środa, 31 października 2012

Rozdział 20


Wracając od Madary, śpieszyłem się. Sam się sobie dziwiłem z jakiego to powodu, tak bardzo mnie tam ciągnie. Chodź serce kazało, ja nie miałem zamiaru się jemu sprzeciwiać. Już nie raz poznałem ból jaki pochodzi z jego zemsty. Ten narząd był doprawdy mściwym osobnikiem. Westchnąłem. Mój powrót opóźnił się. W Tace miałem zjawić się wczoraj wieczorem, jednak przybędę dopiero dzisiaj w południe. Czekało mnie jeszcze wiele pracy przed atakiem na Konohę, może jednak decyzja Madary zaliczała się do tych lepszych? Nie mogłem o niczym zapomnieć, bo pierwsze co się liczyło to efekt zaskoczenia. Ogarnęło mnie zmęczenie, mój trener dał mi dzisiaj popalić, w ogóle nie biorąc pod uwagę faktu powrotu do kryjówki. Czułem, że zaraz upadnę na ziemię i udam się wprost do Morfeusza. Jednak kiedy rozpoznawałem już teren na tyle dobrze, aby stwierdzić, że jestem blisko, poczułem niesamowitą ulgę. Od razu zwołam zebranie i powiem wszystkim o tym idiotycznym turnieju. Nie widziałem żadnego sensu w pomyśle Madary. Wzięcie w nim udziału? Totalne brednie, nie mam zamiaru mierzyć się z zagubionymi i cherlawymi Ninja, którzy nie dorastają mi do pięt.
Kiedy zaprzestałem skakania po drzewach i usadowiłem się na twardym gruncie, mimowolnie na mej twarzy zawidniał delikatny uśmiech. Cieszyłem się, że jestem już tu, gdzie czułem się najlepiej. Odsunąłem głaz zasłaniający wejście, a kiedy byłem już w środku użyłem sznurka, aby z powrotem go zasunąć. Dokładnie to wszystko obmyśliłem. Na dole naszych drzwi umieściłem niewielki hak gdzie przywiązałem linę, chodź pomysł był tak banalny, długo szukaliśmy innego rozwiązania. Ktoś usłyszał moje kroki, ponieważ doszedł do mych uszu skrzyp dębowych drzwi. Niestety nie umiałem określić czyich. Tutaj każde wydawały z siebie złośliwy pisk przy próbie ich otwarcia.
W kącie stała Sakura i chyba nie dosłyszała moich kroków, lecz spotkała mnie w zwykłym zbiegu okoliczności. Domyśliłem się tego spoglądając na jej zdumione oczy. Było to dla mnie normą, gdy zawsze patrząc na nią potrzebowałem chwili, aby przyzwyczaić się do niemożliwego do określenia uczucia - często mi towarzyszącego.
 - Wróciłeś - oznajmiła jakby do końca temu nie wierzyła. Z kamienną twarzą przytaknąłem na jej słowa. Byłem pewny, że za kilka sekund napadnie ją ciekawość i ponownie będzie starała się ze mnie wyciągnąć tę informacje. Zadecydowanie o tym zajęło mi wiele czasu, ale musiałem jej na to pozwolić. Spojrzałem na nią. Kiedy stała w bezruchu dłuższą chwilę trochę mnie przeraziła. To do niej niepodobne.
 - I jak było? - zapytała. Co się znowu dzieje? Dlaczego w jej głosie znowu zamknięty jest smutek?
 - Dobrze – odpowiedziałem.
Zapadła cisza. Głuche milczenie nas obu i jedyne co miało w tym momencie kontakt to nasze wzajemnie pożerające się spojrzenia. Dlaczego ja nic nie robię, tylko stoję w miejscu i lustruję jej obliczę? Dlaczego zagłębiam się w zieleni jej tęczówek, zamiast po prostu odejść i zwołać naradę? Pokręciłem głową. Nie mogłem ponownie stracić nad sobą kontroli. Sakura na mój gest również zareagowała.
 - Coś się wydarzyło podczas mojej nieobecności? - zagadnąłem, aby ta niezręczność w końcu odnalazła swój koniec.
 - Nic szczególnego. Suigetsu pokłócił się z Karin, ale ona znów dogryzała mu, że nigdy nie znajdzie sobie dziewczyny - mruknęła z lekkim uśmiechem na twarzy. Denerwowało mnie, że bezustannie, gdy o nim wspominała towarzyszyło jej wykrzywienie ust. Za bardzo się zbliżyli, muszę pogadać z Hozuki’m na ten temat.
 - Nic nowego - odburknąłem na jej nowinę. - Coś poza tym?
 - Nie.
Ta rozmowa ciągnęła się już na siłę, pomyślałem zrezygnowany.
 - Skoro tu jesteś, powiedz reszcie, żeby za pół godziny zjawili się w sali narad.
 - Jasne - burknęła. - Kolejne nowinki od Madary, co?
Wzdrygnąłem się. Ironia w jej głosie sprawiła, że całe moje ciało przeszył intensywny dreszcz. Jako odpowiedź podarowałem jej pełne mordu, ale jednocześnie zdezorientowania spojrzenie. Jednak domyśliła się kim jest. Wszystko przez te zdzirę Karin. Zacisnąłem pięści.
 - Nie interesuj się tym.
 - Nie martw się. Spodziewałam się tej odpowiedzi - dodała złośliwie. - Sądzę jednak, że to również moja sprawa i będę starała się dowiedzieć o niej jak najwięcej.
Tylko nie to. Nie mam czasu zatajać całości jeszcze bardziej dokładnie niż jest teraz.
 - Musisz być taka dociekliwa?
 - Jeśli wszystko mi wyjaśnisz, przestanę.
 - Nie mam ci nic do wyjaśniania.
 - Jak uważasz - machnęła lekceważąco ręką, co rozpoczęło u mnie fazę irytacji.
 - Sakura ostrzegam cię. To nie skończy się dla ciebie dobrze, jeśli będziesz próbowała się w coś mieszać. Tłumaczyłem ci już jak wygląda sprawa. Chcemy zniszczyć tą organizację - przerwałem by udać warknięcie, które świadczyło o nienawiści jaką ich darzę. - Ty masz tylko leczyć rannych.
- Oni muszą być naprawdę wspaniali, skoro tyle przygotowujecie się do ich pokonania - Sarkazm w jej głosie stawał się nie do zniesienia.
 - Jest ich po prostu więcej - rzuciłem i czym prędzej ewakuowałem się z miejsca. Minąwszy ją, dorzuciłem: - Pamiętaj o zebraniu.
Prychnęła.
 - Suigetsu, Karin i Juugo, ta?
 - Ty też – oświadczyłem. - Chcę cię tam widzieć.
 - Co? - Z oszołomienia, aż odwróciła się w moją stronę. Teraz to ja stałem do niej plecami. - Jak to, mnie też?
 - Przyjdź, a się dowiesz - odparłem i zniknąłem.
Nie rozumiałem swego zachowania. Nie mogę reagować tak na każdy jej widok. Pojęcia nie mam czym to jest spowodowane, ale ta tajemnicza siła musi czym prędzej zniknąć, mam jej cholernie dosyć. W tym momencie potrzebuję dodatkowej motywacji do zniszczenia Konohy, a nie do zauroczenia się Haruno.
Odświeżyłem się. Wziąłem szybki prysznic i się przebrałem, mimo, że mój mózg odbierał więcej wiadomości, zmęczenie nie odeszło. Krótka drzemka po zebraniu chyba nie zaszkodzi.
S A K U R A
Z pokoju Suigetsu wyszłam pełna dumy i triumfu, nareszcie czułam się jak członkini tej organizacji, nareszcie Sasuke pozwolił zjawić mi się na ich tajnych zebraniach. Kiedy powiadomiłam wszystkich, dopiero zdałam sobie sprawę, że wiadomość jaką Uchiha miał mi przekazać po jego powrocie, przez te dwa dni w ogóle nie dochodziła do mojego umysłu. Sherlock Sakura Holmes bardzo dopomógł mój stan psychiczny. Od kiedy Eizo oznajmił, iż wyjawi mi wszystko co wie o Madarze, tylko to się dla mnie liczyło. Gdy wczoraj wychodziłam od niego po przeżyciu katuszy, powiedział, że opowie mi wszystko dzisiaj o trzynastej. Ucieszona stwierdziłam, że dana godzina właśnie wybiła. Najbardziej jednak obawiałam się, że kiedy stanę przed nim w całej okazałości w jego głowie narodzi się kolejny chory pomysł i próba szantażu. Ubrałam się więc w gruby i wielki czarny sweter, który wynurzyłam z dołu szafy Sasuke. Był doprawdy nieciekawy, ale pamiętałam go z czasów, gdy chodziliśmy na misje do mroźniejszych krain. Uchiha zawsze miał go na sobie. Nie spodziewałam się wtedy, że za kilka lat będę chodziła w nim porwana w jego kryjówce z narzeczonym - tyranem. Po raz kolejny doszło do mnie jak bardzo życie potrafi się skomplikować. Zdołowała mnie dodatkowo świadomość, że łatwo mogłam powstrzymać przebieg tych zdarzeń.
 - Nareszcie jesteś - usłyszałam głos Eizo, gdy bez pukania weszłam do jego pokoju. Siedział uśmiechnięty na krześle pożerając kilka skromnych kanapek. Zamknęłam oczy. Nigdy nie pokładałam wiary w Boga, i te inne sprawy, ale zaczęłam się modlić. Byle ktoś z niebios wysłuchał moich próśb. Ktokolwiek kto siedzi tam na górze i jest odpowiedzialny za stworzenie tak okrutnego świata. Przełknęłam ślinkę.
 - Przyszłam dowiedzieć się czegoś o Madarze - uzmysłowiłam mu to jeszcze raz i usadowiłam się naprzeciwko. Blondyn wstał i na powitanie złożył lekkiego całusa na moich ustach. Udając, że kasłam odsunęłam się od niego. Obrzydzenie nie było jedynym powodem. Chciałam sprawdzić czy rzeczywiście zmienił zasady gry i przeistoczył się w szantażystę. O dziwo - nic nie poczułam. Mój narzeczony poklepał mnie tylko po plecach i usiadł z powrotem. Nie bije, do końca nie wiedziałam, która taktyka była lepsza.
 - Jak ci się spało? - zapytał nagle.
 - Dobrze.
 - Mam nadzieję, że nic nie robisz z Sasuke. Mieszkanie z nim w jednej sypialni jest niebezpieczne.
Zdumiałam się.
 - Niebezpieczne? Co masz na myśli?
 - Jesteś naprawdę ładna, Sasuke również mogłaś się spodobać. A ja nie zniósłbym gdyby on... cokolwiek ci zrobił, albo do czegokolwiek zmuszał - mówił to z takim przejęciem i troską w głowie, że normalna kobieta popłakałaby się ze szczęścia słysząc taki ton głosu z ust twardziela. Ale, chociaż  ja nie należałam do normalnych, gdyby nie mój strach, wyśmiałabym go prosto w twarz. No bo jak mężczyzna, który sam nie raz zrobił krzywdę swej kobiecie, ma czelność obawiać się ataku z innej strony? W myślach prychnęłam.
Tak czy inaczej. To moja wina. Wystarczyłoby tylko... mniej strachu, więcej wiary w siebie i tej dumy, którą niegdyś posiadałam, a ten bydlak więcej by się do mnie nie zbliżył. Ale ja potrzebowałam bliskości. Ucieszyłam się, że być może się zakochałam, sądziłam, że po odejściu Sasuke kolejne zaznanie miłości jest u mnie niemożliwe.
Ale miłości nie ma. Życie musiało uświadomić mi to jeszcze jeden raz przedstawiając mi prawdziwą naturę Eizo. Nie potrafiłam się mu sprzeciwić. Oprócz przemocy potrafił być czuły i przytulić mnie bez niczego, to było dla mnie skarbem.
 - Ej, jesteś tu ze mną? - on mówi, pomyślałam. Zaskoczona podniosłam wzrok i zatrzymałam go na jego obliczu. Ujrzałam machającą mi przed oczami rękę. - Ziemia do Sakury.
 - Przepraszam - wydukałam. - Zamyśliłam się.
 - Nie ma sprawy. A więc chcesz dowiedzieć się czegoś o tym Madarze.
Miło zdziwiona pokiwałam głową. Jako podziękowanie obdarowałam go szczerym uśmiechem. Odwzajemnił go.
 - Tylko pamiętaj, żeby nie mówić o tym Naruto. Jeśli w ogóle kiedykolwiek go spotkamy...
 - Spotkamy! - przerwałam zdeterminowana. - Jestem pewna, że go spotkamy. Nie pozwolę, aby mój przyjaciel tak po prostu zniknął z mojego życia.
Blondyn patrzył na mnie bez wyrazu, jakby w ogóle nie zastanawiał się nad słowami, które do niego mówię. W końcu rzekł:
 - Jesteś pełna optymizmu. Ja jestem pewny, że się stąd nie uwolnimy. Sasuke jest zbyt silny...
 - Skąd to wiesz?
 - Jak to skąd? - oburzył się. - Sasuke Uchiha jest uciekinierem z Konohy, poszukują go od lat i starają sprowadzić z powrotem do wioski. Dużo o nim czytałem z tego co dowiedzieli się nasi szpiedzy.
- Z tych zapisków wynika, że Sasuke jest tak silny? - spytałam zaciekawiona. Teraz te informacje mi się przydadzą.
 - Pokonał Danzo, jednego z rady wioski, zabił Orochimaru i jednego z najpotężniejszych członków Akatsuki - Itachi'ego Uchihe.
 - To akurat wiem.
 - Same te nazwiska świadczą o jego potędze. Żałuję, że znalazłaś się akurat w jego sidłach. Już od pierwszego razu, gdy go ujrzałem wiedziałem, że nie mam szans na twoje uratowanie, jednak chciałem być z tobą. Potrzebowałem ciebie. A nasz wczorajszy seks naprawdę mi się podobał - dokończył z zadziornym i szerokim uśmiechem na twarzy. Zrobiłam się cała czerwona. - Miło było robić to pierwszy raz nie widząc twoich łez.
Kretyn. Z charakteru w ogóle się nie zmienił. Chce być tu ze mną ze względu na moje ciało. Był pewny, że uda mu się, chociaż raz na jakiś czas do czegoś mnie zmusić. I nie mylił się. Ale dlaczego mnie nie bije? No tak, przeszło mi przez myśl. Boi się Sasuke! Sasuke lub Suigetsu. Przecież ślady po jego podbojach zawsze pozostają na długo, Eizo zapewne obawia się, że tym razem nie będę tłumaczyła siniaków wymówkami, tak jak robiłam to Naruto i Hinacie, lecz wyjawię szczerą prawdę, a wtedy mogą go zabić. Jest cholernym dupkiem.
 - Cieszę się, że ci się podobało - burknęłam niechętnie.
 - Powtórzymy to przy najbliższej okazji.
Było okropnie. Jego dotyk z początku sprawiał mi pewną przyjemność, ale nie mogłam się na tym skupić. Myślałam cały czas o Sasuke... o Madarze, o tym dlaczego się godzę na to wszystko. Zamknęłam oczy i po raz pierwszy wtedy udawałam, że jestem podniecona.
 - Byłaś świetna - dodał. - Nigdy cię takiej nie widziałem.
 - Dziękuję, a teraz możesz powiedzieć coś o Madarze.
 - Ta - odburknął niezadowolony zmianą tematu i odłożył jedzoną przed siebie kanapkę z powrotem na talerz. - Madara Uchiha, swojego czasu był uważany za najsilniejszego członka klanu. Jak na standardy innych rodaków miał silny poziom chakry. Podobno to właśnie Itachi Uchiha przekonał go do oszczędzenia Ukrytego Liścia.
Powiedział dopiero dwa zdania, a ja już słuchałam go z szeroko otwartą buzią.
 - Zaraz, zaraz! - wrzasnęłam. - Madara to rodzina Sasuke?!
 - Nie wiedziałaś o tym? - zapytał oszołomiony.
 - Jasne, że nie. I dlaczego Madara chciał zaatakować Konohę?!
 - Słuchaj Sakura, nie wiem wszystkiego. Podobno uważał, że nasza wioska jest winna wojnie domowej jaka zapanowała w klanie. Naruto wspominał mi kiedyś coś o Itachi'm, że został zmuszony... nie znam dokładniej historii, bo nakazał spisać to innemu słudze.
 - Ja znam - przyznałam. - Itachi'ego zmusiła rada. Mieli dość tych wojen domowych, a Sasuke nie wiedział o tym nic, póki nie zabił brata...
 - Smutne.
 - Tak wiem, ale od początku mówiliśmy, aby nie kierował się zemstą. Jednak skoro Madara obwiniał o to Konohe... to...
 - Sasuke też? - dokończył za mnie nie do końca przekonany do rzeczy jaką odkryłam. - Wątpię, żeby coś kombinował. A skoro Madara został przekonany, to Sasuke z pewnością ma małe pojęcie na temat tego. Zresztą Sakura, to są tylko podejrzenia. Układanki scenariuszy, które są autorstwa naszych szpiegów.
 - Tak, tak - mruknęłam niezadowolona. - Przynajmniej czegoś się dowiedziałam, to jest najważniejsze.
 - Naprawdę spotkałaś go z Sasuke?
 - Tak. Madara strasznie go nadzoruje, dlatego się zaciekawiłam - powiedziałam i w zamyśleniu zaczęłam spoglądać na mój dawny pokój. Więc Sasuke i Madara to rodzina? Szkoda, że dowiaduję się tego tak późno, może to tłumaczyłoby dziwne zachowanie Sasuke względem niego. Co jak co, ale do członków klanu Uchiha z pewnością będzie miał respekt. Pełna wątpliwości zerknęłam na zegarek i automatycznie się wzdrygnęłam.
 - Muszę iść - wstałam gwałtownie i zdałam sobie sprawę, że zaraz być może opuszczę pierwsze moje zebranie tutaj.
 - Dokąd?
 - Eee... Suigetsu potrzebuje uleczenia jednej rany - wyjaśniłam w pośpiechu i czym prędzej wyszłam, aby nie nadziać się na kolejną jego intrygę. Nie zatrzymał mnie, co niezmiernie mnie cieszyło. Zachowanie Eizo było w kryjówce nadzwyczaj ograniczone, ponieważ się bał. Boi się teraz tak samo, jak ja kiedyś jego. Dumna pobiegłam szybko do sali narad, gdzie jak się później okazało wszyscy na mnie czekali z niezadowolonymi minami. Jedynie Hozuki zdołał wymusić w sobie marnie wyglądający uśmiech w moim kierunku.
 - No proszę, jednak byłaś tak łaskawa, aby zaszczycić nas swoja obecnością - zakpił Sasuke patrząc na mnie z mordem w oczach. Puściłam to pomimo uszu i weszłam głębiej opierając się z boku o ścianę. Po zlustrowaniu przestrzeni doszłam do wniosku, że w tej sali nie ma dla mnie miejsca.
 - Siadaj - zaproponował od razu Suigetsu, wstając ze swojego krzesła. Z niewinnym uśmiechem pokręciłam głową.
 - Nie, nie trzeba. Wole postać.
 - Jesteś pewna?
 - Jestem pewna, lepiej słucha mi się na stojąco - powiedziałam i skupiłam wzrok na Karin, która od mojego wejścia zaczęła burczeć coś pod nosem.
 - Sasuke-kun, mówiłam, żebyś jej tu nie zapraszał - zwróciła się do Uchihy pełna oburzenia i złości. - Straciliśmy niepotrzebnie czas.
 - Karin, uspokój się - warknął ostrzegawczo.
 - Właśnie. Kobiety tak mają, że zawsze muszą się spóźnić, nie udawaj, że tobie nigdy się to nie zdarzyło - Suigetsu wyciągnął się i powiedział to pełen spokoju i entuzjazmu, jak to zawsze miał w zwyczaju. Uśmiechnęłam się, gdy na twarzy Karin zawidniała dorodna czerwień. On w każdej sytuacji potrafi strzelić coś porządnego.
 - Ja przynajmniej nie odstraszam ludzi tym spóźnianiem! - warknęła wskazując na mnie palcem. Denerwowała mnie. Nie zamierzałam pozostawiać jej uwag na lodzie i tak zwyczajnie je zignorować.
 - Wolę już odstraszać spóźnieniem niż wyglądem - powiedziałam to tonem istnej i mściwej zołzy, a każdy z zebranych gwałtownie zatrzymał na mnie swój wzrok.
 - Słucham? - wrzasnęła machając rękoma na wszystkie strony. Oczy Sasuke i Suigetsu były szeroko otwarte, natomiast Juugo zmienił jedynie pozycje siedzącą na krześle.
 - Nie dość, że brzydka to jeszcze głucha - drążyłam dalej.
 - Sakura - teraz to mnie zachciało się upominać Sasuke. Prychnęłam i odwróciłam twarz w innym kierunku.
 - Nie pozwolę jej na obrażanie mnie.
 - Wow. Nie znałem cię od tej strony – wydukał Suigetsu z oczami pełnymi wrażenia.
Zaśmiałam się.
 - Nie znasz mnie jeszcze od wielu stron.
Hozuki wstał i przybił ze mną piątkę. Zaskoczona jego gestem, stałam w bezruchu oczekując dalszych wydarzeń.
 - Mamy jeszcze tyle czasu, że na pewno zdążę poznać - mruknął tajemniczo. - A teraz siadaj. Nie mogę patrzyć na ciebie w pozycji stojącej.
 - Tak brzydko wyglądam?
 - Chciałabyś - prychnął. - Mam w głowie wizje twoich przyszłych narzekań na bolące nogi, to tyle.
 - Dobrze, już dobrze - poddałam się i z kamienną twarzą usadowiłam się na krześle. Dopiero, kiedy podniosłam wzrok zauważyłam, iż każdy członek organizacji pożerał mnie swoim charakterystycznym spojrzeniem. Wzruszyłam ramionami i z triumfem położyłam obie ręce na stole. Nigdy nie siedziałam tu w takim towarzystwie, w takiej atmosferze i w takiej chwili. Może uda mi się poznać jakieś tajemnice Taki, a ponadto dowiedzieć się coś więcej o Madarze.
Spojrzałam na Sasuke. Do głowy by mi nie przyszło, że są rodziną, chociaż już na pierwszy rzut oka widziałam między nimi pewne podobieństwo...
 - Idiotka - skomentowała Karin na końcu, krzyżując ręce na piersiach. Tym razem darowałam jej i zlekceważyłam tę uwagę. Uchiha odchrząknął dostojnie zaraz po tym, gdy zaprzestał obrzucania dziewczyny mordem w swych oczach.
 - A więc skoro jesteśmy już wszyscy, mam wam do przekazania ważną wiadomość. Za kilka dni czeka nas kolejne zadanie, jednak tym razem jego pierwsza część zalicza się do tych trudniejszych.
 - Więc jest ono podzielone na dwie części? - wtrąciłam, aby się upewnić. Uchiha spokojnie pokiwał głową.
Posmutniałam. Jednak chodzi o misje, którą powierzył mu Madara - tak podejrzewałam. Nie dowiem się tutaj niczego, co by dało plusy śledztwa Sherlocka Sakurze Holmes’a.
 - Może słyszeliście kiedyś o turnieju Ninja, który co roku odbywa się w Yuki… - mówił dalej, a ja automatycznie się wzdrygnęłam. Przecież to... przecież o tym rozmawiali Shikamaru, Kiba, Neji i Sai, kiedy spotkaliśmy ich na polanie. Mówili właśnie o tym wydarzeniu i zapewniali również, że muszą go zatrzymać. Sasuke spojrzał na mnie porozumiewawczo.
 - Słyszałem - jęknął Suigetsu. - Nawet raz brałem w tym udział.
 - Tak? - zdumiałam się. - O co w tym chodzi?
 - Wszystko wam wyjaśnię - oznajmił Sasuke, gdy Hozuki już otwierał usta wciągnąć się w wir wspomnień.
 - Mamy wziąć w tym udział? - zapytał nagle Juugo.
 - To druga część zadania.
 - A jaka jest pierwsza? - zastanawiałam się. Sądziłam raczej, że to turniej będzie numerem jeden...
 - Konoha - mruknął zimno, zamykając oczy. - Oddział ANBU z Konohy wyruszył tam, aby zatrzymać turniej. Powodem tego jest duża ilość ludzi, która opuszcza wioskę, aby doznać nowych doświadczeń. Jednak wielu z nich ginie, co martwi szanowną władzę Ukrytego Liścia…
 - Nie! - wstałam gwałtownie i krzyknęłam zamykając w mym głosie wszystkie towarzyszące mi emocje. - Ty chyba nie zamierzasz...
 - Nie zabiję ich - przerwał mi oschle.
 - Więc co chcesz zrobić?
 - Poturbować, otruć - nie wiem. Zrobić cokolwiek, aby nie wpoili władzą swoich mądrości.
 - Nie będziemy ich zabijać? - wydukała zaskoczona Karin. - Ale jak to? Przecież zawsze eliminowaliśmy takich wrogów.
 - Madara nie chciał - warknął zaciskają obie pięści. Zadrżałam i usiadłam z powrotem na miejsce. - Powiedział, żebyśmy ich nie zabijali.
Tym razem to Suigetsu dopadł szok.
 - Nie wierzę, nie wierzę, żeby Madara kazał nam kogoś nie zabijać, to co najmniej dziwne i nie w jego stylu.
 - Powiedział mi, że ten oddział jeszcze się przyda, tylko tyle.
 - Niby do czego?
 - Skąd ja mam wiedzieć? - Uchiha podniósł głos o jeden ton i rozszerzył zdenerwowany ramiona. - Nie powiedział mi.
Mimo wszystko, miałam do zapisania w notesie kolejną wskazówkę. Jak to powiedział Suigetsu „To nie w stylu Madary, aby kazać kogoś nie zabijać”, to może sugerować, że jest on żądnym krwi mordercą, który nie ma w sobie grama litości dla innych ludzi. Jednak do czego przydadzą mu się ludzie z oddziału ANBU - moi przyjaciele? Zmarszczyłam brwi. Byłam uszczęśliwiona faktem, że nie pozbawimy ich życia, ale chcąc czy nie, Sasuke i Taka muszą ich zranić, a to nie będzie należało do serii wesołych chwil.
Nagle pewna błyskotliwość dotarła do mojego umysłu i dała mi pewną informacje.
 - Zaraz! - wydukałam zaskoczona, analizując informacje w mojej głowie. - Przecież oddział ANBU wyruszył ponad cztery dni temu... a skoro my mamy wyruszyć za kilka dni… jak chcesz ich niby powstrzymać? - chyba każdy ujrzał sens w mojej wypowiedzi. Taka w jednej chwili obrzuciła Uchihe spojrzeniem oczekującym wyjaśnień.
 - Nie ciesz się Sakura, dorwiemy ich - prychnął. - Organizatorzy turnieju przybywają do wioski dopiero w dzień jego rozpoczęcia. Podejrzewamy, że teraźniejszym zadaniem ANBU jest przekonywanie mieszkańców Konohy, żeby zaprzestali walk.
 - Rozumiem - westchnęłam.
 - Ty idziesz z nami jedynie w pewnym celu, wiesz doskonale jakim?
 - Leczyć ludzi... - wysnułam znudzona, odwracając głowę w geście obrażenia. I chociaż było to moje standardowe zadanie, od tego zebrania poczułam się bardziej członkinią tej organizacji. Nie wiem czy to dobrze, czy źle - było pewne, że nienawidziłam być pełna niewiedzy. Uchiha nie zareagował, lecz kontynuował swoją wypowiedź:
 - Jak wiecie Yuki zawsze jest pełna śniegu, więc ubierzcie się ciepło. Wyruszamy dwa dni przed rozpoczęciem turnieju, ponieważ tyle trwa droga, do...
 - Dwa dni?! - Karin z zaskoczenia, aż wstała. Chwyciła się za włosy, a w jej głowie najwyraźniej pojawiał się obraz tak długiej wędrówki.
 - Nie podoba ci się wizja nocowania pod gołym niebem? - zapytał radośnie Suigetsu. - To jest właśnie w tym najlepsze.
 - Nie przeraża mnie to, lecz fakt, że do Yuki trzeba podróżować przez pustynie.
 - To tylko pięć godzin drogi - powiedział Uchiha. - Potem jest już coraz zimniej.
 - Argh! - warknęła zaciskając pięści. Patrząc na to, zastanawiałam się czy te długie paznokcie nie wbiły się jej w skórę. Dla mnie byłoby to ryzykowne.
 - Usiądź - oznajmił Sasuke. Dziewczyna niechętnie pokiwała głową i zrobiła to, co rozkazał lider.  - Za równe sześć dni wyruszamy. Przygotujcie się. Na jutrzejszym treningu popracujemy nad strategią. Musimy być gotowi na powstrzymanie oddziału ANBU.
 - Co to będzie za walka bez zgody na zabicie? - Karin ponownie wtrąciła się w wypowiedź Sasuke.
 - Zamknij się już – powiedział ostrzegawczo. - Resztę zasad przedstawią nam na turnieju, podobno co roku jakoś się zmieniają. Teraz możecie iść. I nie denerwujcie mnie. Na dzisiaj odpuszczamy trening, jutro za to rozpocznie się on o dziesiątej.
 - Jasne.
 - Okej.
 - Dobra.
Usłyszałam po kolei niechętne jęki drużyny. Kiedy wszyscy wyszli, ja postanowiłam się czym prędzej ewakuować. Nie chciałam mieć do czynienia z humorkiem Sasuke. Chyba sam nie był zadowolony, iż Madara zakazał mordować mu moich przyjaciół. Dla mnie była to informacja pełna plusów, dla niego składała się ona wyłącznie z minusów.  Może było to dziwne i nie zrozumiane, jednak, gdy na sekundę zwrócił swoją uwagę ku mnie posłałam mu serdeczny uśmiech.
 - Nie wiem co się z tobą dzieje, ale głowa do góry, na pewno wszystko się ułoży - szepnęłam.
 - Próbujesz wczuć się w role pocieszyciela? - zakpił wstając z miejsca, a następnie podchodząc bliżej. To nie był dobry znak. Byłam pewna, że za chwilę zacznie te swoje podejrzane gierki.
 - Jestem w tym tak samo dobra jak ty - powiedziałam udając idealnie jego ton głosu. Uśmiechnął się.
 - Czyli wychodzi na to, że oboje jesteśmy w tym beznadziejni - mruknął podchodząc jeszcze bliżej. Znowu znajdował się jedynie kilka milimetrów ode mnie. Odruchowo odsunęłam się, ale on chwycił mnie za oba nadgarstki.
 - Nie jesteś ciekawa informacji, którą miałem ci do przekazania? - zapytał nagle.
Wzdrygnęłam się. Całkowicie uciekło mi to z głowy. Wow. Byłam z siebie dumna. Sherlock Holmes stanie się chyba mym bohaterem i osobą, która mnie inspiruje.
 - Więc powiedz mi, skoro tak mnie to ucieszy...
 - Hmm - spoważniał i tym razem to on się odsunął. Zaskoczona lustrowałam go jakby nagle stał się jednym z najstraszniejszych duchów. - Chodzi o Eizo i o ciebie.
 - Słucham?
Za każdym razem, gdy Sasuke wypowiadał imię mojego przyszłego męża, krew w organizmie zamieniała się w lód, a moje tętno znajdowało nowy rytm, który znacznie pobijał szybkością ten poprzedni. Przełknęłam ślinkę, czyżby dowiedział się...
 - Suigetsu powiedział mi pewną rzecz, która...
Dowiedział się.
 - Sasuke ja nie chciałam! - krzyknęłam z bólem w oczach. - Musiałam, ja nie mogłam inaczej… wiem, że to było...
Zaraz, pomyślałam. Skoro obecność tej wiadomości w jego głowie oznajmił mi już przed pójściem do Madary, to jak to możliwe, żeby... Cholera!
 - O czym ty mówisz? - jego zaskoczone oczy mówiły same za siebie, brakowało kilka sekund, a sama bym się wkopała. Sasuke z pewnością nie byłby zadowolony dowiadując się o naszej wczorajszej nocy. Skoro robi wszystko, aby nas odizolować - choć sama do końca nie wiem jaki ma w tym cel...
 - Nieważne - mruknęłam.
 - Ważne - warknął. - Sakura, coś ty zrobiła?
Czarny mary, hokus pokus, niech mój umysł szybko coś wymyśli!
 - Sakura! - poganiał mnie.
 - Eee... no byłam u niego... kiedy ciebie nie było, a przecież sam mi tego zabroniłeś.
 - Byłaś u niego?
Pokiwałam głową zanurzając się w poczuciu winy. Nagle Uchiha uśmiechnął się.
 - To dobrze, że się przyzwyczajasz, bo niedługo będziesz tam na dłużej.
Otworzyłam szeroko oczy.
 - Co? - wyszeptałam. Zamarłam, a moje ciało nie chciało już wykonać żadnego innego ruchu. Przed oczami bowiem pojawiło mi się kilka propozycji w mózgu na temat słów Sasuke i... żadna z nich mi się nie podobała.
 - Teraz nie mamy czasu na przenosiny, ale jak tylko wrócimy z turnieju, nie będziesz spała już u mnie w pokoju, lecz u swojego kochasia.
Buzia otworzyła mi się tak szeroko, nie wiedziałam, że człowiek w ogóle jest zdolny do takiego rozszerzenia.
 - A... ale jak to? - wydukałam tylko poprzez szok i całe stado myśli, jakie zaczęło mnie bezlitośnie atakować. Przecież tak nie może być! Ledwo przeżyłam z nim seks i obiecałam sobie, że już nigdy tam nie wrócę, że będę unikała tego pomieszczenia jak ognia, a teraz... - To chyba jakieś żarty!
 - Żadne żarty - powiedział oschle. - I w czym problem? Nie cieszysz się? Nie dawno sama miałaś pretensje, że zabraniam ci być z nim. Sama z Suigetsu pytałaś się dlaczego jesteś zmuszona, by mieszkać u mnie w pokoju.
W moich oczach znowu pojawiły się łzy, ale otarłam je tak szybko, że Sasuke nie zdążył tego zauważyć.
 - Cieszę się - skłamałam. - Ale dlaczego najpierw nas od siebie odizolowujesz... a teraz...
 - Chciałem dać mu popalić, za to, że tak nas szantażował, a tobie za to, że wyjawiłaś gdzie znajduje się nasza kryjówka. Nie chciałem go tu, więc robiłem wszystko, aby zepsuć mu życie, teraz zdecydowałem, że dalsze branie udziału w tej grze jest bezsensowne. Poza tym jesteś jego narzeczoną, więc śpij u niego. Zaznał tu już wystarczająco dużo cierpienia, więc kara się skończyła...
 - Ale, Sasuke... Ty nie możesz .. - bez wahania chwycił mnie za rękę i pociągnął na korytarz. Następnie zamknął na klucz pomieszczenie, w którym przed chwilą przebywaliśmy.
 - Idź do pokoju - rozkazał.
 - Którego? - zapytałam nadal pełna oszołomienia. Nie mogłam uwierzyć, że chciał przekazać mi właśnie to. Niedawno jeszcze przyznał się, że podoba mu się spanie ze mną w jednym łóżku...to niemożliwe...
 - Na razie do mojego. Po turnieju zmienisz miejscówkę - powtórzył i zaczął kierować się w przeciwnym kierunku.
 - Dokąd ty idziesz?
 - Przejść się
Cholera. Sasuke miał w prawo zezwolić mi na mieszkanie w pokoju Eizo, ale dlaczego zdecydował się na to właśnie teraz? Nie wierzyłam, że powodem jest zakończenie kary. Zmarszczyłam brwi i pełna determinacji zatrzymałam go, ponownie chwytając jego rękę.
 - Co chcesz?
 - Chcę iść z tobą! - oznajmiłam.
 - Ale ja chcę być sam, a teraz puść mnie - warknął i gwałtownie wyrwał mi się z uścisku. Zamarłam. Patrzyłam jak powoli odchodzi, a łzy w moich oczach nazbierały się już w takich ilościach, że nie byłam w stanie ich zatrzymać.
 - Cholera - pisnęłam ocierając oczy rękoma.
Co teraz?
S A S U K E
Wcale nie było mi ciężko powiedzieć jej tego co postanowiłem. Błacha sprawa, od zawsze wolałem być sam. Może jej brak w pokoju wyjdzie mi na dobre. Zresztą, dlaczego ja w ogóle się nad tym zastanawiam? Zniszczenie Konohy jest już tak bliskie, moja zemsta zaraz osiągnie swój kres, a ja ogarnę się niesamowitym szczęściem i dumą z samego siebie. Uśmiechnąłem się i tak jak sobie obiecałem ani razu nie obróciłem się w tył by doglądnąć się zachowania Sakury. I dobrze. Teraz najważniejsze dla mnie są treningi. Kiedy spędziłem godzinę na bezczynnym gapieniu się w głębiny lasu i wmawianiu sobie, abym ani na chwilę nie zajął mych myśli taką osobą jak Haruno, doszedłem do wniosku, że chcąc nie chcąc myślałem o niej przez całą godzinę... Psiakość. Wściekły na siebie wróciłem do kryjówki. Całą resztę dnia przesiedziałem w kuchni czytając znalezioną w półce kolorową prasę. Pod wieczór, kiedy wróciłem, Sakura już spała. Za niedługo nie będę jej już oglądał w takim wydaniu, więc pozostało mi się nacieszyć tym co mam teraz.
Idiota ze mnie. Nadal nosiłem w sobie to poczucie winy, uczucie, które bez przerwy wmawia mi, że nie powinienem tak postanawiać. Ale to zwykłe ludzkie słabości, którym ja się przeciwstawię...
Ku mojemu zdziwieniu, ten tydzień minął w niezwykle szybkim tempie. Może i zapanowała nad nim monotonia, ale taka,  w której niemal cały czas nad czymś pracowałem lub byłem zajęty. Rano - trenowałem, z Sakurą rozmawiałem jedynie o stanie rannych, lub o posiłkach, które miała przygotować. Kiedy Haruno doprowadziła każdego do normalnego stanu, siadałem w Sali narad i robiłem notatki wszystkich możliwości z jakich skorzystam przy niszczeniu Ukrytego Liścia. Wychodząc dzisiejszego dnia po zapełnieniu całej kartki dopiero wtedy doszło to do mojego zapracowanego umysłu.
Jutro wyruszamy. Zdesperowany, porzuciłem myśli o wiosce i treningach, skupiłem się więc na planowaniu podróży, lecz tym razem nie było to zwykłe jednodniowe zadanie powierzone przez Madarę, które zazwyczaj polegało na wyeliminowaniu jakiegoś człowieka. Szliśmy na turniej. Turniej, na którym musimy wyjątkowo trzymać się razem, tam zjawią się Ninja z całej kuli ziemskiej, niektórzy wręcz czekają aż ktoś ich zaczepi, lub powie coś nie tak. Wpadłem do pokoju niczym tornado i nie zważając na czytającą książkę Sakurę, która spoczywała na łóżku owinięta kołdrą, otworzyłem szeroko szafę i zacząłem gmerać na jej dnie.
 - Coś się stało? - zapytała ciekawa mojego zachowanie i przyśpieszonego oddechu, który roznosił się po całym pomieszczeniu. Ale nie potrzebowała odpowiedzi, gdy szczęśliwy wygrzebałem ze sterty ubrań olbrzymią podróżniczą torbę. To jej potrzebowałem. Była tak ogromna, że na pewno pomieści wszystkie potrzebne mi rzeczy. - Rozumiem - mruknęła i wróciła do czytania lektury. Była nadąsana i zła na mnie. Ale o co można się wściekać? O moją łaskę? O to, że pozwoliłem jej być obok bliskiej i ważnej osoby? Jej zachowanie było dla mnie niezrozumiałe, dlatego też postanowiłem wyciągnąć od niej informacje. Może zwyczajnie spodobały jej się nasze wspólne noce...
 - Znalazłaś u Karin jakieś ciepłe rzeczy na jutro? - zagadnąłem, chociaż tego również byłem ciekawy.
 - W szafie nie było żadnych swetrów... chyba po prostu założę kilka bluzek na siebie i dam radę - uśmiechnęła się niewinnie nie odrywając wzroku od książki.
Prychnąłem.
 - Będzie ci zimno.
 - Nie musisz się o mnie martwić, jakbyś nie zauważył jestem dorosła, poza tym potrafię o siebie zadbać.
 - W to nie wątpię - oznajmiłem. - Nie chcę jednak słuchać twojego marudzenia...
 - Nie będę marudzić! - oburzyła się. - Wiele razy byłam w Yuki na misjach i przyzwyczaiłam się do zimna jakie tam panuje. Czasami nie jest tam tak lodowato jak wszyscy opowiadają, zdarzają się też ciepłe dni…
 - Minus trzydzieści - zakpiłem, a ona z twarzą niezadowolonego dziecka pokręciła głową.
 - Jesteś idiotą - warknęła. Zlekceważyłem jej uwagę i ponownie zacząłem wielkie ciuchowe poszukiwania. Nienawidziłem bawić się w coś takiego, rzadko mi się to zdarzało, lecz kiedy już musiałem, dopadała mnie przy tym istna nerwica. Nabrałem haust powietrza i skoncentrowałem się, jeszcze niedawno go tu widziałem. Dlaczego ja znowu to robię?, pomyślałem. Jestem stanowczo za łaskawy, powinienem być rządnym zemsty i krwi mordercą. Kiedy w końcu dostrzegłem kolor, który jeszcze nigdy mnie tak nie uszczęśliwił, mimowolnie uśmiechnąłem się.
 - Jest - mruknąłem do siebie. Spojrzałem na trzymany przez siebie ciemno zielony płaszcz i odwracając głowę w drugą stronę wytrzepałem go. Kurzu zjawiło się więcej niż oczekiwałem, w jednej sekundzie rozniósł się po całym pokoju, a chwilę potem usłyszałem ciche kaszlnięcie Sakury.
 - Co ty robisz, do cholery? - powiedziała głosem pełnym jadu, ja obdarowałem ją poważnym i pełnym opanowania głosem, a następnie podszedłem do łóżka rzucając jej ubranie wprost na kolana.
 - Co to ma być? - wydukała identyfikując wzrokiem odzienie.
 - Nie musisz mi dziękować - jęknąłem z udawaną kulturą i następne co zrobiłem to wytrzepałem porządnie torbę. Tym razem natężenie kurzu nie było jednak tak intensywne.
 - Twój płaszcz - usłyszałem szept. - Ten...
 - Tak, to ten - powiedziałem zdenerwowany.
 - Pamiętam jak chodziłeś w nim na każde misje do Yuki - Oczywiście nie było innego wyjścia, jak wspomnieć dawne czasy i wbić mi nóż prosto w... umysł. Tak. Umysł. Bo to on był odpowiedzialny za trzymanie tych obrazów w głowie. Serce chciało się ich pozbyć, ale on uparcie ciągle mi je prezentował w każdych szczytowych momentach.
 - Coś z tym płaszczem nie tak? - zapytałem nie rozumiejąc niepotrzebnej uwagi. Spojrzałem na nią.
 - Nie - wydukała. - Zawsze bardzo mi się podobał. I mimo, że zapewniłeś, iż nie muszę dziękować ja i tak to zrobię... dziękuję.
 - Hmm - wydusiłem tylko i starając ukryć targające mną emocje, patrzyłem na nią w bezruchu.
 - Mam nadzieję, że będzie dobry.
 - Dobry? - prychnęła z uśmiechem oglądając płaszcz. - Obawiam się, że będzie na mnie wisiał.
Śmiech rozniósł się po pomieszczeniu w takich ilościach co przed chwilą kurz. Również się uśmiechnąłem, dźwięk wydawany z jej buzi był tak przyjemny do słuchania, że niemożliwe było jego zignorowanie.
 - Dasz radę - powiedziałem. - Spakuj się do tej torby, ja idę po Suigetsu.
 - Po co?
 - Dowiedzieć się czy oni też jakąś mają. Karin, Juugo i on spakowaliby się do innej, a my do tej.
 - Aaa... - zaczęła niepewnie. Chyba spodziewałem się tego pytania. - A co z Eizo? Nie idzie z nami?
 - Madara jutro przyjdzie tu i go przypilnuje - wyjaśniłem.
Wzdrygnęła się i spojrzała na mnie oszołomiona.
 - M-madara? – wyjąkała.
 - No tak. Spokojnie, nic mu nie zrobi… a teraz zacznij się pakować - rzuciłem opuszczając pokój. Znowu straciłem kontrolę nad wewnętrznymi emocjami. Znowu. Zacisnąłem pięść i zerknąłem na nią. Dlaczego tak jak jej ruchów, nie mogę nadzorować swojego serca?
 - Suigetsu - powiedziałem oschle, gdy bez pukania wdarłem się do jego pomieszczenia. Członek mojej organizacji siedział na łóżku i tak jak Sakura, zaczytany był w pewną książkę. Zdziwiłem się. Rozpoczęła się u nas faza czytania?
 - Tak? - burknął przerywając lekturę.
 - Masz może jakąś większą torbę? Chodzi mi o to, żebyś razem z Juugo i Karin spak...
 - Każdy z nas jest już spakowany - uśmiechnął się.
 - Jak to?
 - Każdy spakował się do swojego plecaka.
 - Jak chcecie - machnąłem ręką i zszokowany wyszedłem z pokoju. Wszystko nieoczekiwania idzie po mojej myśli... to dziwnie podejrzane.


1 komentarz:

  1. W końcu ktoś trochę zezwał tę rudą idiotkę. ^^ :33
    Madara i Madara, wszystko teraz kręci się wokół Madary. Jestem ciekawa co zrobi z Eizo i czy nie będzie rozczarowany, gdy dowie się jakie on ma umiejętności.
    Turniej.. nieźle to zaplanowałaś. Podróż do Yuki i starcie z ANBU. Podoba mi się. :D
    Od kiedy to Sasuke taki dobry i pozwala Sakurze zamieszkać w pokoju Eizo? :< Przecież może zacząć się to samo co w Konoha, a u Uchihy była przynajmniej bezpieczna i dobrze się czuła w jego obecności.
    Wątek z płaszczem był cudowny, taki słodki i uroczy. :3
    Wszystko idzie po myśli Sasuke... też myślę, że to dziwne. xD
    Czuję, iż ta podróż wiele zmieni... :)

    OdpowiedzUsuń