czwartek, 1 listopada 2012

Rozdział 51




Kiedy odzyskałam świadomość, pierwsze co poczułam to piekący ból pod oczami. Ale to była chyba tylko jedna rzecz wiążąca się z nieprzyjemnościami – o dziwo. Ponieważ oprócz tego w mojej głowie migały obrazy z wczorajszej nocy. Migały i przyprawiały mnie o ciarki, szybkie bicia serca (już na początek dnia) plus obce samopoczucie. Nigdy nie czułam się tak jak teraz. Taka szczęśliwa i dziwnie zafascynowana całym zajściem, ale bynajmniej nie chciałam się pozbywać tego uczucia, ba! Byłam gotowa o nie walczyć i stawić swoje życie na szali. Od czasu odejścia Sasuke i śmierci rodziców nie skumulowało się we mnie, aż tyle hormonów szczęścia. Podziwiałam samą siebie. Ogarniała mnie duma.
A czemu by nie? Zburzyłam barierę, którą postawił mi przed nosem Eizo i odgrodziłam się od niego czymś zupełnie nowym. Niezniszczalnym murem, który pomógł mi zbudować Sasuke. To jest prawdziwy powód do dumy. Zmagałam się z tym od wielu lat i wreszcie osiągnęłam wymarzony cel. Nawet nie obchodziło mnie jak czuje się w tym momencie mój były narzeczony. Wyzbyłam się tej troski względem niego.
Chyba zaczęłam coś nowego.
Skręciłam w inną uliczkę, która prowadzi do szczęścia.
Ale czy na pewno? To wszystko wydawało się dosyć podejrzane. Taki nagły przypływ radości? To nie w stylu mojego reżysera, chociaż …on lubił zaskakiwać. W jednej chwili czułam nieopisane szczęście, po czym całość kończyła się tragedią. Jednak to było coś zupełnie innego. To było szczęście, którego on dotąd mi nie ofiarował. Dlaczego więc zdecydował się zrobić to właśnie teraz?
Otworzyłam oczy. Miałam dość stanu zadumy, zwłaszcza, że prowadził mnie do nieszczęśliwych wniosków i masy podejrzeń.
Wtedy usłyszałam miarowe oddechy. Miarowe oddechy – nie moje!
Sasuke nadal tu jest! Dopadła mnie drętwica. Nie żeby mnie to zdołowało, raczej mile zaskoczyło. Odkąd pamiętam już z rana opuszczał pomieszczenie, a zazwyczaj spotykałam go na korytarzach kryjówki lub w kuchni. A teraz był tu i to sprawiło, że dotąd idealna harmonia między naszymi wdechami i wydechami, została perfidne zmiażdżona przeze mnie i ogarniające mnie podniecenie.
Nie tracąc cennego czasu, zwróciłam się ku niemu, usuwając z czoła drażniący mnie kosmyk włosów. Swoją drogą ich stan był wręcz karygodny.
O cholera! Pomyślałam, wytrzeszczając oczy, gdy kilka cali przed sobą ujrzałam parę czarnych tęczówek.
 - S-Sasuke … - zająkałam się i szybko odsunęłam dłoń, którą planowałam umieścić na jego torsie.
Parsknął kpiarskim śmiechem, po czym położył rękę na moim policzku.
Leżał rozluźniony, a głowę opierał na ramieniu. Znowu był kompletnym przeciwieństwem mnie samej. Podczas, gdy od niego kipiał spokój, ja wręcz dygotałam, dumając nad diametralną zmianą jaka naszła nasze stosunki. To było szaleństwo. Jak mam się zachowywać przy mężczyźnie, z którym wczoraj uprawiałam seks? Oczywiście w tym pytaniu, tam gdzie wolne miejsca, należy wstawić kilka kwestii, które dodałyby odrobinę dramaturgii.
 - Naprawdę jesteś przewidywalna – odezwał się, a po jego twarzy nadal rozlany był cyniczny uśmieszek.
 - O czym ty mówisz? – zapytałam.
Uchiha pogładził moje lico kciukiem, a wewnątrz mnie strzeliła masa iskierek. To uczucie szybko jednak odpłynęło, gdyż Sasuke zabrał rękę i podniósł się lekko, podpierając łokciem.
Kołdra zsunęła się i odkryła jego tors, a mi przypomniało się jak namacalnie mogłam go poczuć podczas ostatniego wydarzenia.
Zagryzłam dolną wargę.
 - Wiedziałem, że dzisiaj rano będziesz się krępować – wypalił, jakby to, że rzeczywiście się krępuję, w ogóle do niego nie przemawiało. – Ale wiesz co? – mówił dalej. – Nie lubię jak się krępujesz, zwłaszcza w moim towarzystwie.
 - Nie lubisz jak się mazgaję i krępuje – wystawiłam dłoń i zaczęłam liczyć na palcach z udawanych przejęciem. – Wezmę sobie te rady do serca i zapamiętam.
Sasuke prychnął.
 - Nie wierzę.
 - W co?
 - Że weźmiesz sobie te rady do serca.
 - Po pierwsze – warknęłam. – Wcale się nie krępuję. Może na początku była to dość …dziwna sytuacja, ale oczywiście musiałeś mnie zdenerwować.
 - Co? – nachmurzył się. – Przecież nic nie zrobiłem…
 - Zacząłeś naśmiewać się z tego, że się krępuję!
 - A więc jednak się krępujesz? – uśmiechnął się szelmowsko. W tym momencie moja pięść zaczęła niebezpiecznie drgać. Ah, tak dawno nie przyłożyłam Naruto… Chyba nic się nie stanie jeśli nadrobię zaległości na kimś innym.
Właściwie nie umiem sobie wyobrazić jak uderzam Sasuke w ten sam sposób co mojego przyjaciela.
 - Skończmy ten temat – rzekłam ostatecznie i wymijając go, skierowałam się do szafy. Czułam na sobie jego przenikliwe spojrzenie, ale mimo to uparcie starałam się udawać, jak gdyby wszystko było w porządku. Wygramoliłam spod sterty nieschludnie złożonych ubrań czarne leginsy i ciemno różową tunikę. Wyprostowałam się z materiałem w rękach i znów naszło mnie uczucie, że od tego momentu zaczęłam zupełnie nowe życie.
Życie wraz z Sasuke.
Odwróciłem się ku niemu. Usta nadal miał wygięte w złowieszczym uśmiechu, stał jak gdyby nigdy nic i lustrował mnie bacznie. Przez chwilę naszła mnie myśl, iż on z pewnością również miał wiele wersji mojego porannego nastroju. Może chociaż w połowie zdaje sobie sprawę z tego, jak wielka rewolucja nastąpiła przez ostatnie dwa dni w moim życiu.
Podszedł do mnie.
Korciło mnie, aby go pocałować, ale nie wiedziałam czy mogę to zrobić. Nie czułam się wciąż na tyle swobodnie. Zamiast tego wtuliłam się do jego torsu, spragniona męskiego zapachu, który tak intensywnie na mnie działał. I tym razem również wciągałam go z prawdziwą przyjemnością. Pieścił moje nozdrza, a ja nie mogłam powstrzymać cichego westchnięcia.
 - Jak się czujesz? – usłyszałam nad sobą. W jego głosie wyczułam słabą nutę zatroskania, ale i tak przeważała obojętność.
 - Dobrze. Naprawdę dobrze.
 - A dokładniej? – drążył.
Od kiedy jest taki ciekawski?
Ale jakby przeanalizować większość wydarzeń; już nie raz zadawałam sobie takie pytania. Chyba bez sensu dodawać do listy nowe, skoro na poprzednie nie uzyskałam dotąd odpowiedzi.
Odchrząknęłam. Miałam zamiar przedstawić mu sporą część refleksji jakie naszły mnie wczorajszej nocy, jak również dzisiejszego ranka. Mimo to nie podniosłam wzroku. Głowę nadal opartą miałam o jego nagi tors. Odważyłam się umieścić na nim dłoń.
 - To co zrobiliśmy wczoraj było kompletnym wariactwem – wyznałam, poważniejąc. – Zdajesz sobie sprawę z tego co się stało?
 - Żałujesz? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Tym razem owe słowo przesiąknięte było czymś co na pozór wydawało się gniewem, ale po głębszej analizie, doszłam do wniosku, że wymieszane jest ze smutkiem.
Czy żałuję?
 - Nie – z moich ust wydobył się chichot. Nie musiałam patrzeć, aby wiedzieć, że mam na sobie zaskoczone tęczówki Sasuke. – Naprawdę nie żałuję. Tak właściwie czuję, że to jedna z lepszych rzeczy, które w życiu zrobiłam. Chciałam tego. – ostatnie zdanie dodałam ledwie dosłyszalnym szeptem.
 - Ja też – odrzekł.
Uchiha odsunął mnie od siebie i dłuższą chwilę w ciszy spozierał mnie wzrokiem, którego nie umiałam odczytać. To była jedna z tych wersji jego spojrzenia, jakie wciąż były dla mnie zagadką.
 - Coś nie tak? – ciążyło mi to milczenie, a jego wzrok uciskał mój żołądek.
Nie odpowiedział.
Staliśmy chwilę w milczeniu. Usta Sasuke w końcu delikatnie zadrżały, sądziłam, że będzie chciał coś powiedzieć, lecz on minął mnie i skierował do łóżka. Z wielkim zainteresowaniem patrzyłam jak schyla się, aby następnie wyciągnąć spod mebla olbrzymią torbę podróżniczą.
Miał na sobie tylko błękitne bokserki, przez myśl przemknęło mi, iż jego tyłek jest niezwykle seksowny.
Zarumieniłam się. Sakura! No to już gruba przesada!
Pokręciłam raptownie głową, chcąc odgonić lubieżne myśli. Do tej pory nie miałam z czymś takim styczności. Do tej pory praktycznie nie było osoby, która mnie podniecała. Nawet Eizo. Kochałam go, ale nasz związek (określam tym mieniem stan, w którym nie wystąpiła żadna przemoc fizyczna) był zbyt krótki, abym mogła zdążyć dość do takich przemyśleń. Ale szczerze mówiąc, Eizo był niczym w porównaniu do Sasuke.  I chociaż Uchiha nie dysponował tak umięśnionym ciałem i był niższy od blondyna, ja zrobiłabym wiele, żeby powtórzyć to, co działo się wczorajszej nocy.
Jego ubawione westchnięcie zbudziło mnie z letargu.
Spojrzałam na niego nierozumnie. Czarnooki rzucił mi pod nogi pustą torbę i znów zjawił się kilka milimetrów przede mną.
 - Czy twoje czerwone policzki są wynikiem wspomnień ostatniej nocy?
Zadrżałam. Najpierw z niedowierzenia, a później nie ze złości. Jego niezwykły dar spostrzegawczości zaczął mnie porządnie drażnić. A może to rzeczywiście ja jestem jak otwarta księga?
Niech to diabli. Jestem piekielnie szczęśliwa i to się dla mnie liczyło! W tym momencie nic nie było w stanie stłumić mojej radości, nawet fakt, że nie mam obok najdroższych mi przyjaciół.
 - Jesteś kretynem – zareagowałam szybko na jego poprzednią uwagę, żeby nie wziął mnie za jeszcze większą wariatkę. Nie odbyło się bez zwyczajowego kuksańca w bok.
 - Jestem tu zaledwie dwa dni, a już zdążyłem usłyszeć tą obelgę z ust dwóch kobiet …
 - Więc coś w tym jest – wystawiłam mu język i już miałam sięgać po torbę, kiedy nagle poczułam niesamowite ciepło, które wręcz rozlało się na moich wargach. Otworzyłam szerzej oczy i poczułam jak Sasuke uśmiecha się podczas pocałunku. On doskonale wiedział, że nie potrafię się kontrolować, że chcę tego jak niczego innego na świecie.
Odwzajemniłam gest, ale zrobiłam to w miarę przyzwoicie tak, aby nie dać mu żadnej satysfakcji.
 - Czyli już opuszczamy Kiri? – zwróciłam się do niego.
Przytaknął.
 - Festyn minął.
 - A my skorzystaliśmy tylko z jednego dnia – dodałam.
Sasuke się wzdrygnął.
 - Przeszkadza ci to? Bo wczoraj nie widziałem u ciebie żadnych oznak ochoty na skorzystanie z Drugiego Dnia festiwalu – wypalił, używając złośliwego tonu i uśmiechu, ale ja …nie byłam zła, ani skrępowana. Już nie. Zamiast wybuchnąć gniewem, moje ciało ogarnął nieopisany spokój, zamknęłam oczy i uniosłam kąciki ust do góry.
Teraz nawet przed nim nie ukrywałam nawracających wspomnień.
 - Masz rację. Ten Drugi Dzień nie mógłby się równać z tym co naprawdę przeżyłam.
Cień zdziwienia przeleciał po jego twarzy, jednak zaraz potem przyciągnął mnie do siebie i zatopił twarz w moich włosach, których nadal nie doprowadziłam do porządku. Ale nie przeszkadzało mi to. Nic mi nie przeszkadzało. Mogłabym stać przed nim naga i nadal czułabym tą samą błogość.
 - Zacznijmy się pakować – rzekł po chwili.
SASUKE
Z ręką na sercu mogłem przysiąść, że z tych wszystkich rzeczy, których spodziewałem się po Sakurze (a spodziewałem się wiele), do głowy nie wpadło mi, że pożegnanie z Kiri będzie tak uciążliwym zadaniem. Tutaj byliśmy zaledwie dwa dni, a okrążyliśmy ją całą chyba z pięć razy. Najpierw rozpoczęły się poszukiwania Tomi. Po tym jak wyznałem Sakurze, iż po części to właśnie ona była moją motywacją, nie potrafiła odpuścić.
 - Muszę się z nią zobaczyć i podziękować, Sasuke – rzekła, stawiając na końcu wyraźną kropkę. Potem nieco się skomplikowało. Brunetki nie było w sklepie, ale zielonooka mimo to brnęła uparcie przed siebie. Ostatecznie (przypadkowo) napotkaliśmy Tomi razem z Michio przy sklepie z bronią dla doświadczonych ninja – i to był jedyny aspekt, działający pozytywnie na moje samopoczucie. Podczas, gdy Sakura gawędziła z Tomi na temat głupoty jaka tli się w głowach facetów, ja mogłem się od tego odłączyć i dowiedzieć się jaki styl rzucania preferuje Michio. Okazało się, że punkt widzenia jeśli chodzi o kunai’e, shurikeny i katany mamy dość podobny.
 - Mam nadzieje, że jeszcze kiedyś się spotkany – zagaiła Haruno, kiedy już po raz etny szarpnąłem ją za kawałek płaszcza. Tomi, która do tej pory głowę miała opartą na ramieniu swojego mężczyzny, oderwała się od niego i podeszła do naszej dwójki.
 - Mówią, że świat jest mały – powiedziała ochoczo. – Myślę, że jeszcze będziemy się miały okazję spotkać, a jeśli jakiś cudem to się nie stanie… mogę zdradzić, że razem z Michio jesteśmy na każdym festynie.
Haruno automatycznie się rozpromieniła.
 - Zapamiętam to sobie – wszyscy na zmianę podawaliśmy sobie ręce, a ja przez chwilę miałem wrażenie, że z oka Tomi wyleciała jedna, samotna łezka. Odgoniłem od siebie te myśli i skupiłem na czasie teraźniejszym. I chociaż Micho wydawał się być naprawdę w porządku, ja i tak nie myślałem o niczym innym, jak o ewakuacji z tego miejsca.
I co? Ja naiwny myślałem, że to już koniec niespodzianek? Prośba Sakury z ostatniej chwili? Możemy wrócić razem z Juugo i Suigetsu, przecież należymy do tej samej organizacji. Jasne …tyle, że w moim mniemaniu wizja sam na sam z Sakurą przedstawiała się w o wiele lepszym świetle. I być może spełniłaby się, gdyby nie fakt, że Suigetsu i Juugo sami nas znaleźli. Akurat złożyło się, że oni również przygotowali się do podróży powrotnej. O ironio, pomyślałem znad półprzytomnych powiek. Ale nie ukrywałem …ubawiłem się. Obserwowałem  Suigetsu, który raz po raz, nerwowo zerkał na dłonie moje i Sakury, splecione ze sobą. Ta nierozumna bruzda na jego czole i wątpliwości, czy, aby na pewno nie zginie, kiedy odważy się zadać to pytanie. Swoją drogą, kiedy zacząłem się zastanawiać jakie pytania mógłbym zadać, uświadomiłem sobie, że nawet gdybym chciał, nie byłbym w stanie mu odpowiedzieć.
Szefie, czy jesteście parą?
Nie. Uprawialiśmy tylko wczoraj seks i diabli wiedzą co dalej.
Gdy ta scena zmaterializowała mi się w myślach, prychnąłem tak głośno, że zwróciłem uwagę wszystkich podróżujących.
Nawet ja sam brałem siebie za wariata, więc ich opinia była mi już kompletnie obojętna.
Potem odpłynąłem myślami do Sakury i jej ciała. W końcu mogłem go poczuć, dotknąć, rozkoszować się jej delikatną skórą, przyśpieszonym oddechom i iskierkami podniecenia w jej oczach. Powinno mnie to nie obchodzić, ale mimo to starałem się z całych sił, by sprawić, żeby jej pierwszy raz był naprawdę wyjątkowy.
Cholera.
Tak czy inaczej, przypomniałem sobie o Eizo i mojej nienawiści. Czułem jak płynęła mi z krwią w żyłach i tylko ponaglała do jak najszybszego pozbycia się obiektu. Była niemal ta silna jak dawna nienawiść względem brata. Tu również chodziło o bliskie memu sercu osoby. Tak. Sakura była mi bliska. Pognałem za śladami Suigetsu i w czasie skakania po drzewach, również taksowałem wzrokiem nasze splecione dłonie.
Błyskawica przyjemności, wstrząsnęła całym moim ciałem. Zdawało się, że jeszcze bardziej uzależniłem się od tej kobiety. Pragnąłem jej ciała i duszy. Przed nami rozpościerały się korony drzew i krzewy, a ja nagle zapragnąłem być jak najdalej od kryjówki. Od Eizo, Karin, Madary i jego intryg – z dala od tej monotonii. Zawsze jak przebywałem z Sakurą, zbierałem jednocześnie nowe doświadczenia.
Właśnie Madara … dobra, zmiana planów. Był powodów, dla którego chciałem go dzisiaj ujrzeć w kryjówce, a mianowicie jego cholerni szpiedzy i ta kontrola, jak gdyby był moim ojcem. Pfu! Ogarnęła mnie złość na samego siebie, za to, że użyłem tak idiotycznego porównania. Mój ojciec nie byłby zadowolony.
Ale  z jakiś powodów zaufałem Madarze i pozwoliłem mu namieszać w mojej zemście. Dopiero, gdy zjawiła się Sakura zacząłem się zastanawiać dlaczego naprawdę tak postąpiłem i wplątałem się w jakieś szalone intrygi. Wszystko diametralnie się zmieniło. Miałem zamiar powiedzieć Sakurze o moim planie i znieść każdą reakcję, z kolei Madarę uświadomić tylko, że to ja jestem władcą tej zemsty, nie on …
Wówczas pomyślałem, że nie żywię żadnego żalu wobec Konohy.
Dlaczego? Przeraziłem się tym odkryciem. Przecież to ona wybiła mój klan, chciała go zniszczyć nie biorąc pod uwagę krzywd, które wyrządziła mnie i Itachi’emu.
Po głębszym namyśle, zdecydowałem stać się zwykłą szarą kartką i przebrnąć przez resztę trasy, nie poruszając kolejnym tematów.
*
Przed nami rozpościerały się kolejne kilometry lasu, ale był ten jeden detal, który odróżniał się od innych – i tylko nasza czwórka była świadoma jego obecności. Wejście do kryjówki na pierwszy rzut oka wyglądało niewinnie. Wiał lekki wiatr, a liście fruwały wokół nas, zmuszając do zwrócenia na nich uwagi.
Suigetsu złapał do ręki jeden z nich i zaczął wertować go wzrokiem, jakby był jednym z cenniejszych przedmiotów, które widział w swoim życiu. Tymczasem był to tylko liść – symbol mojej rodzinnej wioski.
Juugo zatrzymał się obok mnie i wziął ze mnie przykład, stawiając na pełne skupienie i taksowanie otoczenia. Skumulowałem w głowie całą esencję myśli, błagając, aby w jakiś sposób zadziałały.
Pustka.
Wokół nie znajdowało się żadne źródło chakry. Z dołu czułem jedynie Karin, ale nie zwróciłem na to zbytniej uwagi.
 - Już ci mówiłem szefie, że kiedy wyruszaliśmy też nikogo nie było – oświadczył biało-włosy, połowę swojej uwagi nadal poświęcając liściu. W końcu położył go na otwartej dłoni i zdmuchnął, a kawałek natury odpłynął wraz z biegiem, który wyznaczył mu nadchodzący powiew. Poczułem, że zrobiło mi się zimno. Byłem rozgorączkowany, ponieważ myśl, że gdzieś w pobliżu mogą znajdować się ludzie Madary, bezustannie się we mnie kłębiła i wychodziła na zewnątrz w najmniej odpowiednich momentach.
 - Robi się zimno – Sakura puściła moją dłoń i objęła się ramionami. Miałem ochotę przyciągnął ją do siebie i podarować jej własne ciepło. Dopiero wtedy zrozumiałem, że sam nie jestem w jego posiadaniu.
Ruszyłem przed siebie. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że jak dotąd Karin nie wyszła na zewnątrz i nie przywitała nas głupawym uśmieszek, zastanawiając się kogo nowego przytachaliśmy tym razem. A by się zdziwiła.
Odchyliłem wejście do kryjówki, kątem oka zerkając na resztę organizacji. Najwidoczniej tylko ja byłem tak niespokojny.
Hol prezentował się nienagannie i nic nie przykuło mojej zbytniej uwagi. Może za wyjątkiem ciszy, która od pewnego czasu zrezygnowała z bycia moim odwiecznym kompanem. Wściekałem się na Suigetsu, bo oczywiście w chwilach, kiedy tego potrzebowałem – milczał. Niech do diabli. Nawet Sakura dreptała obok mnie, zaciskając pięść na mojej koszuli tak jakbym miał ją obronić przed wszelkim złem tego świata. A ja zamiast skupiać się na tym, obmyślałem taktykę, jak też zdołam zapanować nad własnym gniewem, kiedy zobaczę jego. Bynajmniej nie chciałem robić nic pochopnie, ale z drugiej strony byłem świadom tego, jak bardzo brakuje mi kontroli nad podstawowymi ruchami ciała w ekstremalnych chwilach.
Nagle wszyscy się rozluźnili.
Suigetsu wepchał się między mnie i Sakure, po czym nas wyprzedził, wskazując na swój skromny plecaczek, rażący złotą tabliczką. Napisy na niej umieszczone pozostawały dla mnie tajemnicą, przez otumanienie.
 - No to koniec festiwalu! Idę się rozpakować – poinformował z szerokim uśmiechem. Odwrócił się na pięcie i już miał znikać, kiedy jego wzrok ponownie powędrował w dawnym kierunku. Spojrzał na mnie. – Dzięki Sasuke, że zgodziłeś się na odrobinę zabawy. Z tego co słyszałem całkiem ci się podobało.
I zniknął.
Chyba nawet lepiej, bo nie miałem bladego pojęcia co odpowiedzieć. Widocznie Sakura udzieliła im więcej informacji niż przypuszczałem. Wbiłem w nią wzrok, uważając, aby raz jeszcze nie rozpocząć fazy zachwycania się nad jej wyglądem.
Uśmiechnęła się z matczynym ciepłem, a zza jej pleców wyrósł Juugo. Uniósł torbę w ten sam sposób co wcześniej Hozuki.
 - Ja też idę się rozpakować. Mamy dzisiaj treningi?
 - Nie – odrzekłem. – Dzisiaj wyjątkowo wolne. I tak podróżowaliśmy już dość sporo.
Płowo-włosy przytaknął i odszedł. Byłem wgapiony w jego sylwetkę, póki nie rozpłynęła się przy pierwszym zakręcie.
Sakura schyliła się i sięgnęła po torbę, którą na krótką chwilę postawiłem na ziemi. Zdzwiony, wyprzedziłem ją, oplatając szelki palcami niczym wierny stróż.
 - Pozwól, że ja to poniosę.
 - Chciałam tylko pomóc – usprawiedliwiała się. Nie słysząc odzewu, chwyciła drugi koniec szelki i znów nasłała na mnie niezwykłe uczucie, unosząc kąciki ust ku górze. – Chyba nie masz nic przeciwko temu?
 - Nie – prychnąłem, choć męska duma nakazywała mi wyrwać jej przedmiot z ręki i w biegu ruszyć ku właściwemu pokojowi.
Nagle rysy twarzy Sakury stężały. Spojrzała to na mnie, to na hol, który ciągnął się przed nami, a na końcu zatapiał w czarnej otchłani. Dumałem nad tym jaka nagła myśl, pojawiła się w jej umyślę, lecz zanim zdążyłem podsunąć sobie pewne hipotezy i obalić niektóre z nich, Haruno obróciła się w drugą stronę i wskazała palcem na drogę, którą niedawno podążył Juugo.
 - Chodź. Zaniesiemy to do mojego pokoju.
 - Twojego pokoju? – powtórzyłem, jakby mówiła do mnie w obcym języku. Pokiwała głową jak gdyby nigdy nic i zaczęła przeć do przodu. Zatrzymała się pod ciężarem torby, która z mojej winy nie ruszyła się o milimetr. – Gdzie znajduje się twój pokój?
Suigetsu jednak miał rację. Ta kobieta zdecydowanie za często zmieniała swoje położenie. Na końcu można się pogubić.
Przekręciła oczami, jakby sama do końca nie była zdecydowana.
 - To ten pokój, który dzieliłam razem z Orichi’m. Nie pamiętasz? – urwała, spuszczając głowę. – Dobra, od teraz przysięgam, że już nigdy więcej nie zmienię pokoju w tej kryjówce. Ten będzie moim ostatecznym.
Ten? zapytałem samego siebie i o dziwo tym razem byłem w stanie odpowiedzieć. Spojrzałem przelotnie na Sakurę, po czym wyprzedziłem ją. Haruno ruszyła za mną nadal trzymając kurczowo torbę i pilnując każdego kroku.
 - Jeśli chodzi o postanowienie pozostania już na zawsze w jednym pokoju, nie mam nic przeciwko – zagaiłem, sunąc przed siebie. Starałem się nie obserwować jej nawet kątem oka. – Ale co do pokoju, który wybrałaś, nie zgadzam się. Wracasz z powrotem do mnie i koniec.
Co mi z unikania jej oblicza, skoro Sakura wzdrygnęła się tak bardzo, że fala zdziwienia była odczuwalna również dla mnie.
 - C-co? Ale Sasuke, ja … - zająkała się.
Nie pozwoliłem jej dokończyć.
 - Może chcesz wrócić do Eizo, co?
 - O czym ty mówisz? – przystanąłem i odwróciłem się ku niej. Gdzieś w tle rozszedł się trzask drzwi, a następnie spowolnione kroki. Przeczekałem, aż ucichną, lekceważąc jej zmarszczone brwi. – Nie chcę tego i ty dobrze o tym wiesz, proszę cię …
 - Wiem. Przepraszam – to słowo wyrwało mi się zupełnie pozbawione kontroli, a reakcja Sakury, wcale nie wywarła na mnie szczególnego wrażenia. Sasuke Uchiha i przeprosiny? To dopiero rzadki widok. Haruno jest jedną z niewielu…właściwie, zacząłem się zastanawiać czy nie jedyną? – Ujmę to inaczej … - poprawiłem się.
 - To znaczy?
 - Jeśli nie chcesz być ze mną w pokoju, zrozumiem, ale chcę chociaż wyjaśnienia, wiesz dobrze, że …
Jej palec w okamgnieniu znalazł się na moich ustach. Prychnęła.
 - A czy ja powiedziałam, że nie chce?
 - Tak to zabrzmiało.
 - Naprawdę? Podobno jestem jak otwarta książka … - przywołała moje słowa tonem osoby, która przeżyła już całe życie. – Widocznie tej strony nie byłeś w stanie przeczytać.
Tym stwierdzeniem wyraźnie naruszyła przestrzeń zwaną ‘dumą’. Zbliżyłem się do niej tak, że niemal czułem jej oddech na swojej skórze. Sakura wertowała mnie zwężonymi tęczówkami, a jej dłoń zadrżała, kiedy ją chwyciłem.
 - W twojej książce nie ma strony, której nie potrafiłbym przeczytać – syknąłem. – Wszystkie są dla mnie wyraźne i przejrzyste. Zwłaszcza po tym jak dodałaś do niej nowe rozdziały.
 - Nowe rozdziały?
 - Wczoraj.
 - Ah tak – mruknęła. Widocznie moja pomysłowość ją zauroczyła, ponieważ moim oczom nie uciekł cień uśmiechu jaki przemknął po jej twarzy. – Rzeczywiście dodałam kilka rozdziałów.
Oplotła moją rękę palcami.
 - Podobały ci się? – zapytała.
By dokonać odzewu na takie zapytanie, potrzebowałem więcej czasu, ale świadomość tego, iż go nie posiadam zmusiła mnie do natychmiastowej reakcji. Ściągnąłem niezadowolony brwi.
 - Już zanim zacząłem czytać, byłem zaciekawiony treścią. Kilka fragmentów mnie zaintrygowało, kilka wywołało podziw, ale były też takie, które znienawidziłem.
Oboje doskonale wiedzieliśmy o czym mowa. Jej rysy twarzy stężały – posmutniała. Jak mam jej powiedzieć co tak naprawdę planuje zrobić z Eizo, skoro najmniejsza uwaga (nawet ta niedosłowna, wysłana w formie przenośni) działa na nią odrzucająco?
Haruno otwierała usta, jednak ja obróciłem się na pięcie i ruszyłem ciągnąc ją za sobą. Nie protestowała. Chciałem, aby atmosfera z dzisiejszego poranka zachowała się już na zawsze. Chciałbym, aby nie było żadnej kwestii, która mogłaby naruszyć ten idealny stan. Chciałbym, aby w naszych pamięciach nie było mojego odejścia, nie było śladów Eizo, przyjaciół za, którymi tęskni. Tylko ja i ona – bez większego wglądu w przyszłość i przeszłość.
Ale najbardziej chciałbym, aby plan Destrukcja nie istniał.
Przygotowania do zebrania w sobie sił trwały. Mimo początkowej determinacji, im bardziej dumałem nad ogółem, tym mniej posiadałem ochoty na wyznanie prawdy Sakurze.
Słuchaj, mam zamiar zniszczyć naszą rodzinną wioskę. Zlekceważ proszę ten fakt i nadal traktuj mnie tak jak teraz. Bądź przy mnie i racz uśmiechami, które doprowadzają mnie do szaleństwa. Tak jak by nic się nie wydarzyło, a moja zemsta była tylko iluzją.
Toż to jeden z najwyższych poziomów kretynizmu. Czego ja oczekiwałem? Neutralności na wiadomość, która tak naprawdę doszczętnie zniszczy jej psychikę? Dlaczego nadal ją zwodzę, przywiązuje do swojej osoby, wiedząc, że skończy się to jedynie cierpieniem? Powinienem bardziej …
 - Szefie! Szefie!
Nie musiałem analizować tonacji głosu, aby wiedzieć do kogo on należy. Dopiero teraz do moich uszu dotarły odgłosy głośnego i żwawego dudnienia o marmurową podłogę. Wraz z Sakurą odwróciliśmy się prawie w tej samej chwili, czekając na Suigetsu.
Nim jednak to nastąpiło, usłyszałem kolejny trzask drzwi. Silny i stanowczy. Do poprzedniego dudnienia dołączyło się nowe, równie szybkie.
 - Co się dzieje? – wyszeptała Sakura, patrząc na zmianę we wszystkie możliwe końce korytarzy.
Jako pierwszy zza ściany wyłonił się Suigetsu i prawde mówiąc, nie byłem przeszczęśliwy, gdy ujrzałem wyraz jego twarzy.
Zszokowany, niedowierzający. Jak gdyby właśnie ukazała mu się istota nie z tej ziemi i powierzyła zadanie, od którego zależą losy ludzkości.
Nie …to głupi przykład.
 - Suigetsu, co jest? – wyrwała się różowo-włosa, pędząc w jego stronę. Postanowiłem pozostać w miejscu i czekać na kolejnego przybysza, który nadal zbliżał się w naszym kierunku.
 - Szefie, nie uwierzysz! – Suigetsu zignorował pytanie Sakury i patrzył na mnie w kompletnym oszołomieniu. Zrobiłem krok w przód.
 - Przestać się drzeć i powiedz co się stało – rozkazałem.
Przełknął ślinę i rozpoczął walkę z niespokojnymi oddechami, które zabraniały mu wypowiadać się ze spokojem. Hozuki przyłożył zaciśniętą pięść do klatki piersiowej, nadając sercu odpowiedni rytm.
 - Ka-Karin… - wykrztusił, po czym zakaszlnął gwałtownie. – Karin siedzi nieprzytomna w kuchni …
Cisza.
Bo jaka miałaby być reakcja na taką wiadomość? Pewnego dnia przybiega do mnie Suigetsu (odwieczny rywal Karin) i informuję o jej stanie, jakby bezpieczeństwo czerwono-włosej stanowiło dla niego największą świętość.
Jako pierwsza opamiętała się Sakura:
 - Uspokój się – pochyliła się nad nim. – Może była zmęczona i zasnęła…
Prychnął. Poderwał się i wyprostowawszy wbił we mnie wzrok, wołający o natychmiastową interwencję.
 - Ona jest nieprzytomna …związana! – dokończył.
Żołądek podszedł mi do gardła. Sakura odsunęła się od niego raptownie i odwróciła, by ujrzeć moją reakcję. Wysłaliśmy sobie nawzajem zagubione spojrzenia.
Co tu się u licha stało?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz