czwartek, 1 listopada 2012

Rozdział 60



 Już przed wejściem byłem świadom, że z wnętrza Haruno mogą wydobyć się najrozmaitsze reakcje na mój widok. Osobiście wolałbym, ażeby to promieniała z radości, lub ewentualnie rzuciła mi się w ramiona. Lecz rzeczywistość standardowo różniła się od tej z moich wyobrażeń.
Zamykając okno, starałem wyrwać się z odrętwienia. Sakura siedziała na ziemi z mocno rozstawionymi nogami, a dłonie zaciskała w pięści. Jej oczy były nieludzko szeroko otwarte; cała drżała.
Musiałem wziąć się do roboty i powstrzymać napady szczęścia, jakie zakiełkowały we mnie na jej widok.
 - Sakura… - zacząłem.
 - To sen, to sen – lamentowała, patrząc w podłogę.  Poirytowany, ale też ogarnięty masą wątpliwości uklęknąłem przed nią i chwyciłem za ramiona. Nasze spojrzenia się spotkały.
 - To nie jest żaden sen. To ja Sakura. Jestem tutaj naprawdę, przyszedłem do ciebie.
Wzdrygnęła się. Oprócz naszych oddechów, dochodziły do mnie dźwięki kropel deszczu nacierających na szybę i wskazówki zegara, które żwawo podążały utartą wcześniej ścieżką.
Raptem Sakura strząsnęła moje dłonie i za pomocą rąk, cofnęła się do tyłu.
 - Jak…? Jak mnie tu znalazłeś? Skąd wiedziałeś, że ja…nie, to bezsensu!
 - Nie mamy czasu na takie pytania – syknąłem. – Dlaczego jesteś w szpitalu?
Milczała.
To prawda, że nie widziałem jej ponad miesiąc. Byłem uodporniony na wszelakie zmiany, ale w tym momencie miałem wrażenie, że odbywam właśnie konfrontację z osobą upośledzoną psychicznie. Haruno swoją bladością mogła konkurować z trupem. Kilka włosów przylepiło jej się do twarzy, a ubrana była zaledwie w jakiś cudaczny, szpitalny fartuszek dla pacjentów.
Wtedy zmarszczyła brwi.
 - Czego tu chcesz?
 - Teraz będziesz zgrywać twardą? Poza tym wydaję mi się, że ja jako pierwszy zadałem ci pytanie.
 - A ja nie mam żadnych podstaw, aby ci na nie odpowiadać! Czego tu chcesz?!
 - Nie krzycz, bo ktoś usłyszy – skarciłem ją, kręcąc głową. Sakura zaczesała włosy do tyłu i dopiero wtedy spostrzegłem jak cała dygocze. Wówczas zauważyłem też, że ja odziany jestem w strój treningowy plus gruby płaszcz, kiedy ona występuje w cienkiej tkaninie.
Wskazałem palcem na łóżko.
 - Połóż się i przykryj kołdrą. Jest ci zimno.
 - Idź stąd! – warknęła.
 - Powiedziałem już żebyś była ciszej. Zaraz ktoś tu przyjdzie.
 - A myślisz, że do czego zmierzam?
 - Szlag by cię – rzuciwszy pod nosem, zacząłem się do niej zbliżać. Rozumiałem, że  okłamana kobieta nie może z początku okazywać słabości do dawnych sprzymierzeńców, to jednak jej taktyka potwornie grała mi na nerwach. – Sakura… chcę się tylko dowiedzieć czy coś ci się stało. Dlaczego jesteś w szpitalu? – mówiąc to, nie przestawałem stawiać kroków w jej stronę.
Poderwała się na równe nogi i wystawiła przed siebie dłoń.
 - Będę cicho – szepnęła tonem ociekającym grozą. – Będę cicho, ale błagam, nie zbliżaj się.
To wbiło w moje serce perfekcyjnie naostrzony nóż.
S A K U R A
Sekunda nie była dostatecznie długa, bym mogła naprędce wymyślić sensowny plan. Przede mną stał Sasuke Uchiha, ogarniało mnie lodowate zimno, a dodatkowo moje wewnętrze uczucia ponownie rozpoczęły eliminację zdolności do logicznego myślenia.
Ach, co ja mówię? Miałam czystą ochotę rzucić mu się w ramiona i krzyczeć w niebogłosy jak cholernie się za nim stęskniłam.
Zamiast tego wystawiłam przed siebie rękę i dałam mu zakaz zbliżania. Może nie należę do najbystrzejszych, ale nie jestem też idiotką. Muszę zrobić wszystko, aby powstrzymać miłość do Sasuke od przejęcia kontroli nad moim ciałem.
Spojrzałam na niego hardo, wciąż niedowierzając własnym oczom.
 - Zemdlałam z wycieńczenia w drodze do Konohy. Dlatego jestem w szpitalu – wyjaśniłam prędko. – Lekarze kazali mi zostać jeszcze dwa dni na kontrolę, poza tym odwiedzili mnie tu wszyscy przyjaciele i… jakoś mój pobyt się przedłużył.
O tak, przedłużył się. A głównym czynnikiem sprawczym była ciąża.
Chyba go przekonałam. Przynajmniej to zdradzał wyraz jego twarzy. Zupełnie nieprzygotowana na jego wizytę, szybko zadecydowałam, że póki co dziecko ma pozostać dla niego sekretem.
 - Sakura? – Sasuke znów zrobił krok do przodu. – Chciałem porozmawiać. Uciekłaś z kryjówki bez niczego i…
 - Jesteś idiotą – burknęłam.
Uchiha skrzywił się jak największy półgłówek i gdyby nie powaga sytuacji, parsknęłabym śmiechem. Zamiast tego zaczerpnęłam powietrza.
 - Dlaczego przychodzisz do osoby, której nienawidzisz? Gratuluję pomysłowości! – ukoronowałam go kilkoma klaśnięciami. – Może ty lubisz odwiedzać takich ludzi i uprzykrzać im życie, to mimo wszystko ja nie mam ochoty na pogaduszki z tobą.
Jego twarz zazwyczaj była nie do odczytania, a teraz ujrzałam na niej wyraźne zaskoczenie, potem minę, która jednoznacznie komunikowała: „Wróciła dawna Sakura.” Prychnęłam oburzona.
Rozłożył ręce w geście niezrozumienia.
 - O czym ty mówisz do diaska?
 - Już ty dobrze wiesz, o czym mówię! Teraz będziesz udawał większego idiotę? Daruj sobie Sasuke, naprawdę…
 - Słuchaj! – wszedł mi w słowo, a jego głos był jak smagnięcie batem. – Nie wiem co chodzi po twojej lekkomyślnej główce, ale…
 - Nie jestem lekkomyślna – zbulwersowałam się. Brew Sasuke zadrgała delikatnie.
 - Pfu. To aż miesiąc, a ty nic się nie zmieniłaś. Prawda w oczy kłuje, co?
Gapiłam się na niego niczym krowa na pociąg. Cały strach i szok wyparowały w ułamku sekundy. Zacisnęłam pięść i pokazałam ją Sasuke jako ostrzeżenie, ale on tylko westchnął i zdjąć z głowy kaptur.
Widząc czerń jego tęczówek i włosy w strąkach przemoknięte od wody, mój organizm nie zwlekał. Od razu zalał się falą ciepła i teraz naprawdę byłam bliska przegraniu walki z sercem.
Rozsądek, rozsądek! Lamentowałam w myślach.
Na zewnątrz trzasnął następny piorun.
Sasuke odchrząknął.
 - Już wcześniej powiedziałem ci, że mamy mało czasu. I mogę ci przysiąc, że bynajmniej nie podróżowałbym kilka bitych godzin, by zobaczyć osobę, której nienawidzę.  Chętnie udowodniłbym ci, jak bardzo lekkomyślna jesteś, ale niestety przyszedłem tu w innym celu. I skoro ty nie masz zamiaru mi tego wyjaśnić, ja przestanę bawić się w grzecznego chłopczyka. Robiłem to już stanowczo za długo.
Przełknęłam ślinkę. Jego słowa sprawiły, że żołądek podszedł mi do gardła; cokolwiek oznaczały.
 - T-ty… ty kiedykolwiek byłeś grzecznym chłopczykiem? – próbowałam zaatakować go jakąś kąśliwą uwagą, ale mój głos drżał niemiłosiernie.
Myślałam, że Sasuke wykorzysta ten czynnik jako pretekst do wszczęcia słownej wojny, jednak tak się nie stało. Uchiha raz jeszcze zrobił krok ku mnie.
 - Pytasz się mnie czy kiedykolwiek byłem grzecznym chłopczykiem? – jego ton był jednocześnie chrapliwy i poirytowany. Na nowo zaczął do mnie podchodzić. – A kto pozwolił ci miesiąc przesiadywać w pokoju? Kto? Myślisz, że w normalnej sytuacji zrobiłbym to samo? Chciałem, żebyś miała chwilę dla siebie, chciałem, żebyś to wszystko sobie przemyślała. Postawiłem twoje dobro, ponad moją tęsknotę i żałość…
Wytrzeszczywszy na niego oczy, zerknęłam za siebie, kiedy wyczułam na plecach ścianę. Sasuke bezustannie mknął do przodu drażniąco powolnymi ruchami. Jak gdyby szykował się do ataku na bezbronną ofiarę. 
Przechylił głowę na bok.
 - Czy myślisz, że w normalnej sytuacji poszedłbym z tobą  na festyn? Nie. Nienawidzę takich uroczystości, nienawidzę śmiechu, gwaru i pijanych ludzi dookoła. Ale poszedłem. Stawiłem twoje szczęście ponad własny odpoczynek… Nie wziąłbym Orichi’ego z domu dziecka, ale nie mogłem znieść twojego smutku i rozczarowania. Zrobiłem to, abyś znowu się uśmiechała, bo…
 - Sasuke…
 - Masz tendencję do przerywania, wiesz? – prychnął. Gdy był już kilka milimetrów przede mną, pochylił się tak, aby nasze oczy znajdowały się na tej samej wysokości. – Boisz się – szepnął.
Nawet nie miałam ochoty tego podważać. Trzęsłam się nieprzerwanie, a serce biło mi z zawrotną szybkością. Słyszałam jego głuche uderzenia nawet w uszach.
 -  Nadal uważasz, że nigdy nie byłem grzecznym chłopczykiem? – zapytał.
 - N-n-nie – wydukałam.
Sasuke zrobił wyniosłą minę.
Momentalnie przygarnął mnie bliżej siebie, chwycił ze ręce i przyparł do ściany. Jęknęłam zduszonym głosem, kiedy zetknęliśmy się w paru strategicznych punktach ciała.
 - Co ty robisz? – byłam rozhisteryzowana. Kręciłam głową we wszystkie możliwe strony, a czarne tęczówki Sasuke migotały tuż przed moimi oczyma.
Próbowałam się wyrwać. Bezskutecznie.
 - To całkiem przyjemne uczucie robić coś dla kogoś – mówił dalej używając już spokojniejszego tonu. Zdrętwiałam. Patrzył prosto w moje oczy. – Ale gdybym teraz podążył za tą zasadą, nadal przesiadywałbym w kuchni i słuchał narzekań Suigetsu. Chciałem cię ujrzeć i nie brałem pod uwagę tego, czy ty również będziesz chciała. Tym razem postawiłem swoją osobę ponad ciebie. To też przyjemne uczucie.
Może to nie była odpowiednia pora, ale gdy słuchałam tych słów, wylewających się potokiem z jego buzi, pomyślałam, że nie wystarczająco doceniałam niektóre rzeczy, które dla mnie zrobił.
Zagryzłam dolną wargę.  Puls rozsadzał mi głowę.
 - Sasuke…
 - Tak?
 - Nie wiem co powiedzieć – wyznałam cicho.
 - Nie musisz nic odpowiadać. Chciałem ci to tylko wyjaśnić. Dlatego proszę cię… teraz to ty wyjaśnij mi co się wydarzyło. Dlaczego uciekłaś?
Zacisnęłam oczy.
 - Przecież powiedziałeś, że nie chcesz mnie już więcej widzieć.
 - Nic takiego nie powiedziałem – syknął, nachylając się nade mną. – To pewnie wynik szoku. Zaczęłaś wmawiać sobie jakieś rzeczy, aby wyeliminować wszelką sympatie względem mnie.
 - Wcale nie! – upierałam się dalej. Byłam przerażona, ale wiedziałam, że muszę się obronić. – Słyszałam! Słyszałam jak rozmawiałeś z Taką. Wczoraj chciałam się z wami pożegnać… Madara mówił, że jesteście w pokoju narad, więc tam poszłam i…
 - Czekaj, czekaj! – przerwał mi, zapadając w skupienie. Przez chwilę odniosłam wrażenie, że Sasuke zrobił zeza. Jego mina wyraziła olśnienie. Olśnienie, którym był zażenowany. – O to ci chodzi…
 - Idiota – fuknęłam. Miałam czystą chęć grzmotnąć go kolanem w czułe miejsce i prawie by mi się udało, gdyby nie jego noga. Zapomniałam, że oprócz rąk, człowiek obdarzony jest również dwiema innym kończynami.
 - Zważaj na swoje słowa, Sakura. Dla twojej wiadomości… nie o tobie rozmawialiśmy.
 - Hę? – zdziwiłam się.
Uchiha był tak blisko, że omal stykaliśmy się czołami.
 - Tak, dobrze usłyszałaś. To jest kolejny dowód na to, że jesteś osobą lekkomyślną – zbliżył się. Jego głos zmroził mi krew w żyłach. – Suigetsu wspominał czasy, kiedy znaleźliśmy w lesie małą dziewczynkę. Wtedy mówiłem o niej. Nie lubię dzieci.
No dobra! Może rzeczywiście źle to rozegrałam, ale… wciąż istniała możliwość, że ta wymówka naprędce narodziła się w jego móżdżku.
Nie miałam wyboru.
To czy Sasuke mnie nienawidzi czy nie, jest nieważne. W obliczu wojny takie rzeczy nie mają żadnej wartości. Moje ciało dygotało. Patrzyłam na Sasuke z przestrachem i chyba po raz pierwszy tak bardzo przerażała mnie jego osoba. Nawet nie śmiałam przypuszczać jaki będzie następny ruch Uchihy. I tak mnie zaskoczy.
Tyle, że ja tez mogę spróbować.
 - Nienawidzę cię… - szepnęłam. Los Konohy leżał teraz na moich barkach.
 - Co? – Sasuke był doszczętnie skołowany, ale ja… ja miałam poukładane wszystko jak na tacy. Chwilę temu pojęłam, że Sasuke naprawdę zaatakuje Konohe, a ja nie jestem wystarczająco silna, aby go powstrzymać.
Nagle Uchiha spochmurniał.
 - Nie powinienem się dziwić – westchnął ciężko, wbijając wzrok w podłogę. Przyglądałam się mu kątem oka przez różowe kosmyki moich włosów.
Zacisnęłam usta.
Teraz moja kolej.
Uniosłam głowę, by napotkać jego wzrok. Nadal drżałam, ale starałam się choć odrobinę stłumić lęk i pomyśleć czysto… potrzebowałam tego. Zaczerpnęłam powietrza.
 – Nienawidzę  cię za to, że mnie okłamałeś, nienawidzę cię za to, że tak długi czas wciskałeś mi bzdury dotyczące twojej zemsty, nienawidzę cię za to, że siedem lat temu zostawiłeś mnie i Naruto, a sam odszedłeś do Orochimaru – urwałam, krztusząc się własnymi łzami. Przynajmniej dotarło do mnie, że płaczę.
Pociągnęłam nosem.
[Muzyka]
 - Nienawidzę cię za to, że tyle razy ogłuszałeś mnie w sytuacjach, w których musiałeś się tłumaczyć!  - poniosłam głos, nie patrząc na niego. – Nienawidzę cię za te wszystkie przykre uwagi, które do mnie powiedziałeś! Za łzy, które przez ciebie wylałam, za to, że odizolowałeś mnie od moich przyjaciół, za to, że krzyczałeś na mnie i ratowałeś wtedy, kiedy chciałam pokazać ci, że jestem silna! Ja…!! – Sasuke odgarnął mi za uszy parę zbłąkanych kosmyków, przez co straciłam rytm. Kiedy przeszyło mnie jego ciepłe spojrzenie, zdawało mi się, że się rozpłynę.
 - Trochę się tego nazbierało – mruknął tajemniczo.
 - Ale ja jeszcze nie skończyłam! – ryknęłam, trzęsąc głową. Wezbrałam w sobie olbrzymią ilość odwagi i wbiłam wzrok w swoje nagie stopy. – Nienawidzę cię jeszcze za miliony innych rzeczy!! Ach, czasami tak strasznie działasz mi na nerwy! Nienawidzę cię też za to, że chcesz zrównać z ziemią mój dom i zabić najlepszego przyjaciela! Równie ważna rzecz, za którą cię nienawidzę to to, co robisz z moim sercem, kiedy jesteś w pobliżu! – Uchiha cofnął rękę i zerknął na mnie zaskoczony. Kontynuowałam: - Nikt nie zdoła tego zliczyć! Nienawidzę cię za całą twoją egoistyczną postawę, ale też… - zrobiłam pauzę. Uspokoiłam się. Chciałam położyć sobie rękę na piersi, chciałam poczuć jak prędko bije moje serce, ale Sasuke nadal trzymał moje dłonie w stalowym uścisku. Chlipnęłam głośno: - Ale też kocham cię! Kocham cię za tak wiele rzeczy! Za to, że tyle dla mnie zrobiłeś, za te wszystkie momenty, kiedy się uśmiechałeś i byłeś dla mnie miły. Kocham cię za to, że zawsze mnie ratowałeś i byłeś, kiedy tego potrzebowałam. Jestem taka… taka głupia…
Dłoń Sasuke opadła bezwładnie wzdłuż ciała.
Szlochałam cicho. Szczelnie okryłam twarz kosmykami moich włosów.
Jeśli to w jakiś sposób ma pomóc mi zatrzymać go przed unicestwieniem Konohy; musiałam to zrobić! To prawda! Z Sasuke powinnam obchodzić się jak z naładowaną bronią, ale… nawet jeśli to nie zadziała. Nawet jeśli nadal będzie chciał zaatakować nasz rodzinny dom, nawet jeśli moja miłość do niego nie przemówi i odsunie ją od siebie jak nic nie warty fragment życia… Nawet wtedy chcę, żeby chociaż był tego świadom. Mojego bezustannego uczucia względem niego.
Uh. Nienawidziłam Sasuke za tyle rzeczy, ale najogromniejszą nienawiść posiadałam właśnie do miłości. To zdradzieckie uczucie! Towarzyszy mi przez całe życie wraz z najlepszym przyjacielem; bólem.
Czułam, że muszę coś dodać.
 - Tylko nie śmiej się, że zrobiłam to tak nagle, błagam… Jestem tak cholernie smutna, że się zjawiłeś, ale druga część mnie…
Sasuke prawdopodobnie nigdy się nie dowie co odczuwała druga część mnie, gdyż znienacka wycisnął na moich wargach pocałunek. Długi, namiętny, słodki, ten, za którym tęskniłam… Ach! Brakowało mi słów do opisywania! Myślałam, że zaraz się rozpłynę i rozpocznę egzystencję w postaci lepkiej mazi, a Uchiha będzie zmuszony sprzątnąć mnie z podłogi.
Aż zawrzałam, gdy przywarł do mnie całym ciałem.
Byłam na granicy eksplozji.
Koniec walki. Rozsądek przegrał, zwyciężyło serce i moja miłość względem Sasuke. Już nie brałam pod uwagę tego, czy Uchiha zniszczy Konohę, czy nie. Pragnęłam go całego, a takie detale nie miały dla mnie żadnej wagi.
Deszcz nacierał na szybę ze zdwojoną siłą.
Kolejny jasny snop światła oświetlił przestrzeń w towarzystwie donośnego grzmotu.
Oddawałam każdy pocałunek z tym samym zaangażowaniem. W tle słyszałam nasze przyśpieszone oddechy. Nie miałam odwagi otworzyć oczu. Nie! Ja nie chciałam ich otwierać!
Ciało przejęło kontrolę nad logiką.
Dlatego, gdy uścisk na moich rękach zelżał, nie traciłam ani sekundy. Zarzuciłam Sasuke ramiona na szyję i oplotłam go nogami w pasie. Czarno-włosy przywarł mnie do ściany, jednocześnie podtrzymując. Znajdowałam się teraz wyżej od niego. Wczepiłem palce w jego włosy i zaczęłam się nimi bawić.
 - Masz pojęcie jak mi ciebie brakowało? – wydusił w przerwie między pocałunkami. Nie wiedziałam co miały dla mnie oznaczać te słowa. Równie dobrze mogły mi komunikować: „Akceptuję twoją miłość do mej wspaniałej osoby.”, albo: „Cholera! Ta irytująca dziewucha znowu jest we mnie zakochana. Muszę szybko zmienić temat, żeby już do tego nie wrócić…”. Szkoda, że w tym momencie nawet moje serce obojętnie do tego podeszło. Pragnęło Sasuke, a kiedy nadarzyła się okazja, wręcz nie mogło zaprzestać.
Czarno-włosy umieścił dłonie na moich pośladkach i ścisnął lekko, jednocześnie pogłębiając pocałunki. Jego oddechy były gwałtowne i głębokie. Łzy szczęścia wezbrały się we mnie na wspomnienie wspólnych chwil. Przed oczami zmaterializował mi się obraz prezentujący nasz pierwszy pocałunek. Kiedy to znienacka zaatakował mnie swoimi ustami. Potem zjawiło się wyznanie w kabinie prysznicowej. Najbardziej oryginalne i nietuzinkowe! To teraz nie zmieniłam o tym zdania! A potem…
I wtedy usłyszeliśmy jak któreś drzwi na korytarzu się otwierają.
Oboje w okamgnieniu oderwaliśmy się od siebie. Oczy Sasuke byłe rozwarte równie szeroko co moje.
 - Sasuke… - pierwsza odzyskałam głos.
Uchiha objął mnie mocno i zaniósł do łóżka. Kiedy umieścił mnie na miękkiej pościeli i już zbierał się do oddalenia, chwyciłam mocno jego rękę i utkwiłam wzrok w czarnych jak smoła oczach.
 - Nie niszcz wioski, proszę… – pisnęłam, zaciskając oczy. Kilka łez pociekło mi po twarzy.
Sasuke patrzył na mnie pełen wyrzutów.
Po paru chwilach nakrył mnie kołdrą, nachylił się i pocałował w czoło.
 - Ktoś tu idzie – wyjaśnił, będąc milimetr od mojej twarzy. Czułam jak jego oddech drażni moją skórę. – Czuję to.
Zaczął kierować się do okna.
Zamarłam w bezruchu i jedyne co byłam w stanie zrobić, to podążać za nim wzrokiem.
 - Dlaczego nie powiedziałeś mi osobiście, żebym opuściła kryjówkę? – zapytałam znienacka wraz z nowym zapałem. – Dlaczego ważniejsze były dla ciebie treningi … dlaczego nie poświęciłeś tych kilku minut? Dlaczego? I ten błąd… żałujesz, że mnie zabrałeś z Konohy? Madara mówił mi, że stwierdziłeś, iż mój bunt wszystko skomplikuje. – Sasuke zatrzymał się gwałtownie i przez parę chwil przypominał posąg. Rozwarł szeroko oczy, ale równie niespodziewanie zmarszczył brwi i zacisnął pięść. -  Dlaczego sam mi tego nie powiedziałeś? Chcę wiedzieć – trwałam w uporze.
Sasuke wbił we mnie wzrok.
 - Sakura – warknął. Naraz przybrał ten lodowaty głos, który sprawiał, że każdy włos na mojej głowie zaczynał się jeżyć.
 - Powiedz mi – poprosiłam jeszcze raz.
Odwrócił się do mnie tyłem.
 - Cokolwiek mówił ci Madara… to nieprawda.
Zaniemówiłam.
Gdy otworzył okno, zrozumiałam, że nie mam pojęcia co zrobi, kiedy będzie nasze kolejne spotkanie, ani czy mam być radosna, czy też pogrążyć się w większym smutki i wyżalać nienarodzonemu dziecku.
Dziecko! przypomniałam sobie.
Mimochodem zerknęłam na brzuch i położyłam na nim dłoń.
I wtedy pojęłam, że nie mogę tego tak zostawić! Podniosłam się do pozycji siedzącej i hardo spojrzałam na Sasuke, który już wspinał się na parapet.
  - Śpij – polecił, czując na sobie mój wzrok. – Dziękuję, że pozwoliłaś mi ze sobą porozmawiać.
 - Za dwa dni – wydukałam.
Jego oczy przeistoczyły się w dwa masywne pytajniki.
Usłyszeliśmy stukot butów o podłogę.
 - Za dwa dni bądź na polanie. Tej, na której mnie porwałeś – wyszeptałam na ostatek. Sasuke bez słowa zwrócił się do okna i skoczył na drzewo, pozostawiając je otwarte.
Wierzyłam, że usłucha.
Na dworze szalała burza, a deszcz zaczął wdzierać się do Sali, to jednak ja odnosiłam wrażenie, że znajduję się w bezgranicznej ciszy. Takiej idealnej i kojącej.
Do stu piorunów! Prędzej umrę niż pozwolę mu wejść głębiej w tunel nienawiści. Prędzej umrę! Wówczas pierwszy raz pomyślałam, że zamiast uciekać ze złamanym sercem, powinnam była pomóc Sasuke i powstrzymać Madare przed kolejnymi praniami mózgu.
Tak! Bo ja kocham Sasuke. Kocham go. A miłość zobowiązuje. I mogę nawet zginąć z jego ręki. Moim ostatnim celem jest wyswobodzenie go ze ścieżki, którą obecnie podąża.
Spostrzegłam, że wciąż trzymam dłoń na brzuchu. Jedna z moich łez opadła na to miejsce.
Uśmiechnęłam się blado.
 - Właśnie poznałeś tatusia. A teraz twoja mama zrobi wszystko, aby go zatrzymać. Dla nas obojgu – obiecałam.
Drzwi do Sali otworzyły się ze zgrzytem, a w progu stanął zaskoczony doktorek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz