środa, 31 października 2012

Rozdział 18


Wstałam. W każdym razie udało mi się. Moje samopoczucie spadło do najniższego możliwego poziomu. Ręce nadal mi drżały, a na całym ciele widniała gęsia skórka, która o dziwo nie było spowodowana uczuciami, lecz zimnem jakie ogarniało pomieszczenie. Jakimś cholernym cudem ponownie obudziłam się tuż obok Sasuke, chociaż pamiętałam jak uparcie starałam się zapomnieć o wszystkim w pokoju Eizo - na marne. Norma. Kiedy już wrócili, a moja wczorajsza niepewność zdawała się mijać, narodziły się we mnie nowe uczucia, których swoją drogą dawno nie miałam okazji nosić. Poczucie winy, smutek... nie chciałem o tym myśleć, po prostu wzięłam letni prysznic, by nanieść na siebie choć odrobinę spokoju. Pod takim nakazem przeżywałam kolejne dni i nawet gdy minął tydzień ja dotąd nie pozbyłam się tego, co chciałam. Uchihy unikałam jak ognia - nie mógł zobaczyć mnie w takim stanie. Rano sama udawałam się do kuchni, by coś zejść, a resztę dnia przesiadywałam w pokoju. Raz Suigetsu wyciągnął mnie na trening, ale tam również zajęłam miejsce pod drzewem i udawałam, iż zaciekle obserwuję ich działania. Nie myślałam o tym co robią, lecz o bólu, który nosi w sobie Hinata, z nią cierpi też Naruto - i pomyśleć, że całe to zamieszanie przypisuje się mnie. Milczałam. Tak właściwie przez te siedem dni rozmawiał tylko raz z Sugeitsu, właśnie w sprawie treningu. Reszty starałam się unikać. Czarnowłosy całymi dniami trenował z drużyną, ani razu nie widziałam jak wracał bo w tym czasie dawno przebywałam już u Morfeusza. Czas miał leczyć rany, lecz prawda jest taka, że było mi coraz gorzej.
S A S U K E
Dobra. Zadecydowałem, że dam jej tę swobodę. Że nie będę się wtrącał, dopytywał. Miałem zamiar po prostu poczekać, aż jej to przejdzie i dopiero wtedy zażyć jakiejkolwiek rozmowy. Lecz to trwa już cały tydzień. Nienormalne. Żadna osoba nie przeżywałaby czegoś tak długo. Haruno zachowywała się jakby to ona straciła to dziecko, a nie jej przyjaciółka. Analizując jej zachowanie co do mnie - czyli całkowite lekceważenie - byłem wręcz ucieszony, bo prawdopodobnie całą winę zrzuca na mnie, a nie na siebie. Pomimo to, jej ból aż oślepia oczy wszystkich członków organizacji. Nawet gdy co dzień budzi się w moich ramionach, jej twarz wyraża to samo. Ten brak wyrazu, niesmak, smutek - wszystkie uczucia, która można przypisać niespełnionej matce. Chyba nawet sama Hinata nie cierpi tak jak ona teraz.
Tego dnia powiedziałem dość. Nie zamierzam złamać swego postanowienia, nadal będę utrzymać pewien dystans, ale z osobą tak niepoczytalną nie będzie się dało współpracować. A wielce jej potrzebuję.
Rano wstałem wcześniej. Umywszy się i ubrawszy, od razu ruszyłem do pokoju Karin będąc pewny, że jeszcze spoczywa smacznie w swoim łóżku. O dziwo jednak pomieszczenie było puste, a pościel niesfornie ułożona sugerując mi, iż jej właścicielka już wstała. Zazwyczaj zdzira śpi do dziewiątej, czyżby teraz nagle się zmieniło?
Lekko podenerwowany za zmarnowanie połowy drogi, skierowałem się tym razem do kuchni. Była tam. W towarzystwie Juugo. Czy moja organizacja zamieniła się nagle rolami? Zazwyczaj widuję tu Juugo w towarzystwie Suigetsu. Karin dołącza znacznie później, czasami przychodzi dopiero na trening. Gdy wszedłem głębiej, przed moimi oczami stanął obraz Eizo krojącego z wielką trudnością suchy chleb. Przez ten tydzień może i nie widział się z Sakurą zbyt wiele, ale zaczął czuć się tutaj bardziej swobodnie. A dokładniej - nawet przestała mnie irytować jego obecność, czułem się tak jakby go tu w ogóle nie było.
 - Dzień dobry, Sasuke-kun! - jako pierwsze przywitał się mój cel z szerokim uśmiechem twarzy. Nie rozumiałem z jakiego to powodu jest jej tak wesoło?
 - Taa - odburknąłem i również podszedłem do blatu. Potrzebowałem kawy zanim do wszystkiego się zabiorę.
 - Gdzie jest Suigetsu? - zapytał Juugo. Najwyraźniej mu też doskwierał brak entuzjastycznego członka organizacji.
 - Poszedł trenować - odpowiedział Eizo.
Niemal upuściłem trzymany dzban z wrzącą wodą.
 - Trenować?
Blondyn spokojnie pokiwał głową. Idiota. Jego narzeczona cierpi w samotności, a on z uśmiechem pochłania kawałki chleba - zdawało mi się to dziwne. Jeszcze w dzień, kiedy to Sakura wszystkiego się dowiedziała był wielce tym wszystkim przejęty...
 - Tak. Spotkałem go i mówił, że dzisiaj zacznie wcześniej.
 - To do niego niepodobne - skomentował Juugo. Suigetsu był rannym ptaszkiem, ale nie miał zamiaru marnować początku dnia na ciężkie treningi. To on uparł się, że zaczynamy je dopiero w południe.
 - Skąd ja miałem to wiedzieć? Nie znam go dobrze...
Myślałem, że teraz poinformuje Juugo, iż atak na wioskę odbędzie się znacznie szybciej, ale obecność blondyna mi to utrudniała. U Madary nie byłem. Za kilka dni i tak wyruszam do niego na kolejny trening, więc tam mu przedstawię swój punkt widzenia.
 - Sasuke! - to utrudnienie nagle się do mnie zwróciło.
 - Co?
 - Jak z Sakurą? Lepiej jej już?
No proszę, jednak zdołał się na chwilę zainteresować po tygodniu milczenia.
 - Nie wiem. Nie rozmawia ze mną. - odparłem oschle i w końcu zalałem kawę.
 - To powiedz mi chociaż czy zachowuje się tak jakby było jej lepiej?
 - Nie.
Eizo chwycił się zrezygnowany za głowę.
 - Gdybyś pozwolił jej spać u mnie kilka nocy, na pewno jej stan wrócił by już do normy. Umiem ją pocieszać, znam ją dobre kilka lat...
 - Ale ci nie pozwoliłem. - warknąłem z zadziornym uśmiechem.
 - Wiem. - westchnął. - Na twoim miejscu też zrobił bym wszystko żeby spać z kimś takim w jednym pokoju, tyle, że ja nie używałbym władzy ani nicze....
 - Dziękuje za rady! - znowu przerwałem mu marszcząc brwi. - Ale nie przydadzą mi się.
 - Sasuke wiem, że może nie mam tu żadnych praw, ale chce coś ci powiedzieć.
 - Noo.
 - Nie zbliżaj się do niej. Postaw na męską dumę! Wiem, że ona jest piękna, ale ma swojego narzeczonego. - uśmiechnął się dumnie do siebie i zaczął przekręcać kubek z kawą po stole - pełen zamyślenia.
Obserwowałem go chłodnym wzrokiem zastanawiając się skąd nagle postanawia powiedzieć do mnie coś takiego. Prychnąłem i zmieniłem kierunek patrzenia.
 - Sasuke nie jest nią zainteresowany! - aż podskoczyłem, gdy otwierając usta w słowo wtrąciła się ta czerwono-włosa małpa. Warknąłem sam do siebie jak wściekłe zwierzę.
 - Może nie nią samą, ale jej ciałem na pewno - Teraz to on prychnął. W jednej chwili doprowadził mnie do tego, że obie pięści miałem zaciśnięte. Jestem facetem, to jasne, że na początku rzeczywiście miałem w sobie pewien pociąg, ale zrezygnowałem z tego. Napełniłem płuca sporą dawką powietrza.
 - Sasuke-kun nigdy nie upadnie tak nisko - broniła mnie nadal stając naprzeciwko nas. - Go nie interesują różowe dziwki, tylko inteligentne i silne dziewczyny.
 - Daj spokój Karin. - szepnąłem i ułożyłem usta w łobuzerski uśmiech. - Jest zazdrosny, bo boi się, że za jego plecami robię coś z Sakurą.
 - Nie boję się! – krzyknął. - Nie chcę, żebyś próbował na nią jakiś sztuczek, jest moja.
 - Jeśli tylko będę chciał, mogę wypróbować na niej wszystko. Powtórzę się. Wszystko co znajduje się w tej kryjówce należy do mnie.
 - Sakura nie da sobą pomiatać.
Jeszcze kilka minut temu stwierdziłem, że jego obecność w naszej organizacji przestała mi przeszkadzać, dzisiaj znowu udowodnił, że swą żałością i charakterem nie da mi o sobie zapomnieć - choćby na krótką chwilę.
 - Karin – odezwałem się.
 - Tak, Sasuke-kun?
 - Idziesz dzisiaj ze mną i z Sakurą na trening.
Oboje z Eizo drgnęli w tej samej sekundzie.
 - Z nią? - powtórzyła zniesmaczona.
 - Tak z nią. I nie chcę słyszeć żadnych pretensji. – wściekle upiłem spory łyk kawy. - Psiakrew! - dodałem do swojej wypowiedzi, gdy zauważyłem, że napój nadal jest wrzący.
 - Sasuke uważaj! - pisnęła Karin. Pod wpływem mojej reakcji kawa wylała się na podłogę.
 - Wytrzyjcie to - rozkazałem lodowatym tonem. - Ja idę się przebrać. Karin za piętnaście minut masz być na miejscu.
 - Jasne - bąknęła z brakiem jakiegokolwiek entuzjazmu. Ucz się od Suigetsu, pomyślałem.
 - Czekaj, czekaj! - dosłownie milimetr został aby drzwi za mną całkiem się zatrzasnęły, a i tak ten kretyn musiał wykazać się swoim fantastycznym zapłonem.
 - Czego? - rzekłem zimno.
 - Możesz wyjaśnić dlaczego nagle zachciało ci się treningu z moją narzeczoną?
 - Trzeba coś w końcu zrobić, aby przestała chodzić z głową w chmurach, skoro ty nie masz zamiaru się do niczego zabrać, czas na mój ruch.- dodałem i opuściłem kuchnię. Ach, żałowałem tego. Bardzo chciałbym ujrzeć teraz wyraz jego twarzy. Zdezorientowany. W końcu właśnie uświadomiłem mu jego największy błąd. Brak zainteresowania Sakurą. Nie rozumiałem tego. Tydzień temu będąc przy niej, gdy o wszystkim się dowiedziała tak bardzo się o nią troszczył, nawet poprosił żeby mogła przenocować u niego, teraz to jakby znikło. Wydaje się, jakby w ogóle go nie obchodziła, jedynie Suigetsu próbował coś zdziałać i raz udało mu się wyciągnąć ją na wspólny trening, lecz i tak nic szczególnego na nim nie robiła - oprócz bezczynnego siedzenia.
Ponownie zażyłem trochę więcej świeżego powietrza niż zazwyczaj i z kamiennym wyrazem twarzy stanąłem przed drzwiami mojego pokoju. Szczerze - jeszcze nigdy nie czułam tak intensywnych emocji, które mną targały, gdy tu stałem.
Powoli otwierałem dębowego olbrzymia i lekko wychyliłem się, by dokonać analizy sytuacji, w których znalazłem się przez własną decyzje. Sakura siedziała skulona bawiąc się kawałkiem kołdry, który na przemian kurczowo ściskała. Była już przebrana i odświeżona. Kiedy usłyszała skrzyp, powoli podniosła głowę, a jej wyraz twarzy wprawił mnie w gęsią skórkę.
 - Co tu robisz? - zapytała bez emocji, wracając do poprzedniego zajęcia. - Powinieneś być teraz na treningu.
 - Właśnie idę - rzuciłem i wszedłem do łazienki. Chwyciłem do rąk kilka bandaży i plastrów, po czym wysypałem je przed Haruno na łóżku. Zaskoczona spojrzała na mnie, po czym pokręciła zrezygnowana głową. Zapewne nie wiedziała jeszcze co krąży po mojej głowie, ale chciała zagrać spostrzegawczą osobę.
 - Oszalałeś - skitowała. - Co to ma być?
 - To dla Suigeitsu, Juugo i Eizo. - wyjaśniłem. - Opatrzą tym swoje rany.
 - Przecież ich uleczę.
Zawahałem się, ale usiadłem obok niej zaczynając bawić się kołdrą w ten sam sposób co ona.
 - Długo będziesz ją tak jeszcze maltretowała?
 - To przedmiot martwy. Mniejsza o to. Po co ci te bandaże?
 - Powiedziałem ci już.
 - Powiedziałeś, że do opatrzenia ran Juugo, Suigetsu i Eizo, ale ja odpowiedziałam ci, że je uleczę, więc czekam na kolejną odpowiedź.
Uśmiechnąłem się szatańsko. Haruno zawsze stawia na łatwiznę. Ja, osobiście zacząłbym zastanawiać się sam co też chodzi mi po głowie, a jej to najlepiej od razu podać wszystko na tacy.
 - Tak się okazuje, że dzisiaj nie będziesz w stanie ich uleczyć.- wydukałem w końcu. Drgnęła.
 - Bo?
 - Bo cię tutaj nie będzie. Idziesz ze mną i z Karin na trening.
Tym razem, nareszcie obdarowała mnie spojrzeniem tych wielkich zielonych oczu. Nie przeszkadzało mi, że są zaskoczone. Ważne, że w ogóle się na mnie zatrzymały, zważając na fakt, iż dawno już tego nie doświadczyłem.
 - Nie idę na żaden trening - warknęła. - Po ostatnim mam dość.
 - Siedziałaś pod drzewem - zauważyłem mówiąc to z sarkazmem. Jej grymas na twarzy wzmógł się dwukrotnie.
 - Właśnie. Więc po jaką cholerę ciągniesz mnie na kolejny?
 - Bo wiem, że nie będziesz siedziała pod drzewem.
 - Doprawdy? - powiedziała z udawanym zdziwieniem. W odpowiedzi jedynie pokiwałem głową. - A co twoim zdaniem będę robiła?
 - Trenowała.
 - Trenowała - powtórzyła szeptem, w którym jedyne co wyczułem to smutek. Starała się grać normalną Sakurę, która uwielbiała się ze mną droczyć i mi dogryzać, lecz słabo jej to wychodziło. Żal przytłaczał ją i miał olbrzymią moc, z którą ona nie potrafiła sobie poradzić. - A po co tam Karin? - dodała.
Zdziwiłem się tym pytaniem.
 - Wątpię, żebyś chciała przebywać ze mną sam na sam - oznajmiłem jej zgodnie z własnymi przypuszczeniami.
 - Racja.
 - Więc chodź. - Już miałem chwycić ją za nadgarstek i pociągnąć za sobą, ale w ostatniej chwili odsunęła się. Spojrzałem na nią oszołomiony.
 - Sasuke... nie dam rady - wyszeptała odsuwając się ode mnie. Nagle wokół nas atmosfera uległa kompletniej zmianie. Chłodny i stanowczy ton Haruno godny członka Uchihów ustąpił miejsca bezradnemu szeptowi. Obserwowałem ją uważnie starając się zatrzymać w sobie skupienie i zimną krew. Ten widok naprawdę dziwnie na mnie działał.
 - Co to ma znaczyć?
 - Że nie chcę, nie będę potrafiła się skupić... to teraz zły czas na treningi. Idź lepiej sam z Karin i resztą...
 - Sakura. - przerwałem jej ze stanowczością. Zrozpaczony wyraz twarzy nagle ponownie zamienił się w zdziwienie. - Jestem egoistą i ty dobrze o tym wiesz, więc proszę doceń chociaż raz to, że staram się polepszyć twój humor.
 - Sasuke… - Gdy wyszeptała moje imię tak czułym tonem, ciarki przeszły mnie po plecach.  W głowie majaczyło mi coś o obietnicy i zwalczeniu słabości. Zakląłem w duchu za brak pohamowania. Już od dłuższego czasu nie odrywa ode mnie wzroku, a to było dla mnie czymś innym, zazwyczaj starała się go unikać - dlatego straciłem kontrolę.
 - Chodź już, bo przestanę być taki miły - tym razem ponownie zachowałem zimno w sobie, a gdy ją pociągnąłem udała się za mną bez słowa.
W tym samym milczeniu również wyszliśmy z kryjówki. Wiedziałem, że będzie ciężko. Planowałem zacząć z nią nasze znane kłótnie. Wymienić zgryźliwości. Nawet pozwolić jej zaskoczyć mnie jakąś kiepską ripostą. Naprawdę. Zależało mi, żeby Sakurze się polepszyło. Żeby stała się dawną Sakurą, tą małą, pyskatą wersją.
S A K U R A
Co on do cholery chciał? Czego oczekiwał? Nie miałam zielonego pojęcia, wiedziałam jednak, że na treningi z tą dwójką nie mam najmniejszej ochoty. Nie potrafiłam i tyle! To smutek, którego nie da się wyjaśnić, ani nikomu opowiedzieć, muszę go po prostu nosić do czasu aż minie. Ale dlaczego on się nasila zamiast stopniowo przechodzić?
 - Cieszę się, że już jesteś - burknął Sasuke z ironią, gdy ujrzał stojącą niedaleko Karin.
 - Dla ciebie rzucę wszystko, Sasuke-kun - pisnęła, a ja odruchowo zatkałam sobie uszy. Czy kiedyś również byłam tak denerwująca? Czasami obserwując Karin utożsamiałam ją z dawną wersją samej siebie. Zakochana po uszy, pragnąca miłości, okazująca to nie obawiając się opinii innych. Taka byłam. Silna jeśli chodzi o miłość, słaba względem wytrzymałości i umiejętności Ninja. Przez lata dążyłam do tego, aby sprawić odwrotność tych ról. Znienawidziłam miłość i zapomniałam o tym czym darzyłam Uchihe, pokochałam dopiero, gdy zjawił się Eizo, znów zaufałam temu uczucia i ponownie doczekałam się rozczarowania, a teraz jak na złość wracam do starego obiektu mych westchnień. I jak tu nazwać moje życie „nieskomplikowanym”? Mniejsza o to. Każda moja taka myśl kończyła się w końcu przypomnieniem o sytuacji w jakiej znajduje się moja przyjaciółka - i to z mojego powodu.
 - Dokąd idziemy, Sasuke-kun? - zapytała znowu pełna nadziei w głosie. Oboje szli przede mną, a Karin wręcz na nim wisiała. Było beznadziejnie, ale tak jak powiedział Sasuke - muszę docenić jego czyny, toteż postaram się nie okazywać tego co zakorzeniło się wewnątrz mnie.
 - Tam gdzie zawsze - warknął.
 - Ach, no tak. Więc my trenujemy razem, a ona będzie na nas patrzeć - obróciła się na moment w moją stronę jedynie po to, by wskazać na mnie palcem i zarzucić pełnym mordu spojrzeniem. Kretynka.
 - Nie będzie patrzeć. Sakura będzie trenowała z nami.
Raz jeszcze skierowała się ku mnie tym razem z twarzą pełną zaskoczenia.
 - Ale czemu? - mruknęła nadal na mnie patrząc. Ostatecznie to pytanie krążyło również w moim umyśle. Dla mnie była to stara czasu, w sercu dotknęło mnie jedynie zdanie jakie oznajmił mi Uchiha. Jednak powiedział to tak jakby nie wolno mu było chociaż raz zrobić czegoś by poprawić innemu człowiekowi humor - nie rozumiałam jego postępowania. Może i dobrze, że było mi kompletne nieznane. Przynajmniej nie zastanawiałam się nad tym tak często, jak kiedyś.
 - Sama dobrze wiesz Karin jaką informację niedawno otrzymała. Nie czuje się całkiem w porządku, dlatego potrenuje dzisiaj z nami. Może jej to dobrze zrobi.
Żyłka na moim czole zaczęła nagle niemiłosiernie pulsować.
 - Uchiha - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Zanim łaskwie się  obrócił, ja zdążyłam już przyszykować dziesiątki wypowiedzi. - Jestem za twoimi plecami, daj sobie spokój.
 - Ja tylko tłumaczę - wyjaśnił obojętnie i wrócił do poprzedniej czynności.
Kolejny kretyn, pomyślałam krzyżując ręce na piersiach.
Na miejsce doszliśmy po około pięciu minutach. Znałam je na pamięć. Maleńka polana, a na niej jedynie kilka żałośnie wyglądających drzew. Gdzieniegdzie widać było jeszcze skutki ostatnich treningów, których może nie miałam okazji oglądać, ale po samych zniszczeniach wiedziałam już co się działo. Suigetsu i Eizo - ostatnio oni przejęli chyba główną rolę. Na drzewach dojrzałam kilku przecięć pochodzących od wielkiego ostrza Hozuki’ego, zaś na trawie zostały odbite ślady jednej pary butów, które w jednym miejscu rozmnażały się - klon Jutsu mojego narzeczonego, jedyna technika jaką zna.
To rzeczywiście było godne ubolewania. Nie dość, że Eizo nie ma żadnych umiejętności, w dodatku obawiam się go niczym istnego ognia... o dziwo przez ten tydzień nie ujrzałam ani razu jego przesadnie pozytywnego uśmiechu i nie poczułam na sobie wielkich ramion - ciekawe dlaczego? Pewnie Uchiha ponownie ustalił jakieś nowe zasady...
 - No nareszcie - bąknęła Karin również analizując dokonane zniszczenia.
 - Karin pamiętaj, żeby mówić, gdy ktoś będzie się zbliżał - upomniał Sasuke.
 - Jasne.
Zdenerwowana atmosferą, która zupełnie mi nie odpowiadała zwróciłam się w tył z zamiarem spoczęcia tuż pod najbliższym drzewem. Jednak - tak jak się spodziewałam - nie byłam zdolna tego wykonać, gdyż moją drogę zastąpił Uchiha z złowróżbnym uśmiechem.
 - Chyba nie myślisz, że ci na to pozwolę? - zapytał ironicznie. Pokręciłam smętnie głową i wzruszyłam ramionami. Cofnęłam się i stanęłam na środku pola, po czym bez wahania to właśnie tam się usadowiłam. Dzień nie był tak cholernie ciepły, aby trzeba było siedzieć pod drzewem. Zwłaszcza, że patrząc na niebo zauważyłam zbliżające się zachmurzenia.
 - Chyba sobie żartujesz? - zakpił znowu, tym razem nie podchodząc do mnie.
 - Nie - jęknęłam. - Mówiłam ci, że nie będę uczestniczyła w treningu.
 - A ja mówiłem żebyś coś doceniła…
Wiedziałam, że użyje na mnie tego argumentu, lecz ja byłam gotowa na kontratak.
 - To, że raz postanowiłeś zrobić coś dobrego nie znaczy, że od razu muszę to doceniać.
Ku mojego wielkiemu oszołomieniu - zamilkł. Nawet na mnie nie spojrzał, wręcz przeciwnie odwrócił wzrok. Psiakość, jak mogę mu inaczej powiedzieć, że nie dam rady. Chcę skupić się na współczuciu, na bólu, na obwinianiu - nie mam czasu na bezsensowny trening.
Karin na powrót popatrzyła na mnie jakbym pozbawiła ją wszystkiego, co kocha.
 - Nie przejmuj się nią Sasuke-kun, ja będę z tobą trenować.
 - Nie przejmuję się - odparł oschle. - Karin, nie będziesz ze mną trenować, dzisiaj walczysz z Sakurą.
 - Co? - wykrzyknęłyśmy to niemal w tym samym momencie, jednak ja o kilka tonów niżej - byłam zbyt pochłonięta myślami.
 - Ale powiedziałeś, że... - zaczęła, jednak Sasuke wszedł jej w słowo.
 - Powiedziałem, że się nie przejmuję - właśnie. Tak więc nie obchodzi mnie jej zdanie, i tak jak ja chcę, Sakura będzie z tobą walczyła.
Zacisnęłam pięści. Czy on zawsze musi być taki wredny? Nie może chociaż raz zaakceptować tego, że nie mam ochoty?
 - Nie będę walczyła! – Nie miałam zamiaru prędko dać za wygraną.
 - Boisz się? – zaszydził.
 - Uchiha, nie próbuj na mnie tych tanich sposobów.
Wywołanie u mnie poczucia słabości nic by mu nie dało. De facto nie zaskoczyło by mnie, gdyby okazało się, że Karin posiada większe umiejętności niż ja.
 - Nie będę z nią walczyła, jeśli ona nie chce - powiedziała patrząc to na mnie, to na Sasuke. - Po co  w ogóle ją tu przyprowadziłeś?
 - Walcz! - rozkazałał stanowczo Sasuke, a ja znowu podzieliłam reakcje z Karin - tym razem wzdrygnęłyśmy się.
 - Ale ona...
 - Mam to gdzieś! Atakuj ją!
Karin z początku stała zdezorientowana nie wiedząc co począć. Nie spuszczała oka z Sasuke chcąc się upewnić, czy aby na pewno ma zaatakować osobę, która odmówiła wyzwania. Zrozumiałam już sposób Sasuke... ona najwyraźniej nie. Brutalnie to rozegrał, ale jeśli myśli, że ulegnę to grubo się myśli.
 - Przecież nie będę jej atakowała, skoro ona...
 - Atakuj, póki nie zacznie się bronić - rozkazał, przerywając jej już któryś raz z kolei.
Raz jeszcze zacisnęłam pięści i oczyściłam cały umysł, czas znowu powrócić do Naruto i Hinaty, czas znowu połączyć się z nimi w bólu. Kiedy ja nie mogę przestać! Ta wina za bardzo mi dopieka. Spuściłam głowę i nagle zamiast pełna determinacji zostałam ogarnięta niesamowitym smutkiem. Usta zaczęły mi drżeć, a rękami kurczowo ściskałam trzymaną trawę.
 - Dlaczego tak bardzo ci zależy żebym walczyła? - zapytałam depresyjnie.
 - Mam już dość tej ciągłej rozpaczy! Weź się w końcu w garść!
Zamarłam. Jak na zawołanie przed oczami wyrysował mi się obraz Naruto. Tuż przed powrotem Eizo, w jego gabinecie.
Weź się w garść Sakura... 
Czy ze mną naprawdę jest tak żałośnie, że każdy musi mówić mi to prosto w twarz? Znowu zawładnęła mną dezolacja.
 - Myślisz, że walka wyleczy mnie z dołka?
 - Sakura, zrób coś w końcu - oznajmił oschle. - Może całkiem ci się nie poprawi, ale przynajmniej wprowadzisz jakąś zmianę.
Mu nie zależy. Nie martwi się.
 - Nie chcesz Medyka z dołkiem psychicznym? - zapytałam ironicznie się uśmiechając. Jako odpowiedź skinął głową. To moje życie jest zazwyczaj pełne bólu, dlaczego teraz komuś musiała stać się krzywda z mojego powodu? Byłam tak pochłonięta dumaniem, że nawet nie dostrzegłam jak Karin się zbliża z czerwoną chakrą, która obtaczała jej dłonie.
 - Atakuj - powiedział do niej.
Chwilę potem poczułam mocne uderzenie w twarz, upadłam na ziemie i otarłam strużkę krwi.
 - Walcz kretynko!- Karin widocznie przyjęła się jej atmosfera zapodana przez Sasuke. Westchnęłam. Wstałam powoli i niezdarnie otrzepując się przy tym, jednak nim w pełni się wyprostowałam poczułam jej pięść na swoim brzuchu.
 - Do licha! - syknęłam z bólu, tym razem naprawdę mi dopiekła. - Zostaw mnie w spokoju, Uchiha! - krzyknęłam do niego, ponownie próbując wstać.
Dziewczyna rzuciła w moją stronę kilka kunai. Ledwo je ominęłam, chodź ostatni wbił mi się w nogę. Upadłam. Karin podeszła i bez współczucia szybkim ruchem wyciągnęła ostrze z mojej nogi. Krzyknęłam z bólu, nie mogąc się powstrzymać. Rozejrzałam się wokół. Dostrzegłam morderczy wzrok Sasuke, który przyglądał się temu wszystkiemu.
 - Sakura, broń się! - powiedział zauważając moje zainteresowanie nim. Pokręciłam jedynie głową i odsunęłam się kilka metrów w tył. Karin szła za mną z kamienną twarzą. Wbiła ponownie ostrze w moje ciało, tym razem w ramię. Powstrzymałam się. Wydał się ze mnie jedynie cichy jęk, który był niedosłyszalny przez zbierający w siły wiatr. Nagle światło słoneczne przysłoniły chmury, wszystko w jednej chwili przybrało bardziej ciemniejszych i mrocznych barw. Nawet Karin, która na co dzień była dla mnie jedynie hałaśliwą dziewczynką zaczęła wyglądać groźnie.
 - Sakura, walcz! - mówił dalej, w czasie gdy Karin znowu - tym razem powoli -  wyciągała ostrze - co sprawiało mi trzy razy więcej bólu.
 - Nie będę z tobą walczyła, dajcie mi spokój - wydukałam.
 - Przestań myśleć o Hinacie, skup się na walce.
 - Zamknij się! - Wszędzie czułam przeszywający mnie ból, dodatkowo słowa Sasuke wbijały we mnie kolejne serie stalowych ostrzy.
 - Myślisz, że twój smutek jakoś jej pomoże?!
 - Nie zdenerwujesz mnie ... - wydukałam, ale od razu tego pożałowałam.
Znowu zostałam uderzona w głowę, tym razem tak mocno, że musiała minąć dobra minuta zanim odzyskałam jakąkolwiek świadomość. Łkając cicho z bólu, ignorując to całe zebranie, wzrok Sasuke, determinacje Karin - zaczęłam rozwlekle czołgać się do drzewa, chciałam w końcu tam spocząć, i pozwolić tym myślą mnie zabić. Przeciwnie zaś, teraz to nie Karin przerwała moje zamiary, lecz Uchiha - nawet nie zauważyłam jak zniknął z swojego punktu obserwacyjnego. Siłą postawił mnie na nogi i trzymał za oba ramiona.
 - To jest twój sposób na pomoc? – chlipnęłam.
 - Przestań o tym myśleć, tylko zacznij walczyć! - krzyknął mi prosto w twarz, tak, że jego ślina uderzyła o moje policzki. Wystraszyłam się. Był niezwykle zdenerwowany - cały wręcz się trząsł. Spuściłam wzrok i nie patrzyłam na niego.
 - Kiedy ja...
 - Nie przestawaj Karin! - zlekceważył to, co powiedziałam, dopingując cały czas swojej kompance z drużyny. Żołądek się skurczył, a coś w moim sercu nagle mnie zabolało. Mocniej niż teraźniejsze zadrapania. Westchnęłam. Odsunął się ode mnie i wrócił na swoje poprzednie miejsce, kiedy przestał mnie trzymać ja automatycznie upadłam. Karin nie czekała długo i zaraz jak tylko ustąpił jej drogę podniosła mnie i rzuciła może na kilka, a nawet kilkanaście metrów. Nie obchodziło mnie to. Ból był taki jakby pomimo wszystko było to kilkadziesiąt cholernych metrów.
 - Sasuke... - szepnęłam. Byłam świadoma jego obojętnej natury drania, ale nie sądziłam, że jest do tego zdolny, nawet Karin z większym trudem przychodziło zadawanie kolejnych ciosów. Widziałam na jej twarzy jak uporczywie się do tego zmusza. Sasuke natomiast patrzył na wszystko ze zmarszczonymi brwiami, cały poirytowany.
W duchu słyszałam jedynie kroki mojego napastnika. Po cholerę mi to robi? To szaleństwo. Ostatecznie z mojej strony można nazwać to tak samo. Mogłam przyjąć wyzwanie, ale zważając na moją upartość jest to niemożliwe. Zamknęłam oczy, starałam się odpędzić myśli o moich bliskich - na marne. W głowie wyrysował mi się już obraz płaczącej Hinaty i tulącego ją Naruto - oboje czują do mnie niesmak. Zwłaszcza Naruto. To przez moją nieobecność stracił coś, co miał pokochać, co miało odmienić jego życie... kierowała mną również moja miłość do maluchów. Od pełnoletności pracuje jako opiekunka, a nagle dowiaduję się, że... zabijam dziecko własnej przyjaciółce...
Zabiłam dziecko!
Karin stanęła nade mną, chwyciła mnie za kark i przygwoździła do pobliskiego drzewa.
 - Nie pogrążaj się jeszcze bardziej. - warknęła mi do ucha i przystawiła kunai do szyi. - Walcz ze mną Sakura. To… to bez sensu. Nie chce już dłużej tego robić - Odrzuciła mnie na bok. Znowu poczułam ból. Syknęłam. Potem na nowo wbiła mi kunai w drugą nogę i po raz kolejny rozpoczęła fazę wolnego usuwania ostrza z ciała. Cała drżałam. Po wszystkich powtórzonych rzeczach wróciła do poprzedniego stanu, czyli do przygwożdżenia.
 - I co teraz czujesz? Będziesz walczyć? - starała się to mówić pełna grozy, ale nie potrafiła. Było jej ciężko torturować osobę, która nie ma zamiaru się bronić.
 - Zabiłam dziecko - szepnęłam, tym razem na głos. Ona spojrzała na mnie zdumiona, przez chwilę stojąc w bezruchu.
 - Co?
 - Jak ty byś się czuła zabijając dziecko...? - mówiłam to z myślą o Hinacie, wyobrażałam sobie, że ją przepraszam, że mogę teraz przy niej być, że mogę jej współczuć. Karin spojrzała na mnie jak na wariatkę, ale w jej oczach przyczajało się współczucie.
 - Sasuke... ona... - mówiła oszołomiona starając się jakoś dobrać słowa. Przez chwilę stałam pod drzewem na własnych siłach, ledwo co dojrzałam jak Sasuke podchodzi do Karin patrząc na mnie tak samo jak ona - potem upadłam i ze zdziwieniem stwierdziłam, że to nie sen, ani koszmar. Trawa pode mną naprawdę podlewana jest teraz przez moje łzy, i to w dość intensywny sposób. Nie mogłam się powstrzymać. Patrzyłam na moje zadrapane dłonie, patrzyłam jak całe się trzęsą, w końcu zacisnęłam oczy i skupiłam się całkowicie na płaczu. Szlochałam najgłośniej jak potrafię ignorując ich obecność - obiecałam sobie. Pamiętam dokładnie dzień, w których obiecałam sobie, że już tego nie zrobię. Nigdy. W głowie szumiały mi słowa Naruto: „Zawsze byłaś pierwsza do płaczu”, „Nie wtrącaj się pomiędzy mnie i Sasuke”, „Hej, Sakura-chan, weź się w garść jest wiele facetów na świecie wartych o wiele więcej niż on...” - nagle poczucie winy zamiast ogarnąć zabicie dziecka, ogarnęło moją złamaną obietnicę. „Łzy to nie wstyd” - uśmiech Hinaty i te słowa, kiedy broniła mnie przy Uzumaki'm. Zaczęłam szlochać jeszcze mocniej.
 - Co... mam zrobić? – Karin wciąż była pełna zmieszania. Słyszałam jej głos, w którym mogłam wyczuć nawet nutkę zmartwienia.
 - Mówiłam, że nie dam rady! - wykrzyknęłam przez łzy, nie podnosząc wzroku. To nic wielkiego, to tylko płacz, powtarzałam sobie. - Nie mogę znieść myśli, że zabiłam...
Nie słyszałam żadnych odpowiedzi, wiedziałam za to, że oboje się we mnie wpatrują. To nic wielkiego! Tylko płacz!
 - Dlaczego zmuszałeś mnie do tego w ten sposób? - ciągnęłam dalej pociągając nosem i łkając jednocześnie. - Ja nie chcę!
Kawałek trawy pode mną był już tak wilgotny jak po mocnej ulewie.
Wtem, niespodziewanie, moje ciało przeszła znana mi, ale dająca niesamowicie dużo ciepła iskierka. Oszołomiona gwałtownie podniosłam głowę i jedyną osobę jaką przed sobą zobaczyłam to Karin. Dopiero potem doszło do mnie, że Sasuke... właśnie objął mnie mocno ramionami. Zaskoczyło mnie, że mnie przytula, ale jak się później okazało nie to miał na celu. Byłam jak w transie, zastanawiałam się dlaczego najpierw dał mi takie cierpienia, a potem...
Uniósł mnie, uniósł mnie w ten swój specyficzny sposób, tak, że ponownie czułam się w jego ramionach jak dziecko po karmieniu, któremu właśnie musi się odbić. Nie mogłam się powstrzymać - w pewnym sensie potrzebowałam tego.
 - Sasuke! - pisnęłam i wtuliłam się w niego najmocniej jak potrafiłam, szlochając cicho w jego ramię. Nie dbałam tym razem o to, co robię. Że szukam pocieszenia u osoby, której kiedyś nienawidziłam, która mnie tu sprowadziła - z czym nie mogłam się pogodzić, że znowu tu jestem, a teraz mam go przy sobie, o dziwo nie odsunął mnie, wręcz przeciwnie, chwycił jeszcze mocniej. Zastanawiałam się czy po prostu w ten sposób chciał uniknąć mojego upadku, czy naprawdę zrobił to, aby mnie pocieszyć?
Stał ze mną chwilę w miejscu, a Karin obok wszystkiemu przyglądała się w milczeniu. Po raz pierwszy z jej ust nie usłyszałam żadnych protestów. Po upływie kilku sekund Uchiha ruszył w nieznanym mi kierunku. Myślałam, że zabierze mnie do kryjówki i standardowo położy na łóżku zostawiając samą, lecz on kierował swoje kroki w przeciwną stronę. Dopiero wtedy Karin zareagowała.
 - Dokąd idziesz, Sasuke-kun? - zapytała. Była podenerwowana, na rękach miała jeszcze ślady mojej krwi, a całe jej ciało drżało w ten sam sposób co moje.
 - Idź do kryjówki, zaraz wrócimy - bąknął tylko. Czekałam aż się odezwie, bo byłam ciekawa tonacji jego głosu, lecz rozczarowałam się bo była tak samo oschła co zawsze, być może też delikatnie zdenerwowana... trochę się uspokoiłam, czułam się dziwne dobrze mając go przy sobie. Ale nie otarłam łez, szlochałam dalej podnosząc wzrok i patrząc na Karin.
 - A co mam powiedzieć reszcie?
 - Idę sam trenować Sakurę, jasne? Wrócimy najpóźniej za dwie godziny - oznajmił głosem nieznoszącym sprzeciwu i zaczął stawiać kolejne kroki. Prócz ciekawości, nie odrywałam wzroku od Karin, która z początku również patrzyła na mnie z wyrzutem, lecz szybko obróciła się i szybkim chodem udała się w stronę kryjówki. Położyłam się znowu na jego ramieniu zamykając oczy. Ostatnia łza jaka wyleciała z mojego oka trafiła po raz kolejny na niczemu winne źdźbła trawy.
S A S U K E
Oszołomienie cały czas się mnie trzymało - i to nie tylko. Byłem w szoku, czułem zakłopotanie i nieodpartą potrzebę skoku z najbliższego budynku. Mój wyrok, kara za to co chwilę temu zakwitło w moim środku. Nigdy jeszcze nie doświadczyłem czegoś takiego podczas jej płaczu, a miałem okazję podziwiać go już nie jeden raz. Może zadziałało to na mnie w tak dziwny sposób ze względu na to, że minęło kilka lat od kiedy widziałam ją w takim stanie. Po za tym od pobytu ze mną zauważyłem, że wiele razy starała się powstrzymać. Wciąż jednak nie potrafiłem pojąć dlaczego zrobiłem coś takiego, nie mówiąc już o tym, że nadal to kontynuuję. Dlaczego trzymam ją w ramionach i idę z nią w miejsce, które obiecałem zachować jedynie dla siebie? Przecież przyrzekałem niedawno, że kończę ze słabościami względem Haruno - muszę trzymać się twardo i kontrolować swoje zachowania. Zacisnąłem pięści, Sakura chyba to poczuła, bo wyraźnie się wzdrygnęła
 - Dokąd idziemy? - zapytała szepcząc. Ona była pogrążona w smutku, ja w niewiedzy. Specjalnie rozkazałem Karin walczyć z nią pomimo jej słowa, żeby udowodnić sobie, iż nadal potrafię patrzeć na czyjeś cierpienie bez żadnych wątpliwości - dlaczego do cholery to już nie działa? Dlaczego...?
 - Nieważne - odpowiedziałem jej po minucie milczenia.
Potrząsnąłem delikatnie głową, by odepchnąć myśli o wybuchu rozpaczy ze strony Sakury. Na próżno. Zacząłem główkować nad moim gorączkowym stanem emocjonalnym. Zrozumiałem jedno; coś wyraźnie jest ze mną nie w porządku.
W końcu dotarliśmy do miejsca, o które mi chodziło. Chociaż na kilka sekund poczułem niezwykle ciepło i odświeżenie, gdy spojrzałem na scenerię. Było naprawdę wyjątkowo, przychodziłem tu niemalże codziennie. To tu po raz pierwszy wymyśliłem strategię do pokonania mojego brata, to tu wpadł mi do głowy niezły pomysł na zniszczenie Konohy, tu zaciekle dyskutowałem z Madarą na temat problemu jaki stanowi dla nas Naruto i tu również, gdy byłem młodszy postanowiłem, że miłość to uczucie, które już nigdy we mnie nie zakiełkuje.
Zaczerpnąłem powietrza i postawiłem Haruno na nogi. Na początku lekko ją podtrzymałem upewniając się czy na pewno da radę ustać sama.
 - Co ty... - zaskoczona lustrowała moje ruchy, a ja obojętnie usiadłem wśród wysokiej trawy. Miejsce było naprawdę fantastyczne. Zamknąłem oczy i pozwoliłem przelać wszystko swoje myśli na drogę, którą pragnę. Olbrzymia kwiecista polana pełna wysokiej trawy o soczystym kolorze - nie moje klimaty, lecz pomimo tego uwielbiałem tu przebywać. Kiedy cisza opanowała przestrzeń na dłużej niż kilka minut, zaciekawiony uchyliłem powiekę. Sakura ku mojemu zaskoczeniu kucała spokojnie wśród kwiatów i z uwagą się im przyglądała, lecząc jednocześnie rany zadane przez Karin.
 - Mogę wiedzieć co cię tak zainteresowało? - Nie wiedziałem, czy w ogóle powinienem coś mówić, ale ostatecznie... - przyprowadziłem ją tu w końcu specjalnie, aby uświadomić jej jak bardzo myli się co do swoich myśli.
 - Te kwiaty... - mruknęła do siebie. - Te kwiaty są najrzadsze i najbardziej potrzebne w naszej wiosce.
 - Rosną tu od wielu lat - oznajmiłem jej dumnie. - Dlaczego niby są takie potrzebne?
 - W szpitalu. Przyśpieszają gojenie ran, ponadto mają wiele zdrowotnych właściwości - stanęła nagle i zaczęła się rozglądać. - Dlaczego nigdy tu nie byłam? Co to za miejsce?
 - Jak każde inne.
 - Na pewno nie, skoro one tu rosną!
 - Daj spokój, i tak nie pracujesz już w szpitalu więc nic ci z tych kwiatów.
Zamilkła. Raz jeszcze posmutniała, wytarła łzy wierzchem dłoni i wzięła głęboki wdech. Zastanawiało mnie jej zachowanie, więc nie spuszczałem jej z oka.
 - Nam się mogą przydać - wydukała. - Zawsze...
 - To nazbierasz kilka i weźmiesz je do kryjówki. - warknąłem i wczuwając się w rytm całkowicie spocząłem na miękkiej trawie. Podparłem głowę obiema rękami i zamknąłem oczy. Zimny wietrzyk delikatnie pieścił moją skórę, być może niebo było pochmurne, ale to nie przeszkodziło mi w utrzymaniu dobrej atmosfery.
 - Sakura, chodź tu - powiedziałem do niej.
 - Po co?
 - Usiądź obok.
Kilka sekund i żadnej reakcji, dopiero potem usłyszałem jej zbliżające się kroki. Tak jak mówiłem, usiadła tuż obok trzymając w ręku jeden z kwiatków i przyglądając się mu z uznaniem.
Prawdopodobnie jest to mój pierwszy raz. Liczyłem, że to zaakceptuje i nie będzie jej jeszcze gorzej, gdy coś mi nie wyjdzie. Westchnąłem. Na jakie to tremy muszę być narażany przez jedno poronienie?
 - Sakura - zacząłem poważnie. - Ja wiem, że nie jestem w tym dobry, ale chyba spróbuję...
Rzuciła na mnie okiem z zaciekawionym wyrazem twarzy. Odwzajemniłem spojrzenie. Być może pójdzie mi lepiej podziwiając zieleń jej oczu.
Poeta od siedmiu boleści się znalazł.
Do diabła z tym!
 - O co chodzi? - spytała, kiedy cisza między nami stawała się już denerwująca. Przerzuciłem wzrok na niebo - jednak nie dam rady.
 - To nie twoja wina - wydusiłem z siebie z całych sił przywołując głos stanowczego mordercy. Haruno niemal natychmiast wzdrygnęła się wpatrując się bardziej zaciekle. - Możesz o poronienie Hinaty obwiniać kogo chcesz, ale na pewno nie siebie.
 - Nie siebie? - powiedziała z kpiną i ironicznym uśmiechem. - Może powtórzę ci raz jeszcze z jakiego powodu się zamartwiała?
 - Z powodu utraty ciebie - odpowiedziałem ze spokojem.
Już bez uśmiechu klasnęła w dłonie, lustrując tym razem przestrzeń przed sobą.
 - Właśnie!
 - A może teraz to ja ci powtórzę, kto sprawił, że ciebie tam nie było? - mówiłem dalej z wyrysowaną pewnością siebie.
 - No ty...
 - Właśnie.
Rozmowa wyjątkowo się nie kleiła. Czułem się idiotycznie mówiąc jej to, w ogóle starając się, aby choć w malutkiej części stała się uśmiechnięta i przestała o tym myśleć. Co mi przyszło do głowy? Pomimo tego zebrałem się w sobie - skoro zacząłem, muszę również to dokończyć.
 - Jeśli obwiniasz, to obwiniaj przynajmniej kogoś kto na to zasługuje.
 - Sasuke to bez znaczenia, że mnie porwałeś! - warknęła podnosząc głos o jeden ton. - To mnie brakowało w Konoha, nie ciebie.
 - Ale z mojego powodu! Sakura... obwinianie siebie i płacz nie zmienią sytuacji Hinaty, stało się i koniec.
 - Hmm - mruknęła znowu się uśmiechając, chwilowo jednak nie było to ironiczne. - Przynajmniej próbujesz mnie pocieszyć - dodała.
 - Ostrzegałem, że nie jestem w tym dobry.
 - Przecież nie mam żadnych pretensji, sama świadomość jest pocieszająca - powiedziała, a ja znowu się nie powstrzymałem i obdarowałem ją delikatnym uśmiechem.
 - Przynajmniej doceniasz.
 - Chcesz mieć zdrowego na umyśle Medyka? - zapytała nagle przybliżając swoje kolana do klatki piersiowej i bawiąc się łodygą kwiatu. To naprawdę było zabawne. Haruno zawsze, gdy pytała się lub mówiła coś co jest wstydliwe, lub sprawia jej trudność zaczynała uporczywie się czymś bawić, aby skupić uwagę na przedmiocie, a nie na słowach. Ponownie zachciało mi się wykrzywić usta, ale tym razem zatrzymałem się - nie mogą okazywać tylu emocji. Kiedyś nie mogłem bo nie chciałem, dlaczego teraz spełnia się tylko ten jeden warunek?
Zakląłem w duchu.
 - Tak, nie chcę, żebyś chodziła z głową w chmurach, niedługo znowu gdzieś wyruszymy.
 - Tak właściwie… - zagadała przyjmując bardziej stanowczy ton. - Po co były ci pieniądze od Natsuo, co ty właściwie robisz i jaki jest twój cel?
A niech to!, pomyślałem przerażony. Ukryłem twarz pomiędzy trawą tak, aby nie zauważyła mojego zakłopotania. Cel? Zniszczenie Wioski Liścia, ale ona nie może się o tym dowiedzieć, przynajmniej nie teraz. Narobiła mi wiele dodatkowych problemów, starałaby pokazać mi ile nienawiści w sobie trzyma i podejmowałaby się prób ucieczki - a tego nie chcę. Pragnę w spokoju do wszystkiego się przygotowywać, a o ataku powiem jej w swoim czasie, i tak do końca nie obmyśliłem jej roli w całym tym przedstawieniu. Wiem jedynie, że będzie nas leczyła i na pewno nie stanie po stronie Naruto! Kłamstwa to moja specjalność toteż z oszukaniem jej nie mam żadnego problemu. Kiedy już będę przygotowany, ludzie Madary gotowi, a wioska całkowicie bezbronna, dowie się tego, co powinna.
 - Walczymy z pewną organizacją - niemal podskoczyłem ze zdziwienia, gdy zdałem sobie sprawę, że mój głoś drży. Co się dzieje? Nigdy jeszcze nie spotkała mnie taka sytuacja. Warknąłem cicho sam do siebie.
 - Jaką organizacją? - zapytała przybliżając się tak, iż teraz jej głowa była wprost nad moją - wyśmienicie.
 - To drobny konflikt. Nie powinnaś się nim interesować. Od kilku lat przygotujemy się do bitwy. Organizacja nie jest silna, ale przewyższa nas liczebnie.
 - Ach, rozumiem - szepnęła, a ja w duchu poprosiłem misterne bóstwo, żeby zamknęło jej buzię na kłódkę – przynajmniej jeśli chodziło o dodatkowe pytania.. W głowie Haruno rodzi się mnóstwo rozmaitych podejrzeń. O dziwo, nastała cisza, z której ja cholernie się ucieszyłam. Nie mogłem jednak zapominać o pierwotnym celu.
 - Wracając do tematu - odchrząknąłem dostojnie. Teraz, do licha, nie miałem wyjścia. Sakura klęczała tuż nade mną i nie mogłem unikając jej wzroku. - Zapomnij o tym co przydarzyło się Hinacie i zrozum, że to nie ty jesteś sprawcą.
 - Tu nie chodzi tylko o Hinatę...
 - To o co?
 - O moje zwątpienie w Naruto... byłam przekonana, że mnie nie szuka, że zignorował moje zniknięcie, a na poszukiwana wysłał Eizo, którgpe osobiście nie darzy sympatią... ja nie czuję się dobrze wiedząc jak mnóstwo złych rzeczy o nim wtedy pomyślałam. Eizo opowiedział mi ile Naruto próbował, do ilu wiosek wyruszył osobiście, aby czegoś się dowiedzieć, ile razy narażali swoje życie z Hinatą i resztą tylko po to, aby mnie znaleźć...
 - Hej! - przerwałem jej i gwałtownie się podniosłem, Sakura była najwyraźniej za bardzo wczuta w swoją opowieść, gdyż zauważyła to dopiero kiedy położyłem rękę na jej ramieniu. - Miałaś prawo tak pomyśleć, ważne, że już wiesz - dodałem i cholernie próbowałem być zimny i bezwzględny. Ale jak można takim tonem kogoś pocieszać?
 - Nawet ci wychodzi – roześmiała.
 - Dobrze, że tak uważasz. Nie miałem zamiaru robić tego na marne.
 - Spokojnie, nie robisz.
Udzielił mi się jej uśmiech. Przestałem być już wściekły na samego siebie za moje słabości, odetchnąłem i chociaż wiedziałem, że czuję się tutaj za bardzo swobodnie nie miałem zamiaru przestać się tak czuć...
 - Naruto nie darzy Eizo sympatią? - zapytałem w końcu.
Pokiwała jedynie głową.
 - Dlaczego?
 - Długa historia...
 - Mam czas.
 - Ale ja nie chcę ci jej opowiadać, to skomplikowane.
 - Jak chcesz - Wstałem. Wiatr znowu uderzył we mnie mocniejszym podmuchem dlatego moje oczy odruchowo się zamknęły.
 - Naprawdę tu pięknie - skomentowała stając obok mnie.
 - Jest wiele rzeczy, które są piękne, a o których ludzie nie mają pojęcia.
To miejsce ujrzałem po raz pierwszy zaraz po śmierci rodziców, kiedy załamany uciekłem z wioski nie wiedząc co mogę teraz uczynić. Tu postanowiłem, że wrócę, by nauczyć się nowych umiejętności, a następnie wykorzystać je do zemsty na bracie. Kilka lat później tutaj postanowiłem, że muszę uciec z wioski jeśli chcę go pokonać, wiedziałem bowiem, że praca z Kakashi'm, Naruto i Sakurą wiele mnie nie nauczy. Po zabiciu Itachi'ego to właśnie tu wpadła mi do głowy myśl na zniszczenie Konohy, odtąd jest to celem mego życia.
 - Tu jest zapisana cała moja historia - szepnąłem sam do siebie, nie miałem zamiaru wymawiać tego na głos, ale wspomnienia same mnie do tego zmusiły. Sakura pokiwała głową, wiedziała, że i tak nie zdradzę jej żadnych konkretnych szczegółów. Zamknąłem oczy ...
Nie zdążyłem naliczyć do minuty, a na ramieniu poczułem mocny uścisk ręki Haruno.
 - Sasuke. - wyszeptała, a gdy wyczułem w tym przerażenie natychmiast na nią spojrzałem. Stała wmurowana patrząc przed siebie. Podążyłem wzrokiem za nią i... zamarłem.
S A K U R A
Czarny płaszcz, gęste kruczo czarne owłosienie i maska w kolorze oślepiającego oranżu – oto kto przed nami stał. Nawet go nie wyczułam, pomyślałam zdeterminowana, sądząc po reakcji Sasuke, on również stracił całą swoją czujność. Po prostu patrzyłam przed siebie, a nagle ni stąd ni zowąd dojrzałam cień męskiej sylwetki. Osobnik obserwował nas dwóch z istnie szatańskim uśmiechem na twarzy. Przynajmniej taka otaczała go aura.
Kątem oka zerknęłam na Uchihe. Był spięty, cały podenerwowany, a ja silnie trzymałam go za ramię nie wiedząc czego mogę się spodziewać. Sasuke zapewne wiedział kim on jest, mnie wręcz przeciwnie ogarniała chęć zawzięcia od niego tej wiedzy.
 - Sasuke – Intruz odezwał się pierwszy, grubym i stanowczym głosem.
 - Co ty tu robisz? - spytał zimno Sasuke. Wzdrygnęłam się. Czułam, że w tym momencie nie powinno mnie tutaj być.
 - Przyszedłem zobaczyć jak idą ci treningi z drużyną, ale widzę, że na głowie masz zupełnie inne sprawy.
 - Taka trenuje! - oznajmił zaciskając pięści. - Są teraz na wzgórzu i trenują.
 - A dlaczego ciebie tam nie ma?
Przestał się uśmiechać, a ciarki przeszyły całe moje ciało.
Zastanawiałam się kim on jest, że ośmiela się nadzorować treningi Sasuke. Komu pozwoliłby to robić? Znam go na tyle dobrze, aby stwierdzić, że nie przepada za rolą bycia komenderowanym.
 - Miałem na chwilę inne zajęcie – odrzekł w końcu. Tajemniczy mężczyzna przeniósł teraz swój wzrok na mnie i patrzył głęboko w moje oczy. Czerń jego samotnego Sharingana kojarzy mi się wyłącznie z Uchihą. Tonęłam w nich tak samo intensywnie.
 - Inne zajęcie, ta? - prychnął. - Kim ona jest?
Nie tylko mnie obserwował, wskazał na mnie palcem i stał się znacznie bardziej stanowczy. Nie bacząc na mój strach starałam się grać jak najbardziej pewną. Zmarszczyłam brwi i puściłam rękę Sasuke.
 - To...
 - Sakura Haruno! - oznajmiłam oschle poprawiając rękawiczki. Bynajmniej nie chciałam patrzeć w jego oczy, lecz musiałam to zrobić, by zatuszować strach jaki we mnie panował.
 - To nasz Medyk - dokończył Uchiha, lekko zaskoczony.
 - Ten, z którym są takie problemy?
Problemy?, pomyślałam zdziwiona. W momencie kiedy Sasuke pokiwał zgodnie głową moja niewiedza sięgnęła zenitu.
 - Dlatego nie trenujesz? - mówił dalej.
 - Nie miałem dzisiaj ochoty.
 - Kiedy ostatnio się widzieliśmy, mówiłeś mi, że też przestaliście trenować - warknął, ale teraz podniósł głos o ton. Cofnęłam się krok w tył, wydawał się być naprawdę niebezpieczny. - Masz zamiar w końcu zacząć, czy nie?
 - Tylko dzisiaj zrobiłem sobie przerwę, trenuję cały czas.
 - Coś nie idzie ci to za dobrze.
Sasuke zamilkł. Stojąc tuż obok, moje uszy były w stanie usłyszeć jego ciche warknięcia, widocznie nie był zadowolony z przybycia tego mężczyzny - tylko kim on jest? I dlaczego wtrąca się w treningi Sasuke?
 - Dlaczego tak uważasz? - zapytał, lecz po jego głosie słychać było, że nie chciał znać odpowiedzi, lub była mu ona obojętna.
 - Nie skupiasz się - powtórzył tym samym tonem.
 - Nie skupiam?
 - Dla twojej wiadomości w waszym kierunku właśnie zmierza czwórka Ninja o dość silnym poziomie chakry, mogę wiedzieć dlaczego nadal tu jesteś?
Oboje z Sasuke w tym samym momencie, aż podskoczyliśmy na dźwięk mordu w jego tonie jak również na wiadomość jaką nam przekazał. Spojrzałam w tył, nie miałam pojęcia dlaczego, po prostu obróciłam głowię i obserwowałam beznamiętnie głębie lasu, wtedy naprawdę to do mnie doszło - czwórka Ninja. Przełknęłam ślinkę. Była to bowiem czwórka nie byle jakich Ninja.
 - On ma rację, Sasuke. - jęknęłam do niego znowu chwytając za ramię. - Zbliżają się.
 - Szkoda, że wykrywa to twój Medyk i to tak późno - wygarnął i pokazał nam swoje plecy. To prawda, miał płaszcz Akatsuki, ale nigdy do nich nie należał. Nie pamiętam, abym go kiedyś śledziła, tym bardziej, że miałam do czynienia z wszystkimi członkami tej organizacji.
Może Sasuke mówiąc o swoim wrogu miał właśnie ich na myśli? Ale Deidara wyraźnie powiedział, że Akatsuki nie istnieje i istnieć nie będzie... Ogłupiałam.
 - Uhm - mruknęłam i uderzyłam się delikatnie w czoło. Chwila nieuwagi i proszę - pomarszczony facet w płaszczu Akatsuki mówi mi, że zaraz pojawią się tu czterej Ninja.
Nie chciałam ich spotkać...
 - Są blisko - Mężczyzna znowu odezwał się z jadem w głosie. - Radzę się pośpieszyć.
Miał rację. Nie musiałam czuć ich chakry, ja słyszałam ich kroki wychodzące z gęstwiony lasu. Przybysz obdarował spojrzeniem Sasuke, a na końcu mnie, lecz dobrze wiedziałam, że wzrok rzucony w moją stronę miał w sobie o wiele więcej urazy.
Chwilę potem, zniknął.
 - Sasuke - pootrząsałam nim delikatnie, gdy przez dłuższą chwilę zapadła cisza. Ci Ninja na pewno złapali nasz trop, gdy teraz uciekniemy będą wiedzieć, że zniknęliśmy właśnie w tym miejscu...
 - Chodź! - odezwał się w końcu i wziął ma na ręce niczym Romeo Julie. Wystraszyłam się. Nagle znalazłam się kilka metrów nad ziemią, a potem mój widok zasłoniły krzaki i... gałęzie. Zaskoczona spojrzałam na niego.
 - Drzewo? - wymamrotałam z istnym sceptyzmem.
 - Coś ci nie pasuje?
 - Wszystko okej, tylko… - zachłysnęłam świeżego powietrza i dokończyłam. - ONI NAS ZOBACZĄ!
Prychnął.
 - Jak będziesz się tak darła jestem pewny, że do tego dojdzie. Skoncentruj się, żeby nie wykryli twojej chakry i powinno być dobrze.
Również wydałam z siebie odgłos cichego prychnięcia, jedyne co teraz chodziło po mojej głowie to imię mężczyzny, którego przed chwilą miałam okazję spotkać. Byłam pewna, że w tym momencie nic nie wyciągnę od Sasuke. Musiałam być cierpliwa - przez jeden głupi pomysł wpadliśmy w niezłe tarapaty.
 - Cholera - zaklął nagle. Dopiero teraz zauważyłam jak trzęsą mu się dłonie. Zbita z tropu położyłam rękę na jego ramieniu.
 - Nie denerwuj się - warknęłam z determinacją. Uchiha miał rację. Smutek i rozpaczanie nad Hinatą nic jej nie pomogą, muszę wziąć się w garść, tak jak kiedyś rozkazał mi Naruto. Wziąć się w garść i zrobić wszystko, aby znaleźć się obok nich. Powalczyć. Być wierna u boku Sasuke i prosić go o zaufanie, lub stracić je uciekając. Miałam dwie ścieżki. Obie wydawały się niemożliwe. Nie będę potrafiła stąd uciec, Uchiha na pewno mnie powstrzyma, ale również nie zaufa mi i nie pozwoli choć na chwilę zobaczyć się z przyjaciółmi - to byłoby bezsensowne.
Skoro o przyjaciołach mowa...
 - To Konoha - szepnął w momencie, w którym zerknęłam na polanę.
 - Wiem.
 - Nie warz się nic kombinować - ostrzegł, a ja potulnie pokiwałam głową i wróciłam do obserwacji oddziału ANBU. Kiba, Neji, Sai i Shikamaru, aż trudno uwierzyć, że kiedyś stałam na ich czele, a każdy z nich musiał słuchać moich rozkazów. Znaliśmy się tak dobrze, rozumieliśmy bez słów - trudno uwierzyć jak wszystko się skomplikowało. Nigdy będąc z nimi nie pomyślałabym, że niedługo porwie mnie sam Sasuke Uchiha i razem z nim będę kryła się przed resztą członków oddziału.
Westchnęłam.
Sasuke chyba również ich poznał, bo nagle wyraźnie się spiął.
 - Znakomicie - szepnęłam i oparłam głowę o korę drzewa, lecz nie spuszczałam z nich oka. Przeciwnie - starałam się usłyszeć ich ostrą konwersację, bo jak na złość postanowili zatrzymać się właśnie na tej polanie.
 - To misja, czy też twoje poszukiwania? - spytał Uchiha również nie odwracając od nich wzroku. Zamknęłam oczy i starałam się wzmocnił mój narząd słuchu.
Głos Shikamaru:
 - Tylko ty jesteś na tyle głupi, żeby nas tu przyprowadzić - skitował, jak zwykle pełen sarkazmu i ironii. Zapewne stał teraz spokojnie z rękami włożonymi do kieszeni spodni. Cały Shikamaru... Kiba nie pozostawał mu dłużny, zawsze starał się bronić.
 - Przysięgam, że wyczułem jej chakre, była tu! - wykrzyknął broniąc swoich racji, a moje oczy z oszołomienia nie mogły pozostać zamknięte. Gwałtownie odsunęłam się od gałęzi i kucnęłam w ten sam sposób, co Sasuke zaczynając się temu przyglądać.
 - Poszukiwana - skomentował Sasuke, a ja pokiwałam jedynie głową.
 - To bezsensu! Zabrałeś nam jedynie niepotrzebny czas - powiedział Neji.
 - Umiem przecież rozpoznać chakre Sakury, wiem, że tutaj była, czułem to! Nie możecie mi chociaż raz uwierzyć? – Kiba wydawał się być naprawdę zawzięty, nic dziwnego skoro miał rację, szkoda tylko, że reszta nie pokładała w nim nadziei. Spuściłam głowę. Mogłabym być teraz z nimi, gdyby nie kilka sytuacji.
 - Zboczyliśmy z trasy - zauważył Sai. - Powinniśmy być teraz w drodze do Yuki.
 - Turniej i tak rozpoczyna się dopiero za piętnaście dni, nie mam pojęcia dlaczego Naruto wysłał nas tak wcześnie - odpowiedział mu Hyuuga. Kiba słuchając tego z boku wręcz cały się trząsł.
Turniej, pomyślałam zaciekawiona. Jaki turniej? Jednak ich misją nie są moje poszukiwania, lecz wzięcie udziału w jakimś turnieju, który w dodatku ma odbyć się w Yuki... Przecież to wiecznie ośnieżona kraina, która nie posiada nawet Kage.
 - Im wcześniej to przerwiemy, tym lepiej - zadeklarował Sai.
Teraz całkowicie zgłupiałam. Chcą przerwać turniej? Dlaczego? Po co? W głowie rodziło mi się milion pytań. Ponadto nadal nie miałam pojęcia kim jest osobnik, który przed chwilą wtrącił się między mnie, a Sasuke. Biedny Kiba. Najwyraźniej wyczuł moją chakre, gdy leczyłam urazy po starciu z Karin, ale on zawsze był tak odbierany. Nadpobudliwy z rozbujałą wyobraźnią, sama często traciłam wiarygodność w jego słowa.
 - Chodźmy więc - oznajmił Shikamaru.
 - A co z Sakurą? - zapytał oburzony Kiba. Reszta drużyna pokiwała zrezygnowana głową.
 - Posłuchaj - zaczął Neji. - Ja, jak i reszta drużyny chcielibyśmy odzyskać ją z powrotem, ale niestety to niemożliwe. Nie pamiętasz tego, co powiedział Eizo? Słuch o niej zaginął ...staram się wmawiać sobie, że to nie prawda, ale nie zdziwiłbym się gdyby Sakura już...
 - Nie! - przerwał mu zaciskając pięści. - Ona na pewno żyje! Przecież czułem ją.
 - Może ci się zdawało...
 - Nie zdawało mi się na pewno!
 - Kiba... – Shikamaru odetchnął zrezygnowany. - Tęsknisz za nią i to bardzo, dlatego mogłeś się pomylić, jesteśmy tutaj, a po Sakurze ani widu, ani słychu, więc proszę przestań już... specjalnie dla ciebie zboczyliśmy z trasy z nadzieją, a...
 - Jak chcecie! - warknął machając przy tym ręką na znak ignorancji i szybkim krokiem ruszył tam, skąd przybyli, czyli w kierunku Wioski Śniegu. Reszta patrzyła przez chwilę na miejsce, gdzie kilka sekund temu jeszcze stał, ale zaraz potem Shikamaru oznajmił, iż ruszają w dalsza podróż i... zniknęli, tak samo jak poprzedni intruz.
 - A to niespodzianka - jęknął Uchiha i niespodziewanie zamiast schodzić na dół postanowił skierować się jeszcze wyżej.
 - Dokąd ty idziesz? - spytałam zdezorientowana.
 - Chcę zobaczyć dokąd się kierują - rzucił obojętnie. Westchnęłam tylko ironicznie i od razu udałam się za nim. Nie mam zamiaru pozostać tu sama i nic nie robić, poza tym również interesowany mnie ruchy dawnych kompanów.
Wspinałam się sprawnie po gałęziach, robiłam to wiele razy i nie czułam żadnego utrudnienia prócz jednego - kora była dość śliska. I to właśnie był kres kariery, kiedy poczułam, że jedna z moich nóg nie wytrzymuje napięcia i gwałtownie spada z nią.
 - Cholera! - pisnęłam, gdy uderzyłam się kolanem o nieszczęsną gałąź i poczułam jak spadam w dół. Zamknęłam oczy, czując na twarzy wiatr, który z pewnością stanie się sprzymierzeńcem mojego upadku. Ćśś... kolejna wpadka na oczach Sasuke.
Wtem pomyślałam, że zdecydowanie za długo znajduję się już w tym powietrzu, tym bardziej, że przestałam czuć na sobie podmuchy wiatru. Otworzyłam oczy.
 - Aaa! - krzyknęłam, gdy zdałam sobie sprawę jak wysoko wiszę. Spojrzałam w górę. Dojrzałam twarz Uchihy z szyderczym uśmiechem i jego dłoń, która w ostatniej chwili chwyciła moją rękę.
 - Jak zwykle - burknął i jednym ruchem podniósł mnie na grubą gałąź, gdzie spoczywał.
 - Było ślisko - broniłam się.
Zlekceważył moje słowa i wychylił się zza gęstych liści obserwując otaczający nas krajobraz.
 - Tak jak myślałem, podróżują do Yuuki - mruknął.
 - Czemu mieliby kłamać?
 - Chciałem się upewnić. To przerywanie turnieju wydawało mi się zbyt podejrzane.
Ponownie westchnęłam, spodobało mi się to. Nawet nie zaliczałam tego do słów, a wyrażało wszystkie kiełkujące we mnie emocje..
 - Wracajmy - oznajmił nagle i o dziwo nadal utrzymywał szarmancki uśmiech. Mile mnie to zaskoczony, bo pomimo, iż grało to na moich nerwach, wolałam to tysiąc razy bardziej niż jego zwykłą lodowatą naturę.
 - Dobrze - zgodziłam się i kiedy Sasuke znów chwycił mnie w ramiona znosząc z drzewa mimowolnie się uśmiechnęłam.
 - Dałabym sobie radę! - warknęłam.
 - Wątpię, skoro każda gałąź jest dla ciebie śliska.
 - Kretyn! - nie mogłam się powstrzymać i zapodałam mu lekkiego kuksańca w bok. Znowu się uśmiechnął - ten dzień naprawdę był pełen niespodzianek. Nie dość, że Uchiha zamienił się w role pocieszyciela, uratował mnie przed głupim wypadkiem, to na dobitkę obdarowuje mnie co chwilę charakterystycznym uśmiechem. Mimo to, ja nadal pamiętałam o tajemniczym mężczyźnie, pamiętałam o jego zaciekawieniu treningami i pamiętałam o tym, że za wszelką cenę muszę się dowiedzieć kim on jest!

2 komentarze:

  1. Ohayo ;)
    Podczas tego brutalnego traktowania Sakury, gdy była w rozsypce prawie się popłakałam, no normalnie już łzy napływały mi do oczu. Było mi jej szkoda... Ze względu Hinaty jak i Eizo.
    Jeszcze Karin w taki sposób ją okaleczała...
    Ale za to jak się cieszyłam, kiedy Sasuke się trochę ogarnął i zaczął ją pocieszać.
    Tajemniczy mężczyzna w stroju Akatsuki i pomarańczowej masce. ^^
    Sasek powoli mięknie. To już nie ten sam on.
    Zniszczyć Konohę... Znaleźliby sobie jakieś hobby, a nie niszczenia wioski im się zechciało. Nie no ja rozumiem... Zemsta zemstą, ale jaki jest sens mszczenia się po tak długim czasie? To chyba tylko Sasuke zna odpowiedz na to pytanie.
    Nie mogę się doczekać prawdziwego romansu pomiędzy Uchihą a Haruno. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Płakałam, gdy Sakura przypominała sobie o słowach Naruto i Hinaty-szkoda mi jej, straciła dziecko, ale trudno mi stwierdzić kogo to była wina. Trochę nie dziwię się, że Sakura się obwiniała, w końcu była bardzo przywiązana do swoich przyjaciół a oni do niej.
    Zgadzam się z komentarzem powyżej, Sasek i reszta mogliby znaleźć sobie jakieś fajne hobby. Zbieranie znaczków albo hodowla truskawek do nich pasuje. Ewentualnie mogliby zacząć wyrabiać naczynia z gliny :D

    OdpowiedzUsuń