środa, 31 października 2012

Rozdział 34



Dochodziło południe. Od wczorajszego dnia pogoda uległa znacznej poprawie. Pomimo tego, iż widok na naturę przysłaniały mi ciemne zasłony, widziałam doskonale przedzierające się przez nie promienie słoneczne. Toczyły ciężką i hardą walkę, lecz ja i tak uparcie nie dawałam im wygrać. Pozostałam w tej samej pozycji wlepiając wzrok w sufit. Z jakiej racji mam pozwalać by te radosne iskierki nastąpiły na moją twarz, skoro ja sama pogrążona jestem w smutku i rozpaczy? Zacisnęłam pięść w, której znajdowało się posłanie. Ze wściekłością przeleciałem wzrokiem całe pomieszczenie. Przebudziłam się już niemal trzy godziny temu. Już nie raz słyszałam na korytarzu głosy Suigetsu, który dyskutował z Juugo o dzisiejszym śniadaniu. Słyszałam jak dopytuje się dlaczego tak długo pogrążona jestem w śnie. Prychnęłam pod nosem. Nie miałam w najbliższych zamiarach powstania z łóżka. O nie. Pragnęłam związać ręce na brzuchu, zamknąć oczy i...umrzeć. Wiedziałam jednak, że to wydarzenie zalicza się do niemożliwych.
Na moich policzkach nadal widniały świeże łzy, wydobyte niecałą godzinę temu. Głowa huczała mi od bólu spowodowanego nadmiernym leżeniem. Może jednak zaliczę jakąś odprężającą kąpiel? Muszę się w końcu idealnie przygotować na mój plan. Strategię, której on zapewne będzie się spodziewał, lecz nie zatrzyma tego. Już postanowiłam. Otarłam oczy, niechętnie zwlekłam się łóżka nadal nie dopuszczając do siebie irytująco szczęśliwych promieni. Minęłam okno bez szczególnego zainteresowania. Cholera. Zastanawiałam się jak jeszcze niedawno mogłam myśleć, iż jestem szczęśliwa? Mam okropnego narzeczonego, dawna miłość o, której pragnęłam zapomnieć ponownie wtrąciła się do mojego życia, zniszczyłam rodzinę mym dwóm najdroższym osobą - na domiar tego nie potrafię pomóc Orichi'emu...Nie chciałam żeby stał się świadkiem takiego fiaska. Nie chciałam żeby kiedykolwiek widział wojnę ...
Gdy już miałam otwierać drzwi prowadzące do łazienki, usłyszałam pukanie.
 - Sakura, zejdź na śniadanie. - ten głos należał do Juugo co odrobinę zbiło mnie z tropu. Oczekiwałam pełnego pytań Suigetsu. Płowo włosy był stanowczy. Zlekceważyłam to i cicho wkradłam się do pomieszczenia by finalnie zażyć należytej kompieli - może pomyśli, że jeszcze śpię i da mi święty spokój.
 - Wiem, że nie śpisz. - usłyszałam znowu. Z wrażenia, aż upuściłam na ziemię ręcznik. On czyta w myślach czy co? pomyślałam zdegustowana. Z westchnięciem weszłam z powrotem do pokoju.
 - Nie jestem głodna. - powiedziałam do drzwi.
 - Lider chce nam przekazać ważne informacje, musisz tam być. - odrzekł. Kątem oka spostrzegłam jak klamka porusza się pod wpływem jego ruchu. Z dumą spojrzałam na kluczyk, który leżał na szafce, a także wsłuchałam się w jego ciche przekleństwo skierowane pod moim adresem.
 - Mam gdzieś co chce nam przekazać 'lider'. Chcę jeszcze spać.
 - Jest południe. - zakomunikował.
 - Wiem.
 - Tyle godzin snu, a ty nadal jesteś nie wyspana?- odpowiedziała mu cisza. Puściłam tą uwagę mimo uszu, mając nadzieje, że wróci z powrotem na dół. Lecz on był nieugięty. Raz jeszcze nacisnął na klamkę. - Otwórz mi. - powiedział grzecznie.
 - Nie chcę być na tym zebraniu.
 - Cały czas masz pretensję, że nie traktujemy cię jak członka organizacji, a kiedy jesteś wzywana, odmawiasz. To co robisz nie ma sen...
 - Kazaliście się mi nie wtrącać, więc się nie wtrącam. - warknęłam. Opadłam bezradnie na łóżko, chcąc jakoś uspokoić złość i smutek, które powoli nawracały. Juugo westchnął.
 - Za dwadzieścia minut bądź na dole. - oświadczył na koniec, chwilę później usłyszałam jego miarowe kroki.
Odszedł.
Ja nie chciałam tam iść. Chciałam ujrzeć Orichi'ego i z uśmiechem przekazać mu, iż razem ze mną i panem Osamu wraca do Konohy. Do domu. Po tym zdarzeniu wróciła bym do organizacji, Sasuke zakomunikował by, iż jego cel jest już blisko i po miesiącu zmagań pokonujemy złowrogą organizację. Następnie puszcza mnie wolno, a ja niewiele myśląc wracam szczęśliwa do Konohy przepraszając Hinate za to czego się dopuściłam.
Wracam do Eizo...
Cierpię...
Bawię się z dzieciakami, rozmawiam z Naruto i jego żoną - w owych chwilach na jakiś czas powraca radość i szczęście. Wchodzę do domu.
Cierpię...
Marudzę na siebie za to, że tak bezczynnie daje sobą pomiatać, ale nie mając siły na dalszą walkę rezygnuje z całej determinacji jaka mnie nachodzi. Nie lubię krzywdzić bliskich. Czy tego chce czy nie, Eizo zaliczał się do tej grupy, nawet jeśli nienawidziłam go całym sercem. Ależ to pokręcone. Do teraz nie mam pojęcia co powoduje, że nienawidzę go, a zarazem martwię się gdy wróci ranny z misji. Chyba zwykłe przyzwyczajenie do jego obecności.
Żyję więc w cierpieniu, w chwilowym szczęściu.
Tęsknie ...
O tak. Tęsknie. To znaczy ...tęskniła bym gdyby mój wymyślony scenariusz by się sprawdził. Brakowało by mi jego zimnego tonu, jego obelg i dziwnych, miło zaskakujących czynów, które czasami się zdarzają. Brakowało by mi entuzjazmu Suigetsu i opanowania Juugo. Najchętniej skumulowała bym wszystkich bliskich razem, w jednym miejscu. Nawet Karin...ale z Eizo miała bym poważne wątpliwości. Uchiha miał rację. Udaję silną kunoichi, a tak naprawdę potrafię tylko leczyć. Jak mogę być potężna, nie potrafiąc pozbyć się znienawidzonej osoby u, której dodatkowo umiejętności ninja sięgają zeru.
Walnęłam pięścią o poduszkę, pozbywając się tak samo niepotrzebnych myśli. Dość. Ponowiłam próbę udania się do łazienki i tym razem nic mi w tym nie przeszkodziło. Za dwadzieścia minut ponownie zawładnie mną czerń jego tęczówek, a ja będę musiała się temu przeciwstawić i dać upust swojej nienawiści. Jak mógł mi to zrobić? 'Za dużo gadałaś' - przed oczami miałam już obraz, które prezentuje mi jego odpowiedz. Zawsze gadałam za dużo i on wolał załatwiać to właśnie takimi sposobami.

Suigetsu, Juugo oraz Sasuke zasiadali już przy stole. Seledynowłosy z szerokim uśmiechem spoglądał na przygotowane dla nas potrawy. Prawdziwie zaskoczyła mnie rozmaitość pożywienia jaką otrzymaliśmy na śniadanie. Zazwyczaj zamawialiśmy zwyczajne kanapki z serem i pomidorem, jak widać mężczyzną przysniła się wspaniała uczta. Dawcą pomysłu bez wątpliwości był właśnie Hozuki. Cóż.. bądź co bądź, za sprawą Eizo żaden z nas nie musi ponosić kosztów za pobyt tutaj. Niechętnie poczęłam kierować się w stronę zarezerwowanego stolika. Wokół było tylko kilka osób. Już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, iż zaliczają się do 'wyższego szczebla'. Na szczęście nie zwracano na naszą grupkę szczególnej uwagi. Spuściłam wzrok odsuwając krzesło.
 - O, cześć Sakura. - usłyszałam zdzwiony głos Suigetsu. Skinęłam lekko głową i bez słowa zasiadłam nakładając sobie niewielką ilość jedzenia. Ani razu nie zerknęłam na Uchihę z czego byłam niezwykle dumna. Wiedziałam jedno. Nie ma co głodować tłumacząc to złym humorem. Czy Sasuke tego chce czy nie Orichi wróci do Konohy. Z jego pomocą lub bez. Jednego niech będzie pewien...
Ja się nie poddam.
 - Kiedy wyruszamy? - zwróciłam się do Juugo.
 - Sasuke nam powie. - odrzekł. Prychnęłam pod nosem niezadowolona grzebiąc widelcem w sałatce owocowej.
Pozostało mi tylko wymyśleć jakiś skuteczny plan. Zważając na moją sytuację, wymknięcie się z hotelu przed podróżą powrotną jest niemal niemożliwe. Jednak muszę dać z siebie wszystko.
 - Sakura. Nie wściekaj się. Nie lubię jak jesteś w takim nastroju.
 - Nie wściekam się.
 - Więc jesteś przygnębiona.
 - Nie jestem. - upierałam się nadal, patrząc na niego z mordem w oczach. Machnął lekceważącą ręką i włożył do ust łyżkę z kolejną porcją ziemniaków.
 - Cokolwiek się z tobą dzieje, nie podoba mi się to. - oznajmił tym razem podnosząc ton o jeden stopień.
 - Suigetsu! - warknęłam wściekła. Z tego wszystkiego uderzyłam pięścią o blat stołu, który zrzucił na ziemię kilka sztućcy. Goście przebywający w kawiarence automatycznie skierowali spojrzenia na naszą grupkę. Patrzyłam tylko jak wszystkie ciekawskie pary oczu wymierzone są w moją stronę.
 - W ogóle się nie wściekasz. - zaironizował. - Wiem, że lubisz Orichi'ego, ale Sakura...chyba lepiej żeby został w wiosce pod opieką tej całej Kin. Jeśli Madara przyuważył by go w naszej kryjówce, nie wiem czy dobrze by to się skońc...
 - Zamknij się. - przerwałam mu podnosząc rzeczy, które przez moje nieogarnięte emocje znalazły się na podłodze. Gdy wracałam do poprzedniej pozycji nie mogłam powstrzymać zaciekawienia i na ułamek sekundy przerzuciłam wzrok na Sasuke. Był dziwne podłamany, ale nie przejmował się całym zajściem i jak gdyby nigdy nic konsumował jedzenie. To wzbudziło wewnątrz mnie jeszcze więcej negatywnych emocji.
Nagle każdy zamilczał. Postanowiłam więc przerwać tą głuchą ciszę.
 - Idę na górę. Juugo powiedz mi kiedy będziemy wracać. - rzuciłem podnosząc się już z krzesła. Tak jak oczekiwałam nie dane było mi opuścić pomieszczenie w spokoju. Kiedy już odchodziłam od stołu poczułam na swoim nadgarstku mocny uścisk.
Obróciłam się zirytowana.
 - Suigetsu, mówiłam ci już żebyś ... - nagle słowa utknęły mi w gardle i mimo wszelkich starań nie chciały wyjść na zewnątrz. Owa dłoń nie należała bowiem do Hozuki'ego.
 - Usiądź z powrotem. - Sasuke nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem. - Mam kilka ważnych informacji do przekazania.
Idiota! Kretyn! Debil! Po tym wszystkim on ma czelność mnie dotykać? Wyrwałam się szybko z jego uścisku i wedle 'życzenia' usiadłam z powrotem na miejsce, najpierw jednak rzucając pod jego adresem kilka trafnych obelg. Zebrani puścili to mimo uszu.
Uchiha odsunął pusty talerz od siebie i otarł usta serwetką. Następnie wziął głęboki wdech.
 - Rozglądałem się wczoraj po Sunie i ta 'wojna' rzeczywiście będzie miała miejsce. - nie wiem z jakiego powodu z taką kpiną zaakcentował tak brutalne słowo, lecz zlekceważyłam to nasłuchując dalej. - Kazegake wie już, że morderca nie zostanie znaleziony na czas więc przygotował się na ten atak. Ludzie Natsuo podobno mają wkroczyć do wioski już dzisiaj.
Widelec, który akurat trzymałam w ręce opadł z głośnym brzdękiem na ziemię.
 - Dzisiaj!? - powtórzyłam zdezorientowana zapominając o całej nienawiści jaką do niego czułam. W tym momencie liczyły się dla mnie tylko prawdziwe informacje. Suigetsu zareagował podobnie, lecz mniej emocjonalnie.
Uchiha przytaknął.
 - Słyszałem, że byli gdzieś blisko Piasku dlatego postanowili zaatakować już dzisiaj. Kazekage dostał specjalnie ostrzeżenie. - ciągnął dalej. - Jednak wątpię aby ten atak się im powiódł.
Do rozmowy niespodziewanie wtargnął płowo włosy.
 - Wiem Sasuke, że nie mają zbyt wielu umiejętności, ale skoro zdecydowali się na taki ruch coś musi w tym być. Nie powinniśmy ich lekceważyć.
 - Suna szybko ich załatwi. - powiedział Suigetsu.
 - Nie możemy ich lekceważyć. - powtórzył się naciskając na ostatnie słowo. Przypatrywałam się temu nadal z szeroko otwartymi oczami. Nie mogłam uwierzyć, że atak planowany jest już na dzień dzisiejszy.
 - Wiadomo kiedy dokładnie zaatakują? - zapytałam nie patrząc mu w oczy.
 - Koło siedemnastej.
 - Skąd ty to wszystko wiesz, co?
 - Mam tutaj swoje tajne źródła. Zresztą to nie twój interes. - rzekł chłodno. Warknęłam tylko niezadowolona pod nosem. Tajne źródła? Ciekawe co u niego znaczą tajne źródła? Może dowiedziała bym się gdzie dokładnie zamieszkuje Deidara i to jego podpytała bym o jakieś cenne informacje? O ile wiem osiedlił się w Sunie, przynajmniej tak mi to prezentował podczas pobytu w mieście Natsuo. Mogła być równie dobrze zamknąć gdzieś na jakiś czas tą złość jaką czuje to Uchihy i zagrać wiernego Medyka? Nie. To nie wchodziło w grę, nie było to z powodowane wyłącznie moją dumą. Sasuke nie można oszukać tak banalnym pozorem. On nie myli się w ocenie charakteru. Ja, mając zdeprawowane serce mogę oszukać innych, lecz Sasuke przenika wszystko i zna wnętrze mojego umysłu, mój sposób myślenia.
Niespodziewanie usłyszałam jego chłodny ton.
 - Przed siedemnastą wyruszamy, więc bądźcie gotowi.
 - Z powrotem do kryjówki? – upewnił się Hozuki. Czarnowłosy w odpowiedzi pokiwał głową. To było do przewidzenia. Kiedy zbiera się wojna w, której on nie ma żadnego udziału, ucieka niczym tchórzliwa owca nie patrząc na żywot innych ludzi. Z początku również byłam wątpliwie nastawiona do całej tej informacji otrzymanej od Orichi’ego, jednak skoro zdecydowali się na taki ruch, sądzę – tak jak Juugo – że nie powinniśmy ich lekceważyć.
 - Mogę już iść do pokoju? – zapytałam obojętnie.
 - Tak.
I co począć? Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi od razu skierował myśli ku Orichi’emu. Nie mogę tego tak zostawić, ale z drugiej strony nie mam nic co mogłabym wykorzystać do pomocy. Warknęłam wściekła uderzając zaciśniętą pięścią o ścianę. Następnie zsunęłam się na ziemie po dębowych drzwiach. Miałam dość. Przy Sasuke tracę jakiekolwiek chęci do życia. Czuję się tak jakby w ręku trzymał strzykawkę wysysając ze mnie ostatki radości.
 - Pieprzony dupek! – ryknęłam pełnia furii. Raz jeszcze zezwoliłam słonym łzom na wydostanie się spod moich powiek. Tak. Płaczę coraz częściej. I to tylko i wyłącznie jego wina! Nawet będąc gwałcona przez Eizo nie czułam tak wszechogarniającego bólu.
Wstałam. Odszukałem po przestrzeni swoją torbę rozpoczynając tryb pakowania. Poddałam się. Nie mam już żadnego potężnego argumentu, który ostatecznie mógłby jeszcze przekonać Uchihe.
***
Do jasnej cholery. Czy to co robię jest aż tak niespodziewane? W milczeniu przetrwałem wszystkie mimiki i pomruki zdziwienia pochodzące od Suigetsu, chociaż wewnętrznie aż wrzałem by nie skarcić go za takie zachowanie. Dobrze. Może gdybym tak dosadnie siebie nie znał również zareagował bym podobnie, ale to i tak nie zmienia faktu, iż czułem się nie komfortowo mając na sobie to zszokowane spojrzenie. W każdym razie bez zbędnych pretensji postanowił włączyć się do mojego planu. Wolałem mu powierzyć ten sekret. Juugo – chodź bardziej zaufany zastrzegał by mnie przed ryzykiem jakie z tego pochodzi. Nienawidziłem słuchać takich uwag. Do bitej szesnastej krążyłem po Piasku w poszukiwaniu kolejnych informacji. Dowiedziałem się wiele nowego co wprowadziło moją strategię na odrobinę inny tor. Nie wierzyłem, że to wszystko dzieje się tylko i wyłącznie z jej powodu. Ale taka była prawda. Nie będzie wciskał samemu sobie kitów, które i tak tracąc na swojej mocy wraz z jej spojrzeniem. Po raz kolejny obserwowałem z wysokiego drzewa budynek Kazekage i ludzi do niego zmierzających. Tak jak oczekiwałem notorycznie odwiedzającym okazał się Uzumaki. Podobnie jak przekazał mi rano Orichi, Naruto ma duże znaczenie dla całej sprawy. Zdumiło mnie, iż sam zgłosił się na ochotnika, lecz dokładnie pamiętałem jego nieobliczalność jeszcze z czasów drużyny Siódmej.
Gdy wybiła godzina szesnasta trzydzieści wszyscy przebywający w Sunie członkowie Taki zebrali się na dole gotowi do dalszej drogi. Oczywiście większość tych monotonnych spraw zleciłem Suigetsu – całość musiała być idealnie zorganizowana. Wtajemniczony kompan również musiał się spakować tak aby Sakura i Juugo nie nabrali żadnych podejrzeń. Oczywiście obawiałem się, iż Hozuki nie wytrzyma do umówionej godziny i wleci do pokoju Sakury jak torpeda zdradzają jej mój plan. Tego nigdy bym nie wybaczył. Byłem świadom swego zachowania. Byłem świadom tego, że dwa dni temu zachowałem się naprawdę podle względem Haruno. Skoro rzeczywiście tak bardzo ją uraziłem swoją postawą to automatycznie zmuszało mnie do zwiększenia efektu zaskoczenia w swojej pracy.
Juugo i Suigetsu byli już gotowi. Tak jak myślałem brakowało tylko jednej osoby.
 - Juugo idź po Sakure. – rozkazałem, a ten bez słowa skinął głową wspinając się po schodach. Gdy płowo włosy był już wystarczająco daleko Suigetsu nie zamierzał tracić czasu. Zobaczyłem jak otwiera usta…
 - Rozmawiałem z recepcjonistką i o wszystkim ją poinformowałem.
 - Nie potrzebowała zgody Eizo? – zapytałem nie zaszczycając go spojrzeniem. Pokręcił głową.
 - Nie. I bardzo dobrze. Nie wiem czy wyrobilibyśmy się z tym gdyby trzeba było czekać na jego list. – odrzekł poszukując czegoś w swoim plecaku. Jemu, tak samo jak mi przeszkadzał bagaż, który tak naprawdę do niczego nie był potrzebny, jednak za jego namowami – długimi namowami – zgodziłem się na dodanie tego detalu do całej ‘niespodzianki’.
 - Powiadomiłeś jego i Karin o przedłużonym pobycie w Sunie? – zacząłem znowu bez szczególnego zainteresowania.
 - Tak. Oczywiście mieli swoje podejrzenia…
 - Jakie?
Bez zbędnych uwag wyciągnął z plecaka złożoną kartkę, tak jakby oczekiwał, iż zadam to pytanie. Zmarszczyłem brwi jak najszybciej chcąc zaspokoić swoją ciekawość. Rozłożyłem kawałek papieru i zagłębiłem się w lekturę, którą o dziwo już na pierwszy rzut oka oceniłem jaką cholernie długą.
‘Suigetsu! Nie wiem co wy tam do cholery robicie, ale ja również chcę być o tym powiadamiana. To, że jest tu Eizo niczego nie zmienia, nie mam zamiaru zdradzać mu waszych planów! Jestem jedną z Taki i chcę znać każdy wasz ruch. Sasuke-kun na pewno chce mnie o wszystkim powiadomić, ale ty go od tego odciągasz, mam rację? Czekam na jakieś informację. Przypominam, że już po raz trzeci dostałam od ciebie list z przeciągnięciem terminu powrotu! Co jak przyjdzie tu Madara? Nie mam zamiaru mu się tłumaczyć i wymyślać czegoś by ratować wasze tyłki. Wracajcie szybko lub napiszcie mi dlaczego tak się ociągacie? Trening z Madarą już się skończył! '
Karin.
 - Idiotka. – skomentowałem zgniatając kartkę w ręku i oddając ją Hozuki’emu. Zaśmiał się słysząc uwagę jaką rzuciłem pod nosem i schował list gdzieś na dole plecaka.
 - Mam nadzieje, że Madara nie postanowi złożyć nam wizyty.
 - Jestem pewny, że tak się nie stanie. Najbliższy tydzień ma spędzić na trenowaniu ludzi.
 - Sasuke. – zaczął jednocześnie drapiąc się po głowie. Gdy ujrzałem jego niepewne spojrzenie, byłem pewny, że jego propozycja lub pytanie nie przypadną mi do gustu.
 - O co chodzi? – postanowiłem zaryzykować.
 - Bo wiesz…tak sobie myślałem, że jak to wszystko się skończy…moglibyśmy zajść do jakiegoś sklepu, prawda? O ile wiem już przed wyruszeniem do Suny nasz zapas w lodówce był ubogi. – chwycił się za brzuch mrucząc z zadowolenia. - Chciałbym w końcu porządnie zjeść.
 - Jeśli zostały nam jakieś pieniądze…
 - Oczywiście, że zostały. Przecież nie płacimy za hotel.
 - W takim razie zgoda. – burknąłem odruchowo przekierowując wzrok na schody skąd dobiegło nas głośne dudnienie. Chwilę potem zza zakrętu wyszedł Juugo trzymający w ręku bagaże Sakury, które ona uporczywie starała się mu odebrać. Kolejna salwa śmiechu wydobyła się ze strony seledynowłosego.
 - Juugo nie wysilaj się, ona i tak ci to weźmie. – powiedział ochoczo gdy stanęli już przy nas. Zerknąłem na Haruno. Oprócz wściekłości na twarzy miała wyrysowany smutek i rozczarowanie – czemu się dziwić. Wredne babsko na pewno zaplanowała sobie utrudnienie tej podróży w wszelaki sposób by mi dopiec. Będę musiał w milczeniu znieść jej zachowanie i starać jak się tylko mogę by nie zmienić decyzji. Byłem pewny, że dzisiejszego dnia jeszcze nie raz wyprowadzi mnie z równowagi.
 - Możemy już iść? – zapytała krzyżując ręce na piersiach.
 - Wedle życzenia. – odrzekłem z pełną ironią. Raz jeszcze dosłyszałem się kilku obelg, a kiedy wszystko ucichło począłem kierować swoje kroki ku wyjściu. Nie czekałem długo, a cała Taka ruszyła za mną. Sakura w końcu odebrała torbę z rąk Juugo i zarzuciła ją na własne ramie.
Do bramy wioski mieliśmy, aż pół godziny drogi, a ja po przebyciu zaledwie pięciu minut miałem ochotę przygwoździć ją do najbliższego drzewa i udusić. Co chwila słyszałem jakieś uwagi dotyczące mojej ucieczki z wioski w chwili gdy rozpoczyna się wojna. Zniosłem nawet w spokoju słowo ‘Tchórz’ jakie wypowiedziała po moim długim milczeniu. Haruno naprawdę ma szczęście, że zaczęła tak na mnie działać. W przeciwnym wypadku już dawno bym się rozmyślił, jednak nie mogłem. Bo obiecałem, czego nigdy sobie nie wybaczę. Ku zdziwieniu całej naszej trójki Sakura umilkła gdy tylko doszliśmy do parku. Na uliczkach Suny panowała pustka. Kołdra nocy powoli zaczęła okrywać nieboskłon, lecz obecny stan nie utrudniał widoczności. Opatuleni w płaszcze i kaptury przemierzaliśmy ulicę nie zaważając na ciekawskie spojrzenia ludzi zza okien. Nie miałem zielonego pojęcia czy mieszkańcy wioski zdają sobie sprawę z niebezpieczeństwa jakie im grozi. Jednak ten szczegół nie wchodził w mój plan.
 - Straż przy bramie będzie podwojona. – powiedziała nagle jakby do siebie, lecz każdy z nas wyraźnie to usłyszał. Oczywiście, że będzie. I to nie tylko podwojona, lecz potrojona. Ten argument również był po jej stronie i pomógł mnie przekonać do czynu, który właśnie robię.
 - Damy rade. – jęknął Suigetsu, którego również nużyła paplanina różowowłosej.
Kolejne pięć minut podróżowaliśmy w ciszy. Musiałem być pewny, że jesteśmy już wystarczająco daleko od szpitala. Tak aby Sakura nie nabrała żadnych podejrzeń. Dziesięć minut drogi – to chyba wystarczająco dużo. Nabrałem do płuc powietrza by przygotować się na kolejne uwagi z jej strony. Musiałem powiększyć stan mojej cierpliwości, którego ona zdążyła już poważnie naruszyć. Podniosłem rękę dając znak by każdy się zatrzymał. Tak też się stało.
 - Dlaczego się zatrzymujemy? – zapytał Juugo. Niespostrzeżenie kiwnąłem głową na Suigetsu, który na znak zrozumienia jedynie delikatnie się uśmiechnął.
 - Musimy zrobić zakupy. – oznajmił wskazując na pobliski sklep. Na potwierdzenie informacji wyciągnąłem z kieszeni pokaźną sumę pieniędzy i przekazałem mu ją do ręki.
 - Teraz wzięło was na zakupy? – wtrąciła zbulwersowana.
 - Nie mamy nic na drogę. – wyjaśniłem. – W kryjówce zapewne też nic nie ma. Wątpię aby nagle Karin zapragnęła uzupełnienia naszej lodówki, tym bardziej, że musi pilnować twojego kochasia.
Posłała mi tylko mordercze spojrzenie i odpuściła. To był dobry znak. Przewidywałem o wiele gorszy scenariusz. Sakura chyba miała ochotę jak najszybciej zniknąć z tego miejsca i zapomnieć o tym, że nie była zdolna pomóc swojemu dawnemu wychowankowi.
 - Więc co chcecie? – Suigetsu przeleciał nas wszystkich wzrokiem tak jakby nasze zachcianki wypisane były w oczach. – To jest duży sklep.
 - Jakieś słodycze.
 - Słodycze?
 - Mam zwyczajnie ochotę na coś słodkiego. Podobno to uszczęśliwia. – mruknęła z grymasem na twarzy. Suigetsu pokiwał głową i przekierował wzrok na dwóch pozostałych.
 - A wy?
 - Cokolwiek. – odpowiedzieliśmy zgodnie, ale wtem coś sobie przypomniałem. – Albo nie. – dodałem.
 - To znaczy?
 - Kupcie dużo różnych składników. Długo nie będziemy mieli już następnej okazji na zakupy. Juugo idź z nim, sam tego nie pomieści w plecaku.
 - Ja mogę iść z Suigetsu.
Wiedziałem, przeszło mi przez myśl gdy zobaczyłem jak zaczyna zmierzać w stronę sklepu. Tak jak to miałem w zwyczaju chwyciłem ją za nadgarstek ciągnąć za sobą.
 - Co robisz? – warknęła zła.
 - Ty idziesz ze mną.
 - Chciałbyś! Ja lepiej zorganizuje zakupy niż oni!
 - My zajmiemy się w tym czasie strażą. – powiedziałem spokojnie nie przejmując się jej szeroko otwartymi oczami. Nim ta zdążyła jakkolwiek zareagować ściągnąłem torbę z jej ramienia i rzuciłem do Juugo, który sprawnie ją złapał nie pytając się o nic.
 - Ej! Uchiha oddaj mi to!
 - Juugo, Suigetsu. To na wszelki wypadek. Wiecie co mam na myśli mówiąc ‘duże zakupy’. Tu też coś władujcie.
 - Jasne, a ja potem będę to nosiła całe cztery godziny drogi. – mruknęła. Podeszła do Juugo w celu odebrania torby, jednak ten stanowczo pokręcił głową tłumacząc to rozkazem. Uśmiechnąłem się szatańsko widząc furie w jej oczach. Może i nadal wymieszana była ze smutkiem, ale to nie zmieniało faktu mojego uwielbienia do jej złości. Nieraz miałem ochotę głośno się zaśmiać widząc jej bezsensowne postępowania. Ale ta cecha należała chyba do grupy ‘Uroku’. Po kilku minutach pretensji Haruno finalnie prychnęła ruszając w stronę bramy.
 - Nareszcie. – mruknął Suigetsu, jednak ona nie była zdolna już tego usłyszeć. Bez zbędnych słów ruszyłem za nią wyrównując kroki. Juugo nie zdawał się być jakiś specjalnie zdezorientowany, ale widać było po nim, że nie do końca rozumiał nasze postępowanie. Kiedy Hozuki wszystko mu wyjaśni jego ciekawość zostanie zaspokojona. Kątem oka spostrzegłam jak obydwoje czekają na nasze oddalanie. Wszystko idzie zgodnie z planem.
Odruchowo przyśpieszyłem uświadamiając sobie, iż siedemnasta jest już stanowczo za blisko. Sakura z pewnością właśnie chciała taki efekt osiągnąć. Chciała wszystko przeciągnąć do tego stopnia by armia Natuso zatrzymała nas w wiosce. To dało by jej dodatkowy czas na przekonanie mnie do Orichi’ego. Jej niedoczekanie. Swoją drogą nie ukrywałem zainteresowania odzewem Sakury na tą całą sytuację. Nigdy dotąd nie robiłem 'czegoś' dla kogoś - a tu proszę. Czułam się na swój sposób fenomenalnie, ponieważ wiedziałem, że ten obecny stan zawróci o sto osiemdziesiąt stopni. Raz jeszcze narzuciłem szybsze tempo. Nie zareagowała. Grzecznie podróżowała obok co chwila poprawiając kaptur. Żaden z nas nie mógł pozwolić aby złośliwe powiewy odsłoniły nasze oblicza. Słońce powoli kryło się horyzontem. Przestrzeń wokół oblała się pomarańczem i żółcią. Kątem oka obserwowałem ją. Chciałem widzieć każdą najmniejszą zmianę w wyrazie twarzy. Sakura była jednak harda. Obojętnie monitorowała detale otoczenia. Nagle odwróciła się za siebie spoglądając na szpital. Wiedziałem dokładnie co teraz krąży wewnątrz jej umysłu. W myślach bez cienia wątpliwości żegnała się z tym miejscem przeklinając jednocześnie moje imię.
Gwałtownie zwróciła głowę z powrotem.
 - Nie lepiej na nich poczekać? - ona naprawdę odezwała się pierwsza? Zaprzeczyłem nadal wychodząc z zdumienia.
 - Nie. Stracimy jedynie czas. Muszę zająć się strażą.
 - Sam?
 - Myślałaś, że z tobą? - prychnąłem, na co ona wściekła się jeszcze bardziej. Nie przeszkadzało mi to. w takiej sytuacji nie było wyjścia żeby uniknąć jej chłodnego tonu. Należy mi się chyba jakaś kara, nieprawdaż?
 - Nie miałam zamiaru ci pomagać.
 - To dobrze bo i tak nie potrzebuje twojej pomocy. Poczekasz przy bramie na Juugo i Suigetsu, będę miał na ciebie oko.
Przez dalszą drogę nie pisnęła słowa. Tym razem nie obserwowała przestrzeni z obojętnością, lecz z wielkim poirytowaniem. Westchnąłem. Do teraz nie mogłem uwierzyć, że naprawdę to robię. Po kilku kolejnych minutach dotarliśmy na miejsce. Spodziewałem się obrazu jaki tam zastałem, jednak jak widać zielonooka wręcz przeciwnie. Ukryliśmy się między dwoma wysokimi budynkami, tuż za nami znajdował się mały plac zabaw dla dzieci. Nawet nie byłem świadomy jego obecności - lepiej dla mnie. Spojrzałem na nią. Mieliśmy idealny widok na olbrzymią bramę, która bynajmniej nie była samotna. Wręcz przeciwnie - towarzyszyła jej spora grupka osób.
***
 - N...Naruto? - wyjąkałam nie dowierzając własnym oczom. Może Sasuke na złość dosypał mi czegoś do śniadania? Przecież to niemożliwe aby tu był. Zdawałam sobie sprawę, że znajduje się w wiosce - tak blisko mnie, lecz nie oczekiwałam go tutaj. Więc teraz...jak Sasuke planuje uciec? Zerknęłam na niego będąc pewna, że go zatkało, lecz on stał spokojnie tak jakby to wszystko było przewidziane.
Nie mogłam się powstrzymać.
 - Co to ma znaczyć do cholery!? - krzyknęłam ściskając go za kawałek płaszcza. - Dlaczego on tutaj jest razem z ...nimi..?
Uzumaki stał tyłem do nas, a tuż przed sobą widział bramę wioski przy, której stała grupka około trzydziestu osób. Natychmiast poznałam osobnika stojącego na czele tego fiaska. To ludzie Natuso! Już przybyli, ale co ma do tego mój przyjaciel? Spojrzałam na Uchihe z większym mordem chcąc wymusić odpowiedź.
 - Przestań się denerwować.
 - Jak mam się nie denerwować!? Dlaczego Naruto tu jest, i dlaczego oni są razem z nim!?
 - Naruto z nimi rozmawia.
 - Rozmawia? - powtórzyłam raz jeszcze wlepiając w nich wzrok. Rzeczywiście, usta blondyna się nie zamykały. Przedstawiały Kirimo różne rzeczy, których ja niestety nie byłam w stanie dosłyszeć. Oczywiście o niczym nie mam zielonego pojęcia - standard, ale ważniejsze było to jak się teraz czułam. Pragnęłam tam podbiec i wyściskać Uzumaki'ego...tak dawno go nie widziałam. Tak dawno nie mogłam dostrzec jego twarzy na, której teraz zamiast szerokiego uśmiechu widniała śmiertelna powaga. Wyczuwałam to, chociaż jedynie co mogłam ujrzeć to znak na jego plecach. Puściłem Uchihe robiąc krok w przód. Przecież mam teraz świetną okazję! Przecież bez żadnych zbędnych słów mogę krzyknąć jego imię i pozwolić mu zawalczyć o moje odzyskanie. Ale to równało by się walką wywołaną miedzy nimi obojga, czego nie chciałam. Wyniki tej bitwy nie były by przesądzone, co do zwycięscy miała bym grube wątpliwości. Tym bardziej do ran i obrażeń na ciele przegranego. Zacisnęłam pięści powstrzymując swoje nogi przed wykonaniem kolejnych kroków w kierunku słownej batalii.
Do rozmowy dołączyło się kilku innych stojących obok Kirimo, teraz to oni patrzyli sceptycznie na Hokage Ukrytego Liścia i wyrażali się z istną kpiną. Wtem poczułam jak coś ciągnie mnie do tyłu.
 - Nie próbuj swoich sztuczek. - warknął. - Wiem, że chcesz tam iść, ale nie mogę ci na to pozwolić. Przyprowadziłem ciebie tutaj bo ci ufam.
 - Jak ty możesz....! - już miałam zamiar rzucić kolejne uwagi pod jego adresem, lecz powstrzymałam się. Ostatnie słowa jakie padły z jego ust wprawiły mnie w zupełnie osłupienie. Sasuke widząc to odchrząknął, kontynuując.
 - To, że teraz mnie nienawidzisz nie oznacza, że z mojej strony coś się zmieniło. Sakura. Idę mu pomóc. - zakomunikował bez emocji.
 - Przecież tu powinno być mnóstwo straży, a nie sam Naruto! - krzyknęłam przerażona wizją blondyna, który samotnie stawia czoła całemu zespołowi. Sasuke nie odpowiedział. Z jego strony nic nie uległo zmianę. Ten sam chłodny wyraz twarzy cierpliwie lustrował teren przed sobą.
 - Wiedziałeś o tym wszystkim? - mój głos drżał. Sasuke pokiwał głową. - To dlaczego mi nie powiedziałeś? I ..czemu właściwie chcesz pomóc?
 - Powiedziałem ci przecież, że postaram się coś z tym zrobić. Kazekage chciał z nimi walczyć, ale Naruto postanowił najpierw porozmawiać. Zrobię coś z tym bo znam ich o wiele lepiej niż on sam.
 - Sasuke ...
 - Nie mogłem ci powiedzieć bo jak zwykle nic do ciebie nie dochodziło. - rzekł twardo, a na wspomnienie o mojej postawie zmarszczył brwi.
 - Ogłuszyłeś mnie! - byłam pod wrażeniem, ale chciałam bronić się ostatkami sił. Czułam, że teraz cała wina spada na mnie. Przecież to ja zostałam zraniona, przecież to on pozbawiony jakichkolwiek uczuć zabronił mi pomagać Orichi'emu. Dlaczego w owym momencie gryzło mnie sumienie? Sasuke zbliżył się jeszcze bardziej. Po raz kolejny drażnił mnie jego oddech. Wiedziałam już, że moje policzki oblała dorodna czerwień.
 - Powiedziałem ci, że nie lubię jak się mazgaisz. - jego ton nadal był chłodny. Przełknęłam ślinkę. - Poza tym nie chciałem siłą targać cię do hotelu.
 - Mogłeś mnie zostawić...
 - Jasne. - prychnął. - Tuż obok w siedzibie Kazekage znajdował się Naruto. To naprawdę byłby świetny pomysł.
Zamilkłam.
 - Stój tu i nigdzie się nie ruszaj. Suigetsu również o wszystkim wie, zaraz tu przyjdzie i wracamy do kryjówki. Pamiętaj, że Naruto nie może cię zobaczyć.
Nadal nie mogłam wyjść ze zdziwienia. Minęło dobre kilka minut zanim dałam znać czarnowłosemu, iż rozumiem jego słowa. Nie spodziewałam się po nim takiego zachowania. Jednak kiedy oznajmił o konwersacji jaką ma zamiar z nimi przebyć, moje serce napełniła niespotykana pewność o sukcesie tego postanowienia. Już gdy po raz pierwszy odwiedzałam wioskę Natsuo widziałam jakim szacunkiem darzą Uchihę. Był dla nich kimś ważnym - w końcu to on ratował ich miasto z niebezpieczeństwa. Oczywiście to niebezpieczeństwo było dosyć przesadzone, jednak każdy ma własne przewrażliwienia. Zobaczyłam jak Uchiha znika mi sprzed oczu, a chwile później pojawia się tuż obok Naruto. Blondyn, aż się cofnął widząc przybysza. Wedle rozkazów Sasuke zatrzymałam przepływy swojej chakry w razie gdyby mój przyjaciel stał się bardziej czujny. Ta cała złość i nienawiść jakby właśnie odeszła.
A dlaczego miała by pozostać? On równie dobrze mógłby wszystko zignorować i opuścić Piasek. Dlaczego więc zdecydował się na taki ruch? Nawet mi niczego nie obiecał, więc tłumaczenie zwykłego honoru nie wchodziło w grę. Przypatrywałam się w niego jak zaczarowana delikatnie wychylając się zza ścian budynku. Zapomniałam nawet o obecności przyjaciela, który przecież jeszcze przed chwilą włożył we mnie dodatkową ilość rozpaczy. Sasuke był tak spokojny i opanowany. Zupełnie nie reagował na krzyki zdumienia z obu stron. Podszedł do Naruto i najzwyczajniej w świecie przedstawił mu swój plan. Przynajmniej tak myślałam oceniając reakcję blondyna.
 - To jakieś kpiny! - tym razem Kirimo krzyknął tak głośno, iż nawet ja byłam w stanie to określić. Armia wydawała się być dość niebezpieczna. Nic dziwnego, że mieszkańcy siedzieli zabarykadowani w domach czekając na swój koniec. Chciałam pomóc, ale wiedziałam, że jeśli to zrobię zawiodę Sasuke.
On też mnie zawiódł.
Tyle, że zrobił coś aby zaprzestać temu stanowi. Nie widziałam co o tym myśleć. Szok to było nie trafne określenie. Przybycie Naruto, czyn Sasuke - tego było za wiele. Spuściłam wzrok czekając na koniec. Nie mogłam nic zrobić tylko obserwować i wierzyć w powodzenie ich obu.
Nagle moje kąciki ust powędrowały do góry. O tak. Poczułam się jak członkini drużyny siódmej. Poczułam się jak siedem lat temu na misji. W końcu to zawsze ja stałam z boku obserwując jak walczą, teraz padła na mnie taka sama rola. To chyba jakieś przeznaczenie. Jednak wtedy...bałam się im pomóc, a teraz wręcz mnie do tego ciągnie, ale nie mogę...
***
 - Dlaczego to robisz? - kolejne pytanie, które padło z jego ust. Cholera jasna. Czy nie mógł sobie znaleźć innego momentu na zadawanie idiotycznych pytań? Jesteśmy w środku słownej wojny, te jego pogaduszki tylko uniemożliwiają mi myślenie.
Wkurzyłem się, gdy doszło do mnie, że Sakura ukryła chakrę. Naruto mógł być równie dobrze skupiony i wyczuć, że czegoś w otoczeniu nagle zabrakło. Na szczęście nie wypowiadał się na ten temat więc nie zagłębiałem się dalej tylko przerzuciłem stanowcze spojrzenie na całą bandę mojej ofiary. Kto by pomyślał, że ten czyn doprowadzi do takiej katastrofy. Naruto zamiast się skupiać wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem. Chyba rzeczywiście stanowię dla niego nie małą atrakcję. Głąb...
 - To jakieś kpiny! - ryknął zastępca przywódcy. Przynajmniej tak to wyglądało, wnioskując po sposobie ich ustawienia. Nasz rozmówca był na samym przodzie, reszta trzymała się daleko z tyłu. - Dlaczego mielibyśmy przerwać atak?
 - Znam mordercę. - powiedziałem zgodnie z prawdą. - Już dawno opuścił wioskę. Dlaczego mielibyście ją atakować?
 - Bo to w tej wiosce zabito naszego szeryfa! - upierał się dalej. Reszta tylko klasnęła w dłonie przyznając rację przywódcy. Od razu zrobiło się głośniej. Uzumaki przysunął się bliżej.
 - Naprawdę znasz morderce? - chciał abym to pytanie znał tylko ja, lecz kilku naszych wrogów również ruszyła ta uwaga. Pokiwałem głową. Akurat co do tego byłem pewny w stu procentach.
 - Znam. - odrzekłem.
 - Powiedz nam! - zawołał ktoś z tłumu.
 - Powiem. - na mojej twarzy pojawił się szatański uśmiech. - Powiem jeśli natychmiast opuścicie wioskę. Gdy skończę treningi przybędę do waszego miasta i wyjawię prawdę.
Na moim czole pojawiła się żyłka symbolizująca podwyższenie temperatury krwi. Kilka osób z grupy z politowaniem pokręcili głową, inni z kolei zaśmiali się głośno nie chcąc pojąć mych słów. No pięknie. Tak naprawdę sądziłem, że pójdzie dużo łatwiej, ale cóż...przeliczyłem się. Muszę szybko coś wymyślić nim ten atak naprawdę się im powiedzie.
 - Co was tak śmieszy? - wtrącił Uzumaki.
 - Sasuke. - przywódca zwrócił się do mnie, ignorując obecność Hokage. - Natsuo może ci ufał, ale to nie znaczy, że ja również. Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę?
 - Gdybym nie przybył do was z tą informacją to oczywiste, że raz jeszcze zaatakowalibyście wioskę. Jaki sens miało by moje oszustwo?
To zdanie chyba przemówiło im do rozsądku. Irytowało mnie tylko, iż  bezustannie czuję na sobie spojrzenie blondyna. Zerknąłem na niego ostrzegawczo, lecz on zachowywał się jakby w ogóle nie zauważył mojej złości. Nadal wpatrywał się we mnie z wyrzutem, który dodatkowo zawierał pewnie zdziwienie.
 - Wszędzie cię szukaliśmy. - oznajmił nagle szef wrogiej strony. - Byliśmy niemal w każdej wiosce.
 - U mnie też byli. - zadeklarował Naruto.
 - Wiem o tym. - odpowiedziałem nie odrywając od niego wzroku. Może da mi jakieś znak? Może razem coś zdziałamy, chociaż czułem, że moje zwycięstwo jest coraz bliżej. Czułem również jak mój dawny przyjaciel ostatkami sił powstrzymuje się przed zadaniem kolejnych pytań. Świadomość tego, iż nie uzyska nie na odpowiedzi zatrzymywała go.
 - Więc gdzie byłeś? - powtórzył pytanie.
 - Ćwiczyłem pod okiem trenera w jego kryjówce. Zresztą to nie wasz interes. Przystajecie na moje warunki czy nie?
 - Jeśli odpowiesz na jeszcze dwa pytania zgodzę się.
Zmarszczyłem brwi. Taka tajemniczość nie była częścią mojego planu. Nawet jej nie oczekiwałem. Jednak to nie był Natuso, on by może nie zadawał dodatkowych pytań. To był mieszkaniec jego wioski i najwyraźniej prawa ręka. Znałem dobrze to twarz, ale najlepiej kojarzyłem ją z ostatniego pobytu jaki miał miejsce z Sakurą. Ryzykować czy nie? Za cholerę nie wiem czego mogę się po nim spodziewać! To wywołało u mnie jeszcze więcej gniewu. Ponownie zerknąłem na Naruto.
 - Zrób to. - szepnął. - Nawet nie wiesz co przeżywa Gaara.
'Kurwa'. Jemu może przychodziło tak łatwo przystać na tą propozycję. Szczególnie, że on również może uzyskać wtedy jakieś potrzebne informację. Miałem ochotę pozabijać całą tą zgraję. Może i nazywają mnie mordercą, ale honor to moje drugie imię. Jeśli słowo się rzeknie, koniecznie musi zostać dotrzymane. Zaryzykuje. To tylko dwa pytanie. A ja nazywam się Sasuke Uchiha.
 - Dobra. - westchnąłem nie tracąc czujności. - Dwa pytania, a potem zmiatać stąd.
 - Tak więc umowa. - uśmiechnął się złowieszczo. To napełniło mnie jeszcze większymi wątpliwościami. Chociaż dobrze kamuflowałem kłębiące się wewnątrz uczucia, Uzumaki jakimś cudem je wyczuł i uniósł do góry kąciki w celu dodania otuchy. Nie odwzajemniłem gestu. Spojrzałem z mordem na władcę kretynów i czekałem na wyrok. Żeby tylko nie padło jej imię!
 - Pytanie pierwsze. - zaczął pokazując jeden z palców. - Dlaczego tak bardzo zależy ci na chronieniu Suny? O ile wiem wioski od zawsze były ci obojętne.
Odetchnąłem. To pytanie należało do łatwiejszych.
 - Ten atak wywoła konflikt. Macie zapewne świadomość, że Kazekage wezwał wielu władców z innych wiosek. Poza tym aktualnie przebywa tu mój znajomy.
 - Kto?
 - To drugie pytanie?
 - Nie. - powiedział zgrzytając zębami. W odpowiedzi posłałem mu kpiący uśmieszek. Nasz rozmówca wykonał kilka kroków do przodu, ja również. Pachniał dokładnie tak jak jego poprzednik, tyle, że on był znacznie młodszy i tryskał o wiele większą energią. Zdziwiło mnie również to, iż jego ubranie nie należało do stylu małego miasteczka. - Pytanie drugie. - przed nosem przeleciały mi dwa palce.
 - Więc?
 - Czy to przypadkiem nie ta twoja dziwka zabiła Natsuo?
Zamarłem.
Naruto aż podskoczył słysząc wypowiedziane przez niego zdanie, a konkretniej jedno słowo obok, którego wręcz zabronione było obojętnie przejście.
 - Dziwka? - powtórzył blondyn z niemałym zdziwieniem. Zignorowałem go i w dalszym ciągu maltretowałem przybysza morderczym spojrzeniem. Może jej imię nie padło, ale fakt, że o niej wspomniał również zagrał mi na nerwach. Pokręciłem szybko głową tak aby nie zauważył mojego wahania.
 - To nie ona. - powiedziałem.
 - Skąd możesz to wiedzieć? Walczyła z nim i nie raz próbowała się zemścić, jestem pewny, że to również jej sprawka. Przez tą idiotkę nasze miasto pozbawione zostało szeryfa! Nie znajdziemy drugiego Natuso, wszystko legło z gruzach za sprawą tej ró...
 - Powiedziałem, że to nie ona! - ryknąłem. Mężczyzna cofnął się kilka kroków słysząc srogoś w mym głosie. - I nie jest żadną dziwką. - dodałem z naciskiem na ostatnie słowo.
 - Więc dlaczego teraz nie zdradzisz nam sprawcy?
 - Chce mieć pewność, że zostawicie Sune w spokoju.
 - Więc on ukrywa się tutaj.
 - Nie.
 - To dlaczego masz wątpliwości ...
 - Nie ufam wam! - przerwałem mu wściekle. Cholera jasna. Gdyby ten stary zboczeniec tu był z pewnością poszło by mi o wiele łatwiej. Ale nie! Ja oczywiście musiałem go zamordować nie bacząc na konsekwencje. Co ja sobie w ogóle wtedy myślałem? Zupełnie nie patrzyłem na ważność jego osoby. Natuso był jak Kage tylko znacznie mniejszej nacji.
 - Hej! - tuż obok usłyszałem wołanie blondyna. - Czy wasze miasto przypadkiem nie zostało ogłoszone neutralnym? Taki stan zakazuje wam atakować i wzniecać wojny!
O dziwo uwaga ta była dosyć trafna. Przez natłok myśli zupełnie zapomniałem o tym szczególe. Razem z Uzumaki'm wbiliśmy w grupkę oczekujące spojrzenia.
 - Teraz wszystko się zmienia. - odparł z jadem w głosie.
 - Rezygnujecie z neutralności?
 - Chyba na razie będziemy musieli. Nie darujemy temu kto dopuścił się tego czynu. Sasuke. - raz jeszcze odniósł się do mnie. - Przystaniemy na twoje warunki, ale jeśli w ciągu tygodnia nie zobaczymy cię w mieście gorzko tego pożałujesz. W tym czasie sięgniemy do innego źródła informacji.
 - Jakie źródła? - spytałem podejrzliwie. Mężczyzna spojrzał na Uzumaki'ego.
 - Przekaż Kazekage, że zostawiam tu dwóch moich towarzyszy. Razem z nimi przenocujemy dzisiaj w Sunie by dowiedzieć się czegoś więcej. Może ostatecznie Sasuke nie będzie musiał się tak fatygować.
 - Nie ma mowy! - zaprzeczył gniewnie. - Skąd mogę mieć pewność, że nic nie zrobicie.
 - Zapewniam, że nikomu nie stanie się krzywda. Chcemy tylko poszukać informacji. Rano już nas nie będzie.
***
To nie wyglądało obiecująco. Kirimo non stop obserwował wszystko z kpiną. Wydawał się nie być przekonany do argumentów Naruto i Sasuke. Naprężyłam mięśnie, byłam cholernie podenerwowana. Błagałam wszelkie siły i istoty, które znajdują się w niebiosach aby z tej konwersacji nie narodziła się żadna niepotrzebna walka. Raz po raz wychylałam się zza ściany budynku oceniając sytuację. Za każdym razem uzyskiwałam ten sam efekt. Widziałam jak mężczyzna powoli podchodzi do Sasuke, a ten robi to samo. Wstrzymałam oddech. Na szczęście przez dłuższy okres czasu żaden z nich nie sięgnął po swoją broń. Naruto był za to kompletnie ogłupiały. Ledwo co powstrzymywał się od sięgnięcia do kabury. Wielki Hokage Wioski Ukrytej w Liściach. Jestem pewna, że gdyby ta dwójka zjednoczyła siły całe zgromadzenie osób nie miało by z nimi najmniejszych szans. Niestety, sądząc po pewności siebie jaka kipiała z ich oczu miałam wątpliwości. Byłam pewna, że za tymi złośliwymi uśmieszkami kryję się tajna broń.
Zmęczona ciągłą adrenaliną jaka rodziła się wewnątrz mnie zwróciłam się w stronę placu. Oparłam się o ścianę i głęboko westchnęłam. Umysł huczał od ciągłego pytania: 'Dlaczego?'. Tak bardzo chciała bym w końcu uzyskać każdą potrzebną mi odpowiedź z jego strony. Zachowanie Sasuke jest niepojęte. Nigdy nie przypuszczała bym, że zadecyduje pomoc Naruto w przegonieniu zbiór pragnących pomścić swojego zmarłego władcę. Jednak Uchiha wie chyba najlepiej co oznaczała słowo 'zemsta' i to on poważnie przemówi im do rozsądku.
 - Skończ to szybko. - szepnęłam wyobrażając sobie, iż jest w stanie to słyszeć. Chciałam z nim jak najszybciej porozmawiać i wszystko wyjaśnić.
Naraz poczułam zbliżającą się chakrę - nader znajomą chakrę. No pięknie! Suigetsu już się zbliża, a Sasuke nadal stara się wraz z Naruto przekonać tych zbirów do zaprzestania  ataku. Słońce do tej pory uporczywie walczyło by nie ukryć się za horyzontem. Poczułam przyjemnie powiewy wiatru świadczące o stopniowym zaniżaniu temperatury. Tak bardzo się obawiałam wyniku wydarzenia, które ma miejsce za mną.
 - A więc Sasuke się udało. - wtem ujrzałam jak zza zakrętu wyłania się seledynowa czupryna. Oczekiwałam właściciela głosu, lecz nie słów jakie padły z jego ust.
 - O co ci chodzi? Sasuke nadal stara się ...
Wtedy do Suigetsu dołączyła jeszcze jedna osoba. Osoba, która sprawiła, że moje serce biło dwa razy szybciej. Osoba za, którą tak bardzo tęskniłam i z powodu, której ostatnie dni spędziłam ze łzami w oczach. Bujna brązowa grzywa wczuła się w rytm chłodnych powiewów i poraziła mnie swoim blaskiem. Jednak po krótkiej chwili całą uwagę zdecydowałam się skupić na oczach. Pięknie, olbrzymie, zielone - swoim czarem nie jednego za pewne potrafiły uwieść. Dziecięcy urok był wręcz wpisany w jego krew.
Ów przybysz spojrzał na mnie. Z początku nieco zawstydzony krył sie za nogami podchodzącego bliżej Suigetsu, lecz kiedy ten poklepał go delikatnie po ramieniu, maluch natychmiast się rozpromienił i wyprzedził towarzyszącą mu osobę.
 - Sakura-chan. - powiedział cicho zatrzymując się jakieś dwa metry przede mną.
Umarłam. Nie dosłownie, oczywiście. Lecz na te kilka sekund zdawałam się być odłączona od świata zewnętrznego. Co to wszystko ma znaczyć? Zerknęłam na Hozuki'ego, ale wyłącznie na moment. Posłał mi ciepły, pozbawiony jakiegokolwiek wahania uśmiech. Nie. O nie. Jego wyraz twarzy wcale nie prezentował się tak perfekcyjnie podczas wizyt w szpitalu. Do teraz pamiętam jego wątpliwości w związku z naszymi działaniami. Z tego wszystkiego zmuszona byłam przetrzeć oczy - czy to aby nie sen?
 - Orichi? - wydusiłam drżącym głosem. - Co on tu robi? - zwróciłam się do kompana.
 - Przyprowadziłem go do ciebie. - odrzekł.
 - Przyprowadziłeś?
 - Widziałem jak się o niego martwisz.
Nagle się ożywiłam.
 - On nie może tutaj być! -  mówiłam wbijając wzrok w czubki swoich butów. - Przecież on nas zabije jak się dowie co zrobiłeś!
 - Kto? - Orichi odezwał się swoim niewinnym dziecięcym głosikiem.
Zamilkłam. Czekałam, aż to Hozuki zareaguje na jego pytanie. Jednak ten jak gdyby nigdy nic stał, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Zaczęło mnie to irytować. Ja byłam kłębkiem nerwów w czasie gdy on patrzył na wszystko ze spokojem. No odpowiedz mu, rozkazałam w myślach zaciskając zęby. Próbowałam dać mu jakoś znak. Wtem zaśmiał się.
 - Hę? - wyjąkałam nic nie rozumiejąc.
 - Orichi. - zaczął nie ukrywając swojego rozbawienia. - Może ty jej wszystko wytłumaczysz.
 - Suigetsu, to nie jest śmieszne! - krzyknęłam zdesperowana nie zważając na zdradzenie prawdziwego imienia kompana. Chciałam do niego podejść, lecz brązowowłosy wszedł mi w drogę uśmiechając się niewinnie.
 - Nie złość się tak, Sakura-san.
 - Będzie wściekły. - warknęłam. Zlekceważyłam słowa chłopczyka i nadal wpatrywałam się w seledynowłosego z rosnącym wewnątrz gniewem.
 - Pan Sasuke? - Naprawdę dzisiaj dosypano mi coś do jedzenia. Zresztą to dosyć podejrzane, że Taka sama zamówiła sobie dzisiaj posiłek. Tym razem szeroko otwarte oczy przeniosłam na malucha stojącego przede mną. Kąciki jego ust uniosły się promiennie do góry
 - Co ty powiedziałeś? - szepnęłam starając się opanować nachodzący mnie szok - po raz kolejny. O co tutaj do cholery chodzi!? Cała ta sytuacja zaczęła mnie porządnie denerwować. Patrzyłam to na Hozuki'ego to na malucha. Żadne z nich nie pozwoliło odczytać rozwiązania zagadki ze swojej twarzy. Zadecydowałam, że bardziej wiarygodne informację otrzymam od młodszego towarzysza.
 - Orichi. - powiedziałam raz jeszcze. - Co tu się dzieje?
 - Idę z tobą Sakura-san. - odrzekł spokojnie.
 - Słucham!?
 - Idę z tobą! Pan Sasuke mi pozwolił. Obiecał również, że po tym wszystkim sprawdzi czy z Yo wszystko w porządku!
Dopiero po minucie milczenia dotarło do mnie, iż moja buzia jest szeroko rozwarta. Złączyłam szybko usta, jednak wciąż nie potrafiłam dość do spokojnego stanu. Chwilę temu uważałam, że zachowanie Sasuke to za wiele, teraz jestem już całkowicie ogłupiała. Czyżby Uchiha ...
 - Tak Sakura. - odpowiedz na moje pytanie dał mi nie kto inny jak Suigetsu. Spojrzałam na niego. Był taki szczęśliwy, szeroko uśmiechnięty. Nadal na mnie patrząc podrapał się zawstydzony po głowie. - Wiesz sam byłem zdumiony jego postanowieniem, ale jak mi powiedział to nie potrafiłem odmówić.
Zakończył wypowiedź. Nie. Nie byłam zdolna wydukać chociaż jakieś bezsensowne zdanie. Członek Taki widząc moją minę zaśmiał się jeszcze głośniej.
 - Ale ...jak ...
 - Spokojnie. Opowiedziałem Sasuke co Orichi przeżywa w domu dziecka. Szczerze, kiedy informowaliśmy opiekunkę, że zabieramy Orichi'ego i niedługo dostanie potwierdzenie, że został przyjęty do Konohy nie wyglądała na jakoś specjalnie przejętą. Miałaś rację, warunki w tym domu dziecka są naprawdę okropne. Sasuke powiedział, że już mu obiecał, iż pójdzie z tobą. Nawet jak teraz przekonają ludzi Natsuo, zabierzemy malucha do Konohy. A tak przy okazji - wie już jak mam naprawdę na imię.
 - Okłamałaś mnie Sakura-san! - dodał oburzony zielonooki. - Ale wybaczam, bo Suigetsu wytłumaczył mi, że to na potrzeby misji. Ale nie martw się, obiecałem panu Sasuke, że słówkiem nie piśnie o was w Konoha!
 - Nie mogę w to uwierzyć. - tak naprawdę ów słowa rzuciłam na wiatr. Od tak sobie. Byle tylko dać im znak, że wciąż przebywam w świecie żywych. Raz jeszcze salwa śmiechu rozniosła się po przestrzeni tym razem dołączył do niej maluch. Słońce widniało przede mną, a ja upajałam się jego ostatnimi chwilami. Ostatnie promienie poraziły mnie, przez co zmuszona byłam przymrużyć oczy. Gdy światło zanikło, a wielka ognista kula schowała się za linią ziemi, poczułam jak krystaliczna ciecz spływa po moich policzkach.
 - Nie płacz, Sakura... - westchnął z rozbawieniem Hozuki. Nie słuchałam go. Nie chciałam. Jak oszalała rzuciłam się na Orichi'ego tuląc go mocno i wypłakując w jego ramię. Już nie interesowały mnie te wszystkie chwile w, których powtarzałam mu, iż płacz w niczym nie pomaga. To było nieistotne. Mały odwzajemnił uścisk, a zaraz potem Suigetsu kucnął obok. - On nie jesteś taki zły jak się wydaje, prawda?
Niewiele myśląc skinęłam głową śmiejąc się i płacząc jednocześnie.
Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.
Sasuke...ale jak? Kiedy? Czy to w ogóle możliwe...
Jak tylko przetrawię nadeszłe informacje, gdy tylko się z nimi oswoję, będę czekała na miliony wyjaśnień ze strony ich obojgu...To było zbyt piękne.
 - Nie płacz, Sakura. - Suigetsu ponownie powtórzył tak dobrze znane mi słowa i zaczął się śmiać razem ze mną. - Wiesz, że przez tego małego nie zdążyłem zajść do sklepu, teraz za karę idziesz tam ze mną i co gorsza pomożesz mi nieść zakupy.
Tak pójdę. Pójdę i będę się cieszyć, a wszystko co związane z szarą rzeczywistością wyjaśnię później.

1 komentarz:

  1. Jeeeeeeeeeeeeeeeej, pan Sasuke jest wspaniały. Pomoże Naruto i zabierze Orochiego razem ze sobą, a wszystko po to, aby uszczęśliwić Sakurę. Gdyby zrobił coś takiego kilkanaście rozdziałów temu, nie uwierzyłabym, ale teraz to nawet do niego podobne.
    Wyobrażam sobie jak różowa musiała być szczęśliwa, gdy zauważyła tego malucha. ;) Aż się łezka w oku kręci.
    Jeszcze kiedyś ktoś powie, że Uchiha to zły człowiek i morderca to ukatrupię. -.-

    OdpowiedzUsuń