środa, 31 października 2012

Rozdział 45



Następnego dnia moje katusze zdawały się nie mieć końca. Sądziłem, że po kilku godzinach snu i odpoczynku zły nastrój gdzieś wyparuje i raz jeszcze będę mógł podjąć próbę skupienia się na rzeczach ważnych. Chociaż przypuszczenia – jak zawsze – okazały się złudne i tak postanowiłem zabrać się w końcu do roboty. Madara miał świętą rację. Już zdecydowanie za długo trwają moje przygotowania do ataku. Czułem, że jestem gotowy; fizyczne. Z psychiką było odrobinę gorzej, ale wierzyłem, że zdołam to naprawić. Ostatecznie mam całe dwa tygodnie plus czas, który poświęcę na naukę ‘panowania nad Dangetsu’.
Gdy tylko zakończyłem poranne czynności usadowiłem się na łóżku i rozwinąłem zwój. Myśli o Sakurze i Eizo oddaliłem na drugi plan – przynajmniej tak starałem to sobie wmówić. W pełni skupiłem się na tekście, który po czasie całkowicie mnie pochłonął. Był to dokładny opis doznań jakie mnie czekają …
Wkładanie demona w ciało człowieka sprawia mniejszy ból niż jego odbieranie. Należy jednak pamiętać, że przygotować trzeba się tak samo na dwie fazy. Nie potrzeba jedynie gotowości fizycznej, ale i psychicznej…’
 - No to poległem na starcie – mruknąłem, zawieszając zmęczony wzrok na literach, które zaczęły się ze sobą zlewać. Co prawda, Madara uświadamiał mi tą samą rzecz … Nie wiedziałem dokładnie co znaczy ‘Gotowość psychiczna’. Przejechałem palcem kilka linijek w dół, poszukując jednego słowa. Po kilku sekundach zamigotało mi przed oczyma.
‘Jeśli chodzi o psychikę; każdy przyszły Jinchuuriki musi być świadomy niesamowitego bólu, którego dozna, jak również niekontrolowanych zachowań…’
 - Pierdole – niekontrolowane zachowania mam już za sobą. Sakura przysporzyła mi ich dość sporo, tak więc jestem przyzwyczajony i gotowy na to doświadczenie. Jeśli chodzi o ból …też mi coś, byłem pewny, że świetnie sobie z nim poradzę.
Z ciężkim westchnięciem spojrzałem na sufit.
Bycie Jinchuuriki będzie proste. Przecież nie będę posiadaczem Kyuubi’ego, którego kontrolowanie przychodziło o wiele trudniej i z pewności do teraz ciąży Naruto. Ja, będę miał Dangetsu – zwykłego, niegroźnego demona, który ma stanowić dla mnie pomoc w zniszczeniu Konohy. Madara jeszcze o tym nie wie, ale mam zamiar użyć go jedynie w nagłych przypadkach. Przecież to ja mam zniszczyć Ukrytego Liścia, a nie jakiś pożal się Boże demon. Nagle oprócz gniewu, który nadal we mnie tkwił poczułem głód. Eh, zupełnie zapomniałem złożyć kuchni odwiedziny. Odłożyłem zwój i ukryłem go w zamykanej na klucz półce, tak aby mieć pewność, że nie wpadnie on w niepowołane ręce – chodziło tu oczywiście o Sakurę i jej ciekawski charakterek.
Niechętnie udałem się ku wyjściu – wolałem cały dzień spędzić w pokoju i popracować nad inną techniką, która pozwoli mi nie myśleć o tym, o czym nie chcę. Przebywałem kolejne korytarze, przecierając oczy i doprowadzając swoje włosy do ładu. Szczerze, od zawsze miałem to gdzieś, ale nagle doszło do mnie, że wyżywanie się na pozostałych członkach Taki jest nie fair. Postaram się chociaż w połowie ukryć przed nimi targające mną emocję.
 - Uchiha! Zaczekaj chwilę! – kurwa mać! Aż podskoczyłem i to bynajmniej nie ze strachu, lecz ze złości, która ponownie poczęła wzrastać. Ten głos …od zawsze mi przeszkadzał, jednak obecnie zacząłem go nienawidzić. Prezentując pełną niechęć na twarzy obróciłem się w kierunku gościa. Eizo podbiegł do mnie.
 - Czego chcesz? – warknąłem, rezygnując z wszelkich grzeczności.
 - Chodzi mi o Sakurę – oznajmił i spojrzał prosto w moje oczy. Ta perfidność nadal go nie opuściła. – Na razie źle się czuje, ale jak tylko będzie z nią lepiej to może być ze mną w pokoju, prawda?
Zdziwiło mnie jego pytanie. Zdziwił mnie w ogóle fakt, iż jest na tyle ‘kulturalny’, aby o to zapytać. Wczoraj wyzywał mi od psycholi, a dzisiaj ponownie zgrywa grzecznego członka Taki? Prychnąłem pod nosem.
 - Nie obchodzi mnie gdzie będzie – rzuciłem mimochodem, ponawiając moją próbę udania się na posiłek. Na twarzy Eizo zawitał delikatny uśmiech.
 - Mam rozumieć, że odpowiedź jest twierdząca?
 - Rozum to sobie jak chcesz.
 - Arogancki jak zawsze – w jego głosie prócz irytacji wyczułem również zadowolenie, które wydawało mi się dość podejrzane. Spojrzałem na niego zza ramienia. Kąciki ust nadal miał uniesione ku górze. – Niech lepiej szybko wróci do formy.
 - Taa – jak najszybciej ewakuowałem się z miejsca zdarzenia. Byłem zły, że wspomniał o Sakurze i czułem, że nie tylko na tym to się zakończy. Haruno źle się czuła …to znaczy, tak nam wszystkim wmawiała. Doskonale wiedziałem, że kryje się za tym jakaś intryga. Zapewne wciąż boi się stanąć twarz w twarz z Eizo, być może również doszło do niej, że teraz kiedy Orichi opuścił kryjówkę musi wrócić do szarej codzienności. Ściśle mówiąc – do dzielenia pokoju z kretynem.
Jej to pewnie jest na rękę. Wnioskują po ostatniej reakcji na jego widok, te wszystkie zapewnienia o braku uczuć względem niego są zwykłym stosem kłamstw. Przecież nie przytula się osoby, której się nie kocha! Nie znam się na tych damsko-męskich sprawach, ale sądziłem, że mam rację. Nie chodziło tu o takie zwyczajowe przytulańce. Eizo był narzeczonym Sakury, którego ona podobno nie kocha – w takim przypadku Haruno nie ma prawa okazywać mu jakichkolwiek uczuć, poprzez gesty.
Poza tym jest moja i tu bym zakończył wszystkie moje rozmyślania.
*
Przez trzy kolejne dni pracowałam nad moim talentem aktorskim. Właściwie czułam się świetnie, miałam ochotę w końcu opuścić pokój i udać się z resztą organizacji na treningi. Z drugiej zaś strony, przede mną stała gruba bariera, która kilkoma faktami przysłaniała mi wcześniejsze wizje. Gniew związany z Sasuke odrobinę się uspokoił, jednak wciąż miałam do niego pewne zarzuty – mój stan ducha chyba był odwzajemniany. Uchiha ani razu nie zawitał w te progi. Unikał mnie jak gdybym była jakimś duchem. Zaczęłam żałować tego, co zrobiłam trzy dni temu.
Odwzajemniłam uścisk Eizo, a przecież nie powinnam. Nie tylko ze względu na obietnice jaką złożyłam – Sasuke z pewnością nawet jej nie pamięta – ale na własne uczucia. Zachowałam się podle. Kiedy wiedziałam już, że Uchiha jest na mnie zły, przestawiłam się na drugiego mężczyznę … Nie! Nawet nie chciałam tak myśleć, przecież to wszystko stek bzdur. Ufam Sasuke, nienawidzę Eizo. To jednoznacznie sugeruje, iż z tym drugim nie powinnam mieć nic wspólnego. Tyle, że ten pierwszy również mnie zawiódł.
Nie chciałam snuć dalszych przypuszczeń. Wolałam osobiście udać się do czarno-włosego i dowiedzieć co tak naprawdę chodzi mu po głowie.
Po raz pierwszy od trzech dni podniosłam się z łóżka na dłużej niż dziesięć minut. W głowie mi trochę huczało, ale to chyba spowodowane jest nadmiernym leżeniem. Po jakimś czasie byłam już gotowa do wyjścia. Przeczesałam ręką włosy i udałam się do kuchni.
 - No patrzcie kto się zjawił – Suigetsu wyszczerzył się w moim kierunku. Prychnęłam, a moja mimika wykrzywiła się na nieco sarkastyczną. Nie oczekiwałam takiego przywitania. Machnęłam tylko ręką i rozejrzałam po reszcie otoczenia. Hozuki grzebał coś w lodówce, z kolei Sasuke siedział na swoim miejscu, zajadając kanapkami. Na krótką chwilę nasze spojrzenia skrzyżowały się – teraz kiedy był tu Suigetsu, moment na rozpoczęcie rozmowy odpada. Spuściłam szybko wzrok i zwróciłam do seledyno-włosego.
 - Hej, jest coś dobrego?
 - Raczej załapałaś się na resztki – odrzekł z rozbawieniem – Przez te trzy dni lodówka była pełna, a teraz …
 - Dobra, dobra. Załapałam – przerwałam mu, chwytając się za głowę. Hozuki zauważył to.
 - Znowu boli cię głowa?
 - Niee – jęknęłam i wepchałam się w jego miejsce. Rzeczywiście, wcześniejsze zapewnienia mężczyzny okazały się prawdą. Chłodziarka jak zwykle świeciła pustkami. – Kto był ostatnio na zakupach? – zapytałam, prostując się.
 - Karin – powiedział.
 - Może teraz ja pójdę? – zaproponowałam. Skoro Sasuke mnie ignoruje, miałam nadzieje, że nie wtrąci się do konwersacji z kolejnymi argumentami pt: ‘Dlaczego to Sakura nie może udać się do wioski’. Westchnęłam i wbiłam wzrok w towarzysza. Drapał się nerwowo po głowie i co chwilę zerkał w stronę lidera. No chyba oszalał! – Suigetsu możesz pójść ze mną. Przecież samej na pewno mnie nie puścicie…
 - Nie ze mną o tym rozmawiaj – uśmiechnął się nonszalancko. I wzrokiem poprowadził mnie w znajomym kierunku. Sasuke nawet nie drgnął, a byłem pewna, że jest świadomy, iż dwie pary tęczówek właśnie go atakują. Jak zwykle przemawiała przez niego jedynie obojętność. – To nie ja podejmuje tutaj decyzję – dodał Hozuki, trochę głośniej. Walnęłam go pod żebro i zlekceważyłam ciche syknięcie z bólu.
 - Więc niech Karin idzie – warknęłam i raz jeszcze podjęłam się próby znalezienia czegoś do spożycia. Tym razem ruszyłam na szafki. Mój uśmiech automatycznie się rozszerzył. – Hej, czy to jest Ramen?
Suigetsu od razu znalazł się przy mnie z szeroko otwartymi oczami.
 - Co? Skąd on się tu wziął do cholery?
 - Nie wiedziałeś o nim? – zdziwiłam się.
 - Gdybym wiedział, już dawno by go nie było. Uwielbiam Ramen. Może nie tak bardzo jak Dango, ale ostatecznie …
 - Mój przyjaciel też uwielbia Ramen – mruknęłam. Nie miałam pojęcia co mnie podkusiło do wypowiedzenia tego na głos. Hozuki wykazał pełne zrozumienie, posyłając mi kolejny uśmiech. – Nawet bardziej niż Dango.
 - Kurczę, Sakura. Robisz mi ochotę na żarcie, które nie jest tutaj dostępne – mój rozmówca chwycił się za brzuch i zaczął mruczeć niezadowolony. Zachichotałam cicho.
 - Przepraszam – pisnęłam. – Przynajmniej ja mam coś, na co mam ochotę.
 - Jest tylko jeden?
Aby uzyskać odpowiedź na jego pytanie, ponowiłam poszukiwana, zaglądając do półki. Z żałością pokiwałam głową.
 - Przykro mi, jest tylko jeden, ale jeśli chcesz mogę się z tobą podzielić.
 - No co ty, Sakura – fuknął. – Zjedz sobie to całe, ja i tak już jadłem śniadanie. Ej, szefie! – zwrócił się do Sasuke, a jego twarzy wyrażała nagłe olśnienie. Nie chciałam słuchać głosu lidera, tak więc postanowiłam skupić się na przygotowywaniu posiłku. – Wiesz, że niedługo w Kiri-gakure odbędzie się festyn?
Wzdrygnęłam się.
 - I co z tego? – jego chłodny ton sprawił, że każdy włos na mojej głowie zaczął się jeżyć.
 - To, że właśnie tam będzie Ramen, Dango, Sashimi i wiele innych potrawach, na które mam cholerną ochotę.
 - Mamy iść na festyn ze względu na twój żołądek?
 - Nie tylko – powiedział, niewinnie się uśmiechając. – Przyda nam się jakaś zabawa. Ostatni festyn nie zaliczamy do udanych, zgodzisz się ze mną prawda? Poza tym nie mogliśmy brać w nim udziału, ponieważ mieliśmy misję. Teraz udajmy się tam dla zabawy!
 - Ty chyba oszalałeś – Uchiha wstał. Wzdrygnęłam się kiedy znalazł się obok mnie, aby umieścić naczynia w zlewie. Z całych sił staram się pokonać pokusę, która namawiała mnie do zwrócenia na niego swojej uwagi. – Mamy dużo pracy, a o ile się nie mylę ten cały festyn trwa dwa dni – dodał.
 - I co z tego? – wzburzył się Suigetsu, jednocześnie wzruszając ramionami. Stanął przed Sasuke. – Dwa dni nie odbiorą nam siły ani umiejętności. Poza tym jeden dzień jest na zabawę, a w drugim wystawiają stoiska z jedzeniem i innymi bibelotami.
 - Więc idź sam na ten drugi dzień …
 - Ale ja chcę też być na pierwszym! Szefie, nie bądź takim bucem – parsknęłam śmiechem na uwagę Suigetsu, lecz zaraz po tym syknęłam zła na siebie. Ów reakcja zwróciła uwagę dwójki mężczyzn, dodatkowo Uchiha nadal stał obok  mnie, opierając się o blat.
 - Widzisz Sasuke. Nawet Sakura chce iść na festyn! – Hozuki wykorzystał sytuację i wskazał na mnie palcem. Byłam lekko zdezorientowana nie słysząc żądnej złośliwej uwagi ze strony czarno-włosego.
 - Nic nie powiedziałam – burknęłam. Hozuki automatycznie zjawił się obok. – Suigetsu, nie strasz mnie tak!
 - Sakura, ty też?! – udał oburzonego. – Nie wierzę, że tak po prostu odpuścisz sobie jeden z najlepszych festynów!
 - Suigetsu… - urwałam, kiedy przyszło mi zalać potrawę wrzącą wodą. W takim przypadku musiałam skupić się na jednej rzeczy, aby się nie poparzyć. Cała ja, westchnęłam zrezygnowana do swoich myśli. Kiedy skończyłam wzięłam do ręki leżącą najbliżej szmatkę i zabezpieczając dłonie, podniosłam miskę z Ramen’em. – Przykro mi, ale zostawiam cię z tym. Idę to zjeść, zanim wystygnie.
 - Dokąd z tym idziesz? – zdziwił się. Wzruszyłam ramiona.
 - Chyba wole zjeść w pokoju, wiesz? – widząc jego zrezygnowanie, wymusiłam na sobie blady uśmiech. Chciałam jak najszybciej stąd wyjść – czułam palące spojrzenie Uchihy na swoich plecach. Powolnym i ostrożnym krokiem zaczęłam kierować się ku wyjściu, kiedy już miałam otwierać drzwi, one zrobiły to same z głośnym hukiem. Odskoczyłam od nich jak oparzona, a odrobina cieczy wylała się na ziemię.
 - Sakura! – usłyszałam przestraszony głos Hozuki’ego, który podbiegł do mnie. – Nie poparzyłaś się? – zapytał, jednak widząc, iż jestem sucha zwrócił wzrok w to samo miejsce co ja. Przed nami stał Eizo. Jego buzia była szeroko otwarta. – Hej koleś no, uważaj jak chodzisz.
 - N…nie wiedziałem, że tu jesteś Sakura – jego głos wyrażał skruchę. Zamknął za sobą drzwi. Zauważyłam jak spoważniał, spostrzegając Sasuke, stojącego w kącie. – Daj. Lepiej ja to wezmę. – posłusznie podałam mu misę.
 - Dziękuje – szepnęłam.
 - Dokąd ty w ogóle z tym szłaś? – zapytał, mijając mnie. Eizo skierował się do stołu i położył tam Ramen. Westchnęłam po raz kolejny tego dnia – zerknęłam na Sasuke. Jego wyraz twarzy …znowu był przerażający i pełen gniewu. Jednak w ów momencie katował nim Eizo. Blondyn raz jeszcze do mnie podszedł. Oniemiałam, kiedy przejechał dłonią po moim czole. – Już ci lepiej? – pytał dalej, nie czekając na poprzednią odpowiedź.
 - Tak. Musiałam się porządnie wyspać – skłamałam. Akurat snu to miałam ponad miarę.
 - Cieszę się. W takim razie możemy już przenosić twoje rzeczy, prawda?
 - Przenosić? – powtórzyłam, jak gdybym nie znała znaczenia tego słowa. Niebieskie tęczówki spojrzały na mnie pytająco. – Gdzie się przenosić? – ponowiłam pytanie.
 - Jak to gdzie? – Eizo parsknął kpiarskim śmiechem. – Do mojego pokoju oczywiście. Tego małego już tutaj nie ma, więc możesz do mnie wrócić.
Cholera jasna! pomyślałam, krzywiąc się znacznie. Zaczęłam na przemian zaciskać i rozluźniać pięści – to niesamowite jak szybko może rozpocząć się u mnie stan paniki. Kątem oka popatrzyłam na Sasuke i Suigetsu. Uchiha przypatrywał się mi podejrzliwie; no tak. Zapewne w ruch poszła jego spostrzegawczość.
 - Ah tak – westchnęłam szybko, aby nie wzbudzić większych podejrzeń. – Zupełnie wyleciało mi to z głowy.
 - Więc jedz – zachęcił, odsuwając mi krzesło. – Jak tylko skończysz, pomogę ci w przenosinach, dobrze?
Co ja mogę zrobić w takiej sytuacji? Nadal się go bałam. Może i byłam bezpieczna tutaj w kryjówce, ale pokonywanie wewnętrznej bariery na oczach Sasuke i Suigetsu nie wchodziło w grę. Najwyżej wyznam mu wszystko kiedy będziemy już sam na sam – tak! Muszę to zrobić! Nie mogę go oszukiwać …Eizo najwyraźniej nie uwierzył Sasuke, ponieważ ja nic mu nie powiedziałam na ten temat.
Udając szczęśliwą zajęłam miejsce i poczęłam zajadać się Ramen’em. Podczas tej czynności postanowiłam skupić się na Naruto i powspominać trzy sposoby jedzenia potrawy, które wymyślił. Uśmiechnęłam się do siebie na samą myśl.
Musiałam się uspokoić przed trudną misją.
*
Następnego dnia znowu wszystko się pogorszyło! Nie mogłem przestać myśleć o Sakurze i osobie, z którą będzie dzieliła pokój. Przecież to szaleństwo! Jeszcze kilka dni temu to ze mną spędzała noc w łóżku – teraz? Wszystko znowu obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni i poskutkowało na mój nastrój. Przy wczorajszym treningu stwierdziłem, że myśl: ‘Wyżywanie się na reszcie Taki jest nie fair’ jest kompletną bzdurą. Dlaczego w ogóle tak pomyślałem? Wszystkim dałem porządny wycisk i zupełnie nie interesowałem się uwagami, jakie do mnie kierowali. Dzisiaj wpadłem do kuchni jak burza, nadal nie potrafiłem pogodzić się z tym co się wydarzyło. Nadal nie miałem zielonego pojęcia dlaczego zrobiłem coś wbrew memu sercu i zgodziłem się na to, aby Sakura została u Eizo.
 - Cześć szefie – oh, jak bardzo powstrzymywałem się, aby nie rzucić cichego ‘Pierdol się’. Suigetsu mnie irytował. Karin, która siedziała obok zrezygnowała z przywitania. Ostatecznie zlekceważyłem słowa towarzysza i udałem się do lodówki. Wyciągnąłem pierwszą lepszą rzecz, którą okazał się plaster szynki, pochwyciłem kromkę chleba i skierowałem się ku wyjściu. – Wszystko w porządku? – dodał.
Trzasnąłem drzwiami. Do moich uszu dotarło jeszcze głośne ‘To znaczy, że nie’.
Życie jest okrutne. Świat jest okrutny. Wszystko musi staczać cię na samo dno, a to od ciebie zależy czy dasz rade się podnieść i zaprotestować. W tym przypadku straciłem wszelkie siły. Zadecydowałem pozostać w tym ‘dole’ i używając siły moich pięści, rozwalać całe wnętrze. Potrzebowałem się wyładować.
Szedłem tym cholernym korytarzem, bezustannie zastanawiając się nad podjętą decyzją. Może ponownie zatopię się w lekturze o byciu Jinchuuriki’m? Przeczytałem dopiero połowę, a niedługo będę musiał zabrać się za ‘Gotowość fizyczną’. Wtem usłyszałem ciche, miarowe kroki. Zirytowany podniosłem wzrok – jeśli to ten kretyn, z trudem przyjdzie mi się powstrzymać. Drgnąłem widząc różową grzywę, która jak zwykle przysłaniała widok na twarz posiadacza. Sakura szła naprzeciw ze spuszczoną głową. Podniosła ją dopiero, gdy po korytarzu rozniosło się echo moich kroków.
 - Umm – wyjąkała tylko i od razu wbiła wzrok w czubki swoich butów. Nastąpiła krępująca cisza. Nie zatrzymywałem się – bo po co? Niech wie, że jestem na nią wściekły. ‘Obiecuje’, ‘Nie kocham Eizo’ – jej słowa krążyły mi po głowie nawet w momencie, kiedy się minęliśmy. Miałem ochotę puścić jej nagranie tej nocy i prosić o jakieś wyjaśnienia. Boże, znowu zaczynam pierdolić jak baba. Kątem oka spostrzegłem w rękach Sakury stertę ubrań; a więc przenosiny jeszcze nie do końca są gotowe? Prychnąłem cicho, lecz Haruno tego nie usłyszała. Minęła mnie, a włosy, którymi tak bardzo uwielbiałem się bawić, zasłaniały mi wszelaką widoczność. Straciłem do nich trochę sympatii.

*
Teraz, kiedy go pokochałam, on ma zamiar traktować mnie jak siedem lat temu? Walczyłam ze sobą, aby nie obrócić się i nie skupić się na jego plecach. Kiedy minął mnie bez słowa, ogarnął mnie większy smutek, ale dodatkowo nowa energia.
Tak! Dzisiaj jest ten dzień! Muszę w końcu porozmawiać z Eizo i sama wyznać mu całą prawdę. Muszę być silna! Bądź co bądź, Sasuke trochę mnie nauczył i to dzięki niemu wreszcie zdobyłam potrzebną mi odwagę. Poprawiłam ubrania, które z trudem mieściłam w rękach i przyśpieszyłam kroku. Lękałam się tej rozmowy, ale jednocześnie chciałam mieć to za sobą. Doszłam do wniosku, iż Eizo nie może mnie skrzywdzić. Nie w tej kryjówce. Przecież ślady po jego ciosach są widocznie co najmniej tydzień. Chyba, że postanowi na okres siedmiu dni zamknąć mnie w pokoju i przynosić jedzenie. Westchnęłam – znowu za bardzo panikuje. Nawet blondyn nie jest na tyle okrutny, żeby to zrobić.
Kiedy weszłam do pokoju, razem z Eizo całkowicie skupiliśmy się na układaniu moich rzeczy w szafie. Nie wiem właściwie dlaczego to robiłam, skoro prawdopodobnie za moment będę zmuszona ponownie przenieść się do starego gniazdka. Długi czas nie mogłam nic wyjąkać. Mijały sekundy, minuty, godziny, a moje usta na przemian zamykały się i otwierały. Jak mam zacząć rozmowę? Nie przygotowałam w głowie żadnej rozpiski ani czegoś, co mogłoby mi pomóc. Nie miałam nawet awaryjnego planu B. Świetnie Sakura, jak zwykle jesteś do wszystkiego gotowa, pomyślałam z ironią. Spojrzałam na zegar i z wrażenia upuściłam kaburę, którą miałam położyć na łóżko.
 - Sakura, wszystko w porządku? – zapytał Eizo. Zrezygnował z układania ubrań w szafie i podszedł do mnie. Jest już dwudziesta, dwudziesta! powtarzałam w myślach z przerażeniem. – Może jesteś chora? – dodał, gdy nie usłyszał żadnego odzewu.
Pokręciłam gwałtownie głową.
 - Wszystko w porządku – wypaliłam nerwowo. – To pewnie przez zmęczenie. Cały dzień przenosimy te ubrania, a mój stary pokój jest na drugim końcu kryjówki.
 - To prawda – przyznał i zasiadł na łóżku. Kiedy poklepał miejsce obok siebie, myślałam, że dostane zawału. Szykuję się na poważną rozmowę. Im bliżej niego będę, tym trudniej będzie mi cokolwiek wybełkotać.
Uśmiechnęłam się blado i skorzystałam z jego propozycji. Eizo natychmiast się ożywił i popatrzył na mnie wyczekująco.
 - Co jest? – udałam głupią. Drgnęłam, gdy chwycił mnie za oba ramiona. Czyżby …czyżby znowu próbował …
 - Sakura. Wiem, że coś jest nie tak. Powiesz mi o co chodzi, czy będę musiał to od ciebie wyciągać?
Wytrzeszczyłam oczy. Nie mogłam uwierzyć w słowa, które właśnie padły z jego ust. Ten Eizo …ten stanowczy i brutalny Eizo, interesuje się moim nastrojem?
 - Co cię tak dziwi? – zapytał rozbawiony. – Ah, tak… chyba wiem – blondyn przeczesał ręką włosy i na krótką chwilę spuścił wzrok. Jego uśmiech rozszerzył się jeszcze bardziej. – Wiem, że nigdy nie byłam spostrzegawczy, ale teraz Sakura mogę czytać  z ciebie jak z otwartej książki. Na kilometr widać, że coś jest z tobą nie tak.
Użył takiego samego porównania co Sasuke – cóż …chyba rzeczywiście jestem jedną, wielką, otwartą dla wszystkich księgą. Nigdy nie byłam dobra w ukrywaniu prawdziwych emocji. Ale nauczyłem się pewnej rzeczy. Na początku było ciężko, ale w końcu potrafiłam zakamuflować przed przyjaciółmi ból, który sprawiał mi Eizo jak i ja sama. Byłam zrozpaczona mężczyzną na jakiego trafiłam, i zła na siebie, że nic z tym nie robię.
 - Chyba masz racje – odezwałam się w końcu, usuwając niesforny kosmyk za ucho. Blondyn przyglądał mi się badawczo. – Coś nie tak?
 - Podziwiam się – poraził mnie kolejnym uśmiechem. – Poza tym czekam na wyjaśnienia. Skoro przyznałaś mi rację i coś cię gryzie chcę, abyś mi o tym opowiedziała.
 - Znowu masz rację. To już najwyższy czas.
 Nagle ze strony rozmówcy usłyszałam salwę śmiechu. Spojrzałam na mojego narzeczonego zdezorientowana. Ja zaczynam patetyczne tematy, a on śmieje mi się w twarz – nic nie rozumiałam.
 - Przepraszam Sakura – wydusił, odchrząkając. – Nawet jak próbujesz być poważna, jesteś niewinna. Wiesz co? Tak właściwie dzięki temu się tobą zainteresowałem. Byłaś taka urocza. W pierwszy dzień naszego spotkania najbardziej spodobał mi się twój śmiech.
 - Naprawdę? – zapytałam. Nie kryłam zdumienia jego wyznaniem.
Eizo pokiwał głową.
 - Zawsze robisz tak… - zaczął i zbliżył zaciśniętą pięść do ust. – Zakrywasz usta ręką, a potem cicho chichoczesz. Wtedy pomyślałem, że jesteś naprawdę wspaniała …
 - Pomyślałeś, że jestem wspaniała przez śmiech?
 - Wiem, że to dziwne, ale to mnie naprawdę zauroczyło.
 - Hmm – mruknęłam i spojrzałam w dół. Nawet nie zauważyłam kiedy moje policzki oblały się dorodnym rumieńcem. Pomimo wszystko uwaga Eizo wprawiła mnie w lepszy nastrój. Jednak w tym przypadku nie wróżyło to dobrze – nadal miałam zamiar wykonać swoją misję. Odetchnęłam. Może tym sposobem jakoś dojdę do sedna sprawy? – Mi spodobała się twoja pewność siebie – wyjąkałam i podniosłam wzrok. – Już przy pierwszym spotkaniu wiedziałam, że jesteś sympatyczny…ja …
 - Sakura spokojnie. Nie musisz już więcej udawać – nagle wdarł mi się w wypowiedź, a jego głos stał się śmiertelnie poważny. Otworzyłam szeroko oczy.
 - Słucham?
 - Nie musisz wymyślać moich zalet, które cię zauroczyły. Sakura… - urwał i ujął w dłonie moją rękę. – Zdaję  sobie sprawę z tego co robiłem i jaki byłem względem ciebie. Wiem też, że obiecałem ci wiele razy skończyć z takim zachowaniem.
Byłam w szoku. Zrozpaczony Eizo wspomina o tych wszystkich cierpieniach skruszonym głosem? Gdyby nie fakt, iż trzyma moją dłoń, zapewne przetarłabym sobie oczy – potrzebowałam jakiegoś dowodu, że to nie jest sen.
 - Eizo, ja … - zaczęłam niepewnie.
 - Obiecałem sobie, że kiedy tylko się stąd wydostaniemy, zostaniesz moją żoną, a ja przestanę cię ranić. Chcę również wytłumaczyć ci dlaczego wcześniej się tak zachowywałem.
 - Ale ..
 - Mógłbym teraz, to prawda. Zrozum jednak, że muszę to wszystko ułożyć w głowie. Jestem trochę zagubiony. Doszło do mnie kilka rzeczy i …
 - Eizo – tym razem mój głos stał się stanowczy. Nie zdziwiłam tym jedynie siebie, ale również swojego narzeczonego. Wyrwałam dłoń z uścisku i przeniosłam na jego policzek. Oczy blondyna rozszerzyły się delikatnie. – Posłuchaj mnie. Nie muszę wymyślać zalet, które mnie w tobie zauroczyły. Na samym początku byłam w tobie stu procentowo zakochana i nie marzyłam o niczym innym jak o spotkaniu z tobą. Nawet Naruto był szczęśliwy kiedy dowiedział się, że jesteśmy parą, nie pamiętasz? Wtedy wszystko było idealne. Kochałam twój szeroki uśmiech, twój zapał i te wszystkie miejsca, w które mnie zabierałeś. Naruto cieszył się, że w końcu stanęłam na nogi…po tym wszystkim. Ale potem…
 - Potem zacząłem cię ranić – dokończył za mnie, spuszczając wzrok. Pokiwałam smętnie głową – co mogłam zrobić? Zaprzeczenie nie wchodziło w grę. Byłam zbyt zdezorientowana, zbita z pantałyku by myśleć logicznie. Eizo sam zaczął temat, którego zawsze oboje unikaliśmy; tak jakby nic się nie działo. – Sakura ja …wszystko ci wytłumaczę uwierz mi…
 - Ja naprawdę cię pokochałam. Zdążyłam to zrobić w zaledwie miesiąc – kontynuowałam nie zważając na jego słowa. Nie mógł mnie przepraszać, nie mógł żądać przebaczenia w tym momencie. Przecież teraz staję przed najtrudniejszym zadaniem – wyznaniem prawdy. Jego skrucha wszystko by zepsuła.
 - A  teraz? – spojrzał w moje tęczówki oczekująco. – A teraz mnie kochasz?
 - Tak właściwie chciałam z tobą o tym porozmawiać. Zbieram się do tego cały dzień – przyznałam zawstydzona. Ostatkami sił wymusiłam na sobie blady uśmiech.
Nie wierzyłam mu. Kiedy znalazł mnie w mieście Natsuo przyrzekał mi to samo, a jakiś czas później ponownie zmusił  mnie do stosunku.
 - Myślałem, że mnie nigdy nie kochałaś – powiedział nagle ochrypłym głosem. Wzdrygnęłam się. – Myślałem, że byłem dla ciebie jedynie dobrym znajomym, ja …Sakura, nie jestem jeszcze gotowy, żeby ci to wszystko wytłumaczyć…
 - Ale ja jestem – byłam pewna siebie. Nie słuchałam jego słów. Odczuwanie współczucia dla tego mężczyzny byłoby zwykłą głupotą. Po tym wszystkim nie zasługuje na to… - Eizo chce ci wyjaśnić kilka spraw i mam nadzieje, że to zaakceptujesz.
Zawahał się, ale ostatecznie skinął głową. Jego wzrok był dla mnie jak najgorsza kara. Nie mogłam wysławiać się i jednocześnie spoglądać w jego lazurowe tęczówki.
 - Dobrze, wysłucham cię – powiedział skupiony.
Wzięłam głęboki oddech. To prawdopodobnie jeden z ważniejszych momentów w moim życiu. To on ma zakończyć moje cierpienie i dać początek kolejnemu – chodziło mi oczywiście o Uchihe i to jak mnie potraktował.
 - Eizo – rozpoczęłam, wbijając wzrok w szafę. – Wiem, że niedawno doszło do bójki między tobą i Sasuke. Wiem, że go sprowokowałeś.
Blondyn wydawał się zupełnie zaskoczony.
 - Sakura, ja …
 - Spokojnie. Nie jestem na ciebie zła, ani nic. Chcę tylko, żebyś wiedział, że …byłam tam. Nie od początku oczywiście, jednak słyszałam wszystkie słowa, jakie skierował do ciebie Sasuke.
 - Że co?! – podniósł głos, a jego tęczówki były maksymalnie zwężone. Pokiwałam głową i starałam się nie rozproszyć – szło mi całkiem nieźle. Nawet jeśli słowa Eizo były stertą kłamstw, nawet jeśli znowu zrani mnie po tym co usłyszy – cały ten ból będzie warty słów jakie teraz wypowiem. – Sakura, co ty tam do cholery robiłaś?!
 - Karin wyczuła wasze chakry daleko od kryjówki; musiałam to sprawdzić – powiedziałam spokojnie. – Wtedy wszystko usłyszałam.
 - Przynajmniej wiesz już jak traktuje cię ten cały Uchiha – wzburzył się i nagle powstał. – Słyszałaś co o tobie powiedział? Jesteś dla niego tylko zwykłym Medykiem. Zapewne gdyby groziło ci niebezpieczeństwo, on …
 - Nie przyszłam tu rozmawiać o Sasuke – mój głos powoli się łamał. Boże …jak tylko przypomniałam sobie co czułam, słuchając słów czarno-włosego. To uczucie równało się temu, gdy zostawił mnie w Konoha i udał się do Orochimaru by dokonać zemsty. Wspomnienia Eizo na ten temat wszystko mi utrudniały.
 - Wiem o tym – wyszeptał spokojniej. – Jednak zauważyłem, że jesteście dość blisko siebie. Jeśli słyszałaś naszą rozmowę …wiem o twojej dawnej miłości do niego i wiem również, że takie uczucie zawsze ożywa… Sakura. Chcę cię tylko ostrzec. Jemu jesteś zupełnie obojętna, nawet kiedy pytałem się go o zgodzę twojego pobytu tutaj – powiedział, że ma gdzieś dokąd się udasz.
 - Eizo, nie kocham Sasuke! – pisnęłam, nie wytrzymując emocji, które naciskały na mnie z tak olbrzymią siłą. Ukryłam twarz w dłoniach i oparłam się o ścianę. Nic nie jest w stanie ukoić tego bólu. Kiedy wyleczę się z Eizo, pozostanie wyleczyć mi się z Sasuke.
A przy pierwszym pocałunku, którym nagle mnie obdarował obiecałam sobie, że nie poczuje do niego czegoś więcej – jestem idiotką!
Miłość to synonim słowa cierpienie.
 - Nie obchodzi mnie co myśli sobie Sasuke – ciągnęłam dalej, napełniając płuca sporą dawką powietrza. – Ważne jest to, co wtedy ci powiedział i to na ten temat chcę porozmawiać.
Niemal natychmiast spoważniał. Jego oddechy uspokoiły się, a brwi zmarszczyły. Dojrzałam się u niego jedynie gniewu pomieszanego z niedowierzaniem.
 - Ah tak – mruknął.
Sakura cię nie kocha.
Wspomnienie tych słów, najwyraźniej doszło do nas w tym samym momencie. Zauważyłam jak wyraz twarzy Eizo znacznie stężał.
 - Chcesz się do tego odnieść, tak? – zapytał po chwili grobowego milczenia. Kiedy skinęłam głową, blondyn kontynuował: - Więc słucham. Myślałem, że skoro do tej pory się nie odezwałaś to sprawa zamknięta.
 - Co? – zdziwiłam się.
 - Od tego czasu minęło sporo dni. Nic nie mówiłaś na ten temat, uznałem to za zwykłe kłamstwo ze strony Sasuke – zapewne chciał wygrać i posłużył się moimi uczuciami względem ciebie.
Nie mogę tego dłużej ciągnąć, przemknęło mi przez myśl. Muszę wykazać się asertywnością i przejść w końcu do rzeczy.
Powstałam. Całe moje ciało dygotało. Spociłam się – pojedyncze kosmyki włosów przylepiły się do mojej twarzy. Starałam się opanować zachowanie, jednak natarczywe spojrzenie mężczyzny na nic mi nie pozwalało. Z kamiennym wyrazem twarzy, obróciłam się plecami w jego kierunku.
 - To, co teraz powiem nie ma nic wspólnego z Sasuke, więc nie obwiniaj go. To jest moja własna decyzja, którą powinnam podjąć już długi czas temu. Jednak bałam się. Strach to mój cholerny wróg i za każdym razem przysłaniał mi oczy. Od czasu przybycia do Taki, czegoś się jednak nauczyłam. W świecie ninja nie ma czasu na przerażenie, a tym bardziej na takie, które spowodowane jest zachowaniem narzeczonego – walnęłam dość konkretny monolog, lecz słowa same nasuwały mi się na język. Mówiłam płynnie i nie chciałam uszkodzić harmonii. Reakcja Eizo nadal pozostawała dla mnie tajemnicą.
 - Powiedziałem ci już, że naprawie wszystko jak tylko wrócimy do wioski! Sakura, bądź bardziej cierpliwa, ja …
 - Nic nie wynagrodzi mi tych wszystkich lat – wyszeptałam. Tego było za wiele. Przy wypowiedzeniu ostatniego zdania, poczułam jak w moich oczach zbierają się łzy. – Nic nie wynagrodzi mi tego cierpienia, ani śladów, które już na zawsze pozostaną na moim sercu – krystaliczna ciecz spłynęła po moich policzkach. Cała drżałam. – Najpierw Sasuke pozostawił bliznę, a potem ty ją rozdrapałeś i …
 - Sakura, przestań! – wytrzeszczyłam oczy, gdy męskie ramiona objęły mnie od tyłu. Gęsta blond grzywa znalazła się na moim ramieniu, a ciepło pochodzącego od niego, ogarnęło całe moje ciało. – Wiem jakim potworem byłem, ale wiem również, że zrozumiesz kiedy to wszystko ci wytłumaczę.
Przez chwilę myślałam, że Eizo płacze. Stałam oniemiała, a nowe ilości łez wydobywały się z moich oczy. Asertywność! przypomniałam sobie i z głośnym warknięciem odepchnęłam od siebie mężczyznę. Oh, jak wielkie było jego zdezorientowanie. Chciał podejść do mnie raz jeszcze, jednak ciecz, którą ujrzał w moich oczach, zatrzymała go.
 - Nie płacz, tylko zrozum …
 - Nie chcę już nic rozumieć, Eizo! W końcu to z siebie wyrzuciłam. W końcu powiedziałam ci co czułam przez cały czas bycia z tobą. Chciałam, abyś wiedział jak bardzo ciebie kochałam i jak wielkie nadzieje pokładałam w twojej osobie. Miłość jak zawsze mnie zawiodła i wiem, że nie jest mi ona przeznaczona. Nie podchodź! – ryknęłam, kiedy ten wyprostował ręce. – Sasuke mówił prawdę, rozumiesz? Kochałam cię, ale to uczucie wyparowała wraz z tą pierwszą nocą, kiedy ty …ty … - ponownie ukryłam twarz w dłoniach. Skupiłam się na szlochaniu, chciałam zapomnieć o jego obecności i nie słuchać tego, co ma mi do powiedzenia.
 - Kocham cię, Sakura! – wykrzyczał, zaciskając obie pięści. – Od początku cię kocham i nigdy nie przestałem. Po tym jak porwała cię Taka zrozumiałem, że musze stać się silniejszy, inaczej cię nie obronie. Chciałem zamknąć cały ten hotelowy biznes i skupić się na treningach …
 - Nie będzie żadnego ślubu – wydukałam. Zaczęłam cofać się do tyłu. Łzy utrudniały mi widoczność, ale byłam świadoma tego, iż blondyn jest wściekły. – Zakończmy ten związek jak normalni ludzie i zapomnijmy o sobie.
 - Chcesz to zakończyć, tak?! – pisnęłam ze strachu, kiedy podszedł do mnie i potrząsnął kilka razy. – Tak po prostu chcesz to skończyć i nawet nie dasz mi szansy na naprawienie błędów?!
Przełknęłam ślinkę. Wtem Eizo pochylił się, a jego usta znajdowały się przy moim uchu.
 - Nie bój się – szepnął. – Przecież powiedziałem ci, że więcej cię nie skrzywdzę. Tym razem mówię prawdę.
 - Nie ufam ci – wyjąkałam. Skąd wzięła się u mnie taka pewność siebie? Widocznie to, że dotychczas nie otrzymałam z jego strony żadnego ciosu znacznie mnie uspokoiło.
 - Czyli postanowione, tak?! – krzyknął raz jeszcze.
Pokiwałam głową. Nowa fala łez spłynęła po moich policzkach.
 - Ekstra! – warknął i zepchnął mnie na szafę. Nie użył wiele siły, ale i tak odczułam to na swoich plecach. – Jak zawsze łatwo się poddajesz! Nie dziw się, że miłość cię zawodzi skoro nigdy nie dajesz jej szansy!!
W oczach Eizo zażyły się iskierki nienawiści. Po skończeniu wypowiedzi, zamachnął się i z całej siły uderzył w szafie. Pozostawił tam spore wgniecenie, jednak ani mnie, ani jego to w tym momencie nie interesowało. Mężczyzna spojrzał na mnie ostatni raz z masą wyrzutów, a następnie opuścił pomieszczenie, podkreślając to głośnym trzaskiem.
Przez nagły napływ powietrza ogień z pochodni zgasł.
Cisza.
Ciemność.
Minęło pięć minut.
Minęło dziesięć minut.
Moje ciało nadal drżało, ręce mi dygotały. Oddychałam w jakiś konwulsyjnych spazmach, a potok łez nie zatrzymał się nawet na kilka żałosnych sekund. Zastanawiałam się po jakim czasie zabraknie mi krystalicznej cieczy. Donośne odgłosy wydychanego powietrza roznosiły się po przestrzeni.
 - Udało ci się Sakura – szepnęłam do siebie. – Naprawdę ci się udało – zjechałam po dębowych drzwiach szafy i opadłam na ziemię.
Eizo…Eizo rzeczywiście się zmienił. Wcześniej, kiedy zrobiłam coś, co mu się nie spodobało; bił mnie. Teraz oznajmiłam mu, iż od dłuższego czasu nie posiadam względem niego żadnych uczuć, a on jedynie odepchnął mnie w tył. Winne zapewne były tutaj emocję, których żaden człowiek nie jest w stanie do końca opanować.
Sasuke… Kocham Sasuke, a on? Ignoruje mnie. Czuję się jak ta dawna, irytująca Sakura, która była dla niego nikim – bezużytecznym śmieciem, zabierającym jedynie tlen. Od zawsze byłam słaba…
Zapłakałam głośno… Dlaczego moje życie jest takie okrutne? Dlaczego chociaż raz szczęście nie może zostać ze mną na dłużej? Tak bardzo chciałam teraz wtulić się w ramiona Naruto, Hinaty lub Orichi’ego.
Ale najbardziej na świecie potrzebowałam właśnie jego. Kryminalisty, który już nie raz przepołowił moje serce na pół.
Potrzebowałam Sasuke…
*
 - Daj mi spokój, jest już późno! – ryknąłem, kiedy Suigetsu chwycił mnie za nadgarstek i wciągnął z powrotem do kuchni. – Kurwa, co robisz?!
 - Zgódź się błagam! – przez chwilę miałem wrażenie, że mój towarzysz zaraz przede mną uklęknie i złoży ręce do modlitwy. Prychnąłem głośno. Dzisiaj irytował mnie jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Nie drażnił mnie już sam temat, który ciągnie w nieskończoność, ale również jego głos, a nawet widok.
Wyrwałem dłoń z jego uścisku.
 - Szefie – jęknął, gdy już miałem opuszczać pomieszczenie. – Ten festyn jest raz na dwa lata! Przyda nam się odrobina luzu przed Konohą, zgodzisz się ze mną prawda?
 - Nie prawda – odburknąłem.
Hozuki nadal się nie poddawał. Z determinacją na twarzy wskazał palcem na siedzących przy stole Juugo i Karin.
 - Wy też chcecie iść, nie? – zapytał ich spokojnie. Czerwono-włosa wzdrygnęła się – widocznie głos Suigetsu wybudził ją z głębokich zamyśleń.
 - A o czym mowa? – wybełkotała, podpierając się ręką. Miałem ochotę wybuchnąć śmiechem, widząc zrezygnowany wyraz biało-włosego.
 - Chodzi mi o festyn w Kiri-gakure. Ten najbardziej uroczysty! Chcę na niego iść, ale Sasuke się nie zgadza.
 - Przecież pozwoliłem ci iść – wtrąciłem.
 - Oh, litości! – mój rozmówca zacisnął obie dłonie i uniósł je do góry. Jego mimika wyrażała kompletne zmęczenie. – Co mi z tego jak pójdę sam? Chcę, żeby szła tam cała Taka. Zawsze wtedy są tłumy, nie ma mowy, aby ktokolwiek nas zauważył. Nawet jeśli …nie będą się tym kompletnie przejmować. Poza tym wiem dobrze szefie, że akurat w Kiri jesteś najmniej rozpoznawalny – tak właściwie nikt nie ma pojęcia o twoim istnieniu.
 - Każdy Kage wioski wie o Sasuke – do naszych uszu dotarł przepełniony wiedzą głos Karin, która zaczęła bawić się pałeczką. – Przecież Konoha prosiła wszystkie wioski o pomoc w jego odnalezieniu.
Suigetsu przekierował na mnie pytające spojrzenie. Wzruszyłem jedynie ramionami – słowa czerwono-włosej zgadzały się z prawdą. Podróż na taki festyn była wielkim ryzykiem.
 - Ale to tylko Kage o tobie wie! – dodał nagle z ożywieniem. – A on nie bierze udziału w festynie! Zazwyczaj tylko go otwiera i kończy …
 - Suigetsu, nie znaczy nie! – przerwałem mu stanowczo. Mężczyzna spuścił głowę i z bezradności dosiadł się do dwójki milczących kompanów. Czy mi się zdaję czy każdemu zepsułem humor dzisiejszego dnia? Zresztą co mnie to obchodzi?
Hozuki cały dzień walczy o zgodę na wyruszenie do Kiri, Karin błaga o lżejsze treningi – jedynie Juugo milczy jak grób, ale to rzecz normalna i raczej nigdy nie ulegnie zmianie. Dochodziła dopiero dwudziesta pierwsza, a ja już nie marzyłem o niczym innym jak o śnie. Pomimo tego wiedziałem, że w objęciach Morfeusza szybko się nie znajdę; czynnikiem sprawczym była jedna krucha istota, która cholernie namieszała w moim życiu.
 - W sumie to ten festyn nie jest złym pomysłem – mruknęła Karin, spoglądając na Suigetsu. – Przynajmniej odpoczniemy trochę od treningów.
 - Szefie, słyszałeś …
 - Nie! – wrzasnąłem, powstrzymując się przed kompletną furią. Cholera jasna. Nienawidzę być taki nerwowy; nigdy mi się to nie zdarzało.
Już miałem obracać się w stronę drzwi i pochłonąć w lekturze dotyczącej życia Jinchuuriki, jednak niespodziewanie ktoś wszedł do pomieszczenia i bynajmniej nie zrobił tego dyskretne, ani cicho. Drzwi z mocnym hukiem uderzyły o ścianę, prezentując jego. Mężczyznę, którego nienawidzę całym moim lodowatym sercem.
 - O, cześć Eizo – przywitał się Suigetsu. – Może ty przemówisz Sasuke do rozsądku. Masz ochotę wybrać się na festyn?
Blondyn nie odpowiedział. Dopiero w owej chwili zauważyłem w nim coś, co wcześniej było głęboko ukryte. Jego oczy raziły gniewem. Ręce miał zaciśnięte i cały drżał. Zmarszczyłem brwi w zamyśleniu – co jest spowodowane jego nagłym humorkiem.
 - Macie tutaj Sake? – zapytał mnie, ignorując zupełnie pytanie Hozuki’ego. Zdziwiłem się nie na żarty.
 - Sake? Po cholerę ci Sake?
 - Wyobraź sobie, że do picia – warknął sarkastycznie i zamknął za sobą drzwi. Minąwszy mnie, podszedł do aneksu i zaczął przeszukiwać wszystkie możliwe szafki. – To macie czy nie?
 - Zły dzień? – zagadnął Juugo. Eizo niechętnie pokiwał głową.
 - Mało powiedziane …
 - Co się stało? – zainteresowała się Karin i podnosząc się z miejsca, podeszła do mężczyzny. – Sake jest tu – wskazała i otworzyła najniższą półkę. Już po chwili podała Eizo upragnioną butelkę z alkoholem. – Więc co się stało? – pytała dalej.
 - Nic szczególnego – wzruszył ramionami i wziął spory łyk cieczy. – Doszło do mnie, że zawaliłem sobie całe życie.
 - Słucham? – Karin wytrzeszczyła oczy.
Moje zainteresowanie poczęło wzrastać.
Opuściłem pokój.
Czy to możliwe, aby doszło do kłótni między nim, a Sakurą? Co miał na myśli mówiąc ‘Zawaliłem sobie całe życie’? – mogłem tam zostać i wysłuchać dalszą część opowieści, jednak nie miałem pewności, że ją ujawni i dodatkowo na pierwszym miejscu znalazła się Haruno wraz z jej teraźniejszymi poczynaniami.
Przyśpieszyłem. Pokój Eizo znajdował się na drugim końcu kryjówki, lecz nie mogłem tak banalnie odpuścić! Pierdole to, co pomyśli o mnie Sakura – póki nie zaspokoję swojej ciekawości, nie zasnę spokojnie. Przypuszczałem, że właśnie w owym momencie ta dwójka zapewnia sobie przyjemne atrakcje w łóżku, nie spodziewałem się zastać jej narzeczonego późnym wieczorem w kuchni. Na dodatek blondyn domagał się alkoholu – to było zbyt podejrzane.
Oh, Boże. Dziękuje ci za dar spostrzegawczości!
Kiedy znalazłem się już przed właściwymi drzwiami, zauważyłem, że są odchylone. Straciłem jednak wszelakie nadzieje na jakiekolwiek potwierdzenia moich przypuszczeń, gdy spostrzegłem, iż w pomieszczeniu panuje zupełna ciemność. Sakura z pewnością już śpi, lepiej jeśli nie będę tam wchodził. Nadal jednak ciekawiłem się, co zmusiło Eizo do opuszczenia pokoju.
Westchnąłem. Chyba zaczynam za bardzo panikować, a moje podejrzenia stają się coraz to bardziej wyolbrzymiane. Obróciłem się z zamiarem odejścia. Stąpałem powoli tak, żeby nie zbudzić śpiącej Sakury. Miałem mętlik w głowie i w owym momencie naprawdę zaczynałem myśleć jedynie o śnie.
Nagle doszły do mnie ciche jęki. Stanąłem wmurowany niczym posąg, tak jakby każdy mój najmniejszy ruch mógł zagłuszyć dochodzący dźwięk. Zaraz potem dotarło to do mnie raz jeszcze. Szloch …słyszałem cichy kobiecy szloch.
 - Co jest? – szepnąłem sam do siebie. Nie rozumiałem tego co się dzieje.
Znowu …
Znowu usłyszałem szloch.
Czy to moja wyobraźnia płata mi figla?
Tym razem nie zważałem na odgłosy jakie wydaję, tylko z głośnym hukiem wdarłem się do pomieszczenia. Uh, miałem tego wszystkie dość. Serce waliło mi jak młotem, a na twarzy zjawiły się kropelki potu.
Wraz z moim nagłym napadem, odgłosy ucichły. Zastąpiło go jedno, głośne, pełne strachu jęknięcie.
I wtedy ją zobaczyłem … ujrzałem Sakurę…

1 komentarz:

  1. No nie wierzę, czy to na pewno była Sakura? xD Tak po prostu powiedziała Eizo co czuje. Czekałam na ten moment od początku opowiadania. Cieszę się, że to w końcu nastąpiło! :)

    Sasuke cały czień był dość zdenerwowany, ale mam nadzieję, że kiedy się o wszystkim dowie przejdzie mu. xd

    Festyn? Tak, niech Taka tam idzie. Integracja rulez, coś. Uwielbiam, kiedy wybierają się na wspólne misje itp. Jest się z czego pośmiać. :D

    1:0 dla Sasuke, Eizo. Tak bardzo mi przykro, że aż wcale. xd :)

    OdpowiedzUsuń