środa, 31 października 2012

Rozdział 44



Pokładałam wszelkie nadzieje w Madarze i jego cudownym odnalezieniu mojej osoby. Jednak – nie pierwszy raz – zawiodłam się na swojej ufności. Ta sytuacja stanowiła wyjątkową, w której musiałam przyznać rację Sasuke; nadzieja naprawdę jest matką głupich. Westchnęłam i bynajmniej nie robiłam tego dyskretnie. Nie dbałam o to czy ktoś mnie zauważy, ani, że być może jestem w tej chwili obserwowana przez obcych Shinobi. Wszystko było mi w ów momencie obojętne. Zdążyłam już kilka razy powrócić do tego samego miejsca, nadziać się na kilka gałęzi i dorobić się paru zadrapań. Do głębi wykończona i pozbawiona wszelkich nadziei na lepsze, zasiadłam na kamieniu i zajęłam się leczeniem własnych ran. Boże, czyż to nie żałosne? Uciekłam z kryjówki, aby stawić czoła osobnikowi, który jest potencjalnym kandydatem na najsilniejszego ninja na mojej liście. Tymczasem skończyłam całkowicie zagubiona, dodatkowo zraniona – przez własną głupotę.
Sasuke Uchiha nigdy nie zgodziłby się na to, abym walczyła z Madarą, lecz gdybym rzuciła mu chociaż maleńką sugestie dotyczącą mojego planu… przynajmniej istniałaby szansa, że właśnie w tej chwili rozpoczął poszukiwania. Zanim Uchiha zorientuje się, że nie ma mnie w kryjówce zdąży się ściemnić – a wtedy zupełnie postradam zmysły. Był jeszcze jeden plus tego całego ‘zamieszania’. Doszło do mnie w końcu, że nie ma wręcz opcji, aby cokolwiek, kiedykolwiek mi się udało. Jestem zwykłą…właściwie to nie mogę się określić tym mianem. Czy osoba, która potrafi potknąć się na idealnie równym terenie, sprawić problemy przebywając w zupełnym spokoju i zawsze, ale to zawsze bez żadnego wyjątku wszystko zawalić, może nazwać siebie zwykłą? Oczywiście, że nie. Jestem jakimś kompletnym odmieńcem, który nie umie znaleźć sobie miejsca. Dobrze! Jestem odmieńcem, to prawda. Zawsze w każdej sytuacji wpakuje się w jakieś kłopoty, ale nigdy nie poddałam się i nie postanowiłam pozostawić problemu na lodzie.
 - Teraz też się nie poddam – szepnęłam do siebie, lustrując badawczo otoczenie. Przecież to niemożliwe, żebym zupełnie nie rozpoznała terenu. Tyle razy wyruszałam gdzieś z Sasuke i resztą organizacji. – Musi mi się udać – dopingowałam samą siebie. Przynajmniej odnalazłam trochę pewności i wytrzymałości do następnych zmagań w środku lasu.
Kiedy skończyłam leczenie, powstałam. Madara chyba nie jest jednak na tyle silny, skoro dotychczas nie wyczuł mojej chakry. Eh, rzeczywiście akcje ‘na spontana’ nie są moją mocną stroną. U mnie liczy się dokładne przemyślenie, a tym razem tego nie zrobiłam. Równie dobrze Karin mogła podać błędne informację. No tak! Ostatecznie, kiedy podsłuchiwałam rozmowę pod drzwiami, nie było opcji, aby czerwono-włosa nie wyczuła mojej energii – dodatkowo to dziwne spojrzenie, które na mnie kierowała, gdy byłam już w pomieszczeniu. Mam! Karin musiała specjalnie zmylić mnie błędnymi informacjami. Napełniłam się nagle wszechogarniającą dumą – czegoś się jednak potrafię nauczyć od Uchihy, ale mimo mojego niespodziewanego przypływu spostrzegawczości, wciąż znajduję się w kropce. Karin zapewne nie podejrzewała mojego planu. Zmyliła mnie po prostu, abym nie posiadała żadnej wiedzy.
 - Kurwa – zaklęłam głośno. To wszystko nie miało dla mnie sensu. Powinnam się po prostu pogodzić z tym, że nikt w Tace nie ma pojęcia o moim zniknięciu.
Po kilku minutach udało mi się dość do jakiegoś strumyka. Nie wiem co mną kierowało, jednak jakaś tajemnicza siła kazała mi dostać się na drugą stronę. Wdrapałam się więc na masywny głaz i po chwili znalazłam na właściwym drzewie. Uda ci się Sakura! ryknęłam w myślach. Zawiesiłam się na gałęzi i całą swoją siłą rozhuśtałam, aby przedostać się na drugi brzeg. Udało się! przemknęło mi przez myśli, kiedy wirowałam już w powietrzu. Zamknęłam oczy i na ten krótki ułamek sekundy pozwoliłam powiewom muskać delikatnie moją skórę. Instynktownie spojrzałam w dół. Oniemiałam, kiedy doszło do mnie, że mój wyskok nie zawierał tyle siły ile powinien. Zbliżałam się właśnie prosto w stronę wody. Pięknie! Jeszcze tego brakuje, abym była mokra! Podenerwowana zacisnęłam oczy, czekając, aż zrobi mi się cholernie zimno. Po dłuższej chwili nic jednak nie nadeszło. Zamiast zimna – wręcz przeciwnie – poczułam jak coś ciepłego obejmuje moje ramiona.
Wytrzeszczyłam oczy, nie mając bladego pojęcia co się dzieje.
 - Sasuke? – wydukałam, zbita z pantałyku. Uchiha zmroził mnie spojrzeniem. Dopiero w owej chwili doszło do mnie, że znajdujemy się na drzewie, a czarno-włosy trzyma mnie na rękach. Nie mogłam się powstrzymać. Na moją twarz wdarł się uśmiech, wyrażający ulgę. – Sasuke, nawet nie wiesz jak się cieszę, że to ty!
 - A co? Zgubiłaś się podczas ucieczki? – prychnął. Z początku byłam kompletnie zdezorientowana, lecz w końcu doszły do mnie niektóre fakty. No tak …pierwsza myśl, kiedy pojmany Medyk znienacka opuszcza kryjówkę.
 - Ja wcale nie chciałam uciec – wyznałam z powagą. – Wiem jak to wygląda, ale uwierz, że nie planowałam żadnej ucieczki!
 - Czy ty bierzesz mnie za idiotę?
 - Sasuke naprawdę, uwierz mi!
 - Więc dlaczego, kurwa opuściłaś kryjówkę bez mojej zgody?! – ryknął tak głośno, że kropelki jego śliny pozostały na mojej twarzy. Przeraziłam się, jednak rozumiałam jego zdenerwowanie. Spuściłam szybko wzrok. Teraz czekało mnie najgorsze i nie wykluczone było, że ta informacja doprowadzi Uchihe do większej wściekłości. – Sakura – poganiał mnie surowym tonem.
 - Chciałam znaleźć Madarę – mój głos był ochrypły i niepewny. Eh, nawet przy mówieniu prawdy wychodzi na to, że kłamię. Oczy Sasuke rozszerzyły się delikatnie. Poczułam jak jego uścisk na moim ramieniu wzmacnia się.
 - Madarę? – zakpił. – Skąd ci w ogóle przyszło coś takiego do głowy?
 - Mówiłam ci, że chcę mu udowodnić, że jestem wystarczająco silna, aby być w Tace! Chciałam się z nim zmierzyć.
 - Czy ty kompletnie oszalałaś?! Masz pojęcia co mogłoby się stać, gdybyś rzeczywiście go spotkała?! Nienawidziłam jak na mnie wrzeszczał. Próbowałam ukryć targające mną emocje. Dlaczego Sasuke chociaż raz w takiej sytuacji nie może okazać spokoju zapożyczonego od Juugo?
 - I tak go nie spotkałam – przyznałam, nie kryjąc rozczarowania.
 - Zgubiłaś się – powiedział prosto z mostu. Skierowałam na niego oburzone spojrzenie.
 - No co ty! Wcale się nie zgubiłam.
 - Zgubiłaś się.
 - Nie!
 - Doprawdy? – prychnął po raz kolejny. – Więc z jakich to powodów nie powróciłaś do kryjówki, skoro nie umiałaś znaleźć Madary?
 - No… bo … – kurwa, no to wpadłam.
 - Widzisz. Zgubiłaś się.
 - To nie moja wina, że znaleźliście kryjówkę w tak idiotycznym miejscu! – krzyknęłam. Tym razem nie zatrzymywałam emocji. Byłam podenerwowana, rozjuszona i w jednej chwili straciłam cały zapał, który do niedawna posiadałam.
Nagle Sasuke spoważniał.
 - Podsłuchiwałaś w kuchni – odezwał się nagle. Ciarki przyszyły moje ciało. On nie jest człowiekiem. Przecież to niemożliwe, żeby ktoś tak szybko doszedł do tego wszystkiego. Uchihe zajęło to zaledwie kilka minut.
 - Jesteś kosmitą? – zapytałam, za co natychmiast ugryzłam się w język. – Kurwa …
 - Słucham?
 - Nie, nic, nieważne! Za głośno myślałam.
 - Pożałujesz tego – syknął.
 - Co?! – byłam tak wściekła, że powietrze wylatywało ze mnie wraz z głośnym świstem. – Gadaliście o tym, a ja akurat szłam do kuchni. To nie moja wina, że nie potraficie prowadzić dyskretnych rozmów.
 - Jesteś niemożliwa, wiesz? – chyba nie było tak źle, skoro wysilił się na tak łagodne zdanie. Westchnęłam. Dopiero teraz poczułam jak bardzo się trzęsę. Objęłam się ramionami, jeżdżąc rękoma do góry i w dół. Może i uniknęłam spotkania z wodą, to jednak odczuwałam zmianę temperatury jaka zdążyła nastąpić przez te kilka godzin. – Byłem pewny, że uciekłaś… – dodał nagle.
 - Ile razy obiecywałam ci, że tego nie zrobię? Sasuke …myślałam, że mi ufasz.
 - Chyba jednak nie do końca – powiedział z łobuzerskim uśmiechem. Wściekła podarowałam mu porządnego kuksańca w ramię. Czarno-włosy w żaden sposób na to nie zareagował. – Wracamy do kryjówki, jest ci zimno.
 - Nie jest – skłamałam.
 - Spójrz mi w oczy i powtórz to – na słowa Sasuke w gardle zrobiło mi się sucho. Pojawiło się we mnie napięcie, objawiające się przełykaniem śliny i ruchami dłoni, które na przemian zaciskały się i rozluźniały, kiedy tylko na mnie patrzył. – Możesz przestać mnie kłamać, co Sakura? – warknął po chwili milczenia. Boże, dlaczego ukarałeś mnie brakiem talentu aktorskiego?
Nagle coś wpadło mi do głowy.
 - Hej! Od kiedy to Sasuke Uchiha obchodzi się czy jest mi zimno, czy nie? Myślałam, że też idziesz do Madary.
Zanim uzyskałam odpowiedź minęła dłuższa chwila. Zabawnie obserwowało się twarz Sasuke, która w owej chwili była kompletnie zagubiona.
 - Ty cholerna podsłuchiwaczko – warknął poprzez zaciśnięte zęby. – Nawet nie masz pojęcia jak wystraszyłaś mnie tym zniknięciem – zakończył. Zauważyłam jak krzywi się znacznie, tak jakby żałował wypowiedzianych przez siebie słów. Dobre kilka minut zajęło mi uspokajanie samej siebie – byłam w głębokim szoku. – Eh, zapomnij.
 - Czyżby Sasuke Uchiha się o mnie martwił? – zagadnęła, nie szczędząc zalotnego uśmieszku. Brwi czarno-włosego niemal od zaraz zmarszczyły się.
 - Możesz łaskawie przestać mówić o mnie w trzeciej osobie? Jakbyś nie zauważyła jestem tuż obok ciebie.
 - Oh, przepraszam. Nie potrafiłam się powstrzymać.
 - Boże – fuknął, odwracając wzrok. Wyszczerzyłam się – czułam niezmierną ulgę. Już myślałam, że będę zmuszona nocować w tym lesie i błądzić bez końca, oczekując jakiegokolwiek ratunku. Miałam ochotę rzucić się na Sasuke ze łzami w oczach i dziękować mu za jego obecność.
 - Nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie – powiedziałam, sama zdumiona tym odkryciem.
 - Wiesz, że nie lubię udzielać odpowiedzi…
 - Wiem, ale ostatnio mi udzieliłeś, więc miałam nadzieje, że …
 - Nadzieja matką głupich.
 - Oh, przestań! – warknęłam. Szanowałam jego pogląd na niektóre sprawy. W końcu sama chwilę temu zaczerpnęłam od niego motta i kierowałam się nim. Również straciłam nadzieje. Ale wypowiadanie tego zdania w nieskończoność naprawdę mnie drażniło.
 - Mówię tylko jak jest – rzucił obojętnie.
Nagle twarz Sasuke znacznie stężała. Przypatrywałam się mu bacznie próbując odczytać coś z jego mimiki. Niezbyt delikatnie szturchnęłam go, aby w końcu na mnie spojrzał. Na próżno. Westchnęłam cicho, wierząc, że być może ten gest obudzi go z letargu. Zniecierpliwiona powędrowałam za nim wzrokiem.
Aż podskoczyłam w ramionach Uchihy, kiedy doszło do mnie w czyim towarzystwie właśnie przebywamy.
 - Opanuj swój wybuchowy charakterek – usłyszałam przy uchu cichy szept Sasuke. Jego ton świadczył o tym, abym tą wypowiedź potraktowała jako ostrzeżenie. Przytaknęłam skołowana głową. Zaraz jednak przeniosłam wzrok na niego.
Drgnęłam. Odczuwałam jedynie strach, który powoli ogarniał całe moje ciało.
 - Madara – wysyczałam z prawdziwą nienawiścią. Jego perfidne spojrzenie podziałało pozytywnie na moje samopoczucie. Strach wyparował. To miejsce zastąpił gniew i determinacja. – Nie wiem czy jestem w stanie powstrzymać mój wybuchowy charakterek – szepnęłam do siebie. Sasuke automatycznie przekierował wzrok na mnie. Głośny charkot wydobył się z moich ust – myśląc o wszystkich okropieństwach, które ten człowiek uczynił, wręcz mną targało.
*
Po prostu cudownie. Ptaszki ćwierkały, Sakura nie straciła u mnie żadnych punktów, a delikatny wiaterek pieścił moją skórę. Po długich poszukiwaniach kiedy wreszcie wyczułem jej chakrę, byłem …byłem w siódmym niebie. O tak. Naprawdę cieszyłem się z tak błahej rzeczy – znalezienia Haruno. Być może właśnie ten czynnik podziałał na moją złość, która ulotniła się dosyć szybko. Naturalnie, jednak coś musiało się spieprzyć. A powodem, dla którego straciłem wszelkie chęci do życia była pewna postać. Ów osobnik stał na gałęzi kilka metrów od naszej dwójki. Spojrzenie jakie w nas kierował nie wróżyło nic dobrego.
 - Nie wiem czy jestem w stanie powstrzymać mój wybuchowy charakterek – dotarł do mnie wściekły głos Sakury. Zerknąłem na nią. Iskierki nienawiści, które zażyły się jej oczach, przeraziły mnie. Nigdy dotąd nie dostąpiłem zaszczytu obserwowania tak jawnie okazywanej wrogości.
Byłem wściekły. Po raz kolejny nie umiałem wyczuć jego chakry. Przy rozmowie z Haruno moje zmysły były wyostrzone bardziej niż zazwyczaj, wiedziałem bowiem, że Madara znajduje się gdzieś w pobliżu. Skupiałem się i skupiałem …gówno to dało, ponieważ zamaskowany mężczyzna i tak uzyskał efekt zaskoczenia.
 - Wiesz, że nie lubię takich sytuacji – odezwał się po dłuższej chwili krepującej ciszy. Nie odpowiedziałem. – Może wytłumaczysz mi dlaczego twoja drużyna w tym momencie nie odbywa treningów? – ciągnął dalej. – Specjalnie umówiłem się na późniejszą godzinę, aby wam nie przeszkadzać. Jak zwykle się zawiodłem…
Cholerny Suigetsu! pomyślałem, jednocześnie zaklinając imię Hozuki’ego. Gdybym tylko nie zgodził się na odwołanie treningów. ‘Juugo nie ma, więc myślałem, że dasz nam wolne’. Ta… ten jedyny raz wam dałem, i co?
Dlaczego on kurwa zawsze przychodzi wtedy, kiedy akurat tych treningów nie ma?!
Nabrałem do płuc sporej dawki powietrza.
 - Dzisiaj zrobiłem wolne swojej drużynie – powiedziałem zgodnie z prawdą. – Dotąd cały czas trenowaliśmy…
 - Rozśmieszasz mnie, wiesz? – wdarł mi się w słowo, używając tego kpiącego tonu. Moja lewa brew zadrgała delikatnie na sam dźwięk. – Myślisz, że z taką strategią osiągniesz swój wymarzony cel?
 - Tak – zawarczałem. Wtem poczułem jak Haruno wierci się w moich ramionach. – Sakura – zwróciłem się do niej, nie rezygnując ze wściekłości. Prychnęła – ten gest nie sugerował mi nic dobrego.
Madara automatycznie wbił w nią swoje spojrzenie.
 - Oh, Haruno. Jak ja dawno cię nie widziałem …
 - Wzajemnie – odburknęła. Poddałem się i postawiłem ją obok siebie. Cały czas jednak kurczowo trzymałem jej nadgarstek. Musiałem coś zrobić, aby zapobiec niespodziewanym sytuacją. – Właściwie to ciebie szu…
 - Szukaliśmy ciebie – przerwałem jej szybko. Cholera. Przez moją bezpośredniość Madara mógł nabrać jakieś podejrzenia. Zlekceważyłem zdziwione spojrzenie Sakury i kontynuowałem. Ratowanie sytuacji było w tym momencie moim priorytetem. – Chciałem się dowiedzieć czego chcesz. Skoro dzisiaj nie trenowałem, nie miałem zamiaru marnować również czasu.
 - Haruno – jego głos przepełniony był jadem. Zupełnie mnie zignorował! – Zobacz co z nim zrobiłaś.
 - Słucham?
 - Myśli, że zdołam uwierzyć w tak beznadziejne kłamstwo. Sasuke – wreszcie na mnie spojrzał, lecz w owej chwili wcale tego nie pragnąłem. Byłam już świadom tego, że tylko pogorszyłem sytuację. – Chakrę Haruno wyczuwam już od dłuższego czasu… jak więc możesz twierdzić, że przybyliście tu razem?
Otwierałem już usta by wybełkotać dobrą wymówkę, jednak Sakura uprzedziła mnie.
 - Wyczuwałeś moją chakrę?! – krzyknęła pełna zaskoczenia. – Dlaczego więc to zignorowałeś? Nie chciałeś dowiedzieć się dlaczego się tu znajduje?
 - To proste. Czułem również chakrę Sasuke, która w błyskawicznym tempie się do ciebie zbliżała. Wiedziałem już wtedy, że sprawiłaś kolejny problem.
Haruno zacisnęła pięści.
 - Sasuke – mówił dalej Madara. – Pamiętasz co ci powiedziałem? Jeśli Medyk sprawia kłopoty, najlepiej znajdź nowego, a tego poprzedniego …zabij.
 - C…co? – po przestrzeni rozległ się cichy jęk Sakury. Spostrzegłem jak dziewczyna przełyka ślinkę. To jednak nie ugasiło jej zapału.
 - Nie widzisz tego Sasuke? Znowu zamiast trenować uganiasz się za nią. Nie wiem co kombinowała, jednak straciłeś niepotrzebnie czas.
 - To nie była ucieczka! – wtrąciła Haruno. Nim zdążyłem jakkolwiek zareagować ona wyrwała się z moje uścisku i zeskoczyła z drzewa na ziemię.
 - Kurwa, Sakura – zakląłem pod nosem i znalazłem się tuż obok niej. Raz jeszcze chwyciłem jej nadgarstek. Tym razem tak mocno, że dziewczyna syknęła z bólu. – Powiedziałem ci, że masz się ode mnie nie oddalać bez mojego pozwolenia, prawda?
 - Zostaw mnie! – syknęła i pchnęła mnie w tył. Zaskoczony nie spuszczałem z niej oka. – Skoro twój kochany trener uważa, że sprawiam problemy, niech sam stanie ze mną do walki i zabije… jeśli tylko będzie potrafił – byłem w szoku po usłyszeniu tych słów. Śmiech Madary jedynie utwierdził mnie we własnym przekonaniu. Ona naprawdę myśli, że ma z nim jakieś szanse?! – Tak jak powiedziałam ci wcześniej Madara, nie jestem tu, ponieważ uciekłam. Jestem tu bo poszukuje ciebie. Chcę się z tobą zmierzyć i udowodnić ci kilka rzeczy. Jestem wystarczająco silna, aby być w Tace. – dodała, wyciągając kunai z kabury i unosząc je do góry.
W tym momencie zawiał porywisty wiatr, który jedyne co zrobił, to dodał scenariuszowi grozy.
Ten znak od matki natury otrzeźwił mój umysł – przecież nie mogę pozwolić Haruno walczyć!
 - Sakura – zwróciłem się do niej, z początku spokojnie. – Wracamy do kryjówki. Musze porozmawiać z Madarą na osobności i…
 - Nigdzie nie wracam póki on ze się ze mną nie zmierzy! – ryknęła, nawet na mnie nie patrząc. Nienawidziłem takich sytuacji. Bycie ignorowanym to najgorsza z możliwych dla mnie opcji. Już zabierałem się do realizowania kolejnego planu, już zbliżałem się do niej, aby przerzucić przez ramię i bez słowa udać z powrotem, lecz wtem dotarł do mnie głos Madary:
 - Daj spokój, Sasuke – parsknął kpiarskim śmiechem. – Skoro Haruno chce zginąć, tak się też stanie. Najpierw jednak udowodnię jej, że nie ma ze mną najmniejszych szans.
Zapadła cisza. Odczułem ulgę, kiedy poczułem na sobie palące spojrzenie Sakury. W jej oczach dojrzałem się jedynie żarzących iskierek nienawiści jak i chęci do podjęcia walki. Czy ona w tym momencie oczekiwała ode mnie zgody? Ale zgody na co? Na śmierć? Wzdrygnąłem się na samą myśl, iż Sakura mogłaby …przecież to mój narkotyk! Nie dam rady funkcjonować bez jej obecności.
 - Sakura.. – zacząłem z powagą. Ni stąd ni zowąd na twarzy dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech. Zbiła mnie tym z tropu.
 - Sasuke, dam radę – szepnęła. – Nie powinieneś się mną przejmować, przecież sam powiedziałeś, że jestem dla ciebie tylko Medycznym Ninja – dodała, przekierowując wzrok na swojego wroga. Załapałem …to znaczy, tak myślałem. Haruno przecież wie, że informacje jakie udzieliłem Eizo to stek nic nie wartych bzdur. Prawda była zupełnie odmienna. Ona stanowiła dla mnie coś ,czego za wszelką cenę pragnąłem obronić. I doszło to do mnie w ów momencie.
 - No dalej, Haruno – ponaglał Madara. Kiedy zeskoczył z drzewa, wiedziałem już, że jego propozycja nie była zwykłym żartem. – Udowodnij mi, że jesteś godna, aby tu być.
Uh, wiedziałem, że ten człowiek robi to wszystko celowo. Dobrze wiedziałem, że to nie siła Sakury była czynnikiem, przez który Madara nie posiadał do niej żadnej sympatii. To ja! Chodziło o mnie i o to, co ta dziewczyna ze mną robi. Sam byłem pod wrażeniem tych czynów, nieraz się zagubiłem, ponieważ nie miałem pojęcia skąd i dlaczego przybyło to nowe uczucie, wcześniej zupełnie nie doświadczone. Ale to mnie intrygowało! Z początku walczyłem, ale potem pragnąłem bardziej je poznawać. Okazały się być naprawdę przyjemne. Haruno nadal żyje świadomością, iż Madara uważa ją za słabą.
 - Sakura! – krzyknąłem za nią, kiedy ta rzuciła się biegiem na przeciwnika. W drodze wyciągnęła z kabury kolejne kunai’e, które automatycznie skierowała na Madarę. Tak jak sądziłem, ostrza przeniknęły przez jego ciało, wbijając się w niczemu winne drzewo.
*
 - Wiedziałam – mruknęłam do siebie. Czy ten człowiek potrafi coś innego? Już przy pierwszym spotkaniu użył tego jutsu. Zawarczałam wściekle i nie przerywając biegu rzuciłam się na niego z głośnym krzykiem. Zebrałam w pięściach chakrę. Madara o dziwo perfekcyjnie unikał moich ciosów, ale kiedy trafiłam, moja ręka znowu przeniknęła przez jego głowę. Odsunęłam ją gwałtownie i przyciągnęłam do piersi – fala nieprzyjemnych dreszczy przeszyła moje ciało.
 - To wszystko? – prychnął. Wyciągnął kunai i trzymając narzędzie w ręku zamachnął się. Bez problemu ustrzegłam się przed atakiem i odskoczyłam. Tym razem użyłam shurikena, lecz on również nie uzyskał spodziewanych efektów. Wbił się w to samo drzewo, co wcześniej kunai’e.
Instynktownie spojrzałam na Sasuke. Stał pod drzewem ze zmarszczonymi brwiami. Zaciskał nerwowo pięści i spoglądał na mnie. Zauważyłam jak jego usta poruszają się w taki sposób, jakby właśnie wymawiał moje imię. Posłałam mu jeden ze szczerszych uśmiechów i ponownie wbiłam wzrok w zamaskowanego mężczyznę.
Nie będę potrafiła nic zrobić jeśli nie zbiorę jakiś informacji o tej technice. Muszę ją dokładnie przeanalizować. Prychnęłam na nie poznake.
 - Co to za jutsu? – zapytałam ze spokojem. Owe pytanie w ogóle nie zaskoczyło Madary, wręcz przeciwnie – wyglądał jakby się go spodziewał. Wstrzymałam oddech. Mężczyzna oparł się zaciśniętą dłonią o korę drzewa.
 - Skuteczne, prawda? – zakpił. – Nawet na Sasuke ono działa.
Na ów słowa, kątem oka spostrzegłam jak Uchiha lekko drgnął. Ścisnęłam mocniej trzymane kunai.
 - Wiesz Haruno …chyba jest jedna rzecz, za którą cię podziwiam – odezwał się nagle z jadem w głosie. Pokiwałam głową na znak, iż słucham. – To twoje ‘nie poddawanie się’ i ta wiara. Chociaż to śmieszne, bo przecież od początku wiadomo, że przegrasz, ty masz na tyle odwagi, aby stanąć do walki, wiedząc, że zginiesz…
 - Też mi coś. Nie stanęłabym do walki, wiedząc, że nie mam z tobą najmniejszych szans – przerwałam mu. – Ja wiem, że potrafię cię pokonać, dlatego właśnie tu stoję trzymając to ostrze w dłoni.
Chociaż byłam w stanie dostrzec jedynie jedno oko Madary, zauważyłam jak po jego twarzy przeleciał cień zdziwienia. Uśmiechnęłam się szyderczo. Tak, wierzyłam w to co przedstawiłam od samego początku, ale kiedy wypowiedziałam te słowa na głos, doładowało mnie to jeszcze większym zaangażowaniem i pewnością siebie.
 - Nie ma ludzi nieśmiertelnych – dodałam, a moje usta nadal pozostały wykrzywione. – Są tylko potężni, a nawet takich da się pokonać.
 - Mówił ci ktoś, że jesteś naiwna?
Parsknęłam śmiechem na jego pytanie i odruchowo raz jeszcze obdarowałam Uchihę spojrzeniem. Tym razem kipiałam jedynie rozbawieniem.
 - Taką uwagę słyszałam z tysiąc razy – przyznałam, śmiejąc się cicho. Ponownie zadziwiłam Madarę, który przystanął w pozycji gotowej do obrony. – A więc kontynuujemy? Nadal nie uzyskałam odpowiedzi na swoje pytanie: Co to za jutsu?
 - Pokonałem nim wielu ninja, w tym Czwartego Hokage, takie informację powinny ci chyba wystarczyć? – wzdrygnęłam się słysząc imię osoby, którą wymienił. Czwarty Hokage …ojciec Naruto. Mój przyjaciel opowiedział mi jak przebiegł atak Kyuubi’ego na Konohę, który miał miejsce dwadzieścia lat temu. Opowiedział mi o swoim ojcu i matce… a więc to był Madara. No tak! Naruto przecież …
‘Zamaskowany członek Akatsuki. To on spowodował, że Kyuubi zaatakował Konohe – mój ojciec mi o tym opowiadał.’
Wtem poczułam jeszcze większą nienawiść do tego człowieka! Czwarty Hokage …już w Akademii Ninja uczono nas jego wspaniałości i niezwykłej szybkości jaką posiadał. Byłam pewna, że nie dał pokonać się tak łatwo temu człowiekowi.
Zarzuciłam w niego kolejnymi ostrzami. Prócz cichego prychnięcia usłyszałam jak kunai’e wbijają się w drzewo. Ta…wszystko przez niego przenika, jednak w momencie kiedy atakuje …przecież nie może używać tego jutsu. Cholera, muszę to sprawdzić! przemknęło mi przez myśl.
 - Teraz ty pokaż co potrafisz – zagadnęłam prowokująco.
 - Sakura, nie! – krzyk Sasuke stłumiły odgłosy moich szybkich kroków, kierujących się ku Madarze. Stanęłam przed nim i wycelowałam pięścią w głowę – ten sam rezultat. Nieprzyjemne dreszcze raz jeszcze zmusiły mnie do gwałtownego odsunięcia dłoni, w owym momencie Madara zamachnął się i nim zdążyłam cokolwiek zrobić, poczułam okropny ból w brzuchu. Zgięłam się w pół, chwytając za centrum bólu i wyplułam stóżkę krwi.
 - Kurwa! – dotarło do mnie głośne warknięcie Sasuke. – Sakura przestań go atakować, to nie ma sensu! Ty nic nie rozumiesz, Madarze wcale nie chodzi o twoje um…
 - Czy ktoś pozwolił ci się wtrącać? – głos zamaskowanego mężczyzny, dotarł do mnie, maltretując umysł. Cholera. Chociaż wyraźnie słyszałam ich słowa, nie byłam w stanie wiele zrozumieć. Kręciło mi się w głowie, a obraz był delikatnie zamazany. Ale to nie było ważne – właśnie odkryłam to czego chciałam. To było oczywiste, że Madara aby zaatakować nie może używać tego jutsu.
Zaczęłam powoli się podnosić.
 - Ostatni raz chcę cię zaatakować. Potem możesz mnie zabić …jeśli oczywiście dasz radę – to zdanie wypowiedziałam z delikatnym uśmieszkiem na twarzy. Kurczę …tylko jak wykonać Klon Jutsu, tak aby on tego nie zauważył?
Idę na spontana!
Po raz kolejny rzuciłam się  biegiem na Madarę. Wykonałam szybko znaki i tuż obok mnie pojawił się klon. Okrążyłam Madarę i kiedy znalazłam się za nim, zrobiłam szybko to co chciałam. Przeciwnik w błyskawicznym tempie pokonał mojego klona – miałam tylko nadzieje, że nie zauważył. Będzie dobrze Sakura, dasz rade! pomyślałam, skupiając się na kolejnych ruchach. Madara gwałtownie się obrócił. Najszybciej jak potrafiłam wycelowałam w niego pięścią. Na szczęście efekt był taki sam jak poprzednim razem. Zarzuciłam kunai, które również przez niego przeszło.
 - Teraz twoja kolej – powiedziałam, starając się wypowiedzieć to z jak największą żałością. Madara wbił w mój brzuch ostrze. Jednak w tym samym momencie …
Mój klon nie zdążył jeszcze zniknąć, używałam jak największej ilości chakry, aby utrzymać go jak najdłużej. Nie mogłam jednak tego przeciągać. Madara zauważy, że z rany nie wydobywa się żadna krew. Kunai, które wcześniej rzuciłam zamieniło się w ‘prawdziwą mnie’ Chciałam zerknąć na Sasuke, jednak w tym momencie liczyła się dla mnie każda sekunda. Zarzuciłam cienkimi nićmi i kiedy Uchiha przymierzał się do ataku … Na moją twarz wstąpił szeroki uśmiech, gdy nici bez problemowo okrążyły jego ciało. W tym momencie klon, który wcześniej obdarowany został porządnym ciosem w brzuch, zamienił się w kłodę, pozostawiając dwóch mężczyzn w osłupieniu.
 - Kurwa – usłyszałam warknięcie Madary. O tak, Sakura! Udało ci się! Z prawdziwym szczęściem i jeszcze większym zapałem pociągnęłam za linki. Madara wyleciał w powietrze. Chociaż moja chakra znajdowała się już na słabym poziome przez ‘utrzymywanie klona’, nadal miałam jej na tyle, aby móc zjawił się przed nim w ułamku sekundy. To była ta chwila! Chwila, w której najcenniejszą rzeczą był czas. Kiedy oboje znajdowaliśmy się w powietrzu, w mgnieniu oka wyciągnęłam shurikena i jak najszybciej wbiłam go w brzuch przeciwnika. Krew rozprysła się po przestrzeni, pozostawiając ślady na mojej twarzy. Uśmiechnęłam się szeroko, słysząc krzyk mężczyzny.
 - Sakura!! – wołanie Sasuke. Teraz na pewno mnie doceni, Madara tym bardziej – o ile przeżyje to starcie. Nagle jednak moja rosnąca radość poczęła zatrzymać się w miejscu. Jeden aspekt nie pasował do całokształtu. Głos Sasuke …był taki …spanikowany – a przecież powinno być zupełnie na odwrót.  To były ułamki sekundy. Nadal znajdując się w powietrzu, chciałam na niego spojrzeć i dowiedzieć się co jest przyczyną jego zachowania, lecz wtedy …wtedy przeleciała mi przed oczami czerń wymieszania z czerwonymi kropkami. Zamrugałam kilka razy szukając dawnego obiektu – dopiero w ów momencie patrząc przez ramię, spostrzegłam lecącego w moim kierunku Madarę. Byłam w szoku …ale jak to, do cholery?! Odwróciłam się z powrotem w kierunku ofiary, w jednej chwili ciało rozpłynęło się w powietrzu. Zamarłam. Niewiele myśląc, całą sobą obróciłam się w pędzącego przeciwnika. Jego fanatyczny śmiech obijał się w moje uszy, nic nie rozumiałam.
To nie mógł być klon …przecież krew …
 - Stanęłaś do walki taka pewna, a teraz nareszcie zginiesz! – to zdanie było ostatnim, które do mnie dotarło. Potem widziałam już tylko pomarańczową maskę, znajdującą się tak blisko. Poczułam ból…kunai już miało wbijać się w głąb mojego ciała, jednak nagle poczułam jak jakaś tajemnicza siła ciągnie mnie w bok. Oniemiała stwierdziłam, że kunai zamiast wbić się głęboko, pozostawiło na moim ciele długą linię, z której zaczęła sączyć się krew. Syknęłam z bólu. Wszystko działo się w wyniku tak nagłego odepchnięcia.
W jednej chwili, zamiast czuć wiatr we włosach, całość…ucichła. Do moich nozdrzy doszedł znajomy, męski zapach, moje ciało oblało się znajomym ciepłem, a do umysłu dotarła myśl, informująca o bezpieczeństwie. Otworzyłam oczy, byłam kompletnie zbita z pantałyku. Dopiero w owym momencie zauważyłam białą koszulę i kawałek męskiego torsu.
 - Nawet się nie waż! – głos Sasuke był wypełniony wściekłością. Nie mogłam zobaczyć jego twarzy, znowu trzymał mnie w ten swój charakterystyczny sposób. Przytrzymywał mnie na plecach jedną ręką, a drugą miał wystawioną. Z trudem odwróciłam głowę by cokolwiek zobaczyć. Wytrzeszczyłam oczy, kiedy zobaczyłam jak dzierży własną katanę. Przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej. Udało mi się obrócić bokiem do całego zdarzenia. Kompletnie zaskoczona, odruchowo umieściłam dłoń na torsie czarno-włosego.
Madara zdawał się mieć podobny wyraz twarzy jak ja. Kiedy znalazł się już na gruncie, jego tęczówki były maksymalnie zwężone.
 - Masz ją zabić Sasuke, to rozkaz – powiedział srogo. Perfidny ton i pewność siebie nagle gdzieś wyparowały.
 - Nie będę zabijał swojego Medyka. Powiedziałem ci już, że chcę mieć Sakurę w swoim oddziałach!
 - Pokazała ci właśnie swoje umiejętności – prychnął i przekierował na mnie swoje spojrzenie. – Od początku wiedziałem, że zamieniłaś swoje ciało w kunai i wykorzystałaś dwa klony do ataku. Muszę przyznać sprytne, ale jak widać nie wystarczyło, żeby pokonać tak potężną osobę jak ja.
 - Ale twój klon … – wybełkotałam skołowana. Dopiero teraz zauważyłam jak bardzo dygoczą mi ręce. – Przecież krew i …
 - Ja potrafię tworzyć idealne klony.
 - Sasuke … – wyszeptałam, zaciskając pięść na jego klatce piersiowej. Tyle mi wystarczało…kiedy sądziłam już, że jest dla mnie ratunek, że to będzie pierwszy raz kiedy coś w końcu mi się uda…ostatecznie i tak zawalam. Sasuke spojrzał na mnie. Nasze twarzy znajdowały się tak blisko, jego była tylko odrobinę wyżej. Ku memu zdziwieniu zamiast gniewu, w jego oczach dojrzałam się wyrzutów.
 - Możesz przestać się tak narażać? – zapytał tak cicho, abym tylko ja była w stanie to usłyszeć. Wzdrygnęłam się.
 - Ale …ja …
 - Muszę cię za to ukarać – powiedział nagle, a moje myśli zaczęły jeszcze bardziej się plątać.
 - Słucham?
Sasuke powolnym ruchem odsunął mnie od siebie. Twarz miał spuszczoną w dół, a kosmyki jego włosów utrudniały mi wszelką widoczność. Ustawił mnie naprzeciwko siebie i trzymał za oba ramiona. Nagle zbliżył twarz do mojego ucha.
 - Przepraszam – to słowo było ostatnim, które usłyszałam. Wówczas poczułam chwilowy ból, a zaraz potem przestrzeń wokół ogarnęła zupełna ciemność.
Znowu …
*
Po godzinie podróży, podczas której pogrążyła nas zupełna cisza, finalnie dotarliśmy do wejścia kryjówki. Ani ja, ani Madara nie byliśmy skorzy do rozmowy. Ja, zastanawiałem się jak fatalny błąd popełniłem nie pilnując Sakury, z kolei ze strony starszego Uchihy czułem jedynie wrogie spojrzenia jakim co chwile obdarowywał Haruno. Wzmocniłem uścisk. Jego propozycja lub rozkaz (nie obchodziło mnie co to było) mocno mnie drażniły. Zabij ją – te dwa słowa padły z jego ust w taki prosty sposób. Zabij ją? Nie byłbym do tego zdolny nawet w pierwszych miesiącach jej pobytu tutaj, a co dopiero teraz. Sakura stała się dla mnie kimś wyjątkowy, osobą, którą pragnę bronić, nawet podczas mojego ataku na Konohę. Przedstawiłem swoją wersję Madarze z czego nie był zadowolony.
 - Zamiast powiedzieć jej prawdę, planujesz zabrać ją na drugi koniec świata i ukryć?! – wzburzył się już przed samym wejściem. Pokiwałem tylko głową. Nie chciałem, aby znał moje plany, lecz jego wiedza na temat ataku mogłaby wszystko utrudnić. Madara może specjalnie wygadać Sakurze prawdę, aby ta przez swoje ‘nadpobudliwe reakcje’ okazała się być okropnym Medykiem.
 - To są moje plany i nie mam zamiaru o nich z tobą dyskutować – zakończyłem. Miałem świadomość tego, że jest na mnie wściekły, ale nie obchodziło mnie to. Przeniosłem wzrok na Sakurę, która nadal znajdowała się w moim ramionach; chciałem się odrobinę uspokoić, a jej obliczę mi na to pozwalało. – Idę ją zanieść do kryjówki, zaczekaj tutaj na mnie – dodałem z zamiarem odejścia.
 - Mam tu czekać? – zdziwił się. – Nie będziemy rozmawiać w Sali? To dosyć ważne Sasuke…
 - Potrzebuje świeżego powietrza i spokoju – rzuciłem bez większego zainteresowania i zniknąłem w ciemnościach. Od razu skierowałem się do pokoju Sakury. Oczywiście – jak to natura musi zaplanować – coś się spieprzyło. Zza zakrętu nagle wyskoczył Hozuki, jakby od dłuższej chwili czatował na moje przybycie. Po jego wyrazie twarzy, który wyrażał kompletne zdezorientowanie, stwierdziłem jednak, że nasze spotkanie było zwykłym przypadkiem.
 - Szefie! – wykrzyknął, chwytając się za głowę. Zmaterializował się obok zaledwie sekundę później. – Coś ty jej zrobił tym razem?!
 - Tym razem?
 - W Sunie było tak samo – wymamrotał z sarkazmem i nie spuszczał wzroku z Haruno. – Wróciłeś do hotelu, trzymając ją nieprzytomną na rękach.  Mniejsza z tym …Gdzie była?! Naprawdę próbowała uciec, czy …
 - Nie próbowała uciec – przerwałem mu srogo. – Szukała Madary …daj mi skończyć! – warknąłem. Po jego mimice wywnioskowałem, że uniesie się z masą kolejnych pytań. Hozuki obdarował mnie przepraszającym spojrzeniem i skinął głową na znak, iż słucha. – Eh… chciała z nim walczyć. Wtedy …podsłuchała nas w kuchni.
Jego oczy wytrzeszczyły się.
 - Naprawdę? – przełknął ślinkę. – Ile usłyszała?
 - Na szczęście o demonie nic nie wspomniała, ani nie wyglądało na to, aby o nim wiedziała. Kiedy ją znalazłem Madara nas spotkał, czeka na mnie przed kryjówką, więc zanieś ją do pokoju, a ja idę.
 - Dobra, dobra. Daj mi chwilę, muszę to wszystko przetrawić – szepnął, masując skronie. Fuknąłem z poirytowaniem. Mam tu stać i czekać, aż tak ‘olbrzymi’ nadmiar informacji dojdzie do jego mózgu? Przekazałem Suigestu Sakurę, jednak ten, w tej samej chwili pojął wszystko. – Zaraz, zaraz. Nadal nie wiem czemu ona jest nieprzytomna?
 - Za dużo gadała.
 - Ta sama śpiewka?
 - Ta …mniej więcej.
 - Ej! – jęknął przerażony. – Sasuke, ona krwawi!
 - Wiem. Powiedzmy, że wkurzyła Madare. Wezwij Karin, aby ją uleczyła, jakieś umiejętności Medyczne chyba ma, a teraz zanieś ją do jej pokoju.
 - Którego? – zażartował, marszcząc brwi. Widząc moje gniewne spojrzenie, kontynuował: – No co, szefie? Ona miała już tyle pokoi, że się pogubiłem…
 - Wiesz, w którym mieszkała razem z Orichi’m?
 - Ta…chyba…
 - Więc tam ją zanieś i mnie nie denerwuj – dodałem na odchodne i jak najszybciej opuściłem kryjówkę. Myślałem, że to koniec zaskoczeń i rozczarowań na dzisiaj, ale myliłem się. Jak tylko znalazłem się z powrotem na łonie natury, oprócz morderczego spojrzenia Trenera, napotkałem Eizo i Juugo. Aż przystanąłem ze zdumienia widząc jak płowo włosy gawędzi z Madarą. Zacisnąłem pięści i wściekły ruszyłem w ich stronę.
A więc już wrócili? Dosyć szybko uporali się z tym wszystkim. Nim w ogóle zdążyłem znaleźć się przy Juugo i Madarze, zatrzymał mnie palący wzrok blondyna, który na sobie czułem. Zerknąłem na niego. Furia w jego oczach była nie do opisania.
 - Uchiha! – ryknął, co zwróciło uwagę pozostałej dwójki. Madara zlekceważył gniew Eizo i odetchnął z ulgą.
 - Nareszcie jesteś. Juugo i Eizo wrócili z Konohy …dlaczego nie powiedziałeś mi, że ich tam wysyłasz?
 - Czy to jest teraz ważne?! – blondyn nie pozwalał o sobie zapominać. Podszedł do mnie. – Gdzie do cholery jest Sakura?! Madara mówił, że z nim walczyła!
Instynktownie spojrzałem na sprawce całego zamieszania. Ten tylko wzruszył ramionami i powrócił do rozmowy z płowo-włosym. W tle usłyszałem pytanie, które przed chwilą mi zadał – oby Juugo wymyślił coś sensownego.
 - No co jest?! – nagle poczułem jak ktoś zaciska moją koszule w pięści i targa. O nie …normalnie też bym się wkurzył, to oczywiste, ale żeby wyżywać się na mojej koszuli… Pchnąłem wściekły Eizo tak, że ten upadł na ziemię, rzucając przy tym masę wyzwisk pod jego adresem.  Całe moje ciało zostało zaatakowane przez wszechogarniający gniew.
Konwersacja Madary i Juugo po raz kolejny została przerwana.
 - Sasuke, odpowiesz mi w końcu na pytanie? – ponaglał starszy Uchiha.
 - Lepiej powiedz czy z Sakurą wszystko w porządku! – dodał Eizo.
 - To prawda, że odpuściłeś Tace treningi podczas naszej nieobecności? – Juugo dolał oliwy do ognia. Wszechogarniający gniew zamienił się w furie. Przeleciałem ich wszystkich wzrokiem i w tym momencie nie pragnąłem niczego innego jak przebić ich żałosne ciała własną kataną. O tak …doznałbym wtedy prawdziwej ulgi. Jeszcze gdyby dorzucić do tego Suigetsu i jego niepotrzebne pytania, jak i Karin z piskliwym głosikiem …po prostu siódme niebo, plus mój fanatyczny śmiech. Chociaż raz mógłbym wyzbyć się wszystkich emocji jakie są zamknięte w moim wnętrzu.
 - Sasuke!
 - Uchiha! – poganiali mnie po kolei, a ja zamiast otworzyć usta i grzecznie wszystko wytłumaczyć, cofnąłem się kilka kroków do tyłu i chwyciłem za głowę, wyrywając przy tym kilka włosów.
 - Zamknąć mordy! – wrzasnąłem. Ból, który poczułem przez pozbawienie siebie znikomych ilości kosmyków, wzmocnił jedynie efekt. Na polanie rozległa się cisza. Nawet ptaki, które dotąd radośnie ćwierkały na drzewach, ulotniły się w powietrzu.
Milczenie…
Spokój …
Chociaż na jedną pieprzoną chwilę, stałem się odrobinę spokojniejszy. Albo nie …Zaskoczone pary oczu, które się we mnie wpatrywały, doprowadziły do większej irytacji.
 - Na co się gapicie? – zapytałem, ukazując im własną zaciśniętą pięść.
 - To jakiś psychol – usłyszałem cichy szept Eizo, który kierował do stojącego obok Juugo. O nie! Teraz nie istniała już na naszej planecie siła, która zdołałaby mnie zatrzymać. Wściekły rzuciłem się na blondyna. W tle słyszałem głos Juugo i oburzony ton Madary – chrzanić ich. W tym momencie liczył się dla mnie jedynie narzeczony Sakury i ból, który mu za chwilę zaserwuję.
 - Sasuke, uspokój się – poczułem jak płowo-włosy przytrzymuje obie moje dłonie i unosi do góry. – Weź głęboki wdech i się nie denerwuj.
 - Jestem spokojny! – ryknąłem przez zaciśnięte zęby.
 - Wręcz emanujesz tym spokojem – powiedział Eizo z nutką ironii. Raz jeszcze zacząłem się szamotać, mając nadzieje, że Juugo odpuści i pozwoli mi zabić najbardziej bezużytecznego członka Taki. To jego powinien ścigać Madara, a nie niczemu winną Sakurę!
 - Eizo – Juugo ponownie wtrącił się do rozmowy. – Idź do kryjówki i zostaw nas samych. Tam na pewno jest Sakura.
 - Trzeba było tak od razu – prychnął. Mężczyzna wstał szybko i otrzepał swoje ubranie. Odprowadzałem go morderczym spojrzeniem do samego wejścia – nienawidziłem go, a tym bardziej faktu, że kierował się w tej chwili do niewłaściwej osoby.
Świadomość, że ta dwójka jest razem … Kurwa mać! Wyrwałem się Juugo i wedle jego rad zaczerpnąłem świeżego powietrza. Skup się na Konoha, na demonie ….Sasuke idioto! upomniałem sam siebie. Może Eizo jednak miał rację … co jeśli jestem chory psychiczne?
Boże, jak ja pierdole …
 - Skup się Sasuke, bo to, co teraz powiem jest ważne – głos Madary otrzeźwił mój umysł. Odchrząknąłem głośno i stanąłem naprzeciwko niego. – Tak na marginesie …co się z tobą dzieje? Od kiedy tak łatwo wyprowadzić cię z równowagi?
 - Miałem ciężki dzień – westchnąłem bez głębszych refleksji na ten temat.
 - A ten wypad do Konohy? – pytał dalej.
Juugo zadecydował raz jeszcze uratować mój tyłek.
 - Sasuke chciał sprawdzić sytuację w Konoha. Ostatnio przedstawiała się ona dość żałośnie – Hokage Wioski na niczym się nie skupiał i Sasuke chciał się dowiedzieć czy ten stan nadal się utrzymuje.
 - Hokage Wioski? – powtórzył Madara, popadając w letarg. Chwilę później gładził ręką swoją brodę. – A więc Naruto Uzumaki na niczym się nie skupia – dosyć przewidywalne…
Wzdrygnąłem się słysząc imię dawnego przyjaciela. Gdyby Madara tylko wiedział, że w Sunie współpracowałem z nim, aby przegonić ludzi Natsuo …oj, zdziwiłby się.
 - To dlatego nas tam wysłał – dodał Juugo.
Czułem się głupio, że to właśnie on ratuję całą sytuację, a ja jak ostatni idiota stoję w miejscu i się przyglądam. Przeczesałem ręką swoje włosy.
 - Nie miałem czasu ci tego powiedzieć. Zresztą po cholerę? To była krótka misja…
 - Od teraz niepotrzebne ci będą takie misję. Sytuacja w Konoha będzie nam zupełnie obojętna – oznajmił jak gdyby nigdy nic i wbił we mnie tajemnicze spojrzenie. Wstrzymałem oddech. A więc Suigetsu miał rację – o dziwo. Z nerwami na wodzie przyglądałem się jak jego zapał powoli rośnie. – Odnalazłem tajną broń, o której tyle ci mówiłem.
 - Jaką broń? – zmarszczyłem brwi, choć doskonale wiedziałem o czym mowa.
 - Demona – słowa to wypowiedział z prawdziwym zachwytem i czcią. – Zajęło nam to dużo czasu, ale w końcu wyczuliśmy dużą energię. Nie masz pojęcia jak blisko nas znajdował się ten stwór.
 - Jak blisko?
 - Mniej niż kilometr od kryjówki. To jest to miejsce, gdzie znajdują się drzewa o najgrubszych korach, często tam trenowaliście, wiesz o czym mówię?
 - Tak, tak …kojarzę – mruknąłem. Na zewnątrz okazałem zrozumienia, jednak emocje w środku prawie mnie nie roztargały. Znałem to miejsce, aż za dobrze. Kojarzyło mi się bowiem z jednym równie nadpobudliwym co Sakura chłopczykiem, który za cel ustanowił sobie stanie się najlepszym Shinobi…jak również zmierzenie się ze mną w wieku dwudziestu lat. Niepostrzeżenie przełknąłem ślinkę. Nigdy nie przypuszczałbym, że będąc z nimi na spacerze , stąpamy po ukryciu demona. – Byłeś już tam? – wydusiłem zachrypniętym głosem.
 - Tak. Jestem pod wrażeniem ogółu. Pod ziemią znajduję się jakaś świątynia …
 - Świątynia? – przerwałem mu zdziwiony. Juugo, który stał obok wydawał się nie posiadać krzty zainteresowania naszą rozmową – jakby już dawno posiadał tę wiedzę.
Madara pokiwał głową.
 - Mniej więcej. Pod ziemią znajduję się wielka sala i właśnie tam jest księga, w której ukryty jest Dangetsu.
 - Kto?
 - Tak nazywa się ten demon. Przynajmniej takie są nasze przypuszczenia. To imię jest wyryte na ścianie.
 - A książka?
 - To jakiś podręcznik medyczny – wyjaśnił, machając przy tym ręką. Twarz Juugo skrzywiła się w grymasie niezadowolenia.
 - Podręcznik medyczny? Czy nie lepiej byłoby zwyczajnie schować go wśród normalnych książek w Konoha, na przykład w bibliotece? Przecież nikomu nie wpadłoby do głowy, że w podręczniku medycznym może być ukryty demon…
 - Juugo ma rację – burknąłem bez zainteresowania, jednak głęboko w środku byłem pod wrażeniem jego teorii. Nie dość, że trudniej go wyprowadzić w równowagi, to na dolewkę jest bardziej błyskotliwy… ten członek Taki jest chyba chodzącym ideałem. 
 - Nie wiem dlaczego władzę Konohy postanowiły ukryć go pod ziemią. Tą tajemnice chcieli zabrać do grobu, tak twierdził staruszek, który opowiedział nam tą historię.
 - Dlaczego w ogóle zgodził się opowiedzieć wam prawdę? – zapytałem.
 - Mały szantaż. Poza tym pan Kanji, jak również ja, nie znosi Wioski Ukrytej w Liściach.
 - A Naruto? Czy on wie o tym demonie?
 - Raczej nie. Jak mówiłem władzę Konohy chcieli zabrać tą tajemnice do grobu…
 - W takim razie to zachowanie jest bezsensu – wtrącił płowo-włosy. – Przecież Ryoko powiedział wam, że ukryli go w razie nagłych przypadków, aby Konoha mogła go użyć po swojej stronie. Skoro nikt nie wie o tym demonie i tylko przypadkiem ten staruszek podsłuchał ich rozmowę …
 - Musi być ktoś kto zna ten sekret – dokończyłem. Popadłem w całkowity letarg. Ta hipoteza wywołała u mnie masę wątpliwości. Słowa Juugo idealnie zgadzały się z prawdą. – Nie jesteśmy więc jedynymi, którzy wiedzą o Dangetsu…
 - Może ten staruszek nas okłamał? Madara jesteś pewny, że można mu ufać? – zapytał Juugo.
 - Oczywiście, że tak. To przyjaciel moje wieloletniego szpiega, jednego z najlepszych. Nie ma możliwości, aby te wiadomości były kłamstwem. Poza tym dlaczego Konoha miałaby powierzać tak olbrzymi sekret nic nie wartemu staruchowi?
Po tonie mojego Trenera stwierdziłem, że nasze domysły go męczą.  Nie rozumiałem tego! Być może to wszystko było jakimś cholernym spiskiem, a Madara traktował to tak …beztrosko.
 - Najważniejsze, że demon jest. Sasuke przygotowałem już dla ciebie nowy rodzaj treningu, który przygotuje cię do stania się Jinchuuriki’m. Za równe dwa tygodnie udamy się tam i zrobimy wszystko. Na dwa dni musisz spotkać się ze mną. Do tego czasu skupię się na pieczętowaniu, a ty przygotuj się psychicznie do tego wszystkiego.
 - Już za dwa tygodnie? – byłem w szoku. – To za wcześnie…
 - A kiedy ty zamierzasz zaatakować Konohe? Ile lat już się do tego przygotowujemy, co? Musimy wziąć się do roboty!
 - Nie sprawdzisz czy to kłamstwo? – Juugo wydawał się być równie oburzony limitem czasu jaki ofiarował mi Madara, ale jak zwykle skupił się na rzeczach najważniejszych.
 - To nie może być kłamstwo – mój Trener nadal stał przy swoim. – Ten demon jest prawdziwy, dokładnie to sprawdzałem. Księga jest nienaruszona.
Zapadła cisza. Byłem sceptycznie nastawiony do całości. Wszystko byłoby w porządku, gdyby niepełne informację i kilka faktów, które nie zgadzały się z poprzednimi zapewnieniami. Zainteresował mnie ten cały Dangetsu. Mój przyszyły kompan i przyjaciel …przez Sakurę ani razu nie zastanawiałem się nad tym jak olbrzymie brzemię spocznie na moich barkach. Bycie Jinchuuriki to nie przelewki… nie stwierdzam tego jedynie na podstawie Naruto, po prostu to czuję. Napotkam się z olbrzymim cierpieniem kiedy moje ciało wchłonie demona. Tę informację zawierały już pierwsza dwa zdania, które posiadały dokumenty, wręczone mi przez Madare.
 - Zapoznaj się w tym – rozkazał. Zwój był zapełniony tekstem, a ja wcale nie chciałem go dogłębniej poznawać. Nadal męczyły mnie myśli związane z Sakurą.
‘Ona powinna się dowiedzieć’ – głos Suigetsu echem roznosił się w moim umyśle. – ‘Przecież jej ufasz, ani razu nie próbowała uciec’
Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać. Najgorsze było to, że ja wiedziałem już, iż Sakura znienawidzi mnie kiedy dowie się prawdy, ale wierzyłem, że uda mi się to wszystko przed nią ukryć. Chociaż na pewien czas …póki bardziej się do mnie zbliży. Wtedy trudniej przyjdzie jej okazanie mi wrogości i nienawiści.
Wróciłem do kryjówki, a mój stan psychiczny dawno nie prezentował się już tak makabrycznie.
*
 - Dziękuje – szepnęłam, kiedy Karin zakończyła leczenie. Miałam co do tego wiele pretensji i uwag, ponieważ skupiała za mało chakry w dłoniach, przez co cały proces trwał dłużej niż przypuszczałam. Mogła mnie wcześniej obudzić, a nie dopiero po skończonym leczeniu.
 - A więc Sasuke-kun cię uratował, tak? – mruknęła, popadając w zadumę. Pokiwałam głową – musiałam to zrobić. Potrzebowałam się komuś wygadać i z jakiś dziwnych powodów padło na Karin. Ostatecznie była jedyną kobietą w Tace, oprócz mnie oczywiście. Była jeszcze jedna rzecz, która do mnie przemawiała; czerwono-włosa zmieniła się, co stało się dla mnie dosyć odczuwalne. W pierwszych dniach mojego pobytu tutaj, traktowała mnie jak zwykłego śmiecia. Wiedziałam, że mnie nienawidzi …teraz nagle to wszystko obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Karin stała się dla mnie miła. – To co zrobiłaś było naprawdę lekkomyślne – ciągnęła dalej. Wzrok wbity miała w miejsce gdzie przed chwilą znajdowało się głębokie przecięcie. – Nawet sobie nie wyobrażasz jak wielkie było nasze zdziwienie …myśleliśmy, że próbowałaś uciec.
 - Wiem – przyznałam, spuszczając wzrok.
 - A ja musiałam słuchać wyżaleń Suigetsu. Eh, on nigdy się nie zmieni …zawsze zachowywał się jak dziecko. A teraz… – urwała i spojrzała na ścianę. Jej głos stał się nagle o wiele donośniejszy. – Teraz ten idiota siedzi pod drzwiami i czeka, aż wpuszczę go do środka!
 - Hej! – zza drzwi dotarł do nas głos Hozuki’ego. – Nie jestem idiotą, chcę w końcu zobaczyć się z Sakurą!
 - Powiedziałam ci, że was tu wpuszczę kiedy skończę ją leczyć!
 - Przecież skończyłaś!
Karin nie odpowiedziała. Powolnym ruchem wstała i ostatni raz zlustrowała mnie spojrzeniem. Kilka sekund później wydobyło się z niej głośne westchnięcie.
 - On nigdy nie dorośnie – bąknęła do siebie. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który nagle wdarł się na moją twarz. Opatuliłam się kołdrą i czekałam na charakterystyczny skrzyp, zapowiadający przybycie nowych ‘gości’.  – Już ci otwieram! – wrzasnęła Karin, kiedy po przestrzeni rozniosły się dudnienia w drzwi.
 - Ona jest w środku? – wzdrygnęłam się na dźwięk tego głosu. Karin chyba to wyczuła, ponieważ wbiła we mnie podejrzliwe spojrzenie. Uśmiechnęłam się jedynie przepraszająco i przyciągnęłam do siebie kolana.
 - Szefie, ale … – usłyszałam jęk Suigetsu. – Karin nie pozwoliła nikomu wchodzić i …
 - Czego tu chcesz, Uchiha? – kolejny głos? Jego rozpoznanie zajęło mi trochę czasu, ponieważ kompletnie się go nie spodziewałam. Na pewno nie należał on do Madary.
 - O …widzę, że Juugo i Eizo wrócili – odpowiedzi na moje rozterki udzieliła mi Karin. Wytrzeszczyłam oczy. Moje serce automatycznie przyśpieszyło bicia – zaczęłam panikować. Spojrzałam w dół – ręce mi dygotały. Boże …Eizo… on tu jest. Znajduje się za tymi drzwiami… – Mogę ich wpuścić, nie? – zapytała po chwili milczenia.
 - Zejdź mi z oczu kretynie, bo naprawdę cię zabije! – zanim zdążyłam odpowiedzieć, rozległ się głośny ryk Sasuke. Zadrżałam delikatnie. Nienawidziłam kiedy używał takiego tonu, a chcąc czy nie słyszałam go dzisiaj już kilka razy.
 - Lepiej ich wpuszczę, zanim się pozabijają – westchnęła zrezygnowana Karin. Obserwowałam jak leniwie kieruje się do drzwi. Za krótką chwilę naciśnie klamkę, a wtedy otworzą się wrota do piekieł. Przecież ja nie mogę Eizo spojrzeć w oczy! Nie po tym wszystkich gorzkich słowach, jakie usłyszał od Sasuke! Wstrzymałam oddech …Sasuke… Byłam na niego wściekła. I fakt, że wizja spotkania z narzeczonym mnie przerażana, wcale mu to nie pomagało. Nie miałam ochoty oglądać jego zimnego spojrzenia, które wchodziło na jego twarz, kiedy nie byliśmy już sami.
Ale Uchiha znów to zrobił …
Ogłuszył mnie jak gdyby nigdy nic … Kiedy to tak bardzo boli. Jedno głupie wydarzenie przywołuje tyle niepotrzebnych wspomnień…
Skrzyp drzwi dotarł do moich uszu. Podniosłam niepewnie wzrok. Przede mną stali oni. Trzej mężczyźni, którzy byli zupełnie różni. Suigetsu od razu pobiegł do łóżka, pytając o moje samopoczucie. Kąciki moich ust powędrowały do góry, po raz kolejny widziałam przed sobą roześmianą twarz pewnego blondyna, dla którego byłam gotowa poświęcić wszystko. Naruto …
 - Wszystko w porządku, nic mi się nie stało – odrzekłam, gdy Hozuki zniecierpliwiony potrząsnął mną delikatnie.
 - Na pewno? Przecież ty krwawiłaś i …
 - Krwawiłaś? – żołądek podszedł mi do gardła w momencie, gdy Suigetsu został brutalnie odepchnięty w bok, a w miejsce zatroskanego uśmiechu pojawiła się twarz mojego narzeczonego. Zamarłam, czekając na dalszy przebieg akcji. Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. – Sakura, co on ci zrobił do cholery?!
 - Nic. Raz nie uniknęłam jednego kunai’a. To naprawdę wszystko – odpowiedziałam w miarę spokojnie. Eizo nie wydawał się być przekonany moimi słowami.
 - Dlaczego w ogóle chciałaś z nim walczyć?
 - Ja, tylko …
 - To wina Uchihy, mam rację?! – przerwał, zanim zakończyłam swoją wypowiedź. Od razu się wyprostował i obrócił w kierunku Sasuke, który z zimnym wyrazem twarzy opierał się o ścianę. Pomimo, iż zwracał się do niego Eizo, on nadal wpatrywał się we mnie. Odwróciłam wzrok. Miałam do niego żal i chciałam, aby o tym wiedział. – Mówię do ciebie, kretynie! – krzyknął blondyn, przymierzając się do ataku.
Suigetsu uratował sytuację, chwytając mężczyznę za nadgarstek.
 - Weź się opanuj, co koleś? – warknął. – Sakura sama uciekła z kryjówki, a Sasuke gdy tylko się o tym dowiedział poszedł za nią, żeby przyprowadzić ją z powrotem.
I co z tego? pomyślałam, ściskając kołdrę. To nie zmienia faktu, w jak okropny sposób mnie potraktował. Spuściłam wzrok, marszcząc przy tym brwi. Chciałam pozbyć się nawiedzających mnie upiorów z przeszłości. Konohański park …nie przebywałam w tym miejscu od siedmiu lat.
Słowa Hozuki’ego uspokoiły Eizo. Wypuściłem powietrze ze świstem, a jego oddech od razu stał się spokojniejszy. Ciarki raz jeszcze przeszyły moje ciało, kiedy nasze spojrzenia skrzyżowały się.
 - Sakura … cieszę się, że nic ci nie jest – powiedział. Jego głos był taki spokojny – dotąd jeszcze nie słyszałam tak opanowanej wersji. Przyglądałam się mu z lekkim zmieszaniem.
 - Ja …ja przepraszam. Wszystkich – nie powinnam tego robić. Karin miała rację, to naprawdę było lekkomyślne.
 - Po prostu nie strasz nas tak na przyszłość, okej? – Suigetsu uśmiechnął się do mnie blado, jednocześnie uwalniając Eizo z uścisku. Blondyn od razu to wykorzystał i usiadł na brzegu łóżka. Nie spuszczając ze mnie wzroku, ujął moją dłoń.
 - Ty zawsze robisz coś, a potem dopiero to przemyślisz – zaśmiał się cicho. -  Ale to w tobie lubię, wiesz?
 - Po raz pierwszy się z tobą zgodzę koleś – niespodziewanie do rozmowy ponownie wtargnął Suigetsu. – Sakura ma talent do ściągania na siebie kłopotów, ale to jest naprawdę uroczę.
 - Um…dziękuje Suigetsu – teraz to mnie kompletnie zaskoczyli. Oblałam się dorodnym rumieńcem, co napotkało się z kolejnymi chichotami ze strony dwójki mężczyzn. Kątem oka zauważyłam też uśmiech na twarzy czerwono-włosej.
Zastanawiało mnie tylko zachowanie Eizo. Przecież jeszcze niedawno, Sasuke wyjawił mu całą prawdę, a on jakby w ogóle o tym nie pamiętał. To jest …
 - Bądź bardziej ostrożna, dobrze? – wówczas usłyszałam cichy szept, a po chwili poczułam olbrzymie męskie ramiona, które obejmują mnie niczym porcelanową lalkę. Zaskoczona patrzyłam przed siebie. Czy on naprawdę to zrobił? Naprawdę przytulił mnie po tym wszystkim? – Sakura – powtórzył moje imię i w owym momencie doszło do mnie, iż blondyn czeka na jakiś odzew.
 - Dobrze, będę ostrożna – powiedziałam szybko. Sama dokładnie nie wiedziałam, w którym momencie moje usta wygięły się w szczerym uśmiechu. Niepewnie umieściłam dłonie na plecach Eizo. Brakowało mi jednak czegoś …czegoś, co czułam już wcześniej. Odruchowo zlustrowałam wzrokiem całe pomieszczenie, chciałam ocenić reakcję innych na tak bezpośredni gest. Zdziwiłam się widząc uśmiech, który rozjaśniał twarz Hozuki’ego i Karin, ale w owej chwili napotkałam również parę czarnych tęczówek, przyglądających się mi bacznie. Dreszcze przeszły mnie po plecach. Sasuke zdawał się znajdować w jakimś transie. Jego brwi były mocno zmarszczone, a spojrzenie wyrażało jedynie gniew i nienawiść. Teraz zobaczyłam w nim tego ‘teraźniejszego’ Sasuke, który pozbawiał ludzi życia z taką banalnością i był obojętny na losy innych – nawet swoich towarzyszy. Bałam się. Bałam się jego spojrzenia, ale najbardziej przerażało mnie to, że bezustannie kierował je we mnie.
Jestem na ciebie zła, przemknęło mi przez myśl. Cholernie zła …prędko nie wybaczę ci tego co mi zrobiłeś, zwłaszcza, że nie dzieje się to pierwszy raz.
Rozumiałam jego gniew. Pojęłam w jednej chwili co zrobiłam źle… Miałam dość. W owym momencie poczułam się jak zabawka, którą Sasuke wykorzystuje kiedy mu się żywnie podoba. Gdy jest spokój – rozmawia ze mną, całuje, wyznaje, że jestem dla niego wyjątkowa. Gdy przychodzi Madara – staję się niepotrzebnym przedmiotem, którego należy ogłuszyć, żeby nie wtrącał się w nie swoje sprawy. W końcu to wszystko to ‘nie mój interes’. Moja twarz również wykrzywiła się w grymasie złości, kiedy pomyślałam o tym jak okropnie się czuję… przez niego.
Sasuke nic nie odpowiedział, tylko w milczeniu opuścił pokój. Karin i Suigetsu wymienili się nawzajem zdumionymi spojrzeniami. A ja? Ja miałam to wszystko gdzieś.
W jednej chwili Uchiha ze wspaniałego Shinobi, zamienił się ponownie w zimnego egoistę, myślącego o własnych potrzebach. Odgarnęłam niesforny kosmyk włosów za ucho. Więc tak ma zamiar się bawić? Ma prawo ogłuszać mnie kiedy chce, ale kiedy to ja robię coś, co mu się nie podoba od razu napełnia się swoją dumą i odchodzi?
Wszystko zmieniło swój bieg, obietnica została złamana. Obietnica, którą złożyłam poprzedniej nocy…

1 komentarz:

  1. No trochę się wszystko pokomplikowało...
    Szkoda Sakury, bo dzielnie walczyła i miała odwagę walczyć z Madarą, za co ją podziwiam. Z drugiej strony rzeczywiście.. to było bardzo lekkomyślne.
    Sprawa z tym demonem.. ostatnio nic o tym nie wspominali i myślałam, że to wszystko ucichnie. A tu proszę, Madara nagle go znalazł. Niee no. :c Nie chcę, żeby Sasek stawał się jinchuuriki.
    Pomocna Karin? No nie mogłam w to uwierzyć. :o Tak normalnie, na luzie rozmawiała z Sakurą. Coś.. niepowtarzalnego! :3
    Eizo i Suigetsu.. Hmm. Suigetsu lubię, więc pewnie cieszyłabym się na jego widok, ale Eizo... nie dotknęłabym go nawet kijem. -.- Brr, jeszcze blondyn. Nie lubię blondynów. -.-
    Sasuś.. mój kochany Sasuś. Nie spodobało mi się jego zachowanie. Żeby od razu ogłuszać i to w dodatku dziewczynę, którą niby kocha? Pokręcone to wszystko. Madara, Madarą, no ale ludzie! Martwi się o nią, wszystko pięknie i nagle ją ogłusza. Też by mi było smutno na miejscu Sakury.
    Mam nadzieję, że młody Uchiha na dokładkę się z nią nie pokłóci i nie zrobi awantury przez to przytulenie Eizo.
    Echhh, life is brutal. xD
    Troszq się rozpisałam, spadam do kolejnego! <3

    OdpowiedzUsuń