Dopiero nazajutrz zdałam sobie sprawę, że to dzisiejszego dnia
wraca Sasuke. Zdziwiłam samą siebie. Przed czasy przyznawałam się, że
prawdopodobnie za nim tęsknię, teraz zaś bardzo pochłonęła mnie dwugodzinna
wolność, którą mam do wykorzystania na zewnątrz.
- Korzystaj mądrze -
powiedział Juugo, tak jakby był jakimś wszechwiedzącym poetą lub bohaterem
kryminału.
A mnie z kolei wszystko to drażniło. To, że muszę pilnować czasu,
to, że moje myśli wciąż krążą wokół Uchihy, to, że do końca nie wiem co się ze
mną dzieje... Co będzie się działo. Na przykład za dziesięć lat? Jak ja mam
sobie na to odpowiedzieć? Każdy normalny człowiek na pewno potrafiłby znaleźć
kontrakcje. A że ja, do normalnych
nie należę i brakuję mi wielu cech, aby przypisać się do tej grupy, muszę
borykać się z teraźniejszością, nie mając świadomości tego, co stanie się
później. Nie mam żadnych planów, nie wyobrażam sobie żadnego zwycięstwa, żadnej
porażki - niczym się nie kieruję. Sunę po prostu wprzód, pokonuje przeciwności
i nadal idę. Całe moje życie.
Zastanawiało mnie co zrobi ze mną Sasuke. Jestem na jego łasce,
nieprawdaż? Ale byłam bezrefleksyjna co do tego. Jeśli chodzi o pobyt przy nim
- działałam jak maszyna, taka po transformacji. Robiłam co mi karze, ale też
potrafiłam się postawić. Nowoczesne, prawda?
- Ubierasz się tak samo? -
zapytał Juugo gdy krążyłam obok szafy.
Przytaknęłam.
- Pamiętaj, żeby wrócić
przed siedemnastą.
- Pamiętam - odparłam. -
Dla twojej wiadomości, jakoś nie lubię słuchać ryków i pretensji Sasuke.
- Nie o to mi chodzi – roześmiał się. - Nigdy nie sprzeciwiłem się
jego rozkazowi. Ty jesteś jedynym wyjątkiem. Jeśli się dowie, straci do mnie
zaufanie.
Zaskoczyło mnie jego wyznanie. To, że byłam wyjątkiem mało się dla
mnie liczyło. Umiałam przekonywać ludzi, to tyle. Juugo mimo swojej
wyjątkowości i znacznego odbiegania od innych był tylko człowiekiem, nie odparł
mojego ataku. Dziwiło mnie za to, dlaczego tak zależy mu na zaufaniu Sasuke.
Według mnie, Juugo jest jedynym dobrym powiernikiem. Karin i Suigetsu to inna
historia. Uchiha nie straciłby zaufania do płowo-włosego, bo nie ma powierzyć
siebie komuś nowemu.
- Nie straci - zapewniłam
go i postanowiłam zdradzić swoje myśli. - Komu miałby zaufać? Suigetsu? Karin?
- Dobrze kombinujesz -
powiedział wesoło.
- To nie kombinacje, to
prawda! - upierałam się przy swoim. Nie lubiłam jak ktoś narzucał mi swoje
wersje, pomimo tego, iż byłam stuprocentowo pewna, że mam rację. Juugo i tak
zdawał się nieprzekonany.
I tak emanował od niego ten cholerny spokój.
- Sakura, zdaję mi się, że
znam Sasuke lepiej od ciebie.
- Tak sądzisz?
Zamknęłam szafę i skrzyżowałam ręce na piersiach. Miałam okazję
doszczętnie go zgasić.
- Tak sądzę. Jestem z nim
od dłuższego czasu niż ty.
- Ja go znałam, kiedyś. O
wiele... – przerwałam. Wnet doszła do mnie wypowiedź, jaką miałam zamiar rzucić
w stronę Juugo. Wypowiedź, którą znając życie zostałaby przez niego pokonana.
Uśmiechnął się łobuzersko.
- Zmienił się - sprostował.
Zamilkłam. Nie wiedziałam jak długo siedzieliśmy tak nieruchomo. W
przestrzeni roznosiły się tylko krzyki mieszkańców, składające się z grubych,
przepitych głosów. Zatęskniłam nagle za Suigetsu. Choć tak mało go znałam, choć
nie miałam wielu okazji, aby z nim porozmawiać - przypominał mi w czymś Naruto,
i to był jego czar jakim mnie zauroczył. Patrząc na płowo-włosego zaczęłam snuć
domysły na temat bytowania tutaj z Suigetsu. Jak wtedy by to wyglądało?
Zapewne należałoby to do „moich klimatów”.
Wbiłam wzrok w zegarek. Dochodziło południe. Miałam więc dużo
czasu, Juugo i tak solennie nie kontrolował mizernych dwóch godzin.
- Dobra, wychodzę -
rzuciłam starając się ukryć moje zawstydzenie. Gdy tylko wróci Sasuke zadam mu
jedno, odgrywające niezmiernie ważną role pytanie.
Co ze mną będzie?
- Pilnuj czasu – Juugo ostrzegł
mnie po raz ostatni. Ja - szybko - przejrzałam się w lustrze. Ubrałam się tak
samo, i co z tego? Nie miałam wielkiego wyboru.
~*~
Gdy wyszłam na zewnątrz, pierwsze co od razu mnie zadziwiło to
panująca wokół cisza. Notabene pusta przestrzeń, co było niezwykle rzadkim, a
dla mnie dziwnym zjawiskiem. Zignorowałam to. Roztaczająca się aura tylko mi
sprzyjała. Wiedziałam jednak, że spokój, który opanował to miasto będzie mnie
cholernie ciekawił. A dokładniej - przyczyna tego spokoju.
Rozejrzałam się dookoła. Co mam tu robić? Wczoraj zwiedziłam
wszystko, na dzisiaj pozostawiłam miejsca otaczające miasto, ale czy Juugo
byłby zadowolony wiedząc, że wyszłam poza granice? Zapewne nie. Tak więc moja
ciekawość gra tutaj ważną i przeważającą role.
Nie minęło nawet pięć minut od mojego wyjścia, a słuchem wyłapałam
poszczególne odgłosy i ciche okrzyki. Nikt na moim miejscu nie przepuściłby
takiej okazji płazem. Dlaczego miałabym zrobić inaczej? Tym bardziej, że
słyszane przeze mnie wołania były stanowcze, brzmiące tak jakby miały dodać
otuchy i zmotywować. Jak na zawołanie coś nagle się stało - właśnie wtedy,
kiedy mój umysł ogarniała niewiedza co do dzisiejszego dnia. Chciałam coś
zrobić, czegoś dokonać, a tu nasuwa się idealna okazja. Spojrzałam w prawo,
potem w lewo. Wychyliłam się zza budynku, by dostrzec okno - Juugo w nim nie
było. Z resztą na pewno nie dosłyszał tych dźwięków. Mogłam spokojnie iść przed
siebie.
Jedyny przedmiot jaki wyróżniał mnie z wczoraj był czarny długi
płaszcz, którego zadecydowałam się użyć jako dodatkowego kamuflażu. To jeszcze
bardziej kojarzy się z kimś tajemniczym i zamkniętym w sobie. Na pewno
odstraszę niektórych panów. W istocie, nie jest tak źle. Opisywana historia
Juugo mijała się trochę z rzeczywistością. Może i ci mężczyźni są żądni seksu i
przygód na jedną noc, ale ja jestem kunoichi, należę do świata Ninja i potrafię
dać sobie z nimi radę. Sasuke sam powiedział: "Są beznadziejni, nawet ty
byś sobie z nimi poradziła". Niby to komplement, lecz dla mnie bezczelna
obelga. Pokonam ich i wiele innych osób! Uchiha mnie nie docenia.
Z determinacją na twarzy weszłam na uliczkę i zaczęłam kierować
się w wyznaczonym przeze mnie kierunku - za odgłosami. Już na początku
dostrzegłam przed jedną z knajpek garstkę ludzi, którzy albo klaskali, mieli
uniesione dłonie w górę, lub krzyczeli zaciskając przy tym pięści -
zainteresowało mnie to. Przyśpieszyłam. Nie będę przejmowała się ich
spojrzeniami, dopnę swego i udowodnię Sasuke jaka siła we mnie drzemie. Do
słabych nie należę, już dawno wypisałam się z tej grupy.
- Tak jest! - kolejny krzyk
był tak głośny i donośny, że pomimo odległości jaka mnie dzieliła od nadawcy
miałam ochotę wręcz zatkać sobie uszy.
Mój marsz zdawał się trwać wieki, jednak gdy znalazłam się już na
bliższym dystansie widziałam nieco dokładniej. Każdy mężczyzna stojący na
zewnątrz, a było ich około dwudziestu, z uwagą obserwował przez szyby co dzieje
się w środku. To była dodatkowa rzecz, która mnie zainteresowała. Ale nie
miałam zamiaru się tam dopychać, tym razem mogłam wykorzystać swoje atuty i grzecznie
się ich spytać. Sasuke pewnie nie byłby zadowolony, ale na moje szczęście
nigdzie wokół nie widzę jego oblicza. Jedno mi nie pasowało. Zabronił mi się do
nich zbliżać, już pierwszego dnia... Dlaczego więc zaraz potem zapewniał mnie
na jakim niskim poziomie stoją. Bez sensu. Jak by co - będzie jego wina.
Uśmiechnęłam się do siebie. Może się na mnie rzucą, może zgwałcą,
może zaczną prawić odważne teksty, ale ja się nie bałam. Patrzyłam na nich i
chciało mi się raczej śmiać - jak mogłam kiedykolwiek, myśląc o nich, poczuć
jakąś obawę?
- Przepraszam! - wrzasnęłam
starając się ich przekrzyczeć. Kilku się obróciła, a reszta kompletnie nie
zwróciła na mnie uwagi. Ewidentnie nie usłyszeli. Żaden napalony facet nie
przepuściłby stojącej przed nim kobiety - przy tym bezbronnej.
Dwóch facetów, którzy wyglądali jak swoje przeciwieństwa - nie
wliczając w to oczywiście higieny - od razu do mnie podbiegło z bardzo
pozytywnym nastawieniem.
- Kogo my tu mamy? – zagaił
wyższy, o długich blond włosach i olbrzymim zaroście. Zaczął bacznie przyglądać
mi się swoimi piwnymi oczyma.
- Jestem Sakura, przybyłam
z daleka i chciałabym się dowiedzieć co się tu dzieje…
Mniejszy zaśmiał się i ułożył dłonie na swoich biodrach.
- Jeden idiota znowu wyzwał
Natsuo na pojedynek.
- Pojedynek? - zdziwiłam
się. To tu w ogóle odbywają się jakieś pojedynki? Chciałam się dowiedzieć czegoś
więcej, ale nowo poznani „koledzy” zaczęli zajmować się zupełnie czymś innym.
- Tak kochana, pojedynek -
odparł. - A tak na marginesie, masz jakieś plany na dzisiejszą noc? Jesteś
ładniutka.
Moje usta skrzywiły się zadziorne. Dlaczego nie mogę się z nimi
podroczyć? Jasne, że mogę! Ani Juugo, ani Uchiha tego nie sprawdzą. Tylko w
taki sposób zdobędę jakieś informacje.
Ten niski z bliska wcale nie wyglądał tak źle. Miał krótko ścięte
czarne włosy, jedynie grzywka przysłaniała mu oczy co niezmiernie mi się
spodobało. O dziwo, nie posiadał żadnego zarostu, ani nie śmierdział piwem lub
innymi świństwami. To jego postawię w promieniu mojego żarzącego się ognia.
- Plany? - powiedziałam to
cichym i spokojnym głosem, po czym palcami zaczęłam gładzić jego szyje. - Może
i nie mam, a co?
Mężczyzna natychmiast się zaczerwienił. Punkt dla mnie. Kilku z
boku przyglądało się całemu zajściu, a przeciwieństwo mojej ofiary warknęło jak
rozwścieczone zwierzę.
- Naprawdę? - zaskoczyłam
go. - To może chciałabyś...
- Oczywiście, że tak - mruknęłam
z przekąsem, a on czuł mój oddech na swojej twarzy. Gładziłam jego policzek
starając się grać najlepiej jak potrafię. Byłam cholernie ciekawa tego, co
dzieje się w środku budynku.
Niespodziewanie mężczyzna chwycił mnie za rękę i chciał pociągnąć
przed siebie.
- Nie traćmy czasu -
powiedział z szerokim uśmiechem. - Mam nadzieje, że jesteś w tym dobra.
- W czym? - spytałam
jeszcze bardziej zadziornie.
- Liczę na naprawdę dobry
seks.
Idiota, pomyślałam. Jak tak głupi ludzie w ogóle mogą chodzić po
tej ziemi? Wszystko by ich zniszczyło. Szczególnie ta naiwność. Musiałam jednak
udać twardą podrywaczkę.
- Jeśli chodzi o seks, wydaję
mi się, że jest nienajgorzej - pomasował ręką jego tors. Usłyszałam szepty i
niezadowolone grymasy panów, którzy nie załapali się na taką okazje jak on.
- A może trójkąt? -
zaproponował ten wysoki, o którym zdążyłam już zapomnieć. Jednak on nadal stał
i gapił się na moje piersi.
Obleśni kretyni!
- Mam ochotę na niego -
rzekłam przekonująco, nadal wykonując te same ruchy. Starałam się również ukryć
kwaśną minę.
- Jest taki wspaniały.
- Jestem Kirimo -
przedstawił się. - Mimo przygody na jedną noc chciałbym, abyś znała moje imię.
- Nie obchodzi mnie ono,
chcę tylko twojego ciała - gadałam jak nawiedzona nimfomanka, i nie ukrywałam
dumy, ponieważ świetnie mi to wychodziło. Mężczyźni nie byli wcale brutalni,
nie próbowali mnie zgwałcić... Tylko patrzyli z zazdrością na Kirimo.
- Więc chodźmy.
- Kirimo - powiedziałam,
gdy chciał udać się już w stronę mi nieznaną. - Obiecuję ci wspaniały seks, ale
zanim to nastąpi chcę wiedzieć co tutaj się dzieję.
Jego twarz automatycznie zrzedła.
- Co cię to obchodzi?
- Po prostu chcę wiedzieć –
byłam nieustępliwa. - Im szybciej mi powiesz, tym szybciej mnie dostaniesz.
Byli niewiarygodni. W kilka minut potrafili się umówić z napaloną
panienką na gorącą noc. Dajmy na to, że takich jak ja było tu już wiele.
Oczywiście nie udawanych, tylko takich co naprawdę miały na nich ochotę...
Kirimo westchnął, ale w końcu wziął mnie za rękę i zaczął pchać
się ze mną przez tłum tak, aby dostać się do okna. Każdy wokół oczywiście nie
przepuścił okazji i gdy tylko zdał sobie sprawę, że jestem kobietą chwytał mnie
za tyłek, lub starał dotknąć się moich piersi. Każdy oczywiście mocno obrywał -
ponieważ moc miałam wystarczająco silną. Dodatkowo mój płaszcz idealnie torował
im „drogę”.
- Spójrz - powiedział, gdy
byliśmy już przy samym szkle, które ledwo wytrzymywało cały ten maras. -
Zapewne znasz Natsuo?
- Znam.
- Jest dobry. Należy do
świata Ninja co u nas jest niezwykle rzadkim zjawiskiem. Czasami jacyś głupcy
wyzywają go na pojedynek, aby udowodnić mu, że Ninja wcale nie są tak
doskonali...
- Natuso jest Ninja? - spytałam
oszołomiona. Sasuke mówił co innego. Żałosny, słaby - jak ci wszyscy tutaj.
Jedyny atut to była dobra i szybka kasa za dokonanie największych banałów.
- Tak. Już od dawna.
- A wy nie przepadacie za
nimi?
- Hmm - zamyślił się. - Nie
chodzi o to, że nie przepadamy. Sądzimy po prostu, że człowiek bez chakry i Jutsu
to też człowiek i jest tyle samo wart co Ninja.
- To oczywiste.
- Nie dla Ninja…
- Co masz na myśli?
- Ninja myślą, że są
najlepsi na świecie, że mogą rządzić wszystkimi, bo mają w sobie jakieś żałosne
pokłady chakry. Też mi coś - prychnął na ostatek, a ja obserwowałam go z
szeroko otwartymi oczyma.
Ja jestem Ninja i osobiście nigdy nie pomyślałam z jakimkolwiek
zgorszeniem o osobach nie ćwiczących umiejętności chakry i nie znających
żadnych Jutsu. Pomimo tego, wolałam nie zdradzać mojego świeżo co poznanemu „koledze”
owego sekretu. Skoro mają do nas taki niesmak, lepiej się nie wychylać. Nie
wiadomo jak zareaguje.
- Znam wielu Ninja -
oświadczyłam. - Żaden z nich nie ma takiego światopoglądu. Wszyscy jesteśmy
równi.
- W takim razie masz
szczęście, madame. Spotkałem w życiu
kilku i każdy był taki sam.
Westchnęłam.
- Ale pamiętaj, że są
wyjątki.
- Pamiętam - uśmiechnął
się.
Wbiłam wzrok w obraz za szybą. Natsuo wykonując podstawową
technikę - klon Jutsu - znęcał się nad swoim przeciwnikiem. Podczas gdy jego
kopie trzymały mężczyznę za obie ręce, on sam uderzał go pięściami gdzie tylko
było to możliwe.
- Argh! - niski i gruby
rudas zgiął się w pół i wypluł na ziemię strużkę krwi. Wszyscy wokół
zareagowali na to z wielkim szokiem, dla mnie z kolei stanowiło to normę.
- Ostro - skomentował mój
towarzysz, po czym objął mnie ramieniem. - Mam już ochotę. Sakura, prawda?
Przełknęłam ślinę.
- Tak.
Kirimo chwycił mnie rękoma za obie piersi, odsłaniając przy tym
płaszcz, kilka osób stojących obok, zwróciło na nas uwagę.
- Piękna – usłyszałam.
- Zniewalająca.
- Można się dołączyć?
- Skąd przybyła taka
piękność?
Tłoczno, tłoczno, pomyślałam i ignorując wszystko, co działo się
wokół skupiłam się na ruchach Natsuo.
Klon Jutsu, potrafił też szybko się przemieszczać, wysoko skakał,
a w jego rękach drzemała większa siła niż u przeciętnego człowieka. Przeniosłam
wzrok na ofiarę szeryfa. Facet był wykończony, cały we krwi, na ciele miał
pełno zadrapań, a na twarzy sprawcy widniała jedynie duma i triumf. Poczułam,
że muszę to skończyć. Nienawidziłam obserwować tego zadowolenia człowieka,
który niszczy bezbronnych ludzi. To okropne. Może pomysł, który wpadł mi do
głowy był ryzykowny i głupi, ale obserwując to, co on potrafi stwierdziłam
jedno - zniszczę go.
- Przestań! - wrzasnęłam
wściekła do Kirimo i uderzyłam go mocno w twarz tak, że przez tłum wyleciał na
kilka metrów. Każdy spojrzał na mnie jak na ducha zza światów. Mężczyźni,
którzy wcześniej chętnie się przystawiali, nagle gwałtownie się odsunęli
odsłaniając mi drogę.
Kirimo zszokowany podniósł się z ziemi, a strużka krwi spłynęła po
jego brodzie.
- Co ty... kim ty...?
- Nazywam się Sakura
Haruno! - wykrzyczałam z dumą i ściągnęłam płaszcz, rzucając go w dal. - I chcę
walczyć z Natsuo!
S
A S U K E
- Sasuke - w moim spokojnym, lecz przyśpieszonym biegu, usłyszałem
nagle głos Madary. Czego on znowu chce? pomyślałem. Nie dość, że mam na sobie
już dwa problemy, które z równą prędkością zmierzają odebrać mi Sakure, przy
tym treningi z nim, na których musiałem się pojawić... - jednocześnie
zostawiając Sakure i jej narzeczonego w jednym miejscu. Mądre?
- Co się stało? - spytałem
nie przerywając biegu. Sekundę później wyrównał go ze mną.
- Zatrzymaj się, muszę ci
coś powiedzieć.
- Powiedz teraz, nie mam
zbyt wiele czasu.
- A dokąd się tak
śpieszysz? - rzucił podejrzliwie.
- Chcę wrócić już do
kryjówki, i tyle.
Zawsze wsadzał nos tam gdzie nie trzeba, był cholernie podejrzliwy
wobec mnie. Czasami czułem się przy nim jak przestępca na komisariacie.
Wszystko chciał wiedzieć, bo wszystko mu nie pasowało.
- Uważaj. Widziałem właśnie
ludzi z Konohy.
Jasna cholera. Czy musi mi to uświadamiać? Już wystarczy, że sam o
tym myślę.
- Dzięki za informacje.
Sprawiał wrażenie zdziwionego.
- Tylko tyle potrafisz
powiedzieć? Konoha to dla nas wróg numer jeden. Nie możesz tak do tego
podchodzić. To ważne.
- Nie dla mnie, wiem po co
tu są.
- Wiem? - kolejny
zaskoczenie w jego głosie. - Czego chcą?
- Mam Medyka z Konohy,
zapewne jej szukają. Małe zagrożenie, jeśli tylko się wychylą - zlikwiduję.
- Zlikwiduj teraz, nie będą
stanowić zagrożenia.
Zlikwiduj teraz? Łatwo mówić! Nie miał byś tak prosto gdybyś
wiedział co z tymi ludźmi przeżyłem...
Jasna cholera. O czym ja znowu myślę? O następnych stertach
pierdoł, które teraz w ogóle nie grają roli, nie w moim przedstawieniu. Zabiłbym
Naruto, bez problemu! Nie wahałbym się!
Ale może zrobię to kiedy indziej...
- Sasuke - poganiał mnie.
- Nie teraz, muszę się
spieszyć.
- Do licha, po co?
- Zostawiłem sam Medyka z
Juugo, nie wiem co on będzie kombinował - tę wymówkę wymyśliłem naprędce i tak
jak się spodziewałem kiedy wyszła z moich ust zabrzmiała żałośnie. Madara
skrzywił się, czułem to mimo zasłaniającej jego oblicze maski.
- Mówiłem ci już co masz
robić z Medykiem, gdy nie będzie posłuszny.
- Możesz dać mi spokój?
- Weź się w garść! Chcesz
przecież zniszczyć całą Konohę, tak tego nie dokonasz.
- Cholera, wiem to. Jednak
twoje ciągłe pretensje wcale mi w tym nie pomagają! Zniszczę tę cholerną wioskę,
masz moje słowo, ale póki co nie wtrącaj się w moje życie.
Madara zamilkł. W uszach dudnił mi jedynie wiatr o dość mocnej
sile. Patrzyłem przed siebie z lodowatym wyrazem twarzy. Na Sakure zmierza
dwóch moich największych wrogów, a do miasta jeszcze godzina drogi. Musze zebrać
się w sobie, ale w nieco innej sprawie niż ma na myśli Madara.
- Jak chcesz, Sasuke – poddał
się. - Ufam ci i mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz.
Sakura. Dlaczego ciągle o niej myślałem? I dlaczego ciągle zadaję
sobie jakieś bezsensowne pytania?
Jesteś pokręcony Sasuke, doprawdy.
S
A K U R A
Zapanował chaos. I pomyśleć, że to wszystko moja sprawka? Sprawka
niby bezbronnej i słabej kobiety. Sasuke przekona się do czego jestem zdolna.
Niech tylko wróci. Zwycięstwo mam zagwarantowane.
- A nasza noc? - jego
irytujący krzyk doprowadzał mnie do szału. Obdarowałam go spojrzeniem, które
mogłoby zabić. On nadal nic nie rozumiał?
- Nie będzie żadnej nocy - wygarnęłam
mu i z zaskoczeniem stwierdziłam, że tym razem patrzy się na mnie dosłownie
każda osoba, która stała na zewnątrz lokalu - nie licząc opryszków, którzy
spoglądali przez szybę. Umiałam przyciągać ludzką uwagę, nie ma co!
- Ależ dlaczego...
- Och, daj spokój. W głowie
mam co innego niż „noc z tobą”, jestem Ninja, należę do ich świata i chcę
walczyć z Natsuo.
- Ty z Natsuo? - wyrwał się
jeden głos z tłumu. Niestety, nie potrafiłam określić kto dokładnie był
autorem.
- Tak, przywołajcie mi go
tutaj.
- Właśnie skończył z tym
poprzednim.
- Po rozgrzewce na pewno z
chęcią zmierzy się z tą panienką, a gdy ona przegra...
Kilku zaśmiało się złowieszczo na myśl o jakże cudownym planie. Na
ich nieszczęście, byłam pewna, że to się nie powiedzie. A ja rzadko byłam
czegoś pewna…
- Natsuo! - zawołał Kirimo,
podszedł do mnie i obrzucił mnie zniesmaczonym spojrzeniem. Kiedy chciał
uderzyć mnie w brzuch, ja szybko zablokowałam jego atak i odrzuciłam rękę.
- Już nie jesteś taki miły,
co? - mruknęłam z zuchwałością. - Teraz już nie masz na mnie ochoty?
- Trudno nie mieć. Jednak
bądź pewna, że dzisiaj cię dostanę.
Ominął mnie z głośnym fuknięciem i zaczął głośniej wykrzykiwać imię
szeryfa. W końcu osobnik, który był naszym głównym tematem wyszedł zaciekawiony
z lokalu.
- Co się tu dzieję? -
zapytał.
- Ta panienka prosi się o lanie
- odpowiedział Kirimo i wskazał na mnie palcem. Do Natsuo od zawsze byłam
szczególnie zniesmaczona, nie wiedziałam czego mogę się po nim spodziewać w
takiej sytuacji. Dlatego po prostu stałam i patrzyłam na niego z mordem.
Mężczyzna spojrzał na mnie, a jego twarz automatycznie się
rozpromieniła.
- A niech mnie - rzekł
machając przy tym ręką. - Znowu ty, Sakura.
- Witaj ponownie.
- Czego ode mnie żądasz?
Przemyślałaś moją ofertę?
Ofertę? Jaką ofertę? Automatycznie do mojego mózgu napłynęły
obrazy z naszej ostatniej rozmowy. Ach! Tę ofertę! Psiakrew!
- Nie chodzi o ofertę.
Chciałabym się z tobą zmierzyć.
Oszołomiłam go. I to nie mało. Z szoku aż cofnął się kilka kroków
i patrzył oniemiały to na mnie, to na stojącego obok Kirimo.
- Idiotka, prawda? - rzuciła
moja wcześniejsza ofiara. Zlekceważyłam jego tekst - bynajmniej mnie tym nie
zdenerwuje.
- Dlaczego od razu idiotka?
- zapytał. - Masz odwagę. Trudno mi uwierzyć, że dziwka od Sasuke zapragnęła
walki.
- Nie jestem jego dziwką! -
warknęłam zaciskając obie pięści. Krew napłynęła mi do mózgu. Myślałam, że
wybuchnę. Po cholerę Sasuke mówił mu coś tak okropnego?
- Więc kim?
- Jego Medykiem.
- Ach, więc jesteś Ninja?
Pokiwałam dumna głową.
Z natury nie byłam zuchwała, ale przekonanie o zwycięstwie, jakie
mnie ogarnęło było olbrzymie. Natsuo - jak wynikało z moich obserwacji - raczył
być znawcą podstawowych rzeczy jeśli chodzi o chakrę i inne umiejętności Ninja.
Ja z kolei przez lata byłam przywódcą oddziału ANBU, pracuję w szpitalu na
najwyższym stanowisku. Ten żałosny typ nie ma ze mną najmniejszych szans.
- Mogę z tobą walczyć, madame, ale mam jeden warunek.
Brzmiało to podejrzliwe, dodatkowo Natsuo był również wyjątkowo
pewny. Ja chociaż przez chwilę mogłam poobserwować jego umiejętności, a on nie
miał żadnej okazji, aby zobaczyć do czego jestem zdolna.
- Jaki to warunek? -
zapytałam, tym razem z większą powagą.
- Chyba się domyślasz - jego
twarz nagle ogarnął niezwykle szeroki i łobuzerski uśmiech. Przeleciał mnie
wzrokiem od stóp do głów i oblizał wargi.
Obrzydlistwo!
- Jesteś pewny...
- Jestem. Jeśli przegrasz
będę mógł sobie ciebie użyczyć i mój kompan Kirimo też. Z tego co słyszałem
oszukałaś go co do wspólnej nocy…
- Zgadzam się! - oznajmiłam
bez namysłu.
To nawet nie jest ryzyko! To okazja, której nie mogę zmarnować.
Według mnie różowa była trochę za bardzo pewna siebie. Przecież zawsze trzeba stosować zasadę "Nigdy nie lekceważ przeciwnika", ona to zrobiła co doprowadzi do nieprzyjemnej sytuacji w kolejnym rozdziale. -,-
OdpowiedzUsuńObrzydliwi są ci faceci, czy istnieją dla nich w ogóle jakieś wartości, czy naprawdę tylko seks się dla nich liczy? ;_;
I ten Madara... tylko by się wtrącał.
Martwię się o oddział ANBU, o Konohę.. Sasuke z takim przekonaniem mówił, że ją z niszczy.
No nic, zobaczymy jak wszystko dalej się potoczy...