środa, 31 października 2012

Rozdział 16


Przez cały kolejny tydzień, moim życiem zawładnęła monotonia. Śniadanie, trening, kolacja - te trzy punkty stanowiły ogólny plan dnia. Szczegółowy natomiast kończył się czymś, co na pierwszy rzut oka było normalne, ale mi dawało niezwykle dużo radości. Sakura spała obok mnie w łóżku. Dzień w dzień przez całe cholerne siedem dni. Po kilku godzinach treningów i męczarni z członkami organizacji, do mojego pokoju wracałem z szerokim uśmiechem na twarzy. Haruno było zmuszona cały ten czas kurować się w kryjówce i nigdzie nie wychodzić. Jedynie co wieczór zanosiłem ją na rękach do Sali narad, gdzie leczyła poszkodowanych po treningach. Wszystko zdawało się być idealne, ale nadal w mojej głowie siedział Eizo i moje plany, które były z nim powiązane. Kiedy zgodziłem się, aby dołączył się do Taki ogarnięty byłem nieopisanym gniewem, teraz uspokoiłem się i gdy zacząłem już sensownie myśleć doszło do mnie jak wielki błąd popełniłem zezwalając mu na wejście w nasze progi. Nie myślałem w tym momencie o tym, że kiedy moja złość przeminie będę miał nieco inne spostrzeżenie na świat zewnętrzny.
Z Sakurą nie rozmawiałam zbyt wiele. Wydawałem jej tylko rozkazy związane z leczeniem ran Karin, Suigetsu, lub Juugo. Codziennie jednak towarzyszyło mi słowo wypowiadane z jej ust: „Dobranoc”. Chociaż tyle była zdolna mi życzyć. Było to może jedynie kilka liter, ale cieszyłem się gdy ten komunikat dochodził do moich uszu.
 - Do zobaczenia jutro, Sasuke-kun! - usłyszałem za sobą jej piskliwy głosik, a ciarki przeszły mnie po plecach. Zlekceważyłem wypowiedź Karin i ruszyłam dalej z zamiarem dostania się do mojego pokoju, jednak nim to nastąpiło, narząd słuchu rozdrażnił kolejny denerwujący głos.
 - Szefie! - Suigetsu dogonił mnie i stanął naprzeciwko. Śmiałem twierdzić, że planuje opowiedzieć mi kolejny idiotyczny kawał, lecz jego powaga na to nie wskazywała. - Chcę z tobą porozmawiać.
Zaczyna robić się groźnie, pomyślałem z ironią.
 - O co chodzi?
 - O tego kolesia od Sakury, o samą Sakurę... - przerwał na chwilę by dogłębnie się zastanowić. - O wszystko związane z tą dwójką - zakończył w końcu.
Dlaczego zapragnęło mu się rozmawiać o tym właśnie w tej chwili? Byłem obecny na każdym treningu i nic nie wskazywało na to, aby Hozuki miał jakieś pretensje do bycia w ich towarzystwie. Powierzyłem mu pieczę nad Eizo. Miał go trenować zaraz po skończeniu treningów ze mną. Idiotyczne, lecz nie potrafiłem wymyślić nic sensowniejszego. Zgodziłem się na jego dołączenie, teraz żałuję, ale jest tu i musi coś robić, może chociaż sprawię, że stanie się silniejszy. Prychnąłem sam do swoich myśli. Odkąd ja jestem taki dobroduszny?
 - Dobra – odetchnąłem. - Gdzie chcesz rozmawiać?
 - Sala narad - Odruchowo wskazał palcem na korytarz, który prowadził do wymienionego przez Suigetsu pomieszczenia.
Pokiwałem pewnie głową i udałem się w tamtym kierunku.
Po drodze myśli w głowie zupełnie mi się poplątały. Eizo - rozumiem. Ale co w naszej rozmowie robić będzie Haruno? Jest Medykiem, dobrze leczy naszych ludzi. Dlaczego Hozuki chce złożyć na nią jakąś skargę? Westchnąłem. Od kiedy ona zjawiła się w naszym gronie zdaję mi się, że wszystko naraz się skomplikowało.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, pchnąłem masywne drzwi i od razu znalazłem się na moim tronie z istną niewiedzą w środku. Nigdy nie interesowało mnie to, co ma do powiedzenia - nigdy, tak jak teraz.
 - Więc… - zachęciłem go. - Co masz mi do powiedzenia?
Suigetsu zawahał się, ale usiadł na krześle, który normalnie należał do Juugo. Złożył ręce i zaczął nerwowo się nimi bawić.
 - Chcę ci uświadomić, iż nadal nie mam pojęcia dlaczego on z nami jest.
 - Eizo?
 - Tak.
Warknąłem. Zacisnąłem zęby, a moje brwi same z siebie się zmarszczyły. Mam mu powiedzieć jaki naprawdę popełniłem błąd, czy nadal omotać ich wszystkim wymówką, że blondyn pożałuje swoich czynów?
 - Sakura siedzi u ciebie, a on zamknięty w swoim pokoju, wiem Sasuke, że nie należysz do tych, którzy dbają o los innych, ale zdaję mi się to jest trochę nie fair względem Sakury - mówił dalej nie patrząc mi w oczy. - Zabrałeś go tu tylko po to, aby obydwojgu sprawiać ból? To bezsensu.
 - Przyznam, że moje intencje były podobne - odparłem.
 - W co ty grasz Sasuke? - zapytał podejrzliwie. - Dla mnie ta gra naprawdę nie ma sensu.
W nic nie gram. Chciałem zwykłego Medyka do leczenia moich ludzi, a przez swoją ciekawość narobiłem sobie nowych kłopotów. Gadka Suigetsu działała mi na nerwy.
 - Przyprowadziłeś mnie tu tylko po to, aby mi to powiedzieć, tak?
 - Chciałem się czegoś dowiedzieć! - poprawił mnie z zaciętym wyrazem twarzy - Nie mam pojęcia co planujesz dalej zrobić z tym słabeuszem, on kompletnie nic nie umie. Trenuję go i czuję się jak mentor dla początkujących młodzików.
 - Nie wiem co z nim robić! - uniosłem się. - Jest tu, bo mnie denerwował, chciałem sprawić mu najgorsze katusze, teraz złość minęła, a on...
 - Został – dokończywszy za mnie, delikatnie się uśmiechnął. - Wywalić go nie możesz, bo powiadomi Konohe, gdzie znajduje się nasza kryjówka, dowiedzą się również, że to ty porwałeś Sakurę, a o ile wiem, mieszkańcy tej wioski dobrze cię kojarzą.
Spostrzegawczość i Suigetsu. To dwa różniące się słowa. Czyżby okazało się, że to jedno jest synonimem tego drugiego. Grzmotnąłem zaciśniętą pięścią o stół, gdy wypowiedziane przez niego słowa w każdym procencie zgadzały się z prawdą.
 - Nie przemyślałem tego do końca - przyznałem się. Nie pokazywałem zawstydzenia - o nie. Nigdy nie odważyłbym się tego zrobić. Każdy popełnia błędy, ale dla mnie wyjątkowo była to rzadkość, więc ten mały incydent nie zaliczałem do tego grona.
 - Domyślam się.
 - Tak więc dlaczego chciałeś rozmawiać? - byłem zniecierpliwiony. Nie dochodziło do mnie to, że Suigetsu sam do tego wszystkiego doszedł.
 - Potrzebowałem potwierdzenia. Poza tym mam kilka propozycji jak można wykorzystać obecność Eizo.
 - Słucham? - zaskoczyła mnie jego wypowiedź. Propozycje? Nie myślałem o żadnych propozycjach. Zerknąłem na niego. Taka ma swoje zdanie, może więc Suigetsu da mi jakieś sensowne idee, które naprawdę będę mógł wykorzystać.
 - Eizo na pewno można jakoś wykorzystać – zatarł ręce. - To Juugo kazał mi się z tobą dogadać. Twierdził, że Eizo nie nadaje się do walk, ale można wymyśleć milion innych sposobów na jego działalność tutaj.
A więc to Juugo, pomyślałem, a kamień spadł mi z serca. Juugo odczytał moje emocje i dowiedział się o nich wystarczająco wiele, aby posłać tutaj Hozuki’ego. Zastanawiało mnie jednak dlaczego osobiście się do mnie nie pofatygował. W sumie - Suigetsu zdaje się wykazywać większą kreatywnością niż on sam.
 - Propozycje, tak? - mruknąłem sam do siebie myśląc nad tym co mogło narodzić się w jego umyśle.
 - Dlaczego by nie? Na pewno nie chcesz, aby miał tu dobrze, prawda?
 - Nie chcę - warknąłem. - Jest słaby, przygłupi i nie ma zielonego pojęcia o świecie, w którym aktualnie przebywa.
 - Pomyśl nad jego zaletami - zachęcił mnie.
 - Zalety? To raczej ty powinieneś mi je podać, o ile w ogóle jakieś są. W końcu trenujesz go od tygodnia.
 - Jest silny - powiedział, wtrącając mi się w słowo i wyliczając myśli na palcach. - Chodzi mi o mięśnie. Jest szybki i muszę przyznać, że niezwykle czujny. Potrafi się dobrze ukryć. Być może nie posiada szczególnych umiejętności Ninja, ale ma kilka zalet.
 - I to je możemy wykorzystać... - szepnąłem cicho, uśmiechając się. Już w czasie gdy Suigetsu wszystko wymieniał u mnie pojawiały się pomysły, które powiązane były z tymi słowami.
 - Tak, szefie - oznajmił, prezentując swoje uzębienie.
S A K U R A
Szarzyzna jaka panowała w moim życiu przez ostatnie siedem dni była nie do opisania. Jednostajność i niezmienność planu dnia dołowała mnie. Miałam czystą chęć wyskoczyć z tą cholerną kostką i pokazać wszystkim, że jestem zdolna do rzeczy niemożliwych - nawet w takim stanie. Ale jest to nieosiągalne. Sasuke wyraźnie i stanowczo zakazał mi się gdziekolwiek ruszać. Trzy razy dziennie Suigetsu przynosi mi jedzenie, czasami zostanie, aby trochę porozmawiać, co wprowadza jakieś przeistoczenie do tego splinu, lecz zaraz potem oświadcza mi, że śpieszy się na trening. Nie rozumiałam Uchihy! Skręciłam kostkę, a on traktował to tak, jakbym straciła całą lewą nogę. Umiałam sama chodzić, ponieważ kilka razy bez jego wiedzy przeszłam się po korytarzach organizacji. Pomimo moich tłumaczeń i wywodów, Sasuke zdaje się być nie do zdarcia.
Eizo udało mi się dostrzec jeden jedyny raz w ciągu tego tygodnia. Dwa dni temu przyszedł razem z Suigetsu do pokoju Sasuke, który akurat wtedy zażywał kąpieli. Mój narzeczony posłał mi przyjazny uśmiech i życzył szybkiego powrotu do zdrowia. Niestety, gdy chciał podejść, Hozuki nie pozwolił mu, tłumacząc to zakazem. Psiakrew! Kiedy nie chcę jego obecności, on się narzuca, kiedy wręcz jej pragnę, brakuję mi go. Bo brakowało. Nie było to bynajmniej chore. Eizo w milczeniu znosił te wszystkie cierpienia i uwagi jakie zapewne doświadczał podczas treningów, zaczęłam głęboko wierzyć, że naprawdę zaszła w nim jakaś przemiana. Chciałam ją dostrzec.
Kiedy usłyszałam ciche pukanie do pokoju, nie musiałam nic mówić. Byłam dokładnie świadoma tego, kto stoi za drzwiami. Zerknęłam znużona na ścienny zegarek - to była właśnie ta pora.
 - Dzień dobry, Sakuro! - na ochoczy i pełen entuzjazmu głos Suigetsu wręcz nie potrafiłam się nie uśmiechnąć. Mężczyzna wszedł do pokoju z tacą pełną kanapek. To chyba jedynie on utrzymywał mnie przy jakiejkolwiek nadziei dotyczącej mojego przyszłego losu.
 - Cześć – przywitałam się.
 - Mam nadzieję, że czujesz się już lepiej – Gdy podniosłam się z łóżka do pozycji siedzącej od razu położył jedzenie na moim kolanach. - Siedzisz tu już dobry tydzień.
 - Jest o wiele lepiej! Mogę pozbyć się już tego bandażu. - oświadczylam, ale kiedy zbliżałam do niego ręce, ten od razy je chwycił.
 - Nie, nie. To może zrobić tylko Sasuke.
Wkurzyłam się.
 - On jest jakimś królem, czy co? To ja będę decydowała kiedy można ściągnąć mi opatrunek, od kilku lat pracuje w szpitalu, znam się na tym o wiele lepiej niż on. Ten idiota nie umiał nawet przeczytać do czego służy maść.
Hozuki spojrzał na mnie jak na istotę z zaświatów, a ja zaczerwieniłam się. W jednej chwili wypowiedziałam więcej uwag niżby należało.
 - Spokojnie - szepnął. - Sasuke jest dla mnie szefem, muszę go słuchać.
Westchnęłam tylko, zaznaczając moje zmęczenie i bezradność. Głowa pękała mi od tego ciągłego siedzenia w miejscu. Jak cholera tęskniłam za Naruto i Hinatą, jak cholera brakowało mi Kiby i Neji'ego. Ich wszystkich starałam się zastąpić Suigetsu, któremu pomimo, że idzie naprawdę wspaniale nie zdoła w pełni zaspokoić mojego pragnienia. Tylko on zdawał się być na zdrowych zmysłach w tej całej organizacji.
 - Przepraszam. To od tego ciągłego siedzenia w miejscu - wydukałam ze wstydem.
Roześmiał się dźwięcznie.
 - Rozumiem cię. Też byłoby mi ciężko wytrzymać, ale pamiętaj co ci powiedziałem. Nie negocjuj z Sasuke bo będziesz miała jeszcze gorzej niż teraz - na jego słowa wydałam z siebie głośne jęknięcie. Takie zachowanie stanowczo za bardzo zaniżało moją kobiecą dumę. Nie pozwolę żadnemu mężczyźnie na decydowanie o moich losach - tylko Eizo. Ale to już całkiem inna sprawa.
 - Staram się – zapewniłam. - Przy nim można dostać szału.
 - Jak się przyzwyczaisz, zdasz sobie sprawę, że jest całkiem znośny - Znów ten uśmiech. Zaczęłam wyobrażać sobie przerażonego, groźnego lub pełnego powagi Suigetsu, taki widok bardzo by mnie zaciekawił, chociaż byłam pewna, że jeszcze nie raz będę miała okazję go obserwować. Nagle coś mnie olśniło.
 - A propos! Rozmawiałeś z nim o tym?
Po jego minie wywnioskowałam, że nie ma ochoty wdawać się w dyskusje. To już na pierwszym kroku zbudziło u mnie masę podejrzeń. Niechętnie pokiwał głową.
 - Rozmawiałem z nim trochę i chyba go przekonałem. Sakura wiesz, że musiałem wypowiadać się tak jakby Sasuke miał go wykorzystać. Musiałem improwizować.
Słuchałam tego z szeroko otwartymi oczami.
 - Że co, proszę?
Milczał
 - Suigetsu, coś ty zrobił?
 - Sasuke powiedział mi, że nie ma pojęcia co z nim zrobić, bo ta jego złość nagle minęła. Nie może go tez wypuścić, bo zdradzi wszystkie informacje. Mówił, że chciał mu sprawić najgorsze katusze, ale gdy się uspokoił nie jest to takie łatwe.
 - Czyli Eizo jest bezpieczny?
Coś było nie tak. Wyraźnie to czułam. Mój rozmówca zaczął się nerwowo drapać po głowie, a to było oczywistą wskazówką, że dokonał coś, czego nie chciał. Gwałtownie ujęłam jego twarz w dłonie i zmusiłam, żeby na mnie popatrzył.
 - Co zrobiłeś? - powtórzyłam zniecierpliwiona.
 - Improwizowałem. Gdyby nie to, Sasuke zacząłby coś podejrzewać - wyjaśnił zrozpaczony, machając rękoma na wszystkie strony.
 - Improwizowałeś? Co znaczy, że improwizowałeś?
 - Proponowałem Sasuke do czego może przydać się Eizo - wydukał. Trochę mnie to uspokoiło, ponieważ proponowanie na razie nie zwiastowało nic złego. - Ale zdaję mi się, że wziął to zbyt poważnie.
 - Mów dalej…
 - Skłamałem, że Eizo jest czujny, dobrze się kryje, żeby w najgorszym wypadku wykorzystał go jako szpiega. Sakura, nie patrz tak na mnie, musiałem to powiedzieć. Ja nie jestem z natury taki, żeby rozmawiać z nim na takie tematy! Za to on jest wyjątkowo spostrzegawczy.
 - Nie jesteś z natury ochoczy do takich tematów, to prawda, ale jesteś ciekawski, a Sasuke na pewno jest tego świadomy! - wygarnęłam ze wściekłości zaciskając pięści. - Miałeś się tylko spytać!
Nie mogłam uwierzyć. Cholera! Chwyciłam się za głowę i zaczęłam tupać nogami - to moja standardowa reakcja.
 - Nie złość się – poprosił.
 - Nie jestem na ciebie zła!
Wyraźnie zdziwił się moim stwierdzeniem, które aż zalatywało wrogością i niechęcią.
 - Nie jesteś? - powtórzył z niedowierzeniem.
Wzięłam kilka głębokich wdechów, pozwalając ciału na maksymalne rozluźnienie. Nie mogłam się wściekać, sama to wszystko zaplanowałam, wykorzystując jedynie Hozuki’ego do własnych celów.
 - Byłem chyba zbyt przekonujący - przyznał zawstydzony. - Za dobrze grałem.
Chwyciłam go przyjaźnie za ramię i postarałam się za całych moich sił, które kryłam wewnątrz przez cały tydzień uśmiechnąć się szczerze i szeroko. Udało mi się.
 - Miejmy nadzieję, że nie wyjdzie z tego nic złego.
 - Jutro Sasuke przedstawi mi swoją decyzje.
 - Odnośnie tego do czego Eizo może się przydać?
 - Sasuke już to wymyślił. Jutro powie mu co ma zrobić.
Wzdrygnęłam się.
 - Ale namieszałam - jęknęłam do siebie, delikatnie uderzając dłonią o swoje czoło. Suigetsu kucnął przede mną i spojrzał głęboko w moje oczy. Ach, te jego podobieństwo do Naruto było wręcz nie do opisania. Nie raz czułam się tak swobodnie w jego towarzystwie jakbym znała go kilkanaście dobrych lat, tymczasem minął niecały miesiąc od pierwszego spotkania z nim.
 - Przecież to ja powiedziałem takie głupstwa.
 - Ale ja ci kazałam - drążyłam dalej. - Mniejsza o to. Nie będzie tak źle.
Rozpoczął się u mnie syndrom pozytywnego myślenia, czy mi się tylko wydaję?, pomyślałam z ironią.
 - Też tak myślę - odparł. Jakbyś mógł myśleć inaczej? To nie w twoim stylu, Suigetsu!
Niepewnie wzięłam do ręki jedną ze skromnie zaopatrzonych kanapek i ugryzłam kęs, byłam wystarczająco głodna żeby w ogóle nie zwracać uwagi na jej smak.
 - Kiedy wróci Sasuke? – zapytałam, gdy chciał już wyjść.
 - Do godziny na pewno, samotne treningi w końcu go wykończą - zaśmiał się i pożegnał mnie machnięciem ręki, po czym opuścił pomieszczenie.
Byłam pewna dwóch rzeczy. Z tego co wykombinowałam narobiłam sobie jednocześnie dodatkowych zmartwień i problemów, po drugie jutro na sto procent będę z Eizo i dowiem się co wymyślił Sasuke. W środku nocy nic od niego nie wyciągnę. Leżąc obok siebie w łóżku nie odzywamy się do siebie słowem. Sama nie wiem dlaczego w ogóle pozwoliłam samej sobie na taką przyjemność. Nie będę nad tym rozmyślać, nie to teraz zajmowało całą powierzchnie mojego mózgu. Wzięłam do buzi kolejny kęs kanapki i przetarłam twarz ręką. Rano zrobię wszystko, aby tylko być tam gdzie Uchiha!

Noc to był koszmar. Nie mogłam spać, moje myśli cały czas owijała chęć dowiedzenia się prawdy. Snułam domysły i propozycje na temat losów Eizo. Dopiero około czwartej w nocy moje oczy, mimo nalegań umysłu nie wytrzymały i zmorzył mnie sen. Intensywny, zasłużony, a jednak musiałam go przerwać i zbudzić się już o poranku. Przez co mój zapał zgasł - nie całkowicie, ale nie posiadałam już tej determinacji co wczoraj. Cały tydzień spędziłam na tym łóżku, także miałam szczęście że sen nabił się u mnie już wysoko, wtedy to dopiero byłaby masakra.
Po raz pierwszy udało mi się zbudzić przed Uchihą. Ucieszyłam się, byłam przynajmniej pewna tego, że nie ominę „egzekucji” mojego narzeczonego. W przypadku pomysłów i dziwnych żądań Sasuke, mogłam to określić tym oto mianem. Weszłam do łazienki wykonując wszystkie poranne czynności, nie obyło się bez obrzydzenia jakie targało mną, gdy tylko parzyłam na to pomieszczenie. Kiedy skończyłam, byłam już w siódmym niebie. Nie widziałam potrzeby dalszego zawiązywania bandażu i smarowania kontuzji maścią, gdyż na moje oko wyglądało to całkiem w porządku. Znałam się na tym o wiele lepiej niż Uchiha, ale ponieważ planuję otrzymać od niego pewną zgodę, muszę stosować się do jego rozkazów i ponownie opatrzyć kostkę. Niech to szlag. Lekko poirytowana ruszyłam  z głodem do kuchni. Nie spodziewałam się widoku jaki tam zastane.
Przy stole siedział Eizo, który był nad wyraz głodny, ponieważ z zabójczą prędkością spożywał ugotowanego kurczaka. Zamarłam i popadłam w nagłą drętwicę. Nogi się pode mną ugięły, a ja sama zastanawiałam się co zrobić w tej sytuacji. Odchrząknęłam dostojnie, aby zwrócił na mnie swoją uwagę. Potem zaczęłam żałować swojego ruchu - czy Sasuke byłby zadowolony z tego faktu? Dzisiaj muszę przecież zastosować technikę „podlizywania się”. Ale było już za późno. Blondyn spojrzał na mnie, a gdy doszło do niego kim jestem otworzył szeroko oczy z zaskoczenia.
 - Sakura - wydukał i wytarł w rękaw całą zawartość kurczaka jaka została mu na twarzy. - Sakura, co ty tu robisz?
Z niepewnością na twarzy weszłam głębiej, aż podskoczyłam, gdy przy półce kątem oka dostrzegłam stojącą postać - to był Juugo. Ze skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej przypatrywał mi się z uwagą.
 - Cześć - burknęłam do niego wiedząc, że z rozmowy z Eizo zostały nici.
 - Dzień dobry.
 - Sakura! Nie ma z tobą Sasuke? - spytał się wyraźnie zaskoczony tym faktem. Gdy uśmiechnięta pokręciłam głową, on nie czekał długo. Wstał gwałtownie i przyprawiając martwego kurczaka o samotność podbiegł do mnie i chwycił za oba ramiona. - Nie wierzę, że w końcu mogę cię dotknąć! - oznajmił uradowany, po czym mocno mnie przytulił.
 Zza jego ramienia rzuciłam oczekujący wzrok na Juugo, zastanawiając się dlaczego jak dotąd nie zareagował na naszą bliskość. On tylko wzruszył ramionami.
 - Miałem zaprowadzić go do kuchni.
Obdarowałam go chyba najszczerszym i najbardziej przyjaznym uśmiechem jaki potrafiłam wykonać od czasów odejścia Sasuke z wioski. Ja również - tak jak Eizo - nie wierzyłam, że w końcu mamy chwilę dla siebie. Juugo znowu ryzykował. Z pewnością wie jak Sasuke stara się utrudnić nam kontakty, ale zrobił coś dla mnie i zgodził się na tę bliskość.
 - Eizo - szepnęłam jakby do siebie i w końcu odwzajemniłam jego uścisk. To dziwne, ale po raz pierwszy uśmiechałam się podczas tej czynności. Nienawidziłam go, a teraz byłam cholernie ciekawa czy mogę wierzyć w jego przemianę. Z każdym dniem udowadniał mi, że jak najbardziej mogę. I powinnam.
 - Tak bardzo tęskniłam - dodałam w końcu z pewnością. Blondyna poruszyły moje słowa.
 - Cieszę się – wyszeptał. - Naprawdę się cieszę. Tak dawno nie miałem ciebie w ramionach, ciężko było mi znieść twój brak, ale nareszcie mogę spędzić z tobą chociaż kilka minut, które wynagrodzą mi całe to cierpienie.
Poeta od siedmiu boleści się znalazł, pomyślałam. Ale skarciłam się za te myśli, Eizo charakteryzował się niezwykłą szczerością w tych zdaniach.
Pisnęłam tylko szczęśliwie i wzmocniłam uścisk. Było mi tak dobrze w jego ramionach, dodatkowa świadomość, że ten Eizo całkowicie rożni się od poprzedniego, władowywała we mnie dawkę miłości.
Kocham go, czy nie?
 - Usiądź - zaproponował i odsunął się ode mnie wskazując na krzesła przy stole. Pokiwałam głową i zrobiłam tak jak chciał.
 - Dziękuję – powiedziałam, gdy zasunął krzesło, na którym się usadowiłam.
W każdym tanim romansie zapadała w tym momencie niezręczna cisza, ale z Eizo było to wręcz nie niemożliwe, od razu zabrał się do opowiadania tak jakby liczyła się dla niego każda sekunda.
 - Ten idiota nic ci nie robi, prawda? Proszę potwierdź swoje słowa i powiedz, że wszystko jest w porządku - powiedział błagalnie. Juugo dosiadł się do nas. Przez chwilę wbiłam w niego wzrok, ale potem przypomniałam sobie, że muszę odpowiedzieć na wypowiedź Eizo.
 - Wszystko jest w porządku - odparłam.
 - Mam nadzieję. On nie sprawia wrażenia jakby wszystko było z tobą w porządku. To jego sprawka - mruknął niezadowolony wskazując na moją kostkę.
Chyba zapomniał ile siniaków, czerwonych plam, malinek i innych obrzydlistw mu zawdzięczam. Pozostawiłam to bez komentarza.
 - Nie ma prawa cię tutaj przetrzymywać - ciągnął dalej. - Czy to nie pokręcone, że cały tydzień musiałaś siedzieć zamknięta w pokoju?
Otwierałam właśnie usta, aby z grzecznością skomentować jego wyrzuty, lecz w słowo wszedł mi Juugo utrzymując nadal standardowy spokój.
 - Dlaczego uważasz, że to pokręcone? - zapytał mojego narzeczonego, nawet na niego nie patrząc. - To oznaka troski.
Zdziwiłam się. Siedziałam bezczynnie, a gdy Juugo w końcu na mnie zerknął starałam się dopatrzeć jakiegoś podtekstu w jego oczach. Na marne.
 - Troski? - powtórzył wyraźnie urażony tym blondyn. - Czy ten Sasuke ma w sobie w ogóle jakieś uczucia? Przecież to kryminalista!
A czy ty je masz? No powiedz, masz je? Ja przez te kilka lat, które z tobą przeżyłam nie zauważyłam żadnego uczucia, które mogłoby płynąć z twojego serca. W ogóle, dlaczego Juugo rzuca tak bezsensowną wypowiedź? Może i byłam zmuszona siedzieć w domu cały ten tydzień, ale...
 - Sasuke mówił mi, że chce, abym jak najszybciej wróciła to zdrowia, ponieważ potrzebował sprawnego Medyka - wtrąciłam z powagą.
 - Słowa nie zawsze odzwierciedlają to, co kłębi się w sercu – Bez wzruszenia gmerał sztućcem w kanapce, usiłując wyeliminować szynkę.
I że niby on wypowiedział właśnie tak mądre słowa godne poety?
 - To co kłębi się w sercu Sasuke, odzwierciedla wyraz jego twarzy! – naciskałam uporczywie. Chciałam, żeby Juugo błysnął kolejną mądrością, która podniosłaby mnie na duchu.
Słowa nie zawsze odzwierciedlają to, co kłębi się w sercu.
Czyż to nie pocieszające?
Eizo poklepał mnie po ramieniu i westchnął:
 - Zmieńmy temat.
 - Dobrze - powiedziałam cicho będąc zła na samą siebie, że nie zaprotestowałam.
 - Sakura, mam pytanie – zagaił z ożywczą siłą.
 - Słucham.
 - Mogę... mogę cię pocałować? - wydukał nieśmiało. - Tak dawno tego nie robiłem.
Wzdrygnęłam się. Jego widok w takim stanie zdawał mi się dziwny. Eizo nieśmiały? To się nie krzyżowało. Obrzuciłam go ciepłym spojrzeniem i ze strachu, który nadal w sobie trzymałam, zgodziłam się.
 - Możesz.
Nie zważając na obecność Juugo, która osobiście mi przeszkadzała wpił się w moje usta i zaczął namiętnie całować. Zaskoczona starałam się utrzymać tempo. Pytając się „Mogę cię pocałować?” myślałam, że chodzi mu o delikatnego buziaka, lub niewinny pocałunek. Starałam się zrobić wszystko, aby to jak najszybciej się skończyło.
Syknęłam i chwyciłam się za kostkę udając, że ból, który z niej pochodzi właśnie mi doskwiera.
 - Sakura - powiedział przerażony. - Wszystko w porządku?
 - Trochę boli - uśmiechnęłam się.
 - Powiedz jak przestanie. Wtedy dokończymy.
Szczęka omal nie opadła mi na ziemię.
Że co? To miał być pyszny żart? Jeśli tak, to kiepski. Sasuke od razu spytałby się czy nie zanieść mnie do pokoju, czy nie potrzebuję maści, czy nie chcę czegoś do picia, lub do jedzenia. Jestem kretynką. Dlaczego do cholery porównuje ze sobą tę dwójkę. Mogło mi się zdawać, że Uchiha wykazuje jakąś opiekuńczość, ale cel miał w tym jeden. Sprawny Medyk. Bo po co mu taka Sakura ze skręconą kostką? Nigdzie nie dobiegnie, nie ukryje się w porę i w najgorszym wypadku przypłaci za to życiem.
 - Jasne – Wykrzywiłam twarz w grymasie i wtedy drzwi do kuchni zaskrzypiał. Odczekałam chwilę.  Nawet nie musiałam tam zerkać, wiedziałam dokładnie kto w nich stoi. Suigetsu, od razu powiedziałby wszystkim „Cześć” i nawet nie zdziwiłby go taki widok. Karin zamarudziłaby coś pod nosem i przywitałaby się jedynie z Juugo. Pozostał tylko jeden mieszkaniec owej kryjówki, który najbardziej plątał mi w myślach.
S A S U K E
Gdzie ona, do licha, się podziała?! Byłem całkowicie wytrącony z równowagi i ogarnięty złością. Wyraźnie mówiłem Haruno, aby siedziała w pokoju póki ja, osobiście, nie wyrażę zgody na zmianę. Jak to Sakura - nie posłuchała moich słów, a wręcz przeciwnie miała je kompletnie gdzieś. Moja twarz przywodziła na myśl demonicznego upiora, gdy mocno naparłem na drzwi do kuchni - to było jedyne miejsce, które pierwsze stanęło mi na drodze.
Tak jak myślałem; Sakura była w pomieszczeniu razem z Juugo, ale co mnie najbardziej zdziwiło i trafiło w moje serce to to, że przebywał tam również ten zakichany kretyn, którym miałem ochotę rzucić o ścianę. Jak to możliwe, że Juugo nie reaguje? Haruno poprawiała bandaż, a Eizo siedział obok patrząc na nią jak na obrazek uznany za dzieło sztuki. Kiedy wszedłem Haruno nawet nie uraczyła mnie spojrzeniem. Zrobili to za to dwaj pozostali.
 - Cześć Sasuke - przywitał się Juugo siedząc ze skrzyżowanymi rękoma. Wytrzeszczyłem na niego oczy nie wierząc w jego spokój. Dlaczego, do cholery nic nie robi?! Moja pierwsza myśl? Zrobić wokół takie zamieszanie, aby każdemu z nich ode chciało się egzystować na tym świecie. Tylko nie mogłem. Nie interesują mnie oni, tak właściwie to dlaczego tak bardzo odizolowuje ich od siebie? Irytuję mnie to, ale nie powinienem się tak zachowywać, już wczoraj starałem się zrobić wszystko, aby opanować swoje widzimisię. Wziąłem głęboki oddech i z udawanym spokojem wszedłem głębiej.
 - Cześć - odpowiedziałem kompanowi po chwili milczenia. - Zrobiliście coś na śniadanie?
Sakura dopiero teraz się podniosła i z oszołomieniem zaczęła mi przypatrywać. Zlekceważyłem to i podszedłem do lodówki zaczynając bacznie lustrować jej zawartość. Nie była zachęcająca, ale ostatecznie wyciągnąłem kawałek kurczaka i odrobinę ryżu, którego nie mogłem wczoraj dojeść. W tle słyszałem tylko jazgot tego idioty.
 - Pewnie chciałabyś wrócić do Konohy - mówił pełny nadziei do Sakury. - Ostatnio prawie nam się udało, ale moje bezsensowne gadanie trwało zbyt długo...
 - Nie było bezsensowne - szepnęła radośnie Sakura. - To najpiękniejsze słowa jakie w życiu mi powiedziałeś.
Jasna cholera, a co mnie to obchodzi? Z kamiennym wyrazem twarzy usiadłem obok Juugo, na moje nieszczęście było to zaraz na przeciwko Haruno, ale pomimo tego nie zmieniłem miejsca.
 - Juugo zapomniałam cię przeprosić za moją ucieczkę - ciągnęła dalej. - Zapewne miałeś przeze mnie poważne kłopoty.
 - Zapomnijmy o tym - burknął tylko, a Sakura zmarkotniała i spuściła wzrok.
Chwila ciszy. W sam raz na zjedzenie posiłku. Nic mnie przez kilka sekund nie irytowało ani nie wytrącało z równowagi. Błogi spokój. Nagle Haruno wstała i poszła w moje ślady próbując doszukać się czegoś w lodówce.
Eizo od razu zareagował.
 - Na dole jest kurczak! - powiedział podnosząc się z miejsca.
Ona tylko pokiwała głową i zamknęła drzwiczki, po czym sięgnęła po jabłko idealnie prezentujące się w czarnej misce.
 - To mi wystarczy - szepnęła.
Nienawidziłem wypowiadać tego imienia, nienawidziłem do niego gadać ani patrzeć w jego przemądrzałe oczy, ale musiałem jakoś poinformować go o przyszłym cierpieniu.
 - Eizo – przerwałem mu. - Jak skończysz idziesz ze mną i Suigetsu na zewnątrz.
 - Po co? - zapytał zaskoczony, a mojej uwadze nie uszedł błysk w oku Sakury.
 - Muszę ci coś przekazać.
 - To powiedz teraz.
 - Nie, idioto - warknąłem. - Jak skończysz, pójdziemy razem.
I zamilkł. Wiedział dobrze czym się kończy zadzieranie ze mną. I chociaż był wyższy i być może masowo silniejszy, ja mimo to miałem nad nim pewną władzę. Byłem Ninja. Posiadałem umiejętności o jakich mu nawet się nie śniło.
 - Mogę też iść? - wtrąciła nagle Sakura podchodząc do mnie.
 - Po co?
Spojrzała na mnie błagalnie.
 - Chcę wiedzieć co takiego masz mu do przekazania
 - To nie twoja...
 - To moja sprawa, Sasuke - wcięła się machając mi przez oczami karcącym palcem. - Załóżmy chociaż raz, że to moja sprawa.
Zdezorientowany patrzyłem to na nią, to na jej rękę. Skąd takie słowa w ogóle przyszły jej do głowy? Czy warto będzie wdawać się w dyskusje? Dzisiaj byłem zbyt nadpobudliwy, żeby cierpliwie znieść jej prośby i zgryźliwości. Robię to tylko i wyłącznie dla świętego spokoju. Swoją drogą - jestem ciekaw jej reakcji na mój szatański plan.
 - Dobra, możemy tak założyć.
Wytrzeszczyła na mnie oczy.
 - Naprawdę?
 - Jeśli ci nie odpowiada, mogę zmienić decyz...
 - Odpowiada! - niemal krzyknęła unosząc z radości ręce do góry i patrząc z szerokim uśmiechem na blondyna. - Bardzo odpowiada.
 - Mi z kolei nie - powiedział. - Nie wiem co znowu kombinujesz - Tym razem zwrócił się do mnie. Zlekceważyłem jego słowa i zabrałem się za pałaszowanie kurczaka.
Po jakieś minucie ciszy zrezygnowany wzruszył ramionami.
 - No tak - mruknął i podszedł do Sakury obejmując ją jednym ramieniem. Patrząc na to mój umysł nawiedzał obraz z naszych ostatnich nocy. Ja obejmowałem Sakurę każdej nocy, Eizo nie miał się tym szczycić. Wiedział, że irytuje mnie, gdy jest blisko, dlatego robił mi na złość. Kretyn. Mnie to nie interesuje. W końcu są zaręczeni. Chociaż wolałbym, aby go tu nie było... Tak właściwie jest to moje marzenie.
Marzenia mają jednak to do siebie, że rzadko się spełniają.
 - Chodźmy już! - zaproponowała Sakura starając się dyskretnie odsunąć od blondyna.
 - Dlaczego ci się tak śpieszy? - zapytał.
 - Jestem ciekawa, i tyle. Sasuke… - powiedziała, zbliżając się. - Chodźmy już.
 - Może dasz mi zjeść? - warknąłem. - Jestem głodny.
 - Co z tego? Przecież i tak nie lubisz ani ryżu, ani kurczaka - nie rozumiem dlaczego w ogóle to jesz. W lodówce jest wiele innych rzeczy.
 - Skąd do cholery wiesz, że nie lubię? - przerwałem jej wbijając wzrok w talerz z jedzeniem. Patrząc na niego, rzeczywiście mnie mdliło.
 - Pamiętam jeszcze za czasów drużyny siódmej - uśmiechnęła się i zabrała mi z ręki sztućce. - Zawsze gdy jedliśmy razem, ty gdzieś odchodziłeś, a potem szedłeś z tym na plac zabaw i wpychałeś to dzieciakom.
Spozierałem ją wzrokiem, zastanawiając się skąd ona wie o mnie tyle rzeczy? Wiedzieć może i mogła, ale jeszcze je pamięta. Nie odzywałem przez chwilę, ale czułem jak wielki znak zapytania mam wyrysowany na twarzy. Sakura zaśmiała się. Albo przez wspominanie tego faktu, albo z mojej miny. Wolałbym, aby spełniła się ta pierwsza opcja.
 - Dzieciaki mi mówiły - wyjaśniła, domyślając się nad czym tak intensywnie dumam.
 - Dzieciaki?
 - Tak. Co w tym dziwnego?
 - To, że jakoś nie miałem okazji widzieć cię z „dzieciakami” - oznajmiłem akcentując ostatnie słowa. Sakura wypowiadała je nadzwyczaj specyficznie. Ja, określałem dzieciaki mianem „bachory” lub istoty, które są wiecznie niewyżyte w irytowaniu ludzi.
 - Widzisz, jak oślepiła cię zemsta - znowu się uśmiechnęła, ale mniej entuzjastycznie. Prychnąłem tylko i odstawiłem naczynie do zlewu mijając ją bez słowa.
 - Ten talerz jest pełny - upomniała mnie.
 - W tym tygodniu zmywa Karin. - wtrącił Juugo nad wyraz wsłuchany w naszą wcześniejszą rozmowę.
 - Poza tym sama mówiłaś, że mam tego nie jeść – wtrąciłem.
 - Nie powiedziałam tego! - oburzyła się.
 - Tak to zabrzmiało.
Eizo ogarnięty ciszą w końcu musiał ją przerwać. Widziałem jak wręcz się do tego targał.
 - Możemy iść? – zrobił kwaśną minę.
 - Możemy – powiedziałem.
Sakura kulała przede mną kierując się do wyjścia. Gestem ręki rozkazałem Juugo, aby szedł z nami. Na zewnątrz, według ustaleń powinien być już Suigetsu, do kompletu jak zwykle brakowało Karin, ale nie była w tym wypadku do niczego potrzebna. Ona ma tylko wykrywać czy ktoś się do nas nie zbliża.
Miałem ochotę znowu wziąć Sakurę na ręce, bo nie mogłem patrzeć na to w jaki sposób idzie. Jeszcze niedawno twierdziła, że z jej kostką jest już wszystko w porządku. Dobre sobie. Gdybym ją posłuchał teraz miałaby za to porządną nauczkę. Obecność Eizo działała mi na nerwy. Nie wyobrażałem sobie trzymać ją na rękach w chwili kiedy on jest zaraz za moimi plecami. Wstrzymałem się. Gdyby ten kretyn był chociaż w połowie mężczyzną sam dawno by jej to zaproponował. Ja pragnąłem tego tylko ze względu na jej zdrowia i możliwość jak najszybszego powrotu do formy. Nie potrzebny mi kulawy Medyk.

Byłem dumny, że znów mogłem oznajmić światu coś, co zapewne zupełnie zwali ich z nóg. Sam dumałem nad tym długo i intensywnie, mająć nadzieje, że mój plan nie zawiedzie i okaże się skuteczny,
 - Wreszcie! - Suigetsu już czekał pod drzewem i bawił się znalezionymi kawałkami patyków. Było cholernie gorąco. Ledwo co zdążyłem zauważyć słońce, a już poczułem, że się pocę.
 - Cześć, Suigetsu - powiedziała Sakura.
 - Cześć.
 - Więc… - W głosie Eizo wyczułem krytyczną ilość jadu i gniewu, który dodatkowo to pogłębiał. - Co chcesz mi powiedzieć?
 - Coś ważnego – mruknąłem bardziej do siebie. - Suigetsu podrzucił mi kilka wybitnie ciekawych sugestii.
 - Nie musisz tak wyraźnie tego podkreślać - Hozuki burknął coś niezadowolony pod nosem odwracając od nas wzrok. Czułem się osaczony. Stałem na środku, a ta czwórka okrążyła mnie jakby przyszykowana do ataku. Jednak było inaczej. Oni wszyscy czekali na moje słowa, a najbardziej Sakura. Ręce jej drżały, a usta wykrzywiały się w sztucznym uśmiechu, tuszującym jej wewnętrzny niepokój. Nie powinna się tak denerwować. Oczekiwałem takiej reakcji od blondyna, który był za to opanowany przez gniew. Gniew występujący u niego dość nagle. Jeszcze niedawno był pełen radości. Cieszyłem się, że to się zmieniło.
 - Nie chcę przypisywać sobie twoich pomysłów – zwróciłem się do Suigetsu. I robiłem to tylko dlatego, aby w razie czego Sakura nie zrzuciła całej winy na mnie i miała pretensje również do niego.
 - Co chcecie ze mną zrobić? – zniecierpliwił się Eizo. - Wiecie, że gdy rozkażecie mi odejść, ja zdradzę władzą Konohy miejsce waszego pobytu!
Nie mam zielonego pojęcia po co to powiedział.
 - Wiemy.
 - Więc czego chcecie?
 - Najchętniej to zakończyć twój żywot – na twarz wpełzł mi niecny uśmieszek, a Sakura jak na zawołanie poruszyła się nieznacznie. – Właściwie nie mam pojęcia dlaczego do teraz tego nie uczyniłem.
 - Sasuke! – syknęła ostrzegawczo.
 - Chyba właśnie dlatego – dokończyłem, nie zwracając uwagi na jej wypowiedz. – Ona narobiła mi już wystarczająco problemów, a jej wielka rozpacz byłaby kolejnym utrudnieniem.
 - Trzeba było się nie zgadzać - powiedział Hozuki. Zgromiłem go wzrokiem.
 - Nie miałem ochoty poszukiwać nowej kryjówki. Ponadto wedle twoich zapewnień, ten kretyn przynajmniej do czegoś się przyda.
 - Powiedz wreszcie do czego - odezwała się Sakura robiąc kilka kroków wprzód.
 - Jak sobie życzysz.
Zapanowała cisza. Uwielbiałem takie momenty. Spokój, pełną wiedzę i świadomość w swojej duszy, zaś w ich niepokój i bezradność. Miałem wtedy władzę, a lubiłem ją mieć. Nic więc dziwnego, że trzymałem ich w niepewności jak najdłużej. W sumie, gdy dowiedzą się prawdy, czeka mnie jeszcze większa fala emocji.
 - Tęsknisz za Konoha, co? - wysyczałem w końcu, a złośliwy uśmieszek zamierzał pozostać na mojej twarzy w nieskończoność.
Cała trójka, nie wliczając w to Juugo, ze zdziwienia, aż cofnęła się jeden krok, nie wiedząc co mogą w tej chwili zrobić. Sakura zerknęła na Eizo ponaglając go do wyduszenia z siebie jakiś słów.
 - Tak… To znaczy nie. Tęskniłbym za nią gdyby była w niej Sakura, ale teraz kiedy jest ze mną i wiem, że jest bezpieczna, nie śpieszy mi się do Ukrytego Liścia.
Haruno na jego słowa chwyciła się za głowie i spuściła wzrok, głęboko wzdychając.
 - Doprawdy? - drążyłem dalej. - Dzisiaj słyszałem, że bardzo żałujesz tego, że cię tam nie ma.
 - Nie ma mnie tam z Sakurą - poprawił mnie. Zacisnąłem obie pięści, Sakura zauważyła to i stanęła bliżej narzeczonego.
 - Z Sakurą czy bez, dzisiaj tam wrócisz – Spoważniałem. Nawet gdy uderzyło w nich oszołomienie, ja wciąż korzystałem ze swojej maski. Haruno stała niczym słup stoli wpatrzona we mnie, starając się zrozumieć cokolwiek.
 - A… ale jak… to? - wydusiła z siebie. - Co ty planujesz?
 - Jest członkiem naszej organizacji, więc zacznie dla niej szpiegować.
 - Szpiegować? - powtórzyła ofiara z niedowierzeniem. - Nie będę węszył we własnej wiosce.
 - To nie twoja wioska - tym razem ja go poprawiłem. - Chciałeś dołączyć się do grupy, więc zobowiązałeś się do pracowania dla niej.
 - To przesada! - wtrąciła znowu.
 - Daje ci szansę, nie zmarnuj jej.
 - Uchiha, podejmujesz ryzyko! - krzyczała nadal machając przy tym rękami. - Eizo może powiedzieć w wiosce o wszystkim co jest tutaj, a ty nawet nie będziesz tego świadomy!
 - Juugo będzie go obserwował.
 - Tak? - obudził się. Brawo, pomyślałem. Juugo wzruszyło coś od pojawienia się tutaj po raz pierwszy. - Mam go obserwować.
 - Ale tak na wszelki wypadek, jeśli piśniesz choćby słówka tego, co nie trzeba, gorzko tego pożałujesz. Poskutkuje to tylko i wyłącznie na Sakurze – zagroziłem.
 - Dlaczego akurat Konoha? - zapytała podejrzliwie.
 - To tylko test, nie ma w tym żadnego celu. Konoha jest waszym domem, wiec stwierdziłem, że będzie to dobry pomysł.
 - Ale ja nie mogę tak po prostu wrócić, przecież... oni będą się dopytywać, zastanawiać gdzie byłem tyle czasu. To nie może się udać. Nie wiem nawet czego dokładnie mam się dowiedzieć.
 - Pokręcone – skomentował Suigetsu.
Zwróciłem się do niego.
 - Wiesz co? Żyło mi się równie dobrze bez twojego idiotycznego komentarza.
 - Moim zdaniem stawiasz na zbyt wielkie ryzyko.
 - To żadne ryzyko. Jeśli Eizo chce, aby Sakura dożyła jutra na pewno nie złamie zasad - powiedziałem przelatując wszystkim wzrokiem. Drgnęli.
 - Pójdziesz tam pod prostym pretekstem - mówiłem dalej, tym razem do blondyna. - Wróciłeś z poszukiwań i nic nie znalazłeś. Dowiesz się o sytuacji materialnej wioski.
 - Po co ci sytuacja materialna? - Sakura zadawała za dużo pytań. W dodatku z tą obsesyjną podejrzliwością. Sytuacja była mi potrzebna do spełnienia zemsty, ale, że Haruno nie mogła poznać na razie prawdy musiałem wykombinować coś innego.
 - To tylko test – podkreśliłem.
 - Idiotyczny.
 - Do czegoś musi się przydać twój kochaś - wygarnąłem jej nie zrzucając pilnego oka z tego patałacha. Irytował mnie. - Jutro, późnym wieczorem wróci tutaj, tłumacząc to kolejną próbą poszukiwań.
 - A jeśli nie pozwolą mi odejść? - zapytał.
 - Chyba masz prawo opuszczać wioskę kiedy chcesz? Zresztą będzie tam Juugo, poradzicie sobie. A teraz przygotuj się. Za kilka minut wyruszasz z nim, potem zostawi cię sam, ale nie będzie spuszczał z ciebie oka. Uważaj na każdy swój ruch.
Nagle Sakura zareagowała. Zacisnęła obie pięści i z głośnym warknięciem wróciła z powrotem do kryjówki, nie patrząc nikomu w oczy.
 - Dziesięć minut - rzuciłem do niego i poszedłem w ślady Sakury. - Juugo, dopilnuj tego.
 - Jasne.
 - Ej, Sasuke, czekaj! - zawołał za mną Suigetsu. Weszliśmy do kryjówki. Idąc korytarzem do moich uszu dochodziły szybkie i ciężkie kroki Sakury, po chwili dźwięk ten zamilkł zupełnie zakończony silnym trzaskiem drzwi.
 - Robisz to na złość, czy co? - spytał nagle idąc obok.
 - Sam to zaproponowałeś. I nie robię tego nie złość - wyjaśniłem kierując się do Sali narad. Sądząc po jego minie ma mi dużo do powiedzenia, a ja nie chcę, aby ktokolwiek to usłyszał, zwłaszcza Haruno. Eizo i Juugo najwyraźniej zostali jeszcze na zewnątrz, ponieważ nie dosłyszałem się żadnych innych kroków.
 - Ale po co to?
 - Jak to po co? - zdziwiłem się. - Potrzebne nam są informacje o Ukrytym Liściu, a Eizo nie musi nawet szpiegować, sami mu wszystko powiedzą w końcu jest mieszkańcem wioski.
 - Mogłeś to dokładniej przemyśleć.
 - Pozwól, że to ja będę oceniał czy jest dobrze, czy nie.
 - Sakura nie wie, że chodzi o atak na Konohe, będzie cały czas wmawiała sobie, że to wszystko, aby ją zdenerwować - powiedział dalej pełen pretensji. Czułem się jak zirytowany ojciec wokół którego skacze niesforne dziecko.
 - I co z tego? – Wzruszyłem ramionami. Nie do końca miałem to gdzieś, ale nie potrafiłem inaczej tego rozegrać.
 - Kiedy ty w ogóle chcesz jej o tym powiedzieć?
 - O czym?
Powaga Suigetsu mówiła sama za siebie. Odkąd on w ogóle zaczął się tak nieznośnie wszystkiego mnie czepiać i dopytywać. Zdawało mi się to nadzwyczaj dziwne. Hozuki rzadko interesował się moimi postanowieniami, nawet gdy miałem świadomość, że mu to nie pasuje, nigdy osobiście się do mnie nie pofatygował i nie wyrzucił z siebie swoich uwag. Miałem zatem dwa warianty. Albo Suigetsu naszła jakaś przemiana i zaprzestał cichego siedzenia, lub zwyczajnie w całym tym fiasko maczała palce Sakura.
 - Mam nadzieję, że ty nie pisnąłeś jej ani słowa - ostrzegłem go stanowczym głosem.
Suigetsu zmrużył oczy.
 - Jasne, że nie. Mi to obojętnie czy Sakura o tym wie, czy nie. Dla mnie to wyłącznie koleżanka. Nie mieszam się w takie sprawy.
Wydawał się być szczery, a moja spostrzegawczość rzadko kiedy mnie miliła. Westchnąłem, po czym zrezygnowałem z wybranego kierunku i ruszyłem w stronę własnego pokoju.
 - Idę do siebie - rzuciłem do niego i przyśpieszyłem tak, żeby nie był w stanie mnie zatrzymać. 

3 komentarze:

  1. Jejku, cały tydzień w łózku... to tak jak ja w rekolekcje i święta. xd
    Suigetsu podobny do Naruto? Chyba tylko pod względem charakteru, jak tak sobie ich wyobrażam to z wyglądu baardzo się różnią.
    Eizo.. niby tak kocha Sakurę, ale jak bolała ją noga to nie przeniósł jej do pokoju, tylko chciał się całować. Idiota.
    Dlaczego ona swoją drogą teraz pała do niego taką miłością i wgl? >.<
    No i teraz Eizo zostaje szpiegiem... ciekawe czy będzie coś kombinował, czy posłusznie wypełniał rozkazy Sasuke.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem ciekawa, co Sakura napisała w liście do Deidary. Może ma dać ten list Gaarze, a on powiadomi Naruto? I dowiedzą się co i jak z Sakurą? Moje domysły i teorie xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Usługi finansowe i pożyczki @ 3%.

    Czy potrzebujesz osobistej lub biznesowej pożyczki bez stresu i szybko?
    Zwrot kosztów w dowolnym miejscu na świecie. skontaktuj się z nami przez to
    email: felixdukeloanfirm@gmail.com


    PODANIE O POŻYCZKĘ

    1. Twoje pełne imię i nazwisko
    2.Country
    3. adres domowy
    4. Data urodzenia
    5.Sex
    6.Twoje zawody:
    7. Twoja ważna karta iD:
    8.Telefon
    9. Twój adres e-mail firmy / osobisty adres e-mail.
    10. Kwota pożyczki.
    11. Czas trwania.


    napisz do nas na adres felixdukeloanfirm@gmail.com
    Pan Felix Duke

    OdpowiedzUsuń