środa, 31 października 2012

Rozdział 14


Sasuke był naprawdę rządny zemsty. Nie dość, że z powrotem wybrał okrężną, dwa razy dłuższą trasę, to na domiar złego oznajmił wszystkim, że nie będzie odpoczynku. Wściekłam się, ale byłam tak zmęczona, że nie miałam siły protestować, lub wszczynać awantury. Zaczęłam żałować, że po jakimś czasie zrezygnowałam z usług Eizo i podążałam na własnych nogach. Nadal niczego nie rozumiałam. I chociaż miałam dużo czasu, aby nad tym pomyśleć, nawet nie potrafiłam go wykorzystać. Dlaczego Uchiha pozwolił Eizo iść z nami? Co on planuje? Jestem pewna, że to nie będzie nic miłego, tak więc denerwowałam się. Mój narzeczony z kolei był zbyt serdeczny, miły i spokojny. Dawny Eizo rzuciłby się na Sasuke i próbował walczyć. Jego teraźniejsza wersja jest potulna jak baranek. Czy on myśli, że na tym się skończy? Że Sasuke tak bez niczego da mu spokój i pozwoli dołączyć do jego drużyny? Przebogaty i cwaniacki właściciel hoteli, a czujności i spostrzegawczości w ogóle nie posiadał...
 - Zbliżamy się - rzucił Juugo, który odezwał się po raz pierwszy od czasu, gdy wyruszyliśmy z miasta. Najbardziej zaangażowanym rozmówcą był oczywiście blondyn. Bez przerwy dopytywał się o moje samopoczucie lub pytał Juugo o drogę, ale ten ignorował go. Również był w złym nastroju. Kiedy taki bufon dochodzi do grupy, nie dziwiłam się ich emocją. Było mi głupio, bo czułam się jakbym była odrzucona razem z nim - a przecież jestem potrzebnym Medykiem, a nie idiotą, który umie tylko liczyć pieniądze.
Zaraz zobaczę Suigetsu. W moim sercu tliła się nadzieja, że chociaż on mnie nie odrzuci. Nie. Nie mogę o tym myśleć, muszę się skupić i dowiedzieć co się dzieje.
Wbiłam wzrok w plecy Sasuke, podążającego przede mną. Całym czasem miał zaciśnięte pięści, których uścisk nie zelżał ani na sekundę. To dało mi kolejny powód, żeby nabrać podejrzeń. Zdeterminowałam się. Ogarnęła mnie chęć węszenia, bardzo chciałam dowiedzieć się prawdy. Poza tym już od kilku godzin nie zaszła między mną, a Uchihą żadna kłótnia - to nie do pomyślenia. Musiałam mu trochę dogryźć.
Nie byłam w nastroju.
Bądź co bądź chcę z nim porozmawiać i koniec! Zmarszczyłam brwi i przyśpieszyłam tak, aby z nim wyrównać. Nie dbałam o reakcje dwóch pozostałych sojuszników będących za mną.
Przez dłuższą chwile skakałam obok niego w milczeniu. Taki kaprys! Odczuwałam triumf wiedząc, że moje królicze ruchy działają mu na nerwy. W końcu odezwał się zlodowaciałym tonem:
 - Czego chcesz?
 - Chcę wiedzieć co knujesz - powiedziałam jak gdyby do siebie i przybrałam poważny wyraz twarzy. - Nie rozumiem twojego zachowania.
Powtórnie jego usta nabrały kształtu szelmowskiego uśmieszku.
 - Niedługo zrozumiesz.
 - Jesteś zły, tak? Pomimo moich obietnic chciałam uciec. O to ci chodzi, nieprawdaż?
 - Sakura... nie mam ochoty na pogaduszki. A teraz wracaj do tyłu, za pięć minut będziemy na miejscu.
Co? To wszystko? Nie dogryzie mi? Nie obrazi? Ja nie mogę tak odpuścić.
 - Ale ja chcę wiedzieć! - warknęłam.
 - Sakura... – stęknął.
 - Powiedz mi, albo...
Nie dane mi było skończyć swojej idealnie zaplanowanej wypowiedzi, gdyż Juugo położył rękę na moim brzuchu i rzucił mi pełne wyrzutu spojrzenie.
 - Zostaw go - powiedział.
 - Ale... - próbowałam coś wydusić, lecz byłam doszczętnie skołowana.
 - Narobiliśmy trochę kłopotów, ty i ja. Teraz daj czas, aby się z tego wyplątać – celowo wypowiadał się tak głośno. Chciał, żeby Sasuke usłyszał skruchę w jego głosie. Przez moment nie spuszczałam z niego oka i bacznie obserwowałam. Dopiero po czasie poddałam się i odwróciłam wzrok ze złością.
Przynajmniej Juugo nie zrzuca całej winy na mnie. Chociaż była moja. Ale nie chciałam pozostać z tym sama. Jednak nie jest na mnie zły, tak jak Sasuke.
 - Najlepiej do niego nie gadaj, Sakura - odezwał się Eizo. Miałam ochotę walnąć mu prosto w ten zakapryszony pyszczek miliardera. Dosłownie. Działał mi na nerwy, to przez niego zburzyło się to, co dotychczas zbudowałam z członkami Taki. I chociaż było tego niewiele, przynajmniej przebrnęłam przez najbardziej piętrzące się przeszkody i teraz teren wydawał mi się już w miarę znośny. Przez Eizo czas się cofnął, a ja wróciłam na początek wyprany ku zaufaniu.
Kiedy dotarliśmy na miejsce moje serce biło już tak szybko, że miałam wrażenie, iż za chwilę wyfrunie z mojej klatki piersiowej. Suigetsu na pewno będzie tak samo rozczarowany jak inni, w dodatku będę zmuszona słuchać marudzenia i pretensji Karin co do nowego członka. Już, jeśli chodzi o mnie, nie jest zadowolona, a co dopiero będzie jak zobaczy mojego narzeczonego?
 - A więc to tutaj - mruknął do siebie Eizo. - Tak jak myślałem. Mówiłem władzą, aby przeszukali to miejsce, ale nie posłuchali mnie. Na wasze szczęście.
 - Zamknij się - do akcji wkroczył Sasuke. Chyba również nie mógł znieść tego osobnika. – Jeszcze chwila, a cię zabiję.
Zatrzymaliśmy się tuż przed olbrzymim głazem. Uchiha stał w przodzie i był obrócony tyłem do każdego z nas.
 - Mam prawo mówić, co mi się podoba.
Niech on zamilknie. Niech nie denerwuje go jeszcze bardziej, litości!
 - Nie obchodzą mnie twoje dawne prawa.
 - Dawne? - zdziwił się, ale jednocześnie prychnął.
 - Tak dawne, od kiedy tutaj jesteś muszę cię z przykrością powiadomić, iż masz nowe prawa. Prawa, które ustalam ja.
Eizo zerknął na mnie jakobym miała mu w czymś pomóc. Zmieniłam szybko kierunek patrzenia i skupiłam się na rejonie nieopodal.
 - To ja ustalam prawa.
 - Nie tutaj - Sasuke nadal był zły. Chłodny i stanowczy ton ani na chwilę go nie opuszczał. - Będziesz robił co ci mówię inaczej wiesz czym to grozi.
 - Zabijesz mnie, tak?
 - Dokładnie.
Słowa Sasuke podziałały, Eizo zamknął się i również wtopił swój wzrok we wszystko co znajduje się wokół.
Uchiha widząc to, rzucił mi pogardliwe spojrzenie i zabrał się za przesuwanie kamienia. Zrobił to szybkim, sprawnym ruchem i ponownie na mnie popatrzył. Nie rozumiałam jego zachowania, ale byłam pewna, że tym oto sposobem chce mi coś uświadomić...
Zaczęłam się rozglądać, nie było mnie tu trzy dni, a zdawało mi się, że tego miejsca nie widziałam z dobry miesiąc. W zasadzie miałam okazje podziwiać go tylko dwukrotnie – podczas początku wyprawy do Natsuo i nalegań Suigetsu, który wyciągnął mnie na pierwszy trening Taki. To nie zmieniało faktu, że to miejsce mnie zauroczyło. Wszytko było w bardziej barwnych i soczystych kolorach, niczym w baśniowej kraine.
Nagle moją uwagę przykuło coś niespotykanego. Gdy obserwowałam i w myślach opisywałam sobie niewielki pagórek znajdujący się jakieś pięćdziesiąt metrów ode mnie, zamarłam.
 - Spójrz, to Sasuke! - wołał uszczęśliwiony Suigetsu wskazując na naszą grupkę. Zaraz za nim wyskoczyła zaciekawiona Karin z takim samym uśmiechem na twarzy. Przypatrywali się nam w milczeniu. W końcu Hozuki zbiegł na dół. Sasuke obdarował go tym samym spojrzeniem co mnie.
 - Już wróciliście? - spytał i przeleciał nas wzrokiem, wtedy dopiero zdał sobie sprawę, że liczba osób mu nie pasuje. Brawo. - Eee… - wydukał, drapiąc się po głowie i patrząc na mojego narzeczonego.
Chwilę potem dołączyła do nas Karin.
 - Hej, Sasuke-kun! Jak poszło? - nie odpowiedział. Stał ze spuszczonym wzrokiem. Maksymalnie zaskoczyło mnie to, gdy podniósł głowę, a na jego twarzy znowu zagościł uśmiech. Tajemniczy i szatański. Nienawidziłam tego!
 - Kim on jest? - bąknął zniecierpliwiony Sugeitsu.
 - Nie pamiętasz? - rzucił Uchiha.
 - Pamiętam wiele rzeczy, ale jego jakoś nie umiem sobie przypomnieć.
 - Suigetsu - szepnęłam i obdarowałam go posmutniałym wzrokiem. Czułam w sobie tę chęć cofnięcia czasu, należałam teraz do większość żyjących ludzi, którzy popełnili cholerny błąd. Ale dlaczego uważałam siebie za winną? Mogłam uciec, odejść stąd i wrócić z powrotem do dawnego cierpienia...
Hozuki zerknął na mnie. Zmroziło mi krew w żyłach, po jego minie mogłam wywnioskować, że dochodzą do niego istotne fakty.
 - To jest ten, który bronił Sakury? Ten słabeusz?! - z niedowierzeniem zaczął machać panicznie rękoma patrząc to na mnie, to na Eizo.
 - Dlaczego on tutaj jest? - wtrąciła się Karin, która zdawała się nie być kompletnie zaskoczona. Wręcz przeciwnie - wyglądała tak jakby ta sytuacja była dla niej normą.
W końcu odezwał się Sasuke.
 - Od dzisiaj uważa się go za członka Taki. Sam chciał dołączyć, ja do niczego go nie zmuszałem. Wszelkie pretensje kierować do niego.
 - A-a-ale jak to? - Dopiero teraz na twarzy dziewczyny zagościły jakieś nowe uczucia.
 - Jak mamy kierować do niego pretensję, skoro to ty zgodziłeś się go przyjąć? -  zapytał Suigetsu, ale nie doczekał się nawet odpowiedzi, a już obrócił się w moim kierunku. - Sakura...
 - Chciała z nim uciec - wyjaśnił prędko Sasuke. - Ale jej się nie udało.
 - Nadal nie rozumiem – bąknął głupio.
 - To nie tłumaczy dlaczego on do nas dołącza - powiedziała Karin.
 - Wybrał bycie tutaj, zamiast śmierci.
 - A po cholerę dałeś mu taki wybór? - upierał się dalej. – Sakura, co tu się w ogóle dzieje?
Ja wolałam zamilknąć. Miałam wrażenie, że każde kolejne słowa, pogarszają moją sytuację.
 - Sakura – naciskał.
 - Wszystko wyjaśnimy na zebraniu – wtrącił Sasuke.
 - Zebraniu? - każdy stojący tutaj wzdrygnął się - nawet Juugo, mistrz spokoju i opanowania.
Sasuke pokiwał głową z powagą.
 - Robimy tak… - zaczął, dogłębnie analizując każdą myśl. – Juugo zaprowadzi Eizo do pokoju Sakury. Potem dołączy do Suigetsu i Karin. Spotkamy się wszyscy w pokoju narad za pięć minut.
 - A co ze mną? - zaryzykowałam i spytałam o to. Głos mi drżał, a czoło miałam mokre od potu, te wszystkie emocje nagle na mnie zadziałały.
 - Ty idziesz ze mną – powiedział, rozpływając się w mroku podziemnej kryjówki. Trójka jego pobratymców od razu ruszyła za nim, a ja, nie słuchając nawet tego co mówił za moimi plecami blondyn, poszłam w ich ślady z wyrysowanym smutkiem i żałością na twarzy. Chcę, żeby było jak dawniej. Jak wczoraj, jak przedwczoraj, jak dawniej byle nie tak, jak dzisiaj.

Odczuwałam strach. On mnie doszczętnie ogarniał. Nie myślałam o tym, ale moje oczy zapewne znajdowały się w stanie szerokiego rozszerzenia. Robiłam wszystko, aby uspokoić swój przyśpieszony oddech, ale na marne. Nawet myśl o Naruto i rodzinnej wiosce nie były w stanie mnie ukoić. Może dlatego, że w dalszym ciągu akceptowałam teorię z ignorowaniem mojego zniknięcia. Naruto wolał wysłać Eizo - znienawidzonego osobnika, któremu nie ufał - na moje poszukiwania, niż samemu raczyć coś zdziałać. Zamiast nadać swojej duszy spokój, naraziłam ją na jeszcze większy stres.
Westchnęłam.
Jestem żałosna.
Wtem poczułam jak ktoś położył rękę na moim lewym ramieniu. Podskoczywszy z przestrachem, zerknęłam za siebie.
 - Uśmiechnij się - powiedział ochoczo, przyjemnym dla uszu tonem.
Uśmiechnęłam się. Sztucznie. Smutno. Beznadziejnie. Ale uśmiechnęłam.
 - Suigetsu...
 - Jeszcze nie do końca rozumiem dlaczego ten… koleś od dzisiaj będzie z nami, ale tym bardziej nie rozumiem dlaczego jesteś smutna. Powinnaś się cieszyć wiedząc, że masz przyjaciela w drużynie. Nie wiem jakim cudem przekonałaś Sasuke, ale… sama mówiłaś mi, że tęsknisz za przyjaciółmi - podrapał się po głowie.
 - Sasuke jest zły – wtrąciłam lakonicznie.
Mimowolnie zerkałam na Uchihe, a Suigetsu jakby od razu pojął co mam na myśli, tymczasem ja nawet nie miałam zamiaru dam mu tego do zrozumienia.
 - Okej… - mruknął. – Czyli czymś go zezłościłaś?
Skinęłam głową.
 - Na litość boską. I tym się tak przejmujesz? Przecież to Sasuke. Szefowi zawsze prędko wszystko przechodzi.
 - Nie chce o tym rozmawiać - Odwróciłam spojrzenie, ale Suigetsu znowu wyrósł tuż przede mną.
 - Zignoruj go. I tak mu przejdzie. Wiesz, zdawało nam się, że nie będziesz próbowała uciec, a czekało nas rozczarowanie. Daj mu się pogodzić z sytuacją i tyle.
Nie wiem czy ktoś to słyszał, czy nie. Wiem jedynie, że Hozuki mówił stanowczo za głośno, a Uchiha był niemal przy nas. Juugo od razu zabrał Eizo w wyznaczonym kierunku, a Karin opierała się o ramię Sasuke, który co chwila z charakterystycznym warknięciem się odsuwał.
Pokiwałam lekko głową jako potwierdzenie.
Suigetsu przeniósł wzrok na Uchihe.
 - Sasuke. Co ty zamierzasz teraz zrobić?
 - Męczyć go tak długo, aż popełni samobójstwo, albo póki odejdzie. Chociaż pierwsza opcja jest bardziej motywująca - powiedział bez przejęcia. - Prędzej czy później i tak go zabiję.
Wzdrygnęłam się, co nie uszło jego uwadze. Od razu zwrócił się do mnie.
 - Chyba nie myślałaś, że tak po prostu go tu przyjmę?
 - Żebyś wiedział, że nie myślałam - warknęłam. - Musiałabym naprawdę cię nie znać.
Prychnął.
Suigetsu stał obok mnie zamyślony, wciąż trzymając rękę na moim ramieniu. Mimo wszystko podnosiło mnie to na duchu, jego ciepła przyjacielska dłoń. Nagle zauważyłam, że wyraz twarzy Hozuki’ego gwałtownie się zmienił. Biało-włosy zaprezentował wszystkim szeroki i radosny uśmiech.
 - Może nie będzie z nim tak źle - powiedział zachęcająco i przeleciał każdego wzrokiem. Nie chłodnym, ani stanowczym, lecz przyjaznym i kojącym.
Zamarłam. Nie wiedziałam dlaczego zawsze, gdy myślałam o nim, myślałam również o Naruto - do teraz. Suigetsu w każdej sytuacji widział pozytywy, jego entuzjazm i nie zgaszony zapał do jakieś rzeczy budziły u mnie wspomnienia związane z blond-włosym posiadaczem dziewięcio-ogoniastego demona. Byli tak podobni... jednak to źle, że przebywałam w jego towarzystwie. Myśląc o Suigetsu, myślałam o Naruto, przez co do mojego umysłu dochodziła także informacja o bezinteresowności Uzumaki'ego.
 - Zobaczcie na pozytywy - mówił dalej. – Koleś wygląda na dość silnego, na pewno się do czegoś przyda, nie trzeba go od razu torturować.
 - Trzeba – Głos Sasuke był ostry niczym smagnięcie batem.
 - Okaże się jak będzie się tu sprawował - drążył.
 - Mogę od razu stwierdzić, że będzie beznadziejny. Pamiętam jego umiejętności, kiedy próbował ją obronić.
Na wstępie wyczułam w nim pewną wrogość, gdy tylko o mnie wspomniał. Westchnęłam.
 - Ja będę po prostu go ignorowała, po co zwracać na niego jakąś uwagę - oznajmiła nagle wszystkim Karin z tym samym entuzjazmem co wcześniej Suigetsu. Pocieszało mnie to. Wewnątrz mnie była ta świadomość, że jednak nie każdy jest nastawiony tak wrogo do Eizo jak podejrzewałam. Szczerze, członkowie Taki nawet za bardzo się tym nie załamali. Ogarnęło ich tylko zdziwienie. To raczej nie codzienne wydarzenie.
 - Właściwie kiedy jest narada? - ciągnęła dalej. - Miałeś przekazać nam ważne informacje od Madary.
Madary?
Sasuke w mgnieniu oka skarcił ją nie przyjemnym spojrzeniem.
 - Karin!
A ja nie zamierzałam stać bezczynnie.
 - Kim jest Madara? - zapytałam z ciekawskim drygiem. Uchiha wydawał się dziwne rozproszony, na jego twarzy zawitał spory grymas.
 - To nie powinno cię interesować.
 - Czy mogłam się spodziewać jakieś innej odpowiedzi? - mruknęłam do siebie z zaciśniętymi ustami.
Ale nadal nie wiedziałam kim jest ta osoba. Byłam ciekawa. To do niego Sasuke wyruszył na te dwa dni? Zdaje się, że tak. I dodatkowo, to Madara przekazuje im wszystkie informacje. Jakieś informacje, o których ja oczywiście nie miałam zielonego pojęcia.
Sasuke odburknął coś pod nosem, a jego majaczenia wydawały się być w obcym dla mnie języku. W końcu przemówił znajomym dialektem.
 - A teraz chodź za mną, Sakura. Wasza dwójka… - tu zatrzymał wzrok na Suigetsu i Karin. – Za pięć minut w Sali narad.
Minęłam bez słowa Hozuki’ego, który zerkał na mnie przyjaźnie. Uśmiech nie widniał mu już na twarzy, ale nadal mogłam wyczuć od niego tę masę pozytywnych emocji.
 - Powodzenia - powiedział do mnie. – Jestem ciekaw czego tym razem od ciebie żąda.
Prychnęłam.
Nie dbałam o to. To znaczy... dbałam, ale wolałam wmawiać sobie, że nie. Dlaczego ja zawsze obchodzę się tym, czym nie powinnam?
Sasuke szedł bardzo szybko. Aby za nim nadążyć, czasami truchtałam. Cholera. Muszę coś zrobić, żeby wyciągnąć od niego informacje. Co chce zrobić z Eizo, i kim jest Madara. Ta druga opcja doszła jakieś dwie minuty temu, ale dla mnie odgrywała ważną role w całym przedstawieniu. Skoro Sasuke wściekł się, gdy Karin o nim wspomniała, na pewno nie chce abym dowiedziała się czegoś o tej osobie. Tak więc reasumując...
Muszę się dowiedzieć wszystkiego.

Wprost podskoczyłam ze zdziwienia, gdy Uchiha z kamienną twarzą otworzył przede mną drzwi i pozwolił mi wejść jako pierwsza. Zlekceważyłam jego nagły przypływ kultury i weszłam głębiej do pokoju.
Każdy szczegół był taki jak poprzednim razem, kiedy tutaj byłam. Bezustannie panował chaos, wszystko było w kompletnym nieładzie. Nawet pościel była tak samo ułożona jak wcześniej. Usiadłam na łóżku i wbiłam wzrok w swoje obuwie. Glany spodobały mi się. Zadecydowałam, że pożyczę je od Sasuke na dłuższy okres czasu. Chociaż nie wiedziałam dokładnie czy należą do niego. Na ten czas niestety musiałam się ich pozbyć. Moje stopy umierały od potu i ciepła jaki panował w środku.
Nie bacząc na jego obecność tutaj, zaczęłam szybkim ruchem rozwiązywać dobrze powiązane sznurówki.
Sasuke stał i patrzył na mnie. Po kilku sekundach zdałam sobie sprawę, że mnie to denerwuje. Nie przepadałam za tym rodzajem „konwersacji”, o ile w ogóle można było to zaliczyć do tej grupy.
 - Widzę, że już się rozgaszczasz - rzekł.
 - A co? Nie mogę? Przecież nadal tu mieszkam, pomimo wszystko.
 - A czy ja powiedziałem, że nie możesz?
Wyczuwałam między nami wrogość i chłodną atmosferę. Aż wrzało od nas negatywnymi emocjami.
 - Siedź tutaj, dopóki nie wrócę - dodał. To był właśnie ten moment, w którym chciałam się doczepić.
 - Nie wrócisz z zebrania, taa? Może wytłumaczysz mi dlaczego ja też nie jestem na nie zaproszona?
 - A dlaczego miałbym cię zapraszać? – był solidnie zdziwiony moimi pretensjami. To dało mi nową werwę, by udowodnić mu, że nie jestem bezużyteczna.
 - Należę do tej organizacji, prawda?
 - Należysz, ale jesteś w niej jedynie Medykiem. Nie potrzebujesz informacji, które chcę przekazać reszcie.
 - Od Madary? - palnęłam prosto z mostu. Sasuke zadrżał. Krępował go ten temat, nie chciał o tym rozmawiać i zapewne zrobi wszystko, aby odciągnąć mnie od tych rejonów.
 - Niczego w taki sposób nie osiągniesz. Nie mieszaj się w moje interesy i nie próbuj swoich tandetnych sztuczek.
 - Jestem członkiem Taki!
Kolejne prychnięcie wydobyło się z jego ust. Tym razem miało w sobie większą nutkę kpiny.
 - Jeszcze niedawno planowałaś uciec, a dzisiaj zgrywasz wielkiego i wiernego członka Taki?
Może i miał rację. Ale to nie zmieniało faktu, że interesowało mnie wszystko. Interesowało mnie to, w co jest zamieszany Sasuke i to, w co ma zamiar wciągnąć i mnie, jeśli mam tu pozostać na dłużej.
Spuściłam wzrok, dając mu za wygraną. W myślach zaplanowałam już następny cel. Nękanie pytaniami zaufanego członka Taki – Suigetsu.
 - Teraz ty mi coś wytłumacz - powiedział i pochylił się nade mną. Wybałuszyłam na niego oczy, gdy przycupnął naprzeciw i zabrał się za rozwiązywanie sznurowadeł moich buciorów.
 - Co ty robisz? – wykrztusiłam w końcu.
 - Masz z tym problem. Po za tym irytuję mnie twoja zmęczona i pokrzywdzona przez życie mina. Mogę ci pomóc.
 - Zbytek łaski.
Zamilkł, a na jego twarzy widniał zniewalający uśmiech, od którego zaparło mi dech w piersiach. Tego zupełnie się nie spodziewałam! Czyżby już mu przeszło? Przez chwilę chciałam zadać to pytanie na głos, ale powstrzymałam się. Z tego pąku mogły rozkwitnąć nowe problemy i awantury.
 - Chcę żebyś mi coś wytłumaczyła - powtórzył.
 - Co?
Zawahał się.
 - Co robił tam Natsuo?
Cholera! pomyślałam z niedowierzeniem. Natsuo... walka, to wszystko zdarzyło się niecałe kilka godzin temu. Podrapałam się zdezorientowana po głowie tak, jak ma to w zwyczaju Suigetsu. Zupełnie zapomniałam, że te zdarzenia w ogóle miały miejsce. W mojej głowie dookoła krążyli tylko Sasuke i Eizo.
 - Walczyłam z nim - powiedziałam niepewnie. Nie posiadałam wiedzy na temat reakcji Uchihy, ale wiedziałam jednocześnie, że z tym faktem nie da mi spokoju.
Jego czarne i głębokie oczy wyrażały spokój. Mruknął coś do siebie w zamyśleniu i podniósł głowę, by na mnie spojrzeć.
Zabawnie patrzyło się na niego z góry.
 - Dlaczego z nim walczyłaś?
 - Wydawał się słaby.
 - Bo jest słaby.
 - Dlatego się nie złościsz? - ryzykowne posunięcie w moim przypadku.
Pokręcił głową.
 - Nieźle go poturbowałaś.
Na mojej twarzy zawitał pełny satysfakcji uśmiech. Dowiodłam tego, co chciałam. Wiedziałam, że w odległych zakamarkach Uchihy czai się uznanie.
 - Mówiłam, że mnie nie doceniasz.
 - Jak doszło do spotkania z Eizo? – zmienił temat.
Wrogość: kontynuacja, pomyślałam z degradacją.
 - Uratował mnie.
Uchiha zmarszczył brwi w geście niewiedzy. Namieszałam, wiem.
 - Jak to uratował?
 - Bo widzisz... - zaczęłam się jąkać, ale musiałam powiedzieć mu co naprawdę zaszło. - Pokonałam Natsuo, ale on w ostatniej chwili użył techniki unieruchomienia i próbował wraz z kolegami... - z każdym moim słowem jego mina rzedła. W końcu przerwał mi i chwycił się za głowę.
 - Dobra, nie dokańczaj. Rozumiem, że z tego uratował cię Eizo.
 - Tak.
 - Miałaś szczęście. A Natsuo miał szczęście, że mnie tam wtedy nie było.
Szaleję, ale naprawdę przez chwilę w głosie Sasuke usłyszałam wyraźną troskę. Jednak nie dopuszczałam myśli, że mógłby zamartwiać się moim losem. Jak sam twierdzi, nie chciał mieć kłopotów.
 - Wiem, że to było lekkomyślne, ale wszyscy patrzyli na niego z podziwem. Pomyślałam, że to świetna okazja. Miał w zanadrzu tylko podstawowe techniki życia. Poza tym potwornie mi się nudziło. Postąpiłbyś tam samo na moim miejscu!
 - Obawiam się, że nie – pokręcił głową, jakby usiłował pozbyć się natrętnych wizji. – Kazałem ci siedzieć w miejscu, a ty jak zwykle musiałaś to zlekceważyć. Wiesz, że czeka cię surowa kara?
 - Hę?
W tym momencie jednym szybkim ruchem ściągnął mojego buta, a po przestrzeni od razu rozniósł się nieprzyjemny odór.
 - Super - rzuciłam z sarkazmem. - Zapomniałam cię ostrzec.
Sasuke zignorował moją wypowiedź i szybko pozbył się drugiego buta.
 - Jaka to kara? - zapytałam.
 - Bez protestów?
 - Dzisiaj jestem zbyt zmęczona na jakiekolwiek protesty - westchnęłam i opadłam na łóżko, topiąc się w miękkości poduszki. – Wciąż jednak nęka mnie co masz zamiar zrobić z Eizo
 - Zabić – obwieścił uroczyście.
- To po cholerę zgodziłeś się, żeby się tu dołączył?
 - Przed śmiercią chcę mu sprawić pewne psychiczne tortury.
Znowu zmienił swój nastrój. Albo ja tak szybko umiałam psuć dobrą atmosferę, albo to on jest taki nadęty.
 - Czy on coś ci zrobił? - zakpiłam. - Nigdy nie widział cię na oczy, nie zna cię, ani się tobie nie naraził. Mówisz o Eizo tak, jakby uczynił ci wszystko co najgorsze.
 - Irytuje mnie.
 - I to jest twoim argumentem?
Pokiwał głową i podniósł oba moje buty rzucając je w kąt.
 - Rozbierz ten płaszcz – powiedział.
Na początku chciałam to zrobić, nawet zaczełam odpinać guziki, ale przypomniałam sobie o tym, co mam pod spodem. A właściwie czego nie mam.
 - Nie mogę tego zdjąć.
 - Dlaczego?  - zdziwił się.
Z braku wymówek i wypalonego umysłu postanowiłam wyznać mu prawdę.
 - Nie mam stanika.
 - Okej… - zająknął się. Właściwie był lekko zakłopotany. Przyglądałam się mu i na parę chwil pomyślałam nawet, że prezentuje się uroczo w takim wydaniu. – Przecież nic nie będzie widać…
 - Będzie, i to cholernie.
 - To znaczy?
 - Mam na sobie twoją koszulę.
Patrzył na mnie z coraz większym niedowierzeniem.
 - Buty? Koszula? Sakura, coś ty, u licha, robiła?
 - Chciałam upodobnić się do mężczyzny, żeby na pierwszy rzut oka te oblechy nie poznali, że jestem kobietą!
 - I co, pomogło?
Cha, cha. Miał naprawdę wspaniały powód do ubawienia.
 - Niezupełnie.
 - Właśnie. Rozbierz ten płaszcz.
Zaskoczona obrzuciłam go gardzącym wzrokiem.
 - Przecież mówię, że nie mam stanika. Ta koszula jest bardzo cienka.
 - A więc świeciłaś piersiami przed Natsuo i jego oprychami, a teraz się wstydzisz?
Znów urzekający uśmiech. Zaczynałam się gubić w jego rozumowaniu. Poza tym przysięgłabym, że jeszcze moment, a zrzuciłabym z siebie ten płaszcz i pozwoliła mi na wszystko.
Na szczęście w samą porę odezwała się we mnie zawadiacka natura.
 - Czyżbyś zazdrościł?
 - Tutaj nie ma czego zazdrościć.
Odwrócił się na pięcie i wyszedł.
Kretyn, kretyn, kretyn!
S A S U K E
Ciężkimi krokami podążałem w kierunku Sali narad. Na szczęście znajdowała się kilka korytarzy obok mojego pokoju. Kryjówka była olbrzymia dlatego stwierdzenie kilka korytarzy nie wywoływało na mnie szczególnego wrażenia. Kiedy wszedłem do środka, wszyscy siedzieli już na swoich miejscach. Odchrząknąwszy uroczyście, zwróciłem uwagę zebranych, a następnie usadowiłem się na iście królewskim krześle.
 - Wreszcie się doczekaliśmy – Suigetsu zrobił kwaśną minę.
Hej, a gdzie zapodziała się jego pozytywna energia? Przecież do podstawa, do cholery.
 - Królewna była niesforna? – zagaił.
 - Żeby tylko…
 - Okej, skoro wreszcie uraczyłeś nas swoją wizytą, chcę natychmiast wiedzieć skąd wziął się tu Eizo!
 - Był w mieście, znalazł ją i narodziły się kłopoty – streściłem.
 - Dlaczego do tego dopuściłeś? - wtrąciła Karin.
 - Byłem w tym czasie u Madary, a Juugo nie specjalnie się spisał.
W tym momencie rzuciłem ku niemu oskarżycielski wzrok. Zawiódł mnie. Spodziewałam się po nim większej odpowiedzialności. Dodatkowo Juugo cechuje się tym, że trudno go oszukać, mi z kolei trudno uwierzyć, że dokonała tego Haruno. Nie znałem jej pod każdym względem, ale od razu stwierdziłem, że nie jest dobra w te klocki.
 - Juugo, zawalił? – Suigetsu wytrzeszczył na niego oczy.
 - Zasnąłem i zapomniałem o całym świecie.
 - Często ci się to zdarza.
 - Nie zaprzeczę - uśmiechnął się.
Po cholerę? Nie rozumiałem. Powinien być zły na samego siebie za to, że jej nie dopilnowałam. Tymczasem wcale tak nie jest.
 - Więc Eizo będzie z nami, taa? - jęknęła Karin wyrażając swoją niechęć.
Pokiwałem głową.
 - Będzie, ale nie na długo. Uwierzcie mi.
 - Nie na długo?
 - Prędzej sam stąd ucieknie, niż ja go zabiję.
Ponownie uśmiechnąłem się na samą myśl o tym, co dla niego szykuję. Pożałuje tego, że zbliżył się do Sakury, że próbował ją odebrać...
 - W każdym razie - mówiłem dalej. - Madara przekazał mi kolejne informacje o zniszczeniu wioski.
 - I jak? - spytali chórem.
 - Atak rozpoczniemy najprędzej za trzy miesiące.
 - Super – szepnął Suigetsu z udawanym entuzjazmem. - Dlaczego tak późno? Przecież podobno mamy już ludzi.
 - Co z tego, że mamy? Myślisz, że oni dadzą rade zniszczyć wioskę? Madara najpierw musi ich porządnie wyszkolić.
 - I to będzie trwało trzy miesiące? – zapytała Karin.
 - Nie wiem dokładnie. Madara ma dać mi znać.
 - To równie dobrze może się opóźnić. Nie wierzę, że cię to nie denerwuje.
 - Jestem cierpliwy - oznajmiłem. - Zaatakowanie Konohy to nie byle co, do tego czynu trzeba się  dobrze przygotować.
 - Więc co mamy teraz dokładnie robić? - zapytał Juugo.
Sam chciałbym to wiedzieć. Drażniło mnie to opóźnienie. Chciałem podjąć się tego ataku jak najprędzej, ale moje słowa zgadzały się. Żeby osiągnąć wielkie rzeczy, trzeba ciężko i długo pracować.
 - Mamy trenować, być czujni i robić co w naszej mocy.
 - To tyle? - Suigetsu zdawał się być nieprzekonany.
 - Tyle w słowach, ale o wiele więcej w czynach - odparłem mu z wyraźną pewnością siebie, po czym wstałem. - Jutro zaczynamy trening, dzisiaj Juugo i ja musimy odpocząć.
 - Wykonaliście w ogóle zadanie?
Otwierałem już usta, ale w słowo wtrącił mi się kompan.
 - Tak, dosyć szybko.
 - Akatsuki to niełatwy kąsek do zgryzienia.
Akatsuki. Właśnie. Przybyliśmy tam głównie, aby wypędzić członków tej organizacji, tymczasem dla mnie celem stało się pilnowanie i chronienie Sakury przed nieproszonymi gośćmi - zastanawiało mnie gdzie teraz znajdował się Naruto z cała ekipą ratunkową. Nie obawiałem się go, ale w duchu dziękowałem, że nie musiałem się z nim borykać, to byłoby dodatkowe utrudnienie.
Sakura za bardzo miesza. Sam do końca nie wiedziałem czy mogę jej ufać jeśli chodzi o Akatsuki. Skąd zna tego blondyna? Jak Haruno może w ogóle znać kogoś tak potężnego i groźnego?
W istocie nie interesowały mnie plany Akatsuki. Nie bałem się ich, byłem pewny, że w razie czego dam sobie z nimi radę. Bardziej nurtowały mnie znajomości Sakury...
Z zamyślenia wybudził mnie głos Suigetsu, który zaciekle dyskutował z Juugo.
 - Sakura znała kogoś z Akatsuki? - przetarł oczy zaskoczony. - No proszę, proszę…
 - Przynajmniej szybciej wykonaliśmy zadanie.
 - Ciekawe ile by to zajęło bez Sakury - mruknął, a potem zwrócił się do mnie. - Sasuke jednak dobrze, że wziąłeś ją do tego miasta. Pewnie była nieco zszokowana.
 - Bała się - odpowiedział za mnie Juugo. - Ale z czasem się przyzwyczaiła.
 - Musicie ciągle gadać o tej upierdliwej babie? - Karin wstała i stanęła obok mnie chwytając za rękę. Ja, oczywiście z grymasem wyrwałem ją z uścisku.
 - Jesteś zazdrosna i tyle - powiedział Suigetsu opierając się na krześle. - Jest ładniejsza od ciebie.
 - Ja tak nie uważam. Na pewno jest mniej przydatna - a to się bardziej liczy dla Sasuke-kun, prawda?
Gdy już doszedł do mnie ten jej przesłodzony głosik i chęć zawzięcia jakiekolwiek konwersacji zdałem sobie sprawę, że muszę się czym prędzej ewakuować.
 - Jutro w południe trening - rzuciłem na odchodne i w pośpiechu opuściłem Salę. Przekazałem im chyba wszystko co powinni wiedzieć.

Do pokoju wracałem z dziwną i nieznaną mi radością w sercu. Nie chciałem nad tym rozmyślać, wolałem trzymać to w sobie. W mój gust nie uderzały nowe uczucia, o których w ogóle nie miałem pojęcia, że istnieją. Ale byłem niespełniony. W mojej głowie narodziła się jedna przeklęta myśl „Eizo ma tu za dobrze”. Mam gdzieś, że jest tu od niecałych dwudziestu minut. Aby zniszczyć go w środku trzeba zaatakować od razu. Gdy już byłem przy drzwiach, za którymi znajdowała się Sakura w ostatniej chwili zmieniłem kierunek. Swoją drogą byłem ciekawy co ten kretyn może teraz robić...
Chciałem do Haruno. Kolejna nowa myśl, nad którą nie mogę się zastanawiać. Korciło mnie, bo bardziej interesował mnie jej los niż blondyna. Jednak jak nękać, to na całego.
Kiedy już dotarłem do wyznaczonego przez siebie miejsca, dotarło do mnie, że Juugo nie naładował wejścia chakrą, zaniepokoiłem się. Ale zaraz potem wzbudziły się we mnie wspomnienia mówiące o słabości i beznadziejności nowego członka organizacji, więc emocje znienacka opadły na samo dno. Znalazłem w kieszeni jeden z tysiąca kluczy, które pasowały do zamka i przekręciłem go głośno, aby dać mu wyraźny znak, że ktoś wchodzi. W ostatniej chwili rzuciłem okiem na wejście do Sali narad, na które miałem wgląd. Każdy rozszedł się do swoich pokoi wobec tego nie musiałem się martwić, że ktoś nam przeszkodzi.
Eizo siedział skulony na łóżku zapatrzony w jeden punkt. Był tak wielki, że na tle małego mebla wyglądał komicznie. Denerwowało mnie to. Czułam się niezręcznie mając tę świadomość, że znacznie przewyższa mnie wzrostem.
Mężczyzna podniósł wzrok, a gdy mnie zobaczył i zdał sobie sprawę kim jestem skrzywił się jakby na jego język nastąpiło coś niezwykle kwaśnego.
 - Czego chcesz? – Był nieprzejęty i patrzył w jeden punkt, ale po minucie milczenia zacisnął pięści i wstał. - Gdzie Sakura? Co z nią zrobiłeś? I dlaczego jej tu nie ma?
 - Za dużo pytań - odpowiedziałem spokojnie i minąłem go tak, aby nie musieć na niego patrzyć.
 - Odpowiedz chociaż na jedno.
 - Sakura znajduje się teraz w moim pokoju.
Pomimo, że nie mogłem podziwiać teraz jego reakcji, byłem pewny, że drży ze złości.
 - Czemu w  t w o i m  pokoju? - warknął podchodząc do mnie. Wściekłem się. Nie chciałem go oglądać, a on mnie do tego wręcz zmuszał.
 - A dlaczego w twoim?
 - To moja narzeczona.
Wiedziałem, że to odpowie. Prychnąłem.
 - Może kiedyś w Konoha była to twoja narzeczona, ale nie tutaj. Kierujemy się innymi zasadami,  z resztą mówiłem ci to.
Eizo spuścił wzrok i wbił go w czubki swoich butów. Spojrzałem na niego i zacząłem zastanawiać się co takiego Sakura w nim zobaczyła. Był słaby, żałosny, beznadziejny, nie miał żadnego zmysłu Ninja, ani czujności. Szedł przez siebie i stawiał na całkowitą spontaniczność, pomimo tego, że brakowało mu jakichkolwiek umiejętności. Ponadto Haruno wygląda przy nim wręcz śmiesznie. Jest mniejsza o jakieś dwie głowy, to niedopuszczalne.
Ani krzty nie powinno mnie to interesować. Dlaczego nad tym rozmyślam? I dlaczego zadaję sobie tak wiele pytań, myśląc, że uzyskam jakieś odpowiedzi.
 - Ja ją kocham - szepnął znienacka. - Dlaczego musisz mi robić coś takiego?
Widzę, że nie jestem sam. Zdesperowany mężczyzna również był zdolny do zadawania pytań. Tyle, że on przynajmniej miał kogoś do odpowiedzi, mi takiej osoby brakowało.
 - Dla mnie nie liczy się miłość - powiedziałem zimno. To uczucie wymarło. Dawno temu. Wszędzie nienawiść i wojna, miłość może była czymś silnym, ale tę bitwę przegrała.
 - Nie myśl sobie, że możesz coś zrobić Sakurze.
To miała być groźba? Zaśmiałem się złowieszczo.
 - Mogę zrobić z nią co tylko mi się żywnie podoba.
 - Spróbuj ją tylko zgwałcić - zacisnął pięść i zaprezentował mi ją tuż przed nosem. W normalnej sytuacji skitowałbym to kolejnym prychnięciem, ale zaciekawiło mnie dlaczego od razu wyrzucił z siebie coś takiego. - Wiem, że masz na nią ochotę - dodał jakby czytał w moich myślach, a ja po raz pierwszy w jego towarzystwie rozszerzyłem oczy.
 - Chyba sobie żartujesz…
 - Ona jest wystarczająco pociągająca, aby każdy ją chciał, nawet ten Natsuo musiał się do niej dobierać - powiedział zgrzytając zębami na samo wspomnienie, nagle uśmiechnął się równie szatańsko i łobuzersko co ja chwilę temu. - Poza tym nie udawaj, że zamknięcie jej w pokoju jest tylko po to, aby mi dogryźć.
Zmarszczyłem brwi. Nie dowierzałem, że to powiedział. Jak coś tak „inteligentnego” mogło narodzić się w jego umyśle. Albo się myliłem co do niego, albo naoglądał się za dużo filmów kryminalnych.
 - Nie jestem głupi - mówił dalej. - Wiem, że będę miał tu najgorzej jak to możliwe, ale nie pozwolę żebyś cokolwiek jej zrobił, a tym bardziej to, o czym zapewne myślisz.
 - Nie jestem zboczeńcem - powiedziałem. Sakura pociągała mnie i przyznałem się do tego, ale nie myślałem o takich rzeczach. Jego oskarżenia zaczęły mnie trochę bawić.
Była w moim pokoju, bo mnie intrygowała. Nigdy nie wiadomo co wpadnie jej do tej chorej głowy, a ja chciałem być pierwszym świadkiem, który to ujrzy.
 - Ale trafnie zauważyć, że to również mogę zrobić, kiedy tylko zapragnę – Eizo przebywa tu wyłącznie po to, ażeby katować go w każdej możliwej chwili i w każdy możliwy sposób. Właśnie owa myśl za mnie przemawiała.
 - Spróbuj tylko...
 - Przynajmniej się czymś zaspokoję. Może nawet powiększę jej role w naszej organizacji. Nie będzie jedynie Medykiem, ale również dostawcą przyjemności.
Przesadziłeś!, szepnęło coś w mojej głowie.
Był słaby jeśli chodzi o samokontrole. Nie umiał się opanować i próbował mnie uderzyć, jednak znowu go od tego powstrzymałem. Może wyglądało to i dziwnie, że tak niski w porównaniu do niego mężczyzna robi takie rzeczy. Tym bardziej, że byłem niemal pewny, iż jest silniejszy ode mnie. Wystarczyło spojrzeć na jego mięśnie. Mnie ratowała chakra, buzująca w środku.
Myślałem, że tego nie zrobię, ale musiałem. Zadałem mu mocny cios pięścią w brzuch tak, że Eizo zgiął się w pół i plunął odrobiną krwi.
 - To jest tylko minimalna część tego, co tutaj doznasz - wygarnąłem mu z grymasem na twarzy.
 - Wynoś się stąd - jęknął.
 - Niedługo sam się wyniesiesz. Z Sakurą możesz się już pożegnać, nigdy jej nie odzyskasz.
Zabrzmiało to jak idiotyczna scenka z filmu o super-bohaterach, gdzie ja grałem czarny charakter. Wyszedłem z pokoju i zamknąłem go na klucz.
Zagubiły mnie nieco te jego oskarżenia. Nigdy nie myślałem o Sakurze w sposób cielesny, ale... jestem tylko facetem. Mam prawo.
Usłyszałem za sobą jego głośnie stukoty w drzwi, ale zignorowałem to i udałem się w końcu do Haruno.
Spała. Była już przebrana w różową i jedwabną koszulę nocną Karin, która ledwo co zakrywała pośladki. Zrobiło mi się ciepło, ale postanowiłem nie zwracać uwagi na ten widok. Za bardzo się przejąłem słowami Eizo, dlatego tak szaleję. Pomyśleć, że kilka bezsensownych uwag tak bardzo może zadziałać na męską wyobraźnie i sposób myślenia. Jej szybki sen zawdzięczam tylko i jedynie braku odpoczynku podczas powrotu do kryjówki. Cieszyłem się, że jest już nieobecna, ale jednocześnie miałem ochotę na lekkie dogryzanie. Wyglądała naprawdę pociągająco leżąc tak na łóżko - przestawałem się dziwić temu kretynowi o jego podejrzenia. W sumie - pomyślałem - dlaczego chociaż raz nie mogę zrobić tak jak chcę? Nie muszę się wiecznie powstrzymywać, tutaj ja jestem przywódcą, liderem. Jak by nie było, należę do męskiej płci, a my oprócz bezpośredniości i pewności siebie mamy również inne potrzeby. Sakura i tak śpi. Jutro zapewne będę na siebie wściekły za to, że dałem ponieść się emocją, ale gdyby nie Eizo to wydarzenie nie miało by miejsca. Więc to jego wina.
Wszedłem do łazienki i pośpiesznie wziąłem prysznic. Sakura znajdowała się w objęciach Morfeusza, więc bez obaw wyszedłem z pomieszczenia nagi. Wyciągnąłem z szafki czerwone bokserki, założyłem je i sekundę później położyłem się obok Haruno. Leżała na boku skulona. Na twarzy wyrysowany spokój i opanowanie. Taką bym ją chciał na co dzień, chociaż jej zagrywki i dogryzanie wcale mi nie przeszkadzały. Uwielbiałem oglądać ją zdenerwowaną, zwłaszcza z mojego powodu.
Wahałem się długi czas, ale w końcu objąłem się jedynym ramieniem. Ona czując czyjąś bliskość, wtuliła się we mnie jeszcze bardziej. Zrobiłem się czerwony. Moje serce zaczęło dziwnie szybko bić, otworzyłem przerażony oczy nie wiedząc co się dzieję. Czułem coś czego nigdy wcześniej nie doświadczyłem, nigdy nikogo nie obejmowałem i nie znajdowałem się tam blisko kobiety. Zwłaszcza takiej pięknej... Byłem zmuszony zlekceważyć to nowe uczucie.
Ale dopiero jutro. Teraz mam ochotę nacieszyć się tą nieznaną mi radością, która mnie ogarnęła…

2 komentarze:

  1. Na początku rozdziału myślałam, że Sasuke zrobi Sakurze krzywdę taki był zły. :o A tu takie zakończenie, nie no genialnie! To było takie słodkie (jak na niego oczywiście...)
    Cholerny Eizo niech się tylko wtrąci to dostanie ode mnie manto! -,-
    Po przeczytaniu nawet zapomniałam o wrednej i głupiej Karin, która irytuje mnie samym swoim istnieniem. <3
    Sasuke + radość = ? <3
    Baardzo mi się podobało.

    OdpowiedzUsuń
  2. To na końcu było takie kawai <3 Jeśli Sakura się o tym dowie... reakcja bezcenna.

    OdpowiedzUsuń