Karin siedziała związana w kuchni,
opierając się o jedną nóżkę stołu. Nasze gwałtowne wejście naszło
pomieszczenie, wraz ze sporym i szybkim napływem powietrza. Poskutkowało to
wesołym tańcem płomyka, który zaraz potem zgasł, pozostawiając nas w smolistej
czerni.
- Sasuke … - z trudem wymówiłam jego imię.
Strach owinął się wokół mojego żołądka. Zaczęłam cofać się z powrotem do drzwi,
do jedynego źródła światła, które ograniczało się do cienkiej linii.
- Dobra. Spokój – głos Suigetsu zadźwięczał mi
w uszach. Wzrokiem odnalazłam jego jasne włosy. – Zaraz zapalę pochodnie,
dajcie mi tylko minutę. Ale sami widzieliście…
- Zapal tą pochodnie! – weszłam mu w słowo,
opierając się o drzwi. W mojej głowie krążył obraz czerwono-włosej, który
zamigotał przed moimi oczyma dosłownie na ułamek sekundy. Niewiele detali
mogłam wyciągnąć z tego obrazu, ale byłem pewna tego, że Sasuke zupełnie
oniemiał, a taki zwrot akcji nie wchodził w grę.
Cisza
przed burzą.
W
tym samym momencie odgłos ocierających się o sobie zapałek, sprawił, że mój
wyraz twarzy automatycznie się skrzywił. Wzdrygnęłam się, bo nagle Sasuke był
obok i trzymał moją rękę. Widocznie wyczuł jak wielki niepokój ściska mnie od
środka.
Kuchnia
pokryła się barwą ciemnego brązu. Marmurowe ściany nadal dodawały tu odrobinę
dramaturgii. Niepewnie zerknęłam na Sasuke, ale on niemal natychmiast
przekierował całą swoją uwagę na związaną dziewczynę. Z drżącymi dłońmi
zrobiłam to samo. Obraz nie uległ zmianie. Karin miała podkulone nogi, przy
stopach związane liną, tak samo i ręce. Sznur owijał się nawet wokół jej klatki
piersiowej.
- Komuś naprawdę zależało, aby się nie
uwolniła – po raz pierwszy w głosie Suigetsu wyczułam tak ogromny lęk. Jednak
mimo to, nie spuściłam oka z Karin. Nie mogłam pozbyć się uczucia, które
zwiastowało nadejście bezgranicznego zła.
Ale
nie mogę tak bezczynnie stać! Nie! Jestem przecież Medykiem tej organizacji. No dalej! wrzeszczałam do swoich nóg,
prawiąc im jednocześnie długie kazania na temat zachowania w przypadkach, gdy w
żyłach buzuje mi adrenalina. Osiągnęłam cel. Moje kończyny zaczęły się
poruszać, a ja w okamgnieniu klęczałam przy Karin.
- Sakura – zaczął ostrzegawczo
czarnooki.
- Sprawdzę tylko czy wszystko z nią w
porządku.
Rozgorączkowana
wyciągnęłam kunai i przecięłam sznur na jej rękach, które bezwładnie opadły na
ziemie. Przybliżyłam się i dokładnie oglądałam każdy kawałek jej ciała, w
poszukiwaniu jakiś ran lub zadrapań. Pierwszy punk podczas znalezienia
nieprzytomnej ofiary wykonany. Kobieta nie ma żadnych oznak walki, oddycha
miarowo i spokojnie.
- Siedziała tak kiedy tu wszedłeś? – w tle
słyszałam stłumiony odgłosy rozmów pomiędzy Sasuke, a Hozuki’m. Palcami
dokładnie rozszerzyłam jej powieki i przyglądałam się tęczówkom w odcieniu
bladej czerwieni.
Nie
minęła sekunda, a ja już byłam w stanie powiedzieć, co tak naprawdę się
wydarzyło. Podskoczyłam jak oparzona – to odkrycie bynajmniej nie wywołało u
mnie pozytywnego wrażenia, ani nie uspokoiło – wręcz przeciwnie. Głuche bicia
serca grzmiały mi w uszach. Usłyszałam kroki, wszystkie pary oczu zwróciły się
w kierunku drzwi.
Stanął
niczym kamienny posąg. To doprawdy zadziwiające. Nie dość, że dzisiaj miałam
zaszczyt oglądać tak przerażonego Suigetsu, to dodatkowo Juugo, wchodzący do
pokoju oświetlił mnie swym wyraźnym zdumieniem. Chyba nic mnie już dzisiaj nie
zaskoczy…
- Co tu się stało? – zapytał. W końcu. W końcu
to on potrzebował informacji od nas, a nie my od niego. W końcu zainteresował
się otaczającymi go sytuacjami. Gdy nasze spojrzenia spotkały się, dostrzegłam
jak w jego oczach igrają płomyki niezauważalnego rozbawienia. Zaintrygowało
mnie to i wpisywało do księgi podejrzeń. Zaraz, zaraz! Juugo? Juugo związałby
Karin dla żartu? Przecież ta myśl jest absurdalna. Poza tym cały czas był z
nami.
Przemówiłam
drżącym głosem:
- Ktoś zastosował na Karin bardzo silne Jutsu
Hipnozy.
- Jutsu Hipnozy? – Suigetsu i Sasuke
powtórzyli po mnie chórkiem. – Co to oznacza? – dopowiedział Uchiha.
- Uhh – wymamrotawszy, ścisnęłam ręce na mojej
głowie, zmuszając mózg do pracy. – Czytałam o tym, na pewno o tym czytałam …
- To znaczy, że Karin jest w jakimś stanie
hipnozy? – zainteresował się seledyno-włosy. Przytaknęłam. – Ale kto mógłby to
zrobić?
Cisza.
Chyba
nie musiałam zgadywać. Każdemu na myśl przyszła jedna, konkretna osoba.
Instynktownie zaczęłam spozierać Sasuke wzrokiem, ponieważ to po nim
spodziewałam się najbardziej wybuchowej reakcji. Moje przewidzenia sprawdziły
się. Sasuke zacisnął mocno obie pięści – miałam wrażenie, że spod jego palców
zaraz zacznie wypływać krew.
- Ten kretyn …
- Sasuke proszę, uspokój się –
poprosiłam błagalnie. Zlekceważył to. Podszedł do Karin i zaczął wściekle
pozbywać się wszelkich sznurów.
- Szefie… - zaniepokoił się Suigetsu.
Sasuke
wyprostował się i przeleciał nas wzrokiem.
- Obudźcie ją. Ja idę znaleźć tego idiotę. Mam
nadzieje, że daleko nie zwiał.
- Zwiał? – wytrzeszczyłam na niego oczy, jakby
wypowiedziane słowa skierował do mnie w obcym języku. Podbiegłam do niego. –
Jak to zwiał? O czym ty mówisz do cholery?!
- A co? Myślisz, że związał Karin dla żartów?
Myślisz, że bawili się razem w chowanego lub jakąś inną chorą grę?! –
wykrzyczał na mnie. Z przerażenia cofnęłam się w tył. Nienawidziłam
tego…nienawidziłam, kiedy na mnie wrzeszczał.
- Szefie, nie krzycz na nią. Przecież to nie
jej wina… - na uwagę Suigetsu, Sasuke fuknął i przetarł oczy rękoma. Hozuki
położył mi dłoń na ramieniu. – Umiesz wybudzić ją z tej hipnozy?
- Wątpię. To Jutsu jest bardzo skomplikowane i
trzeba mieć do niego niezwykle wyćwiczoną kontrolę chakry.
- Więc dasz radę – wtrącił Sasuke. –
Pamiętam, że zawsze byłaś dobra w kontrolowaniu chakry.
W
normalnej sytuacji na moją twarz wpełzł by jakiś uprzejmy rodzaj uśmiechu –
bądź co bądź w ustach Sasuke ta uwaga brzmi jak najcenniejszy komplement, ale
jakoś nie miałam ochoty unosić kącików do góry. Przynajmniej wewnętrzne
odczucia mi na to nie pozwalały. Westchnęłam głęboko i przeciągle niczym
bohater z filmu, na którego spadło całe brzemię.
- W tym momencie mam na myśli co innego.
- O co chodzi? – zapytał Suigetsu.
Już
otwierałam usta, aby ukazać im swą mądrość i pochwalić się spostrzegawczością,
kiedy nagle po przestrzeni rozniósł się wyrafinowany głos Juugo:
- Sakura chciała powiedzieć, że skoro to Jutsu
wymaga wyćwiczonej kontroli chakry, to raczej niemożliwe, aby udało się to
Eizo.
Żyłka
na moim czole poczęła pulsować.
- Hej! Czytasz mi w myślach czy co?! –
gniewnie wskazałam na niego palcem i miałam wrażenie, że z moich uszu bucha
gęsta para. Juugo właśnie odebrał mi możliwość zabłyszczenia tym, czego od
zawsze mi brakowało. Tej cholernej błyskotliwości, której mogłam tylko
pozazdrościć Sasuke i płowo-włosemu.
Wzruszył
ramionami.
- Kto w takim razie mógłby być sprawcą, skoro
był tu tylko Eizo – powiedział Uchiha, zgrzytając jednocześnie zębami. – To
musiał być on. Nie wiadomo czego nauczył go Madara, gdy byli razem!
- Więc chodźmy go poszukać, a ty Sakura
zajmij się budzeniem Karin – zarzucił Suigetsu i już kierował się ku drzwiom,
kiedy w ostatniej sekundzie zwrócił się z powrotem w moim kierunku. – Ej
szefie? Idziesz czy nie?
- Czekaj! – zawarczał i wokół rozległa się
cisza. Myślałam, że Sasuke czemuś się przysłuchuje, lecz wnet powód całego
fiaska również do mnie dotarł. Źródło chakry – silne, bliskie …niby znane, ale
nie do końca potrafiłam kogokolwiek z nim utożsamić.
- Ktoś się zbliża – wyszeptałam mimo woli. W
tym samym momencie drzwi do kuchni otworzyły się ze zgrzytem. Wszyscy
(przytomni) członkowie Taki przekierowali uwagę w tamtym kierunku.
- No nareszcie jesteś, Sasuke.
Nawet
Juugo był zdziwiony – znowu.
Przed
nami stał mężczyzna o długich, prostych blond włosach. Jego mimika wyrażała
zupełną powagę, a ręce splątane na klatce piersiowej dodawały mu wyglądu
prawdziwego przywódcy, który był wściekły za nieudaną misję. Mimo to starał się
nie okazywać negatywnych emocji i wykazać zrozumieniem. Blondyn …wilk
…właściciel wilka.
Oboje
z Sasuke wzdrygnęliśmy się w tym samym czasie. Spojrzałam na niego, lecz on nie
raczył mnie swoją czernią. Wpatrywał się w Reiko z niedowierzeniem, mimo to z
jego wnętrza nadal wydostawały się śladowe ilości gniewu, jakie pozostały po
wspomince o Eizo.
Suigetsu
odezwał się, kiedy drzwi się zatrzasnęły.
- Kim ty jesteś, do diaska? I jak się tu
znalazłeś? Szefie …
- Zamknij się – powiedział Sasuke, ani
na sekundę nie przestając omiatać przybysza wzrokiem. – On jest po naszej
stronie.
- Po naszej stronie?
- Jest od Madary.
- Tak to prawda – odezwawszy się, Reiko zrobił
kilka kroków w przód. – Nasz Pan mnie tu wysłał w prostym celu.
Poczułam
się jak bezużyteczna lalka i nagle stwierdziłam, że nie powinnam stać z boku
jak niepotrzebny balast. Jestem Medykiem. Pełnie jedną z ważniejszych funkcji i
mam być niedoinformowana? Nigdy więcej.
- Wiesz co? – zagaiłam, udając znudzoną. – Nie
lubię ciebie i twojego towarzysza już od pierwszego spotkania.
Reiko
wydawał się być zbity z pantałyku.
- Co ty robisz, Sakura? – syk Sasuke, a
następnie delikatnie szturchnięcie w ramię. Nie przejęłam się tym. Mierzyłam
intruza wzrokiem, który mógłby zabijać – to by znacznie ułatwiło sprawę.
- No proszę. Ty też tu jesteś Różowa. Nie wiem
jak długo Sasuke ma zamiar cię trzymać. Naszego Pana już to męczy.
Prychnęłam.
- Mnie męczy, kiedy nazywacie tak
podłego człowieka jak Madara waszym
Panem, wiesz? Ale jakoś muszę to znosić.
- Chyba zrobiłaś się za bardzo pyskata –
rzucił kpiarsko. Przewidywałam jakiś szatański rechot, lub chociaż lekki
uśmieszek, jednak blondyn pozostawiał na sobie maskę zdecydowania i niesmaku.
Chyba wolałam jednak jego kompana – był bardziej gadatliwy. Reiko przypominał
mi osobę typu Sai’a, wymieszanego z Shikamaru.
Ale
musiałam przejść do konkretów.
- Co się z nią stało?
- Ah, właśnie! – fuknął z ironią i
zaklasnąwszy w dłonie, zerknął na Sasuke. – Uchiha. Chyba uciekł ci jeden
członek organizacji.
- A jednak – skitował Suigetsu.
Z
niedowierzenia omal nie straciłam równowagi. W uszach bębniły mi słowa Reiko, a
obrazy Eizo, idealnie wykonującego zaplanowaną wcześniej strategię zaczęły
prezentować mi się przed oczyma, w nieco zamazanej odsłonie.
- Ale …j-jak to? – udało mi się wyjąkać kilka
słów, które ledwo byłam w stanie zrozumieć. Chwyciłam się za głowę. Wizji było
zbyt wiele, zaczęły opanowywać cały mój umysł. Przecież Eizo by tego nie
zrobił! Nie pozostawiłby mnie samotnie w kryjówce…w końcu zjawił się tu ze
względu na mnie.
Lecz
nim zdążyłam jakkolwiek wszystko przemyśleć, Sasuke zerwał się z miejsca,
przeskoczył nasze bagaże z festynu i znalazł się przy Reiko, przygwożdżając go
do ściany. Pisnęłam z zaskoczenia.
- To ty go wypuściłeś?! – ryknął mu w
twarz.
Reiko
nawet nie używał siły, aby wyswobodzić się z uścisku.
- Słuchaj Uchiha. To ty jesteś odpowiedzialny
za swoich ludzi. Ja przyszedłem dostarczyć tu jedynie informację, a ta
dziewczyna już tu tak leżała. Postanowiłem na was zaczekać, tak jak rozkazał mi
Madara.
- Byłeś u Madary?! Więc on też jest w to
zamieszany?!
Usta
blondyna wykrzywiły się w sarkastycznym uśmieszku.
- Nasz Pan jest zamieszany we wszystkie sprawy
tej organizacji.
Sasuke
milczał dłuższą chwilę i choć był do mnie tyłem, mogłam dokładnie wyobrazić
sobie jego obecny wyraz twarzy. Przepełniony złością, ale i bezradnością.
Kiedy
układałam wszystko w swojej głowie, przez myśl przemknęło mi, że Eizo właściwie
uciekł od pewniej śmierci.
Zabije go – Sasuke wyraźnie podkreślił, że nie ma
zamiarów rezygnować z tego czynu. Ustanowił to sobie za kolejny cel – taka
druga zemsta, tyle, że tym razem o mniejszą stawkę.
- Wróciłem się do niego – mówił dalej Reiko -
a ona rozkazał mi na ciebie czekać. Oczekuje wyjaśnień w sprawie tej związanej
dziewczyny, ale cóż …one same nam się nasunęły. Jeden z twoich towarzyszy
uciekł…
Ciśnienie
krwi gwałtownie mi podskoczyło. Mimo, że posiadałam już tą wiedzę, nadal nie
potrafiłam do tego przywyknąć. Eizo nie ma. Uciekł. Perfekcyjnie oszukując
Karin. Zdołał użyć na niej Jutsu Hipnozy i … nie to wszystko bez sensu.
- Eizo nie byłby w stanie wykonać tak silnej
techniki – wymówiłam, zanim w ogóle doszło do mnie, że mam otwarte usta.
Wszyscy spojrzeli na mnie, więc kontynuowałam: - On nie potrafi na tyle kontrolować
chakry. Na jego poziome zahipnotyzowanie Karin zajęłoby mu dobre kilka godzin,
nie ma możliwości, aby ona nie zdążyła się zorientować…
Suigetsu
zaklasnął w ręce.
- Zgadzam się z nią. Znam dobrze Eizo i mogę
to potwierdzić, przecież sam go trenowałem – skrzywił się na samo wspomnienie.
Reiko
nie wydawał się być wzruszony.
- To wasz problem – przemówił. – Ja jestem
tutaj tylko od udzielenia wam informacji – Sasuke z głośnym charchotem
niezadowolenia odsunął się od niego, a jego dłonie dygotały. Obserwowałam go w
milczeniu, jeszcze raz dochodząc do wniosku, iż nie znoszę, gdy widzę go
…takiego. Na krótką chwilę nasze spojrzenia się spotkały, ale standardowo jego
pozostało dla mnie nieodkrytą zagadką.
- Ma drań cholerne szczęście – wysyczał,
stając obok mnie. Zauważyłam kątem oka jak stara się ująć moją rękę, jednak w
ostatniej chwili coś go powstrzymuje i cofa ją. – Więc czego konkretnie chcesz?
– zapytał, wracając do lustrowania Reiko.
Panika
się wzmagała. Eizo zniknął, zostawił mnie, a Taka zupełnie zlekceważyła ten
fakt i skupiła się na tym diabelskim blondynie, na którego widok skręcało moje
wnętrzności.
Ale
przecież skończyłam z Eizo, nieprawdaż?
Od
tego czasu jest dla mnie praktycznie obcą osobą, a nie narzeczonym-tyranem.
Do
świata rzeczywistego przywrócił mnie posłaniec Madary, który wszedł głębiej i
mijając z obojętnością zahipnotyzowaną Karin, rzucił na stół jakiś kawałek
papieru.
Cała
nasza czwórka zbiega się wokół stolika, jedynie Sasuke starał się zakamuflować
krzty ciekawości, jakie wyciekały z jego wnętrza, ale i tak się skusił.
Kwadratowy kawałek papieru leżał bezwładnie na stole, a po kilku sekundach
stwierdziłam, iż ów kawałek papieru, jest po prostu fotografią.
Zdębiałam
rozpoznając na nim róż swoich włosów, biel koszuli Sasuke i turkus mojej
sukienki. Oniemiałam patrząc na mój szczery uśmiech, patrząc na uśmiech Sasuke,
który krzywił się w ten charakterystyczny ironiczny sposób.
Przecież
tam byłam ja. Ja i Sasuke.
Za
nami rozciągała się główna uliczka Kiri, a wokół nas mnóstwo ludzi poubieranych
w kolorowe szaty. Niczym nie wyróżnialiśmy się z tłumu. Gdybym nie znała tych
ludzi, pomyślałabym, iż na zdjęciu znajduje się zwyczajowa para, lub młode
małżeństwo w żaden sposób nieszkodzące społeczeństwu.
A
jednak.
Wyraźnie
było widać, że fotografia miała zostać wykonana niepostrzeżenie.
- Kto zrobił to zdjęcie? – po długim i głuchym
milczeniu, głos przejął Sasuke: - Kto do cholery to zrobił?!
Stanęłam
obok niego, walcząc z silnym skurczem żołądka. Reiko parsknął perfidnym
śmiechem.
- Nasz Pan miał rację mówiąc, że straciłeś
potrzebne skupienie. W Kiri balowało kilkoro członków Konohańskiego ANBU i
przypadkowo zauważyli koleżaneczkę Hokage – wskazał na mnie ruchem głowy. –
Oczywiście nie chcieli robić afery podczas festynu, tak więc zdecydowali się
poinformować Kage o miejscu jej położenia. Za … - zrobił pauzę i spojrzał na
zegarek, wiszący na ścianie. Słuchając go, czułam jak żołądek stopniowo
podchodzi mi do gardła. - …godzinę, nie więcej, masa ANBU i ludzi z Konohy
wyrusza obszukiwać Kiri. Oni już wiedzą Uchiha. Wiedzą, że ta Różowa jest z
tobą.
Tęczówki
Sasuke zwęziły się maksymalnie i przez pewien okres czasu po prostu goniły tam
i z powrotem. Nagle Uchiha zacisnął oczy niczym człowiek, któremu właśnie
zadane mocny cios w plecy.
Zamachnął
się i uderzył w stół, robiąc spore wgniecenie. Suigetsu zjawił się obok i
nachylił:
- Opanuj się. Na razie nic się nie dzieje.
Wiedzą, że Sakura jest z nami, ale poszukują jej w Kiri.
- A myślisz, że kiedy jej tam nie
znajdą, tak po prostu odpuszczą poszukiwania? – wysapał. Nie słysząc żadnej
odpowiedzi, dodał: - Zaczną poszukiwać naszej kryjówki, a w tym momencie nie
potrzebujemy Konohy. Cholera jasna!!
- Sasuke… - starałam się, aby mój głos brzmiał
uspokajająco. Przypominał mi nawet ton mojej matki, kiedy zwracała się do mnie,
w momentach złego nastroju, lub porażki.
Nie, nie! Nie myśl o matce.
Pokręciłam
żwawo głową w obie strony.
Sasuke
wyprostował się i już chciał do mnie przemówić, gdy głos Reiko przeciął spokój,
jaki był wyczuwalny między naszą dwójką:
- Powinieneś się przygotować do swojej
misji, a nie balować na festynach, Madara na ciebie czeka.
I
w jednej chwili czarnooki zapomniał o moim istnieniu.
Obrócił
się ku blondynowi, a jego oczy wyrażały złość, wraz z dziwnym napływem ulgi.
- On tu jest?! W kryjówce?!
- Sala narad – poinformował lakonicznie
i wskazał palcem na drzwi. Sasuke wyleciał z pomieszczenia w okamgnieniu, nie
oglądając się za siebie. Pozostawił mnie. Pozostawił mnie, Karin, Juugo i
Suigetsu – członków organizacji, której jest liderem. My byliśmy wioską, a on
naszym Kage. Powinien dbać o stan swoich poddanych, powinien obchodzić się ich
uczuciami, powinien choć raz zapytać mnie Wszystko
w porządku? nawet z użyciem obojętnego tonu.
Bo
to tak bardzo kuło moje serce.
Że
niby go miałam, ale już odleciał. Rozwinął skrzydła i poszybował do źródła zła,
pozostawiając swoją wioskę na pastwę losu. No i mnie - kogoś kto sądził, że
jest jednym z ważniejszych mieszkańców…
- Sakura. Wszystko w porządku?
Tak Suigetsu. Ale dlaczego tego pytania
nie zadał Sasuke?
Pokiwałam
głową i spuściłam wzrok. Zaledwie jedna wizyta Madary psuje cały mur, jaki
zdołam wybudować z Sasuke. To jak niekończąca się robota, syzyfowa praca. Gdzie
ja gram rolę biednego Syzyfa i staram się w końcu dobudować ten mur do końca.
Madara jest z kolei złym obserwatorem, który prócz swojej podstawowej roli, pod
moją nieobecność zrzuca na ziemie pojedyncze cegły, doprowadzając dzieło do
rozpusty.
Chciałam
westchnąć, jednak powstrzymał mnie Reiko, który wręczył fotografię Juugo.
- Mi to niepotrzebne. Wracam do kryjówki
Madary.
Coś
wpadło mi do głowy:
- Poczekaj chwilę! – odezwałam się, nie
do końca pod kontrolą mózgu. Blondyn zlustrował mnie poirytowanym spojrzeniem.
– Skąd macie to zdjęcie, skoro zrobili je ludzie z Konohy?
Miałam
cichą nadzieje, że takim niespodziewanym pytaniem, jego zmieszanie da mi
odrobinę do myślenia. Że być może to co nam przedstawił jest zwykłym stosem
kłamstw, a autorem zdjęcia okaże się Suigetsu. Żeby to był chociaż fałszywy
alarm, albo ćwiczenia dla Sasuke, by mógł lepiej panować nad swoimi emocjami w
chwilach, gdy grozi nam porażka.
Ale
nie… To wszystko musiało być cholerną prawdą – wtedy kiedy nie trzeba!
- Nasz Pan ma szpiegów w Konoha –
odrzekł lakonicznie. – Nie wiem dlaczego w ogóle zadałaś tak bezsensowne
pytanie.
Ból
…rozdzierający, palący, rwący.
- Sz-szpiegów? – wyjąkałam. – Dlaczego Madara
miałby szpiegować Konohę?
Spojrzał
na mnie jak na idiotkę, a nagle jego twarz rozjaśniło olśnienie.
- Ah tak. Zapomniałem, że ty nie jesteś
do końca wtajemniczona – mruknął niby do siebie, ale wystarczająco głośno, abym
mogła to usłyszeć. Otumaniona chciałam ruszyć za nim, gdy kierował się ku
drzwiom, jednak drogę zastąpił mi Suigetsu.
- Sakura wszystko w porządku – nie musiałam
być Sasuke, żeby wiedzieć, iż to jedno zdanie zawierało mnóstwo fałszywego
entuzjazmu. Zawarczałam niczym rozwścieczone zwierzę i pchnęłam go w bok, sama
zaś zerwałam się, chcąc dogonić Reiko. Potrzebowałam informacji. Niewiedza, niewiedza …krążyło w mojej
głowie. Jeśli niczego nie zrobię, mogę po raz kolejny wpaść w ten stan.
A
może ja nie boje się niewiedzy?
Może
po prostu obawiam się, że scenariusz jaki podsuwa mi mój umysł, okaże się
prawdą? Że całość była jeszcze większym kłamstwem niż kiedykolwiek miałam
czelność przypuszczać?
- Nie, to niemożliwe – wychrypiałam. I już
sama nie miałam bladego pojęcia czy chcę podążać za Reiko, czy lepiej pozostać
tu gdzie jestem. Nim jednak się zatrzymałam, poczułam rękę Suigetsu, która
zaciska się na moim nadgarstku. Upadłam na kolana z hukiem, nic nie robiąc
sobie z pulsującego bólu.
Miałam
gdzieś cierpienie, które wyzwalało moje ciało.
Liczyła
się moja dusza. A ona krwawiła najbardziej …
- Sakura! – stłumiony krzyk Hozuki’ego.
Podniosłam wzrok i przez chwilę zauważyłam nawet zamazaną sylwetkę Juugo. –
Sakura! Proszę uspokój się, to nie jest tak jak myślisz!
Wymusiłam
na sobie blady uśmiech. Przestrzeń nagle straciła ostrość. Miałam wrażenie, że
zamazani mężczyźni latają wokół mnie niczym anioły, te, które mają mnie chronić
przed złem. Jedynie co mi nie pasowało do obrazu, to przerażające krzyki
Suigetsu, które dochodziły do mnie z potężnym echem. Może zwariowałam? Już tak
na dobre? Może po śmierci rodziców, Madarze, Eizo …po dołączeniu do tego Sasuke
– mój umysł zwyczajnie umiera. Przeszedł zbyt wiele, nie poradził sobie. Poległ
na polu walki, gdy doszła do niego informacja o Ukrytym Liściu. To go
zniszczyło, niszcząc przy tym mnie. W końcu wzajemnie jesteśmy dla siebie
nieodłącznymi częściami – jeden nie potrafi funkcjonować bez drugiego. To
zabawne, że byliśmy niemal uszkodzeni w tym samym stopniu. Ja jako ciało, a on
jako myśli, refleksje, wspomnienia i tęsknoty.
I
nagle chciałam ujrzeć Naruto.
Naruto, Naruto! krzyczałam w myślach. Naprawdę było coś
nie tak, ponieważ wydawało mi się, że stoję zamknięta w Sali. Nie w pastelowej
szarości zmierzchu, ani ciemności księżycowej nocy …stałam w smolistej czerni,
a mój widok do niczego się nie ograniczał. Wokół echem roznosił się mój krzyk,
wołający po kolei imiona wszystkich przyjaciół. Ale nikt nie przybył.
Pozostawili mnie na pastwę losu.
- Sasuke poszukuje tam jednego ninja! –
Suigetsu …on nadal mówi. – Poszukuje tam członka organizacji, którą chcemy
zniszczyć! Podobno tam mieszka i …Sakura! Błagam ogarnij się!
Słowa
Suigetsu wręcz błagały o uznanie jako prawdę, lecz jego głos brzmiał, jakby
mówił Dlaczego muszę to robić?
Poczułam jak ktoś mną trzęsie i znienacka ciemność zniknęła, a moje echo
zmieszało się z Suigetsu i Juugo, który dawał mu jakieś wskazówki.
- Nie tak mocno – warknął. Juugo jest zły? To
zabawne. Zawsze chciałam go takiego ujrzeć.
- Przecież ty też tam mieszkasz! Musieliśmy
pilnować czy Konoha wie, gdzie jesteś i jakie ma informację! Gdyby zaczęli
poszukiwać naszej kryjówki, to byłaby masakra!
Nie chcę tego słuchać.
Nie
wiedziałam już w co wierzyć, a w co nie. Zamknęłam oczy i zapragnęłam już nigdy
ich nie otwierać, chyba, że mogłabym cofnąć się w czasie i na nowo ujrzeć
roześmianą twarz Naruto, ironiczny uśmieszek Sasuke i ich przekomarzania
podczas wspólnych kłótni. Chciałabym drugi raz żywić te silne uczucia do Sasuke
i tak bezpośrednio je prezentować. Chcę wykrzyczeć z podnieceniem Sasuke-kun! I czekać na jedną z jego
lekceważących odpowiedzi.
Ale
byliśmy przyjaciółmi. Mimo mojej miłości, mimo miłości Naruto do mnie, mimo
tych wielu sprzeczek – nasza trójka zawsze kroczyła ramię w ramię i broniliśmy
się wzajemnie. Chciałabym się obudzić widząc drużynę siódmą przed sobą. Jak
Nartuo i Sasuke mi machają, razem z Kakashi’m. Jak jesteśmy dziećmi i nie znamy
tak wielu bolesnych uczuć jak teraz.
Czy
to prawda? Czy Sasuke, wraz z Madarą mają zamiar zniszczyć wioskę Ukrytą w
Liściach?
S A S U K E
- Teraz już rozumiesz Sasuke? – Nic nie
rozumiałem. Gdybym mógł, rozpłynąłbym się w powietrzu, albo chociaż uciekł jak
ostatni tchórz w miejsce, gdzie nikt nigdy nie będzie w stanie mnie odnaleźć.
Ale musze stać tutaj, przed nim. Muszę słuchać jego pretensji, rad, skarg i
gróźb. Ostatnimi siłami hamowałem złość. Nie byłem do końca pewny czy ucieczka
Eizo podziałała na moją korzyść, czy też nie. Madara twierdził jednoznacznie: -
Ten słabeusz nie ma prawa bytu w naszej organizacji. To ja byłem jego niańką,
gdy wyruszaliście na misję. Nie wiem w ogóle dlaczego zgodziłeś się na jego
przyjęcie, nie informując mnie o tym.
- To ja jestem liderem – odrzekłem
lakonicznie. Odzywałem się jak najmniej, sądząc, że tym sposobem pozbędę się
ostatnich namiastek gniewu. Nie jestem dobrym rozmówcą, w momencie, gdy ogarnia
mnie furia – musiałem to przeczekać. Miałem mu wiele do powiedzenia.
Maska
Madary raziła mnie swoim oranżem przez światło jedynej zapalonej pochodzi.
Zazwyczaj aktywne były co najmniej cztery, dlatego trudno było mi przyzwyczaić
się do takich ciemności. Drażnił mnie również fakt, że trener siedzi na moim miejscu. Krześle, gdzie od
niepamiętnych czasów zasiadam wyłącznie ja, pełniąc swoją funkcję.
Madara
skrzyżował ręce na piersiach i uniósł głowę do góry. Jego płaszcz zaszeleścił
pod wpływem tego ruchu.
- Posłuchaj mnie Sasuke Uchiha – rozpoczął
tonem godnym doświadczonego staruszka. – Zgodnie stwierdziliśmy, że nasza
współpraca przyniesie same owoce. Oboje jesteśmy z Uchiha – jednego z
najpotężniejszych klanów. Jesteśmy elitą. Rozumiem, że kiedyś …w odległej
przyszłości to na ciebie spadnie obowiązek odbudowania klanu, ale odstaw to na
później, zgoda?
Z
wściekłości zmarszczyłem brwi. Bynajmniej nie pomagał mi pozbyć się nienawiści,
którą kipiałem.
- O czym ty mówisz?
- Mówię o Haruno. Szczerze mówiąc nie znałem
cię od tej strony. Że niby ty chodzisz na festiwale w towarzystwie kobiety. Ta,
może w przyszłości się tego spodziewałem, ale teraz? W dodatku z Haruno? Nie
omiataj jej swoim urokiem, by pomogła ci odbudować klan. Nie pozwolę, aby jej
krew zabrudziła naszą, to …
- Ty chyba oszalałeś! – nie pozwoliłem mu
dokończyć. Ująłem w pięść kawałek jego płaszcza i zastanawiałem się, co staje
się z jego maską, gdy zadam w to miejsce mocny cios. Madara odchrząknął i
rozkazał mi się odsunąć.
- Daj sobie spokój z kobietami, zwłaszcza przy
tak napiętym planie. To co zrobiłeś było najbardziej lekkomyślne.
- Nie używam Sakury do odbudowania mojego
klanu, jasne?! Nawet o tym nie myślałem! – dygotałem ze złości. No pięknie.
Chciało mi się śmiać, kiedy wspomniałem sobie, jak niedawno zaciekle próbowałem
uciec przed tą emocją.
Odbudowa
klanu …czyżby Madara obserwował nas podczas …? Nie, na pewno nie! Wspomnienie o
tym jest zwykłym, diabelskim przypadkiem!
Madara
wykrzywił głowę i przysięgam, że mimo maski wiedziałem, że patrzył na mnie z
kpiną.
- Oj Sasuke, mam już serdecznie dość twoich
kłamstw, bajeczek i tego zachowania. Haruno jest tylko zbędnym balastem, nawet
nie jest wtajemniczona w twoją zemstę, a sam nie pozwoliłeś mi pisnąć słówka.
Gdyby wiedziała, to by znacznie ułatwiło sprawę.
- Chcesz czy nie, Sakura tutaj zostaje. Jest
dobrym Medykiem – zaznaczyłem z przekąsem. Madara prychnął.
- Może i dobrym Medykiem jest, ale nie podoba
mi się fakt, że chodzisz z nią na festyny, na spacery, że przyjmujesz do
kryjówki jakiegoś sierotę tylko dlatego, że ona tego chciała.
- To co robię leży w moim inte …. –
zrobiłem długą pauzę. Chyba dopiero teraz przetrawiłem wypowiedziane przez jego
słowa. Jedno znacznie ukłuło moje serce i uszy. Sierota. Pierwsza myśl? Sierota? Jaka sierota do cholery? Dopiero
po pewnym czasie zacząłem utożsamiać z tym wyzwiskiem pewną osobę. Osobę, z
którą wiązałem wszystkie pozytywne uczucia.
Nie
mogłam tego znieść!
- Wiesz o Orichi’m? – zapytałem drżącym
głosem, z szeroko rozwartymi oczyma. Z ust Uchihy wydobył się krótki,
złowieszczy rechot, który był jedynie potwierdzeniem moich obaw.
- Ty naprawdę myślałeś, że zdołasz to przede
mną ukryć? Kiedy tu wszedłeś miałeś pretensję o to, że szpiegują cię moi
ludzie. To może będzie dla ciebie niespodzianka, ale odkąd jest tu Haruno,
robią to już od dłuższego czasu. I słusznie. To co robisz jest doprawdy
zabawne. Spacerowanie z dzieckiem i tą dziewczyną …Sasuke, czy ty w ogóle masz
pojęcie jak się zachowujesz?
Wpatrywałem
się w niego zagubiony. Teraz to ja czułem się jak dziecko, które w prosty
sposób zgubiło po drodze rodziców i nie pojęcia, gdzie aktualnie się znajduje.
Ale złość dała o sobie znać. To upokorzenie! Jak mogłem wcześniej nie zauważyć?
Otwierałem
już usta, kiedy Madara raz jeszcze przemówił:
- To, że tego nie zauważyłeś, jest jedynie
potwierdzeniem faktu, iż stajesz się słaby – jakby czytał w moich myślach.
Nabrałem do płuc powietrza, napiąłem mięśnie, wertowałem go wzrokiem płatnego
zabójcy, a wściekłość wzmagała się we mnie niczym powietrze w dmuchanym
materacu.
- Nie miałeś cholernego prawa mnie szpiegować!
Jeszcze raz ujrzę jakiegoś twojego człowieka na terenie mojej kryjówki, to
gorzko tego pożałujesz!! – wykrzyczałem.
Nawet
nie drgnął.
- Tak teraz odnosisz się do osoby, z którą
masz wspólny cel? Nadal uważasz, że jesteś silny?
- Oczywiście, że jestem. Jestem wystarczająco
silny, aby zniszczyć Konohę! Mogę to zrobić nawet teraz! – kompletnie nie
panowałem nad wypowiadanymi słowami, ale to chyba dobrze, bo z każdym kolejnym
czułem jak napięta atmosfera sama się eliminuje.
Madara
wyprostował się, po czym stanął tuż naprzeciw.
- Bez pośpiechu Sasuke. Może i jesteśmy już w
stanie zniszczyć Konohę, to jednak chcę, aby mieszkańcy na długo zapamiętali
tak okrutną, a zarazem sukcesywną wojnę. Najchętniej użyłbym do tego Dangetsu,
ale to przecież ty chcesz się zemścić, więc najlepszym wyjściem jest
umieszczenie Dangestu w tobie.
Poczułem
nieodpartą potrzebę zdobycia innych informacji. Sam zdziwiłem się, kiedy
zrozumiałem, że temat Dangetsu nie interesuje mnie w żadnym calu.
- Dlaczego nie zareagowałeś, kiedy
Orichi był w kryjówce?
Cień
zdumienia przeleciał po jego twarzy. Dla mnie niestety widoczne było tylko
jedno oko, który wyraźnie drgnęło.
- Wiedziałem, że Haruno chce go wysłać do
Konohy, więc i tak prędzej czy później, by zniknął. Poza tym chciałem
powiedzieć ci to po czasie, abyś wiedział, że znam każdy twój ruch.
- Nie jestem dzieckiem – nabrzmiała żyła
pulsowała na moim czole. – Nie potrzebuję żadnej kontroli!
- Ten dzieciak i tak pożałuje tego, że zna
miejsce naszego pobytu. Może i niedługo zmieniamy kryjówkę, ale i tak istnieje
szansa, że…
Ciało
same się poruszyło. Zepchnąłem go w tył, tak, że Madara mocno uderzył w ścianę,
zupełnie się tego nie spodziewając.
- Nie waż się go dotykać!! – ostrzegłem,
pokazując mu zaciśniętą pięść.
- Obchodzi cię żywot jakiegoś obcego
dzieciaka? – zapytał głosem przepełnionym ironią i ubawieniem. Spuściłem głowę
i otarłem z czoła pojedyncze kropelki potu. Dlaczego zareagowałem tak
pochopnie? Te wszystkie obce emocje całkiem mnie zdominowały.
- Obchodzi – odrzekłem zgodnie z prawdą. - Orichi
i Sakura będą żyć, nawet po ataku na Konohe.
- Oni też są mieszkańcami wioski, która
zniszczyła twój klan – tym razem wyczułem w nim więcej niezadowolenia niż
sarkazmu. Madara zmarszczył brwi, a czerwień Sharinganu zaiskrzyła w płomieniu
świecy. – Wykonując zemstę będziesz omijał poszczególne jednostki? Nawet
Naruto?
- Jego zabiję – odrzekłem bez wahania.
- A myślisz, że Haruno to się spodoba?
Nie, odpowiedziałem sam sobie, co spowodowało, że prócz złości czułem
bezradność. Chciałbym, aby wszystko było takie proste, abym mógł spełnić swoją
zemstę, a potem być z Sakurą – bez żadnych wątpliwości, pretensji i uraz.
- Więc jak chcesz to rozegrać? – dopytywał
Madara.
- To moja sprawa. Masz nie tykać ani
Orichi’ego ani Sakury, rozumiesz to?
- Będziesz miał czas na odbudowanie klanu!
Haruno jest na razie niepotrzebna. To nie czas na miłość Sasuke!
- Tu nie ma żadnej miłości! – wykrzyczałem,
sam zdziwiony ilością negatywnych emocji jakie zawierało to zdanie. Otóż to
nowina. W moim słowniku są już dwa słowa, które nie mogą przejść mi przez
gardło, których jednocześnie nie chce słyszeć.
Naruto i Miłość…
Nie
tylko darzyłem je nienawiścią. Wprawiały mnie również w dziwny stan, którego
przeżywałem w prawdziwych katuszach. Pragnąłem po prostu usunąć je z mojego
słownika i zapełnić puste miejsca innymi słowami, które dobrze na mnie
oddziałują. Może gdybym…
- Sasuke!
Nie,
błagam …
- Sasuke! Szybko!
- Eh, czego oni chcą? – fuknął wściekle Madara
i przeniósł wzrok na drzwi, do których w zawrotnym tempie zbliżały się szybkie
i nerwowe kroki.
- Może znaleźli Eizo – zarzuciłem, a
moja wyobraźnia aktywowała się. Ile rzeczy mógłbym mu zrobić, gdybym tylko miał
okazję ujrzeć go chociaż na kilka minut. Ilekroć zawyłby już z bólu… Moja
zemsta i tak go nie ominie.
- Eizo już z pewnością znajduje się w
wiosce – powiedział Madara.
- A co z kryjówką? Zna jej położenie. ANBU
mogą być już w drodze.
- Zadbałem o to. Moi ludzie go szpiegują, ale
na pewno nie rozkazałem im ponownie go łapać, ani zabijać – może się przydać. W
końcu to narzeczony Haruno…
- O tym też wiesz? – zapytałem, choć odpowiedź
była oczywista. Przytaknął, rechocząc złowieszczo.
- Wiem o wszystkim. Tak czy inaczej, kiedy
Eizo piśnie coś o miejscu naszego pobytu, od razu zostaniemy zawiadomieni.
Chciałem ci również przekazać, aby każdy członek Taki był spakowany w razie
nagłych wypadków. Nowa kryjówka jest w przeciwnym kierunku, więc nie musimy bać
się, iż nie zdążymy.
- To bezsensu. Eizo na pewno powie,
gdzie jesteśmy. Nie trzeba go nawet szpiegować, przecież będzie chciał uratować
Sakurę.
- Przecież Sakura zrezygnowała z bycia jego
narzeczoną…
Chciałem
zapytać: To też wiesz? Ale tym razem
już całkiem sobie darowałem. Przeniosłem wzrok na czubki swoich butów i
nasłuchiwałem odgłosów zbliżającego się Suigetsu.
- Szefie! – usłyszałem po raz ostatni, po czym
drzwi do Sali Narad otworzyły się z olbrzymim trzaskiem. Świeca zgasła – znowu
znaleźliśmy się w ciemności, lecz tym razem nie pozostałem w miejscu jak posąg,
ale od razu wybiegłem na korytarz, gdy
ujrzałem kto znajduje się na rękach Hozuki’ego. Za nim czaił się Juugo.
Wszyscy
ruszyli za mną, rozumiejąc moją idee. Na korytarzu było jeszcze kilka
zapalonych pochodni i tym razem mogłem dokładnie przyjrzeć się Sakurze.
Twarz
miała mokrą od potu, oddychała ciężko, a jej brwi były mocno zmarszczone.
Podniosłem wzrok i wlepiłem go w Suigetsu, nie chcąc już dłużej czekać na
wyjaśnienia.
- Znowu mamy przez nią problemy – skitował
Madara, jako jedyny opuszczając pomieszczenie w anielskim spokoju. Zgromiłem go
spojrzeniem.
- Zamknij się. Suigetsu, co się stało?! -
Seledyno-włosy wziął kilka głębokich wdechów, starając się uspokoić samego
siebie. Lustrowałem go, a moja cierpliwość szybko się wykańczała. – To Reiko?
Reiko jest coś zrobił?!
- Nie – wydusił z siebie.
- Więc co?!
- Sasuke – Juugo stanął pomiędzy naszą dwójką.
Opanowanie, którym emanował doprowadzało mnie do jeszcze większej irytacji.
Znów wybudził moją zazdrość. Z drugiej zaś strony wiedziałem, że nigdy nie będę
w stanie powstrzymać tkwiących wewnątrz mnie emocji, jeśli w grę będzie
wchodzić Sakura Haruno. Obserwowałem jej twarz, a na ten widok skręciło mnie w
żołądku. Miałem wrażenie, że wyła z bólu, choć naprawdę pogrążona była w
milczeniu. – Ona o wszystkim wie – odezwał się Juugo, budząc mnie z letargu. –
Wie o Konoha…
Strach
chwycił mnie za gardło. Strach i niedowierzenie. Myślałem, że nie dam rady
szerzej otworzyć oczu – a jednak. Juugo w milczeniu spuścił wzrok, a Suigetsu
nadal wracał do siebie po wyczerpującym biegu. Nagle jednak nasze spojrzenia
się spotkały.
- Reiko powiedział jej, że Madara szpieguje
Konohe…zapomniał o tym, że nie wie. Starałem się jej wmówić, że jest tam jeden
członek organizacji, którą chcesz zniszczyć, ale była w tak okropnym stanie, że
nie wiem czy mnie usłyszała…
Cisza.
Echo powtórzyło komunikat Suigetsu kilka razy, tak jakby wiedziało, że nie chcę
tego słyszeć i robiło mi na złość. Panika. Jej zalążki krążą w moich żyłach.
Czuję jak panoszą się w moim ciele niczym coś zepsutego. Nie jestem w stanie
wydusić słowa, choć tak wiele ciśnie mi się do ust. I tylko jedna myśl.
Ona
mnie nienawidzi.
Cisze
przerywa Madara:
- No proszę. To nam bardzo ułatwi
sprawę.
- Nie tak miała się dowiedzieć – dodał
Suigetsu.
- Sasuke – zawarczał zamaskowany Ninja. Nie
przeniosłem na niego wzroku. Otumaniony katowałem nim Sakurę. Być może ostatni
raz widzę ją tak spokojnie przebywającą w mojej obecności. Być może już nigdy
się do mnie nie uśmiechnie, ani nie pozwoli uratować przed upadkiem, gdy
potknie się o własne nogi.
Chciałbym
zapomnieć piękna jej uśmiechu.
- Sasuke! – ponaglał z nieukrytym
poirytowaniem. – Skoro uważałeś, że dobrym posunięciem jest udać się na festyn,
mam przez to rozumieć, że zapoznałeś się już ze zwojem o byciu Jinchuuriki?
- To ja namawiałem go na ten festyn! – bronił
mnie Suigetsu. – Sasuke nawet nie chciał iść – i na nowo przeniósł wzrok na
Sakurę. – Będę przy niej cały czas. Muszę się dowiedzieć czy naprawdę myśli, że
chcemy zniszczyć Kono…
- Daj mi ją – usilnie starałem się być
stanowczy, ale mój głos i tak drżał. Hozuki z chwilowym zdumieniem, podał mi
Sakurę i teraz to ja trzymałem ją w swych ramionach, wdychając jej słodki zapach.
– Ja przy niej będę.
- Nie musisz być cały czas – wtrącił Juugo. –
Wystarczy, że będziesz, gdy się obudzi. Trzeba się dowiedzieć co potraktowała
jako prawdę, a co było dla niej kłamstwem…
- Nie możesz odczytać jej emocji? – zapytał
Suigetsu.
Juugo
pokręcił głową.
- Nie, kiedy jest w stanie snu. Wtedy jej
emocję pozostają dla mnie tajemnicą.
Raz
jeszcze nastało grobowe milczenie, ale tym razem czułem się na tyle silny, aby
go przerwać. Przekierowałem wzrok na Madarę. Otumaniony, ale stanowczy.
- Idź już. Nie chcę cię tu widzieć, póki
nie minie wyznaczony czas. Potem udamy się do Dangetsu.
Zaśmiał się.
- W takim razie znikam tylko na dwa dni.
Kierowałem
się już ku mojemu pokoju, jednak jego głos sprawił, że przystanąłem i na nowo
popadłem w zaskoczenie.
-
Co? – zagrzmiał Hozuki. – Przecież miał na to całe dwa tygodnie!
Byłem
obrócony do nich tyłem, więc miałem utrudniony dostęp do twarzy. Dotarł do mnie
odgłos kroków – kroków Madary. Nawet w stukotach o podłogę mogłem wyczuć kpinę,
która z niego wypływała. Zlustrowałem szybko obliczę Sakury, w poszukiwaniu
uspokojenia.
- Za dwa dni Sasuke, staniesz się
Jinchuuriki’m. Skoro miałeś czas, aby zmarnować dwa dni na festyn, rozumiem
przez to, że jesteś już gotowy. Będę tu w nocy i od razu udamy się do świątyni.
Miałem
zamiar iść dalej. Zlekceważyć jego słowa. Wyobrazić sobie, że one w ogóle nie
padły, ale powietrze zaczęło stawiać mi opór, nagle stało się gęstsze i
rozkazało stać w miejscu, a dodatkowo pokiwać głową.
Wszystko
było nie tak jak trzeba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz