środa, 31 października 2012

Rozdział 33




Niegdyś mogłam rzec, że deszcz był czymś co mnie uspokajało. Czymś co koiło moje nerwy i pomagało odreagować. W chwilach zwątpienia i rozpaczy podzielało mój smutek, a kiedy się radowałam zachęcał mnie do rozmyślań nad powodem tego szczęścia. O tak. Deszcz od zawsze mi służył. Lecz teraz kiedy jego krople zbyt głośno atakowały szyby szpitalnego korytarza, powstrzymywałam siebie by nie wybuchnąć. Zaciskałam pięści. Moje oczy nadal były szeroko otwarte i wpatrywały się z niedowierzaniem w niczemu winnego chłopczyka, który przez przypadek wpadł do dość głębokiego bagna. Ni stąd ni zowąd warunki atmosferyczne znacznie się pogorszyły, jakby wyczuwały napiętą atmosferę panującą wokół.
 - Kim są ludzie ze złego miasta? - zapytałam drżącym głosem. Orichi milczał. Znał odpowiedzieć na te pytanie, lecz troska wymieszana z paniką zakłóciła mu zapewne zdolność odbierania bodźców zewnętrznych. - Orichi. - powtórzyłam tym razem bardziej stanowczo. Brązowowłosy wzdrygnął się.
 - Yo mi o nich opowiadał. Oni są źli i ...składają się z samych mężczyzn. To właśnie oni skrzywdzili jego matkę. Nigdy wcześniej jej już potem nie widział, a teraz oni ...
Są źli? Składają się z samych mężczyzn? Nie musiałam wymawiać na głos tego imienia. Nasze rozumne spojrzenie, którym wymieniłam się z Suigetsu mówiły wszystko. Hozuki przytaknął co zaniepokoiło mnie jeszcze bardziej. Panika jaka narodziła się wewnątrz, stawała się coraz bardziej wszechogarniająca. Ze smutkiem spuściłam głowę. Ale wtem ogarnęło mnie olśnienie. Uniosłam gwałtownie spojrzenie nie chcąc aby ta myśl mi uciekła. Obaj towarzysze od razu zareagowali przekierowując na mnie swój wzrok.
 - Co jest? - zapytał seledynowłosy.
 - Powiedziałeś, że ktoś zabił ich przywódce! - zaczęłam przerażona. - Czy to prawda?
Suigetsu chyba również pojął ważność mych słów. W owym momencie na jego twarzy dojrzałam się szoku na dość wysokim poziomie - od tego momentu rozpoczął poważne rozważanie tej sprawy.
  - Tak mówił lekarz. - odpowiedział Orichi.
 - Ktoś zabił Natsuo. - Suigetsu starał się mówić jak najciszej, jednak było pewne, że ta uwaga nie ucieknie malcowi.
 - Natsuo?
 - Tak ma właśnie na imię ten przywódca. - wyjaśniłam mu. Byłam rozjuszona, całe moje ciało drżało i jak na złość pogoda ani na chwilę nie zaprzestawała swoich ataków. Może tylko mi się wydawało, ale śmiałam twierdzić, że nawet zwiększyła natarcia. Nie zwracając uwagi na obecność chłopczyka, zwróciłam się do towarzysza.
 - Wiesz coś o tym?
 - Niby skąd? - oburzył się. - Myślałem, że ten idiota już dawno wrócił do swojego 'miasteczka'. Ale jak zwykle podział się tam gdzie nie trzeba.
 - Kto mógłby to zrobić? - szepnęłam sama do siebie. Suna nie była święta, ale czy zabija bez powodu? Natsuo może jest takim typem osoby, który potrafi zirytować do wysokiego stopnia, jednak jak dotąd żył w spokoju, a jego egzystencji nie zagrażało niebezpieczeństwo. - Orichi, czego się jeszcze dowiedziałeś?
 - Jego ludzie zapowiedzieli wojne. Teraz pan Gaara szuka mordercy by tego uniknąć, ale pielęgniarka mówiła, że na pewno już opuścił wioskę.
 - Skąd lekarze mieli by takie informacje? - mruknął z podejrzliwością Suigetsu. - Kage na pewno nie chce tego rozgłaszać, żeby nie wywołać paniki.
 - A może właśnie chce ostrzec ludzi? - zauważyłam.
 - To był osobisty lekarz Kage. - wtrącił Orichi nie pozbywając się maski prezentującej przygnębienie. - Miał na piersi specjalną odznakę.
 - To i tak nie ważne. - westchnął, wzruszając przy tym ramionami. Mimo wszelkich starań wiedziałam doskonale, że przejął się całą tą sytuacją. Przerażała go nie tylko wizja przyszłości, ale także mojej decyzji dotyczącej teraźniejszych wydarzeń.
 - Sakura-san. - szepnął Orichi wtulając się w moją prawą nogę. Wzdrygnęłam się pod wpływem jego ciepłego dotyku. - Proszę uciekaj stąd jak najszybciej. Nie chcę żeby coś ci si stało.
 - Jesteś zbyt dobry. - stwierdziłam z przygnębieniem.
 - Dlaczego?
 - Musisz martwić się również o siebie, a nie o mnie.
 - Dam sobie rade, razem z Yo.
 - Nie ma mowy. - odparłam tonem nie znoszącym sprzeciwu. Suigetsu zerknął na mnie ze zdumieniem. Nie. Nie jestem lekkomyślna ani też uparta. Chcę jak najlepiej dla moich przyjaciół, tak więc swoboda mojej wypowiedzi nie była niczym karalnym. - Zabieram cię stąd, prosto do Konohy.
 - Co!? - myślałam, że nadpobudliwą reakcję doznam tylko ze strony Hozuki'ego, lecz ku memu zdziwieniu dołączył się do niego również Orichi, który stanął w bezruchu nie mogąc pojąc sensu tych słów. Przeniosłam wzrok na kompana, jednak nim zdołałam cokolwiek wydusić on wdarł mi się w słowo. - Ty chyba oszalałaś!?
 - Nie oszalałam. Chyba nie myślałeś, że go tutaj zostawię.
 - Sakura. - warknął chwytając mnie za oba ramiona. - Jak ty niby wyobrażasz sobie zabranie go do Konohy!? Nie zapominaj, że jesteś na misji.
 - Nie krzycz. - upomniałam go wyrywając się z jego uścisku. Z determinacją ujęłam dłoń chłopczyka i zacisnęłam tak mocno jakby zaraz miał zniknąć i opuścić mnie na zawsze.
 - Nie ma mowy. - burknął stanowczo krzyżując ręce na piersiach.
 - Nie pozwolę mu tu zginąć! - teraz to ja się uniosła, zirytowana jego podejściem. - Nie wiadomo co ta chora banda Natuso wymyśli!
 - A czy to moja wina, że go zamordowano!? Sakura nie możesz go zabrać! Już widzę minę szefa!
 - Mam gdzieś jego minę! On nie może tutaj być! Pozwól mi go zabrać chociaż do kryjówki! Do Konohy możesz zabrać go nawet ty...lub Juugo, ale on ...nie może tutaj być! - moje rozjuszenie dawało swoje siwe znaki, plątając mi język. Nie bacząc to na to, ani na moment nie pozbywałam się zawziętości. Nie mogła uwierzyć, że Suigetsu nie chce się zgodzić. Jak można być tak okrutnym by zostawić tu maleńkiego chłopczyka?
 - Sakura-san, panie Osamu. - wtrącił cichutkim głosikiem. Tylko milczenie jakie panowało wokół, pozwoliło nam go dosłyszeć. Automatycznie przekierowaliśmy na niego swoją uwagę.
 - Co się stało? - zapytałam.
 - Ja zostanę z Yo. Nie chcę żeby był sam. Po za tym mi chodziło tylko o to, żebyś ty była bezpieczna Sakura-san, ja ...
 - O, skończ już gadać, litości! - niemal krzyknęłam pełna rozpaczy ponownie go obejmując. Tak cholernie chciało mi się płakać. Dlaczego? Dlaczego cała wioska musi cierpieć za czyn jakiegoś obcego człowieka? Odruchowo wtuliłam się w malca jeszcze mocniej chcąc wyzbyć się wszystkich tych emocji. Nie mogę płakać przy Orichi'm. Nie mogę uczyć go tych słabości przed, którymi sama go strzegłam. W owym momencie słyszałam jedynie krople deszczu uderzające w szybę i nierówne oddechy brązowowłosego.
 - Sakura... - do moich uszu doszedł głos towarzysza, który po raz pierwszy napełnił się jakimś przejęciem.
 - Nie pozwolę ci tu zostać. - wyszeptałam mu do ucha. - Nie pozwolę, rozumiesz? To z mojej winy opuściłeś Konohe, a ja pomogę ci tam wrócić.
 - Ale ja nie chcę tam być bez ciebie! - gwałtownie się ode mnie odsunął, a jego oczka raz jeszcze napełniła gęsta fala łez. - Wolę zostać tutaj!
Przerażona spuściłam głowę powstrzymując się ostatkami sił przed okazaniem jakichkolwiek emocji.
 - Od kiedy odeszłaś Naruto i pani Hinata są smutni ...- ciągnął dalej. - Każdy dziwnie się zachowuję. Kiedyś widziałem nawet jak Naruto przytulał panią Hinate, a ona płakała.
 - Orichi, przestań proszę. - pisnęłam zaciskając oczy i przygryzając dolną wargę. Ja już dobrze wiem dlaczego płakała. Powodem tego wcale nie było moje zniknięcie, lecz dziecko, które utraciła właśnie z mojej winy. Hinata...zastanawiam się czy przez ten czas zdążyła mnie już znienawidzić? Obaj pewnie do teraz przeżywają stratę pierwszego potomka, który zapewne niedługo biegał by z radością odziedziczoną po ojcu. Biegał by po całej wiosce zarażając innych swoim entuzjazmem. Wyprostowałam się powoli i napełniłam płuca powietrzem. Ten gest zatrzymał ostatki rozpaczy.
 - Nie możesz tutaj zostać. - zaczęłam. - Nie chodzi już tylko o wojnę, ale warunki w jakich żyjesz. Mieszkasz w domu dziecka, a praktycznie w ogóle w nim nie przebywasz. Osamu.. - tym razem zwróciłam się do członka Taki. - Błagam. Pozwól mi porozmawiać z Sa...z liderem.
 - Dobrze wiesz, że on się nie zgodzi...
 - Wtedy zabiorę go siłą! - wrzasnęłam wściekła i poczęłam kierować się w nieznanym mi kierunku.
 - Dokąd idziesz? - zawołał za mną. - Nie możesz chodzić sama!
 - Akurat mam teraz idealny humor by próbować ucieczek. - dodałam z sarkazmem nie przejmując się obecnością brązowowłosego. Tak jak we mnie, siedziało w nim zbyt wiele emocji by był w stanie skupić się na każdym wypowiedzianym przeze mnie słowie. - Jak tylko wróci lider powiedz mu, że czekam na niego w parku obok szpitala! - krzyknęłam na ostatek i zwyczajnie opuściłam budynek. Skapitulowałam. Kątem oka obserwowałam czy aby na pewno Suigetsu nie rzuci się w pogoń za mną, jednak obaj 'mężczyźni' stali w bezruchu obserwując jak moja sylwetka stopniowo się od nich oddala. Chcąc czy nie kilka samotnych łez wydostało się spod mych powiek. Sprawnym ruchem otarłam policzki. Wychodząc na zewnątrz zauważyłem, że deszcz całkowicie się uspokoił.
'Chociaż raz nie będziesz pogłębiał mojego smutku' pomyślałam z ironią i dokładniej zakrywając twarz ruszyłam przed siebie. Dochodziła piętnasta. Mam więc dużo czasu aby precyzyjnej rozważyć słowa jakie za kilka godzin skieruję do Uchihy. Żołądek mi się kurczył na samą wizję jaką przedstawiała mi moja wyobraźnia. Sasuke się wścieknie, wścieknie się, że nic mu nie powiedziałam, że poznało mnie dziecko w szpitalu, że zdradziłam tak wiele szczegółów. Te kilka faktów eliminują mnie już na starcie. Jak mam z nim normalnie porozmawiać? Głównym tematem na pewno będzie zaufanie, które ja tak cholernie naciągnęłam!
Twardym i odważnym krokiem ruszyłam przed siebie. Ciemnie chmury wisiały nad wioską. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, iż krople deszczu jeszcze nie raz zaszczycą mnie swoje obecnością. Pomimo tego, nie rezygnowałam... Chwilę później siedziałam już na jednej z ławek. Park był opustoszony, a powiewy wiatru przyjemnie uspokajające...
***
Przyśpieszyłem. Nie chodziło tutaj o zwykły powrót do wioski, lecz przeczucie jakie raptownie mną ogarnęło. Po godzinie nie przerwanego biegu wiedziałem już, że ów przeczucie jest prawdziwe. Z oszołomieniem stwierdziłem, że nagromadzenie ninja jacy kierują się w stronę Suny jest niepojęte. Gdziekolwiek się nie skierowałem czułem zbliżającą się chakre. Byłem również pewny, że osoby podróżujące niedaleko mnie również odbierały moją obecność, lecz zwyczajnie w świecie to lekceważyły gnając przed siebie. Stało się cóż złego, myślałem. Byle co nie zgromadziło by takiego zainteresowania. Czyżby w grę wchodził wybuch jaki zaserwował Sunie Madara? To absurdalne. To wydarzenie miało miejsce ponad tydzień temu. Bezsensownym działaniem było by proszenie w pomoc właśnie w tej chwili.
Mimo wszystko do umysłu wdarła się ta właściwa osoba.
 - Sakura. - syknąłem do siebie. - Mam nadzieje, że to nie twoja sprawka.
Zmęczenie co chwila informowało mnie o swojej egzystencji. Jeszcze trochę, powtarzałem sobie. Jeszcze chwilę i będę w Sunie. Dowiem się w końcu co skłoniło tych ninja do tak nagłej podróży.
Wtem do moich uszu doszedł nieprzyjemny dźwięk, którego miałem ochotę jak najszybciej się pozbyć. Wściekły spojrzałem w górę i ujrzałem ...kruka. O nie. Teraz nie było miejsca na złość, tym bardziej, że prawdopodobnie tam znajdowała się poszukiwana przeze mnie informacja. Ręką dałem znak by ów doręczyciel zniżył się do mojej wysokości. Nie minęła minuta, a ja już trzymałem skrawek papieru w dłoni. Postój nie wchodził w grę, jakiś podróżujący ninja w każdej chwili mógł mnie dogonić. Mimo ich pośpiechu wolałem nie ryzykować. Rozerwałem pieczęć, która chroniła list i uspokoiłem swój bieg do tego stopnia bym mógł odczytać znaczenie liter nabazgranych niestarannie na papierze. Styl pisma mówił jedno - pisał go Juugo. Zniecierpliwiony rozpocząłem analizę.
'Wracaj szybko, są problemy. Sakura cię potrzebuje.'
Moje serce zabiło szybciej po przeczytaniu liter tworzących jej imię. Cholera. Coś jej się stało? Ale jak? Madara był ze mną niemal cały czas. Nawet gdy zapadła noc, nie zdążyłby udać się do Suny, zaatakować i wrócić z powrotem. Dlaczego do cholery nie mógł jaśniej napisać tego listu? To nie wzbudziło jedynie mojej ciekawości, ale też chęci na zdemolowanie wszystkiego co mnie otaczało. Biada nieszczęsnemu ninja, który mnie napotka. Naruszyłem gładkość papieru i umieściłem go w mojej zaciśniętej pięści. Następnie rzuciłem gdzieś za siebie wysyłając pod adresem nadawcy kilka siarczystych przekleństw. Właśnie tej jednej cechy brakowało Juugo to bycia idealnym członkiem Taki. Brakowało mu bezpośredniości i prostoty w przekazywaniu informacji.
Wściekłem się jeszcze bardziej, gdyż doszło do mnie, iż odległość miedzy mną, a jakąś grupką ludzi zmniejsza się niebezpiecznie szybko. Oceniając ich prędkość byłem pewny, że nad wyraz się gdzieś spieszyli. Nie pozostało mi nic innego jak ukryć się pośród drzew i przeczekać, aż mnie wyminą. Kurwa mać. Dlaczego ja znowu nic nie wiem!? Czyżby Sakura zrobiła coś tak okrutnego, iż rozniosło się to po wszystkich wioskach. A może próbowała ucieczki? Niemożliwe...tyle razy zapewniała mnie jak bardzo zależy jej na zaufaniu. Odgoniłem od siebie nie potrzebne myśli i zatrzymałem się na gałęzi najwyższego drzewa w okolicy.
 - A teraz szybko. - mruknąłem do siebie i wykonałem kilka znaków, które pozwolą ukryć na krótką chwilę moją chakrę. Miałem szczerą nadzieje, że zbliżający się ninja również wyczuli, iż ludzi próbujących dostać się do Suny jest wielu. Jeden, którego chakra nagle zaniknęła chyba nie wyda im się podejrzane.
Zamilkłem. Napełniłem płuca świeżą dawką powietrza i z zimną krwią czekałem na pojawienie się 'wroga'. Po pięciu minutach ciszy przestrzeń zaczęły ogarniać głośnie szmery oznaczające przybycie. Wstrzymałem oddech. Odruchowo wyciągnąłem z kabury jedno kunai będąc w pełnej gotowości. Finalnie zza koron drzew wyłoniło się kilka sylwetek. I to nie bynajmniej nie zwykłe kilka... Owe osoby tworzyły koło tak jakby chciały...kogoś chronić.
 - Liść. - szepnąłem z przerażeniem. Ten znak znałem aż za dobrze. A kiedy ujrzałem go na srebrnych opaskach, które poraziły mnie swoim blaskiem moje tętno straciła swój dawny rytm. W środku tego całego zebrania znajdował się bowiem ktoś, kogo obawiałem się najbardziej. Nie. Obawiałem to złe określenie. Najzwyczajniej w świecie nie chciałem spotykać tego osobnika. Moje oczy rozszerzyły się pod wpływem czerwonego płaszcza i bujnej blond czupryny. - Naruto. - syknąłem całkowicie znikając za pniem drzewa. Na nic jednak zdały się moje czyny, ani jutsu ukrywające chakrę. Mimo, iż długi czas się go uczyłem wykrycie jego użytku było niezwykle proste. Naruto był Hokage. Z pewnością posiadał taką umiejętność - chociaż kto wie? Oddział ANBU, którego spotkałem z Sakurą przed turniejem w Yuki nie miał zielonego pojęcia, iż obserwuje ich zaginiona przyjaciółka.
Moje wątpliwości szybko się rozwiązały. Uzumaki z kamienną twarzą uniósł rękę do góry zarządzając tym samym zatrzymanie. 'No pięknie' - pomyślałem wściekle. Gdybym nie przerywał biegu ewidentnie nie został bym określony mianem 'podejrzanego'. Nie do cholery. Ja nie chcę was atakować. Chcę w spokoju dotrzeć do Suny i dowiedzieć się co wydarzyło się Sakurze!
 - Co się stało, wielmożny? - spytał jeden z 'ochroniarzy'. O ile nie znajdował bym się teraz w takiej sytuacji, wyśmiał bym tą osobę prosto w twarz za to jak się zwraca do Hokage.
 - Ktoś tu jest. - oświadczył. Reszta drgnęła pod wpływem hańby jaka ich napadła. Ostatecznie to oni mają chronić ważną osobistość, a nie być przez nią chronieni. Odrzuciłem szybko te myśli, gdy przypomniałem sobie, iż to ja jestem tematem rozmowy.
 - Wszyscy! Pozycje obronne! - najwyższy czarnowłosy ninja wydał rozkaz i każdy z nich okrążył Uzumaki'ego. Jednak ten wyszedł spoza koła ochronnego i zaczął bacznie rozglądać się wokół siebie.
 - Nie musicie mnie chronić. - oznajmił. - Sam doskonale dam sobie z nim rade.
Wiatr zawiał mocniej, a chmury wiszące nad niebem poczęły spuszczać w dół pojedyńcze krople. Co mam robić do cholery? Kryć się dalej czy wyjść tam bezpośrednio? Raz jeszcze wstrzymałem oddech i czekałem na dalszy potok zdarzeń. Naruto skrzyżował ręce na klatce piersiowej i przerzucił wzrok na skroś miejsca gdzie aktualnie się znajdował. 'Jego siła wzrosła.'
 - Długo masz zamiar się tak kryć? Pokaż nam się i powiedz czego chcesz. - krzyknął do mnie z istną determinacją w głosie. - Tchórzysz? - dodał nie widząc żadnej reakcji. Ta obelga podziałała na mnie jak czerwona płachta na byka. Nikt nie będzie określał członków elitarnego klanu Uchiha mianem Tchórza. Warknąłem wściekle zwracając tym samym ich uwagę.
 - Nie chcę niczego. - powiedziałem. I kątem oka wyjrzałem zza kory. Mimowolnie kąciki moich ust uniosły się do góry prezentując złowrogie obliczę. Wnioskując po grymasie twarzy Naruto poznał mnie po głosie. - Co to za mina? Czyżbym nie mógł w spokoju podróżować po lesie? - zakpiłem. Może nie będzie tak źle. Tym razem nie powstrzymywałem się i stanąłem na gałęzi w pełni ukazując siebie całego. Wszyscy zebrani na dole wzdrygnęli się.
 - Sas..uk..e Uchi..ha. - wykrztusił przywódca oddziału obronnego. Reszta zdołała wydobyć z siebie jedynie pomruk zdziwienia.
 - Czyżbym był taką atrakcją? - zapytałem zimno.
 - Co ty tu robisz? - wyraz twarzy Uzumaki'ego uległ znacznej zmianie. Po oswojeniu się z moją obecnością przyjął maskę obojętnego władcy. Prychnąłem.
 - Nie twój interes.
 - Więc dlaczego czaiłeś się w krzakach?
 - Czekałem aż mnie miniecie. - odparłem szczerze. - Nie lubię jak ktoś siedzi ma na ogonie.
Blondyn zacisnął pięści. Czułem satysfakcję, ponieważ tym razem jego podejrzenia się nie sprawdziły. Jeśli myślał, że marnuję czas na szpiegowanie to grubo się myli. Mam ciekawsze rzeczy do roboty. Widząc, że nie chce już nic powiedzieć zeskoczyłem z drzewa i włożyłem kunai z powrotem do kabury. W istocie spodziewałem się zupełnie innego zachowania. Spodziewałem się kolejnych kazań, które mi prawił z uśmiechem na twarzy. Kolejnych powodów dla, których powinienem zaprzestać robienia 'tego' co właśnie robię. Trudno było mi pojąc fakt, iż Naruto być może ...dorosnął. Może rzeczywiście uznał, że ciągła pogoń za dawnym przyjacielem nie przynosi żadnego skutku.
 - Co teraz robisz? - usłyszałem jego przepełniony powagą głos. Jednej z oddziału podszedł do niego.
 - Wielmożny. Musimy się spieszyć.
 - Tak wiem. - odparł.
 - Więc nie przedłużajmy naszej drogi. Gaara powiedział, że to pilne.
 - Po co wybieracie się do Suny? - wtrąciłem. Miałem świadomość tego, że szanse na uzyskanie odpowiedzi są nijakie, lecz postawiłem na ryzyko. Wlepiłem wzrok w Naruto czekając na jakąkolwiek reakcje świadczącą o jego postawie. Zdumiło go moje zainteresowanie, lecz ostatecznie westchnął:
 - Dostałem pilne wezwanie. - powiedział i gdybym ostatkiem sił się nie powstrzymał zbierał bym swoją szczękę w podłoża. - Szczerze miałem nadzieje, że to ty będziesz wiedział coś więcej.
 - A skąd ja miałbym wiedzieć coś na ten temat? - prychnąłem.
 - To były tylko moje przypuszczenia.
To prawda, że Naruto zawsze irytował mnie krążąc dookoła z tym szczęśliwym uśmieszkiem, z tym ciepłem, który każdemu chciał podarować, ale teraz ...wyglądał zupełnie inaczej. Był zamyślony, wpatrzony ślepo w jednej punkt. Tak właściwie jego teraźniejsze zachowanie jeszcze bardziej działało mi na nerwy. Naruto stracił dziecko, pamiętam dokładnie ile Sakura wylała z tego powodu łez obwiniając siebie, ale ...znam go na tyle dobrze by stwierdzić, że takie załamanie nie istniało by przez tak długi okres czasu. Zmarszczyłem brwi czując na sobie zainteresowane spojrzenia oddziału.
Bez jakiegokolwiek słowa wyprostowałem się gotowy do dalszej drogi.
 - Idziemy. - rozkazał ochroniarz widząc, że zbieram się do opuszczenia ów miejsca. Naruto po chwili namysłu przytaknął. To przytaknięcie było dla mnie znakiem informującym, że właśnie na tym zakończyła się nasza 'konwersacja'. Musiałem się pośpieszyć, nie mogłem pozwolić aby poznali moją trasę. Byłem zobowiązany przyspieszyć na tyle by żaden z nich nie był w stanie wyczuć przepływającej przeze mnie chakry. Gdy zwróciłem się do zebranych tyłem, zadecydowałem iż użyją sharingan'a. Z niewiadomych przyczyn, poczułem się o wiele bezpieczniej znając o wiele dalszy teren.
 - Sasuke. - usłyszałem znowu. Udając niechęć zwróciłem się powtórnie w ich stronę. W gruncie rzeczy nurtowało mnie to co ma do powiedzenia. Uzumaki czując, że jestem gotów na usłyszenie wypowiedzi podarował płucom dawkę świeżego powietrza.
 - O co chodzi? - spytałem zniecierpliwiony.
 - Sakura ...? - mruknął niezrozumiale. Automatycznie na dźwięk tego imienia moje ciało drgnęło. Powróciłem szybko do poprzedniej pozycji nie chcąc zezwolić im na oglądanie teraźniejszego wyrazu mej twarzy. - Nie widziałeś jej gdzieś może? Chociaż raz...?
 - Nie. - skłamałem. - Dlaczego mnie o to pytasz?
 - Bo zaginęła. - odparł w zamyśleniu. - Poszukuję jej już trzy miesiące. Jest tak jakby się rozpłynęła. Jej narzeczonego również nie ma. Wyruszył by jej szukać, lecz długo nie wraca. Mam podejrzenia, że ci co dorwali Sakurę, dorwali też jego...
 - Hokage! - przerwał mu jeden z oddziału karcąc morderczym spojrzeniem. Kątem oka wypatrzyłem jak Naruto spuszcza głowę i zasłania ją jedną dłonią. Zamarłem. Zniknięcie Sakury naprawdę tak na niego podziałało? Przecież to była kompletnie inna osoba...to nie był ten, którego znałem i zapamiętałem. W mojej podświadomości Naruto żył jako szczęśliwy i pewny siebie shinobi. Psia krew. Od kiedy ja zaczynam tak rozmyślać?
 - On mógł coś wiedzieć. - szepnął z powagą blondyn.
 - Ale my nie możemy udzielać wrogą takiej informacji. Ruszamy dalej. - zażądał. Uzumaki rzucił mi jedynie ostatnie spojrzenie nie wyrażające żadnych emocji i rozpłynął się w powietrzu by następnie pod wpływem jego kroków rozległy się po przestrzeni nieprzyjemne szelesty. Westchnąłem. To ja miałem wyruszyć pierwszy! Teraz muszę poczekać dobre piętnaście minut zanim ta grupka wystarczająco się oddali i dać pochłonąć się kolejnym niepotrzebnym myślą.
***
Spojrzałam za siebie. Prezentowała się tam główna uliczka Suny, była dość daleko, lecz i tak trudno było nie zauważyć nadmiaru ludzi jacy się nią przedzierają. Pośpiech w ich krokach był jeszcze bardziej podejrzany. Co się dzieje?
Zniesmaczona tym widokiem raz jeszcze przeniosłam wzrok na park. Nawet w pogodę zwiastującą burze pięknie się prezentował. Mimo to Konoha posiadała o wiele więcej przyrody jak i uroku, który zawsze przyciągał do siebie setki zagubionych ninja. Jestem nim również ja. Kiedy już uporałam się z dialogiem jaki przygotowałam w kierunku Uchihy, zaryzykowałam i postanowiłam skupić się na myślach o nim samym. Tajemniczy...jak zawsze. Czasem potrafił pokazać swą obojętną naturę, ale nie ukrywałam, że nieraz też zadziwiał mnie swych zachowaniem. W Yuki, kiedy to wykrzyczał, że nie chce abym skończyła tak jak ona. Podczas treningu gdy zaniósł mnie zapłakaną z powrotem do kryjówki. Po powrocie z miasta Natsuo - pamiętam dokładnie ten dzień. Był wściekły, nieopanowany, a jednak zebrał w sobie tyle siły by móc udzielić pomocy w odwiązaniu moich sznurówek. Osłonił mnie nawet swoim ciałem przed jednym marnym ostrzem. To było najbardziej zadziwiające. Ostatecznie, nawet gdyby Natuso trafił, ja bez problemu uleczyła bym tą ranę. A jednak...Sasuke widząc niebezpieczeństwo jakie mi grozi zaryzykował i przyjął je na siebie. Byłam tak rozjuszona, kompletnie nie wiedziałam co o tym myśleć. Niby to prosty gest, który jest zobowiązany uczynić każdy przyjaciel, ale mimo wszystko - to Sasuke. Człowiek uparcie twierdzący, iż nie posiada żadnych uczuć. Człowiek mściciel. A ja przez te wszystkie emocje, które narodziły się we mnie tak nagle wyznałam mu prawdę. 'Oczywiście, że się martwię' - powiedziałam wtedy, a następnie wtuliłam się w niego z płaczem. Głupia ja. Byłam wściekła na samą siebie za tą słabość, która ze mnie wyszła. Można powiedzieć, że zapomniałam o tamtej sytuacji, byłam świadoma tego, że nie wyzna mi swoich prawdziwych powodów. Starałam się zupełnie nie myśleć o tych sytuacjach jakie spotkały nas oboje. Aż do tego dnia ...aż do dnia, kiedy przytulił mnie czule zastrzegając abym była uważna.
'Martwisz się?'
'Tak.'
Kto by pomyślał, ze tak krótkie słowo wystarczy aby wywołać u człowieka miliony myśli i wątpliwości...przynajmniej uspokoił mnie co do jednego. Nie byłam samotna w tym zamartwianiu.
***
Przeciskałem się przez uliczki. Jedynie co miałem teraz na celu to maskowanie swojej obecności przed Naruto. I nie tylko. Skoro wezwali do Piasku Hokage wioski Ukrytej w Liściach nie podlegało wątpliwością to, iż są tu też inne ważne osobistości. Jak najszybciej chciałem dostać się do Juugo i zostać dobrze poinformowany. Irytował mnie fakt, iż prawdopodobnie pośród tych wszystkich zebranych tylko ja nie wiem co jest powodem całego zamieszania. Uparcie przytrzymywałem kaptur - nie chciałem by wiatr chociaż na sekundę złośliwie zsunął go na właściwe miejsce. Pech chciał, że hotel Eizo musiał znajdować się na drugim końcu wioski. Wściekły podróżowałem niemal dwadzieścia minut by finalnie dostać się do właściwego miejsca. Niespostrzeżenie minąłem budynek Kage, gdzie nagromadzenie ludzi było już nie do pojęcia. W tłumie wypatrzyłem nawet czerwień płaszczu Naruto, który stał i zaciekle dyskutował o czymś z członkami dawnej drużyny Gaary. Byłem zbyt zamyślony by móc przypomnieć sobie ich imiona. Po czasie stwierdziłem, że ten tłum działa na moją korzyść, przynajmniej nie przykuwam żadnej szczególnej uwagi.
Gdy moim oczom ukazał się już dach dobrze znanego hotelu, odetchnąłem w ulgą. Nienawidziłem Eizo, ale cieszyłem się, że miejsce naszego postoju jest tak dostojne i bogato wystrojone. Już przy wejściu w koszu, który stał obok czekały na mnie ręczniki. Był nawet krem do rąk. Zlekceważyłem kosmetyk i otarłem twarz świeżo pachnącym materiałem. Poczułem się znacznie lepiej. W progu przywitała mnie recepcjonistka. Nie przejawiając żadnych oznak kultury minąłem ją bez słowa i skierowałem się do właściwego pokoju. Mimo, że widocznie była to dobra znajoma Eizo i Sakura również jej ufała, ja wolałem pozostać tajemniczy póki nie znalazłem się na odpowiednim piętrze. Korytarz był pusty toteż na dzień dobry pozbyłem się płaszczu, pozostawiając na ziemi kilka mokrych śladów. Wyjrzałem za okno i w tym momencie przestrzeń dookoła przeszył rażący blask nie zaszczycający oczu nawet jedną sekundą.
Burza, pomyślałem zrezygnowany. To automatycznie przekładało nasz powrót. Kto jak kto, ale ja nie mam zamiaru podróżować w takich warunkach klimatycznych. Westchnąłem tylko wyrażając brak szacunku do pogody i ruszyłem we właściwym kierunku. Pokój Juugo. To on jest nadawcą listu, więc to on odpowie na wszystkie nurtujące mnie pytania. Serce biło coraz szybciej, całe moje ciało robiło się dziwne niespokojne z każdą sekundą, która zbliżała mnie do poznania prawdy. Ujrzałem wielkie dębowe drzwi i bez chwili zastanowienia zapukałem w nie kilka razy. Nie czekałem długo. Zobaczyłem twarz towarzysza wyrażającą istny spokój. Jednak kiedy doszło do niego kto właśnie przed nim stoi, zdziwił się:
 - Gdzie Sakura? - zapytał na wstępie, co nie za bardzo mi się podobało. Podszedłem do niego i potrząsnąłem mocno tak jakby ten czyn miał wyrzucić z niego odpowiedzi na każde pytanie.
 - Juugo. - zacząłem ostro. - Co się do cholery dzieje!? Co miał oznaczać ten list i jakie są problemy!?
Nagle drzwi do pokoju obok się otworzyły. Instynktownie puściłem płowo włosego obawiając się, iż to może być niczemu winny gość hotelowy, jednak widząc twarz drugiego kompana zacząłem żałować zaprzestania tego czynu.
 - Sasuke, dobrze, że jesteś! - Suigetsu podbiegł do nas gwałtownie. Jego reakcja, zdezorientowanie i wyrzuty doprowadziły mnie do szaleństwa. Niczego nie rozumiałem. Stanąłem jak wryty oczekując jakichkolwiek wyjaśnień.
 - Co się tu dzieje? - powtórzyłem spokojniej. - Możecie mi wytłumaczyć czemu tylu ninja zmierza do Suny?
 - Co? - Hozuki otworzył szerzej oczy przysłuchują się moim słowom.
 - Sądziłem raczej, że to od was usłyszę jakieś wytłumaczenia.
 - A skąd ja mam wiedzieć czemu oni wszyscy ... - przerwał jakby nagle coś go olśniło. Zmarszczyłem brwi dając mu znak by kontynuował, lecz tak jakby zagubił się w swoich myślach. Nagle stał się nieobecny. Wściekłem się. Nie miałem zamiaru tracić czasu na wyciąganie z niego informacji więc przeniosłem srogi wzrok na Juugo.
 - Sakura ci wszystko wyjaśni. - odparł tylko.
 - Gdzie ona jest?
 - W parku. - wtrącił Suigetsu spuszczając głowę. Słysząc te słowa myślałem, że oszaleje. W tym momencie wszystkie emocje, który powoli rozrastały się wewnątrz mojego organizmu wyszły ze mnie w owej chwili. Zaciśniętą pięścią chwyciłem kompana za płaszcz i uniosłem delikatnie do góry.
 - Co ona kurwa robi w parku!? Zabroniłem jej wychodzić samej!
 - Szefie spokojnie! - wyrwał się z mojego uścisku i usadowił z powrotem na stałym gruncie. - Ona...ona na pewno tam teraz siedzi. Na pewno nie chce ucieczki. Ona...czeka na ciebie.
 - Co? - niewiele z tego zrozumiałem. Suigetsu wziął głęboki wdech poprawiając jednocześnie naruszony stan swego płaszczu.
 - Kazała mi przekazać, że jak tylko przyjdziesz masz spotkać się z nią w parku. Ona chce tylko porozmawiać, nie wściekaj się.
 - W wiosce jest Naruto. - warknąłem zbliżając się do jego twarzy. - Przybyło tutaj dziś wiele ważnych osobistości, jak mam się nie wściekać? W każdej chwili ktoś może ją przyuważyć i ...
 - Po prostu tam idź. - przerwał mi szeptem. - To ważne. I nie wiń ją za to co zrobiła. I tak jest już wystarczająco zdołowana.
Oszołomiony słuchałem słów białowłosego. Nie zadziwiał mnie jedynie fakt, że ośmielił wejść mi w słowa w dodatku okazując taką lekceważącą postawę. Nie. Ja skupiałem się głównie na słowach dotyczących Sakury. 'I tak jest już wystarczająca zdołowana.' Ale czym? O ile wiem, gdy przed szpitalem straciłem nad sobą panowanie i ...oznajmiłem jej by była ostrożna nie wyczytałem z jej twarzy żadnych oznak podłamania. Była szczęśliwa. O tak. A ja byłem z tego dumny.
 - Co się stało? - odważyłem zapytać.
 - Idź do niej to się dowiesz. Wiesz gdzie jest ten park ...tuż obok szpitala.
Nie trzeba było mi powtarzać tego dwa razy. Zarzuciłem na siebie płaszcz i czym prędzej wybiegłem z hotelu. Z Suigetsu i Juugo policzę się później. Na następny raz będą wiedzieć, że należy dogłębnie przekazywać informację. Ludzi na ulicach było coraz więcej, a wszyscy dopychali się do siedziby Kage. Wściekły omijałem ich nie zważając na te zbulwersowane spojrzenie. Chciałem jak najszybciej ją ujrzeć. Ujrzeć jej wyraz twarzy i odczytać wszystkie zawarte w nim emocje by móc być spokojnym. Do głowy przychodziło mi milion scenariuszy, jednak zawsze jakaś jedna błahostka nie zgadzało się z resztą co automatycznie psuło całe dzieło. Przyśpieszyłem. Wcześniej droga zajęła mi dwadzieścia minut, teraz znalazłem się we właściwym miejscu w niecałe siedem. Kolejny blask przeszył niebo. Krytyczny stan pogody jest już nieunikniony. Byłem pewny, że za niecałe dziesięć minut Suna pokryje się intensywnymi kropelkami deszczu. To prawda. Powinienem być na nią wściekły za złamanie reguł. Ale z dziwnych powodów nie byłem. Teraz liczyło się tylko by zobaczyć ją ...całą.
 - Jest. - szepnąłem do siebie. Niedaleko na ławce przebywała szczupła kobieca sylwetka. Nie zważając na pogodę wpatrywała się w nieboskłon zupełnie pochłonięta rozmyślaniom. Moje serce odetchnęło, oddechy zaczęły powoli wracać do normy. Przystanąłem i ostatnie dwadzieścia metrów drogi przebyłem wolnym marszem. Kunoichi wzdrygnęła się. Zapewne wyczuła zbliżającą się chakre. Powolnym ruchem podniosła się do pozycji stojącej i spojrzała na mnie. Była jeszcze zbyt daleko bym mógł oczytać wszystkie kryjące się wewnątrz uczucia. Nabrałem do płuc powietrza. Z początku będę oazą spokoju. Wściekając się już na starcie nie dowiem się tego czego pragnę. Kiedy wszystko będzie już jasne rozpocznę prawdziwy atak. I nie będzie interesował mnie fakt iż jest 'już wystarczająco zdołowana'.
***
Przygryzłam dolną wargę. Byłam kłębkiem nerwów. Niby to widuję go codziennie, niby to znam go już tak dobrze, a jednak stojąc tu przed nim cholernie się bałam. Bałam się wielu rzeczy. Jedną z nich było właśnie odrzucenie mojej prośby. Wtedy Sasuke automatycznie zniszczył by wszystkie me nadzieje związane z jego zmianą. Ale ja i tak głęboko w nią wierzyłam. Wierzyłam, że w tej sytuacji ukryje tą sztuczną naturę zimnego drania. On nie jest taki...
 - Sasuke. - wyszeptałam tak jakbym na głos musiała poinformować swój umysł o obecności osoby, która stoi przede mną. Czułam jak wiatr bawi się moimi włosami, czułam te przyjemne powiewy, który mimo wszystko w tym wypadku nie napełniały mnie żadną dodatkową odwagą. To, że milczał dawało mi jeszcze więcej wątpliwości. Westchnęłam. Byłam poirytowana zachowaniem pogody, toteż odruchowo przeczesałam włosy by choć na chwilę pozbyć się denerwujących kosmyków, które utrudniały widoczność. Wyraz twarzy Sasuke - nie zmieniał się. Beznamiętność, brak jakichkolwiek emocji. Ja nie udawałam obojętności. Wpatrywałam się w jego oczy ze szczerymi uczuciami. Ze smutkiem pomieszanym z niewiedzą. Tak jest zawsze! Samotne rozmyślania przynoszą tyle propozycji na rozpoczęcie rozmowy, jednak kiedy ów konwersacja nareszcie przybywa...co robię? Stoję jak idiotka, trzeci raz starając sobie przypomnieć scenariusz. Niedawno wymyślony scenariusz.
 - Co się dzieje? - niemal podskoczyłam na dźwięk jego głośnego i stanowczego tonu. To nie miało tak być. Fakt, że to on zaczął rozmowę, utrudnia mi wszystko w większym stopniu.
 - Chciałam porozmawiać. - odparłam.
 - O czym?
'Żebym ja to wiedziała', Nie widząc sensu w jąkaniu się i wymyślaniu tytułu dla tego spotkania zamilkłam wypełniona otuchą. Otuchą, która nagle podaruje mi milion pomysłów na podtrzymanie tematu.
 - Sakura. - Uchiha zaczął się niecierpliwić. Kątem oka przyuważyła jak zaciska jedną pięść. Ewidentnie stoi przede mną zupełnie inny człowiek. Nie ten, który przed szpitalem przytulił mnie i z troską zastrzegał przed niebezpieczeństwem.
 - Chcę ci powiedzieć dużo rzeczy. - wydusiłam w końcu.
 - Jakich? I dlaczego u licha jesteś tutaj sama? Przecież mówiłem ci, że jeśli chcesz gdzieś wychodzić to musi ci towarzyszyć Juugo albo Suigetsu.
 - Musiałam pomyśleć. W ich towarzystwie było by to trudne. - napięta atmosfera wisiła w powietrzu. Tak. Był wściekły za ten wyczyn, ale mogę mu zagwarantować, że kiedy usłyszy wszystko to co mam mu do przekazania kompletnie zapomni o tym wybryku. - Nie. Jak widzisz nie miałam w planie ucieczki. - dodałam widząc jego zamyślenie.
 - Nic nie powiedziałem. - odrzekł patrząc na mnie.
 - Zapewne zastanawiasz się dlaczego tylu ludzi wzywanych jest do Suny? - zapytałam ignorując jego poprzednią uwagę. Ile bym oddała by ostudzić w nim ten gniew. Lecz nie uciekłam. Siedziałam tu grzecznie robiąc to co postanowiłam - rozmyślając. Więc jakim prawem się na mnie wścieka?
Czarnookiego zainteresowała moje uwaga. Wyraźnie spoważniał, ale również zdawało mi się, że teraz bardziej wda się w dyskusje.
 - Wiesz dlaczego? - wydawał się być zdziwiony tym, że posiadam taką wiedzę. Bez wahania przytaknęłam obserwując tym razem czubki moich butów. Nie mam zamiaru patrzeć w jego oczy - nie teraz. - O co chodzi?
 - O wojnie. - słowa te wypowiedziałam z obawą, strachem, ale również niezwykłą pewnością, która posiadałam co do tego wydarzenia. Nie widziałam reakcji Sasuke, lecz spostrzegłam jak jego ciało drgnęło. Ciarki przeszyły moje plecy, gdy wykonał krok w przód. Miedzy mną, a jego torsem było już tylko pół metra odległości.
 - Jaką wojnę? - warknął. - Sakura, co ty zrobiłaś?
 - Ja? - prychnęłam z pogardą. - Gdyby to zależało ode mnie na pewno nie zrobiła bym czegoś tak głupiego jak ten człowiek. Na pewno nie zabiłabym kogoś, a następnie opuściła wioskę nie interesując się dalszymi losami.
Na krótką chwilę nasze spojrzenia spotkały się. Oczy Sasuke były szeroko rozwarte. Ogarnęło go zdumienie. Nic dziwnego. Będąc na jego miejscu również nic bym nie rozumiała. A snując swoje włosy domysły jeszcze bardziej bym się przeraziła.
Sasuke podniósł głos:
 - O czym ty mówisz do cholery? Jaka wojna? Jaka śmierć? Sakura ...
 - Nie chcę żadnej wojny. - powiedziałam szczerze raz jeszcze wlepiając wzrok w zupełnie inny punkt. - Jednak ciesze się, że jest ona tutaj, a nie w Konoha. Tak czy inaczej... - przerwałam i podeszłam do niego. Odległość metrów, centymetrów, milimetrów...zmalała do zera. Położyłam rękę na jego ramieniu i odważyłam zatopić w czerni. Akurat ta informacja nie jest niczym upokarzającym dla mnie. Nie czułam wstydu ani obawy. Napełniłam płuca powietrzem. - Ktoś zabił Natsuo.
Oszołomiłam go. Na krotką chwilę zamarł w bezruchu trawiąc dokładnie tą informację. Nie wydawał się jednak być tak zdumiony jak przypuszczałam. Spodziewałam się furii, niedowierzenia, myślałam, że Uchiha napełni się gniewem, który będzie w stanie zniszczyć wszystko wokół. Jednak on...zdziwił się, a następnie jego wyraz twarzy wrócił do normy. Nadal był trochę ogłupiały, zapewne dlatego, że nie znał jeszcze dokładnie końca tej historii.
Coś mi nie pasowało.
 - Wiesz kto to zrobił? - zapytałam niewiele myśląc.
 - Nie. Skąd mam niby wiedzieć?
 - ..Spodziewałam się innej reakcji. - przyznałam. Sasuke prychnął zdejmując moją dłon ze swojego ramienia. Ten gest pogrążył mnie w jeszcze większym smutku.
 - Nie obchodzi mnie Natsuo.
 - O ile wiem znaliście się dość długo...
 - I co z tego?
 - Przecież wykonywałeś dla niego zadania. Przeganiałam z tobą członków Akatsuki z jego miasta. Powiedziałeś mi wtedy, że robisz to dla pieniędzy. Dlaczego nie przejąłeś się jego śmiercią skoro to oznacza koniec twoich dochodów?
Byłam spokojna, ale i tak mówiłam dość idiotycznym tonem. Dziwiłam sie sama sobie za tą nagłą błyskotliwość, która mnie dopadła. Może i temu, że jeszcze niedawno wspominałam właśnie spotkanie z Deidarą, wspominałam również zdarzenie z 'kolegą' Natsuo jak i również spotkanie z Eizo. Sasuke był bardziej oszołomiony niż ja sama. Milczał dłuższą chwilę maltretując wzrokiem ławkę, która znajdowała się tuż obok.
 - Jest jeszcze wielu innych. - powiedział w końcu. Widząc, że chcę coś wtrącić, dodał: - To jest powodem przybycia tutaj tych wszystkich ninja?
 - Tak jakby. - mruknęłam. Od tego momentu mój głos zaczął się łamać. Raz jeszcze zmuszona byłam wypowiedzieć tak okrutne słowo. - Jego ludzie. Ci z miasta, zapowiedzieli wojnę Sunie! Gaara szuka mordercy, a stwierdzono, ze już dawno opuścił wioskę! Jeśli się nie znajdzie tu będzie wojna i Orichi ... - przerwałam gwałtownie zdając sobie sprawę jakie imię wymówiłam. Zdezorientowana spojrzałem na Sasuke, który nadal pogrążony był w zdziwieniu. Zmarszczył brwi dopiero po przetrawieniu ostatniego słowa, którego nie znał.
 - Orichi? - powtórzył podejrzliwie.
Westchnęłam. Skoro i tak mam zamiar przekazać mu wszystko co robiłam do tej pory za jego plecami, dlaczego teraz mam zmyślać idiotyczne historyjki?
 - To chłopczyk ze szpitala.
 - To ten o, którym mówił Suigetsu?
Przytaknęłam. Nadchodzi ten najgorszy moment. Zacisnęłam oczy, a kiedy je otworzyłam czarne tęczówki zniknęły. Ich miejsce zastąpiły moje buty.
 - O nim też chciałam z tobą porozmawiać.
 - Nie pozwolę ci go odwiedzić. - odparł sucho nie pozwalając mi dość do słowa. To uwaga wprowadziła mnie w zupełnie osłupienie.
 - Nawet nie wiesz co mam do powiedzenia!
 - Ale podejrzewam.
 - O co ci chodzi? - warknęłam wściekle.
 - Zanim wyruszyłem na trening widziałem jak martwisz się o tego bachora ze szpitala, prędzej czy później wiedziałem, że spytasz się mnie czy możesz go odwiedzić. Sądziłem nawet, że zrobisz to zanim wyruszę, ale ...
 - Nie nazywaj go bachorem! - nie wiem co mną zawładnęło. Zdałam sobie sprawę tylko z tego, że twardym krokiem podeszłam do Sasuke trącąc go rękoma do tyłu. Nie był to może silny cios, lecz coś czego się nie spodziewał. Dzięki temu znacznie zyskałam na sile.
 - Odbiło ci!? - podniósł głos, jednak nawet ten fakt mnie nie zniechęcił.
 - Nie! Nie odbiło! Chociaż raz wysłuchaj mnie do końca.
 - I tak się nie zgodzę.
Cichy charkot wydobył się z moich zaciśniętych zębów. Wściekłam się. Jeszcze dosłownie minutę temu z obawą  doglądałam się jego oblicza i starałam się składać tak żeby nie przełamać zaufania na, którym tak bardzo mi zależało. W tym momencie - wszystko prysło. Wypełnił mnie zapał do wykrzyknięcia każdego wydarzenia jakie miało miejsce pod jego nieobecność i to z wyraźną dumą.
Wzięłam głęboki wdech. Potrzebowałam odrobiny spokoju.
 - Nie potrzebuje twojej zgody. - wydusiłam z gniewem, którego nie zdołałam ugasić. - Dla twojej wiadomości już dawno to zrobiłam.
Czarne tęczówki w, których nie raz mogłam się zatopić zmniejszyły się maksymalnie nasłuchując moich słów.
 - Jednak to nie tak jak myślisz. - ciągnęłam chcąc wyzbyć się wszystkiego co leżało mi na sercu. - Orichi poznał mnie podczas gdy ty zdobywałeś truciznę.
 - Poznał cię!? - wrzasnął. Napełniła go furia. Uchiha zaczął zbliżać się w moją stronę z niebezpiecznie szybką prędkością. Odruchowo cofnęłam się krok w tył, lecz od razu tego pożałowałam. Chwycił mnie za płaszcz i pociągnął bliżej siebie. Nasze twarzy dzieliły milimetry. Poczułam jak moje serce przyśpiesza. Teraz? Teraz w takiej chwili musi dawać o sobie znać coś, czego tak bardzo nienawidzę. - Co to ma wszystko znaczyć? - dodał.
 - Wpadł na mnie. Kiedy na niego popatrzyłam od razu mnie poznał. Opiekowałam się nim przed długo czas więc nie miał z tym żadnego problemu. Razem z Suigetsu odwiedzaliśmy go codziennie i ...
 - Czy ty kompletnie oszalałaś!? - krzyknął tak głośno, że aż poczuła jego slinę na swoim policzku. Próbowałam się wyrwać, jednak miałam za mało siły. Warknęłam wściekle dając znak aby mnie puścił.
Zlekceważył to.
 - On nikomu nic nie powie! - zapewniłam.
 - I mam niby wierzyć jakiemuś gówniarzu, tak!?
 - Przestań się tak o nim wyrażać!! - kolejne napady furii obdarowały mnie nadludzką siłą, jednak nawet ta nie starczyła by ponownie móc stać się wolną. - Puszczaj mnie!
 - Nie. Najpierw chcę żebyś wszystko mi wytłumaczyła.
 - Ale tobie nie da się nic wytłumaczyć! Sam zobacz co robisz!
 - Robię to bo po raz kolejny dałem się wrobić w te twoje głupie gierki. Już wiem dlaczego Naruto zmierzał do Suny, ten bachor zapewne wszystko już wygadał!
 - Naruto zmierza do Suny? - powtórzyłam zaskoczona ignorując obelgę jaka padła na mojego przyjaciela. Uchiha westchnął, lecz jednocześnie wzmocnił uścisk. W jego oczach ponownie zawitały iskierki nienawiści. Dojrzałam się tego chłodu i obojętności.
Wtedy mnie olśniło.
 - Gaara go wezwał w związku z tą wojną!
 - Nie obchodzi mnie po co go tu wezwał! Pożałujesz tego co zrobiłaś! - wrzasnął.
 - A co ja takiego zrobiłam!? - ani na moment nie zamierzałam odpuszczać. W głównej mierze nie doszłam nawet do punktu kulminacyjnego. - Orichi nic nie wie o Tace. Nawet nie zna prawdziwego imienia Suigetsu. Myśli, że nazywa się Osamu, zresztą on bardzo go polubił. To on poinformował nas o tej wojnie!
 - Ten mały? - skrzywił się. W odpowiedzi prychnęłam głośno.
 - Nareszcie jakieś minimalne przejawy kultury.
 - Radziłbym nie pogarszać swojej sytuacji. Ten mały poinformował was o wojnie? - powtórzył pytanie. Niechętnie skinęłam głową starając się uniknąć jego spojrzenia.
 - Skąd o tym wiedział?
 - Ma na imię Orichi. A dowiedział się przez przypadek podsłuchując prywatnego lekarza Gaary.
 - I mam uwierzyć w tą bajeczkę?
 - Sasuke! - krzyknęłam ostatkiem sił i podjęłam kolejną próbę uwolenienia się. Ku memu zdziwieniu tym razem odpuścił. Gwałtownie cofnęłam się kilka kroków w tych nie chcąc aby ta sytuacja kiedykolwiek się powtórzyła. Był stanowczo za blisko...
 - Czego?
 - Przecież nic się nie stało. Powiedziałam Orichi'emu, że jestem na tajnej misji, a on w to uwierzyłem. Zrozum ... - przerwałam by poprawić kaptur. Mój głos powoli zaczął się łamać do czego nie mogłam dopuścić. Odchrząknęłam. - Porwałeś mnie z Konohy, przez ciebie już tyle czasu nie widziałam przyjaciół, a kiedy zobaczyłam Orichi'ego ...nie mogłam odpuścić. Miałam okazję go spotkać, dotknąć ...miałam okazję porozmawiać z kimś kogo znam tak długi czas.
Uchiha zamilczał. Pragnęłam dodać o wiele więcej. Powiedzieć wszystko co znajdowało się wewnątrz mnie, lecz powstrzymałam się. Jak na razie tyle informacji mu wystarczy.
 - Skoro znasz go z wioski, skąd wziął się w Sunie?
 - Zwolnił miejsce w domu dziecka dla nowej dziewczynki. Przysłali go tutaj. Ale chcę zabrać go z powrotem do wioski.
 - Co!? - zobaczyłam jak raz jeszcze podejmuje się uchwycenia mojego płaszcza, jednak w ostatniej chwili zrezygnował chwytając się za głowę. - Ty całkiem oszalałaś!? Myślisz, że ci na to pozwolę!?
 - Miałam nadzieje ...
 - Nadzieja matką głupich!
 - No to może jestem głupia i naiwna, ale przynajmniej mam odwagę spróbować. - broniłam dalej swoich racji. Nie potrafiłam uwierzyć w jego postawę. 'Bachor, gówniarz, oszalałaś, radziłbym nie pogarszać swojej sytuacji...' - nawet na myśl mi nie przyszło, że takie słowa padną dzisiejszego dnia z jego ust.
 - Dlaczego chcesz go zabrać do Konohy? - zapytał nagle spokojniejszym głosem.
 - Pomyśl geniuszu! - warknęłam z sarkazmem. - Jest wojna! Chcę go przed tym ochronić. Nie mam zamiaru zaprowadzać go do Konohy osobiście bo akurat o to byłam pewna, że się nie zgodzisz. Myślałam, że Juugo albo Suigetsu ...
 - Jesteś głupia. - skomentował. Poczułam ostry i przenikliwy dreszcz.
 - Co ty powiedziałeś!?
 - To co słyszałaś. - chłód i obojętność w jego tonie zmroziły moją krew. Poczęłam stawiać kolejne kroki kierujące mnie w przeciwną stronę. Chciałam stąd uciec. Nie chciałam oglądać tej perfidnej, zimnej twarzy. - Jesteś porwana przez moją organizację, dodatkowo służysz nam z przymusu! Myślisz, że z takiej racji pozwolił bym ci na coś takiego!? Masz leczyć moich ludzi, a nie ratować jakieś bachory.
 - Ty...!! - zaczęłam, całkowicie tracąc panowanie nad sobą. Gdy unosiłam już rękę by obdarować go siarczystym policzkiem, on wykorzystał to i chwycił mój nadgarstek przyciągając do siebie. - Puszczaj mnie debilu!
 - Zamknij się. - pisnęłam czując jak jego uścisk stopniowo się wzmacnia. - Wracamy do Suigetsu i Juugo.
 - Ja nigdzie nie wracam bez Orichi'ego! - oświadczyłam machając ręką na wszystkie strony. Oczywiście moje czyny poszły na marne, a tylko naniosły na mnie dodatkowe zmęczenie. Byłam załamana. - Kim ty jesteś? - zauważyłam cień zdumienia na jego twarzy.
 - Kim ty jesteś do cholery!? - kontynuowałam nie bacząc na jego reakcję. - Bo na pewno nie tym Sasuke z, którym rozmawiałam tydzień temu!
 - Daruj sobie. - usłyszałam jego ostry ton. Tego było za wiele. Oczekiwałam czegoś zupełnie innego. Sądziłam, że po tym jak tak niespodziewanie wziął mnie w ramiona oświadczając, że się martwi jego zachowanie względem mnie znacznie się zmieni. Myliłam się. W owej chwili zaprzestałam walki. Pozwoliłam słonym łzą spływać po mojej twarzy.
Nagle przypomniały mi się słowa Kakashi'ego.
'Sasuke stał się mordercą. Dominuje w księdze bingo. Nie jest on osobą, którą kiedyś znaliście' - Naruto oczywiście rozpoczął prawdziwą kłótnie, ja z kolei obserwowałam to z milczeniem. Moim jedynym celem po usłyszeniu tej informacji było wymazanie tego osobnika z pamięci. Ale przecież on taki nie był ...przecież przez pierwszy miesiąc pobytu w Tace zauważyłam nawet z Suigetsu pozytywną zmianę w jego zachowaniu...
Upadłam na kolana nie zważając na mój nadgarstek, który cały czas zakleszczony był w jego pięści. Ukryłam twarz w drugiej dłoni.
 - Jesteś potworem.
***
Jej cichy szept doszedł do moich uszu. Wzdrygnąłem się. Chociaż cały czas podczas owej konwersacji nie mogłem pozbyć się denerwujących skurczów, to ta reakcja przebiła wszystkie poprzednie. Zrezygnowany puściłem jej rękę, która opadła na ziemie jak gdyby należała do szmacianej lalki. Po przestrzeni rozległ się jej szloch. Cichy, kobiecy pomruk świadczący o wewnętrznym bólu. Byłam naprawdę tym wszystkim rozjuszony. Nie tylko jej wystęmpkami i kłamstwami jakie kierowała w moją stronę. Gniew przysłonił się zdezorientowaniem i mnóstwem innych uczuć, których ja nie rozpoznawałem. A może w ogóle nie chciałem ich poznawać? Pokręciłem wściekle głową wydając z siebie cichy charkot.
 - Miałam nadzieje, że chociaż na tyle się zmieniłeś. - mówiła dalej głosem przepełnionym rozpaczą. Po cholerę uświadomiłem jej, iż coraz częściej płacze? Po to aby zaprzestała tych czynów i uniosła się swoją dumą. Powoli dochodziło do mnie, że wcale nie wypowiedziałem tego by ją urazić. Zwyczajnie nie chciałam już nigdy więcej oglądać jej w takim stanie.
Spuściłem wzrok. Ujrzałem kaskadę różowych włosów, które swobodnie opadały na dół mocząc się w krystalicznych kroplach.
Zamknąłem oczy. Oczyściłem umysł. Raz jeszcze postanowiłem podjąć tego ryzyka, tak jak na Uchihe przystało. Zadecydowałem ulegnąć tym nieznanym uczuciom. Wdarłem się do swojego serca krzycząc głośno 'Jednak chce was poznać'.
Czekałem...
Czekałem, aż w końcu coś się stanie. Mój organizm jakoś zareaguje. Zdziwiłem się, gdy przez dłuższą chwilę nie wykonałem żadnego ruchu. Przecież to zawsze działało przeciwko mnie, a teraz!? Raz jeszcze napełniłem płuca świeżą dawką powietrza.
Nagle moje kolana skierowały się w dół, jednak to nie była spawka 'tego czegoś', to ja w pełni świadomy moich ruchów nie zamierzałem poprzestać. Jej twarzy nagle znalazła się na mojej wysokości. Uniosłem rękę. Chwila wahania, niespokojny oddech, który roznosił się po przestrzeni. Wtem poczułem, że ów dłoń robi się wilgotna. Automatycznie zarzuciłem wzrok na Sakurę, sądziłem, że to jej łzy, lecz myliłem się. Jak na zawołanie nieboskłon wypuścił na wolność kolejne fale deszczu, które tym razem wyzbyły ze mnie resztki negatywnych emocji. Ponowiłem ruchy. Ujrzałem jak zadrżała gdy delikatnie odsunąłem kosmyki jej włosów. Podniosła wzrok patrząc na mnie z wyrzutami. Nie. Nie potrafiłem tak. Gwałtownie odsunąłem rękę. Gdy róż zasłonił oblicze przepojone cierpieniem, szybkim i sprawnych ruchem ująłem jej twarz w dłonie i przybliżyłem tak aby móc stykać się z nią czołami. Raz jeszcze zamknąłem oczy. Chciałem zlekceważyć wszelkie wybuchy złości z jej strony. Jednak ona siedziała spokojna. Nadal cicho szlochała, a jej serce biło nie naturalnie szybko.
 - Przestań. - szepnęła w końcu delikatnie się poruszając. Nadal jednak miałem ją blisko siebie.
 - To ty przestań. - odparłem. - Przestań się mazgaić...nie lubię tego.
 - Więc przestań dawać mi do tego powody.
 - Więc przestań mnie zmuszać do dawania tych powodów.
 - Do niczego cię nie zmuszam. - Poczułem w żołądku znajomy skurcz lęku. Stres i napięcie - zmory mego życia. Chwilę temu obawiałem się zatopić w soczystej zieleni jej tęczówek, lecz w owym momencie wręcz tego łaknąłem. Pożądałem tego niewinnego spojrzenia, który jednocześnie miał w sobie tyle siły. Chciałem ocenić stan jej uczuć, popatrzeć tak aby w jednej chwili znaleźć metodę na pozbycie się obecnego stanu Sakury.
 - Mówiłeś mi ... - zaczęła nagle próbując się wyrwać, lecz ja stanowczo jej tego zabroniłem swoim mocnym uściskiem. Było mi przyjemnie. Przyjemnie z tym ciepłem jakie z niej emanowało. - Mówiłeś mi, że ludzie Natsuo są beznadziejnymi Shinobi. Tak właściwie w ogóle nie zaliczają się do tej grupy, jednak...skoro odważyli się wypowiedzieć wojnę to jednoznacznie wskazuje, że coś knują. Może chodzić o te protezy...
 - Postaram się dowiedzieć. - wszedłem jej w słowo, walcząc uparcie z samym sobą. Ostatecznie mój ton nabrał zimnego brzmienia.
 - Jak?
 - To już mój interes. - zakomunikowałem. Co dobre, szybko się kończy. Wedle powiedzenie powstałem ciągnąc jej rękę ku górze. - Wracamy do Juugo i Suigetsu.
 - Nie chcę! - krzyknęła. - Boję się o Orichi'ego!
 - Nic mu nie będzie.
 - Skąd ty to możesz wiedzieć co!? - finalnie spojrzała w moje oczy, lecz nie z takimi emocjami jakich oczekiwałem. Podniosła głowę mierząc mnie wzrokiem wypełnionym furią i determinacją.
 - Jeśli ludzie Natsuo będą chcieli się zemścić to zapewne na mordercy, a nie na pacjentach szpitala. - odparłem spokojnie.
 - On nie jest pacjentem. Przesiaduje tam całymi dniami bo w Domu Dziecka go ...biją, dokuczają mu. Ty nic nie rozumiesz, jak zwykle!?
 - Skończ to przedstawienie i chodź. - kątem oka zerknąłem w kierunku głównej ulicy wioski, która przepełniona była nowo przybywającymi osobistościami. Nie spodobał mi się fakt, iż zwracamy na siebie uwagę kilku z nich.
Haruno prychnęła.
 - Powiedziałam już, że nigdzie nie idę.
 - Nie denerwuj mnie. - warknąłem przez zaciśnięte zęby.
 - Możesz iść. - machnęła ręką próbując wstać, lecz widząc jak marnie jej to idzie z powrotem ułożyła się na moknącym gruncie. Coraz bardziej rozjuszony pociągnąłem ją gwałtownie do góry.  - Co robisz, kretynie!?
 - Ostatni raz grzecznie mówię, abyś szła. - zakomenderowałem. Zaśmiała się kpiarsko z mojego surowego polecenia.
Tego było za wiele.
Nie chodziło wcale o to, że nie potrafiłem ogarnąć jej zachowania. Potrzebowałem świętego spokoju, ciszy, która pozwoli mi wszystko przemyśleć. Ponieważ propozycje, które w tej chwili podrzucała mi moja świadomość były karygodne. Właściwe wstydziłem się tego, iż one w ogóle nadeszły.
Raz jeszcze kucnąłem tak aby znajdować się na jej wysokości. Po jej twarzy przeleciał cień zdziwienia, lecz nadal pełna wyrzutów i złości odwróciła naburmuszoną głowę. Przybliżyłem się czując jej niespokojny oddech na moich policzkach. Zrobiło mi się gorąco, jednak mimo to nie zrezygnowałem ze swoich poczyniań. Powtórka sprzed ponad siedmiu lat? O tak, lecz tym razem bardziej brutalna.
 - Przepraszam. - szepnąłem. Teraz jednak przegrałem walkę i mój głos wyraźnie zadrżał, Sakura podniosła gwałtownie wzrok patrząc na mnie w osłupieniu. Zagłębiłem się w zieleń, ale nie trwało to długie. Nie minęła sekunda a powieki natychmiast je przysłoniły. Sakura tracąc świadomość upadła na kolana. Tak. Ogłuszyłem ją. Jednak dlaczego teraz postanowiłem ją uprzednio przeprosić? Siedem lat temu nawet nie myślałem aby to zrobić. Wymamrotałem 'Dziękuje', chociaż tak naprawdę nie miało ono większego znaczenia. Teraz jednak czułem, że muszę powiedzieć coś więcej. Chciałem aby z moich ust wydobyło się słowo...coś znaczące.
Cicho wzdychając wziąłem ją na ręce. Cała złość z jej twarzy nagle wyparowała i ustąpiła miejsca opanowaniu. Jej oczy nadal były czerwone i podkrążone przez wypełniające je krople łez.
 - Przepraszam. - powtórzyłem na głos. Pragnąłem aby słowa coś znaczył, więc dlaczego do cholery mówię je wiedząc, że nie jest w stanie ich usłyszeć. Zielonooka poruszyła się niespokojnie, a ja nie tracąc więcej czasu zignorowałem zdumione spojrzenia kilku przyglądających się osób i ruszyłem przed siebie mocno ją trzymając.

 - Coś ty jej zrobił!? - usłyszałem za sobą, gdy już miałem otwierać drzwi prowadzące do jej pokoju. Warknąłem wściekle obracając się w stronę towarzysza.
 - Za dużo gadała. - odrzekłem.
Suigetsu uderzył się delikatnie w czoło kręcąc głową z politowaniem.
 - Mam rozumieć, że propozycja została odrzucona?
 - A myślałeś, że się na to zgodzę? - prychnąłem. Hozuki pokręcił przecząco głową i już miał kierować się z powrotem do swojego lokum, lecz ja pewnie wkroczyłem mu na drogę. - Pożałujesz tego, ze odwiedzałeś tego bachora razem z nią.
 - Podejrzewam. - powiedział. Byłem w szoku zdając sobie sprawę, iż nie dostrzegłem w nim nawet odrobiny jakiegoś zaskoczenia. - Widziałem, że to było dla niej bardzo ważne więc się zgodziłem. - mówił wbijając w nią wzrok. - Możesz mi nie wierzyć, ale ona chciała cię poinformować i prosić o zgodę jeszcze w pierwszy dzień po twoim odejściu do Madary, ale ciebie nie było. Wtedy się dowiedziała, że zostajesz i niego na dłużej i postanowiła zaryzykować. Ah. Nawet w szpitalu dopadły ją wątpliwości, prosiła mnie abym wysłał kruka z listem w ,którym poinformuje cię o swoich czynach, ale ja się nie zgodziłem sądząc, że w sumie nie masz jak dowiedzieć się o tym co robiliśmy. Potem dowiedzieliśmy się o tej wojnie i Sakura postanowiła...
 - Wiem. - przerwałem mu 'sucho', raz jeszcze analizując wszystkie informacje jakie dostarczono do mojego mózgu.
Suigetsu milczał. Nie ominął mnie, lecz nadal stał w tym samym miejscu przypatrując się wyrazowi mojej twarzy.
 - To i tak nie zmienia faktu, że nie powinieneś na to pozwalać. - dodałem.
 - Szefie, zabraliśmy ją z wioski i to po części moja wina. W końcu razem z Juugo ją spotkaliśmy, jednak...chyba nie było jej w wiosce tak źle jak twierdził Juugo skoro bardzo tęskniła za przyjaciółmi. Myślałem, żeby chociaż raz umilić jej...
 - Nie jesteś tutaj od umilania jej czasu. To tylko Medyk.
 - Przyzwyczaiłem się do niej i polubiłem. - przyznał lekko zawstydzony. Kolejne prychnięcie wydobyło się z moich ust. - Tak na marginesie ... - dodał już z mniejszą dawką entuzjazmu. - Muszę z tobą poważnie porozmawiać.
 - O co chodzi? - zmarszczyłem brwi. Analizując wyraz jego twarzy, najwyraźniej miała to być następna dołująca informacja.
 - O Konohe.
 - Konohe?
 - Potem porozmawiamy. Ej...ty wiesz kto zabił tego Natuso? - wymamrotał specjalnie zmieniając temat. Odpuściłem mu wiedząc, że prędzej czy później dojdzie do tej rozmowy.
 - Nie, nie wiem. - warknąłem.
Miałem serdecznie dość tego wszystkiego. Minąłem go i raz jeszcze ponowiłem próbę otwarcia drzwi do pokoju Haruno. Tym razem nikt nie przerwał mojego działania. Delikatnie usadowiłem ją na łóżku zakrywając kołdrą. Nazajutrz będzie wściekła, a ja tego nie chciałem...I nie chodziło już tutaj o zwykle komplikacja. Tak. Przyznaję się. Wiele radości przynosi mi świadomość, iż nasze stosunku zmierzają ku dobrej drodze. Od tego momentu, jednak zawaliłem całą konstrukcję jaką zdołaliśmy już zbudować.
Odruchowo sprawdziłem czy przypadkiem przez natłok tych wszystkich myśli nie zagubiłem klucza do mojego pokoju. Odetchnąłem z ulgą. Jest. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła osiemnasta. Ostatni raz zerknąłem na spokojnie śpiącą dziewczynę po czym bezszelestnie opuściłem pomieszczenie.
Następnego dnia od razu po przebudzeniu wykonałem wszystkie poranne czynności. Zadecydowałem. I chociaż było to lekkomyślne, idiotyczne zachowanie w żadnym stopniu nie zaliczające się do cechy osoby, którą jestem podjąłem już ostateczną decyzję. Nie zwróciłem szczególnej uwagi na to czy reszta członków Taki się obudziła. Narzuciłem na siebie płaszcz, przeczesałem ręką włosy doprowadzając je do jakiegoś porządku. Kierował mną impuls, chwila, nagły przypływ i prąd, chcący uratować moją sytuację. Jestem głupcem, totalnym kretynem, lecz dalej mknąłem przed siebie. Opuściłem hotel nie patrząc za siebie. W Sunie nadal panował tłok co znacznie utrudniało mi moje zadanie. Prawdę mówiąc, nie posiadałem żadnego konkretnego planu, tak jak mówiłem kierował mną impuls.
Po dziesięciu minutach przyśpieszonego chodu dotarłem na miejsce. Suigetsu i Sakurzę jakoś się udawało więc ja również nie powinienem mieć z tym najmniejszego problemu. Nie myślałem teraz o niczym szczególnym, zwyczajnie przekroczyłem prób rozglądając się po otoczeniu. Ludzi nie było sporo, jednak wystarczająco aby zatuszować moją obecność. Recepcjonistka ku memu zdziwieniu nie zwróciła na mnie żadnej uwagi. Uspokoiłem się trochę wiedząc, że jak na razie wszystkie idzie idealnie. Cholera wiedziała na które piętro mam się udać, dokąd skierować. Obchodziłem wszystkie poziomy po kolei szukając jakiś znaków szczególnych. Ostatecznie doszedłem do korytarza w, których przez otwarte drzwi do sal pacjentów widziałem dzieci. To dobry znak.
W tym momencie moim oczom rzucił się obraz samotnego chłopczyka. Siedział na krześle machając nogami, które nawet nie dosięgały podłoża. Poczułem pewnie zaufanie względem tego malca. Może zdobędę jakieś potrzebne informację, lecz najpierw zaryzykuje. Przeleciałem bacznym wzrokiem teren i poprawiłem płaszcz. Jestem w cholernie ryzykownym miejscu, którym w dodatku gardzę na wszelkie możliwe sposoby. Powolnym krokiem zacząłem podchodzić do chłopca. Kiedy byłem już wystarczająco blisko nabrałem do płuc powietrza by wypowiedzieć to jedno imię, które całą noc krążyło po mojej głowie.
 - Orichi?

2 komentarze:

  1. Rozkleiłam się, czytając tą notkę. Naprawdę. ;____; Jest w niej tyle emocji.
    Najpierw spotkanie ze smutnym Naruto po stracie dziecka. Potem to zachowanie wobec Sakury. Nie spodobało mi się i było mi smutno, gdy ona zaczęła płakać. A przecież chodziło tylko o bezpieczeństwo małego chłopczyka. Wiedziałam jednak, że Sasek się ogarnie, ale nigdy nie spodziewałabym się przeprosin z jego strony. Bardzo się zmienił od czasu przybycia Haruno do Taki. Jest zupełnie innym człowiekiem.
    Cieszyłam się jak głupia, gdy dowiedziałam się, że poszedł szukać Orochiego. Może jego też polubi. ^^ Oj Sasek, Sasek.

    OdpowiedzUsuń
  2. jak dla mni fajna notka ale nie moge przyzwyczaić się do Sasuke ,ktory stał sie taki opiekuńczy i dobry.Jak dla mnie Sasuke wygląda ciekawiej jak jest trohe brutalny bo tak to mi wogóle nie przypomina siebie ,czyli mordercy, który w anim chciał nawet zabić Sakurę i to dwa razy. Oto moja uwaga pozdrawiam (zakręcona)

    OdpowiedzUsuń