Już
przed wejściem byłem świadom,
że
z wnętrza
Haruno mogą wydobyć
się
najrozmaitsze reakcje na mój widok.
Osobiście
wolałbym, ażeby to promieniała z radości,
lub ewentualnie rzuciła mi się w ramiona. Lecz
rzeczywistość standardowo różniła
się
od tej z moich wyobrażeń.
Zamykając okno,
starałem wyrwać się z odrętwienia. Sakura siedziała na ziemi z mocno
rozstawionymi nogami, a dłonie zaciskała w pięści. Jej oczy były nieludzko
szeroko otwarte; cała drżała.
Musiałem wziąć się
do roboty i powstrzymać napady szczęścia, jakie zakiełkowały we mnie na jej
widok.
- Sakura… - zacząłem.
- To sen, to sen – lamentowała, patrząc w
podłogę. Poirytowany, ale też ogarnięty
masą wątpliwości uklęknąłem przed nią i chwyciłem za ramiona. Nasze spojrzenia
się spotkały.
- To nie jest żaden sen. To ja Sakura. Jestem
tutaj naprawdę, przyszedłem do ciebie.
Wzdrygnęła się.
Oprócz naszych oddechów, dochodziły do mnie dźwięki kropel deszczu
nacierających na szybę i wskazówki zegara, które żwawo podążały utartą wcześniej
ścieżką.
Raptem Sakura
strząsnęła moje dłonie i za pomocą rąk, cofnęła się do tyłu.
- Jak…? Jak mnie tu znalazłeś? Skąd
wiedziałeś, że ja…nie, to bezsensu!
- Nie mamy czasu na takie pytania – syknąłem.
– Dlaczego jesteś w szpitalu?
Milczała.
To prawda, że nie
widziałem jej ponad miesiąc. Byłem uodporniony na wszelakie zmiany, ale w tym
momencie miałem wrażenie, że odbywam właśnie konfrontację z osobą upośledzoną
psychicznie. Haruno swoją bladością mogła konkurować z trupem. Kilka włosów
przylepiło jej się do twarzy, a ubrana była zaledwie w jakiś cudaczny,
szpitalny fartuszek dla pacjentów.
Wtedy zmarszczyła
brwi.
- Czego tu chcesz?
- Teraz będziesz zgrywać twardą? Poza tym
wydaję mi się, że ja jako pierwszy zadałem ci pytanie.
- A ja nie mam żadnych podstaw, aby ci na nie
odpowiadać! Czego tu chcesz?!
- Nie krzycz, bo ktoś usłyszy – skarciłem ją,
kręcąc głową. Sakura zaczesała włosy do tyłu i dopiero wtedy spostrzegłem jak
cała dygocze. Wówczas zauważyłem też, że ja odziany jestem w strój treningowy
plus gruby płaszcz, kiedy ona występuje w cienkiej tkaninie.
Wskazałem palcem na
łóżko.
- Połóż się i przykryj kołdrą. Jest ci zimno.
- Idź stąd! – warknęła.
- Powiedziałem już żebyś była ciszej. Zaraz
ktoś tu przyjdzie.
- A myślisz, że do czego zmierzam?
- Szlag by cię – rzuciwszy pod nosem, zacząłem
się do niej zbliżać. Rozumiałem, że
okłamana kobieta nie może z początku okazywać słabości do dawnych
sprzymierzeńców, to jednak jej taktyka potwornie grała mi na nerwach. – Sakura…
chcę się tylko dowiedzieć czy coś ci się stało. Dlaczego jesteś w szpitalu? –
mówiąc to, nie przestawałem stawiać kroków w jej stronę.
Poderwała się na
równe nogi i wystawiła przed siebie dłoń.
- Będę cicho – szepnęła tonem ociekającym grozą.
– Będę cicho, ale błagam, nie zbliżaj się.
To wbiło w moje
serce perfekcyjnie naostrzony nóż.
S
A K U R A
Sekunda nie była
dostatecznie długa, bym mogła naprędce wymyślić sensowny plan. Przede mną stał
Sasuke Uchiha, ogarniało mnie lodowate zimno, a dodatkowo moje wewnętrze
uczucia ponownie rozpoczęły eliminację zdolności do logicznego myślenia.
Ach, co ja mówię?
Miałam czystą ochotę rzucić mu się w ramiona i krzyczeć w niebogłosy jak
cholernie się za nim stęskniłam.
Zamiast tego
wystawiłam przed siebie rękę i dałam mu zakaz zbliżania. Może nie należę do
najbystrzejszych, ale nie jestem też idiotką. Muszę zrobić wszystko, aby
powstrzymać miłość do Sasuke od przejęcia kontroli nad moim ciałem.
Spojrzałam na niego
hardo, wciąż niedowierzając własnym oczom.
- Zemdlałam z wycieńczenia w drodze do Konohy.
Dlatego jestem w szpitalu – wyjaśniłam prędko. – Lekarze kazali mi zostać
jeszcze dwa dni na kontrolę, poza tym odwiedzili mnie tu wszyscy przyjaciele i…
jakoś mój pobyt się przedłużył.
O tak, przedłużył
się. A głównym czynnikiem sprawczym była ciąża.
Chyba go
przekonałam. Przynajmniej to zdradzał wyraz jego twarzy. Zupełnie
nieprzygotowana na jego wizytę, szybko zadecydowałam, że póki co dziecko ma
pozostać dla niego sekretem.
- Sakura? – Sasuke znów zrobił krok do przodu.
– Chciałem porozmawiać. Uciekłaś z kryjówki bez niczego i…
- Jesteś idiotą – burknęłam.
Uchiha skrzywił się
jak największy półgłówek i gdyby nie powaga sytuacji, parsknęłabym śmiechem.
Zamiast tego zaczerpnęłam powietrza.
- Dlaczego przychodzisz do osoby, której
nienawidzisz? Gratuluję pomysłowości! – ukoronowałam go kilkoma klaśnięciami. –
Może ty lubisz odwiedzać takich ludzi i uprzykrzać im życie, to mimo wszystko
ja nie mam ochoty na pogaduszki z tobą.
Jego twarz
zazwyczaj była nie do odczytania, a teraz ujrzałam na niej wyraźne zaskoczenie,
potem minę, która jednoznacznie komunikowała: „Wróciła dawna Sakura.”
Prychnęłam oburzona.
Rozłożył ręce w
geście niezrozumienia.
- O czym ty mówisz do diaska?
- Już ty dobrze wiesz, o czym mówię! Teraz
będziesz udawał większego idiotę? Daruj sobie Sasuke, naprawdę…
- Słuchaj! – wszedł mi w słowo, a jego głos
był jak smagnięcie batem. – Nie wiem co chodzi po twojej lekkomyślnej główce,
ale…
- Nie jestem lekkomyślna – zbulwersowałam się.
Brew Sasuke zadrgała delikatnie.
- Pfu. To aż miesiąc, a ty nic się nie
zmieniłaś. Prawda w oczy kłuje, co?
Gapiłam się na
niego niczym krowa na pociąg. Cały strach i szok wyparowały w ułamku sekundy.
Zacisnęłam pięść i pokazałam ją Sasuke jako ostrzeżenie, ale on tylko westchnął
i zdjąć z głowy kaptur.
Widząc czerń jego
tęczówek i włosy w strąkach przemoknięte od wody, mój organizm nie zwlekał. Od
razu zalał się falą ciepła i teraz naprawdę byłam bliska przegraniu walki z
sercem.
Rozsądek,
rozsądek! Lamentowałam w myślach.
Na zewnątrz
trzasnął następny piorun.
Sasuke odchrząknął.
- Już wcześniej powiedziałem ci, że mamy mało
czasu. I mogę ci przysiąc, że bynajmniej nie podróżowałbym kilka bitych godzin,
by zobaczyć osobę, której nienawidzę. Chętnie udowodniłbym ci, jak bardzo
lekkomyślna jesteś, ale niestety przyszedłem tu w innym celu. I skoro ty nie
masz zamiaru mi tego wyjaśnić, ja przestanę bawić się w grzecznego chłopczyka.
Robiłem to już stanowczo za długo.
Przełknęłam ślinkę.
Jego słowa sprawiły, że żołądek podszedł mi do gardła; cokolwiek oznaczały.
- T-ty… ty kiedykolwiek byłeś grzecznym
chłopczykiem? – próbowałam zaatakować go jakąś kąśliwą uwagą, ale mój głos
drżał niemiłosiernie.
Myślałam, że Sasuke
wykorzysta ten czynnik jako pretekst do wszczęcia słownej wojny, jednak tak się
nie stało. Uchiha raz jeszcze zrobił krok ku mnie.
- Pytasz się mnie czy kiedykolwiek byłem
grzecznym chłopczykiem? – jego ton był jednocześnie chrapliwy i poirytowany. Na
nowo zaczął do mnie podchodzić. – A kto pozwolił ci miesiąc przesiadywać w
pokoju? Kto? Myślisz, że w normalnej sytuacji zrobiłbym to samo? Chciałem,
żebyś miała chwilę dla siebie, chciałem, żebyś to wszystko sobie przemyślała.
Postawiłem twoje dobro, ponad moją tęsknotę i żałość…
Wytrzeszczywszy na
niego oczy, zerknęłam za siebie, kiedy wyczułam na plecach ścianę. Sasuke
bezustannie mknął do przodu drażniąco powolnymi ruchami. Jak gdyby szykował się
do ataku na bezbronną ofiarę.
Przechylił głowę na
bok.
- Czy myślisz, że w normalnej sytuacji
poszedłbym z tobą na festyn? Nie.
Nienawidzę takich uroczystości, nienawidzę śmiechu, gwaru i pijanych ludzi
dookoła. Ale poszedłem. Stawiłem twoje szczęście ponad własny odpoczynek… Nie
wziąłbym Orichi’ego z domu dziecka, ale nie mogłem znieść twojego smutku i
rozczarowania. Zrobiłem to, abyś znowu się uśmiechała, bo…
- Sasuke…
- Masz tendencję do przerywania, wiesz? –
prychnął. Gdy był już kilka milimetrów przede mną, pochylił się tak, aby nasze
oczy znajdowały się na tej samej wysokości. – Boisz się – szepnął.
Nawet nie miałam
ochoty tego podważać. Trzęsłam się nieprzerwanie, a serce biło mi z zawrotną
szybkością. Słyszałam jego głuche uderzenia nawet w uszach.
- Nadal
uważasz, że nigdy nie byłem grzecznym chłopczykiem? – zapytał.
- N-n-nie – wydukałam.
Sasuke zrobił
wyniosłą minę.
Momentalnie
przygarnął mnie bliżej siebie, chwycił ze ręce i przyparł do ściany. Jęknęłam
zduszonym głosem, kiedy zetknęliśmy się w paru strategicznych punktach ciała.
- Co ty robisz? – byłam rozhisteryzowana.
Kręciłam głową we wszystkie możliwe strony, a czarne tęczówki Sasuke migotały
tuż przed moimi oczyma.
Próbowałam się
wyrwać. Bezskutecznie.
- To całkiem przyjemne uczucie robić coś dla
kogoś – mówił dalej używając już spokojniejszego tonu. Zdrętwiałam. Patrzył
prosto w moje oczy. – Ale gdybym teraz podążył za tą zasadą, nadal
przesiadywałbym w kuchni i słuchał narzekań Suigetsu. Chciałem cię ujrzeć i nie
brałem pod uwagę tego, czy ty również będziesz chciała. Tym razem postawiłem
swoją osobę ponad ciebie. To też przyjemne uczucie.
Może to nie była
odpowiednia pora, ale gdy słuchałam tych słów, wylewających się potokiem z jego
buzi, pomyślałam, że nie wystarczająco doceniałam niektóre rzeczy, które dla
mnie zrobił.
Zagryzłam dolną
wargę. Puls rozsadzał mi głowę.
- Sasuke…
- Tak?
- Nie wiem co powiedzieć – wyznałam cicho.
- Nie musisz nic odpowiadać. Chciałem ci to
tylko wyjaśnić. Dlatego proszę cię… teraz to ty wyjaśnij mi co się wydarzyło.
Dlaczego uciekłaś?
Zacisnęłam oczy.
- Przecież powiedziałeś, że nie chcesz mnie
już więcej widzieć.
- Nic takiego nie powiedziałem – syknął,
nachylając się nade mną. – To pewnie wynik szoku. Zaczęłaś wmawiać sobie jakieś
rzeczy, aby wyeliminować wszelką sympatie względem mnie.
- Wcale nie! – upierałam się dalej. Byłam
przerażona, ale wiedziałam, że muszę się obronić. – Słyszałam! Słyszałam jak
rozmawiałeś z Taką. Wczoraj chciałam się z wami pożegnać… Madara mówił, że
jesteście w pokoju narad, więc tam poszłam i…
- Czekaj, czekaj! – przerwał mi, zapadając w
skupienie. Przez chwilę odniosłam wrażenie, że Sasuke zrobił zeza. Jego mina
wyraziła olśnienie. Olśnienie, którym był zażenowany. – O to ci chodzi…
- Idiota – fuknęłam. Miałam czystą chęć
grzmotnąć go kolanem w czułe miejsce i prawie by mi się udało, gdyby nie jego
noga. Zapomniałam, że oprócz rąk, człowiek obdarzony jest również dwiema innym
kończynami.
- Zważaj na swoje słowa, Sakura. Dla twojej
wiadomości… nie o tobie rozmawialiśmy.
- Hę? – zdziwiłam się.
Uchiha był tak
blisko, że omal stykaliśmy się czołami.
- Tak, dobrze usłyszałaś. To jest kolejny
dowód na to, że jesteś osobą lekkomyślną – zbliżył się. Jego głos zmroził mi
krew w żyłach. – Suigetsu wspominał czasy, kiedy znaleźliśmy w lesie małą
dziewczynkę. Wtedy mówiłem o niej. Nie lubię dzieci.
No dobra! Może
rzeczywiście źle to rozegrałam, ale… wciąż istniała możliwość, że ta wymówka
naprędce narodziła się w jego móżdżku.
Nie miałam wyboru.
To czy Sasuke mnie
nienawidzi czy nie, jest nieważne. W obliczu wojny takie rzeczy nie mają żadnej
wartości. Moje ciało dygotało. Patrzyłam na Sasuke z przestrachem i chyba po
raz pierwszy tak bardzo przerażała mnie jego osoba. Nawet nie śmiałam
przypuszczać jaki będzie następny ruch Uchihy. I tak mnie zaskoczy.
Tyle, że ja tez
mogę spróbować.
- Nienawidzę cię… - szepnęłam. Los Konohy
leżał teraz na moich barkach.
- Co? – Sasuke był doszczętnie skołowany, ale
ja… ja miałam poukładane wszystko jak na tacy. Chwilę temu pojęłam, że Sasuke
naprawdę zaatakuje Konohe, a ja nie jestem wystarczająco silna, aby go
powstrzymać.
Nagle Uchiha
spochmurniał.
- Nie powinienem się dziwić – westchnął
ciężko, wbijając wzrok w podłogę. Przyglądałam się mu kątem oka przez różowe
kosmyki moich włosów.
Zacisnęłam usta.
Teraz moja kolej.
Uniosłam głowę, by
napotkać jego wzrok. Nadal drżałam, ale starałam się choć odrobinę stłumić lęk
i pomyśleć czysto… potrzebowałam tego. Zaczerpnęłam powietrza.
– Nienawidzę
cię za to, że mnie okłamałeś, nienawidzę cię za to, że tak długi czas
wciskałeś mi bzdury dotyczące twojej zemsty, nienawidzę cię za to, że siedem
lat temu zostawiłeś mnie i Naruto, a sam odszedłeś do Orochimaru – urwałam,
krztusząc się własnymi łzami. Przynajmniej dotarło do mnie, że płaczę.
Pociągnęłam nosem.
[Muzyka]
- Nienawidzę cię za to, że tyle razy
ogłuszałeś mnie w sytuacjach, w których musiałeś się tłumaczyć! - poniosłam głos, nie patrząc na niego. –
Nienawidzę cię za te wszystkie przykre uwagi, które do mnie powiedziałeś! Za łzy,
które przez ciebie wylałam, za to, że odizolowałeś mnie od moich przyjaciół, za
to, że krzyczałeś na mnie i ratowałeś wtedy, kiedy chciałam pokazać ci, że
jestem silna! Ja…!! – Sasuke odgarnął mi za uszy parę zbłąkanych kosmyków,
przez co straciłam rytm. Kiedy przeszyło mnie jego ciepłe spojrzenie, zdawało
mi się, że się rozpłynę.
- Trochę się tego nazbierało – mruknął
tajemniczo.
- Ale ja jeszcze nie skończyłam! – ryknęłam,
trzęsąc głową. Wezbrałam w sobie olbrzymią ilość odwagi i wbiłam wzrok w swoje
nagie stopy. – Nienawidzę cię jeszcze za miliony innych rzeczy!! Ach, czasami
tak strasznie działasz mi na nerwy! Nienawidzę cię też za to, że chcesz zrównać
z ziemią mój dom i zabić najlepszego przyjaciela! Równie ważna rzecz, za którą
cię nienawidzę to to, co robisz z moim sercem, kiedy jesteś w pobliżu! – Uchiha
cofnął rękę i zerknął na mnie zaskoczony. Kontynuowałam: - Nikt nie zdoła tego
zliczyć! Nienawidzę cię za całą twoją egoistyczną postawę, ale też… - zrobiłam
pauzę. Uspokoiłam się. Chciałam położyć sobie rękę na piersi, chciałam poczuć
jak prędko bije moje serce, ale Sasuke nadal trzymał moje dłonie w stalowym
uścisku. Chlipnęłam głośno: - Ale też kocham cię! Kocham cię za tak wiele
rzeczy! Za to, że tyle dla mnie zrobiłeś, za te wszystkie momenty, kiedy się
uśmiechałeś i byłeś dla mnie miły. Kocham cię za to, że zawsze mnie ratowałeś i
byłeś, kiedy tego potrzebowałam. Jestem taka… taka głupia…
Dłoń Sasuke opadła
bezwładnie wzdłuż ciała.
Szlochałam cicho. Szczelnie
okryłam twarz kosmykami moich włosów.
Jeśli to w jakiś
sposób ma pomóc mi zatrzymać go przed unicestwieniem Konohy; musiałam to
zrobić! To prawda! Z Sasuke powinnam obchodzić się jak z naładowaną bronią,
ale… nawet jeśli to nie zadziała. Nawet jeśli nadal będzie chciał zaatakować
nasz rodzinny dom, nawet jeśli moja miłość do niego nie przemówi i odsunie ją
od siebie jak nic nie warty fragment życia… Nawet wtedy chcę, żeby chociaż był
tego świadom. Mojego bezustannego uczucia względem niego.
Uh. Nienawidziłam
Sasuke za tyle rzeczy, ale najogromniejszą nienawiść posiadałam właśnie do
miłości. To zdradzieckie uczucie! Towarzyszy mi przez całe życie wraz z
najlepszym przyjacielem; bólem.
Czułam, że muszę
coś dodać.
- Tylko nie śmiej się, że zrobiłam to tak
nagle, błagam… Jestem tak cholernie smutna, że się zjawiłeś, ale druga część
mnie…
Sasuke
prawdopodobnie nigdy się nie dowie co odczuwała druga część mnie, gdyż
znienacka wycisnął na moich wargach pocałunek. Długi, namiętny, słodki, ten, za
którym tęskniłam… Ach! Brakowało mi słów do opisywania! Myślałam, że zaraz się
rozpłynę i rozpocznę egzystencję w postaci lepkiej mazi, a Uchiha będzie
zmuszony sprzątnąć mnie z podłogi.
Aż zawrzałam, gdy
przywarł do mnie całym ciałem.
Byłam na granicy
eksplozji.
Koniec walki.
Rozsądek przegrał, zwyciężyło serce i moja miłość względem Sasuke. Już nie
brałam pod uwagę tego, czy Uchiha zniszczy Konohę, czy nie. Pragnęłam go
całego, a takie detale nie miały dla mnie żadnej wagi.
Deszcz nacierał na
szybę ze zdwojoną siłą.
Kolejny jasny snop
światła oświetlił przestrzeń w towarzystwie donośnego grzmotu.
Oddawałam każdy
pocałunek z tym samym zaangażowaniem. W tle słyszałam nasze przyśpieszone
oddechy. Nie miałam odwagi otworzyć oczu. Nie! Ja nie chciałam ich otwierać!
Ciało przejęło
kontrolę nad logiką.
Dlatego, gdy uścisk
na moich rękach zelżał, nie traciłam ani sekundy. Zarzuciłam Sasuke ramiona na
szyję i oplotłam go nogami w pasie. Czarno-włosy przywarł mnie do ściany,
jednocześnie podtrzymując. Znajdowałam się teraz wyżej od niego. Wczepiłem
palce w jego włosy i zaczęłam się nimi bawić.
- Masz pojęcie jak mi ciebie brakowało? –
wydusił w przerwie między pocałunkami. Nie wiedziałam co miały dla mnie
oznaczać te słowa. Równie dobrze mogły mi komunikować: „Akceptuję twoją miłość
do mej wspaniałej osoby.”, albo: „Cholera! Ta irytująca dziewucha znowu jest we
mnie zakochana. Muszę szybko zmienić temat, żeby już do tego nie wrócić…”.
Szkoda, że w tym momencie nawet moje serce obojętnie do tego podeszło. Pragnęło
Sasuke, a kiedy nadarzyła się okazja, wręcz nie mogło zaprzestać.
Czarno-włosy umieścił
dłonie na moich pośladkach i ścisnął lekko, jednocześnie pogłębiając pocałunki.
Jego oddechy były gwałtowne i głębokie. Łzy szczęścia wezbrały się we mnie na
wspomnienie wspólnych chwil. Przed oczami zmaterializował mi się obraz
prezentujący nasz pierwszy pocałunek. Kiedy to znienacka zaatakował mnie swoimi
ustami. Potem zjawiło się wyznanie w kabinie prysznicowej. Najbardziej
oryginalne i nietuzinkowe! To teraz nie zmieniłam o tym zdania! A potem…
I wtedy
usłyszeliśmy jak któreś drzwi na korytarzu się otwierają.
Oboje w okamgnieniu
oderwaliśmy się od siebie. Oczy Sasuke byłe rozwarte równie szeroko co moje.
- Sasuke… - pierwsza odzyskałam głos.
Uchiha objął mnie
mocno i zaniósł do łóżka. Kiedy umieścił mnie na miękkiej pościeli i już
zbierał się do oddalenia, chwyciłam mocno jego rękę i utkwiłam wzrok w czarnych
jak smoła oczach.
- Nie niszcz wioski, proszę… – pisnęłam,
zaciskając oczy. Kilka łez pociekło mi po twarzy.
Sasuke patrzył na
mnie pełen wyrzutów.
Po paru chwilach
nakrył mnie kołdrą, nachylił się i pocałował w czoło.
- Ktoś tu idzie – wyjaśnił, będąc milimetr od
mojej twarzy. Czułam jak jego oddech drażni moją skórę. – Czuję to.
Zaczął kierować się
do okna.
Zamarłam w bezruchu
i jedyne co byłam w stanie zrobić, to podążać za nim wzrokiem.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi osobiście,
żebym opuściła kryjówkę? – zapytałam znienacka wraz z nowym zapałem. – Dlaczego
ważniejsze były dla ciebie treningi … dlaczego nie poświęciłeś tych kilku
minut? Dlaczego? I ten błąd… żałujesz, że mnie zabrałeś z Konohy? Madara mówił
mi, że stwierdziłeś, iż mój bunt wszystko skomplikuje. – Sasuke zatrzymał się
gwałtownie i przez parę chwil przypominał posąg. Rozwarł szeroko oczy, ale
równie niespodziewanie zmarszczył brwi i zacisnął pięść. - Dlaczego sam mi tego nie powiedziałeś? Chcę
wiedzieć – trwałam w uporze.
Sasuke wbił we mnie
wzrok.
- Sakura – warknął. Naraz przybrał ten
lodowaty głos, który sprawiał, że każdy włos na mojej głowie zaczynał się
jeżyć.
- Powiedz mi – poprosiłam jeszcze raz.
Odwrócił się do
mnie tyłem.
- Cokolwiek mówił ci Madara… to nieprawda.
Zaniemówiłam.
Gdy otworzył okno,
zrozumiałam, że nie mam pojęcia co zrobi, kiedy będzie nasze kolejne spotkanie,
ani czy mam być radosna, czy też pogrążyć się w większym smutki i wyżalać nienarodzonemu
dziecku.
Dziecko!
przypomniałam sobie.
Mimochodem
zerknęłam na brzuch i położyłam na nim dłoń.
I wtedy pojęłam, że
nie mogę tego tak zostawić! Podniosłam się do pozycji siedzącej i hardo
spojrzałam na Sasuke, który już wspinał się na parapet.
- Śpij – polecił, czując na sobie mój wzrok.
– Dziękuję, że pozwoliłaś mi ze sobą porozmawiać.
- Za dwa dni – wydukałam.
Jego oczy
przeistoczyły się w dwa masywne pytajniki.
Usłyszeliśmy stukot
butów o podłogę.
- Za dwa dni bądź na polanie. Tej, na której
mnie porwałeś – wyszeptałam na ostatek. Sasuke bez słowa zwrócił się do okna i
skoczył na drzewo, pozostawiając je otwarte.
Wierzyłam, że
usłucha.
Na dworze szalała
burza, a deszcz zaczął wdzierać się do Sali, to jednak ja odnosiłam wrażenie,
że znajduję się w bezgranicznej ciszy. Takiej idealnej i kojącej.
Do stu piorunów!
Prędzej umrę niż pozwolę mu wejść głębiej w tunel nienawiści. Prędzej umrę!
Wówczas pierwszy raz pomyślałam, że zamiast uciekać ze złamanym sercem,
powinnam była pomóc Sasuke i powstrzymać Madare przed kolejnymi praniami mózgu.
Tak! Bo ja kocham
Sasuke. Kocham go. A miłość zobowiązuje. I mogę nawet zginąć z jego ręki. Moim
ostatnim celem jest wyswobodzenie go ze ścieżki, którą obecnie podąża.
Spostrzegłam, że
wciąż trzymam dłoń na brzuchu. Jedna z moich łez opadła na to miejsce.
Uśmiechnęłam się
blado.
- Właśnie poznałeś tatusia. A teraz twoja mama
zrobi wszystko, aby go zatrzymać. Dla nas obojgu – obiecałam.
Drzwi
do Sali otworzyły się ze zgrzytem, a w progu stanął zaskoczony doktorek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz