środa, 31 października 2012

Rozdział 10


Siedziałam przy oknie, ledwo wychylona, ale pomimo tego starałam się uchwycić obraz za nim. Obrzydzało mnie to miasto, jednak byłam ciekawa jego codzienności. Sasuke, o dziwo pozwolił mi zostać tu, gdzie jestem, ale pod warunkiem, że nie będę się za bardzo wychylała.  W każdej chwili, któryś z tych zbirów mógł mnie zobaczyć i zacząć zaczepiać. Na moment odwróciłam wzrok od okna i zaczęłam rozglądać się po otaczającej mnie przestrzeni. Pokój w, którym musieliśmy nocować, nie okazał się taki zły jak się spodziewałam. Był całkiem dobry jak na ich standardy. Drewniana podłoga, drewniane łóżka, drewniany stół i szafka na ubrania. Pomieszczenie było stosunkowo małe, ale przy każdej ścianie zmieściło się łóżko - razem było ich cztery. Na środku stał duży stół, którego środek ozdabiał maleńki wazon z sztucznymi kwiatkami.
Sasuke siedział na swoim łóżku w kącie i ostrzył kunai, wysłał Juugo po zakupy - a ja szczerze mu współczułam. Chociaż był facetem, nawet gdy wyobrażałam sobie, że jestem na jego miejscu, jakoś nie miałabym ochoty wychodzić.
 - Pójdziesz dzisiaj ze mną - powiedział nagle Sasuke, nawet nie odwracając wzroku od błyszczących, idealnie wyglądających ostrzy.
Ciarki przeszły mnie po całym ciele.
 - Dokąd? - spytałam.
 - Musimy poobserwować tych z Akatsuki, przydało by się wiedzieć czy czegoś nie kombinują.
 - Myślisz, że będą coś kombinować? - mruknęłam z niedowierzaniem.
 - A czemu by nie? - W końcu na mnie spojrzał.
 - Wątpię, aby chcieli szukać kolejnych problemów. Po śmierci Itachi'ego każdy z nich miał przesłuchanie, raczej nie będą chcieli tego powtarzać.
 - Mieli nie rzucać się w oczy...
 - Przecież się nie rzucają. Zanocowali w miasteczku, w którym nie dość, że nie ma kobiet, to na dodatek żaden normalny człowiek bojący się o swoje bezpieczeństwo nie chciałby tu zamieszkać. Kilka sekund siedzieliśmy w milczeniu. Sasuke odłożył kunai do swojej kabury na prawej nodze, po czym pewnie wstał.
Podszedł do mnie, a jego twarz znajdowała się tak blisko, że moją skórę drażnił jego oddech.
 - Co ty ich tak bronisz, co? - syknął.
Na początku nieco mnie to zaskoczyło, ale miał powody aby mi to zarzucić. Ale po co miałam mu to wszystko mówić, czy to potrzebne? Ważne, że ja sama mam świadomość, że ta organizacja nic nie knuje, zresztą Uchiha sam się o tym niedługo przekona.
 - Już kilka lat siedzą w ciszy, dlaczego nagle mieliby coś planować?
 - Sakura, mnie nie obchodzi co oni planują, ja jestem tu dla pieniędzy. Potrzebuję tego. A Natsuo jak widać przeszkadzają… - tłumaczył nadal nade mną stojąc.
Zastanawiało mnie do czego potrzebuje tych banknotów, ale zdecydowałam nie pytać. Nie moja sprawa.
 - Jesteś pewny, że mam iść z tobą?
Pokiwał głową trochę zbity z pantałyku.
 - Tak. Dlaczego nie?
 - O ile pamiętam zabroniłeś mi wychodzić, w końcu jestem jedyną kobietą w miasteczku.
Na moje słowa jego reakcja była jednoznaczna - głośne kpiące prychnięcie, które z czasem przerodziło się w przeszywające spojrzenie.
 - Gdybyś dobrze pamiętała wiedziałabyś, że wspominałem ci o bezpieczeństwie jakie masz przy mnie zapewnione - warknął.
 - Mam nadzieję.
 - Nie mów, że się ich boisz? - spytał jakby zaraz miał się roześmiać.
 - A ty byś się nie bał? Na moim miejscu?
 - Pewnie, że nie - powiedział i usiadł z powrotem na miejsce, gdzie siedział na początku. - To kretyni. Jak można się ich obawiać?
 - Uwierz mi, że ja w życiu wiele przeszłam i mam powody, żeby się ich obawiać.
 - Wiele przeszłaś? - zadrwił. - Na przykład co?
 - Musisz być takim idiotą? - spytałam zniecierpliwiona. Denerwował mnie jego dzisiejszy humorek. Nie miałam nawet po co pytać się o powód, wiedziałam, że niczego się od niego nie dowiem. Idiota. Nie musi się na mnie wyżywać i ciągle drwić, znając Sasuke z czasem będzie coraz gorzej.
Rozzłościła go moja uwaga i zauważyłam jak mocniej zaciska pięści.
 - Uważaj sobie - ostrzegł mnie z istnym mordem w głosie.
 - Pfu.
Teraz ja zastosuje jego taktykę, ot co!
 - Te twoje „życiowe przejścia” to zapewne błahe sprawy - dodał w końcu po chwili ciszy.
 - Co ty możesz wiedzieć? Szanowny Uchiha, który myśli, że jest mądrzejszy od wszystkich. Nie znasz mojego życia, i nie wiesz przez co przechodziłam.
 - To mi łaskawie odpowiedz. Może tym razem nie jestem taki mądry.
Szczerze zaskoczyła mnie jego prośba. Spodziewałam się kolejnych prychnięć i obojętności.
 - Niby dlaczego?
 - Jestem ciekaw.
 - Jesteś ciekaw tego, co działo się w moim życiu? - zapytałam z ironią. - Cóż za zaszczyt.
 - Sakura daj spokój... - jęknął znużony, a mnie zamurowało.
 - Przecież to ty przed chwilą....
 - A musisz robić to samo? - powtórzył identycznym tonem i machnął ręką. W tej samej chwili do pokoju wszedł Juugo z dwiema olbrzymimi siatkami.
 - Witam - powiedział sympatycznie i odłożył wszystkie reklamówki na stół.
Postanowiłam zakończyć dyskusję z Uchihą.
 - Wypakować? - spytałam płowo-włosego.
 - Jeśli możesz...
Sasuke ponownie wstał i przez chwilę pozostał w jednej pozycji. Następnie spojrzał na mnie:
 - Za moment bądź na dole.
 - Po co? - wtrącił się Juugo.
 - Idziemy poobserwować tych z Akatsuki. Są teraz w knajpie. - wyjaśnił.
 - I bierzesz tam Sakurę? - był zdziwiony. - Nie lepiej mnie?
 - Do licha! Czuję, że Sakura lepiej się przyda, jasne? - niemal krzyknął, a ja czułam jak pulsuje krew w jego żyłach. Czasami naprawdę mnie przerażał. Dlaczego ja tak panicznie boję się mężczyzn? Zaczęło się od Eizo, i mam nadzieję, że stanie na Sasuke.
Czarnowłosy trzasnął drzwiami i wyszedł. Jeszcze przez kilka sekund słyszałam jego „stalowe” kroki.
 - Ma zły humor – wyjaśniłam Juugo, gdy spojrzał na mnie pytająco.
S A S U K E
Wyszedłem przed budynek i spocząłem tam na stojącej niedaleko ławce. Drewniana, niechlujna, jak wszystko tutaj - przyzwyczaiłem się już i nie zwracałem uwagi nawet na rzeczy w najgorszym stanie. Każdy żyje jak lubi, a skoro Natsuo ekscytowała taka atmosfera, ja nie mam nic do powiedzenia. Sakura doprowadzała mnie dzisiaj do szału, poprawka - ona od zawsze doprowadzała mnie do szału. Tylko tym razem nie co inaczej. Nie wziąłem Suigetsu specjalnie, żeby się do niej nie umilał, ale za to dostałem tych mężczyzn. Przewidziałem to, ale nie pomyślałem nawet, że będzie mnie to choć trochę irytować. Myślałem, że stanie na biało-włosym.
Usłyszałem cichy szelest za sobą i obróciłem się. To Sakura. Wyszła obserwując wszystko czujnym wzrokiem.
 - Jesteś przewrażliwiona - rzuciłem.
 - Odczep się - warknęła.
Wstałem i westchnąłem - takim sposobem szybko się nie dogadamy. Ale nie zależało mi na tym. Niech sobie stroi fochy, ja zajmę się tym, co mam do zrobienia.
 - Idziemy do tej knajpy - wskazałem palcem tym samym schodząc z tematu. Haruno pokiwała zgodnie głową i ruszyła szybkim krokiem w tamtą stronę.
 - Podobno boisz się oddalać - dodałem kpiarsko.
Przystanęła na chwilę i obdarowała mnie morderczym spojrzeniem, po czym jeszcze szybciej ruszyła dalej.
Pokręciłem głową z zażenowaniem i dogoniłem ją.
Ona zawsze taka była. Gdy ktoś jej coś narzucił musiała udowodnić, że jest inaczej, nawet gdy później przyzna się, że to prawda. Zastanawiało mnie czemu się tak boi? Poznałem już jej temperament i nie pasuje mi do takiego zachowania. Kiedy wczoraj ja zacząłem wybuchać gniewem również zareagowała strachem. O co w tym wszystkim chodzi? Czyżby pozostało w niej coś ze starej wersji?
 - Co ja mam dokładnie robić? - spytała w drodze.
 - To wszystko zależy od nich.
 - To znaczy?
 - Najpierw poobserwujemy, potem postaramy się im GRZECZNIE wytłumaczyć, aby się oddalili.
Na jej twarzy wyrysowało się szczere zdziwienie.
 - Chcesz grzecznie coś tłumaczyć członkom Akatsuki?  - widać nie spodziewała się tego po mnie. Chyba źle to ująłem. Ja, Sasuke Uchiha i grzeczne tłumaczenie? To coś dziwnego.
 - Po prostu ich z tą wygonimy, rozumiesz? - sprostowałem.
 - Jestem ciekawa jak.
 - To wykonalne. Sakura nie znasz stwierdzenia „na spontana”?
 - Tak wykonujecie wszystkie wasze misje?
 - To nie misje - uśmiechnąłem się łobuzersko. - To nie Konoha. Tu robimy wszystko według swoich zasad. Przestań tak myśleć, teraz jesteś wolna, możemy robić wszystko co chcemy.
Moje słowa chyba do niej dotarły, bo przez chwilę popadła w zamyślenie. Gdy się ocknęła, jej twarz nie była już taka serdeczna.
 - Wole być zorganizowana, jeśli chodzi o misje.
 - Niestety ja nie. Ty robisz to, co ci rozkażę.
Dotarliśmy do celu. Wielka nie zadbana knajpa ze zdzierającym się szyldem na górze. Teraz czeka mnie najważniejsze wyzwanie. Obmyślenie planu na to, aby tych dwóch jak najszybciej stąd odeszło. Od śmierci Orochimaru i mojego brata działam tak, jak chcę. A przez to, że nie chce mi się zastanawiać nad przebiegiem moich działań, liczy się u mnie spontaniczność. Kiedyś dokładnie wszystko planowałem - jednak to odeszło w zapomnienie.
 - Są - szepnęła Sakura, od razu zwróciłem wzrok w stronę, gdzie patrzyła i ona. Rzeczywiście. Dwóch wysokich mężczyzn siedziało przy okrągłym stoliku popijając Sake. Oboje należeli kiedyś do Akatsuki, kojarzyłem  ich z moich potyczek z tą organizacją. Kątem oka spojrzałem na Sakurę, która zdawała się zszokowana.
 - O co chodzi? - spytałem podejrzliwe. Oboje w jednej chwili zgięliśmy się  tak, aby Akatsuki nas nie zauważyło. To dziecinne, pomyślałem. Nigdy tak nie obserwowałem; kryjąc się za ramą okienną - żałosne.
Sakura wyglądała na spiętą. Patrzyłem na nią dłuższą chwilę dając jej znak, aby powiedziała coś więcej.
 - Znam tego jednego - wydusiła w końcu.
 - Znasz? - spytałem zdumiony. - Ty znasz kogoś z Akatsuki, tak?
 - Uchiha, zamknij się - warknęła.
 - Którego znasz?
 - Blondyna.
 - Blondyna? - zdziwiłem się. - Walczyłem z nim.
 Westchnęła.
 - Wiem.
 - Skąd?
 - Nieważne - wstała i zdjęła opaskę Ninja symbolizującą wioskę, z której pochodzi.
 - Co robisz?
Ona naprawdę była nieprzewidywalna. Raz wystraszona, raz pełna woli walki, raz tajemnicza. Nie było na świecie osoby, która dałaby radę przewidzieć jej następny ruch. Nawet ja, mimo swojej spostrzegawczości.
 - Twoja misja została wykonana. Pogadam z nimi.
 - I myślisz, że cię posłuchają?
 - Posłuchają - zapewniła. - Dobrze znam jednego członka. Na pewno mnie wysłucha.
 - A co planujesz mu powiedzieć?
 - Żeby się stąd wynieśli, bo Natsuo się niepokoi. Proste.
Miałem wątpliwości co, do jej pewności siebie, ale postanowiłem dać jej szansę. Niech zaryzykuje. Co może stracić? Jeśli ją zaatakują wkroczę w pole walki.
 - To idź. Tylko pamiętaj, jedyne o czym z nim rozmawiasz to odejście z tego miasta. Jeśli zaczniesz rozmawiać o czymś innym, ja się wtrącę, a uwierz mi, że to nie będzie przyjemne - machnąłem ręką obojętnie dając jej tym samym wolną wolę. Sakura posłała mi przyjazny uśmiech.
 - Tak, tak.
I zniknęła za drzwiami knajpy, w której na jej szczęście nie znajdował się nikt oprócz dwójki członków Akatsuki.
S A K U R A
Deidara. To naprawdę Deidara. Nie mogłam uwierzyć, że tu jest. W takim miejscu? Teraz? Dlaczego zdecydował się zignorować przestrogę jaką dałam mu kilka lat temu? - zaraz po śmierci Itachi'ego Uchihy. Nie powinien tego robić, tylko siedzieć cicho i się nie wychylać. Jak się większość życia należało do najniebezpieczniejszej organizacji świata Ninja, to teraz musi się ponieść tego konsekwencję.
Gdy weszłam do knajpy było pusto, co niezwykle mnie ucieszyło. Siedzieli tylko oni, obróceni tyłem, ale ja wszędzie poznam tę blond czuprynę, nikt takiej nie ma, nawet Uzumaki. To znak rozpoznawalny Deidary, nie licząc niskiej wysokości, która mi dorównywała.
Podchodząc do stolika serce biło mi jak dzwon, a do mojej głowy przypływały coraz to nowe wspomnienia - gdy opowiadałam mu jak zakochałam się w Eizo, gdy płakałam skarżąc się na Naruto, gdy byłam pełna woli walki dowiadując się celu misji. Miałam wrażenie, że serce zaraz wydrze się z mojej klatki piersiowej, ale z każdym krokiem starałam się uspokoić. Spojrzałam w tył i zauważyłam jak Sasuke obserwuje mnie przez okno z uwagą. Poczułam nagły przypływ odwagi, dawno z nim nie rozmawiałam, ale chyba nic między nami nie uległo zmianie. Muszę zaryzykować. Inaczej będziemy tu siedzieć jeszcze długi czas. A tego nie chcę. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam przed siebie.
Stanęłam między nimi przy stoliku i skrzyżowałam ręce na piersi, aby zatuszować moje przerażenie. Obaj zareagowali w tej samej chwili. Wzdrygnęli się i zdumieni zwrócili swe oczy na mnie.
 - Witam - oznajmiłam grając całkowitą pewnością. Wręcz mną tryskała. Ale po upływie czasu dotarło do mnie, że wcale nie muszę wczuwać się w role. Byłam pewna siebie. Gdy tylko Deidara spojrzał na mnie, natychmiast się uspokoiłam. Był taki jak przedtem. Na początku uważnie mnie lustrował swoimi wielkimi lazurowymi oczami, dopiero potem jego tęczówki rozgrzeszyły się, patrzył na mnie z zaskoczeniem.
 - T-t-to… ty? - wydusił z siebie, wstając. Był naprzeciwko, dokładnie tej samej wysokości. Nic się nie zmienił. - Sakura Haruno?
 - Deidara - powiedziałam zgryźliwie.
 - Co ty tu robisz? - Wciąż kontrolowało go zdziwienie i szok.
 - To pytanie powinnam zadać i tobie.
 - Ale ja byłem pierwszy - zauważył i uśmiechnął się. Znałam tę minę tak dobrze, teraz odświeżyła się w mojej pamięci, promieniejąc jeszcze bardziej.
 - Deidara - powtórzyłam z większą powagą. - Ja nie żartuję, obiecałeś, że nie będziesz się rzucać w oczy, i co?
Myślałam, że do większego zdumienia już go nie doprowadzę - a jednak.
 - Sakura, no co ty? Przecież się nie wychylam.
 - Szeryf tego miasta jest zaniepokojony waszą obecnością, ale nie jest w stanie wam tego grzecznie wytłumaczyć. Za bardzo go przerażacie.
 - I posłał tu ciebie? Sakura dlaczego nie jesteś w Konoha? Co ty tu w ogóle robisz? W tym miejscu? Przecież tu...
 - Wiem, wiem - przerwałam mu. - Znam historię tego miasta i wiem co mnie tu czeka. Ale nie przybyłam sama.
 - To z kim? - zapytał.
 - Nieważne, powiedz mi, dlaczego tu przyszedłeś?
Dziwnie rozmawiało mi się z nim po takim upływie czasu. W głowie liczyłam czas przez jaki się nie widzieliśmy - ponad rok. Dotarło to do mnie. A teraz mamy okazję, ja mam okazję powiedzieć mu wszystko. Bo mu ufam. Stuprocentowo.
 - Dostaliśmy propozycję od Suny, możemy tam zamieszkać. – powiedział, a ja zamieniłam się w słup soli.
 - Że co?
Deidara pokiwał dumnie głową.
 - Tak, dali nam propozycję. Warunki poznamy na miejscu, zresztą organizacja rozpadła się. Podróżuję razem z Hidan’em. - przerwał i wskazał na biało-włosego mężczyznę, który siedział obok. Uśmiechnął się i kiwnął głową na przywitanie. Odwzajemniłam gest.
 - Ja już nie morduję - mówił dalej. - Zgodzę się na każde warunki, a skoro jakaś wioska nam zaufała, to nie ma dlaczego nie korzystać.
 - I tam podróżujecie?
 - Tak. Dzisiaj się stąd wynosimy także nie martw się. Zatrzymaliśmy się tu dlatego, bo słyszeliśmy plotki o tym mieście i sądziłem, że tu nikt nie będzie się nas obawiał - jak widać myliłem się.
Między nami zapadła krępująca cisza. Spojrzałam na Hidan'a, na Deidare, a mój umysł ogarnęło oszołomienie. To wszystko? Koniec rozmowy? Poczułam się dziwnie.
 - Sakura - oznajmił nagle wyrywając mnie z zamyślenia. - Siadaj.
 - Nie… nie mam zbyt wiele czasu.
 - No siądź - zachęcał dalej. - Tylko na chwilę. Chcę porozmawiać.
Wiedziałam, że Sasuke będzie się wściekał, ale nie rozmawiałam z nim od ponad roku, nie chciałam tego zaprzepaścić.
 - Niech będzie - fuknęłam i obaj usiedliśmy. Deidara od razu zabrał się do rozmowy.
 - A więc z kim tu jesteś?
 - Z nikim ważnym.
 - Podejrzewam, że z tym kto właśnie nas obserwuje.
Wzdrygnęłam się, a moje ciało przeszyły dreszcze.
 - Czuję to - wyjaśnił nim zdążyłam się odezwać. - Należałem do Akatsuki, potrafię wyczuć takie rzeczy. Ale skoro nie chcesz powiedzieć, nie będę naciskać.
 - Ach tak.
 - Więc o co chodzi?
 - Pomyślmy… - udałam zastanowienie. - Powiedzmy, że jestem na jego warunkach.
 - Słucham? - jego twarz wyraziła zniecierpliwienie. Teraz byłam pewna, że będzie żądał natychmiastowych wyjaśnień - sam się przecież wszystkiego nie domyśli.
 - Nie mieszkasz już w Konoha?
Pokręciłam głową.
 - Jak to?
 - Znudziło mnie to.
 - Konoha?
 - Deidara. - jęknęłam z zażenowaniem, chwytając się za głowę. - Skończ z tymi pytaniami, zaczęłam nowe życie i tyle. Nie ma co opowiadać.
 - A Naruto i Eizo…? Co z nimi?
Tym pytaniem mój umysł znowu zaatakowała dawka wspomnień i moich dotychczasowych przemyśleń. Naruto? Eizo? Naruto okazało się, nie interesuje się mną tak bardzo, jak się spodziewałam, teraz zajmuje się Hinatą, nie obchodzi go to, że porwano jego przyjaciółkę. A Eizo? Żyjąc z nim żyłam w cierpieniu, nie ma co więcej dopowiadać.
 - Oni okazali się oszustami - wydukałam z siebie, gdy doszło do mnie, że Deidara czeka na odpowiedź.
Zadziwiałam go coraz bardziej, co wiązało się z nowymi pytaniami, których nie chciałam. Musiałam przestać.
 - Nie wierzę! Naruto i Eizo?
 - Długa historia. Ale czy to ważne? - wstałam. - Ważne jest to, aby szeryf czuł się bezpiecznie. Dzięki za rozmowę, a tak w ogóle, o której dzisiaj wyruszacie?
 - Za jakieś trzy godziny - powiedział zbity z tropu. - Nic więcej mi nie powiesz?
 - Powiem - zapewniłam z tajemniczym uśmiechem. - Dowiesz się niedługo. A teraz miłej podróży, i cieszę cię, że miałam okazję z tobą porozmawiać. Zrozum, nie mogę dłużej. Jestem pod stała kontroą. - ostatnie szepnęłam najciszej jak umiałam. - Naprawdę cieszę się, że cię zobaczyłam.
 - Ja też - był już zaspokojony i szczęśliwy, wiedział, że mu wszystko powiem, wiedział, że moje zapewnienia to prawda. Musiałam mu to opowiedzieć, wszystko, jak moje życie nagle zmieniło bieg, jak się skomplikowało. On jedyny mógłby mi pomóc.
 - Muszę iść- rzuciłam i gdy miałam już wychodzić Deidara podszedł do mnie i mocno uściskał. Odwzajemniłam gest, ucieszona jego bezpośredniością. Ale w końcu z tego słynął. Ja nie miałam odwagi zrobić to po tak długim czasie, a on się odważył, za co cholernie mu dziękowałam. Tak bardzo mi go brakowało.
 - Trzymaj się, mała - szepnął mi do ucha z przyjaznym uśmiechem na twarzy.
 - Mała to ja dla ciebie nie jestem.
 - Ćśś - skarcił mnie. - Muszę się jakoś dowartościować.
Zaśmiałam się cicho na jego słowa. Ale potem w moje oczy rzuciła się szyba, a w niej schylony i uważny Sasuke, niemal niewidoczny z nieprzyjaznym wyrazem twarzy. Natychmiast odsunęłam od siebie Deidare.
 - Do zobaczenia - powiedziałam tym razem ze smutkiem.
 - Powodzenia - rzekł na odchodne, i to był ostatni raz, w którym widziałam w dodatku ze świadomością niewiedzy, kiedy ujrzę go po raz kolejny.
S A S U K E
Gdy Sakura wyszła z budynku, miałem ochotę zacząć się na nią drzeć tak, jak nigdy dotąd. Zirytowało mnie jej zachowanie, ale z drugiej strony byłem pełny nadziei, że dowiedziała się czegoś konkretnego i nie będziemy musieli ich obserwować, ani z nimi rozmawiać. Mam dość Akatsuki do końca swojego życia!
 - Jestem - powiedziała na pozór obojętnie, ale widać, że była bardziej ucieszona niż poprzednio. Wkurzyło mnie to.
 - Wracajmy. Po drodze wszystko mi opowiesz - oznajmiłem podkreślając intonacją swój zły paskudny nastrój.
Ona zdawała się jednak tym nie przejmować, pokiwała głową i ruszyła z tą samą pewnością siebie co zawsze, jedyne co ją niepokoiło to spojrzenia mężczyzn, które nadal na niej spoczywały. Najwidoczniej była naprawdę przewrażliwiona na tym punkcie.
 - Nie masz się o co martwić - zaczęła cicho, gdy przeszliśmy już kawałek. - Akatsuki dzisiaj się stąd wynoszą.
 - Nic nie kombinowałaś, prawda? - spytałem podejrzliwie, marszcząc brwi.
 - Nie - jęknęła znużona. - Przecież mówię ci jak jest.
 - A możesz dokładniej?
 - Zmierzają do Suny.
Zdziwiłem się, ale zatuszowałem to pod stanem zajętości własnymi myślami.
 - Dlaczego?
 - Mogą tam zamieszkać na pewnych warunkach.
 - Naprawdę? - jakoś trudno było mi przyjąć to do wiadomości. Wiedziałem, że Suna była najbardziej spokojną i ”nonszalnacką” wioską, ale żeby aż tak? To trochę ryzykowne. Zwłaszcza, że obaj członkowie nie wyglądają na sympatycznych i nie groźnych.
 - Wiesz jaka jest Suna...
 - Tak wiem.
 - Zatrzymali się tu tylko na chwilę, więc my też długo tu nie zabawimy - na szczęście - odparła z wielką ulgą, ja jednak musiałem sprawić, aby ta ulga zniknęła, a stres zawitał ponownie.
 - Nie do końca - powiedziałem.
Natychmiast na mnie spojrzała, oczekując wyjaśnień.
 - Jak to?
 - Muszę coś załatwić. Skoro Akatsuki jutro znikną, to ja też, tylko po co innego.
 - Słucham? Niby po co?
 - Muszę załatwić pewną sprawę, dość daleko....
 - Chyba żartujesz? - mina natychmiast jej zrzedła. - Co chcesz załatwiać?
 - Nie musisz wiedzieć, zostaniesz tu z Juugo, wrócę za jakieś dwa dni.
Szedłem dalej, ale nagle doszło do mnie, że nie słyszę jej kroków. Spojrzałem w bok, a jej nie było. Przystanęła metr za mną wmurowana w podłogę.
 - Dwa dni?! - wrzasneła. - Mam być tu jeszcze dwa dni?
 - Juugo będzie cię pilnował.
 - Nie możemy wrócić do kryjówki?
 - Nie. Natsuo jutro przekazuje nam pieniądze i Juugo musi je odebrać, bo mnie tu nie będzie.
Rózowo-włosa uderzyła się delikatnie w głowę.
 - Chyba cię....
 - Wytrzymasz - powiedziałem z łobuzerskim uśmiechem. Uwielbiałem te jej miny i humorki, ten gniew na jej twarzy. Doprowadzało mnie to do niesamowitej satysfakcji. Spojrzałem na nią w chwili, w której prychnęła i zacząłem zachłanniej się przyglądać. Ot tak. Sakura była pod wpływem zbyt intensywnych emocji by to zauważyć, a ja zwyczajnie nie miałem na co rzucić oka, takim sposobem przynajmniej udawało mi się ignorować mężczyzn, którym podziwianie Haruno nadal się nie znudziło. Nie dość, że to kobieta, to jeszcze tak pociągająca. Tak. Pociągała mnie. Od kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem nie mogłem wyjść z wrażenia jakiej jej ciało uległo zmianie, temperament również, był znacznie ostrzejszy, chociaż czasami widziałem w jej oczach dawną Sakurę która potrzebowała ciągłej uwagi.
 - Może Juugo zaprowadzi mnie do kryjówki, a potem wróci po te cholerne pieniądze? – sypnęła propozycją, ale w moich oczach zupełnie bez sensu.
Pokręciłem głową.
 - To nie miałoby sensu.
 - To nie możesz ty zostać tu te dwa dni?
 - Chcę to załatwić jak najszybciej - powiedziałem nieco poirytowany. - Nie mam czasu czekać. Wytrzymasz tyle. Jak wrócę od razu wracamy z powrotem. Mi też nie za specjalnie się tu podoba. Mam dość ciągłego pilnowania ciebie.
 - Słucham? - zdziwiła się. - Wiesz Uchiha, ja nie potrzebuję tego. Olej mnie i po prostu zajmij się tym, czym chcesz!
Wiedziałem, że taka będzie jej reakcja! Wiedziałem dokładnie!
 - Zresztą ja sama nie mam zamiaru zapuszczać się tu sama - mówiła dalej. - To wszystko tutaj mnie przeraża.
 - Daj spokój - zakpiłem. - Nie poradziłabyś sobie z nimi?
Nieustannie było to dla mnie nierozwikłaną zagadką - według mnie jej temperament nie pozwalał bać się tych mężczyzn. Dlaczego więc ją przerażają?
W kółko chce pokazać jaka to jest odważna, jednak boi się. Czyżby udawała taką pewną siebie? Przeszło mi to przez myśl, ale w końcu słyszała opowieść Juugo, z której wyraźnie wynikało, że ci ludzie wokół są beznadziejne słabi jeśli chodzi o walki Ninja, nawet Sakura dałaby sobie z nimi radę, pomimo tego, że jest Medykiem.
Powtórnie skierowałem na nią wzrok. Mówiąc o mieszkańcach wioski, narodziła w sobie strach i zaczęła się panicznie rozglądać wokół. Oczywiście starała się udawać, że wcale tak nie jest, ale przede mną nic się nie ukryje. Może była nieprzewidywalna, za to ja byłem bardzo spostrzegawczy.
Nagle coś przechodzącego obok Sakury, jednak będące kilka budynków dalej zwróciło moją uwagę. Znałem to, przeszło to przed mymi oczami dosłownie w sekundzie i wywołało u mnie niepokój. Czyżby...?
Co do cholery? Tak aby Sakura nic nie podejrzewała, wychyliłem się delikatnie, żeby móc dokładnie zlustrować osobnika. I jednak... tak jak się spodziewałem. Blond czupryna, podarte ubrania i wycieńczona twarz.
To jej cholerny narzeczony!
Sakura zauważyła moje podenerwowanie w chwili, gdy zbierała się do odpowiedzi na zadane pytanie.
 - Co się stało? – Zlustrowała mnie przenikliwie. Ja ostatni raz rzuciłem morderczy, jednak zdezorientowany wzrok mężczyźnie, który na moje szczęście zniknął w jednej z knajpek i mocno chwyciłem Sakurę za nadgarstek.
 - Wracamy do Juugo - powiedziałem głosem nie znoszącym sprzeciwu i pociągnąłem ją za sobą tak mocno, że syknęła z bólu. Ale nie obchodziło mnie to! Nie mogłem uwierzyć, że ten kretyn dopchał się aż tutaj, ale rzeczywiście zmierzał w tym samym kierunku wtedy kiedy go spotkałem...
 - O co chodzi...? - Haruno nadal żądała jakichkolwiek wyjaśnień. Wiedziałem tylko tyle, że ten idiota nie może jej zauważyć, ani ona jego!
Ciągle oglądałem się za siebie i nim Sakura ponownie cokolwiek wydusiła rzuciłem się biegiem w stronę naszego „hotelu”.
S A K U R A
Co w niego wstąpiło? To pytanie krążyło po mojej głowie i ogarnęło cały umysł. Gdy zaczął biec, zdziwiłam się całkowicie, jednak kiedy dotarliśmy na miejsce i Uchiha po prostu rzucił mnie na łóżko, mój szok sięgnął już granic.
Przysunęłam się przerażona do ściany i obserwowałam jak siada rozgorączkowany na krzesło usiłując się uspokoić. Juugo siedząc naprzeciw mnie obserwował to bardziej z ciekawością badacza, niżli z zaskoczeniem.
 - Czy coś się stało? - spytał w końcu płowo-włosy nie wytrzymując napięcia. Sasuke spojrzał na niego i wyglądał już na bardziej opanowanego.
 - Wyruszam dziś do Czerwonych Wzgórz, załatwić kilka spraw, sam zapewne wiesz jakich.
 - Już dziś? A co z Akatsuki?
 - Załatwiłem to. Okazało się, że oboje dzisiaj opuszczają miasto i kierują się do Suny.
Dla Juugo była to druga z kolei niespodzianka.
 - Do Suny - powtórzył zamyślony. - A skąd to wiesz?
Byłam wkurzona i pełna niewiedzy, z tego wszystkiego postanowiłam wtrącić się do rozmowy. Może i nie jestem tu z własnej woli, ale mam prawo wiedzieć to i owo.
 - Znałam jednego z organizacji - wytłumaczyłam.
Jak się okazało, kolejne zaskoczenie.
 - I powiedział ci wszystko?
 - Tak, byliśmy kiedyś dobrymi przyjaciółmi, jeszcze za czasów istnienia Akatsuki.
 - Wtedy mieszkałaś jeszcze w Konoha - popatrzył na mnie zadziornie i z delikatnym uśmiechem. - Przyjaźniłaś się z Akatsuki?
 - Tylko z tym jedynym i oczywiście w sekrecie. Mniejsza o to – szybko podjęłam się kolejnego tematu. Była jedna sprawa, która nie dawała mi spokoju. - Co to są Czerwone Wzgórza?
Sasuke wzdrygnął się.
 - Sakura, mówiłem, nie interesuj się tym.
To było do przewidzenia, że się wtrąci. Juugo może coś by mi powiedział, a tym razem w przeciwieństwie do historii tego miasta, Sasuke nie chce abym cokolwiek wiedziała. Jego kolejne widzimisię.
 - Chyba mam prawo coś wiedzieć? – zbuntowałam się. - Nie jestem już więźniem, można mi ufać.
Ku mojego zdumieniu zaśmiał się mi prosto w twarz, oczywiście z nutką szyderczości i kpiny.
 - Nikomu nie można ufać - powiedział nadal się uśmiechając. - To moja pierwsza zasada.
 - Możesz mi powiedzieć. Przecież nie mam komu wygadać.
 - Nie powiem ci i nie staraj się mnie do tego przekonać, bo nic z tego nie będzie - warknął.
Szybka zmiana nastroju? Najwidoczniej tak. Uchiha był doprawdy chodzącą zagadką, a ja miałam ochotę zabawić się w detektywa. Ale nie teraz. W tym momencie ogarnęła mnie złość, nienawidziłam tej niewiedzy. W Konoha byłam posiadaczką każdej informacji i to inny nękali mnie, abym coś zdradziła. A teraz? Cholera jasna...W dodatku Deidara. Nie mogę o nim zapomnieć, musi się dowiedzieć wszystkiego co chcę, żeby wiedział. Miałam od tego wszystkiego totalny mętlik w głowie. Poczułam się spragniona.
Westchnęłam na znak kapitulacji i wstałam.
 - Idę na dół, muszę prędko się czegoś napić - powiedziałam naciskając na to, w jakim jestem nastroju. Sasuke potrafił wszystko zrujnować, jednak pomimo tego w moim sercu panowała taka jedna mała iskierka radości z powodu spotkania Deidary, był to chyba jedyny mężczyzna, na którym ani razu się nie zawiodłam. Reszta jest dla mnie nikim.
 - Będziemy cię pilnować - ostrzegł mnie Uchiha, ja tylko pokiwałam głową z miną pełną znudzenia i wyszłam. Dlaczego on nie może zrozumieć, że nie ucieknę?
Od razu rzuciłam się schodami na dół starając się nie myśleć o niebezpieczeństwach jakie na mnie czyhają w tym miejscu. Musiałam dostarczyć Deidarze informacje, co prawda, w dość banalny sposób, ale innego nie potrafiłam naprędce wymyślić, mam ograniczone możliwości.
Na dole prócz recepcji, była malutka kawiarenka. Oczywiście, wyglądająca fatalnie, ale miałam w zanadrzu zdolność szybkiego godzenia się z sytuacją, także nie stanowiło to już dla mnie problemu. Przy trzech dostępnych stołach, dwa z nich były zajęte. W jednym - mniejszym - siedział samotny mężczyzna popijając piwo, a zaraz obok trzech nad wyraz dobrych przyjaciół, którzy obejmowali się ramionami i śmiali się razem nad czterema puszkami alkoholu. Zrobiło mi się niedobrze przyglądając się ich nieschludnemu wyglądowi - to była jedyna rzecz, z którą nie mogłam się pogodzić. Gdy wmaszerowałam do środka, oczywiście każdy z nich spojrzał na mnie, trójka zagwizdała, a samotnik rzucał do mnie rozmaite teksty, zignorowałam to i pokierowałam się w stronę recepcji z morderczym wyrazem twarzy, który miał na celu jakoś zniechęcić ich do kontynuowania tego rabanu. Tak, jak się spodziewałam – moje działania były próżne.
W okienku recepcji ku memu zaskoczeniu siedział osobnik w trochę lepszym stanie. Usiadłam na wysokim krzesełku, tuż obok lady.
 - W czym mogę pomóc, panienko? - zapytał się. Był nawet przystojny. Długie czarne włosy i piwne oczy, które były niesamowicie duże. Kompletnie różnił się od innych mieszkańców i nie używał tutejszego „języka”.
 - Czy ma pan jakąś kartkę i długopis? Pilnie potrzebuję - wyjaśniłam serdecznie, ukrywając swoje obrzydzenie pomieszczeniem. Mężczyzna schylił się i chwile pogmerał w papierach. Po chwili moim oczom ukazało się to, czego oczekiwałam.
 - Proszę - powiedział z uśmiechem.
 - Dziękuję.
 - Hej, mała! Nie masz ochoty się zabawić? – obróciłam się w tył. Jeden z trzech sielsko rozmawiających mężczyzn wymachiwał do mnie zachęcająco rękami. Z westchnięciem spuściłam wzrok. Musiałam tuszować wewnętrzną obawę.
 - Żałosne - mruknęłam do siebie.
 - Proszę ich zignorować - wzdrygnęłam się na dźwięk aksamitnego głosu recepcjonisty, za każdym razem, gdy na niego patrzyłam wydawał mi się coraz bardziej zadbany.
 - Wiem o tym. Ciężko jest być jedyną kobietą w mieście.
 - Zwłaszcza w takim - powiedział niezadowolony.
Kolejny szok.
 - Nie podoba ci się tutaj?
Pokręcił głową, a uśmiech nie znikał z jego twarzy.
 - Należę „do grzecznych chłopczyków” - zaśmiał się. - Jestem tu tylko ze względów finansowych. Całkiem dobrze tu płacą, a ja potrzebuję pieniędzy.
 - Nawet nie wiesz jakie to dla mnie pocieszające – westchnęłam z ulgą.
 Mężczyzna odpowiedział kolejnym uśmiechem, który o wiele bardziej potrafił uraczyć kobietę, niżli te prostackie docinki.
 - Właściwie cóż taka osóbka jak ty, robi w tak niestosownym dla panienki miejscu? – zapytał.
 - Jestem tu z organizacją.
 - Ach… - zamyślił się – To z powodu Akatsuki, nie mylę się?
 - Dokładnie, ale to już załatwione, dzisiaj w mieście zapanuje spokój.
 - Odchodzą?
Pokiwałam głową, jego wyraz twarzy nie uległ zmianie.
 - Nie cieszysz się? - zapytałam zaskoczona.
 - Według mnie nie są już groźny, jestem obojętnie do nich nastawiony.
Jego wypowiedz wywołała u mnie mnóstwo pozytywnych uczuć. Przyjemnie się z nim rozmawiało. Byłam z siebie dumna, że znalazłam tu kogoś, kto odbiega znacznie od standardów w tym miejscu.
Musiałam to jednak zakończyć i nabazgrać list do Deidary. Bez słowa zabrałam się za pisanie, kątem oka obserwując mężczyznę, który zdziwił mnie brakiem zainteresowanie tym, co wypisuję na papierze. Kulturalny, nie ma co.
 - List? – spytał, gdy zamknęłam długopis i oddałam mu go.
 - Coś w tym stylu - wstałam i popatrzyłam na zegarek, który wisiał na ścianie, Deidara powinien już wyruszać. Byłam pełna nadziei na jego dorwanie. - Do zobaczenia – pożegnałam się z pierwszym, a zarazem ostatnim kulturalnym mężczyzną.
 - Do zobaczenia.
Opuszczałam go ze smutkiem, bo naprawdę był dobrym rozmówcą, ale skoro on będzie tu jeszcze dwa dni nie zaszkodzi porozmawiać po raz kolejny.
Gwałtownie wybiegłam z budynku i wzrokiem szukałam blond czupryny. Miałam szczęście, gdyż większość mieszkających tu osób była raczej brunetami. Nie mogłam wychodzić po za zadaszenie, bo Sasuke od razu mnie zauważy. W końcu Deidara wyłonił się spoza tłumów, poczułam się bezpieczniej.
Deidara wiedział, że muszę być dyskretna, także gdy mnie zauważył przeszedł wzdłuż budynku bezinteresownie, udając obojętność. W jednej chwili wcisnęłam mu do ręki pogięta karteczkę, którą zapisałam swoimi wypocinami. Pomachałam mu na pożegnanie i biegiem wleciałam z powrotem na górę, tak aby żaden z facetów mnie nie zaczepił.

1 komentarz:

  1. O matko Deidara! :3 Poprawił mi trochę humor, który był kiepski.
    Blondyn z długimi włosami ^^ Tylko pozazdrościć Sakurze znajomości.
    Czyżby Sasuke troszeczkę był zazdrosny?
    Ulżyło mi, gdy zabrał Haruno z miejsca, gdzie pojawił się Eizo. Gdyby doszło do spotkania, ehh.. nie chcę nawet myśleć co by było.
    Kurde, ale żeby kazać jej zostać na dwa dni w takim mieście, nie ryzykowałabym i wzięłabym ją ze sobą. :3

    OdpowiedzUsuń