Wracając od Madary, śpieszyłem się. Sam się sobie dziwiłem z
jakiego to powodu, tak bardzo mnie tam ciągnie. Chodź serce kazało, ja nie
miałem zamiaru się jemu sprzeciwiać. Już nie raz poznałem ból jaki pochodzi z
jego zemsty. Ten narząd był doprawdy mściwym osobnikiem. Westchnąłem. Mój
powrót opóźnił się. W Tace miałem zjawić się wczoraj wieczorem, jednak przybędę
dopiero dzisiaj w południe. Czekało mnie jeszcze wiele pracy przed atakiem na
Konohę, może jednak decyzja Madary zaliczała się do tych lepszych? Nie mogłem o
niczym zapomnieć, bo pierwsze co się liczyło to efekt zaskoczenia. Ogarnęło
mnie zmęczenie, mój trener dał mi dzisiaj popalić, w ogóle nie biorąc pod uwagę
faktu powrotu do kryjówki. Czułem, że zaraz upadnę na ziemię i udam się wprost
do Morfeusza. Jednak kiedy rozpoznawałem już teren na tyle dobrze, aby
stwierdzić, że jestem blisko, poczułem niesamowitą ulgę. Od razu zwołam
zebranie i powiem wszystkim o tym idiotycznym turnieju. Nie widziałem żadnego
sensu w pomyśle Madary. Wzięcie w nim udziału? Totalne brednie, nie mam zamiaru
mierzyć się z zagubionymi i cherlawymi Ninja, którzy nie dorastają mi do pięt.
Kiedy zaprzestałem skakania po drzewach i usadowiłem się na
twardym gruncie, mimowolnie na mej twarzy zawidniał delikatny uśmiech.
Cieszyłem się, że jestem już tu, gdzie czułem się najlepiej. Odsunąłem głaz
zasłaniający wejście, a kiedy byłem już w środku użyłem sznurka, aby z powrotem
go zasunąć. Dokładnie to wszystko obmyśliłem. Na dole naszych drzwi umieściłem niewielki hak gdzie
przywiązałem linę, chodź pomysł był tak banalny, długo szukaliśmy innego
rozwiązania. Ktoś usłyszał moje kroki, ponieważ doszedł do mych uszu skrzyp
dębowych drzwi. Niestety nie umiałem określić czyich. Tutaj każde wydawały z
siebie złośliwy pisk przy próbie ich otwarcia.
W kącie stała Sakura i chyba nie dosłyszała moich kroków, lecz
spotkała mnie w zwykłym zbiegu okoliczności. Domyśliłem się tego spoglądając na
jej zdumione oczy. Było to dla mnie normą, gdy zawsze patrząc na nią potrzebowałem
chwili, aby przyzwyczaić się do niemożliwego do określenia uczucia - często mi
towarzyszącego.
- Wróciłeś - oznajmiła
jakby do końca temu nie wierzyła. Z kamienną twarzą przytaknąłem na jej słowa.
Byłem pewny, że za kilka sekund napadnie ją ciekawość i ponownie będzie starała
się ze mnie wyciągnąć tę informacje. Zadecydowanie o tym zajęło mi wiele czasu,
ale musiałem jej na to pozwolić. Spojrzałem na nią. Kiedy stała w bezruchu
dłuższą chwilę trochę mnie przeraziła. To do niej niepodobne.
- I jak było? - zapytała.
Co się znowu dzieje? Dlaczego w jej głosie znowu zamknięty jest smutek?
- Dobrze – odpowiedziałem.
Zapadła cisza. Głuche milczenie nas obu i jedyne co miało w tym
momencie kontakt to nasze wzajemnie pożerające się spojrzenia. Dlaczego ja nic
nie robię, tylko stoję w miejscu i lustruję jej obliczę? Dlaczego zagłębiam się
w zieleni jej tęczówek, zamiast po prostu odejść i zwołać naradę? Pokręciłem
głową. Nie mogłem ponownie stracić nad sobą kontroli. Sakura na mój gest
również zareagowała.
- Coś się wydarzyło podczas
mojej nieobecności? - zagadnąłem, aby ta niezręczność w końcu odnalazła swój
koniec.
- Nic szczególnego. Suigetsu
pokłócił się z Karin, ale ona znów dogryzała mu, że nigdy nie znajdzie sobie
dziewczyny - mruknęła z lekkim uśmiechem na twarzy. Denerwowało mnie, że
bezustannie, gdy o nim wspominała towarzyszyło jej wykrzywienie ust. Za bardzo
się zbliżyli, muszę pogadać z Hozuki’m na ten temat.
- Nic nowego - odburknąłem
na jej nowinę. - Coś poza tym?
- Nie.
Ta rozmowa ciągnęła się już na siłę, pomyślałem zrezygnowany.
- Skoro tu jesteś, powiedz
reszcie, żeby za pół godziny zjawili się w sali narad.
- Jasne - burknęła. -
Kolejne nowinki od Madary, co?
Wzdrygnąłem się. Ironia w jej głosie sprawiła, że całe moje ciało
przeszył intensywny dreszcz. Jako odpowiedź podarowałem jej pełne mordu, ale
jednocześnie zdezorientowania spojrzenie. Jednak domyśliła się kim jest.
Wszystko przez te zdzirę Karin. Zacisnąłem pięści.
- Nie interesuj się tym.
- Nie martw się. Spodziewałam
się tej odpowiedzi - dodała złośliwie. - Sądzę jednak, że to również moja
sprawa i będę starała się dowiedzieć o niej jak najwięcej.
Tylko nie to. Nie mam czasu zatajać całości jeszcze bardziej
dokładnie niż jest teraz.
- Musisz być taka
dociekliwa?
- Jeśli wszystko mi
wyjaśnisz, przestanę.
- Nie mam ci nic do
wyjaśniania.
- Jak uważasz - machnęła
lekceważąco ręką, co rozpoczęło u mnie fazę irytacji.
- Sakura ostrzegam cię. To
nie skończy się dla ciebie dobrze, jeśli będziesz próbowała się w coś mieszać.
Tłumaczyłem ci już jak wygląda sprawa. Chcemy zniszczyć tą organizację -
przerwałem by udać warknięcie, które świadczyło o nienawiści jaką ich darzę. -
Ty masz tylko leczyć rannych.
- Oni muszą być naprawdę wspaniali, skoro tyle przygotowujecie się
do ich pokonania - Sarkazm w jej głosie stawał się nie do zniesienia.
- Jest ich po prostu więcej
- rzuciłem i czym prędzej ewakuowałem się z miejsca. Minąwszy ją, dorzuciłem: -
Pamiętaj o zebraniu.
Prychnęła.
- Suigetsu, Karin i Juugo,
ta?
- Ty też – oświadczyłem. -
Chcę cię tam widzieć.
- Co? - Z oszołomienia, aż odwróciła
się w moją stronę. Teraz to ja stałem do niej plecami. - Jak to, mnie też?
- Przyjdź, a się dowiesz -
odparłem i zniknąłem.
Nie rozumiałem swego zachowania. Nie mogę reagować tak na każdy
jej widok. Pojęcia nie mam czym to jest spowodowane, ale ta tajemnicza siła
musi czym prędzej zniknąć, mam jej cholernie dosyć. W tym momencie potrzebuję
dodatkowej motywacji do zniszczenia Konohy, a nie do zauroczenia się Haruno.
Odświeżyłem się. Wziąłem szybki prysznic i się przebrałem, mimo,
że mój mózg odbierał więcej wiadomości, zmęczenie nie odeszło. Krótka drzemka
po zebraniu chyba nie zaszkodzi.
S
A K U R A
Z pokoju Suigetsu wyszłam pełna dumy i triumfu, nareszcie czułam
się jak członkini tej organizacji, nareszcie Sasuke pozwolił zjawić mi się na
ich tajnych zebraniach. Kiedy
powiadomiłam wszystkich, dopiero zdałam sobie sprawę, że wiadomość jaką Uchiha
miał mi przekazać po jego powrocie, przez te dwa dni w ogóle nie dochodziła do
mojego umysłu. Sherlock Sakura Holmes bardzo dopomógł mój stan psychiczny. Od
kiedy Eizo oznajmił, iż wyjawi mi wszystko co wie o Madarze, tylko to się dla
mnie liczyło. Gdy wczoraj wychodziłam od niego po przeżyciu katuszy,
powiedział, że opowie mi wszystko dzisiaj o trzynastej. Ucieszona stwierdziłam,
że dana godzina właśnie wybiła. Najbardziej jednak obawiałam się, że kiedy
stanę przed nim w całej okazałości w jego głowie narodzi się kolejny chory
pomysł i próba szantażu. Ubrałam się więc w gruby i wielki czarny sweter, który
wynurzyłam z dołu szafy Sasuke. Był doprawdy nieciekawy, ale pamiętałam go z
czasów, gdy chodziliśmy na misje do mroźniejszych krain. Uchiha zawsze miał go
na sobie. Nie spodziewałam się wtedy, że za kilka lat będę chodziła w nim
porwana w jego kryjówce z narzeczonym - tyranem. Po raz kolejny doszło do mnie
jak bardzo życie potrafi się skomplikować. Zdołowała mnie dodatkowo świadomość,
że łatwo mogłam powstrzymać przebieg tych zdarzeń.
- Nareszcie jesteś -
usłyszałam głos Eizo, gdy bez pukania weszłam do jego pokoju. Siedział
uśmiechnięty na krześle pożerając kilka skromnych kanapek. Zamknęłam oczy.
Nigdy nie pokładałam wiary w Boga, i te inne sprawy, ale zaczęłam się modlić.
Byle ktoś z niebios wysłuchał moich próśb. Ktokolwiek kto siedzi tam na górze i
jest odpowiedzialny za stworzenie tak okrutnego świata. Przełknęłam ślinkę.
- Przyszłam dowiedzieć się
czegoś o Madarze - uzmysłowiłam mu to jeszcze raz i usadowiłam się naprzeciwko.
Blondyn wstał i na powitanie złożył lekkiego całusa na moich ustach. Udając, że
kasłam odsunęłam się od niego. Obrzydzenie nie było jedynym powodem. Chciałam
sprawdzić czy rzeczywiście zmienił zasady gry i przeistoczył się w szantażystę.
O dziwo - nic nie poczułam. Mój narzeczony poklepał mnie tylko po plecach i
usiadł z powrotem. Nie bije, do końca nie wiedziałam, która taktyka była
lepsza.
- Jak ci się spało? -
zapytał nagle.
- Dobrze.
- Mam nadzieję, że nic nie
robisz z Sasuke. Mieszkanie z nim w jednej sypialni jest niebezpieczne.
Zdumiałam się.
- Niebezpieczne? Co masz na
myśli?
- Jesteś naprawdę ładna,
Sasuke również mogłaś się spodobać. A ja nie zniósłbym gdyby on... cokolwiek ci
zrobił, albo do czegokolwiek zmuszał - mówił to z takim przejęciem i troską w
głowie, że normalna kobieta popłakałaby się ze szczęścia słysząc taki ton głosu
z ust twardziela. Ale, chociaż ja nie
należałam do normalnych, gdyby nie mój strach, wyśmiałabym go prosto w twarz.
No bo jak mężczyzna, który sam nie raz zrobił krzywdę swej kobiecie, ma
czelność obawiać się ataku z innej strony? W myślach prychnęłam.
Tak czy inaczej. To moja wina. Wystarczyłoby tylko... mniej
strachu, więcej wiary w siebie i tej dumy, którą niegdyś posiadałam, a ten
bydlak więcej by się do mnie nie zbliżył. Ale ja potrzebowałam bliskości.
Ucieszyłam się, że być może się zakochałam, sądziłam, że po odejściu Sasuke
kolejne zaznanie miłości jest u mnie niemożliwe.
Ale miłości nie ma. Życie musiało uświadomić mi to jeszcze jeden
raz przedstawiając mi prawdziwą naturę Eizo. Nie potrafiłam się mu sprzeciwić.
Oprócz przemocy potrafił być czuły i przytulić mnie bez niczego, to było dla
mnie skarbem.
- Ej, jesteś tu ze mną? -
on mówi, pomyślałam. Zaskoczona podniosłam wzrok i zatrzymałam go na jego
obliczu. Ujrzałam machającą mi przed oczami rękę. - Ziemia do Sakury.
- Przepraszam - wydukałam.
- Zamyśliłam się.
- Nie ma sprawy. A więc
chcesz dowiedzieć się czegoś o tym Madarze.
Miło zdziwiona pokiwałam głową. Jako podziękowanie obdarowałam go
szczerym uśmiechem. Odwzajemnił go.
- Tylko pamiętaj, żeby nie
mówić o tym Naruto. Jeśli w ogóle kiedykolwiek go spotkamy...
- Spotkamy! - przerwałam
zdeterminowana. - Jestem pewna, że go spotkamy. Nie pozwolę, aby mój przyjaciel
tak po prostu zniknął z mojego życia.
Blondyn patrzył na mnie bez wyrazu, jakby w ogóle nie zastanawiał
się nad słowami, które do niego mówię. W końcu rzekł:
- Jesteś pełna optymizmu.
Ja jestem pewny, że się stąd nie uwolnimy. Sasuke jest zbyt silny...
- Skąd to wiesz?
- Jak to skąd? - oburzył
się. - Sasuke Uchiha jest uciekinierem z Konohy, poszukują go od lat i starają
sprowadzić z powrotem do wioski. Dużo o nim czytałem z tego co dowiedzieli się
nasi szpiedzy.
- Z tych zapisków wynika, że Sasuke jest tak silny? - spytałam
zaciekawiona. Teraz te informacje mi się przydadzą.
- Pokonał Danzo, jednego z
rady wioski, zabił Orochimaru i jednego z najpotężniejszych członków Akatsuki -
Itachi'ego Uchihe.
- To akurat wiem.
- Same te nazwiska świadczą
o jego potędze. Żałuję, że znalazłaś się akurat w jego sidłach. Już od
pierwszego razu, gdy go ujrzałem wiedziałem, że nie mam szans na twoje
uratowanie, jednak chciałem być z tobą. Potrzebowałem ciebie. A nasz wczorajszy
seks naprawdę mi się podobał - dokończył z zadziornym i szerokim uśmiechem na
twarzy. Zrobiłam się cała czerwona. - Miło było robić to pierwszy raz nie
widząc twoich łez.
Kretyn. Z charakteru w ogóle się nie zmienił. Chce być tu ze mną
ze względu na moje ciało. Był pewny, że uda mu się, chociaż raz na jakiś czas
do czegoś mnie zmusić. I nie mylił się. Ale dlaczego mnie nie bije? No tak,
przeszło mi przez myśl. Boi się Sasuke! Sasuke lub Suigetsu. Przecież ślady po
jego podbojach zawsze pozostają na długo, Eizo zapewne obawia się, że tym razem
nie będę tłumaczyła siniaków wymówkami, tak jak robiłam to Naruto i Hinacie,
lecz wyjawię szczerą prawdę, a wtedy mogą go zabić. Jest cholernym dupkiem.
- Cieszę się, że ci się
podobało - burknęłam niechętnie.
- Powtórzymy to przy
najbliższej okazji.
Było okropnie. Jego dotyk z początku sprawiał mi pewną
przyjemność, ale nie mogłam się na tym skupić. Myślałam cały czas o Sasuke... o
Madarze, o tym dlaczego się godzę na to wszystko. Zamknęłam oczy i po raz
pierwszy wtedy udawałam, że jestem podniecona.
- Byłaś świetna - dodał. -
Nigdy cię takiej nie widziałem.
- Dziękuję, a teraz możesz
powiedzieć coś o Madarze.
- Ta - odburknął
niezadowolony zmianą tematu i odłożył jedzoną przed siebie kanapkę z powrotem
na talerz. - Madara Uchiha, swojego czasu był uważany za najsilniejszego
członka klanu. Jak na standardy innych rodaków miał silny poziom chakry.
Podobno to właśnie Itachi Uchiha przekonał go do oszczędzenia Ukrytego Liścia.
Powiedział dopiero dwa zdania, a ja już słuchałam go z szeroko
otwartą buzią.
- Zaraz, zaraz! - wrzasnęłam.
- Madara to rodzina Sasuke?!
- Nie wiedziałaś o tym? -
zapytał oszołomiony.
- Jasne, że nie. I dlaczego
Madara chciał zaatakować Konohę?!
- Słuchaj Sakura, nie wiem
wszystkiego. Podobno uważał, że nasza wioska jest winna wojnie domowej jaka
zapanowała w klanie. Naruto wspominał mi kiedyś coś o Itachi'm, że został
zmuszony... nie znam dokładniej historii, bo nakazał spisać to innemu słudze.
- Ja znam - przyznałam. -
Itachi'ego zmusiła rada. Mieli dość tych wojen domowych, a Sasuke nie wiedział
o tym nic, póki nie zabił brata...
- Smutne.
- Tak wiem, ale od początku
mówiliśmy, aby nie kierował się zemstą. Jednak skoro Madara obwiniał o to
Konohe... to...
- Sasuke też? - dokończył za mnie nie do
końca przekonany do rzeczy jaką odkryłam. - Wątpię, żeby coś kombinował. A
skoro Madara został przekonany, to Sasuke z pewnością ma małe pojęcie na temat
tego. Zresztą Sakura, to są tylko podejrzenia. Układanki scenariuszy, które są
autorstwa naszych szpiegów.
- Tak, tak - mruknęłam
niezadowolona. - Przynajmniej czegoś się dowiedziałam, to jest najważniejsze.
- Naprawdę spotkałaś go z
Sasuke?
- Tak. Madara strasznie go
nadzoruje, dlatego się zaciekawiłam - powiedziałam i w zamyśleniu zaczęłam
spoglądać na mój dawny pokój. Więc Sasuke i Madara to rodzina? Szkoda, że
dowiaduję się tego tak późno, może to tłumaczyłoby dziwne zachowanie Sasuke
względem niego. Co jak co, ale do członków klanu Uchiha z pewnością będzie miał
respekt. Pełna wątpliwości zerknęłam na zegarek i automatycznie się
wzdrygnęłam.
- Muszę iść - wstałam
gwałtownie i zdałam sobie sprawę, że zaraz być może opuszczę pierwsze moje
zebranie tutaj.
- Dokąd?
- Eee... Suigetsu potrzebuje
uleczenia jednej rany - wyjaśniłam w pośpiechu i czym prędzej wyszłam, aby nie
nadziać się na kolejną jego intrygę. Nie zatrzymał mnie, co niezmiernie mnie
cieszyło. Zachowanie Eizo było w kryjówce nadzwyczaj ograniczone, ponieważ się bał.
Boi się teraz tak samo, jak ja kiedyś jego. Dumna pobiegłam szybko do sali
narad, gdzie jak się później okazało wszyscy na mnie czekali z niezadowolonymi
minami. Jedynie Hozuki zdołał wymusić w sobie marnie wyglądający uśmiech w moim
kierunku.
- No proszę, jednak byłaś
tak łaskawa, aby zaszczycić nas swoja obecnością - zakpił Sasuke patrząc na
mnie z mordem w oczach. Puściłam to pomimo uszu i weszłam głębiej opierając się
z boku o ścianę. Po zlustrowaniu przestrzeni doszłam do wniosku, że w tej sali
nie ma dla mnie miejsca.
- Siadaj - zaproponował od
razu Suigetsu, wstając ze swojego krzesła. Z niewinnym uśmiechem pokręciłam
głową.
- Nie, nie trzeba. Wole
postać.
- Jesteś pewna?
- Jestem pewna, lepiej
słucha mi się na stojąco - powiedziałam i skupiłam wzrok na Karin, która od
mojego wejścia zaczęła burczeć coś pod nosem.
- Sasuke-kun, mówiłam,
żebyś jej tu nie zapraszał - zwróciła się do Uchihy pełna oburzenia i złości. -
Straciliśmy niepotrzebnie czas.
- Karin, uspokój się -
warknął ostrzegawczo.
- Właśnie. Kobiety tak
mają, że zawsze muszą się spóźnić, nie udawaj, że tobie nigdy się to nie
zdarzyło - Suigetsu wyciągnął się i powiedział to pełen spokoju i entuzjazmu,
jak to zawsze miał w zwyczaju. Uśmiechnęłam się, gdy na twarzy Karin zawidniała
dorodna czerwień. On w każdej sytuacji potrafi strzelić coś porządnego.
- Ja przynajmniej nie
odstraszam ludzi tym spóźnianiem! - warknęła wskazując na mnie palcem.
Denerwowała mnie. Nie zamierzałam pozostawiać jej uwag na lodzie i tak
zwyczajnie je zignorować.
- Wolę już odstraszać
spóźnieniem niż wyglądem - powiedziałam to tonem istnej i mściwej zołzy, a
każdy z zebranych gwałtownie zatrzymał na mnie swój wzrok.
- Słucham? - wrzasnęła
machając rękoma na wszystkie strony. Oczy Sasuke i Suigetsu były szeroko
otwarte, natomiast Juugo zmienił jedynie pozycje siedzącą na krześle.
- Nie dość, że brzydka to
jeszcze głucha - drążyłam dalej.
- Sakura - teraz to mnie
zachciało się upominać Sasuke. Prychnęłam i odwróciłam twarz w innym kierunku.
- Nie pozwolę jej na
obrażanie mnie.
- Wow. Nie znałem cię od
tej strony – wydukał Suigetsu z oczami pełnymi wrażenia.
Zaśmiałam się.
- Nie znasz mnie jeszcze od
wielu stron.
Hozuki wstał i przybił ze mną piątkę. Zaskoczona jego gestem, stałam
w bezruchu oczekując dalszych wydarzeń.
- Mamy jeszcze tyle czasu,
że na pewno zdążę poznać - mruknął tajemniczo. - A teraz siadaj. Nie mogę
patrzyć na ciebie w pozycji stojącej.
- Tak brzydko wyglądam?
- Chciałabyś - prychnął. -
Mam w głowie wizje twoich przyszłych narzekań na bolące nogi, to tyle.
- Dobrze, już dobrze -
poddałam się i z kamienną twarzą usadowiłam się na krześle. Dopiero, kiedy
podniosłam wzrok zauważyłam, iż każdy członek organizacji pożerał mnie swoim
charakterystycznym spojrzeniem. Wzruszyłam ramionami i z triumfem położyłam
obie ręce na stole. Nigdy nie siedziałam tu w takim towarzystwie, w takiej
atmosferze i w takiej chwili. Może uda mi się poznać jakieś tajemnice Taki, a
ponadto dowiedzieć się coś więcej o Madarze.
Spojrzałam na Sasuke. Do głowy by mi nie przyszło, że są rodziną,
chociaż już na pierwszy rzut oka widziałam między nimi pewne podobieństwo...
- Idiotka - skomentowała
Karin na końcu, krzyżując ręce na piersiach. Tym razem darowałam jej i
zlekceważyłam tę uwagę. Uchiha odchrząknął dostojnie zaraz po tym, gdy
zaprzestał obrzucania dziewczyny mordem w swych oczach.
- A więc skoro jesteśmy już
wszyscy, mam wam do przekazania ważną wiadomość. Za kilka dni czeka nas kolejne
zadanie, jednak tym razem jego pierwsza część zalicza się do tych
trudniejszych.
- Więc jest ono podzielone
na dwie części? - wtrąciłam, aby się upewnić. Uchiha spokojnie pokiwał głową.
Posmutniałam. Jednak chodzi o misje, którą powierzył mu Madara -
tak podejrzewałam. Nie dowiem się tutaj niczego, co by dało plusy śledztwa
Sherlocka Sakurze Holmes’a.
- Może słyszeliście kiedyś
o turnieju Ninja, który co roku odbywa się w Yuki… - mówił dalej, a ja
automatycznie się wzdrygnęłam. Przecież to... przecież o tym rozmawiali
Shikamaru, Kiba, Neji i Sai, kiedy spotkaliśmy ich na polanie. Mówili właśnie o
tym wydarzeniu i zapewniali również, że muszą go zatrzymać. Sasuke spojrzał na
mnie porozumiewawczo.
- Słyszałem - jęknął Suigetsu.
- Nawet raz brałem w tym udział.
- Tak? - zdumiałam się. - O
co w tym chodzi?
- Wszystko wam wyjaśnię - oznajmił
Sasuke, gdy Hozuki już otwierał usta wciągnąć się w wir wspomnień.
- Mamy wziąć w tym udział?
- zapytał nagle Juugo.
- To druga część zadania.
- A jaka jest pierwsza? -
zastanawiałam się. Sądziłam raczej, że to turniej będzie numerem jeden...
- Konoha - mruknął zimno,
zamykając oczy. - Oddział ANBU z Konohy wyruszył tam, aby zatrzymać turniej.
Powodem tego jest duża ilość ludzi, która opuszcza wioskę, aby doznać nowych
doświadczeń. Jednak wielu z nich ginie, co martwi szanowną władzę Ukrytego Liścia…
- Nie! - wstałam gwałtownie
i krzyknęłam zamykając w mym głosie wszystkie towarzyszące mi emocje. - Ty
chyba nie zamierzasz...
- Nie zabiję ich - przerwał
mi oschle.
- Więc co chcesz zrobić?
- Poturbować, otruć - nie
wiem. Zrobić cokolwiek, aby nie wpoili władzą swoich mądrości.
- Nie będziemy ich zabijać?
- wydukała zaskoczona Karin. - Ale jak to? Przecież zawsze eliminowaliśmy
takich wrogów.
- Madara nie chciał -
warknął zaciskają obie pięści. Zadrżałam i usiadłam z powrotem na miejsce. -
Powiedział, żebyśmy ich nie zabijali.
Tym razem to Suigetsu dopadł szok.
- Nie wierzę, nie wierzę,
żeby Madara kazał nam kogoś nie zabijać, to co najmniej dziwne i nie w jego
stylu.
- Powiedział mi, że ten oddział
jeszcze się przyda, tylko tyle.
- Niby do czego?
- Skąd ja mam wiedzieć? -
Uchiha podniósł głos o jeden ton i rozszerzył zdenerwowany ramiona. - Nie
powiedział mi.
Mimo wszystko, miałam do zapisania w notesie kolejną wskazówkę.
Jak to powiedział Suigetsu „To nie w stylu Madary, aby kazać kogoś nie zabijać”,
to może sugerować, że jest on żądnym krwi mordercą, który nie ma w sobie grama
litości dla innych ludzi. Jednak do czego przydadzą mu się ludzie z oddziału
ANBU - moi przyjaciele? Zmarszczyłam brwi. Byłam uszczęśliwiona faktem, że nie
pozbawimy ich życia, ale chcąc czy nie, Sasuke i Taka muszą ich zranić, a to
nie będzie należało do serii wesołych chwil.
Nagle pewna błyskotliwość dotarła do mojego umysłu i dała mi pewną
informacje.
- Zaraz! - wydukałam
zaskoczona, analizując informacje w mojej głowie. - Przecież oddział ANBU
wyruszył ponad cztery dni temu... a skoro my mamy wyruszyć za kilka dni… jak
chcesz ich niby powstrzymać? - chyba każdy ujrzał sens w mojej wypowiedzi. Taka
w jednej chwili obrzuciła Uchihe spojrzeniem oczekującym wyjaśnień.
- Nie ciesz się Sakura,
dorwiemy ich - prychnął. - Organizatorzy turnieju przybywają do wioski dopiero
w dzień jego rozpoczęcia. Podejrzewamy, że teraźniejszym zadaniem ANBU jest przekonywanie
mieszkańców Konohy, żeby zaprzestali walk.
- Rozumiem - westchnęłam.
- Ty idziesz z nami jedynie
w pewnym celu, wiesz doskonale jakim?
- Leczyć ludzi... -
wysnułam znudzona, odwracając głowę w geście obrażenia. I chociaż było to moje
standardowe zadanie, od tego zebrania poczułam się bardziej członkinią tej
organizacji. Nie wiem czy to dobrze, czy źle - było pewne, że nienawidziłam być
pełna niewiedzy. Uchiha nie zareagował, lecz kontynuował swoją wypowiedź:
- Jak wiecie Yuki zawsze
jest pełna śniegu, więc ubierzcie się ciepło. Wyruszamy dwa dni przed
rozpoczęciem turnieju, ponieważ tyle trwa droga, do...
- Dwa dni?! - Karin z
zaskoczenia, aż wstała. Chwyciła się za włosy, a w jej głowie najwyraźniej
pojawiał się obraz tak długiej wędrówki.
- Nie podoba ci się wizja
nocowania pod gołym niebem? - zapytał radośnie Suigetsu. - To jest właśnie w tym
najlepsze.
- Nie przeraża mnie to,
lecz fakt, że do Yuki trzeba podróżować przez pustynie.
- To tylko pięć godzin
drogi - powiedział Uchiha. - Potem jest już coraz zimniej.
- Argh! - warknęła
zaciskając pięści. Patrząc na to, zastanawiałam się czy te długie paznokcie nie
wbiły się jej w skórę. Dla mnie byłoby to ryzykowne.
- Usiądź - oznajmił Sasuke.
Dziewczyna niechętnie pokiwała głową i zrobiła to, co rozkazał lider. - Za równe sześć dni wyruszamy. Przygotujcie
się. Na jutrzejszym treningu popracujemy nad strategią. Musimy być gotowi na
powstrzymanie oddziału ANBU.
- Co to będzie za walka bez
zgody na zabicie? - Karin ponownie wtrąciła się w wypowiedź Sasuke.
- Zamknij się już – powiedział
ostrzegawczo. - Resztę zasad przedstawią nam na turnieju, podobno co roku jakoś
się zmieniają. Teraz możecie iść. I nie denerwujcie mnie. Na dzisiaj
odpuszczamy trening, jutro za to rozpocznie się on o dziesiątej.
- Jasne.
- Okej.
- Dobra.
Usłyszałam po kolei niechętne jęki drużyny. Kiedy wszyscy wyszli,
ja postanowiłam się czym prędzej ewakuować. Nie chciałam mieć do czynienia z
humorkiem Sasuke. Chyba sam nie był zadowolony, iż Madara zakazał mordować mu
moich przyjaciół. Dla mnie była to informacja pełna plusów, dla niego składała
się ona wyłącznie z minusów. Może było
to dziwne i nie zrozumiane, jednak, gdy na sekundę zwrócił swoją uwagę ku mnie
posłałam mu serdeczny uśmiech.
- Nie wiem co się z tobą
dzieje, ale głowa do góry, na pewno wszystko się ułoży - szepnęłam.
- Próbujesz wczuć się w
role pocieszyciela? - zakpił wstając z miejsca, a następnie podchodząc bliżej.
To nie był dobry znak. Byłam pewna, że za chwilę zacznie te swoje podejrzane
gierki.
- Jestem w tym tak samo
dobra jak ty - powiedziałam udając idealnie jego ton głosu. Uśmiechnął się.
- Czyli wychodzi na to, że
oboje jesteśmy w tym beznadziejni - mruknął podchodząc jeszcze bliżej. Znowu
znajdował się jedynie kilka milimetrów ode mnie. Odruchowo odsunęłam się, ale
on chwycił mnie za oba nadgarstki.
- Nie jesteś ciekawa
informacji, którą miałem ci do przekazania? - zapytał nagle.
Wzdrygnęłam się. Całkowicie uciekło mi to z głowy. Wow. Byłam z
siebie dumna. Sherlock Holmes stanie się chyba mym bohaterem i osobą, która
mnie inspiruje.
- Więc powiedz mi, skoro
tak mnie to ucieszy...
- Hmm - spoważniał i tym
razem to on się odsunął. Zaskoczona lustrowałam go jakby nagle stał się jednym
z najstraszniejszych duchów. - Chodzi o Eizo i o ciebie.
- Słucham?
Za każdym razem, gdy Sasuke wypowiadał imię mojego przyszłego
męża, krew w organizmie zamieniała się w lód, a moje tętno znajdowało nowy
rytm, który znacznie pobijał szybkością ten poprzedni. Przełknęłam ślinkę,
czyżby dowiedział się...
- Suigetsu powiedział mi
pewną rzecz, która...
Dowiedział się.
- Sasuke ja nie chciałam! -
krzyknęłam z bólem w oczach. - Musiałam, ja nie mogłam inaczej… wiem, że to
było...
Zaraz, pomyślałam. Skoro obecność tej wiadomości w jego głowie
oznajmił mi już przed pójściem do Madary, to jak to możliwe, żeby... Cholera!
- O czym ty mówisz? - jego
zaskoczone oczy mówiły same za siebie, brakowało kilka sekund, a sama bym się
wkopała. Sasuke z pewnością nie byłby zadowolony dowiadując się o naszej
wczorajszej nocy. Skoro robi wszystko, aby nas odizolować - choć sama do końca
nie wiem jaki ma w tym cel...
- Nieważne - mruknęłam.
- Ważne - warknął. -
Sakura, coś ty zrobiła?
Czarny mary, hokus pokus, niech mój umysł szybko coś wymyśli!
- Sakura! - poganiał mnie.
- Eee... no byłam u niego...
kiedy ciebie nie było, a przecież sam mi tego zabroniłeś.
- Byłaś u niego?
Pokiwałam głową zanurzając się w poczuciu winy. Nagle Uchiha
uśmiechnął się.
- To dobrze, że się
przyzwyczajasz, bo niedługo będziesz tam na dłużej.
Otworzyłam szeroko oczy.
- Co? - wyszeptałam.
Zamarłam, a moje ciało nie chciało już wykonać żadnego innego ruchu. Przed
oczami bowiem pojawiło mi się kilka propozycji w mózgu na temat słów Sasuke i...
żadna z nich mi się nie podobała.
- Teraz nie mamy czasu na
przenosiny, ale jak tylko wrócimy z turnieju, nie będziesz spała już u mnie w
pokoju, lecz u swojego kochasia.
Buzia otworzyła mi się tak szeroko, nie wiedziałam, że człowiek w
ogóle jest zdolny do takiego rozszerzenia.
- A... ale jak to? -
wydukałam tylko poprzez szok i całe stado myśli, jakie zaczęło mnie bezlitośnie
atakować. Przecież tak nie może być! Ledwo przeżyłam z nim seks i obiecałam
sobie, że już nigdy tam nie wrócę, że będę unikała tego pomieszczenia jak
ognia, a teraz... - To chyba jakieś żarty!
- Żadne żarty - powiedział
oschle. - I w czym problem? Nie cieszysz się? Nie dawno sama miałaś pretensje,
że zabraniam ci być z nim. Sama z Suigetsu pytałaś się dlaczego jesteś zmuszona,
by mieszkać u mnie w pokoju.
W moich oczach znowu pojawiły się łzy, ale otarłam je tak szybko,
że Sasuke nie zdążył tego zauważyć.
- Cieszę się - skłamałam. -
Ale dlaczego najpierw nas od siebie odizolowujesz... a teraz...
- Chciałem dać mu popalić,
za to, że tak nas szantażował, a tobie za to, że wyjawiłaś gdzie znajduje się
nasza kryjówka. Nie chciałem go tu, więc robiłem wszystko, aby zepsuć mu życie,
teraz zdecydowałem, że dalsze branie udziału w tej grze jest bezsensowne. Poza
tym jesteś jego narzeczoną, więc śpij u niego. Zaznał tu już wystarczająco dużo
cierpienia, więc kara się skończyła...
- Ale, Sasuke... Ty nie
możesz .. - bez wahania chwycił mnie za rękę i pociągnął na korytarz. Następnie
zamknął na klucz pomieszczenie, w którym przed chwilą przebywaliśmy.
- Idź do pokoju - rozkazał.
- Którego? - zapytałam
nadal pełna oszołomienia. Nie mogłam uwierzyć, że chciał przekazać mi właśnie
to. Niedawno jeszcze przyznał się, że podoba mu się spanie ze mną w jednym
łóżku...to niemożliwe...
- Na razie do mojego. Po turnieju
zmienisz miejscówkę - powtórzył i zaczął kierować się w przeciwnym kierunku.
- Dokąd ty idziesz?
- Przejść się
Cholera. Sasuke miał w prawo zezwolić mi na mieszkanie w pokoju
Eizo, ale dlaczego zdecydował się na to właśnie teraz? Nie wierzyłam, że
powodem jest zakończenie kary.
Zmarszczyłam brwi i pełna determinacji zatrzymałam go, ponownie chwytając jego
rękę.
- Co chcesz?
- Chcę iść z tobą! -
oznajmiłam.
- Ale ja chcę być sam, a
teraz puść mnie - warknął i gwałtownie wyrwał mi się z uścisku. Zamarłam.
Patrzyłam jak powoli odchodzi, a łzy w moich oczach nazbierały się już w takich
ilościach, że nie byłam w stanie ich zatrzymać.
- Cholera - pisnęłam
ocierając oczy rękoma.
Co teraz?
S
A S U K E
Wcale nie było mi ciężko powiedzieć jej tego co postanowiłem.
Błacha sprawa, od zawsze wolałem być sam. Może jej brak w pokoju wyjdzie mi na
dobre. Zresztą, dlaczego ja w ogóle się nad tym zastanawiam? Zniszczenie Konohy
jest już tak bliskie, moja zemsta zaraz osiągnie swój kres, a ja ogarnę się
niesamowitym szczęściem i dumą z samego siebie. Uśmiechnąłem się i tak jak
sobie obiecałem ani razu nie obróciłem się w tył by doglądnąć się zachowania
Sakury. I dobrze. Teraz najważniejsze dla mnie są treningi. Kiedy spędziłem
godzinę na bezczynnym gapieniu się w głębiny lasu i wmawianiu sobie, abym ani
na chwilę nie zajął mych myśli taką osobą jak Haruno, doszedłem do wniosku, że
chcąc nie chcąc myślałem o niej przez całą godzinę... Psiakość. Wściekły na
siebie wróciłem do kryjówki. Całą resztę dnia przesiedziałem w kuchni czytając
znalezioną w półce kolorową prasę. Pod wieczór, kiedy wróciłem, Sakura już
spała. Za niedługo nie będę jej już oglądał w takim wydaniu, więc pozostało mi
się nacieszyć tym co mam teraz.
Idiota ze mnie. Nadal nosiłem w sobie to poczucie winy, uczucie,
które bez przerwy wmawia mi, że nie powinienem tak postanawiać. Ale to zwykłe
ludzkie słabości, którym ja się przeciwstawię...
Ku mojemu zdziwieniu, ten tydzień minął w niezwykle szybkim
tempie. Może i zapanowała nad nim monotonia, ale taka, w której niemal cały czas nad czymś
pracowałem lub byłem zajęty. Rano - trenowałem, z Sakurą rozmawiałem jedynie o
stanie rannych, lub o posiłkach, które miała przygotować. Kiedy Haruno
doprowadziła każdego do normalnego stanu, siadałem w Sali narad i robiłem
notatki wszystkich możliwości z jakich skorzystam przy niszczeniu Ukrytego
Liścia. Wychodząc dzisiejszego dnia po zapełnieniu całej kartki dopiero wtedy
doszło to do mojego zapracowanego umysłu.
Jutro wyruszamy. Zdesperowany, porzuciłem myśli o wiosce i
treningach, skupiłem się więc na planowaniu podróży, lecz tym razem nie było to
zwykłe jednodniowe zadanie powierzone przez Madarę, które zazwyczaj polegało na
wyeliminowaniu jakiegoś człowieka. Szliśmy na turniej. Turniej, na którym
musimy wyjątkowo trzymać się razem, tam zjawią się Ninja z całej kuli
ziemskiej, niektórzy wręcz czekają aż ktoś ich zaczepi, lub powie coś nie tak.
Wpadłem do pokoju niczym tornado i nie zważając na czytającą książkę Sakurę,
która spoczywała na łóżku owinięta kołdrą, otworzyłem szeroko szafę i zacząłem
gmerać na jej dnie.
- Coś się stało? - zapytała
ciekawa mojego zachowanie i przyśpieszonego oddechu, który roznosił się po
całym pomieszczeniu. Ale nie potrzebowała odpowiedzi, gdy szczęśliwy
wygrzebałem ze sterty ubrań olbrzymią podróżniczą torbę. To jej potrzebowałem.
Była tak ogromna, że na pewno pomieści wszystkie potrzebne mi rzeczy. -
Rozumiem - mruknęła i wróciła do czytania lektury. Była nadąsana i zła na mnie.
Ale o co można się wściekać? O moją łaskę? O to, że pozwoliłem jej być obok
bliskiej i ważnej osoby? Jej zachowanie było dla mnie niezrozumiałe, dlatego
też postanowiłem wyciągnąć od niej informacje. Może zwyczajnie spodobały jej
się nasze wspólne noce...
- Znalazłaś u Karin jakieś
ciepłe rzeczy na jutro? - zagadnąłem, chociaż tego również byłem ciekawy.
- W szafie nie było żadnych
swetrów... chyba po prostu założę kilka bluzek na siebie i dam radę -
uśmiechnęła się niewinnie nie odrywając wzroku od książki.
Prychnąłem.
- Będzie ci zimno.
- Nie musisz się o mnie
martwić, jakbyś nie zauważył jestem dorosła, poza tym potrafię o siebie zadbać.
- W to nie wątpię -
oznajmiłem. - Nie chcę jednak słuchać twojego marudzenia...
- Nie będę marudzić! -
oburzyła się. - Wiele razy byłam w Yuki na misjach i przyzwyczaiłam się do
zimna jakie tam panuje. Czasami nie jest tam tak lodowato jak wszyscy
opowiadają, zdarzają się też ciepłe dni…
- Minus trzydzieści -
zakpiłem, a ona z twarzą niezadowolonego dziecka pokręciła głową.
- Jesteś idiotą - warknęła.
Zlekceważyłem jej uwagę i ponownie zacząłem wielkie ciuchowe poszukiwania.
Nienawidziłem bawić się w coś takiego, rzadko mi się to zdarzało, lecz kiedy
już musiałem, dopadała mnie przy tym istna nerwica. Nabrałem haust powietrza i skoncentrowałem
się, jeszcze niedawno go tu widziałem. Dlaczego ja znowu to robię?, pomyślałem.
Jestem stanowczo za łaskawy, powinienem być rządnym zemsty i krwi mordercą.
Kiedy w końcu dostrzegłem kolor, który jeszcze nigdy mnie tak nie uszczęśliwił,
mimowolnie uśmiechnąłem się.
- Jest - mruknąłem do
siebie. Spojrzałem na trzymany przez siebie ciemno zielony płaszcz i odwracając
głowę w drugą stronę wytrzepałem go. Kurzu zjawiło się więcej niż oczekiwałem,
w jednej sekundzie rozniósł się po całym pokoju, a chwilę potem usłyszałem
ciche kaszlnięcie Sakury.
- Co ty robisz, do cholery?
- powiedziała głosem pełnym jadu, ja obdarowałem ją poważnym i pełnym
opanowania głosem, a następnie podszedłem do łóżka rzucając jej ubranie wprost
na kolana.
- Co to ma być? - wydukała
identyfikując wzrokiem odzienie.
- Nie musisz mi dziękować -
jęknąłem z udawaną kulturą i następne co zrobiłem to wytrzepałem porządnie
torbę. Tym razem natężenie kurzu nie było jednak tak intensywne.
- Twój płaszcz - usłyszałem
szept. - Ten...
- Tak, to ten -
powiedziałem zdenerwowany.
- Pamiętam jak chodziłeś w
nim na każde misje do Yuki - Oczywiście nie było innego wyjścia, jak wspomnieć
dawne czasy i wbić mi nóż prosto w... umysł. Tak. Umysł. Bo to on był
odpowiedzialny za trzymanie tych obrazów w głowie. Serce chciało się ich
pozbyć, ale on uparcie ciągle mi je prezentował w każdych szczytowych
momentach.
- Coś z tym płaszczem nie
tak? - zapytałem nie rozumiejąc niepotrzebnej uwagi. Spojrzałem na nią.
- Nie - wydukała. - Zawsze
bardzo mi się podobał. I mimo, że zapewniłeś, iż nie muszę dziękować ja i tak
to zrobię... dziękuję.
- Hmm - wydusiłem tylko i
starając ukryć targające mną emocje, patrzyłem na nią w bezruchu.
- Mam nadzieję, że będzie
dobry.
- Dobry? - prychnęła z
uśmiechem oglądając płaszcz. - Obawiam się, że będzie na mnie wisiał.
Śmiech rozniósł się po pomieszczeniu w takich ilościach co przed
chwilą kurz. Również się uśmiechnąłem, dźwięk wydawany z jej buzi był tak
przyjemny do słuchania, że niemożliwe było jego zignorowanie.
- Dasz radę - powiedziałem.
- Spakuj się do tej torby, ja idę po Suigetsu.
- Po co?
- Dowiedzieć się czy oni
też jakąś mają. Karin, Juugo i on spakowaliby się do innej, a my do tej.
- Aaa... - zaczęła
niepewnie. Chyba spodziewałem się tego pytania. - A co z Eizo? Nie idzie z
nami?
- Madara jutro przyjdzie tu
i go przypilnuje - wyjaśniłem.
Wzdrygnęła się i spojrzała na mnie oszołomiona.
- M-madara? – wyjąkała.
- No tak. Spokojnie, nic mu
nie zrobi… a teraz zacznij się pakować - rzuciłem opuszczając pokój. Znowu
straciłem kontrolę nad wewnętrznymi emocjami. Znowu. Zacisnąłem pięść i
zerknąłem na nią. Dlaczego tak jak jej ruchów, nie mogę nadzorować swojego
serca?
- Suigetsu - powiedziałem
oschle, gdy bez pukania wdarłem się do jego pomieszczenia. Członek mojej
organizacji siedział na łóżku i tak jak Sakura, zaczytany był w pewną książkę.
Zdziwiłem się. Rozpoczęła się u nas faza czytania?
- Tak? - burknął
przerywając lekturę.
- Masz może jakąś większą
torbę? Chodzi mi o to, żebyś razem z Juugo i Karin spak...
- Każdy z nas jest już
spakowany - uśmiechnął się.
- Jak to?
- Każdy spakował się do
swojego plecaka.
- Jak chcecie - machnąłem
ręką i zszokowany wyszedłem z pokoju. Wszystko nieoczekiwania idzie po mojej
myśli... to dziwnie podejrzane.
W końcu ktoś trochę zezwał tę rudą idiotkę. ^^ :33
OdpowiedzUsuńMadara i Madara, wszystko teraz kręci się wokół Madary. Jestem ciekawa co zrobi z Eizo i czy nie będzie rozczarowany, gdy dowie się jakie on ma umiejętności.
Turniej.. nieźle to zaplanowałaś. Podróż do Yuki i starcie z ANBU. Podoba mi się. :D
Od kiedy to Sasuke taki dobry i pozwala Sakurze zamieszkać w pokoju Eizo? :< Przecież może zacząć się to samo co w Konoha, a u Uchihy była przynajmniej bezpieczna i dobrze się czuła w jego obecności.
Wątek z płaszczem był cudowny, taki słodki i uroczy. :3
Wszystko idzie po myśli Sasuke... też myślę, że to dziwne. xD
Czuję, iż ta podróż wiele zmieni... :)