Wstałam. W każdym razie udało mi się. Moje samopoczucie spadło do
najniższego możliwego poziomu. Ręce nadal mi drżały, a na całym ciele widniała
gęsia skórka, która o dziwo nie było spowodowana uczuciami, lecz zimnem jakie
ogarniało pomieszczenie. Jakimś cholernym cudem ponownie obudziłam się tuż obok
Sasuke, chociaż pamiętałam jak uparcie starałam się zapomnieć o wszystkim w
pokoju Eizo - na marne. Norma. Kiedy już wrócili, a moja wczorajsza niepewność
zdawała się mijać, narodziły się we mnie nowe uczucia, których swoją drogą
dawno nie miałam okazji nosić. Poczucie winy, smutek... nie chciałem o tym
myśleć, po prostu wzięłam letni prysznic, by nanieść na siebie choć odrobinę
spokoju. Pod takim nakazem przeżywałam kolejne dni i nawet gdy minął tydzień ja
dotąd nie pozbyłam się tego, co chciałam. Uchihy unikałam jak ognia - nie mógł
zobaczyć mnie w takim stanie. Rano sama udawałam się do kuchni, by coś zejść, a
resztę dnia przesiadywałam w pokoju. Raz Suigetsu wyciągnął mnie na trening,
ale tam również zajęłam miejsce pod drzewem i udawałam, iż zaciekle obserwuję
ich działania. Nie myślałam o tym co robią, lecz o bólu, który nosi w sobie
Hinata, z nią cierpi też Naruto - i pomyśleć, że całe to zamieszanie przypisuje
się mnie. Milczałam. Tak właściwie przez te siedem dni rozmawiał tylko raz z
Sugeitsu, właśnie w sprawie treningu. Reszty starałam się unikać. Czarnowłosy
całymi dniami trenował z drużyną, ani razu nie widziałam jak wracał bo w tym
czasie dawno przebywałam już u Morfeusza. Czas miał leczyć rany, lecz prawda
jest taka, że było mi coraz gorzej.
S A S U K E
Dobra. Zadecydowałem, że dam jej tę swobodę. Że nie będę się
wtrącał, dopytywał. Miałem zamiar po prostu poczekać, aż jej to przejdzie i
dopiero wtedy zażyć jakiejkolwiek rozmowy. Lecz to trwa już cały tydzień.
Nienormalne. Żadna osoba nie przeżywałaby czegoś tak długo. Haruno zachowywała
się jakby to ona straciła to dziecko, a nie jej przyjaciółka. Analizując jej
zachowanie co do mnie - czyli całkowite lekceważenie - byłem wręcz ucieszony,
bo prawdopodobnie całą winę zrzuca na mnie, a nie na siebie. Pomimo to, jej ból
aż oślepia oczy wszystkich członków organizacji. Nawet gdy co dzień budzi się w
moich ramionach, jej twarz wyraża to samo. Ten brak wyrazu, niesmak, smutek -
wszystkie uczucia, która można przypisać niespełnionej matce. Chyba nawet sama
Hinata nie cierpi tak jak ona teraz.
Tego dnia powiedziałem dość.
Nie zamierzam złamać swego postanowienia, nadal będę utrzymać pewien dystans, ale
z osobą tak niepoczytalną nie będzie się dało współpracować. A wielce jej
potrzebuję.
Rano wstałem wcześniej. Umywszy się i ubrawszy, od razu ruszyłem
do pokoju Karin będąc pewny, że jeszcze spoczywa smacznie w swoim łóżku. O
dziwo jednak pomieszczenie było puste, a pościel niesfornie ułożona sugerując
mi, iż jej właścicielka już wstała. Zazwyczaj zdzira śpi do dziewiątej, czyżby
teraz nagle się zmieniło?
Lekko podenerwowany za zmarnowanie połowy drogi, skierowałem się
tym razem do kuchni. Była tam. W towarzystwie Juugo. Czy moja organizacja
zamieniła się nagle rolami? Zazwyczaj widuję tu Juugo w towarzystwie Suigetsu.
Karin dołącza znacznie później, czasami przychodzi dopiero na trening. Gdy
wszedłem głębiej, przed moimi oczami stanął obraz Eizo krojącego z wielką
trudnością suchy chleb. Przez ten tydzień może i nie widział się z Sakurą zbyt
wiele, ale zaczął czuć się tutaj bardziej swobodnie. A dokładniej - nawet
przestała mnie irytować jego obecność, czułem się tak jakby go tu w ogóle nie
było.
- Dzień dobry, Sasuke-kun!
- jako pierwsze przywitał się mój cel z szerokim uśmiechem twarzy. Nie
rozumiałem z jakiego to powodu jest jej tak wesoło?
- Taa - odburknąłem i
również podszedłem do blatu. Potrzebowałem kawy zanim do wszystkiego się
zabiorę.
- Gdzie jest Suigetsu? -
zapytał Juugo. Najwyraźniej mu też doskwierał brak entuzjastycznego członka
organizacji.
- Poszedł trenować -
odpowiedział Eizo.
Niemal upuściłem trzymany dzban z wrzącą wodą.
- Trenować?
Blondyn spokojnie pokiwał głową. Idiota. Jego narzeczona cierpi w
samotności, a on z uśmiechem pochłania kawałki chleba - zdawało mi się to
dziwne. Jeszcze w dzień, kiedy to Sakura wszystkiego się dowiedziała był wielce
tym wszystkim przejęty...
- Tak. Spotkałem go i
mówił, że dzisiaj zacznie wcześniej.
- To do niego niepodobne -
skomentował Juugo. Suigetsu był rannym ptaszkiem, ale nie miał zamiaru marnować
początku dnia na ciężkie treningi. To on uparł się, że zaczynamy je dopiero w
południe.
- Skąd ja miałem to
wiedzieć? Nie znam go dobrze...
Myślałem, że teraz poinformuje Juugo, iż atak na wioskę odbędzie się
znacznie szybciej, ale obecność blondyna mi to utrudniała. U Madary nie byłem.
Za kilka dni i tak wyruszam do niego na kolejny trening, więc tam mu
przedstawię swój punkt widzenia.
- Sasuke! - to utrudnienie
nagle się do mnie zwróciło.
- Co?
- Jak z Sakurą? Lepiej jej
już?
No proszę, jednak zdołał się na chwilę zainteresować po tygodniu
milczenia.
- Nie wiem. Nie rozmawia ze
mną. - odparłem oschle i w końcu zalałem kawę.
- To powiedz mi chociaż czy
zachowuje się tak jakby było jej lepiej?
- Nie.
Eizo chwycił się zrezygnowany za głowę.
- Gdybyś pozwolił jej spać
u mnie kilka nocy, na pewno jej stan wrócił by już do normy. Umiem ją
pocieszać, znam ją dobre kilka lat...
- Ale ci nie pozwoliłem. -
warknąłem z zadziornym uśmiechem.
- Wiem. - westchnął. - Na
twoim miejscu też zrobił bym wszystko żeby spać z kimś takim w jednym pokoju,
tyle, że ja nie używałbym władzy ani nicze....
- Dziękuje za rady! - znowu
przerwałem mu marszcząc brwi. - Ale nie przydadzą mi się.
- Sasuke wiem, że może nie
mam tu żadnych praw, ale chce coś ci powiedzieć.
- Noo.
- Nie zbliżaj się do niej.
Postaw na męską dumę! Wiem, że ona jest piękna, ale ma swojego narzeczonego. -
uśmiechnął się dumnie do siebie i zaczął przekręcać kubek z kawą po stole -
pełen zamyślenia.
Obserwowałem go chłodnym wzrokiem zastanawiając się skąd nagle
postanawia powiedzieć do mnie coś takiego. Prychnąłem i zmieniłem kierunek
patrzenia.
- Sasuke nie jest nią
zainteresowany! - aż podskoczyłem, gdy otwierając usta w słowo wtrąciła się ta
czerwono-włosa małpa. Warknąłem sam do siebie jak wściekłe zwierzę.
- Może nie nią samą, ale
jej ciałem na pewno - Teraz to on prychnął. W jednej chwili doprowadził mnie do
tego, że obie pięści miałem zaciśnięte. Jestem facetem, to jasne, że na
początku rzeczywiście miałem w sobie pewien pociąg, ale zrezygnowałem z tego.
Napełniłem płuca sporą dawką powietrza.
- Sasuke-kun nigdy nie
upadnie tak nisko - broniła mnie nadal stając naprzeciwko nas. - Go nie
interesują różowe dziwki, tylko inteligentne i silne dziewczyny.
- Daj spokój Karin. -
szepnąłem i ułożyłem usta w łobuzerski uśmiech. - Jest zazdrosny, bo boi się,
że za jego plecami robię coś z Sakurą.
- Nie boję się! – krzyknął.
- Nie chcę, żebyś próbował na nią jakiś sztuczek, jest moja.
- Jeśli tylko będę chciał,
mogę wypróbować na niej wszystko. Powtórzę się. Wszystko co znajduje się w tej
kryjówce należy do mnie.
- Sakura nie da sobą
pomiatać.
Jeszcze kilka minut temu stwierdziłem, że jego obecność w naszej
organizacji przestała mi przeszkadzać, dzisiaj znowu udowodnił, że swą żałością
i charakterem nie da mi o sobie zapomnieć - choćby na krótką chwilę.
- Karin – odezwałem się.
- Tak, Sasuke-kun?
- Idziesz dzisiaj ze mną i
z Sakurą na trening.
Oboje z Eizo drgnęli w tej samej sekundzie.
- Z nią? - powtórzyła
zniesmaczona.
- Tak z nią. I nie chcę
słyszeć żadnych pretensji. – wściekle upiłem spory łyk kawy. - Psiakrew! -
dodałem do swojej wypowiedzi, gdy zauważyłem, że napój nadal jest wrzący.
- Sasuke uważaj! - pisnęła
Karin. Pod wpływem mojej reakcji kawa wylała się na podłogę.
- Wytrzyjcie to -
rozkazałem lodowatym tonem. - Ja idę się przebrać. Karin za piętnaście minut
masz być na miejscu.
- Jasne - bąknęła z brakiem
jakiegokolwiek entuzjazmu. Ucz się od Suigetsu, pomyślałem.
- Czekaj, czekaj! - dosłownie
milimetr został aby drzwi za mną całkiem się zatrzasnęły, a i tak ten kretyn
musiał wykazać się swoim fantastycznym zapłonem.
- Czego? - rzekłem zimno.
- Możesz wyjaśnić dlaczego
nagle zachciało ci się treningu z moją narzeczoną?
- Trzeba coś w końcu zrobić,
aby przestała chodzić z głową w chmurach, skoro ty nie masz zamiaru się do niczego
zabrać, czas na mój ruch.- dodałem i opuściłem kuchnię. Ach, żałowałem tego.
Bardzo chciałbym ujrzeć teraz wyraz jego twarzy. Zdezorientowany. W końcu
właśnie uświadomiłem mu jego największy błąd. Brak zainteresowania Sakurą. Nie
rozumiałem tego. Tydzień temu będąc przy niej, gdy o wszystkim się dowiedziała
tak bardzo się o nią troszczył, nawet poprosił żeby mogła przenocować u niego,
teraz to jakby znikło. Wydaje się, jakby w ogóle go nie obchodziła, jedynie Suigetsu
próbował coś zdziałać i raz udało mu się wyciągnąć ją na wspólny trening, lecz
i tak nic szczególnego na nim nie robiła - oprócz bezczynnego siedzenia.
Ponownie zażyłem trochę więcej świeżego powietrza niż zazwyczaj i
z kamiennym wyrazem twarzy stanąłem przed drzwiami mojego pokoju. Szczerze -
jeszcze nigdy nie czułam tak intensywnych emocji, które mną targały, gdy tu
stałem.
Powoli otwierałem dębowego olbrzymia i lekko wychyliłem się, by
dokonać analizy sytuacji, w których znalazłem się przez własną decyzje. Sakura
siedziała skulona bawiąc się kawałkiem kołdry, który na przemian kurczowo
ściskała. Była już przebrana i odświeżona. Kiedy usłyszała skrzyp, powoli
podniosła głowę, a jej wyraz twarzy wprawił mnie w gęsią skórkę.
- Co tu robisz? - zapytała
bez emocji, wracając do poprzedniego zajęcia. - Powinieneś być teraz na
treningu.
- Właśnie idę - rzuciłem i
wszedłem do łazienki. Chwyciłem do rąk kilka bandaży i plastrów, po czym
wysypałem je przed Haruno na łóżku. Zaskoczona spojrzała na mnie, po czym
pokręciła zrezygnowana głową. Zapewne nie wiedziała jeszcze co krąży po mojej
głowie, ale chciała zagrać spostrzegawczą osobę.
- Oszalałeś - skitowała. -
Co to ma być?
- To dla Suigeitsu, Juugo i
Eizo. - wyjaśniłem. - Opatrzą tym swoje rany.
- Przecież ich uleczę.
Zawahałem się, ale usiadłem obok niej zaczynając bawić się kołdrą
w ten sam sposób co ona.
- Długo będziesz ją tak
jeszcze maltretowała?
- To przedmiot martwy.
Mniejsza o to. Po co ci te bandaże?
- Powiedziałem ci już.
- Powiedziałeś, że do
opatrzenia ran Juugo, Suigetsu i Eizo, ale ja odpowiedziałam ci, że je uleczę,
więc czekam na kolejną odpowiedź.
Uśmiechnąłem się szatańsko. Haruno zawsze stawia na łatwiznę. Ja,
osobiście zacząłbym zastanawiać się sam co też chodzi mi po głowie, a jej to
najlepiej od razu podać wszystko na tacy.
- Tak się okazuje, że
dzisiaj nie będziesz w stanie ich uleczyć.- wydukałem w końcu. Drgnęła.
- Bo?
- Bo cię tutaj nie będzie.
Idziesz ze mną i z Karin na trening.
Tym razem, nareszcie obdarowała mnie spojrzeniem tych wielkich
zielonych oczu. Nie przeszkadzało mi, że są zaskoczone. Ważne, że w ogóle się
na mnie zatrzymały, zważając na fakt, iż dawno już tego nie doświadczyłem.
- Nie idę na żaden trening
- warknęła. - Po ostatnim mam dość.
- Siedziałaś pod drzewem -
zauważyłem mówiąc to z sarkazmem. Jej grymas na twarzy wzmógł się dwukrotnie.
- Właśnie. Więc po jaką
cholerę ciągniesz mnie na kolejny?
- Bo wiem, że nie będziesz
siedziała pod drzewem.
- Doprawdy? - powiedziała z
udawanym zdziwieniem. W odpowiedzi jedynie pokiwałem głową. - A co twoim
zdaniem będę robiła?
- Trenowała.
- Trenowała - powtórzyła
szeptem, w którym jedyne co wyczułem to smutek. Starała się grać normalną
Sakurę, która uwielbiała się ze mną droczyć i mi dogryzać, lecz słabo jej to
wychodziło. Żal przytłaczał ją i miał olbrzymią moc, z którą ona nie potrafiła
sobie poradzić. - A po co tam Karin? - dodała.
Zdziwiłem się tym pytaniem.
- Wątpię, żebyś chciała przebywać
ze mną sam na sam - oznajmiłem jej zgodnie z własnymi przypuszczeniami.
- Racja.
- Więc chodź. - Już miałem
chwycić ją za nadgarstek i pociągnąć za sobą, ale w ostatniej chwili odsunęła
się. Spojrzałem na nią oszołomiony.
- Sasuke... nie dam rady -
wyszeptała odsuwając się ode mnie. Nagle wokół nas atmosfera uległa kompletniej
zmianie. Chłodny i stanowczy ton Haruno godny członka Uchihów ustąpił miejsca
bezradnemu szeptowi. Obserwowałem ją uważnie starając się zatrzymać w sobie
skupienie i zimną krew. Ten widok naprawdę dziwnie na mnie działał.
- Co to ma znaczyć?
- Że nie chcę, nie będę
potrafiła się skupić... to teraz zły czas na treningi. Idź lepiej sam z Karin i
resztą...
- Sakura. - przerwałem jej
ze stanowczością. Zrozpaczony wyraz twarzy nagle ponownie zamienił się w
zdziwienie. - Jestem egoistą i ty dobrze o tym wiesz, więc proszę doceń chociaż
raz to, że staram się polepszyć twój humor.
- Sasuke… - Gdy wyszeptała
moje imię tak czułym tonem, ciarki przeszły mnie po plecach. W głowie majaczyło mi coś o obietnicy i
zwalczeniu słabości. Zakląłem w duchu za brak pohamowania. Już od dłuższego
czasu nie odrywa ode mnie wzroku, a to było dla mnie czymś innym, zazwyczaj
starała się go unikać - dlatego straciłem kontrolę.
- Chodź już, bo przestanę
być taki miły - tym razem ponownie zachowałem zimno w sobie, a gdy ją
pociągnąłem udała się za mną bez słowa.
W tym samym milczeniu również wyszliśmy z kryjówki. Wiedziałem, że
będzie ciężko. Planowałem zacząć z nią nasze znane kłótnie. Wymienić
zgryźliwości. Nawet pozwolić jej zaskoczyć mnie jakąś kiepską ripostą.
Naprawdę. Zależało mi, żeby Sakurze się polepszyło. Żeby stała się dawną
Sakurą, tą małą, pyskatą wersją.
S A K U R A
Co on do cholery chciał? Czego oczekiwał? Nie miałam zielonego
pojęcia, wiedziałam jednak, że na treningi z tą dwójką nie mam najmniejszej
ochoty. Nie potrafiłam i tyle! To smutek, którego nie da się wyjaśnić, ani
nikomu opowiedzieć, muszę go po prostu nosić do czasu aż minie. Ale dlaczego on
się nasila zamiast stopniowo przechodzić?
- Cieszę się, że już jesteś
- burknął Sasuke z ironią, gdy ujrzał stojącą niedaleko Karin.
- Dla ciebie rzucę
wszystko, Sasuke-kun - pisnęła, a ja odruchowo zatkałam sobie uszy. Czy kiedyś
również byłam tak denerwująca? Czasami obserwując Karin utożsamiałam ją z dawną
wersją samej siebie. Zakochana po uszy, pragnąca miłości, okazująca to nie
obawiając się opinii innych. Taka byłam. Silna jeśli chodzi o miłość, słaba
względem wytrzymałości i umiejętności Ninja. Przez lata dążyłam do tego, aby
sprawić odwrotność tych ról. Znienawidziłam miłość i zapomniałam o tym czym
darzyłam Uchihe, pokochałam dopiero, gdy zjawił się Eizo, znów zaufałam temu
uczucia i ponownie doczekałam się rozczarowania, a teraz jak na złość wracam do
starego obiektu mych westchnień. I jak tu nazwać moje życie „nieskomplikowanym”?
Mniejsza o to. Każda moja taka myśl kończyła się w końcu przypomnieniem o
sytuacji w jakiej znajduje się moja przyjaciółka - i to z mojego powodu.
- Dokąd idziemy,
Sasuke-kun? - zapytała znowu pełna nadziei w głosie. Oboje szli przede mną, a
Karin wręcz na nim wisiała. Było beznadziejnie, ale tak jak powiedział Sasuke -
muszę docenić jego czyny, toteż postaram się nie okazywać tego co zakorzeniło
się wewnątrz mnie.
- Tam gdzie zawsze -
warknął.
- Ach, no tak. Więc my
trenujemy razem, a ona będzie na nas patrzeć - obróciła się na moment w moją
stronę jedynie po to, by wskazać na mnie palcem i zarzucić pełnym mordu
spojrzeniem. Kretynka.
- Nie będzie patrzeć.
Sakura będzie trenowała z nami.
Raz jeszcze skierowała się ku mnie tym razem z twarzą pełną
zaskoczenia.
- Ale czemu? - mruknęła
nadal na mnie patrząc. Ostatecznie to pytanie krążyło również w moim umyśle.
Dla mnie była to stara czasu, w sercu dotknęło mnie jedynie zdanie jakie
oznajmił mi Uchiha. Jednak powiedział to tak jakby nie wolno mu było chociaż
raz zrobić czegoś by poprawić innemu człowiekowi humor - nie rozumiałam jego postępowania.
Może i dobrze, że było mi kompletne nieznane. Przynajmniej nie zastanawiałam
się nad tym tak często, jak kiedyś.
- Sama dobrze wiesz Karin
jaką informację niedawno otrzymała. Nie czuje się całkiem w porządku, dlatego
potrenuje dzisiaj z nami. Może jej to dobrze zrobi.
Żyłka na moim czole zaczęła nagle niemiłosiernie pulsować.
- Uchiha - wycedziłam przez
zaciśnięte zęby. Zanim łaskwie się
obrócił, ja zdążyłam już przyszykować dziesiątki wypowiedzi. - Jestem za
twoimi plecami, daj sobie spokój.
- Ja tylko tłumaczę -
wyjaśnił obojętnie i wrócił do poprzedniej czynności.
Kolejny kretyn, pomyślałam krzyżując ręce na piersiach.
Na miejsce doszliśmy po około pięciu minutach. Znałam je na
pamięć. Maleńka polana, a na niej jedynie kilka żałośnie wyglądających drzew.
Gdzieniegdzie widać było jeszcze skutki ostatnich treningów, których może nie
miałam okazji oglądać, ale po samych zniszczeniach wiedziałam już co się
działo. Suigetsu i Eizo - ostatnio oni przejęli chyba główną rolę. Na drzewach
dojrzałam kilku przecięć pochodzących od wielkiego ostrza Hozuki’ego, zaś na
trawie zostały odbite ślady jednej pary butów, które w jednym miejscu rozmnażały
się - klon Jutsu mojego narzeczonego, jedyna technika jaką zna.
To rzeczywiście było godne ubolewania. Nie dość, że Eizo nie ma
żadnych umiejętności, w dodatku obawiam się go niczym istnego ognia... o dziwo
przez ten tydzień nie ujrzałam ani razu jego przesadnie pozytywnego uśmiechu i
nie poczułam na sobie wielkich ramion - ciekawe dlaczego? Pewnie Uchiha
ponownie ustalił jakieś nowe zasady...
- No nareszcie - bąknęła
Karin również analizując dokonane zniszczenia.
- Karin pamiętaj, żeby mówić,
gdy ktoś będzie się zbliżał - upomniał Sasuke.
- Jasne.
Zdenerwowana atmosferą, która zupełnie mi nie odpowiadała
zwróciłam się w tył z zamiarem spoczęcia tuż pod najbliższym drzewem. Jednak -
tak jak się spodziewałam - nie byłam zdolna tego wykonać, gdyż moją drogę
zastąpił Uchiha z złowróżbnym uśmiechem.
- Chyba nie myślisz, że ci
na to pozwolę? - zapytał ironicznie. Pokręciłam smętnie głową i wzruszyłam
ramionami. Cofnęłam się i stanęłam na środku pola, po czym bez wahania to
właśnie tam się usadowiłam. Dzień nie był tak cholernie ciepły, aby trzeba było
siedzieć pod drzewem. Zwłaszcza, że patrząc na niebo zauważyłam zbliżające się
zachmurzenia.
- Chyba sobie żartujesz? -
zakpił znowu, tym razem nie podchodząc do mnie.
- Nie - jęknęłam. - Mówiłam
ci, że nie będę uczestniczyła w treningu.
- A ja mówiłem żebyś coś
doceniła…
Wiedziałam, że użyje na mnie tego argumentu, lecz ja byłam gotowa
na kontratak.
- To, że raz postanowiłeś
zrobić coś dobrego nie znaczy, że od razu muszę to doceniać.
Ku mojego wielkiemu oszołomieniu - zamilkł. Nawet na mnie nie
spojrzał, wręcz przeciwnie odwrócił wzrok. Psiakość, jak mogę mu inaczej
powiedzieć, że nie dam rady. Chcę skupić się na współczuciu, na bólu, na
obwinianiu - nie mam czasu na bezsensowny trening.
Karin na powrót popatrzyła na mnie jakbym pozbawiła ją wszystkiego,
co kocha.
- Nie przejmuj się nią
Sasuke-kun, ja będę z tobą trenować.
- Nie przejmuję się - odparł
oschle. - Karin, nie będziesz ze mną trenować, dzisiaj walczysz z Sakurą.
- Co? - wykrzyknęłyśmy to
niemal w tym samym momencie, jednak ja o kilka tonów niżej - byłam zbyt
pochłonięta myślami.
- Ale powiedziałeś, że... -
zaczęła, jednak Sasuke wszedł jej w słowo.
- Powiedziałem, że się nie
przejmuję - właśnie. Tak więc nie obchodzi mnie jej zdanie, i tak jak ja chcę,
Sakura będzie z tobą walczyła.
Zacisnęłam pięści. Czy on zawsze musi być taki wredny? Nie może
chociaż raz zaakceptować tego, że nie mam ochoty?
- Nie będę walczyła! – Nie
miałam zamiaru prędko dać za wygraną.
- Boisz się? – zaszydził.
- Uchiha, nie próbuj na
mnie tych tanich sposobów.
Wywołanie u mnie poczucia słabości nic by mu nie dało. De facto
nie zaskoczyło by mnie, gdyby okazało się, że Karin posiada większe
umiejętności niż ja.
- Nie będę z nią walczyła,
jeśli ona nie chce - powiedziała patrząc to na mnie, to na Sasuke. - Po co w ogóle ją tu przyprowadziłeś?
- Walcz! - rozkazałał
stanowczo Sasuke, a ja znowu podzieliłam reakcje z Karin - tym razem
wzdrygnęłyśmy się.
- Ale ona...
- Mam to gdzieś! Atakuj ją!
Karin z początku stała zdezorientowana nie wiedząc co począć. Nie
spuszczała oka z Sasuke chcąc się upewnić, czy aby na pewno ma zaatakować
osobę, która odmówiła wyzwania. Zrozumiałam już sposób Sasuke... ona
najwyraźniej nie. Brutalnie to rozegrał, ale jeśli myśli, że ulegnę to grubo
się myśli.
- Przecież nie będę jej
atakowała, skoro ona...
- Atakuj, póki nie zacznie
się bronić - rozkazał, przerywając jej już któryś raz z kolei.
Raz jeszcze zacisnęłam pięści i oczyściłam cały umysł, czas znowu
powrócić do Naruto i Hinaty, czas znowu połączyć się z nimi w bólu. Kiedy ja
nie mogę przestać! Ta wina za bardzo mi dopieka. Spuściłam głowę i nagle
zamiast pełna determinacji zostałam ogarnięta niesamowitym smutkiem. Usta
zaczęły mi drżeć, a rękami kurczowo ściskałam trzymaną trawę.
- Dlaczego tak bardzo ci
zależy żebym walczyła? - zapytałam depresyjnie.
- Mam już dość tej ciągłej
rozpaczy! Weź się w końcu w garść!
Zamarłam. Jak na zawołanie przed oczami wyrysował mi się obraz
Naruto. Tuż przed powrotem Eizo, w jego gabinecie.
Weź się w garść
Sakura...
Czy ze mną naprawdę jest tak żałośnie, że każdy musi mówić mi to
prosto w twarz? Znowu zawładnęła mną dezolacja.
- Myślisz, że walka wyleczy
mnie z dołka?
- Sakura, zrób coś w końcu
- oznajmił oschle. - Może całkiem ci się nie poprawi, ale przynajmniej
wprowadzisz jakąś zmianę.
Mu nie zależy. Nie martwi się.
- Nie chcesz Medyka z
dołkiem psychicznym? - zapytałam ironicznie się uśmiechając. Jako odpowiedź
skinął głową. To moje życie jest zazwyczaj pełne bólu, dlaczego teraz komuś
musiała stać się krzywda z mojego powodu? Byłam tak pochłonięta dumaniem, że
nawet nie dostrzegłam jak Karin się zbliża z czerwoną chakrą, która obtaczała
jej dłonie.
- Atakuj - powiedział do
niej.
Chwilę potem poczułam mocne uderzenie w twarz, upadłam na ziemie i
otarłam strużkę krwi.
- Walcz kretynko!- Karin
widocznie przyjęła się jej atmosfera zapodana przez Sasuke. Westchnęłam.
Wstałam powoli i niezdarnie otrzepując się przy tym, jednak nim w pełni się
wyprostowałam poczułam jej pięść na swoim brzuchu.
- Do licha! - syknęłam z
bólu, tym razem naprawdę mi dopiekła. - Zostaw mnie w spokoju, Uchiha! -
krzyknęłam do niego, ponownie próbując wstać.
Dziewczyna rzuciła w moją stronę kilka kunai. Ledwo je ominęłam,
chodź ostatni wbił mi się w nogę. Upadłam. Karin podeszła i bez współczucia
szybkim ruchem wyciągnęła ostrze z mojej nogi. Krzyknęłam z bólu, nie mogąc się
powstrzymać. Rozejrzałam się wokół. Dostrzegłam morderczy wzrok Sasuke, który
przyglądał się temu wszystkiemu.
- Sakura, broń się! -
powiedział zauważając moje zainteresowanie nim. Pokręciłam jedynie głową i odsunęłam
się kilka metrów w tył. Karin szła za mną z kamienną twarzą. Wbiła ponownie
ostrze w moje ciało, tym razem w ramię. Powstrzymałam się. Wydał się ze mnie
jedynie cichy jęk, który był niedosłyszalny przez zbierający w siły wiatr.
Nagle światło słoneczne przysłoniły chmury, wszystko w jednej chwili przybrało
bardziej ciemniejszych i mrocznych barw. Nawet Karin, która na co dzień była
dla mnie jedynie hałaśliwą dziewczynką zaczęła wyglądać groźnie.
- Sakura, walcz! - mówił
dalej, w czasie gdy Karin znowu - tym razem powoli - wyciągała ostrze - co sprawiało mi trzy razy
więcej bólu.
- Nie będę z tobą walczyła,
dajcie mi spokój - wydukałam.
- Przestań myśleć o
Hinacie, skup się na walce.
- Zamknij się! - Wszędzie
czułam przeszywający mnie ból, dodatkowo słowa Sasuke wbijały we mnie kolejne
serie stalowych ostrzy.
- Myślisz, że twój smutek
jakoś jej pomoże?!
- Nie zdenerwujesz mnie ...
- wydukałam, ale od razu tego pożałowałam.
Znowu zostałam uderzona w głowę, tym razem tak mocno, że musiała
minąć dobra minuta zanim odzyskałam jakąkolwiek świadomość. Łkając cicho z
bólu, ignorując to całe zebranie, wzrok Sasuke, determinacje Karin - zaczęłam
rozwlekle czołgać się do drzewa, chciałam w końcu tam spocząć, i pozwolić tym
myślą mnie zabić. Przeciwnie zaś, teraz to nie Karin przerwała moje zamiary,
lecz Uchiha - nawet nie zauważyłam jak zniknął z swojego punktu obserwacyjnego.
Siłą postawił mnie na nogi i trzymał za oba ramiona.
- To jest twój sposób na
pomoc? – chlipnęłam.
- Przestań o tym myśleć,
tylko zacznij walczyć! - krzyknął mi prosto w twarz, tak, że jego ślina
uderzyła o moje policzki. Wystraszyłam się. Był niezwykle zdenerwowany - cały
wręcz się trząsł. Spuściłam wzrok i nie patrzyłam na niego.
- Kiedy ja...
- Nie przestawaj Karin! -
zlekceważył to, co powiedziałam, dopingując cały czas swojej kompance z
drużyny. Żołądek się skurczył, a coś w moim sercu nagle mnie zabolało. Mocniej
niż teraźniejsze zadrapania. Westchnęłam. Odsunął się ode mnie i wrócił na
swoje poprzednie miejsce, kiedy przestał mnie trzymać ja automatycznie upadłam.
Karin nie czekała długo i zaraz jak tylko ustąpił jej drogę podniosła mnie i
rzuciła może na kilka, a nawet kilkanaście metrów. Nie obchodziło mnie to. Ból był
taki jakby pomimo wszystko było to kilkadziesiąt cholernych metrów.
- Sasuke... - szepnęłam.
Byłam świadoma jego obojętnej natury drania, ale nie sądziłam, że jest do tego
zdolny, nawet Karin z większym trudem przychodziło zadawanie kolejnych ciosów. Widziałam
na jej twarzy jak uporczywie się do tego zmusza. Sasuke natomiast patrzył na
wszystko ze zmarszczonymi brwiami, cały poirytowany.
W duchu słyszałam jedynie kroki mojego napastnika. Po cholerę mi
to robi? To szaleństwo. Ostatecznie z mojej strony można nazwać to tak samo.
Mogłam przyjąć wyzwanie, ale zważając na moją upartość jest to niemożliwe.
Zamknęłam oczy, starałam się odpędzić myśli o moich bliskich - na marne. W
głowie wyrysował mi się już obraz płaczącej Hinaty i tulącego ją Naruto - oboje
czują do mnie niesmak. Zwłaszcza Naruto. To przez moją nieobecność stracił coś,
co miał pokochać, co miało odmienić jego życie... kierowała mną również moja
miłość do maluchów. Od pełnoletności pracuje jako opiekunka, a nagle dowiaduję
się, że... zabijam dziecko własnej przyjaciółce...
Zabiłam dziecko!
Karin stanęła nade mną, chwyciła mnie za kark i przygwoździła do
pobliskiego drzewa.
- Nie pogrążaj się jeszcze
bardziej. - warknęła mi do ucha i przystawiła kunai do szyi. - Walcz ze mną Sakura.
To… to bez sensu. Nie chce już dłużej tego robić - Odrzuciła mnie na bok. Znowu
poczułam ból. Syknęłam. Potem na nowo wbiła mi kunai w drugą nogę i po raz
kolejny rozpoczęła fazę wolnego usuwania ostrza z ciała. Cała drżałam. Po
wszystkich powtórzonych rzeczach wróciła do poprzedniego stanu, czyli do
przygwożdżenia.
- I co teraz czujesz?
Będziesz walczyć? - starała się to mówić pełna grozy, ale nie potrafiła. Było
jej ciężko torturować osobę, która nie ma zamiaru się bronić.
- Zabiłam dziecko -
szepnęłam, tym razem na głos. Ona spojrzała na mnie zdumiona, przez chwilę
stojąc w bezruchu.
- Co?
- Jak ty byś się czuła
zabijając dziecko...? - mówiłam to z myślą o Hinacie, wyobrażałam sobie, że ją
przepraszam, że mogę teraz przy niej być, że mogę jej współczuć. Karin spojrzała
na mnie jak na wariatkę, ale w jej oczach przyczajało się współczucie.
- Sasuke... ona... - mówiła
oszołomiona starając się jakoś dobrać słowa. Przez chwilę stałam pod drzewem na
własnych siłach, ledwo co dojrzałam jak Sasuke podchodzi do Karin patrząc na
mnie tak samo jak ona - potem upadłam i ze zdziwieniem stwierdziłam, że to nie
sen, ani koszmar. Trawa pode mną naprawdę podlewana jest teraz przez moje łzy,
i to w dość intensywny sposób. Nie mogłam się powstrzymać. Patrzyłam na moje
zadrapane dłonie, patrzyłam jak całe się trzęsą, w końcu zacisnęłam oczy i
skupiłam się całkowicie na płaczu. Szlochałam najgłośniej jak potrafię
ignorując ich obecność - obiecałam sobie. Pamiętam dokładnie dzień, w których
obiecałam sobie, że już tego nie zrobię. Nigdy. W głowie szumiały mi słowa
Naruto: „Zawsze byłaś pierwsza do płaczu”, „Nie wtrącaj się pomiędzy mnie i
Sasuke”, „Hej, Sakura-chan, weź się w garść jest wiele facetów na świecie wartych
o wiele więcej niż on...” - nagle poczucie winy zamiast ogarnąć zabicie
dziecka, ogarnęło moją złamaną obietnicę. „Łzy to nie wstyd” - uśmiech Hinaty i
te słowa, kiedy broniła mnie przy Uzumaki'm. Zaczęłam szlochać jeszcze mocniej.
- Co... mam zrobić? – Karin
wciąż była pełna zmieszania. Słyszałam jej głos, w którym mogłam wyczuć nawet
nutkę zmartwienia.
- Mówiłam, że nie dam rady!
- wykrzyknęłam przez łzy, nie podnosząc wzroku. To nic wielkiego, to tylko
płacz, powtarzałam sobie. - Nie mogę znieść myśli, że zabiłam...
Nie słyszałam żadnych odpowiedzi, wiedziałam za to, że oboje się
we mnie wpatrują. To nic wielkiego! Tylko płacz!
- Dlaczego zmuszałeś mnie
do tego w ten sposób? - ciągnęłam dalej pociągając nosem i łkając jednocześnie.
- Ja nie chcę!
Kawałek trawy pode mną był już tak wilgotny jak po mocnej ulewie.
Wtem, niespodziewanie, moje ciało przeszła znana mi, ale dająca
niesamowicie dużo ciepła iskierka. Oszołomiona gwałtownie podniosłam głowę i
jedyną osobę jaką przed sobą zobaczyłam to Karin. Dopiero potem doszło do mnie,
że Sasuke... właśnie objął mnie mocno ramionami. Zaskoczyło mnie, że mnie
przytula, ale jak się później okazało nie to miał na celu. Byłam jak w transie,
zastanawiałam się dlaczego najpierw dał mi takie cierpienia, a potem...
Uniósł mnie, uniósł mnie w ten swój specyficzny sposób, tak, że
ponownie czułam się w jego ramionach jak dziecko po karmieniu, któremu właśnie
musi się odbić. Nie mogłam się powstrzymać - w pewnym sensie potrzebowałam
tego.
- Sasuke! - pisnęłam i
wtuliłam się w niego najmocniej jak potrafiłam, szlochając cicho w jego ramię.
Nie dbałam tym razem o to, co robię. Że szukam pocieszenia u osoby, której
kiedyś nienawidziłam, która mnie tu sprowadziła - z czym nie mogłam się
pogodzić, że znowu tu jestem, a teraz mam go przy sobie, o dziwo nie odsunął
mnie, wręcz przeciwnie, chwycił jeszcze mocniej. Zastanawiałam się czy po
prostu w ten sposób chciał uniknąć mojego upadku, czy naprawdę zrobił to, aby
mnie pocieszyć?
Stał ze mną chwilę w miejscu, a Karin obok wszystkiemu przyglądała
się w milczeniu. Po raz pierwszy z jej ust nie usłyszałam żadnych protestów. Po
upływie kilku sekund Uchiha ruszył w nieznanym mi kierunku. Myślałam, że
zabierze mnie do kryjówki i standardowo położy na łóżku zostawiając samą, lecz
on kierował swoje kroki w przeciwną stronę. Dopiero wtedy Karin zareagowała.
- Dokąd idziesz,
Sasuke-kun? - zapytała. Była podenerwowana, na rękach miała jeszcze ślady mojej
krwi, a całe jej ciało drżało w ten sam sposób co moje.
- Idź do kryjówki, zaraz
wrócimy - bąknął tylko. Czekałam aż się odezwie, bo byłam ciekawa tonacji jego
głosu, lecz rozczarowałam się bo była tak samo oschła co zawsze, być może też
delikatnie zdenerwowana... trochę się uspokoiłam, czułam się dziwne dobrze
mając go przy sobie. Ale nie otarłam łez, szlochałam dalej podnosząc wzrok i
patrząc na Karin.
- A co mam powiedzieć
reszcie?
- Idę sam trenować Sakurę,
jasne? Wrócimy najpóźniej za dwie godziny - oznajmił głosem nieznoszącym
sprzeciwu i zaczął stawiać kolejne kroki. Prócz ciekawości, nie odrywałam
wzroku od Karin, która z początku również patrzyła na mnie z wyrzutem, lecz
szybko obróciła się i szybkim chodem udała się w stronę kryjówki. Położyłam się
znowu na jego ramieniu zamykając oczy. Ostatnia łza jaka wyleciała z mojego oka
trafiła po raz kolejny na niczemu winne źdźbła trawy.
S A S U K E
Oszołomienie cały czas się mnie trzymało - i to nie tylko. Byłem w
szoku, czułem zakłopotanie i nieodpartą potrzebę skoku z najbliższego budynku.
Mój wyrok, kara za to co chwilę temu zakwitło w moim środku. Nigdy jeszcze nie
doświadczyłem czegoś takiego podczas jej płaczu, a miałem okazję podziwiać go
już nie jeden raz. Może zadziałało to na mnie w tak dziwny sposób ze względu na
to, że minęło kilka lat od kiedy widziałam ją w takim stanie. Po za tym od
pobytu ze mną zauważyłem, że wiele razy starała się powstrzymać. Wciąż jednak
nie potrafiłem pojąć dlaczego zrobiłem coś takiego, nie mówiąc już o tym, że
nadal to kontynuuję. Dlaczego trzymam ją w ramionach i idę z nią w miejsce,
które obiecałem zachować jedynie dla siebie? Przecież przyrzekałem niedawno, że
kończę ze słabościami względem Haruno - muszę trzymać się twardo i kontrolować
swoje zachowania. Zacisnąłem pięści, Sakura chyba to poczuła, bo wyraźnie się
wzdrygnęła
- Dokąd idziemy? - zapytała
szepcząc. Ona była pogrążona w smutku, ja w niewiedzy. Specjalnie rozkazałem
Karin walczyć z nią pomimo jej słowa, żeby udowodnić sobie, iż nadal potrafię
patrzeć na czyjeś cierpienie bez żadnych wątpliwości - dlaczego do cholery to
już nie działa? Dlaczego...?
- Nieważne - odpowiedziałem
jej po minucie milczenia.
Potrząsnąłem delikatnie głową, by odepchnąć myśli o wybuchu
rozpaczy ze strony Sakury. Na próżno. Zacząłem główkować nad moim gorączkowym
stanem emocjonalnym. Zrozumiałem jedno; coś wyraźnie jest ze mną nie w porządku.
W końcu dotarliśmy do miejsca, o które mi chodziło. Chociaż na
kilka sekund poczułem niezwykle ciepło i odświeżenie, gdy spojrzałem na scenerię.
Było naprawdę wyjątkowo, przychodziłem tu niemalże codziennie. To tu po raz
pierwszy wymyśliłem strategię do pokonania mojego brata, to tu wpadł mi do
głowy niezły pomysł na zniszczenie Konohy, tu zaciekle dyskutowałem z Madarą na
temat problemu jaki stanowi dla nas Naruto i tu również, gdy byłem młodszy
postanowiłem, że miłość to uczucie, które już nigdy we mnie nie zakiełkuje.
Zaczerpnąłem powietrza i postawiłem Haruno na nogi. Na początku
lekko ją podtrzymałem upewniając się czy na pewno da radę ustać sama.
- Co ty... - zaskoczona
lustrowała moje ruchy, a ja obojętnie usiadłem wśród wysokiej trawy. Miejsce
było naprawdę fantastyczne. Zamknąłem oczy i pozwoliłem przelać wszystko swoje
myśli na drogę, którą pragnę. Olbrzymia kwiecista polana pełna wysokiej trawy o
soczystym kolorze - nie moje klimaty, lecz pomimo tego uwielbiałem tu
przebywać. Kiedy cisza opanowała przestrzeń na dłużej niż kilka minut,
zaciekawiony uchyliłem powiekę. Sakura ku mojemu zaskoczeniu kucała spokojnie
wśród kwiatów i z uwagą się im przyglądała, lecząc jednocześnie rany zadane
przez Karin.
- Mogę wiedzieć co cię tak
zainteresowało? - Nie wiedziałem, czy w ogóle powinienem coś mówić, ale
ostatecznie... - przyprowadziłem ją tu w końcu specjalnie, aby uświadomić jej
jak bardzo myli się co do swoich myśli.
- Te kwiaty... - mruknęła
do siebie. - Te kwiaty są najrzadsze i najbardziej potrzebne w naszej wiosce.
- Rosną tu od wielu lat -
oznajmiłem jej dumnie. - Dlaczego niby są takie potrzebne?
- W szpitalu. Przyśpieszają
gojenie ran, ponadto mają wiele zdrowotnych właściwości - stanęła nagle i
zaczęła się rozglądać. - Dlaczego nigdy tu nie byłam? Co to za miejsce?
- Jak każde inne.
- Na pewno nie, skoro one
tu rosną!
- Daj spokój, i tak nie
pracujesz już w szpitalu więc nic ci z tych kwiatów.
Zamilkła. Raz jeszcze posmutniała, wytarła łzy wierzchem dłoni i wzięła
głęboki wdech. Zastanawiało mnie jej zachowanie, więc nie spuszczałem jej z
oka.
- Nam się mogą przydać -
wydukała. - Zawsze...
- To nazbierasz kilka i
weźmiesz je do kryjówki. - warknąłem i wczuwając się w rytm całkowicie
spocząłem na miękkiej trawie. Podparłem głowę obiema rękami i zamknąłem oczy.
Zimny wietrzyk delikatnie pieścił moją skórę, być może niebo było pochmurne,
ale to nie przeszkodziło mi w utrzymaniu dobrej atmosfery.
- Sakura, chodź tu -
powiedziałem do niej.
- Po co?
- Usiądź obok.
Kilka sekund i żadnej reakcji, dopiero potem usłyszałem jej
zbliżające się kroki. Tak jak mówiłem, usiadła tuż obok trzymając w ręku jeden
z kwiatków i przyglądając się mu z uznaniem.
Prawdopodobnie jest to mój pierwszy raz. Liczyłem, że to
zaakceptuje i nie będzie jej jeszcze gorzej, gdy coś mi nie wyjdzie. Westchnąłem.
Na jakie to tremy muszę być narażany przez jedno poronienie?
- Sakura - zacząłem
poważnie. - Ja wiem, że nie jestem w tym dobry, ale chyba spróbuję...
Rzuciła na mnie okiem z zaciekawionym wyrazem twarzy.
Odwzajemniłem spojrzenie. Być może pójdzie mi lepiej podziwiając zieleń jej
oczu.
Poeta od siedmiu boleści się znalazł.
Do diabła z tym!
- O co chodzi? - spytała,
kiedy cisza między nami stawała się już denerwująca. Przerzuciłem wzrok na
niebo - jednak nie dam rady.
- To nie twoja wina -
wydusiłem z siebie z całych sił przywołując głos stanowczego mordercy. Haruno
niemal natychmiast wzdrygnęła się wpatrując się bardziej zaciekle. - Możesz o
poronienie Hinaty obwiniać kogo chcesz, ale na pewno nie siebie.
- Nie siebie? - powiedziała
z kpiną i ironicznym uśmiechem. - Może powtórzę ci raz jeszcze z jakiego powodu
się zamartwiała?
- Z powodu utraty ciebie -
odpowiedziałem ze spokojem.
Już bez uśmiechu klasnęła w dłonie, lustrując tym razem przestrzeń
przed sobą.
- Właśnie!
- A może teraz to ja ci
powtórzę, kto sprawił, że ciebie tam nie było? - mówiłem dalej z wyrysowaną
pewnością siebie.
- No ty...
- Właśnie.
Rozmowa wyjątkowo się nie kleiła. Czułem się idiotycznie mówiąc
jej to, w ogóle starając się, aby choć w malutkiej części stała się uśmiechnięta
i przestała o tym myśleć. Co mi przyszło do głowy? Pomimo tego zebrałem się w
sobie - skoro zacząłem, muszę również to dokończyć.
- Jeśli obwiniasz, to
obwiniaj przynajmniej kogoś kto na to zasługuje.
- Sasuke to bez znaczenia,
że mnie porwałeś! - warknęła podnosząc głos o jeden ton. - To mnie brakowało w
Konoha, nie ciebie.
- Ale z mojego powodu!
Sakura... obwinianie siebie i płacz nie zmienią sytuacji Hinaty, stało się i
koniec.
- Hmm - mruknęła znowu się
uśmiechając, chwilowo jednak nie było to ironiczne. - Przynajmniej próbujesz
mnie pocieszyć - dodała.
- Ostrzegałem, że nie
jestem w tym dobry.
- Przecież nie mam żadnych
pretensji, sama świadomość jest pocieszająca - powiedziała, a ja znowu się nie
powstrzymałem i obdarowałem ją delikatnym uśmiechem.
- Przynajmniej doceniasz.
- Chcesz mieć zdrowego na
umyśle Medyka? - zapytała nagle przybliżając swoje kolana do klatki piersiowej
i bawiąc się łodygą kwiatu. To naprawdę było zabawne. Haruno zawsze, gdy pytała
się lub mówiła coś co jest wstydliwe, lub sprawia jej trudność zaczynała
uporczywie się czymś bawić, aby skupić uwagę na przedmiocie, a nie na słowach.
Ponownie zachciało mi się wykrzywić usta, ale tym razem zatrzymałem się - nie
mogą okazywać tylu emocji. Kiedyś nie mogłem bo nie chciałem, dlaczego teraz
spełnia się tylko ten jeden warunek?
Zakląłem w duchu.
- Tak, nie chcę, żebyś
chodziła z głową w chmurach, niedługo znowu gdzieś wyruszymy.
- Tak właściwie… - zagadała
przyjmując bardziej stanowczy ton. - Po co były ci pieniądze od Natsuo, co ty
właściwie robisz i jaki jest twój cel?
A niech to!, pomyślałem przerażony. Ukryłem twarz pomiędzy trawą
tak, aby nie zauważyła mojego zakłopotania. Cel? Zniszczenie Wioski Liścia, ale
ona nie może się o tym dowiedzieć, przynajmniej nie teraz. Narobiła mi wiele
dodatkowych problemów, starałaby pokazać mi ile nienawiści w sobie trzyma i
podejmowałaby się prób ucieczki - a tego nie chcę. Pragnę w spokoju do
wszystkiego się przygotowywać, a o ataku powiem jej w swoim czasie, i tak do
końca nie obmyśliłem jej roli w całym tym przedstawieniu. Wiem jedynie, że
będzie nas leczyła i na pewno nie stanie po stronie Naruto! Kłamstwa to moja
specjalność toteż z oszukaniem jej nie mam żadnego problemu. Kiedy już będę
przygotowany, ludzie Madary gotowi, a wioska całkowicie bezbronna, dowie się
tego, co powinna.
- Walczymy z pewną
organizacją - niemal podskoczyłem ze zdziwienia, gdy zdałem sobie sprawę, że
mój głoś drży. Co się dzieje? Nigdy jeszcze nie spotkała mnie taka sytuacja.
Warknąłem cicho sam do siebie.
- Jaką organizacją? -
zapytała przybliżając się tak, iż teraz jej głowa była wprost nad moją -
wyśmienicie.
- To drobny konflikt. Nie
powinnaś się nim interesować. Od kilku lat przygotujemy się do bitwy.
Organizacja nie jest silna, ale przewyższa nas liczebnie.
- Ach, rozumiem - szepnęła,
a ja w duchu poprosiłem misterne bóstwo, żeby zamknęło jej buzię na kłódkę –
przynajmniej jeśli chodziło o dodatkowe pytania.. W głowie Haruno rodzi się mnóstwo
rozmaitych podejrzeń. O dziwo, nastała cisza, z której ja cholernie się
ucieszyłam. Nie mogłem jednak zapominać o pierwotnym celu.
- Wracając do tematu -
odchrząknąłem dostojnie. Teraz, do licha, nie miałem wyjścia. Sakura klęczała
tuż nade mną i nie mogłem unikając jej wzroku. - Zapomnij o tym co przydarzyło się
Hinacie i zrozum, że to nie ty jesteś sprawcą.
- Tu nie chodzi tylko o
Hinatę...
- To o co?
- O moje zwątpienie w
Naruto... byłam przekonana, że mnie nie szuka, że zignorował moje zniknięcie, a
na poszukiwana wysłał Eizo, którgpe osobiście nie darzy sympatią... ja nie
czuję się dobrze wiedząc jak mnóstwo złych rzeczy o nim wtedy pomyślałam. Eizo
opowiedział mi ile Naruto próbował, do ilu wiosek wyruszył osobiście, aby
czegoś się dowiedzieć, ile razy narażali swoje życie z Hinatą i resztą tylko po
to, aby mnie znaleźć...
- Hej! - przerwałem jej i
gwałtownie się podniosłem, Sakura była najwyraźniej za bardzo wczuta w swoją
opowieść, gdyż zauważyła to dopiero kiedy położyłem rękę na jej ramieniu. -
Miałaś prawo tak pomyśleć, ważne, że już wiesz - dodałem i cholernie próbowałem
być zimny i bezwzględny. Ale jak można takim tonem kogoś pocieszać?
- Nawet ci wychodzi – roześmiała.
- Dobrze, że tak uważasz.
Nie miałem zamiaru robić tego na marne.
- Spokojnie, nie robisz.
Udzielił mi się jej uśmiech. Przestałem być już wściekły na samego
siebie za moje słabości, odetchnąłem i chociaż wiedziałem, że czuję się tutaj
za bardzo swobodnie nie miałem zamiaru przestać się tak czuć...
- Naruto nie darzy Eizo
sympatią? - zapytałem w końcu.
Pokiwała jedynie głową.
- Dlaczego?
- Długa historia...
- Mam czas.
- Ale ja nie chcę ci jej
opowiadać, to skomplikowane.
- Jak chcesz - Wstałem.
Wiatr znowu uderzył we mnie mocniejszym podmuchem dlatego moje oczy odruchowo się
zamknęły.
- Naprawdę tu pięknie -
skomentowała stając obok mnie.
- Jest wiele rzeczy, które
są piękne, a o których ludzie nie mają pojęcia.
To miejsce ujrzałem po raz pierwszy zaraz po śmierci rodziców,
kiedy załamany uciekłem z wioski nie wiedząc co mogę teraz uczynić. Tu postanowiłem,
że wrócę, by nauczyć się nowych umiejętności, a następnie wykorzystać je do
zemsty na bracie. Kilka lat później tutaj postanowiłem, że muszę uciec z wioski
jeśli chcę go pokonać, wiedziałem bowiem, że praca z Kakashi'm, Naruto i Sakurą
wiele mnie nie nauczy. Po zabiciu Itachi'ego to właśnie tu wpadła mi do głowy
myśl na zniszczenie Konohy, odtąd jest to celem mego życia.
- Tu jest zapisana cała
moja historia - szepnąłem sam do siebie, nie miałem zamiaru wymawiać tego na
głos, ale wspomnienia same mnie do tego zmusiły. Sakura pokiwała głową,
wiedziała, że i tak nie zdradzę jej żadnych konkretnych szczegółów. Zamknąłem
oczy ...
Nie zdążyłem naliczyć do minuty, a na ramieniu poczułem mocny
uścisk ręki Haruno.
- Sasuke. - wyszeptała, a
gdy wyczułem w tym przerażenie natychmiast na nią spojrzałem. Stała wmurowana
patrząc przed siebie. Podążyłem wzrokiem za nią i... zamarłem.
S A K U R A
Czarny płaszcz, gęste kruczo czarne owłosienie i maska w kolorze
oślepiającego oranżu – oto kto przed nami stał. Nawet go nie wyczułam,
pomyślałam zdeterminowana, sądząc po reakcji Sasuke, on również stracił całą
swoją czujność. Po prostu patrzyłam przed siebie, a nagle ni stąd ni zowąd
dojrzałam cień męskiej sylwetki. Osobnik obserwował nas dwóch z istnie
szatańskim uśmiechem na twarzy. Przynajmniej taka otaczała go aura.
Kątem oka zerknęłam na Uchihe. Był spięty, cały podenerwowany, a
ja silnie trzymałam go za ramię nie wiedząc czego mogę się spodziewać. Sasuke
zapewne wiedział kim on jest, mnie wręcz przeciwnie ogarniała chęć zawzięcia od
niego tej wiedzy.
- Sasuke – Intruz odezwał
się pierwszy, grubym i stanowczym głosem.
- Co ty tu robisz? - spytał
zimno Sasuke. Wzdrygnęłam się. Czułam, że w tym momencie nie powinno mnie tutaj
być.
- Przyszedłem zobaczyć jak
idą ci treningi z drużyną, ale widzę, że na głowie masz zupełnie inne sprawy.
- Taka trenuje! - oznajmił
zaciskając pięści. - Są teraz na wzgórzu i trenują.
- A dlaczego ciebie tam nie
ma?
Przestał się uśmiechać, a ciarki przeszyły całe moje ciało.
Zastanawiałam się kim on jest, że ośmiela się nadzorować treningi
Sasuke. Komu pozwoliłby to robić? Znam go na tyle dobrze, aby stwierdzić, że nie
przepada za rolą bycia komenderowanym.
- Miałem na chwilę inne
zajęcie – odrzekł w końcu. Tajemniczy mężczyzna przeniósł teraz swój wzrok na
mnie i patrzył głęboko w moje oczy. Czerń jego samotnego Sharingana kojarzy mi
się wyłącznie z Uchihą. Tonęłam w nich tak samo intensywnie.
- Inne zajęcie, ta? -
prychnął. - Kim ona jest?
Nie tylko mnie obserwował, wskazał na mnie palcem i stał się
znacznie bardziej stanowczy. Nie bacząc na mój strach starałam się grać jak
najbardziej pewną. Zmarszczyłam brwi i puściłam rękę Sasuke.
- To...
- Sakura Haruno! -
oznajmiłam oschle poprawiając rękawiczki. Bynajmniej nie chciałam patrzeć w
jego oczy, lecz musiałam to zrobić, by zatuszować strach jaki we mnie panował.
- To nasz Medyk - dokończył
Uchiha, lekko zaskoczony.
- Ten, z którym są takie
problemy?
Problemy?, pomyślałam zdziwiona. W momencie kiedy Sasuke pokiwał
zgodnie głową moja niewiedza sięgnęła zenitu.
- Dlatego nie trenujesz? -
mówił dalej.
- Nie miałem dzisiaj
ochoty.
- Kiedy ostatnio się
widzieliśmy, mówiłeś mi, że też przestaliście trenować - warknął, ale teraz
podniósł głos o ton. Cofnęłam się krok w tył, wydawał się być naprawdę
niebezpieczny. - Masz zamiar w końcu zacząć, czy nie?
- Tylko dzisiaj zrobiłem
sobie przerwę, trenuję cały czas.
- Coś nie idzie ci to za
dobrze.
Sasuke zamilkł. Stojąc tuż obok, moje uszy były w stanie usłyszeć
jego ciche warknięcia, widocznie nie był zadowolony z przybycia tego mężczyzny
- tylko kim on jest? I dlaczego wtrąca się w treningi Sasuke?
- Dlaczego tak uważasz? -
zapytał, lecz po jego głosie słychać było, że nie chciał znać odpowiedzi, lub
była mu ona obojętna.
- Nie skupiasz się -
powtórzył tym samym tonem.
- Nie skupiam?
- Dla twojej wiadomości w
waszym kierunku właśnie zmierza czwórka Ninja o dość silnym poziomie chakry,
mogę wiedzieć dlaczego nadal tu jesteś?
Oboje z Sasuke w tym samym momencie, aż podskoczyliśmy na dźwięk
mordu w jego tonie jak również na wiadomość jaką nam przekazał. Spojrzałam w
tył, nie miałam pojęcia dlaczego, po prostu obróciłam głowię i obserwowałam beznamiętnie
głębie lasu, wtedy naprawdę to do mnie doszło - czwórka Ninja. Przełknęłam
ślinkę. Była to bowiem czwórka nie byle jakich Ninja.
- On ma rację, Sasuke. -
jęknęłam do niego znowu chwytając za ramię. - Zbliżają się.
- Szkoda, że wykrywa to
twój Medyk i to tak późno - wygarnął i pokazał nam swoje plecy. To prawda, miał
płaszcz Akatsuki, ale nigdy do nich nie należał. Nie pamiętam, abym go kiedyś
śledziła, tym bardziej, że miałam do czynienia z wszystkimi członkami tej
organizacji.
Może Sasuke mówiąc o swoim wrogu miał właśnie ich na myśli? Ale Deidara
wyraźnie powiedział, że Akatsuki nie istnieje i istnieć nie będzie... Ogłupiałam.
- Uhm - mruknęłam i
uderzyłam się delikatnie w czoło. Chwila nieuwagi i proszę - pomarszczony facet
w płaszczu Akatsuki mówi mi, że zaraz pojawią się tu czterej Ninja.
Nie chciałam ich spotkać...
- Są blisko - Mężczyzna
znowu odezwał się z jadem w głosie. - Radzę się pośpieszyć.
Miał rację. Nie musiałam czuć ich chakry, ja słyszałam ich kroki
wychodzące z gęstwiony lasu. Przybysz obdarował spojrzeniem Sasuke, a na końcu
mnie, lecz dobrze wiedziałam, że wzrok rzucony w moją stronę miał w sobie o
wiele więcej urazy.
Chwilę potem, zniknął.
- Sasuke - pootrząsałam nim
delikatnie, gdy przez dłuższą chwilę zapadła cisza. Ci Ninja na pewno złapali
nasz trop, gdy teraz uciekniemy będą wiedzieć, że zniknęliśmy właśnie w tym
miejscu...
- Chodź! - odezwał się w
końcu i wziął ma na ręce niczym Romeo Julie. Wystraszyłam się. Nagle znalazłam
się kilka metrów nad ziemią, a potem mój widok zasłoniły krzaki i... gałęzie.
Zaskoczona spojrzałam na niego.
- Drzewo? - wymamrotałam z
istnym sceptyzmem.
- Coś ci nie pasuje?
- Wszystko okej, tylko… -
zachłysnęłam świeżego powietrza i dokończyłam. - ONI NAS ZOBACZĄ!
Prychnął.
- Jak będziesz się tak
darła jestem pewny, że do tego dojdzie. Skoncentruj się, żeby nie wykryli
twojej chakry i powinno być dobrze.
Również wydałam z siebie odgłos cichego prychnięcia, jedyne co
teraz chodziło po mojej głowie to imię mężczyzny, którego przed chwilą miałam
okazję spotkać. Byłam pewna, że w tym momencie nic nie wyciągnę od Sasuke.
Musiałam być cierpliwa - przez jeden głupi pomysł wpadliśmy w niezłe tarapaty.
- Cholera - zaklął nagle. Dopiero
teraz zauważyłam jak trzęsą mu się dłonie. Zbita z tropu położyłam rękę na jego
ramieniu.
- Nie denerwuj się -
warknęłam z determinacją. Uchiha miał rację. Smutek i rozpaczanie nad Hinatą
nic jej nie pomogą, muszę wziąć się w garść, tak jak kiedyś rozkazał mi Naruto.
Wziąć się w garść i zrobić wszystko, aby znaleźć się obok nich. Powalczyć. Być
wierna u boku Sasuke i prosić go o zaufanie, lub stracić je uciekając. Miałam
dwie ścieżki. Obie wydawały się niemożliwe. Nie będę potrafiła stąd uciec, Uchiha
na pewno mnie powstrzyma, ale również nie zaufa mi i nie pozwoli choć na chwilę
zobaczyć się z przyjaciółmi - to byłoby bezsensowne.
Skoro o przyjaciołach mowa...
- To Konoha - szepnął w momencie,
w którym zerknęłam na polanę.
- Wiem.
- Nie warz się nic
kombinować - ostrzegł, a ja potulnie pokiwałam głową i wróciłam do obserwacji
oddziału ANBU. Kiba, Neji, Sai i Shikamaru, aż trudno uwierzyć, że kiedyś
stałam na ich czele, a każdy z nich musiał słuchać moich rozkazów. Znaliśmy się
tak dobrze, rozumieliśmy bez słów - trudno uwierzyć jak wszystko się
skomplikowało. Nigdy będąc z nimi nie pomyślałabym, że niedługo porwie mnie sam
Sasuke Uchiha i razem z nim będę kryła się przed resztą członków oddziału.
Westchnęłam.
Sasuke chyba również ich poznał, bo nagle wyraźnie się spiął.
- Znakomicie - szepnęłam i
oparłam głowę o korę drzewa, lecz nie spuszczałam z nich oka. Przeciwnie - starałam
się usłyszeć ich ostrą konwersację, bo jak na złość postanowili zatrzymać się
właśnie na tej polanie.
- To misja, czy też twoje
poszukiwania? - spytał Uchiha również nie odwracając od nich wzroku. Zamknęłam
oczy i starałam się wzmocnił mój narząd słuchu.
Głos Shikamaru:
- Tylko ty jesteś na tyle głupi,
żeby nas tu przyprowadzić - skitował, jak zwykle pełen sarkazmu i ironii.
Zapewne stał teraz spokojnie z rękami włożonymi do kieszeni spodni. Cały
Shikamaru... Kiba nie pozostawał mu dłużny, zawsze starał się bronić.
- Przysięgam, że wyczułem
jej chakre, była tu! - wykrzyknął broniąc swoich racji, a moje oczy z
oszołomienia nie mogły pozostać zamknięte. Gwałtownie odsunęłam się od gałęzi i
kucnęłam w ten sam sposób, co Sasuke zaczynając się temu przyglądać.
- Poszukiwana - skomentował
Sasuke, a ja pokiwałam jedynie głową.
- To bezsensu! Zabrałeś nam
jedynie niepotrzebny czas - powiedział Neji.
- Umiem przecież rozpoznać
chakre Sakury, wiem, że tutaj była, czułem to! Nie możecie mi chociaż raz
uwierzyć? – Kiba wydawał się być naprawdę zawzięty, nic dziwnego skoro miał
rację, szkoda tylko, że reszta nie pokładała w nim nadziei. Spuściłam głowę.
Mogłabym być teraz z nimi, gdyby nie kilka sytuacji.
- Zboczyliśmy z trasy -
zauważył Sai. - Powinniśmy być teraz w drodze do Yuki.
- Turniej i tak rozpoczyna
się dopiero za piętnaście dni, nie mam pojęcia dlaczego Naruto wysłał nas tak
wcześnie - odpowiedział mu Hyuuga. Kiba słuchając tego z boku wręcz cały się
trząsł.
Turniej, pomyślałam zaciekawiona. Jaki turniej? Jednak ich misją
nie są moje poszukiwania, lecz wzięcie udziału w jakimś turnieju, który w
dodatku ma odbyć się w Yuki... Przecież to wiecznie ośnieżona kraina, która nie
posiada nawet Kage.
- Im wcześniej to
przerwiemy, tym lepiej - zadeklarował Sai.
Teraz całkowicie zgłupiałam. Chcą przerwać turniej? Dlaczego? Po
co? W głowie rodziło mi się milion pytań. Ponadto nadal nie miałam pojęcia kim
jest osobnik, który przed chwilą wtrącił się między mnie, a Sasuke. Biedny
Kiba. Najwyraźniej wyczuł moją chakre, gdy leczyłam urazy po starciu z Karin,
ale on zawsze był tak odbierany. Nadpobudliwy z rozbujałą wyobraźnią, sama
często traciłam wiarygodność w jego słowa.
- Chodźmy więc - oznajmił
Shikamaru.
- A co z Sakurą? - zapytał
oburzony Kiba. Reszta drużyna pokiwała zrezygnowana głową.
- Posłuchaj - zaczął Neji.
- Ja, jak i reszta drużyny chcielibyśmy odzyskać ją z powrotem, ale niestety to
niemożliwe. Nie pamiętasz tego, co powiedział Eizo? Słuch o niej zaginął ...staram
się wmawiać sobie, że to nie prawda, ale nie zdziwiłbym się gdyby Sakura już...
- Nie! - przerwał mu
zaciskając pięści. - Ona na pewno żyje! Przecież czułem ją.
- Może ci się zdawało...
- Nie zdawało mi się na
pewno!
- Kiba... – Shikamaru odetchnął
zrezygnowany. - Tęsknisz za nią i to bardzo, dlatego mogłeś się pomylić,
jesteśmy tutaj, a po Sakurze ani widu, ani słychu, więc proszę przestań już...
specjalnie dla ciebie zboczyliśmy z trasy z nadzieją, a...
- Jak chcecie! - warknął
machając przy tym ręką na znak ignorancji i szybkim krokiem ruszył tam, skąd
przybyli, czyli w kierunku Wioski Śniegu. Reszta patrzyła przez chwilę na
miejsce, gdzie kilka sekund temu jeszcze stał, ale zaraz potem Shikamaru
oznajmił, iż ruszają w dalsza podróż i... zniknęli, tak samo jak poprzedni intruz.
- A to niespodzianka -
jęknął Uchiha i niespodziewanie zamiast schodzić na dół postanowił skierować
się jeszcze wyżej.
- Dokąd ty idziesz? -
spytałam zdezorientowana.
- Chcę zobaczyć dokąd się
kierują - rzucił obojętnie. Westchnęłam tylko ironicznie i od razu udałam się
za nim. Nie mam zamiaru pozostać tu sama i nic nie robić, poza tym również
interesowany mnie ruchy dawnych kompanów.
Wspinałam się sprawnie po gałęziach, robiłam to wiele razy i nie
czułam żadnego utrudnienia prócz jednego - kora była dość śliska. I to właśnie
był kres kariery, kiedy poczułam, że jedna z moich nóg nie wytrzymuje napięcia
i gwałtownie spada z nią.
- Cholera! - pisnęłam, gdy
uderzyłam się kolanem o nieszczęsną gałąź i poczułam jak spadam w dół.
Zamknęłam oczy, czując na twarzy wiatr, który z pewnością stanie się sprzymierzeńcem
mojego upadku. Ćśś... kolejna wpadka na oczach Sasuke.
Wtem pomyślałam, że zdecydowanie za długo znajduję się już w tym
powietrzu, tym bardziej, że przestałam czuć na sobie podmuchy wiatru.
Otworzyłam oczy.
- Aaa! - krzyknęłam, gdy
zdałam sobie sprawę jak wysoko wiszę. Spojrzałam w górę. Dojrzałam twarz Uchihy
z szyderczym uśmiechem i jego dłoń, która w ostatniej chwili chwyciła moją
rękę.
- Jak zwykle - burknął i
jednym ruchem podniósł mnie na grubą gałąź, gdzie spoczywał.
- Było ślisko - broniłam
się.
Zlekceważył moje słowa i wychylił się zza gęstych liści obserwując
otaczający nas krajobraz.
- Tak jak myślałem,
podróżują do Yuuki - mruknął.
- Czemu mieliby kłamać?
- Chciałem się upewnić. To
przerywanie turnieju wydawało mi się zbyt podejrzane.
Ponownie westchnęłam, spodobało mi się to. Nawet nie zaliczałam
tego do słów, a wyrażało wszystkie kiełkujące we mnie emocje..
- Wracajmy - oznajmił nagle
i o dziwo nadal utrzymywał szarmancki uśmiech. Mile mnie to zaskoczony, bo
pomimo, iż grało to na moich nerwach, wolałam to tysiąc razy bardziej niż jego
zwykłą lodowatą naturę.
- Dobrze - zgodziłam się i
kiedy Sasuke znów chwycił mnie w ramiona znosząc z drzewa mimowolnie się
uśmiechnęłam.
- Dałabym sobie radę! -
warknęłam.
- Wątpię, skoro każda gałąź
jest dla ciebie śliska.
- Kretyn! - nie mogłam się
powstrzymać i zapodałam mu lekkiego kuksańca w bok. Znowu się uśmiechnął - ten
dzień naprawdę był pełen niespodzianek. Nie dość, że Uchiha zamienił się w role
pocieszyciela, uratował mnie przed głupim wypadkiem, to na dobitkę obdarowuje
mnie co chwilę charakterystycznym uśmiechem. Mimo to, ja nadal pamiętałam o
tajemniczym mężczyźnie, pamiętałam o jego zaciekawieniu treningami i pamiętałam
o tym, że za wszelką cenę muszę się dowiedzieć kim on jest!
Ohayo ;)
OdpowiedzUsuńPodczas tego brutalnego traktowania Sakury, gdy była w rozsypce prawie się popłakałam, no normalnie już łzy napływały mi do oczu. Było mi jej szkoda... Ze względu Hinaty jak i Eizo.
Jeszcze Karin w taki sposób ją okaleczała...
Ale za to jak się cieszyłam, kiedy Sasuke się trochę ogarnął i zaczął ją pocieszać.
Tajemniczy mężczyzna w stroju Akatsuki i pomarańczowej masce. ^^
Sasek powoli mięknie. To już nie ten sam on.
Zniszczyć Konohę... Znaleźliby sobie jakieś hobby, a nie niszczenia wioski im się zechciało. Nie no ja rozumiem... Zemsta zemstą, ale jaki jest sens mszczenia się po tak długim czasie? To chyba tylko Sasuke zna odpowiedz na to pytanie.
Nie mogę się doczekać prawdziwego romansu pomiędzy Uchihą a Haruno. ;)
Płakałam, gdy Sakura przypominała sobie o słowach Naruto i Hinaty-szkoda mi jej, straciła dziecko, ale trudno mi stwierdzić kogo to była wina. Trochę nie dziwię się, że Sakura się obwiniała, w końcu była bardzo przywiązana do swoich przyjaciół a oni do niej.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z komentarzem powyżej, Sasek i reszta mogliby znaleźć sobie jakieś fajne hobby. Zbieranie znaczków albo hodowla truskawek do nich pasuje. Ewentualnie mogliby zacząć wyrabiać naczynia z gliny :D