Byłam
gotowa. Mój umysł był oczyszczony z wszelkich wątpliwości i niedomówień.
Wiedziałam dokładnie czego pragnę. Chociaż Sasuke nie wytłumaczył mi tak
naprawdę swojego zachowania, w takiej chwili jak ta, postanowiłam się tego
wyzbyć. I skupić na zadaniu. Miałam powyżej uszu ciągłych obelg Madary
kierowanych w moją stronę, nie mogłem znieść faktu za jak słabą mnie uważa.
Kiedy ja nie zaliczam się do tej gruby! Nigdy! To, że Naruto wycofał mnie z
oddziału ANBU, nie wiąże się, z tym, że zapomniałam wszystkich umiejętności.
Wręcz przeciwnie - czując się samotna, trenowałem, a gdy czułam się samotna i
pełna bólu, robiłam to samo. Każdy kawałek mojego życia wiązał się z
trenowaniem. Adekwatnie to cierpienie się z nim wiązało. A ja wyzbyłam się go
tylko przez jeden okres życia. Drużyna siódma - uśmiechnęłam się na samo
wspomnienie wspaniałego trio jakie chadzało uliczkami Konohy. Oh, ile był dała
by wrócić do tych czasów. Tylko tym razem głośniej prezentowała bym swoje
podejrzenia na temat Sasuke. Tym razem nie płakała bym prosząc go o pozostanie,
powstrzymała bym go siłą. Sasuke... Myślałam, że będąc po 'złej stronie mocy' stanie
się bardziej obojętny i pełen jadu. Myślałam, że tak jak w momencie, kiedy
spotkaliśmy my go pierwszy raz od trzech lat z Naruto w kryjówce Orochimaru -
nie będę w stanie go poznać. A teraz? Uśmiecha się, czasami śmieje. To
oczywiste, że nie czuje się w pełni szczęśliwy. Nadal w jego oczach widnieje
ból, i dlatego sądze, że jest jeszcze jeden cel jego zemsty. I na pewno nie
jest nim druga organizacja.
Napełniłam
płuca powietrzem. Noc zapadła już dawno. Patrzyłam z zamyśleniem na sufit w
moim pokoju. Na pewno jeszcze nie raz będę miała okazję aby spotkać się z
Madarą. Gdybym tylko wiedziała, gdzie mogę go znaleźć. Od razu wywołałbym
walkę. Oh, dlaczego nie może się przede mną zjawić, tak jak w drodze do Yuki. W
tamtej chwili byłam w szoku, ale teraz z pewnością okazałabym się pełna
determinacji i walki. Zaśmiałam się ironicznie do swoich myśli. 'Wtedy byłam
taka...., ale teraz na pewno ...'. Od dłuższego czasu to z tego zdania składają
się moje rozmyślania. Kiedy zwyczajnie mogłam wcześniej o tym pomyśleć. To te
ludzie słabości. Szok, zdezorientowanie - to one odbierają człowiekowi
racjonalne myślenie. Niechętnie zwróciłam wzrok w stronę drzwi, które się
otworzyły, obecnie bez charakterystycznego skrzypnięcia do, którego zdążyłam
się przyzwyczaić.
- Idziemy? - zapytał, patrząc na mnie
oczekująco. Przelotnie, po raz ostatni spojrzałam na niczemu winny i beztrosko
żyjący sufit, a następnie wstałam głośno przy tym wzdychając.
- Tak, jestem gotowa. - odparłam. Uchiha na te
słowa, skinął głową i wziął na ramię maleńką torbę, gdzie schowałam wszystkie
przydatne, nie grzeszące wielkością przedmioty. Jak zwykle obojętny i
opanowany. Co prawda, do Juugo, jeszcze wiele mu brakuje, ale stawia ku temu
dobre kroki. Miałam już okazje podziwiać wyraz twarzy w tak wielu sytuacjach i
bynajmniej nie był on spodziewany. Rzadziej okazywał ten letarg, częściej
troskę - było to szczytem wszystkiego, ale sprowadzało na moje serce przyjemne
fale. - Coś się stało? - usłyszałam nagle, odruchowo podnosząc wzrok z czubek
moich butów.
Czy
Sasuke Uchiha, kiedykolwiek wcześniej spytał by się mnie 'Co się stało?'
Oczywiście, że nie, bo w ogóle by go to nie obchodziło. W gruncie rzeczy teraz
może być tak samo, ale przynajmniej jest na tyle otwarty by wypowiedzieć to z
zwykłej grzeczności.
- Wszystko w porządku. - zadeklarowałam z
uśmiechem, przejmując od niego torbę. - Dam rade nieść to sama.
- Jak uważasz. - burknął. Na korytarzu czekali
już Juugo i Sugeitsu. Oboje przywitali nas z uśmiechem, ściśle mówiąc
białowłosego był znacznie szerszy. Odwzajemniłam gest. Nakładając na głowy
kaptury wyszliśmy na zewnątrz kierując się prosto do celu. Spojrzałam na
zegarek. Wybiła równa dwudziesta - idealnie. Po drodze dokładnie
przedstawiliśmy plan działania. Padła nawet propozycja nad zmianą w inną postać,
ale razem z Uchihą zgodnie stwierdziliśmy, że to bezsensu, skoro ani Juugo ani
Sugeitsu nikt nie zna. Gorzej z nim, lecz Sasuke nikt nie będzie w stanie
ujrzeć - przynajmniej według naszego planu. Ja czułam się w swoim żywiole. Od
razu przypomniały mi się wszystkie misje z Kibą i Shikamaru, najlepsi kompani
świata. Wiele razy ratowali mnie z opresji, ja następnie odwdzięczałam się tym
samym. Planowanie i knucie mam we krwi, jak to kiedyś określił Naruto. Nie było
mowy aby ta misja została okrzyknięta porażką.
- Każdy wie, co ma robić? - zapytał
ostatecznie czarnowłosy, widząc, że budynek jest coraz bliżej. Każdy kiwnął
głową, czekając na rozwinięcie akcji.
- Sasuke. - zwróciłam się do niego. Spojrzał
na mnie tymi tajemniczymi tęczówkami, czasami czułam się naprawdę wyjątkowo, iż
mogłam nosić na sobie ich wspaniałość. - Pójdziesz ze mną na tyły szpitala.
Pokaże ci dokładnie, które to okno.
- Jasne. - odparł, spoglądając na mnie
nieodczytanymi emocjami ukrytymi w tęczówkach. Zlekceważyłam to, ostatnie czego
mi brakowało to rozproszenie.
- Zróbmy to szybko. - jęknął białowłosy. -
Chcę się dzisiaj wyspać. Jutro pewnie ruszamy z powrotem, tak?
- Raczej tak. - powiedział Uchiha.
- To dobrze. - pomruk zadowolenia wydobył się
z jego ust. - Nie czuję się bezpiecznie w wioskach. Są naprawdę przerażające.
Gdyby
była tu Karin, dogryzła by mu, że zwyczajnie nie jest na tyle silny aby czuć
się bezpiecznym. Zaśmiałam się do swoich myśli. Kto by pomyślał, że w pewnym
momencie zatęsknie za czerwonowłosą.
- Chodźmy w końcu! - pewnym i szybkim krokiem
zmniejszałam odległość między moją osobą, a wejściem do budynku. Nie widziałam
reakcji Taki, ale po czasie dosłyszałam się ich kroków. Sasuke zrównał ze mną.
Uspokajałam oddechy. W pewnym sensie, denerwowałam się. Być może to mój żywioł,
ale przeżywałam go z zupełnie innymi osobami. Kto wie jakie oni przyjmują
strategie?
Finalnie
znaleźliśmy się przy wejściu. Nie dosłownie, ponieważ wraz z Uchihą skakaliśmy
po drzewach by nikt nie zobaczył jak udajemy się za tyłu budynku. Co jak co,
ale Suna jest niezwykle wrażliwa, takie ataki są tutaj częste. Za szpitalem
znajdowała się spora polanką, z tyłu okryta już murami wioski. Tam stał las -
przejście do następnej wioski.
- I gdzie to okno? - wybudził mnie z zamyśleń.
Na krótką chwile pozbyłam się nakrycia by wzmocnić swoją widoczność.
Niewielkie. Zasłonięte ciemną firanką....
- Jest! - oznajmiłam wyciągając palcem by
wskazać odpowiednie miejsce. Uchiha skupił wzrok i po chwili pokiwał głową na
znak, że rozumie. - Przeciśniesz się?
- Wydaje mi się, że do grubych nie należę. -
ironia w jego głosie trochę mnie rozbawiła, ale wierzyłam w niego. Coś
wykombinuje. Okna do takich sal zazwyczaj są maleńkie, bo same pomieszczenia
nie grzeszą wielkością.
- Dasz sobie radę. - bąknęłam. Akurat, o to
nie miałam wątpliwości. Ja, musiałam skupić się na patrolowaniu terenu. I w
razie wypadku zając lekarzy, pielęgniarki, lub innych ludzi, którzy będą
próbowali się tam dostać.
- Ale jak rozpoznam tą truciznę?
No
tak, pomyślałam. Tego mu przecież nie wytłumaczyłam.
- Szczerze nie wiem jak jest tutaj, ale opiszę
ci to jak z Konohy.
- Skąd wiadomo, że będzie tu tak samo?
- Nie wiadomo, dlatego reszta należy do
ciebie. - ponownie zaśmiałam się z jego sarkastycznego wyrazu twarzy. Mimo
wszystko, lubiłam jak tak krzywił usta. Był to ten sam sposób, w jaki reagował
na dogryzki Naruto za czasów drużyny siódmej. Pokręciłam szybko głową,
wyrzucając myśli. Za dużo wspomnień, skup się na teraźniejszości. Tylko kto by
przypuszczał, że ona właśnie tak będzie się przedstawiać. - Więc słucham. -
odezwał się widząc moje zamyślenie.
- Są dwie szafki. Jedna jest drewniana kryjąca
same lekarstwa, te o bardzo silnym działaniu. Druga, naprzeciwko, ma szklane
drzwiczki i to w niej na jakieś półce jest małe białe pudełeczko, w żaden
sposób nie wyglądające podejrzanie. Normalnie trzyma się tam strzykawki, więc
będziesz mniej więcej wiedział jak wygląda. Tam właśnie jest schowana trucizna.
- Konoha za bardzo się nie wysiliła. - skomentował
z kpiną.
- Jak zwykle. - jęknęłam. - Ty na pewno
wykombinował byś to lepiej. Tak się składa, że jeszcze nikt tego nie wykradł.
Nagle
się uśmiechnął.
- Ale teraz ja mogę to zrobić, bo zdradziłaś
mi sekret.
- Też mi sekret. - mruknęłam, po raz kolejny
zaskoczona jego spostrzegawczością, a może moją zwykłą głupotą?
- W takim razie powiedz mi jeszcze jedno.
- Co? - zdziwiłam się.
- Gdzie są jakieś tabletki na ból głowy, ból
mięśni itd. - mówił wyliczając lekartswa na placach. Wbiłam w niego wzrok wyrażający
wielki, czerwony znak za pytania.
- Po co ci to?
- Wiesz ... - zaczął, już wiedziałam, że to
zdanie będzie zawierało sporą dawkę ironii. - Mimo wszystko, też jestem
człowiekiem i czasami boli mnie głowa, mięśnie również dają o sobie znać,
zwłaszcza po treningach. A po treningach z Madarą, to dopiero.
Westchnęłam.
Na wymienione imię moje ciało zadrżało, ale Uchiha chyba tego nie zauważył. Nic
dziwnego, że tak się zachowywałam, skoro planuję istną masakrę z tym związaną.
Mam już dość bycia uważa za słabą, nawet jako Sakura z drużyny siódmej byłam
ciężarem. Usmiechnęłam się do Sasuke by zatuszować nagłe myśli.
- Wszystko tam gdzie trucizna. W tej
drewnianej są tylko bardzo silne leki, ich nie próbuj się nawet dotykać.
- Dlaczego?
- Są na nagłe, śmiertelne przypadki. Nie wiem
co by się stało gdyby spróbował wziąźć je zdrowy mężczyzna.
- Martwisz się o mnie? - spytał bez owijania w
bawełnę. Przez tak bezpośrednie pytanie nie byłam w stanie powstrzymać mojego
zaskoczenia. Kolejna ludzka słabość.
- Nie. - powiedziałam krzyżując ręce na
piersiach.
- Ostatnio mówiłaś co innego. - dodał.
- Sasuke skupmy się na misji! - upomniałam go,
wlepiając wzrok w okno. Nie chciałam patrzeć teraz w jego oczy, bałam się
dostrzec w nich kpinę. Było mi przykro, że tak beznamiętnie potraktował takie
pytanie. Zwłaszcza, że niedawno zapłakana mówiłam mu coś całkiem innego.
Martwiłam
się. I to cholernie. Moje serce odczuwało niepokój nawet przy błahej sprawie z
trucizną. Nigdy nie wiadomo co przyszykował dla niego Madara.
- Sakura. - odezwał się nagle. Spoważniał.
- Tak?
- Masz zbyt rozpoznawalnie włosy. - stwierdził
przypatrując się mi. - Skoro jesteś tak dobrym Medykiem, na pewno wiele lekarzy
cię zna.
- No tak, ale... - nie dokończyłam, bo
zobaczyłam jak niebezpiecznie się do mnie zbliża, Robił to tak leniwie i
powoli, że doprowadzał moją ciekawość do szaleństwa. Wstrzymałam oddech i ze
wszystkich sił starałam zachować się spokój. W końcu ludzkie słabości, w
postaci emocji zmniejszają racjonalne myślenie. Sasuke wyciągnął ręce.
Odruchowo zacisnęłam oczy. Poczułam jak jego dłonie delikatnie odpychają moje
włosy do tyłu, jak kaptur wraca na swoje miejsce. A moje ramiona były wolne od
znanego ciężaru. Niepewnie otworzyłam oczy. Wiedziałam, że jestem czerwona, ale
mogłam polegać na mroku nocy.
- Myślałaś, że cię uderzę? - zapytał z
rozbawieniem, widząc, że logika myślenia powróciła. Pokręciłam naburmuszona
głową.
- N..ie .. - wydukałam. - Nie wiedziałam
tylko, co zrobisz.
- Bałaś się?
- Oczywiście, że nie! - warknęłam zaciskają
pięści. Uśmiech z twarzy Sasuke dalej nie schodził. A więc bawi go to, że się
wściekam tak? Ta myśl, wywołała u mnie jeszcze większy gniew. - Bo tobie można
się wszystkiego spodziewać!
- To chyba dobrze, nie? - spytał z szalmańckim
uśmiechem. Uderzyłam się delikatnie w czoło, prezentując mu swoje zażenowanie.
- Dobra. - westchnął. - Skupmy się na misji.
Jeszcze się okaże, że przez ciągle myślenie o mnie, nie zauważysz nadchodzącego
lekarza, i co wtedy?
- Uchiha! - nie wytrzymałam i obdarowałam go
mocnym kuksańcem w lewe ramię. Dla mnie był to potężny cios, jednak on nawet
nie drgnął. Wiedziałam, że to stanie się obiektem jego kolejnym kpin, jednak
gdy chciał otworzyć usta, szybko weszłam mu w słowo. - Myślenie o tobie, to
ostatnia rzecz jaką bym zrobiła.
- Przekonamy się. - wzruszył ramionami i
ruszył przed siebie. Co mu jest!? Dlaczego ta dziwnie się zachowuje? Raz gra
obojętnego, raz perfidnie uśmiechniętego ignoranta. Patrzyłam jak
zahipnotyzowana na jego plecy. Czułam, że moje tęczówki są zwężone, czułam jak
trzęsą się moje ręce. Pragnęłam chociaż raz odczytać to co jest schowane
wewnątrz niego. Jaki rodzaj bólu? Jak szerokie tereny obejmuje? Dlaczego zmusza
Sasuke do takiego zachowania? Zagubiłam się w tym wszystkim. Chcę mu jakoś
pomóc. Skoro znalazłam się przy nim, skoro nasze drogi życia ponownie się
splotły mam zamiar wykorzystać to, nie bacząc na wszystkie okropne rzeczy,
które uczynił mi i Naruto.
'W
pewnym sensie ma swoje powody do czynienia zła, prawda? Ciekawe jak ja albo
nawet ty zachowalibyśmy się będąc na jego miejscu. Nie możesz mieć mu za złe
tego jak nas potraktował. On wróci. Sasuke wróci jak tylko spełni wszystko
czego pragnie. Zemsta zaślepia umysł - wiem, o tym. Właśnie dlatego go ścigam.
Chce przypominać mu, że ja i ty zawsze będziemy gotowi mu pomóc, żeby nie
zagubił się w źle jakie czyni. Żeby wiedział, że jesteśmy gotowi na jego
powrót. I nawet gdy zrobi to będąc staruszkiem mi i tak przyjmiemy go z
otwartymi ramionami...'
Otarłam
szybko oczy, nie chcąc, aby jakakolwiek łza ujrzała światło dziennie. Naruto
był tak lojalny, tak oddany przyjaźni. Codziennie dziękuje niebiosą, za to, że
byłam na tyle godna by móc go poznać. W momencie, gdy mówił do mnie te słowa,
nie zatrzymywałam łez. A teraz wspominam je stojąc przed całkiem innym
człowiekiem. Przed Sasuke. Przed moją miłością, osobą, dla której gotowa byłam
opuścić wioskę i pomóc mu w spełnieniu zemsty, przecież nawet ...
- I co? - jego głos obił mi się o uszy jak
stado wrednych pszczół. Podniosłam wzrok budząc się z zamyśleń. Nadal stał
odwrócony tyłem kilka metrów przed ścianą budynku. - Nie wmawiaj mi, że teraz o
mnie nie myślisz.
Ciarki
przeszły po moich plecach na dźwięk jego spokojnego, opanowanego głosu. Nie. To
nie był kpiarski ton, na jego twarzy nie widniał również znany mi uśmieszek.
Właśnie w takich sytuacjach ciężko ukryć swoje emocje. Ogarnął mnie szok. W tej
oto chwili doszłam do wniosku, że ciężko wygrać z ludzkimi słabościami będąc
zwykłym człowiekiem.
- Sakura. - powtórzył moje imię, ta cisza była
denerwująca dla nas obojgu. Jednak była zajęta wyzbywaniem się szoku, by
cokolwiek powiedzieć. Nie chciałam znowu zrobić czegoś, czego potem będę
żałować.
- Tak, Sasuke?
- Uważaj na siebie. - szepnął, kątem oka na
mnie spoglądając. Niestety nie potrafiłam nic wyczytać. - Nie wiadomo dlaczego
Madara kazał nam iść po tą truciznę, to równie dobrze może być zwykła pułapka.
Pilnuj się.
- Dobrze. - przytaknęłam. Moje serce tak
bardzo się radowało na te słowa. 'Uważaj na siebie' - może były sztuczne? Ważne
jednak, że wypowiedziane i na ten okres misji w szpitalu dobrze podziałają na
moją psychikę. Chyba jednak będę o tobie myślała, powiedziałam w myślach
ostatni raz spoglądając na Uchihe. Skoczyłam szybko na jedno drzewo i tą samą
trasą wróciłam przed szpital gdzie czekali już Juugo i Sugeitsu.
***
A
więc to tak. Nie spodziewałem się, że te uczucia opanują mnie w tak intensywnym
stopniu. Ale z jakiś przyczyn - niewiadomych przyczyn, dzisiejszego dnia
postanowiłem im pomóc się rozwinąć. Westchnąłem. Przerażało mnie to, że coraz
częściej myślę o Sakurze, a coraz mniej o Ukrytym Liściu. Kiedy już skupiłem
myśli na tym drugim, pojawiało się pytanie: 'Jak ona na to zareaguje?' co
automatycznie wiązało się z przekierowaniem myśli. Nie powinno mnie to
interesować, ale interesowało. Trzymałem się swojego postanowienia,
polegającego na przyznawaniu się przed samym sobą do swoich słabości. Nadal
szukałem bowiem odpowiedzi na pytania, która zadała mi dzisiaj Sakura.
'Dlaczego
wtedy nie pozwoliłeś mi wyprowadzić go z budynku, dlaczego obroniłeś mnie przed
Madarą?', poszukiwania rozpoczęte.
Na
kradzież miałem całą godzinę i sądziłem, że dobrze wykorzystam ten czas.
Zacieranie śladów trwa bowiem pół godziny. Nienawidziłem tego, ale jeszcze
bardziej nienawidziłem uganiających się za mną ninja z wiosek. Miałem tego po
uszy. Najgorszy był pierwszy miesiąc od opuszczenia Konohy. Poczułem dziwne
skurczę w żołądku na samo wspomnienie, ale zignorowałem to i wróciłem do
dalszych rozważań. Wtedy to ANBU codziennie ruszało na mój 'ratunek'.
Codziennie marnowali mnóstwo czasu by sprowadzić mnie z powrotem do wioski,
kiedy ja już dawno postanowiłem i wybrałem ścieżkę jaką będę kroczyć. Zdawałem
sobie sprawę z tego, że jest zła. Wiedziałem, że zranię Naruto i doprowadzę
Sakurę do szaleństwa. Ale sto razy lepiej jest żyć w bólu niż posiadać jakieś
więzi z kimś takim jak ja. Jak się okazało, oboje przecierpieli i znaleźli
sobie zajęcia. Naruto został Hokage, Sakura członkiem ANBU i nagle moje serce
zapragnęło ją zobaczyć, przy pierwszej najbliższej okazji. Nie sądziłem wtedy,
że oficjalnie zostanie naszym Medykiem. Spodziewałem się radosnej, irytującej
dziewczynki, która rzuci się na mnie ze szczęścia. Wtedy po prostu odesłałbym
ją z powrotem do wioski, ale sprawy potoczyły się inaczej, komplikując moje
życie. Nigdy. Nigdy nie pomyślałbym, że ona kiedykolwiek doprowadzi mnie do
takiego stanu.
Sasuke
skup się, warknąłem do siebie. Doszło do mnie, że od ponad dziesięciu minut nie
ruszyłem się nawet o centymetr. Teraz nie mogę zawalić, inaczej Sakura będzie
miała kłopoty. A wiem doskonale, że Madary nie przechytrzę...Oczyściłem swój
umysł, wyzbyłem się wszelkich niepotrzebnych wątpliwości. Przykro mi, Sakura.
Nie będę o tobie myślał. Musze najpierw wykonać zadanie byś mogła poczuć się
bezpiecznie.
***
- Możemy iść. - powiedziałam, gdy tylko
wylądowałam na stałym gruncie. Sugeitsu od razu krzywo na mnie spojrzał,
wiedziałam, że to nie wróży nic dobrego.
- Co tak długo? Miałaś tylko pokazać okno!
- Tak wiem, ale musiałem też wytłumaczyć gdzie
dokładnie znajduje się ta trucizna. - przyjął to. Moja wymówka wypaliła, i całą
trójką weszliśmy do szpitala. Juugo i biało włosy bez żadnego wahania
zaprezentowali w recepcji swoje twarze. W moim przypadku, zadanie to zaliczało
się do niemożliwych. Już w recepcji dojrzałem się znajomej kobiety. Jak ja
dawno tu nie byłam, pomyślałam wzdychając. Pomimo tego nic się nie zmieniło.
Ściany nadal rażą bielą, recepcja nadal stoi na swoim miejscu, a wokół niej z
trzydzieści krzeseł dla czekających. W tym momencie zasiadało na nich zaledwie
dwóch pacjentów. Wzrok przekierowałam na zegarek. Za trzy minuty wybije
dwudziesta.
- Sugeitsu. - szepnęłam do niego i przeróżnymi
gestami, które zdołałby ułatwić mu zrozumienie chciałam mu przekazać, iż dobrze
znam kobietę zasiadającą w recepcji. Na szczęście obok był Juugo, który ręką
nakazał mi spokój. Wiedziałem już bowiem, że rozumie treść mojej 'wiadomości'.
Czułem
w sercu niepokój. Narodził się w nim tak nagle. Jeszcze stojąc przy Sasuke i
jak gdyby nigdy nic wdając się z nim w konwersacje byłam szczęśliwa i pewna
zwycięstwa. Prawdopodobnie Uchiha zmiażdżył tą nadzieje, jednym, prostym
stwierdzeniem.
'To
może być pułapka...'
Nie!
Nie może! Nie wytrzymałabym gdyby Madara postanowił wysadzić również szpital.
To było by zbyt okrutne, nawet jak na niego. Jest tu tyle dzieci, którymi ja
tak bardzo uwielbiam się opiekować, nie zniosłabym tej straty. 'Nadpobudliwa
opiekunka' - jak to mnie nazywali w Konoha, obwiniała bym się całe życia za
stratę tych dzieci i tylu chorych, niczemu winnych ludzi. Położyłam rękę na
klatce piersiowej, starając się dodać sobie tym otuchy. Jeśli zdarzy się coś
podobnego, zabije tego gnoja! Zabije lub będę walczyła, aż sama nie zginę z
jego ręki.
- W czym mogę służyć? - zapytała blond włosa
kobieta. - Czas odwiedzin dawno się skończył.
- Nie przyszliśmy na odwiedziny. -
odpowiedział Juugo, tym swoim charakterystycznym tonem. Blondyna od razu się
uspokoiła. Zapewne po wczorajszym ataku, bała się intruzów. Podejrzewała, że to
my nimi jesteśmy i w jakimś sensie jej podejrzenia zgadzały by się z prawdą.
- Chcieliśmy tylko zapoznać się z
ogłoszeniami. - wtrącił Sugeitsu.
Recepcjonistka
zarzuciła na mnie badawcze spojrzenie. Zlustrowała mnie od stóp do głów.
Powodem tego było moje odzienie. Juugo i Sugeitsu przynajmniej odsłonili swoje
obliczę, ja pozostałam tajemnicza, co zaliczało się do kwestii podejrzanych.
Lecz nie obawiałam się. Znałam Kin od dosyć dawna, toteż jej cecha 'wolnego
przetrawiania informacji' doskonale utkwiła w mojej pamięci. Bez ogródek
ruszyłem w stronę właściwego piętra. Sugeitsu zdziwiony udał się za mną. Juugo
jak gdyby rozumiał każdą moją myśl usiadł na krzesło niedaleko jakiegoś mężczyzny
z nogą w gipsie.
- Ja na nich poczekam. - zakomunikował. Kin
przytaknęła i wróciła do swoich zajęć. Odetchnęłam. Pierwsza część zadania za
nami, odbyła się w wyjątkowo błahy sposób. Kin nawet nie miała pojęcia, że jej
obowiązkiem jest zapytanie o wioskę z, której przybyliśmy i inne dyrdymały tego
typu. Ah. Ona zawsze szła na łatwiznę.
- To było zbyt proste. - stwierdził biało
włosy idąc schodami tuż obok. - Mieliśmy przecież tyle wymyślonych historii aby
się przedostać, a ona ...
- To Kin. - przerwałam mu z uśmiechem. - Nie
jest zbyt...rozumna, że tak to ujmę.
Zaśmiał
się.
- Właśnie widzę. Nie spytała nawet o wioskę.
Nie mieliśmy żadnych opasek ninja.
Obdarowałam
go tylko delikatnym uśmiechem. Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu. Sasuke
zapewne miał już w posiadaniu truciznę, zostało mu tylko zatuszowanie śladów
podboju i wymienienie owego przedmiotu na fałszywkę wypełnioną zwyczajną wodą.
Oh. Jakże moje plany są szatańskie i pełne grozy.
- To ta tablica? - zapytał Sugeitsu wskazując
palcem.
- Tak. Będę tu stała i udawała, że czytam, a
ty w tym czasie idź dalej i stój w miarę blisko tych drzwi. - przerwałam by
mógł się przekonać, o którą sale mi chodzi. - Kiedy usłyszysz ciche pukanie, to
Sasuke. Da nam znak, że możemy się zmywać.
- Jasne! - szeroko się uśmiechnął,
podekscytowany powierzonym mu zadaniem. Cały Nar...znaczy Suigeitsu. Nie miałam
sobie za złe tej pomyłki, ani faktu, że tak często ich porównywałam.
Zachowywali się naprawdę podobnie. Moja tęsknota za przyjacielem, jeszcze
bardziej nakłaniała mnie do takich rozmyślań. Sugeitsu stał już dobre kilka
metrów ode mnie, a i tak nadal uśmiechał się w moją stronę okazując pełną
determinację. Na szczęście na ścianie obok widniało kilka zdjęć z jakieś
uroczystości. Bez wahania wlepił w nie wzrok udając zainteresowanie.
Westchnęłam. W końcu zwróciłam się we właściwą stronę i na krótką chwilę
zajęłam się poznawaniem treści tablicy. Nie znałam żadnych pacjentów
przebywających w szpitalu - na szczęście. Miałam sporo czasu na różne
rozmyślania. Otóż żadna z informacji wiszącej na tablicy nie była na tyle
godna, aby mnie zainteresować. Szpitale są nudne dla osób przychodzących z
zewnątrz. Dla lekarzy, pielęgniarek i Medyków to istny koszmar, gdzie liczy się
czasami każda sekunda, bo to od niej zależy ludzkie życie. A potem to
obwinianie, noszenie tego smutku, po tym jak zmuszony jesteś poinformować
rodzinę o utracie jednego członka i oglądanie ich cierpienia. Rzadko mi się to
zdarzało, dużo razy zwyczajnie uciekałam od tego. Jestem zwykłym tchórzem, nie
tylko w tych sprawach. Jeśli chodzi o Eizo, jest podobnie. Czy kiedykolwiek się
jemu sprzeciwiłam? Wyłącznie na początkach, kiedy to nie miałam pojęcia o
konsekwencjach. Gdy już wiedziałam, że grożą mi za to siniaki zaprzestałam
walki. Nie bałam się bólu z nich pochodzącego, lecz tłumaczeń, którymi
musiałabym obdarowywać swoich przyjaciół. Kłamstw, które tak ciężko mi
wypowiedzieć. Odkąd jestem przy Sasuke, czuję się szczęśliwsza. Tak, na
początku zaciekle to ukrywałam przed samą sobą, ale teraz wiem, że nie ucieknę
od prawdy. Dzięki niemu, mimo, że nadal obecny jest tu mój narzeczony - nie
przeżywam tego bólu. To wspaniałe. Uchiha stara się go ode mnie odizolować,
bojąc się, że razem wykombinujemy jakiś plan ucieczki, nie wiedząc, że dzięki
temu ratuje mnie przed kolejnymi upokorzeniami i myślą, które dobitnie
oznajmiają mi, iż jestem żałosna. Moje życie można podzielić na cztery fazy.
Faza pierwsza to beztroska, słodka dziewczynka zakochana po uszy w
najprzystojniejszym i najbardziej intrygującym chłopaku w wiosce. Tak naprawdę,
byłam wtedy zła na siebie, za to, że się w nim zakochałam. Sasuke miał miłość,
praktycznie każdej dziewczyny w Konoha, a ja nie chciała być jak 'każda',
chciałam być niezależna, lecz jego urok mnie usidlił. Nie żałowałam tego,
Uchiha był wspaniały. Tak często pomagał mi w opresji, ratował mnie kiedy tego
potrzebowałam, ale jednocześnie tą ciągłą bezradnością uświadamiałam go o braku
umiejętności i siły. Faza druga była już koszmarem. Pokochałam go, a on
odszedł. Wyznałam mu swoją miłość, tak bardzo zdążyłam przyzwyczaić się do jego
bytu. I co dostaje w zamian? Samotność, której nawet sam Naruto nie potrafił
naprawić. Potem dowiedziałam się o śmierci moich rodziców. To prawda, że
popadłam w depresję, i to nie byle jaką. Moi przyjaciele przesadzali z troską o
mnie, ale robiłam wszystko co mi karzą, ponieważ wiedziałam, że chcą mi pomóc.
Właśnie ta pomoc dała początek fazie trzeciej. Stałam się radosna, bardziej
otwarta. Gdy po trzech latach spotkałam Sasuke i zobaczyłam jak się zmienił,
byłam zdeterminowana do stania się silniejszą. Wmawiałam sobie, że ta miłość
przygasła, w końcu osobnik, który przede mną stanął to nie był 'ten Sasuke',
którego obdarzyłam miłością. To był mężczyzna pochłonięty zemstą i pieczęcią
Orochimaru, który próbował zabić własnego przyjaciela. Zdobyłam cel. Naruto po
raz pierwszy powiedział, iż jestem silnym i godnym przeciwnikiem.
'Martwię
się o ciebie Sakura, ale widząc postępy i poziom twoich umiejętności Medycznych
mianują cię przywódcą oddziału ANBU' - moja radość nie znała granic. Byłam po
wrażeniem współpracy Kiby, Shikamaru i Sai'a. Marzyłam stać się członkinią tej
wspaniałej grupy. Jednocześnie okrzyknięto mnie pierwszą kobietą, która zdobyła
tytuł przywódcy ANBU. Szczęście w końcu się do mnie uśmiechnęło. Zapomniałam o
Sasuke. Wierzyłam w słowa Naruto dotyczące jego powrotu i całkowicie skupiłam
się na szpitalu. Na jednej misji znalazłam w lesie zagubioną dziewczynkę.
Maya... Do teraz przebywa w Konohańskim domu dziecka. I o ile mi wiadomo,
odnalazła tam szczęście. Osobiście jej to zaproponowałam po wysłuchaniu jej
historii. Miała wtedy cztery latka. Uciekła z wioski nie mogąc znieść śmierci
babci, ostatniej pozostałej przy życiu. Jej rodzina zginęła tuż po jej
narodzinach na misji. Przejście obojętnie obok cierpienia tak maleńkiej istotki
nie wchodziło w grę. Wzięłam ją ze sobą, informując o tym tamtą wioską. To
właśnie dzięki May'i codziennie odwiedzałam Dom Dziecka. Poznawałam inne
dzieciaki i czułam, że to właśnie przy nich odnajdę resztę szczęścia. Zostałam
opiekunką. Każde dziecko w Konoha mnie znało.
'Pozostało
ci tylko znaleźć sobie odpowiedniego faceta' - zaśmiała się któregoś dnia
Hinata kiedy byłam u niej na kawie, opowiadając o moim wspaniałym życiu. Wtedy
powróciły wspomnienia o Sasuke, ale wyzbyłam się ich szybko przypominając ten
chłód. Naruto miał dla mnie inną propozycję partnera, która okazała się
niszczycielem całej radości na, którą pracowałam tyle czasu. Faza czwarta:
Zakochałam się. Eizo był przystojny, opiekuńczy, słodki. Miał twarz twardziela,
a duszę wrażliwego romantyka, który bardzo szanował uczucie jakim jest
'Miłość', potem nastały komplikację.
'Od
teraz jesteś moja. Tylko moja. Nikt nie zdoła mi ciebie odebrać' - wtedy mnie
zgwałcić. Zaledwie po tygodniu od oficjalnego rozpoczęcia naszego związku.
Starałem się udawać szczęśliwą. Ale z czasem coraz gorzej mi to wychodziło,
zwłaszcza, że Eizo stawał się coraz bardziej brutalny. W końcu wróciłam do
poprzedniego stanu, który równał się z pierwszą depresją. Nie przeżywałam
jednak tego tak intensywnie. Napotkałam się bowiem z tyloma rodzajami bólu, iż
ten nie był dla mnie żadnych nowym doświadczeniem.
Tak
znalazłam się tutaj. Niepozorna różowo włosa kobieta nosząca w klatce
piersiowej serce zapełnione bliznami. Życie jest cholernie sprytne i brutalne,
gdy jesteś zbyt szczęśliwy ono ci wszystko odbierze byś nauczył się doceniać.
Jeśli jesteś zbyt smutny, ono da ci szczęście byś nauczył się cieszyć. Właśnie
teraz to dostałam. Odrobinę szczęścia w postaci Sasuke.
Nagle
coś delikatnie zepchnęła mnie w bok. Byłam kompletnie zdezorientowana. Te
obmyślenia tak bardzo mnie pochłonęły. Ciekawe ile czasu tak stałam? Pierwsze
co zrobiłam, to rzuciłem badawczym okiem na Sugeitsu. Patrzył na mnie. Ale
teraz nie był to uśmiech, ani determinacja. Jego twarz wyrażała zdziwienie. Ni
stąd ni zowąd wmurowało go do podłogi, jakby stracił zdolność do poruszania.
- Hę? - jęknęłam do siebie. Spojrzałam w drugą
stronę przypominając sobie o nagłym popchnięciu. Stawiałam na to, iż straciłam
równowagę, jednak to nie moja niezdarność była sprawcą całego tego zamieszania.
Z początku nic przed sobą nie zobaczyłam. Pusty ciemny korytarz i jakąś
staruszkę siedzącą na jego końcu. Dopiero potem doszło do mnie, że powinnam
nieco spuścić swój wzrok. Tak też zrobiłam.
- Przepraszam. - usłyszałam cichy i dziecinny
głosik.
- Nic się nie sta... - zaczęłam, ale
przeszywający wzrok malca nie zezwolił mi na dokończenie wypowiedzi. Tęczówki
zwężyły się z niedowierzenia, a moje oczy otworzyły się szerzej. Jego wzrok nie
był tylko przeszywający, był cholernie znajomy!
Malucha
zainteresował fakt, iż po przestrzeni rozległ się jęk wypełniony szokiem.
Dostrzegł też jak moja klatka piersiowa rusza się zbyt szybko jak na osobę o
zdrowych zmysłach. Patrzył na mnie nie pojmując ani trochę z sytuacji jaka ma
teraz miejsce.
- Orichi ... - nie mogłam się powstrzymać.
Musiałam wypowiedzieć to imię. Zrobiłam to tak najciszej jak potrafiłam.
Pragnęłam usłyszeć wyraźnie każdą sylabę, ale zapobiec tego, aby dotarło to do
jego uszu. Moje serce ogarnęła fala ciepła. Życie podarowało mi tyle sytuacji
w, których to imię wypowiadałam z radością. Oczywiście tak jak według mojej
teorii musiał coś zmienić, abym nauczyła się doceniać. Nauczyłam się!
Od
razu zareagował słysząc swoje imię. Od razu zaczął dokładniej mi się
przyglądać, chcąc poznać jakieś nieznane mu szczegóły. Wiem. Jestem na misji.
Jestem z Sasuke i nie mam żadnego prawa prezentować komukolwiek swojego
oblicza, ale tak bardzo mnie kusiło. Stał przede mną Orichi. Dziecko, które
znam tak długi czas. Moje ręce powolnym ruchem kierowały się ku górze w celu
pozbycia się denerwującego nakrycia. To było jak hipnoza z którą nie umiałam
wygrać. Jego wielkie zielone oczka patrzyły na mnie wyczekująco. Nagle znacznie
się powiększyły.
- S..Sakura-san? - drgnęłam na dźwięk mojego
imienia. A więc mnie poznał, pomyślałam smutno. Nie wiedziałam czy to dobrze
czy źle. W tej chwili nie potrafiłam tego przewidzieć. Byłam zbyt zauroczona
jego widokiem tutaj.
- Co ty tu robisz, Orichi? - zdołałam wydusić
z siebie tylko tyle. Szybko uklęknęłam by nasze oczy znalazły się na tej samej
wysokości. Było mi tak dobrze patrząc w niewinne ciepełko bijące z jego
wnętrza.
- Sakura-san! - powiedział już znacznie
radośniej rzucając się w moje ramiona. Nie, nie byłam zdumiona. Nawet nie myślałam
o tej emocji. Odwzajemniłam jego uścisk, chłonąć wszelkie ciepło wypływające z
jego ciała. Potrzebowałam tego. Głównie w takiej chwili. Gdy moje serce
przesączone było niepokojem i wątpliwościami. - Sakura-san! Jak dobrze, że
jesteś. Tak bardzo za tobą tęskniłem. - szlochał mi w ramiona. Poczułam jak
mocno zaciska pięść na moim płaszczu. Było to dla mnie przyjemne. Oderwałam się
delikatnie od niego, chcać ocenić jego stan wewnętrzny. Orichi był bliski
płaczu. Powstrzymywał się ostatnimi siłami, przypominając sobie o tym jak wiele
razy mówiłam mu, że skoro uważa siebie za dorosłego mężczyźnie nie powinien
płakać z błahych powodów.
- Orichi, co robisz w szpitalu w Sunie? -
spytałam przerażona. Na liście pacjentów przecież go nie było, uspokajałam się.
Niemożliwe żebym niechcący to przeminęła.
- Przychodzę tu do Yo.
- Yo? - powtórzyłam nie rozumiejąc jego
stwierdzenia.
- Mój kolega z domu dziecka. - oznajmił nadal
pełny zdziwienia. Ja również się nim napełniałam z każdym jego słowem. Nie
kojarzyłam żadnego dzieciaka o imieniu Yo, a przecież znałam każdego
mieszkającego w budynku.
- Kto to Yo? - byłam ostrożna w tym pytaniu.
- Niedawno go poznałem. Jest naprawdę fajny. I
wiesz co Sakura-san? On również uważa, że niebo w nocy jest piękne - tak jak
ty...
- Orichi! - przerwałam mu spanikowana. - Co ty
w ogóle tutaj robisz!? Dlaczego nie jesteś w Konoha!?
- Przeniosłem się.
- Przeniosłeś? Jak to przeniosłeś?
- Do Domu Dziecka chcieli przyjąć jakąś
dziewczynkę. Nie miała nawet roczku. Potem się okazało, że nie ma dla niej
miejsca i chcieli przenieś ją tutaj do Suny. Ale ciebie nie było, Sakura-san.
Naruto powiedział, że wyruszyłaś na jakąś tajną misję i długo cię nie będzie.
Postanowiłem, że ustąpię miejsca tej dziewczynce. Bez ciebie i tak było głupio.
Hinata obiecała mi, że jak tylko wrócisz to po mnie przyjdą.
Nie
wierzę! Obserwowałam go ze smutkiem. Słuchałam uważnie każdego jego słowa i
nagle narodziła się we mnie jeszcze większa tęsknota za Konohą. Ile ja ludzi
pozostawiłam? Prócz biednego Orichi'ego jest jeszcze wiele innych dzieci,
którym codziennie obiecałam wspólne zabawy. Naruto oznajmił im, że wyruszyłam
na tajną misję i nawet się z nimi nie pożegnałam. Za kogo oni mnie teraz
uważają? Było mi wstyd, że podczas pobytu u Sasuke tak rzadko kierowałam swoje
myśli ku mieszkańcom Domu Dziecka.
- Przepraszam Orichi. - szepnęłam. - Ta misja
była natychmiastowa, nie miałam czasu się z wami pożegnać. Zachowałeś się
bardzo szlachetnie w związku z tą dziewczynką, ale jest już tak późno i ...
- Sakura, co ty robisz? - usłyszałam za sobą
niezadowolony głos. Wzdrygnęłam się. No pięknie. I co teraz wymyślę?
Wyprostowałam się szybko i spojrzałam na oczekującego wyjaśnień Sugeitsu. Wnet
moja głowa napełniła się milionami pomysłów jak wybrnąć z tej sytuacji. Biało
włosy nie zalicza się do osób bardzo spostrzegawczych, toteż będę musiała się
nieźle wysilić. Napełniłam płuca powietrzem i delikatnie uśmiechnęłam się do
malca.
- To jest mój kolega z, którym wykonuje tajną
misję.
- Dzień dobry! - powiedział radośnie podając
mu małą rączkę. Biało włosy zszokowany uścisnął ją dopiero po upływie kilku
niezwykle przeciągających się sekund. Patrzyłam na niego przepraszająco, ale
jednocześnie błagałam aby w żaden sposób się nie wygadał, wierzyłam, że mogę
jeszcze uratować sytuację.
- Cześć mały. - powiedział z uśmiechem. Kamień
spadł mi z serca.
- Jestem Orichi.
- A ja Osamu. - gdyby nie powaga panująca
wokół, wyśmiała bym Sugeitsu za jego wspaniałą pomysłowość do wymyślania
fałszywych imion. W każdym razie musiałam powrócić do sedna sprawy. Oczekiwałam
tyle wyjaśnień ze strony brązowo włosego chłopczyka. Misja nic nie zmieniała.
- Orichi to chłopczyk, którym opiekowałam się
mieszkając w wiosce. - wyjaśniłam pośpiesznie Sugeitsu. Przytaknął cicho.
Widziałam w jego oczach, że nie cieszy się z takiego potoku spraw. Jednak byłam
pewna, że mogę na niego liczyć.
- Więc co robisz w Sunie?
- Przeniosłem się. - wyjaśnił takim tonem, co
mi wcześniej. - U nas w Domu Dziecka nie było miejsca, a przyszła nowa
dziewczynka. Więc ustąpiłem jej miejsca.
- To bardzo szlachetne. - powiedział miło
zaskoczony czynem malucha. Orichi uśmiechnął się nieśmiało, skinając głową.
- Orichi. - zaczęłam surowo. - Obiecaj, że
nikomu nie powiesz o mojej obecności...
- Nawet Naruto?
- Nawet jemu. To tajna misja. On sam nie wie
co robimy.
- Sakura-san. - jęknął niezadowolony. -
Powierz ją komuś innemu, chcę żebyś wróciła do wioski i zabrała mnie ze sobą.
- Jeszcze nie mogę wrócić. - odpowiedziałam
smętnie.
- Dlaczego?
- Nie skończyłam misji. Ale jak tylko z
wszystkim się uporam przyjdę osobiście po ciebie i zrobimy niespodziankę
państwu Uzumaki'm. Co ty na to?
- Dobrze. - coś było nie tak. Rozumiałam, że
tęsknił za wioską. Miałam świadomość, tego, że zamienił się miejscami bez
żadnych chęci. Był tak kochany. Czy jakieś dziecko w jego wieku zdecydowało by
się na taki czyn. Miał dopiero pięć lat. Poniekąd byłam dumna, bo większość
rzeczy to właśnie ja wpajałam mu do głowy.
- Sakura musimy iść. - powiadomił mnie biało
włosy. Bez wahań używał mojego imienia, wiedząc już, że malec i tak rozpoznał
we mnie właściwa osobę.
- Już? - to pytanie padło równocześnie z ust moich
i Orichi'ego. Sugeitsu na taką reakcję nie mógł powstrzymać się od delikatnego
uśmiechu. - Chciałem porozmawiać z Sakurą-san! - dodał.
- Sakura jest na misji.
- No tak wiem, ale ...
- Przyjdę do ciebie. Wtedy opowiesz mi o Yo i
o tym jak ci sie tutaj podoba. - wtrąciłam zachęcająco nie do końca pewna słów,
które do niego wypowiadam. Sasuke wyraźnie podkreślił, że do kryjówki wyruszamy
już jutro by jak najszybciej być w domu. Chyba żaden członek organizacji nie
lubił takich wypraw.
- Nie podoba mi się tu w ogóle. - powiedział
zły, zaciskając przy tym pięści.
- Dlaczego?
- Tu wszyscy są już duzi. Tylko Yo był w moim
wieku, a kilka dni po moim przybyciu zachorował i musi być w szpitalu.
- Ej no maluchu! - uśmiechnęłam się szeroko
czochrając jego brązową czuprynę. Orichi zrobił obrażoną minę i to nie na
żarty. Był śmiertelnie poważny, co mnie zaniepokoiło.
- Wszyscy mi dokuczają. - szepnął, po raz
kolejny bliski płaczu.
- Zabiorę cię stąd! - ukucnęłam znowu chłonąc
ciepło z jego małego ciałka. Nie miałam pojęcia jak inaczej mogę go pocieszyć.
Nie chciałam aby płakał, wiedząc jednocześnie, że i tak nie pomogę mu z
dokuczającymi rówieśnikami.
- Obiecujesz? - zapytał, wtulając się we mnie.
Tego właśnie najbardziej się obawiałam. Wstrzymałam oddech. Cisza nie mogła
trwać zbyt długo, wtedy Orichi na pewno zaczął by coś podejrzewać. Znał mnie
zbyt dobrze, i nawet on, mimo, że był tylko dzieckiem potrafił stwierdzić kiedy
mówię prawdę, a kiedy nie.
Przez
panujące milczenie, każdy z nas dosłyszał się cichego stukotu w drzwi.
Zamarłam. Wiedziałem bowiem co to oznacza. Sugeitsu automatycznie zwrócił na
mnie swój srogi wzrok. Spuściłam tylko głową rozkoszując się ostatnimi chwilami
z zielonookim.
- Muszę iść. - ciężko było mi wymówić te
słowa, ale w końcu mi się udało. - Wrócę tutaj.
- Yo pewnie czeka na herbatę i się niepokoi. -
dodał śmiejąc się przy tym. Wypuściłam go ze swoich objęć i raz jeszcze się
wyprostowałam by móc całego go zlustrować. Od stóp do czubka głowy. Nie
widziałam go ponad dwa miesiące i cholernie brakowało mi tej uśmiechniętej
twarzyczki. Z żadnym dzieckiem nie byłam na specjalnie bliskich kontaktach,
każdego traktowałam tak samo. Ale stojąc teraz na przeciwko Orichi'ego po tych
wszystkich chwilach spędzonych w organizacji Sasuke zrozumiałam, że nie tylko
Naruto i Hinata są obiektem mojej tęsknoty.
- Co robisz tutaj tak późno? - widziałam
pośpieszającą minę Sugeitsu, ale zaryzykowałam i wydobyłam z siebie ostatnie
pytanie.
- Pani Kin mnie tu codziennie przyprowadza, a
potem po dwudziestej drugiej, gdy idzie do domu podrzuca mnie do Domu Dziecka.
- Rozumiem. - mruknęłam, wiedząc, że czas na
pożegnania.
- Będę na ciebie jutro czekać Sakura-san! Będę
w sali 67. Tam leży Yo.
- Dobrze. Dobrze będę, Orichi.
- Cieszę się! - ostatni raz przytulił się do
moich kolan po czym radosnym krokiem ruszył w nieznanym mi kierunku.
Westchnęłam. Wzrok biało włosego mówił sam za siebie, lecz ja byłam zbyt
pochłonięta rozpaczaniem by przejmować się jego słowami. Spodziewałem się
usłyszeć wszystkiego. 'Sasuke nie będzie zadowolony', albo 'Sama będziesz się z
tego tłumaczyć', przełknęłam ślinkę czekając na zdanie, które pozostawi na
sercu kolejną bliznę.
- Też bym tęsknił za takim maluchem. - zaśmiał
się patrząc na miejsce w, którym przed chwilą stał Orichi. Zaskoczona
spojrzałam na niego, oczekując jakichkolwiek wyjaśnień. Potem to do mnie
dotarło. O czym rozmyślałam jeszcze chwilę temu? O jego podobieństwie do
najwspaniejszego przyjaciela na świecie. A teraz oczekiwałam od niego niemiłych
słów. To oczywiste, że nigdy by ich do mnie nie powiedział. Byłam zła na samą
siebie, że w ogóle go o to podejrzewałam.
- Jeśli on dotrzyma słowa, to może wyjdziemy z
tego bez konsekwencji. - mówił dalej, jednak uśmiech ostatecznie zszedł mu z
twarzy. - Gorzej z tym co ty mu obiecałaś.
- Jakoś przekonam Sasuke. - zapewniłam, ze
smutkiem unosząc kąciki ust do góry. I ja i Sugeitsu dobrze wiedzieliśmy, iż na
zrobienie tego są wyjątkowo małe szanse. Ale Uchiha dzisiaj był ...inny. Taki
miły i przyjemny. Skoro jak na razie wszystko idzie według planu, być może
jutrzejszego dnia będzie tak samo idealnie.
- Chodźmy już. - polecił, chwytając moją rękę.
- Będzie dobrze.
Częste
słowa, szkoda, że mimo swojej prostoty rzadko podnoszą na duchu.
***
- Już? - zapytał jak gdyby nigdy nic płowo
włosy wychodząc ze szpitalnego budynku. Zapewne zobaczył jak stoję przed nim
już dłuższą chwilę, czekając, aż ktokolwiek raczy się zjawić.
- Gdzie Sakura? - to było pierwsze pytanie,
które naszło moje myśli. Bałem się, że Madara chciał odwrócić moją uwagę by móc
zaatakować Sakure i tak jak oświadczył pozbyć się najsłabszego członka naszej
drużyny. Wstrzymałem oddech, a przez szklane drzwi wypatrywałem jej włosów.
Koniec ze skupianiem się na misji. Została spełniona, teraz pozostało skupić
się na jej bezpieczeństwie. - Sugeitsu jest z nią? - podpytywałem dalej widząc,
że tylko wzruszył ramionami.
- Są na tym samym piętrze. - oświadczył.
- To czemu nie schodząc? Przecież zapukałem
tak jak było ustalone.
- Skąd mam wiedzieć? - wzruszył ramionami,
wlepiając swój wzrok w schody. Miejsce gdzie oboje wyczekiwaliśmy rażące różu i
szerokiego uśmiechu, nadal było puste. Krew zaczęła się we mnie gotować. Z
każdą sekundą panika się powiększała. Byłem już niemal pewny, że Madara po raz
kolejny mnie oszukał, jednak stałem spokojnie. Nie chciałem okazywać mojej
wewnętrznej wojny przy Juugo, tym bardziej, że w pewnym sensie płowo włosy jest
dla mnie przykładem. Ah, warknąłem na siebie wściekły przypominając sobie o
darze. Kątem oka obserwowałem jego reakcje. Pewnie świetnie bawi się przy
wyczytywaniu moich odczuć wewnętrznych.
- Idą! - powiedział nagle. Natychmiast się
uspokoiłem. Nie tylko ze względu na bezpieczeństwo Sakury, ale również na fakt,
iż nie był skupiony na moich emocjach.
- Nareszcie. - burknąłem niezadowolony. Ta
niepotrzebna histeria zepsuła mój nastrój.
- Przepraszamy, że tak późno. - odezwał się
biało włosy. - Sakura chciała dokładnie przyjrzeć się liście pacjentów.
Haruno
skinęła głową, potwierdzając tym samym jego słowa. Wierzyłem im. Nie miałem
absolutnie żadnych pretekstów żeby ich podejrzewać. Wiedziałem, że są ze sobą
blisko, ale każda przebyta rozmowa z Sugeitsu na temat zielonookiej kończy się
na mym bezgranicznym zaufaniu.
- Znalazłaś tam coś ciekawego? - spytał Juugo.
- Niestety. Leży tam chłopczyk, którym się
opiekowałam.
- Spokojnie. - Sugeitsu położył rękę na jej
ramieniu. - To na pewno nic poważnego.
Mówiła
prawdę. Przynajmniej to zdradzał smutek w jej oczach. Sakura była
również...dziwnie niespokojna. Przygryzała co chwila dolną wargę, kierując
wzrok gdzieś w dół. Zastanawiałem się czemu zawdzięcza ten stan. Nasze
spojrzenia spotkały się na finale.
- Masz?
Przytaknąłem.
- Było tak jak mówiłam?
- Mniej więcej. Trucizna była schowana w
jakimś drewnianym pudełku.
- Przynajmniej ją znalazłeś.
- Mam też leki na bóle głowy, mięśni i jakieś
witaminy. - to zdanie skierowałem to dwóch pozostałych członków Taki. Tak jak
się spodziewałem, biało włosego bardzo ucieszyła ta wiadomość.
- Naprawdę? To świetnie! Po tych twoich
treningach wszystko mnie boli!
- Te treningi są nam potrzebny. - skitowałem i
dokładnie obejrzałem teren. Nastrój mi się poprawił. Tak. Zamieniłem z nią
kilka krótkich zdań, a serce stało się dwa razy lżejsze. To pewnie ta jej
magia, którą niedawno odkryłem. Eh, kto to wszystko pojmie? Moi towarzysze
stali czekając na ostateczne słowo. Haruno nadal ogarniał niepokój.
Przynajmniej w drodze do hotelu podumam nad jego powodem. - Wracamy.
- Ta. I byle szybko. Zaraz nas ktoś zobaczy i
będzie sieka. - zaśmiał się entuzjastyczny członek drużyny (Czytaj: Sugeitsu).
Sakura i Juugo delikatnie się uśmiechnęli. I nagle mnie olśniło. Nie wiem co to
było. Jakąś niespodziewana wiedza spadająca na mój umysł jak grom z jasnego
nieba. Przystanąłem, co nie uszło uwadze pozostałych.
- Coś nie tak? - zapytała Sakura. Momentalnie
obróciłem się w ich stronę, lekko zdezorientowany. Przynajmniej miałem
świadomość, że nie jest za późno.
- Przecież muszę iść z tym do Madary. -
bąknąłem uderzając się w czoło. Moje słowa oświeciły całą resztę. - Która
godzina? - dodałem, nie chcąc tracić cennego czasu. Juugo spojrzał na zegar,
wiszący na głównym budynku Suny.
- Dwudziesta Czterdzieści Trzy.
Odetchnąłem
z ulgą.
- Masz jeszcze sporo czasu. - stwierdziła
Sakura. - Wróć do hotelu i coś zjedz.
- Lepiej nie. Wole załatwić to jak
najszybciej.
W
jej oczach dojrzałem się rozczarowania.
- Czyli ruszasz już teraz? Tak bez niczego?
- N..no tak ... - zająkałem się, nie wiedząc
jakieś odpowiedzi oczekuje. Dziwnie się zachowywała. Zapragnąłem pozostać z nią
sam na sam i wyjaśnić całą tą sprawę. Podejrzewałem powód, ale jakoś nie
potrafiłem w niego uwierzyć. Sytuacje nie pozwalała na samotne rozmowy więc
milczałem dłuższą chwilę, ostatecznie rezygnując z dodania propozycji
konwersacji.
- Dobrze. - szepnęła w końcu, poprawiając
kaptur. Uniosła twarz do góry i poraziła mnie najszczerszym, ale również
skrywającym wiele tajemnic uśmiechem jaki do tej pory u niej widziałem. -
Powodzenia.
Blask
oślepił mnie tak intensywnie, że przez chwilę stałem w bezruchu. Chciałem do
niej podbiec. Chciałem pożegnać się z nią w bardziej osobisty sposób, tak
jakbyśmy widzieli się po raz ostatni. Te pragnienia zjawiły się tak raptownie,
że ledwo udało mi się je kontrolować. No proszę. Wydaje mi się, że przeszedłem
na zupełnie inny poziom. Teraz nie tylko ogarnęła mój umysł, lecz także ciało.
Cholerna Sakura! Moje zamyślenia przerwał Sugeitsu, powtarzający słowa Haruno z
taką samą szczerością. 'Powodzenia...'
- Żeby cię tam nie zamęczył swoim paplaniem. -
palnął, a na mój morderczy wzrok, uśmiechnął się tylko niewinnie. - No co? Po
ty co widziałem w Yuki, nie ośmieliłbym się stwierdzić, że Sakura jest słaba.
- Sugeitsu, daj spokój. - szepnęła
zawstydzona. Podeszła do dwójki mężczyzn i popatrzyła na mnie. Poczułem się nie
komfortowo. Między mną, a trójką kompanów panowała spora przerwa. Tak jakby oni
trzymali się razem, a ja byłbym jakiś odludkiem. Przecież jestem Liderem,
nieprawdaż?
- Powinieneś coś z tym zrobić. - zaczął znowu
biało włosy. - Nie wiadomo co wleci mu do głowy. Wkurza mnie to jego gadanie
...w ogól nie zna Sakury i ...
- Spokojnie. - zamarłem. Bo zamiast swojego
głosu usłyszałem właśnie jej. Kiedy to ja chciałem się wtrącić i rozwiać ich
obawy. - Nie przejmuj się tym. Może poniekąd ma racje. W końcu wam to nawet do
pięt nie dorastam w umiejętnościach. Jestem tylko Medykiem.
- Właśnie Sakura! Jesteś Medykiem, nie
powinien oceniać innych twych umiejętności. To my mamy obowiązek cię chronić na
misjach. To co on mówi jest niezrozumiałe.
- Może jest jakiś inny powód? - do zarzyłej
konwersacji swoje słowo dolał nawet płowo włosy.
- Co masz na myśli? - każdy zwrócił w jego
kierunku zainteresowane spojrzenie. Jedynie ja stałem spokojnie. Dokładnie
wiedziałem o czym mówi, otóż znałem dokładnie ten 'inny powód' i nie była nim
wcale siła Sakury ...Kiedy dotrę do Madary, postawię kawę na ławę i zabronię mu
tykania różowowłosej. Bądź co bądź, atak na Konohe to mój pomysł, cała ta
zemsta należy do mnie. On jest tylko pomocnikiem, którego szanuję za jego siłę
i ...rodowód.
- To była tylko propozycje. - dodał
pośpiesznie. - Nic nie sugeruję.
- Dajcie spokój. - jęknęła Sakura.
- Tak właśnie się z tobą rozmawia. - biało
włosy westchnął zrezygnowany. - Porozmawiaj z nim o tym szefie. Wiesz, że mnie
irytuję, ale teraz chodzi mi wyłącznie o Sakure.
Nie
odezwałem się. Bo niby co miałem rzecz? Siedziałem cicho mając nadzieje, że
samo moje spojrzenie potraktuje jako odpowiedź twierdzącą.
- Skończmy ten temat i chodźmy już. -
powiedziała Sakura, tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Mojej
uwadze nie uszły jej drgania na wypowiadane imię. Coś było nie tak. Jej dolna
warga nadal maltretowana, zapewne miała dość jej niepokoju. Oh, jak bardzo
chciałbym z nią teraz porozmawiać i wyjaśnić wszystko czego pragnę. Nie chcę
przybyć do Madary pochłonięty zamyśleniami, a dobrze wiem, że od tego nie ma
ucieczki. W końcu to związane jest z Sakurą. Osobą, która doprowadza mnie do
szaleństwa.
- Czekaj! - powróciły zachowania nad którymi
nie panowałem. Cała trójka zwróciła na mnie swoją uwagę, kiedy mi wystarczyła
tylko ona. Westchnąłem. Skoro już wpadłem w tą dziurę nie będę próbował się z
niej wydostać, tylko zagłębie się jeszcze bardziej. - Chcę z tobą porozmawiać
sam na sam.
Te
słowa skierowałem do Haruno. Zaskoczyła ją ta prośba, ale przytaknęła
pośpiesznie przechodząc na 'moją stronę'. Od razu poczułem się lepiej, wiedząc,
że nie jestem sam. Dodatkowo mam przy sobie właśnie ją. Ja naprawdę wariuję.
- A my? - zapytał Sugeitsu z nierozumną miną.
- Idźcie już w stronę hotelu, to zajmie
chwilę.
- Ok. - obydwoje wzruszyli ramionami i
powolnymi krokami kierowali się w wyznaczonym kierunku. Nie chciałem tracić ani
sekundy, od razu spojrzałem na Sakurę z emocjami, których nie byłem zdolny
ogarnąć. Spokój, ale jednocześnie ciekawość - to rysowało się na jej twarzy. Ze
mną naprawdę działo się coś niedobrego. Chciałem jej o wszystkim opowiedzieć. O
tych dziwnych uczuciach, które ostatnio mnie dotykają. O tym, że od dawna nie
potrafię wyrzucić jej z mojej głowy. Tak po prostu. Tylko tym sposobem
narodziło się kolejne pytanie. Dlaczego tak bezinteresownie chcę się jej
zwierzyć? Zamyśliłem się. Po czasie doszło do mnie, że to odpowiedź była zbyt
oczywista. Sakura ma ...serce. Ona zna o wiele więcej uczuć. Przywykła do tych
zachowań swego serca. A ja nie. Haruno było prawdopodobnie jedyną osobą, której
ufałem na tyle by móc przedstawić całość - ale nie mogłem. Dlaczego? Ponieważ
każda myśl, refleksja, każde ciepło i zazdrość - to jej sprawka!
***
Sasuke
popadł w stan głębokiej zadumy. Przypatrywałam się mu. Cisza była dość
denerwująca, ale nie chciałam przeszkadzać mu nad tymi refleksjami. Stałam i
cierpliwie czekałam, aż sam wyrwie się z tego transu. W końcu mrugnął kilka
razy przywracając siebie do świata żywych. Dla niego zapewne trwało to sekundę,
w rzeczywistości moja cierpliwość sięgnęła granicy kilku dobrych minut. Ale nie
złościłam się, od dawna widzę, że jest jakiś ...inny.
- Coś się stało? - zaczęłam. Sądziłam, że to
on wykona pierwszy krok, ale patrząc na jego niczego nie świadomą twarz,
skapitulowałam.
- Nic. - odparł nie wzruszony. Zmarszczyłam
brwi.
- Powiedziałeś, że chcesz ze mną porozmawiać,
sam na sam.
- Wiem o tym.
- Więc o co chodzi? - spytałam po raz kolejny,
a stan mojej cierpliwości zniżył się o jeden poziom. Uchiha westchnął. Z
niewiadomych powodów po przypatrywaniu się wyrazowi jego twarzy, doszłam do
wniosku, że żałuje. Żałuje tej cholernej propozycji. W co on pogrywa?
- To nic ważnego. - szepnął w końcu.
Oczywiście nie obyło się bez uników mego spojrzenia.
Miałam
tego serdecznie dosyć. Chwyciłam go za oba ramiona i potrząsnęłam delikatnie.
Zdziwiło go moje zachowanie. Ba! Był zszokowany tym co właśnie robię. W
zasadzie ja sama tego nie pojmowałam. Ta taktyka należała głównie do Uchihy.
Ale jak to mówią. Raz się żyje. Zależało mi na poznaniu prawdy.
- Powiedz co się dzieje. - zarządałam. -
Chodzi o to o czym rozmawialiśmy dzisiaj rano?
Na
chwilę zamilkł. Jakby analizował dogłębnie tych kilka słów, które wydawać by
się mogły zbyt banalne.
- Dzieje się coś dziwnego.
- Co?
- Ze mną.
- To znaczy? - było mi wstyd za moje nagłe
myśli. Ale poczułam się jakbym konwersowała z psychicznie chorym. Sakura!
Opanuje się i wysłuchaj do końca! - Jesteś chory? - dodałam widząc, że się
poddał.
- Chory? - powtórzył jakby nie rozumiał
znaczenia tego słowa. Zawahałam się, ale ostatecznie zbliżyłam się by umieścić
rękę na jego czole. Miałam Sasuke na codzień, a jednak ten jeden dotyk sprawił
mi niewyobrażalną przyjemność i naładował szczęściem. Gdyby nie ostatki
rozsądku, prawdopodobnie trwała bym w tym geście dłuższą chwilę.
- Nie jesteś rozpalony. - stwierdziłam.
Przeniosłam dłoń na jego klatkę piersiową. Odgarnęłam płaszcz i dostałam się do
jego nagiego torsu poprzez odpiętą białą koszulę. Sasuke wzdrygnął się. Czemu
się dziwić? Już czułam jak robię się cała czerwona. Kolejny dotyk z, którego
niechętnie zrezygnowałam. Czułam bicia jego serca. To było tak wspaniałe.
Narząd ten porusza się rytmicznie bez ustanku, ale ja nigdy nie miałam okazji
tak precyzyjnie tego doświadczyć. Gdybym mogła, upadła bym na kolana i
dziękowała mu za to, że trzyma Uchihe przy życiu. Ten obraz przedstawił mi się
przed oczyma. Mimowolnie uśmiechnęłam się. Czasami nachodzą mnie tak idiotyczne
myśli...
- Coś nie tak? - zapytał. Widocznie zauważył
uniesione kąciki ust.
- Serce bije poprawnie.
- Dlatego się uśmiechasz?
- Nie. - przyznałam.
- Więc jaki jest prawdziwy powód?
- Po prostu ... - zamilkłam. Powiedzieć czy
nie? A jeśli uzna, że jestem upośledzona psychicznie. Postanowiłam zaryzykować.
Koniec końców, takimi sposobami zyskam następne dawki jego zaufania. - Nigdy
nie miałam okazji poczuć bicia twojego serca.
Uśmiechnął
się! Z niedowierzeniem przyglądałam się temu obrazowi, szczęśliwa z takiego
potoku zdarzeń. Ze mną chyba też dzieje się coś niedobrego. Od kiedy pojawiają
się u mnie takie refleksje? To Sasuke - zmienił się jeszcze bardziej niż
sądziłam.
- Naprawdę tak cię to cieszy? - zrobił krok w
przód. Może i jego serce biło poprawnie, jednak moje zupełnie traciło kontrole.
Chwilę temu ze złości, teraz z ...no
właśnie z czego? Zadecydowałam, że na razie pozostawię to pytanie bez
odpowiedzi. Bałam się, że zbyt mnie przerazi.
- T-tak... - wydukałam. - Ja ... - nie
wiedziałam co chcę dodać. To 'ja...' rzuciłam na wiatr mając nadzieje, że w
czasie wypowiedzi do głowy wskoczy mi jakaś deska ratunku. Okazało się, że
uratowało mnie zupełnie co innego. Nagłe ciepło, podmuch wiatru, a zaraz potem
umięśnione ramionami oplatające mnie niczym małą laleczkę. Zamarłam w bezruchu,
ponieważ doszło do mnie, że wytłumaczenie mojego stanu może być tylko jedno.
Sasuke ...Sasuke mnie przytulił. Objął mnie w tali i gwałtownie przyciągnął do
siebie nie pozwalając tym samym dokończyć. Mimo szoku, korzystałam z sytuacji i
chłonęłam jego przyjemny, typowo męski zapach. Tak bardzo mnie pociągał.
Wreszcie poczułam się na tyle komfortowo by odwzajemnić uścisk. Gdy to
zrobiłam, niemal natychmiast się odezwał.
- Uważaj na siebie, kiedy mnie nie będzie.
Co
miały oznaczać te słowa? Dlaczego mi je mówi? Dlaczego znowu pozostawia mnie z
wątpliwościami i powodami do zadumy? Tym razem nie pozwolę sobie na takie
zagrania. Wzięłam głęboki wdech...
- Martwisz się o mnie? - mój głos zadrżał. A
jego ciało zaatakowały ciarki. Dokładnie to czułam, będąc cały czas w jego
objęciach. Czułam się tak dobrze. Napełniłam się nadzieją niczym małe
nierozumne dziecko, iż ta chwila mogła by trwać wieki.
- Tak. - odparł krótko. Otworzyłam szeroko oczy,
a w tym samym czasie odsunął się ode mnie. Nie ukrywałam smutku wiążącego się z
tym faktem. Niespodziewanie znalazłam w sobie odwagę i pokonałam dumę, która
zabraniała mi okazywania bezpośrednich uczuć względem niego.
- Wiesz, że z tego też będziesz musiał mi się
tłumaczyć. - palnęłam z delikatnym uśmiechem.
- Wiem. - zrobił kilka kroków w tył i obrócił
się do mnie plecami. - Ale następnym razem chyba będę już gotowy. I mam
nadzieje, że ty również, aby wyjaśnić mi kilka rzeczy. Wracaj do Juugo i Sugeitsu.
Widzimy się jutro.
I
zniknął. Tak zwyczajnie skoczył na drzewo na ostatku powracając do zimnego i
obojętnego tonu. Będąc szczera, wcale nie naruszyło to mojego nastroju. Nadal
byłam tak samo radosna z faktu, iż wraz z Sasuke darzymy się coraz większa
otwartością. Chociaż, kto wie jak to na mnie wpłynie? Obawiałam się tylko
jednej rzeczy ...ponownego związana. Zbyt intensywnego. Ułożyłam sobie życie w
Konoha. Byłam cholernie nieszczęśliwa, ale przynajmniej nie cierpiało moje
serce. Sprawy miłości miałam już dawno za sobą. I z Sasuke i z Eizo, którego
znienawidziłam. Tak naprawdę nigdy nie dażyłam go niczym szczególnym. Gdyby
była to miłość, uleczenie się z tego stanowiło by o wiele trudniejsze zadania.
Ja dokonałam tego w kilka dni. Przekierowałam to uczucie na nienawiść. To
Uchihe kochałam naprawdę. To z tej miłości leczyłam się długie lata i kiedy mi
się udało, on się zjawił. Stwierdziłam, że obawiam się zbliżenia. Ale chyba już
nie muszę, bo do niego dawno doszło. Teraz zostało mi być przerażoną ...
Obróciłam
się. Za mną znajdowali się Juugo i Sugeitsu i ku memu zdziwieniu zamiast
podążać wolnym krokiem przed siebie stali wpatrzeni prosto we mnie. Wzdrygnęłam
się. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w ich kierunku. Nie miałam zielonego
pojęcia z czym przyjdzie mi się zmierzyć - z jakimi pytaniami, ale mknęłam
dalej. Nie miałam dokąd uciec, byłam zbyt szczęśliwa, lecz jednocześnie
delikatnie zamroczona całą tą sytuacją.
- No proszę, proszę. - zaczął biało włosy
uśmiechając się perfidnie. - Nie wiedziałam, że jesteś tak blisko z szefem?
Uniosłam
do góry jedną brew, udając zdziwioną jego stwierdzeniem. Obdarował mnie
delikatnym kuksańcem.
- Czemu ja, jak zwykle o niczym nie wiem? -
mówił dalej.
- Sądzę, że to są prywatne sprawy. - bohaterem
i osobą, która uratowała mój tyłek okazał się płowo włosy. Uśmiechnęłam się na
kilka sekund dziękując mu tym gestem za wtrącenie. Kiwnął głową.
- Prywatne? - parsknął. - Juugo, czy ty
kiedykolwiek widziałeś żeby Sasuke kogoś przytulał!? Ja też nie. Dodatkowo tym
kimś jest Sakura, a ja ...
Nie
dokończył, bo gwałtownie zatkałam mu usta swoją ręką. Miałam dość jego gadania.
Czy wpadnięcie w jego objęcia jest tak wyjątkowym zdarzeniem, że trzeba
ogłaszać to całemu światu? Westchnęłam cicho, widząc jego pytające spojrzenie.
- Mieliście iść w stronę hotelu, a nie stać
jak idioci na środku drogi. To wyglądało podejrzanie. Tym bardziej, że macie
kaptury.
- Nie zmieniaj tematu. - upomniał mnie.
- Po prostu wrócimy do hotelu. - powtórzyłam.
- Sakura, no! - był jak uparte dziecko chcące
dostać upragnioną zabawkę. - Oczekuję wyjaśnień.
- To oczekuj dalej! Jestem zmęczona i chcę
wrócić do hotelu!
Rysy
jego twarzy wyraziły ogromny grymas. Juugo stanął przed nim i na mnie spojrzał.
- Daj jej na dzisiaj spokój, co? Każdy jest
wymęczony tym dniem.
- Obrońca się znalazł. - prychnął i wyminął
nas by ruszyć w wcześniej wyznaczoną stronę. Kąciki ust odruchowo się
podniosły. Cały Naruto ...zawsze naburmuszony, ale jednocześnie pełny szczęścia
i determinacji by chronić swoich przyjaciół.
- Hej! I co Osamu, będziesz się teraz obrażał?
- spytałam śmiejąc się przy tym. Biało włosy przystanął, kątem oka spojrzał na
mnie. A kiedy ujrzałam jego śnieżnobiałe uzęmbienię wiedziałam już, że sytuacja
została uratowana.
- Ej no! Nie ma tak! Wymyślałem to na szybko.
Nie śmiej się z tego.
- A czy ja się śmieje?
- Tak! - odparł. Udawał napełnionego gniewem,
jednak pomiędzy tą negatywną emocją starały wydostać się pojedyncze dawki
śmiechu.
- Osamu nawet mi się podoba.
- Jasne, jasne. - burknął, powracając do
poprzedniej czynności. Stawiania leniwych kroków ku naszym sypialnią.
Rosnące
zaufanie u Sasuke dawało mi same plusy, być może uda mi się go przekonać do
kilku kolejnych wizyt u Orichi'ego. Może z czasem ...może z czasem nawet zgodzi
się na spotkanie z Uzumaki'm. Spojrzałam na czarną kołdrę nocy pokrytą
milionami maleńkich punkcików - gwiazdy. Tej nocy niebo było ich pełne. Wiatr
rozwiewał kosmyki mych włosów, wprawiając je w taniec pozbawiony wszelkich
zasad. Było mi tak przyjemnie czując zimno na policzkach. Na chwilę popadłam w
zamyślenie. Obudziły mnie dopiero kroki płowo włosego ruszające za Sugeitsu. On
również był jakiś dziwnie zadowolony. Jakby dumny z jakiegoś faktu. Ale Juugo
miał swoje życie, ja nie miałam żądnych podstaw aby się w nie wtrącać.
Pobiegłam za nim by wyrównać kroki i z nieschodzącym uśmiechem czekałam na
objęcia Morfeusza w, których znalazłam się po kilkudziesięciu minutach.
Orochi - śliczne imię. :)
OdpowiedzUsuńSzkoda mi się zrobiło tych wszystkich dzieci z domu dziecka, echh.. życie jest niesprawiedliwe.
Udała się misja! ;D Żeby tylko Madara znowu czegoś nie wykombinował. :/
Dlaczego ten Sasuke znowu nie wyznał swoich uczuć Sakurze!? ;< Mam nadzieję, iż następnym razem rzeczywiście w końcu to zrobi. ^^
Pierwszy ją przytulił. To co najmniej dziwne i fascynujące. :3
Szkoda, że Karin tego nie widziała. ;_;
Suigetsu jakie ambitne imię wymyślił. Hahaha. xD
Czy tylko ja myślałam, że to będzie Orochimaru? :o
OdpowiedzUsuńKawai! W końcu ją przytulił! I przyznał, że się martwi! Tak sweet <3
OdpowiedzUsuń