środa, 31 października 2012

Rozdział 15


Kwestia czasu, powtarzałam mantrę tuż po wyprowadzeniu z wioski. Nie posiadałam żadnych skrupułów co do niego, żadnych wątpliwości ani przeciwwskazań, a jednak moje najgorsze obawy, które swoją drogą w ogóle nie wchodziły w rachubę - potwierdziły się. Naruto zlekceważył to, że zniknęłam. Miał to gdzieś, nie interesował się. Wysłał na poszukiwana mojego narzeczonego, który jedyne co robi, to dodatkowo komplikuje mi życie. Nie dochodziło to do mnie. Naruto taki nie jest... na pewno w czymś się pomyliłam. Uzumaki nie jest typem osoby, która z czegoś łatwo rezygnuje. A może miał mnie dość? Jeszcze kilka dni przed porwaniem był na mnie zagniewany. Być może stwierdził, że jestem tylko kolejnym niepotrzebnym balastem na jego drodze do szczęścia.
Nawet gdy moje oczy niechętnie otworzyły się nadal atakowały mnie wspomnienia. Nie tylko z ostatniej rozmowy, ale również wcześniejsze - jako drużyna siódma. To śmieszne jak wiele zmian dokonało się w moim życiu od tego czasu. Czy tamta zakapryszona i zauroczona miłością Sakura spodziewałaby się dostać takiego kopa? Pewnie wtedy wyśmiałabym człowieka, który opowiedziałby mi moje przyszłe losy - a jednak. Jako dziewczynka, aspiracje były związane tylko i wyłącznie z Sasuke. Głupia naiwna - dawna ja. Odejście Uchihy i pojawienie się Eizo to dwie rzeczy, które mimo, że sprawiły mi wiele bólu, dokonały cudów z moją osobowością. Stałam się silniejsza i odporniejsza na cierpienie - tak właściwie to przyzwyczaiłam się do niego. Towarzyszyło mi w każdej sekundzie życia. Mój stały kompan i przyjaciel...
Gapiłam się w sufit, jakby naprawdę znajdowało się na nim coś co pożerało moją uwagę. Niemniej jednak był ciemny i bez wyrazu, cichy i spokojny - moje przeciwieństwo.
Sasuke spał obok mnie. Czułam na czubku głowy jego miarowy oddech, ale ogarnięta wspomnieniami nawet nie doznałam wstydu, gdy doszło do mnie, że jest pół nagi, obejmując mnie przy tym jedną ręką. Zerknęłam na niego ukradkiem - był naprawdę piękny, kiedy spał, obudzony również nie zaliczał się do najgorszych, lecz jego kamienna twarz i obojętność kryły cały ten urok i czar. Ja zawsze wierzyłam, że był dobry. Pomimo tej obsesji nad zemstą, wyczuwałam z jego serca pozytywne emocje. Ale życie, to życie, choćbym spodziewała się wszystkiego, ono zawsze znajdzie coś, co mnie zaskoczy. Westchnęłam cicho, ogarnięta chęcią bliskości położyłam głowie na nagim torsie Sasuke i zaczęłam jeździć po jego skórze opuszkami palców. Była tak delikatna - opozycyjnie do jego charakteru. Ile bym dała żeby móc przeczytać wszystko co mieści się jego głowie - jak książkę. Zatytułowaną po prostu „Myśli Sasuke Uchihy”. Byłaby to moja ulubiona lektura. Zakryłam nas oboje jedwabną kołdrą. Gest ten wywołał uśmiech na twarzy Uchihy. Zdziwiłam się. Zastanawiałam się czy nie śpi, czy na moich oczach zdarzył się cholerne dziwny przypadek.
- Sasuke - szepnęłam czule, mając nadzieje, że jednak nadal przebywa u Morfeusza. To, co powiedziałam zawierało zbyt wiele ciepłych emocji.
- Nie śpię - oznajmił nagle ze śmiertelną powagą.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na niego zawstydzona. Gdy zdałam sobie sprawę, że moje policzki nie są już naturalnego koloru, odwróciłam wzrok.
Sasuke parsknął kpiącym śmiechem.
- Ciekawy widok, prawda? - powiedział dumnie patrząc na swój tors, jednocześnie wskazując na niego palcem. - Musiałaś się skusić?
Pokręciłam z niedowierzenia głową.
- Nic specjalnego - bąknęłam.
- Setki razy mówiłem Juugo, że przydałby się wykrywacz kłamstw - oznajmił przecierając zaspane oczy obiema rękoma.
Dlaczego scenariusz postanowił znowu splatać nas razem? Sasuke zerwał więzi ze mną i z Naruto opuszczając wioskę. Co więc u licha się dzieje? Byłam pesymistką, spotkanie Sasuke na razie uznaje za zwykły przypadek, albo pomyłkę. Olbrzymią.
- Nie pochlebiaj sobie, Uchiha - wygramoliłam się z wielkiego łoża i zaczęłam przypatrywać się przykrótkiej koszuli nocnej - przestałam żałować, że to ją wczoraj wybrałam do snu. Czarno-włosy zapatrzył się jak na najpiękniejszy obraz.
- Ciekawy widok, prawda? - zaśmiałam się udając jego poprzedni ton głosu. On spojrzał na mnie ironicznie.
- Teraz to ty sobie pochlebiasz, Haruno.
Popatrzyła na niego, a potem na drzwi od łazienki. Ten pomysł wpadł mi do głowy naraz i nie spodziewanie. Zazwyczaj takie spontaniczne sugestie okazują się kiepskie, ale ja postawiłam na ryzyko.
Uchiha usiadł na skraju łóżka, podniósł leżącą na ziemi koszulę w czarno-szarą kratę i założył ją. Wyglądał cudownie, ale na pewno nie zrobię mu tej przyjemności i zachowam to dla siebie.
Miałam w zanadrzu coś lepszego.
- Dzisiaj trening - dodał po chwili ciszy. - Nie będziesz w nim uczestniczyła, ale musisz być na miejscu w razie nagłych przypadków.
- To znaczy?
- Głęboka rana, zbyt wielkie uszkodzenie - wiesz zazwyczaj po to są Medycy - mruknął z sarkazmem.
Zrobiłam niezadowoloną minę, po czym prychnęłam, by zachować swoją dumę. Myślałam, że postaram się być miła, żeby uzyskać jakieś informacje na temat Eizo i Madary, ale przy takim sztywniaku nie da się być sympatycznym. On sam prosi się o kłótnie.
- Eizo też będzie na treningu? - zapytałam nieśmiało bawiąc się opuszkami swoich palców.
- Nie może go zabraknąć, wtedy cały nasz trening straciłby sens.
Spoważniałam.
- Co ty chcesz z nim robić?
- Powiedzmy, że posłuży mi jako przyrząd.
- Oszalałeś - warknęłam i chwyciłam się za głowę. - Swoje chore fanaberie zostaw sam sobie, odczep się od niego.
- O co ci chodzi? - zdziwił się.
- O to, że nie pozwolę, abyś znęcał się nad moim narzeczonym, tylko dlatego, że po prostu go nie lubisz.
A było tak pięknie, pomyślałam, przez chwilę podejrzewałam, że całkiem mu przeszło po zdarzeniu w miasteczku. A jednak nie. Nadal musi dąsać się i odstawiać fochy.
Uchiha wstał i stanął tuż naprzeciw mnie.
- Denerwuje cię to? - rzucił, a mnie wręcz rozsadzało. Dlaczego tak bardzo dziwiły go moje pretensje?
- Denerwuje i to strasznie, to oczywiste, że nie chcę, abyś go krzywdził.
- Mam to gdzieś - Stał i wpatrywał się we mnie jeszcze jakiś czas. Lodowaty wzrok, chłodny ton - to cechy rozpoznawcze czarno-włosego. Utonęłam w jego oczach, ale na moje szczęście szybko mnie minął.
- Zawsze musisz być takim egoistą? - krzyknęłam za nim.
- Widocznie tak - odburknął tylko i zamknął się w łazience.
- Nienawidzę go. - powiedziałam szeptem do siebie, gdy odgłos zamykanych drzwi ucichł. Czasami naprawdę doprowadzał mnie do szału. - Masz zamiar się tam myć, tak? - dodałam.
- A ty masz zamiar cały czas irytować mnie pytaniami?
- Widocznie tak - Uwielbiałam mu dogryzać, zwłaszcza udając jego ton, aby pokazać mu to, jak żałośnie wygląda w moich oczach. Uchiha zawsze wściekał się tym jeszcze bardziej, a ja czerpałam samą przyjemności.
I mój pomysł poszedł się paść niczym wygłodniała krowa.

Podeszłam do szafy i wzięłam z niej pierwsze lepsze ubrania, które nadawały się do chodzenia. Wyszłam z pomieszczenia mocno trzaskając drzwiami, informując tym samym mieszkańców o mojej znanej nadpobudliwości. Szłam spokojnie, kierowałam się do mojego dawnego pokoju i dopiero w połowie drogi doszła do mojego umysłu pewna myśl.
Tam jest Eizo.
Iść tam, czy nie? Byłam ciekawa jak się czuje i co robi. I dodatkowo musiałam zażyć orzeźwiającej kąpieli, a w łazience Sasuke było to na razie niemożliwe. Dziwię się mu, że tak po prostu pozwolił mi wyjść i nic nie powiedział. Bałam się cholera, nadal się bałam. Ale w pewnym sensie byłam tu bezpieczna. Eizo nie bił mnie przy ludziach, podejrzewam, że przy nieznanej nam organizacji również się powstrzyma. Zadecydowałam, że do niego wstąpię...
Zbliżałam się do tych przeklętych drzwi, a moje serce biło coraz szybciej. Zamknęłam na razie szufladę, która prowadziła do myślenia o Naruto, a otworzyłam tą dotyczące Eizo. Po cholerę się tam pcham? - przeszło mi przez myśl, ale moja ciekawość miażdżąco zwyciężyła.
Gdy moja ręka niemal dotykała klamki, ktoś niespodziewanie chwycił ją i pociągnął mnie ku sobie.
- Wiedziałem.- ciemne oczy zawierające w sobie wszystkie rodzaje wściekłości patrzyły na mnie z mordem. - Nie mogę cię zostawić samej na sekundę.
- Dlaczego nie mogę tam wejść? - uniosłam się. Czy on musiał wiecznie mieć do mnie jakieś „ale”? Przecież jestem grzeczna. Miałam swoje powody, aby dostać się do tego pokoju. Po pierwsze: ciekawiło mnie czy Eizo rzeczywiście uległ jakieś wewnętrznej zmianie, po drugie: zastanawiał mnie jego teraźniejszy stan psychiczny. Właściciel kilku bogatych i oblężonych hoteli raczej nie jest przyzwyczajony do takich warunków, po trzecie: nie dochodziło do mnie to, jak bardzo się poświecił, więc stanowiło to dla mnie ogromny plus.
- Kara - oznajmił, przybliżając się i budząc mnie tym samym z letargu.
- Sasuke, nie masz prawa mnie karać! Nie jestem twoją własnością, opanuj się trochę!
- Tutaj wszystko jest moją własnością.
Chyba zostanę wróżką.
- Wszystko, za wyjątkiem ludzi. Może nie zauważyłeś, ale oni mają uczucia.
- Wiesz, że...
- Mnie to nie obchodzi - dokończyłam udając jego obojętny ton. – Tak, Sasuke wiem, bo ciebie nic nie obchodzi oprócz własnej osoby.
Jego oczy rozszerzyły się delikatnie, lecz zaraz wróciły do swojego normalnego stanu. Dobra. W niektórych sytuacjach naprawdę był nie do odczytania, ale czasami mi się udawało, co uświadamiałam sobie z dumą. Kiedyś marzyłam tylko o tym, aby móc przewidzieć chociaż jedno jego słowo.
- Dobrze się z tym czuję - powiedział ironicznie. - A teraz wracaj do pokoju.
- Jestem głodna - bąknęłam.
- Więc idziesz ze mną.
- Słucham? - wykrzyknęłam z niedowierzeniem. - A niby dlaczego mam iść z tobą?
- Bo też tam zmierzam, poza tym chcę cię mieć na oku.
Moje wielbione, kochane, niepokonane szczęście, które nigdy mnie nie zawodzi. Rzuciłam mu pełne mordu spojrzenie i zaczęłam biec z powrotem do jego pokoju.
- Co ty robisz? - powiedział zdezorientowany biegnąć za mną.
Gdy już znajdowałam się przy samych drzwiach zdjęłam szybko koszulę nocną rzuciłam ją do tyłu i w samych majtkach dostałam się do pomieszczenia, starając się co sił, aby Sasuke coś zauważył. Udało mi się. Zamknęłam dumnie drzwi opierając się z uśmiechem o framugę.
- Już wiem dlaczego chcesz mnie mieć na oku! - powiedziałam przez dębową tarczę wiedząc, że stoi po drugiej stronie.
Zamilkł. Nie byłam do końca przekonana czy oniemiał z wrażenia czy stwierdził, że jestem totalną wariatką. Zobaczył jak biegnę tyłem, więc na sto procent nie miał wglądu na moje piersi, nawet zamykając drzwi zadbałam o to, aby nic nie podłapał.
Mój plan chyba powiódł się sukcesem, choć był lekkomyślny.
- Przebierz się, a ja czekam za drzwiami - usłyszałam chłodny ton. Dobrze wiedziałam, że maskował to, co siedziało wewnątrz niego, dlatego zakładając na siebie bluzkę śmiałam się sama do siebie.
S A S U K E
Dziwactwo. Kompletne bezprecedensowe dziwactwo. Czy Haruno nie może pojąć, że w moim organizmie znajdują się tak zwane „hormony”? Popadłem w euforie kiedy mogłem obserwować tę chwile trwającą zaledwie ułamek sekundy. Westchnąłem. Przyczyniła się do tego dodatkowo duma, która przebudziła się u mnie, gdy Sakura bez niczego położyła głowę na mojej klatce piersiowej. Tak. Moim postanowieniem było skupianie się na zmieszczeniu Konohy, ale przemyślałem wszystko i doszedłem do wniosku, że jedyne co mi pozostało to treningi. Madara zajmuje się swoimi ludźmi, a ja swoimi. Ustaliłem, że dziennie trenujemy po dwie godziny, a raz w tygodniu - cztery. To chyba wystarczająco dużo, aby nasze umiejętności znacznie się polepszył, zwłaszcza, że mamy dużo czasu. Co więcej, Madara obiecał, że raz na jakiś czas powierzy mi jakieś bezcelowe zadanie na sprawdzenie mojej siły. Jak na razie cisza, więc oprócz treningów mogę skupić się również na czymś innym.
Uśmiechnąłem się do siebie, zerkając jak różowo-włosa stąpa tuż przede mną kierując się do kuchni. W pomieszczeniu jak się okazało, nikogo nie było, ale pomimo tego zjedliśmy kanapki w milczeniu. Odpowiadało mi to. Sakura ewidentnie ma w głowie miliony pytań, które tylko czekają na zadanie, jak na razie zawiesiła broń co niezmiernie mnie cieszyło.
Godziny mijały bardzo szybko. Nawet nie spostrzegłem, a na zegarku wybiło równe południe - czas na trening. Pierwsze od czasu pojawienia się tutaj Sakury. Musiałem sobie wszystko poukładać w mojej głowie. Za dużo się ostatnio działo, abym potrafił logicznie myśleć. Teraz jestem ustabilizowany - mniej więcej - i mam zamiar doszczętnie zniszczyć wioskę liścia.
Dwie godziny spędziłem u Juugo obgadując wszelkie możliwe sposoby ataku. Nadal łudziłem się nadzieją, że zaskoczę czymś Madarę, ale był to człowiek podobny do mnie - nie miał w sobie wzruszenia. Nawet gdy moje pomysły zaciekawiały go starał się tego po sobie nie pokazywać.
- Zajdź do mojego pokoju po Sakurę - powiedziałem do Juugo, kiedy już oficjalnie zakończyliśmy nasza dyskusję. - Potem powiedz Suigetsu, aby przyprowadził Eizo.
Juugo pokiwał głową. To mi odpowiadało. Żadnych pretensji, grymasów, niepotrzebnych pytań, które tylko zabierają nam cenny czas. Taki był Juugo, a ja niezwykle ceniłem tę jego specyficzność.
Siedziałem na moim ulubionym kamieniu czekając na resztę organizacji. Na moje szczęście - lub nieszczęście, pierwszy zjawił się Hozuki z narzeczonym Sakury, który ręce miał skute w kajdany, tak jak rozkazałem. Na dzień dobry podarowałem mu gardzący i pełen odrazy wzrok, który on odwzajemnił tym samym, lecz mniej zaciekłym.
- Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? - zapytał po chwili milczenia. Nie wiedziałem do kogo dokładnie skierował to pytanie, gdyż patrzył przed siebie z kamiennym wyrazem twarzy.
Jednak nim ja zdążyłem jakkolwiek zareagować do rozmowy postanowił wtrącić się Suigetsu:
- Potrenujesz - oznajmił z kpiarskim uśmiechem.
- Potrenuję? - powtórzył.
- Na tym wzgórzu nasza organizacja ma treningi, skoro chciałeś się do nas dołączyć, jesteś zobowiązany w nich uczestniczyć - wytłumaczył mu.
- Nie chcę w niczym uczestniczyć - skrzywił się patrząc z przerażeniem na niewielką górę. - Jestem tu tylko i wyłącznie dla Sakury.
- To nas nie interesuje - wszedłem do rozmowy.
Jego wrogi wzrok znałem już na pamięć. Pojawiał się na jego twarzy, gdy tylko się odezwałem. Nienawidziłem go i każdą sekundę żałowałem, że pozwoliłem mu iść z nami, jednocześnie zaś miałem świadomość tego, że gdy będę mógł z uśmiechem na twarzy oglądać jego cierpienie moja żałość się wynagrodzi.
- Ciebie to nic nie interesuje - odburknął robiąc przy tym minę obrażonego małolata.
Już to dzisiaj słyszałem - przeszło mi przez myśl. To nic złego dbać o swoje sprawy. Może i jestem egoistą, ale co z tego? Nie obchodziło mnie zdanie innych ludzi, nawet gdyby każdy powiedział to samo cholerne zdanie:
Nic cię nie interesuje...
Chwilę potem z kryjówki wyszła Sakura z Juugo entuzjastycznie o czymś dyskutując. Obojgu widniały delikatnie uśmiechy na twarzy.
- Sakura! - do grona uśmiechniętych dołączył również blondyn. Widząc Haruno o mało nie popłakał się ze szczęścia. Mięczak. Próbował do niej podejść, ale przytrzymał go Suigetsu.
- Przykro mi, mam rozkaz nie dopuszczać cię do niej.
- Słucham? - jęknął obruszony. - Kto dał ci taki durny rozkaz?!
- Eizo - szepnęła Haruno uważnie go lustrując swoimi wielkimi zielonymi oczami. Spośród nich tylko ja stałem jak kołek - brakowało jedynie Karin.
- Ten idiota zabronił? - warknął zniecierpliwiony pokazując na mnie palcem. Osobiście nie lubię gdy ktoś mi wyzywa nie mając pojęcia o moim wnętrzu dlatego też bez słowa do niego podszedłem.
Sakura chyba wyczuła co się szykuje.
- Sasuke, nie! - powiedziała błagalnie zjawiając się tuż przede mną. - On nie chciał, nie wie co mówi, jest ogłupiały przez tą całą sytuację.
Zignorowałem jej uwagę i zrobiłem to, co miałem zrobić. Walnąłem mu pięścią w tę zakapryszoną mordę i obróciłem się z powrotem do niej z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
Westchnęła, patrząc z litością na swojego narzeczonego - wkurzało mnie to coraz bardziej.
- Sakura, dobrze się czujesz? - wydukał zaciskając oczy z bólu.
Haruno przybliżyła się do niego i ujęła jego twarz w dłonie.
- Dobrze - odparła.
Przecież wyraźnie jej powiedziałem, że nie może się do niego zbliżać. Dlaczego mnie to tak irytuje - niczym się nie obchodzę. Otwierałem już nawet usta, żeby przypomnieć jej moje wcześniejsze słowa i podniosłem rękę, aby chwycić ją za nadgarstek, ale w ostatniej chwili poddałem się. Mam to gdzieś, mogą nawet uprawiać seks na naszych oczach, mogą zacząć się całować, mogą rozmawiać godzinami nie bacząc na ludzi wokół i czas - mnie to wszystko nie interesuje!
- Nic ci nie robią, prawda? - mówił dalej.
Sakura pokręciła smutnie głową, a Suigetsu poczuł się urażony.
- Oczywiście, że nic jej nie robimy, wręcz przeciwnie - Sakura jest naszym Medykiem i ma zapewnioną najwyższą ochronę.
- Wolałbym chronić ją osobiście. W Konoha.
Miałem się nie wtrącać, ale ostatecznie wydałem z siebie dość głośnie prychnięcie, które samoistnie wydostało się na zewnątrz. Poskutkowało to tym, że każdy znajdujący się na polanie zerknął na mnie pytająco. Musiałem coś dodać:
- Myślisz, że z taką siłą ją obronisz?
- Jakoś zawsze dawałem radę - warknął, marszcząc brwi.
- Kiedy przyszliśmy, jakoś nie umiałeś jej pomóc.
- Sasuke! - przerwała mi Sakura patrząc na mnie z mordem. - Skończmy tę dyskusję, podobno mieliście trenować, prawda?
Niechętnie pokiwałem głową będąc zły sam na siebie za to, że tak po prostu wszedłem do tej konwersacji.
- Jestem! - Karin pomimo wszystko dołączyła się do nas w odpowiedniej chwili. Dałem znak wszystkim zebranym, aby ruszyli za mną na wzgórze, gdzie czekał ich najgorszy trening w ich życiu.

- Suigetsu! - rzekłem stanowczo od razu gdy wspięliśmy się na niewielki pagórek. - Walcz na razie z Karin do drugiego stopnia obrażeń, kto wygra walczy z Juugo.
- Jasne szefie! - odparł mi z entuzjazmem i dał znak czerwono-włosej, aby stanęła razem z nim na polu walki. Zrobiła to dopiero po kilku minutach przekonywania z niezadowoloną miną.
Tymczasem to właśnie ja musiałem przejąć pieczę nad narzeczonym Sakury. Był zbyt pokręcony, żeby zezwolić na to Juugo, a Sakura w ogóle się do tego nie nadawała. Pokręciłem głową, gdy zobaczyłem jak Karin upada pod wpływem uderzenia Hozuki’ego.
- Postaraj się bardziej! To Jutsu można z łatwością ominąć! - krzyknąłem do niej, a ona uszczęśliwiona tym faktem posłała mi perskie oko.
Masakra.
- Ja mam tak stać? - Eizo zaczął się niecierpliwić, ja sam do końca nie zaplanowałem dzisiejszego dnia, więc jego wypowiedź zostawiłem bez komentarza.
Wyobrażałem to sobie nieco inaczej. Sądziłem, że w mojej głowie pojawi się nagle miliardy pomysłów dotyczących tego osobnika, że dosłownie będzie brakowało mi czasu na zrealizowanie każdej myśli, ale umysł ogarnęła pustka, nic nie umiałem wymyślić... nawet o tym nie myślałem. Najciekawsze było to, że sam do końca nie wiedziałem dlatego nie stało się to moim głównym celem tutaj w kryjówce. Tylko po to pozwoliłem mu iść z nami. Można powiedzieć, że jak dotychczas sprawiam ból jedynie Sakurze, a nie mu.
- Karin, skup się! - tym razem dostała upomnienie od Juugo, który usadowił się już pod jednym z trzech drzew rosnących na pagórku.
- Przecież się skupiam! - pisnęła, ale w tej samej chwili dostała mocny cios w brzuch od Suigetsu.
- Ups – wzruszył ramionami.
- Musiałeś tak mocno? – czerwono-włosa podniosła się leniwie zaciskając obie pięści z powodu pulsującego w jej ciele bólu.
Nie dane mi było dostrzec reszty, gdyż poczułem jak ktoś do mnie podchodzi - tym kimś była oczywiście Sakura.
- Sasuke! - powiedziała stanowczo ściągając brwi, nie odpowiedziałem czekając aż dokończy. - Nie mam zamiaru stać i patrzeć na to wszystko.
Machnąłem ręką z ignorancją.
- Zaraz będziesz leczyła Karin.
- Uleczę, ale chcę oprócz tego coś robić.
- Niby co? - spojrzałem na nią spod byka zastanawiając się co może chodzić po tej pokręconej głowie.
- Też chcę walczyć! - oznajmiła, a ja niemal udławiłem się własną śliną.
- Sakura, odbiło ci? - wtrącił się Eizo patrząc na nią z rozszerzonymi oczami. - Przecież to niebezpieczne.
- Jesteś Medykiem, nie uczestniczysz w treningach - wytłumaczyłem jej, lekceważąc poprzednią wypowiedź blondyna.
- Właśnie, jestem Medykiem, jak coś mi się stanie sama się uleczę.
Co ona znowu kombinuje? Wpatrywałem się w nią podejrzliwe, ale zaciekłość i determinacja jaka przez nią przemawiała nie pozwalały mi wymyślić jakichkolwiek dowodów.
- Suigetsu walczy z Karin. - powiedziałem w zamyśleniu. - Została ci tylko walka z Juugo, a on na pewno jest silniejszy.
- Przecież wiem, że jest silniejszy. Każdy z was jest tutaj silniejszy. Nie myślisz może, że takimi treningami zwiększyłyby się umiejętności i potrafiłabym się w przyszłości obronić gdyby nikt z drużyny nie był w tej chwili przy mnie - mówiła to pewnie i głosem, który nie znosi sprzeciwu. Widząc niezdecydowanie na mojej twarzy dodała:
- Po za tym nie chcę walczyć z Juugo.
- A więc z kim?
Na jej twarz nagle wstąpił zadziorny uśmiech, który przyprawił mnie o skurcze w żołądku. Tak samo uśmiechała się, gdy niemal naga wbiegła pośpiesznie do swojego pokoju - nie kryłem, że ten obraz nadal obracał się w mojej głowie i szybko nie zamierzał odejść.
- Chcę walczyć z tobą.
- Ty naprawdę jesteś wariatką - powiedziałem jej, starając się ukryć zdziwienie jakie przeze mnie przemawiało.
- Nie jestem wariatką, chcę poznać twoje umiejętności.
- Zabiłem mojego brata, zabiłem Danzo, zabiłem kilku członków Akatsuki, jesteś pewna, że chcesz stanąć ze mną do walki?
Zaśmiała się sarkastycznie.
- Może i jesteś taki silny, ale ja wiem, że nic mi nie zrobisz - jej śmiech przerodził się w zwykły sympatyczny uśmiech.
Zaczynam panikować.
- Dlaczego jesteś taka pewna?
- Jak to dlaczego? Jestem waszym Medykiem, sam powiedziałeś, że mnie potrzebujesz i nie dasz nikomu odebrać.
Moja wyobraźnia naprawdę jest cudowna. Dochodziły do mnie takie myśli, które nie doszłyby do żadnego człowieka w tej sytuacji. Za bardzo się przejmuję.
- No tak - mruknąłem do siebie. - Juugo, zabierz go! - dodałem wskazując palcem na narzeczonego Sakury.
- Tak jest - Juugo podszedł do nas i chwycił łańcuch trzymający kajdanki Eizo. Następnie ruszył przed siebie i usiadł z powrotem na miejscu.
- Ty chyba nie zamierasz... - rzucił do mnie blondyn z przerażonymi oczami.
- Skoro tak bardzo nalega - odparłem chłodno.
Na jej twarz wstąpił szeroki uśmiech.
- Tak jest! - krzyknela unosząc jedną rękę do góry.
- Juugo, Suigetsu, Karin… - zwróciłem się do Taki. Każdy z nich spojrzał na mnie z uwagą. - Ja i Sakura idziemy potrenować, będziemy na dole.
- Jeśli coś jej zrobisz... - zaczął znowu.
- Zamknij się już, nie masz nic do gadania - przerwałem mu.
Nie widząc sprzeciwu ze strony członków mojej organizacji, pokiwałem głową i gestem wskazałem Haruno, aby szła za mną.
S A K U R A
To nie było głupie ani lekkomyślne. Zastanawiałam się dlaczego w Wiosce Ukrytego Liścia i na całym świecie Ninja jego nazwisko przyprawia ludzi o dreszcze. Dla mnie Sasuke Uchiha to niegroźny zagubiony Ninja, który po tylu cierpieniach i nieudanej zemście nie wie dokąd zmierza. Jego serce trudno było otworzyć, ale jeśli jestem na niego do końca skazana to na pewno przez ten czas będę próbowała tego dokonać.
- Jeśli chcesz, możesz teraz zrezygnować - powiedział groźnie z zalotnym uśmieszkiem na twarzy.
Nie wiem czy chciał uzyskać moją determinację, czy po prostu przez przypadek mu się to udawało. Mniejsza o to, moja chęć walki wzmagała się z każdą sekundą.
- Czemu mogę zawdzięczać twój dobry humor? - zapytałam. - Pewnie widokowi, który miałeś zaszczyt niedawno oglądać.
Stawiałam, że tym stwierdzeniem dogryzę mu, wywołam wściekłość i rozpocznie się ostra walka, lecz ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu jego uśmiech stał się jeszcze pewniejszy i szeroki.
- Być może. Bardzo zadziałał na moją wyobraźnie, to pewne - oznajmił mi. Byłam zdezorientowana, więc zostawiłam temat na lodzie.
- Mam nadzieję, że nie będziesz dawał mi forów.
- Gdybym nie dawał, musiałbym ci coś zrobić.
- Hmm - mruknęłam do siebie, omiatając rejony. Teren był pełen drzew i wysokiej trawy, zastanawiałam się jak w walce mogę wykorzystać tą otaczającą mnie przestrzeń.
- I tak przegrasz – dogryzał.
- A czy ja mówię, że chcę wygrać? Jedyny cel jaki mam, to poprawienie swoich umiejętności.
- Mam nadzieję, że podziała. Nie będę musiał wiecznie ratować ci tyłka.
Czy to żądło z jadem musiał wbijać akurat w moją dumę? Prychnęłam niczym rozkapryszona dziewczynka i rozpięłam guziki płaszczu jaki miałam na sobie.
- Nigdy nie prosiłam cię o jego ratowanie.
- Dziwnie by było gdybyś prosiła. Gdyby nie ja, nie wiem czy stałabyś tu teraz ze mną.
- Pomyślmy… - udałam głęboką refleksję. - Gdyby nie ty, siedziałabym teraz z Naruto, Hinatą i Eizo w ich domu jedząc radosny obiad i świetnie się bawiąc.
Oczywiście był to stek bzdur. Nie wiem nawet czy nie byłabym w tym momencie brutalnie gwałcona przez mojego przyszłego męża.
Sasuke ku mojej uciesze, zamilkł. Uśmiech znikł mu z twarzy, a wzrok przeniósł na moje dzisiejsze odzienie.
- Przecież nie ubrałam się wyzywająco! - oburzyłam się.
- Właśnie dlatego się dziwie.
Czarne obcisłe spodnie, glany, i brązowa koszula idealnie eksponująca mój biust - nie widziałam w tym nic zdzirowatego, a ponadto zdawało się to być naprawdę kobiece - i wygodne.
- Zacznijmy w końcu tę walkę! - warknęłam kręcąc głową po to, aby z mojego umysłu wymazały się myśli o ubraniach. Wyciągnęłam z kabury, którą też miałam na sobie, kilka kunai dając mu tym samym znak.
- Jak chcesz - powiedział obojętnie, a ja rzuciłam się na niego niczym głodne zwierzę polujące na swoją ofiarę. Zaczęło się. Próbowałam go uderzyć, a on mnie - jednak każdy z nas zwinne unikał ciosów. Sasuke na oko szło to o wiele gorzej niż mnie. Rzuciłam mu pełne wrogości i jadu spojrzenie. Jego triumf i pewność siebie denerwowały mnie, niech wie, że teraz ostro się zdziwi widząc to, co ja potrafię. Odskoczyłam od niego, rzuciłam kilka kunai, a kiedy on to ominął wokół jego ciała owinęła się cienka nić, którą wcześniej zapuściłam.
- Też mi coś - bąknął, a jego ciało zamieniło się w kłodę drzewa. Cholera. Zaczęłam rozglądać się dookoła. Na Natsuo podziałało, Sasuke jak widać, wyczuł to. Wyskoczył zza drzewa. Obrzuciłam go czujnym wzrokiem, a po chwili obserwowałam jak kilka kunai leci w moja stronę. Czmychnęłam przed atakiem. Kiedy Sasuke był już przy mnie zrobiłam szpagat tak, aby podciąć go jedną nogą. Na marne - uskoczył. Zniecierpliwiona rzuciłam się na niego z pięściami. Zamknął je obie w uścisku już przy pierwszym podejściu i odrzucił z taką siłą, że upadłam na ziemie.
- Cholera - Przetarłam usta i uzbierałam chakre w dłoni. Czarno-włosy zauważył, że tym razem szykuje się coś większego. Cofnął się kilka kroków do tyłu i uaktywnił sharingan - to była dyskryminacja. W tym momencie wiedział dokładnie co planuję uczynić. Odskoczył na pobliskie drzewo, a ja szybkim ruchem anulowałam Jutsu i rzuciłam w jego stronę shuriken. Zaskoczony złapał go w locie i odrzucił. Powtórzyłam jego ruch, lecz tym razem narzędzie zamieniło się w mojeg klona i o dziwo… trafiło!
- Jest! – Gdzieś tam w moim środku eksplodował wulkan poczucia własnej godności. Czarnooki dostał mocno w twarz i spadł z drzewa, zaczęłam żałować, że nie byłam na miejscu tego klona. Kilkoma znakami sprawiłam, że rozpłynął się w powietrzu i od razu do podbiegłam do Sasuke.
- Haruno... - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Muszę przyznać, że tego się nie spodziewałem.
- Nie doceniłeś mnie - palnęłam swoją mądrość, która od czasu pobytu w mieście gnieździła się wewnątrz mnie. W końcu dojrzała światła dziennego z podwójnym efektem.
- To jeszcze nie koniec - znowu się uśmiechnął. Zwiastowało to dawkę problemów.
Zniknął. Rozpłynął się w powietrzu pozostawiając mnie samą wśród gęstych krzaków. Wydostałam się z nich z niewygaszającą czujnością.
Wtedy zupełnie niespodziewanie zza drzewa dojrzałam lecące w moją stronę ostrza. W ostatniej chwili jedno z nich zostawiło ślad na moim ramieniu. Syknęłam z bólu przecierając ręką odarte miejsce, z którego zaczęła sączyć się krew.
- Uchiha! - jęknęłam wściekła. Sasuke zjawił się z powrotem na polanie jakby nigdy nic. Ucieszyłam się, gdy doszło do mnie, że sharingan jest nieaktywny.
- Mówiłaś, że mam nie dawać ci forów.
A czy ja coś powiedziałam? Moja złość była wynikiem niedowierzenia - tak po prostu zapomniałam o kunai.
Przybrałam pozycję gotową do ataku i pobiegłam w bok tworząc przy tym dwa klony, które w tym czasie zajęły się czarno-włosym. Zniszczył je jednak szybciej niż się spodziewałam, ale trwało to wystarczająco długo, abym mogła w końcu tego dokonać. Moje dłonie otuliła zielona chakra. Liczyła się teraz każda sekunda. Kątem oka spostrzegłam jak Sasuke aktywuje dar klanu Uchiha dopiero, gdy moje ręce zbliżały się do ziemi.
- A masz! - wrzasnęłam, a wraz z tym zaczął towarzyszyć mi huk. Ziemia rozstąpiła się na odległość kilku metrów. Oszołomiony przeciwnik zaczął biec przed siebie starając się unikać rozchodzącego się pod nim gruntu.
- Niech cię szlag, Sakura! - warknął i odskoczył szybko na jedno z drzew, lecz opuścił go, gdy zdał sobie sprawę, że siła mojego ciosu dosięgnie i tego miejsca. Zobaczyłam jak Suigetsu, Karin, Eizo i Juugo zaglądają zaciekawieni na to, co dzieje się u stóp pagórka. Pod wpływem takich wstrząsów można się obrazić. Czarno-włosy upadł na ziemie. Moje oczy maksymalnie rozszerzyły się, gdy jego piekielne ciało zmieniło się w... kłodę.
Nie wierzę, nie wierzę, nie wierzę! Ze złości uderzyłam w pobliską korę, na której zostawiłam wyraźny ślad.
Byłam pewna, że zaraz zjawi się za mną. To jego stała taktyka, pamiętam ją jeszcze za czasów drużyny siódmej. Tak jak się spodziewałam, sekundę później poczułam jego oddech na swojej szyi - ale byłam przygotowana na takie zdarzenie.
- No, Sakura - uśmiechnął się. Ja obserwowałam to wszystko ze stojącego niedaleka drzewa. Kiedy ogłuszył mojego klona, nie czekałam długo i skoczyłam mu prosto na barana.
Jestem idiotką, przeszło mi przez myśl, ale przecież nie walczymy na poważnie. Musiałam jakoś ubarwić tę nudną i poważną atmosferę, którą zresztą sama naniosłam.
Kiedy zdałam sobie sprawę jak wielki jest poziom zdezorientowania Sasuke, nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam się głośno śmiać. Uchiha próbował utrzymać balans ze mną na plecach i udało mu się to dopiero po jakimś czasie. Wtedy wiedziałam, że zaczną się pretensje. Gdy poczułam jak uścisk Sasuke rozluźnia się, a moja wysokość znacznie spada, przeraziłam się. Nim w ogóle zdążyłam coś pomyśleć, grzmotnęłam o ziemię.
- Jasna cholera! – zawyłam czując potworny ból w nodze. Cholera, cholera! Chwyciłam się za kostkę i zacisnęłam oczy z bólu. Sasuke stojący obok obrócił się zszokowany.
- T-to… ty? - powiedział z istnym niedowierzeniem.
Moja mina z grymasu przeszła w bardziej sarkastyczny styl.
- Nie, to był Suigetsu. Wkurzył się, że przegrywam i postanowił skoczyć ci na barana! - krzyknęłam oskarżycielsko wijąc się z cierpienia jakie mnie ogarniało. Niby to tylko kostka, ale ból był diabelski.
Tak, tak. Jestem przyzwyczajona do tego, ale bardziej ze strony psychicznej niż fizycznej.
- Myślałem raczej, że to twój klon - powiedział chłodno klękając przede mną i obserwując moje poczynania. - Zdejmij tego buta – polecił.
Marzyłam o tym! Bez gadania zaczęłam szargać sznurowadła, jednak długo to nie trwało, bo Uchiha zadecydował, że zrobi to za mnie.
- Sakura! - nie minęła chwila, a Suigetsu i reszta drużyny zbiegli w pośpiechu z pagórka i przymaszerowali do nas. Wszyscy zaczęli uważnie przyglądać się temu, co się tutaj dzieje. Zgłupiałam. To tylko kostka, a każdy patrzy jakby zaliczało się to do rzeczy paranormalnych. Mogłabym zakładać, że oni w ogóle nie posiadają czegoś takiego jak kostka, lub należą do tak wspaniałych, że nigdy nie zdarzyło im się takie uszkodzenie.
To drugie zdawało się być bardziej możliwe.
- Au! - zdejmując buta, Uchiha mocno mi na nią nacisnął. - Zrobiłeś to specjalnie?
- Być może – mruknął zajęty własnymi myślami.
- Co się stało? - zapytał Eizo.
- Chyba skręciła kostkę - wtrącił Juugo obserwując moją stopę.
Mój narzeczony od razu skierował wzrok na czarno-włosego.
- Coś ty jej zrobił?
- Mówiłem, żebyś się zamknął - nawet na niego nie spojrzał, patrzył ciągle na mnie z bardzo dziwnym wyrazem twarzy. Na pewno nie było w tym żadnego zmartwienia, tak jak mi się przed chwilą wydawało. Sasuke nie chce mieć problemów, a znowu zaliczył kolejny. - Ulecz to sobie – wydał krótki rozkaz.
Otworzyłam szeroko oczy.
- Ulecz?
- W końcu jesteś Medykiem - powiedziała Karin z ironią.
- Czegoś takiego nie można leczyć - wyjaśniłam im, a kiedy ich twarze ogarnęło niezrozumienie, tak jak ucznia podczas tłumaczeń nauczyciela, kontynuowałam swoją wypowiedź: - To znaczy… teoretycznie można zaryzykować, ale jest wielkie ryzyko, że coś krzywo się... zrośnie. - dodałam sama zdziwiona słowem jakiego użyłam.
- Nie rozumiem - bąknęła.
- Chodzi mi o to, że lepiej poczekać, aż samo wróci do normy niż ryzykować kalectwem do końca życia.
- Przecież obwieścili cię najlepszym Medykiem. Cóż to dla ciebie za problem? – Karin skrzyżowała ręce na piersiach i zmierzyła mnie wzrokiem.
- Hmm - zamyśliłam się. Mam teraz udowadniać im wagę swoich umiejętności medycznych? Zerknęłam na okularnicę z wrogością. Stuknięta zdzira. W ogóle nie obchodzi ją to, co się ze mną stanie. Swoją drogą, kogo by to obchodziło. - Dobra, mogę spróbować - powiedziałam ostatecznie.
Suigetsu chciał wejść do konwersacji i coś dodać, ale w słowo wszedł mu stanowczy i lodowaty głos potomka klanu Uchiha.
- Nic nie próbujesz, zabieram się do kryjówki i to opatrzymy.
Zawładnęło mną oszołomienie. Zamieniłam się w słup soli, gdy te słowa wydostały się na wiatr.
- Ale...
Nie dane było mi skończyć. Sasuke wziął mnie na ręce niczym małego niemowlaka, któremu najzwyczajniej w świecie musi się odbić. Wzdrygnęłam się pod wpływem jego ciepłego i nagłego dotyku. Nawet nie zauważyłam, a przestałam zupełnie myśleć o bólu jaki promieniował z mojej kontuzji.
- Co ty robisz, Sasuke-kun? - Karin lada moment miała wybuchnąć strumieniem pretensji.
- Zabieram ją do kryjówki. Trenujcie dalej - powiedział tylko i ruszył przed siebie.
- Ale… jak to… przecież może sobie to uleczyć.
- Karin, nie mam zamiaru mieć niepełnosprawnego Medyka.
No tak, pomyślałam. O co mogła mu chodzić, jak nie o dobro organizacji? Okularnica była w końcu pełna zadrapań, a na kolanie miała dosyć głęboką ranę, tak samo jak Suigetsu, ktoś musiał ich uleczyć. A będąc w takim stanie nie miałam szans zdziałać cokolwiek. Było mi wstyd, że przez chwilę do mojej głowy doszły tak nieprawdopodobne domysły. Sasuke nie może się martwić...

W milczeniu zaniósł mnie do swojego pokoju, a ja przez ten krótki okres czasu cieszyłam się bliskością i ciszą panującą między nami. Nie wstydziłam się tego. Obojętnie kogo, ale lubiłam czuć czyjąś obecność. Nawet denerwującego i trudnego do wytrzymania Uchihy!
Gdy weszliśmy do pomieszczenia nadal utrzymując kamienną twarz, posadził mnie na dębowej półce. Bacznie obserwowałam jego ruchy. Sasuke z zawziętością i rosnącym gniewem poszukiwał czegoś.
- Pod łóżkiem - ułatwiłam mu zadanie.
Podarował mi w zamian zaskoczone spojrzenie.
- Pod łóżkiem? - mruknął. - Skąd wiesz, że mamy apteczkę pod łóżkiem?
Zaśmiałam się z istną ironią.
- Może gdybyś spał całą noc na ziemi, opatrzony tylko kocem, z nudów zacząłbyś się rozglądać i zauważać pewne niewidoczne szczegóły w swoim pokoju.
Minutę stał i przyglądał mi się. Dopiero po paru chwilach pokręcił głową i z cichym szeptem ruszył tam, gdzie mu wskazałam.
- Jest - powiedział do siebie i położył ją obok mnie. Kiedy otworzył plastikowe pudełko wielce się zdziwiłam. Apteczka, jak apteczka, ale tam zdecydowanie brakowało mnóstwa podstawowych rzeczy. Bandaż, maść, plastry - to wszystko. Jako pracownik szpitala jestem zmuszona znać cały ekwipunek, a ta organizacja miała spore braki. Przez chwilę myślałam czy może upomnieć go, czy zostawić to bez komentarza. Teraz nie będzie robiło mu to żadnej różnicy od kiedy w ich skład wchodzi Medyk.
Westchnęłam.
Uchiha wyciągnął z małej walizki maść i zaczął uważnie czytać do czego ona służy.
- Na załamania, skręcenia i tym podobne – zniecierpliwiłam się. Za podziękowana jak zwykle dostałam tylko oszołomienie.
- Więc mogę tym posmarować?
Pokiwałam głową.
Niepewnie otworzył tubkę i zerknął na moja stopę. W milczeniu obserwowałam jego poczynania. Sasuke nałożył odrobinę białej wydzieliny na rękę, a następnie zaczął wmasowywać mi ją w kostkę.
Zadrżałam. To nie była żadna fobia, ale jego dotyk przyprawiał mnie o przyjazne dreszcze. Sasuke po prostu to w sobie miał. Ten czar i urok. Zamknęłam oczy, delikatnie się uśmiechając. Zimno natychmiast złagodziło ból, a na mnie spłynęła fala ulgi. Mina Sasuke była skupiona i uważna, wyglądał raczej jak niepewny chirurg wykonujący niezwykle trudną operację, a nie jak Sasuke Uchiha - groźny i obojętny mściciel. Coś naprawdę uległo zmianie w jego zachowaniu. Po zabiciu brata i Danzo chyba zrozumiał, że zemsta została zupełnie dokonana i teraz może cieszyć się życiem. Taki był jego cel, dokonał go. Znałam prawdziwą historię Itachi'ego Uchihy, Naruto powierzył mi ją kiedyś w sekrecie. Dowiedziałam się również, że Sasuke planuje zniszczyć władzę Konohy - co mi nie przeszkadzało. Nie przepadałam za Danzo, jego miejsce zajął w zamian Ninja o naprawdę wielkim sercu - Naruto Uzumaki.
- Lepiej? - usłyszałam jego cichy szept. Jako odpowiedź potraktował mój szeroki uśmiech. - Czyli tak - dodał.
Wyciągnął bandaż i zaczął robić to, co do niego należało.
Zaciekawiona myślałam czy to odpowiednia chwila, aby zadać to pytanie, ale przecież nic mi nie zaszkodzi. Wiem, że Uchiha nie lubi, gdy gmera się w jego przeszłości, ale to tylko jedno głupie pytanie.
- Sasuke? - wyjąkałam z siebie patrząc na niego słodko.
On skupiony, owijając bandaż wokół mojej stopy kiwnął tylko głową na znak, że słucha.
- Czy twoja zemsta... jest już skończona?
Wzdrygnął się - wyraźnie i zauważalnie. Jego oczy rozszerzyły się i nagle przestał robić to, co dotychczas. Spojrzał na mnie.
- Dlaczego mnie o to pytasz?
- Z ciekawości.
- Wiesz, że to nie twoja sprawa - Chyba nie chciał psuć dobrej atmosfery panującej między nami, ponieważ powiedział to znacznie milszym tonem głosu niż zwykle.
- Wiem - rzuciłam tylko. - Myślałam, że coś mi powiesz.
- Jest dokonana, ale nie czuję się z tego względu spełniony. To tyle - oznajmił, a ja aż podskoczyłam ze zdziwienia. Pomimo tego nabrałam dziwnych podejrzeń. Czy Sasuke bezceremonialnie pozostawił za sobą to niespełnienie, czy też będzie próbował wymyślić coś, aby w pełni się zaspokoić?
- Rozumiem - szepnęłam.
Ale on nie dawał za wygraną.
- Powtórzę jeszcze raz i żądam innej odpowiedzi niż poprzednio: dlaczego się o to pytasz?
Zamyśliłam się.
- Trochę się zmieniłeś i zastanawiałam się czy jest to wynikiem tego, że zrobiłeś już to, co chciałeś.
- Pod jakim względem się zmieniłem?
Myślałam, że oznajmię mu swoje spostrzeżenia, ale bałam się, że nie spodoba się mu to, co chcę uświadomić i będzie robił wszystko aby było inaczej. A to nie wchodziło w rachubę. Byłam tak dumna z siebie, że potrafiłam czasem normalnie z nim porozmawiać, nie chciałam tego w jakiś sposób zniszczyć.
- Nie wiem dokładnie – wydukałam.
- Po prostu nie chcesz mówić - strzelił prosto z mostu i wrócił do owijania bandaża. Spuściłam wzrok.
- Nie będziesz miał mi za złe, gdy zostawię to dla siebie? - zapytałam nieśmiało.
- Ciebie w ogóle będzie obchodziło czy mam ci coś za złe? - To pytanie trochę namieszało mi w głowie.
- A ciebie w ogóle będzie interesowało to czy ja interesuję się tym, że masz mi coś za złe?
Sasuke uśmiechnął się. Nie łobuzersko, nie szatańsko, nie zawadiacko. Uśmiechnął się szczerze, co władowało we mnie mnóstwo pozytywnych emocji. Cholera! Sprawiłam, że się uśmiechnął. Chyba zaraz odstawię krótki taniec radości!
- Ja zadałem to pytanie pierwszy.
- A ja druga, i co z tego?
Westchnął. Rozmowa na dzisiaj zakończona - wiedziałam to. One zawsze znajdowały finał w momencie westchnięcia Sasuke. Nie wiedział co powiedzieć, nie potrafił nic wymyśleć więc najzwyczajniej w świecie wzdychał dając mi tym samym znak, że zakończył dyskusję.
- Tak chyba może być? - zapytał.
- Jest idealnie - oznajmiłam i spróbowałam wstać. Tak jak myślałam, było mi trochę ciężko wiedząc, że jedną nogę mam całkiem niepełnosprawną.
- To coś więcej niż tylko kostka - Objął mnie jednym ramieniem pomagając wstać. Zaczerwieniłam się. – Aż tak boli?
- Cholernie - syknęłam.
Uchiha wzioł mnie na ręce tym samym sposobem co wcześniej, dziwiło mnie to. Czy on traktował mnie jak małego, niesfornego dzieciaka, który potrzebuje matczynej opieki? Mimo podejrzeń uśmiech nie schodził mi z twarzy. Sasuke położył mnie na łóżku i przykrył kołdrą.
- Jest dopiero druga po południu - powiedziałam.
- I co z tego? Przecież ciężko ci chodzić, musisz leżeć.
A chrzanić to. Raz się żyje!
- Czyżby potomek klanu Uchiha martwił się o mnie?
Zdezorientowało go moje pytanie, podrapał się po głowie i obrócił w stronę wyjścia. Szlag by to!
- Potrzebuję Medyka - odpowiedział tylko z dziwnie drżącym głosem. Postanowiłam nie mieszać się już w ten temat. Zawsze czekały mnie same rozczarowania. Podczas rozmyślań i nawet gdy on udzielał odpowiedzi.
- A co z Eizo?
- Sakura, odpocznij - szepnął i otworzył drzwi.
- Ale ja chcę wiedzieć co z nim będzie! - upierałam się, chciałam usłyszeć odpowiedź.
- Zadajesz za dużo pytań - Wyszedł. Walnęłam zaciśnięta pięścią o poduszkę i zacisnęłam zęby.
- Do diabła z tym - syknęłam patrząc na opatrunek wykonany przez Sasuke.


2 komentarze:

  1. Czytam od początku twoje opowiadanie , i muszę Ci powiedzieć , że jest cudowne . Przeczytałam już dużo blogów o tej tematyce , jednak ten zdecydowanie się wyróżnia . Jest świetny ; ) . Powodzenia w dalszym prowadzeniu opowiadań .

    OdpowiedzUsuń
  2. Sakura zaskoczyła Sasuke swoimi umiejętnościami? No no, ładnie. ^^
    W sumie też mi się wydawało, że powinna być w stanie sama wyleczyć sobie kostkę, no ale ćś.. xd Wiadomo, że jak Sasuke się nią zaopiekował, to od razu lepiej się poczuła. Która dziewczyna by nie chciała zostać przeniesioną gdzieś przez Uchihę. *,* Ja osobiście zazdroszczę.
    Eizo dostał w twarz! Tak, tak, dobrze, dobrze!
    Zaczęłam przerzucać sobie Twoje opowiadanie na e - czytnika, co bardzo ułatwia mi czytanie, ale teraz już zupełnie nie mogę się oderwać od lektury. :o
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń