Gdy zrozumiałem
kto znajduje się przede mną dopadł mnie wszechogarniający paraliż. Stałem w
bezruchu, otoczony przez wątpliwości i wspomnienia, które zataczały wokół mnie
ciasny krąg. Ciałem zawładnęła tajemnicza blokada, którą nawet natura Uchihy
nie była w stanie pokonać.
Nasze
poszukiwania nie trwały długo. Karin niemal natychmiast po przekroczeniu bram
wyczuła nieopodal obecność dwóch osób. Jako lider zadecydowałem, że to właśnie
owe osoby spytamy się o Sakurę, nie spodziewałem się jednak takiego psikusa ze
strony mojego scenarzysty życiowego.
Kiedy
dotarliśmy do miejsca gdzie znajdowały się nasze „ofiary”, kolejnym punktem
całej procedury było znalezienie dogodnej kryjówki w objęciach lasu. Musieliśmy
najpierw określić kim są ci ludzie. ANBU, strażnicy, posłańcy Hokage wioski -
od tych osób trzymaliśmy się z dala. W Konoha nie jesteśmy mile widziani.
Na
nasze szczęście byli to zwykli i niegroźni ludzie, przynajmniej tak twierdził
Juugo, odczytując ich emocje. Mężczyzna i kobieta byli najwyraźniej po ostrej
kłótni.
Moment
w, którym ten wysoki jasno-włosy mężczyzna zaatakował nas ostrzami kunai był
najmniej oczekiwany i spodziewany przeze mnie i moich kompanów. Zdołaliśmy
jednak w porę umknąć zagrożeniu.
Jako
zaciekawiony i zmobilizowany do zrealizowania mojego planu, skoczyłem na kilka
metrów od tej dwójki. Wtedy mogłem dokładnie im się przyjrzeć. Sądziłem, że
pomimo tak dużego odstępu czasu uda mi się kogoś w nich rozpoznać.
I
udało mi się. Aż za dobrze.
Teraz
stałem właśnie w tym miejscu, wmurowany w ziemię, obezwładniony przez targające
mną emocje, zastanawiając się co dalej począć.
-
To ona - Suigetsu szeptał do mnie nad wyraz zaskoczony swoim nowym odkryciem.
Spojrzał na mnie i dorzucił z ulgą: - Poszukiwania zakończone.
To
właśnie na owe słowa przestałem odczuwać wszelkie bodźce zewnętrzne. Tętno mi
przyśpieszyło, a mój wzrok skupiał się tylko na niej. Nadal nie mogłem
uwierzyć, że widzę ją przed sobą.
Różowe
włosy sięgały jej już do pasa. Twarz nabrała kobiecych rysów, a turkusowa
sukienka, którą miała na sobie idealnie eksponowała jej atuty. Popadłem w
osłupienie, gdy zdałem sobie sprawę jak Sakura bardzo się zmieniła.
-
Kim jesteście? - z zamyślenia wyrwał mnie stanowczy głos blondyna, który
osłaniał Sakurę całym swoim ciałem. Byłbym pod wrażeniem, tego, iż udało mu się
nas wyczuć, lecz obraz przyjaciółki sprzed lat nie pozwalał mi się skupić.
-
Spokojnie - Juugo widząc brak reakcji z mojej strony, postanowił rozpocząć
rozmowę. - Nie jesteśmy tu po to, aby walczyć.
Zauważyłem
jak oczy Sakury automatycznie rozszerzają się z niedowierzenia. Delikatnie wyjrzała
zza wysokiego mężczyzny i przeleciała nas wszystkich zaskoczonym wzrokiem.
-
Więc czego chcecie? – jej towarzysz drążył dalej.
-
Jesteśmy z ANBU.
-
Z ANBU? - blondyn zdumiał się i spojrzał na różowo-włosą. Ta po chwili
przybrała taki sam wyraz twarzy co on i w końcu się odezwała:
-
Nie jesteście z ANBU. Kłamcy. W ANBU znajdują się moi przyjaciele, a wy nimi
nie jesteście.
Oczywiście.
Maski nie służyły do uniewinnienia się formułką „Jestem z ANBU”, służyły do
ukrycia tożsamości przed Sakurą, dlatego też nie wdawałem się w głębsze analizy
na ten temat. Niestety tym samym ominąłem bardzo ważny element.
-
Kim jesteście do cholery? - mężczyzna zaczął się niecierpliwić. Sakura
wyglądała na oszołomioną i lekko przerażoną.
-
Jesteśmy odziałem zastępczym - rzekł na obronę Juugo, choć byłem już pewien, że
na nic zdadzą się naprędce wymyślone historyjki.
-
Nie ma czegoś takiego - zauważyła podejrzliwie Sakura. - I nigdy nie istniało.
Co wy nam próbujecie wmówić?
-
Nie udawaj - rzekł stanowczo. Sakura osłupiała i cofnęła się krok w tył.
Również wydawało mi się, że udaje. Już gdy po raz pierwszy usłyszała głos Juugo
prawdopodobnie przypomniała sobie o ich wcześniejszym spotkaniu.
-
To wy nie udawajcie kogoś kim nie jesteście - zacisnęła pięści.
-
Spokojnie, nie denerwuj się. Nie przyszliśmy tu w złych zamiarach - powtórzył
raz jeszcze.
-
Doprawdy?
Juugo pokiwał
pewnie głową.
-
To dlaczego do cholery usiłujecie nam wmówić, że jesteście z ANBU i dlaczego
obserwowaliście nas zza drzew? Wytłumaczysz mi to?
-
Nie obserwowaliśmy, wracaliśmy z treningu.
-
To nieprawda! - wtrącił się blondyn. Ponownie zasłonił ciałem Haruno. Zaczynał
mnie irytować. - Staliście w miejscu i patrzyliście na nas przez kilka minut!
-
To był odpoczynek. My…
-
Dobra - jęknął Suigetsu i przerwawszy Juugo, posunął się z mieczem do przodu. Łypnąłem
na niego i momentalnie zrozumiałem, że po raz kolejny decyduje się na
nieprzemyślany ruch. Szok i odrętwienie nie pozwoliły mi go jednak zatrzymać.
Mimo
to kątem oka zarejestrowałem Karin, która usiłuje zrobić to za mnie.
-
Kretyn. Nie próbuj tego…
-
To prawda, nie jesteśmy z ANBU – obwieścił, lekko się kłaniając. Następnie
szykownym ruchem pozbył się płaszcza, zostając w samej masce: - Przyszliśmy tu
po pewną osobę.
-
O nie - usłyszałem cichy szept Sakury, która nagle przeraziła się jeszcze
bardziej.
Hozuki
zdjął maskę i zaprezentował wszystkim wokół swój radosny, ale jednocześnie
łobuzerski uśmiech.
-
Nie spodziewałaś się nas? Co, Sakura?
S A K U R A
Przeistoczyłam
się w słup soli, gdy moim oczom ukazała się ta radosna i triumfalna twarzyczka.
To byli oni… Ci, których spotkałam wczorajszego dnia podczas przeszukiwania
kryjówki Akastuki. Nie mogłam uwierzyć, że przyszli po mnie, w dodatku w
towarzystwie reszty ekipy.
Nie
wiedziałam co powiedzieć. Zabrakło mi słów - właściwie w ogóle nie miałach ich
w głowie. Mój umysł opanowała teraz wizja dalszego scenariusza. Z pewnością
będzie on ciekawy.
-
Znasz ich? - Eizo spojrzał na mnie podejrzliwie, oczekując na odpowiedź. Westchnęłam.
Nienawidziłam się przed nim tłumaczyć.
Przerażona
zaszczyciłam wzrokiem każdego, kto znajdował się na tej polanie. Osłupienie
jakie mną zawładnęło było nie do opisania. Chciałam uciec stąd i nigdy nikomu
się nie pokazywać.
Po
prostu wiedziałam, że będę żałowała decyzji jaką podjęłam w związku z ucieczką
z Konohy.
-
Znam - jęknęłam nie do końca pewna swoich słów. Zawstydzona niezauważalnie
poprawiłam ramiączko sukienki, które uporczywie zsuwało się po moim ramieniu. -
Zaczepili mnie na misji.
-
I czego chcieli?
-
Eeee... pytali mnie o drogie i....
-
Sakura, czemu nie przyszłaś? – Suigetsu nie miał pojęcia jak bardzo pogarszał
moją sytuację. Miałam ochotę posiekać go na kawałki przy użyciu tępego noża.
Dlaczego
nic nie idzie po mojej myśli?
-
Gdzie nie przyszłaś? - Eizo nie przestawał zadawać pytań. Widziałam już
irytację jaka mozolnie rysuje się na jego twarzy. Podejrzewał pewnie, że mam
przed nim jakieś sekrety, na dodatek unikam odpowiedzi. Jestem taka
przewidywalna.
-
Eizo, ja....
-
Sakura! Cholera! Co ty znów odstawiasz?! - wrzasnął głośno. Zapewne gdyby nie
było tu teraz czwórki przybyszów, dostałabym kolejny cios w twarz.
-
Oni proponowali mi spotkanie - wytłumaczyłam szybko odsuwając się od niego. – Oczywiście
nie skorzystałam z ich propozycji.
Tak,
brawo Sakura. Teraz pięknie zagrasz grzeczną i przymilną narzeczoną.
-
Jakie spotkanie?
-
To organizacja, chcieli...
-
Nie sądzisz, że gadasz za dużo? – zamarłam, gdy po raz pierwszy usłyszałam głos
najwyższego i dotychczas milczącego członka tej grupy. Zdawał mi się znajomy,
ale nie chciałam zaprzątać sobie tym głowy. Wybałuszyłam na niego oczy,
wściekła za to, że nie mogę dojrzeć jego prawdziwego oblicza.
-
Nie sądzę – powiedziałam surowo.
-
Juugo, Suigetsu… - mój chwilowy rozmówca uniósł rękę i brodą wskazał na Eizo. -
Załatwcie go.
Eizo i
ja odsunęliśmy się w tył niemalże w tej samej chwili z szeroko otwartymi
oczyma. Wiedziałam, że nie jest dobry w walce. Nie specjalizuje się w niczym,
jedynie w prowadzeniu interesów w wiosce.
-
Jak sobie życzysz, szefie - odrzekł biało-włosy wyciągając zza pleców dziwnie
wyglądającą broń, którą miałam zaszczyt podziwiać już wcześniej. Teraz jednak
wywierała na mnie zupełne inne wrażenie.
-
Sakura! – Eizo przytrzymał mój nadgarstek i ukrył za swoim potężnym ciałem.
-
Atakujcie - oznajmił zniecierpliwiony, który według mnie był liderem tej całej
organizacji.
-
Tak jest! - Suigetsu nie marnował czasu, zaczął biec w naszym kierunku z
wystawioną bronią. Eizo zacisnął pieści przygotowując się do uniku.
Niespodziewanie gdy biało-włosy znajdował się już centymetr przed nami zamienił
się w wodę, której strumień w okamgnieniu zmaterializował się za blondynem.
-
Eizo, uważaj! - ostrzegłam go. Suigetsu ponownie powstał z wody i zadał mu
silny cios w plecy. Blondyn upadł na odległość około dwóch metrów.
-
To jest zbyt łatwe - mruknął zwycięsko członek organizacji, ponownie podchodząc
do Eizo. Ten widząc to mocno się zamachnął próbując uderzyć go pięścią w twarz.
Na marne. Głowę Suigetsu na kilka sekund zastąpił piach.
To
rozzłościło mojego narzeczonego. Odskoczył na kilka metrów i w powietrzu utworzył
trzy swoje klony, które zaczęły biec na przeciwnika. Nie wyglądał na
wzruszonego, co źle zapowiadało. Przez kilka dobrych minut nie dopuszczał do
siebie uderzeń ze strony klonów. To było kompletne fiasko. W końcu Suigetsu znużyła
mozolna walka. Jednym porządnym zamachnięciem swojego potężnego miesza usunął z
drogi wszystkie przeszkody, które zamieniły się w kłęby dymu.
Mój
narzeczony znowu odsunął się i zaczął ciężko dyszeć. Nic dziwnego, to Jutsu
zaliczało się do jego najlepszych. Teraz przynajmniej ma wyraźny obraz tego, że
nie tylko praca i bogactwo zapewniają dostatek sobie i najbliższym.
-
Czego chcecie?! – wrzasnął. Najwyższy czas, aby uświadomić sobie, że walka z
góry jest przesądzona.
-
Przyszliśmy po nią – biało-włosy wskazał na mnie i zaśmiał się szatańsko. On w
przeciwieństwie do Eizo był pewny wygranej.
-
Po Sakurę? Po co wam moja narzeczona?
-
Narzeczona? - zdziwiłam się, gdy Suigetsu, i jedna z zamaskowanych postaci, o
kobiecym głosie zadali to pytanie w tym samym momencie.
Eizo
pokiwał głową z zimnym wyrazem twarzy.
-
No pięknie - jęknął biało-włosy.
-
Kolejna klapa, idioto! - rzuciła dziewczyna wychodząc z szeregu. Po krótkim
czasie w mgnieniu oka zdjęła maskę i wyciągnęła z kieszeni okulary, zakładając
je. – I oto kolejna kobieta, która nie może być twoja.
-
Karin, odsuń się. Chcę sam to załatwić.
Według
mnie nie była ładna. Już z samego wyglądu miała wredny wyraz twarzy. Długie
rude, rozczochrane włosy i piwne oczy, które zasłaniały dwa szkiełka, w dodatku
ten jędzowaty głos... na pierwszy rzut oka poczułam do niej brak jakiejkolwiek sympatii,
a wręcz wstręt.
-
Jak możesz ekscytować się taką walką? Ten mięśniak jest żałosny.
-
Cholera - westchnął Eizo, starając się opanować głębokie i szybkie oddechy. -
Sakura uciekaj...
-
Nie ucieknę - powiedziałam stanowczo. - Nie zostawię cię.
Owszem,
widok wycieńczonego i bezbronnego Eizo w jakiś sposób na mnie oddziaływał. W
każdym razie nie było mowy o jego porzuceniu, nawet jeśli był tylko tyranem i
bogatym snobem.
-
Głupia – lider wypuścił z siebie powietrze.
Wtedy
zauważyłam, że zniknął. Po prostu rozpłynął się. Rozpoczęłam gorączkową analizę
terenu, a strach stopniowo owijał swoją nić wokół mojego żołądka.
Uderzy
mnie? Zabije? Nie wiedziałam czego mogę się po nim spodziewać. Widząc
zawziętość Suigetsu, przerażała mnie wizja zawziętości lidera.
Znienacka
wysoki mężczyzna zjawił się tuz za mną. Odczuwałam wyraźny spokój i opanowanie
z jego strony, mną z kolei targały przerażające emocje. Zaczęłam się trząść, a
strach tak mnie sparaliżował, że nie potrafiłam nawet się obrócić. Po prostu
stałam.
Ni
stąd ni zowąd wiatr wprowadził moje włosy w rytmiczny taniec. Czułam na swojej
skórze jak szata przeciwnika delikatnie ociera się o mnie. Zaniepokoiłam się.
Umysł zaczął podrzucać mi obraz z przeszłości, lecz zignorowałam to.
-
Spójrz - wydukał nagle lider, zimnym i stanowczym głosem. Kątem oka zauważyłam,
jak wskazuje Suigetsu i Eizo. Biało-włosy pokiwał zgodnie głową. Wykonał ten sam
trik co jego ”szef” i zjawił się za moim narzeczonym. Ten nawet nie obrócił
się. Przykucnięty patrzył morderczo na wszystko co znajdowało się przed nim.
Biało-włosy prychnoł i uśmiechnął się delikatnie, po czym uderzył go w głowę.
Eizo
upadł, tracąc przytomność. Zastygłam w bezruchu, wiedziałam w jakiej sytuacji się
znajduję, ale nie chciałam do siebie dopuścić myśli, że to mój koniec.
Lider
zjawił się tym razem przede mną. Łudziłam się, że ściągnie maskę i ukarze swoje
oblicze, jednak nie zrobił tego.
-
Idziesz z nami - powiedział to głosem nie znoszącym sprzeciwu.
S A S U K E
Zakleściłem
się wewnątrz swoich myśli, które były teraz całkowicie pomieszane, jednak wbrew
temu, starałem się tego nie okazywać. Zwłaszcza przed Sakurą. Chwila w , której
stanąłem tuż naprzeciw niej, gdy poczułem jej oddech, gdy z bliska zagłębiłem
się w wielkie, zielone oczy, była dla mnie czymś spektakularnym i niebywałym. Od
razu uderzyły we mnie obrazi przeszłości. Jej piskliwy głosik i uradowana
twarzyczka. Jeszcze raz utwierdziłem się w przekonaniu, że czas naprawdę
potrafi zmienić ludzi.
Tłumaczyłem
to sobie zwykłym zauroczeniem jej potężną metamorfozą.
-
Dokąd? - wydusiła kompletnie przerażona. Spostrzegłem jak co chwilę spogląda na
„swojego narzeczonego”, który nieprzytomny spoczywał na źdźbłach trawy.
-
Od dzisiaj będziesz naszym Medykiem, czy ci się to podoba czy nie -
powiedziałem chłodno.
Nagle
na jej czole pojawiła się bruzda zniesmaczenia, a wyraz twarzy bardziej
wojowniczy.
-
Mówiłam twoim ludziom, żeby znaleźli innych Medyków.
-
Dlaczego mam szukać innych, skoro najlepszą mam pod swoim nosem?
-
Nigdy nic nie wiadomo, może gdyby dokładnie poszukali znaleźliby osobę o wyższym
poziomie umiejętności.
-
Mam to gdzieś, chcę ciebie - powiedziałem podkreślając fakt, iż ową wypowiedzią
kończę dyskusję, która do końca nawet się nie zaczęła.
Sakura
próbowała zachować względny spokój.
-
Nie chcę iść z wami.
-
Powtórzę się: będziesz naszym Medykiem, czy ci się to podoba, czy nie.
-
Kiedy ja...
Gdy zaczęła
mówić, chwyciłem ją mocno za oba nadgarstki. Ponownie dopadło mnie nieznane
dotąd uczucie, kiedy poczułem ciepło jakie z niej płynęło.
-
Nie dyskutuj, do licha – ostrzegłem ją. - Nie mam na to czasu, idziesz z nami i
koniec. Potrzebuję cię.
Znowu ogarnęła
ją trwoga. Przeraziła się mojej nagłej zmiany tonacji.
-
Mówiłem, że będzie się sprzeciwiać - rzucił Suigetsu, zbliżając się do nas. Stanął
obok Haruno. - Skoro ma narzeczonego, na pewno nie będzie skora go opuścić -
wyraźnie zaakcentował słowo narzeczony. Wiedziałem, że nie jest zadowolony z
tego faktu, ale nie musiał tego tak wyraźnie prezentować.
-
Zamilcz - rozkazałem mu. - Pójdziesz z nami grzecznie, czy musimy zabrać cię
siłą? - zwróciłem się do Sakury.
-
Powtórzę się: nie chcę z wami iść. - oznajmiła dumnie idealnie udając mój ton
głosu. Zirytowało mnie to i zaskoczyło jednocześnie. Nagle z kompletnie
przerażonej zamienia się w pyskatą? Nie miałem zamiaru się denerwować - nie w
takim momencie.
Uśmiechnąłem
się pogardliwie:
-
Nie chcesz z nami iść tak? Zgoda, więc nie pójdziesz.
W
jednej chwili wykonałem swoje Jutsu i ogłuszyłem ją, aby przyśpieszyć nieco mój
plan i spotęgować szanse na wyrobienie się w czasie.
Hozuki
prychnął i złapał dziewczynie nim ta upadła bezwładnie na ziemię.
-
Jak zwykle jesteś zbyt surowy. Wystarczyło poświęcić jeszcze kilka minuty, a
spokojnie zdołałoby się przekabacić ją na naszą stronę.
-
Ja ją wezmę – powiedziałem szybko, obserwując jak Suigetsu przygotowuje się do
wzięcia ją na ręce. Uciekłem wzrokiem przed jego zaskoczeniem.
- Um… jasne.
-
I tak nie jest ładna - burknęła Karin swoim zołzowatym głosem. - Nie wiem co w
niej widziałeś, Suigetsu.
-
Dobrze wiesz, że jest ładna, ale nie chcesz tego pokazać.
-
Tak jasne, akurat ja...
-
Cicho bądźcie! Chodźmy z powrotem do kryjówki - oznajmiłem im poważnym tonem i wziąłem
dziewczynę na ręce. Lekka, otoczona ciepłem i przyjemną aurą. W powietrze niemalże
od razu wzbił się słodki, kwiatowy zapach.
Dobrze mu tak, dobrze mu tak! Nawet nie wiesz jak się cieszyłam czytając moment, w którym narzeczony naszej różowo włosej bohaterki został pokonany i zemdlał. :) *,*
OdpowiedzUsuńSkoro jej tak źle to dlaczego nie zgodziła się na pójście z nimi, tylko Sasuke musiał ją ogłuszyć? ;>
No ja rozumiem przyjaciele itp, ale skoro tak się męczyła i żyła w ciągłym strachu...:_:
Taak... a w następnym rozdziale to Sakury: "Sasuke?" i mina głębokiego szoku i zaskoczenia.
OdpowiedzUsuń