czwartek, 1 listopada 2012

Rozdział 52



Karin siedziała związana w kuchni, opierając się o jedną nóżkę stołu. Nasze gwałtowne wejście naszło pomieszczenie, wraz ze sporym i szybkim napływem powietrza. Poskutkowało to wesołym tańcem płomyka, który zaraz potem zgasł, pozostawiając nas w smolistej czerni.
 - Sasuke … - z trudem wymówiłam jego imię. Strach owinął się wokół mojego żołądka. Zaczęłam cofać się z powrotem do drzwi, do jedynego źródła światła, które ograniczało się do cienkiej linii.
 - Dobra. Spokój – głos Suigetsu zadźwięczał mi w uszach. Wzrokiem odnalazłam jego jasne włosy. – Zaraz zapalę pochodnie, dajcie mi tylko minutę. Ale sami widzieliście…
 - Zapal tą pochodnie! – weszłam mu w słowo, opierając się o drzwi. W mojej głowie krążył obraz czerwono-włosej, który zamigotał przed moimi oczyma dosłownie na ułamek sekundy. Niewiele detali mogłam wyciągnąć z tego obrazu, ale byłem pewna tego, że Sasuke zupełnie oniemiał, a taki zwrot akcji nie wchodził w grę.
Cisza przed burzą.
W tym samym momencie odgłos ocierających się o sobie zapałek, sprawił, że mój wyraz twarzy automatycznie się skrzywił. Wzdrygnęłam się, bo nagle Sasuke był obok i trzymał moją rękę. Widocznie wyczuł jak wielki niepokój ściska mnie od środka.
Kuchnia pokryła się barwą ciemnego brązu. Marmurowe ściany nadal dodawały tu odrobinę dramaturgii. Niepewnie zerknęłam na Sasuke, ale on niemal natychmiast przekierował całą swoją uwagę na związaną dziewczynę. Z drżącymi dłońmi zrobiłam to samo. Obraz nie uległ zmianie. Karin miała podkulone nogi, przy stopach związane liną, tak samo i ręce. Sznur owijał się nawet wokół jej klatki piersiowej.
         - Komuś naprawdę zależało, aby się nie uwolniła – po raz pierwszy w głosie Suigetsu wyczułam tak ogromny lęk. Jednak mimo to, nie spuściłam oka z Karin. Nie mogłam pozbyć się uczucia, które zwiastowało nadejście bezgranicznego zła.
Ale nie mogę tak bezczynnie stać! Nie! Jestem przecież Medykiem tej organizacji. No dalej! wrzeszczałam do swoich nóg, prawiąc im jednocześnie długie kazania na temat zachowania w przypadkach, gdy w żyłach buzuje mi adrenalina. Osiągnęłam cel. Moje kończyny zaczęły się poruszać, a ja w okamgnieniu klęczałam przy Karin.
         - Sakura – zaczął ostrzegawczo czarnooki.
         - Sprawdzę tylko czy wszystko z nią w porządku.
Rozgorączkowana wyciągnęłam kunai i przecięłam sznur na jej rękach, które bezwładnie opadły na ziemie. Przybliżyłam się i dokładnie oglądałam każdy kawałek jej ciała, w poszukiwaniu jakiś ran lub zadrapań. Pierwszy punk podczas znalezienia nieprzytomnej ofiary wykonany. Kobieta nie ma żadnych oznak walki, oddycha miarowo i spokojnie.
 - Siedziała tak kiedy tu wszedłeś? – w tle słyszałam stłumiony odgłosy rozmów pomiędzy Sasuke, a Hozuki’m. Palcami dokładnie rozszerzyłam jej powieki i przyglądałam się tęczówkom w odcieniu bladej czerwieni.
Nie minęła sekunda, a ja już byłam w stanie powiedzieć, co tak naprawdę się wydarzyło. Podskoczyłam jak oparzona – to odkrycie bynajmniej nie wywołało u mnie pozytywnego wrażenia, ani nie uspokoiło – wręcz przeciwnie. Głuche bicia serca grzmiały mi w uszach. Usłyszałam kroki, wszystkie pary oczu zwróciły się w kierunku drzwi.
Stanął niczym kamienny posąg. To doprawdy zadziwiające. Nie dość, że dzisiaj miałam zaszczyt oglądać tak przerażonego Suigetsu, to dodatkowo Juugo, wchodzący do pokoju oświetlił mnie swym wyraźnym zdumieniem. Chyba nic mnie już dzisiaj nie zaskoczy…
 - Co tu się stało? – zapytał. W końcu. W końcu to on potrzebował informacji od nas, a nie my od niego. W końcu zainteresował się otaczającymi go sytuacjami. Gdy nasze spojrzenia spotkały się, dostrzegłam jak w jego oczach igrają płomyki niezauważalnego rozbawienia. Zaintrygowało mnie to i wpisywało do księgi podejrzeń. Zaraz, zaraz! Juugo? Juugo związałby Karin dla żartu? Przecież ta myśl jest absurdalna. Poza tym cały czas był z nami.
Przemówiłam drżącym głosem:
 - Ktoś zastosował na Karin bardzo silne Jutsu Hipnozy.
 - Jutsu Hipnozy? – Suigetsu i Sasuke powtórzyli po mnie chórkiem. – Co to oznacza? – dopowiedział Uchiha.
 - Uhh – wymamrotawszy, ścisnęłam ręce na mojej głowie, zmuszając mózg do pracy. – Czytałam o tym, na pewno o tym czytałam …
 - To znaczy, że Karin jest w jakimś stanie hipnozy? – zainteresował się seledyno-włosy. Przytaknęłam. – Ale kto mógłby to zrobić?
Cisza.
Chyba nie musiałam zgadywać. Każdemu na myśl przyszła jedna, konkretna osoba. Instynktownie zaczęłam spozierać Sasuke wzrokiem, ponieważ to po nim spodziewałam się najbardziej wybuchowej reakcji. Moje przewidzenia sprawdziły się. Sasuke zacisnął mocno obie pięści – miałam wrażenie, że spod jego palców zaraz zacznie wypływać krew.
 - Ten kretyn …
         - Sasuke proszę, uspokój się – poprosiłam błagalnie. Zlekceważył to. Podszedł do Karin i zaczął wściekle pozbywać się wszelkich sznurów.
 - Szefie… - zaniepokoił się Suigetsu.
Sasuke wyprostował się i przeleciał nas wzrokiem.
 - Obudźcie ją. Ja idę znaleźć tego idiotę. Mam nadzieje, że daleko nie zwiał.
 - Zwiał? – wytrzeszczyłam na niego oczy, jakby wypowiedziane słowa skierował do mnie w obcym języku. Podbiegłam do niego. – Jak to zwiał? O czym ty mówisz do cholery?!
 - A co? Myślisz, że związał Karin dla żartów? Myślisz, że bawili się razem w chowanego lub jakąś inną chorą grę?! – wykrzyczał na mnie. Z przerażenia cofnęłam się w tył. Nienawidziłam tego…nienawidziłam, kiedy na mnie wrzeszczał.
 - Szefie, nie krzycz na nią. Przecież to nie jej wina… - na uwagę Suigetsu, Sasuke fuknął i przetarł oczy rękoma. Hozuki położył mi dłoń na ramieniu. – Umiesz wybudzić ją z tej hipnozy?
 - Wątpię. To Jutsu jest bardzo skomplikowane i trzeba mieć do niego niezwykle wyćwiczoną kontrolę chakry.
         - Więc dasz radę – wtrącił Sasuke. – Pamiętam, że zawsze byłaś dobra w kontrolowaniu chakry.
W normalnej sytuacji na moją twarz wpełzł by jakiś uprzejmy rodzaj uśmiechu – bądź co bądź w ustach Sasuke ta uwaga brzmi jak najcenniejszy komplement, ale jakoś nie miałam ochoty unosić kącików do góry. Przynajmniej wewnętrzne odczucia mi na to nie pozwalały. Westchnęłam głęboko i przeciągle niczym bohater z filmu, na którego spadło całe brzemię.
 - W tym momencie mam na myśli co innego.
 - O co chodzi? – zapytał Suigetsu.
Już otwierałam usta, aby ukazać im swą mądrość i pochwalić się spostrzegawczością, kiedy nagle po przestrzeni rozniósł się wyrafinowany głos Juugo:
 - Sakura chciała powiedzieć, że skoro to Jutsu wymaga wyćwiczonej kontroli chakry, to raczej niemożliwe, aby udało się to Eizo.
Żyłka na moim czole poczęła pulsować.
 - Hej! Czytasz mi w myślach czy co?! – gniewnie wskazałam na niego palcem i miałam wrażenie, że z moich uszu bucha gęsta para. Juugo właśnie odebrał mi możliwość zabłyszczenia tym, czego od zawsze mi brakowało. Tej cholernej błyskotliwości, której mogłam tylko pozazdrościć Sasuke i płowo-włosemu.
Wzruszył ramionami.
 - Kto w takim razie mógłby być sprawcą, skoro był tu tylko Eizo – powiedział Uchiha, zgrzytając jednocześnie zębami. – To musiał być on. Nie wiadomo czego nauczył go Madara, gdy byli razem!
         - Więc chodźmy go poszukać, a ty Sakura zajmij się budzeniem Karin – zarzucił Suigetsu i już kierował się ku drzwiom, kiedy w ostatniej sekundzie zwrócił się z powrotem w moim kierunku. – Ej szefie? Idziesz czy nie?
 - Czekaj! – zawarczał i wokół rozległa się cisza. Myślałam, że Sasuke czemuś się przysłuchuje, lecz wnet powód całego fiaska również do mnie dotarł. Źródło chakry – silne, bliskie …niby znane, ale nie do końca potrafiłam kogokolwiek z nim utożsamić.
 - Ktoś się zbliża – wyszeptałam mimo woli. W tym samym momencie drzwi do kuchni otworzyły się ze zgrzytem. Wszyscy (przytomni) członkowie Taki przekierowali uwagę w tamtym kierunku.
 - No nareszcie jesteś, Sasuke.
Nawet Juugo był zdziwiony – znowu.
Przed nami stał mężczyzna o długich, prostych blond włosach. Jego mimika wyrażała zupełną powagę, a ręce splątane na klatce piersiowej dodawały mu wyglądu prawdziwego przywódcy, który był wściekły za nieudaną misję. Mimo to starał się nie okazywać negatywnych emocji i wykazać zrozumieniem. Blondyn …wilk …właściciel wilka.
Oboje z Sasuke wzdrygnęliśmy się w tym samym czasie. Spojrzałam na niego, lecz on nie raczył mnie swoją czernią. Wpatrywał się w Reiko z niedowierzeniem, mimo to z jego wnętrza nadal wydostawały się śladowe ilości gniewu, jakie pozostały po wspomince o Eizo.
Suigetsu odezwał się, kiedy drzwi się zatrzasnęły.
 - Kim ty jesteś, do diaska? I jak się tu znalazłeś? Szefie …
         - Zamknij się – powiedział Sasuke, ani na sekundę nie przestając omiatać przybysza wzrokiem. – On jest po naszej stronie.
 - Po naszej stronie?
 - Jest od Madary.
 - Tak to prawda – odezwawszy się, Reiko zrobił kilka kroków w przód. – Nasz Pan mnie tu wysłał w prostym celu.
Poczułam się jak bezużyteczna lalka i nagle stwierdziłam, że nie powinnam stać z boku jak niepotrzebny balast. Jestem Medykiem. Pełnie jedną z ważniejszych funkcji i mam być niedoinformowana? Nigdy więcej.
 - Wiesz co? – zagaiłam, udając znudzoną. – Nie lubię ciebie i twojego towarzysza już od pierwszego spotkania.
Reiko wydawał się być zbity z pantałyku.
 - Co ty robisz, Sakura? – syk Sasuke, a następnie delikatnie szturchnięcie w ramię. Nie przejęłam się tym. Mierzyłam intruza wzrokiem, który mógłby zabijać – to by znacznie ułatwiło sprawę.
 - No proszę. Ty też tu jesteś Różowa. Nie wiem jak długo Sasuke ma zamiar cię trzymać. Naszego Pana już to męczy.
Prychnęłam.
         - Mnie męczy, kiedy nazywacie tak podłego człowieka jak Madara waszym Panem, wiesz? Ale jakoś muszę to znosić.
 - Chyba zrobiłaś się za bardzo pyskata – rzucił kpiarsko. Przewidywałam jakiś szatański rechot, lub chociaż lekki uśmieszek, jednak blondyn pozostawiał na sobie maskę zdecydowania i niesmaku. Chyba wolałam jednak jego kompana – był bardziej gadatliwy. Reiko przypominał mi osobę typu Sai’a, wymieszanego z Shikamaru.
Ale musiałam przejść do konkretów.
 - Co się z nią stało?
 - Ah, właśnie! – fuknął z ironią i zaklasnąwszy w dłonie, zerknął na Sasuke. – Uchiha. Chyba uciekł ci jeden członek organizacji.
 - A jednak – skitował Suigetsu.
Z niedowierzenia omal nie straciłam równowagi. W uszach bębniły mi słowa Reiko, a obrazy Eizo, idealnie wykonującego zaplanowaną wcześniej strategię zaczęły prezentować mi się przed oczyma, w nieco zamazanej odsłonie.
 - Ale …j-jak to? – udało mi się wyjąkać kilka słów, które ledwo byłam w stanie zrozumieć. Chwyciłam się za głowę. Wizji było zbyt wiele, zaczęły opanowywać cały mój umysł. Przecież Eizo by tego nie zrobił! Nie pozostawiłby mnie samotnie w kryjówce…w końcu zjawił się tu ze względu na mnie.
Lecz nim zdążyłam jakkolwiek wszystko przemyśleć, Sasuke zerwał się z miejsca, przeskoczył nasze bagaże z festynu i znalazł się przy Reiko, przygwożdżając go do ściany. Pisnęłam z zaskoczenia.
         - To ty go wypuściłeś?! – ryknął mu w twarz.
Reiko nawet nie używał siły, aby wyswobodzić się z uścisku.
 - Słuchaj Uchiha. To ty jesteś odpowiedzialny za swoich ludzi. Ja przyszedłem dostarczyć tu jedynie informację, a ta dziewczyna już tu tak leżała. Postanowiłem na was zaczekać, tak jak rozkazał mi Madara.
         - Byłeś u Madary?! Więc on też jest w to zamieszany?!
Usta blondyna wykrzywiły się w sarkastycznym uśmieszku.
 - Nasz Pan jest zamieszany we wszystkie sprawy tej organizacji.
Sasuke milczał dłuższą chwilę i choć był do mnie tyłem, mogłam dokładnie wyobrazić sobie jego obecny wyraz twarzy. Przepełniony złością, ale i bezradnością.
Kiedy układałam wszystko w swojej głowie, przez myśl przemknęło mi, że Eizo właściwie uciekł od pewniej śmierci.
Zabije go – Sasuke wyraźnie podkreślił, że nie ma zamiarów rezygnować z tego czynu. Ustanowił to sobie za kolejny cel – taka druga zemsta, tyle, że tym razem o mniejszą stawkę.
 - Wróciłem się do niego – mówił dalej Reiko - a ona rozkazał mi na ciebie czekać. Oczekuje wyjaśnień w sprawie tej związanej dziewczyny, ale cóż …one same nam się nasunęły. Jeden z twoich towarzyszy uciekł…
Ciśnienie krwi gwałtownie mi podskoczyło. Mimo, że posiadałam już tą wiedzę, nadal nie potrafiłam do tego przywyknąć. Eizo nie ma. Uciekł. Perfekcyjnie oszukując Karin. Zdołał użyć na niej Jutsu Hipnozy i … nie to wszystko bez sensu.
 - Eizo nie byłby w stanie wykonać tak silnej techniki – wymówiłam, zanim w ogóle doszło do mnie, że mam otwarte usta. Wszyscy spojrzeli na mnie, więc kontynuowałam: - On nie potrafi na tyle kontrolować chakry. Na jego poziome zahipnotyzowanie Karin zajęłoby mu dobre kilka godzin, nie ma możliwości, aby ona nie zdążyła się zorientować…
Suigetsu zaklasnął w ręce.
 - Zgadzam się z nią. Znam dobrze Eizo i mogę to potwierdzić, przecież sam go trenowałem – skrzywił się na samo wspomnienie.
Reiko nie wydawał się być wzruszony.
 - To wasz problem – przemówił. – Ja jestem tutaj tylko od udzielenia wam informacji – Sasuke z głośnym charchotem niezadowolenia odsunął się od niego, a jego dłonie dygotały. Obserwowałam go w milczeniu, jeszcze raz dochodząc do wniosku, iż nie znoszę, gdy widzę go …takiego. Na krótką chwilę nasze spojrzenia się spotkały, ale standardowo jego pozostało dla mnie nieodkrytą zagadką.
 - Ma drań cholerne szczęście – wysyczał, stając obok mnie. Zauważyłam kątem oka jak stara się ująć moją rękę, jednak w ostatniej chwili coś go powstrzymuje i cofa ją. – Więc czego konkretnie chcesz? – zapytał, wracając do lustrowania Reiko.
Panika się wzmagała. Eizo zniknął, zostawił mnie, a Taka zupełnie zlekceważyła ten fakt i skupiła się na tym diabelskim blondynie, na którego widok skręcało moje wnętrzności.
Ale przecież skończyłam z Eizo, nieprawdaż?
Od tego czasu jest dla mnie praktycznie obcą osobą, a nie narzeczonym-tyranem.
Do świata rzeczywistego przywrócił mnie posłaniec Madary, który wszedł głębiej i mijając z obojętnością zahipnotyzowaną Karin, rzucił na stół jakiś kawałek papieru.
Cała nasza czwórka zbiega się wokół stolika, jedynie Sasuke starał się zakamuflować krzty ciekawości, jakie wyciekały z jego wnętrza, ale i tak się skusił. Kwadratowy kawałek papieru leżał bezwładnie na stole, a po kilku sekundach stwierdziłam, iż ów kawałek papieru, jest po prostu fotografią.
Zdębiałam rozpoznając na nim róż swoich włosów, biel koszuli Sasuke i turkus mojej sukienki. Oniemiałam patrząc na mój szczery uśmiech, patrząc na uśmiech Sasuke, który krzywił się w ten charakterystyczny ironiczny sposób.
Przecież tam byłam ja. Ja i Sasuke.
Za nami rozciągała się główna uliczka Kiri, a wokół nas mnóstwo ludzi poubieranych w kolorowe szaty. Niczym nie wyróżnialiśmy się z tłumu. Gdybym nie znała tych ludzi, pomyślałabym, iż na zdjęciu znajduje się zwyczajowa para, lub młode małżeństwo w żaden sposób nieszkodzące społeczeństwu.
A jednak.
Wyraźnie było widać, że fotografia miała zostać wykonana niepostrzeżenie.
 - Kto zrobił to zdjęcie? – po długim i głuchym milczeniu, głos przejął Sasuke: - Kto do cholery to zrobił?!
Stanęłam obok niego, walcząc z silnym skurczem żołądka. Reiko parsknął perfidnym śmiechem.
 - Nasz Pan miał rację mówiąc, że straciłeś potrzebne skupienie. W Kiri balowało kilkoro członków Konohańskiego ANBU i przypadkowo zauważyli koleżaneczkę Hokage – wskazał na mnie ruchem głowy. – Oczywiście nie chcieli robić afery podczas festynu, tak więc zdecydowali się poinformować Kage o miejscu jej położenia. Za … - zrobił pauzę i spojrzał na zegarek, wiszący na ścianie. Słuchając go, czułam jak żołądek stopniowo podchodzi mi do gardła. - …godzinę, nie więcej, masa ANBU i ludzi z Konohy wyrusza obszukiwać Kiri. Oni już wiedzą Uchiha. Wiedzą, że ta Różowa jest z tobą.
Tęczówki Sasuke zwęziły się maksymalnie i przez pewien okres czasu po prostu goniły tam i z powrotem. Nagle Uchiha zacisnął oczy niczym człowiek, któremu właśnie zadane mocny cios w plecy.
Zamachnął się i uderzył w stół, robiąc spore wgniecenie. Suigetsu zjawił się obok i nachylił:
 - Opanuj się. Na razie nic się nie dzieje. Wiedzą, że Sakura jest z nami, ale poszukują jej w Kiri.
         - A myślisz, że kiedy jej tam nie znajdą, tak po prostu odpuszczą poszukiwania? – wysapał. Nie słysząc żadnej odpowiedzi, dodał: - Zaczną poszukiwać naszej kryjówki, a w tym momencie nie potrzebujemy Konohy. Cholera jasna!!
 - Sasuke… - starałam się, aby mój głos brzmiał uspokajająco. Przypominał mi nawet ton mojej matki, kiedy zwracała się do mnie, w momentach złego nastroju, lub porażki.
Nie, nie! Nie myśl o matce.
Pokręciłam żwawo głową w obie strony.
Sasuke wyprostował się i już chciał do mnie przemówić, gdy głos Reiko przeciął spokój, jaki był wyczuwalny między naszą dwójką:
         - Powinieneś się przygotować do swojej misji, a nie balować na festynach, Madara na ciebie czeka.
I w jednej chwili czarnooki zapomniał o moim istnieniu.
Obrócił się ku blondynowi, a jego oczy wyrażały złość, wraz z dziwnym napływem ulgi.
 - On tu jest?! W kryjówce?!
         - Sala narad – poinformował lakonicznie i wskazał palcem na drzwi. Sasuke wyleciał z pomieszczenia w okamgnieniu, nie oglądając się za siebie. Pozostawił mnie. Pozostawił mnie, Karin, Juugo i Suigetsu – członków organizacji, której jest liderem. My byliśmy wioską, a on naszym Kage. Powinien dbać o stan swoich poddanych, powinien obchodzić się ich uczuciami, powinien choć raz zapytać mnie Wszystko w porządku? nawet z użyciem obojętnego tonu.
Bo to tak bardzo kuło moje serce.
Że niby go miałam, ale już odleciał. Rozwinął skrzydła i poszybował do źródła zła, pozostawiając swoją wioskę na pastwę losu. No i mnie - kogoś kto sądził, że jest jednym z ważniejszych mieszkańców…
 - Sakura. Wszystko w porządku?
Tak Suigetsu. Ale dlaczego tego pytania nie zadał Sasuke?
Pokiwałam głową i spuściłam wzrok. Zaledwie jedna wizyta Madary psuje cały mur, jaki zdołam wybudować z Sasuke. To jak niekończąca się robota, syzyfowa praca. Gdzie ja gram rolę biednego Syzyfa i staram się w końcu dobudować ten mur do końca. Madara jest z kolei złym obserwatorem, który prócz swojej podstawowej roli, pod moją nieobecność zrzuca na ziemie pojedyncze cegły, doprowadzając dzieło do rozpusty.
Chciałam westchnąć, jednak powstrzymał mnie Reiko, który wręczył fotografię Juugo.
 - Mi to niepotrzebne. Wracam do kryjówki Madary.
Coś wpadło mi do głowy:
         - Poczekaj chwilę! – odezwałam się, nie do końca pod kontrolą mózgu. Blondyn zlustrował mnie poirytowanym spojrzeniem. – Skąd macie to zdjęcie, skoro zrobili je ludzie z Konohy?
Miałam cichą nadzieje, że takim niespodziewanym pytaniem, jego zmieszanie da mi odrobinę do myślenia. Że być może to co nam przedstawił jest zwykłym stosem kłamstw, a autorem zdjęcia okaże się Suigetsu. Żeby to był chociaż fałszywy alarm, albo ćwiczenia dla Sasuke, by mógł lepiej panować nad swoimi emocjami w chwilach, gdy grozi nam porażka.
Ale nie… To wszystko musiało być cholerną prawdą – wtedy kiedy nie trzeba!
         - Nasz Pan ma szpiegów w Konoha – odrzekł lakonicznie. – Nie wiem dlaczego w ogóle zadałaś tak bezsensowne pytanie.
Ból …rozdzierający, palący, rwący.
 - Sz-szpiegów? – wyjąkałam. – Dlaczego Madara miałby szpiegować Konohę?
Spojrzał na mnie jak na idiotkę, a nagle jego twarz rozjaśniło olśnienie.
         - Ah tak. Zapomniałem, że ty nie jesteś do końca wtajemniczona – mruknął niby do siebie, ale wystarczająco głośno, abym mogła to usłyszeć. Otumaniona chciałam ruszyć za nim, gdy kierował się ku drzwiom, jednak drogę zastąpił mi Suigetsu.
 - Sakura wszystko w porządku – nie musiałam być Sasuke, żeby wiedzieć, iż to jedno zdanie zawierało mnóstwo fałszywego entuzjazmu. Zawarczałam niczym rozwścieczone zwierzę i pchnęłam go w bok, sama zaś zerwałam się, chcąc dogonić Reiko. Potrzebowałam informacji. Niewiedza, niewiedza …krążyło w mojej głowie. Jeśli niczego nie zrobię, mogę po raz kolejny wpaść w ten stan.
A może ja nie boje się niewiedzy?
Może po prostu obawiam się, że scenariusz jaki podsuwa mi mój umysł, okaże się prawdą? Że całość była jeszcze większym kłamstwem niż kiedykolwiek miałam czelność przypuszczać?
 - Nie, to niemożliwe – wychrypiałam. I już sama nie miałam bladego pojęcia czy chcę podążać za Reiko, czy lepiej pozostać tu gdzie jestem. Nim jednak się zatrzymałam, poczułam rękę Suigetsu, która zaciska się na moim nadgarstku. Upadłam na kolana z hukiem, nic nie robiąc sobie z pulsującego bólu.
Miałam gdzieś cierpienie, które wyzwalało moje ciało.
Liczyła się moja dusza. A ona krwawiła najbardziej …
 - Sakura! – stłumiony krzyk Hozuki’ego. Podniosłam wzrok i przez chwilę zauważyłam nawet zamazaną sylwetkę Juugo. – Sakura! Proszę uspokój się, to nie jest tak jak myślisz!
Wymusiłam na sobie blady uśmiech. Przestrzeń nagle straciła ostrość. Miałam wrażenie, że zamazani mężczyźni latają wokół mnie niczym anioły, te, które mają mnie chronić przed złem. Jedynie co mi nie pasowało do obrazu, to przerażające krzyki Suigetsu, które dochodziły do mnie z potężnym echem. Może zwariowałam? Już tak na dobre? Może po śmierci rodziców, Madarze, Eizo …po dołączeniu do tego Sasuke – mój umysł zwyczajnie umiera. Przeszedł zbyt wiele, nie poradził sobie. Poległ na polu walki, gdy doszła do niego informacja o Ukrytym Liściu. To go zniszczyło, niszcząc przy tym mnie. W końcu wzajemnie jesteśmy dla siebie nieodłącznymi częściami – jeden nie potrafi funkcjonować bez drugiego. To zabawne, że byliśmy niemal uszkodzeni w tym samym stopniu. Ja jako ciało, a on jako myśli, refleksje, wspomnienia i tęsknoty.
I nagle chciałam ujrzeć Naruto.
Naruto, Naruto! krzyczałam w myślach. Naprawdę było coś nie tak, ponieważ wydawało mi się, że stoję zamknięta w Sali. Nie w pastelowej szarości zmierzchu, ani ciemności księżycowej nocy …stałam w smolistej czerni, a mój widok do niczego się nie ograniczał. Wokół echem roznosił się mój krzyk, wołający po kolei imiona wszystkich przyjaciół. Ale nikt nie przybył. Pozostawili mnie na pastwę losu.
 - Sasuke poszukuje tam jednego ninja! – Suigetsu …on nadal mówi. – Poszukuje tam członka organizacji, którą chcemy zniszczyć! Podobno tam mieszka i …Sakura! Błagam ogarnij się!
Słowa Suigetsu wręcz błagały o uznanie jako prawdę, lecz jego głos brzmiał, jakby mówił Dlaczego muszę to robić? Poczułam jak ktoś mną trzęsie i znienacka ciemność zniknęła, a moje echo zmieszało się z Suigetsu i Juugo, który dawał mu jakieś wskazówki.
 - Nie tak mocno – warknął. Juugo jest zły? To zabawne. Zawsze chciałam go takiego ujrzeć.
 - Przecież ty też tam mieszkasz! Musieliśmy pilnować czy Konoha wie, gdzie jesteś i jakie ma informację! Gdyby zaczęli poszukiwać naszej kryjówki, to byłaby masakra!
Nie chcę tego słuchać.
Nie wiedziałam już w co wierzyć, a w co nie. Zamknęłam oczy i zapragnęłam już nigdy ich nie otwierać, chyba, że mogłabym cofnąć się w czasie i na nowo ujrzeć roześmianą twarz Naruto, ironiczny uśmieszek Sasuke i ich przekomarzania podczas wspólnych kłótni. Chciałabym drugi raz żywić te silne uczucia do Sasuke i tak bezpośrednio je prezentować. Chcę wykrzyczeć z podnieceniem Sasuke-kun! I czekać na jedną z jego lekceważących odpowiedzi.
Ale byliśmy przyjaciółmi. Mimo mojej miłości, mimo miłości Naruto do mnie, mimo tych wielu sprzeczek – nasza trójka zawsze kroczyła ramię w ramię i broniliśmy się wzajemnie. Chciałabym się obudzić widząc drużynę siódmą przed sobą. Jak Nartuo i Sasuke mi machają, razem z Kakashi’m. Jak jesteśmy dziećmi i nie znamy tak wielu bolesnych uczuć jak teraz.
Czy to prawda? Czy Sasuke, wraz z Madarą mają zamiar zniszczyć wioskę Ukrytą w Liściach?
S A S U K E
 - Teraz już rozumiesz Sasuke? – Nic nie rozumiałem. Gdybym mógł, rozpłynąłbym się w powietrzu, albo chociaż uciekł jak ostatni tchórz w miejsce, gdzie nikt nigdy nie będzie w stanie mnie odnaleźć. Ale musze stać tutaj, przed nim. Muszę słuchać jego pretensji, rad, skarg i gróźb. Ostatnimi siłami hamowałem złość. Nie byłem do końca pewny czy ucieczka Eizo podziałała na moją korzyść, czy też nie. Madara twierdził jednoznacznie: - Ten słabeusz nie ma prawa bytu w naszej organizacji. To ja byłem jego niańką, gdy wyruszaliście na misję. Nie wiem w ogóle dlaczego zgodziłeś się na jego przyjęcie, nie informując mnie o tym.
         - To ja jestem liderem – odrzekłem lakonicznie. Odzywałem się jak najmniej, sądząc, że tym sposobem pozbędę się ostatnich namiastek gniewu. Nie jestem dobrym rozmówcą, w momencie, gdy ogarnia mnie furia – musiałem to przeczekać. Miałem mu wiele do powiedzenia.
Maska Madary raziła mnie swoim oranżem przez światło jedynej zapalonej pochodzi. Zazwyczaj aktywne były co najmniej cztery, dlatego trudno było mi przyzwyczaić się do takich ciemności. Drażnił mnie również fakt, że trener siedzi na moim miejscu. Krześle, gdzie od niepamiętnych czasów zasiadam wyłącznie ja, pełniąc swoją funkcję.
Madara skrzyżował ręce na piersiach i uniósł głowę do góry. Jego płaszcz zaszeleścił pod wpływem tego ruchu.
 - Posłuchaj mnie Sasuke Uchiha – rozpoczął tonem godnym doświadczonego staruszka. – Zgodnie stwierdziliśmy, że nasza współpraca przyniesie same owoce. Oboje jesteśmy z Uchiha – jednego z najpotężniejszych klanów. Jesteśmy elitą. Rozumiem, że kiedyś …w odległej przyszłości to na ciebie spadnie obowiązek odbudowania klanu, ale odstaw to na później, zgoda?
Z wściekłości zmarszczyłem brwi. Bynajmniej nie pomagał mi pozbyć się nienawiści, którą kipiałem.
 - O czym ty mówisz?
 - Mówię o Haruno. Szczerze mówiąc nie znałem cię od tej strony. Że niby ty chodzisz na festiwale w towarzystwie kobiety. Ta, może w przyszłości się tego spodziewałem, ale teraz? W dodatku z Haruno? Nie omiataj jej swoim urokiem, by pomogła ci odbudować klan. Nie pozwolę, aby jej krew zabrudziła naszą, to …
 - Ty chyba oszalałeś! – nie pozwoliłem mu dokończyć. Ująłem w pięść kawałek jego płaszcza i zastanawiałem się, co staje się z jego maską, gdy zadam w to miejsce mocny cios. Madara odchrząknął i rozkazał mi się odsunąć.
 - Daj sobie spokój z kobietami, zwłaszcza przy tak napiętym planie. To co zrobiłeś było najbardziej lekkomyślne.
 - Nie używam Sakury do odbudowania mojego klanu, jasne?! Nawet o tym nie myślałem! – dygotałem ze złości. No pięknie. Chciało mi się śmiać, kiedy wspomniałem sobie, jak niedawno zaciekle próbowałem uciec przed tą emocją.
Odbudowa klanu …czyżby Madara obserwował nas podczas …? Nie, na pewno nie! Wspomnienie o tym jest zwykłym, diabelskim przypadkiem!
Madara wykrzywił głowę i przysięgam, że mimo maski wiedziałem, że patrzył na mnie z kpiną.
 - Oj Sasuke, mam już serdecznie dość twoich kłamstw, bajeczek i tego zachowania. Haruno jest tylko zbędnym balastem, nawet nie jest wtajemniczona w twoją zemstę, a sam nie pozwoliłeś mi pisnąć słówka. Gdyby wiedziała, to by znacznie ułatwiło sprawę.
 - Chcesz czy nie, Sakura tutaj zostaje. Jest dobrym Medykiem – zaznaczyłem z przekąsem. Madara prychnął.
 - Może i dobrym Medykiem jest, ale nie podoba mi się fakt, że chodzisz z nią na festyny, na spacery, że przyjmujesz do kryjówki jakiegoś sierotę tylko dlatego, że ona tego chciała.
         - To co robię leży w moim inte …. – zrobiłem długą pauzę. Chyba dopiero teraz przetrawiłem wypowiedziane przez jego słowa. Jedno znacznie ukłuło moje serce i uszy. Sierota. Pierwsza myśl? Sierota? Jaka sierota do cholery? Dopiero po pewnym czasie zacząłem utożsamiać z tym wyzwiskiem pewną osobę. Osobę, z którą wiązałem wszystkie pozytywne uczucia.
Nie mogłam tego znieść!
 - Wiesz o Orichi’m? – zapytałem drżącym głosem, z szeroko rozwartymi oczyma. Z ust Uchihy wydobył się krótki, złowieszczy rechot, który był jedynie potwierdzeniem moich obaw.
 - Ty naprawdę myślałeś, że zdołasz to przede mną ukryć? Kiedy tu wszedłeś miałeś pretensję o to, że szpiegują cię moi ludzie. To może będzie dla ciebie niespodzianka, ale odkąd jest tu Haruno, robią to już od dłuższego czasu. I słusznie. To co robisz jest doprawdy zabawne. Spacerowanie z dzieckiem i tą dziewczyną …Sasuke, czy ty w ogóle masz pojęcie jak się zachowujesz?
Wpatrywałem się w niego zagubiony. Teraz to ja czułem się jak dziecko, które w prosty sposób zgubiło po drodze rodziców i nie pojęcia, gdzie aktualnie się znajduje. Ale złość dała o sobie znać. To upokorzenie! Jak mogłem wcześniej nie zauważyć?
Otwierałem już usta, kiedy Madara raz jeszcze przemówił:
 - To, że tego nie zauważyłeś, jest jedynie potwierdzeniem faktu, iż stajesz się słaby – jakby czytał w moich myślach. Nabrałem do płuc powietrza, napiąłem mięśnie, wertowałem go wzrokiem płatnego zabójcy, a wściekłość wzmagała się we mnie niczym powietrze w dmuchanym materacu.
 - Nie miałeś cholernego prawa mnie szpiegować! Jeszcze raz ujrzę jakiegoś twojego człowieka na terenie mojej kryjówki, to gorzko tego pożałujesz!! – wykrzyczałem.
Nawet nie drgnął.
 - Tak teraz odnosisz się do osoby, z którą masz wspólny cel? Nadal uważasz, że jesteś silny?
 - Oczywiście, że jestem. Jestem wystarczająco silny, aby zniszczyć Konohę! Mogę to zrobić nawet teraz! – kompletnie nie panowałem nad wypowiadanymi słowami, ale to chyba dobrze, bo z każdym kolejnym czułem jak napięta atmosfera sama się eliminuje.
Madara wyprostował się, po czym stanął tuż naprzeciw.
 - Bez pośpiechu Sasuke. Może i jesteśmy już w stanie zniszczyć Konohę, to jednak chcę, aby mieszkańcy na długo zapamiętali tak okrutną, a zarazem sukcesywną wojnę. Najchętniej użyłbym do tego Dangetsu, ale to przecież ty chcesz się zemścić, więc najlepszym wyjściem jest umieszczenie Dangestu w tobie.
Poczułem nieodpartą potrzebę zdobycia innych informacji. Sam zdziwiłem się, kiedy zrozumiałem, że temat Dangetsu nie interesuje mnie w żadnym calu.
         - Dlaczego nie zareagowałeś, kiedy Orichi był w kryjówce?
Cień zdumienia przeleciał po jego twarzy. Dla mnie niestety widoczne było tylko jedno oko, który wyraźnie drgnęło.
 - Wiedziałem, że Haruno chce go wysłać do Konohy, więc i tak prędzej czy później, by zniknął. Poza tym chciałem powiedzieć ci to po czasie, abyś wiedział, że znam każdy twój ruch.
         - Nie jestem dzieckiem – nabrzmiała żyła pulsowała na moim czole. – Nie potrzebuję żadnej kontroli!
 - Ten dzieciak i tak pożałuje tego, że zna miejsce naszego pobytu. Może i niedługo zmieniamy kryjówkę, ale i tak istnieje szansa, że…
Ciało same się poruszyło. Zepchnąłem go w tył, tak, że Madara mocno uderzył w ścianę, zupełnie się tego nie spodziewając.
 - Nie waż się go dotykać!! – ostrzegłem, pokazując mu zaciśniętą pięść.
 - Obchodzi cię żywot jakiegoś obcego dzieciaka? – zapytał głosem przepełnionym ironią i ubawieniem. Spuściłem głowę i otarłem z czoła pojedyncze kropelki potu. Dlaczego zareagowałem tak pochopnie? Te wszystkie obce emocje całkiem mnie zdominowały.
 - Obchodzi – odrzekłem zgodnie z prawdą. - Orichi i Sakura będą żyć, nawet po ataku na Konohe.
 - Oni też są mieszkańcami wioski, która zniszczyła twój klan – tym razem wyczułem w nim więcej niezadowolenia niż sarkazmu. Madara zmarszczył brwi, a czerwień Sharinganu zaiskrzyła w płomieniu świecy. – Wykonując zemstę będziesz omijał poszczególne jednostki? Nawet Naruto?
 - Jego zabiję – odrzekłem bez wahania.
 - A myślisz, że Haruno to się spodoba?
Nie, odpowiedziałem sam sobie, co spowodowało, że prócz złości czułem bezradność. Chciałbym, aby wszystko było takie proste, abym mógł spełnić swoją zemstę, a potem być z Sakurą – bez żadnych wątpliwości, pretensji i uraz.
 - Więc jak chcesz to rozegrać? – dopytywał Madara.
 - To moja sprawa. Masz nie tykać ani Orichi’ego ani Sakury, rozumiesz to?
 - Będziesz miał czas na odbudowanie klanu! Haruno jest na razie niepotrzebna. To nie czas na miłość Sasuke!
 - Tu nie ma żadnej miłości! – wykrzyczałem, sam zdziwiony ilością negatywnych emocji jakie zawierało to zdanie. Otóż to nowina. W moim słowniku są już dwa słowa, które nie mogą przejść mi przez gardło, których jednocześnie nie chce słyszeć.
Naruto i Miłość…
Nie tylko darzyłem je nienawiścią. Wprawiały mnie również w dziwny stan, którego przeżywałem w prawdziwych katuszach. Pragnąłem po prostu usunąć je z mojego słownika i zapełnić puste miejsca innymi słowami, które dobrze na mnie oddziałują. Może gdybym…
 - Sasuke!
Nie, błagam …
         - Sasuke! Szybko!
 - Eh, czego oni chcą? – fuknął wściekle Madara i przeniósł wzrok na drzwi, do których w zawrotnym tempie zbliżały się szybkie i nerwowe kroki.
         - Może znaleźli Eizo – zarzuciłem, a moja wyobraźnia aktywowała się. Ile rzeczy mógłbym mu zrobić, gdybym tylko miał okazję ujrzeć go chociaż na kilka minut. Ilekroć zawyłby już z bólu… Moja zemsta i tak go nie ominie.
         - Eizo już z pewnością znajduje się w wiosce – powiedział Madara.
 - A co z kryjówką? Zna jej położenie. ANBU mogą być już w drodze.
 - Zadbałem o to. Moi ludzie go szpiegują, ale na pewno nie rozkazałem im ponownie go łapać, ani zabijać – może się przydać. W końcu to narzeczony Haruno…
 - O tym też wiesz? – zapytałem, choć odpowiedź była oczywista. Przytaknął, rechocząc złowieszczo.
 - Wiem o wszystkim. Tak czy inaczej, kiedy Eizo piśnie coś o miejscu naszego pobytu, od razu zostaniemy zawiadomieni. Chciałem ci również przekazać, aby każdy członek Taki był spakowany w razie nagłych wypadków. Nowa kryjówka jest w przeciwnym kierunku, więc nie musimy bać się, iż nie zdążymy.
         - To bezsensu. Eizo na pewno powie, gdzie jesteśmy. Nie trzeba go nawet szpiegować, przecież będzie chciał uratować Sakurę.
 - Przecież Sakura zrezygnowała z bycia jego narzeczoną…
Chciałem zapytać: To też wiesz? Ale tym razem już całkiem sobie darowałem. Przeniosłem wzrok na czubki swoich butów i nasłuchiwałem odgłosów zbliżającego się Suigetsu.
 - Szefie! – usłyszałem po raz ostatni, po czym drzwi do Sali Narad otworzyły się z olbrzymim trzaskiem. Świeca zgasła – znowu znaleźliśmy się w ciemności, lecz tym razem nie pozostałem w miejscu jak posąg, ale  od razu wybiegłem na korytarz, gdy ujrzałem kto znajduje się na rękach Hozuki’ego. Za nim czaił się Juugo.
Wszyscy ruszyli za mną, rozumiejąc moją idee. Na korytarzu było jeszcze kilka zapalonych pochodni i tym razem mogłem dokładnie przyjrzeć się Sakurze.
Twarz miała mokrą od potu, oddychała ciężko, a jej brwi były mocno zmarszczone. Podniosłem wzrok i wlepiłem go w Suigetsu, nie chcąc już dłużej czekać na wyjaśnienia.
 - Znowu mamy przez nią problemy – skitował Madara, jako jedyny opuszczając pomieszczenie w anielskim spokoju. Zgromiłem go spojrzeniem.
 - Zamknij się. Suigetsu, co się stało?! - Seledyno-włosy wziął kilka głębokich wdechów, starając się uspokoić samego siebie. Lustrowałem go, a moja cierpliwość szybko się wykańczała. – To Reiko? Reiko jest coś zrobił?!
         - Nie – wydusił z siebie.
 - Więc co?!
 - Sasuke – Juugo stanął pomiędzy naszą dwójką. Opanowanie, którym emanował doprowadzało mnie do jeszcze większej irytacji. Znów wybudził moją zazdrość. Z drugiej zaś strony wiedziałem, że nigdy nie będę w stanie powstrzymać tkwiących wewnątrz mnie emocji, jeśli w grę będzie wchodzić Sakura Haruno. Obserwowałem jej twarz, a na ten widok skręciło mnie w żołądku. Miałem wrażenie, że wyła z bólu, choć naprawdę pogrążona była w milczeniu. – Ona o wszystkim wie – odezwał się Juugo, budząc mnie z letargu. – Wie o Konoha…
Strach chwycił mnie za gardło. Strach i niedowierzenie. Myślałem, że nie dam rady szerzej otworzyć oczu – a jednak. Juugo w milczeniu spuścił wzrok, a Suigetsu nadal wracał do siebie po wyczerpującym biegu. Nagle jednak nasze spojrzenia się spotkały.
 - Reiko powiedział jej, że Madara szpieguje Konohe…zapomniał o tym, że nie wie. Starałem się jej wmówić, że jest tam jeden członek organizacji, którą chcesz zniszczyć, ale była w tak okropnym stanie, że nie wiem czy mnie usłyszała…
Cisza. Echo powtórzyło komunikat Suigetsu kilka razy, tak jakby wiedziało, że nie chcę tego słyszeć i robiło mi na złość. Panika. Jej zalążki krążą w moich żyłach. Czuję jak panoszą się w moim ciele niczym coś zepsutego. Nie jestem w stanie wydusić słowa, choć tak wiele ciśnie mi się do ust. I tylko jedna myśl.
Ona mnie nienawidzi.
Cisze przerywa Madara:
         - No proszę. To nam bardzo ułatwi sprawę.
 - Nie tak miała się dowiedzieć – dodał Suigetsu.
 - Sasuke – zawarczał zamaskowany Ninja. Nie przeniosłem na niego wzroku. Otumaniony katowałem nim Sakurę. Być może ostatni raz widzę ją tak spokojnie przebywającą w mojej obecności. Być może już nigdy się do mnie nie uśmiechnie, ani nie pozwoli uratować przed upadkiem, gdy potknie się o własne nogi.
Chciałbym zapomnieć piękna jej uśmiechu.
 - Sasuke! – ponaglał z nieukrytym poirytowaniem. – Skoro uważałeś, że dobrym posunięciem jest udać się na festyn, mam przez to rozumieć, że zapoznałeś się już ze zwojem o byciu Jinchuuriki?
 - To ja namawiałem go na ten festyn! – bronił mnie Suigetsu. – Sasuke nawet nie chciał iść – i na nowo przeniósł wzrok na Sakurę. – Będę przy niej cały czas. Muszę się dowiedzieć czy naprawdę myśli, że chcemy zniszczyć Kono…
         - Daj mi ją – usilnie starałem się być stanowczy, ale mój głos i tak drżał. Hozuki z chwilowym zdumieniem, podał mi Sakurę i teraz to ja trzymałem ją w swych ramionach, wdychając jej słodki zapach. – Ja przy niej będę.
 - Nie musisz być cały czas – wtrącił Juugo. – Wystarczy, że będziesz, gdy się obudzi. Trzeba się dowiedzieć co potraktowała jako prawdę, a co było dla niej kłamstwem…
 - Nie możesz odczytać jej emocji? – zapytał Suigetsu.
Juugo pokręcił głową.
 - Nie, kiedy jest w stanie snu. Wtedy jej emocję pozostają dla mnie tajemnicą.
Raz jeszcze nastało grobowe milczenie, ale tym razem czułem się na tyle silny, aby go przerwać. Przekierowałem wzrok na Madarę. Otumaniony, ale stanowczy.
         - Idź już. Nie chcę cię tu widzieć, póki nie minie wyznaczony czas. Potem udamy się do Dangetsu.
Zaśmiał się.
         - W takim razie znikam tylko na dwa dni.
Kierowałem się już ku mojemu pokoju, jednak jego głos sprawił, że przystanąłem i na nowo popadłem w zaskoczenie.
          - Co? – zagrzmiał Hozuki. – Przecież miał na to całe dwa tygodnie!
Byłem obrócony do nich tyłem, więc miałem utrudniony dostęp do twarzy. Dotarł do mnie odgłos kroków – kroków Madary. Nawet w stukotach o podłogę mogłem wyczuć kpinę, która z niego wypływała. Zlustrowałem szybko obliczę Sakury, w poszukiwaniu uspokojenia.
 - Za dwa dni Sasuke, staniesz się Jinchuuriki’m. Skoro miałeś czas, aby zmarnować dwa dni na festyn, rozumiem przez to, że jesteś już gotowy. Będę tu w nocy i od razu udamy się do świątyni.
Miałem zamiar iść dalej. Zlekceważyć jego słowa. Wyobrazić sobie, że one w ogóle nie padły, ale powietrze zaczęło stawiać mi opór, nagle stało się gęstsze i rozkazało stać w miejscu, a dodatkowo pokiwać głową.
Wszystko było nie tak jak trzeba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz