Deszcz. Dlaczego zawsze
pada właśnie wtedy kiedy mam ochotę po prostu wbić sobie nóż prosto w serce?
Czy to nie dziwne? W zaistniałą sytuację wpasowywał się klimat mojego pokoju.
Czarne ściany, pokryte białymi, kwiecistymi wzorkami. Były okropne, kompletnie
mi się nie podobały. Jednak to nie ja wybierałam wzór, ani resztę umeblowania
mojego pokoju. Od pewnego czasu, praktycznie nic nie jest zależne ode mnie.
Tak czy inaczej, dzisiaj
nie miałam wyjścia, musiałam iść w końcu do Naruto. Pewnie i tak jest już
wściekły za olewanie wezwań. Szczerze, miałam to gdzieś, ale jednocześnie
chciałam, aby jego ludzie przestali mnie już nachodzić. To było dość męczące.
Dziewiąta rano i denerwujący dzwonek do drzwi. W dodatku tak głośny. Nawet
najtwardszego wyrwałby ze snu. W ciągu tego tygodnia nachodzili mnie trzy razy
dziennie, lecz ja nie miałam ochoty odwiedzać Naruto. Stwierdziłam, że to nic
ważnego skoro jak na razie nie pofatygował się do mnie osobiście. Chciałam
nacieszyć się wolnym tygodniem. Jednak postanowiłam, że dzisiaj udam się tam
już nieodwołalnie. Wolałam to mieć za sobą.
Kiedy pogoda nieco się
poprawiła, a krople deszczu nie uderzały już tak intensywnie o szybę,
postanowiłam wyjść. Wściekałam się na matkę naturę, że akurat dzisiejszego dnia
wybrała sobie takie warunki atmosferyczne, ale nic nie zdołałam na to poradzić.
Zeszłam leniwym krokiem na dół, do obszernego przedpokoju. Był to jeden z
niewielu pokoi w mieszkaniu, który mi się podobał. Piękne bordowe ściany, a na
nich stare obrazy i wiekowy zegar. Oprócz tego, pięknie współgrająca duża szafa
na obuwie. To właśnie tam zmierzałam. Przesunęłam delikatnie pamiątkowy dzban i
otworzyłam półkę.
Ubierałam właśnie moje
wysokie skurzane buty, gdy w oczy poraził mnie wiszący na ścianie kalendarz, a
na nim zaznaczona data. Piętnastego września.
- Kurwa - przeklęłam cicho.
Do umysłu powoli dochodził ten fakt. Na mojej twarzy natychmiast wyrysowało się
rozczarowanie. Kolejna rzecz do listy sytuacji, które psują mi dzisiaj humor.
Właśnie dzisiejszego dnia kończyła się moja wolność. Zacisnęłam pięść. I to
bynajmniej nie ze złości, lecz ze strachu. Niemożliwe, że ten tydzień minął tak
szybko. To już dzisiaj. Dzisiaj wieczorem. Wraca Eizo...
~*~
Całą drogę do gabinetu
przyjaciela, rzucałam przechodnią mordercze spojrzenia, informując ich tym
samym o moich złym nastroju. Większość Konohy doskonale mnie znała. Wiedziała
co to znaczy, kiedy jestem wściekła. I o dziwo cieszyłam się z tego faktu.
Przynajmniej nikt nie będzie się do mnie zbliżał, ani zaczepiał.
Pracując jako opiekunka dla
dzieci, wiele razy spotykałam się ze skargami i pretensjami na mój wybuchowy
charakter, zawsze wtedy denerwowałam się jeszcze bardziej słysząc od ludzi te
obawy, że mogłabym skrzywdzić ich pociechy. Uwielbiam dzieci. Dlatego też nigdy
nie odważyłabym się żadnego uderzyć, nawet nie mam serca, żeby na nich
nakrzyczeć. Moi klienci głównie sugerują się plotkami, dlatego też wieczne mają
o coś pretensje. Jednak na szczęście mam po swojej stronie dzieci, które zawsze
mnie obronią. Mam dwie prace. Jestem lekarzem w tutejszym szpitalu. Jednym z
najlepszych. Na misjach zatrudniana jestem najczęściej jako Medyczny Ninja, aby
leczyć rannych. Lubię obie moje zawody, przynajmniej rzadko przebywam w domu.
Spojrzałam w niebo. Kiedy
wróci Eizo, wszystko się zmieni. Nie będę już mogła spędzać z maluchami wolnych
popołudniów na placu zabaw. Nie będę też mogła odwiedzać Hinaty. Nie będę nic
mogła...
- Wejść! - kiedy zza drzwi
usłyszałam radosny ton głosu przyjaciela, mimowolnie uśmiechnęłam się. Może uda
mi się zatrzymać u niego do powrotu Eizo? Chociaż kiedy wróci i nie zastanie
mnie w domu, będzie jeszcze gorzej. Westchnęłam i otworzyłam drzwi do gabinetu
Naruto.
Gdy mnie zobaczył, twarz
automatycznie mu zrzedła.
- Sakura-chan! - warknął. -
Nareszcie jesteś!
- Przepraszam, ale nie
miałam czasu.
- Nie miałaś czasu!? O ile
wiem w tym tygodniu pracowałaś tylko trzy dni. Kolejne miałaś wolne.
- Ale miałam pracę w
szpitalu - broniłam się.
- Przecież dałem ci wolne
na ten tydzień, kazałem ci być w przychodni przynajmniej raz w tym tygodniu.
- Tak wiem. - bąknęłam
siadając na krzesło tuż naprzeciw biurka. - Chciałam po prostu odpocząć.
- Po czym do cholery?
Oprócz tego, iż moje życie
jest okrutne i niesprawiedliwe, to właśnie Naruto ułożyło się ono jak po maśle.
Od trzech lat jest Hokage Konoha-gakure. To jego wymarzone stanowisko od urodzenia.
Uzumaki pokazał, że nawet największy głupek o wielkiej sile może dojść do
władzy.
Niebieskooki
niespodziewanie wstał i ukazał w całości swój ciemno bordowy płaszcz. Po
krótkiej chwili bezsensownego patrzenia na ścianę w końcu podszedł do mnie. Nasze
nosy niemal się stykały:
- Sakura-chan… - zaczął, z
początku spokojnie, jednak na jego twarzy stopniowo rysował się gniewny zarys.
- Zapomnijmy o tym. Ale obiecaj mi, że już nigdy tego mi nie zrobisz.
Przytaknęłam zdziwiona. Mój
przyjaciel kontynuował:
- Dobra. Miałaś prawo być
zmęczona, w sumie ta misja to nic ważnego...
- Misja? - przerwałam mu.
- No tak. Samotna i krótka.
- sprostował.
Westchnęłam. U mnie zawsze
obowiązywała zasada: "Samotna i krótka". Decydowały o tym dwa fakty.
Na misjach nie lubiłam towarzystwa, z kolei Naruto obawiał się o moje bezpieczeństwo,
więc z łaski znajdywał dla mnie jak najkrótsze.
- Mogłaby być dłuższa – dodał.
- Gdybyś tylko zgodziła się kogoś ze sobą wziąć...
- Naruto! - przerwałam mu.
- Chcę samotne misje.
- Dlaczego?
- Pytasz o to samo - zauważyłam.
- Nie chcę po prostu żadnego towarzystwa. Lubię być sama.
- Sakura-chan sama widzisz,
że znowu zaczyna się to samo.
- Ile dokładnie będzie
trwała? – zmieniłam temat, nie chcąc po raz kolejny zagłębiać się w niechciane
kwestie. Byłam wdzięczna za to, że Naruto zawsze szybko odpuszczał, nie
zamierzając konkurować z moją upartością.
- Dzień. Coś koło tego –
odpowiedział.
- To krótko...
- Sakura-chan, tłumaczyłam
ci już.. – zniecierpliwił się. - Nie chcę żeby coś ci się stało, a skoro nie
chcesz nikogo do pomocy, to nie mam wyboru.
- Mam dwadzieścia jeden
lat, jestem już dorosłą, odpowiedzialną kobietą. Umiem zadbać o siebie i mam
doświadczenie. Czy musisz traktować mnie jak niepełnosprawną umysłowo?
Nastąpiła długa cisza. Nie
umknęło mojej uwadze jak na słowo „odpowiedzialną”, brew Uzumaki’ego zadrgała z
powątpieniem.
- Nie traktuje cię tak –
odrzekł w końcu.
- Och, nie? – skrzyżowałam
ręce na piersiach.
- Sakura-chan, to że chcę
ci pomóc i staram się dla ciebie jak najlepiej jest oznaką tego, że uważam cię
za chorą psychicznie?
Nic nie mówiąc,
przytaknęłam z triumfalnym uśmiechem.
- Znowu popadasz w depresję
- wydusił stanowczo.
- To nieprawda -
zaprzeczyłam zaciskając obie pięści. Jednak się nie poddał.
- Teraz tak mówisz, za
kilka miesięcy będziesz wyglądała jak wrak. I ja wcale nie przesadzam - dodał
widząc moją minę.
- Daj spokój Naruto,
przecież nic mi się nie stanie. Byłam kiedyś dowódcą oddziału ANBU! To chyba...
- A przypomnij sobie,
dlaczego już nią nie jesteś! - przerwał mi z powagą, kierując swoje lazurowe
tęczówki na wiszący na ścianie kalendarz, od razu doszło do mnie o czym myśli.
- To twoje zdanie - dodałam
z nutką gniewu.
- Moje, Hinaty, Kiby,
Shikamaru, Ino... i wielu innych osób… - kiedy atmosfera stawać się nieco
napięta, zadecydowałam, że tym razem nie
będę jej pogarszać. Nim zdążyłam się odezwać, Uzumaki ponownie zabrał głos:
- Za co ty go kochasz? To
drań. Cholerny drań.
- Naruto... mówisz o moim
narzeczonym.
Napotkałam się z tą samą
reakcją, co zawsze. Głośnym ironicznym śmiechem. Reagował identycznie za każdym
razem. Widocznie śmieszyło go to, że się oświadczył...w swoim stylu.
Zignorowałam to.
- Mógłbyś się przynajmniej cieszyć
z mojego szczęścia, a nie odstawiać jakieś żałosne przedstawienia.
Drgnął.
- Sakura kurwa, ty nie
jesteś z nim szczęśliwa! Jestem przekonany, że to przez niego tak nagle stałaś
się taka... nieobecna - zauważyłam jak kątem oka spogląda na wielki diamentowy
pierścionek na moim palcu.
- Dlaczego? - nadal
zachowywałam spokój. Było mi ciężko, bo miałam wielką chęć wygarnąć mu, aby nie
wtrącał się w moje życie. I nie oceniał go. Nienawidziłam tego. Może dlatego,
ze poniekąd miał rację...
- To się zaczęło dziać wraz
z jego pojawieniem. Zaczęłaś bujać w obłokach, mniej jeść, strasznie schudłaś,
stałaś się nerwowa. Ponownie zaczęło się to co siedem lat temu, tylko że wtedy
zdołaliśmy cię postawić na nogi. I wtedy wiedzieliśmy co się dzieję, a tym
razem nie chcesz nic mówić - oznajmił tonem mężczyzny, który przeżył już całe
życie. Denerwowały mnie te jego uwagi, pretensje, a tym bardziej to że
przypomniał mi o mojej depresji.
Ale to było prawdziwe
załamanie, a teraz to co innego... Prawda?
- Musisz się wziąć w garść
- zaradził mi chwytając ciepłym uściskiem moją dłoń. Uniósł ją i przyłożył do
swoich soczyście czerwonych ust. - On dzisiaj wraca.
- Wiem.
- I nie mogę dać mu już
kolejnej misji..
- Naruto przestań, proszę!
Kocham Eizo i pragnę z nim być. Mam gdzieś wasze uwagi. I nic się między nami
nie dzieje, to wszystko ci się wydaje.
- Dlaczego ty nie widzisz
jak on cię traktuje? I dlaczego zawsze zaprzeczasz?
- Bo on też mnie kocha,
martwi się.
- Tak, tak - fuknął
znudzony. Byłam coraz bardziej zdenerwowana, a nie chciałam popaść w furię,
także postanowiłam zmienić temat. Naruto nie darzy Eizo sympatią. Sądził, że
źle mnie traktuje, że wraz z jego pojawieniem stałam się nieobecna. Przez to
zdjął mnie z tytułu dowódcy oddziału. Sądził, że znów popadam w depresje.
Denerwuje się, że mimo jego chęci nie korzystam z zaproszeń na wypady ze
znajomymi. Jednak czasami, chcę, mam ochotę. Ale nadzieja pryska wraz ze słowem
Eizo.
Jednak dopóki mój
przyjaciel zna tylko cząstkę prawdy, dopóty wyłącznie „nie darzy go sympatią”,
a nie „nienawidzi’”.
- Więc jaka jest ta misja?
S A S
U K E
Cała trójka siedziała już w
sali. Czekali na mnie. Z pewnością oczekując znanego im ultimatum z mojej
strony. Zdziwią się do cholery. Tym razem nie będę już taki łagodny jak zawsze.
Skończyły się 'wakacje'. Chciałem dotrzeć do nich jak najszybciej i mieć to już
za sobą. Przechodząc przez ciemne korytarze w mojej głowie mgliło się tylko
wyobrażenie tego co narodziła moja wyobraźnia. Jakby to wyglądało gdyby nanieść
to na rzeczywistość. Po całonocnym namyśle stwierdziłem, że mój pomysł, choć
szalony jest możliwy do zrealizowania. A to mnie najbardziej obchodziło.
To przez Suigetsu i Karin,
dwóch najbardziej nieposkromionych członków mojej organizacji, nie możemy dość
do ładu w sprawie naszego ataku. Winne są tu oczywiście ich niekończące się
zażalenia i zarzuty. Juugo przy nich to spokojny, nie rzucający się w oczy
stoik. Nie obawiałem się ich dzisiejszych kłótni, bo wiedziałem że ich nie
będzie. Najwyższy czas przemówić im do rozsądku.
Gdy wszedłem do pokoju,
rozległo się po nim stare skrzypnięcie drzwi, co automatycznie spowodowało, że
wszyscy spojrzeli na mnie. Irytowały mnie te dźwięki starych drzwi, desek i
mebli, ale jednocześnie miałem słabostkę do takiego wystroju. Podobał mi się, i
w ostateczności dlatego znosiłem te hałasy. Gdy tylko ktoś wyszedł w nocy ze
swojego pokoju, dźwięk roznosił się po całej powierzchni. Nasza kryjówka była
skromna, lecz ja i tak nie przepadam za luksusami. Odpowiadało mi to.
- I jak szefie? - z
zamyślenia wyrwał mnie znużony głos Suigetsu, który siedział przy stole jak
narąbany pijak.
- Już zdecydowałem -
powiedziałem siadając na miejsce. Krzesło, na którym siedziałem jako jedynie różniło
się od pozostałych. Lubiłem zaznaczać, że to ja jestem górą. Chociaż nie
traktowałem ich jak poddanych, żądam od nich szacunku.
- Mam nadzieje, że tym
razem...
- Tym razem nie chcę
słyszeć żadnych pretensji, komentarzy i uwag! To dzięki mnie tu jesteście, i to
ja decyduję o wszystkim! Zgodziliście się mi pomóc, więc powiem jasno: Robicie
to co wam rozkażę.
Zakończyłem przemowę i
westchnąłem. Gdy zobaczyłem ich zdumione spojrzenia, wiedziałem już że żaden z
nich się nie odezwie.
- Chodzi mi oczywiście o
was - dodałem wskazując na Hozuki’ego i Karin. - Jak na razie Juugo jako jedyny
nie utrudnia czegokolwiek. Postarajcie się być tacy jak on.
- Tacy nudni? - zażartował
z uśmiechem białowłosy posyłając przyjacielowi siedzącemu obok lekkiego
kuksańca.
- Bardzo śmieszne -
odburknął zniechęcony.
- Właśnie. Ośmieszasz się -
Karin standardowo nie mogła zatrzymać buzi na kłódkę. Uwielbiała prowokować Suigetsu.
A kiedy widziała jego zirytowane spojrzenie, posuwała się jeszcze dalej.
- Spójrz na siebie,
czterooka - o dziwo zachował spokój. - Umilasz się do Sasuke, myśląc że posiada
choć gram zainteresowania względem ciebie.
Uśmiechnął się. Z kolei
Karin powoli traciła kontrolę.
- Bo on mnie...
- Litości! - warknąłem
uderzając pięścią o biurko. - Mówiąc żadnych kłótni miałem na myśli również i
te.
Naturalnie spojrzeli na
mnie oczkami niewiniątek i po kolei przeprosili spuszczając głowy.
- Żałosne - mruknąłem do
siebie.
- Co w końcu zadecydowałeś?
- spytał Juugo. Jako jedyny przeszedł w końcu do rzeczy. Wziąłem głęboki oddech
i zacząłem:
- Myślałem nad tym
wszystkim. I postanowiłem, że plan ataku wykonamy w punktach.
- W punktach? - Karin
przerwała mi.
- Tak, Karin. Wszystko po
kolei, dokładnie przemyślanie. Zrobiłem rozpiskę na kartce, także wszystko jest
perfekcyjne. Zadecydowałem również, że nie poznacie planu w całości, tylko
punkt po punkcie.
Widziałem już tę minę Suigetsu.
Te pretensjonalnie wykrzywione usta i zmarszczki, które zawitały na jego czole.
- Czemu tak dziwnie?
- A właśnie temu, żeby
uniknąć tych waszych pretensji. Dzisiaj poznacie punkt pierwszy, którym jest
sprawdzenie sytuacji w wiosce. Juugo i Suigetsu, to was wyznaczam do tego
zadania. Udacie się do Konohy w dwóch sprawach.
- Jakich? – biało-włosy
nagle stał się bardziej zaangażowany, pewnie dlatego, że to on będzie
uczestniczył w pierwszej misji, na dodatek bez Karin.
- Zobaczycie jakie jest
uzbrojenie, czego można się spodziewać, a także dowiecie się gdzie można
znaleźć najlepszego Medyka.
- No nie - jęknęła rudo-włosa
klepiąc się w czoło. - Chcesz Medyka?
- Ktoś musi przecież leczyć
nasze rany, głupia - oznajmił Suigetsu dumny ze swojej błyskotliwości.
- Uważaj na słownictwo
ty...
- Karin do cholery! Zamknij
się! - mój stanowczy głos automatycznie wywołał strach na jej twarzy.
Uwielbiałem wywoływać u kogoś lęk. Szkoda tylko, że Karin to zdzira...
- Czyli mamy się spodziewać
nowego w drużynie? - kontynuował Sugeistu.
Przytaknąłem z kamiennym
wyrazem twarzy.
- Nie jestem nastawiony do
tego z optymizmem, ale Medyk jest nam potrzebny, to zwiększyłoby nasze szanse o
jakieś dwadzieścia pięć procent.
- Dokładnie to
przemyślałeś...
- To oczywiste. Musimy
zniszczyć Konohę za to co zrobiła mojemu klanowi...
- A, że my zgodziliśmy się
na pomoc to...
- Jesteśmy zobowiązani cię
słuchać - dokończyła Karin. Uśmiechnąłem się szatańsko widząc że od dawna
powtarzane przez mnie zdanie jest wykute na pamięć niczym szkolna regułka.
- Kiedy wyruszamy? - Juugo
ponownie chciał powrócić na ważne tematy.
- Jutro w południe.
Wkradnijcie się do Konohy, i dowiedzcie się czegoś. Jak to zrobicie, zależy już
od was. Wiem tylko, że na następny dzień o świcie macie już być, zgoda?
Suigetsu przytaknął, lecz
Juugo przez dłuższą chwile wpatrywał się we mnie jakby z wyrzutem. Wiedziałem,
że to źle wróży. W końcu zmienił pozycje i wydusił to jedno cholerne pytanie:
- Nie jest ci ciężko
atakować swoją rodzinną wioskę?
Drgnąłem słysząc jego
słowa, a po ciele przeszły mnie ciarki. Skąd mu do cholery przyszło do głowy
coś takiego? Nigdy nie interesował się uczuciami innych. Resztę członków
organizacji również zaskoczyło jego pytanie, lecz zamiast coś powiedzieć
zaczęli się we mnie wpatrywać oczekując odpowiedzi.
Chcąc nie chcąc do mojej
głowy nawróciły wspomnienia.
Nie wiadomo dlaczego, mój
umysł nagle zaczął się zastanawiać co robi teraz Naruto i Sakura.
Pokręciłem delikatnie
głową, próbując uciec od tych myśli. Nie mogłem się teraz rozpraszać, zwłaszcza
takimi drobiazgami.
- Sasuke? – naciskali.
- To nie jest moja rodzinna
wioska. Ona zniszczyła mi rodzinę - warknąłem pełny ducha walki. Gdy tylko
przypominałem sobie co przeżywałem przez nich, miłe wspomnienia natychmiast
zanikały.
Moi towarzysze nic nie
odpowiedzieli. A ja jednym szybkim susem wyszedłem z małego ciemnego pokoiku, w
którym znajdował się tylko stół i cztery krzesła. Właśnie dlatego pomieszczenie
przyjęło nazwę "Sala Narad".
- Juugo, Suigetsu.
Przygotujcie się na jutrzejsze zadanie - rzuciłem wychodząc i szybko trzasnąłem
drzwiami.
Naruto i Sakura. Kurwa,
opanuj się Sasuke!
Lepiej się zajmę tym co mam
zrobić...
S A K
U R A
Wieczorem siedziałam na
ulubionym fotelu, patrząc z przerażeniem na wskazówki zegara. Zmieniały miejsce
położenia zdecydowanie za szybko. A podobno gdy wpatruje się bez przerwy na
tarcze to czas się przeciąga? Bzdura. Z każdą sekundą moje tętno przyśpieszało.
Serce waliło mi jak młot. Jakby zaraz miał tu wejść morderca, przytykając pistolet
do moich skroni. Mniej więcej tak było.
Przeleciałam wzrokiem całe
mieszkanie. Wszystko było idealnie posprzątane. Naczynia pomyte. Kolacja
przygotowana, stała na szklanym stole w jadalni. Miałam nadzieję, że Eizo się
spodoba i niczego dzisiaj się nie przyczepi. Salon lśnił. Wielki plazmowy
telewizor raził w oczy, tuż obok znajdowało się na stoliku z ciemnego drewna
piękne akwarium z milionami kolorowych ryb, rożnego gatunku. Naprzeciw stała
kanapa i dwa zamszowe fotele do kompletu pokryte satynowymi czarnymi narzutami.
W tym pokoju jedyne co mi się podobało to bogato wyglądający żyrandol, który
był pięć razy większy od mojej głowy. Byłam pełna podziwu, że Eizo wybrał
właśnie taki... to zupełnie nie w jego stylu.
Chciałam uciec, kiedy przez
okno ujrzałam jak światło na zewnątrz domu zapala się. Następnie usłyszałam
szybkie ruchy, które ktoś wykonywał na wycieraczce tuż przy wielkich dębowych
drzwiach, i w końcu skrzypnięcie. Ciarki przeszły mnie po całym ciele,
wiedziałam że spotkania już nie uniknę, że nie zdołam uciec. Że będę musiała
stanąć z nim twarzą w twarz.
Muszę się przyzwyczaić,
skoro mam spędzić z nim całe życie. Przyzwyczaiłam się już do braku swobody,
ale nie do szalonych pomysłów i zachcianek, które mam obowiązek spełniać.
- Już jestem! - do moich
uszu doszedł gruby i stanowczy głos mojego narzeczonego. Słyszałam również jak
dyszy co oznaczało, że jest zmęczony. A kiedy jest zmęczony... jest w złym
nastroju.
Chwilę potem ujrzałam go
już bez kurtki i butów wchodzącego do salonu, usiadł obok mnie na kanapie i
posłał mi pełne miłości spojrzenie.
- Ależ ty piękna! -
wymamrotał, podziwiając mnie. Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie zaliczam się
do kategorii najbrzydszych w wiosce, ale też nie sądziłam, że grzeszę urodą. Są
sytuacje, w których nienawidzę tego, że według mojego ukochanego jestem taka
piękna.
- Dziękuję - szepnęłam
czerwieniąc się i wkładając do buzi kolejną łyżkę jogurtu, którym właśnie się
zajadałam.
- Widzę, że posprzątałaś –
zauważył. - Cieszę się, że wreszcie postanowiłaś bardziej przyłożyć się do
swoich prac domowych.
- Tak, miałeś rację -
Wstałam i wyrzuciłam puste opakowanie po jogurcie do śmietnika obok. Spojrzałam
na Eizo.
Był przystojny to prawda,
ale nie w moim typie. Miał grube i wyraziste brwi, bardzo męskie rysy twarzy i
śniadą cerę. Podobał mi się kolor jego oczu. Były tak intensywnie niebieskie,
mogłam w nie patrzeć wieki, lecz często po prostu się bałam. To właśnie ten
atut mnie zauroczył, wtedy się w nim zakochałam, nie wiedząc jaki jest
naprawdę. Prócz pięknych oczu, był właścicielem najbardziej lśniących i gęstych
blond włosów w wiosce. Grzywa opadała mu na czoło, niemal całkiem zasłaniając
oczy. Eizo był o pięć lat starszy ode mnie, lecz wyglądał na osobnika w moim
wieku.
Cholerny bogacz. Prowadził
dwa hotele w Konoha, i trzy w Sunie. Miał z nich niesamowite zyski, dlatego
nasze mieszkanie było najpiękniejsze ze wszystkich. Wyróżniało się na
zamieszkałej przez nas ulicy i wyróżniałoby się na każdej innej. Jednak to
akurat mnie nie fascynowało. Cieszyłam się, że mam wszystkiego pod dostatkiem,
ale bez jego zgody nie mogłam z tego korzystać.
- Chodź do mnie - mruknął
niespodziewanie głosem kusiciela. Znowu drgnęłam, znowu zaczęłam się bać, nie
wiedziałam co tym razem strzeli mu do głowy. Na jego przywitanie ubrałam się w
gruby zakrywający każdą część ciała zielony sweter i leginsy, zawsze tak
robiłam, i to dlatego aby nie zachwycał się moim ciałem i jego kształtami.
Udając pewną siebie
podeszłam do niego, nie chciałam okazywać strachu, choć zdawałam sobie sprawę z
tego, iż on wie, że się go boję. Jednak jakoś mu to nie przeszkadzało.
- Usiądź mi na kolanach -
dodał czule. Wykonałam prośbę. Nim zdążyłam wykonać jakikolwiek ruch, przy
swoim uchu poczułam jego oddech. - Tęskniłaś? - odgarnął moje włosy.
- Bardzo - szepnęłam tak
samo czule jak on.
- To dobrze, bo chcę cię
poczuć. - oznajmił macając rękoma każdy zakątek mojego ciała. Psiakrew, pomyślałam.
Wiedziałam że po tygodniu bez mojego ciała będzie wygłodniały jak wilk. Nie
chciałam tego, o nie. Nienawidziłam go, za to co mi robił. Jednak musiałam
udawać. Musiałam.
Cokolwiek bym zrobiła,
jeśli odważyłabym się przeciwstawić - zabiłby mnie.
- Kocham cię - szepnęłam,
nie tak czule - aby zakłócić tą atmosferę, aby zapomniał o tym co zapewne
narodziło się w jego głowie. - Przygotowałam dla ciebie kolację - dodałam
zachęcająco.
- Nie wykręcisz się -
powiedział stanowczo, dysząc. Doskonale umiał mnie przewidzieć. - Chcę cię
Sakura, kolacja może zaczekać.
Poczułam jak łzy napływają
mi do oczu, lecz zdążyłam je powstrzymać. Zawsze tak reagowałam wyobrażając
sobie co ze mną teraz zrobi. A ja nie chcę! Co ja sobie myślałam? Że zje
grzecznie kolacje, da buziaka i pójdzie spać?
Marzenia. Bezlitosne iluzje!
- W coś ty się ubrała? -
spytał poirytowany. - Nadal jesteś piękna, ale nie eksponujesz swoich atutów.
Co to za głupi sweter?
- Bardzo go lubię -
oznajmiłam, czego natychmiast pożałowałam. Eizo mocno chwycił moją twarz i
zwrócił w swoją stronę. Byłam tuz przed jego wielkimi poirytowanymi oczami.
- Co mnie to obchodzi? Dla
mnie jest ohydny. Jutro go wyrzucasz, dobrze?
Pokiwałam przerażona głową.
Eizo puścił moją twarz na której pozostały na chwilę czerwone ślady po jego
mocnym uścisku. Sekundę później poczułam jak zdejmuje ze mnie ubranie. Zostałam
w samym staniku, którego z pewnością też niedługo się pozbędzie.
- Ach, piękności moja -
wysyczał z podnieceniem błądząc ręką po moim ciele. Dla mnie było to
obrzydliwe, odrażające. Ale co ja mogłam zrobić? Słaba, o połowę mniejsza od
niego. Zabiłby mnie gdybym powiedziała mu jak bardzo go nienawidzę. - Nareszcie
cię mam.
- A ja ciebie.
- To prawda. A teraz ty
nacieszysz się mną, a ja tobą - szepnął kierując ręce na zapięcie od
biustonosza. - Stań przede mną.
Zrobiłam co kazał. Stanęłam
przed nim w pełnej okazałości. Poł naga wpatrywałam się w niego ze łzami w
oczach. w takich momentach tego nie kryłam, zawsze płakałam wiedząc co mnie
czeka. Z początku krzyczał i bił za to, ale teraz się przyzwyczaił. Nawet na to
nie reagował, nie przejmował się niczym. Chciał tylko siebie zaspokoić.
- Cudowna... - wysyczał
rozkładając ręce. - Rozbierz się.
Kiedy to zrobiłam podszedł
do mnie, po paru dotykach wziął na ręce i zabrał do sypialni. Wtedy już
szlochałam, tego wieczora też. Tak bardzo tego nie chciałam. Jednak strach brał
nade mną górę. Zawsze. Od czasu gdy go poznałam, nie umiem już go kontrolować.
A pamiętam jak to wszyscy bali się mnie… kiedy byłam silna i pewna siebie.
Kiedy przyjaciele wyciągnęli mnie z depresji po odejściu Sasuke.
Sasuke... Z jakiegoś powodu
nagle zachciałam, aby tu był. Może mnie nie lubił, może nawet nienawidził, lecz
zawsze mnie bronił. Ale to kolejne niemożliwe do spełnienia marzenie.
Drzwi do sypialni
zatrzasnęły się. Eizo zapalił dwie świece wprowadzając tym samym 'romantyczny
nastrój'. Ja, zapłakana leżałam już na łóżku czekając aż to wszystko się
skończy.
Aż w końcu umrę.
Ciekawie się zaczyna ;)
OdpowiedzUsuńTwoje opisy emocji bohaterów są naprawde dobre.
W ostatnich linijkach miałam tylko takią głupią nadzieje "Sasuke uratuj ją!"
Wiele ludzi nie lubi Sakury, mnie osobiście odrobinę denerwowała na początku, ale póxniej kiedy wzieła się za siebie i stała się silniejsza, zyskała u mnie w oczach :)
No cóż nie pozostaje mi nic innego jak tylko brać się za resztę rozdziałów ;)))
Normalnie zaniemówiłam.
OdpowiedzUsuńAż ni wiem czego się spodziewać po tym opowiadaniu.
Oczywiście w dobrym sensie :)
Takiej historii to jeszcze nie czytałam:)
Ciekawe jak się to dalej rozwinie:)
Hej!
OdpowiedzUsuńCzytałam już raz to opowiadanie, ale byłam tak zwanym "cichym czytelnikiem".
Postanowiłam więc ujawnić się i przeczytać to opowiadanie jeszcze raz.
Cóż, dla mnie będziesz zawsze wzorem i przykładem.
Piszesz świetnie.
Mało jest blogów, które czytam jednym tchem, które tak mnie pochłaniają.
Świetnie opisujesz uczucia Sakury, szkoda mi jej trochę ze względu na Eizo. >.<
Kończę komentarz i ogarniam dalsze rozdziały, mało ich nie jest. :o