Niegdyś
mogłam rzec, że deszcz był czymś co mnie uspokajało. Czymś co koiło moje nerwy
i pomagało odreagować. W chwilach zwątpienia i rozpaczy podzielało mój smutek,
a kiedy się radowałam zachęcał mnie do rozmyślań nad powodem tego szczęścia. O
tak. Deszcz od zawsze mi służył. Lecz teraz kiedy jego krople zbyt głośno
atakowały szyby szpitalnego korytarza, powstrzymywałam siebie by nie wybuchnąć.
Zaciskałam pięści. Moje oczy nadal były szeroko otwarte i wpatrywały się z
niedowierzaniem w niczemu winnego chłopczyka, który przez przypadek wpadł do
dość głębokiego bagna. Ni stąd ni zowąd warunki atmosferyczne znacznie się
pogorszyły, jakby wyczuwały napiętą atmosferę panującą wokół.
- Kim są ludzie ze złego miasta? - zapytałam
drżącym głosem. Orichi milczał. Znał odpowiedzieć na te pytanie, lecz troska
wymieszana z paniką zakłóciła mu zapewne zdolność odbierania bodźców
zewnętrznych. - Orichi. - powtórzyłam tym razem bardziej stanowczo.
Brązowowłosy wzdrygnął się.
- Yo mi o nich opowiadał. Oni są źli i
...składają się z samych mężczyzn. To właśnie oni skrzywdzili jego matkę. Nigdy
wcześniej jej już potem nie widział, a teraz oni ...
Są
źli? Składają się z samych mężczyzn? Nie musiałam wymawiać na głos tego
imienia. Nasze rozumne spojrzenie, którym wymieniłam się z Suigetsu mówiły
wszystko. Hozuki przytaknął co zaniepokoiło mnie jeszcze bardziej. Panika jaka
narodziła się wewnątrz, stawała się coraz bardziej wszechogarniająca. Ze
smutkiem spuściłam głowę. Ale wtem ogarnęło mnie olśnienie. Uniosłam gwałtownie
spojrzenie nie chcąc aby ta myśl mi uciekła. Obaj towarzysze od razu
zareagowali przekierowując na mnie swój wzrok.
- Co jest? - zapytał seledynowłosy.
- Powiedziałeś, że ktoś zabił ich przywódce! -
zaczęłam przerażona. - Czy to prawda?
Suigetsu
chyba również pojął ważność mych słów. W owym momencie na jego twarzy dojrzałam
się szoku na dość wysokim poziomie - od tego momentu rozpoczął poważne
rozważanie tej sprawy.
- Tak mówił lekarz. - odpowiedział Orichi.
- Ktoś zabił Natsuo. - Suigetsu starał się
mówić jak najciszej, jednak było pewne, że ta uwaga nie ucieknie malcowi.
- Natsuo?
- Tak ma właśnie na imię ten przywódca. -
wyjaśniłam mu. Byłam rozjuszona, całe moje ciało drżało i jak na złość pogoda
ani na chwilę nie zaprzestawała swoich ataków. Może tylko mi się wydawało, ale
śmiałam twierdzić, że nawet zwiększyła natarcia. Nie zwracając uwagi na
obecność chłopczyka, zwróciłam się do towarzysza.
- Wiesz coś o tym?
- Niby skąd? - oburzył się. - Myślałem, że ten
idiota już dawno wrócił do swojego 'miasteczka'. Ale jak zwykle podział się tam
gdzie nie trzeba.
- Kto mógłby to zrobić? - szepnęłam sama do
siebie. Suna nie była święta, ale czy zabija bez powodu? Natsuo może jest takim
typem osoby, który potrafi zirytować do wysokiego stopnia, jednak jak dotąd żył
w spokoju, a jego egzystencji nie zagrażało niebezpieczeństwo. - Orichi, czego
się jeszcze dowiedziałeś?
- Jego ludzie zapowiedzieli wojne. Teraz pan
Gaara szuka mordercy by tego uniknąć, ale pielęgniarka mówiła, że na pewno już
opuścił wioskę.
- Skąd lekarze mieli by takie informacje? -
mruknął z podejrzliwością Suigetsu. - Kage na pewno nie chce tego rozgłaszać,
żeby nie wywołać paniki.
- A może właśnie chce ostrzec ludzi? -
zauważyłam.
- To był osobisty lekarz Kage. - wtrącił
Orichi nie pozbywając się maski prezentującej przygnębienie. - Miał na piersi
specjalną odznakę.
- To i tak nie ważne. - westchnął, wzruszając
przy tym ramionami. Mimo wszelkich starań wiedziałam doskonale, że przejął się
całą tą sytuacją. Przerażała go nie tylko wizja przyszłości, ale także mojej
decyzji dotyczącej teraźniejszych wydarzeń.
- Sakura-san. - szepnął Orichi wtulając się w
moją prawą nogę. Wzdrygnęłam się pod wpływem jego ciepłego dotyku. - Proszę
uciekaj stąd jak najszybciej. Nie chcę żeby coś ci si stało.
- Jesteś zbyt dobry. - stwierdziłam z
przygnębieniem.
- Dlaczego?
- Musisz martwić się również o siebie, a nie o
mnie.
- Dam sobie rade, razem z Yo.
- Nie ma mowy. - odparłam tonem nie znoszącym
sprzeciwu. Suigetsu zerknął na mnie ze zdumieniem. Nie. Nie jestem lekkomyślna
ani też uparta. Chcę jak najlepiej dla moich przyjaciół, tak więc swoboda mojej
wypowiedzi nie była niczym karalnym. - Zabieram cię stąd, prosto do Konohy.
- Co!? - myślałam, że nadpobudliwą reakcję
doznam tylko ze strony Hozuki'ego, lecz ku memu zdziwieniu dołączył się do
niego również Orichi, który stanął w bezruchu nie mogąc pojąc sensu tych słów.
Przeniosłam wzrok na kompana, jednak nim zdołałam cokolwiek wydusić on wdarł mi
się w słowo. - Ty chyba oszalałaś!?
- Nie oszalałam. Chyba nie myślałeś, że go
tutaj zostawię.
- Sakura. - warknął chwytając mnie za oba
ramiona. - Jak ty niby wyobrażasz sobie zabranie go do Konohy!? Nie zapominaj,
że jesteś na misji.
- Nie krzycz. - upomniałam go wyrywając się z
jego uścisku. Z determinacją ujęłam dłoń chłopczyka i zacisnęłam tak mocno
jakby zaraz miał zniknąć i opuścić mnie na zawsze.
- Nie ma mowy. - burknął stanowczo krzyżując
ręce na piersiach.
- Nie pozwolę mu tu zginąć! - teraz to ja się
uniosła, zirytowana jego podejściem. - Nie wiadomo co ta chora banda Natuso
wymyśli!
- A czy to moja wina, że go zamordowano!?
Sakura nie możesz go zabrać! Już widzę minę szefa!
- Mam gdzieś jego minę! On nie może tutaj być!
Pozwól mi go zabrać chociaż do kryjówki! Do Konohy możesz zabrać go nawet
ty...lub Juugo, ale on ...nie może tutaj być! - moje rozjuszenie dawało swoje
siwe znaki, plątając mi język. Nie bacząc to na to, ani na moment nie pozbywałam
się zawziętości. Nie mogła uwierzyć, że Suigetsu nie chce się zgodzić. Jak
można być tak okrutnym by zostawić tu maleńkiego chłopczyka?
- Sakura-san, panie Osamu. - wtrącił cichutkim
głosikiem. Tylko milczenie jakie panowało wokół, pozwoliło nam go dosłyszeć.
Automatycznie przekierowaliśmy na niego swoją uwagę.
- Co się stało? - zapytałam.
- Ja zostanę z Yo. Nie chcę żeby był sam. Po
za tym mi chodziło tylko o to, żebyś ty była bezpieczna Sakura-san, ja ...
- O, skończ już gadać, litości! - niemal
krzyknęłam pełna rozpaczy ponownie go obejmując. Tak cholernie chciało mi się
płakać. Dlaczego? Dlaczego cała wioska musi cierpieć za czyn jakiegoś obcego
człowieka? Odruchowo wtuliłam się w malca jeszcze mocniej chcąc wyzbyć się
wszystkich tych emocji. Nie mogę płakać przy Orichi'm. Nie mogę uczyć go tych
słabości przed, którymi sama go strzegłam. W owym momencie słyszałam jedynie
krople deszczu uderzające w szybę i nierówne oddechy brązowowłosego.
- Sakura... - do moich uszu doszedł głos
towarzysza, który po raz pierwszy napełnił się jakimś przejęciem.
- Nie pozwolę ci tu zostać. - wyszeptałam mu
do ucha. - Nie pozwolę, rozumiesz? To z mojej winy opuściłeś Konohe, a ja
pomogę ci tam wrócić.
- Ale ja nie chcę tam być bez ciebie! -
gwałtownie się ode mnie odsunął, a jego oczka raz jeszcze napełniła gęsta fala
łez. - Wolę zostać tutaj!
Przerażona
spuściłam głowę powstrzymując się ostatkami sił przed okazaniem jakichkolwiek
emocji.
- Od kiedy odeszłaś Naruto i pani Hinata są
smutni ...- ciągnął dalej. - Każdy dziwnie się zachowuję. Kiedyś widziałem
nawet jak Naruto przytulał panią Hinate, a ona płakała.
- Orichi, przestań proszę. - pisnęłam
zaciskając oczy i przygryzając dolną wargę. Ja już dobrze wiem dlaczego
płakała. Powodem tego wcale nie było moje zniknięcie, lecz dziecko, które
utraciła właśnie z mojej winy. Hinata...zastanawiam się czy przez ten czas
zdążyła mnie już znienawidzić? Obaj pewnie do teraz przeżywają stratę
pierwszego potomka, który zapewne niedługo biegał by z radością odziedziczoną po
ojcu. Biegał by po całej wiosce zarażając innych swoim entuzjazmem.
Wyprostowałam się powoli i napełniłam płuca powietrzem. Ten gest zatrzymał
ostatki rozpaczy.
- Nie możesz tutaj zostać. - zaczęłam. - Nie
chodzi już tylko o wojnę, ale warunki w jakich żyjesz. Mieszkasz w domu
dziecka, a praktycznie w ogóle w nim nie przebywasz. Osamu.. - tym razem
zwróciłam się do członka Taki. - Błagam. Pozwól mi porozmawiać z Sa...z
liderem.
- Dobrze wiesz, że on się nie zgodzi...
- Wtedy zabiorę go siłą! - wrzasnęłam wściekła
i poczęłam kierować się w nieznanym mi kierunku.
- Dokąd idziesz? - zawołał za mną. - Nie
możesz chodzić sama!
- Akurat mam teraz idealny humor by próbować
ucieczek. - dodałam z sarkazmem nie przejmując się obecnością brązowowłosego.
Tak jak we mnie, siedziało w nim zbyt wiele emocji by był w stanie skupić się
na każdym wypowiedzianym przeze mnie słowie. - Jak tylko wróci lider powiedz
mu, że czekam na niego w parku obok szpitala! - krzyknęłam na ostatek i
zwyczajnie opuściłam budynek. Skapitulowałam. Kątem oka obserwowałam czy aby na
pewno Suigetsu nie rzuci się w pogoń za mną, jednak obaj 'mężczyźni' stali w
bezruchu obserwując jak moja sylwetka stopniowo się od nich oddala. Chcąc czy
nie kilka samotnych łez wydostało się spod mych powiek. Sprawnym ruchem otarłam
policzki. Wychodząc na zewnątrz zauważyłem, że deszcz całkowicie się uspokoił.
'Chociaż
raz nie będziesz pogłębiał mojego smutku' pomyślałam z ironią i dokładniej
zakrywając twarz ruszyłam przed siebie. Dochodziła piętnasta. Mam więc dużo
czasu aby precyzyjnej rozważyć słowa jakie za kilka godzin skieruję do Uchihy.
Żołądek mi się kurczył na samą wizję jaką przedstawiała mi moja wyobraźnia.
Sasuke się wścieknie, wścieknie się, że nic mu nie powiedziałam, że poznało
mnie dziecko w szpitalu, że zdradziłam tak wiele szczegółów. Te kilka faktów
eliminują mnie już na starcie. Jak mam z nim normalnie porozmawiać? Głównym
tematem na pewno będzie zaufanie, które ja tak cholernie naciągnęłam!
Twardym
i odważnym krokiem ruszyłam przed siebie. Ciemnie chmury wisiały nad wioską.
Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, iż krople deszczu jeszcze nie raz
zaszczycą mnie swoje obecnością. Pomimo tego, nie rezygnowałam... Chwilę
później siedziałam już na jednej z ławek. Park był opustoszony, a powiewy wiatru
przyjemnie uspokajające...
***
Przyśpieszyłem.
Nie chodziło tutaj o zwykły powrót do wioski, lecz przeczucie jakie raptownie
mną ogarnęło. Po godzinie nie przerwanego biegu wiedziałem już, że ów
przeczucie jest prawdziwe. Z oszołomieniem stwierdziłem, że nagromadzenie ninja
jacy kierują się w stronę Suny jest niepojęte. Gdziekolwiek się nie skierowałem
czułem zbliżającą się chakre. Byłem również pewny, że osoby podróżujące
niedaleko mnie również odbierały moją obecność, lecz zwyczajnie w świecie to
lekceważyły gnając przed siebie. Stało się cóż złego, myślałem. Byle co nie
zgromadziło by takiego zainteresowania. Czyżby w grę wchodził wybuch jaki
zaserwował Sunie Madara? To absurdalne. To wydarzenie miało miejsce ponad
tydzień temu. Bezsensownym działaniem było by proszenie w pomoc właśnie w tej
chwili.
Mimo
wszystko do umysłu wdarła się ta właściwa osoba.
- Sakura. - syknąłem do siebie. - Mam
nadzieje, że to nie twoja sprawka.
Zmęczenie
co chwila informowało mnie o swojej egzystencji. Jeszcze trochę, powtarzałem
sobie. Jeszcze chwilę i będę w Sunie. Dowiem się w końcu co skłoniło tych ninja
do tak nagłej podróży.
Wtem
do moich uszu doszedł nieprzyjemny dźwięk, którego miałem ochotę jak
najszybciej się pozbyć. Wściekły spojrzałem w górę i ujrzałem ...kruka. O nie.
Teraz nie było miejsca na złość, tym bardziej, że prawdopodobnie tam znajdowała
się poszukiwana przeze mnie informacja. Ręką dałem znak by ów doręczyciel
zniżył się do mojej wysokości. Nie minęła minuta, a ja już trzymałem skrawek
papieru w dłoni. Postój nie wchodził w grę, jakiś podróżujący ninja w każdej
chwili mógł mnie dogonić. Mimo ich pośpiechu wolałem nie ryzykować. Rozerwałem
pieczęć, która chroniła list i uspokoiłem swój bieg do tego stopnia bym mógł
odczytać znaczenie liter nabazgranych niestarannie na papierze. Styl pisma
mówił jedno - pisał go Juugo. Zniecierpliwiony rozpocząłem analizę.
'Wracaj
szybko, są problemy. Sakura cię potrzebuje.'
Moje
serce zabiło szybciej po przeczytaniu liter tworzących jej imię. Cholera. Coś
jej się stało? Ale jak? Madara był ze mną niemal cały czas. Nawet gdy zapadła
noc, nie zdążyłby udać się do Suny, zaatakować i wrócić z powrotem. Dlaczego do
cholery nie mógł jaśniej napisać tego listu? To nie wzbudziło jedynie mojej
ciekawości, ale też chęci na zdemolowanie wszystkiego co mnie otaczało. Biada
nieszczęsnemu ninja, który mnie napotka. Naruszyłem gładkość papieru i
umieściłem go w mojej zaciśniętej pięści. Następnie rzuciłem gdzieś za siebie
wysyłając pod adresem nadawcy kilka siarczystych przekleństw. Właśnie tej
jednej cechy brakowało Juugo to bycia idealnym członkiem Taki. Brakowało mu
bezpośredniości i prostoty w przekazywaniu informacji.
Wściekłem
się jeszcze bardziej, gdyż doszło do mnie, iż odległość miedzy mną, a jakąś
grupką ludzi zmniejsza się niebezpiecznie szybko. Oceniając ich prędkość byłem
pewny, że nad wyraz się gdzieś spieszyli. Nie pozostało mi nic innego jak ukryć
się pośród drzew i przeczekać, aż mnie wyminą. Kurwa mać. Dlaczego ja znowu nic
nie wiem!? Czyżby Sakura zrobiła coś tak okrutnego, iż rozniosło się to po
wszystkich wioskach. A może próbowała ucieczki? Niemożliwe...tyle razy
zapewniała mnie jak bardzo zależy jej na zaufaniu. Odgoniłem od siebie nie potrzebne
myśli i zatrzymałem się na gałęzi najwyższego drzewa w okolicy.
- A teraz szybko. - mruknąłem do siebie i
wykonałem kilka znaków, które pozwolą ukryć na krótką chwilę moją chakrę.
Miałem szczerą nadzieje, że zbliżający się ninja również wyczuli, iż ludzi
próbujących dostać się do Suny jest wielu. Jeden, którego chakra nagle
zaniknęła chyba nie wyda im się podejrzane.
Zamilkłem.
Napełniłem płuca świeżą dawką powietrza i z zimną krwią czekałem na pojawienie
się 'wroga'. Po pięciu minutach ciszy przestrzeń zaczęły ogarniać głośnie
szmery oznaczające przybycie. Wstrzymałem oddech. Odruchowo wyciągnąłem z
kabury jedno kunai będąc w pełnej gotowości. Finalnie zza koron drzew wyłoniło
się kilka sylwetek. I to nie bynajmniej nie zwykłe kilka... Owe osoby tworzyły
koło tak jakby chciały...kogoś chronić.
- Liść. - szepnąłem z przerażeniem. Ten znak
znałem aż za dobrze. A kiedy ujrzałem go na srebrnych opaskach, które poraziły
mnie swoim blaskiem moje tętno straciła swój dawny rytm. W środku tego całego
zebrania znajdował się bowiem ktoś, kogo obawiałem się najbardziej. Nie.
Obawiałem to złe określenie. Najzwyczajniej w świecie nie chciałem spotykać
tego osobnika. Moje oczy rozszerzyły się pod wpływem czerwonego płaszcza i
bujnej blond czupryny. - Naruto. - syknąłem całkowicie znikając za pniem
drzewa. Na nic jednak zdały się moje czyny, ani jutsu ukrywające chakrę. Mimo,
iż długi czas się go uczyłem wykrycie jego użytku było niezwykle proste. Naruto
był Hokage. Z pewnością posiadał taką umiejętność - chociaż kto wie? Oddział
ANBU, którego spotkałem z Sakurą przed turniejem w Yuki nie miał zielonego
pojęcia, iż obserwuje ich zaginiona przyjaciółka.
Moje
wątpliwości szybko się rozwiązały. Uzumaki z kamienną twarzą uniósł rękę do
góry zarządzając tym samym zatrzymanie. 'No pięknie' - pomyślałem wściekle.
Gdybym nie przerywał biegu ewidentnie nie został bym określony mianem
'podejrzanego'. Nie do cholery. Ja nie chcę was atakować. Chcę w spokoju
dotrzeć do Suny i dowiedzieć się co wydarzyło się Sakurze!
- Co się stało, wielmożny? - spytał jeden z
'ochroniarzy'. O ile nie znajdował bym się teraz w takiej sytuacji, wyśmiał bym
tą osobę prosto w twarz za to jak się zwraca do Hokage.
- Ktoś tu jest. - oświadczył. Reszta drgnęła
pod wpływem hańby jaka ich napadła. Ostatecznie to oni mają chronić ważną
osobistość, a nie być przez nią chronieni. Odrzuciłem szybko te myśli, gdy
przypomniałem sobie, iż to ja jestem tematem rozmowy.
- Wszyscy! Pozycje obronne! - najwyższy
czarnowłosy ninja wydał rozkaz i każdy z nich okrążył Uzumaki'ego. Jednak ten
wyszedł spoza koła ochronnego i zaczął bacznie rozglądać się wokół siebie.
- Nie musicie mnie chronić. - oznajmił. - Sam
doskonale dam sobie z nim rade.
Wiatr
zawiał mocniej, a chmury wiszące nad niebem poczęły spuszczać w dół pojedyńcze
krople. Co mam robić do cholery? Kryć się dalej czy wyjść tam bezpośrednio? Raz
jeszcze wstrzymałem oddech i czekałem na dalszy potok zdarzeń. Naruto
skrzyżował ręce na klatce piersiowej i przerzucił wzrok na skroś miejsca gdzie
aktualnie się znajdował. 'Jego siła wzrosła.'
- Długo masz zamiar się tak kryć? Pokaż nam
się i powiedz czego chcesz. - krzyknął do mnie z istną determinacją w głosie. -
Tchórzysz? - dodał nie widząc żadnej reakcji. Ta obelga podziałała na mnie jak
czerwona płachta na byka. Nikt nie będzie określał członków elitarnego klanu
Uchiha mianem Tchórza. Warknąłem wściekle zwracając tym samym ich uwagę.
- Nie chcę niczego. - powiedziałem. I kątem
oka wyjrzałem zza kory. Mimowolnie kąciki moich ust uniosły się do góry
prezentując złowrogie obliczę. Wnioskując po grymasie twarzy Naruto poznał mnie
po głosie. - Co to za mina? Czyżbym nie mógł w spokoju podróżować po lesie? -
zakpiłem. Może nie będzie tak źle. Tym razem nie powstrzymywałem się i stanąłem
na gałęzi w pełni ukazując siebie całego. Wszyscy zebrani na dole wzdrygnęli
się.
- Sas..uk..e Uchi..ha. - wykrztusił przywódca
oddziału obronnego. Reszta zdołała wydobyć z siebie jedynie pomruk zdziwienia.
- Czyżbym był taką atrakcją? - zapytałem
zimno.
- Co ty tu robisz? - wyraz twarzy Uzumaki'ego
uległ znacznej zmianie. Po oswojeniu się z moją obecnością przyjął maskę
obojętnego władcy. Prychnąłem.
- Nie twój interes.
- Więc dlaczego czaiłeś się w krzakach?
- Czekałem aż mnie miniecie. - odparłem
szczerze. - Nie lubię jak ktoś siedzi ma na ogonie.
Blondyn
zacisnął pięści. Czułem satysfakcję, ponieważ tym razem jego podejrzenia się
nie sprawdziły. Jeśli myślał, że marnuję czas na szpiegowanie to grubo się
myli. Mam ciekawsze rzeczy do roboty. Widząc, że nie chce już nic powiedzieć
zeskoczyłem z drzewa i włożyłem kunai z powrotem do kabury. W istocie
spodziewałem się zupełnie innego zachowania. Spodziewałem się kolejnych kazań,
które mi prawił z uśmiechem na twarzy. Kolejnych powodów dla, których
powinienem zaprzestać robienia 'tego' co właśnie robię. Trudno było mi pojąc
fakt, iż Naruto być może ...dorosnął. Może rzeczywiście uznał, że ciągła pogoń
za dawnym przyjacielem nie przynosi żadnego skutku.
- Co teraz robisz? - usłyszałem jego
przepełniony powagą głos. Jednej z oddziału podszedł do niego.
- Wielmożny. Musimy się spieszyć.
- Tak wiem. - odparł.
- Więc nie przedłużajmy naszej drogi. Gaara
powiedział, że to pilne.
- Po co wybieracie się do Suny? - wtrąciłem.
Miałem świadomość tego, że szanse na uzyskanie odpowiedzi są nijakie, lecz
postawiłem na ryzyko. Wlepiłem wzrok w Naruto czekając na jakąkolwiek reakcje
świadczącą o jego postawie. Zdumiło go moje zainteresowanie, lecz ostatecznie
westchnął:
- Dostałem pilne wezwanie. - powiedział i
gdybym ostatkiem sił się nie powstrzymał zbierał bym swoją szczękę w podłoża. -
Szczerze miałem nadzieje, że to ty będziesz wiedział coś więcej.
- A skąd ja miałbym wiedzieć coś na ten temat?
- prychnąłem.
- To były tylko moje przypuszczenia.
To
prawda, że Naruto zawsze irytował mnie krążąc dookoła z tym szczęśliwym
uśmieszkiem, z tym ciepłem, który każdemu chciał podarować, ale teraz
...wyglądał zupełnie inaczej. Był zamyślony, wpatrzony ślepo w jednej punkt. Tak
właściwie jego teraźniejsze zachowanie jeszcze bardziej działało mi na nerwy.
Naruto stracił dziecko, pamiętam dokładnie ile Sakura wylała z tego powodu łez
obwiniając siebie, ale ...znam go na tyle dobrze by stwierdzić, że takie
załamanie nie istniało by przez tak długi okres czasu. Zmarszczyłem brwi czując
na sobie zainteresowane spojrzenia oddziału.
Bez
jakiegokolwiek słowa wyprostowałem się gotowy do dalszej drogi.
- Idziemy. - rozkazał ochroniarz widząc, że
zbieram się do opuszczenia ów miejsca. Naruto po chwili namysłu przytaknął. To
przytaknięcie było dla mnie znakiem informującym, że właśnie na tym zakończyła
się nasza 'konwersacja'. Musiałem się pośpieszyć, nie mogłem pozwolić aby
poznali moją trasę. Byłem zobowiązany przyspieszyć na tyle by żaden z nich nie
był w stanie wyczuć przepływającej przeze mnie chakry. Gdy zwróciłem się do
zebranych tyłem, zadecydowałem iż użyją sharingan'a. Z niewiadomych przyczyn,
poczułem się o wiele bezpieczniej znając o wiele dalszy teren.
- Sasuke. - usłyszałem znowu. Udając niechęć
zwróciłem się powtórnie w ich stronę. W gruncie rzeczy nurtowało mnie to co ma
do powiedzenia. Uzumaki czując, że jestem gotów na usłyszenie wypowiedzi
podarował płucom dawkę świeżego powietrza.
- O co chodzi? - spytałem zniecierpliwiony.
- Sakura ...? - mruknął niezrozumiale.
Automatycznie na dźwięk tego imienia moje ciało drgnęło. Powróciłem szybko do
poprzedniej pozycji nie chcąc zezwolić im na oglądanie teraźniejszego wyrazu
mej twarzy. - Nie widziałeś jej gdzieś może? Chociaż raz...?
- Nie. - skłamałem. - Dlaczego mnie o to
pytasz?
- Bo zaginęła. - odparł w zamyśleniu. -
Poszukuję jej już trzy miesiące. Jest tak jakby się rozpłynęła. Jej
narzeczonego również nie ma. Wyruszył by jej szukać, lecz długo nie wraca. Mam
podejrzenia, że ci co dorwali Sakurę, dorwali też jego...
- Hokage! - przerwał mu jeden z oddziału
karcąc morderczym spojrzeniem. Kątem oka wypatrzyłem jak Naruto spuszcza głowę
i zasłania ją jedną dłonią. Zamarłem. Zniknięcie Sakury naprawdę tak na niego
podziałało? Przecież to była kompletnie inna osoba...to nie był ten, którego
znałem i zapamiętałem. W mojej podświadomości Naruto żył jako szczęśliwy i
pewny siebie shinobi. Psia krew. Od kiedy ja zaczynam tak rozmyślać?
- On mógł coś wiedzieć. - szepnął z powagą blondyn.
- Ale my nie możemy udzielać wrogą takiej
informacji. Ruszamy dalej. - zażądał. Uzumaki rzucił mi jedynie ostatnie
spojrzenie nie wyrażające żadnych emocji i rozpłynął się w powietrzu by
następnie pod wpływem jego kroków rozległy się po przestrzeni nieprzyjemne
szelesty. Westchnąłem. To ja miałem wyruszyć pierwszy! Teraz muszę poczekać
dobre piętnaście minut zanim ta grupka wystarczająco się oddali i dać pochłonąć
się kolejnym niepotrzebnym myślą.
***
Spojrzałam
za siebie. Prezentowała się tam główna uliczka Suny, była dość daleko, lecz i
tak trudno było nie zauważyć nadmiaru ludzi jacy się nią przedzierają. Pośpiech
w ich krokach był jeszcze bardziej podejrzany. Co się dzieje?
Zniesmaczona
tym widokiem raz jeszcze przeniosłam wzrok na park. Nawet w pogodę zwiastującą
burze pięknie się prezentował. Mimo to Konoha posiadała o wiele więcej przyrody
jak i uroku, który zawsze przyciągał do siebie setki zagubionych ninja. Jestem
nim również ja. Kiedy już uporałam się z dialogiem jaki przygotowałam w kierunku
Uchihy, zaryzykowałam i postanowiłam skupić się na myślach o nim samym.
Tajemniczy...jak zawsze. Czasem potrafił pokazać swą obojętną naturę, ale nie
ukrywałam, że nieraz też zadziwiał mnie swych zachowaniem. W Yuki, kiedy to
wykrzyczał, że nie chce abym skończyła tak jak ona. Podczas treningu gdy
zaniósł mnie zapłakaną z powrotem do kryjówki. Po powrocie z miasta Natsuo -
pamiętam dokładnie ten dzień. Był wściekły, nieopanowany, a jednak zebrał w
sobie tyle siły by móc udzielić pomocy w odwiązaniu moich sznurówek. Osłonił
mnie nawet swoim ciałem przed jednym marnym ostrzem. To było najbardziej
zadziwiające. Ostatecznie, nawet gdyby Natuso trafił, ja bez problemu uleczyła
bym tą ranę. A jednak...Sasuke widząc niebezpieczeństwo jakie mi grozi
zaryzykował i przyjął je na siebie. Byłam tak rozjuszona, kompletnie nie
wiedziałam co o tym myśleć. Niby to prosty gest, który jest zobowiązany uczynić
każdy przyjaciel, ale mimo wszystko - to Sasuke. Człowiek uparcie twierdzący,
iż nie posiada żadnych uczuć. Człowiek mściciel. A ja przez te wszystkie
emocje, które narodziły się we mnie tak nagle wyznałam mu prawdę. 'Oczywiście,
że się martwię' - powiedziałam wtedy, a następnie wtuliłam się w niego z
płaczem. Głupia ja. Byłam wściekła na samą siebie za tą słabość, która ze mnie
wyszła. Można powiedzieć, że zapomniałam o tamtej sytuacji, byłam świadoma
tego, że nie wyzna mi swoich prawdziwych powodów. Starałam się zupełnie nie
myśleć o tych sytuacjach jakie spotkały nas oboje. Aż do tego dnia ...aż do
dnia, kiedy przytulił mnie czule zastrzegając abym była uważna.
'Martwisz
się?'
'Tak.'
Kto
by pomyślał, ze tak krótkie słowo wystarczy aby wywołać u człowieka miliony
myśli i wątpliwości...przynajmniej uspokoił mnie co do jednego. Nie byłam
samotna w tym zamartwianiu.
***
Przeciskałem
się przez uliczki. Jedynie co miałem teraz na celu to maskowanie swojej
obecności przed Naruto. I nie tylko. Skoro wezwali do Piasku Hokage wioski
Ukrytej w Liściach nie podlegało wątpliwością to, iż są tu też inne ważne
osobistości. Jak najszybciej chciałem dostać się do Juugo i zostać dobrze
poinformowany. Irytował mnie fakt, iż prawdopodobnie pośród tych wszystkich
zebranych tylko ja nie wiem co jest powodem całego zamieszania. Uparcie
przytrzymywałem kaptur - nie chciałem by wiatr chociaż na sekundę złośliwie
zsunął go na właściwe miejsce. Pech chciał, że hotel Eizo musiał znajdować się
na drugim końcu wioski. Wściekły podróżowałem niemal dwadzieścia minut by
finalnie dostać się do właściwego miejsca. Niespostrzeżenie minąłem budynek
Kage, gdzie nagromadzenie ludzi było już nie do pojęcia. W tłumie wypatrzyłem
nawet czerwień płaszczu Naruto, który stał i zaciekle dyskutował o czymś z
członkami dawnej drużyny Gaary. Byłem zbyt zamyślony by móc przypomnieć sobie
ich imiona. Po czasie stwierdziłem, że ten tłum działa na moją korzyść,
przynajmniej nie przykuwam żadnej szczególnej uwagi.
Gdy
moim oczom ukazał się już dach dobrze znanego hotelu, odetchnąłem w ulgą.
Nienawidziłem Eizo, ale cieszyłem się, że miejsce naszego postoju jest tak
dostojne i bogato wystrojone. Już przy wejściu w koszu, który stał obok czekały
na mnie ręczniki. Był nawet krem do rąk. Zlekceważyłem kosmetyk i otarłem twarz
świeżo pachnącym materiałem. Poczułem się znacznie lepiej. W progu przywitała
mnie recepcjonistka. Nie przejawiając żadnych oznak kultury minąłem ją bez
słowa i skierowałem się do właściwego pokoju. Mimo, że widocznie była to dobra
znajoma Eizo i Sakura również jej ufała, ja wolałem pozostać tajemniczy póki
nie znalazłem się na odpowiednim piętrze. Korytarz był pusty toteż na dzień
dobry pozbyłem się płaszczu, pozostawiając na ziemi kilka mokrych śladów.
Wyjrzałem za okno i w tym momencie przestrzeń dookoła przeszył rażący blask nie
zaszczycający oczu nawet jedną sekundą.
Burza,
pomyślałem zrezygnowany. To automatycznie przekładało nasz powrót. Kto jak kto,
ale ja nie mam zamiaru podróżować w takich warunkach klimatycznych. Westchnąłem
tylko wyrażając brak szacunku do pogody i ruszyłem we właściwym kierunku. Pokój
Juugo. To on jest nadawcą listu, więc to on odpowie na wszystkie nurtujące mnie
pytania. Serce biło coraz szybciej, całe moje ciało robiło się dziwne
niespokojne z każdą sekundą, która zbliżała mnie do poznania prawdy. Ujrzałem
wielkie dębowe drzwi i bez chwili zastanowienia zapukałem w nie kilka razy. Nie
czekałem długo. Zobaczyłem twarz towarzysza wyrażającą istny spokój. Jednak
kiedy doszło do niego kto właśnie przed nim stoi, zdziwił się:
- Gdzie Sakura? - zapytał na wstępie, co nie
za bardzo mi się podobało. Podszedłem do niego i potrząsnąłem mocno tak jakby
ten czyn miał wyrzucić z niego odpowiedzi na każde pytanie.
- Juugo. - zacząłem ostro. - Co się do cholery
dzieje!? Co miał oznaczać ten list i jakie są problemy!?
Nagle
drzwi do pokoju obok się otworzyły. Instynktownie puściłem płowo włosego obawiając
się, iż to może być niczemu winny gość hotelowy, jednak widząc twarz drugiego
kompana zacząłem żałować zaprzestania tego czynu.
- Sasuke, dobrze, że jesteś! - Suigetsu
podbiegł do nas gwałtownie. Jego reakcja, zdezorientowanie i wyrzuty
doprowadziły mnie do szaleństwa. Niczego nie rozumiałem. Stanąłem jak wryty
oczekując jakichkolwiek wyjaśnień.
- Co się tu dzieje? - powtórzyłem spokojniej.
- Możecie mi wytłumaczyć czemu tylu ninja zmierza do Suny?
- Co? - Hozuki otworzył szerzej oczy
przysłuchują się moim słowom.
- Sądziłem raczej, że to od was usłyszę jakieś
wytłumaczenia.
- A skąd ja mam wiedzieć czemu oni wszyscy ...
- przerwał jakby nagle coś go olśniło. Zmarszczyłem brwi dając mu znak by kontynuował,
lecz tak jakby zagubił się w swoich myślach. Nagle stał się nieobecny.
Wściekłem się. Nie miałem zamiaru tracić czasu na wyciąganie z niego informacji
więc przeniosłem srogi wzrok na Juugo.
- Sakura ci wszystko wyjaśni. - odparł tylko.
- Gdzie ona jest?
- W parku. - wtrącił Suigetsu spuszczając
głowę. Słysząc te słowa myślałem, że oszaleje. W tym momencie wszystkie emocje,
który powoli rozrastały się wewnątrz mojego organizmu wyszły ze mnie w owej
chwili. Zaciśniętą pięścią chwyciłem kompana za płaszcz i uniosłem delikatnie
do góry.
- Co ona kurwa robi w parku!? Zabroniłem jej
wychodzić samej!
- Szefie spokojnie! - wyrwał się z mojego
uścisku i usadowił z powrotem na stałym gruncie. - Ona...ona na pewno tam teraz
siedzi. Na pewno nie chce ucieczki. Ona...czeka na ciebie.
- Co? - niewiele z tego zrozumiałem. Suigetsu
wziął głęboki wdech poprawiając jednocześnie naruszony stan swego płaszczu.
- Kazała mi przekazać, że jak tylko
przyjdziesz masz spotkać się z nią w parku. Ona chce tylko porozmawiać, nie
wściekaj się.
- W wiosce jest Naruto. - warknąłem zbliżając
się do jego twarzy. - Przybyło tutaj dziś wiele ważnych osobistości, jak mam
się nie wściekać? W każdej chwili ktoś może ją przyuważyć i ...
- Po prostu tam idź. - przerwał mi szeptem. -
To ważne. I nie wiń ją za to co zrobiła. I tak jest już wystarczająco
zdołowana.
Oszołomiony
słuchałem słów białowłosego. Nie zadziwiał mnie jedynie fakt, że ośmielił wejść
mi w słowa w dodatku okazując taką lekceważącą postawę. Nie. Ja skupiałem się
głównie na słowach dotyczących Sakury. 'I tak jest już wystarczająca
zdołowana.' Ale czym? O ile wiem, gdy przed szpitalem straciłem nad sobą
panowanie i ...oznajmiłem jej by była ostrożna nie wyczytałem z jej twarzy
żadnych oznak podłamania. Była szczęśliwa. O tak. A ja byłem z tego dumny.
- Co się stało? - odważyłem zapytać.
- Idź do niej to się dowiesz. Wiesz gdzie jest
ten park ...tuż obok szpitala.
Nie
trzeba było mi powtarzać tego dwa razy. Zarzuciłem na siebie płaszcz i czym
prędzej wybiegłem z hotelu. Z Suigetsu i Juugo policzę się później. Na następny
raz będą wiedzieć, że należy dogłębnie przekazywać informację. Ludzi na ulicach
było coraz więcej, a wszyscy dopychali się do siedziby Kage. Wściekły omijałem
ich nie zważając na te zbulwersowane spojrzenie. Chciałem jak najszybciej ją
ujrzeć. Ujrzeć jej wyraz twarzy i odczytać wszystkie zawarte w nim emocje by
móc być spokojnym. Do głowy przychodziło mi milion scenariuszy, jednak zawsze
jakaś jedna błahostka nie zgadzało się z resztą co automatycznie psuło całe
dzieło. Przyśpieszyłem. Wcześniej droga zajęła mi dwadzieścia minut, teraz
znalazłem się we właściwym miejscu w niecałe siedem. Kolejny blask przeszył
niebo. Krytyczny stan pogody jest już nieunikniony. Byłem pewny, że za niecałe
dziesięć minut Suna pokryje się intensywnymi kropelkami deszczu. To prawda.
Powinienem być na nią wściekły za złamanie reguł. Ale z dziwnych powodów nie
byłem. Teraz liczyło się tylko by zobaczyć ją ...całą.
- Jest. - szepnąłem do siebie. Niedaleko na
ławce przebywała szczupła kobieca sylwetka. Nie zważając na pogodę wpatrywała
się w nieboskłon zupełnie pochłonięta rozmyślaniom. Moje serce odetchnęło,
oddechy zaczęły powoli wracać do normy. Przystanąłem i ostatnie dwadzieścia
metrów drogi przebyłem wolnym marszem. Kunoichi wzdrygnęła się. Zapewne wyczuła
zbliżającą się chakre. Powolnym ruchem podniosła się do pozycji stojącej i
spojrzała na mnie. Była jeszcze zbyt daleko bym mógł oczytać wszystkie kryjące
się wewnątrz uczucia. Nabrałem do płuc powietrza. Z początku będę oazą spokoju.
Wściekając się już na starcie nie dowiem się tego czego pragnę. Kiedy wszystko
będzie już jasne rozpocznę prawdziwy atak. I nie będzie interesował mnie fakt
iż jest 'już wystarczająco zdołowana'.
***
Przygryzłam
dolną wargę. Byłam kłębkiem nerwów. Niby to widuję go codziennie, niby to znam
go już tak dobrze, a jednak stojąc tu przed nim cholernie się bałam. Bałam się
wielu rzeczy. Jedną z nich było właśnie odrzucenie mojej prośby. Wtedy Sasuke
automatycznie zniszczył by wszystkie me nadzieje związane z jego zmianą. Ale ja
i tak głęboko w nią wierzyłam. Wierzyłam, że w tej sytuacji ukryje tą sztuczną
naturę zimnego drania. On nie jest taki...
- Sasuke. - wyszeptałam tak jakbym na głos
musiała poinformować swój umysł o obecności osoby, która stoi przede mną.
Czułam jak wiatr bawi się moimi włosami, czułam te przyjemne powiewy, który
mimo wszystko w tym wypadku nie napełniały mnie żadną dodatkową odwagą. To, że
milczał dawało mi jeszcze więcej wątpliwości. Westchnęłam. Byłam poirytowana
zachowaniem pogody, toteż odruchowo przeczesałam włosy by choć na chwilę pozbyć
się denerwujących kosmyków, które utrudniały widoczność. Wyraz twarzy Sasuke -
nie zmieniał się. Beznamiętność, brak jakichkolwiek emocji. Ja nie udawałam
obojętności. Wpatrywałam się w jego oczy ze szczerymi uczuciami. Ze smutkiem
pomieszanym z niewiedzą. Tak jest zawsze! Samotne rozmyślania przynoszą tyle
propozycji na rozpoczęcie rozmowy, jednak kiedy ów konwersacja nareszcie
przybywa...co robię? Stoję jak idiotka, trzeci raz starając sobie przypomnieć
scenariusz. Niedawno wymyślony scenariusz.
- Co się dzieje? - niemal podskoczyłam na
dźwięk jego głośnego i stanowczego tonu. To nie miało tak być. Fakt, że to on
zaczął rozmowę, utrudnia mi wszystko w większym stopniu.
- Chciałam porozmawiać. - odparłam.
- O czym?
'Żebym
ja to wiedziała', Nie widząc sensu w jąkaniu się i wymyślaniu tytułu dla tego
spotkania zamilkłam wypełniona otuchą. Otuchą, która nagle podaruje mi milion
pomysłów na podtrzymanie tematu.
- Sakura. - Uchiha zaczął się niecierpliwić.
Kątem oka przyuważyła jak zaciska jedną pięść. Ewidentnie stoi przede mną
zupełnie inny człowiek. Nie ten, który przed szpitalem przytulił mnie i z
troską zastrzegał przed niebezpieczeństwem.
- Chcę ci powiedzieć dużo rzeczy. - wydusiłam
w końcu.
- Jakich? I dlaczego u licha jesteś tutaj
sama? Przecież mówiłem ci, że jeśli chcesz gdzieś wychodzić to musi ci
towarzyszyć Juugo albo Suigetsu.
- Musiałam pomyśleć. W ich towarzystwie było
by to trudne. - napięta atmosfera wisiła w powietrzu. Tak. Był wściekły za ten
wyczyn, ale mogę mu zagwarantować, że kiedy usłyszy wszystko to co mam mu do
przekazania kompletnie zapomni o tym wybryku. - Nie. Jak widzisz nie miałam w
planie ucieczki. - dodałam widząc jego zamyślenie.
- Nic nie powiedziałem. - odrzekł patrząc na
mnie.
- Zapewne zastanawiasz się dlaczego tylu ludzi
wzywanych jest do Suny? - zapytałam ignorując jego poprzednią uwagę. Ile bym
oddała by ostudzić w nim ten gniew. Lecz nie uciekłam. Siedziałam tu grzecznie
robiąc to co postanowiłam - rozmyślając. Więc jakim prawem się na mnie wścieka?
Czarnookiego
zainteresowała moje uwaga. Wyraźnie spoważniał, ale również zdawało mi się, że
teraz bardziej wda się w dyskusje.
- Wiesz dlaczego? - wydawał się być zdziwiony
tym, że posiadam taką wiedzę. Bez wahania przytaknęłam obserwując tym razem
czubki moich butów. Nie mam zamiaru patrzeć w jego oczy - nie teraz. - O co
chodzi?
- O wojnie. - słowa te wypowiedziałam z obawą,
strachem, ale również niezwykłą pewnością, która posiadałam co do tego
wydarzenia. Nie widziałam reakcji Sasuke, lecz spostrzegłam jak jego ciało
drgnęło. Ciarki przeszyły moje plecy, gdy wykonał krok w przód. Miedzy mną, a
jego torsem było już tylko pół metra odległości.
- Jaką wojnę? - warknął. - Sakura, co ty
zrobiłaś?
- Ja? - prychnęłam z pogardą. - Gdyby to
zależało ode mnie na pewno nie zrobiła bym czegoś tak głupiego jak ten
człowiek. Na pewno nie zabiłabym kogoś, a następnie opuściła wioskę nie
interesując się dalszymi losami.
Na
krótką chwilę nasze spojrzenia spotkały się. Oczy Sasuke były szeroko rozwarte.
Ogarnęło go zdumienie. Nic dziwnego. Będąc na jego miejscu również nic bym nie
rozumiała. A snując swoje włosy domysły jeszcze bardziej bym się przeraziła.
Sasuke
podniósł głos:
- O czym ty mówisz do cholery? Jaka wojna?
Jaka śmierć? Sakura ...
- Nie chcę żadnej wojny. - powiedziałam
szczerze raz jeszcze wlepiając wzrok w zupełnie inny punkt. - Jednak ciesze
się, że jest ona tutaj, a nie w Konoha. Tak czy inaczej... - przerwałam i
podeszłam do niego. Odległość metrów, centymetrów, milimetrów...zmalała do
zera. Położyłam rękę na jego ramieniu i odważyłam zatopić w czerni. Akurat ta
informacja nie jest niczym upokarzającym dla mnie. Nie czułam wstydu ani obawy.
Napełniłam płuca powietrzem. - Ktoś zabił Natsuo.
Oszołomiłam
go. Na krotką chwilę zamarł w bezruchu trawiąc dokładnie tą informację. Nie
wydawał się jednak być tak zdumiony jak przypuszczałam. Spodziewałam się furii,
niedowierzenia, myślałam, że Uchiha napełni się gniewem, który będzie w stanie
zniszczyć wszystko wokół. Jednak on...zdziwił się, a następnie jego wyraz
twarzy wrócił do normy. Nadal był trochę ogłupiały, zapewne dlatego, że nie
znał jeszcze dokładnie końca tej historii.
Coś
mi nie pasowało.
- Wiesz kto to zrobił? - zapytałam niewiele
myśląc.
- Nie. Skąd mam niby wiedzieć?
- ..Spodziewałam się innej reakcji. -
przyznałam. Sasuke prychnął zdejmując moją dłon ze swojego ramienia. Ten gest
pogrążył mnie w jeszcze większym smutku.
- Nie obchodzi mnie Natsuo.
- O ile wiem znaliście się dość długo...
- I co z tego?
- Przecież wykonywałeś dla niego zadania.
Przeganiałam z tobą członków Akatsuki z jego miasta. Powiedziałeś mi wtedy, że
robisz to dla pieniędzy. Dlaczego nie przejąłeś się jego śmiercią skoro to
oznacza koniec twoich dochodów?
Byłam
spokojna, ale i tak mówiłam dość idiotycznym tonem. Dziwiłam sie sama sobie za
tą nagłą błyskotliwość, która mnie dopadła. Może i temu, że jeszcze niedawno
wspominałam właśnie spotkanie z Deidarą, wspominałam również zdarzenie z
'kolegą' Natsuo jak i również spotkanie z Eizo. Sasuke był bardziej oszołomiony
niż ja sama. Milczał dłuższą chwilę maltretując wzrokiem ławkę, która
znajdowała się tuż obok.
- Jest jeszcze wielu innych. - powiedział w
końcu. Widząc, że chcę coś wtrącić, dodał: - To jest powodem przybycia tutaj
tych wszystkich ninja?
- Tak jakby. - mruknęłam. Od tego momentu mój
głos zaczął się łamać. Raz jeszcze zmuszona byłam wypowiedzieć tak okrutne
słowo. - Jego ludzie. Ci z miasta, zapowiedzieli wojnę Sunie! Gaara szuka
mordercy, a stwierdzono, ze już dawno opuścił wioskę! Jeśli się nie znajdzie tu
będzie wojna i Orichi ... - przerwałam gwałtownie zdając sobie sprawę jakie
imię wymówiłam. Zdezorientowana spojrzałem na Sasuke, który nadal pogrążony był
w zdziwieniu. Zmarszczył brwi dopiero po przetrawieniu ostatniego słowa, którego
nie znał.
- Orichi? - powtórzył podejrzliwie.
Westchnęłam.
Skoro i tak mam zamiar przekazać mu wszystko co robiłam do tej pory za jego
plecami, dlaczego teraz mam zmyślać idiotyczne historyjki?
- To chłopczyk ze szpitala.
- To ten o, którym mówił Suigetsu?
Przytaknęłam.
Nadchodzi ten najgorszy moment. Zacisnęłam oczy, a kiedy je otworzyłam czarne
tęczówki zniknęły. Ich miejsce zastąpiły moje buty.
- O nim też chciałam z tobą porozmawiać.
- Nie pozwolę ci go odwiedzić. - odparł sucho
nie pozwalając mi dość do słowa. To uwaga wprowadziła mnie w zupełnie
osłupienie.
- Nawet nie wiesz co mam do powiedzenia!
- Ale podejrzewam.
- O co ci chodzi? - warknęłam wściekle.
- Zanim wyruszyłem na trening widziałem jak
martwisz się o tego bachora ze szpitala, prędzej czy później wiedziałem, że
spytasz się mnie czy możesz go odwiedzić. Sądziłem nawet, że zrobisz to zanim
wyruszę, ale ...
- Nie nazywaj go bachorem! - nie wiem co mną
zawładnęło. Zdałam sobie sprawę tylko z tego, że twardym krokiem podeszłam do
Sasuke trącąc go rękoma do tyłu. Nie był to może silny cios, lecz coś czego się
nie spodziewał. Dzięki temu znacznie zyskałam na sile.
- Odbiło ci!? - podniósł głos, jednak nawet
ten fakt mnie nie zniechęcił.
- Nie! Nie odbiło! Chociaż raz wysłuchaj mnie
do końca.
- I tak się nie zgodzę.
Cichy
charkot wydobył się z moich zaciśniętych zębów. Wściekłam się. Jeszcze
dosłownie minutę temu z obawą doglądałam
się jego oblicza i starałam się składać tak żeby nie przełamać zaufania na,
którym tak bardzo mi zależało. W tym momencie - wszystko prysło. Wypełnił mnie
zapał do wykrzyknięcia każdego wydarzenia jakie miało miejsce pod jego
nieobecność i to z wyraźną dumą.
Wzięłam
głęboki wdech. Potrzebowałam odrobiny spokoju.
- Nie potrzebuje twojej zgody. - wydusiłam z
gniewem, którego nie zdołałam ugasić. - Dla twojej wiadomości już dawno to
zrobiłam.
Czarne
tęczówki w, których nie raz mogłam się zatopić zmniejszyły się maksymalnie nasłuchując
moich słów.
- Jednak to nie tak jak myślisz. - ciągnęłam
chcąc wyzbyć się wszystkiego co leżało mi na sercu. - Orichi poznał mnie
podczas gdy ty zdobywałeś truciznę.
- Poznał cię!? - wrzasnął. Napełniła go furia.
Uchiha zaczął zbliżać się w moją stronę z niebezpiecznie szybką prędkością.
Odruchowo cofnęłam się krok w tył, lecz od razu tego pożałowałam. Chwycił mnie
za płaszcz i pociągnął bliżej siebie. Nasze twarzy dzieliły milimetry. Poczułam
jak moje serce przyśpiesza. Teraz? Teraz w takiej chwili musi dawać o sobie
znać coś, czego tak bardzo nienawidzę. - Co to ma wszystko znaczyć? - dodał.
- Wpadł na mnie. Kiedy na niego popatrzyłam od
razu mnie poznał. Opiekowałam się nim przed długo czas więc nie miał z tym
żadnego problemu. Razem z Suigetsu odwiedzaliśmy go codziennie i ...
- Czy ty kompletnie oszalałaś!? - krzyknął tak
głośno, że aż poczuła jego slinę na swoim policzku. Próbowałam się wyrwać,
jednak miałam za mało siły. Warknęłam wściekle dając znak aby mnie puścił.
Zlekceważył
to.
- On nikomu nic nie powie! - zapewniłam.
- I mam niby wierzyć jakiemuś gówniarzu, tak!?
- Przestań się tak o nim wyrażać!! - kolejne
napady furii obdarowały mnie nadludzką siłą, jednak nawet ta nie starczyła by
ponownie móc stać się wolną. - Puszczaj mnie!
- Nie. Najpierw chcę żebyś wszystko mi
wytłumaczyła.
- Ale tobie nie da się nic wytłumaczyć! Sam
zobacz co robisz!
- Robię to bo po raz kolejny dałem się wrobić
w te twoje głupie gierki. Już wiem dlaczego Naruto zmierzał do Suny, ten bachor
zapewne wszystko już wygadał!
- Naruto zmierza do Suny? - powtórzyłam
zaskoczona ignorując obelgę jaka padła na mojego przyjaciela. Uchiha westchnął,
lecz jednocześnie wzmocnił uścisk. W jego oczach ponownie zawitały iskierki
nienawiści. Dojrzałam się tego chłodu i obojętności.
Wtedy
mnie olśniło.
- Gaara go wezwał w związku z tą wojną!
- Nie obchodzi mnie po co go tu wezwał!
Pożałujesz tego co zrobiłaś! - wrzasnął.
- A co ja takiego zrobiłam!? - ani na moment
nie zamierzałam odpuszczać. W głównej mierze nie doszłam nawet do punktu
kulminacyjnego. - Orichi nic nie wie o Tace. Nawet nie zna prawdziwego imienia
Suigetsu. Myśli, że nazywa się Osamu, zresztą on bardzo go polubił. To on
poinformował nas o tej wojnie!
- Ten mały? - skrzywił się. W odpowiedzi
prychnęłam głośno.
- Nareszcie jakieś minimalne przejawy kultury.
- Radziłbym nie pogarszać swojej sytuacji. Ten
mały poinformował was o wojnie? - powtórzył pytanie. Niechętnie skinęłam głową
starając się uniknąć jego spojrzenia.
- Skąd o tym wiedział?
- Ma na imię Orichi. A dowiedział się przez
przypadek podsłuchując prywatnego lekarza Gaary.
- I mam uwierzyć w tą bajeczkę?
- Sasuke! - krzyknęłam ostatkiem sił i
podjęłam kolejną próbę uwolenienia się. Ku memu zdziwieniu tym razem odpuścił.
Gwałtownie cofnęłam się kilka kroków w tych nie chcąc aby ta sytuacja
kiedykolwiek się powtórzyła. Był stanowczo za blisko...
- Czego?
- Przecież nic się nie stało. Powiedziałam
Orichi'emu, że jestem na tajnej misji, a on w to uwierzyłem. Zrozum ... -
przerwałam by poprawić kaptur. Mój głos powoli zaczął się łamać do czego nie
mogłam dopuścić. Odchrząknęłam. - Porwałeś mnie z Konohy, przez ciebie już tyle
czasu nie widziałam przyjaciół, a kiedy zobaczyłam Orichi'ego ...nie mogłam
odpuścić. Miałam okazję go spotkać, dotknąć ...miałam okazję porozmawiać z kimś
kogo znam tak długi czas.
Uchiha
zamilczał. Pragnęłam dodać o wiele więcej. Powiedzieć wszystko co znajdowało
się wewnątrz mnie, lecz powstrzymałam się. Jak na razie tyle informacji mu
wystarczy.
- Skoro znasz go z wioski, skąd wziął się w
Sunie?
- Zwolnił miejsce w domu dziecka dla nowej
dziewczynki. Przysłali go tutaj. Ale chcę zabrać go z powrotem do wioski.
- Co!? - zobaczyłam jak raz jeszcze podejmuje
się uchwycenia mojego płaszcza, jednak w ostatniej chwili zrezygnował chwytając
się za głowę. - Ty całkiem oszalałaś!? Myślisz, że ci na to pozwolę!?
- Miałam nadzieje ...
- Nadzieja matką głupich!
- No to może jestem głupia i naiwna, ale
przynajmniej mam odwagę spróbować. - broniłam dalej swoich racji. Nie
potrafiłam uwierzyć w jego postawę. 'Bachor, gówniarz, oszalałaś, radziłbym nie
pogarszać swojej sytuacji...' - nawet na myśl mi nie przyszło, że takie słowa
padną dzisiejszego dnia z jego ust.
- Dlaczego chcesz go zabrać do Konohy? -
zapytał nagle spokojniejszym głosem.
- Pomyśl geniuszu! - warknęłam z sarkazmem. -
Jest wojna! Chcę go przed tym ochronić. Nie mam zamiaru zaprowadzać go do
Konohy osobiście bo akurat o to byłam pewna, że się nie zgodzisz. Myślałam, że
Juugo albo Suigetsu ...
- Jesteś głupia. - skomentował. Poczułam ostry
i przenikliwy dreszcz.
- Co ty powiedziałeś!?
- To co słyszałaś. - chłód i obojętność w jego
tonie zmroziły moją krew. Poczęłam stawiać kolejne kroki kierujące mnie w
przeciwną stronę. Chciałam stąd uciec. Nie chciałam oglądać tej perfidnej,
zimnej twarzy. - Jesteś porwana przez moją organizację, dodatkowo służysz nam z
przymusu! Myślisz, że z takiej racji pozwolił bym ci na coś takiego!? Masz
leczyć moich ludzi, a nie ratować jakieś bachory.
- Ty...!! - zaczęłam, całkowicie tracąc
panowanie nad sobą. Gdy unosiłam już rękę by obdarować go siarczystym
policzkiem, on wykorzystał to i chwycił mój nadgarstek przyciągając do siebie.
- Puszczaj mnie debilu!
- Zamknij się. - pisnęłam czując jak jego
uścisk stopniowo się wzmacnia. - Wracamy do Suigetsu i Juugo.
- Ja nigdzie nie wracam bez Orichi'ego! -
oświadczyłam machając ręką na wszystkie strony. Oczywiście moje czyny poszły na
marne, a tylko naniosły na mnie dodatkowe zmęczenie. Byłam załamana. - Kim ty
jesteś? - zauważyłam cień zdumienia na jego twarzy.
- Kim ty jesteś do cholery!? - kontynuowałam
nie bacząc na jego reakcję. - Bo na pewno nie tym Sasuke z, którym rozmawiałam
tydzień temu!
- Daruj sobie. - usłyszałam jego ostry ton.
Tego było za wiele. Oczekiwałam czegoś zupełnie innego. Sądziłam, że po tym jak
tak niespodziewanie wziął mnie w ramiona oświadczając, że się martwi jego
zachowanie względem mnie znacznie się zmieni. Myliłam się. W owej chwili
zaprzestałam walki. Pozwoliłam słonym łzą spływać po mojej twarzy.
Nagle
przypomniały mi się słowa Kakashi'ego.
'Sasuke
stał się mordercą. Dominuje w księdze bingo. Nie jest on osobą, którą kiedyś
znaliście' - Naruto oczywiście rozpoczął prawdziwą kłótnie, ja z kolei
obserwowałam to z milczeniem. Moim jedynym celem po usłyszeniu tej informacji
było wymazanie tego osobnika z pamięci. Ale przecież on taki nie był
...przecież przez pierwszy miesiąc pobytu w Tace zauważyłam nawet z Suigetsu
pozytywną zmianę w jego zachowaniu...
Upadłam
na kolana nie zważając na mój nadgarstek, który cały czas zakleszczony był w
jego pięści. Ukryłam twarz w drugiej dłoni.
- Jesteś potworem.
***
Jej
cichy szept doszedł do moich uszu. Wzdrygnąłem się. Chociaż cały czas podczas
owej konwersacji nie mogłem pozbyć się denerwujących skurczów, to ta reakcja
przebiła wszystkie poprzednie. Zrezygnowany puściłem jej rękę, która opadła na
ziemie jak gdyby należała do szmacianej lalki. Po przestrzeni rozległ się jej
szloch. Cichy, kobiecy pomruk świadczący o wewnętrznym bólu. Byłam naprawdę tym
wszystkim rozjuszony. Nie tylko jej wystęmpkami i kłamstwami jakie kierowała w
moją stronę. Gniew przysłonił się zdezorientowaniem i mnóstwem innych uczuć,
których ja nie rozpoznawałem. A może w ogóle nie chciałem ich poznawać?
Pokręciłem wściekle głową wydając z siebie cichy charkot.
- Miałam nadzieje, że chociaż na tyle się
zmieniłeś. - mówiła dalej głosem przepełnionym rozpaczą. Po cholerę
uświadomiłem jej, iż coraz częściej płacze? Po to aby zaprzestała tych czynów i
uniosła się swoją dumą. Powoli dochodziło do mnie, że wcale nie wypowiedziałem
tego by ją urazić. Zwyczajnie nie chciałam już nigdy więcej oglądać jej w takim
stanie.
Spuściłem
wzrok. Ujrzałem kaskadę różowych włosów, które swobodnie opadały na dół mocząc
się w krystalicznych kroplach.
Zamknąłem
oczy. Oczyściłem umysł. Raz jeszcze postanowiłem podjąć tego ryzyka, tak jak na
Uchihe przystało. Zadecydowałem ulegnąć tym nieznanym uczuciom. Wdarłem się do
swojego serca krzycząc głośno 'Jednak chce was poznać'.
Czekałem...
Czekałem,
aż w końcu coś się stanie. Mój organizm jakoś zareaguje. Zdziwiłem się, gdy
przez dłuższą chwilę nie wykonałem żadnego ruchu. Przecież to zawsze działało
przeciwko mnie, a teraz!? Raz jeszcze napełniłem płuca świeżą dawką powietrza.
Nagle
moje kolana skierowały się w dół, jednak to nie była spawka 'tego czegoś', to
ja w pełni świadomy moich ruchów nie zamierzałem poprzestać. Jej twarzy nagle
znalazła się na mojej wysokości. Uniosłem rękę. Chwila wahania, niespokojny
oddech, który roznosił się po przestrzeni. Wtem poczułem, że ów dłoń robi się
wilgotna. Automatycznie zarzuciłem wzrok na Sakurę, sądziłem, że to jej łzy,
lecz myliłem się. Jak na zawołanie nieboskłon wypuścił na wolność kolejne fale
deszczu, które tym razem wyzbyły ze mnie resztki negatywnych emocji. Ponowiłem
ruchy. Ujrzałem jak zadrżała gdy delikatnie odsunąłem kosmyki jej włosów.
Podniosła wzrok patrząc na mnie z wyrzutami. Nie. Nie potrafiłem tak.
Gwałtownie odsunąłem rękę. Gdy róż zasłonił oblicze przepojone cierpieniem,
szybkim i sprawnych ruchem ująłem jej twarz w dłonie i przybliżyłem tak aby móc
stykać się z nią czołami. Raz jeszcze zamknąłem oczy. Chciałem zlekceważyć
wszelkie wybuchy złości z jej strony. Jednak ona siedziała spokojna. Nadal
cicho szlochała, a jej serce biło nie naturalnie szybko.
- Przestań. - szepnęła w końcu delikatnie się
poruszając. Nadal jednak miałem ją blisko siebie.
- To ty przestań. - odparłem. - Przestań się
mazgaić...nie lubię tego.
- Więc przestań dawać mi do tego powody.
- Więc przestań mnie zmuszać do dawania tych
powodów.
- Do niczego cię nie zmuszam. - Poczułem w
żołądku znajomy skurcz lęku. Stres i napięcie - zmory mego życia. Chwilę temu
obawiałem się zatopić w soczystej zieleni jej tęczówek, lecz w owym momencie
wręcz tego łaknąłem. Pożądałem tego niewinnego spojrzenia, który jednocześnie
miał w sobie tyle siły. Chciałem ocenić stan jej uczuć, popatrzeć tak aby w
jednej chwili znaleźć metodę na pozbycie się obecnego stanu Sakury.
- Mówiłeś mi ... - zaczęła nagle próbując się
wyrwać, lecz ja stanowczo jej tego zabroniłem swoim mocnym uściskiem. Było mi
przyjemnie. Przyjemnie z tym ciepłem jakie z niej emanowało. - Mówiłeś mi, że
ludzie Natsuo są beznadziejnymi Shinobi. Tak właściwie w ogóle nie zaliczają
się do tej grupy, jednak...skoro odważyli się wypowiedzieć wojnę to
jednoznacznie wskazuje, że coś knują. Może chodzić o te protezy...
- Postaram się dowiedzieć. - wszedłem jej w
słowo, walcząc uparcie z samym sobą. Ostatecznie mój ton nabrał zimnego
brzmienia.
- Jak?
- To już mój interes. - zakomunikowałem. Co
dobre, szybko się kończy. Wedle powiedzenie powstałem ciągnąc jej rękę ku
górze. - Wracamy do Juugo i Suigetsu.
- Nie chcę! - krzyknęła. - Boję się o
Orichi'ego!
- Nic mu nie będzie.
- Skąd ty to możesz wiedzieć co!? - finalnie
spojrzała w moje oczy, lecz nie z takimi emocjami jakich oczekiwałem. Podniosła
głowę mierząc mnie wzrokiem wypełnionym furią i determinacją.
- Jeśli ludzie Natsuo będą chcieli się zemścić
to zapewne na mordercy, a nie na pacjentach szpitala. - odparłem spokojnie.
- On nie jest pacjentem. Przesiaduje tam
całymi dniami bo w Domu Dziecka go ...biją, dokuczają mu. Ty nic nie rozumiesz,
jak zwykle!?
- Skończ to przedstawienie i chodź. - kątem
oka zerknąłem w kierunku głównej ulicy wioski, która przepełniona była nowo
przybywającymi osobistościami. Nie spodobał mi się fakt, iż zwracamy na siebie
uwagę kilku z nich.
Haruno
prychnęła.
- Powiedziałam już, że nigdzie nie idę.
- Nie denerwuj mnie. - warknąłem przez
zaciśnięte zęby.
- Możesz iść. - machnęła ręką próbując wstać,
lecz widząc jak marnie jej to idzie z powrotem ułożyła się na moknącym gruncie.
Coraz bardziej rozjuszony pociągnąłem ją gwałtownie do góry. - Co robisz, kretynie!?
- Ostatni raz grzecznie mówię, abyś szła. -
zakomenderowałem. Zaśmiała się kpiarsko z mojego surowego polecenia.
Tego
było za wiele.
Nie
chodziło wcale o to, że nie potrafiłem ogarnąć jej zachowania. Potrzebowałem
świętego spokoju, ciszy, która pozwoli mi wszystko przemyśleć. Ponieważ
propozycje, które w tej chwili podrzucała mi moja świadomość były karygodne.
Właściwe wstydziłem się tego, iż one w ogóle nadeszły.
Raz
jeszcze kucnąłem tak aby znajdować się na jej wysokości. Po jej twarzy
przeleciał cień zdziwienia, lecz nadal pełna wyrzutów i złości odwróciła
naburmuszoną głowę. Przybliżyłem się czując jej niespokojny oddech na moich policzkach.
Zrobiło mi się gorąco, jednak mimo to nie zrezygnowałem ze swoich poczyniań.
Powtórka sprzed ponad siedmiu lat? O tak, lecz tym razem bardziej brutalna.
- Przepraszam. - szepnąłem. Teraz jednak
przegrałem walkę i mój głos wyraźnie zadrżał, Sakura podniosła gwałtownie wzrok
patrząc na mnie w osłupieniu. Zagłębiłem się w zieleń, ale nie trwało to
długie. Nie minęła sekunda a powieki natychmiast je przysłoniły. Sakura tracąc
świadomość upadła na kolana. Tak. Ogłuszyłem ją. Jednak dlaczego teraz postanowiłem
ją uprzednio przeprosić? Siedem lat temu nawet nie myślałem aby to zrobić.
Wymamrotałem 'Dziękuje', chociaż tak naprawdę nie miało ono większego
znaczenia. Teraz jednak czułem, że muszę powiedzieć coś więcej. Chciałem aby z
moich ust wydobyło się słowo...coś znaczące.
Cicho
wzdychając wziąłem ją na ręce. Cała złość z jej twarzy nagle wyparowała i
ustąpiła miejsca opanowaniu. Jej oczy nadal były czerwone i podkrążone przez
wypełniające je krople łez.
- Przepraszam. - powtórzyłem na głos.
Pragnąłem aby słowa coś znaczył, więc dlaczego do cholery mówię je wiedząc, że
nie jest w stanie ich usłyszeć. Zielonooka poruszyła się niespokojnie, a ja nie
tracąc więcej czasu zignorowałem zdumione spojrzenia kilku przyglądających się
osób i ruszyłem przed siebie mocno ją trzymając.
- Coś ty jej zrobił!? - usłyszałem za sobą,
gdy już miałem otwierać drzwi prowadzące do jej pokoju. Warknąłem wściekle
obracając się w stronę towarzysza.
- Za dużo gadała. - odrzekłem.
Suigetsu
uderzył się delikatnie w czoło kręcąc głową z politowaniem.
- Mam rozumieć, że propozycja została
odrzucona?
- A myślałeś, że się na to zgodzę? -
prychnąłem. Hozuki pokręcił przecząco głową i już miał kierować się z powrotem
do swojego lokum, lecz ja pewnie wkroczyłem mu na drogę. - Pożałujesz tego, ze
odwiedzałeś tego bachora razem z nią.
- Podejrzewam. - powiedział. Byłem w szoku
zdając sobie sprawę, iż nie dostrzegłem w nim nawet odrobiny jakiegoś
zaskoczenia. - Widziałem, że to było dla niej bardzo ważne więc się zgodziłem.
- mówił wbijając w nią wzrok. - Możesz mi nie wierzyć, ale ona chciała cię
poinformować i prosić o zgodę jeszcze w pierwszy dzień po twoim odejściu do
Madary, ale ciebie nie było. Wtedy się dowiedziała, że zostajesz i niego na
dłużej i postanowiła zaryzykować. Ah. Nawet w szpitalu dopadły ją wątpliwości,
prosiła mnie abym wysłał kruka z listem w ,którym poinformuje cię o swoich
czynach, ale ja się nie zgodziłem sądząc, że w sumie nie masz jak dowiedzieć
się o tym co robiliśmy. Potem dowiedzieliśmy się o tej wojnie i Sakura
postanowiła...
- Wiem. - przerwałem mu 'sucho', raz jeszcze
analizując wszystkie informacje jakie dostarczono do mojego mózgu.
Suigetsu
milczał. Nie ominął mnie, lecz nadal stał w tym samym miejscu przypatrując się
wyrazowi mojej twarzy.
- To i tak nie zmienia faktu, że nie
powinieneś na to pozwalać. - dodałem.
- Szefie, zabraliśmy ją z wioski i to po
części moja wina. W końcu razem z Juugo ją spotkaliśmy, jednak...chyba nie było
jej w wiosce tak źle jak twierdził Juugo skoro bardzo tęskniła za przyjaciółmi.
Myślałem, żeby chociaż raz umilić jej...
- Nie jesteś tutaj od umilania jej czasu. To
tylko Medyk.
- Przyzwyczaiłem się do niej i polubiłem. -
przyznał lekko zawstydzony. Kolejne prychnięcie wydobyło się z moich ust. - Tak
na marginesie ... - dodał już z mniejszą dawką entuzjazmu. - Muszę z tobą
poważnie porozmawiać.
- O co chodzi? - zmarszczyłem brwi. Analizując
wyraz jego twarzy, najwyraźniej miała to być następna dołująca informacja.
- O Konohe.
- Konohe?
- Potem porozmawiamy. Ej...ty wiesz kto zabił
tego Natuso? - wymamrotał specjalnie zmieniając temat. Odpuściłem mu wiedząc,
że prędzej czy później dojdzie do tej rozmowy.
- Nie, nie wiem. - warknąłem.
Miałem
serdecznie dość tego wszystkiego. Minąłem go i raz jeszcze ponowiłem próbę
otwarcia drzwi do pokoju Haruno. Tym razem nikt nie przerwał mojego działania.
Delikatnie usadowiłem ją na łóżku zakrywając kołdrą. Nazajutrz będzie wściekła,
a ja tego nie chciałem...I nie chodziło już tutaj o zwykle komplikacja. Tak.
Przyznaję się. Wiele radości przynosi mi świadomość, iż nasze stosunku
zmierzają ku dobrej drodze. Od tego momentu, jednak zawaliłem całą konstrukcję
jaką zdołaliśmy już zbudować.
Odruchowo
sprawdziłem czy przypadkiem przez natłok tych wszystkich myśli nie zagubiłem
klucza do mojego pokoju. Odetchnąłem z ulgą. Jest. Spojrzałem na zegarek.
Dochodziła osiemnasta. Ostatni raz zerknąłem na spokojnie śpiącą dziewczynę po
czym bezszelestnie opuściłem pomieszczenie.
Następnego
dnia od razu po przebudzeniu wykonałem wszystkie poranne czynności.
Zadecydowałem. I chociaż było to lekkomyślne, idiotyczne zachowanie w żadnym
stopniu nie zaliczające się do cechy osoby, którą jestem podjąłem już
ostateczną decyzję. Nie zwróciłem szczególnej uwagi na to czy reszta członków
Taki się obudziła. Narzuciłem na siebie płaszcz, przeczesałem ręką włosy
doprowadzając je do jakiegoś porządku. Kierował mną impuls, chwila, nagły
przypływ i prąd, chcący uratować moją sytuację. Jestem głupcem, totalnym
kretynem, lecz dalej mknąłem przed siebie. Opuściłem hotel nie patrząc za
siebie. W Sunie nadal panował tłok co znacznie utrudniało mi moje zadanie.
Prawdę mówiąc, nie posiadałem żadnego konkretnego planu, tak jak mówiłem
kierował mną impuls.
Po
dziesięciu minutach przyśpieszonego chodu dotarłem na miejsce. Suigetsu i
Sakurzę jakoś się udawało więc ja również nie powinienem mieć z tym
najmniejszego problemu. Nie myślałem teraz o niczym szczególnym, zwyczajnie
przekroczyłem prób rozglądając się po otoczeniu. Ludzi nie było sporo, jednak
wystarczająco aby zatuszować moją obecność. Recepcjonistka ku memu zdziwieniu
nie zwróciła na mnie żadnej uwagi. Uspokoiłem się trochę wiedząc, że jak na
razie wszystkie idzie idealnie. Cholera wiedziała na które piętro mam się udać,
dokąd skierować. Obchodziłem wszystkie poziomy po kolei szukając jakiś znaków
szczególnych. Ostatecznie doszedłem do korytarza w, których przez otwarte drzwi
do sal pacjentów widziałem dzieci. To dobry znak.
W
tym momencie moim oczom rzucił się obraz samotnego chłopczyka. Siedział na
krześle machając nogami, które nawet nie dosięgały podłoża. Poczułem pewnie
zaufanie względem tego malca. Może zdobędę jakieś potrzebne informację, lecz
najpierw zaryzykuje. Przeleciałem bacznym wzrokiem teren i poprawiłem płaszcz.
Jestem w cholernie ryzykownym miejscu, którym w dodatku gardzę na wszelkie
możliwe sposoby. Powolnym krokiem zacząłem podchodzić do chłopca. Kiedy byłem
już wystarczająco blisko nabrałem do płuc powietrza by wypowiedzieć to jedno
imię, które całą noc krążyło po mojej głowie.
- Orichi?
Rozkleiłam się, czytając tą notkę. Naprawdę. ;____; Jest w niej tyle emocji.
OdpowiedzUsuńNajpierw spotkanie ze smutnym Naruto po stracie dziecka. Potem to zachowanie wobec Sakury. Nie spodobało mi się i było mi smutno, gdy ona zaczęła płakać. A przecież chodziło tylko o bezpieczeństwo małego chłopczyka. Wiedziałam jednak, że Sasek się ogarnie, ale nigdy nie spodziewałabym się przeprosin z jego strony. Bardzo się zmienił od czasu przybycia Haruno do Taki. Jest zupełnie innym człowiekiem.
Cieszyłam się jak głupia, gdy dowiedziałam się, że poszedł szukać Orochiego. Może jego też polubi. ^^ Oj Sasek, Sasek.
jak dla mni fajna notka ale nie moge przyzwyczaić się do Sasuke ,ktory stał sie taki opiekuńczy i dobry.Jak dla mnie Sasuke wygląda ciekawiej jak jest trohe brutalny bo tak to mi wogóle nie przypomina siebie ,czyli mordercy, który w anim chciał nawet zabić Sakurę i to dwa razy. Oto moja uwaga pozdrawiam (zakręcona)
OdpowiedzUsuń