środa, 31 października 2012

Rozdział 1



Deszcz. Dlaczego zawsze pada właśnie wtedy kiedy mam ochotę po prostu wbić sobie nóż prosto w serce? Czy to nie dziwne? W zaistniałą sytuację wpasowywał się klimat mojego pokoju. Czarne ściany, pokryte białymi, kwiecistymi wzorkami. Były okropne, kompletnie mi się nie podobały. Jednak to nie ja wybierałam wzór, ani resztę umeblowania mojego pokoju. Od pewnego czasu, praktycznie nic nie jest zależne ode mnie.
Tak czy inaczej, dzisiaj nie miałam wyjścia, musiałam iść w końcu do Naruto. Pewnie i tak jest już wściekły za olewanie wezwań. Szczerze, miałam to gdzieś, ale jednocześnie chciałam, aby jego ludzie przestali mnie już nachodzić. To było dość męczące. Dziewiąta rano i denerwujący dzwonek do drzwi. W dodatku tak głośny. Nawet najtwardszego wyrwałby ze snu. W ciągu tego tygodnia nachodzili mnie trzy razy dziennie, lecz ja nie miałam ochoty odwiedzać Naruto. Stwierdziłam, że to nic ważnego skoro jak na razie nie pofatygował się do mnie osobiście. Chciałam nacieszyć się wolnym tygodniem. Jednak postanowiłam, że dzisiaj udam się tam już nieodwołalnie. Wolałam to mieć za sobą.
Kiedy pogoda nieco się poprawiła, a krople deszczu nie uderzały już tak intensywnie o szybę, postanowiłam wyjść. Wściekałam się na matkę naturę, że akurat dzisiejszego dnia wybrała sobie takie warunki atmosferyczne, ale nic nie zdołałam na to poradzić. Zeszłam leniwym krokiem na dół, do obszernego przedpokoju. Był to jeden z niewielu pokoi w mieszkaniu, który mi się podobał. Piękne bordowe ściany, a na nich stare obrazy i wiekowy zegar. Oprócz tego, pięknie współgrająca duża szafa na obuwie. To właśnie tam zmierzałam. Przesunęłam delikatnie pamiątkowy dzban i otworzyłam półkę.
Ubierałam właśnie moje wysokie skurzane buty, gdy w oczy poraził mnie wiszący na ścianie kalendarz, a na nim zaznaczona data. Piętnastego września.
- Kurwa - przeklęłam cicho. Do umysłu powoli dochodził ten fakt. Na mojej twarzy natychmiast wyrysowało się rozczarowanie. Kolejna rzecz do listy sytuacji, które psują mi dzisiaj humor. Właśnie dzisiejszego dnia kończyła się moja wolność. Zacisnęłam pięść. I to bynajmniej nie ze złości, lecz ze strachu. Niemożliwe, że ten tydzień minął tak szybko. To już dzisiaj. Dzisiaj wieczorem. Wraca Eizo...
~*~
Całą drogę do gabinetu przyjaciela, rzucałam przechodnią mordercze spojrzenia, informując ich tym samym o moich złym nastroju. Większość Konohy doskonale mnie znała. Wiedziała co to znaczy, kiedy jestem wściekła. I o dziwo cieszyłam się z tego faktu. Przynajmniej nikt nie będzie się do mnie zbliżał, ani zaczepiał.
Pracując jako opiekunka dla dzieci, wiele razy spotykałam się ze skargami i pretensjami na mój wybuchowy charakter, zawsze wtedy denerwowałam się jeszcze bardziej słysząc od ludzi te obawy, że mogłabym skrzywdzić ich pociechy. Uwielbiam dzieci. Dlatego też nigdy nie odważyłabym się żadnego uderzyć, nawet nie mam serca, żeby na nich nakrzyczeć. Moi klienci głównie sugerują się plotkami, dlatego też wieczne mają o coś pretensje. Jednak na szczęście mam po swojej stronie dzieci, które zawsze mnie obronią. Mam dwie prace. Jestem lekarzem w tutejszym szpitalu. Jednym z najlepszych. Na misjach zatrudniana jestem najczęściej jako Medyczny Ninja, aby leczyć rannych. Lubię obie moje zawody, przynajmniej rzadko przebywam w domu.
Spojrzałam w niebo. Kiedy wróci Eizo, wszystko się zmieni. Nie będę już mogła spędzać z maluchami wolnych popołudniów na placu zabaw. Nie będę też mogła odwiedzać Hinaty. Nie będę nic mogła...
- Wejść! - kiedy zza drzwi usłyszałam radosny ton głosu przyjaciela, mimowolnie uśmiechnęłam się. Może uda mi się zatrzymać u niego do powrotu Eizo? Chociaż kiedy wróci i nie zastanie mnie w domu, będzie jeszcze gorzej. Westchnęłam i otworzyłam drzwi do gabinetu Naruto.
Gdy mnie zobaczył, twarz automatycznie mu zrzedła.
- Sakura-chan! - warknął. - Nareszcie jesteś!
- Przepraszam, ale nie miałam czasu.
- Nie miałaś czasu!? O ile wiem w tym tygodniu pracowałaś tylko trzy dni. Kolejne miałaś wolne.
- Ale miałam pracę w szpitalu - broniłam się.
- Przecież dałem ci wolne na ten tydzień, kazałem ci być w przychodni przynajmniej raz w tym tygodniu.
- Tak wiem. - bąknęłam siadając na krzesło tuż naprzeciw biurka. - Chciałam po prostu odpocząć.
- Po czym do cholery?
Oprócz tego, iż moje życie jest okrutne i niesprawiedliwe, to właśnie Naruto ułożyło się ono jak po maśle. Od trzech lat jest Hokage Konoha-gakure. To jego wymarzone stanowisko od urodzenia. Uzumaki pokazał, że nawet największy głupek o wielkiej sile może dojść do władzy.
Niebieskooki niespodziewanie wstał i ukazał w całości swój ciemno bordowy płaszcz. Po krótkiej chwili bezsensownego patrzenia na ścianę w końcu podszedł do mnie. Nasze nosy niemal się stykały:
- Sakura-chan… - zaczął, z początku spokojnie, jednak na jego twarzy stopniowo rysował się gniewny zarys. - Zapomnijmy o tym. Ale obiecaj mi, że już nigdy tego mi nie zrobisz.
Przytaknęłam zdziwiona. Mój przyjaciel kontynuował:
- Dobra. Miałaś prawo być zmęczona, w sumie ta misja to nic ważnego...
- Misja? - przerwałam mu.
- No tak. Samotna i krótka. - sprostował.
Westchnęłam. U mnie zawsze obowiązywała zasada: "Samotna i krótka". Decydowały o tym dwa fakty. Na misjach nie lubiłam towarzystwa, z kolei Naruto obawiał się o moje bezpieczeństwo, więc z łaski znajdywał dla mnie jak najkrótsze.
- Mogłaby być dłuższa – dodał. - Gdybyś tylko zgodziła się kogoś ze sobą wziąć...
- Naruto! - przerwałam mu. - Chcę samotne misje.
- Dlaczego?
- Pytasz o to samo - zauważyłam. - Nie chcę po prostu żadnego towarzystwa. Lubię być sama.
- Sakura-chan sama widzisz, że znowu zaczyna się to samo.
- Ile dokładnie będzie trwała? – zmieniłam temat, nie chcąc po raz kolejny zagłębiać się w niechciane kwestie. Byłam wdzięczna za to, że Naruto zawsze szybko odpuszczał, nie zamierzając konkurować z moją upartością.
- Dzień. Coś koło tego – odpowiedział.
- To krótko...
- Sakura-chan, tłumaczyłam ci już.. – zniecierpliwił się. - Nie chcę żeby coś ci się stało, a skoro nie chcesz nikogo do pomocy, to nie mam wyboru.
- Mam dwadzieścia jeden lat, jestem już dorosłą, odpowiedzialną kobietą. Umiem zadbać o siebie i mam doświadczenie. Czy musisz traktować mnie jak niepełnosprawną umysłowo?
Nastąpiła długa cisza. Nie umknęło mojej uwadze jak na słowo „odpowiedzialną”, brew Uzumaki’ego zadrgała z powątpieniem.
- Nie traktuje cię tak – odrzekł w końcu.
- Och, nie? – skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Sakura-chan, to że chcę ci pomóc i staram się dla ciebie jak najlepiej jest oznaką tego, że uważam cię za chorą psychicznie?
Nic nie mówiąc, przytaknęłam z triumfalnym uśmiechem.
- Znowu popadasz w depresję - wydusił stanowczo.
- To nieprawda - zaprzeczyłam zaciskając obie pięści. Jednak się nie poddał.
- Teraz tak mówisz, za kilka miesięcy będziesz wyglądała jak wrak. I ja wcale nie przesadzam - dodał widząc moją minę.
- Daj spokój Naruto, przecież nic mi się nie stanie. Byłam kiedyś dowódcą oddziału ANBU! To chyba...
- A przypomnij sobie, dlaczego już nią nie jesteś! - przerwał mi z powagą, kierując swoje lazurowe tęczówki na wiszący na ścianie kalendarz, od razu doszło do mnie o czym myśli.
- To twoje zdanie - dodałam z nutką gniewu.
- Moje, Hinaty, Kiby, Shikamaru, Ino... i wielu innych osób… - kiedy atmosfera stawać się nieco napięta,  zadecydowałam, że tym razem nie będę jej pogarszać. Nim zdążyłam się odezwać, Uzumaki ponownie zabrał głos:
- Za co ty go kochasz? To drań. Cholerny drań.
- Naruto... mówisz o moim narzeczonym.
Napotkałam się z tą samą reakcją, co zawsze. Głośnym ironicznym śmiechem. Reagował identycznie za każdym razem. Widocznie śmieszyło go to, że się oświadczył...w swoim stylu.
Zignorowałam to.
- Mógłbyś się przynajmniej cieszyć z mojego szczęścia, a nie odstawiać jakieś żałosne przedstawienia.
Drgnął.
- Sakura kurwa, ty nie jesteś z nim szczęśliwa! Jestem przekonany, że to przez niego tak nagle stałaś się taka... nieobecna - zauważyłam jak kątem oka spogląda na wielki diamentowy pierścionek na moim palcu.
- Dlaczego? - nadal zachowywałam spokój. Było mi ciężko, bo miałam wielką chęć wygarnąć mu, aby nie wtrącał się w moje życie. I nie oceniał go. Nienawidziłam tego. Może dlatego, ze poniekąd miał rację...
- To się zaczęło dziać wraz z jego pojawieniem. Zaczęłaś bujać w obłokach, mniej jeść, strasznie schudłaś, stałaś się nerwowa. Ponownie zaczęło się to co siedem lat temu, tylko że wtedy zdołaliśmy cię postawić na nogi. I wtedy wiedzieliśmy co się dzieję, a tym razem nie chcesz nic mówić - oznajmił tonem mężczyzny, który przeżył już całe życie. Denerwowały mnie te jego uwagi, pretensje, a tym bardziej to że przypomniał mi o mojej depresji.
Ale to było prawdziwe załamanie, a teraz to co innego... Prawda?
- Musisz się wziąć w garść - zaradził mi chwytając ciepłym uściskiem moją dłoń. Uniósł ją i przyłożył do swoich soczyście czerwonych ust. - On dzisiaj wraca.
- Wiem.
- I nie mogę dać mu już kolejnej misji..
- Naruto przestań, proszę! Kocham Eizo i pragnę z nim być. Mam gdzieś wasze uwagi. I nic się między nami nie dzieje, to wszystko ci się wydaje.
- Dlaczego ty nie widzisz jak on cię traktuje? I dlaczego zawsze zaprzeczasz?
- Bo on też mnie kocha, martwi się.
- Tak, tak - fuknął znudzony. Byłam coraz bardziej zdenerwowana, a nie chciałam popaść w furię, także postanowiłam zmienić temat. Naruto nie darzy Eizo sympatią. Sądził, że źle mnie traktuje, że wraz z jego pojawieniem stałam się nieobecna. Przez to zdjął mnie z tytułu dowódcy oddziału. Sądził, że znów popadam w depresje. Denerwuje się, że mimo jego chęci nie korzystam z zaproszeń na wypady ze znajomymi. Jednak czasami, chcę, mam ochotę. Ale nadzieja pryska wraz ze słowem Eizo.
Jednak dopóki mój przyjaciel zna tylko cząstkę prawdy, dopóty wyłącznie „nie darzy go sympatią”, a nie „nienawidzi’”.
- Więc jaka jest ta misja?
S A S U K E
Cała trójka siedziała już w sali. Czekali na mnie. Z pewnością oczekując znanego im ultimatum z mojej strony. Zdziwią się do cholery. Tym razem nie będę już taki łagodny jak zawsze. Skończyły się 'wakacje'. Chciałem dotrzeć do nich jak najszybciej i mieć to już za sobą. Przechodząc przez ciemne korytarze w mojej głowie mgliło się tylko wyobrażenie tego co narodziła moja wyobraźnia. Jakby to wyglądało gdyby nanieść to na rzeczywistość. Po całonocnym namyśle stwierdziłem, że mój pomysł, choć szalony jest możliwy do zrealizowania. A to mnie najbardziej obchodziło.
To przez Suigetsu i Karin, dwóch najbardziej nieposkromionych członków mojej organizacji, nie możemy dość do ładu w sprawie naszego ataku. Winne są tu oczywiście ich niekończące się zażalenia i zarzuty. Juugo przy nich to spokojny, nie rzucający się w oczy stoik. Nie obawiałem się ich dzisiejszych kłótni, bo wiedziałem że ich nie będzie. Najwyższy czas przemówić im do rozsądku.
Gdy wszedłem do pokoju, rozległo się po nim stare skrzypnięcie drzwi, co automatycznie spowodowało, że wszyscy spojrzeli na mnie. Irytowały mnie te dźwięki starych drzwi, desek i mebli, ale jednocześnie miałem słabostkę do takiego wystroju. Podobał mi się, i w ostateczności dlatego znosiłem te hałasy. Gdy tylko ktoś wyszedł w nocy ze swojego pokoju, dźwięk roznosił się po całej powierzchni. Nasza kryjówka była skromna, lecz ja i tak nie przepadam za luksusami. Odpowiadało mi to.
- I jak szefie? - z zamyślenia wyrwał mnie znużony głos Suigetsu, który siedział przy stole jak narąbany pijak.
- Już zdecydowałem - powiedziałem siadając na miejsce. Krzesło, na którym siedziałem jako jedynie różniło się od pozostałych. Lubiłem zaznaczać, że to ja jestem górą. Chociaż nie traktowałem ich jak poddanych, żądam od nich szacunku.
- Mam nadzieje, że tym razem...
- Tym razem nie chcę słyszeć żadnych pretensji, komentarzy i uwag! To dzięki mnie tu jesteście, i to ja decyduję o wszystkim! Zgodziliście się mi pomóc, więc powiem jasno: Robicie to co wam rozkażę.
Zakończyłem przemowę i westchnąłem. Gdy zobaczyłem ich zdumione spojrzenia, wiedziałem już że żaden z nich się nie odezwie.
- Chodzi mi oczywiście o was - dodałem wskazując na Hozuki’ego i Karin. - Jak na razie Juugo jako jedyny nie utrudnia czegokolwiek. Postarajcie się być tacy jak on.
- Tacy nudni? - zażartował z uśmiechem białowłosy posyłając przyjacielowi siedzącemu obok lekkiego kuksańca.
- Bardzo śmieszne - odburknął zniechęcony.
- Właśnie. Ośmieszasz się - Karin standardowo nie mogła zatrzymać buzi na kłódkę. Uwielbiała prowokować Suigetsu. A kiedy widziała jego zirytowane spojrzenie, posuwała się jeszcze dalej.
- Spójrz na siebie, czterooka - o dziwo zachował spokój. - Umilasz się do Sasuke, myśląc że posiada choć gram zainteresowania względem ciebie.
Uśmiechnął się. Z kolei Karin powoli traciła kontrolę.
- Bo on mnie...
- Litości! - warknąłem uderzając pięścią o biurko. - Mówiąc żadnych kłótni miałem na myśli również i te.
Naturalnie spojrzeli na mnie oczkami niewiniątek i po kolei przeprosili spuszczając głowy.
- Żałosne - mruknąłem do siebie.
- Co w końcu zadecydowałeś? - spytał Juugo. Jako jedyny przeszedł w końcu do rzeczy. Wziąłem głęboki oddech i zacząłem:
- Myślałem nad tym wszystkim. I postanowiłem, że plan ataku wykonamy w punktach.
- W punktach? - Karin przerwała mi.
- Tak, Karin. Wszystko po kolei, dokładnie przemyślanie. Zrobiłem rozpiskę na kartce, także wszystko jest perfekcyjne. Zadecydowałem również, że nie poznacie planu w całości, tylko punkt po punkcie.
Widziałem już tę minę Suigetsu. Te pretensjonalnie wykrzywione usta i zmarszczki, które zawitały na jego czole.
- Czemu tak dziwnie?
- A właśnie temu, żeby uniknąć tych waszych pretensji. Dzisiaj poznacie punkt pierwszy, którym jest sprawdzenie sytuacji w wiosce. Juugo i Suigetsu, to was wyznaczam do tego zadania. Udacie się do Konohy w dwóch sprawach.
- Jakich? – biało-włosy nagle stał się bardziej zaangażowany, pewnie dlatego, że to on będzie uczestniczył w pierwszej misji, na dodatek bez Karin.
- Zobaczycie jakie jest uzbrojenie, czego można się spodziewać, a także dowiecie się gdzie można znaleźć najlepszego Medyka.
- No nie - jęknęła rudo-włosa klepiąc się w czoło. - Chcesz Medyka?
- Ktoś musi przecież leczyć nasze rany, głupia - oznajmił Suigetsu dumny ze swojej błyskotliwości.
- Uważaj na słownictwo ty...
- Karin do cholery! Zamknij się! - mój stanowczy głos automatycznie wywołał strach na jej twarzy. Uwielbiałem wywoływać u kogoś lęk. Szkoda tylko, że Karin to zdzira...
- Czyli mamy się spodziewać nowego w drużynie? - kontynuował Sugeistu.
Przytaknąłem z kamiennym wyrazem twarzy.
- Nie jestem nastawiony do tego z optymizmem, ale Medyk jest nam potrzebny, to zwiększyłoby nasze szanse o jakieś dwadzieścia pięć procent.
- Dokładnie to przemyślałeś...
- To oczywiste. Musimy zniszczyć Konohę za to co zrobiła mojemu klanowi...
- A, że my zgodziliśmy się na pomoc to...
- Jesteśmy zobowiązani cię słuchać - dokończyła Karin. Uśmiechnąłem się szatańsko widząc że od dawna powtarzane przez mnie zdanie jest wykute na pamięć niczym szkolna regułka.
- Kiedy wyruszamy? - Juugo ponownie chciał powrócić na ważne tematy.
- Jutro w południe. Wkradnijcie się do Konohy, i dowiedzcie się czegoś. Jak to zrobicie, zależy już od was. Wiem tylko, że na następny dzień o świcie macie już być, zgoda?
Suigetsu przytaknął, lecz Juugo przez dłuższą chwile wpatrywał się we mnie jakby z wyrzutem. Wiedziałem, że to źle wróży. W końcu zmienił pozycje i wydusił to jedno cholerne pytanie:
- Nie jest ci ciężko atakować swoją rodzinną wioskę?
Drgnąłem słysząc jego słowa, a po ciele przeszły mnie ciarki. Skąd mu do cholery przyszło do głowy coś takiego? Nigdy nie interesował się uczuciami innych. Resztę członków organizacji również zaskoczyło jego pytanie, lecz zamiast coś powiedzieć zaczęli się we mnie wpatrywać oczekując odpowiedzi.
Chcąc nie chcąc do mojej głowy nawróciły wspomnienia.
Nie wiadomo dlaczego, mój umysł nagle zaczął się zastanawiać co robi teraz Naruto i Sakura.
Pokręciłem delikatnie głową, próbując uciec od tych myśli. Nie mogłem się teraz rozpraszać, zwłaszcza takimi drobiazgami.
- Sasuke? – naciskali.
- To nie jest moja rodzinna wioska. Ona zniszczyła mi rodzinę - warknąłem pełny ducha walki. Gdy tylko przypominałem sobie co przeżywałem przez nich, miłe wspomnienia natychmiast zanikały.
Moi towarzysze nic nie odpowiedzieli. A ja jednym szybkim susem wyszedłem z małego ciemnego pokoiku, w którym znajdował się tylko stół i cztery krzesła. Właśnie dlatego pomieszczenie przyjęło nazwę "Sala Narad".
- Juugo, Suigetsu. Przygotujcie się na jutrzejsze zadanie - rzuciłem wychodząc i szybko trzasnąłem drzwiami.
Naruto i Sakura. Kurwa, opanuj się Sasuke!
Lepiej się zajmę tym co mam zrobić...
S A K U R A
Wieczorem siedziałam na ulubionym fotelu, patrząc z przerażeniem na wskazówki zegara. Zmieniały miejsce położenia zdecydowanie za szybko. A podobno gdy wpatruje się bez przerwy na tarcze to czas się przeciąga? Bzdura. Z każdą sekundą moje tętno przyśpieszało. Serce waliło mi jak młot. Jakby zaraz miał tu wejść morderca, przytykając pistolet do moich skroni. Mniej więcej tak było.
Przeleciałam wzrokiem całe mieszkanie. Wszystko było idealnie posprzątane. Naczynia pomyte. Kolacja przygotowana, stała na szklanym stole w jadalni. Miałam nadzieję, że Eizo się spodoba i niczego dzisiaj się nie przyczepi. Salon lśnił. Wielki plazmowy telewizor raził w oczy, tuż obok znajdowało się na stoliku z ciemnego drewna piękne akwarium z milionami kolorowych ryb, rożnego gatunku. Naprzeciw stała kanapa i dwa zamszowe fotele do kompletu pokryte satynowymi czarnymi narzutami. W tym pokoju jedyne co mi się podobało to bogato wyglądający żyrandol, który był pięć razy większy od mojej głowy. Byłam pełna podziwu, że Eizo wybrał właśnie taki... to zupełnie nie w jego stylu.
Chciałam uciec, kiedy przez okno ujrzałam jak światło na zewnątrz domu zapala się. Następnie usłyszałam szybkie ruchy, które ktoś wykonywał na wycieraczce tuż przy wielkich dębowych drzwiach, i w końcu skrzypnięcie. Ciarki przeszły mnie po całym ciele, wiedziałam że spotkania już nie uniknę, że nie zdołam uciec. Że będę musiała stanąć z nim twarzą w twarz.
Muszę się przyzwyczaić, skoro mam spędzić z nim całe życie. Przyzwyczaiłam się już do braku swobody, ale nie do szalonych pomysłów i zachcianek, które mam obowiązek spełniać.
- Już jestem! - do moich uszu doszedł gruby i stanowczy głos mojego narzeczonego. Słyszałam również jak dyszy co oznaczało, że jest zmęczony. A kiedy jest zmęczony... jest w złym nastroju.
Chwilę potem ujrzałam go już bez kurtki i butów wchodzącego do salonu, usiadł obok mnie na kanapie i posłał mi pełne miłości spojrzenie.
- Ależ ty piękna! - wymamrotał, podziwiając mnie. Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie zaliczam się do kategorii najbrzydszych w wiosce, ale też nie sądziłam, że grzeszę urodą. Są sytuacje, w których nienawidzę tego, że według mojego ukochanego jestem taka piękna.
- Dziękuję - szepnęłam czerwieniąc się i wkładając do buzi kolejną łyżkę jogurtu, którym właśnie się zajadałam.
- Widzę, że posprzątałaś – zauważył. - Cieszę się, że wreszcie postanowiłaś bardziej przyłożyć się do swoich prac domowych.
- Tak, miałeś rację - Wstałam i wyrzuciłam puste opakowanie po jogurcie do śmietnika obok. Spojrzałam na Eizo.
Był przystojny to prawda, ale nie w moim typie. Miał grube i wyraziste brwi, bardzo męskie rysy twarzy i śniadą cerę. Podobał mi się kolor jego oczu. Były tak intensywnie niebieskie, mogłam w nie patrzeć wieki, lecz często po prostu się bałam. To właśnie ten atut mnie zauroczył, wtedy się w nim zakochałam, nie wiedząc jaki jest naprawdę. Prócz pięknych oczu, był właścicielem najbardziej lśniących i gęstych blond włosów w wiosce. Grzywa opadała mu na czoło, niemal całkiem zasłaniając oczy. Eizo był o pięć lat starszy ode mnie, lecz wyglądał na osobnika w moim wieku.
Cholerny bogacz. Prowadził dwa hotele w Konoha, i trzy w Sunie. Miał z nich niesamowite zyski, dlatego nasze mieszkanie było najpiękniejsze ze wszystkich. Wyróżniało się na zamieszkałej przez nas ulicy i wyróżniałoby się na każdej innej. Jednak to akurat mnie nie fascynowało. Cieszyłam się, że mam wszystkiego pod dostatkiem, ale bez jego zgody nie mogłam z tego korzystać.
- Chodź do mnie - mruknął niespodziewanie głosem kusiciela. Znowu drgnęłam, znowu zaczęłam się bać, nie wiedziałam co tym razem strzeli mu do głowy. Na jego przywitanie ubrałam się w gruby zakrywający każdą część ciała zielony sweter i leginsy, zawsze tak robiłam, i to dlatego aby nie zachwycał się moim ciałem i jego kształtami.
Udając pewną siebie podeszłam do niego, nie chciałam okazywać strachu, choć zdawałam sobie sprawę z tego, iż on wie, że się go boję. Jednak jakoś mu to nie przeszkadzało.
- Usiądź mi na kolanach - dodał czule. Wykonałam prośbę. Nim zdążyłam wykonać jakikolwiek ruch, przy swoim uchu poczułam jego oddech. - Tęskniłaś? - odgarnął moje włosy.
- Bardzo - szepnęłam tak samo czule jak on.
- To dobrze, bo chcę cię poczuć. - oznajmił macając rękoma każdy zakątek mojego ciała. Psiakrew, pomyślałam. Wiedziałam że po tygodniu bez mojego ciała będzie wygłodniały jak wilk. Nie chciałam tego, o nie. Nienawidziłam go, za to co mi robił. Jednak musiałam udawać. Musiałam.
Cokolwiek bym zrobiła, jeśli odważyłabym się przeciwstawić - zabiłby mnie.
- Kocham cię - szepnęłam, nie tak czule - aby zakłócić tą atmosferę, aby zapomniał o tym co zapewne narodziło się w jego głowie. - Przygotowałam dla ciebie kolację - dodałam zachęcająco.
- Nie wykręcisz się - powiedział stanowczo, dysząc. Doskonale umiał mnie przewidzieć. - Chcę cię Sakura, kolacja może zaczekać.
Poczułam jak łzy napływają mi do oczu, lecz zdążyłam je powstrzymać. Zawsze tak reagowałam wyobrażając sobie co ze mną teraz zrobi. A ja nie chcę! Co ja sobie myślałam? Że zje grzecznie kolacje, da buziaka i pójdzie spać?
Marzenia. Bezlitosne iluzje!
- W coś ty się ubrała? - spytał poirytowany. - Nadal jesteś piękna, ale nie eksponujesz swoich atutów. Co to za głupi sweter?
- Bardzo go lubię - oznajmiłam, czego natychmiast pożałowałam. Eizo mocno chwycił moją twarz i zwrócił w swoją stronę. Byłam tuz przed jego wielkimi poirytowanymi oczami.
- Co mnie to obchodzi? Dla mnie jest ohydny. Jutro go wyrzucasz, dobrze?
Pokiwałam przerażona głową. Eizo puścił moją twarz na której pozostały na chwilę czerwone ślady po jego mocnym uścisku. Sekundę później poczułam jak zdejmuje ze mnie ubranie. Zostałam w samym staniku, którego z pewnością też niedługo się pozbędzie.
- Ach, piękności moja - wysyczał z podnieceniem błądząc ręką po moim ciele. Dla mnie było to obrzydliwe, odrażające. Ale co ja mogłam zrobić? Słaba, o połowę mniejsza od niego. Zabiłby mnie gdybym powiedziała mu jak bardzo go nienawidzę. - Nareszcie cię mam.
- A ja ciebie.
- To prawda. A teraz ty nacieszysz się mną, a ja tobą - szepnął kierując ręce na zapięcie od biustonosza. - Stań przede mną.
Zrobiłam co kazał. Stanęłam przed nim w pełnej okazałości. Poł naga wpatrywałam się w niego ze łzami w oczach. w takich momentach tego nie kryłam, zawsze płakałam wiedząc co mnie czeka. Z początku krzyczał i bił za to, ale teraz się przyzwyczaił. Nawet na to nie reagował, nie przejmował się niczym. Chciał tylko siebie zaspokoić.
- Cudowna... - wysyczał rozkładając ręce. - Rozbierz się.
Kiedy to zrobiłam podszedł do mnie, po paru dotykach wziął na ręce i zabrał do sypialni. Wtedy już szlochałam, tego wieczora też. Tak bardzo tego nie chciałam. Jednak strach brał nade mną górę. Zawsze. Od czasu gdy go poznałam, nie umiem już go kontrolować. A pamiętam jak to wszyscy bali się mnie… kiedy byłam silna i pewna siebie. Kiedy przyjaciele wyciągnęli mnie z depresji po odejściu Sasuke.
Sasuke... Z jakiegoś powodu nagle zachciałam, aby tu był. Może mnie nie lubił, może nawet nienawidził, lecz zawsze mnie bronił. Ale to kolejne niemożliwe do spełnienia marzenie.
Drzwi do sypialni zatrzasnęły się. Eizo zapalił dwie świece wprowadzając tym samym 'romantyczny nastrój'. Ja, zapłakana leżałam już na łóżku czekając aż to wszystko się skończy.
Aż w końcu umrę.

3 komentarze:

  1. Ciekawie się zaczyna ;)
    Twoje opisy emocji bohaterów są naprawde dobre.
    W ostatnich linijkach miałam tylko takią głupią nadzieje "Sasuke uratuj ją!"
    Wiele ludzi nie lubi Sakury, mnie osobiście odrobinę denerwowała na początku, ale póxniej kiedy wzieła się za siebie i stała się silniejsza, zyskała u mnie w oczach :)
    No cóż nie pozostaje mi nic innego jak tylko brać się za resztę rozdziałów ;)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Normalnie zaniemówiłam.
    Aż ni wiem czego się spodziewać po tym opowiadaniu.
    Oczywiście w dobrym sensie :)
    Takiej historii to jeszcze nie czytałam:)
    Ciekawe jak się to dalej rozwinie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej!
    Czytałam już raz to opowiadanie, ale byłam tak zwanym "cichym czytelnikiem".
    Postanowiłam więc ujawnić się i przeczytać to opowiadanie jeszcze raz.
    Cóż, dla mnie będziesz zawsze wzorem i przykładem.
    Piszesz świetnie.
    Mało jest blogów, które czytam jednym tchem, które tak mnie pochłaniają.
    Świetnie opisujesz uczucia Sakury, szkoda mi jej trochę ze względu na Eizo. >.<
    Kończę komentarz i ogarniam dalsze rozdziały, mało ich nie jest. :o

    OdpowiedzUsuń