Obserwowałam go bacznie.
Pomimo, iż uważałam go za słabego przeciwnika wolałam pozostać czujna. Nigdy do
końca nie wiadomo co szykuje osoba, z którą zamierzałam walczyć. Natsuo
uśmiechnął się szeroko, prezentując światu swoje uzębienie - swoją droga - nie
było wcale co prezentować. Spontaniczność. Cecha, o której ostatnio wiele się
dowiedziałam, dlatego to z niej postanowiłam skorzystać. Wysiliłam swoje
wszystkie zmysły i nie odwracałam spojrzenia od mężczyzny nawet na sekundę.
Nagle jeden z ludzi obserwujących zaczął
rytmicznie klaskać, a po chwili dołączała się do niego coraz to większa grupka
osób. Niektórzy, wybiegający z knajpki,
również nie stroili od tego rodzaju „kibicowania”. Z ich ust wydobywało się
krzykiem imię mojego przeciwnika. Nie przejmowałam się po czyjej stronie są,
ale wiedząc, że w tej grupie nie mam żadnego wsparcia zrobiło mi się głupio.
Przerzuciłam wzrok na zegarek, wiszący na ścianie jednego budynku. Wybiła
czternasta. Mam więc około trzech godzin na walkę z tym patałachem.
- Bardzo ryzykujesz, madame - odezwał się w końcu po dłuższej chwili milczenia. Odgłosy
jego kibiców nadal się nie uciszały, wręcz przeciwnie, robiły hałas na całe
miasto, dlatego z czasem zbiegało się coraz więcej ludzi.
- To nie jest żadne ryzyko - odpowiedziałam,
tym razem pokazując mu powagę na mojej twarzy. Natsuo tylko zaśmiał się i przyjął
odpowiednią pozycję do walki.
Czyli to już? Czas zacząć,
tak?
- Dalej Natuso! - krzyki rozchodziły się po
całej przestrzeni, a ja zmuszona byłam ich słuchać. Jedyne co robiły to
rozpraszały, i to nie tylko mnie.
Postanowiłam, że to ja
wykonam pierwszy ruch.
- Walcz! - wrzasnęłam do mężczyzny i
odskakując rzuciłam w niego kilkoma kunai'ami. Uniknął moich ciosów i ruszył na
mnie z biegiem. Tym razem to w moją stronę powędrowała niewielka liczba
shurikenów. Szlag by to. Zaczęłam żałować, że to ja nie jestem ich posiadaczką.
- Och, czyżby coś było nie tak? - zaczepił
mnie Natsuo. Zignorowałam to głośnym i pewnym prychnięciem. Zaczęłam wykonywać
znak rękoma i po kilku sekundach obok mnie pojawiły się dwa klony. Na początek
będę używać podstawowych i łatwych technik, tak aby na samym końcu zaskoczyć go
moją siłą.
- Medyk nie ma ze mną szans! - dodał widząc
jak dwie moje kopie biegną na niego, tymczasem ja skupiłam się na kolejnych
znakach. Wydałam z siebie okrzyk bojowy i w tym momencie dwie Sakury, zajmujące
się dotychczas unikaniem ciosów przeciwnika, odskoczyły na bok, a silny podmuch
wiatru uderzył wprost w Natsuo.
Szyderczy uśmiech zawitał
na mojej twarzy. Mężczyzna wyleciał na kilka metrów w dal i uderzył w ścianę
jakiegoś budynku.
Jego ludzie zaczęli patrzeć
na mnie z przerażeniem, a aplauzy ucichły.
Chyba robili sobie żarty.
To moja najsłabsza technika. Więc ja po czymś takim mam szansę na wygraną?
Zachciało mi się śmiać - znowu.
Natsuo nie wyglądał na
zdenerwowanego, wciąż się uśmiechał, co trochę zbiło mnie z tropu, jego pewność
siebie powinna dawno zniknąć z tej okropnej twarzy.
- Nieźle, nieźle - burknął jakby do siebie,
gdy wrócił już na swoje miejsce. Po pięciu minutach był cały poodzierany, kiedy
ja stałam pełna werwy. - Zobaczymy jak pójdzie ci dalej!
Nowe shurikeny zaczęły
kierować się w moją stronę.
Czy on potrafi coś innego?
Czmychnęłam przed nimi i
wysłałam na niego moje klony, o dziwo tym razem z łatwością je unieszkodliwił. Zaczął
biec na mnie.
- Hm - mruknęłam do siebie. Kiedy zaczęliśmy
walczyć musiałam przyznać, że mój przeciwnik szybko się ruszał, ale nie umiał
perfekcyjnie unikać zadawanych przeze mnie ciosów. Kilka razy dostał w twarz, w
brzuch, podcięłam mu już nogi, poczułam się jakbym naprawdę mierzyła się z kimś
początkującym.
W końcu zrezygnowany
odskoczył ode mnie.
Ale ja nie miałam zamiaru
się oszczędzać! Oplotłam go ledwo widocznymi nićmi i zaczęłam przyciągać do
siebie, kiedy to zauważył po raz pierwszy miałam zaszczyt obserwować istne
zaskoczenie na jego twarzy. Spanikowany zaczął kierować się w przeciwnym
kierunku i wierzgać nogami.
Teraz to ja się zaśmiałam.
Jednym szybkim ruchem przyciągnęłam go do mnie, tak, że w pewnej chwili był dwa
metry nad ziemią. Gdy już znalazł się przy mnie uderzyłam go najmocniej jak
potrafiłam - bez używania chakry - w brzuch. Krzyk bólu dostał się do moich
uszu i zaczął je torturować. Usunęłam szybko niewidzialne linki i patrzyłam jak
leżąc na ziemi zwija się z bólu.
Ludzie obserwujący
zdarzenie nagle zamilkli.
Nigdy nie lubiłam znęcać
się, gdy miałam świadomość, że mój przeciwnik jest o wiele słabszy ode mnie. Zawsze
kiedy wyruszałam na misje z oddziałem ANBU, darowaliśmy słabym ludziom i nawet
pomimo, iż mieliśmy rozkaz zabicia, zabieraliśmy ofiarę do Konohy na dalszy
osąd.
- To już chyba koniec, co? - rzekłam zimno,
stając nad Natsuo.
Nie odpowiedział. Wydobywał
z siebie tylko jęki, chwytając się mocno za brzuch.
- Mój Boże… - szepnął Kirimo, stojący z boku.
- Co? Czyżbyś zaczął wątpić w swojego mistrza?
- rzuciłam do niego.
- Nie wątpię! Tylko, on... czy on da radę...
- Da radę? Co? - zdziwiłam się.
- Natsuo! - wrzasnął do niego, ignorując moje
wcześniejsze pytanie. - Wstawaj! Pamiętaj, co powiedziałeś.
- Cha! - parsknęłam śmiechem i spojrzałam na
zwijającego się z bólu mężczyznę. - Pamiętaj, że należy doceniać swoich
przeciwników.
Ponowny jęk, ale po
wypowiedzianych przeze mnie słowach, niespodziewanie się uspokoił. Obserwowałam
go zdziwiona. Leżał nieruchomo na prawym boku.
- Właśnie madame,
pamiętaj o tym.
Cofnęłam się krok w dal,
nie wiedząc co szykuje, o ile w ogóle coś szykował. Chciałam iść jeszcze dalej,
ale zdałam sobie sprawę, że... nie mogłam.
- Cholera - pisnęłam do siebie zaskoczona. Nie
mogłam się ruszyć do cholery. - Co ty zrobiłeś?!
Zdrętwiałam w jednej
irytującej pozycji, w dodatku z prawdziwą paniką, która gotowała się wewnątrz
mnie. Wewnątrz posągu, który na chwilę rzeczywiście stracił tak ważną mu
czujność.
Natsuo uśmiechnął się, a
ten uśmiech po krótkim upływie czasu zmienił się w rechot. Coraz głośniejszy i
szyderczy. Po prostu leżał na boku i śmiał się patrząc na żwirowe podłoże.
Obserwujący walkę nagle z
przerażonych zmienili się w zmotywowanych i szczęśliwych. Ponownie rozeszły się
odgłosy jego imienia.
- Jednak się udało - powiedział szczęśliwy
Kirimo.
- Ale co się, do cholery udało? - byłam
zniecierpliwiona, zszokowana, nie mogłam dopuścić do siebie wiadomości, że
zostałam oszukana przez takiego idiotę.
Natsuo wstał. Powoli i cherlawo,
ale jednak wstał.
- Madame,
ta technika, którą teraz wykonałem jest dla mnie podstawowa - wyjaśnił dumnie,
nadal nie mogąc napatrzeć się na moje oblicze w takim stanie.
- Słucham?
- Jestem beznadziejnym Ninja, to prawda.
Nauczyłem się tej techniki i bierze ona ze mnie wszystkie siły, ale jest
skuteczna - przerwał i podszedł bliżej mnie. Zaczął jeździć rękoma po mojej
tali. - Byłaś szybka w walce, co mnie zdziwiło, ale na szczęście udało mi się ciebie
unieruchomić. Wiesz co to oznacza.
Byłam bardzo, ale to bardzo
zaskoczona. Taki idiota, a tak mądrze to wszystko obmyślił. Wiedziałam
dokładnie, co to oznacza. Nie mogę nic zrobić, tak więc teraz spokojnie każdy stojący
tu mężczyzna jest w stanie mnie po prostu zgwałcić! To był powód, dla którego zaczęłam
na prawdę panikować. Znałam Jutsu unieruchamiania, niestety, odwrócić go nie
mogłam będąc pod jego wpływem. Do licha, gdyby był tu Juugo, albo choćby
Sasuke, na pewno by coś na to zaradzili. Zastanawiałam się dlaczego Juugo nie
wyszedł, hałasy roznosiły się na całą wioskę. Z pewnością zaciekawiło go to co
się dzieję, tym bardziej, że ja też mogę być w centrum zdarzenia.
Już jestem. I nie potrafię
sobie poradzić.
- To co, Sakura? - zadał to pytanie i jak na
znak zeszli się tu wszyscy mężczyźni. Jak mogłam się tak wrobić? Co teraz, do
cholery, co teraz? - Rozumiem, że mam rozebrać cię sam.
Włożył rękę pod moją
bluzkę. Rozpiął stanik, który upadł na ziemie i pofrunął gdzieś z powiewem
wiatru.
Myślałam, że oszaleję. Moje
piersi prześwitywały przez koszulę jakgdyby materiał był przeźroczysty. Panika,
panika! To jedyne przychodziło mi na myśl. Byłam w szoku. Nawet nie mogłam się
szargać, choć usilnie do tego dążyłam.
- I teraz tylko koszula i....
Dlaczego to zawsze ja muszę
być ofiarą? Dlaczego? Czy nie może chociaż raz stanąć na kimś innymi, czy ten
los mógłby mi odpuścić - ten jeden, jedyny raz?
Zamknęłam oczy z
bezradności. Wiedziałam, że niczego już nie dokonam. Skazałam się na wstyd i
pogardę. Sasuke zabije mnie, kiedy dowie się do czego doprowadziłam. Chociaż...
czy będzie go to w ogóle interesowało? Ostatecznie zobowiązała mnie do tego
umowa, którą sama zawarłam.
I co? Mam tak po prostu
stać i obserwować to wszystko?
W momencie, gdy mężczyzna zaczął
całować mnie po szyi myślałam, że eksploduję. W moim umyśle narodziła się tylko
wizja dalszych scenariuszy... toteż, kiedy nagle jakaś osoba zaczęła się
zawzięcie przeciskać przez tłumy osób, nie widziałam w tym nic dziwnego.
Kolejny napaleniec. Lecz, gdy ta osoba użyła pięści by ułatwić sobie drogę
wydawało mi się to podejrzane.
- Co jest? - mój oprawca przerwał wykonywaną
czynność i spojrzał za siebie. Jego oczy maksymalnie się rozszerzyły, gdy
wysoki i umięśniony mężczyzna stanął naprzeciw niego.
Zatkało mnie.
Gdybym mogła się ruszać z
pewnością moje ciało dopadłyby ostre drgawki.
- Odsuń się od niej - powiedział głośnym i
stanowczym tonem.
Nie mogłam odwrócić od
niego wzroku. Patrzyłam na jego ostrą twarz z niedowierzeniem, ale milczałam.
Pomimo, że nasuwało mi się miliony słów, pytań i pretensji, siedziałam cicho.
- Kim ty jesteś? - spytał zdezorientowany
Natsuo, obserwując jego sporą muskulaturę.
- To nie powinno cię interesować - warknął. -
Odsuń się od niej.
- Nie będziesz mi rozkazywał.
Wysoki mężczyzna zacisnął
pięści, a jego mięśnie napięły się. Natsuo automatycznie się ode mnie odsunął,
lecz nie minęła sekunda a został zaatakowany. Wybawiciel zadał mu mocny cios
pięścią i Natsuo ponownie uderzył o ziemię, tak samo jak podczas mojej walki.
Ale nie myślałam o tym, nie interesowały mnie jego losy, ani to co ten gnój
teraz czuje. Interesował mnie obraz osoby, przed którą teraz się znajdowałam.
- Ty zawsze musisz ładować się w jakieś
kłopoty, co Sakura? A może wolisz określenie madame? – raczył mnie pięknym uśmiechem i wykonał znaki, które dezaktywowały
Jutsu. Technika Natsuo przestała działać, a ja mogłam normalnie funkcjonować. Jednak
nie korzystałam z tego przywileju. Stanęłam tylko prosto i nadal zdawać by się
mogło, że jestem pod działaniem tej oto techniki.
- Wiejmy - rzucił ktoś z tłumu i całe
towarzystwo nagle zaczęło się rozchodzić niczym stado spłoszonych mrówek. Ich
emocje opadły i uspokoiły się, moje z kolei z każdą następną sekundą stawały
się coraz intensywniejsze. Tętno przyśpieszyło, a ciało zaczęło drętwieć.
Przełknęłam ślinkę.
- Pożałujesz, Sakura! - krzyknął leżący na
podłodze mężczyzna. Jako odpowiedz dostał po raz kolejny, tym razem w formie
mocnego kopniaka.
- Wystarczy - odezwałam się pierwszy raz od
chwili spotkania.
Nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę
się wydarzyło!
- Co ty tu robisz..? - jąkałam się. - Eizo... przecież…
ty...
Mój narzeczony
niespodziewanie przytulił mnie czule. Poczułam się bezpieczna, ale tylko z tego
względu, iż przed chwilą zostałam przez niego uratowana.
Wewnątrz byłam zagubiona,
oszołomiona i kompletnie nie wiedziałam co z siebie wydusić. Odwzajemniłam jego
uścisk, ścisnęłam go nawet mocniej o ile w ogóle to możliwe.
- Przepraszam Sakura - wyszeptał. - Wiem, że
byłem głupcem. Wiem, że nie powinienem cię tak traktować, wybacz mi. Jestem tu po
ciebie, bo cię kocham i chcę cię zabrać z powrotem do wioski.
Szok. Czy mogłam to inaczej
opisać? Nie potrafiłam określić nawet swoich myśli, było ich za dużo, albo w
ogóle nie było - sama nie byłam tego do końca pewna.
- Za co ty mnie przepraszasz?
Za ten ból, za cierpienie,
za to co dzieje się ze mną każdej nocy, za to co stało się tuż po poznaniu, za
te wszystkie rozkazy, zakazy, zachcianki, i rzeczy, do których byłam zmuszona?
Lista była długa...
- Za wszystko - wziął głęboki oddech. - Wróć
do mnie. Przepraszam, że pojawiłem się tak znienacka, zobaczyłem jak walczysz
i...
Gwałtownie odsunęłam go od
siebie.
- Skąd w ogóle się tu wziąłeś? – Stres i szok posttraumatyczny
przejęły nade mną panowanie. - Co to ma znaczyć? Jak dowiedziałeś się gdzie
jestem?
- Nie wiedziałem! Szukam cię od kilku dobrych
dni, trafiłem tu przez przypadek - chciałem odpocząć. A dzisiaj... zauważyłem
cię wśród tego całego tłumu... Masz w ogóle pojęcie w jakim miejscu się
znajdujesz?!
- Mam - odparłam, analizując w głowie jego
historię. Zdawała się prawdopodobna, zresztą nie ma opcji aby znał miejsce
mojego pobytu. Przypadek był dziwny - świat jest jednak mały.
Dlaczego on mnie
przeprasza, dlaczego teraz?
- Więc co tu robisz? Ci mężczyźni mogą...
- Eizo, wiem o tym. Może nie pamiętasz, ale
zostałam porwana. Jestem tu z pewną organizacją.
- I oni cię tu zabrali?
- Tak.
- Bezsens - skitował. - Nie dość, że tu
jesteś, to jeszcze zostawili cię samą!
A niech mnie, o n stoi przede mną, a ja czuję radość.
Przyznałam się do tego przed samą sobą. Cieszę się, że tu jest. Może to ta
zwykła świadomość, że mam kogoś bliskiego obok. Nie tylko dawnego i kompletnie
odmienionego Sasuke.
- Kim oni są? - zapytał.
Na chwile zamilkłam.
Zastanawiałam się co mogę mu powiedzieć, a co nie. Ale dopiero później dotarła
do mnie moja sytuacja. Jest tu Eizo, chce żebym wróciła do wioski, a jeśli nie
wrócę wiem dokładnie jaki będzie dalszy scenariusz. Wścieknie się. Mogę więc
odważne powiedzieć, że mój powrót jest już pewny, o ile wcześniej nie przyuważy
nas Juugo. Było mi to obojętne. Nie chciałam wracać, miałam w sobie pewien
sentyment, czułam się nieswojo myśląc o opuszczeniu organizacji Sasuke, z kolei
tęskniłam cholernie za Naruto i Hinatą, i mimo ich ignorancji, chciałam
dowiedzieć się jak się trzymają.
Obecność Eizo tutaj, jest
tylko potwierdzeniem, że nie obchodzę Uzumaki'ego. Wysłał mojego narzeczonego,
aby mnie odszukał, bo sam chciał uniknąć jakichkolwiek problemów.
- Sakura - brnął dalej.
- Sasuke Uchiha - powiedziałam zimno patrząc
na czubki swoich butów. - Opowiadałam ci o nim. Uciekł kiedyś z Konohy.
Oczy Eizo nagle rozszerzyły
się.
- To ten, którego szukał Naruto?
- Taa...
- I to on cię porwał?
- Tak - warknęłam. - On i jego organizacja. Poszukiwali
Medyka i dowiedzieli się, że jestem jednym z najlepszych.
- I nie patrzyli na twoje zdanie, tak? Tylko
na swoje potrzeby?
Miałam ochotę go wyśmiać za
to, co powiedział. Odezwała się osoba, która nigdy nie patrzy na swoje
pragnienia...
- Eizo, wiesz jakie są organizacje…
Podszedł bliżej i ujął moje
dłonie na wysokości piersi.
- Gdzie oni teraz są? - szepnął.
- Sasuke dokądś wyruszył, będzie za godzinę. A
jedna osoba, która miała mnie pilnować siedzi w wynajętym pokoju.
Nie chciałam mu tego mówić,
ale bałam się. Nie miałam nikogo do pomocy, żadnych świadków. On mógł rozpocząć
u siebie stan agresji w każdej chwili.
- Po co tu przyszliście?
- Po pieniądze. Sasuke chciał pieniądze, od
niego - wskazałam na leżącego na ziemi mężczyznę. - Dzisiaj mieliśmy wracać.
- Dokąd? - dopytywał się dalej. Czułam się
okropnie. Jeśli już miałam odchodzić wolałam nie zdradzać miejsca, gdzie
znajduje się kryjówka Sasuke - teraz byłam do tego zmuszona.
- Do kryjówki. Pod ziemią, blisko tego
strumyka gdzie kiedyś byliśmy z Naruto i Hinatą.
Na krótki czas jego twarz
wyrażała zastanowienie, kiedy w końcu go olśniło ja byłam już na skraju
wyczerpania. Byłam zdrajcą.
- Już wiem - mruknoł do siebie. - Jak tylko
wrócimy do wioski powiadomię o tym Naruto. On da im nauczkę.
Westchnęłam tylko i gdy
przyuważyłam mój czarny płaszcz podniosłam go i założyłam z powrotem. Wtedy
zdziwiona poczułam jak coś mokrego pojawiło się nagle na mojej dłoni. Kropla
deszczu, pomyślałam. Nim zdążyłam się obejrzeć zaczęło padać. Eizo obserwował
mnie uważnie.
Był naprawdę przystojny.
Jego śniada cera, nawet spocona i zadrapana wyglądała pięknie. Wielkie
niebieskie oczy patrzyły na mnie z wyrzutem i niezrozumieniem. Ubrany miał
czarny podkoszulek, który idealnie prezentował jego mięśnie. Każda by się w nim
zakochała - kiedyś do takich należałam.
Minęła może minuta, a ja
znowu wylądowałam w jego obszernych i ciepłych ramionach. Kropelki deszczu
spływały po jego skórze, a ja zamyślona się temu przypatrywałam.
- Sakura - wydusił niespodziewanie. - Wybacz
mi to wszystko, błagam. Zmieniłem się! Po tym jak cię straciłem, nie potrafiłem
się pozbierać, doceniłem to, że jesteś i chcę cię odzyskać!
Oniemiałam. Widziałam go
zawziętego, ale tylko jeśli chodzi o seks i podobne sprawy. Tym razem wyglądał
tak jakby naprawdę mu zależało, a wiem z doświadczenia, że mój narzeczony nie
zaliczał się do dobrych aktorów.
Czy naprawdę się zmienił?
Skąd mogę mieć taką pewność?
- Dlaczego przepraszasz mnie właśnie teraz? -
spytałam ze smutkiem. Byłam bliska takiego stanu co on. Kompletna niewiedza -
tylko to mnie ogarniało.
- Mówiłem ci. Po stracie kogoś, człowiek
dopiero zdaje sobie sprawę jak bardzo mu zależało...
Cisza.
- Błagam, chodźmy stąd - ciągnął dalej -
Obiecuję ci piękne i szczęśliwe życie ze mną. Zrozumiałem już swoje błędy.
Nienawidziłam go. Choć było
to, można powiedzieć „urocze zagranie” ja i tak mu nie wierzyłam. Taki drań jak
on nie może ulec jakiejkolwiek zmianie. Ale nie mogłam odmówić. Skoro się nie
zmienił, jest w stanie powtórzyć się to, co wcześniej, a tego nie chciałam.
Potulnie kiwnęłam głową na znak zrozumienia i w tym momencie poczułam jak ktoś
mocno umiejscawia dłoń na moim brzuchu, jednak nim cokolwiek zrobiłam, nim
zareagowałam, nim się obróciłam, siła zdążyła mnie już odepchnąć tak, że
upadłam kilka metrów dalej.
Zdezorientowana i
oszołomiona. Ile jeszcze powtarzających się uczuć mnie dzisiaj czeka? Chwyciłam
się za lewe ramię i syknęłam z bólu, zobaczyłam na nim mocne zadrapanie, a
następnie coś, czego najmniej się spodziewałam…
S A S U K E
Stałem w bezruchu, pomiędzy
nimi. Obojgu odepchnąłem. Oczywiście Sakura znalazła się na o wiele dalszej
odległości niż ten idiota. Zacieśniłem zęby, moje ciało wręcz drżało, nie
zwracałem uwagi nawet na deszcz, który stawał się coraz intensywniejszy. Powoli
dochodziło do mnie to, co tutaj zaszło, i to w jakiej sytuacji się teraz
znalazłem.
Juugo zawiódł, ja
zawiodłem, Sakura mnie zdenerwowała. Wszystko jednym słowem skumulowało się we
mnie i teraz nadszedł moment, w którym wypuszczę to na zewnątrz. Powinienem
powiedzieć Juugo o tym, że Eizo jest gdzieś w pobliżu, może bardziej by jej
pilnował.
- Sasuke - wydukała przerażona Sakura, powoli
wstając.
Do jasnej cholery! Nie wierzyłem,
że doszło do czegoś takiego. Musiałem załatwić to jak najszybciej, w moją
stronę zbliżał się jeszcze jeden atak.
- Co ty robisz? - rzekłem lodowato nie podnosząc
wzroku, wtedy zauważyłem leżące nieopodal Natsuo, trzymającego się mocno za
brzuch. Zastanawiało mnie co tutaj robi. Co się wydarzyło? Dlaczego Juugo nie
dopilnował tego, co mu powierzyłem?
- Sasuke, ja myślała, że ty...
- Co to ma znaczyć do cholery?! – warknąłem obracając
się w jej kierunku. Nie chciałem nawet patrzeć na osobę, która znajdowała się
za mną. - Gdzie jest, do diaska Juugo?! I dlaczego ciebie też tam nie ma?!
Wrzeszczałem ile sił w
płucach. Nie dbałem o jej posmutniałą twarz. Dobrze jej tak! Jak mogła mi to
zrobić?
- Nie krzycz na nią! - do moich uszu dobiegł
gruby i stanowczy głos osobnika, który znajdował się za mną. Obróciłem się.
Eizo stał pewnie z napiętymi mięśniami, patrząc na mnie z mordem w oczach.
Nagle dostrzegłem u niego
spore zdziwienie. Spodziewałem się, że rzuci się na mnie z pięściami, ale
zamiast tego zaczął się mi dokładnie przyglądać. Zignorowałem jego zachowanie i
zwróciłem swój lodowaty wzrok w kierunku Haruno.
Podszedłem do niej i
uniosłem tak, aby znajdowała się na mojej wysokości.
- Puść mnie - warknęła.
- Pożałujesz tego.
Była zdumiona, i to bardzo.
W sumie, nie miałem okazji jeszcze jej takiej oglądać, ale w tym momencie nie
był to dla mnie żaden zaszczyt.
- Wiedziałem, że tak będzie.
Nie usiedzisz w jednym miejscu, prawda?! Musisz ciągle robić coś na przekór mi!
Spuściła wzrok. Zapewne
czuła się podle - taki właśnie efekt chciałem osiągnąć.
- Ja nie… nie mogłam inaczej, zrozum mnie.
- Powiem ci tylko tyle, że twoje wymówki są doprawdy
beznadziejne.
- To... to ty - teraz ten, cholera musiał się
doczepić. Szedł tutaj, zapewne chciał mnie powstrzymać przed uszkodzeniem Sakury
- dobre sobie. Nie miałby ze mną szans.
Rzuciłem Haruno na ziemię niczym
zwykłą zabawkę i stanąłem na przeciwko niego z zaciśniętymi pięściami i istną
furią na twarzy.
- Oszukałeś mnie! - krzyknął zszokowany. - To
ty powiedziałeś mi...
- Tak, i co z tego? Myślisz, że powiedziałbym
ci prawdę? - wydałem z siebie następne prychnięcie. Widzę, że pan przede mną
cechuje się spostrzegawczością. Pamiętał jednak nasze spotkanie w lesie.
Chciałem, aby każdy wokół
poczuł się tak, jak ja. Wściekły, zrezygnowany, pełny zawodu - taki oto byłem.
- Ty… - zaczął. Na początku zaskoczony, jednak
jego wyraz twarzy gwałtownie się zmienił. Próbował mnie uderzyć, ale ja
powstrzymałem jego atak, ujmując w rękę jego pięść.
- Jesteś żałosny - skomentowałem. Nie umiałem
się powstrzymać. Grzmotnąłem go w twarz tak, że niemal się przewrócił.
Ponowiłem cios, i zrobiłem to jeszcze kilkakrotnie. Musiałem się wyładować.
Nienawidziłem go! Od początku sprawiał mi problemy. Nie dość, że jest
beznadziejnym Ninja to na dobitkę bezustannie próbuje wkręcić się w ten świat.
- Sasuke! - krzyknęła Sakura. - Przestań. Co
ty robisz?!
- Daję mu porządną nauczkę - wyjaśniłam z szelmowskim
uśmiechem. - Jednocześnie tobie.
- To nie jest żadne rozwiązanie!
- Oczywiście, że jest. Dodatkowo jeszcze wyładowuję
swoje emocje. Patrz ile plusów, zaskakujące.
- Skończ - szepnęła i zakryła twarz dłońmi.
Siedziała na ziemi nieruchomo, w pewnej chwili pomyślałem, że płacze... Jeddnak
gdy ponownie ukazała się jej twarz, ta myśl odeszła w zapomnienie.
- Nie skończę - zaśmiałem się. - Za to co
zrobiłaś. Mówiłaś, że w Konoha jest ci źle! - dogryzałem jej okładając przy tym
jej narzeczonego. Czułem się niesamowicie, robiąc to.
- Sasuke – zacisnęła oczy.
- Przecież jest tam ktoś, kto cię krzywdzi! -
wrzeszczałem dalej i na nowo przyłożyłem Eizo. - Przecież nie możesz tam
wytrzymać i sama planowałaś tak wiele razy uciec!
- Uchiha! - jęknął torturowany przeze mnie
mężczyzna.
- Siedź cicho - upomniałem go i obdarowałem
następnym kopniakiem.
Idealnie. Było wprost
cudownie.
- Uciekłaś Juugo, ta? - spytałem się Haruno,
która siedziała nadal skulona, mrucząc cicho coś do siebie.
- Tak - wydusiła. - Uciekłam, gdy on spał. Nic
nie wie o tym, że się tu znajduję.
Obróciłem się do niej tyłem
i zadałem kolejny cios. Po przestrzeni rozniósł się krzyk bólu.
- Idę do niego - oznajmiłem i powoli zacząłem
stawiać miarowe kroki. Moja twarz była kamienna, głos lodowaty, a wszystko co
znajdowało się wokół działało mi na nerwy.
- Idiota - skitował jej narzeczony, ale tym
razem się powstrzymałem i ominąłem go bez słowa. Ponownie zacisnąłem pięści. Chciałem
poukładać to wszystko. Jakoś sprawić, by moje emocje nieco opadły - abym się
uspokoił. Kiedy usłyszałem jak Sakura wstaje, serce stanęło mi w gardle,
zastanawiałem się jaki będzie jej kolejny ruch. Strach, złość - to już było. A
następnie?
- Sasuke, proszę! - usłyszałem zdesperowany
głos, potem poczułem ten dotyk. Zdeterminowana ruszyła w moim kierunku i objęła
mnie od tyłu. Jej uścisk był taki mocny, że przez chwilę miałem wrażenie, iż
mnie udusi.
Zamarłem.
- Uspokój się – zaszlochała - Zaufaj mi i
zrozum. Miałam powody, żeby zrobić to, co zrobiłam. Któregoś dnia może będziesz
w stanie to zrozumieć.
- Zaufałem ci i nic nie zyskałem – powiedziałem
spokojnie.
Dlaczego szeptała? Miałem
wrażenie jakby starała się z całych sił żeby jej narzeczony nie usłyszał z tego
ani słówka.
- Zrozum mnie.
- Nie.
- Ale przecież...
- Puść mnie - warknąłem i nie bacząc na to, że
było mi dobrze, szybko wyrwałem się z jej uścisku. - Idę po Juugo.
Sakura stała wryta w
bezruchu, a ja chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem za sobą.
- Ale na pewno nie zostawię was samych -
dodałem. - Jesteś w mojej organizacji, a ten kretyn nie ma prawa się do ciebie
zbliżać.
Jak na zawołanie osoba, o
której właśnie mówiłem, wstała.
- To moja narzeczona, mam o miliard praw
więcej niż ty co do niej - rzekł spokojnie i wyrwał jej dłoń z mojego uścisku.
- Chrzań się - odparłem. - Odejdziesz sam, czy
mam własnoręcznie cię stąd usunąć?
Mężczyzna zaśmiał się.
- Nie ma mowy. Nigdzie nie idę. Zostaję z
Sakurą.
- Sakura idzie z nami.
- Nic mnie to nie obchodzi - nie odpuszczał.
Czy on chce mnie doprowadzić do takiego stanu, że bez wahania go zabiję?
- Czego ty chcesz? - rzuciłem przez zaciśnięte
zęby.
- Chcę z nią być. A skoro ona idzie z wami, to
ja z nią.
- Eizo, co ty... - zaczęła zaskoczona, ale ja
jej przerwałem.
- Chyba sobie żartujesz. Nigdzie z nami nie
idziesz. Nie potrzebuję u swojego osób takich jak ty.
- Nie masz wyjścia.
Zdziwiłem się. Nie uszło
mojej uwadze, gdy Haruno zakłopotana spuściła wzrok. Eizo widząc moją niewiedzę,
która wręcz rysowała mi się na twarzy kontynuował:
- Jeśli nie pozwolisz mi z wami iść, zdradzę
wszystko Konoha.
- Słucham? - wydukałem zaskoczony. - Co to
niby chcesz zdradzić Konoha, co? To kim jestem? A dostarczenie władzą
informacji o miejscu pobytu Sakury na niewiele się zda w całych poszukiwaniach.
- Nie o tym mówię - uśmiechnął się tajemniczo.
W jednej chwili ze wściekłego zamieniłem się w zdezorientowanego.
- O co ci chodzi?
- Powiem władzą gdzie znajduje się wasza
kryjówka, opowiem im wszystkiego co się dowiedziałem.
- Skąd ty niby... - zacząłem z szokiem i
automatycznie przerzuciłem wzrok na różowo-włosą. - Sakura!
- Sasuke, ja musiałam - zaczęła mi się ze
smutkiem tłumaczyć, ale niespodziewanie jej twarz zmieniła wyraz. Ściągnęła
brwi i patrzyła ze złością na swojego narzeczonego. - A tak, powiedziałam mu
to, a co?
Oszaleję.
- Dlaczego?!
- Miałam prawo - odparła.
Westchnąłem. Nie miałem
zielonego pojęcia co mam mówić, lub robić, za dużo rzeczy działo się w jednej
chwili. Moje myśli rozprzestrzeniły się, nie mogłem się skupić na niczym, nawet
na najprostszych i najbardziej oczywistych rzeczach. Irytował mnie fakt, że
bardziej wkurzył mnie widok Sakury i Eizo, wtulonych w siebie, niż to, iż teraz
jestem zmuszony zmienić kryjówkę.
- Miałaś prawo, tak? - bąknąłem jakby do
siebie i przystawiłem sztylet do szyi mężczyzny. Wszyscy nagle drgnęli.
- Sasuke, nie rób tego - szepnęła.
- Ma ważne informacje, które chce zdradzić.
Nie mam zamiaru szukać nowej kryjówki - mój ton był lodowaty. - Z resztą, nie
lubię go.
- Jeśli go zabijesz, będziesz musiał zabić i
mnie! - warknęła stanowczo i stanęła między Eizo, a mną. - Nie pozwolę ci tego zrobić.
Nawet gdy teraz tego dokonasz, uwierz mi, że doprowadzę cię do tego, że mnie
również zabijesz. Nie chcesz mieć problemów, prawda?
- Umiecie tylko szantażować - rzuciłem i
przejechałem Eizo sztyletem po całej połowie twarzy. Mężczyzna syknął z bólu i
odruchowo odsunął. Sakura rzuciła mi pełne pogardy spojrzenie.
- I co teraz? - zapytała.
- Chyba oszalałaś! Nie będę przyjmować do
organizacji osób jego pokroju! - wrzasnąłem.
- To pozwól mi z nim odejść.
Powiedziała to…
- Chcesz odejść?
Zawahała się, ale w końcu
pokiwała smętnie głową.
- Ach tak - mruknąłem i przysunąłem się do
niej. - Więc oznajmiam ci, iż nigdzie nie pójdziesz.
- Co ty robisz? - próbowała się odsunąć, ale
jej na to nie pozwoliłem.
- Jesteś w mojej organizacji, mówiłem ci to
już. Twoje życie nie zależy już od ciebie. Nie masz żadnych praw. Bądź
grzeczna, a będzie ci ze mną dobrze.
- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? - wtrącił
się Eizo. - Puść ją.
- Jestem na ciebie wściekły. Mogłaś już uciec,
ale nie zdradzać miejsca naszego pobytu...
- Nie chcę z tobą być! - wrzasnęła. - Ty nie
jesteś tym Sasuke, którego znałam. Zmieniłeś się i to strasznie. Traktujesz
ludzi jak...
Przystawiłem wskazujący
palec do jej ust i rozkazałem milczeć.
- Zawsze dostaję to, czego chcę, Sakura. Zawsze.
Spojrzała na mnie jak na
ducha, po czym ściągnęła brwi i ukazała światu swój wewnętrzny gniew.
- Znajdź sobie innego Medyka! Jest wielu!
- Ale ty jesteś najlepsza.
- I co z tego? Jest mnóstwo odrobinę
słabszych, ale też dobrych. Nie ponosicie przecież tak ciężkich ran!
- Zdarzają się takie - powiedziałem z
przekąsem i zbliżyłem się jeszcze bardziej. Nasze nosy niemal się stykały. -
Chcę ciebie i koniec.
- Co z Eizo? - zmieniła nagle temat i rzuciła
mu błagalne spojrzenie.
Warknąłem ze wściekłości.
- Jeden ruch, który nie będzie mi się podobał,
a zabiję gnoja.
- Czyli jednak z wami idę? - zapytał.
- Nie myśl sobie, że jestem dobroduszny, będę
miał się przynajmniej nad kimś znęcać. To również przestroga dla ciebie Sakura.
Jeśli zrobisz coś, co mi się nie spodoba, nie licz, że kretyn długo u nas
pożyje.
- To się nie liczy. Zrobię wszystko, aby być
przy niej – zapewnił.
Wkurzało mnie jako gadanie.
Przesłodzone i nudne. Sakura była chyba jedyną kobietą jaka się nim
zainteresowała…
Cholera, byłem zirytowany,
chciałem coś roznieść, uderzyć, rozwalić. Nie pokazywałem tego. Od teraz nie
pozwolę ponieść się emocją. Spokój - to moje motto. To ja jestem tutaj królem.
Sakura, Suigetsu, Juugo, Karin i od teraz Eizo to tylko moi poddani, którzy
muszą robić to co im karzę. Dlaczego więc tak bardzo powstrzymuję się od
Sakury? Mogę ją mieć i jednocześnie skupiać się na zemście. Eizo pożałuje, że
zaproponował dołączenie do nas. Będę się na nim znęcać jak nad nikim innym.
Uśmiechnąłem się na samą
myśl o wszystkich rzeczach jakie go czekają i skierowałem wzrok na różowo-włosą.
Ona również na mnie patrzyła. Podejrzliwie, pytająco, jej spojrzenie było
hipnotyzujące. Nie będę się już od tego powstrzymywał.
- Nie wierzę, że się zgadzasz - wydukała.
- Powinnaś się cieszyć.
- Nie cieszę.
- Ja bym się cieszył na twoim miejscu. Czeka
cię wiele przyjemnego.
Prychnęła, machnęła ręką na
znak ignorancji i ruszyła w stronę noclegu, gdzie Natsuo wynajął nam pokój.
- A co z nim, Sakura? - spytał jej narzeczony
wskazując na szeryfa.
- A czy to nasza sprawa?
- Racja.
S A K U R A
Eizo był opanowany,
stanowczo zbyt opanowany. Dziwiło mnie to, nie dawało spokoju i nasyłało wiele
myśli, które obijały się o mój mózg jak złośliwe osy. Dodatkowo Sasuke! Co miało
znaczyć to jego dziwne zachowanie? Nie znałam go od tej strony. Był
niezrozumiały, tajemniczy i mówił - według mnie - jak jakiś świr.
Nie zważając na mój
poplątany stan psychiczny, ruszyłam przodem zostawiając tę dwójkę z tyłu, nie
bałam się o ich losy, miałam pewność, że Sasuke nic nie zrobi Eizo - nie
wiedziałam skąd, ale ją miałam. Wparowałam szybko do naszego pokoju i
zobaczyłam śpiącego Juugo.
Niby wielki Ninja, a
przespał całą walkę z Natsuo, spotkanie z Eizo i przybycie Sasuke. Mistrz.
- Juugo, obudź się proszę - trzęsłam nim mocno
i na szczęście od razu zareagował. Wytłumaczyłam mu wszystko na jednym wdechu. Chwilę
potem weszli mężczyźni. Sasuke wtłoczył się pierwszy, a Eizo był daleko za nim.
Oboje patrzyli na siebie z mordem, jednak Uchiha mimo to miał w oku tę
iskierkę, która napawała mnie niepokojem.
Juugo wyglądał na naprawdę
zdezorientowanego, ale Sasuke nic nie poznał. Płowo-włosy nie przyznał się, ale
wiedziałam, że jest mi wdzięczny za poświęcenie. Nie obyło się oczywiście bez
pretensji Uchihy, ale szybko mu przeszło. Szyderczy uśmiech nie schodził mu z
twarzy. Największym jednak zaskoczeniem była dla mnie reakcja Juugo na wieś o
Eizo, którą przekazał mu Uchiha.
- Pamiętasz go może? To narzeczony Sakury. To
z jego powodu kazałem ci mieć na nią oko.
Z początku zachowywał
spokój. Stał jak gdyby nigdy nic i słuchał każdego słowa Sasuke. Ja z boku
oczekiwałam finału, przyglądając się blondynowi. Nadal nie dochodziło do mnie
to, że tu jest, że będzie cały czas ze mną. Nie cieszyłam się z tego. Był za
dobry. Coś knuł, tak samo jak Uchiha.
- Idzie z nami, ponieważ bardzo zależy mu na
byciu z Sakurą - wyjaśniał dalej z sarkazmem.
Jego oczy rozszerzyły się
tak bardzo, że zdawać by się mogło, że zaraz wylecą mu gałki. Wzdrygnęłam się.
Z powrotem ruszyliśmy.
Sasuke ani razu nie odezwał się do Eizo, tym bardziej po tym jak blondyn wziął
mnie na barana, widząc moje zmęczenie i stan w jakim się aktualnie znajdowałam.
Nie byłam spokojna. Serce biło mi jak oszalałe, a tętno przyśpieszało. Eizo,
Sasuke - za dużo tego jak na jeden dzień. Wpakowałam się w niezłe tarapaty i
gdy już zaczęłam znajdywać jakiś język z Uchihą wszystko nagle wyparowało. Mój narzeczony wrócił. Tak
naprawdę… wolałabym, żeby Sasuke go wtedy zabił.
Hmmm... że niby taki skurwiel od tak, w szybkim czasie się zmienił? Nie wierzę ani trochę. Na miejscu Sasuke nie cackałabym się z nim i zabiłabym go od razu. No i dlaczego Sakura błagała, aby tego nie robił, skoro potem narzekała? Brać takiego śmiecia do organizacji... Hmpf. Naprawdę czasami nie ogarniam zachowań tej dziewczyny. Z drugiej strony trochę mi jej szkoda, Uchiha potraktował ją okrutnie, a tak naprawdę nie zrobiła niczego złego. No i boli mnie to, iż całkowicie "szef" stracił do niej zaufanie. Nie spodziewałam się tego.
OdpowiedzUsuńPampam pa pam, jeszcze tylko 59 rozdziałów, jeżeli się nie mylę. xD :3