środa, 31 października 2012

Rozdział 38



Podróż w ciszy. O tak, to był główny atut naszej organizacji - przynajmniej dla mnie. Otóż był to jedyny moment, gdzie mogłem odpocząć od kłótni Suigetsu i Karin, od ich idiotycznych pytań lub uwag. W czasie trybu, który nazywał się 'skaknie po drzewach' panowała zasada nakazująca cisze i całkowite skupienie. Nie chodziło jedynie o wyczulenie na chakry innych ninja, którzy mogą się wokół kręcić, chodziło o samą przyjemnośc jaką były powiewy wiatru na skórze i ta niewiarygodna ulga, kiedy to wszystkie refleksje rozważane są z taką banalnością.
Od czasu, w którym w Tace pojawił się nowy Medyk; nic nie jest praktycznie takie same. I chociaż główny sprawca wszelkich problemów właśnie przebywał u Morfeusza pozostawił po sobie ucznia, który idealnie odgrywał jej rolę. Cisza była moim przyjacielem, sądziłem, że bez niej nie będę w stanie nazwać jakiegoś momentu 'przyjemnym' lub bynajmniej 'znośnym' - okazało się, że całkowicie się myliłem. Orichi co chwila kogoś zagadywał. Zadawał różne pytania, które powinny mnie denerwować. Zwykła dziecinna ciekawość świata to coś czego nienawidziłem. Stało się coś niewiraygodnego, ponieważ stan mojej irytacji nie ulegał najmniejszej zmianie. W ciszy przysłuchiwałem się wypowiedzią malca, czasami nawet w myślach wydobywał się ze mnie cichy chichot.
Niedawno doszedłem do wniosku, że podróż z Sakurą, której również buzia się nie zamyka jest czymś co mogę znieść. Teraz okazało się, że nawet towarzystwo dziecka mi nie przeszkadza.
Zwariowałem.
 - Jesteśmy! - oznajmił entuzjastycznie Suigetsu zatrzymując się w odpowiednim miejscu. Cała reszta udała się w jego ślady, dokładnie lustrując otaczający nasz teren. Nasze wyrazy twarzy diametralnie się zmieniły. Był bowiem jeden szczegół - niezbędny szczegół - którego o dziwo obecnie brakowało. - Co się dzieje? - dodał drapiąc się nierozumnie po głowie.
  - Nie mówcie, że nas zaatakowano ... - zacząłem wściekle. Cały spokój jakim otoczyło się moje serce ni stąd ni zowąd zniknął pozostawiająć dawne, znane mi uczucia. Nie. Stop, wróć! Stany ducha. Sakura sama uświadamiała mi, że uczucia są jedynie pozytywne.
Teraz w żadnym wypadku nie czułem 'czegoś' potywnego.
Orichi podszedł do mnie i pociągnął za kawałek spodni bym zwrócił na niego swoją uwagę:
 - Co się stało, Sasuke?
 - Sam nie mam pojęcia - przyznałem. Kiedy reszta stała jak wmurowana to właśnie ja jako 'kapitan' ruszyłem do przodu badając skrawek ziemi. Ciężar dziewczyny zancznie mi to utrudniał, ale dawałem radę.
 - Rozumiem, że kamień mógł zniknąć ... - rozpoczął Hozuki kucając obok. - Ale jak to możliwe, że zniknęło również wejście do kryjówki?
 - Zniknęło wejście? - zdziwił się Orichi. Tak jak się spodziewałem natychmiast zjawił się obok.
Wówczas wydarzyło się coś, co kompletnie nas zdezorientowało. Kawałek gleby przed nami zaczął się niebezpiecznie poruszać. Odruchowo cofneliśmy się do tyłu, wydając przy tym jęki zdziwienia. Zdołaliśmy się, jednak opanować od głośnych reakcji ze względu na śpiącą Haruno.
 - Co do ... - wybełkotał seledynowłosy. Odpowiedź zjawiła się kilka sekund później. Metr kwadratowy podłoża uniósł się do góry niczym drzwi od szafki. Wszystko to działo się pod wpływem ruchów pewnej osoby, która znienacka zaprezentowała się z perfidnym uśmieszkiem.
 - Karin?! - rykneliśmy w tym samym momencie z wybałuszonymi oczami. Czerwonowłosa na widok naszych min wybuchła gromkich śmiechem. Po chwili zamknęła 'dziurę' i wyprostowała się by ukazać nam się w pełnej okazałości. Wyraz jej twarzy znacznie się wykrzywił na widok Sakury jak i dziecka kryjącego się ze mną.
 - Co tu się dzieje? - zapytała zszokowana.
Suigetsu podszedł do niej podenerwowany.
 - To lepiej ty nam wytłumacz co tu się dzieje. Dlaczego nie ma naszego kamienia, i co ty do cholery zrobiłaś?!
 - Uspokój się. To nie moja robota.
 - Więc czyja?
 - Eizo - powiedziała dumnie najwyraźniej podejrzewając naszą reakcję. - Trochę nudziło mu się podczas waszej nieobecności. Stwierdził, że przez ten kamień wrogowie łatwiej będą mogli odkryć to miejsce.
Żyłka na moim czole zaczęła niebezpiecznie pulsować.
 - I ty mu na to pozwoliłaś? - wściekłem się. - Od kiedy to zrobił się taki pomocny, co?
 - Sasuke ma rację. Przecież od zawsze powtarza, że jego jedynym celem jest ucieczka razem z Sakurą.
 - Tym razem naprawdę chciał pomóc - zadeklarowała z przekonaniem.
Zachowanie Karin wydawało mi się podejrzane. To prawda, że nigdy nie okazywała do Eizo jakiś oznak nienawiści lub braku tolerancji, lecz dlaczego nagle stała się taka potulna? Nie raz wyzywała go od 'słabeuszy', zdziwiłem się, kiedy poparła jego stronę. To jednak nie zmieniało faktu, że nadal ogarniała mnie furia. Zmiany bez zgody lidera? To doprawdy karygodny czyn.
 - Może rzeczywicie to wejście okaże się lepsze - mówiła dalej bez przekonania. - Męczył mnie z tym dlugi czas, aż w końcu uległam. Myślałam, że się ucieszysz Sasuke-kun. W końcu Eizo zrobił coś dla naszej organizacji.
 - Powinien najpierw zapytać o zgodę lidera, nie? - Suigetsu odezwał się nim zdążyłem otworzyć usta. Podenerwowany przytaknąłem jedynie na jego słowa, skupiając sie na Sakurze. To było naprawdę dziwne odczucie, kiedy zdałem sobie sprawę, że niepokoją mnie tak błahe rzeczy. Wewnątrz mnie pojawiła się nagła chęc  uciszenia przestrzeni wokół. Pragnąłem aby otoczyło mnie milczenie i tym razem nie chodziło o moje własne potrzeby. Sakura bezustannie marszczyła brwi pod wpływem głośnych rozmówch towarzyszy.
Nie chciałem aby się obudziła.
 - Hej, a co zależy ci tak na tym kamieniu! - jej głos przybrał poirytowany ton. Karin wystawiła rękę wskazując palcem na Suigetsu, który przkręcił niechętnie oczyma.
 - Przyzwyczaiłem się. Po treningach był miejscem mojego spoczynku.
 - To znajdź sobie nowe miejsce...
 - Nie mów tak! - przerwał jej surowo.
 - Kiedy mam rację! Takie wejście jest o wiele lepsze! Jak zwykle musisz marudzić, zamiast docenić czyjąś cieżką pracę - rzekła z przekonaniem.
 - Ale ta 'czyjaś ciężka praca' należy do Eizo.
 - I co z tego?
 - Dla mnie to zbyt podejrzane.
Wraz z tymi słowa Suigetsu, konwersacja jaką toczyli znalazła u mnie odrobinę zainteresowania. Zapomniałem na moment o różowowłosej wbijając wzrok w Karin. Oczekiwałem jakieś naprawdę logicznej odpowiedzi.
Ona milczała jednak i wzruszyła ramionami.
 - Dlaczego uważasz, że to podejrzane? - zapytał Juugo.
 - Wpadła mi do głowy pewna myśl! - zadeklarował z podnieceniem. Suigetsu sciągnął plecak i położył go na ziemi rozciągając wymęczone mięśnie. - Skąd wiesz, że nie zrobił tego celowo. Może Konoha szukając kryjówek niebezpiecznych organizacji skupia się właśnie na takich tropach. Spójrz - podszedł do 'wejścia' wskazując na glebę. - Gdy się przyjrzymy, od razu widać różnicę.
Teoria jaką przedstawił, wywołała na naszych twarzach olbrzymię zdumienie. NIe cieszyłem się, jednak długo tą hipotezą, zaraz po tym doszła do mnie obecność chłopczyka, który nadal ukrywał się za moimi nogami.
Syknąłem głośno, aby zwrócić uwagę kompana. Poczułem drgawki jakie zaatakowały Orichi'ego - był zupełnie skołowany.
 - N...Na..Naruto nie może ...odkryć miejsca, w którym się ukrywamy - zająkał się, kątem oka obserwując twarz małego. - Przecież tak dobrze zapewnialiśmy go, że wykonamy tą misję, prawda Sasuke?
Westchnąłem. Jak zwykle musi szukać u mnie pomocy.
 - Prawda - odrzekłem. Instyktownie zbliżyłem się do Karin widząc jej osłupienie. Poprawiła okulary i przeleciała nas spojrzeniem.
 - Co ty do cholery gadasz? Naruto? Ten z drużyny Sasuke ...ale przecież ... - nie dane było jej skończyć wypowiedzi. Hozuki zjawił się tuż obok w mgnieniu oka zasłaniając ręką jej usta. Reakcja ta napotkała naturalnie wiele przeciwności ze strony czerwonowłosej. Począwszy na delikatnym szamotaniu, a skończywszt na istnej furii.
 - Karin, uspokój się - warknąłem.
 - Zaraz wszystko ci wyjaśnimy - szepnął jej do ucha Suigetsu, jednocześnie prowadząc w stronę wejścia do kryjówki. Juugo zareagował szybko i uchylił 'wrota' do naszego domu, ułatwiając robotę towarzysowi.
  - Czy któryś z was raczy mi wytłumaczyć co robi tu ten bachor?! - usłyszeliśmy na końcu jej głos, wymieszany z echem jaki stworzył korytarz.
Autmatycznie pozostali członkowie zwrócili uwagę na Orichi'ego, który krył się tuż za mną trzymając kurczowo moją nogę. Sytuacja była nad wyraz niebezpieczna. Karin nie była wtajemniczona w kłamstwo jakim karmimy malucha; w każdej chwili mogła powiedzieć coś co by nam zagroziło.
 - Dlaczego nie było was tak długo? Dlaczego ona śpi na twoich rękach? - jej głowa wychyliła się rzucając mi oskarżycielskie spojrzenie. - Chciałam z tobą poważnie porozmawiać Sasuke-kun, mam wiele do powiedzenia.
 - Zaraz wszystko ci wyjaśnimy - odpowiedziałem.
 - Obecność tego dzieciaka to zapewne sprawka Sakury, prawda? - dopowiedziała katując go wściekłym spojrzeniem.
 - Sasuke - do moich uszu doszedł ledwo dosłyszalny szept.
 - Tak?
 - Kim jest ta czarownica?
Maluch jednak nie był na tyle dyskretny aby reszta Taki nie usłyszała jego słów. Hozuki oczywiście skomentował to głośnym śmiechem.
 - Jak ty mnie nazwałeś?! - zagrzmiała czerwonowłosa, ten głośny gest z jej strony został automatycznie skarcony. Przyłożyłem palec wkazujący do ust nakazując jej milczenie. Kątek oka spojrzałem na Sakurę, która jedynie poruszyła się niespokojnie w moim ramionach. Przypominając sobie o jej obecności moje ciało i umysł raz jeszcze chciały się zatopić w przyjemności jaka płynęła z jej dotyku. Udało mi się to powstrzymać. Ostatecznie zadrżałem lekko skupiając uwagę na chłopczyku.
 - Karin teraz to ty się uspokój. Jak zwykle przesadzasz - powiedział Suigetsu.
 - Czy mi się wydaje czy za każdym razem jak wracacie z misji, na ktorej mnie nie ma przyprowadzacie do kryjówki nową osobę? Najpierw Eizo, a potem on.
Orichi wzdrygnął się na dźwięk imienia narzeczonego Sakury. Było to dosyć podejrzane.
Wziąłem glęboki wdech odświeżając tym samym płuca.
 - Gdzie on jest? - zapytałem.
 - Na sali treningowej.
 - Na sali treningowej? - zdziwiłem się.
 - Właśnie o tym chciałam z tobą porozmawiać! - wybuchła. - Chodźcie do kryjówki. - dodała z zamiarem udana się w wymierzonym kierunku. Jej ręka ponownie dotknęła powierzchni, którą ona gwałtownie uniosła do góry. Zaraz pod drewnianym kwadratem pokrytym z wierzchu trawą poraził nas blask.
 - Szefie, ja też chcę z tobą porozmawiać - rzucił Suigetsu mijając mnie. - Mówiłam ci to już w hotelu. To również bardzo ważne.
 - Okej.
Gdy już znaleźliśmy się w środku kryjówki, od razu zabrałam się za ocenianie stanu korytarza. Kto wie, co jeszcze wykombinował Eizo by utrudnić mi życie. Hipoteza Suigetsu nie tyle mnie zdziwiła jak i obdarowała podejrzeniami nachylającymi się ku prawdzie. Może ten mięściak nie jest jednak tak głupi na jakiego pozuje? Nadarzyła się idealna okazja; mój brak. Wykorzystał to. Przecież sam zapewniał mnie, że wydostanie się stąd razem z Sakurą. Idiota za mnie!
Sam już nie wiedziałem czy teraźnijeszy stan był dobry czy zły? Wiedziałem za to, że jestem wściekły na Eizo za jego wyczyn - niech wie, że tego pożałuje.
 - Karin, Suigetsu - zwróciłem się to dwójki towarzyszy. - Idzcie do pokoju narad, zaraz do was dołącze.
 - Dobrze! - odkrzykneli. Kiedy ich sylwetki całkowicie zniknęły za jedną ze ścian zerknąłem na Orichi'ego, którego oczy wyrażały jedynie smutek i strach. Zapewne chwilę przybycia do kryjówki chciał przeżyć razem z Sakurą. Czuł by się znacznie pewniej mając przy sobie jej poparcie. O dziwo jej brak zastąpił własnie moją osobą. Bezustannie ściskał kawałek moich spodni.
Zadecydowałem postawić na ryzyko.
 - Znasz Eizo?
Przytaknął.
 - To narzeczony Sakury-san - odpowiedział. - Nie wiedziałem, że też jest tutaj z wami...
 - On również bierze udział w misji - wtrącił Juugo.
Raz jeszcze jego twarz oblała się rozczarowaniem.
 - Nie lubisz go? - zapytałem.
 - Nie.
Zmarszczyłem brwi, jednak nie miałem czasu by wypytywać o więcej szczegółów. Byłem pewny, że mam na to jeszcze wiele czasu. Wzrok wbiłem w Juugo, który również poświęcił swoją uwagę chłopczykowi.
 - Trzymaj ją - rozkazałem przekazując mu Sakurę. - Ja idę porozmawiać z Suigetsu i Karin.
 - Dokąd mam ją zanieść?
 - Skoro Orichi nie lubi Eizo, na pewno nie będę chciał mieć z nim pokoju, prawda?
 - Prawda! - odparł z niezwykłą determinacją.
Nie ukrywałem przed samym sobą, iż ucieszyłem się z tego faktu. Eizo i Sakura będą osobno ze względu na dzieciaka - dobre i to jak na sam początek.
 - Obok mnie jest jeszcze wolny pokój, o ile wiem jest to ten większy. Zanieść ją tam razem z Orichi'm i najlepiej ją obudź. Potem idź na salę treningową i przyprowadź do mnie jej narzeczonego.
 - Dobrze.
Po tych słowach pozostawiłem ich samych podążając za Suigetsu i Karin, którzy zniecierpliwieni czekali na moje przybycie. Zapowiedź Karin niezwykle mnie zainteresowała. Sam główkowałem nad powodem dla, którego Eizo nagle zaczął korszystać z sali do treningów. Przyśpieszałem. Chciałem zebrać wszystkie informację i nakarmić się wiedząc, której narazie mi brak. Jestem liderem - to niedorzeczne.
Zaraz wszystko będzie jasne...
***
Ze snu wybudziły mnie niewyobrażalnie intensywne wstrząsy. Choć usilnie nasłuchiwałam jakiś głosów; nie byłam w stanie dosłyszeć czegokolwiek. Nie walczyłam - wręcz przeciwnie. Zadecydowałam się wybudzić. Tajemnicą było dla mnie to kto jest sprawcą całego zamieszania w mojej podświadomości. Ciekawość zajmowała o wiele wyższy poziom. Dodatkowo wliczał się niepokój, który odczuwałam nie mająć pojęcia kto tak uporczywie chce wyrwać mnie spod objęc Morfeusza.
Otworzyłam oczy. Z początku były to niewyraźnie obrazy, które uzyskały ostrość dopiero po pewnym czasie. Zamrugałam kilka razy aby przyśpieszyć ten proces. Zadziałało.
Ujrzałam nad sobą opanowane oczy Juugo i jego rękę, która położona była na moim ramieniu.
 - Co się dzieje? - wymamrotałam, usiłując się podnieść. Przeczesałam włosy ręką i finalnie mogłam dokładnie ocenić teren na jakim się znajduję. Poczułam ciężar przy nogach, więc to w tamtym kierunku przerzuciłam spojrzenie. Na skraju łóżka siedział Orichi uśmiechając się do mnie blado.
 - Sasuke kazał mi cię tu zanieść - zadeklarował Juugo. - Od teraz jest to twój nowy pokój. Będziesz mieszkała tu razem z Orichi'm.
Wybełkotałam jedynie ciche 'słucham', ponieważ większą część mojej uwagi skupiłam na przestrzeni. Słowa Juugo zgrały się z rzeczywistością; nigdy dotąd nie przebywałam w tym pomieszczeniu. Choć miałam zamiar zadać więcej pytań związanych z pokojem, wyprzedziła mnie chęć poznania prawdy, która tak nagle się we mnie narodziła:
 - Naprawdę zasnęłam?
 - Tak - odparł.
Pokręciłam wściekle głową.
 - Kurczę. Mogliście mnie obudzić, a nie zanosić do kryjówki.
 - I tak jesteś ranna - wskazał na moją nogę. - Sasuke powiedział, że zaniesie cię do samej kryjówki. Przy okazji, ulecz to sobie.
 Sasuke powiedział, że zaniesie mnie do samej kryjówki? Chyba Juugo mija się z prawdą - takie zachowanie zupełnie nie pasuję do Uchihy. Dopiero teraz powoli zaczęły do mnie dochodzić wszystkie fakty. Chciałam zaatakować Kirimo, lecz Sasuke mnie powstrzymał łapiąc w locie, następnie słyszałam jedynie głuche odgłosy rozmów między członkami Taki, w których nie znalazłam krzty zainteresowania. I potem ...zasnęłam.
 - Gdzie Sasuke i Suigetsu? - zapytałam bardziej ożywiona.
 - Są z Karin, tłumaczą jej dlaczego jest tu Orichi.
No tak. Zapewne czerwonowłosa przeżyła szok widząć dziecko zmierzające do kryjówki. Westchnęłam - zapomniałam jak bardzo będzie to skomplikowane. Biorąc odpowiedzialność za Orichi'iego rzeczywiście nie wpadły mi do głowy wszystkie możliwe opcje. Reakcja Karin również nie została wzięta pod uwagę. O Eizo nawet nie pomyślałam, a przecież ...
 - Idę po twojego narzeczonego - zadeklarował płowo włosy z zamiarem wyjścia.
Chcę tego czy nie? Oczywiście, że nie. W końcu jestem w obecności Orichi'ego ...
 - Nie wiedziałem, że on też tutaj jest - wraz z trzaskiem drzwi, które informowały o wyjściu Juugo po przestrzeni rozległ się cichy dzięcięcy głosik. Malec siedział skulony, ze wzrokiem wbitym w pościel.
 - Eizo tez bierze udział w misji.
 - Nie lubie go.
 - Wiem - zaśmiałam się cicho, jednocześnie zasiadając tuż obok. - To dlatego jesteś taki smutny, czy jest jeszcze inny powód?
 - Nie podoba mi się tu Sakura-san. Gdy ty spałaś, spotkałem taką brzydką panią, która zaczęła krzyczeć. Potem dowiedziałem się, że pan Eizo też tutaj jest. Myślałem, że jesteście tylko w trójkę. Ty, Suigetsu i Sasuke. Potem dowiedziałem się o panu Juugo, ale on był w porządku więc mi nie przeszkadzał, a teraz doszał jeszcze ta pani plus Eizo ...
Spochmurniałam. W zasadzie od początku nie miałam dobrego nastroju. Nie czułam sie wyspana, nogi miałam jakby z ołowiu, wszystko nagle oblało się szarością. Straciłam wszelki entuzjazm pożyczony od Suigetsu. W obecnej sytuacji bytowałam jako prawdziwa pesymistka. Jednak nie mogłam zapominać o obecności dziecka i dokonać wszelkich starać aby nie zaraził się moim 'zapałem'. Poklepałam go po ramieniu. Byłam wściekła na siebie - jak zwykle nie pomyślałam o wszystkim. Obecność Eizo zupełnie wyleciała mi z głowy. Ale tak było zawsze kiedy Sasuke doprowadzał mnie do szaleństwa! Robił coś niezrozumiałego, a ja całkowicie oddawałam się rozmyślanią na ten temat; rzeczywistość zostawała daleko za mną.
Rozumiałam już dlaczego Juugo oznajmił, iz od dzisiejszego dnia mieszkam tu z Orichi'm.
 - Hej, maluchu. Pan Eizo wcale nie jest taki zły, on po prostu często się denerwuje.
 - Ale zawsze na ciebie - zauważył. - Widziałem z innymi jak na ciebie krzyczy, albo pamiętasz jak po ciebie przyszedł bo długio nie wracałaś do domu...
 - Martwił się - przerwałam mu, zdobywając się na szczery uśmiech. Orichi nie spojrzał na mnie, więc nawet nie był w stanie go zauważyć. Westchnęłam. O tak, Eizo się martwił. Martwił się, że jego zachcianki nie zostaną dzisiaj spełnione.
 - Ale wiedział, że byłaś w Domu Dziecka. Przecież opowiadałaś nam tylko bajki, a on ...
 - Posłuchaj, skarbie - raz jeszcze weszłam mu w słowo. - Pan Eizo ma dużo hoteli, wiesz o tym prawda?
Przytaknął.
 - Na misji potrzebowaliśmy noclegów, więc jego również włączyliśmy. Jest tutaj, ale nie zapominaj, że wedle własnego życzenia masz pokój ze mną. Poza tym wiem, że go nie lubisz, ale sprubój się przekonać. Może podczas pobytu tutaj lepiej go poznasz i zrozumiesz, że nie jest taki zły.
 - Wątpie w to. Pewnie znowu będzie krzyczał, że tu jestem.
 - Ale to właśnie Eizo wyruszy dla ciebie do Konohy by dowiedzieć się czy jest wolne miejsce w Domu Dziecka.
 - I co z tego? - prychnął. - Na pewno mu nie podziękuje.
Zachihotałam tylko. Cień uśmiechu zjawił się również na twarzy młodszego towarzysza. Po upływie kilku sekund zapomnieliśmy zupełnie o poprzednim temacie, oddając się innym rozmową. Cieszyłam się, że nie zadawał kolejnych pytań, a tym bardziej tego kluczowego. 'Kochasz pana Eizo?'. Zadawał mi je on i kilka innych dzieci z Domu Dziecka. Co mogłam odpowiedzieć? Usmiechałam się sztucznie i przytakiwałam tylko. Wszystkie jego wybuchy złości jakie doświadczyły dzieci tłumaczyłam osobowością. Jednak biorąc pod uwagę mój nastrój nie oddawałam się głebszym rozmyślanią na ten temat. Pochłonięta byłam rozmową z maluchem. Oprócz Konohy i zabaw jakich wspólnie tam doświadczyliśmy, przekonałam również Orichi'ego do reszty organizacji. Stwierdził, że jeśli będę przy jego boku wszystko będzie w porządu. Cały on ...Straciłam poczucie czasu, lecz byłam świadoma tego, iż przesiedzieliśmy tu niemal pół dnia.
Nagle Orichi powstał prezetnując mi swoje uzęmbienie.
 - Sakura-san, ale robimy tą niespodziankę, prawda?
Mój mózg potrzebowałam chwili, aby przetrwaić tą informację. Nie minęła minuta, a ja już uderzyłam się delikatnie w czoło.
 - Zapomniałaś? - dodał, widząc moją reakcję.
 - Wyleciało mi z głowy. Ale zrobimy ją, oczywiście. Gdzie są wszystkie zakupy?
 - Pan Juugo poszedł je zanieść i wypakować.
 - Świetnie - wyszczerzyłam się. - Zaraz jak skończymy, musimy iść wszystkich zaprosić, prawda?
 - Dobrze, ale ty zapraszasz pana Eizo. - odezwał się pozbawiony wszelkiego entuzjazmu. Wzruszyłam jedynie ramionami pokładając resztki nadzieji w kolejnych dniach. Może wszystko się zmieni. Nie wiadomo kiedy dokładnie Sasuke wyśle Eizo z misją do Konohy. Może to być jutro, może za dwa dni, a może malec zostanie tu nawet tydzień. Było by wspaniale. Czułam tą sympatie jaka iskrzyła między nim, a Sasuke. Byłam szczerze zdzwiona ich swobodnym stylem porozumiewania się.
To nie możliwe! pomyślałam pewna swoich racji. Sasuke. Jak Sasuke mógłby okazywać taką uprzejmość względem dziecka? - nawet na udawaną go nie stać. A może jednak...? Tych dwoje zupełnie nic nie łączy, lecz sama nie raz gubiłam się w zachowaniach Uchihy. Orichi. Orichi i Sasuke... brzmi tak pięknie.
 - Ale i tak go nie lubię - rzucił spoglądając na dęmbowe drzwi. Świat marzeń wyrzucił mnie spod swych skrzydeł i sprowadził z powrotem do rzeczywstiości. - Jest tu kuchnia?
 - Oczywiście - odparłam biorąc go na ręcę. - Chcesz od razu się za to zabrać?
Przytaknął.
 - Nie wiem ile zostało zakupów... - szepnął nagle, niby do siebie, co nie uciekło również mojaj uwadzę. Spojrzałam na niego pytająco jednocześnie opuszczając pokój. - Orichi ... - pogoniłam go.
Chłopczyk zamyślił się.
 - Ja, Suigetsu i Sasuke trochę zjedliśmy zanim wyruszyliśmy cię ratować.
 - CO?! - ryknęłam. Ogarnęła mnie wściekłosć. Wyraźnie podkreślałam, że jest mi to potrzebne. Po słowach Suigetsu, które brzmiały 'Chcę porządnie zjesć', ustanowiłam sobie zupełnie nowy cel. Orichi wybuchnał gromkim śmiechem obejmując moją szyję.
 - Nie denerwuj się, Sakura-san. Sasuke powiedział, że mamy wymówkę.
 - Jaką?
 - Bo ja powiedziałem mu, że teraz jesteśmy jak tacy bohaterowie, którzy ratują dziewczynę. I potem jak Juugo ostrzegał Sasuke i mówił mu, że zabroniłaś ruszać zakupów, on powiedział, że jako bohaterowie, których celem jest uratowanie dziewczyny z opresji, musimy mieć dużo siły i nmie możemy być głodni. Suigetsu zgodził się z tym i wtedy ...
Nie dałam dzieciakowi skończyć. Powinnam być zła, to prawda. Lecz obraz jaki przedstawiła mi wyobraźnia całkowicie mnie rozśmieszył. Chihotałam głośno, żałując, że nie byłam tam w momencie, kiedy Sasuke przedstawiał te słowa.
 - Czemu się śmiejesz? - zapytał. - Przed chwilą byłaś zła.
 - Oh, nie ważne - wybełkotałam nabierając sporej dawki powietrza. - Chodźmy do tej kuchni, wszyscy pewnie poszli na trening.
 - Na trening?
O kurwa, pomyślałam gryząc się w jezyk.
 - No...trenujemy, żeby być gotowymi ...na dalszą misję.
 - Aha - przytaknął. - Podobają mi się takie misję, też chciałbym w przyszłości na jakieś wyruszać.
Skitowałam to jedynie przyjaznym uśmiechem. Orichi może chodzić w przyszłości na wszelkie misje, ale tak nagłej, w której ja uczestniczę raczej mu nie życzę.
***
Choć podczas rozmowy z towarzyszami ogarniała mnie wściekłośc i niedowierzenie, w owym momencie po tych emocjach pozostały jedynie nikłe ślady. Nie wiedziałem, że Karin potrafi tak kombinować. To prawda, że jej zachowanie zaliczało się do podejrzanych. Dlaczego tak zaciekle starała się aby Sakura nie dowiedziała się o planowanym ataku na wioskę? Próbowałem zrozumieć to, co przedstawiał Suigetsu. Przywiązał się do Sakury, mocniej niż się spodziewałem. Ta znajomość weszła na tak wysoki poziom, iż Hozuki nie jest w stanie dłużej jest okłamywać. Niestety - został do tego zmuszony. Sakura za żadne skarby nie może się dowiedzieć, co tak naprawdę jest moim celem. Nic, ani nikt nie przekonana mnie do zmiany decyzji, która zapadła już na początku.
Choć zdążyłem się uspokoić, moje oczy nadal błyszczały fanatyczną nienawiścią. Uporałem się z dwoma problemami, teraz czas na trzeci - najbardziej wymagający. Idąc ku sali treningowej zaciskałem pięści. Pragnąłem wyrzyć się na ścianę, tak aby swoją ofiarę porazić niesamowitym opanowaniem, którego ona mogłaby jedynie mi zazdrościć.
Nadal nie potrafiłem uwierzyć, że sprawy posunęły się tak daleko.
'Eizo coś knuje! Zaczął trenować, skupił się na zdobywaniu mocy! Sasuke musimy go pilnować!' - słowa Karin obijały się o mój mózg nie mogąc znaleźć sobie miejscia. Uporczywie starałem się je zepchać do strefy zwanej niepamięcią.
'Nie chcę dłużej jej kłamać! Ona i tak zaczęła coś podejrzewać. Pytała się mnie czy kiedykolwiek mówiłeś coś o Konoha, i raczej nie chodziło tu o przyjacielskie wspominki. Sasuke, ona ma prawo znać prawdę. Już dość długi czas jest tutaj i wiem, że możemy jej ufać!'
Suigetsu...jak on sobie niby wyobraża scenkę, w której wyjawiam jej wszystkie moje zamiary? Haruno wpadłaby w furię. Wtedy dopiero zaczął by się prawdziwy bunt. To co okazywała w pierwszych dniach pobytu tutaj było by niczym przy nowej formie.
'Oczywiście, że tak szefie! Im dłużej trzymasz to w tajemnicy, możesz być pewny, że zareaguje na to bardziej emocjnonalnie!'
Trafne zdanie. Wywnioskowałem z niego tylko jedno: jest za późno. Miałem powiedzieć to na samym początku, nie zrobiłem tego. Teraz nie zostaje mi nic innego jak dalej dochowywać tajemnicy. Akurat w pierwszych dniach przybycia Sakury do naszej organizacji, nie śmiałbym przypuszczać, że kiedyś nie będę w stanie oznajmić jej celu zemsty. Po prostu nie potrafię...! Nie po tym wszystkim. Sakura stała mi się zbyt bliska, a ja zdążyłem przyzwyczaić się do sympatii jaką nagle zaczęła mi okazywać.
Co ja w ogóle robię? przemknęła mi myśl. Jednak nim zdążyłem odpowiedzieć sobie na zadane pytanie, spokój zakłóciły odgłosy jakie rozniosły się echem po pobliskiej przestrzeni. Przyśpieszyłem. Ciężkie, miarowe kroki mogły należeć tylko do jednego osobnika. Kiedy znalazłem się już na odpowiednim zakręcie ujrzałem go ...
Na mój widok jego wzrok stwardniał, rysy stężały pod wpływem zdenerowowania i rozproszenia jakie doświadczył w owym momencie. Ani myślałem bawić się w grzeczności. Stanąłem przed nim w szerokim rozkroku mierząc surowym wzrokiem. Coś jednak nie pasowało mi w jego spojrzeniu. Było kilka szczegółów gryzących się z obrazem poprzedniego Eizo, którego pamiętałem.
 - No proszę, lider - jego głos pobrzmiewał olbrzymią ilością sarkazmu. Prychnąłem jedynie i choć wewnątrz byłem zupełnie osłupiony jego widokiem, postanowiłem ukryć wszelkie emocje.
 - Daruj sobie. Lepiej powiedz o co ci chodzi.
 - Mi? - udał głupiego, patrząc na mnie jak na idiotę.
 - Powiedziałem daruj sobie - zawarczałem. - Nie jesteś członkiem naszej organizacji. Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?
 - Nie jestem? O ile pamiętam, to ty sam mnie tutaj przyjąłeś.
Eizo chyba nie mnie pojęcia w jak zaawansowanym stadium jest mój stres. Gorzej dla niego. Jeśli prowokuje zwierzę, które siedzi wewnątrz mnie, pogrywa jednocześnie z ogniem. Sił miałem coraz mniej - odchodziły w szybkim tempie.
Kim on w ogóle się stał? Jego spojrzenie wysyłało dziwne fale. Zimne, doprowadzające do drżenia. To spojrzenie diametralnie się zmieniło - nie było takie same. Mężczyzna stał dumnie, mierząc mnie triumfalnym wzrokiem. Dyszał głęboko, a gdzie nie gdzie dojrzałem się zadrapań spowodowanych wczesniejszym treningiem.
 - Nie pogrywaj ze mną - rzuciłem pierwszą lepszą myśl i podeszłem bliżej. - Ciesz się, że nadal żyjesz. Chociaż sądze, że za bardzo nie zdążysz.
 - Nie boję się ciebie.
Wzdrygnąłem się. Co jak co, ale takie słowa padające z jego ust doprowadziły mnie do istnego osłupienia.
 - Powinieneś wymyślić coś nowego - mówił dalej. - Ty i twoje groźby już dawno mnie znudziliście, Uchiha.
 - Co masz na myśli?
Nie odpowiedział; przynajmniej nie od razu. Sięgnąl ręką do tyłu i dobył olbrzymiego miecza. Zdęmbiałem. Chociaż na zewnątrz pozostałem nie wzruszony w środku byłem bliski szaleństwa. Co się do cholery stało? Jak on śmie podnosić na mnie broń, wiedząc, że jego życie leży w moim rękach?
Prychnąłem maksując tym samym emocje.
 - Będę walczył o siebie i Sakure - rzekł hardo. - Pokonam cię i wrócę do wioski.
 - Naprawdę myślisz, że ci się to uda?
 - Nie lekceważ przeciwnika.
 - Nie musisz mnie pouczać - syknąłem. Bez wahania chwyciłem dłonią jego miecz i odsunąłem na bezpieczną odległość. Nie tyczyło się to strachu, lecz głupoty jaka przez niego przemawiała. Jeszcze chwila, a naprawdę stracę kontrola i na nim wyładuje napięcie. - Znam to powiedzenie - dodałem szybko. - Ale ciebie nie można nazwać przeciwnikiem, więc nie stosuję go.
Eizo westchnął i opuścił broń.
 - Nie chcę mi się.
 - Że co? - wypaliłem nic z tego nie rozumiejąc.
 - Nie chce mi się udowadniać tobie, że się mylisz - powiedział wymijająco.
 - Ty chyba sobie kpisz?! - podniosłem głos. Nie potrafiłem nad tym zapanować. Zdanie, choć tandetne podziałało na moją dumę. Pozostawienie tego na lodzie, nie wchodziło w gre.
 - A wyglądam na takiego? - ciągnął dalej nie rezygnując z ironii.
W tym momencie całe opanowanie, które dotychczas starałem się trzymać blisko siebie, odeszło ustępując miejscia gniewowi. Nie potrafiłem się powstrzymać. Chwyciłem Eizo na koszulkę i mocnym ciosem przygwozdziłem do ściany. Ani na chwilę nie popuściłem. Moje oczy zażyły się iskierkami nienawiści, a serce bijo niespokojnie. Chciałem jawnie okazać mu całą wrogość, która we mnie kiełkuje.
 - Nie wkurzaj mnie - wrzasnąłem. - Zaraz cię zabiję i nie zdążysz nikogo uratować.
Prychnął.
 - Powiedziałem abyś nie lekceważył przeciwnika.
 - Nie jesteś żadnym przeciwnikiem. Myślisz, że jeden trening z Madarą czyni cię potężnym?
Jego twarz nagle wyjawiła perfidny uśmieszek.
 - A więc o to ci chodzi! - klasnął w dłonie, odsuwając się ode mnie. Ponownie wzbudził we mnie ciekawość, więc na krótką chwilę zrezygnowałem z używania siły. Wpatrywałem się w niego wzrokiem oczekującym wyjaśnień. - To cię deneruje, tak?
 - Stól dziób!
 - Chyba nie jesteś taki dobry jak ci się wydaje, skoro twój trener zdecydował szkolić nawet kogoś takiego jak mnie. Ja wcale o nic nie prosiłem, sam mi zaproponował. Chyba nie powinieneś mnie zostawiać pod jego 'opieką'...
 - Idiota! - tak! To była sekunda! Tak krótki odstęp czasu zmieścił w sobie tak wiele afektów, które wydostały się z mojego wnętrza. Kontrolowanie ich było nie lada wyzwaniem, szczególnie, iż do dyspozycji miałem bardzo mało czasu. Jednak udało mi się. Chociaż na początku unosiłem już zaciśniętą pięść wycelowaną prosto w ten chytry uśmieszek, opanowałem wszystko. Naszła mnie jedna myśl. Robiąc to czego pragnąłem nic sobie nie udowodnie. Może ulże ...ale nie udownodnie. W ostatniej chwili zmieniłem kierunek i przekierowałem całą swoją złość na ścianę. Pozostawiłem na niej głębokie wgniecenie. Poczułem ból, zdezorientowany wzrok Eizo...i krew, która sączyła się z mojej pięści.
Westchnąłem głęboko i spojrzałem w dół. Zamknąłem oczy. Obserwacja czubków swoich butów nie była tak relaksująca jak mówiono.
Na szczęście Eizo milczał. Stałem w bezruchu dobre kilka minut oddychając głęboko; próbując przejąc kontrole.
W końcu sie wyprostowałem.
 - Nie mam na ciebie czasu - syknąłem obdarowując go przelotnym spojrzeniem. Bez zastanowienia skierowałem się w strone, która miała mnie oddalić od mojej 'ofiary'. Nie powiedziałem tego co chiałem. Nie wyjaśniłem nic co mnie nurtowało. Czułem się tak samo wściekle jak przedtem. Nawet cios nie był w stanie mi pomóc.
Kurwa mać!
 - Hej, hej! Tego nie maluchu, wtedy będzie nie dobre.
Ten głos ...echem rozniósł się po moim umyśle. Tak dobrze go znałem. Za każdym razem mój organizm zaskakwiłam mnie nową reakcją związaną właśnie z tym melodyjnym tonem.
Sakura?
Zainteresowany wypowiedzią, którą przedstawiła zacząłem podążać za dźwiękiem
 - Orichi, mówiłam ci żebyś ...
***
 - ...nie dawał tak dużo soli! - upomniałam go machając drewnianą łyżką przed nosem. Brązowowłosy pokiwał rozumnie głową i odstawił pojemnik z maleńkimi, przeźroczystymi ziarenkami.
Spojrzałam na nasze 'dzieło', by móc dokonać trafnej oceny. Wyglądało smacznie. Sama miałam ochotę pochłonąć całą potrawę, zważając na mój pusty żołądek. Orichi poczęstował się już czekoladą jaką zakupił dla niego Suigetsu, ja nie miałam na to czasu.
 - Sakura-san, jeszcze zostało trochę! - usłyszałam jego radosny głos. Maluch zeskoczył z blatu i podbiegł do reklamówki, z której wyciągnął ciemno-brązową tabliczkę czekolady. Zaśmiałam się cicho, widocznie zauważył jak spoglądam na jego twarzyczke - pozostały na niej wyraźnie ślady spożywanego wcześniej jedzenia. - Nie chcesz? - zapytał, kiedy dłuższą chwilę nie reagowałam.
 - Ale tylko kosteczke! - powiedziałam z przekonaniem.
 - Ta jasne ...
 - O co ci chodzi?
 - Zobacz! - nakazał umieszczając otwarte opakowanie z nikłą zawartością, tuż obok mojej ręki. Posłałam mu pytające spojrzenie. - Mogę się z tobą założyć, Sakura-san, że nie minie dziesięc minut, a zjesz wszystko co tutaj jest!
 - Hej! - oburzyłam się. - To jest nie fair! Kto by z tego nie skorzystał?
 - Właśnie. Więc nie proś mnie o kosteczke, skoro i tak zjesz wszystko.
 - Jestem głodna!
 - Więc dlaczego nie jadłaś od razu?
 - Chcę poczekać, aż skończymy ten ramen - uśmiechnęłam się blado, spoglądając na potrawę.
 - To ten ramen nie jest na jutrzejszą niespodzinkę? - zdziwił się.
Powinnam odpowiedzieć, ale obrazy jakie mnie napadły nie pozwoliły mi. Byłam ciekawa reakcji całej organizacji na pomysły, które wymyśliłam. Nie martwiłam się jedynie o Suigetsu. Dobrze wiedziałam, iż ucieszą go moje sugestie.
 - Jutro zrobimy nowy - odezwałam się w końcu. - Przecież ten już jutro nie będzie taki smaczny.
 - Masz rację.
 - Dlatego prosiłam żebyś nie jadł tej czekolady...
 - Nie martw się, Sakura-san! Zjem również ramen. Jestem bardzo głody i ...zmęczony - wydukał, a po wypowiedzeniu ostatniego słowa z jego buzi wydobył się cichy odgłos sympolizujący brak energii i natychmiastową potrzebę snu. Był to dla mnie znak; od razu przelałam potrawę do dwóch miseczek i ułożyłam na stole. Nie byłam wyspana, ale nie odczuwałam również zmęczenia. Przez ten detal zupełnie zapomniałam, że Orichi nie posiadał w czasie podróży takich komfortów jak ja i całą drogę musiał dzielnie podróżować. Westchnęłam.
Chyba nigdy nie pogodzę się z tym faktem. Jak mogłam tak zwyczajnie usnąć w czasie 'misji'?
Oparłam się o ścinanę chwytając miskę ze swoją porcją. Nie miałam ochoty siedzieć; taki ludzi kaprys. Spożywałam danie na stojąco przyglądając się maluchowi, który ostatkami sił unosił sztućce ku górze. Tak właściwie ledwo potrafił trafić do ust. Westchnęłam ponownie. Kolejna rzecz, w której zawiniłam. Kompletnie nie pomyślałam nad tym jak bardzo musi być zmęczony.
Ciekawe co porabia reszta?
Wtem Orichi raptownie się rozpromienił, wpatrując radośnie w jeden punkt. Podążyłam za nim wzrokiem...
Momentalnie przeszył mnie chłód wydobywający się z pary czarnych tęczówek.
 - Sasuke! - zawołał radośnie, wskazując na jedzenie. - Jesteś głodny?
 - Nie - Uchiha nadal stał w progu wyglądając zza ściany. Czyżby był tu od dłuższej chwili? Odgoniłam od siebie niepotrzebne myśli i usiadłam obok malca.
 - Jak co, to jeszcze jest - zadeklarowałam naprowadzjąc go wzrokiem ku naczyniu.
 - Nie jestem głodny.
 - Gdzie reszta?
 - Nie wiem.
 - Nie chcą nic jeść? Przecież niedawno wróciliśmy, napewno są zmęczeni.
 - Nie wiem.
Wówczas zupełnie osłupiałam. Sasuke korzystał ze swojego charakterystycznego tonu, lecz brakowało w nim 'promyka' radości. Ten promyk ujawniał się rzadko, ale dawał swoje siwe znaki. Przypatrywałam się mu w skupieniu. Chciałam pochłonąć jak najwięcje z wyrazu jego twarzy. Jak zawsze - było to niemożliwe. Albo byłam w tym tak żałosna, albo Uchiha miał niezwykły talent do tuszowania emocji.
Wzdrygnął się i bez słowa skierował ku wyjściu.
 - Sasuke? - mruknął zaskoczony Orichi.
 Ten Sasuke jakoś dziwnie się zachowuje! pomyślałam, odprowadzając wzrokiem swojego towarzysza, którego nagle przestałam rozumieć.
Zaraz jednak podążyłam jego śladem.
 - Zaczekaj tu! - rzuciłam na odchodne i szybko ewakuowałam się z pomieszczenia. Zobaczyłam Sasuke, kroczącego przed siebie. Bez wahania pobiegłam za nim. Na szczęście wyczuł moją obecność, ponieważ naraz zwolnił i obrócił się w moim kierunku.
 - Czego chcesz? - jego głos wyrażał czystą obojętność. Zwątpiłam. Zatrzymałam się w połowie drogi patrząc na niego. Zupełnie nic nie rozumiałam.
 - Coś się stało? - wybełkotałam.
 - Nie.
 - Przecież widzę.
 - To źle widzisz - prychnął. - Zresztą, dlaczego cię to interesuję?
Kolejna dziwna fala przeszyła mnie od wewnątrz. Bynajmniej nie odnalazłam w tym krzty przyjemności. Zimne spojrzenie Sasuke...jego głos, podejście do ogółu. Nie było mowy o tym, aby nic sie nie wydarzyło. Uchiha ot tak, nie zamieniał się z powrotem w bezlitosnego egoiste.
 - No właśnie - syknął po dłuższej chwili milczenia.
 - Chce wiedzieć czy to moja wina! - wzburzyłam się.
 - Po co?
 - Dla zwykłej świadomości - uśmiechnęłam się smutno. Nie. To nie było wyłącznie dla własnej świadomości. Chciałam po prostu to wiedzieć! Martwiłam się ...Nagle do głowy wpłynęła mi dosyć logiczna myśl. Podniosłam wzrok i odważyłam  się skrzyżować z nim swoje spojrzenie.
Było takie puste...
 - To przez Orichi'ego? Jesteś zły, że tutaj jest? - wychrypiałam z trudem. Sasuke spojrzał na mnie zdumiony. Mówiąc szczerze, na ten gest odetchnęłam z ulgą. Rozumiałam już, że to nie to jest głównym powodem jego zachowania.
 - Nie przeszkadza mi - machnął lekceważąco ręką.
 - Więc o co chodzi?
 - O nic. Przecież jestem normalny.
 - Właśnie nie jesteś...
 - Skąd możesz to wiedzieć?
 - Znam cię już trochę - powiedziała dumnie. Jednak zaskoczenie zmianą jego nastroju nadal widniało na mojej twarzy. Nie potrafiłam się z tym pogodzić ...nie ma 'tego' Sasuke, który mnie zauroczył.
 - Zaledwie kilka miesięcy - zbudził mnie z transu. Moje zaskoczenie wzrosło.
 -  Plus kilkia lat, kiedy byliśmy drużyną - sprostowałam.
 - Zmieniłem się od tego czasu.
 - Tak wiem - uśmiechnęłam się. - Na lepsze.
Cisza. Uchiha spuścił wzrok, i tym razem zaciekle uciekał od mego spojrzenia. Poddałam się. Wypowiedziałam coś, w co nie do końca wierzę. Chociaż kilka dni temu byłam pewna co do jego zmiany, w owym momencie targało mną mnóstwo emocji. Ta batalia mogła mieć naprawdę tragiczne skutki. Niczego nie byłam już pewna. Od naszej ostatniej rozmowy na patio poszukiwałam czegoś, co zostało mi zabronione. Odpowiedzi...odpowiedzi na wszelkie pytania. Miałam ich całą masę. Nosiłam je, czekając na najmniejszy gest ze strony Sasuke. Wiedziałam, że siłą nic nie zyskam. Mój scenariusz przedstawiał się w kolorowych barwach. 'Ten' Sasuke wraz ze mną, pogrążeni w zupełniej samotni. 'Ten' Sasuke mówi wszystkie powody jakimi się kierował przy swoich zachowaniach. Dlaczego robi coś, a następnie kończy proces totalnym przeciwieństwem?
Nagle się rozpromieniłam. Nie. Nie chodziło tutaj o Sasuke - chociaż w jakimś stopniu jego również się to tyczyło. Moje myśli. Jak bardzo zmieniła sie ich tematyka. Kiedys był tylko Eizo, płacz, obmyślanie planów ucieczki lub  sposbów, którymi mogłabym mu się przeciwstawić. Boże...to co w ogóle się ze mną stało jest wręcz niepojęte. Sakura Haruno. Ta pewna dziewczyna, zakochana po uszy w Sasuke Uchiha nie potrafił przeciwstawić się mężczyźnie...boi się go. Takiego zdania była zapewne większa część moich przyjaciół. 'Sakura? Ta Sakura miała by dać się jakimuś bogatemu lalusiowi?' Dlatego nawet, gdy w ich towarzystwie Eizo zdarzało się wybuchnąć, ignorowali to i komentowali powiedzeniem: Kto się czubi, ten się lubi. Tak jasne. Za cholere nie pasowało to do mojego życia!
Żaden gest Sasuke nie przerwał moich rozmyślan. Tym razem sama je zakończyłam. Aczkolwiek na początu władowałam się pozytywną energią, to jednak kończąc refleksje zdołowałam się jeszcze bardziej. Jestem tak żałosna. Czułam jednak tą siłę, która w jakiś sposób przezwyciężała strach przed Eizo. Nie odczuwałam go już tak intensywnie...
 - Chcę poznać odpowiedzi - zarządałam głosem nie znoszącym sprzeciwu. Zdezorientowałam rozmówcę, ale moja ciekawość sięgnęła już najwyższego stopnia. Może i w walce z Eizo poległam, może i dopiero teraz zaczynam zdobywać jakąś przewage, lecz z Sasuke...nie mogę przegrać. Muszę wiedzieć na czym stoje, by móc podjąć odpowiednie kroki.
 - Jakie odpowiedzi? - zapytał w końcu.
 - Odpowiedzi na pytania - poprawiłam się ukazując determinację.
 - Pytania?
 - Zabroniłeś mi je zadawać, pamiętasz?
Uchiha odpłynął. Nie tak aktywnie jak ja. Było jednak widać, że przesukuje teraz każdy szczebel pamięci by dostać się do właściwego momentu. Chwilę potem wyraz jego twarzy zmienił się na bardziej spokojny. Zrozumiałam więc, że osiągnął cel. Wzięłam głęboki oddech, czekając na odzew z jego strony.
 - Pamiętam - tylko tyle? Zirytowałam się. Czy będe musiała po kolei wypytywać się go o wszystko? Nie może zrozumieć od razu i udzielić potrzebnych informacji?
 - Nie zmieniłam zdania - podniosłam głos. Poczułam przypływ odwagi. - Nadal chcę wiedzieć!
 - Co?
 - Dlaczego to zrobiłeś?
 - Pocałowałem? - wypalił prosto z mostu. Cofnęłam się o jeden krok, gdy odczułam na sobie taką bezpośredniość. Nie kontrolowałam tego. Moja twarz oblała się dorodnym rumieńcem.
 - T...tak - szepnęłam zawstydzona. Taka reakcja widocznie go rozbawiła - poraził mnie cień uśmiechu trwający zaledwie ułamek sekundy.
 - Zaczęłaś wypytywać mnie o mój nastrój, a kończysz na pocałunku?
 - Chcę tylko wiedzieć ...
 - Skoro mnie tak dobrze znasz, sama odpowiedz sobie na to pytanie.
Znam. Znam cię Sasuke. Egoista, dupek. Osoba, która pozostawiła najbliższych przyjaciół dla zemsty, która okazała się niewypałem. Nagle wszystko do mnie doszło...czyżby ...? Ale przecież diametralnie się zmienił! Eh. Wściekła uderzyłam się w czoło. Chwilę temu ukazał mi ponownie to chłodne oblicze, o którym pragnęłam zapomnieć. Być może ta metamorfoza wcale nie zaszła? Być może te wszystkie oznaki dobroci służyły tylko przekupieniu mojej wierności.
Odsunęłam się w bok i oparłam rękoma o ścianę. Wzrok skierowałam w jej stronę. Z bezsilności zacisnęłam oczy; gardziłam tym stanem.
 - Sakura. W porządku? - Sasuke stanął na przeciwko mnie. Czułam jak próbuje spojrzeć w moje oczy, niestety kosmyki włósów utrudniały mu zadanie.
 - Chyba już rozumiem - wydusiłam drżącym głosem.
Zdziwił się.
 - To znaczy?
 - Chyba znalazłam odpowiedź.
 - Jaką?
 - Przecież ją znasz, prawda? - zakpiłam. Nie słysząc żadnej reakcji, wyprostowałam się z zamiarem odejścia - Idę z powrotem do Orichi'ego, pewnie chce mu się spać.
 - Nigdzie nie idziesz! - zawarczał wściekle. Podskoczłam jak opażona, gdy dotknął moich ramionach i delikatnie potrząsnął. - Chcę wiedzieć!
 - Po co? - prychnęłam.
 - Nie denerwuj mnie. Mam to zrobić jeszcze raz?
Zatkało mnie. To pytanie pobrzmiewało ironią, jednak zdołało wypalić ze mnie resztki pewnośi. Pokręciłam gwałtownie głową i uwolniłam z jego uścisku.
 - Idę do Orichi'ego! - pisnęłam i biegiem rzuciłam się w wyznaczonym kierunku. Tak właściwie to sprawdziłam to dopiero po fakcie, lecz okazało się, iż wybrałam właściwą trasę. Nic do mnie nie docierało. Jak przez mgłę słyszałam nawołujący mnie ton Sasuke. Zlekceważyłam to, przyśpieszyłam. Zamiast uzyskać odpowiedź, dwukrotnie wszystko sobie skomplikowałam.
Miałam dość. Eizo! Sasuke! Sasuke, na pewnien czas uwolnił mnie od przyszłego męża, jednak teraz sam zaczyna mieszać mi w głowie.
Szczęście prysnęło. Nie mogłam jednak zapomnieć o długach jakie naciągnęłam u tej organizacji. Ich członkowie zasługują na jakieś podziękowania...
Nadal miałam do wykonania dwie misje.

2 komentarze:

  1. Bardzo szybko przeczytałam ten rozdział. :o *,*

    Cóż.. zastanawia mnie plan Eizo i wgl wszystko z nim związane. Dlaczego nagle zrobił się taki pewny siebie i mówi, że pokona Sasuke? :o Coś się musiało wydarzyć podczas nieobecności Taki w kryjówce.. :o Ciekawe co..

    Sasek i Orochi! :3 Jak to musi cudownie wyglądać. Przypomina mi to trochę obraz Saska i Satoshiego z Ai no Ibuki. No, ale Satoshi jest malutki więc to też co innego. Tak czy inaczej, Sasuke nie zmieniaj się już!

    Ten tekst "Mam to zrobić jeszcze raz?" wymiata. No po prostu śmiałam się jak głupia. xd Urocze. :3

    Mam nadzieję, że w następnym rozdziale dowiem się o co chodzi z Eizo i Madarą. No i ta nagła zmiana Karin również jest interesująca. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. "Mam to zrobić jeszcze raz?" Szczam z tego!^^ :D xD

    OdpowiedzUsuń