Kwestia czasu, powtarzałam
mantrę tuż po wyprowadzeniu z wioski. Nie posiadałam żadnych skrupułów co do
niego, żadnych wątpliwości ani przeciwwskazań, a jednak moje najgorsze obawy,
które swoją drogą w ogóle nie wchodziły w rachubę - potwierdziły się. Naruto
zlekceważył to, że zniknęłam. Miał to gdzieś, nie interesował się. Wysłał na
poszukiwana mojego narzeczonego, który jedyne co robi, to dodatkowo komplikuje
mi życie. Nie dochodziło to do mnie. Naruto taki nie jest... na pewno w czymś
się pomyliłam. Uzumaki nie jest typem osoby, która z czegoś łatwo rezygnuje. A
może miał mnie dość? Jeszcze kilka dni przed porwaniem był na mnie zagniewany.
Być może stwierdził, że jestem tylko kolejnym niepotrzebnym balastem na jego
drodze do szczęścia.
Nawet gdy moje oczy
niechętnie otworzyły się nadal atakowały mnie wspomnienia. Nie tylko z
ostatniej rozmowy, ale również wcześniejsze - jako drużyna siódma. To śmieszne
jak wiele zmian dokonało się w moim życiu od tego czasu. Czy tamta zakapryszona
i zauroczona miłością Sakura spodziewałaby się dostać takiego kopa? Pewnie
wtedy wyśmiałabym człowieka, który opowiedziałby mi moje przyszłe losy - a
jednak. Jako dziewczynka, aspiracje były związane tylko i wyłącznie z Sasuke.
Głupia naiwna - dawna ja. Odejście Uchihy i pojawienie się Eizo to dwie rzeczy,
które mimo, że sprawiły mi wiele bólu, dokonały cudów z moją osobowością.
Stałam się silniejsza i odporniejsza na cierpienie - tak właściwie to
przyzwyczaiłam się do niego. Towarzyszyło mi w każdej sekundzie życia. Mój
stały kompan i przyjaciel...
Gapiłam się w sufit, jakby
naprawdę znajdowało się na nim coś co pożerało moją uwagę. Niemniej jednak był
ciemny i bez wyrazu, cichy i spokojny - moje przeciwieństwo.
Sasuke spał obok mnie.
Czułam na czubku głowy jego miarowy oddech, ale ogarnięta wspomnieniami nawet
nie doznałam wstydu, gdy doszło do mnie, że jest pół nagi, obejmując mnie przy
tym jedną ręką. Zerknęłam na niego ukradkiem - był naprawdę piękny, kiedy spał,
obudzony również nie zaliczał się do najgorszych, lecz jego kamienna twarz i
obojętność kryły cały ten urok i czar. Ja zawsze wierzyłam, że był dobry.
Pomimo tej obsesji nad zemstą, wyczuwałam z jego serca pozytywne emocje. Ale
życie, to życie, choćbym spodziewała się wszystkiego, ono zawsze znajdzie coś,
co mnie zaskoczy. Westchnęłam cicho, ogarnięta chęcią bliskości położyłam
głowie na nagim torsie Sasuke i zaczęłam jeździć po jego skórze opuszkami
palców. Była tak delikatna - opozycyjnie do jego charakteru. Ile bym dała żeby
móc przeczytać wszystko co mieści się jego głowie - jak książkę. Zatytułowaną
po prostu „Myśli Sasuke Uchihy”. Byłaby to moja ulubiona lektura. Zakryłam nas
oboje jedwabną kołdrą. Gest ten wywołał uśmiech na twarzy Uchihy. Zdziwiłam
się. Zastanawiałam się czy nie śpi, czy na moich oczach zdarzył się cholerne
dziwny przypadek.
- Sasuke - szepnęłam czule,
mając nadzieje, że jednak nadal przebywa u Morfeusza. To, co powiedziałam
zawierało zbyt wiele ciepłych emocji.
- Nie śpię - oznajmił nagle
ze śmiertelną powagą.
Podniosłam się do pozycji
siedzącej i spojrzałam na niego zawstydzona. Gdy zdałam sobie sprawę, że moje
policzki nie są już naturalnego koloru, odwróciłam wzrok.
Sasuke parsknął kpiącym
śmiechem.
- Ciekawy widok, prawda? -
powiedział dumnie patrząc na swój tors, jednocześnie wskazując na niego palcem.
- Musiałaś się skusić?
Pokręciłam z niedowierzenia
głową.
- Nic specjalnego -
bąknęłam.
- Setki razy mówiłem Juugo,
że przydałby się wykrywacz kłamstw - oznajmił przecierając zaspane oczy obiema
rękoma.
Dlaczego scenariusz
postanowił znowu splatać nas razem? Sasuke zerwał więzi ze mną i z Naruto
opuszczając wioskę. Co więc u licha się dzieje? Byłam pesymistką, spotkanie
Sasuke na razie uznaje za zwykły przypadek, albo pomyłkę. Olbrzymią.
- Nie pochlebiaj sobie,
Uchiha - wygramoliłam się z wielkiego łoża i zaczęłam przypatrywać się
przykrótkiej koszuli nocnej - przestałam żałować, że to ją wczoraj wybrałam do
snu. Czarno-włosy zapatrzył się jak na najpiękniejszy obraz.
- Ciekawy widok, prawda? -
zaśmiałam się udając jego poprzedni ton głosu. On spojrzał na mnie ironicznie.
- Teraz to ty sobie
pochlebiasz, Haruno.
Popatrzyła na niego, a
potem na drzwi od łazienki. Ten pomysł wpadł mi do głowy naraz i nie
spodziewanie. Zazwyczaj takie spontaniczne sugestie okazują się kiepskie, ale
ja postawiłam na ryzyko.
Uchiha usiadł na skraju
łóżka, podniósł leżącą na ziemi koszulę w czarno-szarą kratę i założył ją.
Wyglądał cudownie, ale na pewno nie zrobię mu tej przyjemności i zachowam to
dla siebie.
Miałam w zanadrzu coś
lepszego.
- Dzisiaj trening - dodał
po chwili ciszy. - Nie będziesz w nim uczestniczyła, ale musisz być na miejscu
w razie nagłych przypadków.
- To znaczy?
- Głęboka rana, zbyt
wielkie uszkodzenie - wiesz zazwyczaj po to są Medycy - mruknął z sarkazmem.
Zrobiłam niezadowoloną minę,
po czym prychnęłam, by zachować swoją dumę. Myślałam, że postaram się być miła,
żeby uzyskać jakieś informacje na temat Eizo i Madary, ale przy takim
sztywniaku nie da się być sympatycznym. On sam prosi się o kłótnie.
- Eizo też będzie na
treningu? - zapytałam nieśmiało bawiąc się opuszkami swoich palców.
- Nie może go zabraknąć, wtedy
cały nasz trening straciłby sens.
Spoważniałam.
- Co ty chcesz z nim robić?
- Powiedzmy, że posłuży mi
jako przyrząd.
- Oszalałeś - warknęłam i
chwyciłam się za głowę. - Swoje chore fanaberie zostaw sam sobie, odczep się od
niego.
- O co ci chodzi? - zdziwił
się.
- O to, że nie pozwolę,
abyś znęcał się nad moim narzeczonym, tylko dlatego, że po prostu go nie
lubisz.
A było tak pięknie,
pomyślałam, przez chwilę podejrzewałam, że całkiem mu przeszło po zdarzeniu w
miasteczku. A jednak nie. Nadal musi dąsać się i odstawiać fochy.
Uchiha wstał i stanął tuż
naprzeciw mnie.
- Denerwuje cię to? -
rzucił, a mnie wręcz rozsadzało. Dlaczego tak bardzo dziwiły go moje pretensje?
- Denerwuje i to strasznie,
to oczywiste, że nie chcę, abyś go krzywdził.
- Mam to gdzieś - Stał i
wpatrywał się we mnie jeszcze jakiś czas. Lodowaty wzrok, chłodny ton - to
cechy rozpoznawcze czarno-włosego. Utonęłam w jego oczach, ale na moje
szczęście szybko mnie minął.
- Zawsze musisz być takim
egoistą? - krzyknęłam za nim.
- Widocznie tak - odburknął
tylko i zamknął się w łazience.
- Nienawidzę go. -
powiedziałam szeptem do siebie, gdy odgłos zamykanych drzwi ucichł. Czasami
naprawdę doprowadzał mnie do szału. - Masz zamiar się tam myć, tak? - dodałam.
- A ty masz zamiar cały
czas irytować mnie pytaniami?
- Widocznie tak - Uwielbiałam
mu dogryzać, zwłaszcza udając jego ton, aby pokazać mu to, jak żałośnie wygląda
w moich oczach. Uchiha zawsze wściekał się tym jeszcze bardziej, a ja czerpałam
samą przyjemności.
I mój pomysł poszedł się
paść niczym wygłodniała krowa.
Podeszłam do szafy i wzięłam
z niej pierwsze lepsze ubrania, które nadawały się do chodzenia. Wyszłam z
pomieszczenia mocno trzaskając drzwiami, informując tym samym mieszkańców o mojej
znanej nadpobudliwości. Szłam spokojnie, kierowałam się do mojego dawnego
pokoju i dopiero w połowie drogi doszła do mojego umysłu pewna myśl.
Tam jest Eizo.
Iść tam, czy nie? Byłam
ciekawa jak się czuje i co robi. I dodatkowo musiałam zażyć orzeźwiającej
kąpieli, a w łazience Sasuke było to na razie niemożliwe. Dziwię się mu, że tak
po prostu pozwolił mi wyjść i nic nie powiedział. Bałam się cholera, nadal się
bałam. Ale w pewnym sensie byłam tu bezpieczna. Eizo nie bił mnie przy
ludziach, podejrzewam, że przy nieznanej nam organizacji również się
powstrzyma. Zadecydowałam, że do niego wstąpię...
Zbliżałam się do tych
przeklętych drzwi, a moje serce biło coraz szybciej. Zamknęłam na razie szufladę,
która prowadziła do myślenia o Naruto, a otworzyłam tą dotyczące Eizo. Po cholerę
się tam pcham? - przeszło mi przez myśl, ale moja ciekawość miażdżąco
zwyciężyła.
Gdy moja ręka niemal
dotykała klamki, ktoś niespodziewanie chwycił ją i pociągnął mnie ku sobie.
- Wiedziałem.- ciemne oczy
zawierające w sobie wszystkie rodzaje wściekłości patrzyły na mnie z mordem. -
Nie mogę cię zostawić samej na sekundę.
- Dlaczego nie mogę tam
wejść? - uniosłam się. Czy on musiał wiecznie mieć do mnie jakieś „ale”?
Przecież jestem grzeczna. Miałam swoje powody, aby dostać się do tego pokoju.
Po pierwsze: ciekawiło mnie czy Eizo rzeczywiście uległ jakieś wewnętrznej
zmianie, po drugie: zastanawiał mnie jego teraźniejszy stan psychiczny.
Właściciel kilku bogatych i oblężonych hoteli raczej nie jest przyzwyczajony do
takich warunków, po trzecie: nie dochodziło do mnie to, jak bardzo się
poświecił, więc stanowiło to dla mnie ogromny plus.
- Kara - oznajmił,
przybliżając się i budząc mnie tym samym z letargu.
- Sasuke, nie masz prawa
mnie karać! Nie jestem twoją własnością, opanuj się trochę!
- Tutaj wszystko jest moją
własnością.
Chyba zostanę wróżką.
- Wszystko, za wyjątkiem
ludzi. Może nie zauważyłeś, ale oni mają uczucia.
- Wiesz, że...
- Mnie to nie obchodzi -
dokończyłam udając jego obojętny ton. – Tak, Sasuke wiem, bo ciebie nic nie
obchodzi oprócz własnej osoby.
Jego oczy rozszerzyły się delikatnie,
lecz zaraz wróciły do swojego normalnego stanu. Dobra. W niektórych sytuacjach
naprawdę był nie do odczytania, ale czasami mi się udawało, co uświadamiałam
sobie z dumą. Kiedyś marzyłam tylko o tym, aby móc przewidzieć chociaż jedno
jego słowo.
- Dobrze się z tym czuję -
powiedział ironicznie. - A teraz wracaj do pokoju.
- Jestem głodna - bąknęłam.
- Więc idziesz ze mną.
- Słucham? - wykrzyknęłam z
niedowierzeniem. - A niby dlaczego mam iść z tobą?
- Bo też tam zmierzam, poza
tym chcę cię mieć na oku.
Moje wielbione, kochane,
niepokonane szczęście, które nigdy mnie nie zawodzi. Rzuciłam mu pełne mordu
spojrzenie i zaczęłam biec z powrotem do jego pokoju.
- Co ty robisz? -
powiedział zdezorientowany biegnąć za mną.
Gdy już znajdowałam się
przy samych drzwiach zdjęłam szybko koszulę nocną rzuciłam ją do tyłu i w
samych majtkach dostałam się do pomieszczenia, starając się co sił, aby Sasuke
coś zauważył. Udało mi się. Zamknęłam dumnie drzwi opierając się z uśmiechem o
framugę.
- Już wiem dlaczego chcesz
mnie mieć na oku! - powiedziałam przez dębową tarczę wiedząc, że stoi po
drugiej stronie.
Zamilkł. Nie byłam do końca
przekonana czy oniemiał z wrażenia czy stwierdził, że jestem totalną wariatką.
Zobaczył jak biegnę tyłem, więc na sto procent nie miał wglądu na moje piersi,
nawet zamykając drzwi zadbałam o to, aby nic nie podłapał.
Mój plan chyba powiódł się
sukcesem, choć był lekkomyślny.
- Przebierz się, a ja
czekam za drzwiami - usłyszałam chłodny ton. Dobrze wiedziałam, że maskował to,
co siedziało wewnątrz niego, dlatego zakładając na siebie bluzkę śmiałam się
sama do siebie.
S A S
U K E
Dziwactwo. Kompletne bezprecedensowe
dziwactwo. Czy Haruno nie może pojąć, że w moim organizmie znajdują się tak
zwane „hormony”? Popadłem w euforie kiedy mogłem obserwować tę chwile trwającą
zaledwie ułamek sekundy. Westchnąłem. Przyczyniła się do tego dodatkowo duma,
która przebudziła się u mnie, gdy Sakura bez niczego położyła głowę na mojej
klatce piersiowej. Tak. Moim postanowieniem było skupianie się na zmieszczeniu
Konohy, ale przemyślałem wszystko i doszedłem do wniosku, że jedyne co mi
pozostało to treningi. Madara zajmuje się swoimi ludźmi, a ja swoimi.
Ustaliłem, że dziennie trenujemy po dwie godziny, a raz w tygodniu - cztery. To
chyba wystarczająco dużo, aby nasze umiejętności znacznie się polepszył,
zwłaszcza, że mamy dużo czasu. Co więcej, Madara obiecał, że raz na jakiś czas
powierzy mi jakieś bezcelowe zadanie na sprawdzenie mojej siły. Jak na razie cisza, więc oprócz treningów mogę skupić
się również na czymś innym.
Uśmiechnąłem się do siebie,
zerkając jak różowo-włosa stąpa tuż przede mną kierując się do kuchni. W
pomieszczeniu jak się okazało, nikogo nie było, ale pomimo tego zjedliśmy kanapki
w milczeniu. Odpowiadało mi to. Sakura ewidentnie ma w głowie miliony pytań,
które tylko czekają na zadanie, jak na razie zawiesiła broń co niezmiernie mnie
cieszyło.
Godziny mijały bardzo
szybko. Nawet nie spostrzegłem, a na zegarku wybiło równe południe - czas na
trening. Pierwsze od czasu pojawienia się tutaj Sakury. Musiałem sobie wszystko
poukładać w mojej głowie. Za dużo się ostatnio działo, abym potrafił logicznie
myśleć. Teraz jestem ustabilizowany - mniej więcej - i mam zamiar doszczętnie
zniszczyć wioskę liścia.
Dwie godziny spędziłem u
Juugo obgadując wszelkie możliwe sposoby ataku. Nadal łudziłem się nadzieją, że
zaskoczę czymś Madarę, ale był to człowiek podobny do mnie - nie miał w sobie
wzruszenia. Nawet gdy moje pomysły zaciekawiały go starał się tego po sobie nie
pokazywać.
- Zajdź do mojego pokoju po
Sakurę - powiedziałem do Juugo, kiedy już oficjalnie zakończyliśmy nasza
dyskusję. - Potem powiedz Suigetsu, aby przyprowadził Eizo.
Juugo pokiwał głową. To mi odpowiadało.
Żadnych pretensji, grymasów, niepotrzebnych pytań, które tylko zabierają nam
cenny czas. Taki był Juugo, a ja niezwykle ceniłem tę jego specyficzność.
Siedziałem na moim
ulubionym kamieniu czekając na resztę organizacji. Na moje szczęście - lub
nieszczęście, pierwszy zjawił się Hozuki z narzeczonym Sakury, który ręce miał
skute w kajdany, tak jak rozkazałem. Na dzień dobry podarowałem mu gardzący i
pełen odrazy wzrok, który on odwzajemnił tym samym, lecz mniej zaciekłym.
- Dlaczego mnie tu
przyprowadziłeś? - zapytał po chwili milczenia. Nie wiedziałem do kogo
dokładnie skierował to pytanie, gdyż patrzył przed siebie z kamiennym wyrazem
twarzy.
Jednak nim ja zdążyłem
jakkolwiek zareagować do rozmowy postanowił wtrącić się Suigetsu:
- Potrenujesz - oznajmił z
kpiarskim uśmiechem.
- Potrenuję? - powtórzył.
- Na tym wzgórzu nasza
organizacja ma treningi, skoro chciałeś się do nas dołączyć, jesteś zobowiązany
w nich uczestniczyć - wytłumaczył mu.
- Nie chcę w niczym
uczestniczyć - skrzywił się patrząc z przerażeniem na niewielką górę. - Jestem
tu tylko i wyłącznie dla Sakury.
- To nas nie interesuje - wszedłem
do rozmowy.
Jego wrogi wzrok znałem już
na pamięć. Pojawiał się na jego twarzy, gdy tylko się odezwałem. Nienawidziłem
go i każdą sekundę żałowałem, że pozwoliłem mu iść z nami, jednocześnie zaś
miałem świadomość tego, że gdy będę mógł z uśmiechem na twarzy oglądać jego
cierpienie moja żałość się wynagrodzi.
- Ciebie to nic nie
interesuje - odburknął robiąc przy tym minę obrażonego małolata.
Już to dzisiaj słyszałem -
przeszło mi przez myśl. To nic złego dbać o swoje sprawy. Może i jestem
egoistą, ale co z tego? Nie obchodziło mnie zdanie innych ludzi, nawet gdyby
każdy powiedział to samo cholerne zdanie:
Nic cię nie interesuje...
Chwilę potem z kryjówki
wyszła Sakura z Juugo entuzjastycznie o czymś dyskutując. Obojgu widniały
delikatnie uśmiechy na twarzy.
- Sakura! - do grona
uśmiechniętych dołączył również blondyn. Widząc Haruno o mało nie popłakał się
ze szczęścia. Mięczak. Próbował do niej podejść, ale przytrzymał go Suigetsu.
- Przykro mi, mam rozkaz
nie dopuszczać cię do niej.
- Słucham? - jęknął obruszony.
- Kto dał ci taki durny rozkaz?!
- Eizo - szepnęła Haruno
uważnie go lustrując swoimi wielkimi zielonymi oczami. Spośród nich tylko ja
stałem jak kołek - brakowało jedynie Karin.
- Ten idiota zabronił? - warknął
zniecierpliwiony pokazując na mnie palcem. Osobiście nie lubię gdy ktoś mi
wyzywa nie mając pojęcia o moim wnętrzu dlatego też bez słowa do niego podszedłem.
Sakura chyba wyczuła co się
szykuje.
- Sasuke, nie! -
powiedziała błagalnie zjawiając się tuż przede mną. - On nie chciał, nie wie co
mówi, jest ogłupiały przez tą całą sytuację.
Zignorowałem jej uwagę i
zrobiłem to, co miałem zrobić. Walnąłem mu pięścią w tę zakapryszoną mordę i
obróciłem się z powrotem do niej z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
Westchnęła, patrząc z
litością na swojego narzeczonego - wkurzało mnie to coraz bardziej.
- Sakura, dobrze się
czujesz? - wydukał zaciskając oczy z bólu.
Haruno przybliżyła się do
niego i ujęła jego twarz w dłonie.
- Dobrze - odparła.
Przecież wyraźnie jej
powiedziałem, że nie może się do niego zbliżać. Dlaczego mnie to tak irytuje -
niczym się nie obchodzę. Otwierałem już nawet usta, żeby przypomnieć jej moje
wcześniejsze słowa i podniosłem rękę, aby chwycić ją za nadgarstek, ale w
ostatniej chwili poddałem się. Mam to gdzieś, mogą nawet uprawiać seks na
naszych oczach, mogą zacząć się całować, mogą rozmawiać godzinami nie bacząc na
ludzi wokół i czas - mnie to wszystko nie interesuje!
- Nic ci nie robią, prawda?
- mówił dalej.
Sakura pokręciła smutnie
głową, a Suigetsu poczuł się urażony.
- Oczywiście, że nic jej
nie robimy, wręcz przeciwnie - Sakura jest naszym Medykiem i ma zapewnioną
najwyższą ochronę.
- Wolałbym chronić ją
osobiście. W Konoha.
Miałem się nie wtrącać, ale
ostatecznie wydałem z siebie dość głośnie prychnięcie, które samoistnie
wydostało się na zewnątrz. Poskutkowało to tym, że każdy znajdujący się na
polanie zerknął na mnie pytająco. Musiałem coś dodać:
- Myślisz, że z taką siłą
ją obronisz?
- Jakoś zawsze dawałem radę
- warknął, marszcząc brwi.
- Kiedy przyszliśmy, jakoś
nie umiałeś jej pomóc.
- Sasuke! - przerwała mi
Sakura patrząc na mnie z mordem. - Skończmy tę dyskusję, podobno mieliście
trenować, prawda?
Niechętnie pokiwałem głową
będąc zły sam na siebie za to, że tak po prostu wszedłem do tej konwersacji.
- Jestem! - Karin pomimo
wszystko dołączyła się do nas w odpowiedniej chwili. Dałem znak wszystkim
zebranym, aby ruszyli za mną na wzgórze, gdzie czekał ich najgorszy trening w
ich życiu.
- Suigetsu! - rzekłem
stanowczo od razu gdy wspięliśmy się na niewielki pagórek. - Walcz na razie z
Karin do drugiego stopnia obrażeń, kto wygra walczy z Juugo.
- Jasne szefie! - odparł mi
z entuzjazmem i dał znak czerwono-włosej, aby stanęła razem z nim na polu
walki. Zrobiła to dopiero po kilku minutach przekonywania z niezadowoloną miną.
Tymczasem to właśnie ja
musiałem przejąć pieczę nad narzeczonym Sakury. Był zbyt pokręcony, żeby
zezwolić na to Juugo, a Sakura w ogóle się do tego nie nadawała. Pokręciłem
głową, gdy zobaczyłem jak Karin upada pod wpływem uderzenia Hozuki’ego.
- Postaraj się bardziej! To
Jutsu można z łatwością ominąć! - krzyknąłem do niej, a ona uszczęśliwiona tym
faktem posłała mi perskie oko.
Masakra.
- Ja mam tak stać? - Eizo zaczął
się niecierpliwić, ja sam do końca nie zaplanowałem dzisiejszego dnia, więc
jego wypowiedź zostawiłem bez komentarza.
Wyobrażałem to sobie nieco
inaczej. Sądziłem, że w mojej głowie pojawi się nagle miliardy pomysłów
dotyczących tego osobnika, że dosłownie będzie brakowało mi czasu na
zrealizowanie każdej myśli, ale umysł ogarnęła pustka, nic nie umiałem
wymyślić... nawet o tym nie myślałem. Najciekawsze było to, że sam do końca nie
wiedziałem dlatego nie stało się to moim głównym celem tutaj w kryjówce. Tylko
po to pozwoliłem mu iść z nami. Można powiedzieć, że jak dotychczas sprawiam
ból jedynie Sakurze, a nie mu.
- Karin, skup się! - tym
razem dostała upomnienie od Juugo, który usadowił się już pod jednym z trzech
drzew rosnących na pagórku.
- Przecież się skupiam! - pisnęła,
ale w tej samej chwili dostała mocny cios w brzuch od Suigetsu.
- Ups – wzruszył ramionami.
- Musiałeś tak mocno? –
czerwono-włosa podniosła się leniwie zaciskając obie pięści z powodu pulsującego
w jej ciele bólu.
Nie dane mi było dostrzec
reszty, gdyż poczułem jak ktoś do mnie podchodzi - tym kimś była oczywiście
Sakura.
- Sasuke! - powiedziała
stanowczo ściągając brwi, nie odpowiedziałem czekając aż dokończy. - Nie mam
zamiaru stać i patrzeć na to wszystko.
Machnąłem ręką z ignorancją.
- Zaraz będziesz leczyła
Karin.
- Uleczę, ale chcę oprócz
tego coś robić.
- Niby co? - spojrzałem na
nią spod byka zastanawiając się co może chodzić po tej pokręconej głowie.
- Też chcę walczyć! -
oznajmiła, a ja niemal udławiłem się własną śliną.
- Sakura, odbiło ci? -
wtrącił się Eizo patrząc na nią z rozszerzonymi oczami. - Przecież to
niebezpieczne.
- Jesteś Medykiem, nie
uczestniczysz w treningach - wytłumaczyłem jej, lekceważąc poprzednią wypowiedź
blondyna.
- Właśnie, jestem Medykiem,
jak coś mi się stanie sama się uleczę.
Co ona znowu kombinuje?
Wpatrywałem się w nią podejrzliwe, ale zaciekłość i determinacja jaka przez nią
przemawiała nie pozwalały mi wymyślić jakichkolwiek dowodów.
- Suigetsu walczy z Karin.
- powiedziałem w zamyśleniu. - Została ci tylko walka z Juugo, a on na pewno
jest silniejszy.
- Przecież wiem, że jest
silniejszy. Każdy z was jest tutaj silniejszy. Nie myślisz może, że takimi
treningami zwiększyłyby się umiejętności i potrafiłabym się w przyszłości
obronić gdyby nikt z drużyny nie był w tej chwili przy mnie - mówiła to pewnie
i głosem, który nie znosi sprzeciwu. Widząc niezdecydowanie na mojej twarzy
dodała:
- Po za tym nie chcę
walczyć z Juugo.
- A więc z kim?
Na jej twarz nagle wstąpił zadziorny
uśmiech, który przyprawił mnie o skurcze w żołądku. Tak samo uśmiechała się,
gdy niemal naga wbiegła pośpiesznie do swojego pokoju - nie kryłem, że ten
obraz nadal obracał się w mojej głowie i szybko nie zamierzał odejść.
- Chcę walczyć z tobą.
- Ty naprawdę jesteś
wariatką - powiedziałem jej, starając się ukryć zdziwienie jakie przeze mnie
przemawiało.
- Nie jestem wariatką, chcę
poznać twoje umiejętności.
- Zabiłem mojego brata,
zabiłem Danzo, zabiłem kilku członków Akatsuki, jesteś pewna, że chcesz stanąć
ze mną do walki?
Zaśmiała się sarkastycznie.
- Może i jesteś taki silny,
ale ja wiem, że nic mi nie zrobisz - jej śmiech przerodził się w zwykły
sympatyczny uśmiech.
Zaczynam panikować.
- Dlaczego jesteś taka
pewna?
- Jak to dlaczego? Jestem
waszym Medykiem, sam powiedziałeś, że mnie potrzebujesz i nie dasz nikomu
odebrać.
Moja wyobraźnia naprawdę
jest cudowna. Dochodziły do mnie takie myśli, które nie doszłyby do żadnego
człowieka w tej sytuacji. Za bardzo się przejmuję.
- No tak - mruknąłem do
siebie. - Juugo, zabierz go! - dodałem wskazując palcem na narzeczonego Sakury.
- Tak jest - Juugo podszedł
do nas i chwycił łańcuch trzymający kajdanki Eizo. Następnie ruszył przed
siebie i usiadł z powrotem na miejscu.
- Ty chyba nie zamierasz...
- rzucił do mnie blondyn z przerażonymi oczami.
- Skoro tak bardzo nalega -
odparłem chłodno.
Na jej twarz wstąpił
szeroki uśmiech.
- Tak jest! - krzyknela
unosząc jedną rękę do góry.
- Juugo, Suigetsu, Karin… -
zwróciłem się do Taki. Każdy z nich spojrzał na mnie z uwagą. - Ja i Sakura
idziemy potrenować, będziemy na dole.
- Jeśli coś jej zrobisz...
- zaczął znowu.
- Zamknij się już, nie masz
nic do gadania - przerwałem mu.
Nie widząc sprzeciwu ze
strony członków mojej organizacji, pokiwałem głową i gestem wskazałem Haruno,
aby szła za mną.
S A K
U R A
To nie było głupie ani
lekkomyślne. Zastanawiałam się dlaczego w Wiosce Ukrytego Liścia i na całym
świecie Ninja jego nazwisko przyprawia ludzi o dreszcze. Dla mnie Sasuke Uchiha
to niegroźny zagubiony Ninja, który po tylu cierpieniach i nieudanej zemście
nie wie dokąd zmierza. Jego serce trudno było otworzyć, ale jeśli jestem na
niego do końca skazana to na pewno przez ten czas będę próbowała tego dokonać.
- Jeśli chcesz, możesz
teraz zrezygnować - powiedział groźnie z zalotnym uśmieszkiem na twarzy.
Nie wiem czy chciał uzyskać
moją determinację, czy po prostu przez przypadek mu się to udawało. Mniejsza o
to, moja chęć walki wzmagała się z każdą sekundą.
- Czemu mogę zawdzięczać
twój dobry humor? - zapytałam. - Pewnie widokowi, który miałeś zaszczyt niedawno
oglądać.
Stawiałam, że tym
stwierdzeniem dogryzę mu, wywołam wściekłość i rozpocznie się ostra walka, lecz
ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu jego uśmiech stał się jeszcze pewniejszy i
szeroki.
- Być może. Bardzo zadziałał
na moją wyobraźnie, to pewne - oznajmił mi. Byłam zdezorientowana, więc
zostawiłam temat na lodzie.
- Mam nadzieję, że nie
będziesz dawał mi forów.
- Gdybym nie dawał, musiałbym
ci coś zrobić.
- Hmm - mruknęłam do
siebie, omiatając rejony. Teren był pełen drzew i wysokiej trawy, zastanawiałam
się jak w walce mogę wykorzystać tą otaczającą mnie przestrzeń.
- I tak przegrasz – dogryzał.
- A czy ja mówię, że chcę
wygrać? Jedyny cel jaki mam, to poprawienie swoich umiejętności.
- Mam nadzieję, że
podziała. Nie będę musiał wiecznie ratować ci tyłka.
Czy to żądło z jadem musiał
wbijać akurat w moją dumę? Prychnęłam niczym rozkapryszona dziewczynka i rozpięłam
guziki płaszczu jaki miałam na sobie.
- Nigdy nie prosiłam cię o
jego ratowanie.
- Dziwnie by było gdybyś
prosiła. Gdyby nie ja, nie wiem czy stałabyś tu teraz ze mną.
- Pomyślmy… - udałam
głęboką refleksję. - Gdyby nie ty, siedziałabym teraz z Naruto, Hinatą i Eizo w
ich domu jedząc radosny obiad i świetnie się bawiąc.
Oczywiście był to stek
bzdur. Nie wiem nawet czy nie byłabym w tym momencie brutalnie gwałcona przez
mojego przyszłego męża.
Sasuke ku mojej uciesze,
zamilkł. Uśmiech znikł mu z twarzy, a wzrok przeniósł na moje dzisiejsze
odzienie.
- Przecież nie ubrałam się
wyzywająco! - oburzyłam się.
- Właśnie dlatego się
dziwie.
Czarne obcisłe spodnie,
glany, i brązowa koszula idealnie eksponująca mój biust - nie widziałam w tym
nic zdzirowatego, a ponadto zdawało się to być naprawdę kobiece - i wygodne.
- Zacznijmy w końcu tę
walkę! - warknęłam kręcąc głową po to, aby z mojego umysłu wymazały się myśli o
ubraniach. Wyciągnęłam z kabury, którą też miałam na sobie, kilka kunai dając
mu tym samym znak.
- Jak chcesz - powiedział
obojętnie, a ja rzuciłam się na niego niczym głodne zwierzę polujące na swoją
ofiarę. Zaczęło się. Próbowałam go uderzyć, a on mnie - jednak każdy z nas
zwinne unikał ciosów. Sasuke na oko szło to o wiele gorzej niż mnie. Rzuciłam
mu pełne wrogości i jadu spojrzenie. Jego triumf i pewność siebie denerwowały
mnie, niech wie, że teraz ostro się zdziwi widząc to, co ja potrafię. Odskoczyłam
od niego, rzuciłam kilka kunai, a kiedy on to ominął wokół jego ciała owinęła
się cienka nić, którą wcześniej zapuściłam.
- Też mi coś - bąknął, a
jego ciało zamieniło się w kłodę drzewa. Cholera. Zaczęłam rozglądać się
dookoła. Na Natsuo podziałało, Sasuke jak widać, wyczuł to. Wyskoczył zza
drzewa. Obrzuciłam go czujnym wzrokiem, a po chwili obserwowałam jak kilka
kunai leci w moja stronę. Czmychnęłam przed atakiem. Kiedy Sasuke był już przy
mnie zrobiłam szpagat tak, aby podciąć go jedną nogą. Na marne - uskoczył.
Zniecierpliwiona rzuciłam się na niego z pięściami. Zamknął je obie w uścisku
już przy pierwszym podejściu i odrzucił z taką siłą, że upadłam na ziemie.
- Cholera - Przetarłam usta
i uzbierałam chakre w dłoni. Czarno-włosy zauważył, że tym razem szykuje się
coś większego. Cofnął się kilka kroków do tyłu i uaktywnił sharingan - to była
dyskryminacja. W tym momencie wiedział dokładnie co planuję uczynić. Odskoczył
na pobliskie drzewo, a ja szybkim ruchem anulowałam Jutsu i rzuciłam w jego stronę
shuriken. Zaskoczony złapał go w locie i odrzucił. Powtórzyłam jego ruch, lecz
tym razem narzędzie zamieniło się w mojeg klona i o dziwo… trafiło!
- Jest! – Gdzieś tam w moim
środku eksplodował wulkan poczucia własnej godności. Czarnooki dostał mocno w
twarz i spadł z drzewa, zaczęłam żałować, że nie byłam na miejscu tego klona. Kilkoma
znakami sprawiłam, że rozpłynął się w powietrzu i od razu do podbiegłam do
Sasuke.
- Haruno... - wycedził
przez zaciśnięte zęby. - Muszę przyznać, że tego się nie spodziewałem.
- Nie doceniłeś mnie - palnęłam
swoją mądrość, która od czasu pobytu w mieście gnieździła się wewnątrz mnie. W
końcu dojrzała światła dziennego z podwójnym efektem.
- To jeszcze nie koniec -
znowu się uśmiechnął. Zwiastowało to dawkę problemów.
Zniknął. Rozpłynął się w
powietrzu pozostawiając mnie samą wśród gęstych krzaków. Wydostałam się z nich
z niewygaszającą czujnością.
Wtedy zupełnie
niespodziewanie zza drzewa dojrzałam lecące w moją stronę ostrza. W ostatniej
chwili jedno z nich zostawiło ślad na moim ramieniu. Syknęłam z bólu
przecierając ręką odarte miejsce, z którego zaczęła sączyć się krew.
- Uchiha! - jęknęłam
wściekła. Sasuke zjawił się z powrotem na polanie jakby nigdy nic. Ucieszyłam
się, gdy doszło do mnie, że sharingan jest nieaktywny.
- Mówiłaś, że mam nie dawać
ci forów.
A czy ja coś powiedziałam?
Moja złość była wynikiem niedowierzenia - tak po prostu zapomniałam o kunai.
Przybrałam pozycję gotową
do ataku i pobiegłam w bok tworząc przy tym dwa klony, które w tym czasie zajęły
się czarno-włosym. Zniszczył je jednak szybciej niż się spodziewałam, ale
trwało to wystarczająco długo, abym mogła w końcu tego dokonać. Moje dłonie
otuliła zielona chakra. Liczyła się teraz każda sekunda. Kątem oka spostrzegłam
jak Sasuke aktywuje dar klanu Uchiha dopiero, gdy moje ręce zbliżały się do
ziemi.
- A masz! - wrzasnęłam, a
wraz z tym zaczął towarzyszyć mi huk. Ziemia rozstąpiła się na odległość kilku
metrów. Oszołomiony przeciwnik zaczął biec przed siebie starając się unikać
rozchodzącego się pod nim gruntu.
- Niech cię szlag, Sakura!
- warknął i odskoczył szybko na jedno z drzew, lecz opuścił go, gdy zdał sobie
sprawę, że siła mojego ciosu dosięgnie i tego miejsca. Zobaczyłam jak Suigetsu,
Karin, Eizo i Juugo zaglądają zaciekawieni na to, co dzieje się u stóp pagórka.
Pod wpływem takich wstrząsów można się obrazić. Czarno-włosy upadł na ziemie.
Moje oczy maksymalnie rozszerzyły się, gdy jego piekielne ciało zmieniło się w...
kłodę.
Nie wierzę, nie wierzę, nie
wierzę! Ze złości uderzyłam w pobliską korę, na której zostawiłam wyraźny ślad.
Byłam pewna, że zaraz zjawi
się za mną. To jego stała taktyka, pamiętam ją jeszcze za czasów drużyny
siódmej. Tak jak się spodziewałam, sekundę później poczułam jego oddech na
swojej szyi - ale byłam przygotowana na takie zdarzenie.
- No, Sakura - uśmiechnął
się. Ja obserwowałam to wszystko ze stojącego niedaleka drzewa. Kiedy ogłuszył
mojego klona, nie czekałam długo i skoczyłam mu prosto na barana.
Jestem idiotką, przeszło mi
przez myśl, ale przecież nie walczymy na poważnie. Musiałam jakoś ubarwić tę
nudną i poważną atmosferę, którą zresztą sama naniosłam.
Kiedy zdałam sobie sprawę
jak wielki jest poziom zdezorientowania Sasuke, nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam
się głośno śmiać. Uchiha próbował utrzymać balans ze mną na plecach i udało mu
się to dopiero po jakimś czasie. Wtedy wiedziałam, że zaczną się pretensje. Gdy
poczułam jak uścisk Sasuke rozluźnia się, a moja wysokość znacznie spada,
przeraziłam się. Nim w ogóle zdążyłam coś pomyśleć, grzmotnęłam o ziemię.
- Jasna cholera! – zawyłam
czując potworny ból w nodze. Cholera, cholera! Chwyciłam się za kostkę i zacisnęłam
oczy z bólu. Sasuke stojący obok obrócił się zszokowany.
- T-to… ty? - powiedział z
istnym niedowierzeniem.
Moja mina z grymasu
przeszła w bardziej sarkastyczny styl.
- Nie, to był Suigetsu.
Wkurzył się, że przegrywam i postanowił skoczyć ci na barana! - krzyknęłam
oskarżycielsko wijąc się z cierpienia jakie mnie ogarniało. Niby to tylko
kostka, ale ból był diabelski.
Tak, tak. Jestem
przyzwyczajona do tego, ale bardziej ze strony psychicznej niż fizycznej.
- Myślałem raczej, że to twój
klon - powiedział chłodno klękając przede mną i obserwując moje poczynania. -
Zdejmij tego buta – polecił.
Marzyłam o tym! Bez gadania
zaczęłam szargać sznurowadła, jednak długo to nie trwało, bo Uchiha
zadecydował, że zrobi to za mnie.
- Sakura! - nie minęła chwila,
a Suigetsu i reszta drużyny zbiegli w pośpiechu z pagórka i przymaszerowali do
nas. Wszyscy zaczęli uważnie przyglądać się temu, co się tutaj dzieje.
Zgłupiałam. To tylko kostka, a każdy patrzy jakby zaliczało się to do rzeczy
paranormalnych. Mogłabym zakładać, że oni w ogóle nie posiadają czegoś takiego
jak kostka, lub należą do tak wspaniałych, że nigdy nie zdarzyło im się takie
uszkodzenie.
To drugie zdawało się być
bardziej możliwe.
- Au! - zdejmując buta,
Uchiha mocno mi na nią nacisnął. - Zrobiłeś to specjalnie?
- Być może – mruknął zajęty
własnymi myślami.
- Co się stało? - zapytał
Eizo.
- Chyba skręciła kostkę -
wtrącił Juugo obserwując moją stopę.
Mój narzeczony od razu
skierował wzrok na czarno-włosego.
- Coś ty jej zrobił?
- Mówiłem, żebyś się zamknął
- nawet na niego nie spojrzał, patrzył ciągle na mnie z bardzo dziwnym wyrazem
twarzy. Na pewno nie było w tym żadnego zmartwienia, tak jak mi się przed
chwilą wydawało. Sasuke nie chce mieć problemów, a znowu zaliczył kolejny. -
Ulecz to sobie – wydał krótki rozkaz.
Otworzyłam szeroko oczy.
- Ulecz?
- W końcu jesteś Medykiem -
powiedziała Karin z ironią.
- Czegoś takiego nie można leczyć
- wyjaśniłam im, a kiedy ich twarze ogarnęło niezrozumienie, tak jak ucznia
podczas tłumaczeń nauczyciela, kontynuowałam swoją wypowiedź: - To znaczy…
teoretycznie można zaryzykować, ale jest wielkie ryzyko, że coś krzywo się...
zrośnie. - dodałam sama zdziwiona słowem jakiego użyłam.
- Nie rozumiem - bąknęła.
- Chodzi mi o to, że lepiej
poczekać, aż samo wróci do normy niż ryzykować kalectwem do końca życia.
- Przecież obwieścili cię
najlepszym Medykiem. Cóż to dla ciebie za problem? – Karin skrzyżowała ręce na
piersiach i zmierzyła mnie wzrokiem.
- Hmm - zamyśliłam się. Mam
teraz udowadniać im wagę swoich umiejętności medycznych? Zerknęłam na okularnicę
z wrogością. Stuknięta zdzira. W ogóle nie obchodzi ją to, co się ze mną
stanie. Swoją drogą, kogo by to obchodziło. - Dobra, mogę spróbować -
powiedziałam ostatecznie.
Suigetsu chciał wejść do
konwersacji i coś dodać, ale w słowo wszedł mu stanowczy i lodowaty głos
potomka klanu Uchiha.
- Nic nie próbujesz,
zabieram się do kryjówki i to opatrzymy.
Zawładnęło mną
oszołomienie. Zamieniłam się w słup soli, gdy te słowa wydostały się na wiatr.
- Ale...
Nie dane było mi skończyć.
Sasuke wziął mnie na ręce niczym małego niemowlaka, któremu najzwyczajniej w
świecie musi się odbić. Wzdrygnęłam się pod wpływem jego ciepłego i nagłego
dotyku. Nawet nie zauważyłam, a przestałam zupełnie myśleć o bólu jaki promieniował
z mojej kontuzji.
- Co ty robisz, Sasuke-kun?
- Karin lada moment miała wybuchnąć strumieniem pretensji.
- Zabieram ją do kryjówki.
Trenujcie dalej - powiedział tylko i ruszył przed siebie.
- Ale… jak to… przecież
może sobie to uleczyć.
- Karin, nie mam zamiaru mieć
niepełnosprawnego Medyka.
No tak, pomyślałam. O co
mogła mu chodzić, jak nie o dobro organizacji? Okularnica była w końcu pełna
zadrapań, a na kolanie miała dosyć głęboką ranę, tak samo jak Suigetsu, ktoś
musiał ich uleczyć. A będąc w takim stanie nie miałam szans zdziałać cokolwiek.
Było mi wstyd, że przez chwilę do mojej głowy doszły tak nieprawdopodobne
domysły. Sasuke nie może się martwić...
W milczeniu zaniósł mnie do
swojego pokoju, a ja przez ten krótki okres czasu cieszyłam się bliskością i
ciszą panującą między nami. Nie wstydziłam się tego. Obojętnie kogo, ale
lubiłam czuć czyjąś obecność. Nawet denerwującego i trudnego do wytrzymania
Uchihy!
Gdy weszliśmy do
pomieszczenia nadal utrzymując kamienną twarz, posadził mnie na dębowej półce.
Bacznie obserwowałam jego ruchy. Sasuke z zawziętością i rosnącym gniewem
poszukiwał czegoś.
- Pod łóżkiem - ułatwiłam
mu zadanie.
Podarował mi w zamian
zaskoczone spojrzenie.
- Pod łóżkiem? - mruknął. -
Skąd wiesz, że mamy apteczkę pod łóżkiem?
Zaśmiałam się z istną
ironią.
- Może gdybyś spał całą noc
na ziemi, opatrzony tylko kocem, z nudów zacząłbyś się rozglądać i zauważać
pewne niewidoczne szczegóły w swoim pokoju.
Minutę stał i przyglądał mi
się. Dopiero po paru chwilach pokręcił głową i z cichym szeptem ruszył tam,
gdzie mu wskazałam.
- Jest - powiedział do
siebie i położył ją obok mnie. Kiedy otworzył plastikowe pudełko wielce się
zdziwiłam. Apteczka, jak apteczka, ale tam zdecydowanie brakowało mnóstwa
podstawowych rzeczy. Bandaż, maść, plastry - to wszystko. Jako pracownik
szpitala jestem zmuszona znać cały ekwipunek, a ta organizacja miała spore
braki. Przez chwilę myślałam czy może upomnieć go, czy zostawić to bez
komentarza. Teraz nie będzie robiło mu to żadnej różnicy od kiedy w ich skład
wchodzi Medyk.
Westchnęłam.
Uchiha wyciągnął z małej
walizki maść i zaczął uważnie czytać do czego ona służy.
- Na załamania, skręcenia i
tym podobne – zniecierpliwiłam się. Za podziękowana jak zwykle dostałam tylko
oszołomienie.
- Więc mogę tym posmarować?
Pokiwałam głową.
Niepewnie otworzył tubkę i zerknął
na moja stopę. W milczeniu obserwowałam jego poczynania. Sasuke nałożył
odrobinę białej wydzieliny na rękę, a następnie zaczął wmasowywać mi ją w kostkę.
Zadrżałam. To nie była
żadna fobia, ale jego dotyk przyprawiał mnie o przyjazne dreszcze. Sasuke po
prostu to w sobie miał. Ten czar i urok. Zamknęłam oczy, delikatnie się
uśmiechając. Zimno natychmiast złagodziło ból, a na mnie spłynęła fala ulgi.
Mina Sasuke była skupiona i uważna, wyglądał raczej jak niepewny chirurg
wykonujący niezwykle trudną operację, a nie jak Sasuke Uchiha - groźny i
obojętny mściciel. Coś naprawdę uległo zmianie w jego zachowaniu. Po zabiciu
brata i Danzo chyba zrozumiał, że zemsta została zupełnie dokonana i teraz może
cieszyć się życiem. Taki był jego cel, dokonał go. Znałam prawdziwą historię
Itachi'ego Uchihy, Naruto powierzył mi ją kiedyś w sekrecie. Dowiedziałam się
również, że Sasuke planuje zniszczyć władzę Konohy - co mi nie przeszkadzało.
Nie przepadałam za Danzo, jego miejsce zajął w zamian Ninja o naprawdę wielkim
sercu - Naruto Uzumaki.
- Lepiej? - usłyszałam jego
cichy szept. Jako odpowiedź potraktował mój szeroki uśmiech. - Czyli tak -
dodał.
Wyciągnął bandaż i zaczął
robić to, co do niego należało.
Zaciekawiona myślałam czy
to odpowiednia chwila, aby zadać to pytanie, ale przecież nic mi nie zaszkodzi.
Wiem, że Uchiha nie lubi, gdy gmera się w jego przeszłości, ale to tylko jedno
głupie pytanie.
- Sasuke? - wyjąkałam z
siebie patrząc na niego słodko.
On skupiony, owijając
bandaż wokół mojej stopy kiwnął tylko głową na znak, że słucha.
- Czy twoja zemsta... jest
już skończona?
Wzdrygnął się - wyraźnie i
zauważalnie. Jego oczy rozszerzyły się i nagle przestał robić to, co
dotychczas. Spojrzał na mnie.
- Dlaczego mnie o to
pytasz?
- Z ciekawości.
- Wiesz, że to nie twoja
sprawa - Chyba nie chciał psuć dobrej atmosfery panującej między nami, ponieważ
powiedział to znacznie milszym tonem głosu niż zwykle.
- Wiem - rzuciłam tylko. -
Myślałam, że coś mi powiesz.
- Jest dokonana, ale nie
czuję się z tego względu spełniony. To tyle - oznajmił, a ja aż podskoczyłam ze
zdziwienia. Pomimo tego nabrałam dziwnych podejrzeń. Czy Sasuke bezceremonialnie
pozostawił za sobą to niespełnienie, czy też będzie próbował wymyślić coś, aby
w pełni się zaspokoić?
- Rozumiem - szepnęłam.
Ale on nie dawał za
wygraną.
- Powtórzę jeszcze raz i
żądam innej odpowiedzi niż poprzednio: dlaczego się o to pytasz?
Zamyśliłam się.
- Trochę się zmieniłeś i
zastanawiałam się czy jest to wynikiem tego, że zrobiłeś już to, co chciałeś.
- Pod jakim względem się
zmieniłem?
Myślałam, że oznajmię mu
swoje spostrzeżenia, ale bałam się, że nie spodoba się mu to, co chcę uświadomić
i będzie robił wszystko aby było inaczej. A to nie wchodziło w rachubę. Byłam
tak dumna z siebie, że potrafiłam czasem normalnie z nim porozmawiać, nie
chciałam tego w jakiś sposób zniszczyć.
- Nie wiem dokładnie – wydukałam.
- Po prostu nie chcesz mówić
- strzelił prosto z mostu i wrócił do owijania bandaża. Spuściłam wzrok.
- Nie będziesz miał mi za
złe, gdy zostawię to dla siebie? - zapytałam nieśmiało.
- Ciebie w ogóle będzie
obchodziło czy mam ci coś za złe? - To pytanie trochę namieszało mi w głowie.
- A ciebie w ogóle będzie interesowało
to czy ja interesuję się tym, że masz mi coś za złe?
Sasuke uśmiechnął się. Nie
łobuzersko, nie szatańsko, nie zawadiacko. Uśmiechnął się szczerze, co
władowało we mnie mnóstwo pozytywnych emocji. Cholera! Sprawiłam, że się uśmiechnął.
Chyba zaraz odstawię krótki taniec radości!
- Ja zadałem to pytanie
pierwszy.
- A ja druga, i co z tego?
Westchnął. Rozmowa na
dzisiaj zakończona - wiedziałam to. One zawsze znajdowały finał w momencie
westchnięcia Sasuke. Nie wiedział co powiedzieć, nie potrafił nic wymyśleć więc
najzwyczajniej w świecie wzdychał dając mi tym samym znak, że zakończył dyskusję.
- Tak chyba może być? -
zapytał.
- Jest idealnie -
oznajmiłam i spróbowałam wstać. Tak jak myślałam, było mi trochę ciężko wiedząc,
że jedną nogę mam całkiem niepełnosprawną.
- To coś więcej niż tylko
kostka - Objął mnie jednym ramieniem pomagając wstać. Zaczerwieniłam się. – Aż tak
boli?
- Cholernie - syknęłam.
Uchiha wzioł mnie na ręce
tym samym sposobem co wcześniej, dziwiło mnie to. Czy on traktował mnie jak
małego, niesfornego dzieciaka, który potrzebuje matczynej opieki? Mimo
podejrzeń uśmiech nie schodził mi z twarzy. Sasuke położył mnie na łóżku i
przykrył kołdrą.
- Jest dopiero druga po
południu - powiedziałam.
- I co z tego? Przecież
ciężko ci chodzić, musisz leżeć.
A chrzanić to. Raz się
żyje!
- Czyżby potomek klanu
Uchiha martwił się o mnie?
Zdezorientowało go moje
pytanie, podrapał się po głowie i obrócił w stronę wyjścia. Szlag by to!
- Potrzebuję Medyka -
odpowiedział tylko z dziwnie drżącym głosem. Postanowiłam nie mieszać się już w
ten temat. Zawsze czekały mnie same rozczarowania. Podczas rozmyślań i nawet
gdy on udzielał odpowiedzi.
- A co z Eizo?
- Sakura, odpocznij - szepnął
i otworzył drzwi.
- Ale ja chcę wiedzieć co z
nim będzie! - upierałam się, chciałam usłyszeć odpowiedź.
- Zadajesz za dużo pytań - Wyszedł.
Walnęłam zaciśnięta pięścią o poduszkę i zacisnęłam zęby.
- Do diabła z tym - syknęłam
patrząc na opatrunek wykonany przez Sasuke.
Czytam od początku twoje opowiadanie , i muszę Ci powiedzieć , że jest cudowne . Przeczytałam już dużo blogów o tej tematyce , jednak ten zdecydowanie się wyróżnia . Jest świetny ; ) . Powodzenia w dalszym prowadzeniu opowiadań .
OdpowiedzUsuńSakura zaskoczyła Sasuke swoimi umiejętnościami? No no, ładnie. ^^
OdpowiedzUsuńW sumie też mi się wydawało, że powinna być w stanie sama wyleczyć sobie kostkę, no ale ćś.. xd Wiadomo, że jak Sasuke się nią zaopiekował, to od razu lepiej się poczuła. Która dziewczyna by nie chciała zostać przeniesioną gdzieś przez Uchihę. *,* Ja osobiście zazdroszczę.
Eizo dostał w twarz! Tak, tak, dobrze, dobrze!
Zaczęłam przerzucać sobie Twoje opowiadanie na e - czytnika, co bardzo ułatwia mi czytanie, ale teraz już zupełnie nie mogę się oderwać od lektury. :o
Pozdrawiam!