środa, 31 października 2012

Rozdział 23



Utknąłem w posłuszeństwie do jakiego zmuszało mnie moje serce. Stałem w bezruchu obserwując jak Sakura szybkim ruchem schodzi z drzewa i znika za ścianą jednego z hotelu. Cholera. Otworzyłem szeroko oczy i nawet nie zwracałam uwagi na to, że moje wrogowie prawdopodobnie mogą zauważyć zainteresowanie jakim darzę pewien obiekt. Zacisnąłem pięści. Kolejny raz! Kolejny raz jej zaufałem i jak zwykle czekało mnie rozczarowanie.
 - Szefie. - Sugeitsu szturchnął mnie delikatnie w ramię wyrzucając tym samym z krainy rozmyślań. Obdarowałem moje płuca dawką powietrza i przeleciałem wzrokiem ludzi z Konohy. Mam nadzieje, że Haruno nie wpadł do głowy pomysł na ujawnienie się - gorzko by tego pożałowała. Ale gdyby to zrobiła jej czyn byłby pozbawiony sensu - naraziła by wtedy swoich przyjaciół na mój gniew. A z pewnością jest świadoma jego wielkości. Więc co kombinuje? Gdzie ją podziało? Sakura do cholery - wracaj i uspokój moje serce... powróciło to dziwne uczucie, które zaatakowało mnie kiedy szukałem jej pośród pustyni. Nieprzyjemne uczucie, które prowadziło mój żołądek do gardła powodując dodatkowo nieznośne skurczę.
 - Dlaczego zależy ci tak na tym turnieju? - tym razem z rozmyślań wybudził mnie stanowczy ton Neji'ego, który tak jak zawsze patrzył na każdy szczegół podejrzliwym wzrokiem.
 - To bezsensu! - wtrącił Kiba kiedy już otwierałem usta. Zapewne spostrzegł, że moja odpowiedź będzie jednoznaczna. - Na tych starciach jedynie giną ludzie, nagrody wcale nie zachwycają, jedynie ta wiedza, że jest się jednym z lepszych, ale po co ci to? Może to i głupie, że staramy się to przerwać, zwłaszcza, że niektórzy się do tego przygotowywali dość długi czas, ale większość uczestników ginie, a Naruto nie chce dostawać już listów powiadamiających o śmierciach kolejnych osób...
I tak drgnąłem słysząc imię dawnego przyjaciela. Zawsze tak było i będzie. To nieodłączna część mojego egzystowania i choć minęło już tak wiele lat, nadal pamiętam wszystkie chwilę, które dawno powinny zniknąć z mojej pamięci.
 - Ja też przygotowywałem się długo na te starcia. - odparłem po chwili milczenia. - Nie po to tyle trenowałem aby wracać teraz z powrotem. Zwłaszcza, że dotarcie tutaj zajęło nam wiele czasu.
 - Uwierz mi, że lepiej dla ciebie będzie jak jednak wrócisz. Chyba nie chcesz zginąć. - Białoooki działał mi na nerwy. To była jedna z jego taktyk, wyprowadzenie przeciwnika z równowagi - lecz nie ze mną takie numery.
 - W przeciwieństwie do innych, nie jestem na tyle słaby aby tu zginąć. Poza tym zasady zmieniły się, teraz za wygraną oferują nagrody ...
 - Wiemy, że się zmieniły dlatego tu jesteśmy, zmiany wywołały jeszcze większe zainteresowanie.
 - Widać, wielki Naruto nie wierzy w siłę swoich ludzi. W sumie, czego można się spodziewać po mieszkańcach Ukrytego Liścia? - wycedziłem ze złośliwym uśmieszkiem. Musiałem. Ta ich pewność i zadowolenie przestały mi się podobać, czas wprowadzić w atmosferze jakieś zmiany.
 - On o nich dba! W przeciwieństwie do ciebie. - warknął Neji - do przewidzenia.
 - Wierzy w nich, ale ludzie popełniają taki błąd, że nieraz przecenią swoje umiejętności. - oznajmił Sai ze spokojem, który w pewnej chwili skojarzył mi się z Juugo. Prychnąłem. Taka pogaduszka do niczego nie prowadziła. Miałem ochotę po prostu ich zabić, jednak tajemnicza siła nadal wyzwalała swoje moce. Zapewne i tak nie potrafiłbym się skupić, Sakura gdzieś zniknęła i sugerując po zachowaniu członków Taki żaden z nich tego nie zauważył. Liczyłem chociaż na Juugo, ale on również stał nieruchomo czekając aż wszystko się skończy.
 - Mam gdzieś wasze zamiary. - burknąłem.
 - Nic dziwnego. - prychnął Kiba. - Ty wszystko masz gdzieś. Nie przejmujesz się niczym tylko sobą.
Słyszałem to już, pomyślałem. Od razu powrócił do mnie obraz wściekłego wyrazu twarzy różowowłosej, która cedziła mi te same słowa.
 - Dlatego nie wyglądam tak żałośnie jak wy. - warknąłem, chciałem jakoś zakończyć tą rozmowę. Chciałem zaatakować. Udowodnić im jak wielką siłę posiadam, i pokazać jak ta siła zmiecie ich wioskę z powierzchni ziemi. O tak. Już nie mogę się doczekać widoku ludzi, drżących ze strachu.
 - Co teraz? - mruknął do mnie białowłosy.
 - Też chciałbym wiedzieć.
Nagle Shikamaru otworzył szeroko buzię aby wylać z siebie całe targające nim zmęczenie. Ten gest od zawsze był dla mnie jego znakiem rozpoznawczym, sądziłem jednak, że z tego wyrośnie - a jednak. Brązowowłosy obrócił się do nas tyłem i usiadł z powrotem pod drzewem odgarniając najpierw śnieg. Reszta Konohy zwróciła w jego kierunku zaskoczone spojrzenia.
 - Dajcie spokój. - jęknął podpierając głowę rękoma. - I tak nic już nie możemy zrobić.
 - Shikamaru, co ty robisz!? - wrzasnął Kiba.
 - Robię to co nam pozostało. Odpocząć, a następnego dnia wrócić do wioski. - powiedział spokojnie, a następnie zerknął na nas spod byka. - To nie ma sensu.
 - Wstawaj i chodź! Może jeszcze uda nam ...
 - Co nam się uda, proszę powiedz mi. Jest nas czterech na całe miliony ninj'ów, którzy wybrali się tutaj na pojedynek. Miałeś racje Kiba. Niektórzy przez długo czas trenowali by się tutaj znaleź, wydaję mi się, że to trochę nie fair względem nich aby przerywać walkę.
 - O czym ty mówisz!? - zdziwili się.
Nasza 'ciemna strona mocy', również wsłuchiwała się w to ze zdezorientowaniem. Przez chwilę myślałem nawet, że będziemy zmuszeni stawić czoła ich chakrze, czekało mnie jednak miłe zaskoczenie. Nie ma to jak przyznanie się wroga do racji drugiej strony. Uśmiechnąłem się łobuzersko obserwując wyrazy twarzy członków ANBU mówiące o bezsilności i niewiedzy dotyczącą dalszych działań.
 - Chłopaki... - jęknął od niechcenia. - Wiem, że taki był rozkaz, ale rozmawialiśmy już z organizatorami, powiedzieli wyraźnie, że nie przerwą turnieju. Wcale się im nie dziwie. Dla niektórych to wydarzenie stanowi wszystko...
 - Jeśli wasi ludzie zdecydowali się wziąść w nim udział sami ponoszą za siebie odpowiedzialność i nie mogą obwiniać władzy wioski za ich śmierć. - wszystkie oczy natychmiast skierowały uwagę na Juugo, który bez najmniejszego wzruszenia kontynuował wypowiedź rywala. Wpatrywał się tempo przed siebie trzymając ręce w kieszeni płaszcza. - Wasz kage za bardzo przejmuję się ich losem ...
 - On ma racje. - powiedział stanowczo Sugeitsu. - Pomyślcie, że ktoś trenował do tego całe swoje życie, a teraz miałoby się to dla niego skończyć ...
 - ...porażką, ale nie w walce, lecz przez was. - tym razem to ja postanowiłem się wtrącić, i to z tonem człowieka, który przeżył już całe życie i ono nie raz dało mu w kość. ANBU nagle zmieszało się, a ich początkowa determinacja zmierzała ku kresowi. Shikamaru z uśmiechem przytaknął naszym słowem i wbił wzrok w Kibe, czarnowłosego ninja i Neji'ego.
 - Ja od początku uważałem to za głupotę. - przyznał nieznajomy. - Zbytnie przejmowanie się to chyba jedna z głównym cech Naruto.
 - Racja. - burknął Kiba. - Ale nie mogliśmy sprzeciwić się rozkazowi! - zwrócił się tym razem do nas. - Rozmawialiśmy już z organizatorami. Dzisiaj rano przybyli do wioski i wyraźnie powiedzieli, że nie przerwą turnieju, jednak mieliśmy nadzieje ...
 - Dajcie spokój, dobra? - prychnąłem. - Znikajcie stąd i nie mieszajcie się w te sprawy.
Idealnie tuszowałem zaskoczenie związane z takim pociągiem akcji. Nie spodziewałem się, że tak szybko wszystko się potoczy. Nie spodziewałem się, że w ogóle dojdziemy do czegoś za pomocą słów, sądziłem, że jedynym wyjściem będzie walka, tylko w taki sposób zdołamy przemówić im do rozsądku...Szczerze się temu dziwiłem. Pierwszy raz zdarzyło mi się być uczestnikiem zażegnania sporu poprzez rozmowę, czystą pogawędkę ...
Może jednak Sakura miała racja? Mógłbym jej to wyszeptać prosto w wielkie zielone oczy, gdybym tylko wiedział gdzie on się teraz znajduje.
 - Znikniemy. - oznajmił nagle Neji. - Ale najpierw chcę dowiedzieć się po co przybyłeś na ten turniej?
Wzdrygnąłem się słysząc jego żądania.
 - By wziąśc w nim udział. - odparłem złośliwie. Rozmówca zaczął tracić cierpliwość.
 - Ale po co!?
 - Myślisz, że ci powiem? - prychnąłem odwracając się do nich plecami. - Sugeitsu, Karin, Juugo chodźcie. Trzeba się przygotować na jutrzejs....
 - Zapewne teraz powinniśmy cię zatrzymać i próbować zatargać z powrotem do rodzinnej wioski - przynajmniej tego chciałby teraz Naruto. - Nagle po przestrzeni rozniósł się cichutki głosik Kiby. Powiedział to poważnym, zdecydowanym tonem, niestety nie było mi dane dojrzeć wyrazu jego twarzy. Słowa, które wypowiedział zaciekawiły mnie jednak na tyle, że zamknąłem oczy by sobie to wyobrazić.
 - Kiba, co ty... - Neji zająkał się, ale widząc powagę na twarzy przyjaciela zamilkł.
 - Powinniśmy teraz walczyć by cię odzyskać, sprowadzić z powrotem, ale mam to gdzieś, wiesz!? - krzyknął. - Naruto i Sakura-chan tyle się przez ciebie nacierpieli, że ostatnie czego bym chciał w tym momencie to twojego powrotu!
Cisza. Wiatr nagle zawiał mocniej, jakby wyczuł klimat naszej konwersacji. Moje włosy tańczyły w bliżej nieokreślonym rytmie, jedynie co dosłyszałem to zszokowany pomruki ANBU i ciche szepty moich ludzi. Nic w tym momencie nie myślałem, żadne wątpliwości, uczucia ani riposty nie atakowały mego umysłu. Było zupełnie tak jakby wszystko z nim nagle się oczyściło pozostawiając pusty czarny obraz. Bez najmniejszego światła, lub promyczka, który prowadził by do jakieś jasności. Uniosłem dotąd spuszczoną głową chcąc ruszyć przed siebie, nie wiedział co mógłbym powiedzieć, bałem się odezwać, co jeśli zadrży mi głos, a oni to wyczują, jestem przecież bezwględnym mścicielem, a oni ...
I wtedy to ujrzałem. Ujrzałem coś co kompletnie zbiło mnie z tropu i natychmiast wypełniło czarną pustkę potężną dawką odczuć. Tuż przede mną widniało okno, hotelowe okno przez, które zapewne przemierzało teraz setki osób walczących o wolne pokoje, lecz ja nikogo nie wiedziałem. Widziałem jedynie moje odbicie...Blade, niepewne, z szeroko otwartymi oczyma i z kropelkami potu spływającymi po twarzy. Niemal natychmiast zatrzymałem się. Na pierwszy rzut oka sądziłem, że jakiś mężczyzna przygląda się naszej rozmowie z takimi emocjami, ale ten mężczyzna był stanowczo za bardzo podobny do mnie. Bo ty byłem ja. Gwałtownie odwróciłem wzrok i wściekły na samego siebie spuściłem głowę. Kątem oka zerknąłem na towarzyszy, lecz na moje szczęście nie skupili swojej uwagi na mojej osobie tylko na przeciwnikach. Mruknąłem coś pod nosem i twardymi krokami ruszyłem przed siebie. Nie chciałem dopuścić do siebie żadnej myśli związanej ze słowami Kiby - żadnej. Żadnego Naruto, cierpienia Sakury. Teraz musiałem ją tylko odnaleź.
 - Idziemy. - szepnąłem ledwo dosłyszalnie.

***

 - Kogo ja widzę? - jad w jego głosie jedynie dodawał mi woli walki. Natsuo z początku patrzył na mnie jak na anioła, który przybył z zaświatów by oznajmić mu o jego śmierci, jednak po czasie poznał we mnie kogoś, kto nie sprawił na nim wielkiego wrażenia.
 - Miło cię widzieć. - powiedziałam złośliwie się przy tym uśmiechając. Właściciela starego płaszcza nie zadowolił mój dobry humorek. Nagle z miejsca poderwał się jego najwyższy kompan.
 - To ona, Natsuo! To ta dziewucha! - olbrzymi zarost i blond czupryna przypominająca mi Eizo, ja również poznałam osobnika, jednak nie sądziłam, że kiedykolwiek go spotkam zwłaszcza tutaj. Chcąc czy nie przypomniało mi się jak z udawaną czułością gładziłam go po szyi, by potem zostawić na pastwę losu w celu pokonania Natsuo. Zbytnia pewność siebie - błąd, który popełniłam i, którego tym razem z pewnością nie powtórzę. Czułem te skurczę w żołądku przez to, że nie miałam wglądu na to co dzieje się miedzy Sasuke, a moimi przyjaciółmi, jednak chęć zemsty i udowodnienie samej sobie, że nie jestem słaba wygrała nad rozsądkiem. Musiałam. Nie mogę żyć, że świadomością, że pokonał mnie ktoś taki.
 - Wiem Kirimo. - warknął patrząc na mnie z pogardą. - Przyszłaś sobie powalczyć?
 - O to samo chciałam zapytać ciebie. Dziwię się, że ktoś tak słaby postanowił wziąść udział w turnieju.
 - Więc co tutaj robisz? - syknął, mimo, że tym razem to na jego twarz wstąpił łobuzerski uśmiech, ja nie traciłam czujności. Nie dam się sprowokować, tamta walka przepełniona była błędami, które teraz naprawię.
 - Jeśli każdy ninja tutaj jest na takim poziomie umiejętności jak ty, nie muszę martwić się o wygraną. - ciągnął dalej pełnym pogardy głosem. Mimowolnie zacisnęłam pięści starając się z całych sił nie wybuchnąć.
Rozejrzałam się dookoła. Jak na porę uliczka była dość pusta. Dojrzałam się jedynie pojedyńczych osób, które spacerowały nie zwracając uwagi na nasze gotowe do ataku pozycję. Zauważyłam, że tutaj nikt na nic nie zwraca uwagi. Uczestnicy turnieju są zajęci treningami i dokładają wszelkich starań aby dobrze przygotować się do walk. Każdy kogo widziałam zmierzał w kierunku lasu, zastanawiałam się dlaczego.
 - Daruj sobie. - prychnęłam kiedy przypomniałam sobie, że w ogóle z kimś rozmawiam.
 - Mało ci po ostatnim razie? - wtrącił nagle Kirimo głośno się przy tym śmiejąc. - Przyszłaś nas obrażać, czy po prostu zmieniłaś zdanie i postanowiłaś jednak się z nami zabawić?
 - Ani to, ani to. - warknęłam odruchowo kierując rękę w stronę kabury. - Akurat od ciebie nic nie chcę, mam sprawę do Natsuo.
 - Kto by się spodziewał? - jęknął przywódca z udawanym zdziwieniem. - To ze mną chcesz się zabawić?
 - Żądam rewanżu! - niemal krzyknął wyrażając w tych dwóch słowach całą moją gotowość do walki i wyrzucania w zapomnienie poprzedniego starcia. Mojego przeciwnika ogarnęło zdziwienie na wypowiedziane przeze mnie słowa, jednak szybko wrócił do siebie robiąc dwa kroki ku mnie. Muszę mieć się na baczności, pomyślałam. Moja ręka drżała czekając jedynie na impuls z mózgu, który zezwolił by jej na uchwycenie ostrza.
 - Powtórka z ostatniego? - może i starał się grać pewnego, ale wychodziło mu to nagannie. Nic dziwnego.
 - Znam już twoją technikę, tym razem nie zastosujesz na mnie żadnej sztuczki!
Nie byłam pewna siebie. Miałam nadzieje, że tym sposobem dowiem się czy kryje coś oprócz tego. Jego śmiałość zdecydowanie dałaby mi znak, że Natsuo szykuję jeszcze wiele nie odkrytych przeze mnie niespodzianek, jednak ku memu zdziwieniu jego asertywność minęła, a w jej miejsce wstąpiły wątpliwości.
 - Mam jeszcze towarzyszy, którzy z pewnością przyszykują dla ciebie dobrą rozrywkę. - powiedział po chwili milczenia. Wywołani przez niego mężczyźni natychmiast stanęli obok niego prezentując się w całej okazałości.
 - Myślisz, że oni uratują ci tyłek?
 - Czemu nie? - prychnął odsuwając się do tyłu. - Przynajmniej sam nie będę musiał walczyć.
 - Jesteś tchórzem! - krzyknęłam wściekła. To z nim chciałam stoczyć pojedynek a nie z jego ludźmi. Nie czułam się dowartościowana nawet z wiedzą, że boi się takiego przeciwnika jak ja.
 - Nie chcę po prostu marnować energii na kogoś takiego jak ty. Poza tym wolał bym inną sytuacje niż ta. Na przykład w hotelu - sam na sam.
 - W twoich marzeniach! - wrzasnęłam i nie kontrolując niczego znajdującego się wewnątrz mnie zarzuciłam w jego stronę cieniutką linią, Kirimo i drugi niski mężczyzna zaskoczeni nagłą reakcją stanęli przed swoim 'panem', lecz na mnie nie zrobiło to wielkiego wrażenia. Zaśmiałam się cicho do siebie i odskoczyłam na bok by z większa dokładnością móc nacelować na mojego przeciwnika. Czułam się pewnie. Nie z przesadą, ale wiedziałam już, że wygram to starcie. Użyłam dużo chakry i skupienia by móc przeteleportować się za nich. W końcu mi się udało. Ta technika brała wiele moich sił, lecz nie potrzebowałam jej dużo na taką walkę. Zaskoczona trójka gwałtownie się obróciła, jednak było już za późno. Natsuo upadł na ziemie obwiązany moją bronią.
 - Kurwa mać! - jęknął żałośnie szamotając się na ziemi. Nie mogłam się powstrzymać i ponownie wydobyłam z siebie głośny, kpiarski śmiech. Patrzyłam na nich z mordem pokazując im tym spojrzeniem jak beznadziejni są dla mnie.
 - Może czas zająć się czymś innym niż panienkami? - prychnęłam mocniej zaciskając linki. Krzyk bólu wydobył się z jego buzi, a grane tutaj przedstawienie zaczęło powoli przywoływać jakąś widownie.
 - Na co wy czekacie? - warknęła ofiara. - Brać ją!
Na to czekałam. Z uśmiechem użyłam drugiej wolnej ręki i zarzuciłam w ich kierunku kilkoma kunai'ami. Zapragnęłam jeszcze raz użyć teleportacji, jednak wiedziałam, że jeśli to zrobię na następny ruch nie starczy mi sił. Ledwo kryłam zmęczenie - powinnam bardziej nad tym popracować zwłaszcza, że dosyć często się to przydaję.
 - Pożałujesz tego! - nie byli tak śmiali jacy zdawali się na początku. Ominęli moje ostrza i znaleźli się milimetr ode mnie. Unikałam ich ciosów starając się pozostać w tym miejscu. Jeden fałszywy ruch, a mogłabym zabić Natsuo. Nienawidziłam go. Za to podejście do świata, za traktowanie kobiet jak przedmioty, lecz nie chciałam go zabić. Chciałam sprawić mu lekcje, aby następnym razem nie grał takiego cwaniaka. Odegranie za poprzednią walkę było tylko dodatkiem.
 - Koniec zabawy. - mruknęłam do siebie, na co mężczyźni gwałtownie się zatrzymali i spojrzeli na mnie. W mojej dłoni zaczęła gromadzić się niebezpiecznie duża ilość chakry. Nie chciałam tak wiele mocy. Lecz pilnowanie Natsuo, unikanie ciosów, i dodatkowo odebrane siły odejmowały mojemu umysłowi punkty skupienia. Szybkim ruchem obdarowałam ich ciosami w brzuch i obaj przeciwnicy po kilku sekundach uderzyli w ziemie kilka metrów dalej wydając przy tym okrzyk bólu.
Uśmiechnęłam się złośliwie i poczęłam zbliżać do Natsuo.
 - Taki właśnie jesteś. - zaczęłam z pogardą. - Pewny siebie, cwany, uważasz się za wielkiego przywódce tylko dlatego, że założyłeś miasto, które jest doprawdy żałosne. Na przyszłość ... - przerwałam przyciągając do siebie linkę tak aby ofiara ponownie wydała z siebie jakiś jęk. Aby dała mi znak, że sprawiam jej teraz istne katusze. - Kobiety to nie zabawki! - wrzasnęłam.
Rozluźniłam rękę przez co trzymana przeze mnie nic powoli opadła na ziemie. Raz jeszcze zgromadziłam chakre, tym razem w obu dłoniach. Nie zabije go, chce tylko aby poczuł to przez co muszą przechodzić prawdziwi shinobi. Uniosłam rękę do góry, a zebranemu wokół towarzystwu zaparło dech w piersiach. Oto moja chwila, teraz odegram się za to, co mi zrobił. Zdążyłam jeszcze ujrzeć na twarzy Natsuo minę wołającą 'litości' a potem obraz całkowicie się zamazał. Jednak nie widziałam uderzenia, kurzu, dymu, ani rozchodzącego się na wszystkie strony śniegu. Upadłam z hukiem na ziemie czując na sobie olbrzymi ciężar sprawiający mi ból. Jęknęłam cicho, a kiedy otworzyłam oczy, owszem dojrzałam się wroga, lecz leżącego kilka metrów dalej w tej samej pozycji.
 - Co jest ...? - wydukałam tylko i spojrzałam na górę. Tuż nade mną znajdowała się twarz Uchihy. Poważna i pełna mordu wpatrująca się przed siebie. - S...sas...uke?
Oszołomiona leżałam w bezruchu przytrzymując się jedną ręką. Co się stało? Czyżby rozmowa z ANBU zakończyła się tak szybko? Mam nadzieje, że nie doszło do walki ...ale tylko to przychodziło mi na myśl biorąc pod uwagę tak krótki czas.
Czarnowłosy otrzepał się z puchu śniegu i wstał. Nadal na mnie nie patrzył. Dopiero teraz zauważyłam, że to Natuso cierpi w tym momencie pod wpływem jego groźnego spojrzenia.
 - Spływaj stąd nim stracę cierpliwość. - powiedział cicho. Właścicielowi małego miasta nie trzeba było dwa razy powtarzać. Gwałtownie wstał i nawet nie pozbawiając ubrań przylepionego śniegu pociągnął za ręce obu towarzyszy i począł czym prędzej się oddalać. Publika wydała z siebie jęk niezadowolenia i z rozłożonymi rękoma również zaczęła znikać z pola widzenia. Nadal obserwowałam wszystko z szeroko otwartymi oczami. Chwilę później ujrzałam przed sobą czyjąś rękę. Gdy podniosłam głowę poraził mnie uśmiech Sugeitsu.
 - Wstawaj. - oznajmił ochoczo. Odwzajemniając gest i skorzystałam z pomocy, doprowadzając swoje ubrania do normalnego stanu.
 - To co zrobiłaś było nierozsądne. - skomentował Sasuke. Zatkało mnie. Spodziewałam się wściekłości, krzyku i niezadowolenia na jego twarzy, kiedy wydobył z siebie tylko 'to było nierozsądne' ledwo co ustałam na nogach. Reszta Taki nie była zdziwiona zachowaniem szefa, może on zawsze się tak zachowuję? Ale jak ostatnio walczyłam z Natsuo był na mnie zdenerwowany, myślałam nawet, że z ogarniającego go gniewu coś mi zrobi, teraz jednak był spokojny. A mord w jego oczach zniknął razem z Natsuo.
 - Wiem. - przyznałam widząc, że już więcej nic nie powie.
 - Rozumiem, że chciałaś się zemścić ale nie musiałaś robić tego w takiej chwili. - odezwał się znowu, tym razem wyczułam w jego tonie nutkę gniewu, jednak znacząco przegrywała z opanowaniem.
 - Wiem. - powtórzyłam znowu bardziej znudzona. - A co z ANBU? - zapytałam już bardziej ożywiona. Teraz jednak głos zabrał Sugeitsu.
 - Rozmawiali z organizatorami i nie wygrali. Turniej będzie trwał więc jutro grzecznie wrócą do domu.
 - Naprawdę?
 - Ta. - burknęła Karin. - To naprawdę wydawało się być za łatwe. Spodziewałam się naprawdę ciężkiej walki.
 - Szczerze to ja też. - powiedział białowłosy. - Ale na szczęście obyło się bez tego!
Uśmiechnęłam się blado stając się odbiorcą jego entuzjazmu. Ile on w sobie tego posiadał? Chyba nawet podczas swojej śmierci będzie opowiadał wszystkim jakie to fascynujące przeżycia czekają go po drugiej stronie. Chyba to nawet jemu zawdzięczam nadzieje trzymaną w sercu. Zawsze w trudnych sytuacjach podnosił wszystkich na duchu ...
 - Chodźmy stąd zanim ci idioci nas zauważą. - oznajmił nagle Sasuke i każdy zgodnie kiwną głową.
To była chyba norma, że nasza organizacja szła w wyznaczonej kolejności. Karin zawsze zajmowała przody i z zaciekawieniem obserwowała wystawy sklepowe, które w tym momencie znikały jej z oczu. Sprzedawcy zdali sobie sprawę z później godziny i zaczęli wolnym tempem usuwać z drogi wszystkie bibeloty i pamiątki. Sugeitsu szedł tuż za nią, jednak on wypatrywał najbliższych knajpek. Doszłam do tego wniosku biorąc pod uwagę to jak zaciekle masuję się po brzuchu. Juugo szedł pozbawiony wszelakiego wzruszenia ze spuszczoną głową. Sasuke metr za nim z podobnym wyrazem twarzy. Ja odeszłam trochę na bok by móc dokładnie przyjrzeć się tej czwórce. Kiedy mieszkałam w Konoha, wszelkich ludzi, którzy pracowali dla Sasuke uważałam na groźnych przestępców, których jedynym celem jest zabijanie. Jakoś nie potrafię wyobrazić sobie Sugeitsu, który z zimną krwią pastwi się nad ledwo żywą ofiarą. Lub Karin ...Juugo jest na to zbyt spokojny, a Sasuke ...Sasuke jest dobry. Zerknęłam na niego z uśmiechem patrząc jak idzie przed siebie. Nawet jak byliśmy drużyną on w najtrudniejszych momentach pomagał mi i Naruto - taki jest Sasuke.
Nagle wzdrygnął się i spojrzał na mnie. Czy to możliwe aby potrafił wyczuć na sobie moje zaciekawienie? Zawstydzona szybko odwróciłam wzrok i skupiłam go na czubkach swoich butów. Dopiero teraz doszło do mnie z jak wolnym tempem poruszam się do przodu. Karin, Sugeitsu i Juugo byli już dobre kilka metrów dalej.
 - Nie rób mi tego więcej, dobra? - usłyszałam nagle. Aż podskoczyłam ponieważ ostatnie czego się spodziewałam to usłyszeć coś takiego. Zazwyczaj była to cięta riposta lub zwykła dokuczliwa uwaga. Pomimo, że czarnowłosy nie wywołał przedstawienia moim uczynkiem nadal gryzło go, że to zrobiłam. - Myślałem, że uciekłaś. - dodał.
 - Przecież powiedziałam ci, że nie ucieknę.
 - Wiesz .. - jęknął przybliżając się. Teraz szliśmy ramię w ramię jak zwyczajna dwójka ninja na pogaduszce. - Ciężko było to inaczej odebrać.
 - Miałam świetną okazje. - odparłam przepraszająco. - Tak wiem, nie powinnam, ale przynajmniej dostał nauczkę ...
 - Czy ja powiedziałem, że nie powinnaś? - nagle na jego twarz wstąpił szczery uśmiech. Oszołomiona gwałtownie na niego spojrzałam.
 - Słucham?
 - Ma za swoje. - zaśmiał się zaciekle unikając mojego spojrzenia. Zaczęło mnie to irytować więc odpuściłam. Zdziwiło mnie jego podejście do całej sprawy. Gdyby ktoś mi to opowiedział nie było by siły, która zdołała by mnie przekonać, iż Sasuke naprawdę tak zareagował na moją urażoną dumę.
Wzięłam głęboki wdech i postanowiłam przedstawić mu swoje spostrzeżenia.
 - Nie jesteś zły? - wydukałam w końcu z drżącym głosem.
 - Jestem wściekły. - powiedział jak gdyby nigdy nic. Zaskoczona raz jeszcze starałam się aby nasze spojrzenia się spotkały - na marne.
 - To dlaczego ...?
 - Co dlaczego?
 - To dlaczego mówisz, że ma za swoje, skoro jesteś zły, że to zrobiłam?
Tu nie było logiki.
 - Jestem wściekły, że się narażałaś, a zadowolony, że dostał za swoje.
 - Więc nie możesz być wściekły, skoro jednocześnie jesteś zadowolony. To zadowolenie połączone ze wściekłością na pewno daje co innego.
Uchiha popatrzył na mnie jakbym właśnie próbowała mu wmówić, że ziemia jest płaska, nie okrągła. Ale nie miało to dla mnie znaczenia, jak. Ważne, że spojrzał, w końcu! Byłam wygłodniała czerni jego tęczówek, pragnęłam znowu w ich utonąć, a dopiero potem zamartwiać się konsekwencjami czynu.
 - Co ty w ogóle mówisz? - zapytał w końcu. Czerwone pytajniki były wręcz narysowane na jego twarzy. Pytajniki, które domagały się natychmiastowej odpowiedzi.
 - Nieważne. - westchnęłam z szerokim uśmiechem. - Przynajmniej mi wybaczyłeś.
 - Tego nie powiedziałem ...
 - Ale wiem, że tak jest! - przerwałam mu z taką radością w głosie, że sama się tym zdumiłam. Widocznie nastrój Sugeitsu udzielił mi się w każdym calu. Sasuke nie jest zły, moi przyjaciele z Konohy bezpiecznie wrócą do wioski, a Natsuo dostał porządną nauczkę za swoje poprzednie czyny. Czy mogło ułożyć się lepiej? Układałam w głowie wiele scenariuszów, ale tak wspaniały nie przyszedł mi do głowy. Zazwyczaj tak jest. Spodziewam się najgorszego potoku zdarzeń, zjawia się najlepszy. A kiedy spodziewam się najlepszego, przybywa najgorszy z perfidnym uśmieszkiem na twarzy.
Ah, to ironiczne życie.

***

Następnego dnia moja organizacja nie miała zamiaru wstać tak ochoczo jak ja. Nie obchodziło ich to, że to dzisiejszego dnia rozpoczyna się punkt kulminacyjny, czyli przygoda.
 - Pośpieszcie się! - wrzasnąłem całą energią jaką przez ten czas zdołałem w sobie zamknąć. Wczorajszy dzień dał mi wiele do myślenia, ale mimo to nadal nie posiadałem cechy zwanej cierpliwość. Zamknąłem oczy. Na holu w hotelu znajdowało się w tym momencie mnóstwo ludzi, oparłem się więc o barierkę tuż przy fontannie i popłynąłem w zamyślenie - może wtedy czas powlecze się w odrobinę szybszym tempie.
Sakura była osobą o wyjątkowo silnym charakterze. Powinienem się wściekać za jej występek, powinienem dać jej nauczkę i zrobić coś aby na przyszłość zrezygnowała z myśli o powtórzeniu tego. Ale powstrzymałem się. Byłem pod zbyt wielkim wrażeniem by mieć czas na pretensję. Nie sądziłem, że w sercu takiej kruchej osóbki może pojawić się takie odczucie jak 'zemsta' lub 'chęć rewanżu', może do końca nie ogarnęła mnie jedynie uznanie, lecz również szok. Podziałało to na mój stan psychiczny, i to właśnie wyjaśniało mój wczorajszy spokój. Dziwnie się czułem. Odczuwałem taką niesamowitą radość i ulgę w momencie gdy z nią rozmawiałem. Nigdy nie miałem z czymś takim doczynienia i powinienem uznać to za niebezpieczne, ale chciałem więcej. A jeśli coś chciałem to musiałem dostać.
 - Jesteśmy.
Może i wczoraj nadmiar spokoju trochę mną poniósł, ale na widok lub myśl o jednej rzeczy złość nigdy nie przestanie mnie męczyć. Miejsce noclegowe Sakury. Musiałem to jednak zaakceptować, ostatnie czego mi teraz potrzeba to kolejnych pretensji ze strony Madary. A skoro już uważa, że mam ją za blisko wydalenie ją z pokoju było jedynym wyjściem. Z początku kierował mnie mój rozsądek, a potem serce, które wręcz wyło by Haruno mogła zostać jeszcze na chwilę - przystałem na to i od razu pożałowałem tego czynu. Ale Madara nie ma racji, nadal jestem skupiony na mojej misji. Nadal chce zniszczyć wioskę i...
Spojrzałem na różowowłosą, która podeszła do mnie z Sugeitsu. Delikatny uśmiech gościł na jej twarzy. Długie fale niesfornie opadały na ramiona, a biała podkoszulka połączona z czarnymi szortami i glanami, które należały do mnie dodawały jej mnóstwa uroku. Jakiej reakcji mogę spodziewać się po takiej osobie? Takiej delikatnej...Sakura była delikatna nie bacząc na to, że stara się udwonodnić, iż jest inaczej.
Może ja naprawdę nie potrafię się skupić?
Niespodziewanie jej opinia zaczęła być dla mnie ważna, ważniejsza od czegokolwiek ...
 - Szefie! - warknął zniecierpliwiony Sugeitsu machając mi ręką przed oczyma. - Mówię do ciebie już piąty raz.
 - Gotowi? - wydukałem tylko.
 - Tak, gotowi. Chyba nawet stoimy tu dłużej niż ty na nas czekałeś. - burknął sarkastycznie z obrażoną miną. Haruno zachichotała cicho i zwróciła się do mnie nie tracą dobrego humoru.
 - Nie wiedzieliśmy czy będziemy brać udział w tym turnieju więc na wszelki wypadek ubraliśmy się w stroje do walki.
Zaskoczony przeleciałem wzrokiem towarzyszy. Rzeczywiście, każdy z nich odziany był w standardowy strój w, których zazwyczaj wyruszaliśmy na misje za czasów kiedy nie było tu jeszcze Sakury.
Kiedy jej nie było, wszystko było takie puste.
 - Kurwa. - zaklnąłem nawet tego nie kontrolując, przez co moja reakcja napotkała się z pytającymi spojrzeniami. - Możemy iść? - dodałem szybko.
 - Jasne. - odparła nieco zdezorientowana Sakura.
 - Nareszcie! - wrzasnął ucieszony białowłosy. - Niech ci kolesie z turnieju się przygotują!
 - Racja. Sasuke na pewno im dołoży. - pisnęła Karin.
Sugeitsu spuścił głowie w geście politowania.
 - Mówiłem o sobie! - warknął.
 - Więc nie mają się czego bać. - zakpiła czerwonowłosa poprawiając okulary. Haruno przyglądała się temu z bladym uśmiechem, przez chwilę miałem wrażenie, że nawet na twarzy Juugo pojawił się jakiś jego cień.
Sugeitsu zignorował uwagę towarzyszki i z szerokim uśmiechem wyszedł z budynku.
 - Czas dać im wszystkim porządną nauczkę!

1 komentarz:

  1. "Pochłonęłam" notkę w bardzo którkim czasie, co zdarza mi się rzadko. :o :D
    Walka się nie odbyła, ANBU i Sasuke nawet prawie się ze sobą pogodzili. To dość.. dziwne. xD Zazwyczaj Mroczny Komandos rwie się do walki z wielką chęcią, a tu taka odmiana.
    Niemal biłam brawo Sakurze, kiedy odegrała się na tym zboczeńcu. :>
    Myśli Sasuke są nie do ogarnięcia, prawie tak jak moje. xd Miłość rośnie wokół nas! :3

    OdpowiedzUsuń