środa, 31 października 2012

Rozdział 31



Byłam gotowa. Mój umysł był oczyszczony z wszelkich wątpliwości i niedomówień. Wiedziałam dokładnie czego pragnę. Chociaż Sasuke nie wytłumaczył mi tak naprawdę swojego zachowania, w takiej chwili jak ta, postanowiłam się tego wyzbyć. I skupić na zadaniu. Miałam powyżej uszu ciągłych obelg Madary kierowanych w moją stronę, nie mogłem znieść faktu za jak słabą mnie uważa. Kiedy ja nie zaliczam się do tej gruby! Nigdy! To, że Naruto wycofał mnie z oddziału ANBU, nie wiąże się, z tym, że zapomniałam wszystkich umiejętności. Wręcz przeciwnie - czując się samotna, trenowałem, a gdy czułam się samotna i pełna bólu, robiłam to samo. Każdy kawałek mojego życia wiązał się z trenowaniem. Adekwatnie to cierpienie się z nim wiązało. A ja wyzbyłam się go tylko przez jeden okres życia. Drużyna siódma - uśmiechnęłam się na samo wspomnienie wspaniałego trio jakie chadzało uliczkami Konohy. Oh, ile był dała by wrócić do tych czasów. Tylko tym razem głośniej prezentowała bym swoje podejrzenia na temat Sasuke. Tym razem nie płakała bym prosząc go o pozostanie, powstrzymała bym go siłą. Sasuke... Myślałam, że będąc po 'złej stronie mocy' stanie się bardziej obojętny i pełen jadu. Myślałam, że tak jak w momencie, kiedy spotkaliśmy my go pierwszy raz od trzech lat z Naruto w kryjówce Orochimaru - nie będę w stanie go poznać. A teraz? Uśmiecha się, czasami śmieje. To oczywiste, że nie czuje się w pełni szczęśliwy. Nadal w jego oczach widnieje ból, i dlatego sądze, że jest jeszcze jeden cel jego zemsty. I na pewno nie jest nim druga organizacja.
Napełniłam płuca powietrzem. Noc zapadła już dawno. Patrzyłam z zamyśleniem na sufit w moim pokoju. Na pewno jeszcze nie raz będę miała okazję aby spotkać się z Madarą. Gdybym tylko wiedziała, gdzie mogę go znaleźć. Od razu wywołałbym walkę. Oh, dlaczego nie może się przede mną zjawić, tak jak w drodze do Yuki. W tamtej chwili byłam w szoku, ale teraz z pewnością okazałabym się pełna determinacji i walki. Zaśmiałam się ironicznie do swoich myśli. 'Wtedy byłam taka...., ale teraz na pewno ...'. Od dłuższego czasu to z tego zdania składają się moje rozmyślania. Kiedy zwyczajnie mogłam wcześniej o tym pomyśleć. To te ludzie słabości. Szok, zdezorientowanie - to one odbierają człowiekowi racjonalne myślenie. Niechętnie zwróciłam wzrok w stronę drzwi, które się otworzyły, obecnie bez charakterystycznego skrzypnięcia do, którego zdążyłam się przyzwyczaić.
 - Idziemy? - zapytał, patrząc na mnie oczekująco. Przelotnie, po raz ostatni spojrzałam na niczemu winny i beztrosko żyjący sufit, a następnie wstałam głośno przy tym wzdychając.
 - Tak, jestem gotowa. - odparłam. Uchiha na te słowa, skinął głową i wziął na ramię maleńką torbę, gdzie schowałam wszystkie przydatne, nie grzeszące wielkością przedmioty. Jak zwykle obojętny i opanowany. Co prawda, do Juugo, jeszcze wiele mu brakuje, ale stawia ku temu dobre kroki. Miałam już okazje podziwiać wyraz twarzy w tak wielu sytuacjach i bynajmniej nie był on spodziewany. Rzadziej okazywał ten letarg, częściej troskę - było to szczytem wszystkiego, ale sprowadzało na moje serce przyjemne fale. - Coś się stało? - usłyszałam nagle, odruchowo podnosząc wzrok z czubek moich butów.
Czy Sasuke Uchiha, kiedykolwiek wcześniej spytał by się mnie 'Co się stało?' Oczywiście, że nie, bo w ogóle by go to nie obchodziło. W gruncie rzeczy teraz może być tak samo, ale przynajmniej jest na tyle otwarty by wypowiedzieć to z zwykłej grzeczności.
 - Wszystko w porządku. - zadeklarowałam z uśmiechem, przejmując od niego torbę. - Dam rade nieść to sama.
 - Jak uważasz. - burknął. Na korytarzu czekali już Juugo i Sugeitsu. Oboje przywitali nas z uśmiechem, ściśle mówiąc białowłosego był znacznie szerszy. Odwzajemniłam gest. Nakładając na głowy kaptury wyszliśmy na zewnątrz kierując się prosto do celu. Spojrzałam na zegarek. Wybiła równa dwudziesta - idealnie. Po drodze dokładnie przedstawiliśmy plan działania. Padła nawet propozycja nad zmianą w inną postać, ale razem z Uchihą zgodnie stwierdziliśmy, że to bezsensu, skoro ani Juugo ani Sugeitsu nikt nie zna. Gorzej z nim, lecz Sasuke nikt nie będzie w stanie ujrzeć - przynajmniej według naszego planu. Ja czułam się w swoim żywiole. Od razu przypomniały mi się wszystkie misje z Kibą i Shikamaru, najlepsi kompani świata. Wiele razy ratowali mnie z opresji, ja następnie odwdzięczałam się tym samym. Planowanie i knucie mam we krwi, jak to kiedyś określił Naruto. Nie było mowy aby ta misja została okrzyknięta porażką.
 - Każdy wie, co ma robić? - zapytał ostatecznie czarnowłosy, widząc, że budynek jest coraz bliżej. Każdy kiwnął głową, czekając na rozwinięcie akcji.
 - Sasuke. - zwróciłam się do niego. Spojrzał na mnie tymi tajemniczymi tęczówkami, czasami czułam się naprawdę wyjątkowo, iż mogłam nosić na sobie ich wspaniałość. - Pójdziesz ze mną na tyły szpitala. Pokaże ci dokładnie, które to okno.
 - Jasne. - odparł, spoglądając na mnie nieodczytanymi emocjami ukrytymi w tęczówkach. Zlekceważyłam to, ostatnie czego mi brakowało to rozproszenie.
 - Zróbmy to szybko. - jęknął białowłosy. - Chcę się dzisiaj wyspać. Jutro pewnie ruszamy z powrotem, tak?
 - Raczej tak. - powiedział Uchiha.
 - To dobrze. - pomruk zadowolenia wydobył się z jego ust. - Nie czuję się bezpiecznie w wioskach. Są naprawdę przerażające.
Gdyby była tu Karin, dogryzła by mu, że zwyczajnie nie jest na tyle silny aby czuć się bezpiecznym. Zaśmiałam się do swoich myśli. Kto by pomyślał, że w pewnym momencie zatęsknie za czerwonowłosą.
 - Chodźmy w końcu! - pewnym i szybkim krokiem zmniejszałam odległość między moją osobą, a wejściem do budynku. Nie widziałam reakcji Taki, ale po czasie dosłyszałam się ich kroków. Sasuke zrównał ze mną. Uspokajałam oddechy. W pewnym sensie, denerwowałam się. Być może to mój żywioł, ale przeżywałam go z zupełnie innymi osobami. Kto wie jakie oni przyjmują strategie?
Finalnie znaleźliśmy się przy wejściu. Nie dosłownie, ponieważ wraz z Uchihą skakaliśmy po drzewach by nikt nie zobaczył jak udajemy się za tyłu budynku. Co jak co, ale Suna jest niezwykle wrażliwa, takie ataki są tutaj częste. Za szpitalem znajdowała się spora polanką, z tyłu okryta już murami wioski. Tam stał las - przejście do następnej wioski.
 - I gdzie to okno? - wybudził mnie z zamyśleń. Na krótką chwile pozbyłam się nakrycia by wzmocnić swoją widoczność. Niewielkie. Zasłonięte ciemną firanką....
 - Jest! - oznajmiłam wyciągając palcem by wskazać odpowiednie miejsce. Uchiha skupił wzrok i po chwili pokiwał głową na znak, że rozumie. - Przeciśniesz się?
 - Wydaje mi się, że do grubych nie należę. - ironia w jego głosie trochę mnie rozbawiła, ale wierzyłam w niego. Coś wykombinuje. Okna do takich sal zazwyczaj są maleńkie, bo same pomieszczenia nie grzeszą wielkością.
 - Dasz sobie radę. - bąknęłam. Akurat, o to nie miałam wątpliwości. Ja, musiałam skupić się na patrolowaniu terenu. I w razie wypadku zając lekarzy, pielęgniarki, lub innych ludzi, którzy będą próbowali się tam dostać.
 - Ale jak rozpoznam tą truciznę?
No tak, pomyślałam. Tego mu przecież nie wytłumaczyłam.
 - Szczerze nie wiem jak jest tutaj, ale opiszę ci to jak z Konohy.
 - Skąd wiadomo, że będzie tu tak samo?
 - Nie wiadomo, dlatego reszta należy do ciebie. - ponownie zaśmiałam się z jego sarkastycznego wyrazu twarzy. Mimo wszystko, lubiłam jak tak krzywił usta. Był to ten sam sposób, w jaki reagował na dogryzki Naruto za czasów drużyny siódmej. Pokręciłam szybko głową, wyrzucając myśli. Za dużo wspomnień, skup się na teraźniejszości. Tylko kto by przypuszczał, że ona właśnie tak będzie się przedstawiać. - Więc słucham. - odezwał się widząc moje zamyślenie.
 - Są dwie szafki. Jedna jest drewniana kryjąca same lekarstwa, te o bardzo silnym działaniu. Druga, naprzeciwko, ma szklane drzwiczki i to w niej na jakieś półce jest małe białe pudełeczko, w żaden sposób nie wyglądające podejrzanie. Normalnie trzyma się tam strzykawki, więc będziesz mniej więcej wiedział jak wygląda. Tam właśnie jest schowana trucizna.
 - Konoha za bardzo się nie wysiliła. - skomentował z kpiną.
 - Jak zwykle. - jęknęłam. - Ty na pewno wykombinował byś to lepiej. Tak się składa, że jeszcze nikt tego nie wykradł.
Nagle się uśmiechnął.
 - Ale teraz ja mogę to zrobić, bo zdradziłaś mi sekret.
 - Też mi sekret. - mruknęłam, po raz kolejny zaskoczona jego spostrzegawczością, a może moją zwykłą głupotą?
 - W takim razie powiedz mi jeszcze jedno.
 - Co? - zdziwiłam się.
 - Gdzie są jakieś tabletki na ból głowy, ból mięśni itd. - mówił wyliczając lekartswa na placach. Wbiłam w niego wzrok wyrażający wielki, czerwony znak za pytania.
 - Po co ci to?
 - Wiesz ... - zaczął, już wiedziałam, że to zdanie będzie zawierało sporą dawkę ironii. - Mimo wszystko, też jestem człowiekiem i czasami boli mnie głowa, mięśnie również dają o sobie znać, zwłaszcza po treningach. A po treningach z Madarą, to dopiero.
Westchnęłam. Na wymienione imię moje ciało zadrżało, ale Uchiha chyba tego nie zauważył. Nic dziwnego, że tak się zachowywałam, skoro planuję istną masakrę z tym związaną. Mam już dość bycia uważa za słabą, nawet jako Sakura z drużyny siódmej byłam ciężarem. Usmiechnęłam się do Sasuke by zatuszować nagłe myśli.
 - Wszystko tam gdzie trucizna. W tej drewnianej są tylko bardzo silne leki, ich nie próbuj się nawet dotykać.
 - Dlaczego?
 - Są na nagłe, śmiertelne przypadki. Nie wiem co by się stało gdyby spróbował wziąźć je zdrowy mężczyzna.
 - Martwisz się o mnie? - spytał bez owijania w bawełnę. Przez tak bezpośrednie pytanie nie byłam w stanie powstrzymać mojego zaskoczenia. Kolejna ludzka słabość.
 - Nie. - powiedziałam krzyżując ręce na piersiach.
 - Ostatnio mówiłaś co innego. - dodał.
 - Sasuke skupmy się na misji! - upomniałam go, wlepiając wzrok w okno. Nie chciałam patrzeć teraz w jego oczy, bałam się dostrzec w nich kpinę. Było mi przykro, że tak beznamiętnie potraktował takie pytanie. Zwłaszcza, że niedawno zapłakana mówiłam mu coś całkiem innego.
Martwiłam się. I to cholernie. Moje serce odczuwało niepokój nawet przy błahej sprawie z trucizną. Nigdy nie wiadomo co przyszykował dla niego Madara.
 - Sakura. - odezwał się nagle. Spoważniał.
 - Tak?
 - Masz zbyt rozpoznawalnie włosy. - stwierdził przypatrując się mi. - Skoro jesteś tak dobrym Medykiem, na pewno wiele lekarzy cię zna.
 - No tak, ale... - nie dokończyłam, bo zobaczyłam jak niebezpiecznie się do mnie zbliża, Robił to tak leniwie i powoli, że doprowadzał moją ciekawość do szaleństwa. Wstrzymałam oddech i ze wszystkich sił starałam zachować się spokój. W końcu ludzkie słabości, w postaci emocji zmniejszają racjonalne myślenie. Sasuke wyciągnął ręce. Odruchowo zacisnęłam oczy. Poczułam jak jego dłonie delikatnie odpychają moje włosy do tyłu, jak kaptur wraca na swoje miejsce. A moje ramiona były wolne od znanego ciężaru. Niepewnie otworzyłam oczy. Wiedziałam, że jestem czerwona, ale mogłam polegać na mroku nocy.
 - Myślałaś, że cię uderzę? - zapytał z rozbawieniem, widząc, że logika myślenia powróciła. Pokręciłam naburmuszona głową.
 - N..ie .. - wydukałam. - Nie wiedziałam tylko, co zrobisz.
 - Bałaś się?
 - Oczywiście, że nie! - warknęłam zaciskają pięści. Uśmiech z twarzy Sasuke dalej nie schodził. A więc bawi go to, że się wściekam tak? Ta myśl, wywołała u mnie jeszcze większy gniew. - Bo tobie można się wszystkiego spodziewać!
 - To chyba dobrze, nie? - spytał z szalmańckim uśmiechem. Uderzyłam się delikatnie w czoło, prezentując mu swoje zażenowanie.
 - Dobra. - westchnął. - Skupmy się na misji. Jeszcze się okaże, że przez ciągle myślenie o mnie, nie zauważysz nadchodzącego lekarza, i co wtedy?
 - Uchiha! - nie wytrzymałam i obdarowałam go mocnym kuksańcem w lewe ramię. Dla mnie był to potężny cios, jednak on nawet nie drgnął. Wiedziałam, że to stanie się obiektem jego kolejnym kpin, jednak gdy chciał otworzyć usta, szybko weszłam mu w słowo. - Myślenie o tobie, to ostatnia rzecz jaką bym zrobiła.
 - Przekonamy się. - wzruszył ramionami i ruszył przed siebie. Co mu jest!? Dlaczego ta dziwnie się zachowuje? Raz gra obojętnego, raz perfidnie uśmiechniętego ignoranta. Patrzyłam jak zahipnotyzowana na jego plecy. Czułam, że moje tęczówki są zwężone, czułam jak trzęsą się moje ręce. Pragnęłam chociaż raz odczytać to co jest schowane wewnątrz niego. Jaki rodzaj bólu? Jak szerokie tereny obejmuje? Dlaczego zmusza Sasuke do takiego zachowania? Zagubiłam się w tym wszystkim. Chcę mu jakoś pomóc. Skoro znalazłam się przy nim, skoro nasze drogi życia ponownie się splotły mam zamiar wykorzystać to, nie bacząc na wszystkie okropne rzeczy, które uczynił mi i Naruto.
'W pewnym sensie ma swoje powody do czynienia zła, prawda? Ciekawe jak ja albo nawet ty zachowalibyśmy się będąc na jego miejscu. Nie możesz mieć mu za złe tego jak nas potraktował. On wróci. Sasuke wróci jak tylko spełni wszystko czego pragnie. Zemsta zaślepia umysł - wiem, o tym. Właśnie dlatego go ścigam. Chce przypominać mu, że ja i ty zawsze będziemy gotowi mu pomóc, żeby nie zagubił się w źle jakie czyni. Żeby wiedział, że jesteśmy gotowi na jego powrót. I nawet gdy zrobi to będąc staruszkiem mi i tak przyjmiemy go z otwartymi ramionami...'
Otarłam szybko oczy, nie chcąc, aby jakakolwiek łza ujrzała światło dziennie. Naruto był tak lojalny, tak oddany przyjaźni. Codziennie dziękuje niebiosą, za to, że byłam na tyle godna by móc go poznać. W momencie, gdy mówił do mnie te słowa, nie zatrzymywałam łez. A teraz wspominam je stojąc przed całkiem innym człowiekiem. Przed Sasuke. Przed moją miłością, osobą, dla której gotowa byłam opuścić wioskę i pomóc mu w spełnieniu zemsty, przecież nawet ...
 - I co? - jego głos obił mi się o uszy jak stado wrednych pszczół. Podniosłam wzrok budząc się z zamyśleń. Nadal stał odwrócony tyłem kilka metrów przed ścianą budynku. - Nie wmawiaj mi, że teraz o mnie nie myślisz.
Ciarki przeszły po moich plecach na dźwięk jego spokojnego, opanowanego głosu. Nie. To nie był kpiarski ton, na jego twarzy nie widniał również znany mi uśmieszek. Właśnie w takich sytuacjach ciężko ukryć swoje emocje. Ogarnął mnie szok. W tej oto chwili doszłam do wniosku, że ciężko wygrać z ludzkimi słabościami będąc zwykłym człowiekiem.
 - Sakura. - powtórzył moje imię, ta cisza była denerwująca dla nas obojgu. Jednak była zajęta wyzbywaniem się szoku, by cokolwiek powiedzieć. Nie chciałam znowu zrobić czegoś, czego potem będę żałować.
 - Tak, Sasuke?
 - Uważaj na siebie. - szepnął, kątem oka na mnie spoglądając. Niestety nie potrafiłam nic wyczytać. - Nie wiadomo dlaczego Madara kazał nam iść po tą truciznę, to równie dobrze może być zwykła pułapka. Pilnuj się.
 - Dobrze. - przytaknęłam. Moje serce tak bardzo się radowało na te słowa. 'Uważaj na siebie' - może były sztuczne? Ważne jednak, że wypowiedziane i na ten okres misji w szpitalu dobrze podziałają na moją psychikę. Chyba jednak będę o tobie myślała, powiedziałam w myślach ostatni raz spoglądając na Uchihe. Skoczyłam szybko na jedno drzewo i tą samą trasą wróciłam przed szpital gdzie czekali już Juugo i Sugeitsu.

***
A więc to tak. Nie spodziewałem się, że te uczucia opanują mnie w tak intensywnym stopniu. Ale z jakiś przyczyn - niewiadomych przyczyn, dzisiejszego dnia postanowiłem im pomóc się rozwinąć. Westchnąłem. Przerażało mnie to, że coraz częściej myślę o Sakurze, a coraz mniej o Ukrytym Liściu. Kiedy już skupiłem myśli na tym drugim, pojawiało się pytanie: 'Jak ona na to zareaguje?' co automatycznie wiązało się z przekierowaniem myśli. Nie powinno mnie to interesować, ale interesowało. Trzymałem się swojego postanowienia, polegającego na przyznawaniu się przed samym sobą do swoich słabości. Nadal szukałem bowiem odpowiedzi na pytania, która zadała mi dzisiaj Sakura.
'Dlaczego wtedy nie pozwoliłeś mi wyprowadzić go z budynku, dlaczego obroniłeś mnie przed Madarą?', poszukiwania rozpoczęte.
Na kradzież miałem całą godzinę i sądziłem, że dobrze wykorzystam ten czas. Zacieranie śladów trwa bowiem pół godziny. Nienawidziłem tego, ale jeszcze bardziej nienawidziłem uganiających się za mną ninja z wiosek. Miałem tego po uszy. Najgorszy był pierwszy miesiąc od opuszczenia Konohy. Poczułem dziwne skurczę w żołądku na samo wspomnienie, ale zignorowałem to i wróciłem do dalszych rozważań. Wtedy to ANBU codziennie ruszało na mój 'ratunek'. Codziennie marnowali mnóstwo czasu by sprowadzić mnie z powrotem do wioski, kiedy ja już dawno postanowiłem i wybrałem ścieżkę jaką będę kroczyć. Zdawałem sobie sprawę z tego, że jest zła. Wiedziałem, że zranię Naruto i doprowadzę Sakurę do szaleństwa. Ale sto razy lepiej jest żyć w bólu niż posiadać jakieś więzi z kimś takim jak ja. Jak się okazało, oboje przecierpieli i znaleźli sobie zajęcia. Naruto został Hokage, Sakura członkiem ANBU i nagle moje serce zapragnęło ją zobaczyć, przy pierwszej najbliższej okazji. Nie sądziłem wtedy, że oficjalnie zostanie naszym Medykiem. Spodziewałem się radosnej, irytującej dziewczynki, która rzuci się na mnie ze szczęścia. Wtedy po prostu odesłałbym ją z powrotem do wioski, ale sprawy potoczyły się inaczej, komplikując moje życie. Nigdy. Nigdy nie pomyślałbym, że ona kiedykolwiek doprowadzi mnie do takiego stanu.
Sasuke skup się, warknąłem do siebie. Doszło do mnie, że od ponad dziesięciu minut nie ruszyłem się nawet o centymetr. Teraz nie mogę zawalić, inaczej Sakura będzie miała kłopoty. A wiem doskonale, że Madary nie przechytrzę...Oczyściłem swój umysł, wyzbyłem się wszelkich niepotrzebnych wątpliwości. Przykro mi, Sakura. Nie będę o tobie myślał. Musze najpierw wykonać zadanie byś mogła poczuć się bezpiecznie.

***
 - Możemy iść. - powiedziałam, gdy tylko wylądowałam na stałym gruncie. Sugeitsu od razu krzywo na mnie spojrzał, wiedziałam, że to nie wróży nic dobrego.
 - Co tak długo? Miałaś tylko pokazać okno!
 - Tak wiem, ale musiałem też wytłumaczyć gdzie dokładnie znajduje się ta trucizna. - przyjął to. Moja wymówka wypaliła, i całą trójką weszliśmy do szpitala. Juugo i biało włosy bez żadnego wahania zaprezentowali w recepcji swoje twarze. W moim przypadku, zadanie to zaliczało się do niemożliwych. Już w recepcji dojrzałem się znajomej kobiety. Jak ja dawno tu nie byłam, pomyślałam wzdychając. Pomimo tego nic się nie zmieniło. Ściany nadal rażą bielą, recepcja nadal stoi na swoim miejscu, a wokół niej z trzydzieści krzeseł dla czekających. W tym momencie zasiadało na nich zaledwie dwóch pacjentów. Wzrok przekierowałam na zegarek. Za trzy minuty wybije dwudziesta.
 - Sugeitsu. - szepnęłam do niego i przeróżnymi gestami, które zdołałby ułatwić mu zrozumienie chciałam mu przekazać, iż dobrze znam kobietę zasiadającą w recepcji. Na szczęście obok był Juugo, który ręką nakazał mi spokój. Wiedziałem już bowiem, że rozumie treść mojej 'wiadomości'.
Czułem w sercu niepokój. Narodził się w nim tak nagle. Jeszcze stojąc przy Sasuke i jak gdyby nigdy nic wdając się z nim w konwersacje byłam szczęśliwa i pewna zwycięstwa. Prawdopodobnie Uchiha zmiażdżył tą nadzieje, jednym, prostym stwierdzeniem.
'To może być pułapka...'
Nie! Nie może! Nie wytrzymałabym gdyby Madara postanowił wysadzić również szpital. To było by zbyt okrutne, nawet jak na niego. Jest tu tyle dzieci, którymi ja tak bardzo uwielbiam się opiekować, nie zniosłabym tej straty. 'Nadpobudliwa opiekunka' - jak to mnie nazywali w Konoha, obwiniała bym się całe życia za stratę tych dzieci i tylu chorych, niczemu winnych ludzi. Położyłam rękę na klatce piersiowej, starając się dodać sobie tym otuchy. Jeśli zdarzy się coś podobnego, zabije tego gnoja! Zabije lub będę walczyła, aż sama nie zginę z jego ręki.
 - W czym mogę służyć? - zapytała blond włosa kobieta. - Czas odwiedzin dawno się skończył.
 - Nie przyszliśmy na odwiedziny. - odpowiedział Juugo, tym swoim charakterystycznym tonem. Blondyna od razu się uspokoiła. Zapewne po wczorajszym ataku, bała się intruzów. Podejrzewała, że to my nimi jesteśmy i w jakimś sensie jej podejrzenia zgadzały by się z prawdą.
 - Chcieliśmy tylko zapoznać się z ogłoszeniami. - wtrącił Sugeitsu.
Recepcjonistka zarzuciła na mnie badawcze spojrzenie. Zlustrowała mnie od stóp do głów. Powodem tego było moje odzienie. Juugo i Sugeitsu przynajmniej odsłonili swoje obliczę, ja pozostałam tajemnicza, co zaliczało się do kwestii podejrzanych. Lecz nie obawiałam się. Znałam Kin od dosyć dawna, toteż jej cecha 'wolnego przetrawiania informacji' doskonale utkwiła w mojej pamięci. Bez ogródek ruszyłem w stronę właściwego piętra. Sugeitsu zdziwiony udał się za mną. Juugo jak gdyby rozumiał każdą moją myśl usiadł na krzesło niedaleko jakiegoś mężczyzny z nogą w gipsie.
 - Ja na nich poczekam. - zakomunikował. Kin przytaknęła i wróciła do swoich zajęć. Odetchnęłam. Pierwsza część zadania za nami, odbyła się w wyjątkowo błahy sposób. Kin nawet nie miała pojęcia, że jej obowiązkiem jest zapytanie o wioskę z, której przybyliśmy i inne dyrdymały tego typu. Ah. Ona zawsze szła na łatwiznę.
 - To było zbyt proste. - stwierdził biało włosy idąc schodami tuż obok. - Mieliśmy przecież tyle wymyślonych historii aby się przedostać, a ona ...
 - To Kin. - przerwałam mu z uśmiechem. - Nie jest zbyt...rozumna, że tak to ujmę.
Zaśmiał się.
 - Właśnie widzę. Nie spytała nawet o wioskę. Nie mieliśmy żadnych opasek ninja.
Obdarowałam go tylko delikatnym uśmiechem. Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu. Sasuke zapewne miał już w posiadaniu truciznę, zostało mu tylko zatuszowanie śladów podboju i wymienienie owego przedmiotu na fałszywkę wypełnioną zwyczajną wodą. Oh. Jakże moje plany są szatańskie i pełne grozy.
 - To ta tablica? - zapytał Sugeitsu wskazując palcem.
 - Tak. Będę tu stała i udawała, że czytam, a ty w tym czasie idź dalej i stój w miarę blisko tych drzwi. - przerwałam by mógł się przekonać, o którą sale mi chodzi. - Kiedy usłyszysz ciche pukanie, to Sasuke. Da nam znak, że możemy się zmywać.
 - Jasne! - szeroko się uśmiechnął, podekscytowany powierzonym mu zadaniem. Cały Nar...znaczy Suigeitsu. Nie miałam sobie za złe tej pomyłki, ani faktu, że tak często ich porównywałam. Zachowywali się naprawdę podobnie. Moja tęsknota za przyjacielem, jeszcze bardziej nakłaniała mnie do takich rozmyślań. Sugeitsu stał już dobre kilka metrów ode mnie, a i tak nadal uśmiechał się w moją stronę okazując pełną determinację. Na szczęście na ścianie obok widniało kilka zdjęć z jakieś uroczystości. Bez wahania wlepił w nie wzrok udając zainteresowanie. Westchnęłam. W końcu zwróciłam się we właściwą stronę i na krótką chwilę zajęłam się poznawaniem treści tablicy. Nie znałam żadnych pacjentów przebywających w szpitalu - na szczęście. Miałam sporo czasu na różne rozmyślania. Otóż żadna z informacji wiszącej na tablicy nie była na tyle godna, aby mnie zainteresować. Szpitale są nudne dla osób przychodzących z zewnątrz. Dla lekarzy, pielęgniarek i Medyków to istny koszmar, gdzie liczy się czasami każda sekunda, bo to od niej zależy ludzkie życie. A potem to obwinianie, noszenie tego smutku, po tym jak zmuszony jesteś poinformować rodzinę o utracie jednego członka i oglądanie ich cierpienia. Rzadko mi się to zdarzało, dużo razy zwyczajnie uciekałam od tego. Jestem zwykłym tchórzem, nie tylko w tych sprawach. Jeśli chodzi o Eizo, jest podobnie. Czy kiedykolwiek się jemu sprzeciwiłam? Wyłącznie na początkach, kiedy to nie miałam pojęcia o konsekwencjach. Gdy już wiedziałam, że grożą mi za to siniaki zaprzestałam walki. Nie bałam się bólu z nich pochodzącego, lecz tłumaczeń, którymi musiałabym obdarowywać swoich przyjaciół. Kłamstw, które tak ciężko mi wypowiedzieć. Odkąd jestem przy Sasuke, czuję się szczęśliwsza. Tak, na początku zaciekle to ukrywałam przed samą sobą, ale teraz wiem, że nie ucieknę od prawdy. Dzięki niemu, mimo, że nadal obecny jest tu mój narzeczony - nie przeżywam tego bólu. To wspaniałe. Uchiha stara się go ode mnie odizolować, bojąc się, że razem wykombinujemy jakiś plan ucieczki, nie wiedząc, że dzięki temu ratuje mnie przed kolejnymi upokorzeniami i myślą, które dobitnie oznajmiają mi, iż jestem żałosna. Moje życie można podzielić na cztery fazy. Faza pierwsza to beztroska, słodka dziewczynka zakochana po uszy w najprzystojniejszym i najbardziej intrygującym chłopaku w wiosce. Tak naprawdę, byłam wtedy zła na siebie, za to, że się w nim zakochałam. Sasuke miał miłość, praktycznie każdej dziewczyny w Konoha, a ja nie chciała być jak 'każda', chciałam być niezależna, lecz jego urok mnie usidlił. Nie żałowałam tego, Uchiha był wspaniały. Tak często pomagał mi w opresji, ratował mnie kiedy tego potrzebowałam, ale jednocześnie tą ciągłą bezradnością uświadamiałam go o braku umiejętności i siły. Faza druga była już koszmarem. Pokochałam go, a on odszedł. Wyznałam mu swoją miłość, tak bardzo zdążyłam przyzwyczaić się do jego bytu. I co dostaje w zamian? Samotność, której nawet sam Naruto nie potrafił naprawić. Potem dowiedziałam się o śmierci moich rodziców. To prawda, że popadłam w depresję, i to nie byle jaką. Moi przyjaciele przesadzali z troską o mnie, ale robiłam wszystko co mi karzą, ponieważ wiedziałam, że chcą mi pomóc. Właśnie ta pomoc dała początek fazie trzeciej. Stałam się radosna, bardziej otwarta. Gdy po trzech latach spotkałam Sasuke i zobaczyłam jak się zmienił, byłam zdeterminowana do stania się silniejszą. Wmawiałam sobie, że ta miłość przygasła, w końcu osobnik, który przede mną stanął to nie był 'ten Sasuke', którego obdarzyłam miłością. To był mężczyzna pochłonięty zemstą i pieczęcią Orochimaru, który próbował zabić własnego przyjaciela. Zdobyłam cel. Naruto po raz pierwszy powiedział, iż jestem silnym i godnym przeciwnikiem.
'Martwię się o ciebie Sakura, ale widząc postępy i poziom twoich umiejętności Medycznych mianują cię przywódcą oddziału ANBU' - moja radość nie znała granic. Byłam po wrażeniem współpracy Kiby, Shikamaru i Sai'a. Marzyłam stać się członkinią tej wspaniałej grupy. Jednocześnie okrzyknięto mnie pierwszą kobietą, która zdobyła tytuł przywódcy ANBU. Szczęście w końcu się do mnie uśmiechnęło. Zapomniałam o Sasuke. Wierzyłam w słowa Naruto dotyczące jego powrotu i całkowicie skupiłam się na szpitalu. Na jednej misji znalazłam w lesie zagubioną dziewczynkę. Maya... Do teraz przebywa w Konohańskim domu dziecka. I o ile mi wiadomo, odnalazła tam szczęście. Osobiście jej to zaproponowałam po wysłuchaniu jej historii. Miała wtedy cztery latka. Uciekła z wioski nie mogąc znieść śmierci babci, ostatniej pozostałej przy życiu. Jej rodzina zginęła tuż po jej narodzinach na misji. Przejście obojętnie obok cierpienia tak maleńkiej istotki nie wchodziło w grę. Wzięłam ją ze sobą, informując o tym tamtą wioską. To właśnie dzięki May'i codziennie odwiedzałam Dom Dziecka. Poznawałam inne dzieciaki i czułam, że to właśnie przy nich odnajdę resztę szczęścia. Zostałam opiekunką. Każde dziecko w Konoha mnie znało.
'Pozostało ci tylko znaleźć sobie odpowiedniego faceta' - zaśmiała się któregoś dnia Hinata kiedy byłam u niej na kawie, opowiadając o moim wspaniałym życiu. Wtedy powróciły wspomnienia o Sasuke, ale wyzbyłam się ich szybko przypominając ten chłód. Naruto miał dla mnie inną propozycję partnera, która okazała się niszczycielem całej radości na, którą pracowałam tyle czasu. Faza czwarta: Zakochałam się. Eizo był przystojny, opiekuńczy, słodki. Miał twarz twardziela, a duszę wrażliwego romantyka, który bardzo szanował uczucie jakim jest 'Miłość', potem nastały komplikację.
'Od teraz jesteś moja. Tylko moja. Nikt nie zdoła mi ciebie odebrać' - wtedy mnie zgwałcić. Zaledwie po tygodniu od oficjalnego rozpoczęcia naszego związku. Starałem się udawać szczęśliwą. Ale z czasem coraz gorzej mi to wychodziło, zwłaszcza, że Eizo stawał się coraz bardziej brutalny. W końcu wróciłam do poprzedniego stanu, który równał się z pierwszą depresją. Nie przeżywałam jednak tego tak intensywnie. Napotkałam się bowiem z tyloma rodzajami bólu, iż ten nie był dla mnie żadnych nowym doświadczeniem.
Tak znalazłam się tutaj. Niepozorna różowo włosa kobieta nosząca w klatce piersiowej serce zapełnione bliznami. Życie jest cholernie sprytne i brutalne, gdy jesteś zbyt szczęśliwy ono ci wszystko odbierze byś nauczył się doceniać. Jeśli jesteś zbyt smutny, ono da ci szczęście byś nauczył się cieszyć. Właśnie teraz to dostałam. Odrobinę szczęścia w postaci Sasuke.
Nagle coś delikatnie zepchnęła mnie w bok. Byłam kompletnie zdezorientowana. Te obmyślenia tak bardzo mnie pochłonęły. Ciekawe ile czasu tak stałam? Pierwsze co zrobiłam, to rzuciłem badawczym okiem na Sugeitsu. Patrzył na mnie. Ale teraz nie był to uśmiech, ani determinacja. Jego twarz wyrażała zdziwienie. Ni stąd ni zowąd wmurowało go do podłogi, jakby stracił zdolność do poruszania.
 - Hę? - jęknęłam do siebie. Spojrzałam w drugą stronę przypominając sobie o nagłym popchnięciu. Stawiałam na to, iż straciłam równowagę, jednak to nie moja niezdarność była sprawcą całego tego zamieszania. Z początku nic przed sobą nie zobaczyłam. Pusty ciemny korytarz i jakąś staruszkę siedzącą na jego końcu. Dopiero potem doszło do mnie, że powinnam nieco spuścić swój wzrok. Tak też zrobiłam.
 - Przepraszam. - usłyszałam cichy i dziecinny głosik.
 - Nic się nie sta... - zaczęłam, ale przeszywający wzrok malca nie zezwolił mi na dokończenie wypowiedzi. Tęczówki zwężyły się z niedowierzenia, a moje oczy otworzyły się szerzej. Jego wzrok nie był tylko przeszywający, był cholernie znajomy!
Malucha zainteresował fakt, iż po przestrzeni rozległ się jęk wypełniony szokiem. Dostrzegł też jak moja klatka piersiowa rusza się zbyt szybko jak na osobę o zdrowych zmysłach. Patrzył na mnie nie pojmując ani trochę z sytuacji jaka ma teraz miejsce.
 - Orichi ... - nie mogłam się powstrzymać. Musiałam wypowiedzieć to imię. Zrobiłam to tak najciszej jak potrafiłam. Pragnęłam usłyszeć wyraźnie każdą sylabę, ale zapobiec tego, aby dotarło to do jego uszu. Moje serce ogarnęła fala ciepła. Życie podarowało mi tyle sytuacji w, których to imię wypowiadałam z radością. Oczywiście tak jak według mojej teorii musiał coś zmienić, abym nauczyła się doceniać. Nauczyłam się!
Od razu zareagował słysząc swoje imię. Od razu zaczął dokładniej mi się przyglądać, chcąc poznać jakieś nieznane mu szczegóły. Wiem. Jestem na misji. Jestem z Sasuke i nie mam żadnego prawa prezentować komukolwiek swojego oblicza, ale tak bardzo mnie kusiło. Stał przede mną Orichi. Dziecko, które znam tak długi czas. Moje ręce powolnym ruchem kierowały się ku górze w celu pozbycia się denerwującego nakrycia. To było jak hipnoza z którą nie umiałam wygrać. Jego wielkie zielone oczka patrzyły na mnie wyczekująco. Nagle znacznie się powiększyły.
 - S..Sakura-san? - drgnęłam na dźwięk mojego imienia. A więc mnie poznał, pomyślałam smutno. Nie wiedziałam czy to dobrze czy źle. W tej chwili nie potrafiłam tego przewidzieć. Byłam zbyt zauroczona jego widokiem tutaj.
 - Co ty tu robisz, Orichi? - zdołałam wydusić z siebie tylko tyle. Szybko uklęknęłam by nasze oczy znalazły się na tej samej wysokości. Było mi tak dobrze patrząc w niewinne ciepełko bijące z jego wnętrza.
 - Sakura-san! - powiedział już znacznie radośniej rzucając się w moje ramiona. Nie, nie byłam zdumiona. Nawet nie myślałam o tej emocji. Odwzajemniłam jego uścisk, chłonąć wszelkie ciepło wypływające z jego ciała. Potrzebowałam tego. Głównie w takiej chwili. Gdy moje serce przesączone było niepokojem i wątpliwościami. - Sakura-san! Jak dobrze, że jesteś. Tak bardzo za tobą tęskniłem. - szlochał mi w ramiona. Poczułam jak mocno zaciska pięść na moim płaszczu. Było to dla mnie przyjemne. Oderwałam się delikatnie od niego, chcać ocenić jego stan wewnętrzny. Orichi był bliski płaczu. Powstrzymywał się ostatnimi siłami, przypominając sobie o tym jak wiele razy mówiłam mu, że skoro uważa siebie za dorosłego mężczyźnie nie powinien płakać z błahych powodów.
 - Orichi, co robisz w szpitalu w Sunie? - spytałam przerażona. Na liście pacjentów przecież go nie było, uspokajałam się. Niemożliwe żebym niechcący to przeminęła.
 - Przychodzę tu do Yo.
 - Yo? - powtórzyłam nie rozumiejąc jego stwierdzenia.
 - Mój kolega z domu dziecka. - oznajmił nadal pełny zdziwienia. Ja również się nim napełniałam z każdym jego słowem. Nie kojarzyłam żadnego dzieciaka o imieniu Yo, a przecież znałam każdego mieszkającego w budynku.
 - Kto to Yo? - byłam ostrożna w tym pytaniu.
 - Niedawno go poznałem. Jest naprawdę fajny. I wiesz co Sakura-san? On również uważa, że niebo w nocy jest piękne - tak jak ty...
 - Orichi! - przerwałam mu spanikowana. - Co ty w ogóle tutaj robisz!? Dlaczego nie jesteś w Konoha!?
 - Przeniosłem się.
 - Przeniosłeś? Jak to przeniosłeś?
 - Do Domu Dziecka chcieli przyjąć jakąś dziewczynkę. Nie miała nawet roczku. Potem się okazało, że nie ma dla niej miejsca i chcieli przenieś ją tutaj do Suny. Ale ciebie nie było, Sakura-san. Naruto powiedział, że wyruszyłaś na jakąś tajną misję i długo cię nie będzie. Postanowiłem, że ustąpię miejsca tej dziewczynce. Bez ciebie i tak było głupio. Hinata obiecała mi, że jak tylko wrócisz to po mnie przyjdą.
Nie wierzę! Obserwowałam go ze smutkiem. Słuchałam uważnie każdego jego słowa i nagle narodziła się we mnie jeszcze większa tęsknota za Konohą. Ile ja ludzi pozostawiłam? Prócz biednego Orichi'ego jest jeszcze wiele innych dzieci, którym codziennie obiecałam wspólne zabawy. Naruto oznajmił im, że wyruszyłam na tajną misję i nawet się z nimi nie pożegnałam. Za kogo oni mnie teraz uważają? Było mi wstyd, że podczas pobytu u Sasuke tak rzadko kierowałam swoje myśli ku mieszkańcom Domu Dziecka.
 - Przepraszam Orichi. - szepnęłam. - Ta misja była natychmiastowa, nie miałam czasu się z wami pożegnać. Zachowałeś się bardzo szlachetnie w związku z tą dziewczynką, ale jest już tak późno i ...
 - Sakura, co ty robisz? - usłyszałam za sobą niezadowolony głos. Wzdrygnęłam się. No pięknie. I co teraz wymyślę? Wyprostowałam się szybko i spojrzałam na oczekującego wyjaśnień Sugeitsu. Wnet moja głowa napełniła się milionami pomysłów jak wybrnąć z tej sytuacji. Biało włosy nie zalicza się do osób bardzo spostrzegawczych, toteż będę musiała się nieźle wysilić. Napełniłam płuca powietrzem i delikatnie uśmiechnęłam się do malca.
 - To jest mój kolega z, którym wykonuje tajną misję.
 - Dzień dobry! - powiedział radośnie podając mu małą rączkę. Biało włosy zszokowany uścisnął ją dopiero po upływie kilku niezwykle przeciągających się sekund. Patrzyłam na niego przepraszająco, ale jednocześnie błagałam aby w żaden sposób się nie wygadał, wierzyłam, że mogę jeszcze uratować sytuację.
 - Cześć mały. - powiedział z uśmiechem. Kamień spadł mi z serca.
 - Jestem Orichi.
 - A ja Osamu. - gdyby nie powaga panująca wokół, wyśmiała bym Sugeitsu za jego wspaniałą pomysłowość do wymyślania fałszywych imion. W każdym razie musiałam powrócić do sedna sprawy. Oczekiwałam tyle wyjaśnień ze strony brązowo włosego chłopczyka. Misja nic nie zmieniała.
 - Orichi to chłopczyk, którym opiekowałam się mieszkając w wiosce. - wyjaśniłam pośpiesznie Sugeitsu. Przytaknął cicho. Widziałam w jego oczach, że nie cieszy się z takiego potoku spraw. Jednak byłam pewna, że mogę na niego liczyć.
 - Więc co robisz w Sunie?
 - Przeniosłem się. - wyjaśnił takim tonem, co mi wcześniej. - U nas w Domu Dziecka nie było miejsca, a przyszła nowa dziewczynka. Więc ustąpiłem jej miejsca.
 - To bardzo szlachetne. - powiedział miło zaskoczony czynem malucha. Orichi uśmiechnął się nieśmiało, skinając głową.
 - Orichi. - zaczęłam surowo. - Obiecaj, że nikomu nie powiesz o mojej obecności...
 - Nawet Naruto?
 - Nawet jemu. To tajna misja. On sam nie wie co robimy.
 - Sakura-san. - jęknął niezadowolony. - Powierz ją komuś innemu, chcę żebyś wróciła do wioski i zabrała mnie ze sobą.
 - Jeszcze nie mogę wrócić. - odpowiedziałam smętnie.
 - Dlaczego?
 - Nie skończyłam misji. Ale jak tylko z wszystkim się uporam przyjdę osobiście po ciebie i zrobimy niespodziankę państwu Uzumaki'm. Co ty na to?
 - Dobrze. - coś było nie tak. Rozumiałam, że tęsknił za wioską. Miałam świadomość, tego, że zamienił się miejscami bez żadnych chęci. Był tak kochany. Czy jakieś dziecko w jego wieku zdecydowało by się na taki czyn. Miał dopiero pięć lat. Poniekąd byłam dumna, bo większość rzeczy to właśnie ja wpajałam mu do głowy.
 - Sakura musimy iść. - powiadomił mnie biało włosy. Bez wahań używał mojego imienia, wiedząc już, że malec i tak rozpoznał we mnie właściwa osobę.
 - Już? - to pytanie padło równocześnie z ust moich i Orichi'ego. Sugeitsu na taką reakcję nie mógł powstrzymać się od delikatnego uśmiechu. - Chciałem porozmawiać z Sakurą-san! - dodał.
 - Sakura jest na misji.
 - No tak wiem, ale ...
 - Przyjdę do ciebie. Wtedy opowiesz mi o Yo i o tym jak ci sie tutaj podoba. - wtrąciłam zachęcająco nie do końca pewna słów, które do niego wypowiadam. Sasuke wyraźnie podkreślił, że do kryjówki wyruszamy już jutro by jak najszybciej być w domu. Chyba żaden członek organizacji nie lubił takich wypraw.
 - Nie podoba mi się tu w ogóle. - powiedział zły, zaciskając przy tym pięści.
 - Dlaczego?
 - Tu wszyscy są już duzi. Tylko Yo był w moim wieku, a kilka dni po moim przybyciu zachorował i musi być w szpitalu.
 - Ej no maluchu! - uśmiechnęłam się szeroko czochrając jego brązową czuprynę. Orichi zrobił obrażoną minę i to nie na żarty. Był śmiertelnie poważny, co mnie zaniepokoiło.
 - Wszyscy mi dokuczają. - szepnął, po raz kolejny bliski płaczu.
 - Zabiorę cię stąd! - ukucnęłam znowu chłonąc ciepło z jego małego ciałka. Nie miałam pojęcia jak inaczej mogę go pocieszyć. Nie chciałam aby płakał, wiedząc jednocześnie, że i tak nie pomogę mu z dokuczającymi rówieśnikami.
 - Obiecujesz? - zapytał, wtulając się we mnie. Tego właśnie najbardziej się obawiałam. Wstrzymałam oddech. Cisza nie mogła trwać zbyt długo, wtedy Orichi na pewno zaczął by coś podejrzewać. Znał mnie zbyt dobrze, i nawet on, mimo, że był tylko dzieckiem potrafił stwierdzić kiedy mówię prawdę, a kiedy nie.
Przez panujące milczenie, każdy z nas dosłyszał się cichego stukotu w drzwi. Zamarłam. Wiedziałem bowiem co to oznacza. Sugeitsu automatycznie zwrócił na mnie swój srogi wzrok. Spuściłam tylko głową rozkoszując się ostatnimi chwilami z zielonookim.
 - Muszę iść. - ciężko było mi wymówić te słowa, ale w końcu mi się udało. - Wrócę tutaj.
 - Yo pewnie czeka na herbatę i się niepokoi. - dodał śmiejąc się przy tym. Wypuściłam go ze swoich objęć i raz jeszcze się wyprostowałam by móc całego go zlustrować. Od stóp do czubka głowy. Nie widziałam go ponad dwa miesiące i cholernie brakowało mi tej uśmiechniętej twarzyczki. Z żadnym dzieckiem nie byłam na specjalnie bliskich kontaktach, każdego traktowałam tak samo. Ale stojąc teraz na przeciwko Orichi'ego po tych wszystkich chwilach spędzonych w organizacji Sasuke zrozumiałam, że nie tylko Naruto i Hinata są obiektem mojej tęsknoty.
 - Co robisz tutaj tak późno? - widziałam pośpieszającą minę Sugeitsu, ale zaryzykowałam i wydobyłam z siebie ostatnie pytanie.
 - Pani Kin mnie tu codziennie przyprowadza, a potem po dwudziestej drugiej, gdy idzie do domu podrzuca mnie do Domu Dziecka.
 - Rozumiem. - mruknęłam, wiedząc, że czas na pożegnania.
 - Będę na ciebie jutro czekać Sakura-san! Będę w sali 67. Tam leży Yo.
 - Dobrze. Dobrze będę, Orichi.
 - Cieszę się! - ostatni raz przytulił się do moich kolan po czym radosnym krokiem ruszył w nieznanym mi kierunku. Westchnęłam. Wzrok biało włosego mówił sam za siebie, lecz ja byłam zbyt pochłonięta rozpaczaniem by przejmować się jego słowami. Spodziewałem się usłyszeć wszystkiego. 'Sasuke nie będzie zadowolony', albo 'Sama będziesz się z tego tłumaczyć', przełknęłam ślinkę czekając na zdanie, które pozostawi na sercu kolejną bliznę.
 - Też bym tęsknił za takim maluchem. - zaśmiał się patrząc na miejsce w, którym przed chwilą stał Orichi. Zaskoczona spojrzałam na niego, oczekując jakichkolwiek wyjaśnień. Potem to do mnie dotarło. O czym rozmyślałam jeszcze chwilę temu? O jego podobieństwie do najwspaniejszego przyjaciela na świecie. A teraz oczekiwałam od niego niemiłych słów. To oczywiste, że nigdy by ich do mnie nie powiedział. Byłam zła na samą siebie, że w ogóle go o to podejrzewałam.
 - Jeśli on dotrzyma słowa, to może wyjdziemy z tego bez konsekwencji. - mówił dalej, jednak uśmiech ostatecznie zszedł mu z twarzy. - Gorzej z tym co ty mu obiecałaś.
 - Jakoś przekonam Sasuke. - zapewniłam, ze smutkiem unosząc kąciki ust do góry. I ja i Sugeitsu dobrze wiedzieliśmy, iż na zrobienie tego są wyjątkowo małe szanse. Ale Uchiha dzisiaj był ...inny. Taki miły i przyjemny. Skoro jak na razie wszystko idzie według planu, być może jutrzejszego dnia będzie tak samo idealnie.
 - Chodźmy już. - polecił, chwytając moją rękę. - Będzie dobrze.
Częste słowa, szkoda, że mimo swojej prostoty rzadko podnoszą na duchu.

***
 - Już? - zapytał jak gdyby nigdy nic płowo włosy wychodząc ze szpitalnego budynku. Zapewne zobaczył jak stoję przed nim już dłuższą chwilę, czekając, aż ktokolwiek raczy się zjawić.
 - Gdzie Sakura? - to było pierwsze pytanie, które naszło moje myśli. Bałem się, że Madara chciał odwrócić moją uwagę by móc zaatakować Sakure i tak jak oświadczył pozbyć się najsłabszego członka naszej drużyny. Wstrzymałem oddech, a przez szklane drzwi wypatrywałem jej włosów. Koniec ze skupianiem się na misji. Została spełniona, teraz pozostało skupić się na jej bezpieczeństwie. - Sugeitsu jest z nią? - podpytywałem dalej widząc, że tylko wzruszył ramionami.
 - Są na tym samym piętrze. - oświadczył.
 - To czemu nie schodząc? Przecież zapukałem tak jak było ustalone.
 - Skąd mam wiedzieć? - wzruszył ramionami, wlepiając swój wzrok w schody. Miejsce gdzie oboje wyczekiwaliśmy rażące różu i szerokiego uśmiechu, nadal było puste. Krew zaczęła się we mnie gotować. Z każdą sekundą panika się powiększała. Byłem już niemal pewny, że Madara po raz kolejny mnie oszukał, jednak stałem spokojnie. Nie chciałem okazywać mojej wewnętrznej wojny przy Juugo, tym bardziej, że w pewnym sensie płowo włosy jest dla mnie przykładem. Ah, warknąłem na siebie wściekły przypominając sobie o darze. Kątem oka obserwowałem jego reakcje. Pewnie świetnie bawi się przy wyczytywaniu moich odczuć wewnętrznych.
 - Idą! - powiedział nagle. Natychmiast się uspokoiłem. Nie tylko ze względu na bezpieczeństwo Sakury, ale również na fakt, iż nie był skupiony na moich emocjach.
 - Nareszcie. - burknąłem niezadowolony. Ta niepotrzebna histeria zepsuła mój nastrój.
 - Przepraszamy, że tak późno. - odezwał się biało włosy. - Sakura chciała dokładnie przyjrzeć się liście pacjentów.
Haruno skinęła głową, potwierdzając tym samym jego słowa. Wierzyłem im. Nie miałem absolutnie żadnych pretekstów żeby ich podejrzewać. Wiedziałem, że są ze sobą blisko, ale każda przebyta rozmowa z Sugeitsu na temat zielonookiej kończy się na mym bezgranicznym zaufaniu.
 - Znalazłaś tam coś ciekawego? - spytał Juugo.
 - Niestety. Leży tam chłopczyk, którym się opiekowałam.
 - Spokojnie. - Sugeitsu położył rękę na jej ramieniu. - To na pewno nic poważnego.
Mówiła prawdę. Przynajmniej to zdradzał smutek w jej oczach. Sakura była również...dziwnie niespokojna. Przygryzała co chwila dolną wargę, kierując wzrok gdzieś w dół. Zastanawiałem się czemu zawdzięcza ten stan. Nasze spojrzenia spotkały się na finale.
 - Masz?
Przytaknąłem.
 - Było tak jak mówiłam?
 - Mniej więcej. Trucizna była schowana w jakimś drewnianym pudełku.
 - Przynajmniej ją znalazłeś.
 - Mam też leki na bóle głowy, mięśni i jakieś witaminy. - to zdanie skierowałem to dwóch pozostałych członków Taki. Tak jak się spodziewałem, biało włosego bardzo ucieszyła ta wiadomość.
 - Naprawdę? To świetnie! Po tych twoich treningach wszystko mnie boli!
 - Te treningi są nam potrzebny. - skitowałem i dokładnie obejrzałem teren. Nastrój mi się poprawił. Tak. Zamieniłem z nią kilka krótkich zdań, a serce stało się dwa razy lżejsze. To pewnie ta jej magia, którą niedawno odkryłem. Eh, kto to wszystko pojmie? Moi towarzysze stali czekając na ostateczne słowo. Haruno nadal ogarniał niepokój. Przynajmniej w drodze do hotelu podumam nad jego powodem. - Wracamy.
 - Ta. I byle szybko. Zaraz nas ktoś zobaczy i będzie sieka. - zaśmiał się entuzjastyczny członek drużyny (Czytaj: Sugeitsu). Sakura i Juugo delikatnie się uśmiechnęli. I nagle mnie olśniło. Nie wiem co to było. Jakąś niespodziewana wiedza spadająca na mój umysł jak grom z jasnego nieba. Przystanąłem, co nie uszło uwadze pozostałych.
 - Coś nie tak? - zapytała Sakura. Momentalnie obróciłem się w ich stronę, lekko zdezorientowany. Przynajmniej miałem świadomość, że nie jest za późno.
 - Przecież muszę iść z tym do Madary. - bąknąłem uderzając się w czoło. Moje słowa oświeciły całą resztę. - Która godzina? - dodałem, nie chcąc tracić cennego czasu. Juugo spojrzał na zegar, wiszący na głównym budynku Suny.
 - Dwudziesta Czterdzieści Trzy.
Odetchnąłem z ulgą.
 - Masz jeszcze sporo czasu. - stwierdziła Sakura. - Wróć do hotelu i coś zjedz.
 - Lepiej nie. Wole załatwić to jak najszybciej.
W jej oczach dojrzałem się rozczarowania.
 - Czyli ruszasz już teraz? Tak bez niczego?
 - N..no tak ... - zająkałem się, nie wiedząc jakieś odpowiedzi oczekuje. Dziwnie się zachowywała. Zapragnąłem pozostać z nią sam na sam i wyjaśnić całą tą sprawę. Podejrzewałem powód, ale jakoś nie potrafiłem w niego uwierzyć. Sytuacje nie pozwalała na samotne rozmowy więc milczałem dłuższą chwilę, ostatecznie rezygnując z dodania propozycji konwersacji.
 - Dobrze. - szepnęła w końcu, poprawiając kaptur. Uniosła twarz do góry i poraziła mnie najszczerszym, ale również skrywającym wiele tajemnic uśmiechem jaki do tej pory u niej widziałem. - Powodzenia.
Blask oślepił mnie tak intensywnie, że przez chwilę stałem w bezruchu. Chciałem do niej podbiec. Chciałem pożegnać się z nią w bardziej osobisty sposób, tak jakbyśmy widzieli się po raz ostatni. Te pragnienia zjawiły się tak raptownie, że ledwo udało mi się je kontrolować. No proszę. Wydaje mi się, że przeszedłem na zupełnie inny poziom. Teraz nie tylko ogarnęła mój umysł, lecz także ciało. Cholerna Sakura! Moje zamyślenia przerwał Sugeitsu, powtarzający słowa Haruno z taką samą szczerością. 'Powodzenia...'
 - Żeby cię tam nie zamęczył swoim paplaniem. - palnął, a na mój morderczy wzrok, uśmiechnął się tylko niewinnie. - No co? Po ty co widziałem w Yuki, nie ośmieliłbym się stwierdzić, że Sakura jest słaba.
 - Sugeitsu, daj spokój. - szepnęła zawstydzona. Podeszła do dwójki mężczyzn i popatrzyła na mnie. Poczułem się nie komfortowo. Między mną, a trójką kompanów panowała spora przerwa. Tak jakby oni trzymali się razem, a ja byłbym jakiś odludkiem. Przecież jestem Liderem, nieprawdaż?
 - Powinieneś coś z tym zrobić. - zaczął znowu biało włosy. - Nie wiadomo co wleci mu do głowy. Wkurza mnie to jego gadanie ...w ogól nie zna Sakury i ...
 - Spokojnie. - zamarłem. Bo zamiast swojego głosu usłyszałem właśnie jej. Kiedy to ja chciałem się wtrącić i rozwiać ich obawy. - Nie przejmuj się tym. Może poniekąd ma racje. W końcu wam to nawet do pięt nie dorastam w umiejętnościach. Jestem tylko Medykiem.
 - Właśnie Sakura! Jesteś Medykiem, nie powinien oceniać innych twych umiejętności. To my mamy obowiązek cię chronić na misjach. To co on mówi jest niezrozumiałe.
 - Może jest jakiś inny powód? - do zarzyłej konwersacji swoje słowo dolał nawet płowo włosy.
 - Co masz na myśli? - każdy zwrócił w jego kierunku zainteresowane spojrzenie. Jedynie ja stałem spokojnie. Dokładnie wiedziałem o czym mówi, otóż znałem dokładnie ten 'inny powód' i nie była nim wcale siła Sakury ...Kiedy dotrę do Madary, postawię kawę na ławę i zabronię mu tykania różowowłosej. Bądź co bądź, atak na Konohe to mój pomysł, cała ta zemsta należy do mnie. On jest tylko pomocnikiem, którego szanuję za jego siłę i ...rodowód.
 - To była tylko propozycje. - dodał pośpiesznie. - Nic nie sugeruję.
 - Dajcie spokój. - jęknęła Sakura.
 - Tak właśnie się z tobą rozmawia. - biało włosy westchnął zrezygnowany. - Porozmawiaj z nim o tym szefie. Wiesz, że mnie irytuję, ale teraz chodzi mi wyłącznie o Sakure.
Nie odezwałem się. Bo niby co miałem rzecz? Siedziałem cicho mając nadzieje, że samo moje spojrzenie potraktuje jako odpowiedź twierdzącą.
 - Skończmy ten temat i chodźmy już. - powiedziała Sakura, tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Mojej uwadze nie uszły jej drgania na wypowiadane imię. Coś było nie tak. Jej dolna warga nadal maltretowana, zapewne miała dość jej niepokoju. Oh, jak bardzo chciałbym z nią teraz porozmawiać i wyjaśnić wszystko czego pragnę. Nie chcę przybyć do Madary pochłonięty zamyśleniami, a dobrze wiem, że od tego nie ma ucieczki. W końcu to związane jest z Sakurą. Osobą, która doprowadza mnie do szaleństwa.
 - Czekaj! - powróciły zachowania nad którymi nie panowałem. Cała trójka zwróciła na mnie swoją uwagę, kiedy mi wystarczyła tylko ona. Westchnąłem. Skoro już wpadłem w tą dziurę nie będę próbował się z niej wydostać, tylko zagłębie się jeszcze bardziej. - Chcę z tobą porozmawiać sam na sam.
Te słowa skierowałem do Haruno. Zaskoczyła ją ta prośba, ale przytaknęła pośpiesznie przechodząc na 'moją stronę'. Od razu poczułem się lepiej, wiedząc, że nie jestem sam. Dodatkowo mam przy sobie właśnie ją. Ja naprawdę wariuję.
 - A my? - zapytał Sugeitsu z nierozumną miną.
 - Idźcie już w stronę hotelu, to zajmie chwilę.
 - Ok. - obydwoje wzruszyli ramionami i powolnymi krokami kierowali się w wyznaczonym kierunku. Nie chciałem tracić ani sekundy, od razu spojrzałem na Sakurę z emocjami, których nie byłem zdolny ogarnąć. Spokój, ale jednocześnie ciekawość - to rysowało się na jej twarzy. Ze mną naprawdę działo się coś niedobrego. Chciałem jej o wszystkim opowiedzieć. O tych dziwnych uczuciach, które ostatnio mnie dotykają. O tym, że od dawna nie potrafię wyrzucić jej z mojej głowy. Tak po prostu. Tylko tym sposobem narodziło się kolejne pytanie. Dlaczego tak bezinteresownie chcę się jej zwierzyć? Zamyśliłem się. Po czasie doszło do mnie, że to odpowiedź była zbyt oczywista. Sakura ma ...serce. Ona zna o wiele więcej uczuć. Przywykła do tych zachowań swego serca. A ja nie. Haruno było prawdopodobnie jedyną osobą, której ufałem na tyle by móc przedstawić całość - ale nie mogłem. Dlaczego? Ponieważ każda myśl, refleksja, każde ciepło i zazdrość - to jej sprawka!

***
Sasuke popadł w stan głębokiej zadumy. Przypatrywałam się mu. Cisza była dość denerwująca, ale nie chciałam przeszkadzać mu nad tymi refleksjami. Stałam i cierpliwie czekałam, aż sam wyrwie się z tego transu. W końcu mrugnął kilka razy przywracając siebie do świata żywych. Dla niego zapewne trwało to sekundę, w rzeczywistości moja cierpliwość sięgnęła granicy kilku dobrych minut. Ale nie złościłam się, od dawna widzę, że jest jakiś ...inny.
 - Coś się stało? - zaczęłam. Sądziłam, że to on wykona pierwszy krok, ale patrząc na jego niczego nie świadomą twarz, skapitulowałam.
 - Nic. - odparł nie wzruszony. Zmarszczyłam brwi.
 - Powiedziałeś, że chcesz ze mną porozmawiać, sam na sam.
 - Wiem o tym.
 - Więc o co chodzi? - spytałam po raz kolejny, a stan mojej cierpliwości zniżył się o jeden poziom. Uchiha westchnął. Z niewiadomych powodów po przypatrywaniu się wyrazowi jego twarzy, doszłam do wniosku, że żałuje. Żałuje tej cholernej propozycji. W co on pogrywa?
 - To nic ważnego. - szepnął w końcu. Oczywiście nie obyło się bez uników mego spojrzenia.
Miałam tego serdecznie dosyć. Chwyciłam go za oba ramiona i potrząsnęłam delikatnie. Zdziwiło go moje zachowanie. Ba! Był zszokowany tym co właśnie robię. W zasadzie ja sama tego nie pojmowałam. Ta taktyka należała głównie do Uchihy. Ale jak to mówią. Raz się żyje. Zależało mi na poznaniu prawdy.
 - Powiedz co się dzieje. - zarządałam. - Chodzi o to o czym rozmawialiśmy dzisiaj rano?
Na chwilę zamilkł. Jakby analizował dogłębnie tych kilka słów, które wydawać by się mogły zbyt banalne.
 - Dzieje się coś dziwnego.
 - Co?
 - Ze mną.
 - To znaczy? - było mi wstyd za moje nagłe myśli. Ale poczułam się jakbym konwersowała z psychicznie chorym. Sakura! Opanuje się i wysłuchaj do końca! - Jesteś chory? - dodałam widząc, że się poddał.
 - Chory? - powtórzył jakby nie rozumiał znaczenia tego słowa. Zawahałam się, ale ostatecznie zbliżyłam się by umieścić rękę na jego czole. Miałam Sasuke na codzień, a jednak ten jeden dotyk sprawił mi niewyobrażalną przyjemność i naładował szczęściem. Gdyby nie ostatki rozsądku, prawdopodobnie trwała bym w tym geście dłuższą chwilę.
 - Nie jesteś rozpalony. - stwierdziłam. Przeniosłam dłoń na jego klatkę piersiową. Odgarnęłam płaszcz i dostałam się do jego nagiego torsu poprzez odpiętą białą koszulę. Sasuke wzdrygnął się. Czemu się dziwić? Już czułam jak robię się cała czerwona. Kolejny dotyk z, którego niechętnie zrezygnowałam. Czułam bicia jego serca. To było tak wspaniałe. Narząd ten porusza się rytmicznie bez ustanku, ale ja nigdy nie miałam okazji tak precyzyjnie tego doświadczyć. Gdybym mogła, upadła bym na kolana i dziękowała mu za to, że trzyma Uchihe przy życiu. Ten obraz przedstawił mi się przed oczyma. Mimowolnie uśmiechnęłam się. Czasami nachodzą mnie tak idiotyczne myśli...
 - Coś nie tak? - zapytał. Widocznie zauważył uniesione kąciki ust.
 - Serce bije poprawnie.
 - Dlatego się uśmiechasz?
 - Nie. - przyznałam.
 - Więc jaki jest prawdziwy powód?
 - Po prostu ... - zamilkłam. Powiedzieć czy nie? A jeśli uzna, że jestem upośledzona psychicznie. Postanowiłam zaryzykować. Koniec końców, takimi sposobami zyskam następne dawki jego zaufania. - Nigdy nie miałam okazji poczuć bicia twojego serca.
Uśmiechnął się! Z niedowierzeniem przyglądałam się temu obrazowi, szczęśliwa z takiego potoku zdarzeń. Ze mną chyba też dzieje się coś niedobrego. Od kiedy pojawiają się u mnie takie refleksje? To Sasuke - zmienił się jeszcze bardziej niż sądziłam.
 - Naprawdę tak cię to cieszy? - zrobił krok w przód. Może i jego serce biło poprawnie, jednak moje zupełnie traciło kontrole. Chwilę temu ze złości, teraz z  ...no właśnie z czego? Zadecydowałam, że na razie pozostawię to pytanie bez odpowiedzi. Bałam się, że zbyt mnie przerazi.
 - T-tak... - wydukałam. - Ja ... - nie wiedziałam co chcę dodać. To 'ja...' rzuciłam na wiatr mając nadzieje, że w czasie wypowiedzi do głowy wskoczy mi jakaś deska ratunku. Okazało się, że uratowało mnie zupełnie co innego. Nagłe ciepło, podmuch wiatru, a zaraz potem umięśnione ramionami oplatające mnie niczym małą laleczkę. Zamarłam w bezruchu, ponieważ doszło do mnie, że wytłumaczenie mojego stanu może być tylko jedno. Sasuke ...Sasuke mnie przytulił. Objął mnie w tali i gwałtownie przyciągnął do siebie nie pozwalając tym samym dokończyć. Mimo szoku, korzystałam z sytuacji i chłonęłam jego przyjemny, typowo męski zapach. Tak bardzo mnie pociągał. Wreszcie poczułam się na tyle komfortowo by odwzajemnić uścisk. Gdy to zrobiłam, niemal natychmiast się odezwał.
 - Uważaj na siebie, kiedy mnie nie będzie.
Co miały oznaczać te słowa? Dlaczego mi je mówi? Dlaczego znowu pozostawia mnie z wątpliwościami i powodami do zadumy? Tym razem nie pozwolę sobie na takie zagrania. Wzięłam głęboki wdech...
 - Martwisz się o mnie? - mój głos zadrżał. A jego ciało zaatakowały ciarki. Dokładnie to czułam, będąc cały czas w jego objęciach. Czułam się tak dobrze. Napełniłam się nadzieją niczym małe nierozumne dziecko, iż ta chwila mogła by trwać wieki.
 - Tak. - odparł krótko. Otworzyłam szeroko oczy, a w tym samym czasie odsunął się ode mnie. Nie ukrywałam smutku wiążącego się z tym faktem. Niespodziewanie znalazłam w sobie odwagę i pokonałam dumę, która zabraniała mi okazywania bezpośrednich uczuć względem niego.
 - Wiesz, że z tego też będziesz musiał mi się tłumaczyć. - palnęłam z delikatnym uśmiechem.
 - Wiem. - zrobił kilka kroków w tył i obrócił się do mnie plecami. - Ale następnym razem chyba będę już gotowy. I mam nadzieje, że ty również, aby wyjaśnić mi kilka rzeczy. Wracaj do Juugo i Sugeitsu. Widzimy się jutro.
I zniknął. Tak zwyczajnie skoczył na drzewo na ostatku powracając do zimnego i obojętnego tonu. Będąc szczera, wcale nie naruszyło to mojego nastroju. Nadal byłam tak samo radosna z faktu, iż wraz z Sasuke darzymy się coraz większa otwartością. Chociaż, kto wie jak to na mnie wpłynie? Obawiałam się tylko jednej rzeczy ...ponownego związana. Zbyt intensywnego. Ułożyłam sobie życie w Konoha. Byłam cholernie nieszczęśliwa, ale przynajmniej nie cierpiało moje serce. Sprawy miłości miałam już dawno za sobą. I z Sasuke i z Eizo, którego znienawidziłam. Tak naprawdę nigdy nie dażyłam go niczym szczególnym. Gdyby była to miłość, uleczenie się z tego stanowiło by o wiele trudniejsze zadania. Ja dokonałam tego w kilka dni. Przekierowałam to uczucie na nienawiść. To Uchihe kochałam naprawdę. To z tej miłości leczyłam się długie lata i kiedy mi się udało, on się zjawił. Stwierdziłam, że obawiam się zbliżenia. Ale chyba już nie muszę, bo do niego dawno doszło. Teraz zostało mi być przerażoną ...

Obróciłam się. Za mną znajdowali się Juugo i Sugeitsu i ku memu zdziwieniu zamiast podążać wolnym krokiem przed siebie stali wpatrzeni prosto we mnie. Wzdrygnęłam się. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w ich kierunku. Nie miałam zielonego pojęcia z czym przyjdzie mi się zmierzyć - z jakimi pytaniami, ale mknęłam dalej. Nie miałam dokąd uciec, byłam zbyt szczęśliwa, lecz jednocześnie delikatnie zamroczona całą tą sytuacją.
 - No proszę, proszę. - zaczął biało włosy uśmiechając się perfidnie. - Nie wiedziałam, że jesteś tak blisko z szefem?
Uniosłam do góry jedną brew, udając zdziwioną jego stwierdzeniem. Obdarował mnie delikatnym kuksańcem.
 - Czemu ja, jak zwykle o niczym nie wiem? - mówił dalej.
 - Sądzę, że to są prywatne sprawy. - bohaterem i osobą, która uratowała mój tyłek okazał się płowo włosy. Uśmiechnęłam się na kilka sekund dziękując mu tym gestem za wtrącenie. Kiwnął głową.
 - Prywatne? - parsknął. - Juugo, czy ty kiedykolwiek widziałeś żeby Sasuke kogoś przytulał!? Ja też nie. Dodatkowo tym kimś jest Sakura, a ja ...
Nie dokończył, bo gwałtownie zatkałam mu usta swoją ręką. Miałam dość jego gadania. Czy wpadnięcie w jego objęcia jest tak wyjątkowym zdarzeniem, że trzeba ogłaszać to całemu światu? Westchnęłam cicho, widząc jego pytające spojrzenie.
 - Mieliście iść w stronę hotelu, a nie stać jak idioci na środku drogi. To wyglądało podejrzanie. Tym bardziej, że macie kaptury.
 - Nie zmieniaj tematu. - upomniał mnie.
 - Po prostu wrócimy do hotelu. - powtórzyłam.
 - Sakura, no! - był jak uparte dziecko chcące dostać upragnioną zabawkę. - Oczekuję wyjaśnień.
 - To oczekuj dalej! Jestem zmęczona i chcę wrócić do hotelu!
Rysy jego twarzy wyraziły ogromny grymas. Juugo stanął przed nim i na mnie spojrzał.
 - Daj jej na dzisiaj spokój, co? Każdy jest wymęczony tym dniem.
 - Obrońca się znalazł. - prychnął i wyminął nas by ruszyć w wcześniej wyznaczoną stronę. Kąciki ust odruchowo się podniosły. Cały Naruto ...zawsze naburmuszony, ale jednocześnie pełny szczęścia i determinacji by chronić swoich przyjaciół.
 - Hej! I co Osamu, będziesz się teraz obrażał? - spytałam śmiejąc się przy tym. Biało włosy przystanął, kątem oka spojrzał na mnie. A kiedy ujrzałam jego śnieżnobiałe uzęmbienię wiedziałam już, że sytuacja została uratowana.
 - Ej no! Nie ma tak! Wymyślałem to na szybko. Nie śmiej się z tego.
 - A czy ja się śmieje?
 - Tak! - odparł. Udawał napełnionego gniewem, jednak pomiędzy tą negatywną emocją starały wydostać się pojedyncze dawki śmiechu.
 - Osamu nawet mi się podoba.
 - Jasne, jasne. - burknął, powracając do poprzedniej czynności. Stawiania leniwych kroków ku naszym sypialnią.
Rosnące zaufanie u Sasuke dawało mi same plusy, być może uda mi się go przekonać do kilku kolejnych wizyt u Orichi'ego. Może z czasem ...może z czasem nawet zgodzi się na spotkanie z Uzumaki'm. Spojrzałam na czarną kołdrę nocy pokrytą milionami maleńkich punkcików - gwiazdy. Tej nocy niebo było ich pełne. Wiatr rozwiewał kosmyki mych włosów, wprawiając je w taniec pozbawiony wszelkich zasad. Było mi tak przyjemnie czując zimno na policzkach. Na chwilę popadłam w zamyślenie. Obudziły mnie dopiero kroki płowo włosego ruszające za Sugeitsu. On również był jakiś dziwnie zadowolony. Jakby dumny z jakiegoś faktu. Ale Juugo miał swoje życie, ja nie miałam żądnych podstaw aby się w nie wtrącać. Pobiegłam za nim by wyrównać kroki i z nieschodzącym uśmiechem czekałam na objęcia Morfeusza w, których znalazłam się po kilkudziesięciu minutach.

3 komentarze:

  1. Orochi - śliczne imię. :)
    Szkoda mi się zrobiło tych wszystkich dzieci z domu dziecka, echh.. życie jest niesprawiedliwe.
    Udała się misja! ;D Żeby tylko Madara znowu czegoś nie wykombinował. :/
    Dlaczego ten Sasuke znowu nie wyznał swoich uczuć Sakurze!? ;< Mam nadzieję, iż następnym razem rzeczywiście w końcu to zrobi. ^^
    Pierwszy ją przytulił. To co najmniej dziwne i fascynujące. :3
    Szkoda, że Karin tego nie widziała. ;_;
    Suigetsu jakie ambitne imię wymyślił. Hahaha. xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy tylko ja myślałam, że to będzie Orochimaru? :o

    OdpowiedzUsuń
  3. Kawai! W końcu ją przytulił! I przyznał, że się martwi! Tak sweet <3

    OdpowiedzUsuń