Dochodziło
południe. Od wczorajszego dnia pogoda uległa znacznej poprawie. Pomimo tego, iż
widok na naturę przysłaniały mi ciemne zasłony, widziałam doskonale
przedzierające się przez nie promienie słoneczne. Toczyły ciężką i hardą walkę,
lecz ja i tak uparcie nie dawałam im wygrać. Pozostałam w tej samej pozycji
wlepiając wzrok w sufit. Z jakiej racji mam pozwalać by te radosne iskierki
nastąpiły na moją twarz, skoro ja sama pogrążona jestem w smutku i rozpaczy?
Zacisnęłam pięść w, której znajdowało się posłanie. Ze wściekłością
przeleciałem wzrokiem całe pomieszczenie. Przebudziłam się już niemal trzy
godziny temu. Już nie raz słyszałam na korytarzu głosy Suigetsu, który
dyskutował z Juugo o dzisiejszym śniadaniu. Słyszałam jak dopytuje się dlaczego
tak długo pogrążona jestem w śnie. Prychnęłam pod nosem. Nie miałam w
najbliższych zamiarach powstania z łóżka. O nie. Pragnęłam związać ręce na
brzuchu, zamknąć oczy i...umrzeć. Wiedziałam jednak, że to wydarzenie zalicza
się do niemożliwych.
Na
moich policzkach nadal widniały świeże łzy, wydobyte niecałą godzinę temu.
Głowa huczała mi od bólu spowodowanego nadmiernym leżeniem. Może jednak zaliczę
jakąś odprężającą kąpiel? Muszę się w końcu idealnie przygotować na mój plan.
Strategię, której on zapewne będzie się spodziewał, lecz nie zatrzyma tego. Już
postanowiłam. Otarłam oczy, niechętnie zwlekłam się łóżka nadal nie
dopuszczając do siebie irytująco szczęśliwych promieni. Minęłam okno bez
szczególnego zainteresowania. Cholera. Zastanawiałam się jak jeszcze niedawno
mogłam myśleć, iż jestem szczęśliwa? Mam okropnego narzeczonego, dawna miłość
o, której pragnęłam zapomnieć ponownie wtrąciła się do mojego życia,
zniszczyłam rodzinę mym dwóm najdroższym osobą - na domiar tego nie potrafię
pomóc Orichi'emu...Nie chciałam żeby stał się świadkiem takiego fiaska. Nie
chciałam żeby kiedykolwiek widział wojnę ...
Gdy
już miałam otwierać drzwi prowadzące do łazienki, usłyszałam pukanie.
- Sakura, zejdź na śniadanie. - ten głos
należał do Juugo co odrobinę zbiło mnie z tropu. Oczekiwałam pełnego pytań
Suigetsu. Płowo włosy był stanowczy. Zlekceważyłam to i cicho wkradłam się do
pomieszczenia by finalnie zażyć należytej kompieli - może pomyśli, że jeszcze
śpię i da mi święty spokój.
- Wiem, że nie śpisz. - usłyszałam znowu. Z
wrażenia, aż upuściłam na ziemię ręcznik. On czyta w myślach czy co? pomyślałam
zdegustowana. Z westchnięciem weszłam z powrotem do pokoju.
- Nie jestem głodna. - powiedziałam do drzwi.
- Lider chce nam przekazać ważne informacje,
musisz tam być. - odrzekł. Kątem oka spostrzegłam jak klamka porusza się pod
wpływem jego ruchu. Z dumą spojrzałam na kluczyk, który leżał na szafce, a
także wsłuchałam się w jego ciche przekleństwo skierowane pod moim adresem.
- Mam gdzieś co chce nam przekazać 'lider'.
Chcę jeszcze spać.
- Jest południe. - zakomunikował.
- Wiem.
- Tyle godzin snu, a ty nadal jesteś nie
wyspana?- odpowiedziała mu cisza. Puściłam tą uwagę mimo uszu, mając nadzieje,
że wróci z powrotem na dół. Lecz on był nieugięty. Raz jeszcze nacisnął na
klamkę. - Otwórz mi. - powiedział grzecznie.
- Nie chcę być na tym zebraniu.
- Cały czas masz pretensję, że nie traktujemy
cię jak członka organizacji, a kiedy jesteś wzywana, odmawiasz. To co robisz
nie ma sen...
- Kazaliście się mi nie wtrącać, więc się nie
wtrącam. - warknęłam. Opadłam bezradnie na łóżko, chcąc jakoś uspokoić złość i
smutek, które powoli nawracały. Juugo westchnął.
- Za dwadzieścia minut bądź na dole. -
oświadczył na koniec, chwilę później usłyszałam jego miarowe kroki.
Odszedł.
Ja
nie chciałam tam iść. Chciałam ujrzeć Orichi'ego i z uśmiechem przekazać mu, iż
razem ze mną i panem Osamu wraca do Konohy. Do domu. Po tym zdarzeniu wróciła
bym do organizacji, Sasuke zakomunikował by, iż jego cel jest już blisko i po
miesiącu zmagań pokonujemy złowrogą organizację. Następnie puszcza mnie wolno,
a ja niewiele myśląc wracam szczęśliwa do Konohy przepraszając Hinate za to
czego się dopuściłam.
Wracam
do Eizo...
Cierpię...
Bawię
się z dzieciakami, rozmawiam z Naruto i jego żoną - w owych chwilach na jakiś
czas powraca radość i szczęście. Wchodzę do domu.
Cierpię...
Marudzę
na siebie za to, że tak bezczynnie daje sobą pomiatać, ale nie mając siły na
dalszą walkę rezygnuje z całej determinacji jaka mnie nachodzi. Nie lubię
krzywdzić bliskich. Czy tego chce czy nie, Eizo zaliczał się do tej grupy,
nawet jeśli nienawidziłam go całym sercem. Ależ to pokręcone. Do teraz nie mam
pojęcia co powoduje, że nienawidzę go, a zarazem martwię się gdy wróci ranny z
misji. Chyba zwykłe przyzwyczajenie do jego obecności.
Żyję
więc w cierpieniu, w chwilowym szczęściu.
Tęsknie
...
O
tak. Tęsknie. To znaczy ...tęskniła bym gdyby mój wymyślony scenariusz by się
sprawdził. Brakowało by mi jego zimnego tonu, jego obelg i dziwnych, miło
zaskakujących czynów, które czasami się zdarzają. Brakowało by mi entuzjazmu
Suigetsu i opanowania Juugo. Najchętniej skumulowała bym wszystkich bliskich
razem, w jednym miejscu. Nawet Karin...ale z Eizo miała bym poważne
wątpliwości. Uchiha miał rację. Udaję silną kunoichi, a tak naprawdę potrafię
tylko leczyć. Jak mogę być potężna, nie potrafiąc pozbyć się znienawidzonej
osoby u, której dodatkowo umiejętności ninja sięgają zeru.
Walnęłam
pięścią o poduszkę, pozbywając się tak samo niepotrzebnych myśli. Dość.
Ponowiłam próbę udania się do łazienki i tym razem nic mi w tym nie
przeszkodziło. Za dwadzieścia minut ponownie zawładnie mną czerń jego tęczówek,
a ja będę musiała się temu przeciwstawić i dać upust swojej nienawiści. Jak
mógł mi to zrobić? 'Za dużo gadałaś' - przed oczami miałam już obraz, które
prezentuje mi jego odpowiedz. Zawsze gadałam za dużo i on wolał załatwiać to
właśnie takimi sposobami.
Suigetsu,
Juugo oraz Sasuke zasiadali już przy stole. Seledynowłosy z szerokim uśmiechem
spoglądał na przygotowane dla nas potrawy. Prawdziwie zaskoczyła mnie
rozmaitość pożywienia jaką otrzymaliśmy na śniadanie. Zazwyczaj zamawialiśmy
zwyczajne kanapki z serem i pomidorem, jak widać mężczyzną przysniła się
wspaniała uczta. Dawcą pomysłu bez wątpliwości był właśnie Hozuki. Cóż.. bądź
co bądź, za sprawą Eizo żaden z nas nie musi ponosić kosztów za pobyt tutaj.
Niechętnie poczęłam kierować się w stronę zarezerwowanego stolika. Wokół było
tylko kilka osób. Już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, iż zaliczają
się do 'wyższego szczebla'. Na szczęście nie zwracano na naszą grupkę
szczególnej uwagi. Spuściłam wzrok odsuwając krzesło.
- O, cześć Sakura. - usłyszałam zdzwiony głos
Suigetsu. Skinęłam lekko głową i bez słowa zasiadłam nakładając sobie niewielką
ilość jedzenia. Ani razu nie zerknęłam na Uchihę z czego byłam niezwykle dumna.
Wiedziałam jedno. Nie ma co głodować tłumacząc to złym humorem. Czy Sasuke tego
chce czy nie Orichi wróci do Konohy. Z jego pomocą lub bez. Jednego niech
będzie pewien...
Ja
się nie poddam.
- Kiedy wyruszamy? - zwróciłam się do Juugo.
- Sasuke nam powie. - odrzekł. Prychnęłam pod
nosem niezadowolona grzebiąc widelcem w sałatce owocowej.
Pozostało
mi tylko wymyśleć jakiś skuteczny plan. Zważając na moją sytuację, wymknięcie
się z hotelu przed podróżą powrotną jest niemal niemożliwe. Jednak muszę dać z
siebie wszystko.
- Sakura. Nie wściekaj się. Nie lubię jak
jesteś w takim nastroju.
- Nie wściekam się.
- Więc jesteś przygnębiona.
- Nie jestem. - upierałam się nadal, patrząc
na niego z mordem w oczach. Machnął lekceważącą ręką i włożył do ust łyżkę z
kolejną porcją ziemniaków.
- Cokolwiek się z tobą dzieje, nie podoba mi
się to. - oznajmił tym razem podnosząc ton o jeden stopień.
- Suigetsu! - warknęłam wściekła. Z tego
wszystkiego uderzyłam pięścią o blat stołu, który zrzucił na ziemię kilka
sztućcy. Goście przebywający w kawiarence automatycznie skierowali spojrzenia
na naszą grupkę. Patrzyłam tylko jak wszystkie ciekawskie pary oczu wymierzone
są w moją stronę.
- W ogóle się nie wściekasz. - zaironizował. -
Wiem, że lubisz Orichi'ego, ale Sakura...chyba lepiej żeby został w wiosce pod
opieką tej całej Kin. Jeśli Madara przyuważył by go w naszej kryjówce, nie wiem
czy dobrze by to się skońc...
- Zamknij się. - przerwałam mu podnosząc rzeczy,
które przez moje nieogarnięte emocje znalazły się na podłodze. Gdy wracałam do
poprzedniej pozycji nie mogłam powstrzymać zaciekawienia i na ułamek sekundy
przerzuciłam wzrok na Sasuke. Był dziwne podłamany, ale nie przejmował się
całym zajściem i jak gdyby nigdy nic konsumował jedzenie. To wzbudziło wewnątrz
mnie jeszcze więcej negatywnych emocji.
Nagle
każdy zamilczał. Postanowiłam więc przerwać tą głuchą ciszę.
- Idę na górę. Juugo powiedz mi kiedy będziemy
wracać. - rzuciłem podnosząc się już z krzesła. Tak jak oczekiwałam nie dane
było mi opuścić pomieszczenie w spokoju. Kiedy już odchodziłam od stołu
poczułam na swoim nadgarstku mocny uścisk.
Obróciłam
się zirytowana.
- Suigetsu, mówiłam ci już żebyś ... - nagle
słowa utknęły mi w gardle i mimo wszelkich starań nie chciały wyjść na
zewnątrz. Owa dłoń nie należała bowiem do Hozuki'ego.
- Usiądź z powrotem. - Sasuke nawet nie
zaszczycił mnie spojrzeniem. - Mam kilka ważnych informacji do przekazania.
Idiota!
Kretyn! Debil! Po tym wszystkim on ma czelność mnie dotykać? Wyrwałam się
szybko z jego uścisku i wedle 'życzenia' usiadłam z powrotem na miejsce,
najpierw jednak rzucając pod jego adresem kilka trafnych obelg. Zebrani puścili
to mimo uszu.
Uchiha
odsunął pusty talerz od siebie i otarł usta serwetką. Następnie wziął głęboki
wdech.
- Rozglądałem się wczoraj po Sunie i ta
'wojna' rzeczywiście będzie miała miejsce. - nie wiem z jakiego powodu z taką
kpiną zaakcentował tak brutalne słowo, lecz zlekceważyłam to nasłuchując dalej.
- Kazegake wie już, że morderca nie zostanie znaleziony na czas więc
przygotował się na ten atak. Ludzie Natsuo podobno mają wkroczyć do wioski już
dzisiaj.
Widelec,
który akurat trzymałam w ręce opadł z głośnym brzdękiem na ziemię.
- Dzisiaj!? - powtórzyłam zdezorientowana
zapominając o całej nienawiści jaką do niego czułam. W tym momencie liczyły się
dla mnie tylko prawdziwe informacje. Suigetsu zareagował podobnie, lecz mniej
emocjonalnie.
Uchiha
przytaknął.
- Słyszałem, że byli gdzieś blisko Piasku
dlatego postanowili zaatakować już dzisiaj. Kazekage dostał specjalnie
ostrzeżenie. - ciągnął dalej. - Jednak wątpię aby ten atak się im powiódł.
Do
rozmowy niespodziewanie wtargnął płowo włosy.
- Wiem Sasuke, że nie mają zbyt wielu
umiejętności, ale skoro zdecydowali się na taki ruch coś musi w tym być. Nie
powinniśmy ich lekceważyć.
- Suna szybko ich załatwi. - powiedział
Suigetsu.
- Nie możemy ich lekceważyć. - powtórzył się
naciskając na ostatnie słowo. Przypatrywałam się temu nadal z szeroko otwartymi
oczami. Nie mogłam uwierzyć, że atak planowany jest już na dzień dzisiejszy.
- Wiadomo kiedy dokładnie zaatakują? -
zapytałam nie patrząc mu w oczy.
- Koło siedemnastej.
- Skąd ty to wszystko wiesz, co?
- Mam tutaj swoje tajne źródła. Zresztą to nie
twój interes. - rzekł chłodno. Warknęłam tylko niezadowolona pod nosem. Tajne
źródła? Ciekawe co u niego znaczą tajne źródła? Może dowiedziała bym się gdzie
dokładnie zamieszkuje Deidara i to jego podpytała bym o jakieś cenne
informacje? O ile wiem osiedlił się w Sunie, przynajmniej tak mi to prezentował
podczas pobytu w mieście Natsuo. Mogła być równie dobrze zamknąć gdzieś na
jakiś czas tą złość jaką czuje to Uchihy i zagrać wiernego Medyka? Nie. To nie
wchodziło w grę, nie było to z powodowane wyłącznie moją dumą. Sasuke nie można
oszukać tak banalnym pozorem. On nie myli się w ocenie charakteru. Ja, mając
zdeprawowane serce mogę oszukać innych, lecz Sasuke przenika wszystko i zna
wnętrze mojego umysłu, mój sposób myślenia.
Niespodziewanie
usłyszałam jego chłodny ton.
- Przed siedemnastą wyruszamy, więc bądźcie
gotowi.
- Z powrotem do kryjówki? – upewnił się
Hozuki. Czarnowłosy w odpowiedzi pokiwał głową. To było do przewidzenia. Kiedy
zbiera się wojna w, której on nie ma żadnego udziału, ucieka niczym tchórzliwa
owca nie patrząc na żywot innych ludzi. Z początku również byłam wątpliwie
nastawiona do całej tej informacji otrzymanej od Orichi’ego, jednak skoro
zdecydowali się na taki ruch, sądzę – tak jak Juugo – że nie powinniśmy ich
lekceważyć.
- Mogę już iść do pokoju? – zapytałam
obojętnie.
- Tak.
I
co począć? Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi od razu skierował myśli ku
Orichi’emu. Nie mogę tego tak zostawić, ale z drugiej strony nie mam nic co
mogłabym wykorzystać do pomocy. Warknęłam wściekła uderzając zaciśniętą pięścią
o ścianę. Następnie zsunęłam się na ziemie po dębowych drzwiach. Miałam dość.
Przy Sasuke tracę jakiekolwiek chęci do życia. Czuję się tak jakby w ręku
trzymał strzykawkę wysysając ze mnie ostatki radości.
- Pieprzony dupek! – ryknęłam pełnia furii.
Raz jeszcze zezwoliłam słonym łzom na wydostanie się spod moich powiek. Tak.
Płaczę coraz częściej. I to tylko i wyłącznie jego wina! Nawet będąc gwałcona
przez Eizo nie czułam tak wszechogarniającego bólu.
Wstałam.
Odszukałem po przestrzeni swoją torbę rozpoczynając tryb pakowania. Poddałam
się. Nie mam już żadnego potężnego argumentu, który ostatecznie mógłby jeszcze
przekonać Uchihe.
***
Do
jasnej cholery. Czy to co robię jest aż tak niespodziewane? W milczeniu
przetrwałem wszystkie mimiki i pomruki zdziwienia pochodzące od Suigetsu,
chociaż wewnętrznie aż wrzałem by nie skarcić go za takie zachowanie. Dobrze.
Może gdybym tak dosadnie siebie nie znał również zareagował bym podobnie, ale to
i tak nie zmienia faktu, iż czułem się nie komfortowo mając na sobie to
zszokowane spojrzenie. W każdym razie bez zbędnych pretensji postanowił włączyć
się do mojego planu. Wolałem mu powierzyć ten sekret. Juugo – chodź bardziej
zaufany zastrzegał by mnie przed ryzykiem jakie z tego pochodzi. Nienawidziłem
słuchać takich uwag. Do bitej szesnastej krążyłem po Piasku w poszukiwaniu
kolejnych informacji. Dowiedziałem się wiele nowego co wprowadziło moją
strategię na odrobinę inny tor. Nie wierzyłem, że to wszystko dzieje się tylko
i wyłącznie z jej powodu. Ale taka była prawda. Nie będzie wciskał samemu sobie
kitów, które i tak tracąc na swojej mocy wraz z jej spojrzeniem. Po raz kolejny
obserwowałem z wysokiego drzewa budynek Kazekage i ludzi do niego zmierzających.
Tak jak oczekiwałem notorycznie odwiedzającym okazał się Uzumaki. Podobnie jak
przekazał mi rano Orichi, Naruto ma duże znaczenie dla całej sprawy. Zdumiło
mnie, iż sam zgłosił się na ochotnika, lecz dokładnie pamiętałem jego
nieobliczalność jeszcze z czasów drużyny Siódmej.
Gdy
wybiła godzina szesnasta trzydzieści wszyscy przebywający w Sunie członkowie
Taki zebrali się na dole gotowi do dalszej drogi. Oczywiście większość tych
monotonnych spraw zleciłem Suigetsu – całość musiała być idealnie zorganizowana.
Wtajemniczony kompan również musiał się spakować tak aby Sakura i Juugo nie
nabrali żadnych podejrzeń. Oczywiście obawiałem się, iż Hozuki nie wytrzyma do
umówionej godziny i wleci do pokoju Sakury jak torpeda zdradzają jej mój plan.
Tego nigdy bym nie wybaczył. Byłem świadom swego zachowania. Byłem świadom
tego, że dwa dni temu zachowałem się naprawdę podle względem Haruno. Skoro
rzeczywiście tak bardzo ją uraziłem swoją postawą to automatycznie zmuszało
mnie do zwiększenia efektu zaskoczenia w swojej pracy.
Juugo
i Suigetsu byli już gotowi. Tak jak myślałem brakowało tylko jednej osoby.
- Juugo idź po Sakure. – rozkazałem, a ten bez
słowa skinął głową wspinając się po schodach. Gdy płowo włosy był już
wystarczająco daleko Suigetsu nie zamierzał tracić czasu. Zobaczyłem jak
otwiera usta…
- Rozmawiałem z recepcjonistką i o wszystkim
ją poinformowałem.
- Nie potrzebowała zgody Eizo? – zapytałem nie
zaszczycając go spojrzeniem. Pokręcił głową.
- Nie. I bardzo dobrze. Nie wiem czy
wyrobilibyśmy się z tym gdyby trzeba było czekać na jego list. – odrzekł
poszukując czegoś w swoim plecaku. Jemu, tak samo jak mi przeszkadzał bagaż,
który tak naprawdę do niczego nie był potrzebny, jednak za jego namowami –
długimi namowami – zgodziłem się na dodanie tego detalu do całej
‘niespodzianki’.
- Powiadomiłeś jego i Karin o przedłużonym
pobycie w Sunie? – zacząłem znowu bez szczególnego zainteresowania.
- Tak. Oczywiście mieli swoje podejrzenia…
- Jakie?
Bez
zbędnych uwag wyciągnął z plecaka złożoną kartkę, tak jakby oczekiwał, iż zadam
to pytanie. Zmarszczyłem brwi jak najszybciej chcąc zaspokoić swoją ciekawość.
Rozłożyłem kawałek papieru i zagłębiłem się w lekturę, którą o dziwo już na
pierwszy rzut oka oceniłem jaką cholernie długą.
‘Suigetsu!
Nie wiem co wy tam do cholery robicie, ale ja również chcę być o tym
powiadamiana. To, że jest tu Eizo niczego nie zmienia, nie mam zamiaru zdradzać
mu waszych planów! Jestem jedną z Taki i chcę znać każdy wasz ruch. Sasuke-kun
na pewno chce mnie o wszystkim powiadomić, ale ty go od tego odciągasz, mam
rację? Czekam na jakieś informację. Przypominam, że już po raz trzeci dostałam
od ciebie list z przeciągnięciem terminu powrotu! Co jak przyjdzie tu Madara?
Nie mam zamiaru mu się tłumaczyć i wymyślać czegoś by ratować wasze tyłki.
Wracajcie szybko lub napiszcie mi dlaczego tak się ociągacie? Trening z Madarą
już się skończył! '
Karin.
- Idiotka. – skomentowałem zgniatając kartkę w
ręku i oddając ją Hozuki’emu. Zaśmiał się słysząc uwagę jaką rzuciłem pod nosem
i schował list gdzieś na dole plecaka.
- Mam nadzieje, że Madara nie postanowi złożyć
nam wizyty.
- Jestem pewny, że tak się nie stanie.
Najbliższy tydzień ma spędzić na trenowaniu ludzi.
- Sasuke. – zaczął jednocześnie drapiąc się po
głowie. Gdy ujrzałem jego niepewne spojrzenie, byłem pewny, że jego propozycja
lub pytanie nie przypadną mi do gustu.
- O co chodzi? – postanowiłem zaryzykować.
- Bo wiesz…tak sobie myślałem, że jak to
wszystko się skończy…moglibyśmy zajść do jakiegoś sklepu, prawda? O ile wiem
już przed wyruszeniem do Suny nasz zapas w lodówce był ubogi. – chwycił się za
brzuch mrucząc z zadowolenia. - Chciałbym w końcu porządnie zjeść.
- Jeśli zostały nam jakieś pieniądze…
- Oczywiście, że zostały. Przecież nie płacimy
za hotel.
- W takim razie zgoda. – burknąłem odruchowo
przekierowując wzrok na schody skąd dobiegło nas głośne dudnienie. Chwilę potem
zza zakrętu wyszedł Juugo trzymający w ręku bagaże Sakury, które ona uporczywie
starała się mu odebrać. Kolejna salwa śmiechu wydobyła się ze strony
seledynowłosego.
- Juugo nie wysilaj się, ona i tak ci to
weźmie. – powiedział ochoczo gdy stanęli już przy nas. Zerknąłem na Haruno.
Oprócz wściekłości na twarzy miała wyrysowany smutek i rozczarowanie – czemu
się dziwić. Wredne babsko na pewno zaplanowała sobie utrudnienie tej podróży w
wszelaki sposób by mi dopiec. Będę musiał w milczeniu znieść jej zachowanie i
starać jak się tylko mogę by nie zmienić decyzji. Byłem pewny, że dzisiejszego
dnia jeszcze nie raz wyprowadzi mnie z równowagi.
- Możemy już iść? – zapytała krzyżując ręce na
piersiach.
- Wedle życzenia. – odrzekłem z pełną ironią.
Raz jeszcze dosłyszałem się kilku obelg, a kiedy wszystko ucichło począłem
kierować swoje kroki ku wyjściu. Nie czekałem długo, a cała Taka ruszyła za
mną. Sakura w końcu odebrała torbę z rąk Juugo i zarzuciła ją na własne ramie.
Do
bramy wioski mieliśmy, aż pół godziny drogi, a ja po przebyciu zaledwie pięciu
minut miałem ochotę przygwoździć ją do najbliższego drzewa i udusić. Co chwila
słyszałem jakieś uwagi dotyczące mojej ucieczki z wioski w chwili gdy
rozpoczyna się wojna. Zniosłem nawet w spokoju słowo ‘Tchórz’ jakie
wypowiedziała po moim długim milczeniu. Haruno naprawdę ma szczęście, że
zaczęła tak na mnie działać. W przeciwnym wypadku już dawno bym się rozmyślił,
jednak nie mogłem. Bo obiecałem, czego nigdy sobie nie wybaczę. Ku zdziwieniu
całej naszej trójki Sakura umilkła gdy tylko doszliśmy do parku. Na uliczkach
Suny panowała pustka. Kołdra nocy powoli zaczęła okrywać nieboskłon, lecz
obecny stan nie utrudniał widoczności. Opatuleni w płaszcze i kaptury
przemierzaliśmy ulicę nie zaważając na ciekawskie spojrzenia ludzi zza okien.
Nie miałem zielonego pojęcia czy mieszkańcy wioski zdają sobie sprawę z
niebezpieczeństwa jakie im grozi. Jednak ten szczegół nie wchodził w mój plan.
- Straż przy bramie będzie podwojona. –
powiedziała nagle jakby do siebie, lecz każdy z nas wyraźnie to usłyszał.
Oczywiście, że będzie. I to nie tylko podwojona, lecz potrojona. Ten argument
również był po jej stronie i pomógł mnie przekonać do czynu, który właśnie
robię.
- Damy rade. – jęknął Suigetsu, którego
również nużyła paplanina różowowłosej.
Kolejne
pięć minut podróżowaliśmy w ciszy. Musiałem być pewny, że jesteśmy już
wystarczająco daleko od szpitala. Tak aby Sakura nie nabrała żadnych podejrzeń.
Dziesięć minut drogi – to chyba wystarczająco dużo. Nabrałem do płuc powietrza
by przygotować się na kolejne uwagi z jej strony. Musiałem powiększyć stan
mojej cierpliwości, którego ona zdążyła już poważnie naruszyć. Podniosłem rękę
dając znak by każdy się zatrzymał. Tak też się stało.
- Dlaczego się zatrzymujemy? – zapytał Juugo.
Niespostrzeżenie kiwnąłem głową na Suigetsu, który na znak zrozumienia jedynie
delikatnie się uśmiechnął.
- Musimy zrobić zakupy. – oznajmił wskazując
na pobliski sklep. Na potwierdzenie informacji wyciągnąłem z kieszeni pokaźną
sumę pieniędzy i przekazałem mu ją do ręki.
- Teraz wzięło was na zakupy? – wtrąciła
zbulwersowana.
- Nie mamy nic na drogę. – wyjaśniłem. – W
kryjówce zapewne też nic nie ma. Wątpię aby nagle Karin zapragnęła uzupełnienia
naszej lodówki, tym bardziej, że musi pilnować twojego kochasia.
Posłała
mi tylko mordercze spojrzenie i odpuściła. To był dobry znak. Przewidywałem o
wiele gorszy scenariusz. Sakura chyba miała ochotę jak najszybciej zniknąć z
tego miejsca i zapomnieć o tym, że nie była zdolna pomóc swojemu dawnemu
wychowankowi.
- Więc co chcecie? – Suigetsu przeleciał nas
wszystkich wzrokiem tak jakby nasze zachcianki wypisane były w oczach. – To
jest duży sklep.
- Jakieś słodycze.
- Słodycze?
- Mam zwyczajnie ochotę na coś słodkiego.
Podobno to uszczęśliwia. – mruknęła z grymasem na twarzy. Suigetsu pokiwał
głową i przekierował wzrok na dwóch pozostałych.
- A wy?
- Cokolwiek. – odpowiedzieliśmy zgodnie, ale
wtem coś sobie przypomniałem. – Albo nie. – dodałem.
- To znaczy?
- Kupcie dużo różnych składników. Długo nie
będziemy mieli już następnej okazji na zakupy. Juugo idź z nim, sam tego nie
pomieści w plecaku.
- Ja mogę iść z Suigetsu.
Wiedziałem,
przeszło mi przez myśl gdy zobaczyłem jak zaczyna zmierzać w stronę sklepu. Tak
jak to miałem w zwyczaju chwyciłem ją za nadgarstek ciągnąć za sobą.
- Co robisz? – warknęła zła.
- Ty idziesz ze mną.
- Chciałbyś! Ja lepiej zorganizuje zakupy niż
oni!
- My zajmiemy się w tym czasie strażą. –
powiedziałem spokojnie nie przejmując się jej szeroko otwartymi oczami. Nim ta
zdążyła jakkolwiek zareagować ściągnąłem torbę z jej ramienia i rzuciłem do
Juugo, który sprawnie ją złapał nie pytając się o nic.
- Ej! Uchiha oddaj mi to!
- Juugo, Suigetsu. To na wszelki wypadek.
Wiecie co mam na myśli mówiąc ‘duże zakupy’. Tu też coś władujcie.
- Jasne, a ja potem będę to nosiła całe cztery
godziny drogi. – mruknęła. Podeszła do Juugo w celu odebrania torby, jednak ten
stanowczo pokręcił głową tłumacząc to rozkazem. Uśmiechnąłem się szatańsko
widząc furie w jej oczach. Może i nadal wymieszana była ze smutkiem, ale to nie
zmieniało faktu mojego uwielbienia do jej złości. Nieraz miałem ochotę głośno
się zaśmiać widząc jej bezsensowne postępowania. Ale ta cecha należała chyba do
grupy ‘Uroku’. Po kilku minutach pretensji Haruno finalnie prychnęła ruszając w
stronę bramy.
- Nareszcie. – mruknął Suigetsu, jednak ona
nie była zdolna już tego usłyszeć. Bez zbędnych słów ruszyłem za nią wyrównując
kroki. Juugo nie zdawał się być jakiś specjalnie zdezorientowany, ale widać
było po nim, że nie do końca rozumiał nasze postępowanie. Kiedy Hozuki wszystko
mu wyjaśni jego ciekawość zostanie zaspokojona. Kątem oka spostrzegłam jak obydwoje
czekają na nasze oddalanie. Wszystko idzie zgodnie z planem.
Odruchowo
przyśpieszyłem uświadamiając sobie, iż siedemnasta jest już stanowczo za
blisko. Sakura z pewnością właśnie chciała taki efekt osiągnąć. Chciała
wszystko przeciągnąć do tego stopnia by armia Natuso zatrzymała nas w wiosce.
To dało by jej dodatkowy czas na przekonanie mnie do Orichi’ego. Jej
niedoczekanie. Swoją drogą nie ukrywałem zainteresowania odzewem Sakury na tą
całą sytuację. Nigdy dotąd nie robiłem 'czegoś' dla kogoś - a tu proszę. Czułam
się na swój sposób fenomenalnie, ponieważ wiedziałem, że ten obecny stan
zawróci o sto osiemdziesiąt stopni. Raz jeszcze narzuciłem szybsze tempo. Nie
zareagowała. Grzecznie podróżowała obok co chwila poprawiając kaptur. Żaden z
nas nie mógł pozwolić aby złośliwe powiewy odsłoniły nasze oblicza. Słońce
powoli kryło się horyzontem. Przestrzeń wokół oblała się pomarańczem i żółcią.
Kątem oka obserwowałem ją. Chciałem widzieć każdą najmniejszą zmianę w wyrazie
twarzy. Sakura była jednak harda. Obojętnie monitorowała detale otoczenia.
Nagle odwróciła się za siebie spoglądając na szpital. Wiedziałem dokładnie co
teraz krąży wewnątrz jej umysłu. W myślach bez cienia wątpliwości żegnała się z
tym miejscem przeklinając jednocześnie moje imię.
Gwałtownie
zwróciła głowę z powrotem.
- Nie lepiej na nich poczekać? - ona naprawdę
odezwała się pierwsza? Zaprzeczyłem nadal wychodząc z zdumienia.
- Nie. Stracimy jedynie czas. Muszę zająć się
strażą.
- Sam?
- Myślałaś, że z tobą? - prychnąłem, na co ona
wściekła się jeszcze bardziej. Nie przeszkadzało mi to. w takiej sytuacji nie
było wyjścia żeby uniknąć jej chłodnego tonu. Należy mi się chyba jakaś kara,
nieprawdaż?
- Nie miałam zamiaru ci pomagać.
- To dobrze bo i tak nie potrzebuje twojej
pomocy. Poczekasz przy bramie na Juugo i Suigetsu, będę miał na ciebie oko.
Przez
dalszą drogę nie pisnęła słowa. Tym razem nie obserwowała przestrzeni z
obojętnością, lecz z wielkim poirytowaniem. Westchnąłem. Do teraz nie mogłem
uwierzyć, że naprawdę to robię. Po kilku kolejnych minutach dotarliśmy na
miejsce. Spodziewałem się obrazu jaki tam zastałem, jednak jak widać zielonooka
wręcz przeciwnie. Ukryliśmy się między dwoma wysokimi budynkami, tuż za nami
znajdował się mały plac zabaw dla dzieci. Nawet nie byłem świadomy jego
obecności - lepiej dla mnie. Spojrzałem na nią. Mieliśmy idealny widok na
olbrzymią bramę, która bynajmniej nie była samotna. Wręcz przeciwnie -
towarzyszyła jej spora grupka osób.
***
- N...Naruto? - wyjąkałam nie dowierzając
własnym oczom. Może Sasuke na złość dosypał mi czegoś do śniadania? Przecież to
niemożliwe aby tu był. Zdawałam sobie sprawę, że znajduje się w wiosce - tak
blisko mnie, lecz nie oczekiwałam go tutaj. Więc teraz...jak Sasuke planuje
uciec? Zerknęłam na niego będąc pewna, że go zatkało, lecz on stał spokojnie
tak jakby to wszystko było przewidziane.
Nie
mogłam się powstrzymać.
- Co to ma znaczyć do cholery!? - krzyknęłam
ściskając go za kawałek płaszcza. - Dlaczego on tutaj jest razem z ...nimi..?
Uzumaki
stał tyłem do nas, a tuż przed sobą widział bramę wioski przy, której stała
grupka około trzydziestu osób. Natychmiast poznałam osobnika stojącego na czele
tego fiaska. To ludzie Natuso! Już przybyli, ale co ma do tego mój przyjaciel?
Spojrzałam na Uchihe z większym mordem chcąc wymusić odpowiedź.
- Przestań się denerwować.
- Jak mam się nie denerwować!? Dlaczego Naruto
tu jest, i dlaczego oni są razem z nim!?
- Naruto z nimi rozmawia.
- Rozmawia? - powtórzyłam raz jeszcze
wlepiając w nich wzrok. Rzeczywiście, usta blondyna się nie zamykały.
Przedstawiały Kirimo różne rzeczy, których ja niestety nie byłam w stanie
dosłyszeć. Oczywiście o niczym nie mam zielonego pojęcia - standard, ale
ważniejsze było to jak się teraz czułam. Pragnęłam tam podbiec i wyściskać
Uzumaki'ego...tak dawno go nie widziałam. Tak dawno nie mogłam dostrzec jego
twarzy na, której teraz zamiast szerokiego uśmiechu widniała śmiertelna powaga.
Wyczuwałam to, chociaż jedynie co mogłam ujrzeć to znak na jego plecach.
Puściłem Uchihe robiąc krok w przód. Przecież mam teraz świetną okazję!
Przecież bez żadnych zbędnych słów mogę krzyknąć jego imię i pozwolić mu
zawalczyć o moje odzyskanie. Ale to równało by się walką wywołaną miedzy nimi
obojga, czego nie chciałam. Wyniki tej bitwy nie były by przesądzone, co do
zwycięscy miała bym grube wątpliwości. Tym bardziej do ran i obrażeń na ciele
przegranego. Zacisnęłam pięści powstrzymując swoje nogi przed wykonaniem
kolejnych kroków w kierunku słownej batalii.
Do
rozmowy dołączyło się kilku innych stojących obok Kirimo, teraz to oni patrzyli
sceptycznie na Hokage Ukrytego Liścia i wyrażali się z istną kpiną. Wtem
poczułam jak coś ciągnie mnie do tyłu.
- Nie próbuj swoich sztuczek. - warknął. -
Wiem, że chcesz tam iść, ale nie mogę ci na to pozwolić. Przyprowadziłem ciebie
tutaj bo ci ufam.
- Jak ty możesz....! - już miałam zamiar
rzucić kolejne uwagi pod jego adresem, lecz powstrzymałam się. Ostatnie słowa
jakie padły z jego ust wprawiły mnie w zupełnie osłupienie. Sasuke widząc to
odchrząknął, kontynuując.
- To, że teraz mnie nienawidzisz nie oznacza,
że z mojej strony coś się zmieniło. Sakura. Idę mu pomóc. - zakomunikował bez
emocji.
- Przecież tu powinno być mnóstwo straży, a
nie sam Naruto! - krzyknęłam przerażona wizją blondyna, który samotnie stawia
czoła całemu zespołowi. Sasuke nie odpowiedział. Z jego strony nic nie uległo
zmianę. Ten sam chłodny wyraz twarzy cierpliwie lustrował teren przed sobą.
- Wiedziałeś o tym wszystkim? - mój głos
drżał. Sasuke pokiwał głową. - To dlaczego mi nie powiedziałeś? I ..czemu
właściwie chcesz pomóc?
- Powiedziałem ci przecież, że postaram się
coś z tym zrobić. Kazekage chciał z nimi walczyć, ale Naruto postanowił
najpierw porozmawiać. Zrobię coś z tym bo znam ich o wiele lepiej niż on sam.
- Sasuke ...
- Nie mogłem ci powiedzieć bo jak zwykle nic
do ciebie nie dochodziło. - rzekł twardo, a na wspomnienie o mojej postawie
zmarszczył brwi.
- Ogłuszyłeś mnie! - byłam pod wrażeniem, ale
chciałam bronić się ostatkami sił. Czułam, że teraz cała wina spada na mnie.
Przecież to ja zostałam zraniona, przecież to on pozbawiony jakichkolwiek uczuć
zabronił mi pomagać Orichi'emu. Dlaczego w owym momencie gryzło mnie sumienie?
Sasuke zbliżył się jeszcze bardziej. Po raz kolejny drażnił mnie jego oddech.
Wiedziałam już, że moje policzki oblała dorodna czerwień.
- Powiedziałem ci, że nie lubię jak się
mazgaisz. - jego ton nadal był chłodny. Przełknęłam ślinkę. - Poza tym nie
chciałem siłą targać cię do hotelu.
- Mogłeś mnie zostawić...
- Jasne. - prychnął. - Tuż obok w siedzibie
Kazekage znajdował się Naruto. To naprawdę byłby świetny pomysł.
Zamilkłam.
- Stój tu i nigdzie się nie ruszaj. Suigetsu
również o wszystkim wie, zaraz tu przyjdzie i wracamy do kryjówki. Pamiętaj, że
Naruto nie może cię zobaczyć.
Nadal
nie mogłam wyjść ze zdziwienia. Minęło dobre kilka minut zanim dałam znać
czarnowłosemu, iż rozumiem jego słowa. Nie spodziewałam się po nim takiego
zachowania. Jednak kiedy oznajmił o konwersacji jaką ma zamiar z nimi przebyć,
moje serce napełniła niespotykana pewność o sukcesie tego postanowienia. Już
gdy po raz pierwszy odwiedzałam wioskę Natsuo widziałam jakim szacunkiem darzą
Uchihę. Był dla nich kimś ważnym - w końcu to on ratował ich miasto z
niebezpieczeństwa. Oczywiście to niebezpieczeństwo było dosyć przesadzone,
jednak każdy ma własne przewrażliwienia. Zobaczyłam jak Uchiha znika mi sprzed
oczu, a chwile później pojawia się tuż obok Naruto. Blondyn, aż się cofnął
widząc przybysza. Wedle rozkazów Sasuke zatrzymałam przepływy swojej chakry w
razie gdyby mój przyjaciel stał się bardziej czujny. Ta cała złość i nienawiść
jakby właśnie odeszła.
A
dlaczego miała by pozostać? On równie dobrze mógłby wszystko zignorować i
opuścić Piasek. Dlaczego więc zdecydował się na taki ruch? Nawet mi niczego nie
obiecał, więc tłumaczenie zwykłego honoru nie wchodziło w grę. Przypatrywałam
się w niego jak zaczarowana delikatnie wychylając się zza ścian budynku.
Zapomniałam nawet o obecności przyjaciela, który przecież jeszcze przed chwilą
włożył we mnie dodatkową ilość rozpaczy. Sasuke był tak spokojny i opanowany.
Zupełnie nie reagował na krzyki zdumienia z obu stron. Podszedł do Naruto i
najzwyczajniej w świecie przedstawił mu swój plan. Przynajmniej tak myślałam
oceniając reakcję blondyna.
- To jakieś kpiny! - tym razem Kirimo krzyknął
tak głośno, iż nawet ja byłam w stanie to określić. Armia wydawała się być dość
niebezpieczna. Nic dziwnego, że mieszkańcy siedzieli zabarykadowani w domach
czekając na swój koniec. Chciałam pomóc, ale wiedziałam, że jeśli to zrobię
zawiodę Sasuke.
On
też mnie zawiódł.
Tyle,
że zrobił coś aby zaprzestać temu stanowi. Nie widziałam co o tym myśleć. Szok
to było nie trafne określenie. Przybycie Naruto, czyn Sasuke - tego było za
wiele. Spuściłam wzrok czekając na koniec. Nie mogłam nic zrobić tylko
obserwować i wierzyć w powodzenie ich obu.
Nagle
moje kąciki ust powędrowały do góry. O tak. Poczułam się jak członkini drużyny
siódmej. Poczułam się jak siedem lat temu na misji. W końcu to zawsze ja stałam
z boku obserwując jak walczą, teraz padła na mnie taka sama rola. To chyba
jakieś przeznaczenie. Jednak wtedy...bałam się im pomóc, a teraz wręcz mnie do
tego ciągnie, ale nie mogę...
***
- Dlaczego to robisz? - kolejne pytanie, które
padło z jego ust. Cholera jasna. Czy nie mógł sobie znaleźć innego momentu na
zadawanie idiotycznych pytań? Jesteśmy w środku słownej wojny, te jego
pogaduszki tylko uniemożliwiają mi myślenie.
Wkurzyłem
się, gdy doszło do mnie, że Sakura ukryła chakrę. Naruto mógł być równie dobrze
skupiony i wyczuć, że czegoś w otoczeniu nagle zabrakło. Na szczęście nie
wypowiadał się na ten temat więc nie zagłębiałem się dalej tylko przerzuciłem
stanowcze spojrzenie na całą bandę mojej ofiary. Kto by pomyślał, że ten czyn
doprowadzi do takiej katastrofy. Naruto zamiast się skupiać wpatrywał się we
mnie z niedowierzaniem. Chyba rzeczywiście stanowię dla niego nie małą
atrakcję. Głąb...
- To jakieś kpiny! - ryknął zastępca
przywódcy. Przynajmniej tak to wyglądało, wnioskując po sposobie ich
ustawienia. Nasz rozmówca był na samym przodzie, reszta trzymała się daleko z
tyłu. - Dlaczego mielibyśmy przerwać atak?
- Znam mordercę. - powiedziałem zgodnie z
prawdą. - Już dawno opuścił wioskę. Dlaczego mielibyście ją atakować?
- Bo to w tej wiosce zabito naszego szeryfa! -
upierał się dalej. Reszta tylko klasnęła w dłonie przyznając rację przywódcy.
Od razu zrobiło się głośniej. Uzumaki przysunął się bliżej.
- Naprawdę znasz morderce? - chciał abym to
pytanie znał tylko ja, lecz kilku naszych wrogów również ruszyła ta uwaga.
Pokiwałem głową. Akurat co do tego byłem pewny w stu procentach.
- Znam. - odrzekłem.
- Powiedz nam! - zawołał ktoś z tłumu.
- Powiem. - na mojej twarzy pojawił się
szatański uśmiech. - Powiem jeśli natychmiast opuścicie wioskę. Gdy skończę
treningi przybędę do waszego miasta i wyjawię prawdę.
Na
moim czole pojawiła się żyłka symbolizująca podwyższenie temperatury krwi.
Kilka osób z grupy z politowaniem pokręcili głową, inni z kolei zaśmiali się
głośno nie chcąc pojąć mych słów. No pięknie. Tak naprawdę sądziłem, że pójdzie
dużo łatwiej, ale cóż...przeliczyłem się. Muszę szybko coś wymyślić nim ten
atak naprawdę się im powiedzie.
- Co was tak śmieszy? - wtrącił Uzumaki.
- Sasuke. - przywódca zwrócił się do mnie,
ignorując obecność Hokage. - Natsuo może ci ufał, ale to nie znaczy, że ja
również. Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę?
- Gdybym nie przybył do was z tą informacją to
oczywiste, że raz jeszcze zaatakowalibyście wioskę. Jaki sens miało by moje
oszustwo?
To
zdanie chyba przemówiło im do rozsądku. Irytowało mnie tylko, iż bezustannie czuję na sobie spojrzenie
blondyna. Zerknąłem na niego ostrzegawczo, lecz on zachowywał się jakby w ogóle
nie zauważył mojej złości. Nadal wpatrywał się we mnie z wyrzutem, który
dodatkowo zawierał pewnie zdziwienie.
- Wszędzie cię szukaliśmy. - oznajmił nagle
szef wrogiej strony. - Byliśmy niemal w każdej wiosce.
- U mnie też byli. - zadeklarował Naruto.
- Wiem o tym. - odpowiedziałem nie odrywając
od niego wzroku. Może da mi jakieś znak? Może razem coś zdziałamy, chociaż
czułem, że moje zwycięstwo jest coraz bliżej. Czułem również jak mój dawny
przyjaciel ostatkami sił powstrzymuje się przed zadaniem kolejnych pytań.
Świadomość tego, iż nie uzyska nie na odpowiedzi zatrzymywała go.
- Więc gdzie byłeś? - powtórzył pytanie.
- Ćwiczyłem pod okiem trenera w jego kryjówce.
Zresztą to nie wasz interes. Przystajecie na moje warunki czy nie?
- Jeśli odpowiesz na jeszcze dwa pytania
zgodzę się.
Zmarszczyłem
brwi. Taka tajemniczość nie była częścią mojego planu. Nawet jej nie
oczekiwałem. Jednak to nie był Natuso, on by może nie zadawał dodatkowych
pytań. To był mieszkaniec jego wioski i najwyraźniej prawa ręka. Znałem dobrze
to twarz, ale najlepiej kojarzyłem ją z ostatniego pobytu jaki miał miejsce z
Sakurą. Ryzykować czy nie? Za cholerę nie wiem czego mogę się po nim
spodziewać! To wywołało u mnie jeszcze więcej gniewu. Ponownie zerknąłem na
Naruto.
- Zrób to. - szepnął. - Nawet nie wiesz co
przeżywa Gaara.
'Kurwa'.
Jemu może przychodziło tak łatwo przystać na tą propozycję. Szczególnie, że on
również może uzyskać wtedy jakieś potrzebne informację. Miałem ochotę pozabijać
całą tą zgraję. Może i nazywają mnie mordercą, ale honor to moje drugie imię.
Jeśli słowo się rzeknie, koniecznie musi zostać dotrzymane. Zaryzykuje. To
tylko dwa pytanie. A ja nazywam się Sasuke Uchiha.
- Dobra. - westchnąłem nie tracąc czujności. -
Dwa pytania, a potem zmiatać stąd.
- Tak więc umowa. - uśmiechnął się
złowieszczo. To napełniło mnie jeszcze większymi wątpliwościami. Chociaż dobrze
kamuflowałem kłębiące się wewnątrz uczucia, Uzumaki jakimś cudem je wyczuł i
uniósł do góry kąciki w celu dodania otuchy. Nie odwzajemniłem gestu.
Spojrzałem z mordem na władcę kretynów i czekałem na wyrok. Żeby tylko nie
padło jej imię!
- Pytanie pierwsze. - zaczął pokazując jeden z
palców. - Dlaczego tak bardzo zależy ci na chronieniu Suny? O ile wiem wioski
od zawsze były ci obojętne.
Odetchnąłem.
To pytanie należało do łatwiejszych.
- Ten atak wywoła konflikt. Macie zapewne
świadomość, że Kazekage wezwał wielu władców z innych wiosek. Poza tym
aktualnie przebywa tu mój znajomy.
- Kto?
- To drugie pytanie?
- Nie. - powiedział zgrzytając zębami. W
odpowiedzi posłałem mu kpiący uśmieszek. Nasz rozmówca wykonał kilka kroków do
przodu, ja również. Pachniał dokładnie tak jak jego poprzednik, tyle, że on był
znacznie młodszy i tryskał o wiele większą energią. Zdziwiło mnie również to,
iż jego ubranie nie należało do stylu małego miasteczka. - Pytanie drugie. -
przed nosem przeleciały mi dwa palce.
- Więc?
- Czy to przypadkiem nie ta twoja dziwka
zabiła Natsuo?
Zamarłem.
Naruto
aż podskoczył słysząc wypowiedziane przez niego zdanie, a konkretniej jedno
słowo obok, którego wręcz zabronione było obojętnie przejście.
- Dziwka? - powtórzył blondyn z niemałym
zdziwieniem. Zignorowałem go i w dalszym ciągu maltretowałem przybysza
morderczym spojrzeniem. Może jej imię nie padło, ale fakt, że o niej wspomniał
również zagrał mi na nerwach. Pokręciłem szybko głową tak aby nie zauważył
mojego wahania.
- To nie ona. - powiedziałem.
- Skąd możesz to wiedzieć? Walczyła z nim i
nie raz próbowała się zemścić, jestem pewny, że to również jej sprawka. Przez
tą idiotkę nasze miasto pozbawione zostało szeryfa! Nie znajdziemy drugiego
Natuso, wszystko legło z gruzach za sprawą tej ró...
- Powiedziałem, że to nie ona! - ryknąłem.
Mężczyzna cofnął się kilka kroków słysząc srogoś w mym głosie. - I nie jest
żadną dziwką. - dodałem z naciskiem na ostatnie słowo.
- Więc dlaczego teraz nie zdradzisz nam
sprawcy?
- Chce mieć pewność, że zostawicie Sune w
spokoju.
- Więc on ukrywa się tutaj.
- Nie.
- To dlaczego masz wątpliwości ...
- Nie ufam wam! - przerwałem mu wściekle.
Cholera jasna. Gdyby ten stary zboczeniec tu był z pewnością poszło by mi o
wiele łatwiej. Ale nie! Ja oczywiście musiałem go zamordować nie bacząc na
konsekwencje. Co ja sobie w ogóle wtedy myślałem? Zupełnie nie patrzyłem na
ważność jego osoby. Natuso był jak Kage tylko znacznie mniejszej nacji.
- Hej! - tuż obok usłyszałem wołanie blondyna.
- Czy wasze miasto przypadkiem nie zostało ogłoszone neutralnym? Taki stan
zakazuje wam atakować i wzniecać wojny!
O
dziwo uwaga ta była dosyć trafna. Przez natłok myśli zupełnie zapomniałem o tym
szczególe. Razem z Uzumaki'm wbiliśmy w grupkę oczekujące spojrzenia.
- Teraz wszystko się zmienia. - odparł z jadem
w głosie.
- Rezygnujecie z neutralności?
- Chyba na razie będziemy musieli. Nie
darujemy temu kto dopuścił się tego czynu. Sasuke. - raz jeszcze odniósł się do
mnie. - Przystaniemy na twoje warunki, ale jeśli w ciągu tygodnia nie zobaczymy
cię w mieście gorzko tego pożałujesz. W tym czasie sięgniemy do innego źródła
informacji.
- Jakie źródła? - spytałem podejrzliwie.
Mężczyzna spojrzał na Uzumaki'ego.
- Przekaż Kazekage, że zostawiam tu dwóch
moich towarzyszy. Razem z nimi przenocujemy dzisiaj w Sunie by dowiedzieć się
czegoś więcej. Może ostatecznie Sasuke nie będzie musiał się tak fatygować.
- Nie ma mowy! - zaprzeczył gniewnie. - Skąd
mogę mieć pewność, że nic nie zrobicie.
- Zapewniam, że nikomu nie stanie się krzywda.
Chcemy tylko poszukać informacji. Rano już nas nie będzie.
***
To
nie wyglądało obiecująco. Kirimo non stop obserwował wszystko z kpiną. Wydawał
się nie być przekonany do argumentów Naruto i Sasuke. Naprężyłam mięśnie, byłam
cholernie podenerwowana. Błagałam wszelkie siły i istoty, które znajdują się w
niebiosach aby z tej konwersacji nie narodziła się żadna niepotrzebna walka.
Raz po raz wychylałam się zza ściany budynku oceniając sytuację. Za każdym
razem uzyskiwałam ten sam efekt. Widziałam jak mężczyzna powoli podchodzi do
Sasuke, a ten robi to samo. Wstrzymałam oddech. Na szczęście przez dłuższy
okres czasu żaden z nich nie sięgnął po swoją broń. Naruto był za to kompletnie
ogłupiały. Ledwo co powstrzymywał się od sięgnięcia do kabury. Wielki Hokage
Wioski Ukrytej w Liściach. Jestem pewna, że gdyby ta dwójka zjednoczyła siły
całe zgromadzenie osób nie miało by z nimi najmniejszych szans. Niestety,
sądząc po pewności siebie jaka kipiała z ich oczu miałam wątpliwości. Byłam
pewna, że za tymi złośliwymi uśmieszkami kryję się tajna broń.
Zmęczona
ciągłą adrenaliną jaka rodziła się wewnątrz mnie zwróciłam się w stronę placu.
Oparłam się o ścianę i głęboko westchnęłam. Umysł huczał od ciągłego pytania:
'Dlaczego?'. Tak bardzo chciała bym w końcu uzyskać każdą potrzebną mi
odpowiedź z jego strony. Zachowanie Sasuke jest niepojęte. Nigdy nie przypuszczała
bym, że zadecyduje pomoc Naruto w przegonieniu zbiór pragnących pomścić swojego
zmarłego władcę. Jednak Uchiha wie chyba najlepiej co oznaczała słowo 'zemsta'
i to on poważnie przemówi im do rozsądku.
- Skończ to szybko. - szepnęłam wyobrażając
sobie, iż jest w stanie to słyszeć. Chciałam z nim jak najszybciej porozmawiać
i wszystko wyjaśnić.
Naraz
poczułam zbliżającą się chakrę - nader znajomą chakrę. No pięknie! Suigetsu już
się zbliża, a Sasuke nadal stara się wraz z Naruto przekonać tych zbirów do zaprzestania ataku. Słońce do tej pory uporczywie walczyło
by nie ukryć się za horyzontem. Poczułam przyjemnie powiewy wiatru świadczące o
stopniowym zaniżaniu temperatury. Tak bardzo się obawiałam wyniku wydarzenia,
które ma miejsce za mną.
- A więc Sasuke się udało. - wtem ujrzałam jak
zza zakrętu wyłania się seledynowa czupryna. Oczekiwałam właściciela głosu,
lecz nie słów jakie padły z jego ust.
- O co ci chodzi? Sasuke nadal stara się ...
Wtedy
do Suigetsu dołączyła jeszcze jedna osoba. Osoba, która sprawiła, że moje serce
biło dwa razy szybciej. Osoba za, którą tak bardzo tęskniłam i z powodu, której
ostatnie dni spędziłam ze łzami w oczach. Bujna brązowa grzywa wczuła się w
rytm chłodnych powiewów i poraziła mnie swoim blaskiem. Jednak po krótkiej chwili
całą uwagę zdecydowałam się skupić na oczach. Pięknie, olbrzymie, zielone -
swoim czarem nie jednego za pewne potrafiły uwieść. Dziecięcy urok był wręcz
wpisany w jego krew.
Ów
przybysz spojrzał na mnie. Z początku nieco zawstydzony krył sie za nogami
podchodzącego bliżej Suigetsu, lecz kiedy ten poklepał go delikatnie po
ramieniu, maluch natychmiast się rozpromienił i wyprzedził towarzyszącą mu
osobę.
- Sakura-chan. - powiedział cicho zatrzymując
się jakieś dwa metry przede mną.
Umarłam.
Nie dosłownie, oczywiście. Lecz na te kilka sekund zdawałam się być odłączona
od świata zewnętrznego. Co to wszystko ma znaczyć? Zerknęłam na Hozuki'ego, ale
wyłącznie na moment. Posłał mi ciepły, pozbawiony jakiegokolwiek wahania
uśmiech. Nie. O nie. Jego wyraz twarzy wcale nie prezentował się tak
perfekcyjnie podczas wizyt w szpitalu. Do teraz pamiętam jego wątpliwości w
związku z naszymi działaniami. Z tego wszystkiego zmuszona byłam przetrzeć oczy
- czy to aby nie sen?
- Orichi? - wydusiłam drżącym głosem. - Co on
tu robi? - zwróciłam się do kompana.
- Przyprowadziłem go do ciebie. - odrzekł.
- Przyprowadziłeś?
- Widziałem jak się o niego martwisz.
Nagle
się ożywiłam.
- On nie może tutaj być! - mówiłam wbijając wzrok w czubki swoich butów.
- Przecież on nas zabije jak się dowie co zrobiłeś!
- Kto? - Orichi odezwał się swoim niewinnym
dziecięcym głosikiem.
Zamilkłam.
Czekałam, aż to Hozuki zareaguje na jego pytanie. Jednak ten jak gdyby nigdy
nic stał, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Zaczęło mnie to irytować. Ja
byłam kłębkiem nerwów w czasie gdy on patrzył na wszystko ze spokojem. No
odpowiedz mu, rozkazałam w myślach zaciskając zęby. Próbowałam dać mu jakoś
znak. Wtem zaśmiał się.
- Hę? - wyjąkałam nic nie rozumiejąc.
- Orichi. - zaczął nie ukrywając swojego
rozbawienia. - Może ty jej wszystko wytłumaczysz.
- Suigetsu, to nie jest śmieszne! - krzyknęłam
zdesperowana nie zważając na zdradzenie prawdziwego imienia kompana. Chciałam
do niego podejść, lecz brązowowłosy wszedł mi w drogę uśmiechając się
niewinnie.
- Nie złość się tak, Sakura-san.
- Będzie wściekły. - warknęłam. Zlekceważyłam
słowa chłopczyka i nadal wpatrywałam się w seledynowłosego z rosnącym wewnątrz
gniewem.
- Pan Sasuke? - Naprawdę dzisiaj dosypano mi
coś do jedzenia. Zresztą to dosyć podejrzane, że Taka sama zamówiła sobie
dzisiaj posiłek. Tym razem szeroko otwarte oczy przeniosłam na malucha
stojącego przede mną. Kąciki jego ust uniosły się promiennie do góry
- Co ty powiedziałeś? - szepnęłam starając się
opanować nachodzący mnie szok - po raz kolejny. O co tutaj do cholery chodzi!?
Cała ta sytuacja zaczęła mnie porządnie denerwować. Patrzyłam to na Hozuki'ego
to na malucha. Żadne z nich nie pozwoliło odczytać rozwiązania zagadki ze
swojej twarzy. Zadecydowałam, że bardziej wiarygodne informację otrzymam od
młodszego towarzysza.
- Orichi. - powiedziałam raz jeszcze. - Co tu
się dzieje?
- Idę z tobą Sakura-san. - odrzekł spokojnie.
- Słucham!?
- Idę z tobą! Pan Sasuke mi pozwolił. Obiecał
również, że po tym wszystkim sprawdzi czy z Yo wszystko w porządku!
Dopiero
po minucie milczenia dotarło do mnie, iż moja buzia jest szeroko rozwarta.
Złączyłam szybko usta, jednak wciąż nie potrafiłam dość do spokojnego stanu.
Chwilę temu uważałam, że zachowanie Sasuke to za wiele, teraz jestem już
całkowicie ogłupiała. Czyżby Uchiha ...
- Tak Sakura. - odpowiedz na moje pytanie dał
mi nie kto inny jak Suigetsu. Spojrzałam na niego. Był taki szczęśliwy, szeroko
uśmiechnięty. Nadal na mnie patrząc podrapał się zawstydzony po głowie. - Wiesz
sam byłem zdumiony jego postanowieniem, ale jak mi powiedział to nie potrafiłem
odmówić.
Zakończył
wypowiedź. Nie. Nie byłam zdolna wydukać chociaż jakieś bezsensowne zdanie.
Członek Taki widząc moją minę zaśmiał się jeszcze głośniej.
- Ale ...jak ...
- Spokojnie. Opowiedziałem Sasuke co Orichi
przeżywa w domu dziecka. Szczerze, kiedy informowaliśmy opiekunkę, że zabieramy
Orichi'ego i niedługo dostanie potwierdzenie, że został przyjęty do Konohy nie
wyglądała na jakoś specjalnie przejętą. Miałaś rację, warunki w tym domu
dziecka są naprawdę okropne. Sasuke powiedział, że już mu obiecał, iż pójdzie z
tobą. Nawet jak teraz przekonają ludzi Natsuo, zabierzemy malucha do Konohy. A
tak przy okazji - wie już jak mam naprawdę na imię.
- Okłamałaś mnie Sakura-san! - dodał oburzony
zielonooki. - Ale wybaczam, bo Suigetsu wytłumaczył mi, że to na potrzeby
misji. Ale nie martw się, obiecałem panu Sasuke, że słówkiem nie piśnie o was w
Konoha!
- Nie mogę w to uwierzyć. - tak naprawdę ów
słowa rzuciłam na wiatr. Od tak sobie. Byle tylko dać im znak, że wciąż
przebywam w świecie żywych. Raz jeszcze salwa śmiechu rozniosła się po
przestrzeni tym razem dołączył do niej maluch. Słońce widniało przede mną, a ja
upajałam się jego ostatnimi chwilami. Ostatnie promienie poraziły mnie, przez
co zmuszona byłam przymrużyć oczy. Gdy światło zanikło, a wielka ognista kula
schowała się za linią ziemi, poczułam jak krystaliczna ciecz spływa po moich
policzkach.
- Nie płacz, Sakura... - westchnął z
rozbawieniem Hozuki. Nie słuchałam go. Nie chciałam. Jak oszalała rzuciłam się
na Orichi'ego tuląc go mocno i wypłakując w jego ramię. Już nie interesowały
mnie te wszystkie chwile w, których powtarzałam mu, iż płacz w niczym nie
pomaga. To było nieistotne. Mały odwzajemnił uścisk, a zaraz potem Suigetsu
kucnął obok. - On nie jesteś taki zły jak się wydaje, prawda?
Niewiele
myśląc skinęłam głową śmiejąc się i płacząc jednocześnie.
Nie
mogłam uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.
Sasuke...ale
jak? Kiedy? Czy to w ogóle możliwe...
Jak
tylko przetrawię nadeszłe informacje, gdy tylko się z nimi oswoję, będę czekała
na miliony wyjaśnień ze strony ich obojgu...To było zbyt piękne.
- Nie płacz, Sakura. - Suigetsu ponownie
powtórzył tak dobrze znane mi słowa i zaczął się śmiać razem ze mną. - Wiesz,
że przez tego małego nie zdążyłem zajść do sklepu, teraz za karę idziesz tam ze
mną i co gorsza pomożesz mi nieść zakupy.
Tak
pójdę. Pójdę i będę się cieszyć, a wszystko co związane z szarą rzeczywistością
wyjaśnię później.
Jeeeeeeeeeeeeeeeej, pan Sasuke jest wspaniały. Pomoże Naruto i zabierze Orochiego razem ze sobą, a wszystko po to, aby uszczęśliwić Sakurę. Gdyby zrobił coś takiego kilkanaście rozdziałów temu, nie uwierzyłabym, ale teraz to nawet do niego podobne.
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie jak różowa musiała być szczęśliwa, gdy zauważyła tego malucha. ;) Aż się łezka w oku kręci.
Jeszcze kiedyś ktoś powie, że Uchiha to zły człowiek i morderca to ukatrupię. -.-