czwartek, 1 listopada 2012

Rozdział 58



Zbudziłam się dopiero wtedy, gdy do moich uszu dotarły nieznane mi głosy. Jak przez mgłę widziałam kosmyki jasnych włosów i przez chwilę miałam wrażenie, że należą one do pięknego anioła, a ja znalazłam się w niebie. Parę sekund później obraz nabrał ostrości, a ja bez trudności rozpoznałam miejsce, w którym się znajduję.
Bynajmniej nie było to niebo.
Po drugiej stronie Sali przy drzwiach stał jakiś przygruby lekarz, przeglądając jednocześnie dokumenty. Zauważyłam też jak co chwilę poprawia okulary, które złośliwe zjeżdżają mu po nosie.
 - Tak, tak. Nie ma powodu do obaw – powiedział przesadnie uprzejmym głosem. – Niedługo powinna się wybudzić. Była bardzo wycieńczona i dlatego zemdlała.
Jestem w Konoha, jestem Konoha! powtarzałam w myślach, nieprzerwanie spoglądając w bok. Wtedy bowiem usłyszałam ten jeden, jedyny głos. Choćbym była wycieńczona, otumaniona i senna, nie było opcji, abym nie potrafiła rozpoznać jego właściciela.
 - Czyli wszystko wróci do normy?
Był tam. Naprawdę tam był. Naruto siedział na krześle tuż obok wejścia i patrzył nieprzytomnie na lekarza.
Przeniosłam wzrok na sufit. Sufit Konohańskiego szpitala. Ten śnieżnobiały, ten, który był dla mnie codziennością, nawet po pół roku odizolowania nie wydawał mi się obcy. Ta pościel, ten zapach. Zapach lawendy. Tak pachniała każda kołdra i poduszka, kiedy przynosiłam je pacjentom. Wszystko było takie znajome, a moja tęsknota nie znała granic.
Westchnęłam rozbawiona własnym rozpamiętywaniem i ni stąd ni zowąd poczułam w oczach łzy. Z rozwartymi oczami nieprzerwanie zerkałam w górę i pozwoliłam im spłynął po policzku.
Jestem w domu.
 - S-sakura-chan! – dwie twarzy uniosły się do góry niczym marionetki przywiązane jedną linią. Nie zdążyłam nawet odwrócić głowy, a już ujrzałam blond włosy anioła, który pochyla się nade mną. – Sakura-chan, co się stało?! Panie Awayaki… coś z nią nie tak!
Doktorek w okamgnieniu zjawił się przy nas i nachmurzona stwierdziłam, że zasłonił mi widok na przyjaciela.
 - W-wszystko w porządku – wydusiłam chrapliwym głosem. – Ja… tylko….
 - Płaczesz – wszedł mi w słowo doktorek, a parę chwil później poczułam na swoim czole jego zlodowaciałą dłoń.
 - Jestem w Konoha? – spytałam, choć dla mnie było to oczywiste. Obaj mężczyźni przytaknęli, ale lekarz w końcu się ode mnie odsunął i jego miejsce raptownie zajął Uzumaki z zatroskaniem migoczącym w oczach. – Naruto… - chlipnęłam.
Wpatrywał się we mnie uważnie i przez chwilę odniosłam wrażenie, że z jego oczu również poleją się łzy.
Wtedy przetarł je ręką, jakby czytał mi w myślach i zamknął moją dłoń w mocnym uścisku. 
 - W końcu jesteś z nami.
Podniosłam się gwałtownie do pozycji siedzącej i bez wahania do niego przywarłam w stalowym uścisku, nie dbając o to, z jaką mocą wbijam paznokcie w jego plecy.
 - Naruto… Naruto – szlochałam.
Blondyn odwzajemnił uścisk.
 - Już dobrze Sakura-chan. Jesteś już w domu. Nareszcie.
Nie liczyłam czasu, obejmując go. Ale ta cisza, ten spokój i milczenie… ono jakoś automatycznie przywołało wszystkie zamknięte we mnie wspomnienia i raz jeszcze uświadomiło mi w jak okrutny sposób potoczyła się całość. Sasuke; jego imię obijało się o mój mózg niczym stado rozwścieczonych os. Suigetsu, Karin, Jugo… nawet twarz Madary zawitała w moich wyobrażeniach. Jego podły uśmieszek i kpina.
Ale najważniejsza była przecież wojna.
Oderwałam się od Naruto i spojrzałam głęboko w jego lazurowe tęczówki.
 - Jak długo spałam?
 - Przespałaś jedną noc – wyjaśnił.
 - A jak się tu dostałam?
 - Dzięki ANBU.
Nie musiałam pytać o szczegóły. Od razu zrozumiałam, że to do nich należała energia, którą poczułam w trakcie biegu.
Mimochodem rozejrzałam się po Sali i zauważyłam, że była pusta. Nawet doktorek ulotnił się wraz ze swoją masą tłuszczu. Naruto najwidoczniej zauważył to zainteresowanie. Położył moją głowę na swoim torsie i zaczerpnął powietrza.
 - Wszyscy czekają na korytarzu.
 - Wszyscy?
 - Hinata, Sai, Kiba, Shikamaru… wiesz o czym mówię.
 - To dlaczego ich nie wpuścisz? – zdziwiłam się.
 - Zrobię to – zapewnił dziwnie niespokojny. – Zrobię to, ale najpierw chciałem pobyć z tobą sam na sam. Widzisz… jest kilka spraw, o których chcę z tobą porozmawiać, dlatego bacznie czekałem, aż się wybudzisz.
Mimo, iż nadal miałam ochotę wdychać jego słodki zapach, słowa, które padły zmusiły mnie do odsunięcia.
 - O czym ty mówisz? – spytałam. Jego twarz była teraz tak blisko, że nie byłam w stanie powstrzymać nadchodzącego uśmiechu. – Psiakrew. Jak ja cię dawno nie widziałam.
 - Pięć miesięcy i trzynaście dni – sprostował.
 - Liczyłeś to?
 - Liczyłem każdy dzień i robiłem wszystko, aby sprowadzić cię z powrotem. Do teraz się skarżą, że zaniedbałem wioskę.
 - Jesteś takim samym głupkiem jak zawsze – zaśmiałam się, ale w tej samej chwili poczułam jak ciecz wędruje po moich policzkach.
Naruto otarł moje łzy z wyrzutem i wbił wzrok w podłogę.
 - Nie płacz już, dobrze? Tak długo cię nie widziałem i…
 - Nie lubisz jak się mazgaję, co? – kolejna salwa śmiechu wydobyła się z moich ust, ale szybko spoważniałam pojmując sens tych słów. Naruto zerknął na mnie, a jego oczy przypominały dwa błękitne pytajniki. – Ja… - zaczęłam, ale on mi przerwał, drapiąc się po głowie.
 - Wcale nie chodzi o to Sakura-chan. Oczywiście, że nie lubię oglądać cię, gdy płaczesz, ale miałem na myśli to, że po twojej długiej nieobecności, chciałbym ujrzeć cię szczęśliwą, a nie…
 - Jestem szczęśliwa – powiedziałam, odpychając myśli o Sasuke na dalszy plan.
Sasuke, przepraszam!
Nie lubię jak się mazgaisz.
Wiem, ale…
To głupota, przepraszać za swoje łzy.
Do diaska! Pokręciłam gwałtownie głową w obie strony i wlepiłam wzrok w Naruto, mając nadzieje, że wtedy zdołam się uwolnić od wspomnień.
Ale mój przyjaciel wcale nie ułatwił mi sprawy, gdyż wyrażał śmiertelną powagę i znienacka powstał, puszczając moją dłoń.
 - Naruto?
Milczał parę chwil, a zaraz potem zaczął krążyć po pomieszczeniu niczym niespokojny tygrys.
 - Słyszałem, że rozstałaś się z Eizo.
Wytrzeszczyłam na niego oczy, a serce zabiło mi głucho w uszach.
 - S-słucham?
 - Zostawił cię z Sasuke, prawda?
 - Wiesz o… - rozpoczęłam na granicy szoku i roztargnienia. Naruto spuścił głowę i zmierzwił sobie włosy.
 - Wiem wszystko Sakura-chan! Wiem, że porwał cię Sasuke, wiem, że byłaś jego Medykiem. Eizo wrócił do wioski jakiś czas temu i obiecał mi, że niedługo sama się tutaj zjawisz. Zawarł układ z Madarą! Opowiedział mi wszystko i…
 - Zaraz, zaraz! – przerwałam mu. – Jaki układ z Madarą?
Skrzywił się zniesmaczony.
 - Madara kazał Eizo opuścić kryjówkę, a w zamian za to obiecał mu, że niedługo sama się tutaj zjawisz.
Pogmerałam w szufladach umysłu.
Poznałaś nasz plan, prawda? Od tego czasu sprawiasz same problemy i szantażujesz resztę, że jak najprędzej się stąd wydostaniesz, co jednocześnie skutkuje ich rozproszeniem. Nie mogę pozwolić ci na zniszczenie naszego planu, poza tym obiecałem twojemu narzeczonemu, że szybko zjawisz się w wiosce, on…
Zacisnęłam pięści i zmarszczyłam brwi na samo wspomnienie. Wezbrała się we mnie olbrzymia nienawiść względem Madary i chciałam to wyraźnie zaprezentować swojemu przyjacielowi.
Nagle coś mi zaświtało.
 - Naruto?
 - Tak?
 - A czy Eizo zdradził wam, gdzie znajduje się nasza kryjówka?
Blondyn wydawał się oburzony moją niewiedzą.
 - Przecież zmieniliście ją tuż po jego ucieczce; tak mówił.
Potworna wściekłość wzmogła się. Madara! Piekielny Madara! A więc tak to sobie obmyślił? Cwany typ, tyle, że ze mną nie pójdzie mu tak łatwo.
 - Coś nie tak? – zapytał Naruto.
Odchrząknęłam.
 - Wcale nie zmieniliśmy kryjówki! Ciągle byliśmy w tej samej i Eizo o tym wiedział. Madara to obmyślił. Chciał się pozbyć mnie i Eizo, ale wiedział, że jeśli pozbędzie się Eizo to ten zdradzi mu miejsce naszego pobytu. Na pewno to było kartą przetargową!
 - Co masz na myśli?
 - Madara obiecał mu, że wrócę do wioski, jeśli ten nie zdradzi naszego ukrycia! – przyjęłam defensywny ton. – Sasuke kiedyś mówił mi, że mają zamiar przenieś się do nowego lokum i Madara z pewnością chciał to zrobić dopiero po naszym wygnaniu! – wyrzuciłam wszystko z siebie i aż zabrakło mi powietrza. Odświeżyłam swoje płuca i spojrzałam na Naruto.
Wzrok miał utkwiony w podłodze i w pełni skoncentrowany trawił moje słowa. Zauważyłam, że włosy nieco mu urosły i przez chwilę pomyślałam, że stanowił teraz wierną kopie własnego ojca.
 - Skubany… - syknął, budząc mnie z letargu. – Czyli mogliśmy mieć go jak na Tacy, ale z drugiej strony… nie byłoby ciebie.
 - Ale byłby efekt zaskoczenia!
Naruto westchnął.
 - Gdybanie nic nam nie da. Teraz nie możemy nic już zrobić. Musimy przygotować się na rzekomą wojnę…
 - Rzekomą? Dlaczego rzekomą i skąd wiesz o wojnie?
 - Eizo coś podejrzewał.
Spoważniałam. A więc dla nich dotąd były to tylko zwykłe podejrzenia? Szkoda, że musiałam zbudzić się z tak tragiczną nowiną. Zaparło mi dech w piersiach, ale dzięki Bogu Naruto od razu pojął w czym rzecz.
 - A więc... – wybełkotał.
 - To już pewne Naruto. Sasuke i Madara naprawdę chcą zniszczyć Wioskę Ukrytą w Liściach – oświadczyłam matowym głosem.
Naruto zacisnął oczy i uderzył pięścią w swoje kolano.
 - A niech go szlag!
Poczułam się nagle dużo pewniej w jego obecności. To oczywiste, że nadal nie mogłam uwierzyć własnym oczom, ale… to był ten roztargniony, nadpobudliwy i dobrze znany mi przyjaciel. Już wiedziałam, że na nowo mogę mu zaufać i powierzyć najskrytsze tajemnice.
Korzystając z chwili zadumy zerknęłam za okno. Uliczki Konohy były opustoszałe, a nad wioską wisiała potężna szarawa chmura. Przez uchylone okno, poczułam jak porywisty wiatr wieje na zewnątrz.
 - Sakura-chan – usłyszałam głos Naruto.
 - Co?
 - Nikt nie zrobił ci tam krzywdy, prawda? Powiedz, że byłaś bezpieczna i …
Taka. Znowu Taka i Sasuke. Dlaczego nie moglibyśmy poudawać, że nic się nie wydarzyło, a ja wybudziłam się właśnie z pół rocznej śpiączki?
Uzumaki widocznie wyczuł, że wkroczył na niebezpiecznie tereny, gdyż przyglądał mi się zatroskany i naraz zaczął powoli zbliżać się do stolika, obok mojego łóżka.
 - Nie martw się. Byłam ich Medykiem, więc…
 - Po ujrzeniu tego zdjęcia byłem w szoku, ale jednocześnie poczułem się spokojniejszy. Chyba nie miałaś się tam najgorzej.
 - O czym ty… - urwałam i dopiero teraz spostrzegłam, że stolik obok wcale nie razi idealną bielą i bynajmniej nie jest pusty. Harmonię zakłócał czarny prostokąt. Fotografia…
Naruto ujrzawszy moje zainteresowanie, uniósł zdjęcie i zaprezentował je przed moimi oczyma.
Byłam tam ja. Ja i Sasuke. Szczęśliwi, cieszący się życiem podczas festiwalu w Kiri.
Przypomniał mi się Reiko:
Nasz Pan miał rację mówiąc, że straciłeś potrzebne skupienie. W Kiri balowało kilkoro członków Konohańskiego ANBU i przypadkowo zauważyli koleżaneczkę Hokage.
 - S-skąd to masz? – zapytałam drżącym głosem. Od razu zdradziłam mu skumulowane we mnie emocje.
 - Zrobiło je ANBU i…
 - Wiem kto je zrobił! – krzyknęłam. – Pytam się; skąd to masz?
Naruto ze zdziwienia zrobił krok w tył.
 - Jak to skąd? Zrobili to zdjęcie, więc od razu powysyłałem kopie po całym Kraju Ognia, aby ułatwić twoje poszukiwania. Hej, czekaj, czekaj! Widziałaś już to zdjęcie?
 - Jeden z ludzi Madary przyniósł je nam pokazać – wyjaśniłam z rozwartymi oczami. A więc takim sposobem ta fotografia dostała się w łapska Reiko!
 - Mam jeszcze to – Naruto wsunął rękę w obszerną kieszeń płaszcza i gmerał w niej kilka chwil, po czym moim oczom ukazał się zgnieciony kawałek papieru.
 - Co to? – spytałam zbita z pantałyku.
 - Szczerze się przyznam, że sam nie mam pojęcia. To też znalazło ANBU, w drodze do Suny – Naruto wręczył mi kartkę. – Nie ma napisanego nadawcy, ani odbiorcy. Jest tylko twoje imię.
 - Moje imię? – teraz byłam już doszczętnie skołowana. Czym prędzej zaczęłam doprowadzać kartkę do pierwotnych kształtów, a przez dygoczące dłonie robiłam to dosyć powolne.
Po kilku minutach ujrzałam ciemno-granatowy atrament.
Wracaj szybko, są problemy. Sakura cię potrzebuje.
 - Ja… Ja nie wiem. Nie wiem co to takiego – wyznałam zgodnie z prawdą. Ani na sekundę nie potrafiłam odczepić wzroku od owych słów. Patrzyłam na nie, jak niedawno na Naruto, kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy od tak długiego czasu. – Gdzie to znaleziono? – zapytałam pośpiesznie.
 - Na drodze do Suny. Wtedy o tym tak nie myślałem… ale w dzień, kiedy znaleziono tą kartkę spotkałem Sasuke.
 - Naprawdę? – zdziwiłam się. – Sasuke nic nie wspominał o… - ta. Ale po cholerę miałby to mówić komuś takiemu jak ja? Bezwartościowemu Medykowi, którego ponadto nienawidzi?
Zamrugałam oczami, by pozbyć się wilgoci.
Naruto opadł na skraj łóżka.
 - Sam podróżowałem wtedy do Suny, bo wezwał mnie Gaara. Spotkałem Sasuke, ale nie chciał mi nic powiedzieć.
Uśmiechnęłam się blado.
 - Wiem, że zostałeś wezwany. Nawet wiem po co.
I oto rozpoczęła się moja historia, w którą z początku Naruto nie potrafił uwierzyć. Opowiedziałam mu o spotkaniu z Orichi’m, pomijałam naturalnie jak najwięcej fragmentów, które dotyczyły Sasuke. Zataiłam nawet jego dobroć względem malca, ale teraz byłam świecie przekonana, że w tym również miał własne interesy. Wszystko powoli się wyjaśniało i przynajmniej powiadomiłam już Naruto, ażeby to nadal trzymał się wersji z moją rzekomą misją, w którą wierzył Orichi.
Jeśli chodzi o list, wierzyliśmy w teorię, że był od zaadresowany do Sasuke, a nadawcą jest jeden z Taki. I tak nie to frapowało mnie najbardziej. Były inne, ważniejsze problemy.
 - Ależ to pokręcone – stwierdził Naruto, a ja zgodziłam się ciężkim westchnięciem.
Ciągle był poważny i tajemniczy i powoli zaczynało grać mi to na nerwach. Przeanalizowałam sobie całą naszą rozmowę i wtedy doszło do mnie, że jedna poruszona kwestia pozostała na lodzie.
 - Naruto…
 - Co?
 - Na początku mówiłeś, że nikogo tu nie wpuszczasz ze względu na wyjaśnienia. Co miałeś wtedy na myśli?
Wzdrygnął się, a jego rysy twarzy stężały. Naruto nie był typem trudnym do odczytania i emocje (w przeciwieństwie do Sasuke) miał wręcz odmalowane na twarzy. Zrozumiałam wtedy, że przypomniałam mu coś niechcianego, więc zaczęłam bacznie go obserwować, pilnując, aby niczego nie pominął.
 - Masz rację – odezwał się w końcu. – Prawie zapomniałem o najważniejszym. Ale…
 - Ale? – niemal zanuciłam to słowo.
Czas biegnął. Czas przeskakiwał, a Naruto stał w miejscu niczym słup soli i tylko miarowe ruchy klatki piersiowej dawały mi znak, że żyje.
 - Naruto! – ponaglam go.
 - Dobrze, dobrze. Zaraz… - w tym momencie Uzumaki urwał, przechylając głowę, jakby nasłuchiwał czegoś z oddali. – Jest coś co musisz wiedzieć, ale pewnej osobie zależało na tym, aby poinformować cię w cztery oczy.
 - O czym ty mówisz?
 - O tym, że teraz muszę tu kogoś zaprosić – bąknął do siebie i nie zważając na moje otwarte usta, ani na protesty, które wykonywałam rękoma, cofnął się do tyłu i otworzył drzwi do mojej Sali.
Myśli tłukły mi się po głowie; nie potrafiłam wyraźnie rozpoznać słów, które padały z ust Naruto, ale byłam pewna, że kogoś nawołuje. Skupiłam wzrok na drzwiach, a kilka sekund później, blondyn odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się z wyrzutem.
 - Jesteś silna Sakura-chan. Z tym też dasz sobie radę – bez dodatkowych wyjaśnień opuścił pomieszczenie, pozostawiając mnie w całkowitym odrętwieniu.
Wtedy drzwi zazgrzytały na nowo, a ciężkie i stanowcze kroki, sprawiły, że każdy włos na mojej głowie zaczął się jeżyć.
Podniosłam głowę i ujrzałam Eizo.
Eizo Yamondo.
~*~
 - Uciekła! – wrzasnął Suigetsu, rozglądając się nerwowo po głównym korytarzu. Choć byłem przekonany, że nie ma nawet procenta szans na to, że zastaniemy tu Sakurę, robiłem to samo.
 - Nie drzyj się – skarciła go Karin. – Sakura nie uciekła. Już dawno było powiedziane, że opuści tą kryjówkę.
Wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że to opuszczenie nie było wcale takie normalne. Haruno grzmotnęła w drzwi i zwiała, nie zostawiając po sobie żadnego słowa. Od razu pognałem do jej pokoju w poszukiwaniu jakichkolwiek listów lub wskazówek.
Nic nie znalazłem.
Rozpłynęła się bez pożegnań.
Był już późny wieczór, a wczorajsze zajście odcisnęło na nas wyraźne piętno. Standardowo zamknęliśmy się w kuchni i z jakiś dziwnych powodów wolałem siedzieć razem z Taką, niż samotnie grzać swój pokój. Zawsze istniała przecież szansa, że coś sensownego wpadnie im do głowy; coś, co ja przypadkowo pominąłem.
 - Może się wstydziła i dała nam znak, że odchodzi? – zarzuciła Karin, delektując się smakiem kawy.
Suigetsu prychnął z oburzeniem.
 - Sakura nie jest aż tak wstydliwa. Może czasami… ale na pewno nie bałaby się z nami pożegnać, raczej chodziło jej o kogoś innego – przy ostatnich słowach przybrał więcej sarkazmu i niby to przypadkowo na mnie zerknął.
 - Nie podlega wątpliwością to, że coś się wydarzyło – oświadczył Juugo.
On wydawał mi się taki ekscentryczny. Różnił się od pozostałych nie tylko jeśli chodzi o ilość słów, jakie padały z jego ust. Miałem na myśli to uodpornienie na emocje. Chwilami odnosiłem wrażenie, że jest w tym lepszy ode mnie, a teraz byłem już całkowicie pewien. Jeśli chodzi o Sakurę; zawsze żywo reagowałem. Nawet gdy byłem jeszcze w wiosce. Suigetsu też się przywiązał. Karin również ogarnął szok. A on? Był spokojny i opanowany tak jakby znał już cały scenariusz.
A przecież to byłoby absurdalne, prawda?
 - Ja już od miesiąca mam wrażenie jakby Sakura odeszła – przyznała Karin. Suigetsu zaśmiał się ponuro i poklepał ją po plecach.
 - Wyjątkowo przyznaję ci rację.
 - Przecież widziałeś ją kilka razy, gdy zanosiłeś jej jedzenie.
 - Co z tego? Ciągle miała w oczach tą nienawiść… i tak nigdy już nie będzie traktować mnie jak dawniej. Wszystko się skomplikowało.
Przez Sasuke! No dalej dorzuć to!
Może i nie dorzucił, ale jego wzrok zawierał właśnie ten komunikat. Ja też czuję, że nie mam przy sobie Sakury już od prawie miesiąca! Czułem się sfrustrowany i zagubiony, ale pozwoliłem jej zamknąć się w sobie i przemyśleć całą sprawę. Pragnąłem, aby mnie zrozumiała, licząc, że ten samotny czas wykorzysta na przemyślenia.
Ale stało się zupełnie odwrotnie. Sakura znienawidziła mnie jeszcze bardziej.
Zacisnąłem pięści i powstałem tak raptownie, że krzesło za mną z hukiem upadło na ziemie.
Trzy pary oczy wlepiły we mnie zaciekawione spojrzenie.
 - Yy… szefie? – zaczął Suigetsu.
 - Nie mogę już tego znieść – warknąłem.
 - Czego? – zapytali w tej samej chwili Hozuki i Karin. Moje oczy podążyły za Juugo, który niewzruszony podszedł do lodówki.
Nasze spojrzenia się spotkały.
 - Rób co uważasz za słuszne Sasuke.
Przełknąłem ślinkę, by móc dobyć z siebie głos.
 - Z-zrobię… - zapewniłem. Obraz, który zawitał w mojej głowie, budził we mnie przerażenie, a zarazem fascynację, niczym skorpion gotowy do ataku.
Szybkim krokiem podążyłem ku wyjściu.
Za sobą usłyszałem zbulwersowany ton Suigetsu.
 - Hej! Co ty robisz do diaska?
Przystanąłem, nie odwracając się za siebie.
 - Idę rozwiać nasze wątpliwości i dowiedzieć się co tak naprawdę się wydarzyło.
Idę się z nią zobaczyć…
 - Hę? – głupkowaty jęk czerwono-włosej.
 - Idę do Konohy.
Tak bardzo tęsknie za Sakurą.
Pozostawiłem trójkę ninja w niewiedzy. Chociaż… diabli wiedzą czy przypadkiem nie dwójkę. Juugo wydawał się być wszystkowiedzący. Zwłaszcza, kiedy omiótł mnie tym zagrzewającym do boju spojrzeniem.
Rób co uważasz za słuszne.
Niedoinformowanie to moja pięta Achillesa. Słabość, od której nigdy się nie uwolnię. Nie byłbym sobą, gdybym sprawę zniknięcia Sakury pozostawił bez rozwikłania.
Moje własne uczucia to już inna bajka.
~*~
 - Dawno się nie widzieliśmy – Eizo ze splecionymi rękoma na torsie wlazł do pomieszczenia. Był spocony, a wokół głowy przechodziła mu opaska, krzyżując włosom plany niesfornego opadania na czoło.
Co się teraz wydarzy? Zabije mnie? Zadźga? Zgwałci w szpitalu? Tysiące myśli kłębiło się w moim umyśle, nie wliczając tych z Madarą i całą organizacją. Do tego dochodził atak na wioskę i złamane serce…
Ach! Podziwiałam samą siebie.
 - Naruto wszystko ci wyjaśnił? – zapytał.
Zmarszczyłam brwi i stłumiłam w sobie zaskoczenie.
 - Chodzi ci o zawartą umowę z Madarą i nie zdradzenie mu miejsca naszego pobytu? Tak. Wszystko mi wyjaśnił.
Eizo wyczuł w moim głosie nutkę sarkazmu, dlatego westchnął i wszedł głębiej, pozostawiając uchylone drzwi.
 - Obiecałem ci, że uwolnię nas od Sasuke. To była moja szansa Sakura. Nie mogłem jej zmarnować, nawet jeśli ryzykowałem kłamstwem i oszustwem. Zresztą Naruto nie będzie miał mi tego za złe. W końcu gdyby nie ja, nadal siedziałabyś w tej organizacji.
Tak, naprawdę. Wielkie dzięki.
 - Powróćmy do głównego wątku – powiedziałam niepewnie, uważnie go lustrując. Eizo zareagował podobnie jak poprzednio Naruto i byłam przekonana, że szykuje się coś naprawdę niedobrego. – Co było tak ważne, że musiałeś powiedzieć mi to osobiście?
Wtedy on się uśmiechnął.
 - Jesteś na mnie zła, prawda? Jesteś zła za to, że tak to zaplanowałem. Poprzez Madare i…
 - To nasz wróg – weszłam mu w słowo. – Niedługo będziemy z nim walczyć, kiedy zaatakuje naszą wioskę. Zawieranie z nim jakiś umów jest według mnie czystą głupotą.
Eizo jakby zmroziło.
 - Miałeś rację – dodałam pośpiesznie. – Oni chcą zniszczyć Liścia.
Być może Eizo był gwałcicielem i zwyrodnialcem, to jednak od czasu, kiedy tak pobłażliwie potraktował moje anulowanie zaręczyn, inaczej go postrzegałam. Nadal patrzyłam na niego z przestrachem; to jasne. Trauma z przeszłości nie zniknie tak szybko, lecz póki co została odrobinę wyeliminowana. Nie odczuwałam idealnej swobody, ale też nie czułam się stuprocentowo pewnie.
 - Cholera – mruknął, wpatrując się w swoja zaciśniętą pięść. – To jest bardziej zagmatwana niż sądziłem.
Przełknęłam ślinkę.
 - O czym mowa?
Spoważniał. Spoważniał i to bardzo. Na jego twarzy wyrysowała się śmiertelna powaga wymieszana z gniewem i bezradnością. Wodziłam za jego spojrzeniem. Najpierw omiótł wzrokiem moją kartę zdrowia, leżącą na blacie, potem skupił się na czubkach swoich butów, aż finalnie…
Nasze spojrzenia się spotkały.
Zacisnął oczy i spuścił głowę.
 - Wiem, że nie jesteśmy już razem. Nie mogę być o to na ciebie zły, a jednak… - O mój Boże! Zakryłam usta rękoma, gdy stwierdziłam, że Eizo płacze. Na szczęście, kiedy podniósł wzrok jego oczy były suche i jedynie żałosna barwa głosu była winna moim domysłom. – Zaplanowałem już wszystko i wiem, że z tego wybrniemy. Zrobię to… dla ciebie.
Nie mogłam wykrztusić słowa, tylko w milczeniu wertowałam go oczyma.
 - Co jest między tobą, a Sasuke? – spytał nagle, podnosząc głos.
Zaparło mi dech w piersiach. Ignorując ból w nogach, podniosłam się z łóżka i stanęłam na równe nogi.
 - Dlaczego chcesz to wiedzieć?
 - Jakie są twoje uczucia względem niego? – zawtórował.
 - Eizo… - wystawiłam przed siebie rękę i powoli się do niego zbliżałam.
 - Odpowiedz! – zażądał.
Drżącym tonem wyjąkałam:
 - Nienawidzę go.
Yamondo westchnął wściekle i zerknął gdzieś w bok. Jego brwi drgały i znów odnosiłam wrażenie, że po policzkach spływają mu łzy. O niebiosa! Byłam taka roztargniona i to bynajmniej nie dlatego, że nie widziałam dotąd Eizo, który płacze.
To był ten moment, w którym przekierował na mnie swoje spojrzenie. Pełne żałości i nieufne.
 - Widzisz… kiedy dostałaś się do szpitala, lekarze… lekarze badali cię, chcąc wykryć przyczynę stracenia przytomności. I… wyszło coś jeszcze. – zapanowała lodowata cisza. Kolana się pode mną ugięły, a umysł zaczął dostarczać mi świeżych obrazów z przeszłości.
Świat przed moimi oczami zawirował i począć tracić swoją ostrość.
 - Nie… - jęknęłam zszokowana. – Proszę powiedz, że to…
Przerwał mi:
 - Jesteś w ciąży, Sakura. W cholernej ciąży!
Spojrzałam na niego ślepo, by wreszcie całą masą ciała osunąć się na zimną podłogę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz