zamiast wybuchnąć gniewem, moje ciało ogarnął nieopisany
spokój, zamknęłam oczy i uniosłam kąciki ust do góry.
Teraz
nawet przed nim nie ukrywałam nawracających wspomnień.
- Masz rację. Ten Drugi Dzień nie mógłby się
równać z tym co naprawdę przeżyłam.
Cień
zdziwienia przeleciał po jego twarzy, jednak zaraz potem przyciągnął mnie do
siebie i zatopił twarz w moich włosach, których nadal nie doprowadziłam do
porządku. Ale nie przeszkadzało mi to. Nic mi nie przeszkadzało. Mogłabym stać
przed nim naga i nadal czułabym tą samą błogość.
- Zacznijmy się pakować – rzekł po chwili.
SASUKE
Z ręką na sercu
mogłem przysiąść, że z tych wszystkich rzeczy, których spodziewałem się po
Sakurze (a spodziewałem się wiele), do głowy nie wpadło mi, że pożegnanie z
Kiri będzie tak uciążliwym zadaniem. Tutaj byliśmy zaledwie dwa dni, a
okrążyliśmy ją całą chyba z pięć razy. Najpierw rozpoczęły się poszukiwania
Tomi. Po tym jak wyznałem Sakurze, iż po części to właśnie ona była moją
motywacją, nie potrafiła odpuścić.
- Muszę się z nią zobaczyć i podziękować,
Sasuke – rzekła, stawiając na końcu wyraźną kropkę. Potem nieco się
skomplikowało. Brunetki nie było w sklepie, ale zielonooka mimo to brnęła
uparcie przed siebie. Ostatecznie (przypadkowo) napotkaliśmy Tomi razem z
Michio przy sklepie z bronią dla doświadczonych ninja – i to był jedyny aspekt,
działający pozytywnie na moje samopoczucie. Podczas, gdy Sakura gawędziła z
Tomi na temat głupoty jaka tli się w głowach facetów, ja mogłem się od tego
odłączyć i dowiedzieć się jaki styl rzucania preferuje Michio. Okazało się, że
punkt widzenia jeśli chodzi o kunai’e, shurikeny i katany mamy dość podobny.
- Mam nadzieje, że jeszcze kiedyś się spotkany
– zagaiła Haruno, kiedy już po raz etny szarpnąłem ją za kawałek płaszcza.
Tomi, która do tej pory głowę miała opartą na ramieniu swojego mężczyzny,
oderwała się od niego i podeszła do naszej dwójki.
- Mówią, że świat jest mały – powiedziała
ochoczo. – Myślę, że jeszcze będziemy się miały okazję spotkać, a jeśli jakiś
cudem to się nie stanie… mogę zdradzić, że razem z Michio jesteśmy na każdym
festynie.
Haruno automatycznie
się rozpromieniła.
- Zapamiętam to sobie – wszyscy na zmianę
podawaliśmy sobie ręce, a ja przez chwilę miałem wrażenie, że z oka Tomi
wyleciała jedna, samotna łezka. Odgoniłem od siebie te myśli i skupiłem na
czasie teraźniejszym. I chociaż Micho wydawał się być naprawdę w porządku, ja i
tak nie myślałem o niczym innym, jak o ewakuacji z tego miejsca.
I co? Ja naiwny
myślałem, że to już koniec niespodzianek? Prośba Sakury z ostatniej chwili?
Możemy wrócić razem z Juugo i Suigetsu, przecież należymy do tej samej
organizacji. Jasne …tyle, że w moim mniemaniu wizja sam na sam z Sakurą
przedstawiała się w o wiele lepszym świetle. I być może spełniłaby się, gdyby
nie fakt, że Suigetsu i Juugo sami nas znaleźli. Akurat złożyło się, że oni
również przygotowali się do podróży powrotnej. O ironio, pomyślałem znad
półprzytomnych powiek. Ale nie ukrywałem …ubawiłem się. Obserwowałem Suigetsu, który raz po raz, nerwowo zerkał na
dłonie moje i Sakury, splecione ze sobą. Ta nierozumna bruzda na jego czole i
wątpliwości, czy, aby na pewno nie zginie, kiedy odważy się zadać to pytanie.
Swoją drogą, kiedy zacząłem się zastanawiać jakie pytania mógłbym zadać,
uświadomiłem sobie, że nawet gdybym chciał, nie byłbym w stanie mu
odpowiedzieć.
Szefie,
czy jesteście parą?
Nie.
Uprawialiśmy tylko wczoraj seks i diabli wiedzą co dalej.
Gdy ta scena
zmaterializowała mi się w myślach, prychnąłem tak głośno, że zwróciłem uwagę
wszystkich podróżujących.
Nawet ja sam brałem
siebie za wariata, więc ich opinia była mi już kompletnie obojętna.
Potem odpłynąłem
myślami do Sakury i jej ciała. W końcu mogłem go poczuć, dotknąć, rozkoszować
się jej delikatną skórą, przyśpieszonym oddechom i iskierkami podniecenia w jej
oczach. Powinno mnie to nie obchodzić, ale mimo to starałem się z całych sił,
by sprawić, żeby jej pierwszy raz był
naprawdę wyjątkowy.
Cholera.
Tak czy inaczej,
przypomniałem sobie o Eizo i mojej nienawiści. Czułem jak płynęła mi z krwią w
żyłach i tylko ponaglała do jak najszybszego pozbycia się obiektu. Była niemal
ta silna jak dawna nienawiść względem brata. Tu również chodziło o bliskie memu
sercu osoby. Tak. Sakura była mi bliska. Pognałem za śladami Suigetsu i w
czasie skakania po drzewach, również taksowałem wzrokiem nasze splecione
dłonie.
Błyskawica przyjemności,
wstrząsnęła całym moim ciałem. Zdawało się, że jeszcze bardziej uzależniłem się
od tej kobiety. Pragnąłem jej ciała i duszy. Przed nami rozpościerały się
korony drzew i krzewy, a ja nagle zapragnąłem być jak najdalej od kryjówki. Od
Eizo, Karin, Madary i jego intryg – z dala od tej monotonii. Zawsze jak
przebywałem z Sakurą, zbierałem jednocześnie nowe doświadczenia.
Właśnie Madara …
dobra, zmiana planów. Był powodów, dla którego chciałem go dzisiaj ujrzeć w
kryjówce, a mianowicie jego cholerni szpiedzy i ta kontrola, jak gdyby był moim
ojcem. Pfu! Ogarnęła mnie złość na samego siebie, za to, że użyłem tak
idiotycznego porównania. Mój ojciec nie byłby zadowolony.
Ale z jakiś powodów zaufałem Madarze i pozwoliłem
mu namieszać w mojej zemście. Dopiero, gdy zjawiła się Sakura zacząłem się
zastanawiać dlaczego naprawdę tak postąpiłem i wplątałem się w jakieś szalone
intrygi. Wszystko diametralnie się zmieniło. Miałem zamiar powiedzieć Sakurze o
moim planie i znieść każdą reakcję, z kolei Madarę uświadomić tylko, że to ja
jestem władcą tej zemsty, nie on …
Wówczas pomyślałem,
że nie żywię żadnego żalu wobec Konohy.
Dlaczego? Przeraziłem
się tym odkryciem. Przecież to ona wybiła mój klan, chciała go zniszczyć nie
biorąc pod uwagę krzywd, które wyrządziła mnie i Itachi’emu.
Po głębszym namyśle,
zdecydowałem stać się zwykłą szarą kartką i przebrnąć przez resztę trasy, nie
poruszając kolejnym tematów.
*
Przed nami
rozpościerały się kolejne kilometry lasu, ale był ten jeden detal, który
odróżniał się od innych – i tylko nasza czwórka była świadoma jego obecności.
Wejście do kryjówki na pierwszy rzut oka wyglądało niewinnie. Wiał lekki wiatr,
a liście fruwały wokół nas, zmuszając do zwrócenia na nich uwagi.
Suigetsu złapał do
ręki jeden z nich i zaczął wertować go wzrokiem, jakby był jednym z
cenniejszych przedmiotów, które widział w swoim życiu. Tymczasem był to tylko
liść – symbol mojej rodzinnej wioski.
Juugo zatrzymał się
obok mnie i wziął ze mnie przykład, stawiając na pełne skupienie i taksowanie
otoczenia. Skumulowałem w głowie całą esencję myśli, błagając, aby w jakiś
sposób zadziałały.
Pustka.
Wokół nie znajdowało
się żadne źródło chakry. Z dołu czułem jedynie Karin, ale nie zwróciłem na to
zbytniej uwagi.
- Już ci mówiłem szefie, że kiedy wyruszaliśmy
też nikogo nie było – oświadczył biało-włosy, połowę swojej uwagi nadal
poświęcając liściu. W końcu położył go na otwartej dłoni i zdmuchnął, a kawałek
natury odpłynął wraz z biegiem, który wyznaczył mu nadchodzący powiew.
Poczułem, że zrobiło mi się zimno. Byłem rozgorączkowany, ponieważ myśl, że
gdzieś w pobliżu mogą znajdować się ludzie Madary, bezustannie się we mnie
kłębiła i wychodziła na zewnątrz w najmniej odpowiednich momentach.
- Robi się zimno – Sakura puściła moją dłoń i
objęła się ramionami. Miałem ochotę przyciągnął ją do siebie i podarować jej
własne ciepło. Dopiero wtedy zrozumiałem, że sam nie jestem w jego posiadaniu.
Ruszyłem przed
siebie. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że jak dotąd Karin nie wyszła na zewnątrz i
nie przywitała nas głupawym uśmieszek, zastanawiając się kogo nowego
przytachaliśmy tym razem. A by się zdziwiła.
Odchyliłem wejście do
kryjówki, kątem oka zerkając na resztę organizacji. Najwidoczniej tylko ja
byłem tak niespokojny.
Hol prezentował się
nienagannie i nic nie przykuło mojej zbytniej uwagi. Może za wyjątkiem ciszy,
która od pewnego czasu zrezygnowała z bycia moim odwiecznym kompanem.
Wściekałem się na Suigetsu, bo oczywiście w chwilach, kiedy tego potrzebowałem
– milczał. Niech do diabli. Nawet Sakura dreptała obok mnie, zaciskając pięść
na mojej koszuli tak jakbym miał ją obronić przed wszelkim złem tego świata. A
ja zamiast skupiać się na tym, obmyślałem taktykę, jak też zdołam zapanować nad
własnym gniewem, kiedy zobaczę jego. Bynajmniej nie chciałem robić nic
pochopnie, ale z drugiej strony byłem świadom tego, jak bardzo brakuje mi
kontroli nad podstawowymi ruchami ciała w ekstremalnych chwilach.
Nagle wszyscy się
rozluźnili.
Suigetsu wepchał się
między mnie i Sakure, po czym nas wyprzedził, wskazując na swój skromny
plecaczek, rażący złotą tabliczką. Napisy na niej umieszczone pozostawały dla
mnie tajemnicą, przez otumanienie.
- No to koniec festiwalu! Idę się rozpakować –
poinformował z szerokim uśmiechem. Odwrócił się na pięcie i już miał znikać,
kiedy jego wzrok ponownie powędrował w dawnym kierunku. Spojrzał na mnie. –
Dzięki Sasuke, że zgodziłeś się na odrobinę zabawy. Z tego co słyszałem całkiem
ci się podobało.
I zniknął.
Chyba nawet lepiej,
bo nie miałem bladego pojęcia co odpowiedzieć. Widocznie Sakura udzieliła im
więcej informacji niż przypuszczałem. Wbiłem w nią wzrok, uważając, aby raz
jeszcze nie rozpocząć fazy zachwycania się nad jej wyglądem.
Uśmiechnęła się z
matczynym ciepłem, a zza jej pleców wyrósł Juugo. Uniósł torbę w ten sam sposób
co wcześniej Hozuki.
- Ja też idę się rozpakować. Mamy dzisiaj
treningi?
- Nie – odrzekłem. – Dzisiaj wyjątkowo wolne.
I tak podróżowaliśmy już dość sporo.
Płowo-włosy
przytaknął i odszedł. Byłem wgapiony w jego sylwetkę, póki nie rozpłynęła się
przy pierwszym zakręcie.
Sakura schyliła się i
sięgnęła po torbę, którą na krótką chwilę postawiłem na ziemi. Zdzwiony,
wyprzedziłem ją, oplatając szelki palcami niczym wierny stróż.
- Pozwól, że ja to poniosę.
- Chciałam tylko pomóc – usprawiedliwiała się.
Nie słysząc odzewu, chwyciła drugi koniec szelki i znów nasłała na mnie
niezwykłe uczucie, unosząc kąciki ust ku górze. – Chyba nie masz nic przeciwko
temu?
- Nie – prychnąłem, choć męska duma nakazywała
mi wyrwać jej przedmiot z ręki i w biegu ruszyć ku właściwemu pokojowi.
Nagle rysy twarzy
Sakury stężały. Spojrzała to na mnie, to na hol, który ciągnął się przed nami,
a na końcu zatapiał w czarnej otchłani. Dumałem nad tym jaka nagła myśl,
pojawiła się w jej umyślę, lecz zanim zdążyłem podsunąć sobie pewne hipotezy i
obalić niektóre z nich, Haruno obróciła się w drugą stronę i wskazała palcem na
drogę, którą niedawno podążył Juugo.
- Chodź. Zaniesiemy to do mojego pokoju.
- Twojego pokoju? – powtórzyłem, jakby mówiła
do mnie w obcym języku. Pokiwała głową jak gdyby nigdy nic i zaczęła przeć do
przodu. Zatrzymała się pod ciężarem torby, która z mojej winy nie ruszyła się o
milimetr. – Gdzie znajduje się twój pokój?
Suigetsu jednak miał
rację. Ta kobieta zdecydowanie za często zmieniała swoje położenie. Na końcu
można się pogubić.
Przekręciła oczami,
jakby sama do końca nie była zdecydowana.
- To ten pokój, który dzieliłam razem z
Orichi’m. Nie pamiętasz? – urwała, spuszczając głowę. – Dobra, od teraz
przysięgam, że już nigdy więcej nie zmienię pokoju w tej kryjówce. Ten będzie
moim ostatecznym.
Ten? zapytałem samego
siebie i o dziwo tym razem byłem w stanie odpowiedzieć. Spojrzałem przelotnie
na Sakurę, po czym wyprzedziłem ją. Haruno ruszyła za mną nadal trzymając
kurczowo torbę i pilnując każdego kroku.
- Jeśli chodzi o postanowienie pozostania już
na zawsze w jednym pokoju, nie mam nic przeciwko – zagaiłem, sunąc przed
siebie. Starałem się nie obserwować jej nawet kątem oka. – Ale co do pokoju,
który wybrałaś, nie zgadzam się. Wracasz z powrotem do mnie i koniec.
Co mi z unikania jej
oblicza, skoro Sakura wzdrygnęła się tak bardzo, że fala zdziwienia była
odczuwalna również dla mnie.
- C-co? Ale Sasuke, ja … - zająkała się.
Nie pozwoliłem jej
dokończyć.
- Może chcesz wrócić do Eizo, co?
- O czym ty mówisz? – przystanąłem i
odwróciłem się ku niej. Gdzieś w tle rozszedł się trzask drzwi, a następnie
spowolnione kroki. Przeczekałem, aż ucichną, lekceważąc jej zmarszczone brwi. –
Nie chcę tego i ty dobrze o tym wiesz, proszę cię …
- Wiem. Przepraszam – to słowo wyrwało mi się
zupełnie pozbawione kontroli, a reakcja Sakury, wcale nie wywarła na mnie
szczególnego wrażenia. Sasuke Uchiha i przeprosiny? To dopiero rzadki widok.
Haruno jest jedną z niewielu…właściwie, zacząłem się zastanawiać czy nie
jedyną? – Ujmę to inaczej … - poprawiłem się.
- To znaczy?
- Jeśli nie chcesz być ze mną w pokoju,
zrozumiem, ale chcę chociaż wyjaśnienia, wiesz dobrze, że …
Jej palec w
okamgnieniu znalazł się na moich ustach. Prychnęła.
- A czy ja powiedziałam, że nie chce?
- Tak to zabrzmiało.
- Naprawdę? Podobno jestem jak otwarta książka
… - przywołała moje słowa tonem osoby, która przeżyła już całe życie. –
Widocznie tej strony nie byłeś w stanie przeczytać.
Tym stwierdzeniem
wyraźnie naruszyła przestrzeń zwaną ‘dumą’. Zbliżyłem się do niej tak, że
niemal czułem jej oddech na swojej skórze. Sakura wertowała mnie zwężonymi
tęczówkami, a jej dłoń zadrżała, kiedy ją chwyciłem.
- W twojej książce nie ma strony, której nie
potrafiłbym przeczytać – syknąłem. – Wszystkie są dla mnie wyraźne i
przejrzyste. Zwłaszcza po tym jak dodałaś do niej nowe rozdziały.
- Nowe rozdziały?
- Wczoraj.
- Ah tak – mruknęła. Widocznie moja
pomysłowość ją zauroczyła, ponieważ moim oczom nie uciekł cień uśmiechu jaki
przemknął po jej twarzy. – Rzeczywiście dodałam kilka rozdziałów.
Oplotła moją rękę
palcami.
- Podobały ci się? – zapytała.
By dokonać odzewu na
takie zapytanie, potrzebowałem więcej czasu, ale świadomość tego, iż go nie
posiadam zmusiła mnie do natychmiastowej reakcji. Ściągnąłem niezadowolony
brwi.
- Już zanim zacząłem czytać, byłem
zaciekawiony treścią. Kilka fragmentów mnie zaintrygowało, kilka wywołało
podziw, ale były też takie, które znienawidziłem.
Oboje doskonale
wiedzieliśmy o czym mowa. Jej rysy twarzy stężały – posmutniała. Jak mam jej
powiedzieć co tak naprawdę planuje zrobić z Eizo, skoro najmniejsza uwaga
(nawet ta niedosłowna, wysłana w formie przenośni) działa na nią odrzucająco?
Haruno otwierała
usta, jednak ja obróciłem się na pięcie i ruszyłem ciągnąc ją za sobą. Nie
protestowała. Chciałem, aby atmosfera z dzisiejszego poranka zachowała się już
na zawsze. Chciałbym, aby nie było żadnej kwestii, która mogłaby naruszyć ten
idealny stan. Chciałbym, aby w naszych pamięciach nie było mojego odejścia, nie
było śladów Eizo, przyjaciół za, którymi tęskni. Tylko ja i ona – bez większego
wglądu w przyszłość i przeszłość.
Ale najbardziej
chciałbym, aby plan Destrukcja nie
istniał.
Przygotowania do
zebrania w sobie sił trwały. Mimo początkowej determinacji, im bardziej dumałem
nad ogółem, tym mniej posiadałem ochoty na wyznanie prawdy Sakurze.
Słuchaj,
mam zamiar zniszczyć naszą rodzinną wioskę. Zlekceważ proszę ten fakt i nadal
traktuj mnie tak jak teraz. Bądź przy mnie i racz uśmiechami, które
doprowadzają mnie do szaleństwa. Tak jak by nic się nie wydarzyło, a moja
zemsta była tylko iluzją.
Toż to jeden z
najwyższych poziomów kretynizmu. Czego ja oczekiwałem? Neutralności na
wiadomość, która tak naprawdę doszczętnie zniszczy jej psychikę? Dlaczego nadal
ją zwodzę, przywiązuje do swojej osoby, wiedząc, że skończy się to jedynie
cierpieniem? Powinienem bardziej …
- Szefie! Szefie!
Nie musiałem
analizować tonacji głosu, aby wiedzieć do kogo on należy. Dopiero teraz do
moich uszu dotarły odgłosy głośnego i żwawego dudnienia o marmurową podłogę.
Wraz z Sakurą odwróciliśmy się prawie w tej samej chwili, czekając na Suigetsu.
Nim jednak to
nastąpiło, usłyszałem kolejny trzask drzwi. Silny i stanowczy. Do poprzedniego
dudnienia dołączyło się nowe, równie szybkie.
- Co się dzieje? – wyszeptała Sakura, patrząc
na zmianę we wszystkie możliwe końce korytarzy.
Jako pierwszy zza
ściany wyłonił się Suigetsu i prawde mówiąc, nie byłem przeszczęśliwy, gdy
ujrzałem wyraz jego twarzy.
Zszokowany,
niedowierzający. Jak gdyby właśnie ukazała mu się istota nie z tej ziemi i
powierzyła zadanie, od którego zależą losy ludzkości.
Nie …to głupi
przykład.
- Suigetsu, co jest? – wyrwała się
różowo-włosa, pędząc w jego stronę. Postanowiłem pozostać w miejscu i czekać na
kolejnego przybysza, który nadal zbliżał się w naszym kierunku.
- Szefie, nie uwierzysz! – Suigetsu zignorował
pytanie Sakury i patrzył na mnie w kompletnym oszołomieniu. Zrobiłem krok w
przód.
- Przestać się drzeć i powiedz co się stało –
rozkazałem.
Przełknął ślinę i
rozpoczął walkę z niespokojnymi oddechami, które zabraniały mu wypowiadać się
ze spokojem. Hozuki przyłożył zaciśniętą pięść do klatki piersiowej, nadając
sercu odpowiedni rytm.
- Ka-Karin… - wykrztusił, po czym zakaszlnął
gwałtownie. – Karin siedzi nieprzytomna w kuchni …
Cisza.
Bo jaka miałaby być
reakcja na taką wiadomość? Pewnego dnia przybiega do mnie Suigetsu (odwieczny rywal
Karin) i informuję o jej stanie, jakby bezpieczeństwo czerwono-włosej stanowiło
dla niego największą świętość.
Jako pierwsza
opamiętała się Sakura:
- Uspokój się – pochyliła się nad nim. – Może
była zmęczona i zasnęła…
Prychnął. Poderwał
się i wyprostowawszy wbił we mnie wzrok, wołający o natychmiastową interwencję.
- Ona jest nieprzytomna …związana! –
dokończył.
Żołądek podszedł mi
do gardła. Sakura odsunęła się od niego raptownie i odwróciła, by ujrzeć moją
reakcję. Wysłaliśmy sobie nawzajem zagubione spojrzenia.
Co tu się u licha
stało?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz