Sasuke był naprawdę rządny
zemsty. Nie dość, że z powrotem wybrał okrężną, dwa razy dłuższą trasę, to na
domiar złego oznajmił wszystkim, że nie będzie odpoczynku. Wściekłam się, ale
byłam tak zmęczona, że nie miałam siły protestować, lub wszczynać awantury. Zaczęłam
żałować, że po jakimś czasie zrezygnowałam z usług Eizo i podążałam na własnych
nogach. Nadal niczego nie rozumiałam. I chociaż miałam dużo czasu, aby nad tym
pomyśleć, nawet nie potrafiłam go wykorzystać. Dlaczego Uchiha pozwolił Eizo
iść z nami? Co on planuje? Jestem pewna, że to nie będzie nic miłego, tak więc
denerwowałam się. Mój narzeczony z kolei był zbyt serdeczny, miły i spokojny.
Dawny Eizo rzuciłby się na Sasuke i próbował walczyć. Jego teraźniejsza wersja
jest potulna jak baranek. Czy on myśli, że na tym się skończy? Że Sasuke tak
bez niczego da mu spokój i pozwoli dołączyć do jego drużyny? Przebogaty i
cwaniacki właściciel hoteli, a czujności i spostrzegawczości w ogóle nie
posiadał...
- Zbliżamy się - rzucił Juugo, który odezwał
się po raz pierwszy od czasu, gdy wyruszyliśmy z miasta. Najbardziej
zaangażowanym rozmówcą był oczywiście blondyn. Bez przerwy dopytywał się o moje
samopoczucie lub pytał Juugo o drogę, ale ten ignorował go. Również był w złym
nastroju. Kiedy taki bufon dochodzi do grupy, nie dziwiłam się ich emocją. Było
mi głupio, bo czułam się jakbym była odrzucona razem z nim - a przecież jestem
potrzebnym Medykiem, a nie idiotą, który umie tylko liczyć pieniądze.
Zaraz zobaczę Suigetsu. W
moim sercu tliła się nadzieja, że chociaż on mnie nie odrzuci. Nie. Nie mogę o
tym myśleć, muszę się skupić i dowiedzieć co się dzieje.
Wbiłam wzrok w plecy
Sasuke, podążającego przede mną. Całym czasem miał zaciśnięte pięści, których
uścisk nie zelżał ani na sekundę. To dało mi kolejny powód, żeby nabrać
podejrzeń. Zdeterminowałam się. Ogarnęła mnie chęć węszenia, bardzo chciałam
dowiedzieć się prawdy. Poza tym już od kilku godzin nie zaszła między mną, a
Uchihą żadna kłótnia - to nie do pomyślenia. Musiałam mu trochę dogryźć.
Nie byłam w nastroju.
Bądź co bądź chcę z nim
porozmawiać i koniec! Zmarszczyłam brwi i przyśpieszyłam tak, aby z nim
wyrównać. Nie dbałam o reakcje dwóch pozostałych sojuszników będących za mną.
Przez dłuższą chwile
skakałam obok niego w milczeniu. Taki kaprys! Odczuwałam triumf wiedząc, że
moje królicze ruchy działają mu na nerwy. W końcu odezwał się zlodowaciałym
tonem:
- Czego chcesz?
- Chcę wiedzieć co knujesz - powiedziałam jak
gdyby do siebie i przybrałam poważny wyraz twarzy. - Nie rozumiem twojego
zachowania.
Powtórnie jego usta nabrały
kształtu szelmowskiego uśmieszku.
- Niedługo zrozumiesz.
- Jesteś zły, tak? Pomimo moich obietnic
chciałam uciec. O to ci chodzi, nieprawdaż?
- Sakura... nie mam ochoty na pogaduszki. A
teraz wracaj do tyłu, za pięć minut będziemy na miejscu.
Co? To wszystko? Nie
dogryzie mi? Nie obrazi? Ja nie mogę tak odpuścić.
- Ale ja chcę wiedzieć! - warknęłam.
- Sakura... – stęknął.
- Powiedz mi, albo...
Nie dane mi było skończyć
swojej idealnie zaplanowanej wypowiedzi, gdyż Juugo położył rękę na moim
brzuchu i rzucił mi pełne wyrzutu spojrzenie.
- Zostaw go - powiedział.
- Ale... - próbowałam coś wydusić, lecz byłam
doszczętnie skołowana.
- Narobiliśmy trochę kłopotów, ty i ja. Teraz
daj czas, aby się z tego wyplątać – celowo wypowiadał się tak głośno. Chciał,
żeby Sasuke usłyszał skruchę w jego głosie. Przez moment nie spuszczałam z
niego oka i bacznie obserwowałam. Dopiero po czasie poddałam się i odwróciłam
wzrok ze złością.
Przynajmniej Juugo nie
zrzuca całej winy na mnie. Chociaż była moja. Ale nie chciałam pozostać z tym
sama. Jednak nie jest na mnie zły, tak jak Sasuke.
- Najlepiej do niego nie gadaj, Sakura -
odezwał się Eizo. Miałam ochotę walnąć mu prosto w ten zakapryszony pyszczek
miliardera. Dosłownie. Działał mi na nerwy, to przez niego zburzyło się to, co
dotychczas zbudowałam z członkami Taki. I chociaż było tego niewiele,
przynajmniej przebrnęłam przez najbardziej piętrzące się przeszkody i teraz teren
wydawał mi się już w miarę znośny. Przez Eizo czas się cofnął, a ja wróciłam na
początek wyprany ku zaufaniu.
Kiedy dotarliśmy na miejsce
moje serce biło już tak szybko, że miałam wrażenie, iż za chwilę wyfrunie z
mojej klatki piersiowej. Suigetsu na pewno będzie tak samo rozczarowany jak
inni, w dodatku będę zmuszona słuchać marudzenia i pretensji Karin co do nowego
członka. Już, jeśli chodzi o mnie, nie jest zadowolona, a co dopiero będzie jak
zobaczy mojego narzeczonego?
- A więc to tutaj - mruknął do siebie Eizo. -
Tak jak myślałem. Mówiłem władzą, aby przeszukali to miejsce, ale nie
posłuchali mnie. Na wasze szczęście.
- Zamknij się - do akcji wkroczył Sasuke.
Chyba również nie mógł znieść tego osobnika. – Jeszcze chwila, a cię zabiję.
Zatrzymaliśmy się tuż przed
olbrzymim głazem. Uchiha stał w przodzie i był obrócony tyłem do każdego z nas.
- Mam prawo mówić, co mi się podoba.
Niech on zamilknie. Niech
nie denerwuje go jeszcze bardziej, litości!
- Nie obchodzą mnie twoje dawne prawa.
- Dawne? - zdziwił się, ale jednocześnie prychnął.
- Tak dawne, od kiedy tutaj jesteś muszę cię z
przykrością powiadomić, iż masz nowe prawa. Prawa, które ustalam ja.
Eizo zerknął na mnie jakobym
miała mu w czymś pomóc. Zmieniłam szybko kierunek patrzenia i skupiłam się na rejonie
nieopodal.
- To ja ustalam prawa.
- Nie tutaj - Sasuke nadal był zły. Chłodny i
stanowczy ton ani na chwilę go nie opuszczał. - Będziesz robił co ci mówię
inaczej wiesz czym to grozi.
- Zabijesz mnie, tak?
- Dokładnie.
Słowa Sasuke podziałały,
Eizo zamknął się i również wtopił swój wzrok we wszystko co znajduje się wokół.
Uchiha widząc to, rzucił mi
pogardliwe spojrzenie i zabrał się za przesuwanie kamienia. Zrobił to szybkim,
sprawnym ruchem i ponownie na mnie popatrzył. Nie rozumiałam jego zachowania,
ale byłam pewna, że tym oto sposobem chce mi coś uświadomić...
Zaczęłam się rozglądać, nie
było mnie tu trzy dni, a zdawało mi się, że tego miejsca nie widziałam z dobry
miesiąc. W zasadzie miałam okazje podziwiać go tylko dwukrotnie – podczas
początku wyprawy do Natsuo i nalegań Suigetsu, który wyciągnął mnie na pierwszy
trening Taki. To nie zmieniało faktu, że to miejsce mnie zauroczyło. Wszytko
było w bardziej barwnych i soczystych kolorach, niczym w baśniowej kraine.
Nagle moją uwagę przykuło
coś niespotykanego. Gdy obserwowałam i w myślach opisywałam sobie niewielki
pagórek znajdujący się jakieś pięćdziesiąt metrów ode mnie, zamarłam.
- Spójrz, to Sasuke! - wołał uszczęśliwiony Suigetsu
wskazując na naszą grupkę. Zaraz za nim wyskoczyła zaciekawiona Karin z takim
samym uśmiechem na twarzy. Przypatrywali się nam w milczeniu. W końcu Hozuki
zbiegł na dół. Sasuke obdarował go tym samym spojrzeniem co mnie.
- Już wróciliście? - spytał i przeleciał nas
wzrokiem, wtedy dopiero zdał sobie sprawę, że liczba osób mu nie pasuje. Brawo.
- Eee… - wydukał, drapiąc się po głowie i patrząc na mojego narzeczonego.
Chwilę potem dołączyła do
nas Karin.
- Hej, Sasuke-kun! Jak poszło? - nie
odpowiedział. Stał ze spuszczonym wzrokiem. Maksymalnie zaskoczyło mnie to, gdy
podniósł głowę, a na jego twarzy znowu zagościł uśmiech. Tajemniczy i
szatański. Nienawidziłam tego!
- Kim on jest? - bąknął zniecierpliwiony
Sugeitsu.
- Nie pamiętasz? - rzucił Uchiha.
- Pamiętam wiele rzeczy, ale jego jakoś nie
umiem sobie przypomnieć.
- Suigetsu - szepnęłam i obdarowałam go
posmutniałym wzrokiem. Czułam w sobie tę chęć cofnięcia czasu, należałam teraz
do większość żyjących ludzi, którzy popełnili cholerny błąd. Ale dlaczego
uważałam siebie za winną? Mogłam uciec, odejść stąd i wrócić z powrotem do
dawnego cierpienia...
Hozuki zerknął na mnie.
Zmroziło mi krew w żyłach, po jego minie mogłam wywnioskować, że dochodzą do
niego istotne fakty.
- To jest ten, który bronił Sakury? Ten
słabeusz?! - z niedowierzeniem zaczął machać panicznie rękoma patrząc to na
mnie, to na Eizo.
- Dlaczego on tutaj jest? - wtrąciła się
Karin, która zdawała się nie być kompletnie zaskoczona. Wręcz przeciwnie -
wyglądała tak jakby ta sytuacja była dla niej normą.
W końcu odezwał się Sasuke.
- Od dzisiaj uważa się go za członka Taki. Sam
chciał dołączyć, ja do niczego go nie zmuszałem. Wszelkie pretensje kierować do
niego.
- A-a-ale jak to? - Dopiero teraz na twarzy
dziewczyny zagościły jakieś nowe uczucia.
- Jak mamy kierować do niego pretensję, skoro
to ty zgodziłeś się go przyjąć? -
zapytał Suigetsu, ale nie doczekał się nawet odpowiedzi, a już obrócił
się w moim kierunku. - Sakura...
- Chciała z nim uciec - wyjaśnił prędko
Sasuke. - Ale jej się nie udało.
- Nadal nie rozumiem – bąknął głupio.
- To nie tłumaczy dlaczego on do nas dołącza -
powiedziała Karin.
- Wybrał bycie tutaj, zamiast śmierci.
- A po cholerę dałeś mu taki wybór? - upierał
się dalej. – Sakura, co tu się w ogóle dzieje?
Ja wolałam zamilknąć.
Miałam wrażenie, że każde kolejne słowa, pogarszają moją sytuację.
- Sakura – naciskał.
- Wszystko wyjaśnimy na zebraniu – wtrącił
Sasuke.
- Zebraniu? - każdy stojący tutaj wzdrygnął
się - nawet Juugo, mistrz spokoju i opanowania.
Sasuke pokiwał głową z
powagą.
- Robimy tak… - zaczął, dogłębnie analizując
każdą myśl. – Juugo zaprowadzi Eizo do pokoju Sakury. Potem dołączy do Suigetsu
i Karin. Spotkamy się wszyscy w pokoju narad za pięć minut.
- A co ze mną? - zaryzykowałam i spytałam o
to. Głos mi drżał, a czoło miałam mokre od potu, te wszystkie emocje nagle na
mnie zadziałały.
- Ty idziesz ze mną – powiedział, rozpływając
się w mroku podziemnej kryjówki. Trójka jego pobratymców od razu ruszyła za
nim, a ja, nie słuchając nawet tego co mówił za moimi plecami blondyn, poszłam
w ich ślady z wyrysowanym smutkiem i żałością na twarzy. Chcę, żeby było jak
dawniej. Jak wczoraj, jak przedwczoraj, jak dawniej byle nie tak, jak dzisiaj.
Odczuwałam strach. On mnie
doszczętnie ogarniał. Nie myślałam o tym, ale moje oczy zapewne znajdowały się
w stanie szerokiego rozszerzenia. Robiłam wszystko, aby uspokoić swój
przyśpieszony oddech, ale na marne. Nawet myśl o Naruto i rodzinnej wiosce nie
były w stanie mnie ukoić. Może dlatego, że w dalszym ciągu akceptowałam teorię
z ignorowaniem mojego zniknięcia. Naruto wolał wysłać Eizo - znienawidzonego
osobnika, któremu nie ufał - na moje poszukiwania, niż samemu raczyć coś
zdziałać. Zamiast nadać swojej duszy spokój, naraziłam ją na jeszcze większy
stres.
Westchnęłam.
Jestem żałosna.
Wtem poczułam jak ktoś
położył rękę na moim lewym ramieniu. Podskoczywszy z przestrachem, zerknęłam za
siebie.
- Uśmiechnij się - powiedział ochoczo,
przyjemnym dla uszu tonem.
Uśmiechnęłam się. Sztucznie.
Smutno. Beznadziejnie. Ale uśmiechnęłam.
- Suigetsu...
- Jeszcze nie do końca rozumiem dlaczego ten…
koleś od dzisiaj będzie z nami, ale tym bardziej nie rozumiem dlaczego jesteś
smutna. Powinnaś się cieszyć wiedząc, że masz przyjaciela w drużynie. Nie wiem
jakim cudem przekonałaś Sasuke, ale… sama mówiłaś mi, że tęsknisz za
przyjaciółmi - podrapał się po głowie.
- Sasuke jest zły – wtrąciłam lakonicznie.
Mimowolnie zerkałam na
Uchihe, a Suigetsu jakby od razu pojął co mam na myśli, tymczasem ja nawet nie
miałam zamiaru dam mu tego do zrozumienia.
- Okej… - mruknął. – Czyli czymś go
zezłościłaś?
Skinęłam głową.
- Na litość boską. I tym się tak przejmujesz?
Przecież to Sasuke. Szefowi zawsze prędko wszystko przechodzi.
- Nie chce o tym rozmawiać - Odwróciłam
spojrzenie, ale Suigetsu znowu wyrósł tuż przede mną.
- Zignoruj go. I tak mu przejdzie. Wiesz,
zdawało nam się, że nie będziesz próbowała uciec, a czekało nas rozczarowanie.
Daj mu się pogodzić z sytuacją i tyle.
Nie wiem czy ktoś to
słyszał, czy nie. Wiem jedynie, że Hozuki mówił stanowczo za głośno, a Uchiha
był niemal przy nas. Juugo od razu zabrał Eizo w wyznaczonym kierunku, a Karin
opierała się o ramię Sasuke, który co chwila z charakterystycznym warknięciem
się odsuwał.
Pokiwałam lekko głową jako
potwierdzenie.
Suigetsu przeniósł wzrok na
Uchihe.
- Sasuke. Co ty zamierzasz teraz zrobić?
- Męczyć go tak długo, aż popełni samobójstwo,
albo póki odejdzie. Chociaż pierwsza opcja jest bardziej motywująca -
powiedział bez przejęcia. - Prędzej czy później i tak go zabiję.
Wzdrygnęłam się, co nie
uszło jego uwadze. Od razu zwrócił się do mnie.
- Chyba nie myślałaś, że tak po prostu go tu
przyjmę?
- Żebyś wiedział, że nie myślałam - warknęłam.
- Musiałabym naprawdę cię nie znać.
Prychnął.
Suigetsu stał obok mnie
zamyślony, wciąż trzymając rękę na moim ramieniu. Mimo wszystko podnosiło mnie
to na duchu, jego ciepła przyjacielska dłoń. Nagle zauważyłam, że wyraz twarzy Hozuki’ego
gwałtownie się zmienił. Biało-włosy zaprezentował wszystkim szeroki i radosny
uśmiech.
- Może nie będzie z nim tak źle - powiedział zachęcająco
i przeleciał każdego wzrokiem. Nie chłodnym, ani stanowczym, lecz przyjaznym i
kojącym.
Zamarłam. Nie wiedziałam
dlaczego zawsze, gdy myślałam o nim, myślałam również o Naruto - do teraz. Suigetsu
w każdej sytuacji widział pozytywy, jego entuzjazm i nie zgaszony zapał do
jakieś rzeczy budziły u mnie wspomnienia związane z blond-włosym posiadaczem
dziewięcio-ogoniastego demona. Byli tak podobni... jednak to źle, że
przebywałam w jego towarzystwie. Myśląc o Suigetsu, myślałam o Naruto, przez co
do mojego umysłu dochodziła także informacja o bezinteresowności Uzumaki'ego.
- Zobaczcie na pozytywy - mówił dalej. – Koleś
wygląda na dość silnego, na pewno się do czegoś przyda, nie trzeba go od razu
torturować.
- Trzeba – Głos Sasuke był ostry niczym
smagnięcie batem.
- Okaże się jak będzie się tu sprawował -
drążył.
- Mogę od razu stwierdzić, że będzie
beznadziejny. Pamiętam jego umiejętności, kiedy próbował ją obronić.
Na wstępie wyczułam w nim
pewną wrogość, gdy tylko o mnie wspomniał. Westchnęłam.
- Ja będę po prostu go ignorowała, po co
zwracać na niego jakąś uwagę - oznajmiła nagle wszystkim Karin z tym samym
entuzjazmem co wcześniej Suigetsu. Pocieszało mnie to. Wewnątrz mnie była ta
świadomość, że jednak nie każdy jest nastawiony tak wrogo do Eizo jak
podejrzewałam. Szczerze, członkowie Taki nawet za bardzo się tym nie załamali. Ogarnęło
ich tylko zdziwienie. To raczej nie codzienne wydarzenie.
- Właściwie kiedy jest narada? - ciągnęła
dalej. - Miałeś przekazać nam ważne informacje od Madary.
Madary?
Sasuke w mgnieniu oka
skarcił ją nie przyjemnym spojrzeniem.
- Karin!
A ja nie zamierzałam stać
bezczynnie.
- Kim jest Madara? - zapytałam z ciekawskim
drygiem. Uchiha wydawał się dziwne rozproszony, na jego twarzy zawitał spory
grymas.
- To nie powinno cię interesować.
- Czy mogłam się spodziewać jakieś innej
odpowiedzi? - mruknęłam do siebie z zaciśniętymi ustami.
Ale nadal nie wiedziałam
kim jest ta osoba. Byłam ciekawa. To do niego Sasuke wyruszył na te dwa dni?
Zdaje się, że tak. I dodatkowo, to Madara przekazuje im wszystkie informacje.
Jakieś informacje, o których ja oczywiście nie miałam zielonego pojęcia.
Sasuke odburknął coś pod
nosem, a jego majaczenia wydawały się być w obcym dla mnie języku. W końcu
przemówił znajomym dialektem.
- A teraz chodź za mną, Sakura. Wasza dwójka…
- tu zatrzymał wzrok na Suigetsu i Karin. – Za pięć minut w Sali narad.
Minęłam bez słowa Hozuki’ego,
który zerkał na mnie przyjaźnie. Uśmiech nie widniał mu już na twarzy, ale
nadal mogłam wyczuć od niego tę masę pozytywnych emocji.
- Powodzenia - powiedział do mnie. – Jestem
ciekaw czego tym razem od ciebie żąda.
Prychnęłam.
Nie dbałam o to. To
znaczy... dbałam, ale wolałam wmawiać sobie, że nie. Dlaczego ja zawsze
obchodzę się tym, czym nie powinnam?
Sasuke szedł bardzo szybko.
Aby za nim nadążyć, czasami truchtałam. Cholera. Muszę coś zrobić, żeby
wyciągnąć od niego informacje. Co chce zrobić z Eizo, i kim jest Madara. Ta
druga opcja doszła jakieś dwie minuty temu, ale dla mnie odgrywała ważną role w
całym przedstawieniu. Skoro Sasuke wściekł się, gdy Karin o nim wspomniała, na
pewno nie chce abym dowiedziała się czegoś o tej osobie. Tak więc reasumując...
Muszę się dowiedzieć
wszystkiego.
Wprost podskoczyłam ze
zdziwienia, gdy Uchiha z kamienną twarzą otworzył przede mną drzwi i pozwolił
mi wejść jako pierwsza. Zlekceważyłam jego nagły przypływ kultury i weszłam
głębiej do pokoju.
Każdy szczegół był taki jak
poprzednim razem, kiedy tutaj byłam. Bezustannie panował chaos, wszystko było w
kompletnym nieładzie. Nawet pościel była tak samo ułożona jak wcześniej.
Usiadłam na łóżku i wbiłam wzrok w swoje obuwie. Glany spodobały mi się.
Zadecydowałam, że pożyczę je od Sasuke na dłuższy okres czasu. Chociaż nie
wiedziałam dokładnie czy należą do niego. Na ten czas niestety musiałam się ich
pozbyć. Moje stopy umierały od potu i ciepła jaki panował w środku.
Nie bacząc na jego obecność
tutaj, zaczęłam szybkim ruchem rozwiązywać dobrze powiązane sznurówki.
Sasuke stał i patrzył na
mnie. Po kilku sekundach zdałam sobie sprawę, że mnie to denerwuje. Nie
przepadałam za tym rodzajem „konwersacji”, o ile w ogóle można było to zaliczyć
do tej grupy.
- Widzę, że już się rozgaszczasz - rzekł.
- A co? Nie mogę? Przecież nadal tu mieszkam,
pomimo wszystko.
- A czy ja powiedziałem, że nie możesz?
Wyczuwałam między nami
wrogość i chłodną atmosferę. Aż wrzało od nas negatywnymi emocjami.
- Siedź tutaj, dopóki nie wrócę - dodał. To był
właśnie ten moment, w którym chciałam się doczepić.
- Nie wrócisz z zebrania, taa? Może
wytłumaczysz mi dlaczego ja też nie jestem na nie zaproszona?
- A dlaczego miałbym cię zapraszać? – był
solidnie zdziwiony moimi pretensjami. To dało mi nową werwę, by udowodnić mu,
że nie jestem bezużyteczna.
- Należę do tej organizacji, prawda?
- Należysz, ale jesteś w niej jedynie
Medykiem. Nie potrzebujesz informacji, które chcę przekazać reszcie.
- Od Madary? - palnęłam prosto z mostu. Sasuke
zadrżał. Krępował go ten temat, nie chciał o tym rozmawiać i zapewne zrobi
wszystko, aby odciągnąć mnie od tych rejonów.
- Niczego w taki sposób nie osiągniesz. Nie
mieszaj się w moje interesy i nie próbuj swoich tandetnych sztuczek.
- Jestem członkiem Taki!
Kolejne prychnięcie
wydobyło się z jego ust. Tym razem miało w sobie większą nutkę kpiny.
- Jeszcze niedawno planowałaś uciec, a dzisiaj
zgrywasz wielkiego i wiernego członka Taki?
Może i miał rację. Ale to
nie zmieniało faktu, że interesowało mnie wszystko. Interesowało mnie to, w co
jest zamieszany Sasuke i to, w co ma zamiar wciągnąć i mnie, jeśli mam tu
pozostać na dłużej.
Spuściłam wzrok, dając mu
za wygraną. W myślach zaplanowałam już następny cel. Nękanie pytaniami
zaufanego członka Taki – Suigetsu.
- Teraz ty mi coś wytłumacz - powiedział i pochylił
się nade mną. Wybałuszyłam na niego oczy, gdy przycupnął naprzeciw i zabrał się
za rozwiązywanie sznurowadeł moich buciorów.
- Co ty robisz? – wykrztusiłam w końcu.
- Masz z tym problem. Po za tym irytuję mnie
twoja zmęczona i pokrzywdzona przez życie mina. Mogę ci pomóc.
- Zbytek łaski.
Zamilkł, a na jego twarzy
widniał zniewalający uśmiech, od którego zaparło mi dech w piersiach. Tego
zupełnie się nie spodziewałam! Czyżby już mu przeszło? Przez chwilę chciałam
zadać to pytanie na głos, ale powstrzymałam się. Z tego pąku mogły rozkwitnąć
nowe problemy i awantury.
- Chcę żebyś mi coś wytłumaczyła - powtórzył.
- Co?
Zawahał się.
- Co robił tam Natsuo?
Cholera! pomyślałam z
niedowierzeniem. Natsuo... walka, to wszystko zdarzyło się niecałe kilka godzin
temu. Podrapałam się zdezorientowana po głowie tak, jak ma to w zwyczaju Suigetsu.
Zupełnie zapomniałam, że te zdarzenia w ogóle miały miejsce. W mojej głowie
dookoła krążyli tylko Sasuke i Eizo.
- Walczyłam z nim - powiedziałam niepewnie.
Nie posiadałam wiedzy na temat reakcji Uchihy, ale wiedziałam jednocześnie, że
z tym faktem nie da mi spokoju.
Jego czarne i głębokie oczy
wyrażały spokój. Mruknął coś do siebie w zamyśleniu i podniósł głowę, by na
mnie spojrzeć.
Zabawnie patrzyło się na
niego z góry.
- Dlaczego z nim walczyłaś?
- Wydawał się słaby.
- Bo jest słaby.
- Dlatego się nie złościsz? - ryzykowne
posunięcie w moim przypadku.
Pokręcił głową.
- Nieźle go poturbowałaś.
Na mojej twarzy zawitał pełny
satysfakcji uśmiech. Dowiodłam tego, co chciałam. Wiedziałam, że w odległych
zakamarkach Uchihy czai się uznanie.
- Mówiłam, że mnie nie doceniasz.
- Jak doszło do spotkania z Eizo? – zmienił
temat.
Wrogość: kontynuacja,
pomyślałam z degradacją.
- Uratował mnie.
Uchiha zmarszczył brwi w
geście niewiedzy. Namieszałam, wiem.
- Jak to uratował?
- Bo widzisz... - zaczęłam się jąkać, ale
musiałam powiedzieć mu co naprawdę zaszło. - Pokonałam Natsuo, ale on w
ostatniej chwili użył techniki unieruchomienia i próbował wraz z kolegami... -
z każdym moim słowem jego mina rzedła. W końcu przerwał mi i chwycił się za
głowę.
- Dobra, nie dokańczaj. Rozumiem, że z tego
uratował cię Eizo.
- Tak.
- Miałaś szczęście. A Natsuo miał szczęście,
że mnie tam wtedy nie było.
Szaleję, ale naprawdę przez
chwilę w głosie Sasuke usłyszałam wyraźną troskę. Jednak nie dopuszczałam
myśli, że mógłby zamartwiać się moim losem. Jak sam twierdzi, nie chciał mieć
kłopotów.
- Wiem, że to było lekkomyślne, ale wszyscy
patrzyli na niego z podziwem. Pomyślałam, że to świetna okazja. Miał w zanadrzu
tylko podstawowe techniki życia. Poza tym potwornie mi się nudziło. Postąpiłbyś
tam samo na moim miejscu!
- Obawiam się, że nie – pokręcił głową, jakby
usiłował pozbyć się natrętnych wizji. – Kazałem ci siedzieć w miejscu, a ty jak
zwykle musiałaś to zlekceważyć. Wiesz, że czeka cię surowa kara?
- Hę?
W tym momencie jednym
szybkim ruchem ściągnął mojego buta, a po przestrzeni od razu rozniósł się
nieprzyjemny odór.
- Super - rzuciłam z sarkazmem. - Zapomniałam
cię ostrzec.
Sasuke zignorował moją
wypowiedź i szybko pozbył się drugiego buta.
- Jaka to kara? - zapytałam.
- Bez protestów?
- Dzisiaj jestem zbyt zmęczona na jakiekolwiek
protesty - westchnęłam i opadłam na łóżko, topiąc się w miękkości poduszki. – Wciąż
jednak nęka mnie co masz zamiar zrobić z Eizo
- Zabić – obwieścił uroczyście.
- To po cholerę zgodziłeś
się, żeby się tu dołączył?
- Przed śmiercią chcę mu sprawić pewne
psychiczne tortury.
Znowu zmienił swój nastrój.
Albo ja tak szybko umiałam psuć dobrą atmosferę, albo to on jest taki nadęty.
- Czy on coś ci zrobił? - zakpiłam. - Nigdy
nie widział cię na oczy, nie zna cię, ani się tobie nie naraził. Mówisz o Eizo
tak, jakby uczynił ci wszystko co najgorsze.
- Irytuje mnie.
- I to jest twoim argumentem?
Pokiwał głową i podniósł
oba moje buty rzucając je w kąt.
- Rozbierz ten płaszcz – powiedział.
Na początku chciałam to
zrobić, nawet zaczełam odpinać guziki, ale przypomniałam sobie o tym, co mam
pod spodem. A właściwie czego nie mam.
- Nie mogę tego zdjąć.
- Dlaczego?
- zdziwił się.
Z braku wymówek i
wypalonego umysłu postanowiłam wyznać mu prawdę.
- Nie mam stanika.
- Okej… - zająknął się. Właściwie był lekko
zakłopotany. Przyglądałam się mu i na parę chwil pomyślałam nawet, że
prezentuje się uroczo w takim wydaniu. – Przecież nic nie będzie widać…
- Będzie, i to cholernie.
- To znaczy?
- Mam na sobie twoją koszulę.
Patrzył na mnie z coraz
większym niedowierzeniem.
- Buty? Koszula? Sakura, coś ty, u licha,
robiła?
- Chciałam upodobnić się do mężczyzny, żeby na
pierwszy rzut oka te oblechy nie poznali, że jestem kobietą!
- I co, pomogło?
Cha, cha. Miał naprawdę
wspaniały powód do ubawienia.
- Niezupełnie.
- Właśnie. Rozbierz ten płaszcz.
Zaskoczona obrzuciłam go
gardzącym wzrokiem.
- Przecież mówię, że nie mam stanika. Ta koszula
jest bardzo cienka.
- A więc świeciłaś piersiami przed Natsuo i
jego oprychami, a teraz się wstydzisz?
Znów urzekający uśmiech.
Zaczynałam się gubić w jego rozumowaniu. Poza tym przysięgłabym, że jeszcze
moment, a zrzuciłabym z siebie ten płaszcz i pozwoliła mi na wszystko.
Na szczęście w samą porę
odezwała się we mnie zawadiacka natura.
- Czyżbyś zazdrościł?
- Tutaj nie ma czego zazdrościć.
Odwrócił się na pięcie i
wyszedł.
Kretyn, kretyn, kretyn!
S A S
U K E
Ciężkimi krokami podążałem
w kierunku Sali narad. Na szczęście znajdowała się kilka korytarzy obok mojego
pokoju. Kryjówka była olbrzymia dlatego stwierdzenie kilka korytarzy nie wywoływało na mnie szczególnego wrażenia. Kiedy
wszedłem do środka, wszyscy siedzieli już na swoich miejscach. Odchrząknąwszy
uroczyście, zwróciłem uwagę zebranych, a następnie usadowiłem się na iście
królewskim krześle.
- Wreszcie się doczekaliśmy – Suigetsu zrobił
kwaśną minę.
Hej, a gdzie zapodziała się
jego pozytywna energia? Przecież do podstawa, do cholery.
- Królewna była niesforna? – zagaił.
- Żeby tylko…
- Okej, skoro wreszcie uraczyłeś nas swoją
wizytą, chcę natychmiast wiedzieć skąd wziął się tu Eizo!
- Był w mieście, znalazł ją i narodziły się
kłopoty – streściłem.
- Dlaczego do tego dopuściłeś? - wtrąciła
Karin.
- Byłem w tym czasie u Madary, a Juugo nie
specjalnie się spisał.
W tym momencie rzuciłem ku
niemu oskarżycielski wzrok. Zawiódł mnie. Spodziewałam się po nim większej
odpowiedzialności. Dodatkowo Juugo cechuje się tym, że trudno go oszukać, mi z
kolei trudno uwierzyć, że dokonała tego Haruno. Nie znałem jej pod każdym
względem, ale od razu stwierdziłem, że nie jest dobra w te klocki.
- Juugo, zawalił? – Suigetsu wytrzeszczył na
niego oczy.
- Zasnąłem i zapomniałem o całym świecie.
- Często ci się to zdarza.
- Nie zaprzeczę - uśmiechnął się.
Po cholerę? Nie rozumiałem.
Powinien być zły na samego siebie za to, że jej nie dopilnowałam. Tymczasem
wcale tak nie jest.
- Więc Eizo będzie z nami, taa? - jęknęła
Karin wyrażając swoją niechęć.
Pokiwałem głową.
- Będzie, ale nie na długo. Uwierzcie mi.
- Nie na długo?
- Prędzej sam stąd ucieknie, niż ja go zabiję.
Ponownie uśmiechnąłem się
na samą myśl o tym, co dla niego szykuję. Pożałuje tego, że zbliżył się do
Sakury, że próbował ją odebrać...
- W każdym razie - mówiłem dalej. - Madara
przekazał mi kolejne informacje o zniszczeniu wioski.
- I jak? - spytali chórem.
- Atak rozpoczniemy najprędzej za trzy
miesiące.
- Super – szepnął Suigetsu z udawanym
entuzjazmem. - Dlaczego tak późno? Przecież podobno mamy już ludzi.
- Co z tego, że mamy? Myślisz, że oni dadzą
rade zniszczyć wioskę? Madara najpierw musi ich porządnie wyszkolić.
- I to będzie trwało trzy miesiące? – zapytała
Karin.
- Nie wiem dokładnie. Madara ma dać mi znać.
- To równie dobrze może się opóźnić. Nie
wierzę, że cię to nie denerwuje.
- Jestem cierpliwy - oznajmiłem. -
Zaatakowanie Konohy to nie byle co, do tego czynu trzeba się dobrze przygotować.
- Więc co mamy teraz dokładnie robić? -
zapytał Juugo.
Sam chciałbym to wiedzieć. Drażniło
mnie to opóźnienie. Chciałem podjąć się tego ataku jak najprędzej, ale moje
słowa zgadzały się. Żeby osiągnąć wielkie rzeczy, trzeba ciężko i długo
pracować.
- Mamy trenować, być czujni i robić co w
naszej mocy.
- To tyle? - Suigetsu zdawał się być nieprzekonany.
- Tyle w słowach, ale o wiele więcej w czynach
- odparłem mu z wyraźną pewnością siebie, po czym wstałem. - Jutro zaczynamy
trening, dzisiaj Juugo i ja musimy odpocząć.
- Wykonaliście w ogóle zadanie?
Otwierałem już usta, ale w
słowo wtrącił mi się kompan.
- Tak, dosyć szybko.
- Akatsuki to niełatwy kąsek do zgryzienia.
Akatsuki. Właśnie.
Przybyliśmy tam głównie, aby wypędzić członków tej organizacji, tymczasem dla
mnie celem stało się pilnowanie i chronienie Sakury przed nieproszonymi gośćmi
- zastanawiało mnie gdzie teraz znajdował się Naruto z cała ekipą ratunkową.
Nie obawiałem się go, ale w duchu dziękowałem, że nie musiałem się z nim borykać,
to byłoby dodatkowe utrudnienie.
Sakura za bardzo miesza.
Sam do końca nie wiedziałem czy mogę jej ufać jeśli chodzi o Akatsuki. Skąd zna
tego blondyna? Jak Haruno może w ogóle znać kogoś tak potężnego i groźnego?
W istocie nie interesowały
mnie plany Akatsuki. Nie bałem się ich, byłem pewny, że w razie czego dam sobie
z nimi radę. Bardziej nurtowały mnie znajomości Sakury...
Z zamyślenia wybudził mnie
głos Suigetsu, który zaciekle dyskutował z Juugo.
- Sakura znała kogoś z Akatsuki? - przetarł
oczy zaskoczony. - No proszę, proszę…
- Przynajmniej szybciej wykonaliśmy zadanie.
- Ciekawe ile by to zajęło bez Sakury - mruknął,
a potem zwrócił się do mnie. - Sasuke jednak dobrze, że wziąłeś ją do tego
miasta. Pewnie była nieco zszokowana.
- Bała się - odpowiedział za mnie Juugo. - Ale
z czasem się przyzwyczaiła.
- Musicie ciągle gadać o tej upierdliwej babie?
- Karin wstała i stanęła obok mnie chwytając za rękę. Ja, oczywiście z grymasem
wyrwałem ją z uścisku.
- Jesteś zazdrosna i tyle - powiedział Suigetsu
opierając się na krześle. - Jest ładniejsza od ciebie.
- Ja tak nie uważam. Na pewno jest mniej
przydatna - a to się bardziej liczy dla Sasuke-kun, prawda?
Gdy już doszedł do mnie ten
jej przesłodzony głosik i chęć zawzięcia jakiekolwiek konwersacji zdałem sobie
sprawę, że muszę się czym prędzej ewakuować.
- Jutro w południe trening - rzuciłem na odchodne
i w pośpiechu opuściłem Salę. Przekazałem im chyba wszystko co powinni
wiedzieć.
Do pokoju wracałem z dziwną
i nieznaną mi radością w sercu. Nie chciałem nad tym rozmyślać, wolałem trzymać
to w sobie. W mój gust nie uderzały nowe uczucia, o których w ogóle nie miałem
pojęcia, że istnieją. Ale byłem niespełniony. W mojej głowie narodziła się
jedna przeklęta myśl „Eizo ma tu za dobrze”. Mam gdzieś, że jest tu od niecałych
dwudziestu minut. Aby zniszczyć go w środku trzeba zaatakować od razu. Gdy już
byłem przy drzwiach, za którymi znajdowała się Sakura w ostatniej chwili
zmieniłem kierunek. Swoją drogą byłem ciekawy co ten kretyn może teraz robić...
Chciałem do Haruno. Kolejna
nowa myśl, nad którą nie mogę się zastanawiać. Korciło mnie, bo bardziej
interesował mnie jej los niż blondyna. Jednak jak nękać, to na całego.
Kiedy już dotarłem do
wyznaczonego przez siebie miejsca, dotarło do mnie, że Juugo nie naładował
wejścia chakrą, zaniepokoiłem się. Ale zaraz potem wzbudziły się we mnie
wspomnienia mówiące o słabości i beznadziejności nowego członka organizacji,
więc emocje znienacka opadły na samo dno. Znalazłem w kieszeni jeden z tysiąca
kluczy, które pasowały do zamka i przekręciłem go głośno, aby dać mu wyraźny
znak, że ktoś wchodzi. W ostatniej chwili rzuciłem okiem na wejście do Sali
narad, na które miałem wgląd. Każdy rozszedł się do swoich pokoi wobec tego nie
musiałem się martwić, że ktoś nam przeszkodzi.
Eizo siedział skulony na
łóżku zapatrzony w jeden punkt. Był tak wielki, że na tle małego mebla wyglądał
komicznie. Denerwowało mnie to. Czułam się niezręcznie mając tę świadomość, że
znacznie przewyższa mnie wzrostem.
Mężczyzna podniósł wzrok, a
gdy mnie zobaczył i zdał sobie sprawę kim jestem skrzywił się jakby na jego
język nastąpiło coś niezwykle kwaśnego.
- Czego chcesz? – Był nieprzejęty i patrzył w
jeden punkt, ale po minucie milczenia zacisnął pięści i wstał. - Gdzie Sakura?
Co z nią zrobiłeś? I dlaczego jej tu nie ma?
- Za dużo pytań - odpowiedziałem spokojnie i minąłem
go tak, aby nie musieć na niego patrzyć.
- Odpowiedz chociaż na jedno.
- Sakura znajduje się teraz w moim pokoju.
Pomimo, że nie mogłem
podziwiać teraz jego reakcji, byłem pewny, że drży ze złości.
- Czemu w
t w o i m pokoju? - warknął podchodząc
do mnie. Wściekłem się. Nie chciałem go oglądać, a on mnie do tego wręcz
zmuszał.
- A dlaczego w twoim?
- To moja narzeczona.
Wiedziałem, że to odpowie. Prychnąłem.
- Może kiedyś w Konoha była to twoja
narzeczona, ale nie tutaj. Kierujemy się innymi zasadami, z resztą mówiłem ci to.
Eizo spuścił wzrok i wbił
go w czubki swoich butów. Spojrzałem na niego i zacząłem zastanawiać się co
takiego Sakura w nim zobaczyła. Był słaby, żałosny, beznadziejny, nie miał
żadnego zmysłu Ninja, ani czujności. Szedł przez siebie i stawiał na całkowitą
spontaniczność, pomimo tego, że brakowało mu jakichkolwiek umiejętności.
Ponadto Haruno wygląda przy nim wręcz śmiesznie. Jest mniejsza o jakieś dwie
głowy, to niedopuszczalne.
Ani krzty nie powinno mnie
to interesować. Dlaczego nad tym rozmyślam? I dlaczego zadaję sobie tak wiele
pytań, myśląc, że uzyskam jakieś odpowiedzi.
- Ja ją kocham - szepnął znienacka. - Dlaczego
musisz mi robić coś takiego?
Widzę, że nie jestem sam.
Zdesperowany mężczyzna również był zdolny do zadawania pytań. Tyle, że on
przynajmniej miał kogoś do odpowiedzi, mi takiej osoby brakowało.
- Dla mnie nie liczy się miłość - powiedziałem
zimno. To uczucie wymarło. Dawno temu. Wszędzie nienawiść i wojna, miłość może
była czymś silnym, ale tę bitwę przegrała.
- Nie myśl sobie, że możesz coś zrobić
Sakurze.
To miała być groźba?
Zaśmiałem się złowieszczo.
- Mogę zrobić z nią co tylko mi się żywnie
podoba.
- Spróbuj ją tylko zgwałcić - zacisnął pięść i
zaprezentował mi ją tuż przed nosem. W normalnej sytuacji skitowałbym to
kolejnym prychnięciem, ale zaciekawiło mnie dlaczego od razu wyrzucił z siebie
coś takiego. - Wiem, że masz na nią ochotę - dodał jakby czytał w moich
myślach, a ja po raz pierwszy w jego towarzystwie rozszerzyłem oczy.
- Chyba sobie żartujesz…
- Ona jest wystarczająco pociągająca, aby
każdy ją chciał, nawet ten Natsuo musiał się do niej dobierać - powiedział
zgrzytając zębami na samo wspomnienie, nagle uśmiechnął się równie szatańsko i
łobuzersko co ja chwilę temu. - Poza tym nie udawaj, że zamknięcie jej w pokoju
jest tylko po to, aby mi dogryźć.
Zmarszczyłem brwi. Nie
dowierzałem, że to powiedział. Jak coś tak „inteligentnego” mogło narodzić się
w jego umyśle. Albo się myliłem co do niego, albo naoglądał się za dużo filmów
kryminalnych.
- Nie jestem głupi - mówił dalej. - Wiem, że
będę miał tu najgorzej jak to możliwe, ale nie pozwolę żebyś cokolwiek jej
zrobił, a tym bardziej to, o czym zapewne myślisz.
- Nie jestem zboczeńcem - powiedziałem. Sakura
pociągała mnie i przyznałem się do tego, ale nie myślałem o takich rzeczach.
Jego oskarżenia zaczęły mnie trochę bawić.
Była w moim pokoju, bo mnie
intrygowała. Nigdy nie wiadomo co wpadnie jej do tej chorej głowy, a ja
chciałem być pierwszym świadkiem, który to ujrzy.
- Ale trafnie zauważyć, że to również mogę
zrobić, kiedy tylko zapragnę – Eizo przebywa tu wyłącznie po to, ażeby katować
go w każdej możliwej chwili i w każdy możliwy sposób. Właśnie owa myśl za mnie
przemawiała.
- Spróbuj tylko...
- Przynajmniej się czymś zaspokoję. Może nawet
powiększę jej role w naszej organizacji. Nie będzie jedynie Medykiem, ale
również dostawcą przyjemności.
Przesadziłeś!, szepnęło coś
w mojej głowie.
Był słaby jeśli chodzi o
samokontrole. Nie umiał się opanować i próbował mnie uderzyć, jednak znowu go
od tego powstrzymałem. Może wyglądało to i dziwnie, że tak niski w porównaniu
do niego mężczyzna robi takie rzeczy. Tym bardziej, że byłem niemal pewny, iż
jest silniejszy ode mnie. Wystarczyło spojrzeć na jego mięśnie. Mnie ratowała
chakra, buzująca w środku.
Myślałem, że tego nie
zrobię, ale musiałem. Zadałem mu mocny cios pięścią w brzuch tak, że Eizo zgiął
się w pół i plunął odrobiną krwi.
- To jest tylko minimalna część tego, co tutaj
doznasz - wygarnąłem mu z grymasem na twarzy.
- Wynoś się stąd - jęknął.
- Niedługo sam się wyniesiesz. Z Sakurą możesz
się już pożegnać, nigdy jej nie odzyskasz.
Zabrzmiało to jak idiotyczna
scenka z filmu o super-bohaterach, gdzie ja grałem czarny charakter. Wyszedłem
z pokoju i zamknąłem go na klucz.
Zagubiły mnie nieco te jego
oskarżenia. Nigdy nie myślałem o Sakurze w sposób cielesny, ale... jestem tylko
facetem. Mam prawo.
Usłyszałem za sobą jego
głośnie stukoty w drzwi, ale zignorowałem to i udałem się w końcu do Haruno.
Spała. Była już przebrana w
różową i jedwabną koszulę nocną Karin, która ledwo co zakrywała pośladki.
Zrobiło mi się ciepło, ale postanowiłem nie zwracać uwagi na ten widok. Za
bardzo się przejąłem słowami Eizo, dlatego tak szaleję. Pomyśleć, że kilka
bezsensownych uwag tak bardzo może zadziałać na męską wyobraźnie i sposób
myślenia. Jej szybki sen zawdzięczam tylko i jedynie braku odpoczynku podczas
powrotu do kryjówki. Cieszyłem się, że jest już nieobecna, ale jednocześnie
miałem ochotę na lekkie dogryzanie. Wyglądała naprawdę pociągająco leżąc tak na
łóżko - przestawałem się dziwić temu kretynowi o jego podejrzenia. W sumie -
pomyślałem - dlaczego chociaż raz nie mogę zrobić tak jak chcę? Nie muszę się
wiecznie powstrzymywać, tutaj ja jestem przywódcą, liderem. Jak by nie było,
należę do męskiej płci, a my oprócz bezpośredniości i pewności siebie mamy
również inne potrzeby. Sakura i tak śpi. Jutro zapewne będę na siebie wściekły
za to, że dałem ponieść się emocją, ale gdyby nie Eizo to wydarzenie nie miało
by miejsca. Więc to jego wina.
Wszedłem do łazienki i
pośpiesznie wziąłem prysznic. Sakura znajdowała się w objęciach Morfeusza, więc
bez obaw wyszedłem z pomieszczenia nagi. Wyciągnąłem z szafki czerwone
bokserki, założyłem je i sekundę później położyłem się obok Haruno. Leżała na
boku skulona. Na twarzy wyrysowany spokój i opanowanie. Taką bym ją chciał na
co dzień, chociaż jej zagrywki i dogryzanie wcale mi nie przeszkadzały.
Uwielbiałem oglądać ją zdenerwowaną, zwłaszcza z mojego powodu.
Wahałem się długi czas, ale
w końcu objąłem się jedynym ramieniem. Ona czując czyjąś bliskość, wtuliła się
we mnie jeszcze bardziej. Zrobiłem się czerwony. Moje serce zaczęło dziwnie
szybko bić, otworzyłem przerażony oczy nie wiedząc co się dzieję. Czułem coś
czego nigdy wcześniej nie doświadczyłem, nigdy nikogo nie obejmowałem i nie
znajdowałem się tam blisko kobiety. Zwłaszcza takiej pięknej... Byłem zmuszony
zlekceważyć to nowe uczucie.
Ale dopiero jutro. Teraz
mam ochotę nacieszyć się tą nieznaną mi radością, która mnie ogarnęła…
Na początku rozdziału myślałam, że Sasuke zrobi Sakurze krzywdę taki był zły. :o A tu takie zakończenie, nie no genialnie! To było takie słodkie (jak na niego oczywiście...)
OdpowiedzUsuńCholerny Eizo niech się tylko wtrąci to dostanie ode mnie manto! -,-
Po przeczytaniu nawet zapomniałam o wrednej i głupiej Karin, która irytuje mnie samym swoim istnieniem. <3
Sasuke + radość = ? <3
Baardzo mi się podobało.
To na końcu było takie kawai <3 Jeśli Sakura się o tym dowie... reakcja bezcenna.
OdpowiedzUsuń