Juugo.
Oaza spokoju. Prawdziwy synonim błogości i opanowania. Już, gdy
przyjmowałem do do naszej organizacji wiedziałem, że będę mógł ufać mu w wielu
sprawach i powierzać te najważniejsze, o których reszta niekoniecznie musi mieć
pojęcie. Po jakimś czasie pobytu pod mymi skrzydłami wyznał mi co tak naprawdę
jest jego umiejętnością. Nie ukrywałem zaskoczenia. Tym co starałem się ukryć
była złość. Cholera wiedziała co był w stanie odczytać u mnie. Jaką emocję …?
Do obecnego momentu uważam, ten dar za dość nietypowy. Spotykałem się z
wieloma ninja prezentującymi mi przeróżne umiejętności. Jednak żaden z nich nie
potrafił wyczuwać ludzkich emocji.
Zerknąłem na towarzysza kroczącego obok. Jego twarz po raz kolejny wyrażała jakąś radość. Nie była już tylko spokojna, ale również szczęśliwa. Westchnąłem. Mogłem się spodziewać, że zareaguje tak samo jak Suigetsu – nawet po nim. Przecież …Sasuke Uchiha zrobił ‘coś’ dla ‘kogoś’ – nie posiadając w tym żadnego osobistego interesu.
- Jak się czujesz? – zapytał nagle. Wzrok nadal miał wlepiony w obszar znajdujący się przed nami. Uliczki Suny i jakieś dziesięć minut drogi do wspólnego celu.
- O co dokładnie pytasz?
- Chodzi mi o Naruto. Zawsze unikałeś rozmowy na jego temat, a teraz stanąłeś z nim twarzą w twarz. Jak się czujesz?
Spojrzałem na niego jak na kompletnego idiotę. Wspomnienie o dawnym przyjacielu standardowo wywołało u mnie napady nieoczekiwanych ciarek.
- A jak mam się czuć? – prychnąłem.
- Jak zawsze. – uśmiechnął się delikatnie wkładając ręce do kieszeni spodni. Nawet płaszcz, który nadal miał na sobie mu w tym nie przeszkadzał. – Powiesz mi coś więcej? Jak wyjaśniła się ta rozmowa?
- Ta cała banda przystała na nasze warunki. Nie zaatakują wioski, jednak prosili o wpuszczenie w bramy dwóch członków, aby móc dowiedzieć się czegoś na temat mordercy. – powiedziałem nie ukrywając zażenowania tym faktem. – Wiem, że to nie był najlepszy ruch, ale jedyny by mogli stąd odejść bez konfliktów.
- A co z mordercą?
- Nic. – wzruszyłem ramionami. – Tak jak mówiłem wyruszę do ich miasta i powiem kto tak naprawdę zabił Natsuo.
- Sakura wie? – usłyszałem nagle jego przepełniony wątpliwościami głos.
- Nie. – odrzekłem.
Żadna spowiedź nie była w tym przypadku potrzebna. Ani razu nie stanąłem z Juugo prosto w twarz i nie wydusiłem: ‘To ja zabiłem Natuso’. Jednak byłem pewny, że on wie. Zadecydowałem nie zaprzeczać gdy zwyczajnie się mnie o to spyta. Skoro potrafi wyczuwać emocje – kto wie czy jakimś sposobem tego również nie wyczuł. Obawy przed reakcją Sakury. Musiałem w jakiś sposób uniknąć jej towarzystwa w owym momencie. I być może ta chwila przed bramą była dobra by oznajmić ludziom Natsuo prawdę, bałem się, że ta chora gromadka może zareagować zbyt ‘intensywnie’ – a Haruno stała od nas niecałe sto metrów.
- Nie spodziewałem się tego po tobie. – ciągnął mój towarzysz. Od kiedy jest tak gadatliwy? – Sakura musi zapewne czuć ogromne poczucie winy za to jak cię traktowała cały dzień.
- Nie chcę o tym rozmawiać. – przerwałem twardo, chociaż nie ukrywałem zainteresowania jego słowami. Czasami przyjemnie słuchało się własnych myśli, które przedstawia ci inna osoba. Otóż od momentu, w którym Sakura spotkała Orichi’ego zastanawia mnie co teraz czuje…
- Sam widziałeś jak zareagowała. – Juugo wydawał się nie przejąć moją uwagą. Puściłem to zdanie mimo uszu.
Popadłem w zamyślenie.
Zerknąłem na towarzysza kroczącego obok. Jego twarz po raz kolejny wyrażała jakąś radość. Nie była już tylko spokojna, ale również szczęśliwa. Westchnąłem. Mogłem się spodziewać, że zareaguje tak samo jak Suigetsu – nawet po nim. Przecież …Sasuke Uchiha zrobił ‘coś’ dla ‘kogoś’ – nie posiadając w tym żadnego osobistego interesu.
- Jak się czujesz? – zapytał nagle. Wzrok nadal miał wlepiony w obszar znajdujący się przed nami. Uliczki Suny i jakieś dziesięć minut drogi do wspólnego celu.
- O co dokładnie pytasz?
- Chodzi mi o Naruto. Zawsze unikałeś rozmowy na jego temat, a teraz stanąłeś z nim twarzą w twarz. Jak się czujesz?
Spojrzałem na niego jak na kompletnego idiotę. Wspomnienie o dawnym przyjacielu standardowo wywołało u mnie napady nieoczekiwanych ciarek.
- A jak mam się czuć? – prychnąłem.
- Jak zawsze. – uśmiechnął się delikatnie wkładając ręce do kieszeni spodni. Nawet płaszcz, który nadal miał na sobie mu w tym nie przeszkadzał. – Powiesz mi coś więcej? Jak wyjaśniła się ta rozmowa?
- Ta cała banda przystała na nasze warunki. Nie zaatakują wioski, jednak prosili o wpuszczenie w bramy dwóch członków, aby móc dowiedzieć się czegoś na temat mordercy. – powiedziałem nie ukrywając zażenowania tym faktem. – Wiem, że to nie był najlepszy ruch, ale jedyny by mogli stąd odejść bez konfliktów.
- A co z mordercą?
- Nic. – wzruszyłem ramionami. – Tak jak mówiłem wyruszę do ich miasta i powiem kto tak naprawdę zabił Natsuo.
- Sakura wie? – usłyszałem nagle jego przepełniony wątpliwościami głos.
- Nie. – odrzekłem.
Żadna spowiedź nie była w tym przypadku potrzebna. Ani razu nie stanąłem z Juugo prosto w twarz i nie wydusiłem: ‘To ja zabiłem Natuso’. Jednak byłem pewny, że on wie. Zadecydowałem nie zaprzeczać gdy zwyczajnie się mnie o to spyta. Skoro potrafi wyczuwać emocje – kto wie czy jakimś sposobem tego również nie wyczuł. Obawy przed reakcją Sakury. Musiałem w jakiś sposób uniknąć jej towarzystwa w owym momencie. I być może ta chwila przed bramą była dobra by oznajmić ludziom Natsuo prawdę, bałem się, że ta chora gromadka może zareagować zbyt ‘intensywnie’ – a Haruno stała od nas niecałe sto metrów.
- Nie spodziewałem się tego po tobie. – ciągnął mój towarzysz. Od kiedy jest tak gadatliwy? – Sakura musi zapewne czuć ogromne poczucie winy za to jak cię traktowała cały dzień.
- Nie chcę o tym rozmawiać. – przerwałem twardo, chociaż nie ukrywałem zainteresowania jego słowami. Czasami przyjemnie słuchało się własnych myśli, które przedstawia ci inna osoba. Otóż od momentu, w którym Sakura spotkała Orichi’ego zastanawia mnie co teraz czuje…
- Sam widziałeś jak zareagowała. – Juugo wydawał się nie przejąć moją uwagą. Puściłem to zdanie mimo uszu.
Popadłem w zamyślenie.
‘Hej
Sasuke! Sasuke zaczekaj! – kierowałem się z zamiarem dołączenia do ostatniego
członka Taki, który nie miał teraz żadnego towarzystwa. Ten głos, który
usłyszałem za sobą był wręcz nieunikniony. Obróciłem się w stronę nadawcy
ukazując mu moją niechęć, która i tak finalnie go nie zniechęciła.
- O co chodzi? – zapytałem, kątem oka obserwując jak grupka ludzi znika pośród gałęzi drzew. Odetchnąłem z ulgą.
- Dlaczego jesteś w Sunie?
Młot. Czy nie znudziło mu się zadawanie pytań na, które i tak nie uzyska żadnego odzewu. Zdumiłem się bo tym razem mój dawny przyjaciel sprawiał wrażenie bardziej ochoczego i promiennie nastawionego do życia. Obraz Naruto, którego napotkałem w lesie nagle się zamazał.
- Myślisz, że odpowiem ci na to pytanie? – prychnąłem.
- Miałem nadzieje. – przyznał drapiąc się po głowie.
- Nadzieja matką głupich. – przedstawiłem mu jedno ze zdań, które uważam za trafniejsze i ponowiłem próbę skierowania się ku Juugo. Jego głos raz jeszcze obił mi się o uszu niczym stado wściekłych os.
- Nic nie powiesz?
- Nie.
- Jesteś na misji?
- Nic ci do tego.
- Więc dlaczego ich przegoniłeś?
- Naruto. Przeanalizuj to co powiedziałem pięć sekund temu. To zdanie jest odpowiedzią na każde twoje kolejne idiotyczne pytanie, więc zaoszczędź mi czasu, a sobie języka. – palnąłem lekko podenerwowany. Uzumaki westchnął rozglądając się dookoła.
‘Cholera’ pomyślałem. Sakura i Suigetsu nadal tu są. Wyczuwam chakre Hozuki’ego. Nie mogę pozwolić, żeby Uzumaki również ją wyczuł, tym bardziej, iż może pomyśleć, że jesteśmy obserwowani. Zakląłem siarczyście pod nosem i wziąłem głęboki wdech.
- Zrobiłem to dla pieniędzy. – rzekłem by zniszczyć jego skupienie. Spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami tak jakbym był zjawą lub duchem. ‘Suigetsu! Na co ty czekasz!? Bierz ją i tego dzieciaka do sklepu i spadajcie stąd!’ wołałem w myślach. Nie napełniałem się nadzieją, iż mnie usłyszy – do głupców nie nalezę.
Z zamyśleń zbudził mnie głos blondyna.
- Czyli jesteś na misji?
- Tak jakby.
Kąciki ust Naruto niespodziewanie uniosły się do góry. Chwilę potem poczułem jego rękę na moim ramieniu. Wzdrygnąłem się i pod wpływem impulsu starałem się ją ściągnąć, lecz uścisk blondyna był mocniejszy niż sądziłem.
- Co robisz, idioto!? – podniosłem głos nadal się z nim siłując.
- Uspokój się. – rzekł z opanowaniem wlepiając wzrok w moje tęczówki. Skrzywiłem się. Chciałem jak najszybciej się go pozbyć więc ten jeden jedyny raz zrobiłem to o co mnie prosił. Przestałem się szamotać i stanąłem spokojnie ignorując jego dotyk.
Cisza trwała o wiele za długo.
- Więc? – zacząłem się niecierpliwić.
- Może i nie widziałem cię kilka dobrych lat. Może i zmieniłeś się na jeszcze gorszego drania, dlatego ośmielam się stwierdzić, iż w tej pomocy miałeś jakiś swój interes. Jednak mimo to…Sasuke. Dziękuje ci. Ten atak był naprawdę ostatnim czego potrzebował Gaara. Był załamany bo chociaż wiedział, że wygra bał się najmniejszej straty w ludziach. Tym bardziej, że niedawno miał tu miejsce dość nieoczekiwany wybuch. Cały on. – skierował wzrok w dół i zachichotał cicho. Poczułem jak jego ręka delikatnie mnie klepie. – Wiesz, że w każdej chwili możesz wrócić z powrotem do Konohy. Mieszkańcy na pewno mnie zabiją, za to, że tak łatwo cie przyjmuję, ale jakoś dam radę. Jesteś w końcu moim przyjacielem.
Wiatr wprawił kosymi naszych włosów w rytmiczny taniec. Tak jakby wyczuł, że w owym momencie padły tak wiele znaczące słowa. Tak jakby matka natura czuwała nad nami i tylko czekała ażeby wspomóc argumenty swoimi mocami. Aby mnie przekonać …Odciągnąłem umysł od tych myśli zdając sobie sprawę, iż mój wyraz twarzy pochłonięty jest w szoku i milczeniu. Na twarzy Naruto nadal widniał ten denerwujący uśmieszek sprzed lat, lecz obecna wersja była nieco przygaszona.
- Nie wracam do wioski. – powiedział po minucie milczenia.
- Rozumiem. Nie zmuszam cię do tego, chociaż powinienem.
- To znaczy?
- Obiecałem Sakurze, że cię sprowadzeń. Potem sobie, ale przecież na samym początku to właśnie tobie powiedziałem, że cie odzyskam. Tak …moja droga ninja. Nie myślałem, że tak trudno przyjdzie mi ją kroczyć.
Nie odezwałem się. Jego dłoń nadal spoczywała na moim ramieniu, wsłuchiwałem się w to co mówi z obojętnością. Na marne. Powinienem się przyzwyczaić, iż moje wyrazy twarzy nie gaszą jego zapału. Ciekawe co by zrobił gdyby dowiedział się, że to ja porwałem Sakure? Z pewnością nie byłby taki ‘przyjazny’ jak teraz. Zaśmiałem się do swoich myśli.
- Jednego tylko nie rozumiem. – mówił dalej. – Dokonałeś zemsty …dlaczego więc nie wrócisz do wioski? Coś jeszcze się zatrzymuje?
- Mam cel. – odparłem.
- Jaki?
Westchnąłem. Uzumaki chyba po raz pierwszy załapał.
- Aaa..no tak. Nie mój interes. – burknął.
- Wracam. – oznajmiłem. W końcu pozbyłem się tego dotyku wprawiającego mnie w dosć niekomfortową sytuację. Naruto poddał się. Wzruszył ramionami i pozwolił skierować mi się na własną drogę. Zaskoczyło mnie jego zachowanie. Do ostatniej chwili czekałem z zapartym tchem, aż ogłosi walkę, która zadecyduję o moim losie. Taki moment jednak nie nadszedł…
- Trzymaj się! – usłyszałem za sobą. Kątem oka spostrzegłem jak zaciska pięść, którą kieruje w moją stronę. – Nie zapomnij, że Konoha zawsze będzie na ciebie czekać!’
- O co chodzi? – zapytałem, kątem oka obserwując jak grupka ludzi znika pośród gałęzi drzew. Odetchnąłem z ulgą.
- Dlaczego jesteś w Sunie?
Młot. Czy nie znudziło mu się zadawanie pytań na, które i tak nie uzyska żadnego odzewu. Zdumiłem się bo tym razem mój dawny przyjaciel sprawiał wrażenie bardziej ochoczego i promiennie nastawionego do życia. Obraz Naruto, którego napotkałem w lesie nagle się zamazał.
- Myślisz, że odpowiem ci na to pytanie? – prychnąłem.
- Miałem nadzieje. – przyznał drapiąc się po głowie.
- Nadzieja matką głupich. – przedstawiłem mu jedno ze zdań, które uważam za trafniejsze i ponowiłem próbę skierowania się ku Juugo. Jego głos raz jeszcze obił mi się o uszu niczym stado wściekłych os.
- Nic nie powiesz?
- Nie.
- Jesteś na misji?
- Nic ci do tego.
- Więc dlaczego ich przegoniłeś?
- Naruto. Przeanalizuj to co powiedziałem pięć sekund temu. To zdanie jest odpowiedzią na każde twoje kolejne idiotyczne pytanie, więc zaoszczędź mi czasu, a sobie języka. – palnąłem lekko podenerwowany. Uzumaki westchnął rozglądając się dookoła.
‘Cholera’ pomyślałem. Sakura i Suigetsu nadal tu są. Wyczuwam chakre Hozuki’ego. Nie mogę pozwolić, żeby Uzumaki również ją wyczuł, tym bardziej, iż może pomyśleć, że jesteśmy obserwowani. Zakląłem siarczyście pod nosem i wziąłem głęboki wdech.
- Zrobiłem to dla pieniędzy. – rzekłem by zniszczyć jego skupienie. Spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami tak jakbym był zjawą lub duchem. ‘Suigetsu! Na co ty czekasz!? Bierz ją i tego dzieciaka do sklepu i spadajcie stąd!’ wołałem w myślach. Nie napełniałem się nadzieją, iż mnie usłyszy – do głupców nie nalezę.
Z zamyśleń zbudził mnie głos blondyna.
- Czyli jesteś na misji?
- Tak jakby.
Kąciki ust Naruto niespodziewanie uniosły się do góry. Chwilę potem poczułem jego rękę na moim ramieniu. Wzdrygnąłem się i pod wpływem impulsu starałem się ją ściągnąć, lecz uścisk blondyna był mocniejszy niż sądziłem.
- Co robisz, idioto!? – podniosłem głos nadal się z nim siłując.
- Uspokój się. – rzekł z opanowaniem wlepiając wzrok w moje tęczówki. Skrzywiłem się. Chciałem jak najszybciej się go pozbyć więc ten jeden jedyny raz zrobiłem to o co mnie prosił. Przestałem się szamotać i stanąłem spokojnie ignorując jego dotyk.
Cisza trwała o wiele za długo.
- Więc? – zacząłem się niecierpliwić.
- Może i nie widziałem cię kilka dobrych lat. Może i zmieniłeś się na jeszcze gorszego drania, dlatego ośmielam się stwierdzić, iż w tej pomocy miałeś jakiś swój interes. Jednak mimo to…Sasuke. Dziękuje ci. Ten atak był naprawdę ostatnim czego potrzebował Gaara. Był załamany bo chociaż wiedział, że wygra bał się najmniejszej straty w ludziach. Tym bardziej, że niedawno miał tu miejsce dość nieoczekiwany wybuch. Cały on. – skierował wzrok w dół i zachichotał cicho. Poczułem jak jego ręka delikatnie mnie klepie. – Wiesz, że w każdej chwili możesz wrócić z powrotem do Konohy. Mieszkańcy na pewno mnie zabiją, za to, że tak łatwo cie przyjmuję, ale jakoś dam radę. Jesteś w końcu moim przyjacielem.
Wiatr wprawił kosymi naszych włosów w rytmiczny taniec. Tak jakby wyczuł, że w owym momencie padły tak wiele znaczące słowa. Tak jakby matka natura czuwała nad nami i tylko czekała ażeby wspomóc argumenty swoimi mocami. Aby mnie przekonać …Odciągnąłem umysł od tych myśli zdając sobie sprawę, iż mój wyraz twarzy pochłonięty jest w szoku i milczeniu. Na twarzy Naruto nadal widniał ten denerwujący uśmieszek sprzed lat, lecz obecna wersja była nieco przygaszona.
- Nie wracam do wioski. – powiedział po minucie milczenia.
- Rozumiem. Nie zmuszam cię do tego, chociaż powinienem.
- To znaczy?
- Obiecałem Sakurze, że cię sprowadzeń. Potem sobie, ale przecież na samym początku to właśnie tobie powiedziałem, że cie odzyskam. Tak …moja droga ninja. Nie myślałem, że tak trudno przyjdzie mi ją kroczyć.
Nie odezwałem się. Jego dłoń nadal spoczywała na moim ramieniu, wsłuchiwałem się w to co mówi z obojętnością. Na marne. Powinienem się przyzwyczaić, iż moje wyrazy twarzy nie gaszą jego zapału. Ciekawe co by zrobił gdyby dowiedział się, że to ja porwałem Sakure? Z pewnością nie byłby taki ‘przyjazny’ jak teraz. Zaśmiałem się do swoich myśli.
- Jednego tylko nie rozumiem. – mówił dalej. – Dokonałeś zemsty …dlaczego więc nie wrócisz do wioski? Coś jeszcze się zatrzymuje?
- Mam cel. – odparłem.
- Jaki?
Westchnąłem. Uzumaki chyba po raz pierwszy załapał.
- Aaa..no tak. Nie mój interes. – burknął.
- Wracam. – oznajmiłem. W końcu pozbyłem się tego dotyku wprawiającego mnie w dosć niekomfortową sytuację. Naruto poddał się. Wzruszył ramionami i pozwolił skierować mi się na własną drogę. Zaskoczyło mnie jego zachowanie. Do ostatniej chwili czekałem z zapartym tchem, aż ogłosi walkę, która zadecyduję o moim losie. Taki moment jednak nie nadszedł…
- Trzymaj się! – usłyszałem za sobą. Kątem oka spostrzegłem jak zaciska pięść, którą kieruje w moją stronę. – Nie zapomnij, że Konoha zawsze będzie na ciebie czekać!’
Do
teraz nie pojmowałem logiki jego postępowania, ale po tej krótkiej wymianie
zdań naszło mnie więcej powodów do refleksji niż przypuszczałem.
‘Tak…moja droga ninja. Nie myślałem, że tak trudno będzie nią kroczyć’
Słowa, które utkwiły w mojej pamięci. Słowa, które powielały się i krążyły wewnątrz mnie nie dając mi chwili spokoju. Czyżby Naruto się poddał? Czyżby zrezygnował z tego o czym zapewniał wszystkich przyjaciół? O drodze ninja, która polegała na dotrzymywaniu słowa i walczeniu do końca niezależenie od sytuacji? Zawsze uważałem, że jego Nindo to tylko dziecinne gierki, jednak nie raz wątpiłem w swoje myśli. Naruto czasami dawał mi nadzieje, iż tego czego zadecydował się trzymać naprawdę istnieje. Upór, wola walki i co najważniejsze dobroć, którą można to wszystko osiągnąć – nie krzywdząc innych ludzi. Prócz jego i Sakury w wiosce zatrzymywały mnie również te wątpliwości. Lecz wyzbyłem się ich i kroczyłem własnym Nindo, polegającym na niszczeniu i zabijaniu.
Po dwóch latach od odejścia ponownie spotkałem mojego przyjaciela. Nadal zapewniał mnie, że uporem i dobrocią sprowadzi mnie z powrotem. Ja, z zimną krwią usiłowałem go zabić. Usiłowałem? Dobrze wiedziałem, że Sakura lub mój zastępca w ich drużynie mnie zatrzymają.
Kolejne pięć lat minęło. Oczywiście zdarzały się sytuację, kiedy spotykałem członków drużyny siódmej. Widziałem Naruto na misjach, dostawałem również informację od Madary kiedy Naruto Uzumaki został ogłoszony Szóstym Hokage Wioski Ukrytej w Liściach. Byłem rozjuszony, lecz pamiętam kiedy po przetrawieniu informacji uśmiechnąłem się do siebie.
‘Spełniłeś swoje marzenie’ – pomyślałem. Jego droga ninja ponownie we mnie uderzyła. Czyżby naprawdę była tak skuteczna?
‘Jak mogę zostać Hokage, skoro nie potrafię uratować nawet jednego przyjaciela?’ - ów słowa wypowiedział do mnie zaraz przed moją ‘fikcyjną próbą morderstwa’. Ale został tym cholernym Hokage, tak jakby zapomniał o swojej poprzedniej przysiędze.
Miałem ochotę dowiedzieć się co wtedy nim kierowało. Miałem ochotę zapytać się i wysłuchać jego długich monologów na ten temat. Ale nie mogłem. To nie było w stylu Sasuke Uchihy …takie idiotyczne pytania nie wchodziły w grę. Jednak się przejąłem. Przejąłem się jego postępowaniem.
Dzisiaj staje ze mną twarzą w twarz i mówi, że jego Nindo jest trudniejsze niż przypuszczał.
Jak mam to rozumieć? Czy tak zwyczajnie z tego zrezygnował? Z drogi, która o mały włos nie stała się moją inspiracją?
Z transu wybudził mnie stanowczy głos wypowiadający moje imię. Niespodziewanie zobaczyłem przed sobą otwartą dłoń poruszającą się rytmicznie w górę i w dół.
Spojrzał ogłupiały na Juugo. Patrzył na mnie z delikatnym uśmiechem.
- Myślałem, że odpłynąłeś. – stwierdził rozbawiony.
- Czego? – warknąłem.
- Zadałem ci pytanie.
- Jakie?
- Co z tym demonem o, którym mówił Madara? Nadal masz zamiar stać się Jinchuuriki?
Wzdrygnąłem się. Tak naprawdę, choć to wydarzenie stanowiło przełom w moim życiu, ani razu nie zagościło w umyśle w postaci głębszych rozmyślań.
- Madara nadal go szuka. Konoha dobrze go ukryła.
- Jesteś pewny swojej decyzji?
- Tak. – odparłem bez cienia wątpliwości. – Muszę mieć sto procent pewności na powodzenie.
- I za stu procentową pewność jesteś gotowy do końca życia nosić w sobie demona? – zapytał z ironią krzyżując ręce na piersiach. Spojrzałem na niego przelotnie i pokiwałem głową. Może scenariusz rzeczywiście prezentuje się w dość szarych barwach, to jednak ja byłem pewny, że dam sobie radę z tym ‘stworzeniem’. Wystarczy nauczyć się kontrolować jego moc, poddać się jeszcze intensywniejszemu treningowi i co najważniejsze – skutecznemu. Uzumaki nie trenował pod kątem opanowania mocy Kyuubi’ego, ponieważ przez długi czas nie miał pojęcia, iż w ogóle nosi w sobie demona. Ze mną jest inaczej. Będę tego świadomy, przygotowany psychiczne i fizycznie. Madara wyraźnie powiedział, że udobruchanie bestii nie będzie specjalnie trudnym zadaniem.
- Madara może w każdej chwili zjawić się w kryjówce.
- Wiem.
- Co wtedy zrobimy z tym chłopcem?
- Szybko się go pozbędziemy. – powiedziałem ‘sucho’. – Zaplanowałem sobie wszystko. Wyśle kochasia Sakury do Konohy. Orichi mówił mi, że zamienił się z jakąś dziewczynką bo nie było miejsca. Eizo poinformuje nas kiedy się zwolni, a wtedy go tam przyprowadzi.
- A jaki będzie pretekst?
- Na jego obmyślenie mamy dużo czasu.
- Widzę, że polubiłeś tego dzieciaka. – odezwał się znowu, a w jego głosie dosłyszałem się nutki sympatii. Odsunąłem się od niego kompletnie zbity tymi słowami.
- Że co!?
Juugo zaśmiał się.
- Już dość długi czas jestem w twojej organizacji i wiem, że kiedy mamy do czynienia z jakimiś dziećmi zawsze określasz je mianem ‘bachorów’, ‘gówniarzy’ lub ‘łajz’, nie zależnie od tego czy znasz ich imiona czy nie. Pamiętasz na przykład tą rudą dziewczynkę, którą znaleźliśmy w lesie …
– Ona akurat była bachorem. – warknąłem. Na samą myśl o jej temperamencie ciarki przeszły mnie po plecach. Niby to siedmiolatka zagubiona w lesie. Uciekła z wojny która w tym czasie trwała w Kiri, jednak mimo to potrafiła porządnie zdenerwować człowieka nawet takiego, który chciał jej pomóc.
- Bachorem? – zakpił Juugo. – O ile pamiętam powiedziałeś na nią bachorka.
- Przejęzyczyłem się wtedy! – żyłka na moim czole zaczęła niebezpiecznie pulsować. Nade wszystko w momencie, gdy usłyszałem śmiech Juugo. Wtedy już całkowicie ogłupiałem. – Ah. Nie chcę nawet myśleć o tej ‘dziewczynce’.
- Sasuke. – zaczął poważniejąc. – Wkurzyła się bo chciała iść z nami, a ty dałeś jej tylko chusteczki i coś do jedzenia.
- Miałem zabrać ją do kryjówki!? Wtedy byli tam jeszcze Akatsuki…
- To nie zmienia faktu, że polubiłeś tego małego od Sakury.
- On przynajmniej nie jest denerwujący. – przyznałem w końcu głęboko wzdychając.
Wtedy coś poczułem. Jakąś niewielką energie, która znajdowała się dość blisko nas. Wszystko było by w porządku gdyby nie fakt, że podąża za nami krok w krok. Dyskretnie począłem się rozglądać szukając jakiegoś źródła. Czyżby to Suigetsu postanowił zrobić nam kawał? Nie. To niemożliwe. Wyraźnie powiedziałem mu, żeby najpierw zaszli do tego cholernego sklepu.
- Juugo. – szepnąłem podejrzliwie do towarzysza w momencie, kiedy na dachu budynku ujrzałem cień postaci.
- Wiem. – odrzekł bez przejęcia. – Jest tylko jeden.
- Lepiej wracajmy do hotelu.
***
- Sakuraa! – usłyszałam za sobą głos Suigetsu. Sylaby mojego imienia wymówił między głębokimi i nierównymi oddechami jakie wykonywał. Szłam przodem trzymając Orichi’ego za rączkę. W drugiej dłoni maluch trzymał moją torbę, gdzie ukryte były wszystkie słodycze. – Sakura! – znowu, pomyślałam wściekła. Obróciłam się w stronę członka Taki z istną furią.
- Czego!?
- Może mi się wydaje, ale jak opuszczaliśmy plac zabaw mówiłem ci, że pomożesz mi nieść zakupy.
- Przecież pomagam. – burknęłam wskazując na reklamówkę z dwiema butelkami wody mineralnej. Suigetsu wydał z siebie jęk wołający o natychmiastowy ratunek.
- Ty to nazywasz pomocą? – warknął. – Spójrz!
Widziałam jak stara wskazać się palcem na samego siebie, lecz pod wpływem tego nie kontrolowanego ruchu wszystkie zakupy jakie w owym momencie znajdowały się pod jego pieczą upadły z hukiem na ziemie.
- Suigetsu! Tam były jajka!
- Jakby mnie to obchodziło! – pokazał palcem na dziesięć siatek wypełnionymi różnymi produktami. Puściłem rączkę Orichi’ego i szybko do niego podbiegłam sprawdzając najważniejszą reklamówkę. ‘Są całe’ odetchnęłam z ulgą oceniając ich stan. Mój wzrok przyciągnęła torba Juugo, którą nam użyczył. Ona z kolei przepełniona była napojami i chipsami.
- Sam mówiłeś, że chcesz porządnie zjeść. – upomniałam go nakładając na siebie oba plecaki. – Pomogę ci bo mam dość twojego marudzenia.
- Dziesięć siatek to i tak za dużo. – jęknął.
- Czekaj, Suigetsu! – nagle do naszej dwójki dobiegł brązowowłosy chłopczyk szczęśliwie się uśmiechając. Wziął do ręki trzy siatki i spojrzał promiennie na zaskoczonego Hozuki’ego. – Pomogę panu. Które są najcięższe?
- Orichi. – szepnąłem kucając obok. – Jesteś za mały żeby nosić takie ciężkie rzeczy, jeśli chcesz pomóc to możesz, ale nie bierz od razu tak dużo bo się zmęczysz. – sprawiłam mu kazanie jak jego własna matka. Ale co tam. Ważne żeby nic mu nie było, tym bardziej, że czekają go dosyć trudne przeżycia. Nie ukrywałam się, że obawiałam się losów jakie zgotował mu los. W kryjówce prawdopodobnie był bardziej narażony, lecz w tym przypadku przyjdę mu z pomocą. A w Domu Dziecka na, który nie mam wglądu było by to ciężkie.
Zlekceważyłam zdziwionego Suigetsu, który mamrotał coś o tym, że o niego w ogóle się nie martwię. Zachichotałam cicho i razem z Orichi’m zajęłam dawną pozycją idąc do przodu tym samym krokiem. Nie śpieszyło nam się. Jak się później okazało to całe pakowanie było kolejną przykrywką, a Suzue myśli, że nasza czwórka wyruszyła na ‘wycieczkę’. W normalnej sytuacji byłabym wściekła na tego, kto zaplanował całe to fiasko. Ale to Sasuke! Sasuke, prawda! Do teraz błądzę myślami po moim umyśle szukając jakiś cennych i wyszukanych słów by wyrazić swoją wdzięczność.
Jedno natomiast bardzo mnie ciekawiło.
- Orichi. – zaczęłam z uśmiechem stawiając kolejne kroki. Chłopczyk spojrzał na mnie dając znak, iż słucha. – Co myślisz o panu Sasuke?
- Pan Sasuke? – szepnął do siebie. – Na początku trochę się go bałem bo był taki niemiły, ale potem…jest naprawdę super i wydaję się być silny!
- Co dokładnie ci powiedział? – moje zainteresowanie wzrosło.
- Najpierw spytał się mnie czy znam ciebie Sakura-san, a kiedy powiedziałem, że tak to Sasuke opowiedział mi wszystko co planuje. Zapytał się również co dokładnie robią mi starsze dzieci z Domu Dziecka.
- I co mu odpowiedziałeś?
- Na początku spytałem się go skąd w ogóle to wie! – krzyknął oburzony tym faktem. – No, ale jak powiedział mi, że chce ci zrobić niespodziankę i Suigetsu o wszystkim mu powiedział przestałem być zły. Powiedziałem mu to co tobie dzisiaj w sklepie. O tym jak byłem prześladowany jako najmłodszy w domu. Bałem się ich więc nawet kiedy mnie uderzyli musiałem kłamać przed opiekunką, że uderzyłem się w jakąś szafkę.
Posmutniałam. Słuchając jego przepełnionego wstydem głosu raz jeszcze miałam ochotę mocno go przytulić, lecz wiedziałem, że ten moment nie jest odpowiedni. Słuchałam go w milczeniu czekając aż dojdzie do bardziej pocieszających przeżyć. Zacisnęłam pięści na szelce plecaka, którą nieustannie się bawiłam.
- Wtedy Sasuke powiedział, że wojna w Sunie najprawdopodobniej się nie odbędzie. Powiedział, że weźmie mnie ze sobą, jeśli obiecam mu, że następnym razem nie dam pomiatać sobą przez takie osoby.
- Naprawdę? – spytałam zaskoczona. Zachowanie Uchihy było dla mnie coraz mniej zrozumiałe. To prawda, że nigdy nie umiałam go pojąć, lecz teraz …to jest już kompletna zagadka. Gdy byliśmy drużyną i razem z Naruto znaliśmy historie jego klanu wierzyłam, że Sasuke nie chce mieć żadnej osoby na, której mu zależy, aby ponownie jej nie stracić tak jak swojej rodziny. Wierzyłam i chyba miałam rację. Usprawiedliwiałam tym każde niemiłe słowo jakie do mnie skierował. Bolało tak samo, lecz w moim oczach nadal był tym idealnym Sasuke-kun.
- Pan Sasuke musi naprawdę cię lubić skoro szykuje takie niespodzianki. – powiedział szeroko się uśmiechając. Gdybym spożywała jakiś napój, z pewnością jego zawartość spowodowała by moje zakrztuszenie. Przystanęłam na chwilę analizując usłyszaną uwagę. W końcu poklepałam malucha po plecach.
- Musisz się o nim jeszcze wiele dowiedzieć. – zaśmiałam się nerwowo. Chciałam zmienić temat. – Opowiedz mi jak trzyma się Maya i reszta twoich kolegów z Konohy! Nie jesteś tutaj długo prawda?
Orichi rozpoczął. Opowiadał każdy szczegół. Każdą przygodę, doznanie. A ja słuchałam go z uwagą żałując, że nie mogłam doznawać tego wraz z nimi. Moimi maluchami za, którymi byłam gotowa pójść w ogień. Nie miałam zielonego pojęcia skąd narodziła się we mnie ta miłość to dzieci. Po prostu była i już! Przypuszczam, że udział w rodzącym się zamiłowaniu miał obraz sirot jakie nie raz przebywały w szpitalu na oddziale dziecięcym. Chciałam być tam z nimi, ale z drugiej strony …nie spotkała bym tak sympatycznego człowieka jakim jest Suigetsu, nie cieszyła bym się dniem ze świadomością, że między mną, a Eizo nic tej nocy nie zajdzie. Nie miała bym okazji walczyć na turnieju w Yuki, ani nie uczestniczyć na festynie w Sunie. Nie zatańczyła bym z Sasuke, nie dzieliła bym z nim łóżka, nie rozmawiała bym z nim przy palącym się ognisku, nie kłóciła bym się i nie wyjaśniła tak wielu spraw z przeszłości jakie mnie nękały. Ukrywałam to, ale podczas pobytu w tej organizacji nie raz byłam sto razy bardziej szczęśliwa niż w Konoha. Było mi wstyd, dlatego uparcie zaprzeczałam. Jednak w obecnym momencie jestem cholernie szczęśliwa i za żadne skarby tego nie ukryje. Miałam Orichi’ego, ujrzałam Naruto i wiem, że trzyma się dobrze, miałam u boku nowego przyjaciela, a także jego…Sasuke. Mściciela, który nagle postanowił zrobić niespodziankę swojemu Medykowi, który już nie raz namieszał mu w planach.
Zaraz po tym jak Suigetsu i Orichi znaleźli mnie na polanie, zaraz po tym jak skończyłam tak intensywnie przeżywać obecność brązowowłosego ruszyliśmy na zakupy. Chciałam do końca zobaczyć starcie między moimi dawnymi przyjaciółmi, a ludźmi Natuso, lecz spełniłam prośbę Suigetsu. Po tym co zrobił dla mnie Sasuke, jestem w stanie wykonać każdy jego rozkaz. Skoro taka była część jego planu, nie chciałam psuć takiej harmonii. Przede wszystkim zobaczyłam jak gromadka przybyszy oddala się. To świadczyło jedynie o zwycięstwie Naruto i Sasuke. Dalszego przebiegu zdarzeń nie byłam w stanie dostrzec, wraz z dwójką towarzyszy oddaliłam się powoli od placu zabaw i ruszyliśmy do najbliższego sklepu. W drodze usłyszałam każde potrzebne wyjaśnienie. Zakupy robiłam w kompletnym amoku, pomimo, iż ich listę miałam starannie zaplanowaną w głowie. Może to i Uchiha przyczynił się do tej niespodzianki, lecz Suigetsu i Juugo musieli wyrazić na to swoją zgodę, a jestem pewna, że płowo włosy nie był tak beztrosko do tego nastawiony jak Hozuki. Niespodzianka jaką planowałam musi być idealna, tak więc pałętając się między regałami stawiłam na całkowite skupienie.
- Dlaczego tyle tego kupiłaś? – Suigetsu wyrównał z nami kroku i wlepił we mnie zniecierpliwiony wzrok.
- Żeby było na dłużej. – odparłam. – Wasza lodówka często ma spore braki, więc czas uzupełnić je na znacznie dłuższy okres czasu.
- Ale ekstra! – nagle pod naszymi nogami zaczęła pałętać się brązowa czupryna. Maluch stanął metr przede mną i zacisnął obie pięści szeroko się uśmiechając. – Nigdy nie byłem w prawdziwej kryjówce Sakura-san! Nawet nie wiesz jak się ciesze!
Hozuki uśmiechnął się delikatnie i razem podziwialiśmy jego zapał. Ta. Dla takiego dzieciaka to z pewnością będzie niezapomniane przeżycie.
- Wierz mi nie ma się czym ekscytować. Znajduje się po ziemią więc nie ma tam okien.
- Żadnych? – zdziwił się.
- Żadnych. – zapewniłam. Jednak to i tak nie ugasiło determinacji jaka niespodziewanie w nim zakiełkowała. Wymieniliśmy się z seledyno włosym uśmiechu i ruszyliśmy w dalszą drogę. Miałam serdecznie dość patrzenia na jego wypełnioną potem twarz. Delikatnie wzięłam od niego jeszcze jedną siatkę cicho się przy tym śmiejąc.
- Jesteś niemożliwa. – stwierdził i ruszył za nami, wzdychając przy tym głęboko.
W końcu wróciliśmy do upragnionego miejsca – do hotelu. I chociaż poza jego progami nie przebywałam dłużej niż godzinę, nie marzyłam o niczym innym jak o ciepłej kąpieli i śnie. Zdążyłam już zarezerwować miejsce dla Orichi’ego w moim pokoju – szczerze wątpiłam w to aby któryś z członków Taki miał ochotę zajmować się nim tej nocy. Tak jak ustaliliśmy najpierw udaliśmy się do Suzue aby dowiedzieć się gdzie ewentualnie może schować zakupione rzeczy. Hotelowa lodówka, sam Hozuki był zaskoczony jej wielkością. Cóż …mój narzeczony wcale nie stroi od luksusów. Westchnęłam cicho widząc jak obaj panowie patrzą na ów przedmiot. Na szczęście recepcjonistka szybko nas wyprosiła i podała ręczniki.
- Tego potrzebowałem. – westchnął głęboko ocierając kropelki potu. W tym czasie razem z Orichi’m udałam się już na górę. Nie miałam zielonego pojęcia czy Sasuke powrócił? Ja nadal potrzebowałam czasu na poukładanie wszystkiego. Chociaż byłam ciekawa, nie zapukałam do pokoju obok. Wyciągnęłam kluczyki i przekręciłam, prezentując radosnemu chłopczykowi ‘swoje’ tymczasowe skromny progi. Aczkolwiek nie. Te progi nie zaliczały się do skromnych. Wystarczyło spojrzeć na olbrzymie łóżko rodem z Baroku.
- Wow! – krzyknął uradowany rzucając się na posłanie. – Naprawdę będę tu dzisiaj spał?
Pokiwałam delikatnie głową chowając płaszcz do szafy. Bądź co bądź miałam powyżej uszu noszenia tego odzienia i krycia się jakbym była jakimś przestępcą z księgi Bingo.
Nagle chłopczyk podszedł do mnie.
- Sakura-san. – zaczął. Posmutniał. Zdezorientowana kucnęłam tak aby nasze oczy znajdowały się na tej samej wysokości.
- Co się stało Orichi? Czemu jesteś smutny?
- No bo …nie sprawiam ci problemu, prawda?
- Oczywiście, że nie. – uśmiechnęłam się do niego promiennie. – A teraz chodź, pójdziemy coś zjeść. Potem muszę się upewnić czy aby na pewno mogę cię zabrać z nami do kryjówki. Nie chcę żebyś miał przeze mnie problemy.
Wedle słów, uczyniłam to co zaplanowałam. Najpierw udaliśmy się do kawiarenki na dole. Oczywiście, po takim wydarzeniu miałam ochotę na jakiś prawdziwy przysmak, lecz chciałam spędzić czas ‘sam na sam’ z Orichi’m. To wiązało się również z nie opuszczaniem hotelu bez towarzystwa jakiegoś członka Taki. Musiałam nacieszyć się tym co serwuje tutejsze menu.
Malcowi buzia się nie zamykała. Usłyszałam wiele opowieści, zebrałam dokładniejsze informacje o tym co działo się po moim zniknięciu. Wstyd mi było, że niemal dwa miesiące temu posądzałam Naruto o całkowitą obojętność. On i Hinata przejęli się, aż za bardzo. Nie. Nie chciałam o tym myślę. Wsłuchiwałam się w słowa osoby towarzyszącej próbując wyobrazić sobie poszczególne sytuację. Jednak w końcu nadszedł moment, w którym mój narząd słuchu odmówił posłuszeństwa. Nastało to dwadzieścia sekund …przez to dwadzieścia sekund, które dla mnie trwało wieczność widziałam przed sobą tylko jego twarz. Do tej pory nie zrobiłam czegoś, czego powinnam podjąć się od razu przy powrocie…podziękować.
Jednak właśnie z tego powodu postanowiłam spędzić czas z Orichi’m – pragnęłam poukładać wszystko i dokładnie przeanalizować. Biorąc pod uwagę ostatnią konwersację z Uchihą, która zakończyła się moimi łzami – tym razem nie mogę nawalić. Pogoda, w przeciwieństwie do tamtego dnia była idealna. Zaraz jak razem z Suigetsu wróciliśmy z Domu Dziecka byłam spokojniejsza. Wiedziałam już bowiem, że opiekunka wyraziła zgodę.
- Eizo załatwi podpis, prawda? – zapyta Hozuki przekazując mi kawałek papieru. Rozwinęłam go.
- Żaden problem. – odpowiedziałam. – To tylko zwykłe potwierdzenie, że Orichi został przydzielony do Domu Dziecka w Konoha. Później będzie je trzeba tutaj odesłać. Mamy na to dwa tygodnie.
Również chciałam wejść do środka i przyjrzeć się wszystkim tym dzieciakom. Najbardziej jednak pragnęłam zemścić się na tej trójce, która tak zachowywała się względem malucha. Westchnęłam. Byłam zbyt rozpoznawalna by wdawać się w rozmowy z mieszkańcami. Musiałam uprosić Suigetsu by wszystko załatwił. Orichi oficjalnie został wypisany z Suny.
Czas jednak przyszedł na ten najważniejszy moment. Wzięłam głęboki oddech. Chciałam tryskać energią i zapałem podczas naszego spotkania.
Spojrzałam na brązowowłosego, gdy już staliśmy przed wejściem do hotelu.
- Chcesz odwiedzić Yo? – chłopczyk spiorunował mnie pełnym nadziei spojrzeniem. Kąciki mych ust uniosły się do góry.
- Pewnie, że tak! – wykrzyknął unosząc obie ręce do góry.
- Suigetsu pójdziesz z nim? – zwróciłam się do seledyno włosego. Tak jak się spodziewałam, odpowiedział mi nie do końca rozumnym wyrazem twarzy. Podeszłam bliżej.
- Ty nie idziesz?
- Muszę podziękować Sasuke za to co zrobił. Jutro rano wyruszamy, nie wiem czy znajdę czas aby pójść z Orichi’m pożegnać do szpitala. Mógłbyś to zrobić za mnie.
- Jasne. – jęknął wymijając mnie.
- Więcej entuzjazmu! – upomniałam.
- Nie umiem zajmować się dziećmi. Nie jestem niańką. A co jak mu coś się …
- Nic mi się nie stanie. – Orichi stanął na przeciwko niego z naburmuszoną miną. – Będziemy za godzinkę, Sakura-san!
Białowłosy westchnął z politowaniem i ruszył przed siebie. Przez chwilę obserwowałam jak ich sylwetki stopniowo się oddalają. Gdy ujrzałam jak maluch dyskretnie chwyta dłoń Suigetsu, który w ogóle nie protestuje na moją twarz wstąpił szeroki uśmiech. Z takim wyrazem twarzy miałam zamiar również przywitać Sasuke. Skierowałam się więc do wejścia. Nie traciłam czasu. Ani sekundy. Serce biło mi jak oszalałe. Chociaż przed chwilą na skórze czułam chłód, w tym momencie było mi zdecydowanie za ciepło. Ściągnęłam płaszcz. Gdy weszłam do pokoju od razu rzuciłam odzienie gdzieś w kąt i wzięłam odświeżający prysznic.
- Czemu tak się denerwuje? – szeptałam do siebie podczas czesania włosów. Po tysiącu kombinacjach finalnie zdecydowałam się upiąć je wysoko na górze w koński ogon. Patrząc na swoje obliczę raz jeszcze tego dnia westchnęłam chwytając się za głowę. – Jesteś żałosna, Sakura…
A nie byłam? Sasuke jest dla mnie zwykłym dupkiem i egoistą, nie rozumiałam swojego zachowania. Nie chciałam go rozumieć. Przez te trzy miesiące jakie spędziłam razem z Taką nie ukrywałam, że ponownie złączyła mnie z nim jakaś więź. Podczas walki, treningu, ataku – zawsze będę się o niego martwić. Ale to tylko przez zwykłe przyzwyczajenie, prawda?
Wyszłam na korytarz – zwyczajowo panowała na nim kompletna pustka. Sama dziwiłam się, że w hotelu Eizo zamieszkuje tak mała ilość osób. Zignorowałam szybko nachodzące mnie refleksje i skupiłam się na obecnym zadaniu. Czułam się jak tydzień temu, tyle, że tym razem pukając do jego drzwi jestem po wielu wydarzeniach, których kompletnie się nie spodziewałam. W istocie nie tylko podziękowania wyjdą dzisiaj z moich ust. Mam do Sasuke mnóstwo pytań na których żądam szczerej odpowiedzi. Ponieważ wszystkie jego czyny kończą się tą samą denerwującą myślą. ‘Dlaczego…?’ Napełniłam płuca świeżą dawką powietrza, w duchu szeptałam do siebie milion słów, które w jakiś sposób podołają zadaniu i dodają mi otuchy, której tak bardzo łaknęłam. Zapukałam. Minęła dłuższa chwila i nic. Deja vu, pomyślałam zaskoczona. Tak jak poprzednio przyłożyłam ucho do dębowego ‘muru’ jaki odizolowywał mnie z pomieszczeniem.
Cisza…
Nie. Nie będę sie denerwować, chociaż miałam istną ochotę roznieść te drzwi. Jeszcze jeden głęboki wdech – spokój. Nie zamierzałam się poddawać. Tym razem to niemożliwe aby Suigetsu wyskoczył zza zakrętu, pozostał mi jedynie Juugo. Jego pokój znajdował się tuż obok mojego, tak więc nie zmęczyłam się w czasie ‘podróży’. Zapukałam. Zacisnęłam oczy i błagałam wszelkie istoty znajdujące się na górze by wysłuchały moich próśb.
Cichy trzask, kroki, a następnie napływ zimnego powietrza.
- Sakura? – Juugo popatrzył na mnie z zaskoczeniem. Kąciki moich ust uniosły się triumfalnie ku górze.
- Juugo, dzięki Bogu, że jesteś. – wyspałam.
- Co się stało?
- Wiesz gdzie jest Sasuke? Chciałam mu podziękować za to co zrobił. – powiedziałam szczerze czekając na odpowiedz. Uśmiechnął się. Tak, rzadko mogę obserwować takie zjawisko.
- Jest na patio, z tyłu hotelu.
- Na patio? – zdziwiłam się.
- Nie wiesz co to jest? – rozbawiła go moja uwaga, jednak ja puściłam to pytanie mimo uszu i obdarowałam go morderczym spojrzeniem. Rozczarowanie po pierwszym punkcie misji nadal pozostało w mojej głowie.
- Wiem co to. – warknęłam. – Nieważne. Jak poszło z ludźmi Natuso? O ile wiem Sasuke był później z tobą. Tak powiedział mi Suigetsu.
- Sasuke wszystko ci powie. – ukłonił się deliktanie i zamknął drzwi. Ogłupiała jeszcze chwile wpatrywałam się w brąz by potem bez wahania puścić się biegiem na tyły hotelu. Zachowanie płowo włosego jest nad wyraz dziwne. Zauważyłam to już przy pierwszym spotkaniu. Cóż…może to po prostu jego styl bycia?
***
Pogoda stopniowo się psuła. Nie przeszkadzało mi to chociaż nie raz czułem zimniejsze powiewy wiatru na skórze. Znosiłem to. W tym miejscu było idealnie i chciałem zostać tu dłużej. Najwyżej wieczorem udam się do hotelu po jakiś płaszcz by całkiem nie zamarznąć. Na razie wytrzymywałem to wszystko i z zamkniętymi oczami opierałem się o ścianę budynku. Czasami lubię poobserwować wszystko i po oceniać stan. Już wiele rzeczy skrytykowałem w hotelu Eizo, lecz teraz …nie miałem ochoty nawet raz zerknąć na to całe patio. Straciło dla mnie znaczenie to jak wygląda, i to co ewentualnie bym w nim zmienił. Otworzyłem oczy. Przede mną prezentował się w całej okazałości gęsty las.
No tak, pomyślałem z delikatnym uśmiechem. To z pewnością bym zmienił. Widoki z patio kojarzyły mi się z pięknym jeziorem lub plażą połączoną z morzem. Widoczność na cały las wcale nie wzbudzała we mnie jakiś pozytywnych emocji. Co prawda dołowania również nie odczuwałem. Mogłem powiedzieć, że mój stan uczuć się nie zmienił. Byłem tak samo skołowany, zmieszany, zawstydzony tym czego dokonałem. Chyba nic nie jest w stanie poprawić mojego nastroju.
- Tu jesteś. – usłyszałem. Ten głos …o tak, znam go zbyt dobrze bym mógł kiedykolwiek pomylić. Kątem oka spojrzałem na nadawcę. Sakura stała kilka metrów ode mnie wychylając się zza ściany. Nie odpowiedziałem. Bo niby po co? Niczego od niej nie chciałem, tak właściwie niepotrzebnie tu przyszła. Mój obecny stan na pewno jej nie ucieszy. Wlepiłem wzrok w niebo. – Ja tylko na chwile. – dodała podchodząc do mnie. Najwyraźniej ujrzała mój wyraz twarzy.
- O co chodzi? – zapytałem.
- Nie domyślasz się? – uśmiechnęła się delikatnie stając przede mną. Była taka…szczęśliwa. Niespodziewanie moje serce zabiło mocniej uświadamiając sobie jeden fakt. O tak. To moja zasługa i w pewnym sensie byłem z tego dumny, chociaż zażenowanie ogółem wcale ode mnie nie odeszło.
- Nie. – skłamałem nie spuszczając z niej czujnego oka.
- Wow. – jej usta otworzyły się lekko, a tęczówki spojrzały na mnie z ironią. – Tego się nie spodziewałem po panu spostrzegawczym.
Przemilczałem. Wściekłem się jeszcze bardziej. Nie. Nie zamilkłem, ponieważ byłem w stanie istnych rozterek. Ja nie miałem pojęcia co odpowiedzieć. A Sakura, ta podła bestia jakimś cudem wyczytała to z mojej twarzy. Dałbym sobie głowę uciąć, iż ani na sekundę nie zaprezentowałem moich uczuć na zewnątrz – a tu proszę. Czyżby ukradła mi odrobinę błyskotliwości? Prychnąłem pod nosem, nasłuchując jej cichego chichotu, który był dla mnie jak przepiękna melodia grana na harfie.
- Widzę, że jesteś nie w humorze. – zaczęła znowu. – Nie martw się, nie będę się dopytywać powodów, wiem, że to ‘nie mój interes’. Jednak przyszłam tu w pewnym celu i muszę go spełnić. Chociażby ze zwykłej grzeczności. – uśmiech ani na sekundę nie zszedł z jej twarzy. Stała pół metra przede mną promieniując ogromną radością. Od czasu pobytu w naszej kryjówce jeszcze jej takiej nie widziałem.
- Udało wam się? – zapytała. Pokiwałem twierdząco głową.
- Nie zrobią żadnego ‘nalotu’ na Sune..
- Ciesze się, że pomogłeś Naruto. – dodała.
- Ta.
- Przyznaj, że to miłe spotkać po latach przyjaciela, prawda?
Nie odpowiedziałem. Nie chciałem. To kolejne z jej zdań, które zatkały mnie od wewnątrz. Byłem tak skołowany, że nawet wewnątrz – w swoich myślach – nie potrafiłem znaleźć słowa, które stało by się odpowiedzią.
- Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale uratowaliście wiele osób … nigdy nie wiadomo co szykował Kirimo.
- Kirimo? – zdziwiłem się.
- To ten, który stał na czele. Pamiętam go jeszcze kiedy byliśmy z Juugo w tym mieście. Poznałam go gdy próbowałam walczyć z Natsuo.
- Co nie skończyło się dla ciebie najlepiej. – na moje słowa Haruno prychnęła znacznie odwracając głowę w bok. Znowu była zła, a ja uwielbiałem ją wtedy obserwować. – Potem drugi raz próbowałaś go dorwać, co również ci się nie udało …
- Wtrąciłeś się. – warknęła.
- Musiałem.
- Gdybym go tam zabiła, nie było by tego całego fiaska. Uprzedziła bym morderce.
- Gdybyś go wtedy zabiła, Orichi nie byłby z nami. – upomniałem ją nie kryjąc dumy. Sakure najwyraźniej uderzyły te słowa, ponieważ nic już więcej nie powiedziała. Zapadła głucha cisza.
Nagle podrapała się zmieszana po głowie. Spoważniała. Finalnie odwróciła ode mnie wzrok i wlepiła go w nieboskłon – zupełnie jak ja. Obserwowałem ją z zaciekawieniem. Według moich przypuszczeń popadła w intensywne zamyślenie. Milczałem więc czekając na jakiś odzew.
- Kiedyś myślałam, że nie masz serca. – odezwała się znowu. – Tak. To było po tym jak zostawiłeś mnie i Naruto. A kiedy staraliśmy się ukraść truciznę, wtedy przed szpitalem …poczułam twoje serce. Jednak go miałeś. Mimo to, wówczas uważałam, że w twoim organizmie pełniło ono role zwykłego narządu utrzymującego przy życiu. Dziwne, prawda? Ale według mnie serce normalnego człowieka prócz swoich obowiązków napełniane jest również uczuciami. Dzisiaj się przekonałam, że również ty je masz.
Przerwała na chwilę i spojrzała na mnie. Byłem w szoku, transie. Choć wypowiedziała zaledwie kilka normalnych słów, one wywołały u mnie prawdziwą wojnę uczuć. W końcu je miałem – według Sakury. Ta wojna odbywała się właśnie w sercu, które również według niej posiadałem.
- Każdy człowiek ma serce i uczucia. – rzekłem. Zrobiłem to tylko dlatego aby ukryć mętlik jaki miałem w głowie. Sakura przytaknęła.
- Tak wiem. Ale zależy jakie. Bo coś takiego jak ‘nienawiść’, ‘złość’ nie są według mnie uczuciami.
- Mylisz się. To są uczucia. Tak samo jak ‘smutek’ lub ‘radość’.
- Każdy odbierze to inaczej. – uśmiechnęła się. – Ale spójrz. Myśląc o uczuciach nachodzi cię takie ciepło. Interpretujesz to słowo tylko w pozytywnym świetle. Powiedziałam ci dzisiaj, że masz uczucia i z pewnością sądziłeś, iż mówię o tym w pozytywnym znaczeniu.
- No tak. – przyznałem chłodno.
- Dlaczego więc chcesz zaliczyć ‘smutek’, ‘nienawiść’ i ‘złość’ do uczuć? To stany ducha. Uważałam, że tylko to nosisz w sobie. Dzisiaj przekonałam się, że to nieprawda. Sasuke. – ponownie przerwała stając w tym samym miejscu, co chwilę temu. Jednak tym razem była zdecydowanie bliżej. Raz jeszcze zacząłem szaleć, nowe odczucia powróciły. Nie odsunąłem się, pomimo tego, iż czułem stopniowo wymykającą się kontrole nad swoimi zachowaniami. – Dzisiaj przyszłam tu zrobić dwie najbardziej upokarzające dla mnie rzeczy.
- To znaczy? – zapytałem spokojnie. Ta uwaga była mnie zagadką. Spodziewam się usłyszeć jedynie słowa ‘Dziękuje’, w końcu zrobiłem ‘coś’ dla ‘kogoś’.
- Chce cie przeprosić.
- Przeprosić?
- Tak. – przytaknęła. – Cały dzień byłam nie do zniesienia, ale sam chyba domyśliłeś się, że robię to na złość tobie. Cóż poradzić …to co mi wtedy powiedziałeś i zrobiłeś naprawdę mnie…uraziło.
- Uraziło tak? – zapytałem z ironią. – Chwilę temu wmawiałaś, mi, że do dzisiejszego dnia sądziłaś, że nie mam uczuć, skoro ich według ciebie nie miałem to oczywiste, że nie zgodziłbym się na to czego chciałaś, więc ..
- Nadzieja. – przerwała mi szybko spuszczając wzrok.
- Nadzieja matką głupich. – zrobiłem krok w przód. Pragnąłem ją mieć bliżej, chociaż miałem świadomość, iż wiąże się to z pewnymi konsekwencjami. Wierzyłem, że uda mi się ogarnąć ten cały bajzel w moim ‘sercu’. Sam do końca nie wiedziałem gdzie znajduje się to epicentrum.
- Przepraszam. – pisnęła składając ręce niczym zakonnica gotowa do modlitwy. Ścisnęła je mocno. Ta siła …znowu mnie zaatakowała. Za późno zareagowałem. Swoją dłoń położyłem na jej, które nadal były złożone. Spojrzała na mnie zaskoczona. – Sasuke …
- Nic nie mów, Sakura. – ostrzegłem. Naprawdę oszaleje, jeśli stanie się coś więcej. Zobaczyłem jak jak policzki stopniowo się czerwienią, wówczas doznałem szoku. Ja również czułem napływ ciepłej temperatury, mimo, iż chwilę temu narzekałem na mróz. Czy to możliwe aby moje policzki również okalał ten kolor? Nie … – To głupie, że mnie przepraszasz. Miałaś prawo być zła. Skąd mogłaś wiedzieć, że to potoczy się w ten sposób.
- Przepraszam za to, że wzięłam cię za drania i potwora. Przepraszam za to, że cały dzień wewnątrz przeklinałam ciebie i to…nie spodziewałam się czegoś takiego, ja …
- Nie przepraszaj. – warknąłem. Jej głos stopniowo się łamał. Nie chciałem żeby płakała. – Żadnego mazgajenia. – dodałem. Celem tej uwagi wcale nie było kolejne zdołowanie. Powiedziałem to normalnym tonem, tak aby nie przyjęła tego z negatywnym świetle.
- Za późno. – zaśmiała się cicho. – Już cię przeprosiłam, a co do mazgajenia, może dam radę to opanować.
Ona może dawała radę to opanować, lecz ja byłem na przegranej pozycji. Uśmiechnąłem się delikatnie. Oficjalnie oznajmiam samemu sobie, iż słowa Sakury mnie rozbawiły. Tak. Poczułem dziwną radość, gdy je wypowiedziała i była ona silniejsza niż się spodziewałem.
- Teraz druga część. – szepnęła do siebie, moim uszom to jednak nie uciekło. W owym momencie poczułem jak obie jej dłonie powoli oddalając się od siebie by po chwili delikatnym i powolnym ruchem ująć moją rękę, która wisiała w powietrzu bez żadnego konkretnego celu. Wzdrygnąłem się. Ciepło, ciepło …znów je czułem. Znów czułem się jak nowo narodzony, jak najszczęśliwszy człowiek na świecie. Delikatnie pokręciłem głową, Sakura nie była w stanie tego dojrzeć. Wpatrzona była w czubki swoich butów. Oddychałem głęboko, chciałem pozbyć się tego nagłego uczucia. Chciałem opanować cały harmider tak nagle narodzony wewnątrz. Kto by pomyślał, że jej zwykły dotyk jest w stanie doprowadzić mnie do takiego stanu? Poddałem się.
- Sakura … – ‘Sakura, czy mogłabyś mnie puścić, czuję się za szczęśliwy’ – nie. To zabrzmiało by zbyt …dziwnie. Zrezygnowałem z ustalonego czynu i czekałem prowadząc wewnętrzną walkę.
- Sasuke.. – szepnęła. Poczułem jak jej uścisk delikatnie się wzmacnia. Matka natura przypomniała nam o swojej obecności wprawiając nasze włosy w miarowy taniec. Wtem głowa Haruno gwałtownie wróciła na dawną pozycję. – Dziękuje!
Uśmiechnęła się. Lecz tym razem nie było to takie zwyczajne uniesieni kącików ust go górze. O nie. Uśmiechnęła się szeroko, szczerze – tak, że mogłem ujrzeć jej śnieżnobiałe uzębienie. Twarz Sakury znajdowała się za blisko – wiedziałem to. Po szybkich, nierównych biciach wiedziałem, że moje serce również to czuje. Nie miałem pojęcia, że jeden zwyczajny czyn, jedno dziecko wprawi ją w takie szczęście. Obserwowałem ją. Fascynacja wyrazem jej twarzy tuszowała brak komfortu w owej sytuacji. Cholera. Wszystko działo się tak szybko, ten uśmiech, moje uczucia, moja reakcja – wszystko było nowe, a brak doświadczenia w takich sytuacjach podziałał na całość. Nawet nie zauważyłem, gdy ująłem rękami twarz Haruno. Przypatrywałem się jej zdziwieniu, zszokowaniu. Przypatrywałem się jej soczystym rumieńcom, delikatnie otworzonymi ustami. Milczałem. Obecnie, potrafiłam zapanować nad wyrazem mojej twarzy. Był bez emocji, spokojny – chociaż w moim umyśle panowała zupełnie odwrotna sytuacja. Przejechałem palcami po jej policzkach. Zbliżyłem się. Pragnąłem by zabrakło jakichkolwiek konsekwencji, by po tym wszystkim po prostu umrzeć ze świadomością tego co się wydarzyło.
Zacisnąłem oczu, jakby w moje plecy właśnie zadawana była głęboka rana.
- Cholera, Sakura. – warknąłem wściekle szamotając głową w obie strony. Gdy już się uspokoiłem, odważyłem się spojrzeć w jej tęczówki. Te dezorientacja i zawstydzenie trochę mnie rozbawiły, ale nadal nie odnalazłem potrzebnego dla mnie skupienia. – Oszaleje przez ciebie, wiesz? Naprawdę mnie to wszystko już wkurza.
- Co …
- To co zrobiłaś.
- Ale ja nic nie zrobiłam. Cały czas byłam z Suigetsu i Orichi’m, ja …
- Cicho. – warknąłem.
Miałem wszystko gdzieś. Nie obchodził mnie Juugo, Suigetsu. Nie obchodził mnie Orichi, który był pierwszym dzieckiem nie określonym przeze mnie mianem ‘irytującego’. Nie obchodziła mnie Karin, która kochała się we mnie na zabój. Ale najbardziej nie obchodził mnie Eizo, który był narzeczonym Sakury. Nie obchodził mnie, ponieważ Sakura szczerze wyznała mi, że nie żywi do niego uczuć.
‘Nie kocham go’ – powiedziała. Wszakże najprawdopodobniej wyznała to bym odpuścił karę jaką dla niej przygotowałem to jednak w owym momencie czułem szczerość jaka z niej płynęła. Tak. Byłem spostrzegawczy, potrafiłem odczytać wiele rzeczy, których inni w ogóle nie dostrzegali. Ale teraz …
Miałem wszystko gdzieś.
Kciukami zmusiłem jej powieki do zakrycia zieleni. Za to moje serce zmusiło mnie do przybliżenia. Zrobiłem to zaledwie o dwa centymetry, a już poczułem płomień, żar przyjemności i ciepła. Wszystkie te pozytywne uczucia płynęły prosto z jej ust. Tak. To były uczucia. Bądź co bądź, gdy doszło do mnie co robię chciałem przestać. Ale .. ta rozkosz i uciecha… Radość jakiej od dawna w życiu nie doznałem. Wszystko było tak intensywne i nowe. Chciałem dogłębniej to poznać, chciałem dłużej kosztować zakazanego owocu jakim były jej usta. Pogłębiłem pocałunek, wpiłem się w nią jeszcze mocniej. Poczułem ciarki jakie przeszywają jej ciało. A potem …jej wargi poruszyły się delikatnie, lecz z mnóstwem wątpliwością, z atakami wahania, jednak zrobiły to.
Ja nie mogłem …To co robiłem było wręcz karygodne. Rozsądek odezwał się – trochę za późno.
Gwałtownym ruchem oderwałem się od niej. Kątek oka spostrzegłem jak patrzy na mnie zszokowana, całkowicie zdęmbiałam. Gdyby nie klatka piersiowa, która porusza się zdecydowanie za szybko śmiał bym twierdzić, iż stoję przed kamiennym posągiem.
- Ty … – jej głos drżał. Wydusiła to tak złamanym tonem. Czułem, że za krótką chwilę z jej oczu popłyną łzy. Tak jakbym wszystko zepsuł.
- Sakura …
- Co ty zrobiłeś!? – krzyknęła. Próbowała się oddalić, lecz ja zatrzymałem ją chwytając oba jej nadgarstki. Sądziłem, że nadal będzie uparcie walczyła, lecz wtem zapadła cisza i spokój. Słyszałem tylko śpiewy ptaków i śmiechy hotelowych gości.
Byłem zaskoczony swoim zachowaniem i nie miałem zamiaru tego ukrywać, niech wie, że to wszystko spowodowane było kontrolą, która nagle mi uciekła. Jednak nie mogłem wytrzymać oglądając ją w takim stanie. Raptownie objąłem ją w pasie i przyciągnąłem mocno do siebie, tak, że niemal uderzyła twarzą o mój tors. Trzymałem ją mocno.
- Co …tyy .robisz? – wydukała próbując się wyrwać, po chwili jednak uspokoiła się. Trwała w moim ramionach nie reagując na wszelkie bodźce zewnętrzne. Także zastygłem w bezruchu. Nie wiedziałem co zrobić i powiedzieć. Z każdą sekundą pogarszałem sytuację panująca między nami dwoma. W mojej głowie huczało pytanie, które zapewne nurtowało również ją.
‘Dlaczego?’
- Nie zadawaj żadnych pytań, proszę. – wyszeptałem.
Usłyszałem jęk zdumienia. A potem? Jej oddech powoli uspokajał się. Bicia serca wróciły do normy – doskonale czułem to mając ją tuż przy sobie. To było niesamowite uczucie. Nie miałem zielonego pojęcia, że poprzez zwykłe przytulanie jestem w stanie tak idealnie określić stan duszy człowieka. Ponownie słyszałem latające nad nami ptaki, słyszałem odgłosy rozmów i śmiechów gości, słyszałem dzieci znajdujące się na ulicy. Ale nie liczyło się dla mnie to co słyszałem, lecz to co czułem. Czułem jej serce. Jak bija. Jak wprawia tą istotę do życia.
Minęło sporo czasu zanim Sakura odwzajemniła uścisk, jednak zrobiła to. Najpierw delikatnie położyła dłonie na moich plecach, a potem zacisnęła w obie pięści kawałki mojej koszuli. Westchnąłem i w całości oddałem się obecnemu wydarzeniu.
Kątem oka spojrzałem na nią. Cholerne ciekawiło mnie to, jak teraz wygląda. Czy to, że tak mocno przyciska do siebie moje ciało jest oznaką radości, czy też gniewu spowodowanego moją osobą?
- Nie będę się mazgaić! – wrzasnęła głośno, przytulając mnie jeszcze mocniej. Zdziwiłam się. Nie do końca o to mi chodziło obserwując ją.
Jednak uśmiechnąłem się.
To była najdziwniejsza sytuacja jaką miałem zaszczyt doświadczyć. Ale to Sakura jest dziwna. Ja jestem dziwny. Połączenie tego stanowiło prawdziwą zagadkę.
‘Tak…moja droga ninja. Nie myślałem, że tak trudno będzie nią kroczyć’
Słowa, które utkwiły w mojej pamięci. Słowa, które powielały się i krążyły wewnątrz mnie nie dając mi chwili spokoju. Czyżby Naruto się poddał? Czyżby zrezygnował z tego o czym zapewniał wszystkich przyjaciół? O drodze ninja, która polegała na dotrzymywaniu słowa i walczeniu do końca niezależenie od sytuacji? Zawsze uważałem, że jego Nindo to tylko dziecinne gierki, jednak nie raz wątpiłem w swoje myśli. Naruto czasami dawał mi nadzieje, iż tego czego zadecydował się trzymać naprawdę istnieje. Upór, wola walki i co najważniejsze dobroć, którą można to wszystko osiągnąć – nie krzywdząc innych ludzi. Prócz jego i Sakury w wiosce zatrzymywały mnie również te wątpliwości. Lecz wyzbyłem się ich i kroczyłem własnym Nindo, polegającym na niszczeniu i zabijaniu.
Po dwóch latach od odejścia ponownie spotkałem mojego przyjaciela. Nadal zapewniał mnie, że uporem i dobrocią sprowadzi mnie z powrotem. Ja, z zimną krwią usiłowałem go zabić. Usiłowałem? Dobrze wiedziałem, że Sakura lub mój zastępca w ich drużynie mnie zatrzymają.
Kolejne pięć lat minęło. Oczywiście zdarzały się sytuację, kiedy spotykałem członków drużyny siódmej. Widziałem Naruto na misjach, dostawałem również informację od Madary kiedy Naruto Uzumaki został ogłoszony Szóstym Hokage Wioski Ukrytej w Liściach. Byłem rozjuszony, lecz pamiętam kiedy po przetrawieniu informacji uśmiechnąłem się do siebie.
‘Spełniłeś swoje marzenie’ – pomyślałem. Jego droga ninja ponownie we mnie uderzyła. Czyżby naprawdę była tak skuteczna?
‘Jak mogę zostać Hokage, skoro nie potrafię uratować nawet jednego przyjaciela?’ - ów słowa wypowiedział do mnie zaraz przed moją ‘fikcyjną próbą morderstwa’. Ale został tym cholernym Hokage, tak jakby zapomniał o swojej poprzedniej przysiędze.
Miałem ochotę dowiedzieć się co wtedy nim kierowało. Miałem ochotę zapytać się i wysłuchać jego długich monologów na ten temat. Ale nie mogłem. To nie było w stylu Sasuke Uchihy …takie idiotyczne pytania nie wchodziły w grę. Jednak się przejąłem. Przejąłem się jego postępowaniem.
Dzisiaj staje ze mną twarzą w twarz i mówi, że jego Nindo jest trudniejsze niż przypuszczał.
Jak mam to rozumieć? Czy tak zwyczajnie z tego zrezygnował? Z drogi, która o mały włos nie stała się moją inspiracją?
Z transu wybudził mnie stanowczy głos wypowiadający moje imię. Niespodziewanie zobaczyłem przed sobą otwartą dłoń poruszającą się rytmicznie w górę i w dół.
Spojrzał ogłupiały na Juugo. Patrzył na mnie z delikatnym uśmiechem.
- Myślałem, że odpłynąłeś. – stwierdził rozbawiony.
- Czego? – warknąłem.
- Zadałem ci pytanie.
- Jakie?
- Co z tym demonem o, którym mówił Madara? Nadal masz zamiar stać się Jinchuuriki?
Wzdrygnąłem się. Tak naprawdę, choć to wydarzenie stanowiło przełom w moim życiu, ani razu nie zagościło w umyśle w postaci głębszych rozmyślań.
- Madara nadal go szuka. Konoha dobrze go ukryła.
- Jesteś pewny swojej decyzji?
- Tak. – odparłem bez cienia wątpliwości. – Muszę mieć sto procent pewności na powodzenie.
- I za stu procentową pewność jesteś gotowy do końca życia nosić w sobie demona? – zapytał z ironią krzyżując ręce na piersiach. Spojrzałem na niego przelotnie i pokiwałem głową. Może scenariusz rzeczywiście prezentuje się w dość szarych barwach, to jednak ja byłem pewny, że dam sobie radę z tym ‘stworzeniem’. Wystarczy nauczyć się kontrolować jego moc, poddać się jeszcze intensywniejszemu treningowi i co najważniejsze – skutecznemu. Uzumaki nie trenował pod kątem opanowania mocy Kyuubi’ego, ponieważ przez długi czas nie miał pojęcia, iż w ogóle nosi w sobie demona. Ze mną jest inaczej. Będę tego świadomy, przygotowany psychiczne i fizycznie. Madara wyraźnie powiedział, że udobruchanie bestii nie będzie specjalnie trudnym zadaniem.
- Madara może w każdej chwili zjawić się w kryjówce.
- Wiem.
- Co wtedy zrobimy z tym chłopcem?
- Szybko się go pozbędziemy. – powiedziałem ‘sucho’. – Zaplanowałem sobie wszystko. Wyśle kochasia Sakury do Konohy. Orichi mówił mi, że zamienił się z jakąś dziewczynką bo nie było miejsca. Eizo poinformuje nas kiedy się zwolni, a wtedy go tam przyprowadzi.
- A jaki będzie pretekst?
- Na jego obmyślenie mamy dużo czasu.
- Widzę, że polubiłeś tego dzieciaka. – odezwał się znowu, a w jego głosie dosłyszałem się nutki sympatii. Odsunąłem się od niego kompletnie zbity tymi słowami.
- Że co!?
Juugo zaśmiał się.
- Już dość długi czas jestem w twojej organizacji i wiem, że kiedy mamy do czynienia z jakimiś dziećmi zawsze określasz je mianem ‘bachorów’, ‘gówniarzy’ lub ‘łajz’, nie zależnie od tego czy znasz ich imiona czy nie. Pamiętasz na przykład tą rudą dziewczynkę, którą znaleźliśmy w lesie …
– Ona akurat była bachorem. – warknąłem. Na samą myśl o jej temperamencie ciarki przeszły mnie po plecach. Niby to siedmiolatka zagubiona w lesie. Uciekła z wojny która w tym czasie trwała w Kiri, jednak mimo to potrafiła porządnie zdenerwować człowieka nawet takiego, który chciał jej pomóc.
- Bachorem? – zakpił Juugo. – O ile pamiętam powiedziałeś na nią bachorka.
- Przejęzyczyłem się wtedy! – żyłka na moim czole zaczęła niebezpiecznie pulsować. Nade wszystko w momencie, gdy usłyszałem śmiech Juugo. Wtedy już całkowicie ogłupiałem. – Ah. Nie chcę nawet myśleć o tej ‘dziewczynce’.
- Sasuke. – zaczął poważniejąc. – Wkurzyła się bo chciała iść z nami, a ty dałeś jej tylko chusteczki i coś do jedzenia.
- Miałem zabrać ją do kryjówki!? Wtedy byli tam jeszcze Akatsuki…
- To nie zmienia faktu, że polubiłeś tego małego od Sakury.
- On przynajmniej nie jest denerwujący. – przyznałem w końcu głęboko wzdychając.
Wtedy coś poczułem. Jakąś niewielką energie, która znajdowała się dość blisko nas. Wszystko było by w porządku gdyby nie fakt, że podąża za nami krok w krok. Dyskretnie począłem się rozglądać szukając jakiegoś źródła. Czyżby to Suigetsu postanowił zrobić nam kawał? Nie. To niemożliwe. Wyraźnie powiedziałem mu, żeby najpierw zaszli do tego cholernego sklepu.
- Juugo. – szepnąłem podejrzliwie do towarzysza w momencie, kiedy na dachu budynku ujrzałem cień postaci.
- Wiem. – odrzekł bez przejęcia. – Jest tylko jeden.
- Lepiej wracajmy do hotelu.
***
- Sakuraa! – usłyszałam za sobą głos Suigetsu. Sylaby mojego imienia wymówił między głębokimi i nierównymi oddechami jakie wykonywał. Szłam przodem trzymając Orichi’ego za rączkę. W drugiej dłoni maluch trzymał moją torbę, gdzie ukryte były wszystkie słodycze. – Sakura! – znowu, pomyślałam wściekła. Obróciłam się w stronę członka Taki z istną furią.
- Czego!?
- Może mi się wydaje, ale jak opuszczaliśmy plac zabaw mówiłem ci, że pomożesz mi nieść zakupy.
- Przecież pomagam. – burknęłam wskazując na reklamówkę z dwiema butelkami wody mineralnej. Suigetsu wydał z siebie jęk wołający o natychmiastowy ratunek.
- Ty to nazywasz pomocą? – warknął. – Spójrz!
Widziałam jak stara wskazać się palcem na samego siebie, lecz pod wpływem tego nie kontrolowanego ruchu wszystkie zakupy jakie w owym momencie znajdowały się pod jego pieczą upadły z hukiem na ziemie.
- Suigetsu! Tam były jajka!
- Jakby mnie to obchodziło! – pokazał palcem na dziesięć siatek wypełnionymi różnymi produktami. Puściłem rączkę Orichi’ego i szybko do niego podbiegłam sprawdzając najważniejszą reklamówkę. ‘Są całe’ odetchnęłam z ulgą oceniając ich stan. Mój wzrok przyciągnęła torba Juugo, którą nam użyczył. Ona z kolei przepełniona była napojami i chipsami.
- Sam mówiłeś, że chcesz porządnie zjeść. – upomniałam go nakładając na siebie oba plecaki. – Pomogę ci bo mam dość twojego marudzenia.
- Dziesięć siatek to i tak za dużo. – jęknął.
- Czekaj, Suigetsu! – nagle do naszej dwójki dobiegł brązowowłosy chłopczyk szczęśliwie się uśmiechając. Wziął do ręki trzy siatki i spojrzał promiennie na zaskoczonego Hozuki’ego. – Pomogę panu. Które są najcięższe?
- Orichi. – szepnąłem kucając obok. – Jesteś za mały żeby nosić takie ciężkie rzeczy, jeśli chcesz pomóc to możesz, ale nie bierz od razu tak dużo bo się zmęczysz. – sprawiłam mu kazanie jak jego własna matka. Ale co tam. Ważne żeby nic mu nie było, tym bardziej, że czekają go dosyć trudne przeżycia. Nie ukrywałam się, że obawiałam się losów jakie zgotował mu los. W kryjówce prawdopodobnie był bardziej narażony, lecz w tym przypadku przyjdę mu z pomocą. A w Domu Dziecka na, który nie mam wglądu było by to ciężkie.
Zlekceważyłam zdziwionego Suigetsu, który mamrotał coś o tym, że o niego w ogóle się nie martwię. Zachichotałam cicho i razem z Orichi’m zajęłam dawną pozycją idąc do przodu tym samym krokiem. Nie śpieszyło nam się. Jak się później okazało to całe pakowanie było kolejną przykrywką, a Suzue myśli, że nasza czwórka wyruszyła na ‘wycieczkę’. W normalnej sytuacji byłabym wściekła na tego, kto zaplanował całe to fiasko. Ale to Sasuke! Sasuke, prawda! Do teraz błądzę myślami po moim umyśle szukając jakiś cennych i wyszukanych słów by wyrazić swoją wdzięczność.
Jedno natomiast bardzo mnie ciekawiło.
- Orichi. – zaczęłam z uśmiechem stawiając kolejne kroki. Chłopczyk spojrzał na mnie dając znak, iż słucha. – Co myślisz o panu Sasuke?
- Pan Sasuke? – szepnął do siebie. – Na początku trochę się go bałem bo był taki niemiły, ale potem…jest naprawdę super i wydaję się być silny!
- Co dokładnie ci powiedział? – moje zainteresowanie wzrosło.
- Najpierw spytał się mnie czy znam ciebie Sakura-san, a kiedy powiedziałem, że tak to Sasuke opowiedział mi wszystko co planuje. Zapytał się również co dokładnie robią mi starsze dzieci z Domu Dziecka.
- I co mu odpowiedziałeś?
- Na początku spytałem się go skąd w ogóle to wie! – krzyknął oburzony tym faktem. – No, ale jak powiedział mi, że chce ci zrobić niespodziankę i Suigetsu o wszystkim mu powiedział przestałem być zły. Powiedziałem mu to co tobie dzisiaj w sklepie. O tym jak byłem prześladowany jako najmłodszy w domu. Bałem się ich więc nawet kiedy mnie uderzyli musiałem kłamać przed opiekunką, że uderzyłem się w jakąś szafkę.
Posmutniałam. Słuchając jego przepełnionego wstydem głosu raz jeszcze miałam ochotę mocno go przytulić, lecz wiedziałem, że ten moment nie jest odpowiedni. Słuchałam go w milczeniu czekając aż dojdzie do bardziej pocieszających przeżyć. Zacisnęłam pięści na szelce plecaka, którą nieustannie się bawiłam.
- Wtedy Sasuke powiedział, że wojna w Sunie najprawdopodobniej się nie odbędzie. Powiedział, że weźmie mnie ze sobą, jeśli obiecam mu, że następnym razem nie dam pomiatać sobą przez takie osoby.
- Naprawdę? – spytałam zaskoczona. Zachowanie Uchihy było dla mnie coraz mniej zrozumiałe. To prawda, że nigdy nie umiałam go pojąć, lecz teraz …to jest już kompletna zagadka. Gdy byliśmy drużyną i razem z Naruto znaliśmy historie jego klanu wierzyłam, że Sasuke nie chce mieć żadnej osoby na, której mu zależy, aby ponownie jej nie stracić tak jak swojej rodziny. Wierzyłam i chyba miałam rację. Usprawiedliwiałam tym każde niemiłe słowo jakie do mnie skierował. Bolało tak samo, lecz w moim oczach nadal był tym idealnym Sasuke-kun.
- Pan Sasuke musi naprawdę cię lubić skoro szykuje takie niespodzianki. – powiedział szeroko się uśmiechając. Gdybym spożywała jakiś napój, z pewnością jego zawartość spowodowała by moje zakrztuszenie. Przystanęłam na chwilę analizując usłyszaną uwagę. W końcu poklepałam malucha po plecach.
- Musisz się o nim jeszcze wiele dowiedzieć. – zaśmiałam się nerwowo. Chciałam zmienić temat. – Opowiedz mi jak trzyma się Maya i reszta twoich kolegów z Konohy! Nie jesteś tutaj długo prawda?
Orichi rozpoczął. Opowiadał każdy szczegół. Każdą przygodę, doznanie. A ja słuchałam go z uwagą żałując, że nie mogłam doznawać tego wraz z nimi. Moimi maluchami za, którymi byłam gotowa pójść w ogień. Nie miałam zielonego pojęcia skąd narodziła się we mnie ta miłość to dzieci. Po prostu była i już! Przypuszczam, że udział w rodzącym się zamiłowaniu miał obraz sirot jakie nie raz przebywały w szpitalu na oddziale dziecięcym. Chciałam być tam z nimi, ale z drugiej strony …nie spotkała bym tak sympatycznego człowieka jakim jest Suigetsu, nie cieszyła bym się dniem ze świadomością, że między mną, a Eizo nic tej nocy nie zajdzie. Nie miała bym okazji walczyć na turnieju w Yuki, ani nie uczestniczyć na festynie w Sunie. Nie zatańczyła bym z Sasuke, nie dzieliła bym z nim łóżka, nie rozmawiała bym z nim przy palącym się ognisku, nie kłóciła bym się i nie wyjaśniła tak wielu spraw z przeszłości jakie mnie nękały. Ukrywałam to, ale podczas pobytu w tej organizacji nie raz byłam sto razy bardziej szczęśliwa niż w Konoha. Było mi wstyd, dlatego uparcie zaprzeczałam. Jednak w obecnym momencie jestem cholernie szczęśliwa i za żadne skarby tego nie ukryje. Miałam Orichi’ego, ujrzałam Naruto i wiem, że trzyma się dobrze, miałam u boku nowego przyjaciela, a także jego…Sasuke. Mściciela, który nagle postanowił zrobić niespodziankę swojemu Medykowi, który już nie raz namieszał mu w planach.
Zaraz po tym jak Suigetsu i Orichi znaleźli mnie na polanie, zaraz po tym jak skończyłam tak intensywnie przeżywać obecność brązowowłosego ruszyliśmy na zakupy. Chciałam do końca zobaczyć starcie między moimi dawnymi przyjaciółmi, a ludźmi Natuso, lecz spełniłam prośbę Suigetsu. Po tym co zrobił dla mnie Sasuke, jestem w stanie wykonać każdy jego rozkaz. Skoro taka była część jego planu, nie chciałam psuć takiej harmonii. Przede wszystkim zobaczyłam jak gromadka przybyszy oddala się. To świadczyło jedynie o zwycięstwie Naruto i Sasuke. Dalszego przebiegu zdarzeń nie byłam w stanie dostrzec, wraz z dwójką towarzyszy oddaliłam się powoli od placu zabaw i ruszyliśmy do najbliższego sklepu. W drodze usłyszałam każde potrzebne wyjaśnienie. Zakupy robiłam w kompletnym amoku, pomimo, iż ich listę miałam starannie zaplanowaną w głowie. Może to i Uchiha przyczynił się do tej niespodzianki, lecz Suigetsu i Juugo musieli wyrazić na to swoją zgodę, a jestem pewna, że płowo włosy nie był tak beztrosko do tego nastawiony jak Hozuki. Niespodzianka jaką planowałam musi być idealna, tak więc pałętając się między regałami stawiłam na całkowite skupienie.
- Dlaczego tyle tego kupiłaś? – Suigetsu wyrównał z nami kroku i wlepił we mnie zniecierpliwiony wzrok.
- Żeby było na dłużej. – odparłam. – Wasza lodówka często ma spore braki, więc czas uzupełnić je na znacznie dłuższy okres czasu.
- Ale ekstra! – nagle pod naszymi nogami zaczęła pałętać się brązowa czupryna. Maluch stanął metr przede mną i zacisnął obie pięści szeroko się uśmiechając. – Nigdy nie byłem w prawdziwej kryjówce Sakura-san! Nawet nie wiesz jak się ciesze!
Hozuki uśmiechnął się delikatnie i razem podziwialiśmy jego zapał. Ta. Dla takiego dzieciaka to z pewnością będzie niezapomniane przeżycie.
- Wierz mi nie ma się czym ekscytować. Znajduje się po ziemią więc nie ma tam okien.
- Żadnych? – zdziwił się.
- Żadnych. – zapewniłam. Jednak to i tak nie ugasiło determinacji jaka niespodziewanie w nim zakiełkowała. Wymieniliśmy się z seledyno włosym uśmiechu i ruszyliśmy w dalszą drogę. Miałam serdecznie dość patrzenia na jego wypełnioną potem twarz. Delikatnie wzięłam od niego jeszcze jedną siatkę cicho się przy tym śmiejąc.
- Jesteś niemożliwa. – stwierdził i ruszył za nami, wzdychając przy tym głęboko.
W końcu wróciliśmy do upragnionego miejsca – do hotelu. I chociaż poza jego progami nie przebywałam dłużej niż godzinę, nie marzyłam o niczym innym jak o ciepłej kąpieli i śnie. Zdążyłam już zarezerwować miejsce dla Orichi’ego w moim pokoju – szczerze wątpiłam w to aby któryś z członków Taki miał ochotę zajmować się nim tej nocy. Tak jak ustaliliśmy najpierw udaliśmy się do Suzue aby dowiedzieć się gdzie ewentualnie może schować zakupione rzeczy. Hotelowa lodówka, sam Hozuki był zaskoczony jej wielkością. Cóż …mój narzeczony wcale nie stroi od luksusów. Westchnęłam cicho widząc jak obaj panowie patrzą na ów przedmiot. Na szczęście recepcjonistka szybko nas wyprosiła i podała ręczniki.
- Tego potrzebowałem. – westchnął głęboko ocierając kropelki potu. W tym czasie razem z Orichi’m udałam się już na górę. Nie miałam zielonego pojęcia czy Sasuke powrócił? Ja nadal potrzebowałam czasu na poukładanie wszystkiego. Chociaż byłam ciekawa, nie zapukałam do pokoju obok. Wyciągnęłam kluczyki i przekręciłam, prezentując radosnemu chłopczykowi ‘swoje’ tymczasowe skromny progi. Aczkolwiek nie. Te progi nie zaliczały się do skromnych. Wystarczyło spojrzeć na olbrzymie łóżko rodem z Baroku.
- Wow! – krzyknął uradowany rzucając się na posłanie. – Naprawdę będę tu dzisiaj spał?
Pokiwałam delikatnie głową chowając płaszcz do szafy. Bądź co bądź miałam powyżej uszu noszenia tego odzienia i krycia się jakbym była jakimś przestępcą z księgi Bingo.
Nagle chłopczyk podszedł do mnie.
- Sakura-san. – zaczął. Posmutniał. Zdezorientowana kucnęłam tak aby nasze oczy znajdowały się na tej samej wysokości.
- Co się stało Orichi? Czemu jesteś smutny?
- No bo …nie sprawiam ci problemu, prawda?
- Oczywiście, że nie. – uśmiechnęłam się do niego promiennie. – A teraz chodź, pójdziemy coś zjeść. Potem muszę się upewnić czy aby na pewno mogę cię zabrać z nami do kryjówki. Nie chcę żebyś miał przeze mnie problemy.
Wedle słów, uczyniłam to co zaplanowałam. Najpierw udaliśmy się do kawiarenki na dole. Oczywiście, po takim wydarzeniu miałam ochotę na jakiś prawdziwy przysmak, lecz chciałam spędzić czas ‘sam na sam’ z Orichi’m. To wiązało się również z nie opuszczaniem hotelu bez towarzystwa jakiegoś członka Taki. Musiałam nacieszyć się tym co serwuje tutejsze menu.
Malcowi buzia się nie zamykała. Usłyszałam wiele opowieści, zebrałam dokładniejsze informacje o tym co działo się po moim zniknięciu. Wstyd mi było, że niemal dwa miesiące temu posądzałam Naruto o całkowitą obojętność. On i Hinata przejęli się, aż za bardzo. Nie. Nie chciałam o tym myślę. Wsłuchiwałam się w słowa osoby towarzyszącej próbując wyobrazić sobie poszczególne sytuację. Jednak w końcu nadszedł moment, w którym mój narząd słuchu odmówił posłuszeństwa. Nastało to dwadzieścia sekund …przez to dwadzieścia sekund, które dla mnie trwało wieczność widziałam przed sobą tylko jego twarz. Do tej pory nie zrobiłam czegoś, czego powinnam podjąć się od razu przy powrocie…podziękować.
Jednak właśnie z tego powodu postanowiłam spędzić czas z Orichi’m – pragnęłam poukładać wszystko i dokładnie przeanalizować. Biorąc pod uwagę ostatnią konwersację z Uchihą, która zakończyła się moimi łzami – tym razem nie mogę nawalić. Pogoda, w przeciwieństwie do tamtego dnia była idealna. Zaraz jak razem z Suigetsu wróciliśmy z Domu Dziecka byłam spokojniejsza. Wiedziałam już bowiem, że opiekunka wyraziła zgodę.
- Eizo załatwi podpis, prawda? – zapyta Hozuki przekazując mi kawałek papieru. Rozwinęłam go.
- Żaden problem. – odpowiedziałam. – To tylko zwykłe potwierdzenie, że Orichi został przydzielony do Domu Dziecka w Konoha. Później będzie je trzeba tutaj odesłać. Mamy na to dwa tygodnie.
Również chciałam wejść do środka i przyjrzeć się wszystkim tym dzieciakom. Najbardziej jednak pragnęłam zemścić się na tej trójce, która tak zachowywała się względem malucha. Westchnęłam. Byłam zbyt rozpoznawalna by wdawać się w rozmowy z mieszkańcami. Musiałam uprosić Suigetsu by wszystko załatwił. Orichi oficjalnie został wypisany z Suny.
Czas jednak przyszedł na ten najważniejszy moment. Wzięłam głęboki oddech. Chciałam tryskać energią i zapałem podczas naszego spotkania.
Spojrzałam na brązowowłosego, gdy już staliśmy przed wejściem do hotelu.
- Chcesz odwiedzić Yo? – chłopczyk spiorunował mnie pełnym nadziei spojrzeniem. Kąciki mych ust uniosły się do góry.
- Pewnie, że tak! – wykrzyknął unosząc obie ręce do góry.
- Suigetsu pójdziesz z nim? – zwróciłam się do seledyno włosego. Tak jak się spodziewałam, odpowiedział mi nie do końca rozumnym wyrazem twarzy. Podeszłam bliżej.
- Ty nie idziesz?
- Muszę podziękować Sasuke za to co zrobił. Jutro rano wyruszamy, nie wiem czy znajdę czas aby pójść z Orichi’m pożegnać do szpitala. Mógłbyś to zrobić za mnie.
- Jasne. – jęknął wymijając mnie.
- Więcej entuzjazmu! – upomniałam.
- Nie umiem zajmować się dziećmi. Nie jestem niańką. A co jak mu coś się …
- Nic mi się nie stanie. – Orichi stanął na przeciwko niego z naburmuszoną miną. – Będziemy za godzinkę, Sakura-san!
Białowłosy westchnął z politowaniem i ruszył przed siebie. Przez chwilę obserwowałam jak ich sylwetki stopniowo się oddalają. Gdy ujrzałam jak maluch dyskretnie chwyta dłoń Suigetsu, który w ogóle nie protestuje na moją twarz wstąpił szeroki uśmiech. Z takim wyrazem twarzy miałam zamiar również przywitać Sasuke. Skierowałam się więc do wejścia. Nie traciłam czasu. Ani sekundy. Serce biło mi jak oszalałe. Chociaż przed chwilą na skórze czułam chłód, w tym momencie było mi zdecydowanie za ciepło. Ściągnęłam płaszcz. Gdy weszłam do pokoju od razu rzuciłam odzienie gdzieś w kąt i wzięłam odświeżający prysznic.
- Czemu tak się denerwuje? – szeptałam do siebie podczas czesania włosów. Po tysiącu kombinacjach finalnie zdecydowałam się upiąć je wysoko na górze w koński ogon. Patrząc na swoje obliczę raz jeszcze tego dnia westchnęłam chwytając się za głowę. – Jesteś żałosna, Sakura…
A nie byłam? Sasuke jest dla mnie zwykłym dupkiem i egoistą, nie rozumiałam swojego zachowania. Nie chciałam go rozumieć. Przez te trzy miesiące jakie spędziłam razem z Taką nie ukrywałam, że ponownie złączyła mnie z nim jakaś więź. Podczas walki, treningu, ataku – zawsze będę się o niego martwić. Ale to tylko przez zwykłe przyzwyczajenie, prawda?
Wyszłam na korytarz – zwyczajowo panowała na nim kompletna pustka. Sama dziwiłam się, że w hotelu Eizo zamieszkuje tak mała ilość osób. Zignorowałam szybko nachodzące mnie refleksje i skupiłam się na obecnym zadaniu. Czułam się jak tydzień temu, tyle, że tym razem pukając do jego drzwi jestem po wielu wydarzeniach, których kompletnie się nie spodziewałam. W istocie nie tylko podziękowania wyjdą dzisiaj z moich ust. Mam do Sasuke mnóstwo pytań na których żądam szczerej odpowiedzi. Ponieważ wszystkie jego czyny kończą się tą samą denerwującą myślą. ‘Dlaczego…?’ Napełniłam płuca świeżą dawką powietrza, w duchu szeptałam do siebie milion słów, które w jakiś sposób podołają zadaniu i dodają mi otuchy, której tak bardzo łaknęłam. Zapukałam. Minęła dłuższa chwila i nic. Deja vu, pomyślałam zaskoczona. Tak jak poprzednio przyłożyłam ucho do dębowego ‘muru’ jaki odizolowywał mnie z pomieszczeniem.
Cisza…
Nie. Nie będę sie denerwować, chociaż miałam istną ochotę roznieść te drzwi. Jeszcze jeden głęboki wdech – spokój. Nie zamierzałam się poddawać. Tym razem to niemożliwe aby Suigetsu wyskoczył zza zakrętu, pozostał mi jedynie Juugo. Jego pokój znajdował się tuż obok mojego, tak więc nie zmęczyłam się w czasie ‘podróży’. Zapukałam. Zacisnęłam oczy i błagałam wszelkie istoty znajdujące się na górze by wysłuchały moich próśb.
Cichy trzask, kroki, a następnie napływ zimnego powietrza.
- Sakura? – Juugo popatrzył na mnie z zaskoczeniem. Kąciki moich ust uniosły się triumfalnie ku górze.
- Juugo, dzięki Bogu, że jesteś. – wyspałam.
- Co się stało?
- Wiesz gdzie jest Sasuke? Chciałam mu podziękować za to co zrobił. – powiedziałam szczerze czekając na odpowiedz. Uśmiechnął się. Tak, rzadko mogę obserwować takie zjawisko.
- Jest na patio, z tyłu hotelu.
- Na patio? – zdziwiłam się.
- Nie wiesz co to jest? – rozbawiła go moja uwaga, jednak ja puściłam to pytanie mimo uszu i obdarowałam go morderczym spojrzeniem. Rozczarowanie po pierwszym punkcie misji nadal pozostało w mojej głowie.
- Wiem co to. – warknęłam. – Nieważne. Jak poszło z ludźmi Natuso? O ile wiem Sasuke był później z tobą. Tak powiedział mi Suigetsu.
- Sasuke wszystko ci powie. – ukłonił się deliktanie i zamknął drzwi. Ogłupiała jeszcze chwile wpatrywałam się w brąz by potem bez wahania puścić się biegiem na tyły hotelu. Zachowanie płowo włosego jest nad wyraz dziwne. Zauważyłam to już przy pierwszym spotkaniu. Cóż…może to po prostu jego styl bycia?
***
Pogoda stopniowo się psuła. Nie przeszkadzało mi to chociaż nie raz czułem zimniejsze powiewy wiatru na skórze. Znosiłem to. W tym miejscu było idealnie i chciałem zostać tu dłużej. Najwyżej wieczorem udam się do hotelu po jakiś płaszcz by całkiem nie zamarznąć. Na razie wytrzymywałem to wszystko i z zamkniętymi oczami opierałem się o ścianę budynku. Czasami lubię poobserwować wszystko i po oceniać stan. Już wiele rzeczy skrytykowałem w hotelu Eizo, lecz teraz …nie miałem ochoty nawet raz zerknąć na to całe patio. Straciło dla mnie znaczenie to jak wygląda, i to co ewentualnie bym w nim zmienił. Otworzyłem oczy. Przede mną prezentował się w całej okazałości gęsty las.
No tak, pomyślałem z delikatnym uśmiechem. To z pewnością bym zmienił. Widoki z patio kojarzyły mi się z pięknym jeziorem lub plażą połączoną z morzem. Widoczność na cały las wcale nie wzbudzała we mnie jakiś pozytywnych emocji. Co prawda dołowania również nie odczuwałem. Mogłem powiedzieć, że mój stan uczuć się nie zmienił. Byłem tak samo skołowany, zmieszany, zawstydzony tym czego dokonałem. Chyba nic nie jest w stanie poprawić mojego nastroju.
- Tu jesteś. – usłyszałem. Ten głos …o tak, znam go zbyt dobrze bym mógł kiedykolwiek pomylić. Kątem oka spojrzałem na nadawcę. Sakura stała kilka metrów ode mnie wychylając się zza ściany. Nie odpowiedziałem. Bo niby po co? Niczego od niej nie chciałem, tak właściwie niepotrzebnie tu przyszła. Mój obecny stan na pewno jej nie ucieszy. Wlepiłem wzrok w niebo. – Ja tylko na chwile. – dodała podchodząc do mnie. Najwyraźniej ujrzała mój wyraz twarzy.
- O co chodzi? – zapytałem.
- Nie domyślasz się? – uśmiechnęła się delikatnie stając przede mną. Była taka…szczęśliwa. Niespodziewanie moje serce zabiło mocniej uświadamiając sobie jeden fakt. O tak. To moja zasługa i w pewnym sensie byłem z tego dumny, chociaż zażenowanie ogółem wcale ode mnie nie odeszło.
- Nie. – skłamałem nie spuszczając z niej czujnego oka.
- Wow. – jej usta otworzyły się lekko, a tęczówki spojrzały na mnie z ironią. – Tego się nie spodziewałem po panu spostrzegawczym.
Przemilczałem. Wściekłem się jeszcze bardziej. Nie. Nie zamilkłem, ponieważ byłem w stanie istnych rozterek. Ja nie miałem pojęcia co odpowiedzieć. A Sakura, ta podła bestia jakimś cudem wyczytała to z mojej twarzy. Dałbym sobie głowę uciąć, iż ani na sekundę nie zaprezentowałem moich uczuć na zewnątrz – a tu proszę. Czyżby ukradła mi odrobinę błyskotliwości? Prychnąłem pod nosem, nasłuchując jej cichego chichotu, który był dla mnie jak przepiękna melodia grana na harfie.
- Widzę, że jesteś nie w humorze. – zaczęła znowu. – Nie martw się, nie będę się dopytywać powodów, wiem, że to ‘nie mój interes’. Jednak przyszłam tu w pewnym celu i muszę go spełnić. Chociażby ze zwykłej grzeczności. – uśmiech ani na sekundę nie zszedł z jej twarzy. Stała pół metra przede mną promieniując ogromną radością. Od czasu pobytu w naszej kryjówce jeszcze jej takiej nie widziałem.
- Udało wam się? – zapytała. Pokiwałem twierdząco głową.
- Nie zrobią żadnego ‘nalotu’ na Sune..
- Ciesze się, że pomogłeś Naruto. – dodała.
- Ta.
- Przyznaj, że to miłe spotkać po latach przyjaciela, prawda?
Nie odpowiedziałem. Nie chciałem. To kolejne z jej zdań, które zatkały mnie od wewnątrz. Byłem tak skołowany, że nawet wewnątrz – w swoich myślach – nie potrafiłem znaleźć słowa, które stało by się odpowiedzią.
- Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale uratowaliście wiele osób … nigdy nie wiadomo co szykował Kirimo.
- Kirimo? – zdziwiłem się.
- To ten, który stał na czele. Pamiętam go jeszcze kiedy byliśmy z Juugo w tym mieście. Poznałam go gdy próbowałam walczyć z Natsuo.
- Co nie skończyło się dla ciebie najlepiej. – na moje słowa Haruno prychnęła znacznie odwracając głowę w bok. Znowu była zła, a ja uwielbiałem ją wtedy obserwować. – Potem drugi raz próbowałaś go dorwać, co również ci się nie udało …
- Wtrąciłeś się. – warknęła.
- Musiałem.
- Gdybym go tam zabiła, nie było by tego całego fiaska. Uprzedziła bym morderce.
- Gdybyś go wtedy zabiła, Orichi nie byłby z nami. – upomniałem ją nie kryjąc dumy. Sakure najwyraźniej uderzyły te słowa, ponieważ nic już więcej nie powiedziała. Zapadła głucha cisza.
Nagle podrapała się zmieszana po głowie. Spoważniała. Finalnie odwróciła ode mnie wzrok i wlepiła go w nieboskłon – zupełnie jak ja. Obserwowałem ją z zaciekawieniem. Według moich przypuszczeń popadła w intensywne zamyślenie. Milczałem więc czekając na jakiś odzew.
- Kiedyś myślałam, że nie masz serca. – odezwała się znowu. – Tak. To było po tym jak zostawiłeś mnie i Naruto. A kiedy staraliśmy się ukraść truciznę, wtedy przed szpitalem …poczułam twoje serce. Jednak go miałeś. Mimo to, wówczas uważałam, że w twoim organizmie pełniło ono role zwykłego narządu utrzymującego przy życiu. Dziwne, prawda? Ale według mnie serce normalnego człowieka prócz swoich obowiązków napełniane jest również uczuciami. Dzisiaj się przekonałam, że również ty je masz.
Przerwała na chwilę i spojrzała na mnie. Byłem w szoku, transie. Choć wypowiedziała zaledwie kilka normalnych słów, one wywołały u mnie prawdziwą wojnę uczuć. W końcu je miałem – według Sakury. Ta wojna odbywała się właśnie w sercu, które również według niej posiadałem.
- Każdy człowiek ma serce i uczucia. – rzekłem. Zrobiłem to tylko dlatego aby ukryć mętlik jaki miałem w głowie. Sakura przytaknęła.
- Tak wiem. Ale zależy jakie. Bo coś takiego jak ‘nienawiść’, ‘złość’ nie są według mnie uczuciami.
- Mylisz się. To są uczucia. Tak samo jak ‘smutek’ lub ‘radość’.
- Każdy odbierze to inaczej. – uśmiechnęła się. – Ale spójrz. Myśląc o uczuciach nachodzi cię takie ciepło. Interpretujesz to słowo tylko w pozytywnym świetle. Powiedziałam ci dzisiaj, że masz uczucia i z pewnością sądziłeś, iż mówię o tym w pozytywnym znaczeniu.
- No tak. – przyznałem chłodno.
- Dlaczego więc chcesz zaliczyć ‘smutek’, ‘nienawiść’ i ‘złość’ do uczuć? To stany ducha. Uważałam, że tylko to nosisz w sobie. Dzisiaj przekonałam się, że to nieprawda. Sasuke. – ponownie przerwała stając w tym samym miejscu, co chwilę temu. Jednak tym razem była zdecydowanie bliżej. Raz jeszcze zacząłem szaleć, nowe odczucia powróciły. Nie odsunąłem się, pomimo tego, iż czułem stopniowo wymykającą się kontrole nad swoimi zachowaniami. – Dzisiaj przyszłam tu zrobić dwie najbardziej upokarzające dla mnie rzeczy.
- To znaczy? – zapytałem spokojnie. Ta uwaga była mnie zagadką. Spodziewam się usłyszeć jedynie słowa ‘Dziękuje’, w końcu zrobiłem ‘coś’ dla ‘kogoś’.
- Chce cie przeprosić.
- Przeprosić?
- Tak. – przytaknęła. – Cały dzień byłam nie do zniesienia, ale sam chyba domyśliłeś się, że robię to na złość tobie. Cóż poradzić …to co mi wtedy powiedziałeś i zrobiłeś naprawdę mnie…uraziło.
- Uraziło tak? – zapytałem z ironią. – Chwilę temu wmawiałaś, mi, że do dzisiejszego dnia sądziłaś, że nie mam uczuć, skoro ich według ciebie nie miałem to oczywiste, że nie zgodziłbym się na to czego chciałaś, więc ..
- Nadzieja. – przerwała mi szybko spuszczając wzrok.
- Nadzieja matką głupich. – zrobiłem krok w przód. Pragnąłem ją mieć bliżej, chociaż miałem świadomość, iż wiąże się to z pewnymi konsekwencjami. Wierzyłem, że uda mi się ogarnąć ten cały bajzel w moim ‘sercu’. Sam do końca nie wiedziałem gdzie znajduje się to epicentrum.
- Przepraszam. – pisnęła składając ręce niczym zakonnica gotowa do modlitwy. Ścisnęła je mocno. Ta siła …znowu mnie zaatakowała. Za późno zareagowałem. Swoją dłoń położyłem na jej, które nadal były złożone. Spojrzała na mnie zaskoczona. – Sasuke …
- Nic nie mów, Sakura. – ostrzegłem. Naprawdę oszaleje, jeśli stanie się coś więcej. Zobaczyłem jak jak policzki stopniowo się czerwienią, wówczas doznałem szoku. Ja również czułem napływ ciepłej temperatury, mimo, iż chwilę temu narzekałem na mróz. Czy to możliwe aby moje policzki również okalał ten kolor? Nie … – To głupie, że mnie przepraszasz. Miałaś prawo być zła. Skąd mogłaś wiedzieć, że to potoczy się w ten sposób.
- Przepraszam za to, że wzięłam cię za drania i potwora. Przepraszam za to, że cały dzień wewnątrz przeklinałam ciebie i to…nie spodziewałam się czegoś takiego, ja …
- Nie przepraszaj. – warknąłem. Jej głos stopniowo się łamał. Nie chciałem żeby płakała. – Żadnego mazgajenia. – dodałem. Celem tej uwagi wcale nie było kolejne zdołowanie. Powiedziałem to normalnym tonem, tak aby nie przyjęła tego z negatywnym świetle.
- Za późno. – zaśmiała się cicho. – Już cię przeprosiłam, a co do mazgajenia, może dam radę to opanować.
Ona może dawała radę to opanować, lecz ja byłem na przegranej pozycji. Uśmiechnąłem się delikatnie. Oficjalnie oznajmiam samemu sobie, iż słowa Sakury mnie rozbawiły. Tak. Poczułem dziwną radość, gdy je wypowiedziała i była ona silniejsza niż się spodziewałem.
- Teraz druga część. – szepnęła do siebie, moim uszom to jednak nie uciekło. W owym momencie poczułem jak obie jej dłonie powoli oddalając się od siebie by po chwili delikatnym i powolnym ruchem ująć moją rękę, która wisiała w powietrzu bez żadnego konkretnego celu. Wzdrygnąłem się. Ciepło, ciepło …znów je czułem. Znów czułem się jak nowo narodzony, jak najszczęśliwszy człowiek na świecie. Delikatnie pokręciłem głową, Sakura nie była w stanie tego dojrzeć. Wpatrzona była w czubki swoich butów. Oddychałem głęboko, chciałem pozbyć się tego nagłego uczucia. Chciałem opanować cały harmider tak nagle narodzony wewnątrz. Kto by pomyślał, że jej zwykły dotyk jest w stanie doprowadzić mnie do takiego stanu? Poddałem się.
- Sakura … – ‘Sakura, czy mogłabyś mnie puścić, czuję się za szczęśliwy’ – nie. To zabrzmiało by zbyt …dziwnie. Zrezygnowałem z ustalonego czynu i czekałem prowadząc wewnętrzną walkę.
- Sasuke.. – szepnęła. Poczułem jak jej uścisk delikatnie się wzmacnia. Matka natura przypomniała nam o swojej obecności wprawiając nasze włosy w miarowy taniec. Wtem głowa Haruno gwałtownie wróciła na dawną pozycję. – Dziękuje!
Uśmiechnęła się. Lecz tym razem nie było to takie zwyczajne uniesieni kącików ust go górze. O nie. Uśmiechnęła się szeroko, szczerze – tak, że mogłem ujrzeć jej śnieżnobiałe uzębienie. Twarz Sakury znajdowała się za blisko – wiedziałem to. Po szybkich, nierównych biciach wiedziałem, że moje serce również to czuje. Nie miałem pojęcia, że jeden zwyczajny czyn, jedno dziecko wprawi ją w takie szczęście. Obserwowałem ją. Fascynacja wyrazem jej twarzy tuszowała brak komfortu w owej sytuacji. Cholera. Wszystko działo się tak szybko, ten uśmiech, moje uczucia, moja reakcja – wszystko było nowe, a brak doświadczenia w takich sytuacjach podziałał na całość. Nawet nie zauważyłem, gdy ująłem rękami twarz Haruno. Przypatrywałem się jej zdziwieniu, zszokowaniu. Przypatrywałem się jej soczystym rumieńcom, delikatnie otworzonymi ustami. Milczałem. Obecnie, potrafiłam zapanować nad wyrazem mojej twarzy. Był bez emocji, spokojny – chociaż w moim umyśle panowała zupełnie odwrotna sytuacja. Przejechałem palcami po jej policzkach. Zbliżyłem się. Pragnąłem by zabrakło jakichkolwiek konsekwencji, by po tym wszystkim po prostu umrzeć ze świadomością tego co się wydarzyło.
Zacisnąłem oczu, jakby w moje plecy właśnie zadawana była głęboka rana.
- Cholera, Sakura. – warknąłem wściekle szamotając głową w obie strony. Gdy już się uspokoiłem, odważyłem się spojrzeć w jej tęczówki. Te dezorientacja i zawstydzenie trochę mnie rozbawiły, ale nadal nie odnalazłem potrzebnego dla mnie skupienia. – Oszaleje przez ciebie, wiesz? Naprawdę mnie to wszystko już wkurza.
- Co …
- To co zrobiłaś.
- Ale ja nic nie zrobiłam. Cały czas byłam z Suigetsu i Orichi’m, ja …
- Cicho. – warknąłem.
Miałem wszystko gdzieś. Nie obchodził mnie Juugo, Suigetsu. Nie obchodził mnie Orichi, który był pierwszym dzieckiem nie określonym przeze mnie mianem ‘irytującego’. Nie obchodziła mnie Karin, która kochała się we mnie na zabój. Ale najbardziej nie obchodził mnie Eizo, który był narzeczonym Sakury. Nie obchodził mnie, ponieważ Sakura szczerze wyznała mi, że nie żywi do niego uczuć.
‘Nie kocham go’ – powiedziała. Wszakże najprawdopodobniej wyznała to bym odpuścił karę jaką dla niej przygotowałem to jednak w owym momencie czułem szczerość jaka z niej płynęła. Tak. Byłem spostrzegawczy, potrafiłem odczytać wiele rzeczy, których inni w ogóle nie dostrzegali. Ale teraz …
Miałem wszystko gdzieś.
Kciukami zmusiłem jej powieki do zakrycia zieleni. Za to moje serce zmusiło mnie do przybliżenia. Zrobiłem to zaledwie o dwa centymetry, a już poczułem płomień, żar przyjemności i ciepła. Wszystkie te pozytywne uczucia płynęły prosto z jej ust. Tak. To były uczucia. Bądź co bądź, gdy doszło do mnie co robię chciałem przestać. Ale .. ta rozkosz i uciecha… Radość jakiej od dawna w życiu nie doznałem. Wszystko było tak intensywne i nowe. Chciałem dogłębniej to poznać, chciałem dłużej kosztować zakazanego owocu jakim były jej usta. Pogłębiłem pocałunek, wpiłem się w nią jeszcze mocniej. Poczułem ciarki jakie przeszywają jej ciało. A potem …jej wargi poruszyły się delikatnie, lecz z mnóstwem wątpliwością, z atakami wahania, jednak zrobiły to.
Ja nie mogłem …To co robiłem było wręcz karygodne. Rozsądek odezwał się – trochę za późno.
Gwałtownym ruchem oderwałem się od niej. Kątek oka spostrzegłem jak patrzy na mnie zszokowana, całkowicie zdęmbiałam. Gdyby nie klatka piersiowa, która porusza się zdecydowanie za szybko śmiał bym twierdzić, iż stoję przed kamiennym posągiem.
- Ty … – jej głos drżał. Wydusiła to tak złamanym tonem. Czułem, że za krótką chwilę z jej oczu popłyną łzy. Tak jakbym wszystko zepsuł.
- Sakura …
- Co ty zrobiłeś!? – krzyknęła. Próbowała się oddalić, lecz ja zatrzymałem ją chwytając oba jej nadgarstki. Sądziłem, że nadal będzie uparcie walczyła, lecz wtem zapadła cisza i spokój. Słyszałem tylko śpiewy ptaków i śmiechy hotelowych gości.
Byłem zaskoczony swoim zachowaniem i nie miałem zamiaru tego ukrywać, niech wie, że to wszystko spowodowane było kontrolą, która nagle mi uciekła. Jednak nie mogłem wytrzymać oglądając ją w takim stanie. Raptownie objąłem ją w pasie i przyciągnąłem mocno do siebie, tak, że niemal uderzyła twarzą o mój tors. Trzymałem ją mocno.
- Co …tyy .robisz? – wydukała próbując się wyrwać, po chwili jednak uspokoiła się. Trwała w moim ramionach nie reagując na wszelkie bodźce zewnętrzne. Także zastygłem w bezruchu. Nie wiedziałem co zrobić i powiedzieć. Z każdą sekundą pogarszałem sytuację panująca między nami dwoma. W mojej głowie huczało pytanie, które zapewne nurtowało również ją.
‘Dlaczego?’
- Nie zadawaj żadnych pytań, proszę. – wyszeptałem.
Usłyszałem jęk zdumienia. A potem? Jej oddech powoli uspokajał się. Bicia serca wróciły do normy – doskonale czułem to mając ją tuż przy sobie. To było niesamowite uczucie. Nie miałem zielonego pojęcia, że poprzez zwykłe przytulanie jestem w stanie tak idealnie określić stan duszy człowieka. Ponownie słyszałem latające nad nami ptaki, słyszałem odgłosy rozmów i śmiechów gości, słyszałem dzieci znajdujące się na ulicy. Ale nie liczyło się dla mnie to co słyszałem, lecz to co czułem. Czułem jej serce. Jak bija. Jak wprawia tą istotę do życia.
Minęło sporo czasu zanim Sakura odwzajemniła uścisk, jednak zrobiła to. Najpierw delikatnie położyła dłonie na moich plecach, a potem zacisnęła w obie pięści kawałki mojej koszuli. Westchnąłem i w całości oddałem się obecnemu wydarzeniu.
Kątem oka spojrzałem na nią. Cholerne ciekawiło mnie to, jak teraz wygląda. Czy to, że tak mocno przyciska do siebie moje ciało jest oznaką radości, czy też gniewu spowodowanego moją osobą?
- Nie będę się mazgaić! – wrzasnęła głośno, przytulając mnie jeszcze mocniej. Zdziwiłam się. Nie do końca o to mi chodziło obserwując ją.
Jednak uśmiechnąłem się.
To była najdziwniejsza sytuacja jaką miałem zaszczyt doświadczyć. Ale to Sakura jest dziwna. Ja jestem dziwny. Połączenie tego stanowiło prawdziwą zagadkę.
Dobra, może gadam w kółko jedno i to samo, no ale ten rozdział był wspaniały. Chyba pierwszy raz Sasuke tak się zachował. No i ten pocałunek - cudowne. <3
OdpowiedzUsuńPodziwiam Naruto. Wyznaczył sobie naprawdę trudny cel. W końcu sprowadzenie Sasuke do Konohy nie jest jakąś tam misją. Wątpie, że Uzumakiemu się uda, ale wierzę w niego. Jest najbardziej pogodną i optymistyczną osobą z całej mangi. W realnym świecie nie spotkałam nikogo takiego, a szkoda. Bardzo dobrze oddajesz jego charakter w tym opowiadaniu.
Fajnie jest mieć takiego małego dzieciaczka, który jest grzeczny, słucha się innych, nie sprawia problemu i jest słodki. :3
Wreszcie! ^.^
OdpowiedzUsuń