Zbudziłam się dopiero
wtedy, gdy do moich uszu dotarły nieznane mi głosy. Jak przez mgłę widziałam
kosmyki jasnych włosów i przez chwilę miałam wrażenie, że należą one do
pięknego anioła, a ja znalazłam się w niebie. Parę sekund później obraz nabrał
ostrości, a ja bez trudności rozpoznałam miejsce, w którym się znajduję.
Bynajmniej nie było
to niebo.
Po drugiej stronie
Sali przy drzwiach stał jakiś przygruby lekarz, przeglądając jednocześnie
dokumenty. Zauważyłam też jak co chwilę poprawia okulary, które złośliwe
zjeżdżają mu po nosie.
- Tak, tak. Nie ma powodu do obaw – powiedział
przesadnie uprzejmym głosem. – Niedługo powinna się wybudzić. Była bardzo
wycieńczona i dlatego zemdlała.
Jestem
w Konoha, jestem Konoha! powtarzałam w myślach,
nieprzerwanie spoglądając w bok. Wtedy bowiem usłyszałam ten jeden, jedyny
głos. Choćbym była wycieńczona, otumaniona i senna, nie było opcji, abym nie
potrafiła rozpoznać jego właściciela.
- Czyli wszystko wróci do normy?
Był tam. Naprawdę tam
był. Naruto siedział na krześle tuż obok wejścia i patrzył nieprzytomnie na
lekarza.
Przeniosłam wzrok na
sufit. Sufit Konohańskiego szpitala. Ten śnieżnobiały, ten, który był dla mnie
codziennością, nawet po pół roku odizolowania nie wydawał mi się obcy. Ta
pościel, ten zapach. Zapach lawendy. Tak pachniała każda kołdra i poduszka,
kiedy przynosiłam je pacjentom. Wszystko było takie znajome, a moja tęsknota
nie znała granic.
Westchnęłam
rozbawiona własnym rozpamiętywaniem i ni stąd ni zowąd poczułam w oczach łzy. Z
rozwartymi oczami nieprzerwanie zerkałam w górę i pozwoliłam im spłynął po
policzku.
Jestem w domu.
- S-sakura-chan! – dwie twarzy uniosły się do
góry niczym marionetki przywiązane jedną linią. Nie zdążyłam nawet odwrócić
głowy, a już ujrzałam blond włosy anioła, który pochyla się nade mną. –
Sakura-chan, co się stało?! Panie Awayaki… coś z nią nie tak!
Doktorek w okamgnieniu
zjawił się przy nas i nachmurzona stwierdziłam, że zasłonił mi widok na
przyjaciela.
- W-wszystko w porządku – wydusiłam chrapliwym
głosem. – Ja… tylko….
- Płaczesz – wszedł mi w słowo doktorek, a
parę chwil później poczułam na swoim czole jego zlodowaciałą dłoń.
- Jestem w Konoha? – spytałam, choć dla mnie
było to oczywiste. Obaj mężczyźni przytaknęli, ale lekarz w końcu się ode mnie
odsunął i jego miejsce raptownie zajął Uzumaki z zatroskaniem migoczącym w
oczach. – Naruto… - chlipnęłam.
Wpatrywał się we mnie
uważnie i przez chwilę odniosłam wrażenie, że z jego oczu również poleją się
łzy.
Wtedy przetarł je
ręką, jakby czytał mi w myślach i zamknął moją dłoń w mocnym uścisku.
- W końcu jesteś z nami.
Podniosłam się
gwałtownie do pozycji siedzącej i bez wahania do niego przywarłam w stalowym
uścisku, nie dbając o to, z jaką mocą wbijam paznokcie w jego plecy.
- Naruto… Naruto – szlochałam.
Blondyn odwzajemnił
uścisk.
- Już dobrze Sakura-chan. Jesteś już w domu.
Nareszcie.
Nie liczyłam czasu,
obejmując go. Ale ta cisza, ten spokój i milczenie… ono jakoś automatycznie
przywołało wszystkie zamknięte we mnie wspomnienia i raz jeszcze uświadomiło mi
w jak okrutny sposób potoczyła się całość. Sasuke; jego imię obijało się o mój
mózg niczym stado rozwścieczonych os. Suigetsu, Karin, Jugo… nawet twarz Madary
zawitała w moich wyobrażeniach. Jego podły uśmieszek i kpina.
Ale najważniejsza
była przecież wojna.
Oderwałam się od
Naruto i spojrzałam głęboko w jego lazurowe tęczówki.
- Jak długo spałam?
- Przespałaś jedną noc – wyjaśnił.
- A jak się tu dostałam?
- Dzięki ANBU.
Nie musiałam pytać o
szczegóły. Od razu zrozumiałam, że to do nich należała energia, którą poczułam
w trakcie biegu.
Mimochodem
rozejrzałam się po Sali i zauważyłam, że była pusta. Nawet doktorek ulotnił się
wraz ze swoją masą tłuszczu. Naruto najwidoczniej zauważył to zainteresowanie.
Położył moją głowę na swoim torsie i zaczerpnął powietrza.
- Wszyscy czekają na korytarzu.
- Wszyscy?
- Hinata, Sai, Kiba, Shikamaru… wiesz o czym
mówię.
- To dlaczego ich nie wpuścisz? – zdziwiłam
się.
- Zrobię to – zapewnił dziwnie niespokojny. –
Zrobię to, ale najpierw chciałem pobyć z tobą sam na sam. Widzisz… jest kilka
spraw, o których chcę z tobą porozmawiać, dlatego bacznie czekałem, aż się
wybudzisz.
Mimo, iż nadal miałam
ochotę wdychać jego słodki zapach, słowa, które padły zmusiły mnie do
odsunięcia.
- O czym ty mówisz? – spytałam. Jego twarz
była teraz tak blisko, że nie byłam w stanie powstrzymać nadchodzącego uśmiechu.
– Psiakrew. Jak ja cię dawno nie widziałam.
- Pięć miesięcy i trzynaście dni – sprostował.
- Liczyłeś to?
- Liczyłem każdy dzień i robiłem wszystko, aby
sprowadzić cię z powrotem. Do teraz się skarżą, że zaniedbałem wioskę.
- Jesteś takim samym głupkiem jak zawsze –
zaśmiałam się, ale w tej samej chwili poczułam jak ciecz wędruje po moich
policzkach.
Naruto otarł moje łzy
z wyrzutem i wbił wzrok w podłogę.
- Nie płacz już, dobrze? Tak długo cię nie
widziałem i…
- Nie lubisz jak się mazgaję, co? – kolejna
salwa śmiechu wydobyła się z moich ust, ale szybko spoważniałam pojmując sens tych
słów. Naruto zerknął na mnie, a jego oczy przypominały dwa błękitne pytajniki.
– Ja… - zaczęłam, ale on mi przerwał, drapiąc się po głowie.
- Wcale nie chodzi o to Sakura-chan.
Oczywiście, że nie lubię oglądać cię, gdy płaczesz, ale miałem na myśli to, że
po twojej długiej nieobecności, chciałbym ujrzeć cię szczęśliwą, a nie…
- Jestem szczęśliwa – powiedziałam, odpychając
myśli o Sasuke na dalszy plan.
Sasuke,
przepraszam!
Nie
lubię jak się mazgaisz.
Wiem,
ale…
To
głupota, przepraszać za swoje łzy.
Do diaska! Pokręciłam
gwałtownie głową w obie strony i wlepiłam wzrok w Naruto, mając nadzieje, że
wtedy zdołam się uwolnić od wspomnień.
Ale mój przyjaciel
wcale nie ułatwił mi sprawy, gdyż wyrażał śmiertelną powagę i znienacka
powstał, puszczając moją dłoń.
- Naruto?
Milczał parę chwil, a
zaraz potem zaczął krążyć po pomieszczeniu niczym niespokojny tygrys.
- Słyszałem, że rozstałaś się z Eizo.
Wytrzeszczyłam na
niego oczy, a serce zabiło mi głucho w uszach.
- S-słucham?
- Zostawił cię z Sasuke, prawda?
- Wiesz o… - rozpoczęłam na granicy szoku i
roztargnienia. Naruto spuścił głowę i zmierzwił sobie włosy.
- Wiem wszystko Sakura-chan! Wiem, że porwał
cię Sasuke, wiem, że byłaś jego Medykiem. Eizo wrócił do wioski jakiś czas temu
i obiecał mi, że niedługo sama się tutaj zjawisz. Zawarł układ z Madarą!
Opowiedział mi wszystko i…
- Zaraz, zaraz! – przerwałam mu. – Jaki układ
z Madarą?
Skrzywił się
zniesmaczony.
- Madara kazał Eizo opuścić kryjówkę, a w
zamian za to obiecał mu, że niedługo sama się tutaj zjawisz.
Pogmerałam w
szufladach umysłu.
Poznałaś
nasz plan, prawda? Od tego czasu sprawiasz same problemy i szantażujesz resztę,
że jak najprędzej się stąd wydostaniesz, co jednocześnie skutkuje ich
rozproszeniem. Nie mogę pozwolić ci na zniszczenie naszego planu, poza tym
obiecałem twojemu narzeczonemu, że szybko zjawisz się w wiosce, on…
Zacisnęłam pięści i
zmarszczyłam brwi na samo wspomnienie. Wezbrała się we mnie olbrzymia nienawiść
względem Madary i chciałam to wyraźnie zaprezentować swojemu przyjacielowi.
Nagle coś mi
zaświtało.
- Naruto?
- Tak?
- A czy Eizo zdradził wam, gdzie znajduje się
nasza kryjówka?
Blondyn wydawał się
oburzony moją niewiedzą.
- Przecież zmieniliście ją tuż po jego
ucieczce; tak mówił.
Potworna wściekłość
wzmogła się. Madara! Piekielny Madara! A więc tak to sobie obmyślił? Cwany typ,
tyle, że ze mną nie pójdzie mu tak łatwo.
- Coś nie tak? – zapytał Naruto.
Odchrząknęłam.
- Wcale nie zmieniliśmy kryjówki! Ciągle
byliśmy w tej samej i Eizo o tym wiedział. Madara to obmyślił. Chciał się
pozbyć mnie i Eizo, ale wiedział, że jeśli pozbędzie się Eizo to ten zdradzi mu
miejsce naszego pobytu. Na pewno to było kartą przetargową!
- Co masz na myśli?
- Madara obiecał mu, że wrócę do wioski, jeśli
ten nie zdradzi naszego ukrycia! – przyjęłam defensywny ton. – Sasuke kiedyś
mówił mi, że mają zamiar przenieś się do nowego lokum i Madara z pewnością
chciał to zrobić dopiero po naszym wygnaniu! – wyrzuciłam wszystko z siebie i
aż zabrakło mi powietrza. Odświeżyłam swoje płuca i spojrzałam na Naruto.
Wzrok miał utkwiony w
podłodze i w pełni skoncentrowany trawił moje słowa. Zauważyłam, że włosy nieco
mu urosły i przez chwilę pomyślałam, że stanowił teraz wierną kopie własnego
ojca.
- Skubany… - syknął, budząc mnie z letargu. –
Czyli mogliśmy mieć go jak na Tacy, ale z drugiej strony… nie byłoby ciebie.
- Ale byłby efekt zaskoczenia!
Naruto westchnął.
- Gdybanie nic nam nie da. Teraz nie możemy
nic już zrobić. Musimy przygotować się na rzekomą wojnę…
- Rzekomą? Dlaczego rzekomą i skąd wiesz o
wojnie?
- Eizo coś podejrzewał.
Spoważniałam. A więc
dla nich dotąd były to tylko zwykłe podejrzenia? Szkoda, że musiałam zbudzić
się z tak tragiczną nowiną. Zaparło mi dech w piersiach, ale dzięki Bogu Naruto
od razu pojął w czym rzecz.
- A więc... – wybełkotał.
- To już pewne Naruto. Sasuke i Madara
naprawdę chcą zniszczyć Wioskę Ukrytą w Liściach – oświadczyłam matowym głosem.
Naruto zacisnął oczy
i uderzył pięścią w swoje kolano.
- A niech go szlag!
Poczułam się nagle
dużo pewniej w jego obecności. To oczywiste, że nadal nie mogłam uwierzyć
własnym oczom, ale… to był ten roztargniony, nadpobudliwy i dobrze znany mi
przyjaciel. Już wiedziałam, że na nowo mogę mu zaufać i powierzyć najskrytsze
tajemnice.
Korzystając z chwili
zadumy zerknęłam za okno. Uliczki Konohy były opustoszałe, a nad wioską wisiała
potężna szarawa chmura. Przez uchylone okno, poczułam jak porywisty wiatr wieje
na zewnątrz.
- Sakura-chan – usłyszałam głos Naruto.
- Co?
- Nikt nie zrobił ci tam krzywdy, prawda?
Powiedz, że byłaś bezpieczna i …
Taka. Znowu Taka i
Sasuke. Dlaczego nie moglibyśmy poudawać, że nic się nie wydarzyło, a ja
wybudziłam się właśnie z pół rocznej śpiączki?
Uzumaki widocznie
wyczuł, że wkroczył na niebezpiecznie tereny, gdyż przyglądał mi się zatroskany
i naraz zaczął powoli zbliżać się do stolika, obok mojego łóżka.
- Nie martw się. Byłam ich Medykiem, więc…
- Po ujrzeniu tego zdjęcia byłem w szoku, ale
jednocześnie poczułem się spokojniejszy. Chyba nie miałaś się tam najgorzej.
- O czym ty… - urwałam i dopiero teraz
spostrzegłam, że stolik obok wcale nie razi idealną bielą i bynajmniej nie jest
pusty. Harmonię zakłócał czarny prostokąt. Fotografia…
Naruto ujrzawszy moje
zainteresowanie, uniósł zdjęcie i zaprezentował je przed moimi oczyma.
Byłam tam ja. Ja i
Sasuke. Szczęśliwi, cieszący się życiem podczas festiwalu w Kiri.
Przypomniał mi się
Reiko:
Nasz
Pan miał rację mówiąc, że straciłeś potrzebne skupienie. W Kiri balowało
kilkoro członków Konohańskiego ANBU i przypadkowo zauważyli koleżaneczkę Hokage.
- S-skąd to masz? – zapytałam drżącym głosem.
Od razu zdradziłam mu skumulowane we mnie emocje.
- Zrobiło je ANBU i…
- Wiem kto je zrobił! – krzyknęłam. – Pytam
się; skąd to masz?
Naruto ze zdziwienia
zrobił krok w tył.
- Jak to skąd? Zrobili to zdjęcie, więc od
razu powysyłałem kopie po całym Kraju Ognia, aby ułatwić twoje poszukiwania.
Hej, czekaj, czekaj! Widziałaś już to zdjęcie?
- Jeden z ludzi Madary przyniósł je nam
pokazać – wyjaśniłam z rozwartymi oczami. A więc takim sposobem ta fotografia dostała
się w łapska Reiko!
- Mam jeszcze to – Naruto wsunął rękę w
obszerną kieszeń płaszcza i gmerał w niej kilka chwil, po czym moim oczom
ukazał się zgnieciony kawałek papieru.
- Co to? – spytałam zbita z pantałyku.
- Szczerze się przyznam, że sam nie mam
pojęcia. To też znalazło ANBU, w drodze do Suny – Naruto wręczył mi kartkę. –
Nie ma napisanego nadawcy, ani odbiorcy. Jest tylko twoje imię.
- Moje imię? – teraz byłam już doszczętnie
skołowana. Czym prędzej zaczęłam doprowadzać kartkę do pierwotnych kształtów, a
przez dygoczące dłonie robiłam to dosyć powolne.
Po kilku minutach
ujrzałam ciemno-granatowy atrament.
„Wracaj szybko, są problemy. Sakura
cię potrzebuje.”
- Ja… Ja nie wiem.
Nie wiem co to takiego – wyznałam zgodnie z prawdą. Ani na sekundę nie
potrafiłam odczepić wzroku od owych słów. Patrzyłam na nie, jak niedawno na
Naruto, kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy od tak długiego czasu. – Gdzie to
znaleziono? – zapytałam pośpiesznie.
- Na drodze do Suny.
Wtedy o tym tak nie myślałem… ale w dzień, kiedy znaleziono tą kartkę spotkałem
Sasuke.
- Naprawdę? –
zdziwiłam się. – Sasuke nic nie wspominał o… - ta. Ale po cholerę miałby to
mówić komuś takiemu jak ja? Bezwartościowemu Medykowi, którego ponadto
nienawidzi?
Zamrugałam oczami, by pozbyć się wilgoci.
Naruto opadł na skraj łóżka.
- Sam podróżowałem
wtedy do Suny, bo wezwał mnie Gaara. Spotkałem Sasuke, ale nie chciał mi nic
powiedzieć.
Uśmiechnęłam się blado.
- Wiem, że zostałeś wezwany.
Nawet wiem po co.
I oto rozpoczęła się moja historia, w którą z początku
Naruto nie potrafił uwierzyć. Opowiedziałam mu o spotkaniu z Orichi’m,
pomijałam naturalnie jak najwięcej fragmentów, które dotyczyły Sasuke. Zataiłam
nawet jego dobroć względem malca, ale teraz byłam świecie przekonana, że w tym
również miał własne interesy. Wszystko powoli się wyjaśniało i przynajmniej
powiadomiłam już Naruto, ażeby to nadal trzymał się wersji z moją rzekomą
misją, w którą wierzył Orichi.
Jeśli chodzi o list, wierzyliśmy w teorię, że był od
zaadresowany do Sasuke, a nadawcą jest jeden z Taki. I tak nie to frapowało
mnie najbardziej. Były inne, ważniejsze problemy.
- Ależ to pokręcone –
stwierdził Naruto, a ja zgodziłam się ciężkim westchnięciem.
Ciągle był poważny i tajemniczy i powoli zaczynało grać mi
to na nerwach. Przeanalizowałam sobie całą naszą rozmowę i wtedy doszło do
mnie, że jedna poruszona kwestia pozostała na lodzie.
- Naruto…
- Co?
- Na początku
mówiłeś, że nikogo tu nie wpuszczasz ze względu na wyjaśnienia. Co miałeś wtedy
na myśli?
Wzdrygnął się, a jego rysy twarzy stężały. Naruto nie był
typem trudnym do odczytania i emocje (w przeciwieństwie do Sasuke) miał wręcz
odmalowane na twarzy. Zrozumiałam wtedy, że przypomniałam mu coś niechcianego,
więc zaczęłam bacznie go obserwować, pilnując, aby niczego nie pominął.
- Masz rację –
odezwał się w końcu. – Prawie zapomniałem o najważniejszym. Ale…
- Ale? – niemal
zanuciłam to słowo.
Czas biegnął. Czas przeskakiwał, a Naruto stał w miejscu
niczym słup soli i tylko miarowe ruchy klatki piersiowej dawały mi znak, że
żyje.
- Naruto! – ponaglam
go.
- Dobrze, dobrze.
Zaraz… - w tym momencie Uzumaki urwał, przechylając głowę, jakby nasłuchiwał
czegoś z oddali. – Jest coś co musisz wiedzieć, ale pewnej osobie zależało na
tym, aby poinformować cię w cztery oczy.
- O czym ty mówisz?
- O tym, że teraz
muszę tu kogoś zaprosić – bąknął do siebie i nie zważając na moje otwarte usta,
ani na protesty, które wykonywałam rękoma, cofnął się do tyłu i otworzył drzwi
do mojej Sali.
Myśli tłukły mi się po głowie; nie potrafiłam wyraźnie
rozpoznać słów, które padały z ust Naruto, ale byłam pewna, że kogoś nawołuje.
Skupiłam wzrok na drzwiach, a kilka sekund później, blondyn odwrócił się w moją
stronę i uśmiechnął się z wyrzutem.
- Jesteś silna
Sakura-chan. Z tym też dasz sobie radę – bez dodatkowych wyjaśnień opuścił
pomieszczenie, pozostawiając mnie w całkowitym odrętwieniu.
Wtedy drzwi zazgrzytały na nowo, a ciężkie i stanowcze
kroki, sprawiły, że każdy włos na mojej głowie zaczął się jeżyć.
Podniosłam głowę i ujrzałam Eizo.
Eizo Yamondo.
~*~
- Uciekła! – wrzasnął
Suigetsu, rozglądając się nerwowo po głównym korytarzu. Choć byłem przekonany,
że nie ma nawet procenta szans na to, że zastaniemy tu Sakurę, robiłem to samo.
- Nie drzyj się –
skarciła go Karin. – Sakura nie uciekła. Już dawno było powiedziane, że opuści
tą kryjówkę.
Wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że to opuszczenie nie było wcale takie normalne. Haruno grzmotnęła w
drzwi i zwiała, nie zostawiając po sobie żadnego słowa. Od razu pognałem do jej
pokoju w poszukiwaniu jakichkolwiek listów lub wskazówek.
Nic nie znalazłem.
Rozpłynęła się bez pożegnań.
Był już późny wieczór, a wczorajsze zajście odcisnęło na nas
wyraźne piętno. Standardowo zamknęliśmy się w kuchni i z jakiś dziwnych powodów
wolałem siedzieć razem z Taką, niż samotnie grzać swój pokój. Zawsze istniała
przecież szansa, że coś sensownego wpadnie im do głowy; coś, co ja przypadkowo
pominąłem.
- Może się wstydziła
i dała nam znak, że odchodzi? – zarzuciła Karin, delektując się smakiem kawy.
Suigetsu prychnął z oburzeniem.
- Sakura nie jest aż
tak wstydliwa. Może czasami… ale na pewno nie bałaby się z nami pożegnać,
raczej chodziło jej o kogoś innego – przy ostatnich słowach przybrał więcej
sarkazmu i niby to przypadkowo na mnie zerknął.
- Nie podlega
wątpliwością to, że coś się wydarzyło – oświadczył Juugo.
On wydawał mi się taki ekscentryczny. Różnił się od
pozostałych nie tylko jeśli chodzi o ilość słów, jakie padały z jego ust.
Miałem na myśli to uodpornienie na emocje. Chwilami odnosiłem wrażenie, że jest
w tym lepszy ode mnie, a teraz byłem już całkowicie pewien. Jeśli chodzi o
Sakurę; zawsze żywo reagowałem. Nawet gdy byłem jeszcze w wiosce. Suigetsu też
się przywiązał. Karin również ogarnął szok. A on? Był spokojny i opanowany tak
jakby znał już cały scenariusz.
A przecież to byłoby absurdalne, prawda?
- Ja już od miesiąca
mam wrażenie jakby Sakura odeszła – przyznała Karin. Suigetsu zaśmiał się
ponuro i poklepał ją po plecach.
- Wyjątkowo przyznaję
ci rację.
- Przecież widziałeś
ją kilka razy, gdy zanosiłeś jej jedzenie.
- Co z tego? Ciągle
miała w oczach tą nienawiść… i tak nigdy już nie będzie traktować mnie jak
dawniej. Wszystko się skomplikowało.
Przez Sasuke! No dalej dorzuć to!
Może i nie dorzucił,
ale jego wzrok zawierał właśnie ten komunikat. Ja też czuję, że nie mam przy
sobie Sakury już od prawie miesiąca! Czułem się sfrustrowany i zagubiony, ale
pozwoliłem jej zamknąć się w sobie i przemyśleć całą sprawę. Pragnąłem, aby
mnie zrozumiała, licząc, że ten samotny czas wykorzysta na przemyślenia.
Ale stało się
zupełnie odwrotnie. Sakura znienawidziła mnie jeszcze bardziej.
Zacisnąłem pięści i
powstałem tak raptownie, że krzesło za mną z hukiem upadło na ziemie.
Trzy pary oczy
wlepiły we mnie zaciekawione spojrzenie.
- Yy… szefie? – zaczął Suigetsu.
- Nie mogę już tego znieść – warknąłem.
- Czego? – zapytali w tej samej chwili Hozuki
i Karin. Moje oczy podążyły za Juugo, który niewzruszony podszedł do lodówki.
Nasze spojrzenia się
spotkały.
- Rób co uważasz za słuszne Sasuke.
Przełknąłem ślinkę,
by móc dobyć z siebie głos.
- Z-zrobię… - zapewniłem. Obraz, który zawitał
w mojej głowie, budził we mnie przerażenie, a zarazem fascynację, niczym
skorpion gotowy do ataku.
Szybkim krokiem
podążyłem ku wyjściu.
Za sobą usłyszałem
zbulwersowany ton Suigetsu.
- Hej! Co ty robisz do diaska?
Przystanąłem, nie
odwracając się za siebie.
- Idę rozwiać nasze wątpliwości i dowiedzieć
się co tak naprawdę się wydarzyło.
Idę się z nią
zobaczyć…
- Hę? – głupkowaty jęk czerwono-włosej.
- Idę do Konohy.
Tak bardzo tęsknie za
Sakurą.
Pozostawiłem trójkę
ninja w niewiedzy. Chociaż… diabli wiedzą czy przypadkiem nie dwójkę. Juugo
wydawał się być wszystkowiedzący. Zwłaszcza, kiedy omiótł mnie tym
zagrzewającym do boju spojrzeniem.
Rób
co uważasz za słuszne.
Niedoinformowanie to
moja pięta Achillesa. Słabość, od której nigdy się nie uwolnię. Nie byłbym
sobą, gdybym sprawę zniknięcia Sakury pozostawił bez rozwikłania.
Moje własne uczucia
to już inna bajka.
~*~
- Dawno się nie widzieliśmy – Eizo ze
splecionymi rękoma na torsie wlazł do pomieszczenia. Był spocony, a wokół głowy
przechodziła mu opaska, krzyżując włosom plany niesfornego opadania na czoło.
Co się teraz wydarzy?
Zabije mnie? Zadźga? Zgwałci w szpitalu? Tysiące myśli kłębiło się w moim
umyśle, nie wliczając tych z Madarą i całą organizacją. Do tego dochodził atak
na wioskę i złamane serce…
Ach! Podziwiałam samą
siebie.
- Naruto wszystko ci wyjaśnił? – zapytał.
Zmarszczyłam brwi i
stłumiłam w sobie zaskoczenie.
- Chodzi ci o zawartą umowę z Madarą i nie
zdradzenie mu miejsca naszego pobytu? Tak. Wszystko mi wyjaśnił.
Eizo wyczuł w moim
głosie nutkę sarkazmu, dlatego westchnął i wszedł głębiej, pozostawiając
uchylone drzwi.
- Obiecałem ci, że uwolnię nas od Sasuke. To
była moja szansa Sakura. Nie mogłem jej zmarnować, nawet jeśli ryzykowałem
kłamstwem i oszustwem. Zresztą Naruto nie będzie miał mi tego za złe. W końcu
gdyby nie ja, nadal siedziałabyś w tej organizacji.
Tak, naprawdę.
Wielkie dzięki.
- Powróćmy do głównego wątku – powiedziałam
niepewnie, uważnie go lustrując. Eizo zareagował podobnie jak poprzednio Naruto
i byłam przekonana, że szykuje się coś naprawdę niedobrego. – Co było tak
ważne, że musiałeś powiedzieć mi to osobiście?
Wtedy on się
uśmiechnął.
- Jesteś na mnie zła, prawda? Jesteś zła za
to, że tak to zaplanowałem. Poprzez Madare i…
- To nasz wróg – weszłam mu w słowo. –
Niedługo będziemy z nim walczyć, kiedy zaatakuje naszą wioskę. Zawieranie z nim
jakiś umów jest według mnie czystą głupotą.
Eizo jakby zmroziło.
- Miałeś rację – dodałam pośpiesznie. – Oni
chcą zniszczyć Liścia.
Być może Eizo był
gwałcicielem i zwyrodnialcem, to jednak od czasu, kiedy tak pobłażliwie
potraktował moje anulowanie zaręczyn, inaczej go postrzegałam. Nadal patrzyłam
na niego z przestrachem; to jasne. Trauma z przeszłości nie zniknie tak szybko,
lecz póki co została odrobinę wyeliminowana. Nie odczuwałam idealnej swobody,
ale też nie czułam się stuprocentowo pewnie.
- Cholera – mruknął, wpatrując się w swoja
zaciśniętą pięść. – To jest bardziej zagmatwana niż sądziłem.
Przełknęłam ślinkę.
- O czym mowa?
Spoważniał.
Spoważniał i to bardzo. Na jego twarzy wyrysowała się śmiertelna powaga
wymieszana z gniewem i bezradnością. Wodziłam za jego spojrzeniem. Najpierw
omiótł wzrokiem moją kartę zdrowia, leżącą na blacie, potem skupił się na czubkach
swoich butów, aż finalnie…
Nasze spojrzenia się
spotkały.
Zacisnął oczy i
spuścił głowę.
- Wiem, że nie jesteśmy już razem. Nie mogę
być o to na ciebie zły, a jednak… - O mój Boże! Zakryłam usta rękoma, gdy
stwierdziłam, że Eizo płacze. Na szczęście, kiedy podniósł wzrok jego oczy były
suche i jedynie żałosna barwa głosu była winna moim domysłom. – Zaplanowałem
już wszystko i wiem, że z tego wybrniemy. Zrobię to… dla ciebie.
Nie mogłam wykrztusić
słowa, tylko w milczeniu wertowałam go oczyma.
- Co jest między tobą, a Sasuke? – spytał
nagle, podnosząc głos.
Zaparło mi dech w
piersiach. Ignorując ból w nogach, podniosłam się z łóżka i stanęłam na równe
nogi.
- Dlaczego chcesz to wiedzieć?
- Jakie są twoje uczucia względem niego? –
zawtórował.
- Eizo… - wystawiłam przed siebie rękę i
powoli się do niego zbliżałam.
- Odpowiedz! – zażądał.
Drżącym tonem
wyjąkałam:
- Nienawidzę go.
Yamondo westchnął
wściekle i zerknął gdzieś w bok. Jego brwi drgały i znów odnosiłam wrażenie, że
po policzkach spływają mu łzy. O niebiosa! Byłam taka roztargniona i to
bynajmniej nie dlatego, że nie widziałam dotąd Eizo, który płacze.
To był ten moment, w
którym przekierował na mnie swoje spojrzenie. Pełne żałości i nieufne.
- Widzisz… kiedy dostałaś się do szpitala,
lekarze… lekarze badali cię, chcąc wykryć przyczynę stracenia przytomności. I…
wyszło coś jeszcze. – zapanowała lodowata cisza. Kolana się pode mną ugięły, a
umysł zaczął dostarczać mi świeżych obrazów z przeszłości.
Świat przed moimi
oczami zawirował i począć tracić swoją ostrość.
- Nie… - jęknęłam zszokowana. – Proszę
powiedz, że to…
Przerwał mi:
- Jesteś w ciąży, Sakura. W cholernej ciąży!
Spojrzałam na niego
ślepo, by wreszcie całą masą ciała osunąć się na zimną podłogę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz