środa, 31 października 2012

Rozdział 6




Trzy dni, które spędziłam w tym miejscu były dla mnie istnym piekłem.  Sasuke kazał mi cały ten czas siedzieć zamknięta w pokoju, aby być pewnym, że może mi ufać i nie ucieknę. Zauważyłam, że Uchiha bardzo dziwnie myśli. Sam w sobie byłby to dobry sposób, gdyby nie fakt, że mi o tym wszystkim powiedział. Mogę przecież przez te trzy dni udawać niewiniątko, a potem gdy nadarzy się ku temu okazja - zwiać.
Wokół mnie panował spokój i harmonia. Nie zmarnowałam czasu, przez jaki musiałam być uziemiona. Zdałam sobie sprawę, że nie mam szans na jakąkolwiek ucieczkę. Zdałam sobie sprawę, że jestem słabsza od nich, ale również zdałam sobie sprawę, iż nie dam rady funkcjonować tuż obok Sasuke. Te trzy rzeczy narysowały na mojej twarzy pełne opanowanie. Wiedziałam jaka jest moja sytuacja życiowa. Przyzwyczaiłam się już do tego.
Do poranków bez Eizo, do braku wezwań i marudzenia Naruto, do ciszy jaka ogarnęła przestrzeń wokół. Pomimo tych plusów, było też wiele minusów bycia tutaj. Jednak Eizo... jest tak wspaniale bez niego. To cudowne, że już łącznie pięć dni nie zawarłam z nim żadnych bliższych stosunków.
Jak co rano, do pokoju wślizgnął się Suigetsu z wielką tacą, na której znajdowało się kilka kanapek. Gdy wchodził, ja akurat opuszczałam łazienkę owinięta w purpurowy szlafrok z jedwabiu. Nie wiem skąd go wytrzasnęli, ale bardzo mi się podobał.
 - Hej, Sakura - powiedział przyjaźnie. Po jego minie widziałam, że jest trochę zawstydzony widząc mnie w takim stroju, ale nie przejmowałam się tym. Mogłam rzecz, że lubiłam gdy mężczyźni byli oszołomieni moim obliczem. I choć ja sama nie miałam pojęcia co można w nim podziwiać, schlebiało mi takie zachowanie.
 - Cześć - odrzekłam siadając na krześle. Biało-włosy wszedł głębiej, bardziej oswojony z widokiem.
 - I jak się spało?
 - Dobrze, oprócz tego, że łóżko trochę skrzypi.
 - Nie martw się. Też tak mam - oznajmił z uśmiechem. - Tak czy inaczej, mam dla ciebie dobrą wiadomość. Od dzisiaj możesz już opuszczać ten pokój i poruszać się po organizacji.
 - Wow. Ale zaszczyt - burknęłam nie wzruszona i machnęłam obojętnie ręką.
Suigetsu wydawał się nieco speszony, ale nie przejął się moim niemiłym tonem. Wiedział już, że często zdarza mi się marudzić - nie chcę tutaj być i nie chcę być w Konoha. To wywołuje w mojej głowie prawdziwe zamieszanie.
 - Dobra, wiem, że to nic wyjątkowego - przyznał w końcu, kładąc tackę z kanapkami na stole.
 - Moim zdaniem cały ten test był beznadziejny.
 - Może i tak - wzruszył ramionami. - Sasuke nie chciał mieć po prostu problemów z twoimi ucieczkami.
 - Przecież kolejna ucieczka nie miałaby sensu. Wy czterej na Medyka? To jakaś kpina. Nawet ja nie jestem tak lekkomyślna.
Hozuki roześmiał się.
 - Dlaczego ty zawsze zakładasz najgorsze? Zamiast próbować, to stwierdzasz, że nie ma po co..
 - Przypominam, że w tym momencie namawiasz mnie do ucieczki - powiedziałam spostrzegawczo. Po raz kolejny do moich uszu dobiegł jest gardłowy śmiech.
 - Dobra, więc nie korzystaj z tego akurat w takich sytuacjach, bo szef mnie zamorduję. Ale w innych wypadkach byłoby dobrze być bardziej pozytywnie nastawioną do całokształtu.
Nie wiem. Może i miał rację? I tak chciałam się nad tym zastanawiać. Nie teraz, i nie dzisiaj.
 - To bardzo pomocne - mruknęłam pod nosem.
 - Żebyś się nie zdziwiła!
 - Nie mogę wrócić do wioski? - spytałam nagle, lecz sama nie byłam pewna czy chcę. Eizo...Eizo, jego dotyk, oddech, nagie ciało - dla mnie były to tortury. Może udam, że wracam do Konohy, a tak naprawdę udam się po cichaczu do Naruto i opowiem mu wszystko?
Ten plan wcale nie był głupi. Zadziwiło mnie to jak szybko wymyśliłam coś tak skutecznego.
 - Nadal chcesz wrócić?
Pokiwałam zamyślona głową.
 - Nie rozumiem - warknął. - Juugo twierdzi, że było ci tam źle.
 - Poniekąd.
 - Więc dlaczego chcesz wracać? Tu też jest ci źle? Przecież masz wszystko...
Zdziwiłam się jego determinacją.
 - Czemu tak ci zależy żebym została? - na wypowiedziane przez mnie słowa, biało-włosy ponownie się zmieszał, ale po krótkim namyśle rzekł:
 - Jesteśmy teraz w… trudniej sytuacji. Nie mogę póki co zdradzić ci szczegółów. W każdym razie Medyk jest do tego niezbędny. Karin też ma swoje umiejętności, ale nie są one wystarczające. Poza tym… jesteś ciekawą osobą i wręcz czuję, że będzie ci tutaj dobrze. Szukasz wrażeń.
 - Akurat nie o wrażenia się rozchodzi, ale miło mi - uśmiechnęłam się.
 - Wiesz, że i tak nie uciekniesz. Ale dążymy do tego - ja dążę - żeby tobie samej nie było tutaj źle.
 - Nie jest, ale tęsknię trochę za przyjaciółmi.
 - Czas znaleźć nowych! – zaproponował energicznie.
Słuchałam go i słuchałam, prawił coś długo o tym jak to on musiał zrezygnować z dawnych przyjaźni. Zauważyłam, że Suigetsu mówi bardzo przekonująco, w dodatku tak jakby ogłaszał mi swoje poglądy, które są najświętsze, mające zwolenników we wszystkich krajach. Przyjemnie się go słuchało, tym bardziej, że zaciekawiał swoimi długimi przemowami. I nawet przez chwile pomyślałam, że być może ma rację. Właściwie to i tak dziwne. Normalna pojmana dziewczyna, taka jak ja, robiłaby wszystko, żeby się stąd wydostać. A ja siedzę spokojnie, niczego nie planując. Nie potrzebne są tu zdolności Juugo, aby zauważyć, że coś jest nie tak. Kochałam Naruto jak brata, ale nienawidziłam Eizo, i te obie rzeczy się ze sobą krzyżowały. Wracając skazałabym siebie na kolejne dawki cierpienia.
Naprawdę jestem psychiczna.
 - ...i wtedy wyruszyłem z  szefem. Tak zostałem członkiem organizacji Taki.
 - Taki? - powtórzyłam wyrwana z transu. Było mi wstyd, że na chwilę się odłączyłam.
 - Taka to nazwa naszej organizacji.
 - Ach, rozumiem. Więc… więc to całe twoje życie?
 - Tak, w wielkim skrócie - mówił. - A twoje jak wygląda?
 - Jest pokręcone – zaśmiałam się ponuro.
 - Pokręcone? – zdziwił się.
 - Wiele przeszłam i nadal przechodzę, ale jestem już przyzwyczajona. Mój każdy dzień zaczyna się bólem i na nim się kończy. Jestem po prostu osobą psychiczną, cóż mogę tu więcej powiedzieć?
Starałam się przedstawić moje życie w wielkim skrócie. Tak, aby nad niczym się nie zastanawiał i nic nie podejrzewał.
 - Czyli jednak było ci źle w Konoha?
 - Słuchaj, nie chcę o tym mówić. To prywatna sprawa.
 - Ok, ok - powtórzył jak małe dąsające się dziecko, lecz nagle jego twarz wyraziła olśnienie. - Właśnie, Sakura.
 - Co?
 - Znałaś kiedyś szefa?
 - Sasuke?
 - No tak - powiedział, patrząc na mnie oczekująco. Dlaczego znowu ktoś musiał mi o nim przypomnieć? Nie chciałam już mieć jego oblicza w swojej głowie. Tak bardzo się zmienił i wymężniał. Nadal jest tak samo przyciągający jak kiedyś, co niesamowicie mnie irytowało.
 - Niestety znałam. Należał kiedyś do tej samej drużyny co ja, ale potem opuścił wiosce, aby dokonać zemsty - mówiłam o tym tak samo jak chwilę temu o moim życiu, mając nadzieję, że więcej informacji będzie dla niego zbędnych.
 - I jak się z tym czułaś?
 - Suigetsu... nie chcę o tym mówić - oznajmiłam chwytając się za głowę. - To nie były dobre czasy.
 - Dobra - wydusił zamyślony. - Skoro skończył się „test sprawdzający”, może wyjdziesz zobaczyć na treningi? - spytał nagle z uśmiechem na twarzy.
 - Jakoś tego nie widzę...
 - No czemu nie? Chodź! - powiedział głośniej przekładając tacę na jedną rękę i podając mi drugą. Momentem zawahałam się, ale w końcu chwyciłam ją i podciągnęłam się.
 - Mam iść w szlafroku? - spytałam przypominając sobie o moim ubraniu. Biało-włosy pokiwał głową.
 - Tak pięknie na tobie leży, zostań lepiej w nim.
 - Niech będzie - powiedziałam ubawiona.
 - Poznasz resztę naszej organizacji.
Ciekawiła mnie reszta. Trzy dni widziałam tylko jego - nosił mi śniadania i kolacje, i zostawał trochę na krótkie, rozmaite pogawędki. Uchiha nie zajrzał do mnie ani razu, co bardzo mnie cieszyło. Dzięki temu wymazałam z umysłu niepotrzebne wspomnienia. I jeśli mam tu być - będę go unikać. Jak najbardziej będzie to możliwe.
S A S U K E
Uwielbiałem to miejsce. Wielka obszerna polana o soczyście zielonej roślinności. Wszystko wokół było takie ciekawe, wydawało się jakby ktoś codziennie pielęgnował to miejsce. A był to zwykły punkt w lesie, niedaleko wejścia do naszej podziemnej kryjówki. Miejsce było przyjemne, ale nie wiążę z nim żadnych miłych wspomnień. To tu odbywały się treningi. Nienawidziłem szkolenia Karin. Dla mnie były to istne katusze. Scenariusz zawsze wyglądał tak samo: rudo-włosa z początku pełna energii popisywała się, jednak po kilku godzinach rozpoczynała się u niej faza pretensji i marudzenia. W dodatku ten jędzowaty głos - psiakrew, oszaleć można. Dlatego tym razem siedziałem spokojnie pod drzewem i to Juugo pozostawiłem pracę nad zdolnościami dziewczyny.
Zamknąłem oczy. Niemal natychmiast ukazał mi się obraz Sakury. Nie mogłem nadziwić się jak bardzo zmieniła się przez ten czas. Moje zauroczenie jej urodą zmusiło mnie, aby zamknąć ją na trzy dni w pokoju. Ten czas pozwolił mi dokładnie wszystko przemyśleć i poukładać. Stwierdziłem, że nie mogę się nią rozpraszać. Haruno jest tu po to, aby leczyć nasze rany po treningach - a skoro nie czuję się komfortowo w jej towarzystwie będę jej unikał. Z czasem przyzwyczaję się do jej obecności, prawda?
 - Karin, dokładniej! - z rozmyślenia wyrwał mnie donośny, lecz nadal opanowany krzyk Juugo. Swoją drogą, od zawsze ciekawiło mnie kiedy uda się komuś wyprowadzić go z równowagi. Skoro kłótnie Karin i Suigetsu nie podołały zadaniu, cierpliwość płowo-włosego musi być naprawdę anielska.
 - Jestem zmęczona – zachłysnęła się powietrzem, schylając się i opierając rękoma o swoje kolana. - Dlaczego Sasuke-kun mnie nie trenuje?
 - To nie jest ci w tym momencie potrzebne.
 - Jest! - uparła się. - Sasuke-kun! Jak mi idzie? - zawołała na mnie. Otworzyłem delikatnie jedno oko by na nią spojrzeć, ale od razu je zamknąłem. W Karin nie było nic wyjątkowego.
 -Dobrze! - odkrzyknąłem chłodno.
 - Cha! Widzisz? - wymądrzała się. A ja siedziałem szczerze współczując mojemu kompanowi. Poczułem nawet lekki żal, że zrzuciłam na niego moje obowiązki.
Rudo-włosa od kiedy do nas dołączyła, była mną zachwycona. Jest taka jak inne wkurzające kobiety - zakochana. Po uszy, do śmierci, na zawsze. Ile razy proponowała mi jakieś bliższe stosunki. Ja za każdym razem miałem ochotę wyśmiać ją prosto w twarz. Była paskudna, nie pociągająca, nawet charakter miała beznadziejny. Pytała się nawet o seks bez zobowiązań - wyłącznie dla przyjemności.  Nigdy bym nie zgodził się na coś więcej z kimś takim. Ona jest naprawdę zdzirowata. Prawda, że mężczyzna w moim wieku świruje na punkcie seksu i tym podobne. Ale mając u swoim boku kogoś pokroju Karin, zbrzydło mi wszystko z tym związane.
 - Hej, wszystkim! - drgnąłem kiedy do moich uszu dostał się głos, którego nie powinienem teraz słyszeć.
Otworzyłem oczy i spojrzałem tam gdzie Karin i Juugo. Zza drzewa wyszedł uśmiechnięty Suigetsu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, oprócz tego, że za nim dreptała Sakura, którą on w dodatku trzymał za rękę.
 - No proszę, proszę... - mruknęła Karin. – Jednak była na tyle zdesperowana, aby poddać się twojemu pseudo-urokowi.
 - Na nią nie zwracaj uwagi – szepnął uspokajająco do Sakury, po czym omiótł nas wzrokiem. – Chciałem, żeby Sakura poznała resztę organizacji. Włącznie z tobą, Karin!
 - Miło - rzuciła obojętnie Haruno. - Jakoś nie śpieszy mi się do jej poznania.
Szybkim krokiem wstałem i podszedłem bliżej członków Taki, nie mogłem uwierzyć własnym oczom.
Sakura wyglądała nieziemsko w tym szlafroku. Należał on do Karin, więc był krótki - ledwo zakrywał pośladki. Zielonooka w przeciwieństwie do tej zdziry olśniewała czymś godnym bogini. Moje hormony wyraźnie dały o sobie znać.
 - Nie wściekasz się, szefie? - Suigetsu zwrócił się do mnie, najwyraźniej zauważając to jak uporczywie gapię się na kunoichi.
Ona też na mnie spojrzała , ale dosłownie na sekundę. Szybko spuściła wzrok.
 - Może następnym razem skonsultowałbyś się ze mną? - warknąłem do towarzysza.
 - Wybacz Sasuke, ale sam mówiłeś, że trzy dni. One właśnie minęły.
 - Miałem zamiar jeszcze je przedłużyć.
 - Och, daj spokój - prychnął. - Przecież nie ucieknie, możemy jej zaufać.
 - A skąd ty to wiesz?
 - Spędzam z nią wystarczająco dużo czasu, aby to wiedzieć - kąciki jego ust skrzywiły się w delikatnym i przyjaznym uśmiechu.
Na początku wahałem się, ale zadecydowałem, że będę zołzowaty i się tego uczepie.
Wskazałem na ich splecione dłonie.
 - Co to ma znaczyć? Chyba tłumaczyłem ci kim ona dla nas jest?
 - Hej, przecież to koleżeński gest – obruszył się.
 - Koleżeński. Ona jest więźniem, nie koleżanką.
 - Tobie naprawdę musi się nudzić, mam rację? - wtem do rozmowy wtrąciła się Haruno, jej wzrok nadal spoczywał na mnie i tkwiła w nim czysta chęć mordu.
 - Nie wtrącaj się Sakura.
 - Och, przepraszam, ale wydaję mi się, że niedawno uświadomiłeś mi moją przynależność do Taki - burknęła. – Jako jej członkini mam prawo wtrącać swoje zdanie.
Zignorowałem jej głupia uwagę.
Ta jednak uparcie drążyła dalej.
 - Przykro mi, ale długo wam nie potowarzyszę. Mam ciekawsze rzeczy do roboty w Ukrytym Liściu.
 - Sakura, mi mówiłaś co innego – szepnął jej do ucha Suigetsu.
 - Słuchaj, nie mam zamiaru być tam gdzie on - wskazała na mnie palcem - Mówiłam tak, bo w walce na was nie mam szans... ale na pewno uda mi się coś wymyślić.
 - Nie rozumiem.
 - Rozumiałbyś, gdybyś był na moim miejscu. - szepnęła cicho, jakby do siebie.
Podjąłem decyzję:
 - On nie będę nic rozumował, za to ty, będziesz robiła co ci karzę, inaczej gorzko tego pożałujesz.
 - Bo co niby mi zrobisz? - prychnęła. - Nic. Bo przecież mnie potrzebujesz!
 - Nieźle radzę sobie z niszczeniem psychiki - przyznałem z łobuzerskim uśmiechem.
Sakura puściła rękę biało-włosego i skrzyżowała ramiona na piersi. Dostrzegłem jak się trzęsie, co symbolizowało wysoki poziom irytacji. Spodobało mu się to. Jej twarz ładnie wyglądała, gdy była delikatnie zmarszczona.
 - Mam już wystarczająco zjechaną psychikę – dorzuciła pogardliwie.
 - Więc można zniszczyć ją do końca...
 - Chrzań się! - minęła mnie szybkim, rozpaczliwym krokiem kierując się w miejsce, gdzie przed chwilą siedziałem - sekundę później spoczywała już pod tym samym drzewem.
 - Ostro - skitował Suigetsu patrząc to na mnie, to na Haruno. - Sakura, nie boisz się go?
Pokręciła pewnie głową.
 - Nie! - krzyknęła. - Ja boję się tylko jednej osoby, i tak zostanie do końca.
 - Niby kogo? - prychnąłem, przerywając tym samym biało-włosemu.
 - Nie twój interes.
W pewnym sensie wiedziałem, że tak odpowie. Musiałem ją nakłonić do współpracy, inaczej się nie dało.
 - Ja już pójdę - oznajmił nagle Juugo, idąc w stronę naszej kryjówki. Potraktowałem to jako dobry pretekst.
 - Suigeitsu i Karin, idźcie za nim.
 - Co? Przed chwila przyszedłem... - mruknął zrezygnowany biało-włosy. - Nie mogę zostać tu z Sakurą?
 - Chcę z nią porozmawiać - powiedziałem tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Idźcie stąd.
 - Już z nią rozmawiałeś.
 - Suigetsu - warknołem ostrzegawczo. - Nie denerwuj mnie.
 - Dobra, dobra - szepnął do siebie. - Do zobaczenia, Sakura! - krzyknął na odchodne do dziewczyny, co zirytowało mnie jeszcze bardziej. Nie mogłem znieść tego podlizywania.
 - Cześć!
 - Daruj sobie - skomentowałem.
 - Nie wypada tak odchodzić bez pożegnania - wyjaśnił.
 - My też musimy porozmawiać, Suigetsu - warknąłem machając na niego palcem wskazującym. - Sam chyba wiesz o czym.
Od razu nie zorientował się co mam na myśli, ale w końcu jego twarz wyraziła olśnienie.
 - Ty chyba żartujesz, szefie? Przecież...
 - Nie, nie żartuję, a teraz idź...
 - Wracaj szybko, Sasuke-kun - pisnęła Karin - I nie daj się tej małej dziwce, jakby coś się działo to mi powiedz. Załatwię ją. - i biegiem puściła się w kierunku kryjówki. Suigetsu poszedł za nią, ale nieco ślamazarniejszym chodem.
Wziąłem głęboki wdech i zwróciłem się w kierunku Sakury. Doszczętnie mnie skołowało, gdy zdałem sobie sprawę, że miejsce, gdzie przed chwilą siedziała jest puste. Rozejrzałem się wokół i dostrzegłem jak powoli zmierza w głąb lasu. Nie rozumiałem tego.
 - To twoja ucieczka? - spytałem kpiarsko. - Jakoś kiepsko ci idzie.
Różowo-włosa zatrzymała się i szybkim ruchem obróciła w moją stronę.
 - Odwal się ode mnie, dobra?
 - Potrzebuję cię.
 - To znajdź sobie kogoś innego, u licha! - krzyknęła wściekła. - Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego!
 - A myślisz, że ja chcę? Na Boga, jestem tak samo niezadowolony, że trafiłem na ciebie, jak ty na mnie.
 - Więc mnie wypuść!
 - Nie! - oznajmiłem ze swoistą stanowczością. - Potrzebuję Medyka, ty jesteś najlepszym!
 - Ledwo co przyzwyczaiłam się do życia bez ciebie, a ty znów musisz się w nie wplątywać!
Jej twarz wyrażała istną rozpacz. Stała jakieś pięć metrów ode mnie delikatnie schylona ze zrezygnowania. Dla mnie była niezwykle pociągająca. Miała takie długie i szczupłe nogi. Włosy, sięgające niemal do pasa ułożone w ten niesforny, lecz oryginalny sposób. Ponownie poddałem się i dałem zawładnąć moimi hormonami.
Nie mieszam się do jej życia. Wstąpiłem do niego, w dodatku nie celowo.
 - Więc ponownie przyzwyczaj się do życia ze mną.
 - Ale ja nie chcę - zakryła twarz dłoniami.
 - Będziesz współpracować? - spytałem oczekująco.
Zaprzeczyła stanowczo szybkimi ruchami głowy.
 - I tak będziesz ze mną i zapewniam cię, że nasze stosunki będą się lepiej układać, jeśli będziesz współpracować.
 - Z tobą? - zakpiła. - Wolałabym umrzeć.
 - Sakura zostaw przeszłość za sobą! Przestań ciągle na nią patrzeć!
 - Zostaw mnie - powtórzyła tym samym tonem co wcześniej.
Tysiące razy dostrzegłem u niej wahanie, ale nic nie mówiłem. Nie chciałem jej plątać myśli jeszcze bardziej. Przypuszczałem, że sama nie wie gdzie chce być. Skoro w wiosce nie wiodło się jej najlepiej to moja organizacja stanowi dla niej dylemat.
 - Czyli nie będziesz współpracować? - zapytałem dla pewności.
 - Nie będę.
 - W takim razie czekają cię kolejne trzy dni...
 - Świetnie. Cieszę się niemiłosiernie, przynajmniej nie będę musiała cię oglądać.
 - Rozpraszam cię? - zrobiłem kilka kroków w przód i rzuciłem jej prowokujące spojrzenie - byłem ciekaw jej odpowiedzi.
 - Poniekąd – pociągnęła nosem.
Milczeliśmy dokładnie przez cztery sekundy.
Nagle do głowy wpadł mi całkiem niezły pomysł.
 - Dobrze, że nie będą ci przeszkadzać te trzy dni.
 - Nie będą, bo nie będę musiała cię oglądać...
 - A kto powiedział, że mnie nie będzie? – rzuciłem, a na moją twarz ponownie wpełzł uśmiech. Sakura aż cofnęła się kilka kroków.
 - Co? Ale że jak?
 - Mój pokój jest na końcu korytarza, teraz to tam będziesz spędzała trzy kolejne noce.
„Miałeś jej unikać, Sasuke...” dudnił głos w mojej głowie, ale to i tak nic nie dało. Ot tak pragnąłem zwyczajnie jej widoku. I bezpośrednio się do tego przyznaję przed samym sobą. Byłem cholernie ciekaw, jak to będzie wyglądało. To będzie dla mnie dobry test, na powstrzymywanie moich chorych zachcianek.
 - Odbiło ci?! - wrzasnęła, uderzając się w głowę. - Ty chyba chcesz mnie zmusić do ucieczki!
 - Musisz się przyzwyczaić do mojej obecności, to będzie dobre dla nas obu.
W jej oczach widziałem tylko szok i zaskoczenie.
S A K U R A
Nie dam rady. Nie umiem. Nie potrafię. To nie na moje siły, nerwy. Nie na moje emocje i... uczucia.
Dlaczego on nadal musi być taki piękny? Czy przez te kilka lat nie mógł stracić trochę uroku? To ułatwiłoby całą procedurę.
 - Nie mam zamiaru być tam gdzie ty! - upierałem się dalej. Może uda mi się postawić na swoim?
 - A ja nie mam zamiaru z tobą dyskutować - rzekł chłodno, jednak jakby zadowolony. - Jeśli dzisiaj wieczorem nie zjawisz się u mnie w pokoju, gorzko tego pożałujesz, uwierz mi.
Wierzyłam. Nie bałam się go, ale mógłby zrobić coś naprawdę głupiego, a później szantaż - to był jedyny sposób.
Sasuke z daleka nadal wyglądał tak pięknie. On sam w sobie był po prostu mężczyzną przystojnym, a ja nie mogłam się napatrzeć. Nienawidziłam go, lecz ciągle czułam jakąś więź między nami. Znałam go, potrafiłam czasami przewidzieć co powie, lub jak się zachowa - to się nie zmieni.
 - Świetnie! - krzyknęłam ironicznie, nie dając wahaniu wyjść na zewnątrz. Spuściłam głowę na dół jak małe nadąsane dziecko. Tak też się czułam.
 - Też się cieszę - obrócił się tyłem do mnie. - A teraz chodź do kryjówki, skoro już wszystko zostało ustalone.
Nie mogłam znieść wizji tego co mnie czeka. Chciałam mieć to już za sobą, te cholerne trzy dni.
Jednak była we mnie taka jedna malutka cześć, która się cieszyła, ale to naprawdę mała... wręcz niedostrzegalna.

Całą drogę do organizacji nie odezwaliśmy się do siebie słowem. I dobrze! Tylko gdy już dotarliśmy, Sasuke kazał mi przenieść wszystkie rzeczy do swojego pokoju. Tymi rzeczami były ubrania Karin, które łaskawie wręczyła mi, abym nie musiała nago krzątać się po kryjówce. Tak jak przypuszczałam każda bluzka, spodenki, spódniczka - wszystko ledwo zakrywało pośladki i eksponowało piersi. Pomyślałam, że rudo-włosa nieźle dogadałaby się z Eizo pod względem gustu.
Gdy wyciągałam z szafy ostatnie dwie bluzki, drzwi do pomieszczenia szeroko się otworzyły.
 - Co robisz? - spytał zaskoczony Suigetsu przyglądając się moim poczynaniom i poskładanym na łóżku ubraniom.
 - Przenoszę się - rzekłem z sarkazmem.
Na jego twarzy rysowało się coraz większe niezrozumienie.
 - Co? Ale dokąd?
 - Na koniec korytarza.
 - Jak to na kon... - zaczął mówić, ale przerwał z zamyślenia. - Do Sasuke? - dokończył zszokowany.
Pokiwałam niechętnie głową.
 - Ale jak to?
 - Tak to. Kazał mi kolejne trzy dni spędzić u niego, pewnie chce mnie mieć na oku.
 - To chore! - skitował zaciskając pięść. - Mi zabrania chwytać ciebie za rękę, a sam zaprasza cię na noce do pokoju!
 - Hej, hej! Bez takich podtekstów proszę. Sasuke chce mnie tylko upilnować… i przyzwyczaić do jego obecności.
Moje słowa chyba do niego dotarły. Przez chwilę chciał jeszcze coś rzucić i zaprotestować, ale powstrzymał się i bezradnie wzruszył ramionami.
 - Może i masz rację..
 - Sasuke to kretyn i kretynem pozostanie – powiedziałam teatralnie.
 - Szef czasami jest całkiem przyjemny. Czasami – podkreślił ostatnie słowo. – Ach, Sakura! I żeby było to dla ciebie! Nie przystawiam się do siebie, ani nie podrywam. Szanuję to, że masz narzeczonego. Mimo tego, że tkwisz z nami w kryjówce. Po prostu… jesteś całkiem ciekawą osobą.
Nie mogłam się powstrzymać i po raz pierwszy zaśmiałam się. Po raz pierwszy w tym miejscu, i po raz pierwszy od bardzo długiego czasu. Biało-włosy przypominał mi Naruto w każdym calu. Tłumaczył się tak samo specyficznie, co niezwykle mi się podobało.
 - Spokojnie. Przecież wiem - rzekłam z uśmiechem.
Jego kąciki zawędrowały do góry.
 - To może.. pomóc ci to przenieś? - zaproponował i widząc moją niepewność dodał. - Sasuke jest teraz w kuchni i pije swoją popołudniową kawę. Nie będzie nam przeszkadzał.
 - W takim razie z przyjemnością! - powiedziałam pełna entuzjazmu.
Suigetsu był naprawdę miły.

1 komentarz:

  1. Jak można ubierać się tak jak Karin, no dobra może czasami ładnie jest założyć coś krótkiego i obcisłego, ale bez przesady! -.- Nie znoszę jej.
    Sasuke już fantazjuje o różowo włosej piękności. ^^
    Dopiero się zaczną schody... Uchiha i Haruno w jednym pokoju. <3
    Przez Twoje opowiadanie ja sama polubiłam Suigetsu, z czego bardzo się cieszę. :)

    OdpowiedzUsuń