środa, 31 października 2012

Rozdział 13


Obserwowałam go bacznie. Pomimo, iż uważałam go za słabego przeciwnika wolałam pozostać czujna. Nigdy do końca nie wiadomo co szykuje osoba, z którą zamierzałam walczyć. Natsuo uśmiechnął się szeroko, prezentując światu swoje uzębienie - swoją droga - nie było wcale co prezentować. Spontaniczność. Cecha, o której ostatnio wiele się dowiedziałam, dlatego to z niej postanowiłam skorzystać. Wysiliłam swoje wszystkie zmysły i nie odwracałam spojrzenia od mężczyzny nawet na sekundę.
 Nagle jeden z ludzi obserwujących zaczął rytmicznie klaskać, a po chwili dołączała się do niego coraz to większa grupka osób. Niektórzy, wybiegający z  knajpki, również nie stroili od tego rodzaju „kibicowania”. Z ich ust wydobywało się krzykiem imię mojego przeciwnika. Nie przejmowałam się po czyjej stronie są, ale wiedząc, że w tej grupie nie mam żadnego wsparcia zrobiło mi się głupio. Przerzuciłam wzrok na zegarek, wiszący na ścianie jednego budynku. Wybiła czternasta. Mam więc około trzech godzin na walkę z tym patałachem.
 - Bardzo ryzykujesz, madame - odezwał się w końcu po dłuższej chwili milczenia. Odgłosy jego kibiców nadal się nie uciszały, wręcz przeciwnie, robiły hałas na całe miasto, dlatego z czasem zbiegało się coraz więcej ludzi.
 - To nie jest żadne ryzyko - odpowiedziałam, tym razem pokazując mu powagę na mojej twarzy. Natsuo tylko zaśmiał się i przyjął odpowiednią pozycję do walki.
Czyli to już? Czas zacząć, tak?
 - Dalej Natuso! - krzyki rozchodziły się po całej przestrzeni, a ja zmuszona byłam ich słuchać. Jedyne co robiły to rozpraszały, i to nie tylko mnie.
Postanowiłam, że to ja wykonam pierwszy ruch.
 - Walcz! - wrzasnęłam do mężczyzny i odskakując rzuciłam w niego kilkoma kunai'ami. Uniknął moich ciosów i ruszył na mnie z biegiem. Tym razem to w moją stronę powędrowała niewielka liczba shurikenów. Szlag by to. Zaczęłam żałować, że to ja nie jestem ich posiadaczką.
 - Och, czyżby coś było nie tak? - zaczepił mnie Natsuo. Zignorowałam to głośnym i pewnym prychnięciem. Zaczęłam wykonywać znak rękoma i po kilku sekundach obok mnie pojawiły się dwa klony. Na początek będę używać podstawowych i łatwych technik, tak aby na samym końcu zaskoczyć go moją siłą.
 - Medyk nie ma ze mną szans! - dodał widząc jak dwie moje kopie biegną na niego, tymczasem ja skupiłam się na kolejnych znakach. Wydałam z siebie okrzyk bojowy i w tym momencie dwie Sakury, zajmujące się dotychczas unikaniem ciosów przeciwnika, odskoczyły na bok, a silny podmuch wiatru uderzył wprost w Natsuo.
Szyderczy uśmiech zawitał na mojej twarzy. Mężczyzna wyleciał na kilka metrów w dal i uderzył w ścianę jakiegoś budynku.
Jego ludzie zaczęli patrzeć na mnie z przerażeniem, a aplauzy ucichły.
Chyba robili sobie żarty. To moja najsłabsza technika. Więc ja po czymś takim mam szansę na wygraną? Zachciało mi się śmiać - znowu.
Natsuo nie wyglądał na zdenerwowanego, wciąż się uśmiechał, co trochę zbiło mnie z tropu, jego pewność siebie powinna dawno zniknąć z tej okropnej twarzy.
 - Nieźle, nieźle - burknął jakby do siebie, gdy wrócił już na swoje miejsce. Po pięciu minutach był cały poodzierany, kiedy ja stałam pełna werwy. - Zobaczymy jak pójdzie ci dalej!
Nowe shurikeny zaczęły kierować się w moją stronę.
Czy on potrafi coś innego?
Czmychnęłam przed nimi i wysłałam na niego moje klony, o dziwo tym razem z łatwością je unieszkodliwił. Zaczął biec na mnie.
 - Hm - mruknęłam do siebie. Kiedy zaczęliśmy walczyć musiałam przyznać, że mój przeciwnik szybko się ruszał, ale nie umiał perfekcyjnie unikać zadawanych przeze mnie ciosów. Kilka razy dostał w twarz, w brzuch, podcięłam mu już nogi, poczułam się jakbym naprawdę mierzyła się z kimś początkującym.
W końcu zrezygnowany odskoczył ode mnie.
Ale ja nie miałam zamiaru się oszczędzać! Oplotłam go ledwo widocznymi nićmi i zaczęłam przyciągać do siebie, kiedy to zauważył po raz pierwszy miałam zaszczyt obserwować istne zaskoczenie na jego twarzy. Spanikowany zaczął kierować się w przeciwnym kierunku i wierzgać nogami.
Teraz to ja się zaśmiałam. Jednym szybkim ruchem przyciągnęłam go do mnie, tak, że w pewnej chwili był dwa metry nad ziemią. Gdy już znalazł się przy mnie uderzyłam go najmocniej jak potrafiłam - bez używania chakry - w brzuch. Krzyk bólu dostał się do moich uszu i zaczął je torturować. Usunęłam szybko niewidzialne linki i patrzyłam jak leżąc na ziemi zwija się z bólu.
Ludzie obserwujący zdarzenie nagle zamilkli.
Nigdy nie lubiłam znęcać się, gdy miałam świadomość, że mój przeciwnik jest o wiele słabszy ode mnie. Zawsze kiedy wyruszałam na misje z oddziałem ANBU, darowaliśmy słabym ludziom i nawet pomimo, iż mieliśmy rozkaz zabicia, zabieraliśmy ofiarę do Konohy na dalszy osąd.
 - To już chyba koniec, co? - rzekłam zimno, stając nad Natsuo.
Nie odpowiedział. Wydobywał z siebie tylko jęki, chwytając się mocno za brzuch.
 - Mój Boże… - szepnął Kirimo, stojący z boku.
 - Co? Czyżbyś zaczął wątpić w swojego mistrza? - rzuciłam do niego.
 - Nie wątpię! Tylko, on... czy on da radę...
 - Da radę? Co? - zdziwiłam się.
 - Natsuo! - wrzasnął do niego, ignorując moje wcześniejsze pytanie. - Wstawaj! Pamiętaj, co powiedziałeś.
 - Cha! - parsknęłam śmiechem i spojrzałam na zwijającego się z bólu mężczyznę. - Pamiętaj, że należy doceniać swoich przeciwników.
Ponowny jęk, ale po wypowiedzianych przeze mnie słowach, niespodziewanie się uspokoił. Obserwowałam go zdziwiona. Leżał nieruchomo na prawym boku.
 - Właśnie madame, pamiętaj o tym.
Cofnęłam się krok w dal, nie wiedząc co szykuje, o ile w ogóle coś szykował. Chciałam iść jeszcze dalej, ale zdałam sobie sprawę, że... nie mogłam.
 - Cholera - pisnęłam do siebie zaskoczona. Nie mogłam się ruszyć do cholery. - Co ty zrobiłeś?!
Zdrętwiałam w jednej irytującej pozycji, w dodatku z prawdziwą paniką, która gotowała się wewnątrz mnie. Wewnątrz posągu, który na chwilę rzeczywiście stracił tak ważną mu czujność.
Natsuo uśmiechnął się, a ten uśmiech po krótkim upływie czasu zmienił się w rechot. Coraz głośniejszy i szyderczy. Po prostu leżał na boku i śmiał się patrząc na żwirowe podłoże.
Obserwujący walkę nagle z przerażonych zmienili się w zmotywowanych i szczęśliwych. Ponownie rozeszły się odgłosy jego imienia.
 - Jednak się udało - powiedział szczęśliwy Kirimo.
 - Ale co się, do cholery udało? - byłam zniecierpliwiona, zszokowana, nie mogłam dopuścić do siebie wiadomości, że zostałam oszukana przez takiego idiotę.
Natsuo wstał. Powoli i cherlawo, ale jednak wstał.
 - Madame, ta technika, którą teraz wykonałem jest dla mnie podstawowa - wyjaśnił dumnie, nadal nie mogąc napatrzeć się na moje oblicze w takim stanie.
 - Słucham?
 - Jestem beznadziejnym Ninja, to prawda. Nauczyłem się tej techniki i bierze ona ze mnie wszystkie siły, ale jest skuteczna - przerwał i podszedł bliżej mnie. Zaczął jeździć rękoma po mojej tali. - Byłaś szybka w walce, co mnie zdziwiło, ale na szczęście udało mi się ciebie unieruchomić. Wiesz co to oznacza.
Byłam bardzo, ale to bardzo zaskoczona. Taki idiota, a tak mądrze to wszystko obmyślił. Wiedziałam dokładnie, co to oznacza. Nie mogę nic zrobić, tak więc teraz spokojnie każdy stojący tu mężczyzna jest w stanie mnie po prostu zgwałcić! To był powód, dla którego zaczęłam na prawdę panikować. Znałam Jutsu unieruchamiania, niestety, odwrócić go nie mogłam będąc pod jego wpływem. Do licha, gdyby był tu Juugo, albo choćby Sasuke, na pewno by coś na to zaradzili. Zastanawiałam się dlaczego Juugo nie wyszedł, hałasy roznosiły się na całą wioskę. Z pewnością zaciekawiło go to co się dzieję, tym bardziej, że ja też mogę być w centrum zdarzenia.
Już jestem. I nie potrafię sobie poradzić.
 - To co, Sakura? - zadał to pytanie i jak na znak zeszli się tu wszyscy mężczyźni. Jak mogłam się tak wrobić? Co teraz, do cholery, co teraz? - Rozumiem, że mam rozebrać cię sam.
Włożył rękę pod moją bluzkę. Rozpiął stanik, który upadł na ziemie i pofrunął gdzieś z powiewem wiatru.
Myślałam, że oszaleję. Moje piersi prześwitywały przez koszulę jakgdyby materiał był przeźroczysty. Panika, panika! To jedyne przychodziło mi na myśl. Byłam w szoku. Nawet nie mogłam się szargać, choć usilnie do tego dążyłam.
 - I teraz tylko koszula i....
Dlaczego to zawsze ja muszę być ofiarą? Dlaczego? Czy nie może chociaż raz stanąć na kimś innymi, czy ten los mógłby mi odpuścić - ten jeden, jedyny raz?
Zamknęłam oczy z bezradności. Wiedziałam, że niczego już nie dokonam. Skazałam się na wstyd i pogardę. Sasuke zabije mnie, kiedy dowie się do czego doprowadziłam. Chociaż... czy będzie go to w ogóle interesowało? Ostatecznie zobowiązała mnie do tego umowa, którą sama zawarłam.
I co? Mam tak po prostu stać i obserwować to wszystko?
W momencie, gdy mężczyzna zaczął całować mnie po szyi myślałam, że eksploduję. W moim umyśle narodziła się tylko wizja dalszych scenariuszy... toteż, kiedy nagle jakaś osoba zaczęła się zawzięcie przeciskać przez tłumy osób, nie widziałam w tym nic dziwnego. Kolejny napaleniec. Lecz, gdy ta osoba użyła pięści by ułatwić sobie drogę wydawało mi się to podejrzane.
 - Co jest? - mój oprawca przerwał wykonywaną czynność i spojrzał za siebie. Jego oczy maksymalnie się rozszerzyły, gdy wysoki i umięśniony mężczyzna stanął naprzeciw niego.
Zatkało mnie.
Gdybym mogła się ruszać z pewnością moje ciało dopadłyby ostre drgawki.
 - Odsuń się od niej - powiedział głośnym i stanowczym tonem.
Nie mogłam odwrócić od niego wzroku. Patrzyłam na jego ostrą twarz z niedowierzeniem, ale milczałam. Pomimo, że nasuwało mi się miliony słów, pytań i pretensji, siedziałam cicho.
 - Kim ty jesteś? - spytał zdezorientowany Natsuo, obserwując jego sporą muskulaturę.
 - To nie powinno cię interesować - warknął. - Odsuń się od niej.
 - Nie będziesz mi rozkazywał.
Wysoki mężczyzna zacisnął pięści, a jego mięśnie napięły się. Natsuo automatycznie się ode mnie odsunął, lecz nie minęła sekunda a został zaatakowany. Wybawiciel zadał mu mocny cios pięścią i Natsuo ponownie uderzył o ziemię, tak samo jak podczas mojej walki. Ale nie myślałam o tym, nie interesowały mnie jego losy, ani to co ten gnój teraz czuje. Interesował mnie obraz osoby, przed którą teraz się znajdowałam.
 - Ty zawsze musisz ładować się w jakieś kłopoty, co Sakura? A może wolisz określenie madame? – raczył mnie pięknym uśmiechem i wykonał znaki, które dezaktywowały Jutsu. Technika Natsuo przestała działać, a ja mogłam normalnie funkcjonować. Jednak nie korzystałam z tego przywileju. Stanęłam tylko prosto i nadal zdawać by się mogło, że jestem pod działaniem tej oto techniki.
 - Wiejmy - rzucił ktoś z tłumu i całe towarzystwo nagle zaczęło się rozchodzić niczym stado spłoszonych mrówek. Ich emocje opadły i uspokoiły się, moje z kolei z każdą następną sekundą stawały się coraz intensywniejsze. Tętno przyśpieszyło, a ciało zaczęło drętwieć.
Przełknęłam ślinkę.
 - Pożałujesz, Sakura! - krzyknął leżący na podłodze mężczyzna. Jako odpowiedz dostał po raz kolejny, tym razem w formie mocnego kopniaka.
 - Wystarczy - odezwałam się pierwszy raz od chwili spotkania.
Nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę się wydarzyło!
 - Co ty tu robisz..? - jąkałam się. - Eizo... przecież… ty...
Mój narzeczony niespodziewanie przytulił mnie czule. Poczułam się bezpieczna, ale tylko z tego względu, iż przed chwilą zostałam przez niego uratowana.
Wewnątrz byłam zagubiona, oszołomiona i kompletnie nie wiedziałam co z siebie wydusić. Odwzajemniłam jego uścisk, ścisnęłam go nawet mocniej o ile w ogóle to możliwe.
 - Przepraszam Sakura - wyszeptał. - Wiem, że byłem głupcem. Wiem, że nie powinienem cię tak traktować, wybacz mi. Jestem tu po ciebie, bo cię kocham i chcę cię zabrać z powrotem do wioski.
Szok. Czy mogłam to inaczej opisać? Nie potrafiłam określić nawet swoich myśli, było ich za dużo, albo w ogóle nie było - sama nie byłam tego do końca pewna.
 - Za co ty mnie przepraszasz?
Za ten ból, za cierpienie, za to co dzieje się ze mną każdej nocy, za to co stało się tuż po poznaniu, za te wszystkie rozkazy, zakazy, zachcianki, i rzeczy, do których byłam zmuszona? Lista była długa...
 - Za wszystko - wziął głęboki oddech. - Wróć do mnie. Przepraszam, że pojawiłem się tak znienacka, zobaczyłem jak walczysz i...
Gwałtownie odsunęłam go od siebie.
 - Skąd w ogóle się tu wziąłeś? – Stres i szok posttraumatyczny przejęły nade mną panowanie. - Co to ma znaczyć? Jak dowiedziałeś się gdzie jestem?
 - Nie wiedziałem! Szukam cię od kilku dobrych dni, trafiłem tu przez przypadek - chciałem odpocząć. A dzisiaj... zauważyłem cię wśród tego całego tłumu... Masz w ogóle pojęcie w jakim miejscu się znajdujesz?!
 - Mam - odparłam, analizując w głowie jego historię. Zdawała się prawdopodobna, zresztą nie ma opcji aby znał miejsce mojego pobytu. Przypadek był dziwny - świat jest jednak mały.
Dlaczego on mnie przeprasza, dlaczego teraz?
 - Więc co tu robisz? Ci mężczyźni mogą...
 - Eizo, wiem o tym. Może nie pamiętasz, ale zostałam porwana. Jestem tu z pewną organizacją.
 - I oni cię tu zabrali?
 - Tak.
 - Bezsens - skitował. - Nie dość, że tu jesteś, to jeszcze zostawili cię samą!
A niech mnie, o n stoi przede mną, a ja czuję radość. Przyznałam się do tego przed samą sobą. Cieszę się, że tu jest. Może to ta zwykła świadomość, że mam kogoś bliskiego obok. Nie tylko dawnego i kompletnie odmienionego Sasuke.
 - Kim oni są? - zapytał.
Na chwile zamilkłam. Zastanawiałam się co mogę mu powiedzieć, a co nie. Ale dopiero później dotarła do mnie moja sytuacja. Jest tu Eizo, chce żebym wróciła do wioski, a jeśli nie wrócę wiem dokładnie jaki będzie dalszy scenariusz. Wścieknie się. Mogę więc odważne powiedzieć, że mój powrót jest już pewny, o ile wcześniej nie przyuważy nas Juugo. Było mi to obojętne. Nie chciałam wracać, miałam w sobie pewien sentyment, czułam się nieswojo myśląc o opuszczeniu organizacji Sasuke, z kolei tęskniłam cholernie za Naruto i Hinatą, i mimo ich ignorancji, chciałam dowiedzieć się jak się trzymają.
Obecność Eizo tutaj, jest tylko potwierdzeniem, że nie obchodzę Uzumaki'ego. Wysłał mojego narzeczonego, aby mnie odszukał, bo sam chciał uniknąć jakichkolwiek problemów.
 - Sakura - brnął dalej.
 - Sasuke Uchiha - powiedziałam zimno patrząc na czubki swoich butów. - Opowiadałam ci o nim. Uciekł kiedyś z Konohy.
Oczy Eizo nagle rozszerzyły się.
 - To ten, którego szukał Naruto?
 - Taa...
 - I to on cię porwał?
 - Tak - warknęłam. - On i jego organizacja. Poszukiwali Medyka i dowiedzieli się, że jestem jednym z najlepszych.
 - I nie patrzyli na twoje zdanie, tak? Tylko na swoje potrzeby?
Miałam ochotę go wyśmiać za to, co powiedział. Odezwała się osoba, która nigdy nie patrzy na swoje pragnienia...
 - Eizo, wiesz jakie są organizacje…
Podszedł bliżej i ujął moje dłonie na wysokości piersi.
 - Gdzie oni teraz są? - szepnął.
 - Sasuke dokądś wyruszył, będzie za godzinę. A jedna osoba, która miała mnie pilnować siedzi w wynajętym pokoju.
Nie chciałam mu tego mówić, ale bałam się. Nie miałam nikogo do pomocy, żadnych świadków. On mógł rozpocząć u siebie stan agresji w każdej chwili.
 - Po co tu przyszliście?
 - Po pieniądze. Sasuke chciał pieniądze, od niego - wskazałam na leżącego na ziemi mężczyznę. - Dzisiaj mieliśmy wracać.
 - Dokąd? - dopytywał się dalej. Czułam się okropnie. Jeśli już miałam odchodzić wolałam nie zdradzać miejsca, gdzie znajduje się kryjówka Sasuke - teraz byłam do tego zmuszona.
 - Do kryjówki. Pod ziemią, blisko tego strumyka gdzie kiedyś byliśmy z Naruto i Hinatą.
Na krótki czas jego twarz wyrażała zastanowienie, kiedy w końcu go olśniło ja byłam już na skraju wyczerpania. Byłam zdrajcą.
 - Już wiem - mruknoł do siebie. - Jak tylko wrócimy do wioski powiadomię o tym Naruto. On da im nauczkę.
Westchnęłam tylko i gdy przyuważyłam mój czarny płaszcz podniosłam go i założyłam z powrotem. Wtedy zdziwiona poczułam jak coś mokrego pojawiło się nagle na mojej dłoni. Kropla deszczu, pomyślałam. Nim zdążyłam się obejrzeć zaczęło padać. Eizo obserwował mnie uważnie.
Był naprawdę przystojny. Jego śniada cera, nawet spocona i zadrapana wyglądała pięknie. Wielkie niebieskie oczy patrzyły na mnie z wyrzutem i niezrozumieniem. Ubrany miał czarny podkoszulek, który idealnie prezentował jego mięśnie. Każda by się w nim zakochała - kiedyś do takich należałam.
Minęła może minuta, a ja znowu wylądowałam w jego obszernych i ciepłych ramionach. Kropelki deszczu spływały po jego skórze, a ja zamyślona się temu przypatrywałam.
 - Sakura - wydusił niespodziewanie. - Wybacz mi to wszystko, błagam. Zmieniłem się! Po tym jak cię straciłem, nie potrafiłem się pozbierać, doceniłem to, że jesteś i chcę cię odzyskać!
Oniemiałam. Widziałam go zawziętego, ale tylko jeśli chodzi o seks i podobne sprawy. Tym razem wyglądał tak jakby naprawdę mu zależało, a wiem z doświadczenia, że mój narzeczony nie zaliczał się do dobrych aktorów.
Czy naprawdę się zmienił? Skąd mogę mieć taką pewność?
 - Dlaczego przepraszasz mnie właśnie teraz? - spytałam ze smutkiem. Byłam bliska takiego stanu co on. Kompletna niewiedza - tylko to mnie ogarniało.
 - Mówiłem ci. Po stracie kogoś, człowiek dopiero zdaje sobie sprawę jak bardzo mu zależało...
Cisza.
 - Błagam, chodźmy stąd - ciągnął dalej - Obiecuję ci piękne i szczęśliwe życie ze mną. Zrozumiałem już swoje błędy.
Nienawidziłam go. Choć było to, można powiedzieć „urocze zagranie” ja i tak mu nie wierzyłam. Taki drań jak on nie może ulec jakiejkolwiek zmianie. Ale nie mogłam odmówić. Skoro się nie zmienił, jest w stanie powtórzyć się to, co wcześniej, a tego nie chciałam. Potulnie kiwnęłam głową na znak zrozumienia i w tym momencie poczułam jak ktoś mocno umiejscawia dłoń na moim brzuchu, jednak nim cokolwiek zrobiłam, nim zareagowałam, nim się obróciłam, siła zdążyła mnie już odepchnąć tak, że upadłam kilka metrów dalej.
Zdezorientowana i oszołomiona. Ile jeszcze powtarzających się uczuć mnie dzisiaj czeka? Chwyciłam się za lewe ramię i syknęłam z bólu, zobaczyłam na nim mocne zadrapanie, a następnie coś, czego najmniej się spodziewałam…
S A S U K E
Stałem w bezruchu, pomiędzy nimi. Obojgu odepchnąłem. Oczywiście Sakura znalazła się na o wiele dalszej odległości niż ten idiota. Zacieśniłem zęby, moje ciało wręcz drżało, nie zwracałem uwagi nawet na deszcz, który stawał się coraz intensywniejszy. Powoli dochodziło do mnie to, co tutaj zaszło, i to w jakiej sytuacji się teraz znalazłem.
Juugo zawiódł, ja zawiodłem, Sakura mnie zdenerwowała. Wszystko jednym słowem skumulowało się we mnie i teraz nadszedł moment, w którym wypuszczę to na zewnątrz. Powinienem powiedzieć Juugo o tym, że Eizo jest gdzieś w pobliżu, może bardziej by jej pilnował.
 - Sasuke - wydukała przerażona Sakura, powoli wstając.
Do jasnej cholery! Nie wierzyłem, że doszło do czegoś takiego. Musiałem załatwić to jak najszybciej, w moją stronę zbliżał się jeszcze jeden atak.
 - Co ty robisz? - rzekłem lodowato nie podnosząc wzroku, wtedy zauważyłem leżące nieopodal Natsuo, trzymającego się mocno za brzuch. Zastanawiało mnie co tutaj robi. Co się wydarzyło? Dlaczego Juugo nie dopilnował tego, co mu powierzyłem?
 - Sasuke, ja myślała, że ty...
 - Co to ma znaczyć do cholery?! – warknąłem obracając się w jej kierunku. Nie chciałem nawet patrzeć na osobę, która znajdowała się za mną. - Gdzie jest, do diaska Juugo?! I dlaczego ciebie też tam nie ma?!
Wrzeszczałem ile sił w płucach. Nie dbałem o jej posmutniałą twarz. Dobrze jej tak! Jak mogła mi to zrobić?
 - Nie krzycz na nią! - do moich uszu dobiegł gruby i stanowczy głos osobnika, który znajdował się za mną. Obróciłem się. Eizo stał pewnie z napiętymi mięśniami, patrząc na mnie z mordem w oczach.
Nagle dostrzegłem u niego spore zdziwienie. Spodziewałem się, że rzuci się na mnie z pięściami, ale zamiast tego zaczął się mi dokładnie przyglądać. Zignorowałem jego zachowanie i zwróciłem swój lodowaty wzrok w kierunku Haruno.
Podszedłem do niej i uniosłem tak, aby znajdowała się na mojej wysokości.
 - Puść mnie - warknęła.
 - Pożałujesz tego.
Była zdumiona, i to bardzo. W sumie, nie miałem okazji jeszcze jej takiej oglądać, ale w tym momencie nie był to dla mnie żaden zaszczyt.
- Wiedziałem, że tak będzie. Nie usiedzisz w jednym miejscu, prawda?! Musisz ciągle robić coś na przekór mi!
Spuściła wzrok. Zapewne czuła się podle - taki właśnie efekt chciałem osiągnąć.
 - Ja nie… nie mogłam inaczej, zrozum mnie.
 - Powiem ci tylko tyle, że twoje wymówki są doprawdy beznadziejne.
 - To... to ty - teraz ten, cholera musiał się doczepić. Szedł tutaj, zapewne chciał mnie powstrzymać przed uszkodzeniem Sakury - dobre sobie. Nie miałby ze mną szans.
Rzuciłem Haruno na ziemię niczym zwykłą zabawkę i stanąłem na przeciwko niego z zaciśniętymi pięściami i istną furią na twarzy.
 - Oszukałeś mnie! - krzyknął zszokowany. - To ty powiedziałeś mi...
 - Tak, i co z tego? Myślisz, że powiedziałbym ci prawdę? - wydałem z siebie następne prychnięcie. Widzę, że pan przede mną cechuje się spostrzegawczością. Pamiętał jednak nasze spotkanie w lesie.
Chciałem, aby każdy wokół poczuł się tak, jak ja. Wściekły, zrezygnowany, pełny zawodu - taki oto byłem.
 - Ty… - zaczął. Na początku zaskoczony, jednak jego wyraz twarzy gwałtownie się zmienił. Próbował mnie uderzyć, ale ja powstrzymałem jego atak, ujmując w rękę jego pięść.
 - Jesteś żałosny - skomentowałem. Nie umiałem się powstrzymać. Grzmotnąłem go w twarz tak, że niemal się przewrócił. Ponowiłem cios, i zrobiłem to jeszcze kilkakrotnie. Musiałem się wyładować. Nienawidziłem go! Od początku sprawiał mi problemy. Nie dość, że jest beznadziejnym Ninja to na dobitkę bezustannie próbuje wkręcić się w ten świat.
 - Sasuke! - krzyknęła Sakura. - Przestań. Co ty robisz?!
 - Daję mu porządną nauczkę - wyjaśniłam z szelmowskim uśmiechem. - Jednocześnie tobie.
 - To nie jest żadne rozwiązanie!
 - Oczywiście, że jest. Dodatkowo jeszcze wyładowuję swoje emocje. Patrz ile plusów, zaskakujące.
 - Skończ - szepnęła i zakryła twarz dłońmi. Siedziała na ziemi nieruchomo, w pewnej chwili pomyślałem, że płacze... Jeddnak gdy ponownie ukazała się jej twarz, ta myśl odeszła w zapomnienie.
 - Nie skończę - zaśmiałem się. - Za to co zrobiłaś. Mówiłaś, że w Konoha jest ci źle! - dogryzałem jej okładając przy tym jej narzeczonego. Czułem się niesamowicie, robiąc to.
 - Sasuke – zacisnęła oczy.
 - Przecież jest tam ktoś, kto cię krzywdzi! - wrzeszczałem dalej i na nowo przyłożyłem Eizo. - Przecież nie możesz tam wytrzymać i sama planowałaś tak wiele razy uciec!
 - Uchiha! - jęknął torturowany przeze mnie mężczyzna.
 - Siedź cicho - upomniałem go i obdarowałem następnym kopniakiem.
Idealnie. Było wprost cudownie.
 - Uciekłaś Juugo, ta? - spytałem się Haruno, która siedziała nadal skulona, mrucząc cicho coś do siebie.
 - Tak - wydusiła. - Uciekłam, gdy on spał. Nic nie wie o tym, że się tu znajduję.
Obróciłem się do niej tyłem i zadałem kolejny cios. Po przestrzeni rozniósł się krzyk bólu.
 - Idę do niego - oznajmiłem i powoli zacząłem stawiać miarowe kroki. Moja twarz była kamienna, głos lodowaty, a wszystko co znajdowało się wokół działało mi na nerwy.
 - Idiota - skitował jej narzeczony, ale tym razem się powstrzymałem i ominąłem go bez słowa. Ponownie zacisnąłem pięści. Chciałem poukładać to wszystko. Jakoś sprawić, by moje emocje nieco opadły - abym się uspokoił. Kiedy usłyszałem jak Sakura wstaje, serce stanęło mi w gardle, zastanawiałem się jaki będzie jej kolejny ruch. Strach, złość - to już było. A następnie?
 - Sasuke, proszę! - usłyszałem zdesperowany głos, potem poczułem ten dotyk. Zdeterminowana ruszyła w moim kierunku i objęła mnie od tyłu. Jej uścisk był taki mocny, że przez chwilę miałem wrażenie, iż mnie udusi.
Zamarłem.
 - Uspokój się – zaszlochała - Zaufaj mi i zrozum. Miałam powody, żeby zrobić to, co zrobiłam. Któregoś dnia może będziesz w stanie to zrozumieć.
 - Zaufałem ci i nic nie zyskałem – powiedziałem spokojnie.
Dlaczego szeptała? Miałem wrażenie jakby starała się z całych sił żeby jej narzeczony nie usłyszał z tego ani słówka.
 - Zrozum mnie.
 - Nie.
 - Ale przecież...
 - Puść mnie - warknąłem i nie bacząc na to, że było mi dobrze, szybko wyrwałem się z jej uścisku. - Idę po Juugo.
Sakura stała wryta w bezruchu, a ja chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem za sobą.
 - Ale na pewno nie zostawię was samych - dodałem. - Jesteś w mojej organizacji, a ten kretyn nie ma prawa się do ciebie zbliżać.
Jak na zawołanie osoba, o której właśnie mówiłem, wstała.
 - To moja narzeczona, mam o miliard praw więcej niż ty co do niej - rzekł spokojnie i wyrwał jej dłoń z mojego uścisku.
 - Chrzań się - odparłem. - Odejdziesz sam, czy mam własnoręcznie cię stąd usunąć?
Mężczyzna zaśmiał się.
 - Nie ma mowy. Nigdzie nie idę. Zostaję z Sakurą.
 - Sakura idzie z nami.
 - Nic mnie to nie obchodzi - nie odpuszczał. Czy on chce mnie doprowadzić do takiego stanu, że bez wahania go zabiję?
 - Czego ty chcesz? - rzuciłem przez zaciśnięte zęby.
 - Chcę z nią być. A skoro ona idzie z wami, to ja z nią.
 - Eizo, co ty... - zaczęła zaskoczona, ale ja jej przerwałem.
 - Chyba sobie żartujesz. Nigdzie z nami nie idziesz. Nie potrzebuję u swojego osób takich jak ty.
 - Nie masz wyjścia.
Zdziwiłem się. Nie uszło mojej uwadze, gdy Haruno zakłopotana spuściła wzrok. Eizo widząc moją niewiedzę, która wręcz rysowała mi się na twarzy kontynuował:
 - Jeśli nie pozwolisz mi z wami iść, zdradzę wszystko Konoha.
 - Słucham? - wydukałem zaskoczony. - Co to niby chcesz zdradzić Konoha, co? To kim jestem? A dostarczenie władzą informacji o miejscu pobytu Sakury na niewiele się zda w całych poszukiwaniach.
 - Nie o tym mówię - uśmiechnął się tajemniczo. W jednej chwili ze wściekłego zamieniłem się w zdezorientowanego.
 - O co ci chodzi?
 - Powiem władzą gdzie znajduje się wasza kryjówka, opowiem im wszystkiego co się dowiedziałem.
 - Skąd ty niby... - zacząłem z szokiem i automatycznie przerzuciłem wzrok na różowo-włosą. - Sakura!
 - Sasuke, ja musiałam - zaczęła mi się ze smutkiem tłumaczyć, ale niespodziewanie jej twarz zmieniła wyraz. Ściągnęła brwi i patrzyła ze złością na swojego narzeczonego. - A tak, powiedziałam mu to, a co?
Oszaleję.
 - Dlaczego?!
 - Miałam prawo - odparła.
Westchnąłem. Nie miałem zielonego pojęcia co mam mówić, lub robić, za dużo rzeczy działo się w jednej chwili. Moje myśli rozprzestrzeniły się, nie mogłem się skupić na niczym, nawet na najprostszych i najbardziej oczywistych rzeczach. Irytował mnie fakt, że bardziej wkurzył mnie widok Sakury i Eizo, wtulonych w siebie, niż to, iż teraz jestem zmuszony zmienić kryjówkę.
 - Miałaś prawo, tak? - bąknąłem jakby do siebie i przystawiłem sztylet do szyi mężczyzny. Wszyscy nagle drgnęli.
 - Sasuke, nie rób tego - szepnęła.
 - Ma ważne informacje, które chce zdradzić. Nie mam zamiaru szukać nowej kryjówki - mój ton był lodowaty. - Z resztą, nie lubię go.
 - Jeśli go zabijesz, będziesz musiał zabić i mnie! - warknęła stanowczo i stanęła między Eizo, a mną. - Nie pozwolę ci tego zrobić. Nawet gdy teraz tego dokonasz, uwierz mi, że doprowadzę cię do tego, że mnie również zabijesz. Nie chcesz mieć problemów, prawda?
 - Umiecie tylko szantażować - rzuciłem i przejechałem Eizo sztyletem po całej połowie twarzy. Mężczyzna syknął z bólu i odruchowo odsunął. Sakura rzuciła mi pełne pogardy spojrzenie.
 - I co teraz? - zapytała.
 - Chyba oszalałaś! Nie będę przyjmować do organizacji osób jego pokroju! - wrzasnąłem.
 - To pozwól mi z nim odejść.
Powiedziała to…
 - Chcesz odejść?
Zawahała się, ale w końcu pokiwała smętnie głową.
 - Ach tak - mruknąłem i przysunąłem się do niej. - Więc oznajmiam ci, iż nigdzie nie pójdziesz.
 - Co ty robisz? - próbowała się odsunąć, ale jej na to nie pozwoliłem.
 - Jesteś w mojej organizacji, mówiłem ci to już. Twoje życie nie zależy już od ciebie. Nie masz żadnych praw. Bądź grzeczna, a będzie ci ze mną dobrze.
 - Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? - wtrącił się Eizo. - Puść ją.
 - Jestem na ciebie wściekły. Mogłaś już uciec, ale nie zdradzać miejsca naszego pobytu...
 - Nie chcę z tobą być! - wrzasnęła. - Ty nie jesteś tym Sasuke, którego znałam. Zmieniłeś się i to strasznie. Traktujesz ludzi jak...
Przystawiłem wskazujący palec do jej ust i rozkazałem milczeć.
 - Zawsze dostaję to, czego chcę, Sakura. Zawsze.
Spojrzała na mnie jak na ducha, po czym ściągnęła brwi i ukazała światu swój wewnętrzny gniew.
 - Znajdź sobie innego Medyka! Jest wielu!
 - Ale ty jesteś najlepsza.
 - I co z tego? Jest mnóstwo odrobinę słabszych, ale też dobrych. Nie ponosicie przecież tak ciężkich ran!
 - Zdarzają się takie - powiedziałem z przekąsem i zbliżyłem się jeszcze bardziej. Nasze nosy niemal się stykały. - Chcę ciebie i koniec.
 - Co z Eizo? - zmieniła nagle temat i rzuciła mu błagalne spojrzenie.
Warknąłem ze wściekłości.
 - Jeden ruch, który nie będzie mi się podobał, a zabiję gnoja.
 - Czyli jednak z wami idę? - zapytał.
 - Nie myśl sobie, że jestem dobroduszny, będę miał się przynajmniej nad kimś znęcać. To również przestroga dla ciebie Sakura. Jeśli zrobisz coś, co mi się nie spodoba, nie licz, że kretyn długo u nas pożyje.
 - To się nie liczy. Zrobię wszystko, aby być przy niej – zapewnił.
Wkurzało mnie jako gadanie. Przesłodzone i nudne. Sakura była chyba jedyną kobietą jaka się nim zainteresowała…
Cholera, byłem zirytowany, chciałem coś roznieść, uderzyć, rozwalić. Nie pokazywałem tego. Od teraz nie pozwolę ponieść się emocją. Spokój - to moje motto. To ja jestem tutaj królem. Sakura, Suigetsu, Juugo, Karin i od teraz Eizo to tylko moi poddani, którzy muszą robić to co im karzę. Dlaczego więc tak bardzo powstrzymuję się od Sakury? Mogę ją mieć i jednocześnie skupiać się na zemście. Eizo pożałuje, że zaproponował dołączenie do nas. Będę się na nim znęcać jak nad nikim innym.
Uśmiechnąłem się na samą myśl o wszystkich rzeczach jakie go czekają i skierowałem wzrok na różowo-włosą. Ona również na mnie patrzyła. Podejrzliwie, pytająco, jej spojrzenie było hipnotyzujące. Nie będę się już od tego powstrzymywał.
 - Nie wierzę, że się zgadzasz - wydukała.
 - Powinnaś się cieszyć.
 - Nie cieszę.
 - Ja bym się cieszył na twoim miejscu. Czeka cię wiele przyjemnego.
Prychnęła, machnęła ręką na znak ignorancji i ruszyła w stronę noclegu, gdzie Natsuo wynajął nam pokój.
 - A co z nim, Sakura? - spytał jej narzeczony wskazując na szeryfa.
 - A czy to nasza sprawa?
 - Racja.
S A K U R A
Eizo był opanowany, stanowczo zbyt opanowany. Dziwiło mnie to, nie dawało spokoju i nasyłało wiele myśli, które obijały się o mój mózg jak złośliwe osy. Dodatkowo Sasuke! Co miało znaczyć to jego dziwne zachowanie? Nie znałam go od tej strony. Był niezrozumiały, tajemniczy i mówił - według mnie - jak jakiś świr.
Nie zważając na mój poplątany stan psychiczny, ruszyłam przodem zostawiając tę dwójkę z tyłu, nie bałam się o ich losy, miałam pewność, że Sasuke nic nie zrobi Eizo - nie wiedziałam skąd, ale ją miałam. Wparowałam szybko do naszego pokoju i zobaczyłam śpiącego Juugo.
Niby wielki Ninja, a przespał całą walkę z Natsuo, spotkanie z Eizo i przybycie Sasuke. Mistrz.
 - Juugo, obudź się proszę - trzęsłam nim mocno i na szczęście od razu zareagował. Wytłumaczyłam mu wszystko na jednym wdechu. Chwilę potem weszli mężczyźni. Sasuke wtłoczył się pierwszy, a Eizo był daleko za nim. Oboje patrzyli na siebie z mordem, jednak Uchiha mimo to miał w oku tę iskierkę, która napawała mnie niepokojem.
Juugo wyglądał na naprawdę zdezorientowanego, ale Sasuke nic nie poznał. Płowo-włosy nie przyznał się, ale wiedziałam, że jest mi wdzięczny za poświęcenie. Nie obyło się oczywiście bez pretensji Uchihy, ale szybko mu przeszło. Szyderczy uśmiech nie schodził mu z twarzy. Największym jednak zaskoczeniem była dla mnie reakcja Juugo na wieś o Eizo, którą przekazał mu Uchiha.
 - Pamiętasz go może? To narzeczony Sakury. To z jego powodu kazałem ci mieć na nią oko.
Z początku zachowywał spokój. Stał jak gdyby nigdy nic i słuchał każdego słowa Sasuke. Ja z boku oczekiwałam finału, przyglądając się blondynowi. Nadal nie dochodziło do mnie to, że tu jest, że będzie cały czas ze mną. Nie cieszyłam się z tego. Był za dobry. Coś knuł, tak samo jak Uchiha.
 - Idzie z nami, ponieważ bardzo zależy mu na byciu z Sakurą - wyjaśniał dalej z sarkazmem.
Jego oczy rozszerzyły się tak bardzo, że zdawać by się mogło, że zaraz wylecą mu gałki. Wzdrygnęłam się.
Z powrotem ruszyliśmy. Sasuke ani razu nie odezwał się do Eizo, tym bardziej po tym jak blondyn wziął mnie na barana, widząc moje zmęczenie i stan w jakim się aktualnie znajdowałam. Nie byłam spokojna. Serce biło mi jak oszalałe, a tętno przyśpieszało. Eizo, Sasuke - za dużo tego jak na jeden dzień. Wpakowałam się w niezłe tarapaty i gdy już zaczęłam znajdywać jakiś język z Uchihą wszystko nagle  wyparowało. Mój narzeczony wrócił. Tak naprawdę… wolałabym, żeby Sasuke go wtedy zabił.

1 komentarz:

  1. Hmmm... że niby taki skurwiel od tak, w szybkim czasie się zmienił? Nie wierzę ani trochę. Na miejscu Sasuke nie cackałabym się z nim i zabiłabym go od razu. No i dlaczego Sakura błagała, aby tego nie robił, skoro potem narzekała? Brać takiego śmiecia do organizacji... Hmpf. Naprawdę czasami nie ogarniam zachowań tej dziewczyny. Z drugiej strony trochę mi jej szkoda, Uchiha potraktował ją okrutnie, a tak naprawdę nie zrobiła niczego złego. No i boli mnie to, iż całkowicie "szef" stracił do niej zaufanie. Nie spodziewałam się tego.
    Pampam pa pam, jeszcze tylko 59 rozdziałów, jeżeli się nie mylę. xD :3

    OdpowiedzUsuń