Drodzy czytelnicy,
Zanim zabierzecie
się za czytanie rozdziału zwracam się do was z wielką prośbą, aby jednak tym
razem klikać na każdy link z muzyką. To kilka sekund, a efekt o niebo lepszy. Poza
tym koleżanka napracowała się nad złączeniem muzyki, nie chcę żeby jej wysiłek
poszedł na marne.
Z góry dziękuję.
Kiedy moja katana zanurzyła się w klatce piersiowej
kolejnego mężczyzny niczym nóż do topniejącego masła, myśli zataczały się wokół
Sakury. Myślałem o tym co powiedziała do mnie tamtego wieczora, gdy bez
skrupułów nawiedziłem ją w szpitalu.
Kocham cię… Kocham
cię i nienawidzę.
Na tym chyba polegała miłość. W każdym razie im
więcej o tym myślałem, tym potężniejszy gniew przebijał się przez moje ruchy i
głos. Przedzierałem się do przodu, spychając złowrogą armię za pomocą łokci.
Naruto i reszta nie dawali za wygraną. Bronili się, jednocześnie obserwując
mnie i to, co mam w planach.
Owszem, miałem plan. Dziecinnie prosty. Panosząca
się we mnie złość jakimś cudem przyczyniła się do ponownej aktywacji Susanoo,
bo raptem fioletowa energia rozjarzyła się wokół, a hardość w spojrzeniach
wrogów, ustąpiła miejsca niepewności i strachu. Co drugi stający mi na drodze
mężczyzna cofał się, lub rezygnował, czmychając gdzieś na bok. Nie miałem im
tego za złe, nawet nie szydziłem z nich w myślach. Byłem tak potwornie rozwścieczony
i rozkojarzony, że praktycznie nic nie byłoby w stanie wyrwać mnie z odurzenia.
Nawet gdyby naraz Konohę zaatakowały wszystkie możliwe klęski żywiołowe.
- To Uchiha!
- Bądźcie
ostrożni, Madara nas przed nim ostrzegał.
- Co to za
chakra?
Roznoszące się gardłowe głosy również nie przykuwały
mojej uwagi. Wzrokiem wyłapywałem ich właścicieli, a sterczące nade mną
fioletowe monstrum wykonywało za mnie brudną robotę.
Straszliwie, przeciągłe jęki dobiegły do uszu
wszystkich zebranych. Na parę chwil wszystko się zatrzymało, jak gdyby ktoś
wcisnął pauzę. Karin, Juugo i Naruto gapili się ślepo we mnie. Stanąwszy
naprzeciw, usiłowałem przejąć kontrolę nad przyśpieszonym tętnem i
nienaturalnie szybkim oddechem.
- Załatwcie
ich! – ryknąłem ile sił w płucach. – Idę do Sakury! Muszę zabić Madarę! Muszę
uratować Orichi’ego! Ja… ugh… - zanurzyłem twarz w rękach, pulsujący ból
rozsadzał mi głowę.
Ciepła i kojąca energia Naruto zmaterializowała się
obok mnie. Uzumaki skinął głową na Karin i Juugo.
- Pozycje obronne!
Nie możemy im pozwolić, aby dostali się do Sasuke, rozumiecie?
Napięta atmosfera odrobinę uleciała, gdy lazurowe
ślepia łypnęły na mnie.
- Naruto… -
wstrzymałem oddech.
- Idź Sasuke.
Nie daj się zabić, nie daj mu zabić Sakury oraz sprowadź ją i Orichi’ego z
powrotem. Liczę na ciebie. Wierzę w ciebie. Myślę, że ja z oddziałami ANBU i
wszystkimi drużynami zdołamy opanować sytuację w wiosce dopóty, dopóki Madary
nie będzie w pobliżu. Są poza murami wioski, czujesz chakrę Sakury, prawda?
Zamknąłem oczy, rzucając się w otchłań skupienia. Coś
słabego pulsowało niecały kilometr od nas.
- Czuję –
przez mój głos przebijała się narastająca panika.
- I czujesz
też w jakim stanie jest jej chakra?
Niewątpliwie w tragicznym. Ogarnięty bojowością tłum
zagłuszył moje ciche mruknięcie. Czerwono-włosa i Juugo zjawili się przed nami,
próbując okiełznać armię Madary..
- Nie możemy
tracić czasu – powiedział Uzumaki i położył dłoń na moim ramieniu. – Bądź silny
i nie daj się. Obroń Sakurę-chan.
- Obronię –
powiedziałem bez cienia wątpliwości. Po twarzy Naruto rozlał się dumny
uśmieszek, a już po chwili przyjął pozycję gotową do ataku.
- Biegnij,
muszę czym prędzej pomóc Karin i Juugo.
Bez słowa i wahania podążyłem za tropem, który
wcześniej wskazał mi blondyn. W głąb lasu, zieleni i krzewów, gdzie
prawdopodobnie rozgrywało się istnie piekło. Aż ścisnęło mnie w żołądku i ponad
wszelką wątpliwość wyglądałem, jakbym zaraz miał zwymiotować.
To paskudne, okropne i męczące uczucie, kiedy wiesz,
że najcenniejszej dla ciebie osobie grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, a ty
jesteś zbyt oddalony, aby jakkolwiek temu zapobiec.
S A K U R A
Zalękniona i rozgorączkowana przedzierałam się
uporczywie przez nacierające na mnie krzewy i gałęzie. Moje nogi pracowały jak
tłoki maszyny, podnosiłam je bardzo wysoko, by przypadkiem niezdarność nie
przyczyniła się do porażki. W głowie dudnił mi tylko i wyłącznie Orichi, a to
było bardziej mobilizujące i skutecznie niż jakiekolwiek ilości adrenaliny w
żyłach.
Gdy wreszcie dotarłam do bram Konohy, byłam lekko
zbita z tropu. Madara jednak szybko mnie nakierował; czerwone chmurki w białej
otoczce rzuciły mi się w oczy szybując nad murem. Pod stopami dostrzegłam
leżących mężczyzn i całym sercem wierzyłam, że byli to ludzi Madary, którzy nie
przetrwali wybuchu. Zebrałam się w sobie i ruszyłam dalej. Nie mogłam się teraz
dekoncentrować. Moja chakra była na wyczerpaniu, a przede mną piętrzyła się
niewiarygodnie wysoka poprzeczka.
Dziwnie uczucie w żołądku nie ustępowało.
Przyśpieszyłam.
Śmiech Madary dochodził do moich uszu. Stało się dla
mnie jasne, że od teraz stanowię nieodłączny element jego chorej gry. Bóg jeden
wie, gdzie w owym momencie mnie naprowadzał, najważniejszą rolę ogrywał Orichi
i to, że przez moją lekkomyślność grozi mu niebezpieczeństwo.
Po przekroczeniu murów biegłam jeszcze około
piętnastu minut, zanim zauważyłam ścianę jakiegoś z wiekowych budynków. Wydało
mi się dziwne, że coś takiego znajduje się w samym środku zdziczałego lasu,
lecz nie zdążyłam porządnie przeanalizować tej myśli, bo obraz przede mną
momentalnie się zamazał, a jakaś tajemnicza siła cisnęła mną na najbliższe
drzewo. Uderzyłam w jego korę przy wtórze okropnego dźwięku.
Podniosłam wzrok.
- Tańczysz
jak ci zagram – znów ten szydzący głos. Mogłam tylko sobie wyobrazić równie szydzący
uśmieszek Madary. Zastanawiałam się czy jego twarz nie jest uformowana tak w
naturalny sposób. Powietrze przede mną nagle skumulowało się w jednym punkcie,
a obiekt moich lęków zjawił zmaterializował się z rozłożonymi rękami.
Zacisnęłam pięści i podniosłam się.
- Gdzie
Orichi?
- Nie
gorączkuj się tak. Zaraz do nas dołączy.
- Hę? – jego
spokój przyczynił się do spotęgowania strachu. Rozejrzałam się po okolicy, ale
nadal jedynym dostrzegalnym kolorem była zieleń.
- Haruno,
załatwmy to szybko, dobrze? – zrobił krok do przodu. – Powinnaś mi być
wdzięczna. Postanowiłem, że nie zabiję cię na oczach Sasuke. Chociaż… może
wtedy zdołałbym jeszcze przekierować jego nienawiść na swoją stronę?
- Naprawdę
mam ci być za to wdzięczna?
Strach nie tylko owijał mój żołądek, on zataczał
krąg wokół mojej osoby, niwelował strategiczne myślenie. Tylko jednego byłam
pewna; prędzej język sobie odgryzę, niż pokażę mu to co kłębi się w moim
wnętrzu. Ach! Może była jeszcze druga rzecz, której byłam pewna; Nie dam się
tak łatwo zabić.
Zatem wyciągnęłam ostatnie kunai, jakie udało mi się
pochwycić przed ucieczką i zmierzyłam go wzrokiem. Szczęście w nieszczęściu, że
moja technika dodała odrobinę procentów do szansy na zwycięstwo. Madara
najwidoczniej nie był tego świadomy, co jeszcze bardziej zagrzało mnie do
walki.
Jednak, gdy zbierałam się już do biegu, on zatrzymał
mnie gestem dłoni:
- Spokojnie,
nie tak prędko. Nie chcesz najpierw wiedzieć o co toczy się walka?
Prześlizgnęłam wzrok tam, gdzie szybował jego palec
i momentalnie zza gęstej zieleni wyłonił się… Madara. Pierwsza reakcja? Panika,
szok, niedowierzenie, ale potem strategicznie myślenie zdołało przebić się
przez wszystkie emocje i poinformować, że to może być tylko jego klon.
Najgorsze jednak było to, że ów klon trzymał w żelaznym uścisku Orichi’ego.
- Puszczaj
go! – zagrzmiawszy, pogroziłam trzymanym narzędziem.
- Sakura-san!
– zawołał Orichi, usiłując uwolnić się ze stalowego uścisku.
- Jesteście
żałości – Madara zniesmaczony pokręcił głową. – Niechże dzisiaj skończy się ta
cała paranoja. Jestem niezwykle podekscytowany nie tyle myślą o zrujnowaniu
całej wioski, ale i o pozbawieniu ciebie życia, Haruno. A do pomocy użyję tego
małego chłopczyka. Ujmijmy to tak; śpieszy mi się, aby pozałatwiać sprawy z
Sasuke i jeszcze nawrócić go na właściwą drogę. Być może zachowuję się nie
honorowo, ale cóż… Mówi się, że życie jest brutalnie, nieprawdaż? – wzruszył ramionami,
nie mając pojęcia o tym, że ten jeden gest spiął każdy mój mięsień. – Załatw go
– to ostatnie zdanie odnosiło się do klona.
Naprawdę myślałam, że teraz stanę się ofiarą
szantażu, a ostry sztylet zostanie przytknięty do szyi Orichi’ego, ale kopia
Madary nie reagowała, natomiast poruszała się ociężale i mimo, że to nie ja
byłam w jego łapskach, mogłam poczuć jak ucisk rozluźnia się z każdą kolejną
sekundą.
- No dalej! –
Madara zaczął tracić cierpliwość. Niestety jego głos zdradził również
zdezorientowanie.
Orichi zaczął się szamotać.
I niewątpliwie prędzej czy później pokonałby stalowy
uścisk, tyle, że zupełnie niespodziewanie drugi Madara rozpłynął się w
powietrzu, a na pożegnanie buchnął gęstym dymem. W okamgnieniu rzuciłam się ku
malcowi i pociągnęłam w tył, jak najdalej od prawdziwego Madary.
- Spokojnie, spokojnie. Stój za mną – szeptałam, nie
do końca rozumiejąc to, co się przed chwilą wydarzyło.
- Sakura-san…
czemu on… Co się stało? Zrobiłaś coś?
- Nic a nic –
pokręciłam głową.
Jak jeden mąż przenieśmy spojrzenia na Uchihę,
wpatrującego się ślepo w punkt, gdzie zaledwie kilka sekund temu stał jego
klon. Przyjemnie było widzieć na jego twarzy niedowierzenie, tym bardziej, że
coś w moim umyśle naraz zaświtało, podając na tacy sensowną teorię.
Odwróciłam się do Orichi’ego.
- Posłuchaj
mnie. Teraz Sakura-san zajmie się resztą, zgoda? A ty w tym czasie wróć z
powrotem do wioski i udaj się w jakieś bezpieczne miejsce. Tylko pamiętaj…
biegnij przed siebie, niezależnie od tego co będzie się działo. Nie daj się
złapać.
- Nie ma
mowy! Nie zostawię cię tu! Sakura-san nie może sama walczyć z tym mężczyzną. On
jest zbyt silny!
- Ćśś. Dam
sobie radę.
- Damy sobie
radę – poprawił mnie z niepewnym uśmiechem, który zgasnął zupełnie, napotykając
ciężkie spojrzenie Madary.
- To twoja
sprawka Haruno? – wycedził, spinając mięśnie szczęki.
Przypływ śmiałości był tak potężny, że nie byłam w
stanie powstrzymać szyderczego uśmiechu jaki wpełzł na moją twarz. Widok zdezorientowanego
Madary nie mógł mnie w pełni nasycić.
- Tak to
właśnie jest, kiedy kieruje tobą przesadna pewność siebie. Byłam zdziwiona, że
znasz działanie mojego Jutsu, ale jak widzisz… umknął ci jeden istotny punkt – zaczerpnęłam
świeżego powietrza i zasłoniłam Orichi’ego własnym ciałem. – Moja klatka nie
tylko unieruchamia przeciwnika, ona żywi się jego chakrą, wsysa ją. I to
właśnie w przypadkach, gdy technika zostanie zatrzymana, chakra będzie maleć
jeszcze do pewnego momentu. Uszkodziłam twoje punkty wyjścia, w których
przepływa energia, a jak wiadomo potrzebny jest czas na regenerację. Za pięć, sześć minut będziemy
na tym samym poziomie chakry.
Serce skakało mi w piersi jak konik polny. Madara
przybrał zamyślony wyraz twarzy i naraz w uszach znów zadźwięczał mi jego
perfidny śmiech.
- Nie
potrzebna mi chakra, aby cię zabić. Mam inny sposób.
- Dawaj –
wyciągnęłam rękę przed siebie i ruchem palca wskazującego poradziłam mu ruszyć
przed siebie. Tak też zrobił.
- Sakura-san,
nie rób tego – powiedział Orichi.
- Nie mam
innego wyjścia – szepnęłam bardziej do siebie niż do niego. Postanowiłam
spróbować bardziej energicznie. – Cofnij się! Za chwilę będzie po wszystkim.
Przynajmniej miałam taką nadzieję.
Teraz musiałam pracować jak naoliwiona maszyna.
Atak-unik, atak-unik, skok, manewr odwracający uwagę. Zwinnie czmychałam przed
każdym kolejnym zamachnięciem, a wycie wiatru współgrało z moim rytmem. Wszystko
mnie tak bolało, że aż chciałam krzyczeć. Każde zadrapanie krwawiło, nie pozwalając mi
wyrzucić z pamięci upadku w objęcia krzewów. Na kolanach miałam krew Eizo
Yamondo, która przypomniała mi o jego śmierci. Sharingan Madary kojarzył mi się
z Sasuke, a płacz Orichi’ego doprowadzał do paranoi.
- Jak długo
masz zamiar uciekać przed śmiercią? – zapytał Madara, gdy ostrza zderzyły się
pomiędzy naszą dwójką i drżały, próbując wzajemnie przezwyciężyć się siłą.
- Nie uciekam
przed śmiercią. Ja się jej przeciwstawiam.
- Jesteś
bardziej naiwna niż sądziłem – prychnął.
- A ty
bardziej gadatliwy! Walcz! – irytacja okazała się moim sprzymierzeńcem.
Odepchnęłam Madarę w tył, ale było to dosłownie parę kiepskich metrów.
Mężczyzna nieomal natychmiast przystąpił do kolejnego ataku.
- Przysięgam
ci, że zabiję każdego kto coś dla ciebie znaczy! Twojego narzeczonego już się
pozbyłem! Teraz ten bachor, dzieciak z Kyuubi’m i Sasuke podzielą jego los! –
krzyczał, płynnie się poruszając.
Z ładunku emocji musiałam odskoczyć w tył i odstąpić
od niewiarygodnie skutecznego rytmu. I to właśnie wtedy Madara zadał mi
pierwsze obrażenie. Przewidział mój ruch, a ostrze kunai zostawiło długą linię
na ramieniu, która po sekundzie nabrała czerwonej barwy.
- Sakura-san!
– Orichi w ułamku sekundy zjawił się obok i objął moją lewą nogę. – Błagam,
przestań! Nie chcę cię stracić!
- Odsuń się.
Muszę go pokonać.
- Nie rób
tego, uciekaj… - chlipał, a parę chwil później na skórze poczułam spływające
kropelki łez. – Sakura-san…
Smutek zżerał mnie od środka jak natrętny robak. Odsunąłem
się delikatnie od Orichi’ego i ruszyłam do przodu.
- On ma rację
– wtrącił się Madara. Był dziwnie zadowolony. – Uciekaj. I tak niewiele ci
zostało.
Co miał na myśli?
W każdym razie jego uwaga nastroiła mnie jeszcze
większą walecznością. Nie! Nie ucieknę jak tchórz! Nie poddam się!
Doprowadziłam chakrę Madary niemal do zera. Wystarczy wytrzymać jeszcze chwilę,
aby potem wykorzystać ostatnie gramy mojej energii na zupełną destrukcję.
Iskierki gniewu jarzyły się w moich oczach.
Położywszy ręce na ramionach Orichi’ego, odepchnęłam go od siebie stanowczym,
aczkolwiek ostrożnym ruchem. Kiedy strategiczne myślenie nakazało mi zbadać
teren, dopiero teraz ponownie zauważyłam ścianę budynku. Na ten widok przeszyły
mnie solidne dreszcze. Pamiętałam ją. Pamiętałam ją aż za dobrze. To tu, przy
kruszących cegłach i powiewach wiatru uświadomiłam sobie, że w moim brzuchu
rozwija się dziecko. To właśnie tu
uciekłam od Sasuke, będąc wtedy pewna, że oboje się nienawidzimy. I to właśnie
tu, ja, Sakura Haruno pokonam Madarę Uchihę, przywracając spokój wiosce Ukrytej
w Liściach.
- No dalej
Haruno, ja jestem gotowy – ponaglał, a metalowe ostrze poraziło mnie swym
blaskiem.
Byłam trochę bardziej pewniejsza niż z początku.
Chwiejnym krokiem ruszyłam w przód i naraz uprzytomniłam sobie, że obraz przede
mną stał się odrobinkę mniej ostry.
Wystawiłam przed siebie drżące dłonie. Spojrzałam na
Madarę, a on też zdawał się mnożyć do kilku innych klonów. Pokręciłam głową.
Nieomal mi ulżyło, kiedy obraz wrócił do dawnej formy, ale wtem oczy zaczęły
mnie piec, a w moim żołądku wezbrała się fala mdłości.
- Ugh! - mimowolnie
chwyciłam się rękoma za brzuch i zacisnęłam oczy. Pulsujący ból nie ustępował.
Zatrzymałam się, mając wrażenie jakbym naraz została sparaliżowana.
Znieruchomiałam. Coś zaciskało się wokół mojego serca, zachłysnęłam się
powietrzem. Ale uporczywa Sakura nie odpuszczała i gdy ponownie miała zamiar
ruszyć w stronę Madary, świat zaczął się kołysać i wirować wokół mnie.
Zatrzymałam się, ale obraz nadal się kręcił, mącił przed mymi oczyma.
- Sakura-san?
– głos Orichi’ego dobiegł mnie jak echo, jak gdyby w rzeczywistości malec był
na drugim końcu długiego i opustoszałego korytarza.
Zerknęłam na niego i w jednej chwili kasztanowe
włosy, niebieska bluzeczka, kolory, kształty i dziecięca twarzyczka zlały się w
jedno. Moim ciałem wstrząsnęły drgawki, a kiedy spojrzałam na Madarę, Sharingan
uprzytomnił mi, że jego właściciel właśnie tego oczekiwał.
- C-co… co mi
zrobiłeś? – słabość mojego głosu przeraziła mnie samą.
Jako odpowiedz pokręcił w ręku trzymanym kunai, a
zza pleców wyciągnął fiolkę z jakąś zgniło zieloną substancją w środku. To
jakiś płyn otumaniający? Przyglądałam się temu ze zmrużonymi powiekami i nie
potrafiłam z niczym utożsamić.
- Co mi
zrobiłeś? – wykrztusiłam rozdrażniona.
- Zabiłem – bardziej
szczęknął niż powiedział.
- Co?! – na
krzyk Orichi’ego nie byłam w stanie utrzymać się na nogach. Moje ciało zdawało
się ciężkie niczym ołów. Kolanami grzmotnęłam w podłogę i opadłam bokiem na
gęste źdźbła trawy. – C-co się stało? Nic nie rozumiem… – szlochał.
- Szybko
działa – mruknął Madara i ze sztucznym uznaniem gapił się na fiolkę, po czym
cisnął ostrzem gdzieś na bok. Szczęk metalu dał mi do zrozumienia, że kunai
najwidoczniej zaliczyło spotkanie z wiekowymi cegłami. – Mam odświeżyć ci
pamięć Haruno?
Chciałam powiedzieć: ”Bardzo proszę”, ale zamiast
tego zakaszlnęłam.
- Wydaje mi
się, że wtedy uczestniczyłaś w tej misji. Pomagałaś Sasuke ukraść truciznę ze
szpitala, nieprawdaż?
- Trucizna,
szpital… To było w Wiosce Piasku…
- A więc
pamiętasz.
Jakże mogłabym nie pamiętać. Tam Sasuke przytulił
mnie po raz pierwszy, kilka dni później obdarował mnie również gorącym
pocałunkiem. Prawdopodobnie zostałabym schwytana przez czeluść wspomnień, ale
obecna sytuacja kategorycznie mi tego zabraniała.
Bowiem dopiero teraz dotarły do mnie słowa Madary.
Zabiłem.
- Nie… - zapłakałam w trawę. – To niemożliwe. Ta
trucizna… Ona nie miała służyć do zabijania…
- Otóż to.
Rzeczywiście potrzebowałem tego na wojnę. Głównie, aby pozbyć się ludzi, na
których nie chciałem tracić cennego czasu, ale wiesz… Ty zmarnowałaś mi go już
wystarczająco. Trucizna panoszy się w twoim organizmie i za kilkanaście minut
powinna cię zabić. Tak właśnie działa.
I co? To naprawdę koniec? Naprawdę skończę w tak
żałosny sposób, pokonana przez kropelkę zielonej mazi? Widok Sasuke stanął
przed moimi oczami, a łzy automatycznie wezbrały się w moich oczach. Za skarby
świata nie mogłam oswoić się z myślą, że te wszystkie wizje o szczęśliwej
rodzinie, które zaatakowały mnie zaledwie kilka godzin temu są już nieaktualne.
Przecież… byłam w ciąży. Miałam dziecko. Dziecko, które miało żyć w szczęśliwej
i pełnej rodzinie, otoczone przez przyjaciół i bliskich.
A więc przypłaci życiem za błędy swojej matki?
Z niewiadomych przyczyn, gdy przedzierałam się przez
las, pędziłam przed siebie w poszukiwaniu Madary i Orichi’ego… nawet przez myśl
nie przemknęło mi, że mogłabym … zginąć. Tak jakbym była nieśmiertelna.
Nawet teraz trudno było mi oswoić się z tym faktem i
prawdę powiedziawszy niezbyt w to wszystko wierzyłam.
Poczułam jak coś na mnie napiera.
Poczułam jak coś wilgotnego spływa po moim policzku.
Odwróciłam się.
O r i c h i…
Orichi klęczał obok i nachylał się nade mną, a z
jego oczu leciał wartki strumień.
- Ulecz się,
powiedz, że możesz się uleczyć – bredził pod nosem.
- To nic ci
nie da. Nawet gdy pozbędziesz się rany, trucizna nadal będzie w twoim
organizmie. To koniec, Haruno. Tym razem na zawsze i bez haczyków.
- Jesteś
potworem – ryk rozpaczy wydobył się z gardła dziecka. Jego główka opadła na
moją klatkę piersiową, a całe ciało zaczęło trząść się pod wpływem donośnego
szlochu.
Nagle zapragnęłam mu coś wyznać:
- Hej…
maluchu… - sięgnęłam po niego dłonią, ale ona również sprawiała wrażenie
ołowianej, dlatego też niemal natychmiast opadła na grunt. Zaczynałam odczuwać
działania zielonej mazi. – Orichi… - wyjąkałam wyraźniej.
Podniósł wzrok i spojrzał na mnie.
- Sakura-san…
to nie dzieje się naprawdę? Jutro przyjdziesz do Domu Dziecka, tak jak zawsze,
prawda? Przyjdziesz i będziesz się z nami bawić… Chciałem zaśpiewać z tobą
piosenkę. Jest taka… taka fajna…
Sakura, umierasz! Wyłam do samej siebie, żeby ta
uparta część w końcu to zaakceptowała.
Zmrużyłam oczy i raz jeszcze coś wilgotnego zalało
moje policzki.
- Zapomniałam
przedstawić ci statystykę.
- Statystykę?
– mruknął, ocierając łzy wierzchem dłoni.
- Pamiętasz
twój pierwszy trening ze mną i z Sasuke?
Skinął główką.
- Za
pierwszym razem celowałeś aż dwadzieścia trzy razy, zanim udało ci się trafić.
Z drugiej odległości wykonałeś piętnaście rzutów, z trzeciej już tylko
dwanaście. Czwarta mnie zadziwiła, ponieważ zabrała ci, aż dwadzieścia rzutów,
ale dalej robiłeś same postępy. Szło ci naprawdę świetnie i wydaję mi się, że
nawet Sasuke był z ciebie dumny, on…
Nie dane było mi dokończyć. Maluch ponownie rzucił
się na moja klatkę piersiową i zaniósł płaczem. Serce krajało mi się na ten
widok. Serce krajało mi się na myśl o każdym niespełnionym marzeniu i
obietnicy.
- Przyjdź
jutro do Domu Dziecka… - usłyszałam stłumiony głos.
Z trudem przyszło mi unieść dłoń na tyle, aby
umieścić ją na główce, ale uczyniłam to. Poczochrałam jego włosy, uśmiechając
się.
- Wzruszająca
scenka – wtrącił Madara. – Niestety, ona już nigdy nie przyjdzie cię odwiedzić.
Wreszcie zakończyłem twoje marne życia, a co najważniejsze zapobiegłem
katastrofie w klanie Uchiha. Diabli wiedzą jak żałosną osobą byłoby… twoje
dziecko, dodatkowo obdarzone Sharingan’em.
Orichi milczał dokładnie przez cztery sekundy.
- Jestem
pewny, że dziecko Sakury-san będzie najwspanialszym człowiekiem na ziemi. W
każdym razie ja na pewno się z nim zaprzyjaźnię – zwrócił się do mnie, racząc
sztucznym uśmiechem. Cały efekt zepsuł potok łez, który wdarł się na jego
twarz. – Zaprzyjaźnię się z nim. To będzie chłopczyk. Czuję to. Jeśli będzie
połączeniem ciebie i Sasuke to… nie wiem, będzie po prostu super! Osobno
jesteście najlepszymi przyjaciółmi na świecie, a co dopiero gdyby na świat
przyszło wasze połączenie.
- Orichi… -
musiałam wbić siekacze w dolną wargę, ażeby ta przestała drgać. Teraz. Dopiero
teraz uparta Sakura to zrozumiała. Umieram. Cała ja. Coraz dobitniej czułam jak
każdy mój mięsień rozrywa się z bólu i tylko wyłącznie szok posttraumatyczny
pozwalał mi to przetrwać. – Ja... Dziękuję ci. Za wszystko.
To naprawdę koniec? A ja głupia łudziłam się, że
nadejdzie taki dzień, w którym pozwolę potrzymać moje dziecko Orichi’emu i
powiem mu: „Liczę na to, że zostaniecie najlepszymi przyjaciółmi.” Przez wizję
tej sceny rozpłakałam się jeszcze bardziej. Prawdopodobnie za kilka minut
pozbędę się całej wody z organizmu.
- Och,
litości. Zaraz się wzruszę. Teraz kiedy zabiję Sasuke będę musiał sam odbudować
klan Uchiha. Być może kiedy zniszczę Konohę wezmę cię pod moje skrzydła –
ciągnął Madara. Z przerażeniem stwierdziłam, że zwraca się do Orichi’ego. –
Jesteś dobrze zapowiadającym się Shinobi. Masz motywację i nienawiść, prawda?
Nienawidzisz mnie za to, że zabiłem twoją najdroższą osobę.
- Zamknij
się! – zainterweniowałam, nie mogąc już dłużej tego znieść. Orichi spuścił
wzrok, a jego ręce zwinęły się w pięści.
- Nie
zabiłeś. Sakura-san nadal żyje.
- Już
niedługo – stwierdził posępnie, rozluźniając się. – Jeszcze zobaczysz, że sam
do mnie przyjdziesz. W naszym świecie są takie rany, które uleczyć może tylko
zemsta i szansa odwetu. Czy moja śmierć nie byłaby dla ciebie najlepszą opcją?
Zaprawdę…
I wtedy szelest liści dał kres monologi Madary nim
ten w ogóle zdążył się rozpocząć. Przerwał też produkowanie nowej maszyny do
zabijania, jak i moje rozzłoszczenie, przez które drżało całe ciało. Zebrałam w
sobie wystarczająco siły, aby na czworaka poczołgać się w stronę skruszonej
ściany.
Jak wywołany duch zza korony najwyższego drzewa
wyskoczyła postać. Poruszała się tak szybko, niemal niedostrzegalnie.
Momentalnie rzuciła się na Madarę i już po chwili dwójka mężczyzn runęła na
ziemie, przy czym obcy przybysz miał przewagę nad Uchihą.
- Ty… -
zgrzyt zębów i charchot wydychanego powietrza. Z przerażeniem uzmysłowiłam
sobie, że to Sasuke siedzi teraz okrakiem na Madarze gniotąc jego szyję. Był
zaledwie kilka metrów ode mnie. Pragnęłam pokonać ten dystans, wyznać mu, że
byłam na tyle żałosna i nie obroniłam Konohy tak jakby należało.
Wyznać, że umieram.
I wtem nasze spojrzenia się spotykały. Z początku
jego ślepia karały mnie wejrzeniem tak ostrym, że mogłyby ciąć jak nóż. Dopiero
po czasie wyraz jego twarzy przeistoczył się w coś bardziej łagodnego. Wyrzut,
bezsilność… szok.
Wgramoliłam się już na teren przy osamotnionych
cegłach, podtrzymując ciężar ciała na rękach, które dygotały niemiłosiernie. Zapragnęłam
przekazać mu wzrokiem prostą informację:
S a s u k e ,
Nigdy nie staniemy się rodziną, nigdy nie chwycimy w
ramiona naszego dziecka i nigdy nie ucałujemy jego policzka, nigdy też nie
poczujemy się dumnymi rodzicami….
Już nigdy więcej mnie nie pocałujesz, nie przytulisz,
nie zrugasz za lekkomyślność, ani nie nazwiesz irytującą dziewczynką, już nigdy
więcej nie powiesz mi „Jesteś wyjątkowa”…
S a s u k e
U m i e r a m.
S A S U K E
Wbrew temu, że w moim umyśle kołatało się tysiące
scenariuszy i obecny stan Sakury również zawitał w jednym z nich, nie mogłem
odeprzeć tego straszliwego uczucia i skurczu w żołądku. W rzeczywistości czułem
się tak jak gdybym planował zastać Haruno oczekującą na moje przybycie,
szczęśliwą i bezpieczną ze szklanką gorącej herbaty w ręku.
Gapiłem się na nią nieprzerwanie. Obserwowałem jak w
żółwim tempie jej klatka piersiowa unosi się i opada, obserwowałem jak płacze i
zerka na mnie co chwila wzrokiem życiowej ofiary. Ból w piersi gwałtownie się
wzmógł, był tak nagły i intensywny, że aż zacisnąłem oczy. Twarz lśniła mi od
potu.
- Wybacz mi –
dobiegł mnie jej zalękniony głos. Zacząłem szukać odpowiedzi gdzie indziej, ale
Orichi siedział skulony przy drzewie, przypominając mi wielką, ludzką kulkę.
Madara najwidoczniej chciał wykorzystać moje oszołomienie,
ponieważ niespodziewanie pozbył się mojego ciężaru ciała, kierując go na
szlochające nieopodal dziecko. Runęłam na ziemie dosłownie kilka centymetrów
obok, a Orichi ani nie drgnął.
Ale gdy już miałem zalać go falą pytań, ten
niespodziewanie się odezwał:
- Sasuke,
pokonaj go. Proszę. Sakura-san mówiła, że niedługo jego poziom chakry będzie
bardzo słaby przez Jutsu, którego wcześniej używała.
Chciałem, żeby Sakura potwierdziła te słowa, ale gdy
na nią popatrzyłem, ona zwyczajnie spuściła wzrok i oddała się płaczowi.
- Wybacz mi.
Ale co? Co mam ci wybaczyć? To, że nie jestem na
tyle silny, aby bronić cię jak na prawdziwego Uchihe przystało?
Znów zawrzała we mnie złość.
- Zabiję cię
– zwróciłem się do Madary. – Zabiję cię!!
- Biedny,
nieświadomy Sasuke – zanucił cierpko.
Orichi zaczął powoli się podnosić. Wspomogłem go,
podając mu rękę. Ciepło jego dłoni odrobinę ukoiło gniew.
- Uciekaj
stąd. Wracaj do wioski.
- Nie
zostawię ciebie i Sakury-san…
- Ale jej
prawie już nie ma – Uchiha zagrzmiał falą śmiechu. Nie rozumiałem jego słów,
ale w tym momencie liczyła się dla mnie bezpieczna ewakuacja malca. Pchnąłem go
delikatnie w głąb lasu.
- Orichi…
- Sasuke, nie
każ mi zachowywać się jak tchórz.
- Nie jesteś
tchórzem i ja dobrze o tym wiem. Już wystarczająco przyczyniłeś się do
uratowania Konohy, a teraz zostaw to wszystko mnie.
- Sakura-san
też tak mówiła – drążył dalej, ale ostatecznie począł stawiać chwiejne kroki we
wskazanym wcześniej kierunku. Bezustannie przyglądał się zasapanej Haruno. –
Wezwę pomoc. Uratuję cię Sakura-san – ni stąd ni zowąd przybrał zacięty wyraz
twarzy.
- Idź już! –
ryknąłem ostrzej niżby należało. Malec patrzył na mnie z wyrzutem i zniknął
pomiędzy grubymi korami drzew.
Madara, nawet nie czekając, aż zniknie z pola
widzenia, zbliżył się do mnie i zacmokał z uznaniem.
- Zadziwiacie
mnie. Wasza upartość doprawdy nie zna granic.
- Pożałujesz
– chwyciłem jego nadgarstek i mocno ścisnąłem. – Pożałujesz, że chciałeś
oszukać mnie w tak perfidny sposób. Wykorzystałeś tylko ze względu na moje
pochodzenie i Sharingan.
- Nie
zapominaj o nienawiści do twojego brata – roześmiał się nagle. – To najbardziej
przyczyniło się do twojej naiwności. Sądziłeś, że naprawdę chcę pomścić klan
Uchiha, kiedy w rzeczywistości opuściłem go przed całą katastrofą. Nie możesz
winić mnie o śmierć swoich bliskich i dobrze o tym wiesz. Danzo wszystko
zaplanował. Twój brat… cóż, młody, głupi… Tak jak ty teraz.
W tym momencie Madara prawdopodobnie skumulował w
mojej pięści całą dotychczasową nienawiść i jeszcze trochę dodatkowej,
dotyczącej Itachi’ego. W każdym razie zamachnąłem się tak mocno i ku memu
zdziwieniu – nie chybiłem. Nawet będąc tak potwornie rozjuszonym i
wyprowadzonym z równowagi.
Madara upadł na ziemię, a kawałki rozkruszonej maski
zanurzyły się w gęstej trawie. I kiedy już myślałem, że wreszcie ujrzę jego
prawdziwe obliczę, zrozumiałem, że w owej chwili nasze pole widoczności
ogranicza się wyłącznie do ust i kawałka policzka.
- Nie
powinieneś tracić tyle czasu – parsknął śmiechem. Znów! Znów przerzucił się na
ten szyderczy styl bycia.
- O czym ty
mówisz? – zmarszczyłem czoło.
- Twoja
Haruno nie spisała się dzisiaj najlepiej, właściwie całkiem zawaliła sprawę.
Poleciłbym ci, abyś skarcił ją za takie zachowanie, ale widzisz… sam zdołałem
już to zrobić.
Z migoczącym pytajnikiem nad głową prześlizgnąłem
spojrzenie na Sakurę. Wciąż podpierała ciężar ciała na rękach, wciąż drżała i
najwidoczniej żeby potwierdzić swój tragiczny stan plunęła sporą ilością krwi.
- Wybacz mi.
- S-sakura… -
chwilę zajęło mi pozbieranie myśli. – Sakura, dlaczego się nie leczysz?
I wówczas dopadło mnie olśnienie:
- Wierzę w ciebie. Myślę, że ja z oddziałami
ANBU i wszystkimi drużynami zdołamy opanować sytuację w wiosce dopóty, dopóki
Madary nie będzie w pobliżu. Są poza murami wioski, czujesz chakrę Sakury,
prawda?
Zamknąłem oczy,
rzucając się w otchłań skupienia. Coś słabego pulsowało niecały kilometr od
nas.
- Czuję – przez mój głos przebijała się
narastająca panika.
- I czujesz też w jakim stanie jest jej
chakra?
- Nie mam już
chakry – wyjąkała w tym samym momencie, a krople łez mieszały się z krwią na
jej kolanach. – Nic już nie mam…
- Sasuke –
usłyszałem głos Madary, lecz nie był on na tyle interesujący, aby zwrócić moją
uwagę. Mierzyłem wzrokiem Sakurę, a kiedy już miałem do niej podchodzić, Uchiha
zatrzymał mnie mocnym szarpnięciem. – Sasuke!
- Zostaw
mnie!
- Spójrz…
- Nie chcę na
nic patrzyć, ja…! – uciąłem, bo raptem przed oczami zmaterializowała mi się
jakaś zielonkawa fiolka. Madara rozhuśtał ją troszeczkę dla uzyskania lepszego
efektu.
- Pamiętasz?
Szok uderzył we mnie jak olbrzymie tsunami w maleńką
wysepkę. Najwyraźniej musiałem zatoczyć się do tyłu, ponieważ zamiast Madary
przed oczami stanęły mi korony drzew.
- Czyżby ty…
- Zabiłem ją.
Haruno umrze za kilka minut – zaakcentował każdą sylabę niczym matka dla
nowonarodzonego bobasa. Tyle, że w jego głosie nie było krzty zatroskania i
zmartwienia. On posługiwał się wyłącznie kpiną i tym denerwującym śmiechem.
Sakura…
- Wybacz mi.
S A K U R A
Sasuke świdrował mnie spojrzeniem wielkich oczu.
Patrzył na mnie jak w amoku, zahipnotyzowany, uciekający od rzeczywistości.
Jego czarne tęczówki, które zawsze tryskały charakterystyczną energią, charyzmą
i dumą, w tej chwili nabrały szarawego odcieniu asfaltu. Nastąpił cichy syk, a
Sharingan zniknął.
Mięśnie coraz bardziej rozdzierały mnie swoim bólem.
Sasuke rzucił się obok mnie na trawę, a jego zrozpaczony wyraz twarzy był
prawdopodobnie najbardziej wyraźną emocją jaką miałam zaszczyt obserwować.
- Sakura,
nie! Błagam! To kiepski żart, prawda? Błagam, powiedz, że to nieprawda! –
bredził po nosem, ujmując moją dłoń.
- Wybacz mi –
powtórzyłam po raz setny, sądząc, że w końcu naprawdę usłyszę: „Wybaczam…”
Madara wyparował, drzewa wyparowały, trawa, kruszące
się cegły, leżące na ziemi ostrza… Wszystko zalało się mętną czernią i tylko
Sasuke było dane na niej spoczywać.
- Niemożliwe…
– odezwał się słabo. Jego głos podziałał jak balsam nie tylko na ból, ale na
ukojenie nerwów, które i tak były już w strzępach. Nie przyszło mi do głowy nic
innego jak tylko się na niego gapić. – Sakura, powiedz mi, że to żart. Proszę…
- słyszałam bicia jego serca. – Błagam.
- Byłam za słaba…
Walczyłam, ale nie dałam rady. To była chwila nieuwagi, nie spodziewałam się,
że Madara mógłby użyć…
Krzyk wściekłości ze strony Sasuke wciął mi się
słowo. Uchiha był już przy mnie, czułam ciepło i chłód jednocześnie. Położył
dłonie na moich ramionach i delikatnie naparł. Zaskoczona osuwałam się do tyłu,
aż w końcu moja głowa spoczęła na ziemi. Twarz Sasuke zjawiła się przede
mną.
Chciałam unieść rękę i pogładzić jego policzek,
nasycić się nim całym tuż przed śmiercią, ale zamiast tego moja dłoń natrafiła
na coś zimnego i stalowego. Czarna otchłań momentalnie rozkruszyła się jak
szkło przywracając mnie do rzeczywistości. Nie mogłam zapominać o
najważniejszym; Madara nadal oddychał.
- Sasuke… -
starałam się wypowiadać jak najciszej, ale również jak najbardziej wyraźnie.
Nachylał się nade mną, a jego dłoń była obok mojego barku. Ostrożnie podsunęłam
pod nią kunai.
Zerknął w bok. Sądziłam, że będę musiała
gestykulować, aby bez słów wyznać mu, że blisko nas jest tajna broń – zatrute
kunai, jednak Sasuke oczywiście musiał użyć swojej niesamowitej
spostrzegawczości, albo najzwyczajniej w świecie zauważył zielony płyn, w
którym kąpane było ostrze.
- Zgoda –
wyszeptał.
Przez chwilę przerażona pomyślałam, że mógł to
opacznie zrozumieć…Poczułam jak zaciska je w pięści. Niespodziewanie zamiast
skierować się na Madarę, pochylił się nade mną jeszcze bardziej i teraz
niepodważalnie dzielił nas zaledwie jeden milimetr. Wpatrywałam się w niego
znad półprzymkniętych powiek, gorąca fala krążyła mi z krwią (i z trucizną) w
żyłach. Mój oddech z każdą sekundą był coraz bardziej płytszy i rzadszy.
- Sakura,
pozwól mi – rzekł zachrypniętym głosem.
To był ten moment, w którym Sasuke, zupełnie
niespodziewanie, złożył na moich ustach nieśmiały pocałunek. Niemal rozpłynęłam
się pod jego wargami. Były ciepłe, kojące… w takiej chwilach nawet urwana noga
nie byłaby dla mnie przeszkodą. Przyjemność opuściła mnie jednak równie szybko
co nadeszła, bo wystarczył jeden moment, żeby Sasuke uśpił czujność Madary,
chwycił kunai i cisnął nim prosto w niego. Rozgorączkowana wyjrzałam zza
ramienia Sasuke, chcąc jak najprędzej poznać wynik mini starcia.
- Cholera! –
rozległ się krzyk Madary.
Z nieukrywaną radością dostrzegłam jak kunai głęboko
wniknęło w jego lewą nogę. Madara utracił równowagę, a jego upadek zatrzymała
kora drzewa, o którą grzmotnął, osunąwszy się na dół. Z westchnięciem ulgi
ułożyłam się na miękkich źdźbłach trawy.
- Ty
sukinsynie! Zapłacisz mi za to! – Sasuke milczał. Rejestrował całe wydarzenie
kątem oka, nie oddalając się ode mnie nawet o milimetr. Nawet gdy powietrze
rozbrzmiało cichym szmerem, jego twarz była wyprana z emocji. Kiedy chciałam
znów podnieść głowę i sprawdzić stan Madary, on położył dłoń na moim czole i z
powrotem skierował w dół.
- Przestań.
On zniknął – zazgrzytał zębami, patrząc głęboko w moje oczy.
- J-jak to…
zniknął? – zdziwiłam się.
- Zdążył użyć
Jutsu Teleportacji. Zapewne będzie starał się teraz usunąć truciznę z
organizmu. Miejmy nadzieje, że dla niego będzie za późno.
Chciałam dodać: „Tak jak dla mnie”, ale zamiast tego
wypaliłam.
- Miał
jeszcze tak wiele chakry…?
-
Najwidoczniej tak – odparł ponuro i naraz ogarnęła nas grobowa cisza. Nie
chciałam owijać w bawełnę. Umierałam, a moją jedyną zachcianką było jak
najintensywniej wykorzystać ostatnie minuty życia.
Ciało człowieka to w siedemdziesięciu procentach
woda. Tak czy inaczej ja mogłabym spekulować. Nawet po tylu godzinach płaczu,
wciąż byłam w stanie rozryczeć się na taka skalę, żeby momentalnie nawilżyć
każdą część policzków.
- To pożegnanie?
– rzuciłam bez namysłu.
Oczy Sasuke otworzyły się bardzo szeroko, a jego
drżąca ręką pogładziła mój policzek, z kolei głowa przytuliła się do obojczyka.
Przeszył mnie ból, ale nie taki zwyczajowy. Ten ból
nie miał nic wspólnego z otrzymanymi obrażeniami. Dotyczył on głowie obecnej
sytuacji i faktu, że już nigdy, przenigdy nie będę w stanie zanurzyć się w
smolistej czerni oczów Sasuke i przeklinać się za moje zauroczenie i
niefrasobliwość.
Wspomnienia uderzyły we mnie z niewiarygodną siłą i
naprzemiennie prezentowały poszczególne wydarzenia niczym błyskawiczny pokaz
slajdów. A potem w jednej chwili wszystkie umarły i znów zjawił się przede mną
pozbawiony ostrości czubek głowy Sasuke. Na zewnątrz uporczywie maskowałam
narastające we mnie emocje, lecz po zniknięciu obrazów z przeszłości, raz
jeszcze zalałam się solidną falą łez, a moje struny głosowe zawibrowały pod
wpływem straszliwego szlochu.
- Wiesz co,
Sasuke? – bardziej chlipnęłam niż powiedziałam, ale Uchiha i tak podniósł
wzrok. Zmroziło mnie, gdy ujrzałam łzy w jego oczach. To był pierwszy znak, że
mimo takiej sytuacji, on nadal jest świadom tego, że widzę go w takim stanie.
Na jego twarzy malowało się coś na podobieństwo zażenowania. Postanowiłam z
całych sił to zlekceważyć i kontynuować: - Wiesz, że kiedyś wyobrażałam sobie
jak chciałabym, aby wyglądała moja śmierć? – zamknęłam oczy i mocno zacisnęłam.
Kosmyki włosów Sasuke łaskotały mnie po policzkach. – Chciałam umrzeć z
honorem, jako osoba, która uratuje wszystkich, poświęcając siebie. Potem
ukrywając rozpacz w zakamarkach duszy, wypowiedziałabym słowa wsparcia dla
innych. Słowa, które stałyby się mottem wielu późniejszych pokoleń i
przyczyniły do mobilizacji w starciu z własnymi lękami. Ale nie jestem na tyle
silna. Nie potrafię pogładzić twojego policzka, patrząc ci w oczy ze spokojem i
podeprzeć na duchu. To mnie rozdziera smutek z powodu rozstania, bo nadal
nękają mnie obrazy – szloch czarno-włosego na parę chwil zbił mnie z rytmu. Zachłysnęłam
się krwią, w momencie gdy łza Sasuke uderzyła o mój policzek, tocząc się po
odpowiedniej ścieżce. – Ty Sasuke… ty i ja… i nasze dziecko. Razem… razem przy
kominku, opatuleni przez ciepło ogniska, zwinięci w bawełniane kocyki z kubkami
gorącej herbaty, snując opowieści, tuląc nasze dziecko i dotrzymując
towarzystwa, póki nie zaśnie. To takie…
Zdawałam sobie sprawę, że mówiąc to prowadzę Sasuke
coraz głębiej w otchłań smutku, a on, nie mając innego wyjścia, podąża za mną
jak w amoku, opętany przez agonię.
- Głupia –
odezwał się nagle, używając cichego i zlęknionego tonu. – Jak zdołałaś
doprowadzić mnie do takiego stanu? Wypełnić miłością po same brzegi, niwelując
nienawiść? No jak? Byłaś taka mała, niepozorna i pyskata. Z początku kompletnie
mnie irytowałaś, ale potem… nawet nie mam bladego pojęcia w jakim momencie ja…
- zrobił pauzę i pociągnąwszy nosem, pozwolił kolejnym łzą potoczyć się po jego
skórze. – Ja… zacząłem martwić się o tą irytującą dziewczynkę bardziej niż o
cokolwiek innego.
- Sasuke. Jestem
dumna z tego. Naprawdę – uśmiechnęłam się ponuro. – Dlatego nie chcę teraz
zostawiać tego i tak po prostu…!
- Ćśś. –
Sasuke ujął moją szyję i bardziej dosunął swoją twarz tak, że teraz stykaliśmy
się nosami. – Sakura. Czy to nie czyni z ciebie bohatera? Bohatera, który
uratował nie tylko jedną przepełnioną nienawiścią osobę, ale i całą wioskę
przed śmiercią?
Może to nie przystało na taką chwilę, ale i tak
gapiłam się na niego z rozdziawionymi ustami. Musiałam bronić honoru
prawdziwych bohaterów!
- To
nieprawda! Ja… nie zasługuję na to miano. Przeze mnie… przez mnie znowu
straciłeś… swoją rodzinę… Przeze mnie zginęło nasze dziecko!
- To moja
wina! – jego desperacki krzyk sprawił, że strach na nowo owinął się wokół mego
żołądka. – To ja nie byłem na tyle silny, żeby was obronić! Nie byłem silny,
tylko głupi i naiwny!
Z zaciśniętymi ustami, tym razem to ja chwyciłam go
za szyję, a Sasuke raz jeszcze przytulił się do mojego obojczyka.
- Kocham cię
Sasuke. A jeśli będziesz kiedykolwiek się obwiniać, wiedz, że nie zaznam przez
to spokoju.
- Nie mów tak! Dobrze wiesz, że nigdy sobie tego nie
wybaczę… jednak, może to nie przystoi na Uchihę, ale… błagam cię. Nie zostawiaj
mnie – podniósł się i ponownie świdrował wzrokiem. – Nie zostawiaj mnie teraz,
gdy chcę naprawić wszystkie błędy, teraz gdy nauczyłaś mnie jak kochać. Tak
Sakura! – powiedział dobitniej, niemal krzycząc, gdy wytrzeszczyłam oczy. –
Kocham cię! Bóg jeden wie, kiedy do tego doszło, ale nawet gdy próbowałem
uparcie sobie wmówić, że to nieprawda i nawet, gdy byłem już bliski przekonania
samego siebie, ty znowu się zjawiałaś… z tym pięknym uśmiechem i błyszczącymi
włosami… - zakończył, owijając wokół palca jeden z moich kosmyków.
I wtedy zrobiłam najgłupszą rzecz na świecie;
wybuchłam śmiechem i płaczem równocześnie.
- To piękne
umierać z taką świadomością – wyznałam cicho. – Być kochaną przez Sasuke
Uchihe. Przynajmniej jedno z marzeń zdążyło się speł… - zdziwiona stwierdziłam,
że mój głos nagle gdzieś umknął, a powieki samoistnie schodzą w dół.
- Sakura! –
usłyszałam szloch Sasuke. – Nie umieraj, proszę! Kocham ciebie, a także nasze
dziecko!
Nie umrę Sasuke…
Mam jeszcze wiele do powiedzenia.
- H-hej… nie
martw się – z trudem przyszło mi coś z siebie wydusić. – Przecież wiesz, że
jestem gadułą. Po za tym jestem przekonana, że nasze dziecko również cię kocha.
Miałam w planach opowiedzieć mu kiedyś jak cudownym człowiekiem jest jego
tatuś… - weź się w garść, weź się w garść, lamentowałam. Znów poczułam się okropnie smutna. – Orichi
powiedział, że to chłopczyk.
Sasuke milczał. Z ledwością dostrzegłam jak całe
jego ciało dygota. Przyglądałam się mu, a gdy znów dopadła mnie ta myśl, że
prawdopodobnie widzę go po raz ostatni, nie mogłam inaczej – musiałam pozbyć
się kolejnych litrów wody z organizmu.
- Wpadła mi
do głowy taka myśl… właściwie dopiero przed chwilą, ale chce się nią z tobą
podzielić przed śmiercią.
Na ostatnie słowa Sasuke wzdrygnął się w wyraźny sposób.
Ścisnęłam mocno jego rękę, gdy pulsujący ból dał o sobie znać.
- Sakura!
Nie! Nie zostawiaj mnie, błagam! Spróbuj się uleczyć, być może Madara … może on
tylko …
- Chyba za
dużo gadam – chlipałam, przestając sztucznie się uśmiechać. Teraz ujęłam jego
policzki i ośmieliłam się utonąć w niekończącej się czerni. – Chyba nie trzeba
być nawet bohaterem, ani szanowanym autorytetem dla wielu ludzi, wystarczy
kochać i być kochanym, aby umrzeć z uśmiechem na twarzy. Kocham cię, Sasuke…
Rzeżąc, zaczerpnęłam powietrza i wiedziałam, że na
kolejny oddech nie będę miała już sił.
Na język sunęło mi się jeszcze tysiące słów.
Chciałam prosić Sasuke o opiekę nad Orichi’m, chciałam prosić go, aby się nie
obwiniał i w miarę możliwości myślał o mnie tak, abym mogła być jeszcze
szczęśliwsza. Ale wtedy jego twarz zniknęła. Typowe „Bum, bum, bum”, które
zawsze słyszałam w piersi, podczas nerwowych momentów ucichło. Płacz Sasuke był
jak echo, płacz i wołania. Moje imię.
Sakura, Sakura…
Sakura nie
zostawiaj mnie, błagam!
Ostatnim co poczułam to ramiona Sasuke, które
obejmowały mnie tak mocno, że z pewnością w normalnych warunkach zabrakłoby mi
tchu. Usiłowałam odwzajemnić uścisk, jednak w połowie drogi moje dłonie runęły
na podłogę.
Trucizna przeistoczyła się w śmierć. I teraz to ona
panoszyła się w moim organizmie, rujnując marzenia i obietnice, pozbawiając
blasku całego mojego życia.
To dziwne, bo myśl, że Sasuke naprawdę mnie kocha
wyparła wszystkie inne i przez chwilę poczułam się szczęśliwa.
Umierałam, będąc szczęśliwa.
S A S U K E
Ufam jej, a ona odchodzi.
Kocham ją, a ona umiera.
Sakura… nie żyje.
Nasze czoła stykały się. Moje łzy toczyły się po jej
twarzy, mieszały z krwią, znikały w objęciach trawy.
Już nigdy nie ujrzę zieleni jej tęczówek, nie
zachwycę się nad ich cudownym odcieniem. Nie pocałuję jej, nie przytulę, nie
powiem żadnej złośliwości, ani nawet nie poprztykam, nie wyznam, że nadzieja
jest matką głupich. Już nigdy nie ujrzę tej bruzdy wściekłości, która zawsze
pojawiała się na jej czole, gdy się wściekała. Nigdy nie usłyszę jej
dziecinnego śmiechu, nigdy też nie będę obserwował jak w skupieniu pozbywa się
moich ran, jak skacze radośnie wokół mnie i złośliwie woła moje imię, jak
wspaniale dogaduje się z Suigetsu i jak pyta się mnie czy wszystko w porządku.
Łkałem nad nią zupełnie tak jak lata temu nad moimi
rodzicami. Nie mogłem znieść prawdy. Nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że
raz jeszcze zrujnowałem całe swoje życie.
Patrzyłem na lepką zieloną maź, która została na
trawie, tuż obok dłoni Sakury.
Kocham cię,
Sasuke…
Kocha mnie, ja ją kocham. Czy nie lepiej byłoby
gdybym dołączył do niej w zaświatach?
Ale ona była pięknym, dobrym aniołem, a ja
wcieleniem szatana. Jeśli istnieje niebo i piekło, to Wszechmogący z całą
pewnością rozdzieliłby nas gruby kratami.
Sakura była urzeczywistnieniem mojego szczęścia.
To ona nadała barwy memu życiu po wszystkim co
przeżyłem z Itachi’m.
A ja znów nie byłem wystarczająco silny, aby godnie
tego bronić.
Nie wiem jak
mogłabym się odnieść do tego rozdziału. Prawdę powiedziawszy, wolałabym
pozostawić go bez komentarza. To chyba najtrudniejszy i najważniejszy rozdział
jaki kiedykolwiek pisałam. Przyznam, że nie do końca zadawala mnie efekt
końcowy, a poprawką nie było końca. Ostatecznie przedstawiłam wam właśnie to i…
mam nadzieję, że naprawdę wczuliście się w odpowiedni klimat.
Chciałabym wam
podziękować. Dopiero ten rozdział uzmysłowił mi jak długo prowadzę tego bloga i
jak wiele razy miałam ochotę zaprzestać.
Mam taki skromny prezent. Nic wielkiego, ale tym razem naprawdę
jestem wam wdzięczna. Bardziej niż kiedykolwiek.
Oto on:
Mam jeszcze
drugą prośbę (tak jestem okropna), zależy mi bardzo, aby jak najwięcej osób
wypowiedziało się o tym rozdziale. Nie musi być to jakaś wymyślna opinia. Po
prostu chcę się przekonać jak ten rozdział na was wpłynął i co powinnam
udoskonalić przy kolejnych razach.
Dziękuję po raz
setny.
Akemii
ale , że to koniec już bloga ?! nieeeeee prosze nieeeeeeee !
OdpowiedzUsuńNie, to nie koniec. Mam przyszykowane jeszcze cztery rozdziały.
UsuńJestem sfrustrowana tym, że Sakura nie żyje. Nie mniej jednak muszę powiedzieć, że opowiadanie the best.: )
OdpowiedzUsuńJeszcze nigdy nie przeryczałam całego rozdziału, ale tutaj nie można było nie płakać. Nie potrafię obrać w słowa, jakie wrażenie wywarł na mnie ten rozdział. :)
Byłoby wspaniale gdyby okazało się, że Sakura jednak przeżyje, gdyby ją odratowali.
:))
To, że Sakura nie żyję na prawdę boli. Słowa, uczucia tej dwójki spowodowały, ze łzy spływały ciurkiem po moich polikach. Rozdział napisany rewelacyjnie. Gdy przez przypadek znalazłam Twojego bloga byłam bardzo szczęśliwa. Cały dzień spędziłam na gapieniu się w monitor i przeczytałam ponad 20 rozdziałów. Wszystko co dobre szybko się kończy, ale nigdy nie zapomnę o Tobie, Twoim blogu i tej historii. Na pewno będę wracać do niego nie raz, by znów zatopić się w treści tego opowiadania. Mogę Ci tylko podziękować. Z niecierpliwością czekam na ostatnie rozdziały. . .
OdpowiedzUsuńpopłakałam się na tym rozdziale.... uważam że wyszedł ci świetnie chociaż bardzo bym chciała żeby sakura jednak żyła...
OdpowiedzUsuńJejciu, świetny rozdział, naprawdę. Byłoby fajnie, gdyby okazało się, że Sakura jednak żyje. Notka rewelacyjna, doprowadza do płaczu, muzyka dobrana doskonale. Masz talent, pielęgnuj to. :)
OdpowiedzUsuńPoryczałam się czytając ten rozdział, umiesz zagrać na psychice człowieka, notka wspaniała choć szkoda, że Sakura nie żyje, muzyka dobrana świetnie, pozdrawiam i gratuluje talentu i wytrzymałości
OdpowiedzUsuńCo moge powiedziec... ? Do konca dnia chyba bd zyła tym rodziałem. Popłakałam się a fakt, ze Sakura nie zyje, ze to juz koncówa bloga dobija mnie jeszcze bardziej. Szczerze ? Ozyj ją prowadz dalej te opowiadanie. Rozumiem,ze chcesz to skonczyc, ale.. ale jesli skonczysz to.. to bd zle : ( Wszystkie rozdziały przeczytałam, każda cudowna... Smutne... czasami jeden błąd, a mozemy stracic zycie... Wtedy kiedy się okazuje, ze wszystko co chciało się spełniło, to czasem nawet nie ma sie czasu tym nacieszyc . Wszystko co cenne staje nam sie tak daleke... powinnnismy zawsze dziekowac, ze to ze cos nam sie udało, z mamy bliskich eh.... : ( Swietne opowiadanie, ale jestem załamana : (
OdpowiedzUsuńJeżeli mam być szczera to mam przez ciebie dołka. Nie zgadzam się na taki koniec tego opowiadania, niech stanie się jakiś cud czy coś i Sakura będzie żyć. Oczekuje Happy End'u.
OdpowiedzUsuńO cholera... Popłakałam się czytając to. Jeden z najlepszych Twoich rozdziałów (tak, tak, kochana, jestem z Twoim blogiem od samego początku, tylko ukryta). Głęboki, wciągający, muzyka też świetnie dobrana. Nie wiem co mam myśleć, napisać. Dalej jestem w szoku po tym, co przeczytałam. Liczę, że będzie happy end. W Twoim wydaniu byłoby to naprawdę świetne. Planujesz dodać nowy rozdział akurat w moje imieniny, więc zrób mi ten prezent i nie zabijaj nam Sakury. <3
OdpowiedzUsuńDziękuję c bardzo nie tylko ze dobre słowa, ale i za "wierność". Cieszę się, że jesteś ze mną od samego początku ^
UsuńNie masz za co dziękować. To przyjemność być z takim blogiem od samego początku i obserwować, jak jego autorka się rozwija. Postaram się komentować od teraz wszystkie notki na Twoich blogach, jednak wiadomo, różnie wychodzi. Dużo weny życzę!
UsuńCzytając to opowiadanie czułam te wszystkie emocje... Ale teraz, po tym rozdziale nie moge zatamować łez. Serce mnie boli ze wzruszenia i ze smutku... Czuje się tak, jakbym straciła coś ważnego. Zresztą... to opowiadanie zawsze na mnie tak działa. Notka jest rewelacyjna... Najlepsza jaką czytałam na tym blogu. Wszystko jest idealnie dopracowane, gratuluje kochana. TE emocje są niewiarygodnie opisane, zresztą jak na poczatku wspomniałam czytelnik wczuwa się w emocje bohaterów. Ja juz poprostu nie mam słów aby opisac twój talent. Rozdział bardzo refleksyjny... Wystarczy jedna chwila, ułamek sekundy, jeden bląd i możemy strcić życie. Możemy stracić wszystko co dla nas ważne... NIe chce sobie wyobrażac nawet teraz bólu który czuje sasuke... Tej agonii. Udało mu się pokochac, więc dlaczego musiał stracić... Nie. To się nie może tak skończyć. Sakura musi przeżyć. Oni musza być razem... Chyba nam tego nie zrobisz... Prosze... Muszą byc razem... NIe wazne gdzie. Czy na ziemi czy w niebie. Jednak wolałabym żeby Sasuke ja uratował. On jest Uchihą i nigdy się nie poddaje! NIEch to okarze. Musi zawalczyć o osoby które kocha. Sakura musi przeżyć i urodzić dziecko. Ta historia... niewyobrażam sbżeby skończyła się inaczej.
OdpowiedzUsuńUfff, ale się rozpisałam. Przepraszam nawet nie wiem czy moja wypowiedx ma jakikolwiek ład i skład. JEżeli nie to przepraszam, ale to są takie silne emocje... No nic. Chcialabym cię jeszcze bardzo serdecznie przeprosić ponieważ niekomentowałam, ale byłam na bierząco. NIe miałam czasu. Zaczela sie szkoła i automatycznie straciłam 3/4 wolnego czasu :< Jednak teraz postaram sie to nadrobić. Pozdrawiam, i życze duużo weny, Sonia.
Brak mi słów żeby opisać to co teraz czyje ...może lekki niedosyt bo nie wie jak się to wszystko skończy ...? Może lekki szok , że uśmiercasz Sakure... . Jestem trochę roztrzęsiona tym co przeczytałam ... zawsze wyobrażałam sobie że Sakura mimo wszystko przeżyje i będzie razem z Sasuke . Rozdział wyszedł ci wspaniale . Ukazałaś nam wszystkie emocje , których można by było spodziewać się w takiej sytuacji . Także gratuluje takiego talentu i życzę ci abyś go rozwijała coraz bardziej!!!!!PS Mam nadzieje iż kiedyś kupię twoją książkę w księgarni ;)) . Pozdrawiam i życzę ci dużo weny!!!!!
OdpowiedzUsuńN@kao-chan
Dziękuję... Nie pamiętam już kiedy miałam łzy w oczach, nic mnie nigdy nie wzrusza... a tu proszę... parę słów genialnie dobranych, muzyka która mocno chwyta za serce, tekst i muzyka tworzą wręcz idealną całość. Nie mogę uwierzyć w to co właśnie przeczytałam, jakoś nie dociera do mnie Jej śmierć, dlaczego? Nie dopuszczam do siebie myśli, że za jakiś czas ten blog się skończy, ale chyba taka musi być kolej rzeczy. Uważam, że to najlepszy rozdziała jaki czytałam w ogóle, te piękne emocje które aż biją z tego tekstu, które wpływają niewiarygodnie na psychikę czytającego. We mnie nadal pali się iskierka nadziei, że szczęście pojawi się jeszcze w życiu bohaterów, mam nadzieję, że On nie zapomni tego czego go nauczyła, nie zapomni o miłości i że nie wpadnie w bezlitosne koło nienawiści.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że któregoś dnia trafiłam na Twój blog;)
Dziękuję;*
Sniff... Wy się wzruszacie przy rozdziale, ale ja przy waszych komentarzach. To ja dziękuję tobie i wszystkim innym za wsparcie i cierpliwość.
UsuńTo jeszcze nie koniec bloga, więc wszystko może się zdarzyć.
Pozdrawiam.
Ale... Jak to?
OdpowiedzUsuńTrudno mi się wypowiedzieć o tym rozdziale, bo... Bo fakt, że nie jestem fanką hapy-endów, działa tylko wtedy, gdy blog ma może z 20 rozdziałów, ale gdy zdążę się przywiązać do bohaterów, to... To czuję jakby umierała cząstka mnie... Trudny temat...
Mam taką głupią nadzieję (nadzieja matką głupich), że jeszcze coś wymyślisz, jakieś wspaniałe zmartwychwstanie, cokolwiek, ale... Ale trudno w to wierzyć.
Kompletny mętlik w głowie.
Ja również dziękuję... Dziękuję za wspaniałe chwile przed komputerem... Dziękuję za chwile wzruszenia... Nie płaczu - chyba moją największą wadą jest to, iż nie potrafię płakać... Naprawdę, nie zdarza mi się to. I może przez tą niemoc nie potrafię poczuć pełnej mocy tego rozdziału.
Zauważyłam w odpowiedzi, iż napisałaś o dodatkowych czterech rozdziałach... Cieszę się z tego powodu.
I jeszcze raz;
Dziękuję.
Dziękuję mimo tego, iż koniec tego rozdziału wpędził mnie w otumanienie, stan żałobny...
Mimo wszystko dziękuję
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńAch, i tak na marginesie. 18 listopad to data dla mnie znacząca tyle, iż trochę wiosen już przeżyłam.
UsuńNie dużo, ale trochę...
A zauważyłam, że wtedy ma się pojawić następny rozdział... Więc, mam takie jedno życzenie - nie kończ tego opowiadania w szarych barwach...
Takie jedno małe życzenie...
:)
Ach, na pewno wezmę pod uwagę, że 18 listopada to dla ciebie ważny dzień :). Również dziękuje za komentarze i słowa wsparcia.
Usuńcholerna dziewczyno!.. ja płaczę.. ja! wielka oaza spokoju, opanowania i skrytych emocji ryczę, jak dziecko.. prosisz nas o to, by wypowiedzieć się na temat tego rozdziału, ale ja nie potrafię! pamiętam, że kiedyś już tutaj płakałam, ale kur** nie aż tak żarliwie..
OdpowiedzUsuńi to niby już koniec?.. błagam cię.. nie zostawiaj tego tak.. kur** no.. nie zostawiaj nas z takimi emocjami, płaczem, żalem, bólem.. niespełnioną miłością Sasuke.. nie wolno ci!!
a jeśli jednak.. to chociaż przytul mówiąc, że nie ma co płakać..
pozdrawiam i całuję ;*
Błagam Cię powiedz, że ich wcale nie zabilas... Uwielbiam każdy twój rozdział, więc moje wypowiedzi byłyby nudne.. Ale błagam niech ona żyje! Bo ten rozdział wyglądał jak epilog.. Hay
OdpowiedzUsuńNapisz coś co nas zadziwi , uratuj Sakurę , niech ich życie nadal się toczy ,ale z kłopotami , niech Sasuke myśli że nie żyje ,a przy kolejnych misjach odnajdzie ją i będą znowu razem żyć . Niech ich życie potoczy się szczęśliwie , dla nich i dla naszej ciekawości. Niech spotykają ich próby , rozterki , tragedie , smutki , ale nie uśmiercaj żadnego z nich....
OdpowiedzUsuńCzytam skrycie od kilku miesięcy. Pamiętam, że jak trafiłam na Twojego bloga przeczytałam go w całą noc, nie śpiąc nawet przez godzinkę. I pierwszy raz komentuję, muszę. Proszę powiedz, że jej nie zabijesz. Coś się stanie i ona będzie żyła. Błagam...Nie możesz tak tego zakończyć...Płaczę. Rozdział jest wspaniały. Muzyka dopełniła...arrr...nie mogę zebrać słów do kupy. To przez to w jakim stanie jestem. Pięknie opisałaś ich uczucia, słowa wypowiadane do siebie. Nie mogę pisać na klawiaturze tak mi się ręce trzęsą. Obiecaj jedno - Madara zginie. Ten podły szczur ma wąchać kwiatki od spodu. Boże! Jak ja pragnę Happy End'u.
OdpowiedzUsuńKurde no.......nie pomyślałabym...nie pomyślałabym,że się rozryczę....nie aż tak bardzo.....Słowa,którymi opisałaś uczucia tej dwójki są po prostu wspaniałe....naprawdę można zrozumieć jakim torem płyną ich myśli....spodobało mi się bardzo,gdy Sasuke wyznał Sakurze miłość,gdy - mimo całej swojej dumy - płakał błagając, by go nie opuszczała...Cóż mogę więcej dodać?Masz ogromny talent więc nie zmarnuj go dziewczyno.I na sam koniec poproszę Cię,tak jak pewnie większość Twoich czytelników,abyś nie zabierała Sasuke Sakury....Pokaż,że prawdziwa miłość potrafi przetrwać wszystko i nigdy, ale to nigdy się nie poddaje...
OdpowiedzUsuńO KURWA !! Pierwszy raz sie tak poplakalam, chociaż nie lubię takich wzruszających scenek.
OdpowiedzUsuńProsilaś o konkretny komentarz, czy sie podoba czy nie. A więc - podoba sie : d Chociaż jak dla mnie za mdło - wiesz, wole bardziej krwawe akcje : p Oczywiście jak każdy tutaj oczekuje happyendu, dzieciaczek, szczęśliwa starość te sprawy ^^ Wiesz, zastanawiam sie jaka smierć byłaby najlepsza dla madary - powolna i cholernie bolesna czy szybka i efektowna ? Zdecydowanie bolesna, cholernie bolesna muhahaha! Ten sukinsyn, niech zginie w czeluściach otchłani, niech mu Sasuke przedziurawi wszystko co możliwe ( tak ' to ' też xpp ) Aww jak ja nienawidzę jak tacy idioci mają samowolkę -.-
ZABIĆ MADARE, ZABIĆ GNOJA !!
Pozdrawiam
minachan
Ps. Z góry przepraszam za niektóre wyrazy, ale to z emocji - taki charakter, za szybko sie denerwuje : >
Śledzę Twojego bolga od dawna, i zawsze czytam nowe posty, ale nie pisze komentarzy bo nie mam tego w nawyku, ale ten dzisiejszy rozdział ROZWALIŁ MNIE! ZMIAŻDŻYŁ!!! ZNISZYŁ!!! Nigdy się tak nie spłakałam przy czytaniu jakiegokolwiek opowiadania jak przy Twoim!!! I do tego ta muzyka, no po prostu MAJSTERSZTYK!! Osobiście nie wyobrażam sobie nieszczęśliwego zakończenia, nie pasuje mi to do tego opowiadania! więc może pomyśl o wskrzeszeniu Sakury:D Sądze że wiele czytelniczek zawiodłoby się jeżeli zakończenie będzie smutne, jeżeli Sakura i Sasuke nie będą razem, no ale czekamy co przyniosą kolejne notki, może Sakura zmartwychwstanie (trzymam za to kciuki) :D:P
OdpowiedzUsuńTen rozdział był dla mnie największym ciosem od kiedy zaczęłam czytać ten blog. Chyba nigdy w życiu nie przeczytałam takiego pięknego i smutnego zakończenia, a przy końcówce tego rozdziału miałam szklanki w oczach i ogarnęły mnie wszelkie możliwe emocje (co bardzo rzadko mi się zdarza czytając lub oglądając cokolwiek). Stworzyłaś piękny klimat dołączając muzykę, choć nawet bez niej wszystko byłoby "perfect". Pozostaje mi tylko żywić nadzieję na cud ażeby nasza Sakura i jej dzidziuś przeżyli to całe zdarzenie. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :*
OdpowiedzUsuńPłakałam! Płakałam jak małe dziecko!!! Przecudowny rozdział z wspaniale dobraną muzyką! Śledzę Twojego bloga już od dłuższego czasu i jestem pod tak ogromnym wrażeniem, że aż trudno mi to opisać! Jesteś po prostu wspaniała, a Twój talent do pisania - nie mogę tego ująć w odpowiednie słowa!!! Do teraz nie mogę się pozbierać po tym rozdziale... Mam nadzieję, że Sakura jednak żyje, błagam, nie zabieraj nam jej! Jeśli ona naprawdę umrze będę miała wyjętych kilkanaście nocy z rzędu, jak nie więcej!!! Czekam na kolejną notkę i pozdrawiam serdecznie :) ;**
OdpowiedzUsuńNa Boga aż się poryczałam !!! To nie może się tak skończyć, no po prostu nie może, rozdział chwyta za serca a w dodatku ta muzyka ahhh no nie daje spokoju, więc błagam nie kończ tak tego, mimo że ten rozdział jest bardziej niż wspaniały, to nie wyklucza tego że jest jak trzecia wojna światowa która ma na celu zdobycie jak największej ilości opakowań chusteczek... Cuda !!! Nie zapomnij że cuda mogą się dziać i w twoim opowiadaniu ^^
OdpowiedzUsuńPłaczę.
OdpowiedzUsuńNie. To się nie może tak skończyć. Jak Boga kocham! Jestem z tym blogiem związana uczuciowo do cholery!
Sakura ma żyć! Sasuke ma się pozbierać! Madara ma zdechnąć w piekle! A dziecko Sasuke i Sakury ma się urodzić!
Akemii, proszę.. nie kończ tego opowiadania w taki sposób.
To tyle ode mnie.
Pozdrawiam, Mikayo.
Siedzę właśni na swoim ukochanum fotelu i ze łzami w ozach czytam dzisiejszą notkę. Rozdział po prostu piękny, tak piękny że nawet słowa tego nie opisują :*
OdpowiedzUsuńTo, było.. straszne. Nic więcej nie powiem..
OdpowiedzUsuńjezu... poplakalam sie.. ryczalam jak glupia i z trudem, przez lzy czytalam ten rozdzial.. teraz siedze, placze, slimtam i ciagne nosem i nie wiem jak mam opisac to co czuje po przeczytaniu tego epizodu.. moze okaze sie ze to byla jakas inna trucizna ktora tylko wprowadza chwilowo w stan podobny do smierci? przeciez nie moze byc takie okrutne zakonczenie! jestes genialna, pozdrawiam i czekam z niecierpliwoscia na kolejny rozdzial
OdpowiedzUsuńEh rozdział jest wspaniały. Szkoda, że już sie kończy,ale mam nadzieję,że wszystko będzie dobrze, bo już następnym razem nie powstrzymam się od płaczu. Powodzenia w pisaniu ;):*
OdpowiedzUsuńJeny , non stop siedziałam i płakałam .. teraz chyba długo nie zasnę ;p kocham to opowiadanie ;) rozdział cudny ..
OdpowiedzUsuńBrak mi słów, żeby opisać jak bardzo się wzruszyłam czytając ten rozdział. Jestem z tobą praktycznie od początku ale dopiero teraz komentuję. Zawsze podziwiałam twój styl pisania, ale ten rozdział przebił wszystko. Jeszcze kilka minut po przeczytaniu nie mogłam przestać ryczeć. Gratuluję Ci niesamowitego talentu i mam cichą nadzieję, ze to się jednak jakoś dobrze skończy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny.
Cudowny, a zarazem tak smutny rozdział. Nie wiem w którym momencie łzy popłynęły mi z oczu. Naprawdę uważam, że nie powinnaś niczego poprawiać, bo wszystko jest w należytym porządku. Mam tylko nadzieję, że Sakura za sprawą Bożego cudu odżyje, a historia zakończy się wielkim Happy End'em. Proszę, nie zawiedź mnie! :(
OdpowiedzUsuńCholera, ryczałam jak dziecko przez cały rozdział. Nienawidzę tego u siebie... Zawsze gdy widzę, słyszę czy czytam o czymś smutnym automatycznie łzy napływają mi do oczu. Ale wnioskując po wypowiedziach innych, nie tylko ja płakałam. Jest to pocieszająca wiadomość.
OdpowiedzUsuńZnalazłaś naprawdę świetny pomysł na zachęcenie tych bardziej leniwych czytelników do komentowania. Wystarczyło uśmiercić (mam nadzieję, iż tylko chwilowo:P) główną bohaterkę a okazało się, że jest ich więcej niż się wydaje... Proste i skuteczne.
Nie mogę się im jednak dziwić, w końcu też jestem fanką happy end'ów. No bo czemu by nie? Według mnie normalnie życie nigdy nie będzie nawet w połowie tak barwne, jak w opowiadaniach, książkach czy anime. Dlatego ubóstwiam jeśli do tego szczęśliwie się kończy.
Mam pewną teorię... Ale nie chce jej zdradzać z dwóch powodów;
1) Jeśli jest mylna, nikt nie będzie świadkiem mojej kompromitacji...
2) Gdyby jakimś przypadkiem okazała się ona trafna (a na to są naprawdę nikłe szanse) nie chce jej tak jawnie prezentować. W końcu sama chcesz nas trzymać w niepewności :D
Nie zauważyłam żadnych błędów a nawet jeśli, to zapomniałam - wiecie, te emocje i w ogóle...
Muzyka dobrana wspaniale. Opłaciło się poświęcenie czasu :)
Dodam jeszcze, że szablon jest po prostu piękny. Brakuje mi tu tylko obrazka na końcu, na którym jest cała trójka, razem...
Pozdrowienie dla Ciebie i Twojej koleżanki :)
P.S. Prezent wspaniały - znów Ci zazdroszczę. Chyba sobie kupię podręcznik do nauki rysowania mangi.. ;>
W trzy dni przeczytałam całą historię. Początkowo tylko przez samą ciekawość, bo jak sama przyznałaś z perspektywy czasu, te pierwsze rozdziały były porażką. Mnóstwo błędów. Niektórych się pozbyłaś innych nie. Naprawdę drażnił mnie związek frazeologiczny "zostawić na lodzie", bo czasem występował kilkakrotnie w jednym rozdziale. W dodatku zazwyczaj występował w miejscu, w którym brzmiał komicznie, jakby był użyty bez sensu. Ale blog(i) powstawał(y) przez dwa lata (i nadal to trwa), a Twój sposób pisania zmienia się z każdą notą. To chyba najlepszy rozdział napisany przez Ciebie, a to tylko daje mi nadzieję, że następny może być jeszcze lepszy. Może nowy serwis działa również na Twoją korzyść. Możesz być z siebie dumna, dumna za swoje postępy. Twoi czytelnicy, którzy są od samego początku mogli tego nie zauważyć, bo dojrzewali razem z Tobą, ale wierz mi że czytając po kolei jeden rozdział po drugim w tak krótkim czasie widać wszystko. Widać emocje jakie towarzyszyły Tobie. Widać przemiany bohaterów.
OdpowiedzUsuńMam ochotę opowiedzieć o mojej wizji na koniec tej historii, ale boję się, że wtedy by mnie zaskoczysz nie dokonasz tego. Ale trudno, to tylko blog. Karin i jej jutsu, prawda? Nie bez przyczyny pojawiła się o nim wzmianka.
Pozdrawiam Cię serdecznie
Chętnie pokorespondowałabym z Tobą, aby przekonać się, czy aby nie wrócić do blogowania.
Nikumu-san
Uff.. dobrze, skoro już ochłonęłam, mogę zdobyć się na coś więcej, niż tylko kilka słów. Nie odbierz mojego poprzedniego komentarza źle.. Po prostu ten tekst mocno na mnie wpłynął. Może nie rozpłakałam się jak to widzę inne dziewczyny - wyżej, za dużo lat na karku widocznie, jednak łzy stanęły mi w oczach. Szczerze powiem, że to było naprawdę piękne zakończenie. Wprost idealne jak dla tej historii. Wiem, że większość ludzi woli 'happy endy', to podnosi na duchu i w ogóle jest wspaniałe.. jednak ten rozdział.. Po prostu brakuje mi trafnych słów, aby to prawidłowo określić. Był niesamowity. Straszny, tak, też. Ale jest pięknym uwieńczeniem wszystkiego. Pokazuje wszystkie niespełnione marzenia i realia świata, jest takie, prawdziwe? Jedyną rzeczą, która mi się nie zgadza i poniekąd psuje całe wrażenie, jest zachowywanie się Madary. Miał milion okazji, aby zabić Sasuke, a jeszcze więcej, aby zabić Sakurę. Jednak nie będę się jakoś strasznie czepiać, w końcu i tak rozdział zrobił na mnie naprawdę ogromne wrażenie..
OdpowiedzUsuńO matko..- to jedyne słowo jakie ciśnie mi się teraz na ustach. Pięknie napisany rozdział. Naprawdę. Wzruszający. Łzy cisnęły mi się do oczu. Że Sakura zostanie zabita.. Przeczuwałam już od dłuższego czasu, kiedy to Madara uświadomił parze jakie ma wobec nich plany. Może to po prostu dlatego, iż to te smutne zakończenia wzbudzają najwięcej emocji i ukazują ten cel, jaki ma postawiony przed sobą autorka. Ukazuje, że tuż przed śmiercią najbliżej sercu osobie najbardziej natarczywie dajemy odczuć jej swoje uczucia względem jej. Daje to kwintesencję wszystkiego co chcieliśmy jej przekazać, lecz nie było trafnej okazji lub zwyczajnie duma karygodnie nam tego zabraniała. Ale miłość nie zważa na charakter, dumę czy chociażby pogląd na świat. I choć mówi się, że to miłość jest karą, to jednak śmierć, która to ostatecznie rozdziela ukochanych jest repremendą za wszystkie nasze przewinienia względem innych i siebie. To jak bolesna jest prawda, a jak piękna miłość. To jak te najgłębiej skryte marzenia potrafią ukazać się w całej okazałości otaczającemu nas światu. W jednym rozdziale, tylko jednym.. Umieściłaś wszystko to co kłębiło się w sercach i umysłach bohaterów. Po prostu. i za to cię podziwiam. I nie można byłoby Ci zarzucić iż notka jest długa i to dlatego tak wiele emocji w niej zmieściłaś. Bo Ty stworzyłaś bukiet, który potrafił swoim samym "byciem" napełnić radością. To co w całych legendach, historiach, rozmaitych opowieściach i nawet takich zwykłych blogach było już dawno narzuconym tematem.. Dosyć trudno ubrać mi to w zrozumiałe słowa, ale jednak dokonałaś tego.. W jednym rozdziale, zaledwie kilkunastu zdaniach, a jednak niektóre z nich tak bardzo decydujące o dalszym stanie psychicznym zarówno jak i fizycznym czytelnika umieściłaś tak wiele. I za to ci dziękuję. Za to, że tak długo miałaś wystarczającą dawkę weny twórczej, by doprowadzić blog do tak daleka. Zapewne w wieku czytających przez jeszcze długi czas te wszystkie odczucia będą towarzyszyć przez naprawdę sługi okres czasu. Po prostu dziękuję.
OdpowiedzUsuńPłakałam przy śmierci Sakury! Świetnie ci wyszedł rozdział i aż mi przykro że do końca zostały tylko 4 rozdziały. Trzymaj się i nie pozwól by zły nastrój wpłynął na dalsze noty. Liczymy na Ciebie:)
OdpowiedzUsuńJezu... Nigdy tak żarliwie nie płakałam czytając czyjś rozdział.Tylko Ty to potrafisz. Boże... to było magiczne. Każde słowo wypowiedziane przez Sakurę... Sasuke... sprawiało, że serce rozpadało się na miliardy małych kawałeczków. Do teraz nie mogę zatrzymać sączących się łez.
OdpowiedzUsuńOn kocha, to jak piękny sen, aczkolwiek ona umarła... Tyle uczuć kłębi się w moim sercu, ale teraz nie potrafię ubrać ich w słowa... Po prostu nie potrafię...
Pozdrawiam gorąco! :3
Prosze kochana, nie uśmiercaj jej, prosze! rozdział cudowny, ale prosze Cie!:(
OdpowiedzUsuńJesteś nisamowita, juz od bardzo bardzo dawna tak się nie wzruszyłam. Nawet się popłakałam, a to się żadko zdaża
UsuńJesteś okropna T^T Jak mogłaś to zrobić? Q.Q Ryczałam jak małe dziecko czytając ten rozdział... i jeszcze przy ten muzyce... to było piękne. To jest jeden z najpiękniejszych rozdziałów, jakie czytałam...
OdpowiedzUsuńRozdział przyniósł wiele mieszanych uczuć. Choć więcej negatywnych niż pozytywnych. Każdej następnej części Twojego opowiadania wyczekuje niezmiernie. Jak tylko zobaczyłam, że już jest szybko weszłam na bloga i zaczęłam czytać. Rozpoczęły się również problemy. Codziennie czytałam po 2, 3 akapity. Nie mogłam się skupić na tym rozdziale. Męczył mnie. Ja wiem, że jest to rozdział, który dużo wnosi, ale mnie nie powalił. Dłużył się niemiłosiernie. To co mnie najbardziej razi to wywód Sasuke. Zawsze uważałam go za męskiego osobnika, a to co mówił ulokowało go w rubryce ciapa. Ja rozumiem że chciał jej dużo przekazać ale trzeba to było zamknąć w kilku słowach a nie w poemacie. Sasuke passę! Następnie śmierć Sakury. Umarła, trochę mnie to zbiło z pantałyku, bo przewidywałam inne zakończenie. Mimo wszystko jej śmierć nie wywoła u mnie nie wiadomo jakich uczuć. Umarła koniec, choć wierzę, że wszystko może się zdarzyć. Także śmierć Sakury wydaje mi się być dość banalna. Ogólnie jej postać od momentu wybuchu wojny zaczyna mnie poważnie denerwować. Rozmowa z Madarą to momenty najgorsze do przebrnięcia. Rozdział mnie nie powalił na kolana. Czekam na następny. Pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuńMogę krótko skomentować? Właśnie płaczę i nie za bardzo wiem co zrobić z moimi myślami.
OdpowiedzUsuńNikyu
To było piękne szczerze jestem zawiedziona ale nie jakością notki a jej zakończeniem. Wiele osób może ci pozazdrościć talentu. Wszystkie notki są pisane z taką pasją którą można wyczuć. W każde słowo było nasączone uczuciem. Szkoda że za niedługo kończysz pisanie tego bloga lecz przez te ostatnie notki daj Sasuke trochę tego szczęścia. Daj jeszcze pożyć Sakurze. Daj jej poczuć tę długo wyczekiwaną miłość ze strony Sasuke. Kiedy właśnie on poczuł trochę szczęścia ty mu je zabierasz. Nie zrozum mnie zle ale to nie jest do końca fair. Może powiesz że życie nie jest fair ale on nigdy nie miał łatwej drogi. Miej Serce i daj mu choć trochę tego ciepła którym może go obdarzyć Sakura. Uwierz mi że czytałam wiele blogów lecz w twoim jest coś szczególnego. Może to to że jesteś tej parze tak wierna. Ja bym chyba nie dała rady tak długo coś ciągnąć bo jestem zmienna. Powiem ci że czytając to opowiadanie wylałam tony łez. W ogóle wzruszam się nawet przy błahych powodach lecz nie na tyle jak przed chwilą. Jeszcze raz z serca cię proszę byś nie uśmiercała Sakury. Niech Sasuke jakoś ją uratuje. Niech po tym Sasuke ją przytuli pocałuje i powie że kocha ją z całego serca. Proszę nie zabieraj mu tego płomyczka szczęścia jestem pewna że postąpisz słusznie
OdpowiedzUsuńNo wiesz co... Może zacznę od tego, że mnie zatkało? Tak, to bardzo dobre określenie... Zastanawiam tylko, jak najprościej określić to, co mnie ogarnęło, gdy czytałam Twój rozdział ;) Przede wszystkim zazdrość, ale nie nie, to nic złego. Po prostu przepięknie piszesz, czytałam wiele książek, a mimo to żadna nie była przelana tyloma uczuciami. Według mnie to właśnie emocje bohaterów są najważniejsze. Budują tzw. "klimat" opowiadania. Twój blog jak i historia jest niesamowita. Jestem z Tobą od samego początku, lecz nie zawsze komentuję ;CC . Mimo to widzę jak bardzo zmienił się Twój styl pisania. Oczywiście,na lepsze. Nie rozumiem tylko, dlaczego nie dostrzegasz swojego talentu. :) Wracając może do rozdziału... Mimo wszystko jego długość była naprawdę bardzo satysfakcjonująca, wyczerpała wszystkie moje "potrzeby" xD... Muzyka poprawia czytanie, wielkie podziękowania dla twojej koleżanki ;3 . Tzw. śmierć Sakury no cóż, po mimo śmierci, piękna. Idealna opisana, każdy najmniejszy szczegół dokładnie dopracowany. To ich spotkanie przed ostatnimi chwilami życia Sakury, no po prostu, brak słów...Wzruszyłam się, powiem Ci nie tylko tym rozdziałem, ale także tym, że niedługo będzie koniec tego wspaniałego bloga. Słodzę Ci i słodzę, ale tak trzeba. Nie ma Tobie co zarzucić. Powiem Ci szczerze, że podziwiam. Musisz naprawdę lubić pisanie, gdyż poświęcasz tyle czasu i tworzysz nie jakieś tam byle jakie bzdury :) Ja osobiście jestem w drugiej klasie gimnazjum i po mimo wielu chęci nie potrafię znaleźć wystarczająco czasu na opowiadanie. No to może przejdę do dalszej części. Chcę ci strasznie gorąco podziękować za Twój bloga jeden i drugi, a za ten w szczególności. Pozwoliłaś na nowo odkryć miłość Sakury i Sasuke, której jest pełno na tym " świecie blogów" ...Ale to właśnie Twoja historia się wyróżnia... Jest taka prawdziwa jednym słowem mówiąc. Szczerze niektóre rozdziały niejednokrotnie poprawiały mi humor, gdy sama miałam doła. :D ... Często dzięki Twojemu blogowi dostawałam weny, inspiracji. Śmieszne, czy też nie, ale kiedyś chciałabym osiągnąć poziom w pisaniu, ten co ty. ale to niemożliwe. niemniej jednak będę się starać, by tak jak ty tworzyć nowe, lepsze opowiadania. Ale przecież nie miałam pisać o sobie. Z góry przepraszam za chaotyczną wypowiedź. ;p Rozdział cud, miód, orzeszki... Po raz kolejny widziałam scenę walki jak i "śmierci" Sakury przed oczami. Mimo wszystko nie chce mi się wierzyć, że tak po prostu uśmiercisz główną bohaterkę...Szczególnie, że oboje sporo musieli wycierpieć, by odnaleźć to przysłowiowe szczęście w miłości. Jednak to Twoja historia. Jak ją zakończysz, nie będę miała pretensji, tylko będę się mocno cieszyła. Dziękuję Ci za tak wiele wspaniałych godzin, które mogłam wypełnić Twoim opowiadaniem :** . Dziękuję Ci za opisanie niesamowicie prawdziwego uczucia-miłości. Dziękuję Ci za przedstawienie historii, którą uwielbiam, a przede wszystkim chciałabym ją na nowo odkryć. Dziękuję Ci za niekiedy śmieszne monologi postaci. Dziękuję Ci za przedstawienie wspaniałej odwagi, zmieniających się uczuć bohaterów. Dziękuję Ci za świat, do którego mogłam odpłynąć. Dziękuję Ci za odskocznie od szarej rzeczywistości. Dziękuję Ci przede wszystkim za wprowadzenie do mojego życia szczęścia, chodzi mi tu o to, że kiedykolwiek byłam smutna, taka zwykła drobnostka, parę słów ułożonych w zdania, zdania w rozdział, a poprawiało to humor bardziej, niż tabliczka czekolada :) <33 Dziękuję Ci za wszystko. A teraz pragnę życzyć Ci weny, jeszcze większej ilości pomysłów. Powodzenia w dalszym pisaniu. W moim skrytym serduszku, po mimo zakończenia i tak zostanie obraz szczęśliwej Sakury w ramionach Sasuke. Wiesz jak zapamiętam twoje opowiadanie? Jako prawdziwą historię miłości Sakury i Sasuke. :) Za wszystkie błędy przepraszam, przepraszam również za nijaką opinię. Pozostaję z wyrazami szacunku. Tanako. Pozdrawiam. :*
OdpowiedzUsuńCiężko mi pisać. Jestem osobą, która nie uzwenętrznia swoich uczuć. Ciężko przychodzi mi okazywanie emocji, więc żadko płaczę. Teraz płakałam. Czułam już os pewnego momentu, że ona umrze. Brak mi słów. Chcę poznać dalszą fabułę i poxnać ten sekret szczęścia.
OdpowiedzUsuńJotka
Rozpłakałam się. Nie umiem tego skomentować, przerosło mnie to. Nie jestem osobą, która łatwo się uzewnętrznia i płacze przy łzawych historyjkach. Ale tutaj, brak słów. Przepraszam za chwilową niemoc.
OdpowiedzUsuńSmutecek. Sakura nie żyje... Prawie się poryczałam. Tyle smutku w jednym rozdziale...
OdpowiedzUsuń