środa, 31 października 2012

Rozdział 7


Stawiałam miarowe kroki i oddychałam spokojnie. Duża ilość ubrań w moich rękach co chwila zsuwała się na dół, a ja zmuszona byłam z powrotem je podnosić. Czułam jak moje serce bije coraz szybciej. Z każdym kolejnym metrem chciałam obrócić się i uciec. Gdzieś daleko. Może nawet do Konohy? Nie miałam pojęcia dlaczego nagle zaczęłam traktować mój dawny dom jako piekło. Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że tutaj jest mi o wiele lepiej.
To była ostatnia garstka ubrań Karin. Suigetsu poszedł już do swojego pokoju, tak jak mu kazałam. Tymczasem ja miałam obowiązek donieść resztę tych rzeczy i... czekać. Czekać na Sasuke. Aż ujrzy jak posłusznie wypełniłam jego polecenia. Niespodziewanie zaczęło mi się kręcić w głowie, jakaś niewidzialna i silna dłoń ściskała mój żołądek - byłam spanikowana. Jak mogę żyć pod jednym dachem z osobą, którą kiedyś tak bardzo kochałam? Za którą oddałabym życie? Która była dla mnie całym światem? Nadal był taki przystojny, tajemniczy i zamknięty w sobie. Nadal miał te wszystkie cechy, które jednocześnie nienawidziłam i kochałam. To wtedy udowodniłam przed samą sobą, że bardzo trudno jest być przyjacielem osoby, którą się tak bardzo kocha.
Kiedy weszłam do pokoju, nic mnie tam nie zdziwiło. Wchodziłam tu już wcześniej razem z Suigetsu, ale tym razem mogłam się dokładnie przypatrzeć. Był taki sam jak mój, tylko minimalnie większy, być może nawet mi się wydawało. Usiadłam na łóżko, które jako jedyne było o wiele masywniejsze. Dwuosobowe. Westchnęłam cicho i rzuciłam obok stertę skąpych ubrań. Nadal nie mogłam się pogodzić z brakiem okien. Uwielbiałam obserwować gwiazdy nocą, tymczasem musze patrzeć na ciemne marmurowe ściany. To istne katusze.
Na myśl po raz kolejny przyszedł mi Naruto... co robi? Czy w ogóle zauważył mój brak? I Eizo? Co on robi nie mając mnie już pod ręką? Nie zdziwiłabym się gdyby zajmował się innym dziewczynami. Na samą myśl zakuło mnie w sercu. Czy go nienawidziłam, czy nie - był to mój narzeczony i osoba, którą znam już długo czas.
 - Sasuke-kun! Sasuke..! - z zamyślenia wyrwał mnie piskliwy i donośny głosik dobiegający z korytarza. Po krótkiej chwili do pokoju wbiegła rudo-włosa kunoichi. - Sasuke ja... - przerwała otwierając szeroko oczy ze zdumienia i patrząc na mnie.
 - Nie ma go - rzuciłam zimno.
 - Co ty tu robisz? - niemal krzyknęła, patrząc to na mnie to na ubrania, które leżały tuz obok mnie.
 - Siedzę. Nie widzisz?
 - W pokoju Sasuke-kun?
Sasuke-kun. Też kiedyś tak do niego mówiłam.
 - Tak. Musiałam się tu przenieść.
 - Musiałaś? - spytała ciągle stojąc w tej samej pozycji, która wyrażała niedowierzenie.
 - Tak. Kazał mi.
 - Dlaczego nic o tym nie wiem?
 - Skąd mam wiedzieć? - warknęłam już nieco poirytowana, te niekończące się pytania zaczęły mnie drażnić, tym bardziej, że byłam w silnym stanie zamyślenia i nie miałam ochoty na jakiekolwiek rozmowy.
 - Super - jęknęła ironicznie. - Co on sobie wyobraża? Przecież jesteś naszym więźniem!
 - Właśnie dlatego muszę tutaj być. Sasuke chce mnie mieć na oku - wytłumaczyłam szybko i położyłam się wygodnie na wielkiej poduszce. Gdy Karin przez dłuższą chwilę milczała, odruchowo zaczęłam bawić się własnymi palcami, czekając, aż w końcu wyjdzie.
Na próżno.
 - Skąd znasz Sasuke-kun? – spytała ostro, jakby już od samego początku zakładała, że moja odpowiedź ją rozzłości.
 - Kiedyś mieszkał w Konoha.
 - Tyle to ja też wiem - mruknęła. - Jak się poznaliście?
 - Należał do tej samej drużyny co ja.
 - Do tej samej drużyny... W takim razie nie dziwi mnie już fakt, że tak prędko odszedł – zaśmiała się do siebie, myśląc, że rzuciła pyszny żart. Chciała mnie zdenerwować, sprowokować. Owszem, jej słowa mocno mnie ubodły, to jednak nie były warte wstawania. No i towarzyszyło mi jeszcze zmęczenie. Ono kategorycznie zabraniało jakichkolwiek czynności obronnych.
 - Może - mruknęłam obojętnie. - Nie obchodzi mnie to.
Chciała coś dorzucić. Kąśliwą uwagę, zgryźliwość… czułam to! Karin mimo wszystko wcale nie zaliczała się do osób owianych tajemnicami. Na szczęście nic więcej nie wydostało się z jej ust.
 Prychnęła wzruszając ramionami i wyszła szybkim krokiem z pomieszczenia. Nie wiem czemu w głowie odbijały mi się jej słowa, skoro wiedziałam, że Uchiha odszedł z powodu zemsty, a nie przeze mnie. Ja byłam tylko małą cząstką tego, co go irytowało.
S A S U K E
Musiałem pomyśleć, zastanowić się, pobyć w samotności. Planowałem jakoś zgrabnie posortować wszystkie uczucia. Męczył mnie ten ich nieokiełznany żywot w moim wnętrzu. Dlaczego dziewczyna, która od zawsze mnie irytowała nagle zaczęła tak dziwnie na mnie działać? To było niedorzeczne  i za skarby świata nie byłem w stanie doszukać w tym sensu. Haruno z pewnością jest taka jak dawniej, może zdaje mi się być inna, przez to, że spędziłem z nią zaledwie godzinę - łącząc wszystkie nasze rozmowy dotychczas.
Postanowiłem wybrać się do lasu, pomimo tego, że było zimno, a moją skórę przeszywały co chwilę silne napady ciarek. Ciało wręcz mknęło w znane mi miejsce. Niewielki kamień, drobiazg, na który natknąłem się dawno temu i miejsce gdzie zostawiam swoje myśli i decyzje. Tu po prostu moja głowa lepiej funkcjonowała.
 - Cholera - zakląłem, kiedy moja stopa nastąpiła na ostry i maleńki patyk, który delikatnie wbił mi się w skórę. Dlaczego wszystko mnie tak drażni? Usiadłem twardo na „moim” kamieniu i zwróciłem głowę w kierunku rozgwieżdżonego nieba. Reasumując: planuję zniszczyć Konohę, potrzebowałem do tego Medyka, Sakura okazała się tym Medykiem, a mój umysł szlag trafił. Na początku byłem ciekaw tego jak się zmieniła, sądziłem też, że być może wyciągnę od niej jakieś potrzebne informacje o wiosce. A tak? Jest cholernie piękna. Ale nie mogę się przecież poddać, Sakura musi zostać - to będzie dla mnie dobrą próbą wytrzymałości. Zniosę nawet te wszystkie podrywy Suigetsu, zniosę wszystko, za cholerę nie mogę się teraz rozproszyć. Głównym celem jest atak na Konohę, a nie kobiety. Uroda Haruno po prostu mnie zauroczyła, a jak mi wiadomo, ten stan szybko mija.
Nagle usłyszałem trzask łamanych gałęzi.
 - Cudownie - szepnąłem sam do siebie rozglądając się wokół, jednak było zbyt ciemno, abym mógł cokolwiek dostrzec. Szybkim ruchem schowałem się za pobliskim drzewem na najniższej gałęzi, tak aby zasłaniały mnie jak największe ilość liści. Słyszałem jak odgłosy są coraz głośniejsze, a postać zbliża się. Zawahałem się, ale ostatecznie uaktywniłem Sharingan.
Był to wysoki, przygarbiony mężczyzna. Dyszał głośno i opierał się ręką o pobliskie drzewa. Na plecach miał olbrzymi bagaż, który zdawał się być większy niż on sam. Przyglądał się w milczeniu przez kilka sekund, dochodząc do wniosku, iż jest to zwykły podróżnic. Nic zagrażającego mojemu spokojowi.
Zrezygnowałem z usług Sharingan’a i zeskoczyłem z drzewa. Potrzebowałem samotności, a przegonienie go wydawało mi się być najmądrzejszą opcją.
 - Czego szukasz? - spytałem stając tuż naprzeciw jego. Mężczyzna drgnął. Czułem jak jego oczy coraz bardziej się rozszerzają, chyba nie planował nikogo spotykać.
 - Ja... nie szukam kłopotów - wydusił szeptem, w dalszym ciągu nie podnosząc głowy, poprawił tylko plecak na barkach i zbierał się do ominięcia mojej osoby.
 - Może chcesz pomocy? - zaproponowałem. - Nic ci nie zrobię.
Stał już obok mnie, nadal schylony.
 - Raczej mi nie pomożesz, szukam kogoś.
 - Dokąd zmierzasz?
 - Już jestem u celu. Teraz tylko liczy się moja intuicja.
Skądś znałem ten głos. Słyszałem go. Gruby, podenerwowany baryton. Jego słowa podkusiły mnie do zdobycia większej ilości informacji.
 - Co masz na myśli? – spytałem.
 - Szukam pewnej dziewczyny. Została porwana. Zresztą… długo by opowiadać. Jestem pewnie jestem uciekinierem, nie mylę się? A może zgubiłeś się na misji?
Gdy to powiedział myślałem, że z płuc odejdzie mi całe powietrze, jednak nie dałem tego po sobie poznać.
Wtedy podniósł głowę, by posłać mi przyjazny uśmiech, wiedziałem już dokładnie co jest grane.
 - O rzesz ty – wymsknęło mi się i natychmiast cofnąłem się o kilka kroków. Blond czupryna, wielkie oczy i ta umięśniona figura. To narzeczony Sakury!
 - Czy coś nie tak? - spytał widząc moją minę. Kiedy przez dłuższy czas nic nie odpowiedziałem dodał: - Jesteś pewny, że się nie zgubiłeś? Wyglądasz na zdezorientowanego.
A żebyś, do licha, wiedział!
Szybko pozbierałem się w sobie i wypaliłem:
 - Nie twoja sprawa.
Psiakrew! A więc Konoha już rozpoczęła poszukiwania? Sakura tak szybko stała się częścią naszej organizacji, że nawet nie zdołałem solidnie przygotować się na wysłanników z jej rodzinnej wioski.
Eizo spochmurniał.
 - Rozumiem. Możesz mi chociaż powiedzieć, czy nie widziałeś przypadkiem kogoś podejrzanego?
Pokręciłem pewnie głową.
Czy on myśli, że nawet gdy nas znajdzie, da radę uratować Haruno? Ach! Jak strasznie kusiło mnie, aby ujawnić mu swoje obliczę i wyśmiać.
 - Szkoda.
Ta. Naprawdę szkoda, że nie mogłem tego zrobić.
 - Skąd wyruszyłeś? - zaryzykowałem.
 - Z Konohy, szukam pewnej organizacji.
 - Organizacji są tysiące - zniechęcałem go. - Trudno będzie ci znaleźć tą jedną.
 - Liczę się z tym, ale muszę mieć moją narzeczoną! Nie wytrzymam bez niej. - zacisnął obie pięści, a jego twarz nagle przybrała wojowniczy grymas.
 - Kocham ją i zrobię wszystko, aby odzyskać ją z powrotem – mówił dalej.
Mnie zainteresowało kilka bardziej przyziemnych spraw.
 - Masz jakieś informację o tej organizacji? – musiałem zbadać sprawę, dowiedzieć się ile wie Konoha.
 - Jest czteroosobowa. Troje mężczyzn i jedna kobieta. Spośród wszystkich twarzy, nie zobaczyłem tylko przywódcy. Konoha ma kilka różnych zdjęć i na jednym z nich udało mi się kogoś rozpoznać.
 - Doprawdy - mruknąłem podejrzliwie, ale w głębi odetchnąłem z ulgą. Póki co mogliśmy radować się bezpieczeństwem.
 - Chyba mogę ci zaufać, prawda? Od kilku dni podróżuję sam. Brakuje mi towarzystwa.
 - Ktoś ci pomaga?
Co za kretyn! Na wszystkie niebiosa! Zaczynałem coraz bardziej zastanawiać się co zauroczyło Sakurę w tym mężczyźnie. Nie grzeszył inteligencją, ani też spostrzegawczością. Ale byłem dumny. Miałem to, czego ten kretyn tak zaciekle poszukiwał.
 - Kilkoro członków ANBU – odezwał się w końcu. – Ale co ja ci będę tu gadał. Skoro i tak nic nie wiesz.
 - Racja - przytaknąłem tuszując niezadowolenie. - Idź już.
 - Nie powiesz mi kim jesteś? Nawet nie wiem komu się wygadałem
 - Jestem uciekinierem - odparłem. - Opuściłem dom i znalazłem nowe miejsce, w którym żyję.
Zaskoczyła go moja tajemniczość, ale nie wypytywał się o szczegóły. Ach! Po raz pierwszy dopadło mnie szczęście. Żeby ukraść najlepszego Medyka takiemu kretynowi! Sakura mogłaby być nawet tuż obok mnie, a ten miałby trudności z zauważeniem tego.
 - W takim razie żegnaj. Może jeszcze kiedyś się spotkamy,
 - Wolałbym nie – powiedziałem do siebie, gdy mięśniak był już wystarczająco daleko.
Lepiej wrócę do kryjówki. Ostatnim czego teraz pragnąłem było natknięcie się na towarzyszących mu członków ANBU. Akurat w tym wypadku nie mogłem oczekiwać podobnego poziomu inteligencji.
Chociaż to Konoha.
Nigdy nic nie wiadomo.
S A K U R A
 - Współczuje ci – Suigetsu rozejrzał się po pokoju, zrobił zniesmaczoną minę i wlepił we mnie swoje wielkie ślepia. – Nie wiem czy ja potrafiłbym wytrzymać z szefem w jednym pokoju.
 - Nie mam wyjścia.
Chętnie bym stąd uciekła, pomyślałam. Tym bardziej, że mój sposób myślenia coraz bardziej mnie przerażał. Naprawdę przestałam traktować Konohę jak mój dom, zasmucał mnie fakt, że na razie wokół słychać tylko ciszę. Jakby Naruto bez wzruszenia skitował moje zniknięcie machnięciem ręki.
 - Ile tak musisz?
 - Chyba trzy dni.
 - To nieludzkie – zmarszczył brwi. – Może Sasuke robi mi na złość! Pewnie ciągle myśli, że cię podrywam i chce dać mi nauczkę!
 - Ja uważam, że po prostu chce mnie mieć na oku. - powiedziałam nadal rozbawiona jego wersją. - Znam Sasuke z dawnych lat i mogę cię zapewnić, że nie dba o tego typu sprawy.
 - Właśnie Sakura, znasz go z dawnych lat. Teraz Sasuke się zmienił.
 - Nie zauważyłam - skłamałam. Już od początku spostrzegłam jak otwarcie okazuje emocje. Bardziej otwarcie niż kiedyś.
 - Zmienił się na lepsze - zapewnił. - Po tym jak dowiedział się prawdy o swoim bracie znacznie mu ulżyło. To znaczy... żałował wszystkiego, to pewne. Ale było po nim widać, że ucieszyła go prawdziwa wersja wydarzeń, a jego brat w rzeczywistości nie był bezdusznym mordercą i draniem.
 - Mam to gdzieś – fuknęłam.
 - Ach, ta nienawiść. Normalnie czuję jak wibruje w powietrzu – westchnął ubawiony.
 - Hej! Skoro twierdzisz, że Sasuke tak bardzo się zmienił, dlaczego mi współczujesz? - spytałam nagle, przypominając sobie jego wcześniejsze słowa.
Odpowiedział po dłuższej chwili namysłu:
 - Kiedyś Juugo mi to mówił. Sasuke zdaje sobie sprawę, że się zmienił, ale cholernie stara się tego nie okazywać.
 - Serio?
 - Przecież Juugo potrafi odczytać emocje, tak więc przejrzał szefa. Sasuke zakazał mu grzebania w jego umyśle, ale wiesz jaki jest Juugo. No i jeszcze mój dar przekonywania.
 - Powiedział ci to wszystko?
 - Musiałem go oczywiście prosić, ale potem w końcu powiedział - oznajmił z brawurą uderzając się o klatkę piersiową. – Ale… szczerze mówiąc poniekąd sam to już zauważyłem. Sasuke czasami nie umie tak dobrze grać.
 - Zbyt mało czasu z nim spędziłam, by móc to określić - przyznałam. - I chciałabym go spędzać jak najmniej.
 - Sakura! Skąd ta nienawiść?
Westchnęłam zrezygnowana.
 - Spokojnie Sakura, nie musisz mówić jeśli nie chcesz – dodał, widząc wyraz mojej twarzy.
 - To żadna tajemnica.
 - Więc...
 - Tu nie ma co opowiadać. Sasuke zostawił swoich przyjaciół i mnie.
Spochmurniałam, dając się opętać przez nawracające wspomnienia.  Byłam wtedy taka słaba i niepewna siebie.
 - Ciebie... - bąknął zamyślony. - Byłaś jego kobietą, czy coś? - wykrzyczał to tak nagle, że aż podskoczyłam przerażona. Nie spodziewałam się tego po nim. Tym bardziej słów, które wypowiedział. Szybko i pewnie pokręciłam głową zmieniając pozycję siedzącą na bardziej waleczną.
 - Odbiło ci? Nie to miałam na myśli...
 - Tak uroczyście siebie wyodrębniłaś…
 - Pytałeś się mnie, dlatego siebie wyodrębniłam. - tłumaczyłam zażarcie.
 - Byłbym w szoku gdybym dowiedział się, że Sasuke miał kiedyś dziewczynę.
 - Ja też – zgodziłam się. –Tak czy owak Sasuke przed odejściem zachowywał dystans. Odwrócił się od nas. Razem z moim przyjacielem usiłowałam go zatrzymać. Nie udało się.
 - Bardzo przeżyłaś jego odejście? - spytał od razu.
Postanowiłam skłamać. Nie będę się mu zwierzać z prywatnych spraw. Miałam powiedzieć za co go nienawidzę, a nie czy cierpiałam przez jego ucieczkę.
 - Na początku było ciężko, bo mój przyjaciel był bardzo zawiedziony, ale z moją pomocą mu przeszło.
W rzeczywistości było zupełnie na odwrót.
 - Czyli nie byłaś aż tak bardzo zrozpaczona?
Pokiwałam głową.
 - Tak trzymać! – ukoronował mnie kilkoma klaśnięciami. – Jesteś chyba pierwszą kobietą, która nie załamała się po jego odejściu. Wyobraź sobie co by było gdyby Sasuke nagle zostawił Take. Karin prawdopodobnie popełniłaby samobójstwo! Cha! Muszę spytać się szefa, czy przypadkiem nie spróbowałby jej wkręcić…
Wtem stanęła za nim wysoka postać. Szybko zrozumiałam kim jest… a nawet czego chce.
 - Suigetsu... – szepnęłam, próbując go ostrzec.
Hozuki odwrócił się spięty za siebie, zaczynając błagać o wyjaśnienie samych swoim spojrzeniem.
 - Szefie… ja… nie mówiłem poważnie, wiesz? Karin to kretynka, ale samobójstwo… za dużo byłoby z tym problemów…
 - Co robisz w moim pokoju?
 - Ach, ach! Już wychodzę! - obwieścił. - Chciałem tylko sprawdzić co u Sakury.
Sasuke zmarszczył brwi i wyminął go.
 - Nie martw się o Sakure, to nie twoja działka. A teraz idź...
 - Dlaczego nie może tu zostać? - wtrąciłam się z nienawiścią.
 - To mój pokój - rzekł krótko. W tej samej chwili biało-włosy opuścił pomieszczenie. Rozczarowałam się. Wiedziałam, że teraz będę musiała zostać z Sasuke sam na sam. Uchiha zdjął obuwie i cisnął butami w kąt tuż obok szafy, ja siedziałam na łóżku obserwując jego ruchy z mordem w oczach. Gdyby spojrzenia mogły zabijać Sasuke dawno leżałby tu martwy.
Gdy tylko trzasnęły drzwi, a kroki Suigetsu ucichły, obrócił się do mnie z ironicznym uśmieszkiem na twarzy.
 - Nieładnie tak kłamać.
Wszystkie mięśnie momentalnie mi zdrętwiały.
 - O czym ty mówisz? – spytałam pogardliwie.
Uchiha zaśmiał się łobuzersko.
 - To żałosne przypisywać Naruto swoje uczucia.
Podsłuchiwał, pomyślałam przerażona, i to już od tego momentu. Byłam pod wrażeniem, że tak szybko do tego doszedł. Siedziałam chwilę z delikatnie otwartą buzią.
 - A podobno kłamstwo jest złe - mówił - Nie powinnaś oszukiwać Suigetsu, w końcu znalazłaś sobie chyba nowego przyjaciela.
 - Przymknij się - rzuciłam tylko i padłam na łóżko zakrywając twarz poduszką.
 - Dobrze wiem, że to ty byłaś psychopatycznie załamana po moim odejściu, nie Naruto. On przynajmniej potrafił zachować zimną krew.
 - Powiedziałam: „Zamknij się”! - warknęłam coraz bardziej wściekła. - Nie twoja sprawa! Kiedyś się załamywałam, a teraz się cieszę, że cię nie ma!
Zdziwiłam się ponownie, kiedy po czasie stania w bezruchu usiadł tuż obok mnie na łóżku.  Nadal z sarkastycznym uśmieszkiem, którego miałam ochotę się pozbyć. Jednym silnym ruchem wyrwał mi poduszkę z ręki i rzucił w to samo miejsce co buty.
 - Można powiedzieć, że tak jakby wróciłem. Przynajmniej do twojego życia.
 - Cudnie! – zaśmiałam się ponuro. - Jestem niezmiernie szczęśliwa.
 - Zmieniłaś się - skitował to tak, jakbym dla niego była niedojrzałym dzieckiem, które wręcz go rozśmiesza. Jednak gdy dokładnie mu się przyjrzałam zobaczyłam w jego twarzy troszkę zamyślenia i powagi.
 - Ty za to jesteś takim samym idiotą.
 - Miło słyszeć.
 - To dobrze, że miło, bo mam dla ciebie przyszykowane mnóstwo komplementów tego pokroju.
Prychnął.
 - Nie obchodzą mnie one.
 - To może wrócę do wioski i przedstawię je Naruto? Razem zachowamy zimną krew i nie będziemy się tobą przejmować.
 - Skończ już! - przerwał mi głośnym i zdecydowanym tonem. Nawet przez chwilę poczułam strach, opatulający moje serce. Zamknęłam buzie na kłódkę, bezmyślnie się w niego wpatrując. - Jutro idziesz z nami na pierwsze zadanie… - dodał nagle.
 - Słucham?
 - Ja, Juugo i ty. Musimy rozprawić się z pewnymi ludźmi, a ty będziesz nam towarzyszyła, chyba sama wiesz po co.
Niestety wiedziałam i niechętnie przyjęłam to do świadomości. Nie ma co! Jutrzejszy dzień zapowiada się całkiem nieźle. Zimny, egoistyczny drań i drażniąco opanowany Juugo… czego chcieć więcej?
 - Z kim dokładnie chcecie się rozprawić? - spytałam zaciekawiona.
 - Dowiesz się jutro - powiedział dziwnie i szybko wstał. Mój umysł doznał szoku na wysokim poziome, w momencie gdy doszło do mnie, iż Sasuke zdejmuje koszule.
 - Co ty... - zaczęłam, a ubranie spadło bezszelestnie na puszysty brązowy dywan.
Zamarłam w bezruchu, czując jak moje policzki powolutku nabierając zupełnie innej barwy.
 - Przez twoje towarzystwo nie mam zamiaru rezygnować ze swobody – wyjaśnił nadzwyczajnej w świecie.
 - Nie przesadzajmy z tą swobodą.
 - Wszystkie kobiety są takie same.
 - Akurat - starałam się to wydusić jak najbardziej pewnie, ale i tak czułam, że nieudolnie mi to wyszło. Patrząc na niego w takim wydaniu zrobiło mi się ciepło. Pomimo, iż czułam delikatną niechęć do tego typu rzeczy przez Eizo, musiałam przyznać - Sasuke był niezwykle pociągający.
 - Może chcesz kieliszek? - zaproponował i włożył rękę pod łóżko. Pogmerał tam parę chwil ze skupieniem na twarzy, po czym wyciągnął butelkę z Sake.
 - Ty chyba żartujesz... - zatkało mnie. Nie umiałam po prostu nic z siebie wydusić. Patrzyłam w ciszy jak otwiera butelkę i bierze z niej sporego łyka.
 - Albo wiesz co? Darujmy sobie kieliszki.
 - Sasuke, dobrze się czujesz?
 - Sakura - popatrzył na mnie z pogardą. Sprawiał wrażenie, jakby nagle wybudził się z głębokiego snu. Patrzyłam jak trzęsie głową i mruczy coś do siebie. – Dobra. Jeśli nie chcesz; twoja strata.
Jego słowa, o dziwo prócz swojskiego spokoju przyprawione były zdezorientowaniem. Cholera. Musiałam się ogarnąć. Za dużo tego wszystkiego.
 - To chcesz też, czy nie? - spytał przytykając butelkę do mojego nosa.
 - Mały łyczek - zgodziłam się.
 - Lubisz sobie popić, co?
 - Daj spokój, ja tylko…
Przypomniałam sobie wnet te wszystkie imprezy, na które zabierał mnie Eizo. Rzeczywiście sporo tam piłam. Być może dlatego alkohol nieraz kusi mnie niczym zakazany owoc, a ja nie potrafię się mu przeciwstawić.
 Niespodziewanie Sasuke zbliżył się. Położył obie ręce na moich kolanach, podpierając się na nich. Jego twarz znajdowała się teraz milimetry od mojej. Odsunęłam się odruchowo.
 - Jesteś cała czerwona – zauważył drwiąco.
 - Dziwnie się czuję - przyznałam.
 - Dobra rozumiem, dlatego właśnie napij się trochę. Nie ma tutaj zbyt przyjaznych warunków do spania. Sake ci w tym pomoże.
 - Chyba jednak się nie skuszę…
Wiedziałam co jest grane! Chciał mnie upić. Upić i przenieść na rzeczywistość jakieś pokręcone plany. Może jego celem było zastosowanie na mnie misternych Jutsu o działaniu ułatwiającym współpracę z buntownikiem?
 - Uchiha! - wstałam z zażartą miną. - Uspokój się.
Popatrzył na mnie jakbym chciała mu wmówić, że ziemia jest płaska.
 - O co ci chodzi? - rozłożył ręce w geście niewiedzy i odsunął się gwałtownie. - Dobrze się czujesz?
 - Ogarnij się, dobrze?
Gdy tak na mnie patrzył, sama poczułam się jak chora psychicznie. Potem to już w ogóle zaczęłam tracić pewność do swoich podejrzeń, dając się dopaść uczuciu skretynienia.
 - Nie chcę pić – wymamrotałam.
 - Mówiłaś, że zrobisz tylko łyka.
 - Zmieniłam zdanie.
Uchiha przypatrywał mi się przez chwilę podejrzliwym wzrokiem, lecz po upływie kilku sekund zaprzestał tego działania i odłożył butelkę z alkoholem na bok.
 - Twoja strata- rzucił i obdarował mnie kpiarskim spojrzeniem. W dalszych ciągu brakowało mi swobody w momencie, gdy poruszał się przy mnie bez swojej śnieżnobiałej koszuli. Zrobiło mi się gorąco, ale nie dałam tego po sobie poznać. Byłam silna. I tak już za dużo zauważył.
 - Może kiedy indziej - powiedziałam na zachętę, jednak jego entuzjazm zniknął już całkowicie. Posmutniałam, nienawidziłam go w takim wydaniu. Zimny, pewny siebie i egoistyczny dupek. - Powiedz coś więcej o jutrze - zagadnęłam.
 - Z jakiej racji miałbym to robić? Jesteś zbuntowanym Medykiem, dodatkowo biorę cię tylko na nieoczekiwane wypadki, które raczej nie nastąpią - oznajmił ze stoickim spokojem i usiadł obok mnie na łóżku.
 - Twoja strata - powtórzyłam jego słowa, choć nie wiedziałam co mógłby zyskać przez zdarzenie mi kilku szczegółów.
On chyba również miał z tym problem.
 - Gdzie śpisz? - zapytał nagle.
Wstałam pewnie i omiotłam spojrzeniem całe pomieszczenie. Podeszłam do kąta i wzięłam z niego leżący na ziemi krwiście czerwony koc, który po rozłożeniu okazał się dość okazałych wielkości.
 - Śpię na ziemi! - bąknęłam poirytowana i położyłam swoją zdobycz na podłodze. Gdy poprawiałam koc, czułam na sobie spojrzenie Sasuke.
 - Ty chyba żartujesz? Wolisz spać na ziemi niż ze mną?
Pokiwałam głową i odgarnęłam włosy na znak swojej dumy.
 - Nadal uważasz, że wszystkie kobiety są takie same? – spytałam ledwie powstrzymując się od prychnięcia. Właściwie musiałam zdusić w sobie falę śmiechu, jaka naszła mnie na widok jego miny.
Sasuke nie odzywał się dłuższą chwilę, po czym podniósł się z miejsca i zniknął w łazience.
 - Rano obudzisz się z bólem pleców – usłyszałam jego głos zza drzwi.
 - Pierdol się! – warknęłam opatulając się kocykiem. Z przykrością stwierdziłam, że był przesączony męskim zapachem Sasuke. Ponadto byłam pewna, że jego jutrzejsze ostrzeżenie odnośnie pleców się sprawdzi.
Ach, Sakura!

2 komentarze:

  1. Suigetsu jest bardzo miły, fajnie mieć takiego przyjaciela. :)
    Ten Eizo to naprawdę nie grzeszy inteligencją, tylko jedno mu w głowie. xd
    Coś już powoli chyba zaczyna się dziać pomiędzy naszym więźniem, a szefem. :3
    Sakura dużo piła? :o Ale jak można odmówić Sasuke kieliszka Sake? ;>
    Uchiha bez koszulki.. ^^ No i wybrać spanie na podłodze zamiast w jednym łóżku z nim? >.<
    Będzie akcja. *,*
    Czytam kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Spanie z Sasuke?! No comment

    OdpowiedzUsuń