środa, 31 października 2012

Rozdział 21


Sasuke - to sen. To tylko głupi idiotyczny sen, powtarzałem sobie. Nie byłem do końca niczego świadomy, tak więc jedyne co potrafiłem zrobić to machnąć ręką i wydukać ciche Spadaj. Niestety osoba, która atakowała moje uszy nie była tak skora do odejścia. Warknąłem. Być może to by ją do tego skłoniło.
 - Szefie - usłyszałem ponownie. Tym razem głos był bardziej gniewny i zniecierpliwiony. Szefie? Tak zwraca się do mnie tylko jedna osoba. Ale czego ona tu chce? Powtórnie użyłem poprzedniej techniki i próbowałem utopić się w magicznym oceanie snów. Jak na złość teraz, oprócz denerwującego głosu poczułem jak ktoś bezlitośnie mną szarga. Zrezygnowany, wściekły i wiedzący, że nie posiadam żadnych szans, by wygrać ten pojedynek, otworzyłem leniwie oczy i pierwsze co ujrzałem to... twarz Sakury. Szczupłą, jasną i pełną spokoju. Haruno spała niczym anioł niewzruszona w ogóle tym co przez ten czas działo się wokół mnie. Pierwsze co przyszło mi do głowy? To naprawdę sen, głupi koszmar, przez który się wybudziłem. Taki scenariusz powtarza się przecież codziennie o tej porze. Jednak po czasie mój wróg - głos, doszedł do mnie raz jeszcze.
 - No nareszcie - westchnął. Dopiero wtedy odwróciłem wzrok od Haruno i obdarowałem nim osob...
Osoby?
 - Co... co wy tu robicie? - Byłem całkowicie opanowany szokiem, kiedy w pomieszczeniu ujrzałem Karin, Juugo i Suigetsu, który stał najbliżej, trzymając rękę na moim nagim ramieniu. Natychmiast, gwałtownym ruchem podniosłem się do pozycji siedzącej i zdezorientowany przeleciałem ich wzrokiem.
 - Co my tu robimy? - prychnęła Karin. - Mieliśmy wyruszyć godzinę temu, a ty jak się okazało przez cały czas naszych przygotowań spałeś z tą różową dziwką.
Odruchowo spojrzałem na nią. Nie chciałem rezygnować z tego wspaniałego widoku. Zawsze o poranku przez chwilę  mogłem się nim nacieszyć, teraz wyjątkowo było inaczej. Wściekły zdałem sobie sprawę, że... zaspałem.
 -  Która godzina? - mruknąłem przecierając zmęczone oczy.
 - Jest dziesiąta, Sasuke - odpowiedział Suigetsu z dziwnym jadem w głosie. Zauważyłem jak zaciekle obrzuca wzrokiem spokojnie śpiącą Sakurę. - Zaspałeś!
 - Domyśliłem się Suigetsu, ale dziękuję za informacje - powiedziałem z sarkazmem.
 - Pośpiesz się inaczej nie dojdziemy tam na czas - wtrącił Juugo opierając się o framugę drzwi. Z kwaśną miną przytaknąłem.
 - Niech to - Jedynie tyle zdołało ze mnie wyjść. Szybkim, lecz niezdarnym ruchem wygramoliłem się z łóżka, ale zrozumiałem, że dalej nie mogę się ruszyć ponieważ ktoś torował mi drogę. Na widoku jednak miałem wszystkich członków mojej organizacji i nie prędzej dojrzałem się obrazu, którego zupełnie się nie spodziewałem... to znaczy... powinienem się go spodziewać, ale tak nie było.
 - Denerwuje mnie twoje zachowanie, Sasuke - ostry, stanowczy głos osoby, która zdawać by się mogło doznała w życiu wszystkiego co możliwe. Nie zastanawiałem się jednak nad detalami, moje tęczówki zmniejszyły się maksymalnie, a ciało zaczęło delikatnie drżeć.
 - Madara... - szepnąłem. Przecież miał tu przybyć po tego idiotę, Eizo. Jeszcze bardziej wściekły zacisnąłem pięść i obdarowałem ciosem moją drugą rękę. Wyglądało to tak jakbym wzywał rozmówcę do walki.
 - Tak Sasuke, to ja. I dziwię się dlaczego Taka nadal tu jest - warknął.
 - W nocy mało spałem - wyjaśniłem. Napełniłem płuca powietrzem i pozwoliłem mojemu umysłowi się oczyścić. Chwilę potem doznałem niesamowitego spokoju. - Jestem już spakowany, tylko...
 - Musiałeś zajmować się swoją koleżaneczką - zakpił niespodziewanie, głosem bardziej wściekłym niż tego oczekiwałem. Wzdrygnąłem się.
 - Słucham?
 - Zamiast zabawiać się w Medykiem może skupiłbyś się na zadaniu?
Nie mogłem dowierzyć własnym uszom. Stałem jeszcze bardziej zaskoczony, niż w momencie, gdy ujrzałem wokół siebie całe to zebranie. Kątem oka starałem się dostrzec reakcje mojej drużyny. Zamarłem, kiedy każdy z nich patrzył na mnie z tą samą powagą co Madara. Jedynie Suigetsu wlepił wzrok w  Haruno.
 - Nie zabawiałem się z Medykiem! - powiedziałem pełen oburzenia.
 - To co ona robi w twoim łóżku? - zapytał. To było zdanie, które powaliło mnie w tej walce.
Ale co ja mogłem powiedzieć? Zaraz po przybyciu dostała taką karę, lecz czas leciał, a my kompletnie zapomnieliśmy o ustalonym limicie? Wiedziałem! Wiedziałem, że powinienem wysłać ją  do Eizo już wczoraj, moja głupia druga połowa, która mi to odradzała pożałuje swojego czynu.
 - Chciałem mieć ją na oku, dlatego tu śpi. A jak widzisz w pokoju jest tylko jedno łóżko - skłamałem, ale zabrzmiało to wiarygodnie. Karin chyba się przekonała, bo zrzędna mina zeszła jej z twarzy.
 - Hmm. Mam tylko nadzieję, że ona nie była powodem twojej bezsenności tej nocy.
 - Nie - odrzekłem. - Powodem było planowanie dzisiejszej podróży.
 - Więc pogratuluj sobie, bo już na początku kompletnie zawaliłeś.
Wręcz nie cierpiałem jego psychicznego znęcania się nade mną,
 - Sasuke – odezwał się Juugo - Obudź Sakurę i zacznijcie się już przygotować. Tracimy czas na takie rozmowy.
Obydwoje z Madarą posłaliśmy sobie mordercze spojrzenia. Po chwili zastygnięcia pozbierałem myśli i zerknąłem na łóżko. Haruno nadal spała. Westchnąłem. Za dużo zdarzeń jak na kilka minut po przywróceniu do świata żywych.
 - Dobrze -  szepnąłem do siebie, raz jeszcze nabierając powietrza. Zamknąłem oczy, nie na rękę był mi w tej chwili pośpiech, potrzebowałem spokoju. - Przejdź do końca korytarza i skręć w lewo, drugi pokój należy do Eizo - dodałem oschle zwracając się do Madary.
Uchiha stał jeszcze chwilę w bezruchu przypatrując się moim poczynaniom, ale w końcu odpuścił i bez słowa wyszedł z pomieszczenia.
 - Pięknie - skomentowała Karin zaraz po tym jak dźwięk zamykanych drzwi opuścił nasze uszy. - Jeszcze brakowało jego wkurzenia.
 - Karin, wy też wyjdźcie - powiedziałem pozbawiony jakiekolwiek chęci czekania, bądź negocjowania z członkami. Kierowali się ku wyjściu, lecz Juugo w ostatniej chwili przystanął i spojrzał na mnie wyczekująco. - Co jest? - burknąłem, gdy doszło do mnie, że kompan nie zamierza pierwszy się odezwać.
 - Co mamy robić?
 - Poczekajcie. Obudzę ją i szybko się ubierzemy.
 - Gdzie mamy czekać? - wtrącił Suigetsu. Rozejrzałem się dookoła. Dopiero teraz  moje oczy uderzył obraz plecaków i torb, które przyniosła ze sobą tu cała Taka. - Myśleliśmy, że będziesz już gotowy - dodał Suigetsu, widząc moje zaciekawienie bagażem.
 - Wyjdźcie z kryjówki i czekajcie na polanie. Będziemy tam za dosłownie pięć minut - powiedziałem tak jakbym im to z litości obiecał. Prychnąłem sam do siebie, za dobroć, która jakimś cudem nagle zawitała w mym chłodnym serduchu. Kiedy Taka wyszła, odetchnąłem. Irytowały mnie ich zaciekłe, podenerwowane spojrzenia - nic dziwnego. Nie byłbym w humorze wiedząc, że długo oczekiwana podróż została popsuta, niczym nowa zabawka, już na samym początku. Uwolniłem moje pieści z uścisku i spokojnie usiadłem na skraju łóżka, z zamiarem obudzenia Sakury, lecz raz jeszcze doznałem coś w stylu zdziwienia przez totalne oszołomienie. Haruno przypatrywała mi się z szeroko otwartymi oczami. W pierwszym momencie, gdy napotkałem jej wzrok, aż podskoczyłem nie spodziewając się takiego widoku.
 - Nie spałaś? - zagadnąłem utrzymując zimny i nie przyjazny ton.
 - Ciężko było spać w takiej sytuacji - powiedziała i rozpoczęła podnoszenie się do pozycji siedzącej.
 - Więc wiesz, że zmarnowaliśmy już trochę czasu?
 - Domyśliłam się. To znacznie opóźni nasze zadanie.
Miała rację. Zamyślony przytaknąłem, ale nagle zdałem sobie sprawę, że potrzebuję koniecznie dowiedzieć się pewnej informacji.
 - Ej.
 - Co?
 - Od kiedy nie śpisz?
W odpowiedzi na moje pytanie, jej usta wykrzywiły się w złośliwym uśmieszku. Mimo, iż nie oczekiwałem takiej reakcji, nie wiedząc czemu sprawiałem wrażenie jakby było inaczej.
 - Nie  łudź się, Uchiha - palnęła. - Byłam świadoma, gdy był tu Madara.
Nie chciałem pozostać odludkiem, więc również wysiliłem się na kpiarski uśmiech.
 - I tak niczego się nie dowiedziałaś.
 - Czego mogłam się dowiedzieć w takiej sytuacji, poza tym zrezygnowałam już z tego. Nie obchodzi mnie z kim utrzymujesz kontakty.
 - Nie? - powtórzyłem zaskoczony jej wyznaniem.
 - Nie.
 - Ale to dotyczy również ciebie i twojego kochasia, to z kim się zadaję...
 - Czy mi się zdaję, czy ty zachęcasz mnie do wznowienia mojego śledztwa? - przerwała podejrzliwe, nadal jednak rażąc mnie swoim pięknym uśmiechem.
 - Bynajmniej - prychnąłem. - Dziwię się czemu tak szybko zrezygnowałaś.
Podejrzane. Suigetsu na pewno zdradził jej coś o Madarze, a teraz udaje, że zwyczajnie nie obchodzi ją z kim mam do czynienia. Nie mogę odkładać tej rozmowy, kiedy tylko powrócimy z Yuki zdam się na rozsądek i usiądę z Hozuki’m twarzą w twarz, mówiąc wszystko co działa mi na nerwy w jego zbyt pobłażliwym i sympatycznym zachowaniu. Pieprzony optymista. Dodatkowo wieczny - a oni są najgorsi.
 - Nie mam na to siły. Będę po prostu leczyła i tyle, czekam jedynie, aż skończysz wojnę z tą organizacją oraz puścisz mnie i Eizo z powrotem do Konohy.
 - Myślisz, że jak skończy się wojna to cię wypuszczę?
Ach. Podziwianie jej zakłopotania i oszołomienia należało do jednych z  moich najbardziej zaangażowanych hobby. Sakura speszyła się atakiem na jej wypełnione pewnością stwierdzenie, a zaraz jakby się otrząsnęła i wysłała w moim kierunku mordercze spojrzenie.
 - Niby dlaczego? Nie będę ci już do niczego potrzebna.
 - Może i tak - burknąłem niewzruszony. - Ale spodobało mi się twoje towarzystwo - To powiedziawszy zacząłem kierować się w  stronę wyjścia.
Tym razem uda mi się powstrzymać ciekawość.
 - Masz dziesięć minut na przygotowania, kiedy przyjdę tu po torbę bądź gotowa.
 - Tak, tak - jęknęła swoje dwa znane słowa, które w momencie znudzenia i goryczy stawały się jej wiernymi kompanami. Westchnąłem tylko z rozbawieniem i nie zwracając uwagi na obecność Madary w kryjówce udałem się do pierwszego wolnego pokoju, by wziąć prysznic. Nie unikałem swojej łazienki ze względu na jej stan czystości - o nie. Tutaj każde pomieszczenie tego typu wyglądało podobnie. Uznałem, że szybciej pójdzie jeżeli ja i Sakura odświeżymy się w tym samym czasie.

Kiedy już po wykonaniu wszystkich czynności wróciłem do pokoju po bagaż, ucieszyłem się niezmiernie na widok ubranej w strój do walki Sakury, która ze spuszczoną głowa siedziała na łóżku bawiąc się czubkami swoich butów. Na trzask zamykanych za mną drzwi automatycznie wlepiła we mnie swój wzrok.
 - Gotowy? - mruknęła, w momencie, gdy ja już otwierałem usta. Nieco zdezorientowany przytaknąłem, wszedłem głębiej i zarzuciłem na ramię ogromną torbę, która - nie ukrywałem - ważyła więcej niż tego oczekiwałem. Zachwiałem się trochę pod wpływem tego ciężaru, tak, że Sakura rzuciła mi pełne kpiny spojrzenie.
 - Wielki pan Uchiha nie daje sobie rady.
 - Nie. Po prostu wielka pani Haruno spakowała tam wiele niepotrzebnych łachów – odbiłem piłeczkę.
Sakura westchnęła i z politowaniem otworzyła mi drzwi.
 - Nie trzeba było - rzuciłem z udawaną wdzięcznością i minąłem ją. Za plecami dosłyszałem się jedynie cichego mamrotu, z którego mimo wszelkich starań nic nie zdołałem zrozumieć.
W wyznaczonym przeze mnie miejscu czekała już reszta organizacji z większą ilością niezadowolenia na twarzach niż poprzednio. Zlekceważyłem to.
 - W końcu! - Karin nie mogła się obyć bez tak skonsternowanego zdania. Mierzyła Sakurę morderczym spojrzeniem, tak jakby wyrządziła w jej życiu najobrzydliwsze krzywdy. Zignorowałem to, tak samo jak całą resztę.
 - Cześć Sakura - oznajmił Hozuki.
 - Cześć, przepraszam za spóźnienie.
- Nic się nie stało - odparł i oboje obdarowali się ciepłymi uśmiechami. Chrząknąłem, aby choć na chwilę zwrócić ich uwagę.
 - Tak dla jasności - zacząłem. - Sakura podróżuje obok mnie, z przodu. Suigetsu i Juugo, tuż za nami, a Karin z tyłu będzie pilnowała czy ktoś się nie zbliża.
Chwila milczenia. Ale to tylko chwila. Byłem pewien, że za chwilę rozpęta się istne piekło. Widząc minę Karin wiedziałem już, że to ona jako pierwsza przedstawi mi swoje pretensje.
 - Ale dlaczego ja mam być z tyłu?
- Bo ja tak kazałem.
 - A dlaczego ja muszę podróżować z tobą na przodzie? - wtrąciła Sakura. - Nie potrzebuję opieki, nie mam zamiaru uciekać!
 - Twoje zapewnienia mi nie wystarczą - odburknąłem z tą samą chęcią, którą podarowałem Karin. Sakura w podziękowaniu warknęła jedynie i rzuciła pod nosem kilka wyzwisk pod moim adresem.
 - A Eizo? - zaczęła znowu. - Co z nim?
 - Madara się nim zajmie, nic mu nie będzie.
 - A skąd ja mam to wiedzieć?! - podniosła głos. Stanęła przede mną mając najwyraźniej dość oglądania mych pokaźnych pleców. Aż podskoczyłem widząc ilość żarzących się płomieni w jej oczach.
 - Mówiłem mu, że jest nam potrzebny. A teraz nie denerwuj mnie.
 - Kretyn - skomentowała i wróciła na swoje poprzednie miejsce, które znajdowało się obok Suigetsu. Przemilczałem jej uwagę, chociaż w środku miałem ochotę urządzić  jej tutaj najgorsze katusze. Jeszcze tego pożałuje, pomyślałem.
 - Hej, szefie! - optymizm Suigetsu uderzył we mnie niczym piorun.
 - Co?
 - Może ja popilnuję Sakury w czasie podróży. Gdy będzie ze mną na pewno nie ucieknie - zaproponował wykrzywiając rękę w geście pokoju. Prychnąłem. A na równi ze mną Karin...
 - Twój urok osobisty na pewno ją powali - skitowała.
 - Co to miało znaczyć?!
 - To, że jesteś idiotą!
 - Wypraszam sobie! Ja przynajmniej staram się jakoś pomóc, a ty jedynie co umiesz to przeszkadzać  i denerwować nas wszystkich!
Tu się zgadzam, przemknęło mi przez myśli. Ale to nie zmieniało faktu, iż propozycja kompana zbiła mnie z tropu. Nie było żadnej możliwości abym na nią przystał. Żadnej!
 -Ja przeszkadzam? - wyjąkała Karin. - Ja wspieram Sasuke, pomagam mu i zawsze jestem obok.
Suigetsu nie spodziewanie porzucił swoją poprzednią pozycje i podszedł do Karin kładąc rękę na jej ramieniu.
 - Spokojnie, bo od tego kłamania i wciskania kitu zaraz pęknie ci głowa - powiedział z udawaną troską. Myślałem, że Karin zirytuje to jeszcze bardziej, ale o dziwo stała spokojnie patrząc na Hozuki’ego ze znudzeniem i brakiem chęci do życia.
 - Zabieraj tę rękę! - warknęła ostrzegawczo.
 - Nie mogę! Jest przyczepiona do mojego ramienia! - widocznie Suigetsu idealnie grał przejęcie, gdyż Sakura na tą uwagę parsknęła cichym śmiechem.
 - Wiesz o co mi chodzi!
 - Dosyć! - wtrąciłem, zażenowany wymianą ich zdań. - Ruszajmy w końcu, bo przy tak inteligentnych konwersacjach na pewno nie popiszecie się na tym cholernym turnieju!
 - Jasne - odpowiedzieli zgodnie, tyle, że Karin zdążyła jeszcze dorzucić moje imię wypowiedziane w słodkiej tonacji. Westchnąłem. Gestem ręki dałem Sakurze znać, aby ruszyła na równo ze mną, co automatycznie oznaczało odrzucenie propozycji kompana. I tak miało być. Idealnie. Ranna pobudka Madary i szok jaki mnie po niej dopadł cholernie popsuły mi humor...
S A K  U R A
Z jakiej racji ja w ogóle się na to godzę? Pojęcia nie miałam jaka błahostka zaatakowała mózg Sasuke, ale on mimo moich obietnic i szczerych wypowiedzi stawiał na swoim i uważał, że nadal będę starała zrobić wszystko, by tylko się stąd wydostać, uprzykrzając im jednocześnie życie. Debilizm. Nie było trzeba talentu ani błyskotliwości, by zauważyć, iż moja sytuacja kompletnie zabrania mi wykonania choć kroku w stronę Konohy. Poza tym coraz mniej zaczęłam rozmyślać na temat wioski, zaniepokoiło mnie to. To mój dom. Jestem zobowiązana myśleć i tęsknić za nim każdego dnia, kiedy jestem pozbawiona jego widoku. Ale tak nie było! Myślałam natomiast o naszych zadaniach, misjach, treningach i co najważniejsze - o turnieju. Było to dla mnie ogromną zagadką, ponieważ nie zdarzyło się jeszcze, abym miała okazję wziąć w nim udział. Chociaż byłam pewna, że Sasuke nie pozwoli mi zmierzyć się nawet z najsłabszym zawodnikiem na arenie, dołożę wszelkich sił, aby go przekonać. Niedawno odkryłam do tego talent.
Skakaliśmy po drzewach i skakaliśmy, aż w końcu to zajęcie osiągnęło tytuł monotonii w moim życiu. Zważając na fakt, że podróż przebiegała w zupełniej ciszy. Kiedy razem z Sasuke i Juugo byliśmy w drodze do Natsuo, rozumiałam milczenie. Ani Uchiha, ani Juugo nie posiadają charakterów skorych to rozpoczynania wszelkich pogawędek. Ale nie Suigetsu! Tak więc jego niechęć do rozmowy była podejrzana, ba! Ona dawała mi znaki, że  na pewno coś się dzieje. Nawet Karin nie marudziła, choć dotąd nie miałam okazji z nią podróżować, brakowało mi tu jednego fragmentu - mojego narzeczonego. Co z tego, ze jest chamem i świnią...? Przyzwyczaiłam się do tego, że był obok i na moje szczęście dzięki Sasuke i reszcie Taki nic mi przy nim nie groziło. Tak czy inaczej, miałam dość. Od głuchej ciszy roznoszącej się wokół zaczynały boleć mnie uszy.
 - Coś się stało? - wydukałam, do końca nie pewna tego,  czy to ja muszę być kozłem ofiarnym przerywającym milczenie. Suigetsu spojrzał na mnie niczym zadufane dziecko, widzące przed sobą człowieka nie pasującego do stworzonego przez niego świata.
 - Dlaczego coś miało się stać?
 - Eee... Bo nikt się nie odzywa - wyjaśniłam.
 - Tak jest zawsze Sakura, w podróży...
 - Wolicie siedzieć cicho? - zdziwiłam się.
 - A dlaczego mielibyśmy się odzywać? - zapytał z podwójną dawką zdumienia. Nie rozumiałam tego spojrzenia na świat.
 - Żeby umilić sobie czas podróży.
Suigetsu wydawał się być zakłopotany moim argumentem.
 - Umilić? - wyjąkał drapiąc się po głowie.
 - No tak. Ja, jak jeszcze mieszkałam w Konoha i z oddziałem ANBU byłam na misjach nie było dnia, żebyśmy nie rozmawiali w czasie podróży, czasami zdawały się nawet głupie żarty - mówiłam to z bladym uśmiechem na twarzy. Każdy chyba zdał sobie sprawę, że odpłynęłam w krainę wspomnień. Moje usta mimowolnie wykrzywiały się, gdy umysł przytoczył kilka zabawnych cytatów Kiby lub ciętych ripost Neji'ego. Przez to zamieszanie w mej głowie, dopiero po czasie zauważyłam minę Suigetsu.
 - O co chodzi? - spytałam spokojnie.
 - Byłaś na misjach z oddziałem ANBU... - zauważył zaskoczony. Znowu nie rozumiałam jaki był powód do takiego oszołomienia.
 - No tak.
 - Z tego co wiem oddziały to najsilniejsze bronie wiosek.
 - No tak.
 - Więc dlaczego...
 - Sugerujesz, że jestem słaba? - przerwałam z zadziornym uśmiechem. Mój przyjaciel od razu spojrzał na mnie przepraszająco.
 - Nie! Nie jesteś słaba Sakura, tylko…
 - Więc dlaczego, kiedy mówię o ANBU, pytasz się mnie tak jakby udział w ich misjach był dla mnie niemożliwy?
 - Eee… ja nie to miałem na myśli, tylko...
 - Dla twojej wiadomości, swojego czasu brałam udział w każdej misji! I powiem ci więcej, byłam przywódczynią.
Zamarł. Tak jak myślałam. Ale ta wiadomość poirytowała mnie i znacząco wjechała na moją ambicję. Mam rozumieć, że w tej organizacji moja opinia stacza się do Słaba...? Ale ja nie byłam słaba. To moja psychika często nie mogła sobie poradzić, wolę walki miałam tak samo silną, nie mówiąc o umiejętnościach. Szkoda, że nie mogłam zaatakować tymi argumentami Naruto, kiedy zdejmował mnie z tytułu lidera w ANBU. Jednak w moim umyśle znajdowało się zbyt wiele pytajników, by wymyśleć jakieś sensowne wypowiedzi.
W momencie, gdy oznajmiłam im, iż znajdowałam się w czołówce Konohy swoim spojrzeniem nie zaszczycił mnie wyłącznie Suigetsu, lecz reszta członków Taki, łącznie z Sasuke.
 - Medyk liderem, dobre sobie - prychnął zjadliwie. Żyłka na moim czole zaczęła niebezpiecznie pulsować.
 - Daruj sobie, Uchiha - szepnęłam. Miałam zamiar doprowadzić do olbrzymiej kłótni, ale wzięłam pod uwagę długą podróż, która czekała przed nami. Nie chciałam aby, przebiegała w atmosferze konfliktu i nieudogodnień.
Na tym się skończyło. Suigetsu pomęczył mnie jeszcze pytaniami „Czemu wcześniej nie mówiłaś?” lub „Jesteś taka silna?” chociaż to ostatnie brzmiało dla mnie zbyt ironicznie. W głębi doskonale wiedziałam, że każdy tutaj uważał mnie za słabą. Dałam tego popis od razu, gdy cała czwórka zjawiła się w Konoha, aby mnie pojmać. Ech, niezłej dorobiłam się opinii, nie ma co.
Suigetsu chyba przyjęła się moja atmosfera i wziął sobie do serca poprzednią rozmowę, gdyż od razu w czasie podróży zrobiło się raźniej. Pomijając kłótnie z Karin jakie wybuchały, najbardziej entuzjastycznie nastawiony członek Taki obdarowywał nas wieloma opowieściami i kawałami. Nie ukrywałam, że uśmiałam się i to niejednokrotnie. Niektóre były naprawdę dobre. Nie działały tylko na jedną osobę. Na Sasuke. Nawet u Juugo kątem oka widziałam rozbawienie, a czarnowłosy przywódca mknął obok mnie z kamiennym wyrazem twarzy. Jeśli na jego twarzy choć raz zawitał uśmiech musiał być bardzo dyskretny i... krótki, gdyż ja osobiście kontrolowałam zachowania Sasuke. Na marne. Coś go gryzło i tego byłam pewna w stu procentach, tak samo jak faktu, że choćbym błagała go na kolanach o wszelkie informacje, otrzymanie ich byłoby niemożliwe. Może niepokoi go ta druga organizacja, z którą mają konflikt? Dziwne. Podróż mijała w zadziwiająco spokojnej atmosferze. Tak jak było umówione mieliśmy robić postoje po pięciu godzinach podróży, lecz Sasuke za swoje spóźnienie dołożył nam półtorej, które były zaległe. Nie protestowałam, mimo, iż wiedziałam, że cierpimy za jego błędy. Osobiście jego pomysł nie przypadł mi do gustu, wizja pustynnej przestrzeni i mojego zmęczenia, które osiągnęło już wysoki poziom, nie za bardzo mi się uśmiechała. Udawałam jednak silną. W normalnym stanie, wyjąkałabym wszystkie swoje żale Sasuke. Nawet jeśli jego duma miałaby ucierpieć, rozsądniej byłoby zatrzymać się tuż przed pustynią, by zebrać na ten klimat wszelkie siły. Tym czasem wejdziemy na jej obszary wykończeni, spoceni, z brakiem chęci do życia.

I tak też się stało. Może i ja nie miałam siły na kłótnie i negocjowanie, lecz pozostali członkowie Taki nie zważali na twarze zalane potem i serce, które ledwo poruszało ich klatkami piersiowymi, byli gotów zrobić wszystko by zniszczyć życie Sasuke za swoją bezmyślną decyzję. Nikogo toteż nie zdziwiło, kiedy Suigetsu bez słowa zatrzymał się i usiadł zdyszany na gorącym piasku. Zerknęłam na Uchihe. Sasuke westchnął i o dziwo poszedł w ślady towarzysza.
 - Szefie, to jest nie do wytrzymania! - jęknął widząc, że lider podchodzi do niego surowym krokiem. Zgadzałam się z Suigetsu w każdym calu. Na niebie nie widniała żadna chmura, słońce znajdowało się prosto nad nami i było tak intensywne, że najmniejsze spojrzenie w górę, od razu czekała surowa kara w postaci solidnego porażenia.
Przewidywałam różne scenariusze. Sasuke podejdzie do niego, Hozuki dostanie porządnego gonga w twarz i cała Taka ruszy dalej, by zmieścić się w czasie sześciu i pół godziny. Jednak do głowy nie przyszło mi, że Uchiha siądzie po turecku tuż obok niego, zamykając pełen spokoju oczy. To wydarzenie wywołało na naszych twarzach niemałe zdziwienie, łącznie z Suigetsu, który z zaskoczenia, aż odsunął się od swojego pana.
 - Postój? - zapytała pełna nadziei Karin dosiadając się.
Uchiha, nadal utrzymując powieki na dole, potaknął jej obojętnie. Poczułam ulgę. Z niczego tak się nie cieszyłam, jak z uniknięcia jeremiady, która zapewne miałaby swoje miejsce gdyby nie ustęp Sasuke. Ale on również był zmęczony, uśmiechnęłam się delikatnie widząc pojedyncze kropelki potu na jego twarzy.
 - Idealnie - szepnęłam do siebie, w momencie gdy moją twarz zaatakował lekki wietrzyk. Nie oczekiwałam na niego, ani nie liczyłam na wystąpienie. Ale cała Taka odetchnęła z przyjemności, kiedy załaskotał ich skórę.
Wszyscy siedzieli już w niewielkim kółku, ale ja nadal stałam chcąc choćby w procencie ocenić miejsce pobytu. Nie była to typowa pustynia, zalana gęstym piaskiem, o nie. Skaliste wzgórza - to jako jedyne stanowiło widok. Blisko takiego wzgórza zatrzymał się właśnie Suigetsu. Było olbrzymie. Otoczenie przypominało kanion, lub coś podobnego. Wejście na niego zajęłoby wiele czasu. Piasek również nie był zwyczajowy. Występował w małych ilościach, a większość jego ziarenek znajdowała się już skamieniała w gruncie.
 - Co robisz? - z zamyślenia wyrwał mnie chłodny głos Sasuke.
 - Nie martw się, nie kombinuje planu ucieczki - rzuciłam z ironią, siadając obok niego. Uchiha pokręcił głową z politowaniem i oparł się o skalistą ścianę, która stanowiła bok wzniesienia. Poszłam w jego ślady.
 - Zostaniemy tu na noc? - zapytał Suigetsu. Dopiero teraz doszło do mnie, że pozostała trójka organizacji zaciekle prowadziła rozmowy, na których ja nie potrafiłam się skupić.
 - Która godzina? - Sasuke zdawał się nie być chętny to zmarnowania czasu na odpoczynek, choć w głębi wiedziałam, że również tego potrzebował.
 - Dochodzi siedemnasta – wtrąciłam.
 - No Sasuke! - jęknął Suigetsu. - Jest już późno, możemy tu zostać, za chwilę się ściemni i nasza podróż i tak będzie bezsensowna.
 - Ale jutro wyruszamy z rana.
 - Niech będzie - westchnął.

Koło dwudziestej Suigetsu zawalił mówiąc, że całą noc spędzi na opowiadaniu strasznych historii przy ognisku. Okryty kocem leżał na piasku pochłonięty objęciami Morfeusza. Uśmiechnęłam się. Karin i Juugo również byli bardzo zmęczeni, sen dopadł ich w tak samo szybkim tempie. Mrok w całości ogarnął pustynie, a wraz z nim zimno. Było naprawdę przyjemnie. Nie sądziłam, że na pustyni będę potrzebowała źródła ciepła, czyli ogniska, które udało nam się rozpalić.
Kątem oka zerknęłam na Sasuke. Siedział w tej samej pozycji oparty o ścianę. Jego również pogrążył sen, mimo, że ustawiony był na stróża przez najbliższe trzy godziny. No trudno, i tak nie chciało mi się spać, więc mogłam przejąć jego rolę na swoje barki. Jestem zbyt dobra, a przecież i tak nie dostanę za to żadnego podziękowania. Jeszcze raz przeleciałam wzrokiem wszystkich zebranych i kiedy byłam już pewna ich braku świadomości, doszło do mnie, że przydałoby się zgasić żarzące się na tle bezgranicznej ciemności płomienie. Ale to potem! Najpierw wyprostuję nogi i przejdę się zobaczyć czego możemy się spodziewać na jutrzejszej drodze. Może doglądnę się jakieś oazy. Brakowało mi tu drzew, dzięki nim mogłam przynajmniej określić znacznie dalszy stan drogi. Tu byłam zdana na mój wzrok. Do gry wchodziły również wzgórza, niestety nie byłam na tyle chętna do życia, by wspiąć się na jedno z nich. Powoli wstałam, tak aby nikogo nie zbudzić i otrzepałam tył z piasku i gruzu. Czułam się fenomenalnie. Wizja spędzenia nocy pod gołym niebem, które wynagrodziło naszą podróż i okryło się pięknym i wielkim prześcieradłem gwiazd, zakorzeniła u mnie ziarenka radości. Nie mogłam odwrócić od nich wzroku i podziwianie pejzażu zajęło mi dobre kilka minut. Poczułam jak wiatr delikatnie bawi się moimi włosami i wprawia je w pozbawiony wszelkiego rytmu taniec. Zdawał się być tak lekki i powolny, jednak zdołał poruszać moją fioletową podkoszulką i czarnymi spodenkami. Zastanawiałam się czy w Konoha również gwiazdy mają teraz swoją świetlność, ich widok był doprawdy wzruszający. W wiosce nigdy czegoś takiego nie widziałam, uznałem więc, że są to uroki pustyni. Lecz nie był to czas na wracanie do wspomnień i dumanie nad niepotrzebnymi rzeczami. Na razie miałam inny dom i bacząc na siłę oraz zawziętość członków tego domu prędko się nie wydostanę. Nie mogłam tęsknić za Konohą...
Ze zdeterminowanym wyrazem twarzy poprawiłam pasek z kunai'ami i kaburę założoną po lewej stronie. Nie będę tęsknić za domem, ale też na pewno nie zezwolę członkom Taki na uważanie mnie za słabą i bezużyteczną. Dla Sasuke stanowię jedynie osobę leczącą rany, jedynie Medyka. Przekona się, że kryje w sobie siłę o jakiej nawet mu się nie śniło. W końcu nie bez powodu byłam liderem oddziału ANBU w Konoha. Najsilniejszego spośród wszystkich wiosek. Nabrałam do płuc sporą dawkę powietrza i z zaciśniętymi pięściami zaczęłam kierować się w nieznaną mi stronę.
 - Nie planujesz ucieczek, co? - usłyszałam za sobą. Nawet nie musiałam słyszeć tonacji głosu. Wystarczyło, że ktoś podałby mi na kartce to pytanie, a ja od razu oznajmiłabym kto był jego nadawcą.
 - Nie planuję - warknęłam w odpowiedzi, nawet się nie obracając. - Idę się przejść.
 - Myślisz, że ci na to pozwolę?
Tylko nie to, pomyślałam. Cholera. Nie mam siły na udowadnianie mu swojej czystości duszy. A żeby tego dokonać trzeba naprawdę wielkiej energii, tymczasem ja miałam jej zaledwie gram...
Jęcząc głośno upadłam na ziemię obok niego, na powrót opierając się o skalistą ścianę.
 - Możesz uciec - dodał po chwili milczenia obserwując zaciekle wirujące w wietrze płomienie.
 - Przecież nie ucieknę. Mało ci sytuacji, w którym miałam szansę, a nie zrobiłam tego?
 - Sakura, znam cię - powiedział z politowaniem. - I wiem doskonale, że nikt nie dorówna ci w poziome kombinowania. Tamte wydarzenia mogłaś tak potraktować, by mnie zmylić.
Prychnęłam.
 - Mi nikt nie dorówna w kombinowaniu, a tobie za to w wyolbrzymianiu rzeczy i wymyślaniu scenariuszy, które normalnie są niemożliwe. Taka jest o wiele silniejsza ode mnie. Myślisz, że byłabym na tyle głupia, żeby uciec... To oczywiste, że mnie złapiecie.
 - Ja wiem, że to oczywiste - uśmiechnął się nagle, przenosząc na mnie swój wzrok. Pod wpływem tego głębokiego i pełnego czerni spojrzenia ciarki przeszyły całe moje ciało, a pewność swoich słów i brak wstydu nagle ulotniły się w powietrzu. - Ale nie chcę tracić czasu na pogoń za tobą.
 - To nie trać, tylko mi zaufaj - szepnęłam poważniejąc jeszcze bardziej. Nadzieja na powrót prysła w mojej duszy już dawno temu... tak właściwie od momentu, w którym zdałam sobie sprawę, że liderem organizacji, która mnie porwała jest właśnie Sasuke.
Ale ja się przez niego tyle nacierpiałam. Co jeśli znowu mi się to przydarzy? Uchiha to egoista i osoba nie zważająca nawet w malutkiej części na uczucia innych - muszę dokonać wszelkich starań, aby scenariusz sprzed paru lat nie znalazł swojej powtórki w teraźniejszości.
Oczy Sasuke na krótką chwilę napełniły się zdziwieniem, ale zaraz potem ponownie przybrały nutkę obojętności. Tak właściwie, beznamiętnie reagowałam na zmiany jego humorków. Czy był zły, czy radosny, czy też ogarnięty smutkiem, jego głębokie spojrzenie zawsze wprawiało moje serce w znacznie intensywniejszą pracę.
 - Nie mogę ci zaufać - rzekł po chwili milczenia.
 - Dlaczego?
 - Nigdy nie wiadomo co strzeli ci do głowy...
 - Nie mam żadnych możliwości, więc co ma mi niby strzelić?! - przerwałam, mimo, że podniosłam głos o kilka tonów, zrobiłam to na tyle cicho, by nie zbudzić śpiących towarzyszy.
 - Nie wiem - przyznał.
 - No więc...
 - Ale nie wiem też czy to rozsądne, tak bardzo ryzykując?
 - Życie byłoby nudne bez ryzyka - zagadnęłam z szerokim uśmiechem. Wyszczerzenie mojego uzębienie chyba podziałało, gdyż Sasuke odwzajemnił gest, jednak swoim spokojniejszym i chłodnym sposobem.
 - Teraz nie mam ochoty na ryzyko...
 - No Sasuke - ponownie weszłam mu w słowo. - To będzie pięć minut, przejdę się za to wzgórze i przy okazji zobaczę jaka droga jutro nas czeka.
 - Jest ciemno – zauważył, a moje policzki oblały się rumieńcem. Rzeczywiście jest ciemno. Jak ja do cholery chciałam ocenić jutrzejszą drogę?! Walnęłam się porządnie w czoło, mając nadzieję, że to uderzenie sprawi, iż cała moja głupota nagle wyparuje.
 - To nie zmienia faktu, że muszę rozprostować kości!
 - To stań sobie i pochodź w kółko.
W tym momencie obrzuciłam go wzrokiem mówiącym „Chyba sobie żartujesz?”. Nigdy go nie przekonam. Ostatnio zrobił się bardziej uparty niż wcześniej.
 - Jesteś uparta - skomentował. Czyżby Uchiha czytał w myślach? To by wyjaśniało jego wiedzę na temat moich wszelkich słabości. To dlatego bez przerwy wpatruje się we mnie tą czernią - wie, że to na mnie działa.
 - Sasuke...
 - Idź - rzucił krótko. Ton był stanowczy i jednocześnie głoszący, abym więcej go o to nie męczyła. Mój uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe... byłam tak szczęśliwa, że nawet nie zauważył jak odruchowo wtuliłam się w jego ramię i z wypiekami na twarzy wysapałam ciche „Dziękuję”. Gdy doszła do mnie miara mego czynu, natychmiast się odsunęłam i odchrząknęłam gwałtownie. Sasuke patrzył na mnie kompletnie zszokowany.
 - Przepraszam - szepnęłam odwracając wzrok.
 - Twoje reakcje są nadpobudliwe - oznajmił, a mi do głowy automatycznie nasunął się obraz okazywania mojej wdzięczności w lesie, kiedy to odwołał Jutsu przywiązujące mnie do drzewa.
 - Wiem! - wstałam i nagle poczułam jakby całe wcześniejsze zmęczenie gdzieś odeszło, dumnie ruszyłam przed siebie. Chwilę potem wzgórze zasłoniło mi obraz obozu i wpatrującego się we mnie Sasuke. Do mojej głowy napłynęła myśl o zaproszeniu go na przechadzkę.
Nie ma mowy, oznajmiłam stanowczo swojemu sercu. Dzisiaj górę bierze rozsądek, poza tym im więcej czasu z nim jestem ,tym bardziej wspaniale się czuję, a to z pewnością stanowiło zły znak.
Odprężyłam się. Może i byłam w czasie ciężkiej podróży na turniej Ninja, gdzie z pewnością spotkam wielu silnych ludzi, lecz ta chwila była punktem kulminacyjnym. Okryłam tęczówki powiekami i z całych moich sił skupiłam się. Jestem Sakura Haruno. Jestem wolna, nie należę do żadnej organizacji, nie tęsknię za przyjaciółmi, nie mam żadnego celu w życiu, prócz bycia bezgranicznie szczęśliwą. Ale czy osoba, z która planuję spędzić resztę życia naprawdę mi to szczęście ofiaruje? Niegdyś często było to tematem moich przemyśleń, lecz dzięki Sasuke to się zmieniło. To jedyna rzecz, którą mu zawdzięczam przez moje porwanie. Uchiha sprawił, że przyszłość stała się dla mnie niewiadoma. Sam zaapelował, że nie wypuści mnie po skończeniu całej tej wojny - czego więc mogę oczekiwać? W duchu modliłam się, aby ślub z Eizo nigdy nie miał miejsca, lecz powstrzymanie tego wydarzenia wiązało się również z wieczną obecnością u boku Sasuke, a to zaś automatycznie przynosiło tęsknotę za przyjaciółmi. W końcu nie ma żadnych szans, aby sprowadzić go z powrotem do Konohy, nawet nie ośmieliłam się tego spróbować. Poza tym nie chcę. Naruto, tak jak ja, zawdzięcza Sasuke ból i nieprzespane noce, jeśli on wróci, cierpienie razem z nim. Z początku przyzwyczajenie się do jego egzystencji tuż obok było niemożliwe, teraz jednak, czy gdybym wróciła do wioski... cholera! Brakowałoby mi go. Brakowałoby mi tego dogryzania, zaczepnych uwag i łobuzerskich uśmiechów... z przyzwyczajenia, którego z początku w ogóle miało nie być, zrobiła się nieprzerwana chęć bycia u jego boku.
Sakura, idiotko!
Poronienie Hinaty było tematem tabu, ale z tym zdołałam się uporać, nie wtrącało się to w moje myśli od czasu rozmowy z Sasuke na polanie. Znowu Sasuke. On jest wszędzie... potrząsnęłam głową i otworzyłam oczy. Przysięgam na wszystko, że nie zdobędzie mojego serca, nie tym razem. Jestem bowiem pewna, że cała historia zakończy się tak jak poprzednim razem.
To mściciel, nie człowiek.
Pomimo wszystko, wolałam być z nim, niż z Eizo. A mogę być z nim, rezygnując z Konohy... Chore, bezsensowne myśli. Nazbierało ich się zbyt wiele. Swój stan umysłowy znowu zawdzięczam Sasuke. Absorbowałam się nad jego nagłą decyzją. Nie chciałam opuszczać jego pokoju. To Sasuke grał tu mordercę i groźnego przestępcę poszukiwanego przez Konohę, lecz to właśnie u jego boku czułam się bezpieczna.
Nagle w bezgranicznej ciemności dojrzałam coś, co zwykło nie pasować do reszty krajobrazu. Nie dostrzegłam tu przedtem żadnego rosnącego kaktusa, a kształt widziany przeze mnie mógł być wyłącznie tą rośliną.
Zastygłam w bezruchu, gdy widoczny przeze mnie przedmiot poruszył się. Moje oczy maksymalnie rozszerzyły się. Serce zabiło mocniej. Trochę się bałam, ale nie okazując tego postanowiłam sprawdzić czym, lub kim jest przedmiot na drodze. Zacisnęłam pięści i zmarszczyłam brwi, po czym ruszyłam przed siebie. Stawiałam szybkie i stanowcze kroki, chcąc jak najprędzej dowiedzieć się prawdy i zatrzymać stan strachu, który rosnął wewnątrz mnie z każdą sekundą. I w końcu ciekawość została zaspokojona. Byłam już pewna, że przede mną stoi człowiek. A wzorując na sposobie stania owej postaci i czerwieniu na jego odzianiu, który najwyraźniej był płaszczem, moje wątpliwości zaczęły znikać. Z przerażeniem wmawiałam sobie, że to niemożliwe i postać, którą mam przed sobą wcale nią nie jest. Może mam obsesję? Może przez moją chęć śledztwa i dowiedzenia się prawdy straciłam kontrolę nad moim umysłem?
 - Sakura - usłyszałam, gdy byłam już niemal kilka metrów od niego. Wyrok już zapadł. Było bowiem wiadomo, że osoba stojąca przede mną to nie kaktus, ani wszelkie inne dziwactwa, lecz...
 - M-m-madara? - wydukałam. Nie ukrywałam już lęku, bałam się. Przestałam się spodziewać biegu wydarzeń i układać scenariuszy, potomek klanu Uchiha i tak zdoła mnie zaskoczyć swoim zachowaniem. - Czego chcesz? - dodałam, gdy oswoiłam się już z zaistniałym faktem.
 - Mi też miło ciebie poznać - wysyczał.
Nie mogę być przerażona. Wzięłam głęboki oddech, prosząc tajemnicze siły, aby ten sposób zadziałały i zwolnił rytm mojego tętna.
 - Długo czekałem na to spotkanie - mówił dalej. - Już wcześniej wiele o tobie słyszałem i kiedy dowiedziałem się, że jesteś Medykiem Sasuke, nie ukrywam, bardzo mnie to ucieszyło...
 - Nie obchodzi mnie ile czekałeś na spotkanie ze mną, nie jestem ciekawa również rzeczy, które o mnie słyszałeś. Chcę wiedzieć czego tu chcesz - przerwałam stanowczo. Mój głos był tak groźny, że sama zdziwiłam się jego wydźwiękiem. Przynajmniej tuszował strach.
 - Hmm - wydukał, uśmiechając się złowieszczo. - Jesteś dzisiaj dość niemiła. Zły dzień?
 - Czego chcesz? - powtórzyłam zniecierpliwiona. - Co ty w ogóle tutaj robisz? Miałeś pilnować Eizo ...
 - Eizo - szepnął w zamyśleniu.
Fakt, że tu był dawał mi kolejne podejrzenia. Śledzi nas. Czy on ma zamiar obserwować każdą minutę naszej podróży i tego co zapewne będzie działo się na turnieju? Nie znałam go zbyt dobrze, ale wiedziałam już, że nigdy nie obdarzę gramem sympatii. Cała drżałam. Zaatakuje mnie? Zabije? Zacznie wrzeszczeć i sprawi, abym błagała go o litość? Z ilości niewiedzy, którą w sobie miałam moje oczy płonęły niczym ogień przy naszym postoju.
 - Dlaczego przejmujesz się losem Eizo? - zapytał nagle.
Zamilczałam. Jakie informacje posiada na temat mojego narzeczonego, co wie na temat naszych relacji. Nie chcę sprawić kłopotu Sasuke, ale również nie chcę uprzykrzyć życia Eizo...
 - Wypadałoby martwić się o losy swoich towarzyszy z drużyny - wycedziłam po chwili ciszy. Mord w oczach Madary jeszcze bardziej się pogłębił.
 - Martwić się o towarzyszy? - prychnął. - Jakie to głupie i bezsensowne.
 - Powiesz mi w końcu czego chcesz, czy będziesz prawił mi swoje mądrości?
Odruchowo zrobiłam kilka kroków do tyłu, gdy ten zaczął się zbliżać. Jednak na kilku krokach się skończyło, co dało mi powód do radości. Patrzyłam na niego, jakby to on był winny za całe zło, które rozprzestrzenia się po świecie, jednak stał niewzruszony. Bez emocji na twarzy. Dopiero po chwili usta Madary ponownie wykrzywił uśmiech.
 - Widzisz Haruno, mam wielki problem - powiedział udając zakłopotanego. - Problem, który dotyczy ciebie.
 - Mnie?
 - O tak. Obawiam się, że twoje służenie Tace jako Medyk niedługo się skończy, Sasuke musi znaleźć sobie kogoś lepszego.
W jednej chwili wszystkie moje emocje wyszły na zewnątrz. Przestałam prezentować mu kamienną i pewną siebie twarz, przestałam powstrzymywać drgania i gęsią skórkę, która sama wychodziła, kiedy nachodziła mnie myśl o ilości zła jaką wyrządziła osoba stojąca przede mną.
 - Co masz na myśli? - wydusiłam z siebie.
 - Jesteś za słaba - syknął. - Może i jako Medyk stoisz na podium, jednak twoje umiejętności Ninja nie są zachwycające.
 - A skąd ty niby możesz wiedzieć na jakim poziome znajdują się moje umiejętności?! - Nie wytrzymałam. Podniosłam ton i nawet nie baczyłam na rozbity niedaleko obóz. - Nic o mnie nie wiesz.
Uśmiech rozmówcy poszerzył się jeszcze bardziej. Po upływie kilku sekund wydobył się z niego cichy, lecz przepełniony nienawiścią śmiech. Zamarłam. Brzmiał on tak dźwięcznie i złowieszczo, od samego słuchania miałam ochotę uciekać i oznajmiać wszystkim innym jak bardzo Madara jest groźny.
 - Co w tym śmiesznego? - wreszcie coś z siebie wydobyłam, stając jednocześnie w obronnej pozycji. Intuicja podpowiadała mi, że zaraz coś sie stanie. Musi.
 - Spójrz na siebie. Spójrz na sposób w jakim broniłaś się przed Taką. Wyglądałaś wtedy jak bezbronny człowiek nie mający pojęcia o świecie Ninja.
 - Obserwowałeś mnie! - warknęłam wściekła.
 - Nie pochlebiaj sobie – roześmiał się. – Obserwowałem Sasuke, nie ciebie.
 Nie mogłam dowierzyć temu co odbierają moje uszy. Umysł zaczął podsuwać mi obrazy jego reakcji podczas oglądania moich starć. Naprawdę były żałosne, sama będąc obserwatorką jednej z nich wybuchłabym gromkim śmiechem.
Ale podczas tych walk zawsze była rzecz, która nie pozwalała mi się skupić. Kiedy Taka mnie zaatakowała w pobliżu znajdował się Eizo. Nie wiedziałam wtedy jak się zachować, nigdy nie znalazłam się z nim w takiej sytuacji. A Natsuo? Wtedy przepełniona byłam pewnością siebie co nie raz mnie już zgubiło. Jednak nie potrafię uczyć się na swoich błędach. Z wściekłości mój wyraz twarzy zmieniał się na zrezygnowanie.
 - Jesteś słaba - powtórzył znowu, razem z charakterystycznym rechotem. - Nie potrzebujemy takich w drużynie.
 - Ale Sasuke potrzebuje Medyka - szepnęłam. - Sam powiedział mi, że w tej organizacji będę spełniała jedynie tą funkcję.
 - Sasuke sam nie wie co mówi, jest zaślepiony.
 - Zaślepiony?
 - Nieraz potrafi się zgubić, a ja pomagam mu odnaleźć właściwą drogę - zakończył wypowiedź i delikatnie spuścił głowę wlepiając wzrok w poruszające się po całej pustyni ziarenka piasku. W nim panował spokój, a wewnątrz mnie walka. Nie mogę być słaba! Nie po to tyle trenowałam i starałam się wbić na szczyt zaraz po wyleczeniu się z miłości do Sasuke, żeby teraz być w taki sposób obrażana. Zatrzymałam drgania. Uspokoiłam serce.
 - Kim ty w ogóle jesteś, że rozkazujesz Sasuke?
 - Powiedzmy, że mamy wspólny cel - to nas połączyło.
 - Jaki cel?
 - Cha! Jesteś za bardzo ciekawska, Haruno - rzekł robiąc kilka kroków do przodu, lecz tym razem się nie cofnęłam. Jak ma nie uważać mnie za słabą, skoro wyglądam jak ofiara losu stojąc i patrząc na niego ze strachem?
 - Ciekawość to jedna z moich cech, która mi się podoba - powiedziałam z zadziornym uśmieszkiem. Ma poprawa humoru podziała na jego. Zamieniliśmy się rolami, teraz to on spoważniał.
 - Mam nadzieję, że wiele nie będziesz wtrącała się w sprawy Taki, skoro masz zamiar być jedynie Medykiem.
 - Nie jestem słaba - warknęłam. - Nie miałam okazji się popisać!
 - Teraz masz okazję - wysyczał.
 - Co? - zdziwiłam się. Mam to potraktować jako propozycję? Dopadła mnie drętwica, więc stałam w oczekiwaniu na dalsze potoczenie się mych losów.
 - Problemy ze słuchem? - zakpił. - Popisz się, udowodnij mi, że na coś się nadasz w tej organizacji.
Powinnam się cieszyć, że chce mnie wykopać, w końcu wtedy wróciłabym do Naruto, lecz ten koleś za bardzo wjechał na moją ambicję. Duma nie pozwoliła mi zlekceważyć jego słów, a wręcz rozkazała sprawić, aby na jego twarzy wyskoczył zachwyt i zdziwienie. Zacisnęłam zęby tak mocno, że aż zapiszczały pod wpływem gwałtownego uderzenia. Byłam pełna gniewu i chęci udowodnienia mu mej wartości. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że właśnie taki cel chciał osiągnąć Madara. Zdenerwować mnie. Ale ja się nie dam - spokojnie rozegram cały pojedynek i z uśmiechem wrócę do Sasuke.
 - Bez problemu - mruknęłam do siebie z chęcią walki i szerokim uśmiechem. Moja dłoń w jednej sekundzie okrążyła się zieloną poświatą, a ja spokojnie obmyślałam strategię. Było mało czasu, a rywal z pewnością nie grzeszy słabością, trzeba było wykazać się podwójnie. Zamknęłam oczy. Usłyszałam szmer jego peleryny, a kiedy usunęłam z widoku powieki Madara stał już w pozycji gotowej do odebrania wszelakiego ataku. Przestrzeń była pozbawiona drzew, krzewów lub skał, więc krycie się nie wchodziło w grę.
 - Gotowa - powiedziałam znowu i z determinacją ruszyłam na niego. Jeśli myśli, że jestem niegodna bycia w Tace grubo się myli! Skupiłam się i przekazałam energię do mojej drugiej ręki. Kiedy znajdowałam się już milimetr od niego obie moje dłonie żarzyły się od chakry. Ponownie zamknęłam oczy i pozbawiając się widoku pchnęłam do przodu. Nie ma już szans na unik lub ucieczkę - byłam zbyt blisko.
Jednak moje mknięcie w jego kierunku trwało stanowczo za długo. Wzdrygnęłam się, gdy wokół swojego ciała poczułam dziwną energię, aurę, która zawzięcie mnie otaczała i dziwnie na mnie działała. Przerażona otworzyłam oczy, a kiedy doszło do mnie to co się dzieje, zachciało mi się wyć ze strachu. Przeniknęłam go. Po prostu go przeniknęłam jakby był duchem lub iluzją. Musiałam jednak zachować zdrowy rozsądek, gdy tylko przez niego przeszłam, aura zniknęła, a je klęcząc na piasku obróciłam się z podarunkiem w postaci morderczego spojrzenia.
 - Gotowa, tak? - prychnął krzyżując ręce na piersiach. - Jesteś za bardzo porywcza Haruno.
 - Nie będziesz mnie pouczał! - krzyknęłam i ponownie się na niego rzuciłam. Tym razem nie użył tej samej techniki. Zwinnie unikał każdego mojego ciosu lub zatrzymywał. Znowu nie potrafiłam skoncentrować się na walce, ponieważ ciągle myślałam nad jego poprzednim Jutsu. Nigdy o czymś takim nie słyszałam, ani tym bardziej nie doświadczyłam. Jak on to zrobił?
Nim zdążyłam zareagować, zostałam obdarowana mocnym kopniakiem w brzuch. Z bólu moje gałki oczne niemal wyleciały, a ciało zgięło się na pół. Kilka kropel krwi, które wydobyło się z moich ust mocno uderzyło w ziemie brudząc ją szkarłatną czerwienią.
 - Au - szepnęłam chwytając się obiema rękoma za bolące miejsce. Lecz nie trwało to długo. Madara podszedł do mnie i chwycił jedną ręką za kark unosząc do góry tak, że nasze oczy znajdowały się na tej samej wysokości.
 - Może i masz pełnić rolę Medyka w Tace, lecz musisz potrafić się obronić samodzielnie. Sasuke nie będzie tracił czasu na pilnowanie kogoś takiego jak ty, Haruno.
Chciałam się bronić. Wrzasnąć ile siły jeszcze w sobie posiadam, ile mogę mu pokazać. W końcu jedna z moich najpotężniejszych technik, której nauczył mnie sam Deidara nie została jeszcze ujawniona. Jednak na nią potrzeba sporo siły i pewności, że kiedy ją zakończę znajdę się pod odpowiednią opieką. A ja byłam na pustyni, sama z moim wrogiem, a jedyna deska ratunku znajdowała się kilkadziesiąt metrów ode mnie nie wiedząc nawet co dzieje się za jego plecami.
Madara ścisnął mocniej. Jęknęłam z bólu, czułam jak zaczynam się dusić. Przecież mnie nie zabije. A co z Medykiem? Muszę nim być...
 - Przejęłaś techniki samej Tsunade - mówił dalej z przekonaniem do własnych racji. - Twoje umiejętności Medyczne są imponujące i nie musisz mi nawet tego udowadniać. W wioskach wiele sie o tobie mówi... Ale to ci nie wystarczy, aby przeżyć - Posmutniałam. Determinacja odeszła. Poddałam się. Zresztą co mogę zrobić w takiej sytuacji? Choć byłam ciekawa, nie mogłam nawet dowiedzieć się skąd zna moją dawną trenerkę. Nie mogłam nawet zapytać kiedy i gdzie otrzymał o mnie takie informacje. Załkałam. Moje oczy robiły się wilgotne, nie umiałam wykonać nawet tej błahostki i powstrzymać potoku! Byłam wściekła, z rosnącej wściekłości rosło również natężenie przezroczystej cieczy, która utrudniała mi widoczność.
Czy to mój koniec? W taki sposób mam zginąć? Na środku pustyni w drodze na turniej Ninja, uduszona przez Madare Uchihe?
Nie...
S A S U K E
Niepokoiłem się. Nie chodziło mi oczywiście o stan zdrowotny Sakury ani o to czy przypadkiem nie zapodziała się wśród takiego natężenia piasku... Mogła rzeczywiście uciec. Oskarżając ją, wcale nie sądziłem, że to zrobi. Nie obawiałem się tego. Może i jest nadpobudliwa, ale na tyle rozsądna, by nie próbować takich sztuczek. Pięć minut dawno minęło, a ja nadal nie dopatrzyłem się na horyzoncie żadnych kształtów przypominających jej zgrabną sylwetkę. Czułem, że coś jest nie tak. Uparcie wmawiałem sobie, że nie należę do żadnych psycholi mających wizje, lub przeczucia na temat czyjegoś bezpieczeństwa, ale mój umysł naprawdę doprowadzał mnie do szału przekonując, że jednak się mylę.
Karin, Juugo i Suigetsu pogrążył sen, mnie również coraz ciężej przychodziło utrzymanie powiek w górze. Szlag to. Jeszcze chwila, a zasnę. Nie mogę pozwolić jej na wykorzystanie okazji. Może przez ten czas wróci. Zobaczy, że nie jestem świadomy i zwieje. Tego nie chcę. Potrzebuję Medyka, potrzebuję mieć sprawnych i uleczonych ludzi, a najbardziej potrzebuję... jej.
 - Suigetsu - oznajmiłem z powagą, trzymając go za oba ramiona i delikatnie potrząsając. Przynajmniej mogłem zemścić się za dzisiejsza pobudkę. Hozuki  zareagował dopiero po jakiś pięciu minutach, co wprowadzało we mnie jeszcze więcej zniecierpliwienia.
 - Co... co jest? - wymamrotał masując się po głowie, jednocześnie podnosząc się do pozycji siedzącej.
 - Zaraz wrócę - rzuciłem krótko zrywając z siebie koc.
 - Dokąd idziesz?
 - Sakura poszła się przejść, ale długo nie wraca, idę to sprawdzić.
 - Sakura? - zdziwił się. - Mam iść z tobą?
 - Obudziłem cię po to, żebyś pilnował obozu, póki mnie nie będzie - powiedziałem z sarkazmem. Jak on może myśleć używając tak małej ilości szarych komórek? Chwyciłem się za głowę w geście politowania i kiedy Suigetsu niepewnie mi przytaknął rzuciłem się biegiem w kierunku, gdzie przed chwilą przechadzała się Sakura. Tyle, że ona robiła to będąc kompletnie zrelaksowana, a mnie zżerał niepokój. „Pójdę się przejść, będę za pięć minut” - w głowie słyszałem jej słodki głosik i myślałem ciągle o geście jakim podziękowała mi za moją łaskawość. Przytuliła mnie. I taka idiotyczna reakcja nie pierwszy raz ją naszła. Zawsze po czymś takim moja głowa była pełna myśli oplątanych niewidzialną nicią, pogubionym wśród tylu stwierdzeń. Czułem to przyjemne ciepło zawsze, gdy znajdowałem się blisko niej. Czułem tą nieogarniętą radość i... a niech to szlag. Jeśli zgubiła poczucie czasu, pożałuje tego! Ja siedziałem dobre dziesięć minut zastanawiając się dokąd ją podziało i... martwiąc się?
Pokręciłem zdenerwowany głową. Obawa to ludzka słabość, nie potrzebna takiemu mścicielowi jak ja. Nie mogłem się martwić, przecież...
Martwiłem się! I doszedłem do bardziej porażającego wniosku - ja ciągle się martwię. Będę miał w sercu to błahe i beznadziejne uczucie, póki nie zobaczę jej bezpiecznie siedzącej wśród pustynnego piasku. Przyśpieszyłem. Kroki stawiałem tak gwałtownie i tak szybko, że leżący na drodze piasek z przerażenia odsuwał się na boki. Może ten widok wprawiłby mnie w nieopanowaną wściekłość, ale wolałbym go od...
Zatrzymałem się. Zamarłem. Nie mogłem uwierzyć. W jednej sekundzie wszystkie obawy i „błahe uczucia”, które z brakiem cierpliwości czekały na ulotnienie się z mego serca zamiast to zrobić, nasiliły się. Zobaczyłem Sakurę. I póki ten obraz do mnie nie doszedł byłem święcie przekonany o jej braku punktualności, zakładałem nawet, że być może ze zmęczenie zasnęła gdzieś wśród pustyni. Cholera! Oczekiwałem wszystkiego, ale nie... Madary!
Powinienem być wściekły, ale moje tętno tak gwałtownie straciło rytm, że nie czułem nic oprócz strachu.
 - Sakura! - wrzasnąłem z całych sił tak, aby zwrócić na siebie uwagę oprawcy. Kiedy drętwica minęła, adrenalina władowała we mnie takiej energii, że w zaledwie sekundzie całe to przedstawienie zmierzało ku swojemu kresu.
To przecież nie moja wina, że widok Haruno duszonej bezlitośnie przez mojego trenera sprawił mi tyle bólu... niespodziewanego - Sakura!

1 komentarz:

  1. Hhahhaha, nasz pan najwspanialszy zaspał. Aż trudno w to uwierzyć! :D
    Wkurza mnie Madara, za bardzo ingeruje w sprawy Sasuke. Może i mają wspólny cel, no ale bez przesady.
    Bardzo podobał mi się przebieg podróży, zwłaszcza odkąd dotarli na pustynię.
    Jejku, mały gest, a tak cieszy! Haruno przytuliła Uchihę.. o ile pamiętam nie pierwszy raz.
    Chciałabym być na pustyni nocą. *,*
    Końcówka bardzo taka... tajemnicza i dramatyczna. Szkoda mi się zrobiło Sakury. Sasuke się martwi... no dobra, ale niech ją uratuje xd

    OdpowiedzUsuń