Sasuke - to
sen. To tylko głupi idiotyczny sen, powtarzałem sobie. Nie byłem do końca
niczego świadomy, tak więc jedyne co potrafiłem zrobić to machnąć ręką i wydukać
ciche Spadaj. Niestety osoba, która
atakowała moje uszy nie była tak skora do odejścia. Warknąłem. Być może to by
ją do tego skłoniło.
- Szefie - usłyszałem
ponownie. Tym razem głos był bardziej gniewny i zniecierpliwiony. Szefie? Tak
zwraca się do mnie tylko jedna osoba. Ale czego ona tu chce? Powtórnie użyłem
poprzedniej techniki i próbowałem utopić się w magicznym oceanie snów. Jak na
złość teraz, oprócz denerwującego głosu poczułem jak ktoś bezlitośnie mną
szarga. Zrezygnowany, wściekły i wiedzący, że nie posiadam żadnych szans, by
wygrać ten pojedynek, otworzyłem leniwie oczy i pierwsze co ujrzałem to...
twarz Sakury. Szczupłą, jasną i pełną spokoju. Haruno spała niczym anioł
niewzruszona w ogóle tym co przez ten czas działo się wokół mnie. Pierwsze co
przyszło mi do głowy? To naprawdę sen, głupi koszmar, przez który się
wybudziłem. Taki scenariusz powtarza się przecież codziennie o tej porze.
Jednak po czasie mój wróg - głos, doszedł do mnie raz jeszcze.
- No nareszcie -
westchnął. Dopiero wtedy odwróciłem wzrok od Haruno i obdarowałem nim osob...
Osoby?
- Co... co wy tu
robicie? - Byłem całkowicie opanowany szokiem, kiedy w pomieszczeniu ujrzałem
Karin, Juugo i Suigetsu, który stał najbliżej, trzymając rękę na moim nagim
ramieniu. Natychmiast, gwałtownym ruchem podniosłem się do pozycji siedzącej i
zdezorientowany przeleciałem ich wzrokiem.
- Co my tu robimy? -
prychnęła Karin. - Mieliśmy wyruszyć godzinę temu, a ty jak się okazało przez
cały czas naszych przygotowań spałeś z tą różową dziwką.
Odruchowo spojrzałem na nią. Nie chciałem rezygnować z tego
wspaniałego widoku. Zawsze o poranku przez chwilę mogłem się nim nacieszyć, teraz wyjątkowo
było inaczej. Wściekły zdałem sobie sprawę, że... zaspałem.
- Która godzina? - mruknąłem przecierając zmęczone
oczy.
- Jest dziesiąta,
Sasuke - odpowiedział Suigetsu z dziwnym jadem w głosie. Zauważyłem jak
zaciekle obrzuca wzrokiem spokojnie śpiącą Sakurę. - Zaspałeś!
- Domyśliłem się
Suigetsu, ale dziękuję za informacje - powiedziałem z sarkazmem.
- Pośpiesz się
inaczej nie dojdziemy tam na czas - wtrącił Juugo opierając się o framugę
drzwi. Z kwaśną miną przytaknąłem.
- Niech to - Jedynie
tyle zdołało ze mnie wyjść. Szybkim, lecz niezdarnym ruchem wygramoliłem się z
łóżka, ale zrozumiałem, że dalej nie mogę się ruszyć ponieważ ktoś torował mi
drogę. Na widoku jednak miałem wszystkich członków mojej organizacji i nie
prędzej dojrzałem się obrazu, którego zupełnie się nie spodziewałem... to
znaczy... powinienem się go spodziewać, ale tak nie było.
- Denerwuje mnie
twoje zachowanie, Sasuke - ostry, stanowczy głos osoby, która zdawać by się
mogło doznała w życiu wszystkiego co możliwe. Nie zastanawiałem się jednak nad
detalami, moje tęczówki zmniejszyły się maksymalnie, a ciało zaczęło delikatnie
drżeć.
- Madara... -
szepnąłem. Przecież miał tu przybyć po tego idiotę, Eizo. Jeszcze bardziej
wściekły zacisnąłem pięść i obdarowałem ciosem moją drugą rękę. Wyglądało to
tak jakbym wzywał rozmówcę do walki.
- Tak Sasuke, to ja.
I dziwię się dlaczego Taka nadal tu jest - warknął.
- W nocy mało spałem
- wyjaśniłem. Napełniłem płuca powietrzem i pozwoliłem mojemu umysłowi się
oczyścić. Chwilę potem doznałem niesamowitego spokoju. - Jestem już spakowany,
tylko...
- Musiałeś zajmować
się swoją koleżaneczką - zakpił niespodziewanie, głosem bardziej wściekłym niż
tego oczekiwałem. Wzdrygnąłem się.
- Słucham?
- Zamiast zabawiać
się w Medykiem może skupiłbyś się na zadaniu?
Nie mogłem dowierzyć własnym uszom. Stałem jeszcze bardziej
zaskoczony, niż w momencie, gdy ujrzałem wokół siebie całe to zebranie. Kątem
oka starałem się dostrzec reakcje mojej drużyny. Zamarłem, kiedy każdy z nich
patrzył na mnie z tą samą powagą co Madara. Jedynie Suigetsu wlepił wzrok
w Haruno.
- Nie zabawiałem się
z Medykiem! - powiedziałem pełen oburzenia.
- To co ona robi w
twoim łóżku? - zapytał. To było zdanie, które powaliło mnie w tej walce.
Ale co ja mogłem powiedzieć? Zaraz po przybyciu dostała taką
karę, lecz czas leciał, a my kompletnie zapomnieliśmy o ustalonym limicie?
Wiedziałem! Wiedziałem, że powinienem wysłać ją
do Eizo już wczoraj, moja głupia druga połowa, która mi to odradzała
pożałuje swojego czynu.
- Chciałem mieć ją na
oku, dlatego tu śpi. A jak widzisz w pokoju jest tylko jedno łóżko - skłamałem,
ale zabrzmiało to wiarygodnie. Karin chyba się przekonała, bo zrzędna mina
zeszła jej z twarzy.
- Hmm. Mam tylko
nadzieję, że ona nie była powodem twojej bezsenności tej nocy.
- Nie - odrzekłem. -
Powodem było planowanie dzisiejszej podróży.
- Więc pogratuluj
sobie, bo już na początku kompletnie zawaliłeś.
Wręcz nie cierpiałem jego psychicznego znęcania się nade
mną,
- Sasuke – odezwał
się Juugo - Obudź Sakurę i zacznijcie się już przygotować. Tracimy czas na
takie rozmowy.
Obydwoje z Madarą posłaliśmy sobie mordercze spojrzenia. Po
chwili zastygnięcia pozbierałem myśli i zerknąłem na łóżko. Haruno nadal spała.
Westchnąłem. Za dużo zdarzeń jak na kilka minut po przywróceniu do świata
żywych.
- Dobrze - szepnąłem do siebie, raz jeszcze nabierając
powietrza. Zamknąłem oczy, nie na rękę był mi w tej chwili pośpiech,
potrzebowałem spokoju. - Przejdź do końca korytarza i skręć w lewo, drugi pokój
należy do Eizo - dodałem oschle zwracając się do Madary.
Uchiha stał jeszcze chwilę w bezruchu przypatrując się moim
poczynaniom, ale w końcu odpuścił i bez słowa wyszedł z pomieszczenia.
- Pięknie -
skomentowała Karin zaraz po tym jak dźwięk zamykanych drzwi opuścił nasze uszy.
- Jeszcze brakowało jego wkurzenia.
- Karin, wy też
wyjdźcie - powiedziałem pozbawiony jakiekolwiek chęci czekania, bądź
negocjowania z członkami. Kierowali się ku wyjściu, lecz Juugo w ostatniej
chwili przystanął i spojrzał na mnie wyczekująco. - Co jest? - burknąłem, gdy
doszło do mnie, że kompan nie zamierza pierwszy się odezwać.
- Co mamy robić?
- Poczekajcie. Obudzę
ją i szybko się ubierzemy.
- Gdzie mamy czekać?
- wtrącił Suigetsu. Rozejrzałem się dookoła. Dopiero teraz moje oczy uderzył obraz plecaków i torb,
które przyniosła ze sobą tu cała Taka. - Myśleliśmy, że będziesz już gotowy -
dodał Suigetsu, widząc moje zaciekawienie bagażem.
- Wyjdźcie z kryjówki
i czekajcie na polanie. Będziemy tam za dosłownie pięć minut - powiedziałem tak
jakbym im to z litości obiecał. Prychnąłem sam do siebie, za dobroć, która
jakimś cudem nagle zawitała w mym chłodnym serduchu. Kiedy Taka wyszła,
odetchnąłem. Irytowały mnie ich zaciekłe, podenerwowane spojrzenia - nic
dziwnego. Nie byłbym w humorze wiedząc, że długo oczekiwana podróż została
popsuta, niczym nowa zabawka, już na samym początku. Uwolniłem moje pieści z uścisku
i spokojnie usiadłem na skraju łóżka, z zamiarem obudzenia Sakury, lecz raz
jeszcze doznałem coś w stylu zdziwienia przez totalne oszołomienie. Haruno
przypatrywała mi się z szeroko otwartymi oczami. W pierwszym momencie, gdy
napotkałem jej wzrok, aż podskoczyłem nie spodziewając się takiego widoku.
- Nie spałaś? -
zagadnąłem utrzymując zimny i nie przyjazny ton.
- Ciężko było spać w
takiej sytuacji - powiedziała i rozpoczęła podnoszenie się do pozycji
siedzącej.
- Więc wiesz, że
zmarnowaliśmy już trochę czasu?
- Domyśliłam się. To
znacznie opóźni nasze zadanie.
Miała rację. Zamyślony przytaknąłem, ale nagle zdałem sobie
sprawę, że potrzebuję koniecznie dowiedzieć się pewnej informacji.
- Ej.
- Co?
- Od kiedy nie śpisz?
W odpowiedzi na moje pytanie, jej usta wykrzywiły się w
złośliwym uśmieszku. Mimo, iż nie oczekiwałem takiej reakcji, nie wiedząc czemu
sprawiałem wrażenie jakby było inaczej.
- Nie łudź się, Uchiha - palnęła. - Byłam świadoma,
gdy był tu Madara.
Nie chciałem pozostać odludkiem, więc również wysiliłem się
na kpiarski uśmiech.
- I tak niczego się
nie dowiedziałaś.
- Czego mogłam się
dowiedzieć w takiej sytuacji, poza tym zrezygnowałam już z tego. Nie obchodzi
mnie z kim utrzymujesz kontakty.
- Nie? - powtórzyłem
zaskoczony jej wyznaniem.
- Nie.
- Ale to dotyczy
również ciebie i twojego kochasia, to z kim się zadaję...
- Czy mi się zdaję,
czy ty zachęcasz mnie do wznowienia mojego śledztwa? - przerwała podejrzliwe,
nadal jednak rażąc mnie swoim pięknym uśmiechem.
- Bynajmniej -
prychnąłem. - Dziwię się czemu tak szybko zrezygnowałaś.
Podejrzane. Suigetsu na pewno zdradził jej coś o Madarze, a
teraz udaje, że zwyczajnie nie obchodzi ją z kim mam do czynienia. Nie mogę
odkładać tej rozmowy, kiedy tylko powrócimy z Yuki zdam się na rozsądek i
usiądę z Hozuki’m twarzą w twarz, mówiąc wszystko co działa mi na nerwy w jego
zbyt pobłażliwym i sympatycznym zachowaniu. Pieprzony optymista. Dodatkowo
wieczny - a oni są najgorsi.
- Nie mam na to siły.
Będę po prostu leczyła i tyle, czekam jedynie, aż skończysz wojnę z tą
organizacją oraz puścisz mnie i Eizo z powrotem do Konohy.
- Myślisz, że jak
skończy się wojna to cię wypuszczę?
Ach. Podziwianie jej zakłopotania i oszołomienia należało do
jednych z moich najbardziej
zaangażowanych hobby. Sakura speszyła się atakiem na jej wypełnione pewnością
stwierdzenie, a zaraz jakby się otrząsnęła i wysłała w moim kierunku mordercze
spojrzenie.
- Niby dlaczego? Nie
będę ci już do niczego potrzebna.
- Może i tak -
burknąłem niewzruszony. - Ale spodobało mi się twoje towarzystwo - To
powiedziawszy zacząłem kierować się w
stronę wyjścia.
Tym razem uda mi się powstrzymać ciekawość.
- Masz dziesięć minut
na przygotowania, kiedy przyjdę tu po torbę bądź gotowa.
- Tak, tak - jęknęła
swoje dwa znane słowa, które w momencie znudzenia i goryczy stawały się jej
wiernymi kompanami. Westchnąłem tylko z rozbawieniem i nie zwracając uwagi na
obecność Madary w kryjówce udałem się do pierwszego wolnego pokoju, by wziąć
prysznic. Nie unikałem swojej łazienki ze względu na jej stan czystości - o
nie. Tutaj każde pomieszczenie tego typu wyglądało podobnie. Uznałem, że
szybciej pójdzie jeżeli ja i Sakura odświeżymy się w tym samym czasie.
Kiedy już po wykonaniu wszystkich czynności wróciłem do
pokoju po bagaż, ucieszyłem się niezmiernie na widok ubranej w strój do walki
Sakury, która ze spuszczoną głowa siedziała na łóżku bawiąc się czubkami swoich
butów. Na trzask zamykanych za mną drzwi automatycznie wlepiła we mnie swój
wzrok.
- Gotowy? - mruknęła,
w momencie, gdy ja już otwierałem usta. Nieco zdezorientowany przytaknąłem,
wszedłem głębiej i zarzuciłem na ramię ogromną torbę, która - nie ukrywałem -
ważyła więcej niż tego oczekiwałem. Zachwiałem się trochę pod wpływem tego
ciężaru, tak, że Sakura rzuciła mi pełne kpiny spojrzenie.
- Wielki pan Uchiha
nie daje sobie rady.
- Nie. Po prostu
wielka pani Haruno spakowała tam wiele niepotrzebnych łachów – odbiłem
piłeczkę.
Sakura westchnęła i z politowaniem otworzyła mi drzwi.
- Nie trzeba było -
rzuciłem z udawaną wdzięcznością i minąłem ją. Za plecami dosłyszałem się
jedynie cichego mamrotu, z którego mimo wszelkich starań nic nie zdołałem
zrozumieć.
W wyznaczonym przeze mnie miejscu czekała już reszta
organizacji z większą ilością niezadowolenia na twarzach niż poprzednio.
Zlekceważyłem to.
- W końcu! - Karin
nie mogła się obyć bez tak skonsternowanego zdania. Mierzyła Sakurę morderczym
spojrzeniem, tak jakby wyrządziła w jej życiu najobrzydliwsze krzywdy.
Zignorowałem to, tak samo jak całą resztę.
- Cześć Sakura -
oznajmił Hozuki.
- Cześć, przepraszam
za spóźnienie.
- Nic się nie stało - odparł i oboje obdarowali się ciepłymi
uśmiechami. Chrząknąłem, aby choć na chwilę zwrócić ich uwagę.
- Tak dla jasności -
zacząłem. - Sakura podróżuje obok mnie, z przodu. Suigetsu i Juugo, tuż za
nami, a Karin z tyłu będzie pilnowała czy ktoś się nie zbliża.
Chwila milczenia. Ale to tylko chwila. Byłem pewien, że za
chwilę rozpęta się istne piekło. Widząc minę Karin wiedziałem już, że to ona
jako pierwsza przedstawi mi swoje pretensje.
- Ale dlaczego ja mam
być z tyłu?
- Bo ja tak kazałem.
- A dlaczego ja muszę
podróżować z tobą na przodzie? - wtrąciła Sakura. - Nie potrzebuję opieki, nie
mam zamiaru uciekać!
- Twoje zapewnienia
mi nie wystarczą - odburknąłem z tą samą chęcią,
którą podarowałem Karin. Sakura w podziękowaniu warknęła jedynie i rzuciła pod
nosem kilka wyzwisk pod moim adresem.
- A Eizo? - zaczęła
znowu. - Co z nim?
- Madara się nim
zajmie, nic mu nie będzie.
- A skąd ja mam to
wiedzieć?! - podniosła głos. Stanęła przede mną mając najwyraźniej dość
oglądania mych pokaźnych pleców. Aż podskoczyłem widząc ilość żarzących się
płomieni w jej oczach.
- Mówiłem mu, że jest
nam potrzebny. A teraz nie denerwuj mnie.
- Kretyn -
skomentowała i wróciła na swoje poprzednie miejsce, które znajdowało się obok
Suigetsu. Przemilczałem jej uwagę, chociaż w środku miałem ochotę urządzić jej tutaj najgorsze katusze. Jeszcze tego
pożałuje, pomyślałem.
- Hej, szefie! -
optymizm Suigetsu uderzył we mnie niczym piorun.
- Co?
- Może ja popilnuję
Sakury w czasie podróży. Gdy będzie ze mną na pewno nie ucieknie - zaproponował
wykrzywiając rękę w geście pokoju. Prychnąłem. A na równi ze mną Karin...
- Twój urok osobisty
na pewno ją powali - skitowała.
- Co to miało
znaczyć?!
- To, że jesteś
idiotą!
- Wypraszam sobie! Ja
przynajmniej staram się jakoś pomóc, a ty jedynie co umiesz to
przeszkadzać i denerwować nas
wszystkich!
Tu się zgadzam, przemknęło mi przez myśli. Ale to nie
zmieniało faktu, iż propozycja kompana zbiła mnie z tropu. Nie było żadnej
możliwości abym na nią przystał. Żadnej!
-Ja przeszkadzam? -
wyjąkała Karin. - Ja wspieram Sasuke, pomagam mu i zawsze jestem obok.
Suigetsu nie spodziewanie porzucił swoją poprzednią pozycje
i podszedł do Karin kładąc rękę na jej ramieniu.
- Spokojnie, bo od
tego kłamania i wciskania kitu zaraz pęknie ci głowa - powiedział z udawaną
troską. Myślałem, że Karin zirytuje to jeszcze bardziej, ale o dziwo stała
spokojnie patrząc na Hozuki’ego ze znudzeniem i brakiem chęci do życia.
- Zabieraj tę rękę! -
warknęła ostrzegawczo.
- Nie mogę! Jest
przyczepiona do mojego ramienia! - widocznie Suigetsu idealnie grał przejęcie,
gdyż Sakura na tą uwagę parsknęła cichym śmiechem.
- Wiesz o co mi
chodzi!
- Dosyć! - wtrąciłem,
zażenowany wymianą ich zdań. - Ruszajmy w końcu, bo przy tak inteligentnych
konwersacjach na pewno nie popiszecie się na tym cholernym turnieju!
- Jasne -
odpowiedzieli zgodnie, tyle, że Karin zdążyła jeszcze dorzucić moje imię
wypowiedziane w słodkiej tonacji. Westchnąłem. Gestem ręki dałem Sakurze znać,
aby ruszyła na równo ze mną, co automatycznie oznaczało odrzucenie propozycji
kompana. I tak miało być. Idealnie. Ranna pobudka Madary i szok jaki mnie po
niej dopadł cholernie popsuły mi humor...
S
A K U R A
Z jakiej racji ja w ogóle się na to godzę? Pojęcia nie
miałam jaka błahostka zaatakowała mózg Sasuke, ale on mimo moich obietnic i
szczerych wypowiedzi stawiał na swoim i uważał, że nadal będę starała zrobić
wszystko, by tylko się stąd wydostać, uprzykrzając im jednocześnie życie.
Debilizm. Nie było trzeba talentu ani błyskotliwości, by zauważyć, iż moja
sytuacja kompletnie zabrania mi wykonania choć kroku w stronę Konohy. Poza tym
coraz mniej zaczęłam rozmyślać na temat wioski, zaniepokoiło mnie to. To mój
dom. Jestem zobowiązana myśleć i tęsknić za nim każdego dnia, kiedy jestem
pozbawiona jego widoku. Ale tak nie było! Myślałam natomiast o naszych
zadaniach, misjach, treningach i co najważniejsze - o turnieju. Było to dla
mnie ogromną zagadką, ponieważ nie zdarzyło się jeszcze, abym miała okazję
wziąć w nim udział. Chociaż byłam pewna, że Sasuke nie pozwoli mi zmierzyć się
nawet z najsłabszym zawodnikiem na arenie, dołożę wszelkich sił, aby go
przekonać. Niedawno odkryłam do tego talent.
Skakaliśmy po drzewach i skakaliśmy, aż w końcu to zajęcie
osiągnęło tytuł monotonii w moim życiu. Zważając na fakt, że podróż przebiegała
w zupełniej ciszy. Kiedy razem z Sasuke i Juugo byliśmy w drodze do Natsuo,
rozumiałam milczenie. Ani Uchiha, ani Juugo nie posiadają charakterów skorych
to rozpoczynania wszelkich pogawędek. Ale nie Suigetsu! Tak więc jego niechęć
do rozmowy była podejrzana, ba! Ona dawała mi znaki, że na pewno coś się dzieje. Nawet Karin nie
marudziła, choć dotąd nie miałam okazji z nią podróżować, brakowało mi tu
jednego fragmentu - mojego narzeczonego. Co z tego, ze jest chamem i świnią...?
Przyzwyczaiłam się do tego, że był obok i na moje szczęście dzięki Sasuke i
reszcie Taki nic mi przy nim nie groziło. Tak czy inaczej, miałam dość. Od
głuchej ciszy roznoszącej się wokół zaczynały boleć mnie uszy.
- Coś się stało? -
wydukałam, do końca nie pewna tego, czy
to ja muszę być kozłem ofiarnym przerywającym milczenie. Suigetsu spojrzał na
mnie niczym zadufane dziecko, widzące przed sobą człowieka nie pasującego do
stworzonego przez niego świata.
- Dlaczego coś miało
się stać?
- Eee... Bo nikt się
nie odzywa - wyjaśniłam.
- Tak jest zawsze
Sakura, w podróży...
- Wolicie siedzieć
cicho? - zdziwiłam się.
- A dlaczego
mielibyśmy się odzywać? - zapytał z podwójną dawką zdumienia. Nie rozumiałam
tego spojrzenia na świat.
- Żeby umilić sobie
czas podróży.
Suigetsu wydawał się być zakłopotany moim argumentem.
- Umilić? - wyjąkał
drapiąc się po głowie.
- No tak. Ja, jak
jeszcze mieszkałam w Konoha i z oddziałem ANBU byłam na misjach nie było dnia,
żebyśmy nie rozmawiali w czasie podróży, czasami zdawały się nawet głupie żarty
- mówiłam to z bladym uśmiechem na twarzy. Każdy chyba zdał sobie sprawę, że
odpłynęłam w krainę wspomnień. Moje usta mimowolnie wykrzywiały się, gdy umysł
przytoczył kilka zabawnych cytatów Kiby lub ciętych ripost Neji'ego. Przez to
zamieszanie w mej głowie, dopiero po czasie zauważyłam minę Suigetsu.
- O co chodzi? -
spytałam spokojnie.
- Byłaś na misjach z
oddziałem ANBU... - zauważył zaskoczony. Znowu nie rozumiałam jaki był powód do
takiego oszołomienia.
- No tak.
- Z tego co wiem
oddziały to najsilniejsze bronie wiosek.
- No tak.
- Więc dlaczego...
- Sugerujesz, że
jestem słaba? - przerwałam z zadziornym uśmiechem. Mój przyjaciel od razu
spojrzał na mnie przepraszająco.
- Nie! Nie jesteś
słaba Sakura, tylko…
- Więc dlaczego,
kiedy mówię o ANBU, pytasz się mnie tak jakby udział w ich misjach był dla mnie
niemożliwy?
- Eee… ja nie to
miałem na myśli, tylko...
- Dla twojej
wiadomości, swojego czasu brałam udział w każdej misji! I powiem ci więcej,
byłam przywódczynią.
Zamarł. Tak jak myślałam. Ale ta wiadomość poirytowała mnie
i znacząco wjechała na moją ambicję. Mam rozumieć, że w tej organizacji moja
opinia stacza się do Słaba...? Ale ja
nie byłam słaba. To moja psychika często nie mogła sobie poradzić, wolę walki
miałam tak samo silną, nie mówiąc o umiejętnościach. Szkoda, że nie mogłam
zaatakować tymi argumentami Naruto, kiedy zdejmował mnie z tytułu lidera w
ANBU. Jednak w moim umyśle znajdowało się zbyt wiele pytajników, by wymyśleć
jakieś sensowne wypowiedzi.
W momencie, gdy oznajmiłam im, iż znajdowałam się w czołówce
Konohy swoim spojrzeniem nie zaszczycił mnie wyłącznie Suigetsu, lecz reszta
członków Taki, łącznie z Sasuke.
- Medyk liderem,
dobre sobie - prychnął zjadliwie. Żyłka na moim czole zaczęła niebezpiecznie
pulsować.
- Daruj sobie, Uchiha
- szepnęłam. Miałam zamiar doprowadzić do olbrzymiej kłótni, ale wzięłam pod
uwagę długą podróż, która czekała przed nami. Nie chciałam aby, przebiegała w
atmosferze konfliktu i nieudogodnień.
Na tym się skończyło. Suigetsu pomęczył mnie jeszcze
pytaniami „Czemu wcześniej nie mówiłaś?” lub „Jesteś taka silna?” chociaż to
ostatnie brzmiało dla mnie zbyt ironicznie. W głębi doskonale wiedziałam, że
każdy tutaj uważał mnie za słabą. Dałam tego popis od razu, gdy cała czwórka
zjawiła się w Konoha, aby mnie pojmać. Ech, niezłej dorobiłam się opinii, nie
ma co.
Suigetsu chyba przyjęła się moja atmosfera i wziął sobie do
serca poprzednią rozmowę, gdyż od razu w czasie podróży zrobiło się raźniej.
Pomijając kłótnie z Karin jakie wybuchały, najbardziej entuzjastycznie
nastawiony członek Taki obdarowywał nas wieloma opowieściami i kawałami. Nie
ukrywałam, że uśmiałam się i to niejednokrotnie. Niektóre były naprawdę dobre.
Nie działały tylko na jedną osobę. Na Sasuke. Nawet u Juugo kątem oka widziałam
rozbawienie, a czarnowłosy przywódca mknął obok mnie z kamiennym wyrazem
twarzy. Jeśli na jego twarzy choć raz zawitał uśmiech musiał być bardzo dyskretny
i... krótki, gdyż ja osobiście kontrolowałam zachowania Sasuke. Na marne. Coś
go gryzło i tego byłam pewna w stu procentach, tak samo jak faktu, że choćbym
błagała go na kolanach o wszelkie informacje, otrzymanie ich byłoby niemożliwe.
Może niepokoi go ta druga organizacja, z którą mają konflikt? Dziwne. Podróż
mijała w zadziwiająco spokojnej atmosferze. Tak jak było umówione mieliśmy
robić postoje po pięciu godzinach podróży, lecz Sasuke za swoje spóźnienie
dołożył nam półtorej, które były zaległe. Nie protestowałam, mimo, iż
wiedziałam, że cierpimy za jego błędy. Osobiście jego pomysł nie przypadł mi do
gustu, wizja pustynnej przestrzeni i mojego zmęczenia, które osiągnęło już
wysoki poziom, nie za bardzo mi się uśmiechała. Udawałam jednak silną. W normalnym
stanie, wyjąkałabym wszystkie swoje żale Sasuke. Nawet jeśli jego duma miałaby
ucierpieć, rozsądniej byłoby zatrzymać się tuż przed pustynią, by zebrać na ten
klimat wszelkie siły. Tym czasem wejdziemy na jej obszary wykończeni, spoceni,
z brakiem chęci do życia.
I tak też się stało. Może i ja nie miałam siły na kłótnie i
negocjowanie, lecz pozostali członkowie Taki nie zważali na twarze zalane potem
i serce, które ledwo poruszało ich klatkami piersiowymi, byli gotów zrobić
wszystko by zniszczyć życie Sasuke za swoją bezmyślną decyzję. Nikogo toteż nie
zdziwiło, kiedy Suigetsu bez słowa zatrzymał się i usiadł zdyszany na gorącym
piasku. Zerknęłam na Uchihe. Sasuke westchnął i o dziwo poszedł w ślady
towarzysza.
- Szefie, to jest nie
do wytrzymania! - jęknął widząc, że lider podchodzi do niego surowym krokiem.
Zgadzałam się z Suigetsu w każdym calu. Na niebie nie widniała żadna chmura,
słońce znajdowało się prosto nad nami i było tak intensywne, że najmniejsze
spojrzenie w górę, od razu czekała surowa kara w postaci solidnego porażenia.
Przewidywałam różne scenariusze. Sasuke podejdzie do niego,
Hozuki dostanie porządnego gonga w twarz i cała Taka ruszy dalej, by zmieścić
się w czasie sześciu i pół godziny. Jednak do głowy nie przyszło mi, że Uchiha siądzie
po turecku tuż obok niego, zamykając pełen spokoju oczy. To wydarzenie wywołało
na naszych twarzach niemałe zdziwienie, łącznie z Suigetsu, który z
zaskoczenia, aż odsunął się od swojego pana.
- Postój? - zapytała
pełna nadziei Karin dosiadając się.
Uchiha, nadal utrzymując powieki na dole, potaknął jej
obojętnie. Poczułam ulgę. Z niczego tak się nie cieszyłam, jak z uniknięcia
jeremiady, która zapewne miałaby swoje miejsce gdyby nie ustęp Sasuke. Ale on
również był zmęczony, uśmiechnęłam się delikatnie widząc pojedyncze kropelki
potu na jego twarzy.
- Idealnie -
szepnęłam do siebie, w momencie gdy moją twarz zaatakował lekki wietrzyk. Nie
oczekiwałam na niego, ani nie liczyłam na wystąpienie. Ale cała Taka odetchnęła
z przyjemności, kiedy załaskotał ich skórę.
Wszyscy siedzieli już w niewielkim kółku, ale ja nadal
stałam chcąc choćby w procencie ocenić miejsce pobytu. Nie była to typowa
pustynia, zalana gęstym piaskiem, o nie. Skaliste wzgórza - to jako jedyne
stanowiło widok. Blisko takiego wzgórza zatrzymał się właśnie Suigetsu. Było
olbrzymie. Otoczenie przypominało kanion, lub coś podobnego. Wejście na niego
zajęłoby wiele czasu. Piasek również nie był zwyczajowy. Występował w małych
ilościach, a większość jego ziarenek znajdowała się już skamieniała w gruncie.
- Co robisz? - z
zamyślenia wyrwał mnie chłodny głos Sasuke.
- Nie martw się, nie
kombinuje planu ucieczki - rzuciłam z ironią, siadając obok niego. Uchiha
pokręcił głową z politowaniem i oparł się o skalistą ścianę, która stanowiła
bok wzniesienia. Poszłam w jego ślady.
- Zostaniemy tu na
noc? - zapytał Suigetsu. Dopiero teraz doszło do mnie, że pozostała trójka
organizacji zaciekle prowadziła rozmowy, na których ja nie potrafiłam się
skupić.
- Która godzina? -
Sasuke zdawał się nie być chętny to zmarnowania czasu na odpoczynek, choć w
głębi wiedziałam, że również tego potrzebował.
- Dochodzi
siedemnasta – wtrąciłam.
- No Sasuke! - jęknął
Suigetsu. - Jest już późno, możemy tu zostać, za chwilę się ściemni i nasza
podróż i tak będzie bezsensowna.
- Ale jutro wyruszamy
z rana.
- Niech będzie -
westchnął.
Koło dwudziestej Suigetsu zawalił mówiąc, że całą noc spędzi
na opowiadaniu strasznych historii przy ognisku. Okryty kocem leżał na piasku
pochłonięty objęciami Morfeusza. Uśmiechnęłam się. Karin i Juugo również byli
bardzo zmęczeni, sen dopadł ich w tak samo szybkim tempie. Mrok w całości
ogarnął pustynie, a wraz z nim zimno. Było naprawdę przyjemnie. Nie sądziłam,
że na pustyni będę potrzebowała źródła ciepła, czyli ogniska, które udało nam
się rozpalić.
Kątem oka zerknęłam na Sasuke. Siedział w tej samej pozycji
oparty o ścianę. Jego również pogrążył sen, mimo, że ustawiony był na stróża
przez najbliższe trzy godziny. No trudno, i tak nie chciało mi się spać, więc
mogłam przejąć jego rolę na swoje barki. Jestem zbyt dobra, a przecież i tak
nie dostanę za to żadnego podziękowania. Jeszcze raz przeleciałam wzrokiem
wszystkich zebranych i kiedy byłam już pewna ich braku świadomości, doszło do
mnie, że przydałoby się zgasić żarzące się na tle bezgranicznej ciemności
płomienie. Ale to potem! Najpierw wyprostuję nogi i przejdę się zobaczyć czego
możemy się spodziewać na jutrzejszej drodze. Może doglądnę się jakieś oazy.
Brakowało mi tu drzew, dzięki nim mogłam przynajmniej określić znacznie dalszy
stan drogi. Tu byłam zdana na mój wzrok. Do gry wchodziły również wzgórza,
niestety nie byłam na tyle chętna do życia, by wspiąć się na jedno z nich.
Powoli wstałam, tak aby nikogo nie zbudzić i otrzepałam tył z piasku i gruzu.
Czułam się fenomenalnie. Wizja spędzenia nocy pod gołym niebem, które
wynagrodziło naszą podróż i okryło się pięknym i wielkim prześcieradłem gwiazd,
zakorzeniła u mnie ziarenka radości. Nie mogłam odwrócić od nich wzroku i
podziwianie pejzażu zajęło mi dobre kilka minut. Poczułam jak wiatr delikatnie
bawi się moimi włosami i wprawia je w pozbawiony wszelkiego rytmu taniec.
Zdawał się być tak lekki i powolny, jednak zdołał poruszać moją fioletową
podkoszulką i czarnymi spodenkami. Zastanawiałam się czy w Konoha również gwiazdy
mają teraz swoją świetlność, ich widok był doprawdy wzruszający. W wiosce nigdy
czegoś takiego nie widziałam, uznałem więc, że są to uroki pustyni. Lecz nie był to czas na wracanie do wspomnień i
dumanie nad niepotrzebnymi rzeczami. Na razie miałam inny dom i bacząc na siłę
oraz zawziętość członków tego domu prędko się nie wydostanę. Nie mogłam tęsknić
za Konohą...
Ze zdeterminowanym wyrazem twarzy poprawiłam pasek z
kunai'ami i kaburę założoną po lewej stronie. Nie będę tęsknić za domem, ale
też na pewno nie zezwolę członkom Taki na uważanie mnie za słabą i
bezużyteczną. Dla Sasuke stanowię jedynie osobę leczącą rany, jedynie Medyka.
Przekona się, że kryje w sobie siłę o jakiej nawet mu się nie śniło. W końcu
nie bez powodu byłam liderem oddziału ANBU w Konoha. Najsilniejszego spośród
wszystkich wiosek. Nabrałam do płuc sporą dawkę powietrza i z zaciśniętymi
pięściami zaczęłam kierować się w nieznaną mi stronę.
- Nie planujesz
ucieczek, co? - usłyszałam za sobą. Nawet nie musiałam słyszeć tonacji głosu.
Wystarczyło, że ktoś podałby mi na kartce to pytanie, a ja od razu oznajmiłabym
kto był jego nadawcą.
- Nie planuję -
warknęłam w odpowiedzi, nawet się nie obracając. - Idę się przejść.
- Myślisz, że ci na
to pozwolę?
Tylko nie to, pomyślałam. Cholera. Nie mam siły na
udowadnianie mu swojej czystości duszy. A żeby tego dokonać trzeba naprawdę
wielkiej energii, tymczasem ja miałam jej zaledwie gram...
Jęcząc głośno upadłam na ziemię obok niego, na powrót
opierając się o skalistą ścianę.
- Możesz uciec - dodał
po chwili milczenia obserwując zaciekle wirujące w wietrze płomienie.
- Przecież nie
ucieknę. Mało ci sytuacji, w którym miałam szansę, a nie zrobiłam tego?
- Sakura, znam cię -
powiedział z politowaniem. - I wiem doskonale, że nikt nie dorówna ci w poziome
kombinowania. Tamte wydarzenia mogłaś tak potraktować, by mnie zmylić.
Prychnęłam.
- Mi nikt nie dorówna
w kombinowaniu, a tobie za to w wyolbrzymianiu rzeczy i wymyślaniu scenariuszy,
które normalnie są niemożliwe. Taka jest o wiele silniejsza ode mnie. Myślisz,
że byłabym na tyle głupia, żeby uciec... To oczywiste, że mnie złapiecie.
- Ja wiem, że to
oczywiste - uśmiechnął się nagle, przenosząc na mnie swój wzrok. Pod wpływem
tego głębokiego i pełnego czerni spojrzenia ciarki przeszyły całe moje ciało, a
pewność swoich słów i brak wstydu nagle ulotniły się w powietrzu. - Ale nie
chcę tracić czasu na pogoń za tobą.
- To nie trać, tylko
mi zaufaj - szepnęłam poważniejąc jeszcze bardziej. Nadzieja na powrót prysła w
mojej duszy już dawno temu... tak właściwie od momentu, w którym zdałam sobie
sprawę, że liderem organizacji, która mnie porwała jest właśnie Sasuke.
Ale ja się przez niego tyle nacierpiałam. Co jeśli znowu mi
się to przydarzy? Uchiha to egoista i osoba nie zważająca nawet w malutkiej części
na uczucia innych - muszę dokonać wszelkich starań, aby scenariusz sprzed paru
lat nie znalazł swojej powtórki w teraźniejszości.
Oczy Sasuke na krótką chwilę napełniły się zdziwieniem, ale
zaraz potem ponownie przybrały nutkę obojętności. Tak właściwie, beznamiętnie
reagowałam na zmiany jego humorków. Czy był zły, czy radosny, czy też ogarnięty
smutkiem, jego głębokie spojrzenie zawsze wprawiało moje serce w znacznie
intensywniejszą pracę.
- Nie mogę ci zaufać
- rzekł po chwili milczenia.
- Dlaczego?
- Nigdy nie wiadomo
co strzeli ci do głowy...
- Nie mam żadnych
możliwości, więc co ma mi niby strzelić?! - przerwałam, mimo, że podniosłam
głos o kilka tonów, zrobiłam to na tyle cicho, by nie zbudzić śpiących
towarzyszy.
- Nie wiem -
przyznał.
- No więc...
- Ale nie wiem też
czy to rozsądne, tak bardzo ryzykując?
- Życie byłoby nudne
bez ryzyka - zagadnęłam z szerokim uśmiechem. Wyszczerzenie mojego uzębienie
chyba podziałało, gdyż Sasuke odwzajemnił gest, jednak swoim spokojniejszym i
chłodnym sposobem.
- Teraz nie mam
ochoty na ryzyko...
- No Sasuke -
ponownie weszłam mu w słowo. - To będzie pięć minut, przejdę się za to wzgórze
i przy okazji zobaczę jaka droga jutro nas czeka.
- Jest ciemno –
zauważył, a moje policzki oblały się rumieńcem. Rzeczywiście jest ciemno. Jak
ja do cholery chciałam ocenić jutrzejszą drogę?! Walnęłam się porządnie w
czoło, mając nadzieję, że to uderzenie sprawi, iż cała moja głupota nagle
wyparuje.
- To nie zmienia
faktu, że muszę rozprostować kości!
- To stań sobie i
pochodź w kółko.
W tym momencie obrzuciłam go wzrokiem mówiącym „Chyba sobie
żartujesz?”. Nigdy go nie przekonam. Ostatnio zrobił się bardziej uparty niż
wcześniej.
- Jesteś uparta -
skomentował. Czyżby Uchiha czytał w myślach? To by wyjaśniało jego wiedzę na
temat moich wszelkich słabości. To dlatego bez przerwy wpatruje się we mnie tą
czernią - wie, że to na mnie działa.
- Sasuke...
- Idź - rzucił
krótko. Ton był stanowczy i jednocześnie głoszący, abym więcej go o to nie
męczyła. Mój uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle
możliwe... byłam tak szczęśliwa, że nawet nie zauważył jak odruchowo wtuliłam
się w jego ramię i z wypiekami na twarzy wysapałam ciche „Dziękuję”. Gdy doszła
do mnie miara mego czynu, natychmiast się odsunęłam i odchrząknęłam gwałtownie.
Sasuke patrzył na mnie kompletnie zszokowany.
- Przepraszam -
szepnęłam odwracając wzrok.
- Twoje reakcje są
nadpobudliwe - oznajmił, a mi do głowy automatycznie nasunął się obraz
okazywania mojej wdzięczności w lesie, kiedy to odwołał Jutsu przywiązujące
mnie do drzewa.
- Wiem! - wstałam i
nagle poczułam jakby całe wcześniejsze zmęczenie gdzieś odeszło, dumnie
ruszyłam przed siebie. Chwilę potem wzgórze zasłoniło mi obraz obozu i
wpatrującego się we mnie Sasuke. Do mojej głowy napłynęła myśl o zaproszeniu go
na przechadzkę.
Nie ma mowy, oznajmiłam stanowczo swojemu sercu. Dzisiaj
górę bierze rozsądek, poza tym im więcej czasu z nim jestem ,tym bardziej
wspaniale się czuję, a to z pewnością stanowiło zły znak.
Odprężyłam się. Może i byłam w czasie ciężkiej podróży na
turniej Ninja, gdzie z pewnością spotkam wielu silnych ludzi, lecz ta chwila
była punktem kulminacyjnym. Okryłam tęczówki powiekami i z całych moich sił
skupiłam się. Jestem Sakura Haruno. Jestem wolna, nie należę do żadnej
organizacji, nie tęsknię za przyjaciółmi, nie mam żadnego celu w życiu, prócz
bycia bezgranicznie szczęśliwą. Ale czy osoba, z która planuję spędzić resztę
życia naprawdę mi to szczęście ofiaruje? Niegdyś często było to tematem moich
przemyśleń, lecz dzięki Sasuke to się zmieniło. To jedyna rzecz, którą mu
zawdzięczam przez moje porwanie. Uchiha sprawił, że przyszłość stała się dla
mnie niewiadoma. Sam zaapelował, że nie wypuści mnie po skończeniu całej tej
wojny - czego więc mogę oczekiwać? W duchu modliłam się, aby ślub z Eizo nigdy
nie miał miejsca, lecz powstrzymanie tego wydarzenia wiązało się również z
wieczną obecnością u boku Sasuke, a to zaś automatycznie przynosiło tęsknotę za
przyjaciółmi. W końcu nie ma żadnych szans, aby sprowadzić go z powrotem do
Konohy, nawet nie ośmieliłam się tego spróbować. Poza tym nie chcę. Naruto, tak
jak ja, zawdzięcza Sasuke ból i nieprzespane noce, jeśli on wróci, cierpienie
razem z nim. Z początku przyzwyczajenie się do jego egzystencji tuż obok było
niemożliwe, teraz jednak, czy gdybym wróciła do wioski... cholera! Brakowałoby
mi go. Brakowałoby mi tego dogryzania, zaczepnych uwag i łobuzerskich
uśmiechów... z przyzwyczajenia, którego z początku w ogóle miało nie być,
zrobiła się nieprzerwana chęć bycia u jego boku.
Sakura, idiotko!
Poronienie Hinaty było tematem tabu, ale z tym zdołałam się
uporać, nie wtrącało się to w moje myśli od czasu rozmowy z Sasuke na polanie.
Znowu Sasuke. On jest wszędzie... potrząsnęłam głową i otworzyłam oczy.
Przysięgam na wszystko, że nie zdobędzie mojego serca, nie tym razem. Jestem
bowiem pewna, że cała historia zakończy się tak jak poprzednim razem.
To mściciel, nie człowiek.
Pomimo wszystko, wolałam być z nim, niż z Eizo. A mogę być z
nim, rezygnując z Konohy... Chore, bezsensowne myśli. Nazbierało ich się zbyt
wiele. Swój stan umysłowy znowu zawdzięczam Sasuke. Absorbowałam się nad jego
nagłą decyzją. Nie chciałam opuszczać jego pokoju. To Sasuke grał tu mordercę i
groźnego przestępcę poszukiwanego przez Konohę, lecz to właśnie u jego boku
czułam się bezpieczna.
Nagle w bezgranicznej ciemności dojrzałam coś, co zwykło nie
pasować do reszty krajobrazu. Nie dostrzegłam tu przedtem żadnego rosnącego
kaktusa, a kształt widziany przeze mnie mógł być wyłącznie tą rośliną.
Zastygłam w bezruchu, gdy widoczny przeze mnie przedmiot
poruszył się. Moje oczy maksymalnie rozszerzyły się. Serce zabiło mocniej.
Trochę się bałam, ale nie okazując tego postanowiłam sprawdzić czym, lub kim
jest przedmiot na drodze. Zacisnęłam pięści i zmarszczyłam brwi, po czym
ruszyłam przed siebie. Stawiałam szybkie i stanowcze kroki, chcąc jak
najprędzej dowiedzieć się prawdy i zatrzymać stan strachu, który rosnął
wewnątrz mnie z każdą sekundą. I w końcu ciekawość została zaspokojona. Byłam
już pewna, że przede mną stoi człowiek. A wzorując na sposobie stania owej
postaci i czerwieniu na jego odzianiu, który najwyraźniej był płaszczem, moje
wątpliwości zaczęły znikać. Z przerażeniem wmawiałam sobie, że to niemożliwe i
postać, którą mam przed sobą wcale nią nie jest. Może mam obsesję? Może przez
moją chęć śledztwa i dowiedzenia się prawdy straciłam kontrolę nad moim
umysłem?
- Sakura -
usłyszałam, gdy byłam już niemal kilka metrów od niego. Wyrok już zapadł. Było
bowiem wiadomo, że osoba stojąca przede mną to nie kaktus, ani wszelkie inne
dziwactwa, lecz...
- M-m-madara? -
wydukałam. Nie ukrywałam już lęku, bałam się. Przestałam się spodziewać biegu
wydarzeń i układać scenariuszy, potomek klanu Uchiha i tak zdoła mnie zaskoczyć
swoim zachowaniem. - Czego chcesz? - dodałam, gdy oswoiłam się już z
zaistniałym faktem.
- Mi też miło ciebie
poznać - wysyczał.
Nie mogę być przerażona. Wzięłam głęboki oddech, prosząc
tajemnicze siły, aby ten sposób zadziałały i zwolnił rytm mojego tętna.
- Długo czekałem na
to spotkanie - mówił dalej. - Już wcześniej wiele o tobie słyszałem i kiedy
dowiedziałem się, że jesteś Medykiem Sasuke, nie ukrywam, bardzo mnie to
ucieszyło...
- Nie obchodzi mnie
ile czekałeś na spotkanie ze mną, nie jestem ciekawa również rzeczy, które o
mnie słyszałeś. Chcę wiedzieć czego tu chcesz - przerwałam stanowczo. Mój głos
był tak groźny, że sama zdziwiłam się jego wydźwiękiem. Przynajmniej tuszował
strach.
- Hmm - wydukał,
uśmiechając się złowieszczo. - Jesteś dzisiaj dość niemiła. Zły dzień?
- Czego chcesz? -
powtórzyłam zniecierpliwiona. - Co ty w ogóle tutaj robisz? Miałeś pilnować
Eizo ...
- Eizo - szepnął w
zamyśleniu.
Fakt, że tu był dawał mi kolejne podejrzenia. Śledzi nas.
Czy on ma zamiar obserwować każdą minutę naszej podróży i tego co zapewne będzie
działo się na turnieju? Nie znałam go zbyt dobrze, ale wiedziałam już, że nigdy
nie obdarzę gramem sympatii. Cała drżałam. Zaatakuje mnie? Zabije? Zacznie
wrzeszczeć i sprawi, abym błagała go o litość? Z ilości niewiedzy, którą w
sobie miałam moje oczy płonęły niczym ogień przy naszym postoju.
- Dlaczego
przejmujesz się losem Eizo? - zapytał nagle.
Zamilczałam. Jakie informacje posiada na temat mojego
narzeczonego, co wie na temat naszych relacji. Nie chcę sprawić kłopotu Sasuke,
ale również nie chcę uprzykrzyć życia Eizo...
- Wypadałoby martwić
się o losy swoich towarzyszy z drużyny - wycedziłam po chwili ciszy. Mord w
oczach Madary jeszcze bardziej się pogłębił.
- Martwić się o
towarzyszy? - prychnął. - Jakie to głupie i bezsensowne.
- Powiesz mi w końcu
czego chcesz, czy będziesz prawił mi swoje mądrości?
Odruchowo zrobiłam kilka kroków do tyłu, gdy ten zaczął się
zbliżać. Jednak na kilku krokach się skończyło, co dało mi powód do radości.
Patrzyłam na niego, jakby to on był winny za całe zło, które rozprzestrzenia
się po świecie, jednak stał niewzruszony. Bez emocji na twarzy. Dopiero po
chwili usta Madary ponownie wykrzywił uśmiech.
- Widzisz Haruno, mam
wielki problem - powiedział udając zakłopotanego. - Problem, który dotyczy
ciebie.
- Mnie?
- O tak. Obawiam się,
że twoje służenie Tace jako Medyk niedługo się skończy, Sasuke musi znaleźć
sobie kogoś lepszego.
W jednej chwili wszystkie moje emocje wyszły na zewnątrz.
Przestałam prezentować mu kamienną i pewną siebie twarz, przestałam powstrzymywać
drgania i gęsią skórkę, która sama wychodziła, kiedy nachodziła mnie myśl o
ilości zła jaką wyrządziła osoba stojąca przede mną.
- Co masz na myśli? -
wydusiłam z siebie.
- Jesteś za słaba -
syknął. - Może i jako Medyk stoisz na podium, jednak twoje umiejętności Ninja
nie są zachwycające.
- A skąd ty niby
możesz wiedzieć na jakim poziome znajdują się moje umiejętności?! - Nie
wytrzymałam. Podniosłam ton i nawet nie baczyłam na rozbity niedaleko obóz. -
Nic o mnie nie wiesz.
Uśmiech rozmówcy poszerzył się jeszcze bardziej. Po upływie
kilku sekund wydobył się z niego cichy, lecz przepełniony nienawiścią śmiech.
Zamarłam. Brzmiał on tak dźwięcznie i złowieszczo, od samego słuchania miałam
ochotę uciekać i oznajmiać wszystkim innym jak bardzo Madara jest groźny.
- Co w tym
śmiesznego? - wreszcie coś z siebie wydobyłam, stając jednocześnie w obronnej
pozycji. Intuicja podpowiadała mi, że zaraz coś sie stanie. Musi.
- Spójrz na siebie.
Spójrz na sposób w jakim broniłaś się przed Taką. Wyglądałaś wtedy jak
bezbronny człowiek nie mający pojęcia o świecie Ninja.
- Obserwowałeś mnie!
- warknęłam wściekła.
- Nie pochlebiaj
sobie – roześmiał się. – Obserwowałem Sasuke, nie ciebie.
Nie mogłam dowierzyć
temu co odbierają moje uszy. Umysł zaczął podsuwać mi obrazy jego reakcji
podczas oglądania moich starć. Naprawdę były żałosne, sama będąc obserwatorką
jednej z nich wybuchłabym gromkim śmiechem.
Ale podczas tych walk zawsze była rzecz, która nie pozwalała
mi się skupić. Kiedy Taka mnie zaatakowała w pobliżu znajdował się Eizo. Nie
wiedziałam wtedy jak się zachować, nigdy nie znalazłam się z nim w takiej
sytuacji. A Natsuo? Wtedy przepełniona byłam pewnością siebie co nie raz mnie
już zgubiło. Jednak nie potrafię uczyć się na swoich błędach. Z wściekłości mój
wyraz twarzy zmieniał się na zrezygnowanie.
- Jesteś słaba -
powtórzył znowu, razem z charakterystycznym rechotem. - Nie potrzebujemy takich
w drużynie.
- Ale Sasuke
potrzebuje Medyka - szepnęłam. - Sam powiedział mi, że w tej organizacji będę
spełniała jedynie tą funkcję.
- Sasuke sam nie wie
co mówi, jest zaślepiony.
- Zaślepiony?
- Nieraz potrafi się
zgubić, a ja pomagam mu odnaleźć właściwą drogę - zakończył wypowiedź i
delikatnie spuścił głowę wlepiając wzrok w poruszające się po całej pustyni ziarenka
piasku. W nim panował spokój, a wewnątrz mnie walka. Nie mogę być słaba! Nie po
to tyle trenowałam i starałam się wbić na szczyt zaraz po wyleczeniu się z
miłości do Sasuke, żeby teraz być w taki sposób obrażana. Zatrzymałam drgania.
Uspokoiłam serce.
- Kim ty w ogóle
jesteś, że rozkazujesz Sasuke?
- Powiedzmy, że mamy
wspólny cel - to nas połączyło.
- Jaki cel?
- Cha! Jesteś za
bardzo ciekawska, Haruno - rzekł robiąc kilka kroków do przodu, lecz tym razem
się nie cofnęłam. Jak ma nie uważać mnie za słabą, skoro wyglądam jak ofiara
losu stojąc i patrząc na niego ze strachem?
- Ciekawość to jedna
z moich cech, która mi się podoba - powiedziałam z zadziornym uśmieszkiem. Ma
poprawa humoru podziała na jego. Zamieniliśmy się rolami, teraz to on spoważniał.
- Mam nadzieję, że
wiele nie będziesz wtrącała się w sprawy Taki, skoro masz zamiar być jedynie
Medykiem.
- Nie jestem słaba -
warknęłam. - Nie miałam okazji się popisać!
- Teraz masz okazję -
wysyczał.
- Co? - zdziwiłam
się. Mam to potraktować jako propozycję? Dopadła mnie drętwica, więc stałam w
oczekiwaniu na dalsze potoczenie się mych losów.
- Problemy ze
słuchem? - zakpił. - Popisz się, udowodnij mi, że na coś się nadasz w tej
organizacji.
Powinnam się cieszyć, że chce mnie wykopać, w końcu wtedy
wróciłabym do Naruto, lecz ten koleś za bardzo wjechał na moją ambicję. Duma
nie pozwoliła mi zlekceważyć jego słów, a wręcz rozkazała sprawić, aby na jego
twarzy wyskoczył zachwyt i zdziwienie. Zacisnęłam zęby tak mocno, że aż
zapiszczały pod wpływem gwałtownego uderzenia. Byłam pełna gniewu i chęci
udowodnienia mu mej wartości. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że właśnie taki
cel chciał osiągnąć Madara. Zdenerwować mnie. Ale ja się nie dam - spokojnie
rozegram cały pojedynek i z uśmiechem wrócę do Sasuke.
- Bez problemu -
mruknęłam do siebie z chęcią walki i szerokim uśmiechem. Moja dłoń w jednej
sekundzie okrążyła się zieloną poświatą, a ja spokojnie obmyślałam strategię.
Było mało czasu, a rywal z pewnością nie grzeszy słabością, trzeba było wykazać
się podwójnie. Zamknęłam oczy. Usłyszałam szmer jego peleryny, a kiedy usunęłam
z widoku powieki Madara stał już w pozycji gotowej do odebrania wszelakiego
ataku. Przestrzeń była pozbawiona drzew, krzewów lub skał, więc krycie się nie
wchodziło w grę.
- Gotowa -
powiedziałam znowu i z determinacją ruszyłam na niego. Jeśli myśli, że jestem
niegodna bycia w Tace grubo się myli! Skupiłam się i przekazałam energię do
mojej drugiej ręki. Kiedy znajdowałam się już milimetr od niego obie moje
dłonie żarzyły się od chakry. Ponownie zamknęłam oczy i pozbawiając się widoku
pchnęłam do przodu. Nie ma już szans na unik lub ucieczkę - byłam zbyt blisko.
Jednak moje mknięcie w jego kierunku trwało stanowczo za
długo. Wzdrygnęłam się, gdy wokół swojego ciała poczułam dziwną energię, aurę,
która zawzięcie mnie otaczała i dziwnie na mnie działała. Przerażona otworzyłam
oczy, a kiedy doszło do mnie to co się dzieje, zachciało mi się wyć ze strachu.
Przeniknęłam go. Po prostu go przeniknęłam jakby był duchem lub iluzją. Musiałam
jednak zachować zdrowy rozsądek, gdy tylko przez niego przeszłam, aura
zniknęła, a je klęcząc na piasku obróciłam się z podarunkiem w postaci
morderczego spojrzenia.
- Gotowa, tak? -
prychnął krzyżując ręce na piersiach. - Jesteś za bardzo porywcza Haruno.
- Nie będziesz mnie
pouczał! - krzyknęłam i ponownie się na niego rzuciłam. Tym razem nie użył tej
samej techniki. Zwinnie unikał każdego mojego ciosu lub zatrzymywał. Znowu nie
potrafiłam skoncentrować się na walce, ponieważ ciągle myślałam nad jego
poprzednim Jutsu. Nigdy o czymś takim nie słyszałam, ani tym bardziej nie
doświadczyłam. Jak on to zrobił?
Nim zdążyłam zareagować, zostałam obdarowana mocnym
kopniakiem w brzuch. Z bólu moje gałki oczne niemal wyleciały, a ciało zgięło
się na pół. Kilka kropel krwi, które wydobyło się z moich ust mocno uderzyło w
ziemie brudząc ją szkarłatną czerwienią.
- Au - szepnęłam
chwytając się obiema rękoma za bolące miejsce. Lecz nie trwało to długo. Madara
podszedł do mnie i chwycił jedną ręką za kark unosząc do góry tak, że nasze
oczy znajdowały się na tej samej wysokości.
- Może i masz pełnić
rolę Medyka w Tace, lecz musisz potrafić się obronić samodzielnie. Sasuke nie
będzie tracił czasu na pilnowanie kogoś takiego jak ty, Haruno.
Chciałam się bronić. Wrzasnąć ile siły jeszcze w sobie
posiadam, ile mogę mu pokazać. W końcu jedna z moich najpotężniejszych technik,
której nauczył mnie sam Deidara nie została jeszcze ujawniona. Jednak na nią
potrzeba sporo siły i pewności, że kiedy ją zakończę znajdę się pod odpowiednią
opieką. A ja byłam na pustyni, sama z moim wrogiem, a jedyna deska ratunku
znajdowała się kilkadziesiąt metrów ode mnie nie wiedząc nawet co dzieje się za
jego plecami.
Madara ścisnął mocniej. Jęknęłam z bólu, czułam jak zaczynam
się dusić. Przecież mnie nie zabije. A co z Medykiem? Muszę nim być...
- Przejęłaś techniki
samej Tsunade - mówił dalej z przekonaniem do własnych racji. - Twoje
umiejętności Medyczne są imponujące i nie musisz mi nawet tego udowadniać. W
wioskach wiele sie o tobie mówi... Ale to ci nie wystarczy, aby przeżyć -
Posmutniałam. Determinacja odeszła. Poddałam się. Zresztą co mogę zrobić w
takiej sytuacji? Choć byłam ciekawa, nie mogłam nawet dowiedzieć się skąd zna
moją dawną trenerkę. Nie mogłam nawet zapytać kiedy i gdzie otrzymał o mnie
takie informacje. Załkałam. Moje oczy robiły się wilgotne, nie umiałam wykonać
nawet tej błahostki i powstrzymać potoku! Byłam wściekła, z rosnącej
wściekłości rosło również natężenie przezroczystej cieczy, która utrudniała mi
widoczność.
Czy to mój koniec? W taki sposób mam zginąć? Na środku
pustyni w drodze na turniej Ninja, uduszona przez Madare Uchihe?
Nie...
S
A S U K E
Niepokoiłem się. Nie chodziło mi oczywiście o stan zdrowotny
Sakury ani o to czy przypadkiem nie zapodziała się wśród takiego natężenia
piasku... Mogła rzeczywiście uciec. Oskarżając ją, wcale nie sądziłem, że to
zrobi. Nie obawiałem się tego. Może i jest nadpobudliwa, ale na tyle rozsądna,
by nie próbować takich sztuczek. Pięć minut dawno minęło, a ja nadal nie
dopatrzyłem się na horyzoncie żadnych kształtów przypominających jej zgrabną
sylwetkę. Czułem, że coś jest nie tak. Uparcie wmawiałem sobie, że nie należę
do żadnych psycholi mających wizje, lub przeczucia na temat czyjegoś
bezpieczeństwa, ale mój umysł naprawdę doprowadzał mnie do szału przekonując,
że jednak się mylę.
Karin, Juugo i Suigetsu pogrążył sen, mnie również coraz
ciężej przychodziło utrzymanie powiek w górze. Szlag to. Jeszcze chwila, a
zasnę. Nie mogę pozwolić jej na wykorzystanie okazji. Może przez ten czas
wróci. Zobaczy, że nie jestem świadomy i zwieje. Tego nie chcę. Potrzebuję
Medyka, potrzebuję mieć sprawnych i uleczonych ludzi, a najbardziej
potrzebuję... jej.
- Suigetsu -
oznajmiłem z powagą, trzymając go za oba ramiona i delikatnie potrząsając.
Przynajmniej mogłem zemścić się za dzisiejsza pobudkę. Hozuki zareagował dopiero po jakiś pięciu minutach,
co wprowadzało we mnie jeszcze więcej zniecierpliwienia.
- Co... co jest? -
wymamrotał masując się po głowie, jednocześnie podnosząc się do pozycji
siedzącej.
- Zaraz wrócę -
rzuciłem krótko zrywając z siebie koc.
- Dokąd idziesz?
- Sakura poszła się
przejść, ale długo nie wraca, idę to sprawdzić.
- Sakura? - zdziwił
się. - Mam iść z tobą?
- Obudziłem cię po
to, żebyś pilnował obozu, póki mnie nie będzie - powiedziałem z sarkazmem. Jak
on może myśleć używając tak małej ilości szarych komórek? Chwyciłem się za
głowę w geście politowania i kiedy Suigetsu niepewnie mi przytaknął rzuciłem
się biegiem w kierunku, gdzie przed chwilą przechadzała się Sakura. Tyle, że
ona robiła to będąc kompletnie zrelaksowana, a mnie zżerał niepokój. „Pójdę się
przejść, będę za pięć minut” - w głowie słyszałem jej słodki głosik i myślałem
ciągle o geście jakim podziękowała mi za moją łaskawość. Przytuliła mnie. I taka
idiotyczna reakcja nie pierwszy raz ją naszła. Zawsze po czymś takim moja głowa
była pełna myśli oplątanych niewidzialną nicią, pogubionym wśród tylu
stwierdzeń. Czułem to przyjemne ciepło zawsze, gdy znajdowałem się blisko niej.
Czułem tą nieogarniętą radość i... a niech to szlag. Jeśli zgubiła poczucie
czasu, pożałuje tego! Ja siedziałem dobre dziesięć minut zastanawiając się
dokąd ją podziało i... martwiąc się?
Pokręciłem zdenerwowany głową. Obawa to ludzka słabość, nie
potrzebna takiemu mścicielowi jak ja. Nie mogłem się martwić, przecież...
Martwiłem się! I doszedłem do bardziej porażającego wniosku
- ja ciągle się martwię. Będę miał w sercu to błahe i beznadziejne uczucie,
póki nie zobaczę jej bezpiecznie siedzącej wśród pustynnego piasku. Przyśpieszyłem.
Kroki stawiałem tak gwałtownie i tak szybko, że leżący na drodze piasek z
przerażenia odsuwał się na boki. Może ten widok wprawiłby mnie w nieopanowaną
wściekłość, ale wolałbym go od...
Zatrzymałem się. Zamarłem. Nie mogłem uwierzyć. W jednej
sekundzie wszystkie obawy i „błahe uczucia”, które z brakiem cierpliwości
czekały na ulotnienie się z mego serca zamiast to zrobić, nasiliły się.
Zobaczyłem Sakurę. I póki ten obraz do mnie nie doszedł byłem święcie
przekonany o jej braku punktualności, zakładałem nawet, że być może ze
zmęczenie zasnęła gdzieś wśród pustyni. Cholera! Oczekiwałem wszystkiego, ale
nie... Madary!
Powinienem być wściekły, ale moje tętno tak gwałtownie
straciło rytm, że nie czułem nic oprócz strachu.
- Sakura! -
wrzasnąłem z całych sił tak, aby zwrócić na siebie uwagę oprawcy. Kiedy
drętwica minęła, adrenalina władowała we mnie takiej energii, że w zaledwie
sekundzie całe to przedstawienie zmierzało ku swojemu kresu.
To przecież nie moja wina, że widok Haruno duszonej
bezlitośnie przez mojego trenera sprawił mi tyle bólu... niespodziewanego -
Sakura!
Hhahhaha, nasz pan najwspanialszy zaspał. Aż trudno w to uwierzyć! :D
OdpowiedzUsuńWkurza mnie Madara, za bardzo ingeruje w sprawy Sasuke. Może i mają wspólny cel, no ale bez przesady.
Bardzo podobał mi się przebieg podróży, zwłaszcza odkąd dotarli na pustynię.
Jejku, mały gest, a tak cieszy! Haruno przytuliła Uchihę.. o ile pamiętam nie pierwszy raz.
Chciałabym być na pustyni nocą. *,*
Końcówka bardzo taka... tajemnicza i dramatyczna. Szkoda mi się zrobiło Sakury. Sasuke się martwi... no dobra, ale niech ją uratuje xd