Stawiałam miarowe kroki i
oddychałam spokojnie. Duża ilość ubrań w moich rękach co chwila zsuwała się na
dół, a ja zmuszona byłam z powrotem je podnosić. Czułam jak moje serce bije
coraz szybciej. Z każdym kolejnym metrem chciałam obrócić się i uciec. Gdzieś
daleko. Może nawet do Konohy? Nie miałam pojęcia dlaczego nagle zaczęłam
traktować mój dawny dom jako piekło. Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że
tutaj jest mi o wiele lepiej.
To była ostatnia garstka
ubrań Karin. Suigetsu poszedł już do swojego pokoju, tak jak mu kazałam. Tymczasem
ja miałam obowiązek donieść resztę tych rzeczy i... czekać. Czekać na Sasuke.
Aż ujrzy jak posłusznie wypełniłam jego polecenia. Niespodziewanie zaczęło mi
się kręcić w głowie, jakaś niewidzialna i silna dłoń ściskała mój żołądek -
byłam spanikowana. Jak mogę żyć pod jednym dachem z osobą, którą kiedyś tak
bardzo kochałam? Za którą oddałabym życie? Która była dla mnie całym światem?
Nadal był taki przystojny, tajemniczy i zamknięty w sobie. Nadal miał te
wszystkie cechy, które jednocześnie nienawidziłam i kochałam. To wtedy
udowodniłam przed samą sobą, że bardzo trudno jest być przyjacielem osoby,
którą się tak bardzo kocha.
Kiedy weszłam do pokoju,
nic mnie tam nie zdziwiło. Wchodziłam tu już wcześniej razem z Suigetsu, ale
tym razem mogłam się dokładnie przypatrzeć. Był taki sam jak mój, tylko
minimalnie większy, być może nawet mi się wydawało. Usiadłam na łóżko, które
jako jedyne było o wiele masywniejsze. Dwuosobowe. Westchnęłam cicho i rzuciłam
obok stertę skąpych ubrań. Nadal nie mogłam się pogodzić z brakiem okien.
Uwielbiałam obserwować gwiazdy nocą, tymczasem musze patrzeć na ciemne
marmurowe ściany. To istne katusze.
Na myśl po raz kolejny
przyszedł mi Naruto... co robi? Czy w ogóle zauważył mój brak? I Eizo? Co on
robi nie mając mnie już pod ręką? Nie zdziwiłabym się gdyby zajmował się innym
dziewczynami. Na samą myśl zakuło mnie w sercu. Czy go nienawidziłam, czy nie -
był to mój narzeczony i osoba, którą znam już długo czas.
- Sasuke-kun!
Sasuke..! - z zamyślenia wyrwał mnie piskliwy i donośny głosik dobiegający z
korytarza. Po krótkiej chwili do pokoju wbiegła rudo-włosa kunoichi. - Sasuke
ja... - przerwała otwierając szeroko oczy ze zdumienia i patrząc na mnie.
- Nie ma go -
rzuciłam zimno.
- Co ty tu robisz? -
niemal krzyknęła, patrząc to na mnie to na ubrania, które leżały tuz obok mnie.
- Siedzę. Nie
widzisz?
- W pokoju
Sasuke-kun?
Sasuke-kun. Też
kiedyś tak do niego mówiłam.
- Tak. Musiałam się
tu przenieść.
- Musiałaś? - spytała
ciągle stojąc w tej samej pozycji, która wyrażała niedowierzenie.
- Tak. Kazał mi.
- Dlaczego nic o tym
nie wiem?
- Skąd mam wiedzieć?
- warknęłam już nieco poirytowana, te niekończące się pytania zaczęły mnie drażnić,
tym bardziej, że byłam w silnym stanie zamyślenia i nie miałam ochoty na
jakiekolwiek rozmowy.
- Super - jęknęła
ironicznie. - Co on sobie wyobraża? Przecież jesteś naszym więźniem!
- Właśnie dlatego
muszę tutaj być. Sasuke chce mnie mieć na oku - wytłumaczyłam szybko i
położyłam się wygodnie na wielkiej poduszce. Gdy Karin przez dłuższą chwilę milczała,
odruchowo zaczęłam bawić się własnymi palcami, czekając, aż w końcu wyjdzie.
Na próżno.
- Skąd znasz
Sasuke-kun? – spytała ostro, jakby już od samego początku zakładała, że moja
odpowiedź ją rozzłości.
- Kiedyś mieszkał w
Konoha.
- Tyle to ja też wiem
- mruknęła. - Jak się poznaliście?
- Należał do tej
samej drużyny co ja.
- Do tej samej
drużyny... W takim razie nie dziwi mnie już fakt, że tak prędko odszedł – zaśmiała
się do siebie, myśląc, że rzuciła pyszny żart. Chciała mnie zdenerwować,
sprowokować. Owszem, jej słowa mocno mnie ubodły, to jednak nie były warte wstawania.
No i towarzyszyło mi jeszcze zmęczenie. Ono kategorycznie zabraniało
jakichkolwiek czynności obronnych.
- Może - mruknęłam
obojętnie. - Nie obchodzi mnie to.
Chciała coś dorzucić.
Kąśliwą uwagę, zgryźliwość… czułam to! Karin mimo wszystko wcale nie zaliczała
się do osób owianych tajemnicami. Na szczęście nic więcej nie wydostało się z
jej ust.
Prychnęła wzruszając
ramionami i wyszła szybkim krokiem z pomieszczenia. Nie wiem czemu w głowie
odbijały mi się jej słowa, skoro wiedziałam, że Uchiha odszedł z powodu zemsty,
a nie przeze mnie. Ja byłam tylko małą cząstką tego, co go irytowało.
S A S
U K E
Musiałem pomyśleć,
zastanowić się, pobyć w samotności. Planowałem jakoś zgrabnie posortować
wszystkie uczucia. Męczył mnie ten ich nieokiełznany żywot w moim wnętrzu.
Dlaczego dziewczyna, która od zawsze mnie irytowała nagle zaczęła tak dziwnie
na mnie działać? To było niedorzeczne i za skarby świata nie byłem w
stanie doszukać w tym sensu. Haruno z pewnością jest taka jak dawniej, może
zdaje mi się być inna, przez to, że spędziłem z nią zaledwie godzinę - łącząc
wszystkie nasze rozmowy dotychczas.
Postanowiłem wybrać się do
lasu, pomimo tego, że było zimno, a moją skórę przeszywały co chwilę silne
napady ciarek. Ciało wręcz mknęło w znane mi miejsce. Niewielki kamień, drobiazg,
na który natknąłem się dawno temu i miejsce gdzie zostawiam swoje myśli i
decyzje. Tu po prostu moja głowa lepiej funkcjonowała.
- Cholera - zakląłem,
kiedy moja stopa nastąpiła na ostry i maleńki patyk, który delikatnie wbił mi
się w skórę. Dlaczego wszystko mnie tak drażni? Usiadłem twardo na „moim”
kamieniu i zwróciłem głowę w kierunku rozgwieżdżonego nieba. Reasumując: planuję
zniszczyć Konohę, potrzebowałem do tego Medyka, Sakura okazała się tym Medykiem,
a mój umysł szlag trafił. Na początku byłem ciekaw tego jak się zmieniła,
sądziłem też, że być może wyciągnę od niej jakieś potrzebne informacje o
wiosce. A tak? Jest cholernie piękna. Ale nie mogę się przecież poddać, Sakura
musi zostać - to będzie dla mnie dobrą próbą wytrzymałości. Zniosę nawet te
wszystkie podrywy Suigetsu, zniosę wszystko, za cholerę nie mogę się teraz
rozproszyć. Głównym celem jest atak na Konohę, a nie kobiety. Uroda Haruno po prostu
mnie zauroczyła, a jak mi wiadomo, ten stan szybko mija.
Nagle usłyszałem trzask
łamanych gałęzi.
- Cudownie - szepnąłem
sam do siebie rozglądając się wokół, jednak było zbyt ciemno, abym mógł
cokolwiek dostrzec. Szybkim ruchem schowałem się za pobliskim drzewem na
najniższej gałęzi, tak aby zasłaniały mnie jak największe ilość liści.
Słyszałem jak odgłosy są coraz głośniejsze, a postać zbliża się. Zawahałem się,
ale ostatecznie uaktywniłem Sharingan.
Był to wysoki, przygarbiony
mężczyzna. Dyszał głośno i opierał się ręką o pobliskie drzewa. Na plecach miał
olbrzymi bagaż, który zdawał się być większy niż on sam. Przyglądał się w
milczeniu przez kilka sekund, dochodząc do wniosku, iż jest to zwykły
podróżnic. Nic zagrażającego mojemu spokojowi.
Zrezygnowałem z usług
Sharingan’a i zeskoczyłem z drzewa. Potrzebowałem samotności, a przegonienie go
wydawało mi się być najmądrzejszą opcją.
- Czego szukasz? -
spytałem stając tuż naprzeciw jego. Mężczyzna drgnął. Czułem jak jego oczy
coraz bardziej się rozszerzają, chyba nie planował nikogo spotykać.
- Ja... nie szukam
kłopotów - wydusił szeptem, w dalszym ciągu nie podnosząc głowy, poprawił tylko
plecak na barkach i zbierał się do ominięcia mojej osoby.
- Może chcesz pomocy?
- zaproponowałem. - Nic ci nie zrobię.
Stał już obok mnie, nadal
schylony.
- Raczej mi nie
pomożesz, szukam kogoś.
- Dokąd zmierzasz?
- Już jestem u celu.
Teraz tylko liczy się moja intuicja.
Skądś znałem ten głos.
Słyszałem go. Gruby, podenerwowany baryton. Jego słowa podkusiły mnie do
zdobycia większej ilości informacji.
- Co masz na myśli? –
spytałem.
- Szukam pewnej
dziewczyny. Została porwana. Zresztą… długo by opowiadać. Jestem pewnie jestem
uciekinierem, nie mylę się? A może zgubiłeś się na misji?
Gdy to powiedział myślałem,
że z płuc odejdzie mi całe powietrze, jednak nie dałem tego po sobie poznać.
Wtedy podniósł głowę, by
posłać mi przyjazny uśmiech, wiedziałem już dokładnie co jest grane.
- O rzesz ty – wymsknęło
mi się i natychmiast cofnąłem się o kilka kroków. Blond czupryna, wielkie oczy
i ta umięśniona figura. To narzeczony Sakury!
- Czy coś nie tak? -
spytał widząc moją minę. Kiedy przez dłuższy czas nic nie odpowiedziałem dodał:
- Jesteś pewny, że się nie zgubiłeś? Wyglądasz na zdezorientowanego.
A żebyś, do licha,
wiedział!
Szybko pozbierałem się w
sobie i wypaliłem:
- Nie twoja sprawa.
Psiakrew! A więc Konoha już
rozpoczęła poszukiwania? Sakura tak szybko stała się częścią naszej
organizacji, że nawet nie zdołałem solidnie przygotować się na wysłanników z
jej rodzinnej wioski.
Eizo spochmurniał.
- Rozumiem. Możesz mi
chociaż powiedzieć, czy nie widziałeś przypadkiem kogoś podejrzanego?
Pokręciłem pewnie głową.
Czy on myśli, że nawet gdy
nas znajdzie, da radę uratować Haruno? Ach! Jak strasznie kusiło mnie, aby
ujawnić mu swoje obliczę i wyśmiać.
- Szkoda.
Ta. Naprawdę szkoda, że nie
mogłem tego zrobić.
- Skąd wyruszyłeś? -
zaryzykowałem.
- Z Konohy, szukam
pewnej organizacji.
- Organizacji są
tysiące - zniechęcałem go. - Trudno będzie ci znaleźć tą jedną.
- Liczę się z tym, ale
muszę mieć moją narzeczoną! Nie wytrzymam bez niej. - zacisnął obie pięści, a
jego twarz nagle przybrała wojowniczy grymas.
- Kocham ją i zrobię wszystko, aby odzyskać ją
z powrotem – mówił dalej.
Mnie zainteresowało kilka
bardziej przyziemnych spraw.
- Masz jakieś
informację o tej organizacji? – musiałem zbadać sprawę, dowiedzieć się ile wie
Konoha.
- Jest czteroosobowa.
Troje mężczyzn i jedna kobieta. Spośród wszystkich twarzy, nie zobaczyłem tylko
przywódcy. Konoha ma kilka różnych zdjęć i na jednym z nich udało mi się kogoś
rozpoznać.
- Doprawdy - mruknąłem
podejrzliwie, ale w głębi odetchnąłem z ulgą. Póki co mogliśmy radować się
bezpieczeństwem.
- Chyba mogę ci
zaufać, prawda? Od kilku dni podróżuję sam. Brakuje mi towarzystwa.
- Ktoś ci pomaga?
Co za kretyn! Na wszystkie
niebiosa! Zaczynałem coraz bardziej zastanawiać się co zauroczyło Sakurę w tym mężczyźnie.
Nie grzeszył inteligencją, ani też spostrzegawczością. Ale byłem dumny. Miałem
to, czego ten kretyn tak zaciekle poszukiwał.
- Kilkoro członków
ANBU – odezwał się w końcu. – Ale co ja ci będę tu gadał. Skoro i tak nic nie
wiesz.
- Racja - przytaknąłem
tuszując niezadowolenie. - Idź już.
- Nie powiesz mi kim
jesteś? Nawet nie wiem komu się wygadałem
- Jestem uciekinierem
- odparłem. - Opuściłem dom i znalazłem nowe miejsce, w którym żyję.
Zaskoczyła go moja
tajemniczość, ale nie wypytywał się o szczegóły. Ach! Po raz pierwszy dopadło
mnie szczęście. Żeby ukraść najlepszego Medyka takiemu kretynowi! Sakura
mogłaby być nawet tuż obok mnie, a ten miałby trudności z zauważeniem tego.
- W takim razie
żegnaj. Może jeszcze kiedyś się spotkamy,
- Wolałbym nie –
powiedziałem do siebie, gdy mięśniak był już wystarczająco daleko.
Lepiej wrócę do kryjówki.
Ostatnim czego teraz pragnąłem było natknięcie się na towarzyszących mu
członków ANBU. Akurat w tym wypadku nie mogłem oczekiwać podobnego poziomu
inteligencji.
Chociaż to Konoha.
Nigdy nic nie wiadomo.
S A K
U R A
- Współczuje ci – Suigetsu
rozejrzał się po pokoju, zrobił zniesmaczoną minę i wlepił we mnie swoje
wielkie ślepia. – Nie wiem czy ja potrafiłbym wytrzymać z szefem w jednym
pokoju.
- Nie mam wyjścia.
Chętnie bym stąd uciekła,
pomyślałam. Tym bardziej, że mój sposób myślenia coraz bardziej mnie przerażał.
Naprawdę przestałam traktować Konohę jak mój dom, zasmucał mnie fakt, że na
razie wokół słychać tylko ciszę. Jakby Naruto bez wzruszenia skitował moje
zniknięcie machnięciem ręki.
- Ile tak musisz?
- Chyba trzy dni.
- To nieludzkie – zmarszczył
brwi. – Może Sasuke robi mi na złość! Pewnie ciągle myśli, że cię podrywam i
chce dać mi nauczkę!
- Ja uważam, że po
prostu chce mnie mieć na oku. - powiedziałam nadal rozbawiona jego wersją. -
Znam Sasuke z dawnych lat i mogę cię zapewnić, że nie dba o tego typu sprawy.
- Właśnie Sakura,
znasz go z dawnych lat. Teraz Sasuke się zmienił.
- Nie zauważyłam -
skłamałam. Już od początku spostrzegłam jak otwarcie okazuje emocje. Bardziej
otwarcie niż kiedyś.
- Zmienił się na
lepsze - zapewnił. - Po tym jak dowiedział się prawdy o swoim bracie znacznie
mu ulżyło. To znaczy... żałował wszystkiego, to pewne. Ale było po nim widać,
że ucieszyła go prawdziwa wersja wydarzeń, a jego brat w rzeczywistości nie był
bezdusznym mordercą i draniem.
- Mam to gdzieś –
fuknęłam.
- Ach, ta nienawiść.
Normalnie czuję jak wibruje w powietrzu – westchnął ubawiony.
- Hej! Skoro
twierdzisz, że Sasuke tak bardzo się zmienił, dlaczego mi współczujesz? -
spytałam nagle, przypominając sobie jego wcześniejsze słowa.
Odpowiedział po dłuższej
chwili namysłu:
- Kiedyś Juugo mi to
mówił. Sasuke zdaje sobie sprawę, że się zmienił, ale cholernie stara się tego
nie okazywać.
- Serio?
- Przecież Juugo
potrafi odczytać emocje, tak więc przejrzał szefa. Sasuke zakazał mu grzebania
w jego umyśle, ale wiesz jaki jest Juugo. No i jeszcze mój dar przekonywania.
- Powiedział ci to wszystko?
- Musiałem go
oczywiście prosić, ale potem w końcu powiedział - oznajmił z brawurą uderzając
się o klatkę piersiową. – Ale… szczerze mówiąc poniekąd sam to już zauważyłem. Sasuke
czasami nie umie tak dobrze grać.
- Zbyt mało czasu z
nim spędziłam, by móc to określić - przyznałam. - I chciałabym go spędzać jak
najmniej.
- Sakura! Skąd ta
nienawiść?
Westchnęłam zrezygnowana.
- Spokojnie Sakura,
nie musisz mówić jeśli nie chcesz – dodał, widząc wyraz mojej twarzy.
- To żadna tajemnica.
- Więc...
- Tu nie ma co
opowiadać. Sasuke zostawił swoich przyjaciół i mnie.
Spochmurniałam, dając się
opętać przez nawracające wspomnienia. Byłam
wtedy taka słaba i niepewna siebie.
- Ciebie... - bąknął
zamyślony. - Byłaś jego kobietą, czy coś? - wykrzyczał to tak nagle, że aż podskoczyłam
przerażona. Nie spodziewałam się tego po nim. Tym bardziej słów, które
wypowiedział. Szybko i pewnie pokręciłam głową zmieniając pozycję siedzącą na
bardziej waleczną.
- Odbiło ci? Nie to
miałam na myśli...
- Tak uroczyście
siebie wyodrębniłaś…
- Pytałeś się mnie,
dlatego siebie wyodrębniłam. - tłumaczyłam zażarcie.
- Byłbym w szoku
gdybym dowiedział się, że Sasuke miał kiedyś dziewczynę.
- Ja też – zgodziłam się.
–Tak czy owak Sasuke przed odejściem zachowywał dystans. Odwrócił się od nas.
Razem z moim przyjacielem usiłowałam go zatrzymać. Nie udało się.
- Bardzo przeżyłaś
jego odejście? - spytał od razu.
Postanowiłam skłamać. Nie
będę się mu zwierzać z prywatnych spraw. Miałam powiedzieć za co go nienawidzę,
a nie czy cierpiałam przez jego ucieczkę.
- Na początku było
ciężko, bo mój przyjaciel był bardzo zawiedziony, ale z moją pomocą mu
przeszło.
W rzeczywistości było
zupełnie na odwrót.
- Czyli nie byłaś aż
tak bardzo zrozpaczona?
Pokiwałam głową.
- Tak trzymać! – ukoronował
mnie kilkoma klaśnięciami. – Jesteś chyba pierwszą kobietą, która nie załamała
się po jego odejściu. Wyobraź sobie co by było gdyby Sasuke nagle zostawił
Take. Karin prawdopodobnie popełniłaby samobójstwo! Cha! Muszę spytać się
szefa, czy przypadkiem nie spróbowałby jej wkręcić…
Wtem stanęła za nim wysoka
postać. Szybko zrozumiałam kim jest… a nawet czego chce.
- Suigetsu... –
szepnęłam, próbując go ostrzec.
Hozuki odwrócił się spięty
za siebie, zaczynając błagać o wyjaśnienie samych swoim spojrzeniem.
- Szefie… ja… nie
mówiłem poważnie, wiesz? Karin to kretynka, ale samobójstwo… za dużo byłoby z
tym problemów…
- Co robisz w moim
pokoju?
- Ach, ach! Już wychodzę!
- obwieścił. - Chciałem tylko sprawdzić co u Sakury.
Sasuke zmarszczył brwi i wyminął
go.
- Nie martw się o
Sakure, to nie twoja działka. A teraz idź...
- Dlaczego nie może
tu zostać? - wtrąciłam się z nienawiścią.
- To mój pokój -
rzekł krótko. W tej samej chwili biało-włosy opuścił pomieszczenie.
Rozczarowałam się. Wiedziałam, że teraz będę musiała zostać z Sasuke sam na
sam. Uchiha zdjął obuwie i cisnął butami w kąt tuż obok szafy, ja siedziałam na
łóżku obserwując jego ruchy z mordem w oczach. Gdyby spojrzenia mogły zabijać
Sasuke dawno leżałby tu martwy.
Gdy tylko trzasnęły drzwi,
a kroki Suigetsu ucichły, obrócił się do mnie z ironicznym uśmieszkiem na
twarzy.
- Nieładnie tak
kłamać.
Wszystkie mięśnie
momentalnie mi zdrętwiały.
- O czym ty mówisz? –
spytałam pogardliwie.
Uchiha zaśmiał się
łobuzersko.
- To żałosne
przypisywać Naruto swoje uczucia.
Podsłuchiwał, pomyślałam
przerażona, i to już od tego momentu. Byłam pod wrażeniem, że tak szybko do
tego doszedł. Siedziałam chwilę z delikatnie otwartą buzią.
- A podobno kłamstwo
jest złe - mówił - Nie powinnaś oszukiwać Suigetsu, w końcu znalazłaś sobie
chyba nowego przyjaciela.
- Przymknij się -
rzuciłam tylko i padłam na łóżko zakrywając twarz poduszką.
- Dobrze wiem, że to
ty byłaś psychopatycznie załamana po moim odejściu, nie Naruto. On przynajmniej
potrafił zachować zimną krew.
- Powiedziałam: „Zamknij
się”! - warknęłam coraz bardziej wściekła. - Nie twoja sprawa! Kiedyś się
załamywałam, a teraz się cieszę, że cię nie ma!
Zdziwiłam się ponownie,
kiedy po czasie stania w bezruchu usiadł tuż obok mnie na łóżku. Nadal
z sarkastycznym uśmieszkiem, którego miałam ochotę się pozbyć. Jednym silnym
ruchem wyrwał mi poduszkę z ręki i rzucił w to samo miejsce co buty.
- Można powiedzieć,
że tak jakby wróciłem. Przynajmniej do twojego życia.
- Cudnie! – zaśmiałam
się ponuro. - Jestem niezmiernie szczęśliwa.
- Zmieniłaś się -
skitował to tak, jakbym dla niego była niedojrzałym dzieckiem, które wręcz go
rozśmiesza. Jednak gdy dokładnie mu się przyjrzałam zobaczyłam w jego twarzy troszkę
zamyślenia i powagi.
- Ty za to jesteś
takim samym idiotą.
- Miło słyszeć.
- To dobrze, że miło,
bo mam dla ciebie przyszykowane mnóstwo komplementów tego pokroju.
Prychnął.
- Nie obchodzą mnie
one.
- To może wrócę do
wioski i przedstawię je Naruto? Razem zachowamy zimną krew i nie będziemy się
tobą przejmować.
- Skończ już! -
przerwał mi głośnym i zdecydowanym tonem. Nawet przez chwilę poczułam strach,
opatulający moje serce. Zamknęłam buzie na kłódkę, bezmyślnie się w niego
wpatrując. - Jutro idziesz z nami na pierwsze zadanie… - dodał nagle.
- Słucham?
- Ja, Juugo i ty.
Musimy rozprawić się z pewnymi ludźmi, a ty będziesz nam towarzyszyła, chyba
sama wiesz po co.
Niestety wiedziałam i
niechętnie przyjęłam to do świadomości. Nie ma co! Jutrzejszy dzień zapowiada
się całkiem nieźle. Zimny, egoistyczny drań i drażniąco opanowany Juugo… czego
chcieć więcej?
- Z kim dokładnie
chcecie się rozprawić? - spytałam zaciekawiona.
- Dowiesz się jutro -
powiedział dziwnie i szybko wstał. Mój umysł doznał szoku na wysokim poziome, w
momencie gdy doszło do mnie, iż Sasuke zdejmuje koszule.
- Co ty... - zaczęłam,
a ubranie spadło bezszelestnie na puszysty brązowy dywan.
Zamarłam w bezruchu, czując
jak moje policzki powolutku nabierając zupełnie innej barwy.
- Przez twoje towarzystwo
nie mam zamiaru rezygnować ze swobody – wyjaśnił nadzwyczajnej w świecie.
- Nie przesadzajmy z
tą swobodą.
- Wszystkie kobiety
są takie same.
- Akurat - starałam
się to wydusić jak najbardziej pewnie, ale i tak czułam, że nieudolnie mi to
wyszło. Patrząc na niego w takim wydaniu zrobiło mi się ciepło. Pomimo, iż
czułam delikatną niechęć do tego typu rzeczy przez Eizo, musiałam przyznać -
Sasuke był niezwykle pociągający.
- Może chcesz
kieliszek? - zaproponował i włożył rękę pod łóżko. Pogmerał tam parę chwil ze
skupieniem na twarzy, po czym wyciągnął butelkę z Sake.
- Ty chyba żartujesz...
- zatkało mnie. Nie umiałam po prostu nic z siebie wydusić. Patrzyłam w ciszy
jak otwiera butelkę i bierze z niej sporego łyka.
- Albo wiesz co?
Darujmy sobie kieliszki.
- Sasuke, dobrze się
czujesz?
- Sakura - popatrzył
na mnie z pogardą. Sprawiał wrażenie, jakby nagle wybudził się z głębokiego
snu. Patrzyłam jak trzęsie głową i mruczy coś do siebie. – Dobra. Jeśli nie
chcesz; twoja strata.
Jego słowa, o dziwo prócz
swojskiego spokoju przyprawione były zdezorientowaniem. Cholera. Musiałam się
ogarnąć. Za dużo tego wszystkiego.
- To chcesz też, czy
nie? - spytał przytykając butelkę do mojego nosa.
- Mały łyczek -
zgodziłam się.
- Lubisz sobie popić,
co?
- Daj spokój, ja
tylko…
Przypomniałam sobie wnet te
wszystkie imprezy, na które zabierał mnie Eizo. Rzeczywiście sporo tam piłam. Być
może dlatego alkohol nieraz kusi mnie niczym zakazany owoc, a ja nie potrafię
się mu przeciwstawić.
Niespodziewanie
Sasuke zbliżył się. Położył obie ręce na moich kolanach, podpierając się na
nich. Jego twarz znajdowała się teraz milimetry od mojej. Odsunęłam się
odruchowo.
- Jesteś cała
czerwona – zauważył drwiąco.
- Dziwnie się czuję -
przyznałam.
- Dobra rozumiem,
dlatego właśnie napij się trochę. Nie ma tutaj zbyt przyjaznych warunków do
spania. Sake ci w tym pomoże.
- Chyba jednak się nie skuszę…
Wiedziałam co jest grane! Chciał
mnie upić. Upić i przenieść na rzeczywistość jakieś pokręcone plany. Może jego
celem było zastosowanie na mnie misternych Jutsu o działaniu ułatwiającym
współpracę z buntownikiem?
- Uchiha! - wstałam z
zażartą miną. - Uspokój się.
Popatrzył na mnie jakbym
chciała mu wmówić, że ziemia jest płaska.
- O co ci chodzi? - rozłożył
ręce w geście niewiedzy i odsunął się gwałtownie. - Dobrze się czujesz?
- Ogarnij się,
dobrze?
Gdy tak na mnie patrzył,
sama poczułam się jak chora psychicznie. Potem to już w ogóle zaczęłam tracić
pewność do swoich podejrzeń, dając się dopaść uczuciu skretynienia.
- Nie chcę pić –
wymamrotałam.
- Mówiłaś, że zrobisz
tylko łyka.
- Zmieniłam zdanie.
Uchiha przypatrywał mi się
przez chwilę podejrzliwym wzrokiem, lecz po upływie kilku sekund zaprzestał
tego działania i odłożył butelkę z alkoholem na bok.
- Twoja strata-
rzucił i obdarował mnie kpiarskim spojrzeniem. W dalszych ciągu brakowało mi
swobody w momencie, gdy poruszał się przy mnie bez swojej śnieżnobiałej
koszuli. Zrobiło mi się gorąco, ale nie dałam tego po sobie poznać. Byłam
silna. I tak już za dużo zauważył.
- Może kiedy indziej
- powiedziałam na zachętę, jednak jego entuzjazm zniknął już całkowicie.
Posmutniałam, nienawidziłam go w takim wydaniu. Zimny, pewny siebie i
egoistyczny dupek. - Powiedz coś więcej o jutrze - zagadnęłam.
- Z jakiej racji
miałbym to robić? Jesteś zbuntowanym Medykiem, dodatkowo biorę cię tylko na
nieoczekiwane wypadki, które raczej nie nastąpią - oznajmił ze stoickim
spokojem i usiadł obok mnie na łóżku.
- Twoja strata -
powtórzyłam jego słowa, choć nie wiedziałam co mógłby zyskać przez zdarzenie mi
kilku szczegółów.
On chyba również miał z tym
problem.
- Gdzie śpisz? -
zapytał nagle.
Wstałam pewnie i omiotłam
spojrzeniem całe pomieszczenie. Podeszłam do kąta i wzięłam z niego leżący na
ziemi krwiście czerwony koc, który po rozłożeniu okazał się dość okazałych
wielkości.
- Śpię na ziemi! - bąknęłam
poirytowana i położyłam swoją zdobycz na podłodze. Gdy poprawiałam koc, czułam
na sobie spojrzenie Sasuke.
- Ty chyba żartujesz?
Wolisz spać na ziemi niż ze mną?
Pokiwałam głową i odgarnęłam
włosy na znak swojej dumy.
- Nadal uważasz, że
wszystkie kobiety są takie same? – spytałam ledwie powstrzymując się od prychnięcia.
Właściwie musiałam zdusić w sobie falę śmiechu, jaka naszła mnie na widok jego
miny.
Sasuke nie odzywał się
dłuższą chwilę, po czym podniósł się z miejsca i zniknął w łazience.
- Rano obudzisz się z
bólem pleców – usłyszałam jego głos zza drzwi.
- Pierdol się! – warknęłam
opatulając się kocykiem. Z przykrością stwierdziłam, że był przesączony męskim
zapachem Sasuke. Ponadto byłam pewna, że jego jutrzejsze ostrzeżenie odnośnie
pleców się sprawdzi.
Ach, Sakura!
Suigetsu jest bardzo miły, fajnie mieć takiego przyjaciela. :)
OdpowiedzUsuńTen Eizo to naprawdę nie grzeszy inteligencją, tylko jedno mu w głowie. xd
Coś już powoli chyba zaczyna się dziać pomiędzy naszym więźniem, a szefem. :3
Sakura dużo piła? :o Ale jak można odmówić Sasuke kieliszka Sake? ;>
Uchiha bez koszulki.. ^^ No i wybrać spanie na podłodze zamiast w jednym łóżku z nim? >.<
Będzie akcja. *,*
Czytam kolejny!
Spanie z Sasuke?! No comment
OdpowiedzUsuń