Utknąłem
w posłuszeństwie do jakiego zmuszało mnie moje serce. Stałem w bezruchu
obserwując jak Sakura szybkim ruchem schodzi z drzewa i znika za ścianą jednego
z hotelu. Cholera. Otworzyłem szeroko oczy i nawet nie zwracałam uwagi na to,
że moje wrogowie prawdopodobnie mogą zauważyć zainteresowanie jakim darzę
pewien obiekt. Zacisnąłem pięści. Kolejny raz! Kolejny raz jej zaufałem i jak
zwykle czekało mnie rozczarowanie.
- Szefie. - Sugeitsu szturchnął mnie
delikatnie w ramię wyrzucając tym samym z krainy rozmyślań. Obdarowałem moje
płuca dawką powietrza i przeleciałem wzrokiem ludzi z Konohy. Mam nadzieje, że
Haruno nie wpadł do głowy pomysł na ujawnienie się - gorzko by tego pożałowała.
Ale gdyby to zrobiła jej czyn byłby pozbawiony sensu - naraziła by wtedy swoich
przyjaciół na mój gniew. A z pewnością jest świadoma jego wielkości. Więc co
kombinuje? Gdzie ją podziało? Sakura do cholery - wracaj i uspokój moje
serce... powróciło to dziwne uczucie, które zaatakowało mnie kiedy szukałem jej
pośród pustyni. Nieprzyjemne uczucie, które prowadziło mój żołądek do gardła
powodując dodatkowo nieznośne skurczę.
- Dlaczego zależy ci tak na tym turnieju? -
tym razem z rozmyślań wybudził mnie stanowczy ton Neji'ego, który tak jak
zawsze patrzył na każdy szczegół podejrzliwym wzrokiem.
- To bezsensu! - wtrącił Kiba kiedy już
otwierałem usta. Zapewne spostrzegł, że moja odpowiedź będzie jednoznaczna. -
Na tych starciach jedynie giną ludzie, nagrody wcale nie zachwycają, jedynie ta
wiedza, że jest się jednym z lepszych, ale po co ci to? Może to i głupie, że
staramy się to przerwać, zwłaszcza, że niektórzy się do tego przygotowywali
dość długi czas, ale większość uczestników ginie, a Naruto nie chce dostawać
już listów powiadamiających o śmierciach kolejnych osób...
I
tak drgnąłem słysząc imię dawnego przyjaciela. Zawsze tak było i będzie. To
nieodłączna część mojego egzystowania i choć minęło już tak wiele lat, nadal
pamiętam wszystkie chwilę, które dawno powinny zniknąć z mojej pamięci.
- Ja też przygotowywałem się długo na te
starcia. - odparłem po chwili milczenia. - Nie po to tyle trenowałem aby wracać
teraz z powrotem. Zwłaszcza, że dotarcie tutaj zajęło nam wiele czasu.
- Uwierz mi, że lepiej dla ciebie będzie jak
jednak wrócisz. Chyba nie chcesz zginąć. - Białoooki działał mi na nerwy. To
była jedna z jego taktyk, wyprowadzenie przeciwnika z równowagi - lecz nie ze
mną takie numery.
- W przeciwieństwie do innych, nie jestem na
tyle słaby aby tu zginąć. Poza tym zasady zmieniły się, teraz za wygraną
oferują nagrody ...
- Wiemy, że się zmieniły dlatego tu jesteśmy,
zmiany wywołały jeszcze większe zainteresowanie.
- Widać, wielki Naruto nie wierzy w siłę
swoich ludzi. W sumie, czego można się spodziewać po mieszkańcach Ukrytego
Liścia? - wycedziłem ze złośliwym uśmieszkiem. Musiałem. Ta ich pewność i
zadowolenie przestały mi się podobać, czas wprowadzić w atmosferze jakieś
zmiany.
- On o nich dba! W przeciwieństwie do ciebie.
- warknął Neji - do przewidzenia.
- Wierzy w nich, ale ludzie popełniają taki
błąd, że nieraz przecenią swoje umiejętności. - oznajmił Sai ze spokojem, który
w pewnej chwili skojarzył mi się z Juugo. Prychnąłem. Taka pogaduszka do
niczego nie prowadziła. Miałem ochotę po prostu ich zabić, jednak tajemnicza
siła nadal wyzwalała swoje moce. Zapewne i tak nie potrafiłbym się skupić,
Sakura gdzieś zniknęła i sugerując po zachowaniu członków Taki żaden z nich
tego nie zauważył. Liczyłem chociaż na Juugo, ale on również stał nieruchomo
czekając aż wszystko się skończy.
- Mam gdzieś wasze zamiary. - burknąłem.
- Nic dziwnego. - prychnął Kiba. - Ty wszystko
masz gdzieś. Nie przejmujesz się niczym tylko sobą.
Słyszałem
to już, pomyślałem. Od razu powrócił do mnie obraz wściekłego wyrazu twarzy różowowłosej,
która cedziła mi te same słowa.
- Dlatego nie wyglądam tak żałośnie jak wy. -
warknąłem, chciałem jakoś zakończyć tą rozmowę. Chciałem zaatakować. Udowodnić
im jak wielką siłę posiadam, i pokazać jak ta siła zmiecie ich wioskę z
powierzchni ziemi. O tak. Już nie mogę się doczekać widoku ludzi, drżących ze
strachu.
- Co teraz? - mruknął do mnie białowłosy.
- Też chciałbym wiedzieć.
Nagle
Shikamaru otworzył szeroko buzię aby wylać z siebie całe targające nim
zmęczenie. Ten gest od zawsze był dla mnie jego znakiem rozpoznawczym, sądziłem
jednak, że z tego wyrośnie - a jednak. Brązowowłosy obrócił się do nas tyłem i
usiadł z powrotem pod drzewem odgarniając najpierw śnieg. Reszta Konohy
zwróciła w jego kierunku zaskoczone spojrzenia.
- Dajcie spokój. - jęknął podpierając głowę
rękoma. - I tak nic już nie możemy zrobić.
- Shikamaru, co ty robisz!? - wrzasnął Kiba.
- Robię to co nam pozostało. Odpocząć, a
następnego dnia wrócić do wioski. - powiedział spokojnie, a następnie zerknął
na nas spod byka. - To nie ma sensu.
- Wstawaj i chodź! Może jeszcze uda nam ...
- Co nam się uda, proszę powiedz mi. Jest nas
czterech na całe miliony ninj'ów, którzy wybrali się tutaj na pojedynek. Miałeś
racje Kiba. Niektórzy przez długo czas trenowali by się tutaj znaleź, wydaję mi
się, że to trochę nie fair względem nich aby przerywać walkę.
- O czym ty mówisz!? - zdziwili się.
Nasza
'ciemna strona mocy', również wsłuchiwała się w to ze zdezorientowaniem. Przez
chwilę myślałem nawet, że będziemy zmuszeni stawić czoła ich chakrze, czekało
mnie jednak miłe zaskoczenie. Nie ma to jak przyznanie się wroga do racji
drugiej strony. Uśmiechnąłem się łobuzersko obserwując wyrazy twarzy członków
ANBU mówiące o bezsilności i niewiedzy dotyczącą dalszych działań.
- Chłopaki... - jęknął od niechcenia. - Wiem,
że taki był rozkaz, ale rozmawialiśmy już z organizatorami, powiedzieli
wyraźnie, że nie przerwą turnieju. Wcale się im nie dziwie. Dla niektórych to
wydarzenie stanowi wszystko...
- Jeśli wasi ludzie zdecydowali się wziąść w
nim udział sami ponoszą za siebie odpowiedzialność i nie mogą obwiniać władzy
wioski za ich śmierć. - wszystkie oczy natychmiast skierowały uwagę na Juugo,
który bez najmniejszego wzruszenia kontynuował wypowiedź rywala. Wpatrywał się
tempo przed siebie trzymając ręce w kieszeni płaszcza. - Wasz kage za bardzo
przejmuję się ich losem ...
- On ma racje. - powiedział stanowczo
Sugeitsu. - Pomyślcie, że ktoś trenował do tego całe swoje życie, a teraz
miałoby się to dla niego skończyć ...
- ...porażką, ale nie w walce, lecz przez was.
- tym razem to ja postanowiłem się wtrącić, i to z tonem człowieka, który
przeżył już całe życie i ono nie raz dało mu w kość. ANBU nagle zmieszało się,
a ich początkowa determinacja zmierzała ku kresowi. Shikamaru z uśmiechem
przytaknął naszym słowem i wbił wzrok w Kibe, czarnowłosego ninja i Neji'ego.
- Ja od początku uważałem to za głupotę. -
przyznał nieznajomy. - Zbytnie przejmowanie się to chyba jedna z głównym cech
Naruto.
- Racja. - burknął Kiba. - Ale nie mogliśmy sprzeciwić
się rozkazowi! - zwrócił się tym razem do nas. - Rozmawialiśmy już z
organizatorami. Dzisiaj rano przybyli do wioski i wyraźnie powiedzieli, że nie
przerwą turnieju, jednak mieliśmy nadzieje ...
- Dajcie spokój, dobra? - prychnąłem. -
Znikajcie stąd i nie mieszajcie się w te sprawy.
Idealnie
tuszowałem zaskoczenie związane z takim pociągiem akcji. Nie spodziewałem się,
że tak szybko wszystko się potoczy. Nie spodziewałem się, że w ogóle dojdziemy
do czegoś za pomocą słów, sądziłem, że jedynym wyjściem będzie walka, tylko w
taki sposób zdołamy przemówić im do rozsądku...Szczerze się temu dziwiłem.
Pierwszy raz zdarzyło mi się być uczestnikiem zażegnania sporu poprzez rozmowę,
czystą pogawędkę ...
Może
jednak Sakura miała racja? Mógłbym jej to wyszeptać prosto w wielkie zielone
oczy, gdybym tylko wiedział gdzie on się teraz znajduje.
- Znikniemy. - oznajmił nagle Neji. - Ale
najpierw chcę dowiedzieć się po co przybyłeś na ten turniej?
Wzdrygnąłem
się słysząc jego żądania.
- By wziąśc w nim udział. - odparłem
złośliwie. Rozmówca zaczął tracić cierpliwość.
- Ale po co!?
- Myślisz, że ci powiem? - prychnąłem
odwracając się do nich plecami. - Sugeitsu, Karin, Juugo chodźcie. Trzeba się
przygotować na jutrzejs....
- Zapewne teraz powinniśmy cię zatrzymać i
próbować zatargać z powrotem do rodzinnej wioski - przynajmniej tego chciałby
teraz Naruto. - Nagle po przestrzeni rozniósł się cichutki głosik Kiby.
Powiedział to poważnym, zdecydowanym tonem, niestety nie było mi dane dojrzeć
wyrazu jego twarzy. Słowa, które wypowiedział zaciekawiły mnie jednak na tyle,
że zamknąłem oczy by sobie to wyobrazić.
- Kiba, co ty... - Neji zająkał się, ale
widząc powagę na twarzy przyjaciela zamilkł.
- Powinniśmy teraz walczyć by cię odzyskać,
sprowadzić z powrotem, ale mam to gdzieś, wiesz!? - krzyknął. - Naruto i
Sakura-chan tyle się przez ciebie nacierpieli, że ostatnie czego bym chciał w
tym momencie to twojego powrotu!
Cisza.
Wiatr nagle zawiał mocniej, jakby wyczuł klimat naszej konwersacji. Moje włosy
tańczyły w bliżej nieokreślonym rytmie, jedynie co dosłyszałem to zszokowany
pomruki ANBU i ciche szepty moich ludzi. Nic w tym momencie nie myślałem, żadne
wątpliwości, uczucia ani riposty nie atakowały mego umysłu. Było zupełnie tak
jakby wszystko z nim nagle się oczyściło pozostawiając pusty czarny obraz. Bez
najmniejszego światła, lub promyczka, który prowadził by do jakieś jasności.
Uniosłem dotąd spuszczoną głową chcąc ruszyć przed siebie, nie wiedział co
mógłbym powiedzieć, bałem się odezwać, co jeśli zadrży mi głos, a oni to
wyczują, jestem przecież bezwględnym mścicielem, a oni ...
I
wtedy to ujrzałem. Ujrzałem coś co kompletnie zbiło mnie z tropu i natychmiast
wypełniło czarną pustkę potężną dawką odczuć. Tuż przede mną widniało okno,
hotelowe okno przez, które zapewne przemierzało teraz setki osób walczących o
wolne pokoje, lecz ja nikogo nie wiedziałem. Widziałem jedynie moje
odbicie...Blade, niepewne, z szeroko otwartymi oczyma i z kropelkami potu
spływającymi po twarzy. Niemal natychmiast zatrzymałem się. Na pierwszy rzut
oka sądziłem, że jakiś mężczyzna przygląda się naszej rozmowie z takimi
emocjami, ale ten mężczyzna był stanowczo za bardzo podobny do mnie. Bo ty
byłem ja. Gwałtownie odwróciłem wzrok i wściekły na samego siebie spuściłem
głowę. Kątem oka zerknąłem na towarzyszy, lecz na moje szczęście nie skupili
swojej uwagi na mojej osobie tylko na przeciwnikach. Mruknąłem coś pod nosem i
twardymi krokami ruszyłem przed siebie. Nie chciałem dopuścić do siebie żadnej myśli
związanej ze słowami Kiby - żadnej. Żadnego Naruto, cierpienia Sakury. Teraz
musiałem ją tylko odnaleź.
- Idziemy. - szepnąłem ledwo dosłyszalnie.
***
- Kogo ja widzę? - jad w jego głosie jedynie
dodawał mi woli walki. Natsuo z początku patrzył na mnie jak na anioła, który
przybył z zaświatów by oznajmić mu o jego śmierci, jednak po czasie poznał we
mnie kogoś, kto nie sprawił na nim wielkiego wrażenia.
- Miło cię widzieć. - powiedziałam złośliwie
się przy tym uśmiechając. Właściciela starego płaszcza nie zadowolił mój dobry
humorek. Nagle z miejsca poderwał się jego najwyższy kompan.
- To ona, Natsuo! To ta dziewucha! - olbrzymi
zarost i blond czupryna przypominająca mi Eizo, ja również poznałam osobnika,
jednak nie sądziłam, że kiedykolwiek go spotkam zwłaszcza tutaj. Chcąc czy nie
przypomniało mi się jak z udawaną czułością gładziłam go po szyi, by potem
zostawić na pastwę losu w celu pokonania Natsuo. Zbytnia pewność siebie - błąd,
który popełniłam i, którego tym razem z pewnością nie powtórzę. Czułem te
skurczę w żołądku przez to, że nie miałam wglądu na to co dzieje się miedzy
Sasuke, a moimi przyjaciółmi, jednak chęć zemsty i udowodnienie samej sobie, że
nie jestem słaba wygrała nad rozsądkiem. Musiałam. Nie mogę żyć, że
świadomością, że pokonał mnie ktoś taki.
- Wiem Kirimo. - warknął patrząc na mnie z
pogardą. - Przyszłaś sobie powalczyć?
- O to samo chciałam zapytać ciebie. Dziwię
się, że ktoś tak słaby postanowił wziąść udział w turnieju.
- Więc co tutaj robisz? - syknął, mimo, że tym
razem to na jego twarz wstąpił łobuzerski uśmiech, ja nie traciłam czujności.
Nie dam się sprowokować, tamta walka przepełniona była błędami, które teraz
naprawię.
- Jeśli każdy ninja tutaj jest na takim
poziomie umiejętności jak ty, nie muszę martwić się o wygraną. - ciągnął dalej
pełnym pogardy głosem. Mimowolnie zacisnęłam pięści starając się z całych sił
nie wybuchnąć.
Rozejrzałam
się dookoła. Jak na porę uliczka była dość pusta. Dojrzałam się jedynie
pojedyńczych osób, które spacerowały nie zwracając uwagi na nasze gotowe do
ataku pozycję. Zauważyłam, że tutaj nikt na nic nie zwraca uwagi. Uczestnicy
turnieju są zajęci treningami i dokładają wszelkich starań aby dobrze
przygotować się do walk. Każdy kogo widziałam zmierzał w kierunku lasu,
zastanawiałam się dlaczego.
- Daruj sobie. - prychnęłam kiedy
przypomniałam sobie, że w ogóle z kimś rozmawiam.
- Mało ci po ostatnim razie? - wtrącił nagle
Kirimo głośno się przy tym śmiejąc. - Przyszłaś nas obrażać, czy po prostu
zmieniłaś zdanie i postanowiłaś jednak się z nami zabawić?
- Ani to, ani to. - warknęłam odruchowo
kierując rękę w stronę kabury. - Akurat od ciebie nic nie chcę, mam sprawę do
Natsuo.
- Kto by się spodziewał? - jęknął przywódca z
udawanym zdziwieniem. - To ze mną chcesz się zabawić?
- Żądam rewanżu! - niemal krzyknął wyrażając w
tych dwóch słowach całą moją gotowość do walki i wyrzucania w zapomnienie
poprzedniego starcia. Mojego przeciwnika ogarnęło zdziwienie na wypowiedziane
przeze mnie słowa, jednak szybko wrócił do siebie robiąc dwa kroki ku mnie.
Muszę mieć się na baczności, pomyślałam. Moja ręka drżała czekając jedynie na
impuls z mózgu, który zezwolił by jej na uchwycenie ostrza.
- Powtórka z ostatniego? - może i starał się
grać pewnego, ale wychodziło mu to nagannie. Nic dziwnego.
- Znam już twoją technikę, tym razem nie
zastosujesz na mnie żadnej sztuczki!
Nie
byłam pewna siebie. Miałam nadzieje, że tym sposobem dowiem się czy kryje coś
oprócz tego. Jego śmiałość zdecydowanie dałaby mi znak, że Natsuo szykuję
jeszcze wiele nie odkrytych przeze mnie niespodzianek, jednak ku memu
zdziwieniu jego asertywność minęła, a w jej miejsce wstąpiły wątpliwości.
- Mam jeszcze towarzyszy, którzy z pewnością
przyszykują dla ciebie dobrą rozrywkę. - powiedział po chwili milczenia.
Wywołani przez niego mężczyźni natychmiast stanęli obok niego prezentując się w
całej okazałości.
- Myślisz, że oni uratują ci tyłek?
- Czemu nie? - prychnął odsuwając się do tyłu.
- Przynajmniej sam nie będę musiał walczyć.
- Jesteś tchórzem! - krzyknęłam wściekła. To z
nim chciałam stoczyć pojedynek a nie z jego ludźmi. Nie czułam się
dowartościowana nawet z wiedzą, że boi się takiego przeciwnika jak ja.
- Nie chcę po prostu marnować energii na kogoś
takiego jak ty. Poza tym wolał bym inną sytuacje niż ta. Na przykład w hotelu -
sam na sam.
- W twoich marzeniach! - wrzasnęłam i nie
kontrolując niczego znajdującego się wewnątrz mnie zarzuciłam w jego stronę
cieniutką linią, Kirimo i drugi niski mężczyzna zaskoczeni nagłą reakcją
stanęli przed swoim 'panem', lecz na mnie nie zrobiło to wielkiego wrażenia.
Zaśmiałam się cicho do siebie i odskoczyłam na bok by z większa dokładnością
móc nacelować na mojego przeciwnika. Czułam się pewnie. Nie z przesadą, ale
wiedziałam już, że wygram to starcie. Użyłam dużo chakry i skupienia by móc
przeteleportować się za nich. W końcu mi się udało. Ta technika brała wiele
moich sił, lecz nie potrzebowałam jej dużo na taką walkę. Zaskoczona trójka
gwałtownie się obróciła, jednak było już za późno. Natsuo upadł na ziemie
obwiązany moją bronią.
- Kurwa mać! - jęknął żałośnie szamotając się
na ziemi. Nie mogłam się powstrzymać i ponownie wydobyłam z siebie głośny,
kpiarski śmiech. Patrzyłam na nich z mordem pokazując im tym spojrzeniem jak
beznadziejni są dla mnie.
- Może czas zająć się czymś innym niż
panienkami? - prychnęłam mocniej zaciskając linki. Krzyk bólu wydobył się z
jego buzi, a grane tutaj przedstawienie zaczęło powoli przywoływać jakąś
widownie.
- Na co wy czekacie? - warknęła ofiara. - Brać
ją!
Na
to czekałam. Z uśmiechem użyłam drugiej wolnej ręki i zarzuciłam w ich kierunku
kilkoma kunai'ami. Zapragnęłam jeszcze raz użyć teleportacji, jednak
wiedziałam, że jeśli to zrobię na następny ruch nie starczy mi sił. Ledwo
kryłam zmęczenie - powinnam bardziej nad tym popracować zwłaszcza, że dosyć
często się to przydaję.
- Pożałujesz tego! - nie byli tak śmiali jacy
zdawali się na początku. Ominęli moje ostrza i znaleźli się milimetr ode mnie.
Unikałam ich ciosów starając się pozostać w tym miejscu. Jeden fałszywy ruch, a
mogłabym zabić Natsuo. Nienawidziłam go. Za to podejście do świata, za
traktowanie kobiet jak przedmioty, lecz nie chciałam go zabić. Chciałam sprawić
mu lekcje, aby następnym razem nie grał takiego cwaniaka. Odegranie za
poprzednią walkę było tylko dodatkiem.
- Koniec zabawy. - mruknęłam do siebie, na co
mężczyźni gwałtownie się zatrzymali i spojrzeli na mnie. W mojej dłoni zaczęła
gromadzić się niebezpiecznie duża ilość chakry. Nie chciałam tak wiele mocy.
Lecz pilnowanie Natsuo, unikanie ciosów, i dodatkowo odebrane siły odejmowały
mojemu umysłowi punkty skupienia. Szybkim ruchem obdarowałam ich ciosami w
brzuch i obaj przeciwnicy po kilku sekundach uderzyli w ziemie kilka metrów
dalej wydając przy tym okrzyk bólu.
Uśmiechnęłam
się złośliwie i poczęłam zbliżać do Natsuo.
- Taki właśnie jesteś. - zaczęłam z pogardą. -
Pewny siebie, cwany, uważasz się za wielkiego przywódce tylko dlatego, że
założyłeś miasto, które jest doprawdy żałosne. Na przyszłość ... - przerwałam
przyciągając do siebie linkę tak aby ofiara ponownie wydała z siebie jakiś jęk.
Aby dała mi znak, że sprawiam jej teraz istne katusze. - Kobiety to nie
zabawki! - wrzasnęłam.
Rozluźniłam
rękę przez co trzymana przeze mnie nic powoli opadła na ziemie. Raz jeszcze
zgromadziłam chakre, tym razem w obu dłoniach. Nie zabije go, chce tylko aby
poczuł to przez co muszą przechodzić prawdziwi shinobi. Uniosłam rękę do góry,
a zebranemu wokół towarzystwu zaparło dech w piersiach. Oto moja chwila, teraz
odegram się za to, co mi zrobił. Zdążyłam jeszcze ujrzeć na twarzy Natsuo minę
wołającą 'litości' a potem obraz całkowicie się zamazał. Jednak nie widziałam
uderzenia, kurzu, dymu, ani rozchodzącego się na wszystkie strony śniegu.
Upadłam z hukiem na ziemie czując na sobie olbrzymi ciężar sprawiający mi ból.
Jęknęłam cicho, a kiedy otworzyłam oczy, owszem dojrzałam się wroga, lecz
leżącego kilka metrów dalej w tej samej pozycji.
- Co jest ...? - wydukałam tylko i spojrzałam
na górę. Tuż nade mną znajdowała się twarz Uchihy. Poważna i pełna mordu
wpatrująca się przed siebie. - S...sas...uke?
Oszołomiona
leżałam w bezruchu przytrzymując się jedną ręką. Co się stało? Czyżby rozmowa z
ANBU zakończyła się tak szybko? Mam nadzieje, że nie doszło do walki ...ale
tylko to przychodziło mi na myśl biorąc pod uwagę tak krótki czas.
Czarnowłosy
otrzepał się z puchu śniegu i wstał. Nadal na mnie nie patrzył. Dopiero teraz
zauważyłam, że to Natuso cierpi w tym momencie pod wpływem jego groźnego
spojrzenia.
- Spływaj stąd nim stracę cierpliwość. -
powiedział cicho. Właścicielowi małego miasta nie trzeba było dwa razy
powtarzać. Gwałtownie wstał i nawet nie pozbawiając ubrań przylepionego śniegu
pociągnął za ręce obu towarzyszy i począł czym prędzej się oddalać. Publika
wydała z siebie jęk niezadowolenia i z rozłożonymi rękoma również zaczęła
znikać z pola widzenia. Nadal obserwowałam wszystko z szeroko otwartymi oczami.
Chwilę później ujrzałam przed sobą czyjąś rękę. Gdy podniosłam głowę poraził
mnie uśmiech Sugeitsu.
- Wstawaj. - oznajmił ochoczo. Odwzajemniając
gest i skorzystałam z pomocy, doprowadzając swoje ubrania do normalnego stanu.
- To co zrobiłaś było nierozsądne. -
skomentował Sasuke. Zatkało mnie. Spodziewałam się wściekłości, krzyku i
niezadowolenia na jego twarzy, kiedy wydobył z siebie tylko 'to było
nierozsądne' ledwo co ustałam na nogach. Reszta Taki nie była zdziwiona
zachowaniem szefa, może on zawsze się tak zachowuję? Ale jak ostatnio walczyłam
z Natsuo był na mnie zdenerwowany, myślałam nawet, że z ogarniającego go gniewu
coś mi zrobi, teraz jednak był spokojny. A mord w jego oczach zniknął razem z
Natsuo.
- Wiem. - przyznałam widząc, że już więcej nic
nie powie.
- Rozumiem, że chciałaś się zemścić ale nie
musiałaś robić tego w takiej chwili. - odezwał się znowu, tym razem wyczułam w
jego tonie nutkę gniewu, jednak znacząco przegrywała z opanowaniem.
- Wiem. - powtórzyłam znowu bardziej znudzona.
- A co z ANBU? - zapytałam już bardziej ożywiona. Teraz jednak głos zabrał
Sugeitsu.
- Rozmawiali z organizatorami i nie wygrali.
Turniej będzie trwał więc jutro grzecznie wrócą do domu.
- Naprawdę?
- Ta. - burknęła Karin. - To naprawdę wydawało
się być za łatwe. Spodziewałam się naprawdę ciężkiej walki.
- Szczerze to ja też. - powiedział białowłosy.
- Ale na szczęście obyło się bez tego!
Uśmiechnęłam
się blado stając się odbiorcą jego entuzjazmu. Ile on w sobie tego posiadał?
Chyba nawet podczas swojej śmierci będzie opowiadał wszystkim jakie to
fascynujące przeżycia czekają go po drugiej stronie. Chyba to nawet jemu
zawdzięczam nadzieje trzymaną w sercu. Zawsze w trudnych sytuacjach podnosił
wszystkich na duchu ...
- Chodźmy stąd zanim ci idioci nas zauważą. -
oznajmił nagle Sasuke i każdy zgodnie kiwną głową.
To
była chyba norma, że nasza organizacja szła w wyznaczonej kolejności. Karin
zawsze zajmowała przody i z zaciekawieniem obserwowała wystawy sklepowe, które
w tym momencie znikały jej z oczu. Sprzedawcy zdali sobie sprawę z później
godziny i zaczęli wolnym tempem usuwać z drogi wszystkie bibeloty i pamiątki.
Sugeitsu szedł tuż za nią, jednak on wypatrywał najbliższych knajpek. Doszłam
do tego wniosku biorąc pod uwagę to jak zaciekle masuję się po brzuchu. Juugo
szedł pozbawiony wszelakiego wzruszenia ze spuszczoną głową. Sasuke metr za nim
z podobnym wyrazem twarzy. Ja odeszłam trochę na bok by móc dokładnie przyjrzeć
się tej czwórce. Kiedy mieszkałam w Konoha, wszelkich ludzi, którzy pracowali
dla Sasuke uważałam na groźnych przestępców, których jedynym celem jest
zabijanie. Jakoś nie potrafię wyobrazić sobie Sugeitsu, który z zimną krwią
pastwi się nad ledwo żywą ofiarą. Lub Karin ...Juugo jest na to zbyt spokojny,
a Sasuke ...Sasuke jest dobry. Zerknęłam na niego z uśmiechem patrząc jak idzie
przed siebie. Nawet jak byliśmy drużyną on w najtrudniejszych momentach pomagał
mi i Naruto - taki jest Sasuke.
Nagle
wzdrygnął się i spojrzał na mnie. Czy to możliwe aby potrafił wyczuć na sobie
moje zaciekawienie? Zawstydzona szybko odwróciłam wzrok i skupiłam go na
czubkach swoich butów. Dopiero teraz doszło do mnie z jak wolnym tempem
poruszam się do przodu. Karin, Sugeitsu i Juugo byli już dobre kilka metrów
dalej.
- Nie rób mi tego więcej, dobra? - usłyszałam
nagle. Aż podskoczyłam ponieważ ostatnie czego się spodziewałam to usłyszeć coś
takiego. Zazwyczaj była to cięta riposta lub zwykła dokuczliwa uwaga. Pomimo,
że czarnowłosy nie wywołał przedstawienia moim uczynkiem nadal gryzło go, że to
zrobiłam. - Myślałem, że uciekłaś. - dodał.
- Przecież powiedziałam ci, że nie ucieknę.
- Wiesz .. - jęknął przybliżając się. Teraz
szliśmy ramię w ramię jak zwyczajna dwójka ninja na pogaduszce. - Ciężko było
to inaczej odebrać.
- Miałam świetną okazje. - odparłam
przepraszająco. - Tak wiem, nie powinnam, ale przynajmniej dostał nauczkę ...
- Czy ja powiedziałem, że nie powinnaś? -
nagle na jego twarz wstąpił szczery uśmiech. Oszołomiona gwałtownie na niego
spojrzałam.
- Słucham?
- Ma za swoje. - zaśmiał się zaciekle unikając
mojego spojrzenia. Zaczęło mnie to irytować więc odpuściłam. Zdziwiło mnie jego
podejście do całej sprawy. Gdyby ktoś mi to opowiedział nie było by siły, która
zdołała by mnie przekonać, iż Sasuke naprawdę tak zareagował na moją urażoną
dumę.
Wzięłam
głęboki wdech i postanowiłam przedstawić mu swoje spostrzeżenia.
- Nie jesteś zły? - wydukałam w końcu z
drżącym głosem.
- Jestem wściekły. - powiedział jak gdyby
nigdy nic. Zaskoczona raz jeszcze starałam się aby nasze spojrzenia się
spotkały - na marne.
- To dlaczego ...?
- Co dlaczego?
- To dlaczego mówisz, że ma za swoje, skoro
jesteś zły, że to zrobiłam?
Tu
nie było logiki.
- Jestem wściekły, że się narażałaś, a
zadowolony, że dostał za swoje.
- Więc nie możesz być wściekły, skoro
jednocześnie jesteś zadowolony. To zadowolenie połączone ze wściekłością na
pewno daje co innego.
Uchiha
popatrzył na mnie jakbym właśnie próbowała mu wmówić, że ziemia jest płaska,
nie okrągła. Ale nie miało to dla mnie znaczenia, jak. Ważne, że spojrzał, w
końcu! Byłam wygłodniała czerni jego tęczówek, pragnęłam znowu w ich utonąć, a
dopiero potem zamartwiać się konsekwencjami czynu.
- Co ty w ogóle mówisz? - zapytał w końcu.
Czerwone pytajniki były wręcz narysowane na jego twarzy. Pytajniki, które
domagały się natychmiastowej odpowiedzi.
- Nieważne. - westchnęłam z szerokim
uśmiechem. - Przynajmniej mi wybaczyłeś.
- Tego nie powiedziałem ...
- Ale wiem, że tak jest! - przerwałam mu z
taką radością w głosie, że sama się tym zdumiłam. Widocznie nastrój Sugeitsu
udzielił mi się w każdym calu. Sasuke nie jest zły, moi przyjaciele z Konohy
bezpiecznie wrócą do wioski, a Natsuo dostał porządną nauczkę za swoje
poprzednie czyny. Czy mogło ułożyć się lepiej? Układałam w głowie wiele
scenariuszów, ale tak wspaniały nie przyszedł mi do głowy. Zazwyczaj tak jest.
Spodziewam się najgorszego potoku zdarzeń, zjawia się najlepszy. A kiedy
spodziewam się najlepszego, przybywa najgorszy z perfidnym uśmieszkiem na
twarzy.
Ah,
to ironiczne życie.
***
Następnego
dnia moja organizacja nie miała zamiaru wstać tak ochoczo jak ja. Nie
obchodziło ich to, że to dzisiejszego dnia rozpoczyna się punkt kulminacyjny,
czyli przygoda.
- Pośpieszcie się! - wrzasnąłem całą energią
jaką przez ten czas zdołałem w sobie zamknąć. Wczorajszy dzień dał mi wiele do
myślenia, ale mimo to nadal nie posiadałem cechy zwanej cierpliwość. Zamknąłem
oczy. Na holu w hotelu znajdowało się w tym momencie mnóstwo ludzi, oparłem się
więc o barierkę tuż przy fontannie i popłynąłem w zamyślenie - może wtedy czas
powlecze się w odrobinę szybszym tempie.
Sakura
była osobą o wyjątkowo silnym charakterze. Powinienem się wściekać za jej
występek, powinienem dać jej nauczkę i zrobić coś aby na przyszłość
zrezygnowała z myśli o powtórzeniu tego. Ale powstrzymałem się. Byłem pod zbyt
wielkim wrażeniem by mieć czas na pretensję. Nie sądziłem, że w sercu takiej
kruchej osóbki może pojawić się takie odczucie jak 'zemsta' lub 'chęć rewanżu',
może do końca nie ogarnęła mnie jedynie uznanie, lecz również szok. Podziałało
to na mój stan psychiczny, i to właśnie wyjaśniało mój wczorajszy spokój.
Dziwnie się czułem. Odczuwałem taką niesamowitą radość i ulgę w momencie gdy z
nią rozmawiałem. Nigdy nie miałem z czymś takim doczynienia i powinienem uznać
to za niebezpieczne, ale chciałem więcej. A jeśli coś chciałem to musiałem
dostać.
- Jesteśmy.
Może
i wczoraj nadmiar spokoju trochę mną poniósł, ale na widok lub myśl o jednej
rzeczy złość nigdy nie przestanie mnie męczyć. Miejsce noclegowe Sakury.
Musiałem to jednak zaakceptować, ostatnie czego mi teraz potrzeba to kolejnych
pretensji ze strony Madary. A skoro już uważa, że mam ją za blisko wydalenie ją
z pokoju było jedynym wyjściem. Z początku kierował mnie mój rozsądek, a potem
serce, które wręcz wyło by Haruno mogła zostać jeszcze na chwilę - przystałem
na to i od razu pożałowałem tego czynu. Ale Madara nie ma racji, nadal jestem
skupiony na mojej misji. Nadal chce zniszczyć wioskę i...
Spojrzałem
na różowowłosą, która podeszła do mnie z Sugeitsu. Delikatny uśmiech gościł na
jej twarzy. Długie fale niesfornie opadały na ramiona, a biała podkoszulka
połączona z czarnymi szortami i glanami, które należały do mnie dodawały jej
mnóstwa uroku. Jakiej reakcji mogę spodziewać się po takiej osobie? Takiej
delikatnej...Sakura była delikatna nie bacząc na to, że stara się udwonodnić,
iż jest inaczej.
Może
ja naprawdę nie potrafię się skupić?
Niespodziewanie
jej opinia zaczęła być dla mnie ważna, ważniejsza od czegokolwiek ...
- Szefie! - warknął zniecierpliwiony Sugeitsu
machając mi ręką przed oczyma. - Mówię do ciebie już piąty raz.
- Gotowi? - wydukałem tylko.
- Tak, gotowi. Chyba nawet stoimy tu dłużej
niż ty na nas czekałeś. - burknął sarkastycznie z obrażoną miną. Haruno
zachichotała cicho i zwróciła się do mnie nie tracą dobrego humoru.
- Nie wiedzieliśmy czy będziemy brać udział w
tym turnieju więc na wszelki wypadek ubraliśmy się w stroje do walki.
Zaskoczony
przeleciałem wzrokiem towarzyszy. Rzeczywiście, każdy z nich odziany był w
standardowy strój w, których zazwyczaj wyruszaliśmy na misje za czasów kiedy
nie było tu jeszcze Sakury.
Kiedy
jej nie było, wszystko było takie puste.
- Kurwa. - zaklnąłem nawet tego nie
kontrolując, przez co moja reakcja napotkała się z pytającymi spojrzeniami. -
Możemy iść? - dodałem szybko.
- Jasne. - odparła nieco zdezorientowana
Sakura.
- Nareszcie! - wrzasnął ucieszony białowłosy.
- Niech ci kolesie z turnieju się przygotują!
- Racja. Sasuke na pewno im dołoży. - pisnęła
Karin.
Sugeitsu
spuścił głowie w geście politowania.
- Mówiłem o sobie! - warknął.
- Więc nie mają się czego bać. - zakpiła
czerwonowłosa poprawiając okulary. Haruno przyglądała się temu z bladym
uśmiechem, przez chwilę miałem wrażenie, że nawet na twarzy Juugo pojawił się
jakiś jego cień.
Sugeitsu
zignorował uwagę towarzyszki i z szerokim uśmiechem wyszedł z budynku.
- Czas dać im wszystkim porządną nauczkę!
"Pochłonęłam" notkę w bardzo którkim czasie, co zdarza mi się rzadko. :o :D
OdpowiedzUsuńWalka się nie odbyła, ANBU i Sasuke nawet prawie się ze sobą pogodzili. To dość.. dziwne. xD Zazwyczaj Mroczny Komandos rwie się do walki z wielką chęcią, a tu taka odmiana.
Niemal biłam brawo Sakurze, kiedy odegrała się na tym zboczeńcu. :>
Myśli Sasuke są nie do ogarnięcia, prawie tak jak moje. xd Miłość rośnie wokół nas! :3