Rano po cichu zwinęłam się
z łóżka, tak aby nie obudzić nadal śpiącego Eizo. Moje serce i umysł nieco
uspokoiły się i ochłonęły. Już po wszystkim. Przeżyłam kolejny raz, teraz czym
prędzej dostałam się do łazienki i wzięłam zimny, relaksujący prysznic.
Uśmiechałam się do siebie wiedząc, że właśnie w tej chwili zmywam z siebie cały
jego brud, zapach, wszystko co związane z nim. Nie chciałam go czuć! Nic nie
chciałam, co chociażby w małej części
dotyczyło Eizo.
Gdy wyszłam spod prysznica,
spoglądając w lustro zauważyłam czerwone ślady pod moimi oczami. Przypomniało
mi się jak bardzo wczoraj płakałam. Zawahałam się, ale dotknęłam zesiniaczone
miejsca na moich ramionach. Znowu było ich więcej. Jeden był bardzo intensywny
i rzucał się w oczy. Z niechęcią stwierdziłam, że na misje będę musiała
wyruszyć w bluzce posiadającej długie rękawy.
Wycierając się ręcznikiem
przypomniało mi się jak mój narzeczony zgwałcił mnie pierwszy raz. Od tego
właśnie zaczęło się moje „załamanie”. Było to niecałe sześć dni od momentu, w
którym oficjalnie zostaliśmy parą. Wtedy jeszcze żyłam nadzieją, że jest dla
mnie stworzony, że będę z nim szczęśliwa i całkowicie zapomnę o miłości jaką
żywiłam Sasuke.
Kiedy poznałam prawdziwe
oblicze Eizo, nie mogłam uwierzyć, że trafiłam na kolejnego drania. Że
pokochałam kolejnego. Ale po kilku tygodniach moja miłość zmieniła się w
nienawiść.
To było dla mnie tak dziwne
i niezrozumiałe. Cokolwiek w życiu zbudowałam, ktoś natychmiast to rujnował. I
tak w kółko. Przy Eizo powiedziałam sobie stop. Nie idę już dalej, zostaję
tutaj. Chociaż tak bardzo pragnę uciec. Jednak podporządkował mnie sobie oraz
wie jak wzbudzić we mnie strach. Wie wszystko o mnie i o moich uczuciach. Umie
nimi manipulować. Jak on to powiada: „Jestem częścią jego, która nigdy nie
będzie w stanie się odizolować.”
- Dzień dobry - rzekłam z
uśmiechem, gdy tylko wstał. Czekałam już na niego z wczorajszą kolacją, którą podgrzałam.
Dlaczego miałabym przygotowywać nowy posiłek dla tak bezwartościowego
człowieka? Nie był wart nawet kromki chleba.
- Dzień dobry - oparł i
wziął talerz z mojej ręki, następnie usiadł na kanapie w salonie. Tutaj
przeważnie spożywał każdy posiłek. Rzadko kiedy jedliśmy w jadalni. - Jakie
masz plany na dziś? - spytał.
Oczywiście, nie po to żeby
być miłym, chciał je po prostu zmienić, tak żeby skupiały się na nim.
- Dzisiaj po południu
wyruszam na misję.
Zaskoczyłam go. Prawie udławił
się jedzonym przez siebie kurczakiem.
- Misję!? Jaką misję?
- Rozmawiałam wczoraj z
Naruto. Prosił mnie, abym wykonała jego rozkaz - usiadłam na fotelu, który stał
najdalej od niego. - Spokojnie, wrócę dzisiaj wieczorem - dodałam widząc jego
minę.
- Czemu mi nie
powiedziałaś?
- Wczoraj nie miałam
okazji.
- No tak - mruknął do
siebie zadowolony, najwyraźniej wyobrażał sobie to, co działo się wczoraj. Dla
niego było podniecające, mnie obrzydzało. - Naruto ma szczęście, że tylko na
dzień, gdyby było dłużej udałbym się do niego i porozmawiał.
Uśmiechnęłam się. Miałam szczęście,
że Eizo szanował misje i władze Hokage. To była jedyna rzecz, której mi nigdy
nie zabronił. Misja. Dlatego właśnie tak żałuję, że nie są dłuższe.
Gdy skończył jeść,
podeszłam do niego i bez zastanowienia zaczęłam namiętnie całować. Byłam
wariatką, zdawałam sobie z tego sprawę. Ale robiąc to zabłysnę u niego kilkoma
punktami i może dzisiaj nie podniesie na mnie ręki. Po za tym mogę go napalić,
i tak zaraz wychodzę i wyruszam na misję. To będzie dla niego dobra nauczka.
- Przestań kochanie -
szepnął odsuwając moją głowę. - Nie rób tak, bo nie wytrzymam bez ciebie
dzisiaj.
- Przepraszam.
- Dokąd idziesz na tę misję?
- spytał z powagą, przytulając mnie od tyłu.
- Do dawnej siedziby Akatsuki,
Naruto kazał mi ją przeszukać. - oznajmiłam ciesząc się na samą myśl, że za
chwilę już go nie będę widzieć.
- No tak - podrapał się po
lewym uchu. - Po rozpadzie Akatsuki Naruto szuka jakiś podejrzanych śladów, co?
- Najwyraźniej tak.
Mój przyjaciel obawiał się,
że Akatsuki potajemnie, ponownie chcą zebrać ludzi. Po śmierci najsilniejszych
członków; Itachi'ego i Pein'a, reszta pewnie szuka nowych wrażeń.
- Muszę iść – oznajmiłam
licząc, że mnie puści. O dziwo zrobił to bez ani jednego czułego słówka.
- Dobrze. Powodzenia
kochanie.
- Dziękuję - dałam mu
ostatniego buziaka w policzek. I mimo, że grał miłego i tak go nienawidziłam.
Rano zawsze tak jest, póki się nie „rozkręci”. To była jedyna pora gdzie mogłam
z nim normalnie porozmawiać. Niestety trwała zbyt krótko.
Kiedy wyszłam z mieszkania,
natychmiast się uspokoiłam. Wiedziałam, że na dzisiaj to koniec Eizo i jego
zachcianek. Zapewne wieczorem nie poczeka na mnie, więc gdy wrócę będzie spał
jak niemowlę.
~*~
Przekraczając bramy wioski,
znowu dopadła mnie masa nieprzyjemnych uścisków w żołądku i dawnych myśli. Przywykłam
już do tego. Te uczucia atakowały mnie od zawsze, kiedy tylko wyruszyłam na
jakąkolwiek misję. Trwoniło mnie jedno cholerne odczucie. . . Okazja.
Milion razy miałam ochotę
uciec z Konohy. Za te nieszczęścia, które mnie tu spotkały, nienawidziłam tego
miejsca. Właśnie stąd odeszła moja dawna miłość, tu dowiedziałam się, że moich
rodziców zamordowano na misji. Tu spotkałam Eizo. W tym miejscu trzymał mnie
jedynie Naruto, Hinata, Kiba i narzeczony, którego tak bardzo się bałam.
Patrząc na to z większą dokładnością... gdyby nie on, pewnie z głupoty dawno
bym już uciekła. Lecz znowu gdyby nie on, byłabym teraz szczęśliwa spędzając
czas z przyjaciółmi, czasami myśląc o Sasuke, a nie o zostawieniu rodzinnej
wioski. Jeszcze kilka lat temu wściekałam się z żalem na Uchihe nie rozumiejąc
jak mógł tak po prostu nas zostawić, teraz z przyjemnością dokonałabym tego
samego.
Naruto ma rację. Musze
wziąć się w garść. Może kiedyś uda mi się od tego wszystkiego uwolnić. Czasami
miałam chęć wygadać się o wszystkim Uzumaki’emu, o tym jak jestem traktowana,
co Eizo ze mną robi, o tym jak okrutne jest moje życie. Ale nie mogę. Nie chcę
już niczyjej pomocy, nie myślę o innych... nie myślę o niczym. Po prostu stoję
w miejscu i czekam.
Albo na coś... albo na
kogoś, albo po prostu na śmierć.
S A S
U K E
Gdy nazajutrz wstałem, od
razu zajrzałem do pokoju Juugo i Suigetsu upewnić się, że nie zaspali. Okazało
się, że tak jak myślałem Juugo wszystkiego dopilnował. Z nim Hozuki choćby
postarał się zaspać, nie dałby rady.
Uśmiechnąłem się do siebie,
widząc że mój plan staje się realizowany. Coraz bardziej wierzyłem, że naprawdę
się uda.
Wróciłem do swojego pokoju
i włączyłem telewizję. Treningi zacznę dopiero koło piątej, teraz nie miałem na
nic ochoty. Rozejrzałem się tylko wokół i stwierdziłem, że w moim pokoju panuje
totalny chaos. Ubrania porozrzucane były po całej powierzchni. Tak właściwie
widoczny był tylko kawałek ciemno pomarańczowego dywanu.
- Nie chcę mi się -
jęknąłem do siebie, gdy mój umysł rzucił propozycje usunięcia wszystkiego z
podłogi. Przełączyłem jedynie kanał na jakąś tandetną komedię.
Umysł był pełen poplątanych
nici, które stanowiły myśli. Dzisiejszy sen udowadniał, że za bardzo przejąłem
się pytaniem, które zadał mi wczoraj Juugo.
Śniła mi się Konoha...
doszczętnie zrujnowana. Wszędzie było słychać wybuchy, krzyki i płacze ludzi.
Na ulicy obok siebie leżeli zakrwawieni Sakura i Naruto. A ja? Chciałem im
wtedy pomóc. Tak...tylko po cholerę? Przybyłem do Konohy, aby ją zniszczyć, a
nie pomagać starym, nie wartym przyjaźnią. Uspokajał mnie fakt, że to tylko
głupi sen, który nic nie znaczy.
Dobiegło mnie pukanie w
drzwi.
- Juugo i Suigetsu
wyruszyli? - spytała z zewnątrz Karin najwyraźniej opierając się o nie, gdyż
usłyszałem głośne dudnięcie.
- Tak - jęknąłem
zniechęcony.
- Sasuke to źle! -
oznajmiła nagle z przerażeniem. Z początku myślałem, że udaje, aby zwrócić na
siebie uwagę. Odczekałem chwilę i kiedy się nie uspokoiła, postanowiłem jej
zaufać.
Wstałem i otworzyłem przed
nią drzwi z podejrzliwym wzrokiem.
- Co masz na myśli?
- Ktoś wyruszył z Konohy, i
zmierza w ich stronę! - krzyknęła pełna obaw. Nie rozumiałem dlaczego tak
histeryzuje.
- Jedna osoba?
- Tak, i to o dość silnym
poziome chakry.
Zmarszczyłem brwi.
- Z całą pewnością pokonają
ją w dwójkę.
- Teoretycznie tak -
stwierdził poprawiając swoje wielkie okulary. - Ale nigdy nic nie wiadomo.
Wiedziałem, że Karin mówi
mi o tym, tylko dlatego aby zwrócić na siebie uwagę. To oczywiste, że gdy ta dwójka
kogoś spotka, to pokonają przeciwnika bez najmniejszego problemu.
- Chcesz do nich dojść?
- Nie! - odrzekła
stanowczo. Nie rozumiałem o co jej chodzi. - Chcę żeby punkt pierwszy powiódł
się sukcesem! A jeśli ten Ninja ich zaatakuje to może się nie udać.
Już pojąłem istotę rzeczy.
No tak, czego ja mogłem się spodziewać po Karin jak nie kolejnej próby
podlizania? Udawanie przejętej moim planem było żałosne, tym bardziej, iż
wiedziałem, że takie rzeczy ma gdzieś. W tym momencie miałem odwagę stwierdzić,
że nikt nie zmierza w ich stronę. To tylko kolejna wymyślona przez nią
historyjka.
- Dadzą sobie radę - moja
lewa brew zaczęła delikatnie drgać, co oznaczało poirytowanie. Rudo-włosa chyba
tego nie zauważyła.
- A jeśli nie? Sasuke-kun,
zależy mi na powodzeniu.
- Karin daj spokój, jak nie
to to wyczujesz i przybędziemy na pomoc - skrzywiłem się na samą myśl - Za ile
się spotkają?
- Za jakąś godzinę - ją
samą zdumiało to odkrycie.
- Właśnie, więc bez paniki.
Damy radę dotrzeć tam na czas, w razie czego. A teraz idź do swojego pokoju i
zostaw mnie samego. - warknąłem zatrzaskując drzwi przed jej nosem.
- Nie chcesz śniadania? - pisnęła
na odchodne.
- Nie!
S A K
U R A
Zlękłam się kiedy wyczułam
niedaleko czyjąś obecność. Psiakrew. Jeszcze tego brakowało. A z tego co mówił
Naruto to nie może być ktoś z Konohy. Zapewniał mnie, że nikogo nie spotkam po
drodze. Dzisiaj tylko ja zostałam wysłana poza bramy. Przestraszyłam się nie
mało, wątpiłam że dam sobie z nimi radę, najgorsze było to, że zapewne ta
dwójka również wyczuła już moją obecność. Więc jeśli nie są pokojowo nastawieni
na pewno mnie zaatakują.
- Kurwa mać! - warknęłam
zaciskając obie pięści. Przyśpieszyłam. Może nie będzie tak jak myślę? Może bez
niczego mnie miną. Cholera. Nie mogę tak tchórzyć. I nie mogę liczyć na
ułatwienia.
Musisz wziąć się w garść.
Słowa Uzumaki’ego krążyły
po moim umyśle. Tu nie ma Eizo, nie mam czego się bać. A jak sama powiedziałam,
boję się tylko jego, prawda?
Niespodziewanie skręciłam
na boczny tor, wiedziałam że tu zaginą moje ślady, i spodziewałam się tym
bardziej ataku z ich strony, na pewno odbiorą to jako zachętę do walki - skoro
się skryłam.
Skakałam z gałęzi na gałąź
czując jak przeciwnicy się zbliżają. Nagle zwolnili. Wyczuli już zapewne zmianę
toru.
Zaatakuję. Może nie jestem
na siłach tak jak kiedyś, ale coś na pewno we mnie zostało po treningach w
ANBU.
Weszłam na najwyższe drzewo,
tak aby móc dojrzeć wszystkiego wokół.
- Są - mruknęłam do siebie.
I nagle wróciły wspomnienia. Kiedy wraz z Kibą i Shikamaru szpiegowaliśmy
Akatsuki. To zawsze ja ryzykowałam i wchodziłam na najwyższe drzewa, aby móc
ich ostrzec. Dlaczego teraz nie mogę poczuć się tak jak wtedy? Oczywiście, że mogę.
Przez chwilę zaczęłam
żałować, że nie ma tutaj tej dwójki. Co dobrze wróżyło. Od kilku lat nie chcę
żadnego towarzystwa na misjach, a teraz zapragnęłam mieć kogoś przy sobie.
- Dobra - westchnęłam. Dwaj
mężczyźni, o wysokim poziomie chakry. Nie musiałam długo czekać, aż wyłonili
się i byli tuż obok mnie.
Nie wierzyłam własnym oczom,
kiedy nawet mnie nie zauważyli, lecz bez niczego ruszyli dalej.
Ukryta za drzewem, po
prostu zamarłam.
- Co do... - zdumiałam się.
Ale skoro Naruto mówił, że dzisiaj nikt nie ma żadnych misji, a oni zmierzają w
kierunku Konohy... - nieproszeni goście. Wola walki mną zawładnęła.
- Stójcie! - krzyknęłam za
nimi, zmierzając w ich kierunku. Zobaczyłam tylko jak biało-włosy mówi coś do
towarzysza, a potem rzuciłam się na niego i obaj upadliśmy na ziemię, tworząc
przy tym głośny huk. Działo się to tak szybko, że niewątpliwie nie zdołali mnie
nawet usłyszeć.
Natychmiast wstałam i zaczęłam
się rozglądać. Biało-włosy podnosił się powoli, otrzepując się z wszelkich
brudów.. Zadziwiał mnie fakt, że go zaskoczyłam. Nieznajomy obrzucił mnie
zszokowanym i zniesmaczonym wzrokiem. Czyżby mnie nie wyczuli?
Tuż obok niego doskoczył
wysoki mężczyzna z czupryną koloru rażącego oranżu. Próbowałam zauważyć ich
opaski Ninja, lecz żaden z nich jej nie posiadał.
- Do stu piorunów - burknął
ranny mężczyzna, kierując wzrok na kompana. - Juugo nie mogłeś mnie ostrzec?
- Nie wiedziałem, że będzie
atakowała - spojrzał na mnie. Jego wzrok był bardzo przenikliwy, a twarz
kamienna. Ciarki przeszły mnie po plecach, gdy tak dłużej się w niego
wpatrywałam. Gdy biało-włosy wstał postanowiłam w końcu coś wydusić.
- Po co zmierzacie do
Konohy!? - krzyknęłam wściekła.
- Wyluzuj księżniczko,
czemu od razu tak ostro? Nie chcemy wszczynać konfliktów - uszom nie wierzyłam
gdy wypowiedział te słowa. Księżniczko? Wyluzuj? Żyłka na moim czole zaczęła
niebezpiecznie pulsować.
- Kim jesteście?
- My… eee.. - biało włosy zaczął
się jąkać.
- Szukamy Medyka -
dokończył za niego, ten drugi wyglądający na bardziej poważniejszego.
- Medyka? - zdziwiłam się.
- Tak. Nasz przywódca
poszukuje medyka. Jesteś z Konohy, prawda?
- Zgadza się.
- Nie powinnaś nas od razu
atakować - warknął pewny swoich racji. Wściekłam się na jego słowa i już miałaś
mu wygarnąć. - Powinnaś dokładniej zastanowić się, kim możemy być.
- Nie będziesz mnie
pouczał.
- Nie pouczam, ja tylko mówię,
bo sądzę, że źle postąpiłaś. Tak się składa, że przybiliśmy tu w celach
pokojowych, podobno właśnie w Konoha są najlepsi.
- Nie jesteśmy tu aby walczyć.
Uwierz nam. - dodał biało-włosy przekonującym wzrokiem.
- Niby dlaczego? Nie znam
was i nie mogę ufać - przed samą sobą dziwił mnie fakt, że chcę walczyć, że się
nie boje, że nie uciekam. Od dawna nie czułam się tak jak teraz. Poczułam się dawną
i pewną siebie przywódczynią ANBU. Ze złości ścisnęłam kurczowo moje kunai.
Biało włosy również przygotował się do ataku, wyciągając zza pleców dziwnie
wyglądającą broń, lecz jego kompan zagrodził mu drogę ręką. Obaj spojrzeliśmy
na niego.
- Chciała zaatakować -
tłumaczył się biało-włosy.
- Suigetsu pamiętaj co nam
rozkazano - jedną ręką poprawił swoją czuprynę i podszedł bliżej mnie. - Doprowadź
nas do najlepszego Medyka, lub jednego z lepszych. Zrób tylko tyle, a odejdziemy
i nie wrócimy.
- Co to za przywódca? -
spytałam nagle przypominając sobie jego poprzednie słowa. Nadal zmotywowana
zgrzytając zębami.
- Szef naszej organizacji.
A więc to członkowie jakieś
kolejnej organizacji.
- A po co mu Medyk?
- Ktoś musi leczyć nasze
rany po treningach.
Mężczyzna mówił nad wyraz
spokojnie, nie wyglądał na to, aby kłamał. Poczułam, że mogę mu zaufać, pomimo
wcześniejszej nienawiści. W świecie ninja było dużo organizacji, które toczyły
między sobą wojny. Nie atakowaliśmy ich, ponieważ zazwyczaj takie grupy
zamieszane były w konflikty z innymi organizacjami. Od wiosek trzymali się z
daleka. Rozumiałam potrzebę posiada przy swoim boku Medyka.
- Tak więc? - spytał widząc
moje zamyślenie. - Pomożesz?
- Dobrze - zgodziłam się
niepewnie. Zastanawiałam się czy nie dopytać się szczegółów ich konfliktu, ale
nie sądziłam aby była to moja sprawa.
- Jest! - krzyknął
uradowany biało-włosy. Wyglądało to dość komicznie. - Czyli sprawa załatwiona?
- Najwyraźniej tak -
oznajmił. - Doprowadzisz nas do niego osobiście, czy podasz tylko nazwisko
abyśmy sami go odnaleźli?
- Nie muszę - mruknęłam do
siebie, lecz ten poważniejszy usłyszał to, gdyż na jego twarzy wyrysowało się
zdumienie. Intrygowało mnie jego zachowanie.
Nie wiedziałam czy
powinnam, ale coś mówiło mi, aby się przyznać. Jakaś siła. Nie umiałam tego
wytłumaczyć. I chodź było to dziwne dla mnie. Posłuchałam tej siły:
- Sakura Haruno -
przedstawiłam się. - Konohański Medyk na najwyższym stanowisku.
Spodobało mi się to uczucie
gdy u ich obojgu wywołałam niemałe zdziwienie.
- Jesteś medykiem!? -
najbardziej zaszokowałam tego Sugeitsu, chyba tak miał na imię. Ten drugi
właśnie w ten sposób się do niego zwrócił.
- Tak, i według Konohy,
najlepszym.
- Stary to było za łatwe -
zwrócił się do swojego kompana.
- Sugeitsu idioto. Co z
tego, że znaleźliśmy najlepszego Medyka? Musimy znaleźć jakiegoś, który zechce
z nami iść.
- Dokąd? - spytałam się.
- Raczej nie jesteś gotowa
zostawić swoją rodzinną wioskę? - spytał mnie pewny tego co odpowiem, lecz
kiedy zadał to pytanie moje tętno przyśpieszyło. Opuścić wioskę? Ile razy
chciałam tego dokonać. Ale wizja reakcji Eizo przeraziła mnie. Obawiałam się,
że mnie znajdzie, że zabije, za to co zrobiłam, albo zrobi ze mnie jeszcze większą
niewolnice niż jestem teraz.
W Konoha żyli Naruto,
Hinata i większość moich przyjaciół. To też byłoby dla mnie trudne zostawić
ich. Jednak czasami przeważała nade mną ta chęć. I nie patrzyłam wtedy na
przyjaciół, tylko na siebie. Chociaż raz.
- Jesteś bardzo zagubioną
kunoichi - otworzyłam szeroko oczy, gdy to powiedział. Nie rozumiałam dlaczego
to powiedział! Dlaczego wysunął takie wnioski? O co w ogóle chodzi? Zaczęłam
patrzeć na niego z niedowierzeniem. Uśmiechnął się delikatnie.
- Juugo potrafi wyczuć
czyjeś emocje i uczucia - wyjaśnił mi ten drugi z taką dumą, jakby ta zdolność
należała do niego.
- Naprawdę? - wydusiłam z
niedowierzeniem. - To bardzo ciekawe.
- Tak... taka zwykła umiejętność
Ninja.
- Doprawdy? A co wyczuwasz
u mnie? - dziwnie było mi się tak zwyczajnie go pytać, lecz byłam cholernie
ciekawa. Żeby tego nie wyczuł, powiedziałam to ironicznym tonem.
- Tak jak powiedziałem.
Zagubienie. Oprócz tego strach, i to naprawdę na wysokim poziomie.
- Ona się nas boi? - Suigetsu
zdawał się mi być trochę mało kapujący. Przypominał mi dawnego Naruto.
- Nie, Suigetsu. Nie nas.
- To kogo?
- To już chyba jej sprawa -
powiedział posyłając mi delikatny i szczery uśmiech.
Poczułam się dziwnie.
Zwłaszcza kiedy powiedział o „strachu na wysokim poziomie”. Czy to naprawdę tak
rzuca się w oczy?
Miałam tego dość! Nawet
wśród nich czułam się jak chora umysłowo. Jak potrzebująca pomocy.
Myślałam przez dłuższą
chwile. Opuścić wioskę... Tak. Gdybym miała uciec sama to byłoby dość
ryzykowne, ale z nimi...
- Na pewno nie chciałabyś z
nami iść? - spytał Suigetsu jak gdyby czytał mi w myślach - Wydajesz się fajna,
po co marnować się w takiej wiosce? - zaśmiał się cicho.
A Eizo?
Kurwa. Eizo. Eizo. Eizo.
Dlaczego tylko ciągle jego opinia krąży mi po głowię. Przecież jestem już
dorosła. Mam dwadzieścia lat! To ja decyduję o moim życiu nie on. Zapragnęłam
nagle być taka jak oni. Wolna! Dużo Medyków z wiosek zgadza się na propozycje
takich organizacji jak oni, i w ten sposób zaczynają nowe życie. Dlaczego nie
ja?
- Będziesz mogła przychodzić
do wioski, to oczywiste - namawiali mnie dalej. - Jak się zgodzisz ułatwisz nam
sprawę, a nasz Szef będzie zadowolony.
- Może chociaż raz nie
zamarudzi - bąknął biało-włosy z grymasem na twarzy, dzięki czemu jeszcze
bardziej przypominał mi Uzumaki'ego.
- Przeciwnie - Juugo
podszedł jeszcze bliżej - Ucieszy się, że znaleźliśmy najlepszego Medyka.
- Taa. I tak znając życie
znajdzie coś, czego będzie mógł się uczepić.
- Nie przesadzaj...
- Jeśli ona by się
zgodziła, to...
- Nie, dziękuję - grzecznie
odmówiłam, przerywając im obojga. Byłam zła na siebie, że strach znowu mnie
pokonał - Szukajcie dalej.
Na ich twarzach dojrzałam
się wyraźnego rozczarowania.
- Ale ty jesteś najlepszym
- jęknął ten wybuchowy.
- Nigdy nie wiadomo, może
nie jestem taka najlepsza za jaką mnie uważają - postanowiłam ewakuować się
stamtąd nim całkiem stracę kontrole nad swoimi myślami. - Pójdę już - rzuciłam
przygotowując się do skoku na drzewa.
- Jeśli zmienisz zdanie -
zaczął Juugo. - przyjdź jutro o siódmej wieczorem w to samo miejsce. Będziemy
tu czekać.
- Powodzenia w szukaniu -
dodałam na odchodne ignorując jego poprzednie zdanie. I ruszyłam, nie oglądając
się za siebie. Dobrze, że w pobliżu nie było jakiegokolwiek przedmiotu, który
uchwyciłby moje odbicie. Nie miałabym odwagi spojrzeć samej sobie w oczy.
Jesteś żałosna Sakura...
Hohoho, chociaż chwila spokoju od Eizo. ;_; -,- Te jej siniaki... to co on robi Sakurze... brr.
OdpowiedzUsuń"- Taa. I tak znając życie znajdzie coś, czego będzie mógł się uczepić." - uwielbiam te wypowiedzi o Sasuke. xD <3
Miałam wielką nadzieję, że Sakura zgodzi się i pójdzie z nimi, a tu lipa... nie poszła. :c
Nie mogę się już doczekać romansu pomiędzy Sakurą, a Sasuke. <3