Z
dedykacją dla wszystkich czytelników! ; **
Kolejny
dzień. Tego dnia czułam jakąś obcą i nową energię, która kazała mi korzystać z
każdej danej mi sekundy. Carpe diem, mówiła. Carpe Diem...Cholera wiedziała
skąd przybyła, ale nosiłam ją w sobie z czystą przyjemnością. Już po
zaścieleniu łóżka i wykonaniu wszystkich porannych czynności zaraziłam nią
sprzątaczkę, która przybyła by zabrać pościel. Stwierdziła, że jestem bardzo
pocieszną osobą i pełną szczęścia. Jeśli chodzi o ogół mojego życia, mogłam z
miejsca zaprzeczać, zbulwersowana jej domysłami. Jednak, jeśli w grę wchodzi
ten oto moment, muszę przyznać z dosyć dziwnymi uczuciami, iż to prawda.
Powinnam się wstydzić? W wiosce czekają na mnie Naruto, Hinata, Kiba,
Shikamaru, Sai ...wiele, wiele innych bliskich mi osób, a ja z uśmiechem na
twarzy oznajmiam swoim myślą, że jestem szczęśliwa. Ale jestem! Naprawdę!
- Dobra. Koniec użalania. - mruknęłam sama za
siebie wyglądając za okno. Od czasu zamieszkania w kryjówce Sasuke, to właśnie
ta szyba zezwalająca na dogląd przyrody stała się bardziej doceniana niż
zazwyczaj. Będąc pod ziemią nie znałam nic oprócz ciemności. To właśnie dlatego
te misja i pomysły Madary z ten jednej jedynej strony wykonywałam z
przyjemnością. Słonko raziło swoimi promieniami, a na niebie nie dojrzałam się
ani jednej chmury. Kąciki mych ust uniosły się jeszcze wyżej. Było pięknie. I
nie zepsuje tego nawet fakt udania się do Sasuke z błagalnym wyrazem twarzy.
Chciałam iść do Orichi'ego. Obiecałam mu to, a w moim przypadku nie ma opcji by
słowo nie zostało dotrzymane. Wyszłam więc z wynajętego pokoju i skierowałam
się tuż na przeciw, gdzie poraził mnie napis z numerem trzydzieści.
'Mam
nadzieje, że go nie obudzę' - pomyślałam. Odruchowo przełknęłam ślinkę. Wczoraj
Uchiha był zupełnie inny, lecz nie rodziłam w sobie nadziei, iż będzie tak
zawsze. Sasuke był nieprzewidywalny. Jeśli dzisiaj humor mu nie dopisuje - po
mnie! Nie chodzi tylko o samą prośbę, ale o 'tajne' informacje jakie zdradziłam
pięcio letniemu dziecku.
Ostatni
niespokojny oddech. Ostatnia prośba do niebios. Zapukałam w drzwi, czekając na
wyrok. Ku memu zdziwieniu przez długi czas nikt nie otwierał. Przyłożyłam ucho
do dębowego drewna, jednak nie słyszałam nawet szmerów świadczących o czyimś
przebudzeniu. Westchnęłam. Najwyżej mi się dostanie - trudno. Z zapartym tchem
położyłam dłoń na kłamcę. Ostatnia sekunda i ...
- Hę? - nie wiem do kogo skierowałam tą
nierozumną minę. Albo nie, jednak wiem! Do cholernych drzwi, które są kurwa
zamknięte!
- Sakura?
- Sasuke? - usłyszałam swoje imię. Nie poświęciłam
nawet czasu by rozpoznać ton nadawcy. Szczęśliwie odwróciłam się w bok.
Odskoczyłam jak oparzona widząc Suigetsu. Na widok mojej miny głośno się
zaśmiał. - I z czego się śmiejesz? - spytałam naburmuszona.
- Teraz mi już nie wmówisz, że nic między wami
nie ma. - powiedział, szczerząc się.
- Myślałam, że to Sasuke ...
- Właśnie wiem, dlatego ...
- Dlaczego go nie ma? - przerwałam mu szybko
domyślając się końca zdania. Biało włosy podrapał się po głowie i skierował
wzrok gdzieś w górę jakby to właśnie tam drukowanymi literami umieszczona była
odpowiedź.
- Chyba jeszcze nie wrócił. Byłem na dole na
śniadaniu i tam też go nie widziałem. - odparł spokojnie. Mnie z kolei serce
podskoczyło do gardła. Drgnęłam.
- A jeśli coś się stało? Miał przecież wrócić
w nocy.
Spojrzał
na mnie jak na osobę, która dopiero co wyszła z zakładu psychiatrycznego. Nie
spodobało mi się to. Dlatego tu każdy reaguje na wszystko z takim opanowaniem?
Wybuch budynku, a teraz zniknięcie Sasuke.
- Przestań się tak patrzyć! - upomniałam go.
Podszedł
do mnie.
- Uspokój się. Komu jak komu, ale Sasuke na
pewno nic się nie stanie. Poza tym jest u Madary, może kazał mu dłużej zostać.
- Po cholerę? - warknęłam wściekła.
- A bo ja wiem? - wzruszył ramionami. - A co?
Będziesz tęsknić?
- Suigetsu! - niemal krzyknęłam, słysząc jego
perfidny śmiech. Uderzyłam go w brzuch tak mocno, że pod moją siłą zgiął się w
pół. - Ups. - pisnęłam.
- Nie sądzisz, że trochę przesadziłaś? -
wydukał poprzez zaciśnięte zęby. Uśmiechnęłam się tylko triumfalnie. Nie dość,
że zachowuje się podobnie, to w dodatku replikuje słowa. Suigetsu to stu
procentowy Naruto. Na ułamek sekundy do mego umysłu przedostała się myśl
proponująca zastąpienie przyjaciela. Pokręciłam szybko głową. Co za cholernie
beznadziejny pomysł! Nikt nie jest w stanie zapełnić pustki jaką czuję w sercu
po stracie Naruto.
- Przepraszam. - powiedziałam nie rezygnując z
uśmiechu, pomogłam mu się wyprostować. - Chciałam zapytać Sasuke o Orichi'ego.
- A no tak. - jęknął olśniony magicznymi
mocami. - Przecież miałaś iść do tego malucha...
- I co teraz? - westchnęłam przeglądając
informacje nagromadzone w moim mózgu.
- W jakim sensie?
- Nie mogę się spytać Sasuke, bo go nie ma,
ani nie mogę iść bez pozwolenia bo nie wiadomo kiedy wróci.
- Wróci niedługo. - powiedział nagle. Uniosłam
obie brwi ku górze.
- Jak to niedługo? Skąd wiesz?
- To proste. - zaśmiał się z wyrazu mego
twarzy. Nie miałam mu tego za złe. Ta wiadomość była dosyć szokująca i nie
logiczna. - Madara zawsze wysyła kruka informując nas o jakieś zmianie planów.
Nie martw się. Często karze Sasuke zostać dłużej. Najczęściej chodzi o treningi
lub o planowanie ataku i ...
- Planowanie ataku? - otworzyłam szeroko oczy
wyłapując te dwa łączące się słowa, które zupełnie nie pasowały do reszty.
Sugeitsu wyraźnie się zmieszał, wzrok skierował gdzieś w górę jakby nie chciał
patrzeć w moje oczy. Denerwowała mnie to, ale przynajmniej wiedziałam, że coś
jest nie tak. - Jakiego ataku? - powtórzyłam spokojnie.
- Ataku ...no na misjach, i takie tam. Wiesz
co może strzelić do głowy Madarze ...
- Sugeitsu! - warknęłam ostrzegawczo zbliżając
morderczą twarz w jego kierunku. - O co chodzi?
- No przecież ci powiedziałem.
'O
nie!' - pomyślałam. Może i nie jestem tak spostrzegawcza jak Sasuke, ale swoją
błyskotliwość mam i czasami daje swoje siwe znaki. Chociaż w tym momencie za
bardzo się nie napracowała, zważając na banalność wypowiedzi i snucia domysłów.
Zacisnęłam wściekła pięści. Czyżby rzeczywiście ten 'planowany atak' był
wymierzony w nie istniejącą organizację? Czyli ona jednak istnieje? Nie! To
niemożliwe! Podczas ostatniej rozmowy z Sasuke patrzyłam głęboko w jego oczy i
wyraźnie dojrzałam się kłamstw i wymysłów. Lecz postanowiłam czekać. Czekać
cierpliwie, aż w końcu zadecyduje mi zdradzić prawdziwy cel jego zemsty.
- Wszystko w porządku? - przed czubkiem
swojego nosa ujrzałam poruszającą się dłoń. Zamrugałam kilka razy, budząc tym
samym z transu.
- Nic nie jest w porządku. - warknęłam. - Jak
zwykle ja nic nie wiem!
- Sakura ... - westchnął błagalnie.
- Nie Sakuruj mi tutaj! Przecież jestem
członkiem tej organizacji, nieprawdaż? Mam takie same prawo znać plany Sasuke
jak ty!
- Dla Sasuke jesteś tylko Medykiem.
Te
słowa zabolały. Wzdrygnęłam się tak intensywnie jakby do mojego serca wbijany
było ostrze. Suigetsu przestraszył się mojej reakcji, lecz ja już nie
odbierałam bodźców zewnętrznych. Zamilkłam i pokierowałam się w stronę mojego
świata zwanego 'umysłem'. Może i jestem Medykiem, ale czy to wszystko przez co
już przeszłam razem z Uchihą nie daje mu żadnych dowodów na to, że jestem godna
zaufania? Obserwowałam z nim własnym przyjaciół, walczyliśmy na turnieju,
uczestniczyłam w ataku na festynie - czy te wszystkie wydarzenia nic dla niego
nie znaczą? Westchnęłam ciężko, bo dotarło do mnie, iż Hozuki nie będzie znał
odpowiedzi na żadne z tych pytań.
Obawiałam
się jednej rzeczy. W owym przypuszczeniu nie widziałam ani grama pozytywu, a
gdyby okazał się prawdą - oszalałabym. Snuć podejrzenia zaczęłam po rozmowie z
Eizo, kiedy to zdradził mi kilka szczegółów na temat Madary.
"Madara
Uchiha, swojego czasu był uważany za najsilniejszego członka klanu. Jak na
standardy innych rodaków miał silny poziom chakry. Podobno to właśnie Itachi
Uchiha przekonał go do oszczędzenia Ukrytego Liścia." - słowa Eizo
zadudniły mi w uszach i skłoniły do dalszych rozmyślań. Madara chciał zniszczyć
Liścia, bo twierdził, że wioska jest winna wojnie domowej w ich klanie.
Zamarłam. Jeśli ta wojna z organizacją to naprawdę przykrywka to nie mogę mieć
wątpliwości co do planów Sasuke.
On
chce zniszczyć Konohe, pomyślałam przerażona. Ale uspokajałam się faktem
niepotwierdzonych informacji.
- Sakura, litości, ogarnij się. - Suigetsu
potrząsnął mnie delikatnie.
- Możesz mi opowiedzieć na jeszcze jedno
pytanie? - spuściłam smutna wzrok, bojąc się usłyszeć odpowiedzi. Biało włosy
niechętnie pokiwał głową, przerażała go pewnie wizja mojej upartości i chęci do
stałego brnięcia w niechciane tematy.
- Sasuke ...czy on wypowiadał się kiedyś na
temat Konohy?
Rozszerzył
szeroko oczy. Na krótki ułamek sekundy zamarł w bezruchu. Stał, a ja śmiałam
twierdzić, że odszedł z tego świata. Znaków nie dawała nawet jego klatka
piersiowa, która powinna poruszać się w odpowiednim rytmie.
- K..k..onohy? - wyjąkał, cofając się jeden
krok. - Skąd ci to przyszło do głowy?
- Zwykła ciekawość. - wytłumaczyłam wzruszając
przy tym ramionami. To nie była zwykła ciekawość! To było pożądanie tych
informacji. Jestem cierpliwa, ale mam również swoje granice, które Uchiha już
dawno przekroczył. Jednak przez swoje ostatnie zachowanie pozwolił mi o tym
zapomnień - na pewien czas.
- Sasuke nie mówi o rodzinnej wiosce. To nie
jest dla niego ciekawy temat. - powiedział.
- Naprawdę?
- Naprawdę. Osobiście, nie słyszałem od niego
ani słowa dotyczącego Konohy.
- Rozumiem. - westchnęłam. Przeczesałam ręką
włosy, starając się ułożyć je w granice ładu. Poddałam się. Może rzeczywiście
jestem zbyt przewrażliwiona tym wszystkim?
- Dlaczego o to zapytałaś? - dodał jeszcze
marszcząc przy tym brwi z podejrzliwością.
- Miałam pewne przypuszczenia. - minęłam go i
gestem ręki wskazałam aby ruszył za mną. Nie chciałam dalej toczyć tego tematu
Odetchnęłam z ulgą wiedząc, że nic nie grozi wiosce. Może Suigetsu to członek
Taki - organizacji z wieloma zbrodniami na koncie, lecz traktowałam go jak
przyjaciela i czułam z jego strony te same emocje. Dlatego byłam pewna, że nie
byłby zdolny mnie okłamać. Przynajmniej, miałam taką nadzieje. Jego kare
tęczówki wyrażały zupełnie inne odczucia, tak jakby nie zgadzały się ze słowami
jakie do mnie skierował. - Chodźmy do Orichi'ego. - dodałam pośpiesznie.
- Ja też? - zdziwił się.
- A puścisz mnie samą? O ile wiem Sasuke nie
będzie z tego zadowolony. - upomniałam go, jednocześnie rozbawiona wyrazem jego
twarzy. Miałam ochotę po raz kolejny dokonać pewnych porównań, jednak
skapitulowałam tuż na starcie. Czasami taka komparacja podnosiła na duchu, a
czasami wręcz przeciwnie. W tym przypadku górę wzięła by ta druga opcja. - No
chodź. - poganiałam go.
- Już idę, idę. Ktoś musi cię w końcu
pilnować. - obdarowałam go naburmuszonym spojrzeniem i z urażoną dumą ruszyłam
przed siebie. Nastrój mi się nie zepsuł. Chociaż Sasuke nie było, miałam okazje
odwiedzić Orichi'ego, a to był wspaniały dar od lasu. Co jak co, ale takiego
potoku zdarzeń bym się nie spodziewała. Szeroko uśmiechnięta przywitałam się z
Juugo, który właśnie wyszedł z pokoju. Niczym się nie przejmowałam. Chciałam
poczuć wolność i radość. Pociągnęłam Suigetsu za rękę i wyszłam z budynku.
'Idę
do ciebie, Orichi.' - powiedziałam w myślach, mając nadzieje, że z jakiegoś
niewyjaśnionego powodu mnie usłyszy.
***
- To bezsensu! - uderzyłem delikatnie
zaciśniętą pięścią o korę drzewa. Byłem wściekły. Madara znowu coś kombinował,
a moja spostrzegawczość nie pozwalała mi tego wyczuć. - Nie mam zamiaru
zmieniać kryjówki.
- Sasuke. - zaczął poważnie. - Wiem, że już
się przyzwyczaiłeś do tej, jednak sądzę, że powinieneś mieć bardziej ...ludzką
kryjówkę.
- Ludzką? - od początku przybycia tutaj mój
humor znacząco się zmienił. Nie chodziło tu jedynie o samotny nocleg gdzieś w
środku lasu, ale o wiadomość jaką miałem dostać następnego ranka. Więc to
właśnie na nią czekałem tyle czasu obawiając się czegoś zupełnie innego? Sądziłem
raczej, że może chodzić o Sakurę. Westchnąłem i przeczesałem ręką włosy.
- Mam znajomego w Iwie, który poinformował
mnie, że na obrzeżach wioski znajduje się opuszczony dom.
- Oszalałeś do reszty! - oburzyłem się. -
Kryjówka w domu? W dodatku w wiosce!?
- Skała jest największą wioską i najbardziej
obojętną na wszelkie konflikty. Mój przyjaciel zadba aby nikt nie dopytywał się
o nowych właściciela budynku. - dziwnie się poczułem słysząc z jego ust słowo
'przyjaciel'. On jest w takich stosunkach z jakimkolwiek człowiekiem? Madara?
Człowiek bez serca. Odrzuciłem szybko myśli nie wiąrzące się z tematem i dumnie
wyprostowałem.
- Nikt się nie będzie dopytywał o właścicieli,
bo żadnych nie będzie.
- Sasuke ...to rozkaz.
- O ile się nie myle to ja jestem przywódcą
mojej organizacji.
- O ile się nie myle to ty prosiłeś mnie o
pomoc w zniszczeniu wioski.
Popatrzyłem
na niego z odrazą mając ochotę uciec myślami gdzie indziej. Nie było to jednak
możliwe, bowiem wiązała się z tym pewna osobą, której nie potrzebowałem w tym
momencie.
Staliśmy
na środku lasu, niedaleko Suny. Czułem intensywny wiatr na swojej skórze,
patrzyłem jak liście szczęśliwie wirują wokół naszej dwójki. Podmuchy powietrza
stawały się coraz silniejsze, toteż wzbudzała się między nami nowa napięta
atmosfera. Kłótnie z starszym Uchihą nie były dla mnie niczym nowym, często
decydował o czymś bez względu na me słowo. Wkurzało mnie to, lecz miał w tym
dobre intencje, nieprawdaż? Tak jak ja chce zemścić się na Konoha.
- Twoja stara kryjówka nie pójdzie na marne. -
zakomunikował. - Zamieszkają w niej moi ludzie, którzy mają nam pomoc w ataku.
Ten
argument był bardziej przekonujący, pomyślałem.
- Wysłałem już list do Suigetsu i Juugo,
zostaniesz tutaj tydzień na dodatkowych treningach. - ciągnął dalej. - Wojna
się zbliża... - oko rażące sharingan'em nagle skumulowało na mnie całą
złowrogość spojrzenia. Czułem ten perfidny uśmieszek kryjący się za jego maską.
Prychnąłem tylko udając nie przejętego tymi słowami. Wojna. Jak okrutnie to
brzmiało. Ale dlaczego? Dlaczego poczułem nie smak na obraz jakim zaatakowała
mnie wyobraźnia?
- Po cholerę te treningi? Jestem już gotowy. -
zapewniłem.
- Przypominam ci, iż Naruto mieszka w Konoha.
- I co z tego?
- To, że on jako pierwszy stanie się twoim
celem. Jest w końcu Hokage.
Mój
żołądek automatycznie się skurczył. Sasuke, uspokój się do jasnej cholery!
Zacisnąłem pięści, wściekły na wewnętrzne narządy okazuję dziwne zachowania.
- Coś nie tak? - zakpił Madara widząc moją
niepewność.
- Wszystko w porządku. - skłamałem.
- To dlaczego na twojej twarzy widzę
niepewność? Czyżbyś nie był na tyle odważny by zabić dawnego przyjaciela?
- Zamknij się. Nie chcę mi się z tobą
dyskutować.
- Czyli coś w tym jest. - zauważył podchodząc
bliżej. Stanął na przeciwko mnie szczycąc się swoją niesamowitą wysokością.
Prychnąłem znacząco, okazując w pełni swoją pogardę.
- Zabije go bez żadnych wątpliwości.
- Chcę być tego świadkiem.
- Jak chcesz. - machnąłem ręką i wyminąłem go.
Ku memu zdziwieniu sekundę później jego oblicze ponownie mi się okazało. -
Czego?
- Mam dość tych kłamstw. - stwierdził od razu
patrząc na mnie z rozczarowaniem. - Jak mam planować atak na Konohę z kimś kto
się waha?
- Nie waham się! - wrzasnąłem. - Denerwujesz
mnie!
- Jakoś wcześniej nie widziałem w twoich
oczach takiego niezdecydowania.
- Zdaje ci się.
Westchnął,
ogłaszając tym samym swoją kapitulacje. Ten fakt znacznie mnie ucieszył, jednak
nadal się niepokoiłem. Za cholerę nie potrafiłem znaleźć żadnych logicznych i
przekonujących argumentów by przestał myśleć o mnie w taki sposób. Madara
obrócił się do mnie plecami.
Czasami
zdarza się taka okazja, która już nigdy może się nie powtórzyć. Zdarza się
również napłynięcie takich uczuć, którą są gotowe pomóc ci przełamać najwyższe
horyzonty, lecz one również mogły mnie później zawieść. Napięta atmosfera nie
opadła zupełnie, ale nie byłbym Uchiha gdybym nie miał w krwi wpisanej cechy o
nazwie 'Ryzyko'. Fala powietrza uderzyła w moją twarz, ten mały gest ze strony
matki natury pozwolił mi oczyścić umysł i napełnić płuca świeżością. Może
poniekąd był to znak, który kazał mi przystąpić do tego cholernego działania.
Od
kiedy w ogóle rozmyślam w tak dziwny i niezrozumiały sposób? Mam gdzieś kto
zesłał na mnie ten podmuch, mam gdzieś te znaki - muszę się skupić i
samodzielnie wykonać zadanie.
Z
stanu głębokiej zadumy zbudził mnie dobrze znany głos:
- Chodź. Zaprowadzę cię do Iwy.
- Teraz? Przecież to cały dzień drogi!
- To tam będziemy trenować. Przy okazji
przygotujemy dom na wasze oficjalne przybycie. - powiedział. Pokręciłem głową z
niezadowoleniem. Postanowiłem się odezwać przypominając sobie, iż nie widzi w
tej chwili moich gestów.
- Jeszcze nie wyraziłem na to zgody.
- Nie masz nic do gadania. - warknął. -
Przestań zachowywać się jak rozkapryszony bachor i zacznij w końcu myśleć o
wojnie. Nie ma opcji, żeby atak się nie powiódł - przynajmniej dla mnie.
Chrzanię
to! Raz się żyje, prawda? A jeśli jakimś cudem będę żył drugi raz to dopiero
wtedy zacznę żałować.
- Madara. - mój głos był śmiertelnie poważny,
tym razem nie wyrażający żadnych wątpliwości. Jego milczenie było znakiem mej
kontynuacji. - Chodzi o Sakurę, prawda?
Wzdrygnął
się. Wspomnienie różowowłosej najwyraźniej źle na niego podziało. Prawdę
mówiąc, łączyłem się z nim w bólu. Serce zaczęło szaleć na dźwięk jej imienia,
które dodatkowo sam wypowiedziałem.
'Pogadaj
z nim o tym' - nie spełniałem wcale prośby Suigetsu. Chodziło o moje własne
zaspokojenie.
- Ta Haruno naprawdę zawróciła ci w głowie. -
zawarczał wściekle.
- Uważasz, że to ona mnie dekoncentruje, tak?
- zlekceważyłem jego słowa. Nie mogłem teraz denerwować go swoimi dogryzkami,
potrzebowałem prawdziwych informacji. - Wcale nie uważasz ją za słabą? -
dodałem z przekonaniem.
- Odkąd się pojawiła wszystko psuje. -
stwierdził po chwili milczenia. Zesztywniałem. A więc moje podejrzenia okazały
się prawdą? Tym razem fakt, że pokazywał mi swoje plecy działał na korzyść. Sam
prawdopodobnie nie byłby skory widzieć swój wyraz twarzy.
- Co ona ma do psucia? Jest tylko Medykiem.
- Z Medykiem nie tańczy się na festynach ...
- To była przykrywka! - przerwałem mu. -
Sakura miała być przynętą na Katay'a.
- Doprawdy? - prychnął. - Więc z jakiej racji,
gdy była już bliska tego celu ty bezczelnie się wtrąciłeś? Mówisz prawdę. Nie
uważam Haruno za słabą, ponieważ nie miałem okazji z nią walczyć. To twoje
zachowanie względem niej mnie rozczarowuje, przez co oczywiście jest u mnie na
czarnej liście.
Czarna
lista? Znalazła się już na tak mrocznej pozycji w jego umyśle? Zaśmiałem się ze
swoich myśli.
- Czyli jednak obserwowałeś? - zapytałem
perfidnie się uśmiechając. - Nie dasz mi działać samodzielnie?
- Ciebie zawsze trzeba pilnować.
Zacisnąłem
pięści. Te słowa stanowczo nie zgadzały się z prawdą.
- Nie denerwuj mnie. - syknąłem. Nie mogę
pozwolić sobie aby wyprowadził mnie z równowagi. To wiązało by się porażką
słowną. Wziąłem głęboki wdech, zabierając kolejne dawki mocy matki natury. -
Chcę żebyś trzymał się od niej z daleka.
Słysząc
te słowa gwałtownie zwrócił twarz z moim kierunku. Moje ciało zadrżało pod
wpływem tak raptownego ruchu. Mord w jego oczach mówił sam za siebie - nie
spodobało mu się moje stwierdzenie.
Nagle
z letalnego spojrzenia przemienił się w kpiarski śmiech. Madara założył obie
ręce na swoich biodrach. Przełknąłem ślinkę.
- Sasuke. Nie mówi mi, że się o nią martwisz?
- Mój Medyk zasługuje chyba na jakieś
bezpieczeństwo, prawda? W końcu utrzymanie go przy życiu jest najważniejsze.
- Medyków na świecie jest miliony.
- Ale ona jest najlepsza. - powtórzyłem te
same dowody, które prezentował mi Suigetsu podczas dawnej kłótni. Moje słowa
podziałały na Madare jak czerwona płachta na byka. Widziałem jak kurczowo
zaciska obie pięści powstrzymując się od rzucenia w moją stronę niecenzuralnych
obelg. Miałem z tego faktu ogromną satysfakcję. Doskonale zdawał sobie sprawę z
tego, że działanie przeciwko mojej osoby pobudzi mój buntowniczy temperament. A
to w tym momencie nie było mu potrzebne.
Westchnął.
- Nie chcę żeby wchodziła nam w drogę, to
tyle.
- Nie mam zamiaru mieszać ją w plany o ataku.
- zadeklarowałem.
- A myślisz, że przyjmie to z takim spokojem?
- Kiedy wyruszamy do Iwy? - zmieniłem temat.
Nie. Nie chcę o tym rozmawiać, nie chcę żeby on ponownie był w stanie wyczuć
wątpliwości wypływające z wnętrza mego serca. Dlaczego ja to wszystko robię?
Dlaczego tak się zachowuje? I dlaczego ten cholerny narząd, który jest sprawcą
tych wszystkich zachowań nigdy nie chce mi odpowiedzieć!?
- Za chwilę. - odrzekł sucho zirytowany moją
postawą. Wyminąłem go szybko by skierować się we właściwym kierunku.
Nie
żałowałem. Ani chwili nie żałowałem tego, że ją wtedy przytuliłem. To ciepło
...ta beztroska i wiedza, że rozstaje się z nią w zgodzie, by móc za chwilę raz
jeszcze ujrzeć jej oblicze.
***
- Juugo mnie zabije ...Sasuke mnie zabije
...Sakura może najpierw kogoś powiadomimy?
- Oh, przymknij się. - mruknęłam z grymasem
niezadowolenia na twarzy. Ledwo rozstaliśmy się z wejściem do budynku, a on już
zaczął mielić językiem swoje obawy. Jak można bać się Uchihy? Powrzeszczy,
podenerwuje się i przejdzie mu. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Pamiętałam
dokładnie każdą naszą kłótnie tuż po naszym pierwszy spotkaniu, pamiętałam
dokładnie jak zażarcie wypominałam mu, że nigdy nie przyzwyczaję się do jego
obecności. I co?
- Przymknij się, przymknij się. - machnął ręką
starając się udać mój poprzedni ton głosu. - Mówisz tak bo to nie ty ponosisz
za to odpowiedzialność.
- Jeśli Sasuke będzie miał do ciebie o to
pretensje, powiem mu, że naciskałam na ciebie. - zapewniłam delikatnie się
uśmiechając. Na krótką chwilę wyczytałam z niego ulgę, jednak zniknęła równie
szybko co się pojawiła. Sekundę później raz jeszcze począł gderać i żałować
swojej decyzji o nie powiadomieniu Juugo.
- Suigetsu! - krzyknęłam ostrzegawczo, gdy
byliśmy już przy szpitalu. - Uspokój się bo zaraz pożałujesz!
- Dobra, dobra. - jęknął niechętnie. - Mam tam
z tobą wejść, czy czekać przed salą?
- Twój wybór.
- Hmm.. - udał zamyślenie, drapiąc się po
podbródku. - Nie wiem czy Orichi polubił Osamu?
Parsknęłam
śmiechem słysząc jego stwierdzenie.
- Oj, na pewno go polubił. Orichi jest bardzo
towarzyszki.
- Skoro tak mówisz. Tak nawiasem mówiąc i tak
tam muszę być. Jeśli Sasuke jakimś cudem dowie się o twoim potajemnych
wyjściach do dzieciaka, przynajmniej będę mógł się wybronić tym, że byłem przy
każdej twojej rozmowie. - oznajmił dumny ze swojej spostrzegawczości.
Prychnęłam pod nosem i nakładając na siebie kaptur ruszyłam do budynku. Może i
na zewnątrz nakrycie głowy nie było mi potrzebne, zważając na ciemne chmury
jakie zgromadziły się nad Suną, lecz tu, w środku budynku był to niezbędny
detal. Automatyczne oślepiła mnie rażące biel i zapach, którego tak bardzo
nienawidziłam, jednak zdążyłam do niego przywyknąć przez prace w szpitalu.
Korzystając
z ostatniej rady Sasuke ukryłam swoje różowe kosmyki pod materiałem.
- To jak? Gotowy? - zapytałam na ostatek.
- Gotowy. Ale niech mi się tylko dostanie to
...
- Tak, tak... - mruknęłam pod nosem gestem
ręki nakazując mu ruszyć za mną. Tym razem nie było problemy z dotarciem na
odpowiednie piętro. W recepcji po raz kolejny zasiadała Kin, poza tym był czas
odwiedzin. Takie nagromadzenie ludzi nie zbyt mi odpowiadało, ale dla
Orichi'ego byłam gotowa zrobić wszystko. Wyjątkowo ciekawa wydarzeń jakie miały
miejsce zaraz po moim zniknięciu. Tych informacji Hozuki chyba nie zabroni mi
otrzymać.
- Sakura-san! - nawet nie zdążyłam zorientować
się przy jakiej sali przystaneliśmy, a już zza ściany wybiegła radosna maleńka
sylwetka, kierująca się w podskokach w moją stronę. Bez wahania objęłam
zielonookiego i raz jeszcze pochłonęłam jego woń. - Jednak przyszłaś!
- Przecież obiecałam. - oznajmiłam spokojnie
darząc go szczerym uśmiechem.
Kiedy
maluch wyzwolił się z moich ramion od razu zlustrował wzrokiem osobę stojącą na
przeciwko mnie:
- Dzień dobry, panie Osamu.
- Wystarczy Osamu. - wydukał zmieszany.
Parsknęłam śmiechem widząc jego reakcje, zwyczajnie nie mogłam się powstrzymać.
Suigetsu rzucił mi spojrzenie mówiące "Jeszcze tego pożałujesz', ale tak
by brązowowłosy nie mógł go dostrzec.
- Dobrze, przepraszam. - powiedział.
- Idziesz do Yo? - stanęłam przed nim chcą
dowiedzieć się jakichkolwiek szczegółów. Byłam nieco zfrustrowana tym, że jak
zwykle wszystko musi dziać się po kolei, w uporządkowanej kolejności. Przecież
nie mogę od razu wyskoczyć z pytaniem dotyczącym wioski i Naruto. Pomimo, że
Orichi miał pięć lat, jak na swój wiek był niezwykle spostrzegawczy. Moja
zawziętość związana z Konohą, stała by się dla niego obiektem podejrzanym.
Orichi
pociągnął mnie za kawałek płaszcza.
- Tak. Chodź ze mną!
- Nie wiem czy to dobry pomysł. - odparłam
podtrzymując się nogami. Widziałam dokładnie karcące spojrzenie
seledynowłosego.
- Ale dlaczego? - jęknął zrezygnowany. Jego
kochana buźka niemal natychmiast pozbyła się wszystkich zawartych emocji.
Westchnęłam. Jestem opiekunką, nieprawdaż? Mimo, że powinnam być
odpowiedzialna, często ulegam urokowi dziecka. Ale czy jest osoba, która by z
tym wygrała?
Sasuke,
pomyślałam, a kąciki mych ust delikatnie uniosły się do góry. Nie potrafiłam
sobie wyobrazić go patrzącego z żalem na pogrążone w smutku dziecko.
Przy
Orichi'm nagle kucnął Suigetsu, zakrywając dokładniej swoją twarz.
- Słuchaj mały. Sakura mówiła ci już wczoraj,
że jesteśmy na tajnej misji. Nie możemy się nikomu pokazywać.
- Ale Yo nikomu nic nie wygada, naprawdę!
- Powiedziałeś mu, że wczoraj tu byliśmy.
Pokręcił
przecząco główką.
- Przecież obiecałem Sakurze-san, że nikomu
nie powiem! - oburzył się krzyżując ręce na piersiach. Hozuki instynktownie
uśmiechnął się. Urok dziecka, pomyślałam z triumfem.
- I tak nie możemy się mu pokazać. - brnął
dalej.
- Ale dlaczego? ...Sakura-san? - tym razem to
pytanie skierowane było do mnie.
- Będę miała przechlapane jeśli ktoś się
dowie, że się tobie pokazałam.
- Ale ty mi się nie pokazałaś! Ja sam cię
poznałem.
- Orichi... - westchnęłam trochę rozbawiona.
- Ale to prawda! Nikt się o tym nie dowie!
Odruchowo
zwróciłam wzrok w stronę Suigetsu, który srogim spojrzeniem torturował barierkę
od schodów. W końcu linia naszych tęczówek się połączyła, jednak nie z takimi
emocjami jakich oczekiwałam. Nie pomogły nawet moje błagalne spojrzenia, on po
prostu postanowił i koniec! No proszę, takiej stanowczości jeszcze nie byłam
świadkiem.
- Nie możemy się ujawniać. - zakończyłam
srogo. Chociaż było dla mnie wielkim wyczynem zwracanie się takim tonem do
dziecka - podołałam temu zadaniu. Orichi spuścił głowę.
- N..No dobrze.
- Nie bądź smutny. Możemy przecież porozmawiać
tu, prawda?
Od
razu się rozpogodził. Może nie byłam w stanie dojrzeć w jego oczach pełni
szczęścia, lecz nie mogłam mu go dostarczyć. Ciekawe jak by naprawdę zareagował
gdyby dowiedział się co takiego wydarzyło się 'Sakurze-san'. 'Orichi, Osamu to
tak naprawdę Suigetsu, członek jednej z groźniejszym organizacji o nazwie Taka.
Porwano mnie bym mogła służyć jako Medyk, a ja nadal nie wiem do jakiego celu'.
Chodź by mi obiecał, nie dotrzymał by słowa. Zwykła troska poprowadziła by go
wprost do Naruto.
Dowiedziałam
się, że Uzumaki był niezwykle spanikowany po mym wyruszeniu na 'tajną misję'.
Nic dziwnego. Szybko wyjaśniłam Orichi'emu, iż po prostu bał się o moje
bezpieczeństwo. Na szczęście maluch pokiwał rozumnie. Żadna informacje na temat
poronienia Hinaty nie padły z jego strony, ale uważałam, że prawdopodobnie
Naruto zwyczajnie nie 'chwalił' się tym wydarzeniem. Chcąc czy nie, ból, który
poprzednio mi towarzyszył - powrócił. Co prawda, nie z tak intensywną siłą jak
dawniej. Wtedy byłam kompletnie podłamana, z powodu tych wszystkich emocji
rozkleiłam się przy Sasuke. Obiecałam. Obiecałam sobie, że nie będę już płakać.
Od tego zajścia jest to coraz trudniejsze.
'Zauważyłem,
że coraz częściej płaczesz, wiesz Sakura?' - nie na darmo w końcu wysilił się
by skierować do mnie te słowa. Westchnęłam. Wszystko to już dawno przekraczało
moje siły, jednak walczyłam dalej. Musiałam. Co by się wydarzyło, gdybym nagle
zrezygnowała i oznajmiła, że nie chcę żyć?
Usiadłam
na niebieskim krześle, będącym jednym z wielu innych na korytarzu. Suigetsu
poszedł w moje ślady. Nieustannie jego twarz prezentowała grymas, ale każda
kolejna historyjka Orichi'ego działała na nią z niesamowitą siłą.
- Sakura. - jęknął zniecierpliwiony po czym
zapadł w głęboki letarg. Odetchnęłam. To daje mi jeszcze więcej czasu na
rozmowę z malcem.
- I jak Sakura-san? - zaczął, gdy mój śmiech
komentujący poprzednie jego słowa ucichł. - Kiedy zakończysz misję?
- Ee...najszybciej jak to będzie możliwe.
- A co jeszcze musisz zrobić?
- Nie mogę zdradzać takich informacji, wiesz
dobrze, że to...
- Tajna misja.. - dokończył za mnie udając mój
srogi ton. Posłałam w jego stronę przyjazny i wypełniony ciepłem uśmiech.
Pomimo, iż Uchiha nie miał zielonego pojęcia o wystęmpkach jakich się
podejmuję, sumienie gryzło mnie wiedząc, że on nie jest tego świadomy. Wolę żyć
z przekonaniem, że wszystko jest u niego załatwione, tym czasem jeśli
seledynowłosy przewidzi scenariusz i jakimś cudem Sasuke się dowie - ogół
naszych stosunków rozpadnie się. Zyskałam pewne zaufanie z jego strony, nie
mogę go tak banalnie stracić!
- Zaraz wrócę. - wybudził mnie z zamyśleń. -
Muszę do toalety. Będziesz tu na mnie czekała?
- Oczywiście. - ostatnie podniesione kąciki
ust przeznaczone wyłącznie dla niego. Kiedy zniknął za ścianą, nie marnowałam
czasu - chciałam jak najszybciej zaspokoić moją ciekawość. Wzrok przeniosłam na
Suigetsu, który tak jak się spodziewałam nawet nie miał pojęcia, że
brązowłosego chłopczyka już tutaj nie ma.
- Mam pytanie. - ku memu zdziwieniu, Hozuki
zareagował od razu.
- Co się stało?
- Mówiłeś, że Madara informuje was o
przedłużonych treningach Sasuke za pomocą kruka, tak?
- No tak, a co to ma do rzeczy? - zmarszczył
brwi. Wiedziałam czego się obawia. Jednak tym razem nie miałam zamiaru brnąć
dalej w temat ataku na wioskę i drugiej podobno istniejącej organizacji.
Napełniłam się spokojem likwidując jego powody do zmartwień.
- Czy my, z Suny również możemy wysłać im taki
list?
Jego
oczy otworzyły się szerzej.
- Czemu cię to interesuję?
- Chciała bym taki wysłać.
- Po co?
- Muszę jakoś poinformować Sasuke o Orichi'm.
Miałeś racje. Wścieknie się jeśli nie dowie się o tym ode mnie.
- Odbiło ci? - niemal krzyknął, prezentując
rękoma bliżej nieokreślone znaki. Byłam świadoma jedynie tego, że wykonywane są
w akcie paniki. Zdumiła mnie jego nagła reakcja. - Myślisz, że jak dowie się od
ciebie to się nie wścieknie?
- No nie. - przyznałam szczerze.
- Więc się mylisz. Sasuke na pewno wkurzy się,
że rozpoznało cię w Sunie jakieś dziecko. Poza tym nie można mu ufać, wiesz
dobrze, że może wypaplać wszystko komukolwiek.
- Orichi taki nie jest! - stanęłam w obronię
przyjaciela. - Nie chcę po prostu stracić zaufania Sasuke. - dodałam już
ciszej. Przez tą sytuacje straciłam całkowicie pewność siebie. Spuściłam szybko
wzrok bawiąc się palcami i oczekując jego słowa.
- To nie jest dobry pomysł. - powiedział po
chwili milczenia.
- Dlaczego?
- Bo uważam, że są małe szanse na to by szef
się dowiedział.
- Nie wierzę własnym uszom. - zbulwersowana
podniosłam się z krzesła, atakując go morderczym spojrzeniem. - Jeszcze w
drodze tutaj marudziłeś mi co zrobi ci Sasuke jeśli wszystko się wyda, a teraz
tak po prostu zmieniasz swoją postawą.
- Po prostu uważam, że są na to małe szanse.
Nawet gdy już wrócił, to przecież mogłem być z tobą w milionach innych miejsc w
Sunie, a on nie ma jak na udowodnić że było inaczej. Juugo przecież też nic nie
wie.
Odetchnęłam.
To co powiedział seledynowłosy wcale mnie nie uspokoiło. Lecz moje tętno biło
już w zbyt niebezpiecznym tempie by móc mu pozwalać na dalsze przyśpieszenia.
Zwyczajnie odpuściłam, udając, że przyznaje mi racje.
- Jak chcesz. - skomentowałam na ostatek
siadając z powrotem. Chwilę potem wrócił Orichi, jednak jego wyraz twarzy
drastycznie się zmienił. Był przerażony, a kroki jakie stawiał w naszym
kierunku były zbliżone do nierównego biegu. Również stanęłam by być przy nim
jak najszybciej i dowiedzieć się powodu jego zachowania. Hozuki doglądając się
tego obrazu zarówno jakoś się zainteresował.
- Co się stało? - zapytałam od razu. Zdumił
się, iż zadałam to pytanie od razu na wstępie, ale nie ma osoby, która nie
potrafiła by wyczuć emocji dzieci już na pierwszy rzut oka. Chłopczyk pokręcił
głową jakby chciał odrzucić od siebie pewne myśli. Zignorowałam to i dodatkowo
objęłam jego dłoń by dodać mu nieco otuchy. Oddech zaczął powoli wracać do
normy.
- Wyglądasz jakbyś ducha zobaczył. - skitował
Suigetsu na co spotkał się jedynie z moim złowieszczym spojrzeniem.
- Bo zobaczyłem ducha. - odezwał się nagle
drżącym głosem. - Sakura-san możemy wyjść na dwór?
- Na dwór? - powtórzyliśmy w tym samym czasie
z mym kompanem.
- Chociaż przed szpital, proszę! - mówił dalej
przesłodzonym głosikiem. - Muszę w tej chwili na świeże powietrze.
- Nie ma mowy. - Suigetsu od razu wkroczył do
akcji, razem ze swym stanowczym tonem, którego rzadko słyszałam. Posmutniałam.
Tak czy owak - miał rację. Wyjście z budynku równało by się z porażką.
Chociażby Kin, która z pewnością zainteresowała by się jaka to osoba wyprowadza
małe dziecko w środku dnia. Szczególnie, że to ona odprowadza go do Domu
Dziecka.
Zielone
tęczówki zwróciły się w moim kierunku.
- Przykro mi. - szepnęłam. - Osamu ma rację,
nie możemy tak ryzykować.
- Przecież macie kaptury! - zauważył,
wskazując na wymieniony detal.
Suigetsu
mnie zabije, pomyślałam. Lecz do jasnej cholery nie mam jak wytłumaczyć mu
naszych powodów. A znając dzisiejszy entuzjazm kompana, on nawet nie kiwnie
palcem by pomóc mi wybrnąć z sytuacji. Dzisiejszego dnia był wyjątkowo dziwny.
Wczoraj zdawało się, że moje spotkanie z Orichi'm nie stanowi dla niego żadnej
różnicy, teraz był wściekły i rozjuszony całą tą sytuacją.
Napełniłam
płucą powietrzem.
- Pamiętasz jak mówiłam ci wczoraj, że nikt
nie wie, że tu jesteśmy? - spytałam. Hozuki bezzwłocznie zaciekawił się tymi
słowami, mimo, iż kierowałam je do Orichi'ego. Chłopczyk pokiwał głową na znak,
że rozumie.
- Pani, która cię tutaj przyprowadza może się
dopytać nas kim jesteśmy i dlaczego cię wyprowadzamy ze szpitala. - mówiłam
dalej. - Wtedy byłby z tego nie małe problemy.
- Ale ja bym wytłumaczył pani Kin, że was
znam.
- To nie wystarczy.
- Dlaczego?
- Poprosiła by nas o dokumenty, a my ich nie
mamy, ponieważ znajdujemy się na misji. Poza tym ja znam tą panią, która cię
przyprowadza. - zobaczyłam jak Suigetsu drgnął. Zlekceważyłam to. - Mogła by
mnie poznać, a potem Naruto by się wściekł bo zawaliła bym misje.
- Sakura. - warknął wściekle tak bym tylko ja
usłyszała. Poczułam również jak delikatnie szturcha mnie w ramię. Westchnęłam
tylko i nagle zobaczyłam jak Orichi ciągnie mnie przed siebie.
- Ja muszę stąd wyjść. - powiedział stanowczo.
- Dlaczego? - zapytał Suigetsu z grymasem na
twarzy.
- Bo tak! - na pierwszy rzut oka było widać,
że coś dosyć intensywnie wystraszyło malca. Nawet nie kłócił się ze mną o Kin,
tylko zwyczajnie pokierował w swoją stronę. Nie wyciągnę tego od niego w takim
akcie paniki. Musi odetchnąć, a ja mu w tym pomogę.
- Poproś panią Kin aby się z tobą przeszła. -
zaproponowałam.
- Ale ona teraz pracuje.
- Więc wracaj do swojego kolegi. W końcu dla
niego tu przychodzisz. - wtrącił biało włosy i ku naszemu zdziwieniu to jego
sugestia okazała się być tą trafną. Chłopczyk zaprzestał siłowania i spuścił
głowę jakby nad czymś głęboko dumał.
- A wy..? - jego głos zadrżał.
- Ja i Osamu wracamy, ale przyjdę tu jeszcze do
ciebie i powiesz mi co się wydarzyło dobrze?
- Dobrze. - przytaknął.
- Obiecujesz?
- Tak. Ale przyjdź na pewno. Tęskniłem za
tobą.
Pośpiesznie
wtulił się w moje nogi. Nie zawahałam się, tylko klęknęłam by móc objąć całe
jego ciałko. Tak też si stało, lecz wyjątkowo szybko skończyło. Orichi rzucił
do Suigetsu krótkie 'Pa' i wybiegł w kierunku Yo jak torpeda. Tylko, że ta
torpeda pośpiesznie przed czymś uciekała. Nie wiele myśląc usiadłam z powrotem
na miejsce, miałam dość wszystkiego. Nie dość, że żyje zdala od przyjaciół,
dodatkowo każdemu z nich dzieje się coś złego. Naruto stracił dziecko z mojej
winy, a Orichi ...tego dowiem się przy następnym razie.
- Już tu nie przyjdziesz. - odezwał się jakby
był w stanie czytać w mych myślach. Zacisnęłam pięści. Co to, to nie! Nie mogę
tak po prostu zostawić jego zachowania.
- Znowu zmieniłeś zdanie? - spytałam z kpiną.
- Nie. Ale Sasuke może już jutro wrócić, a jak
sam powiedział, wyruszymy od razu po jego powrocie. - wyjaśnił spokojnie. -
Nie. Nie wiem co mu się stało. - dokończył gdy widział, że mam już zamiar
otworzyć usta. Zdziwił mnie tym. Czyżbym była, aż tak przewidywalna? Rozumiała
bym doskonale gdyby takiego wtrącenia użył Sasuke, który ma prawdziwy dar
poznawania ludzi, lecz do seledynowłosego było to nie podobne. Spuściłam tylko
głowę, starając się nie skupiać myśli na postępowaniach Suigetsu, lecz
Orichi'ego.
- Sakura. - poczułam rękę na swoim ramieniu. -
Nie myśl o tym. To wcale mu nie pomoże, a tobie tylko pogorszy humor.
- Ale ...ale on tak nagle stał się
taki...wystraszony i....
- Obiecał, że jutro ci powie.
- Ale ty powiedziałeś, że tu nie przyjdę.
Niespodziewanie
zaśmiał się. Nie było to nawet gest wymuszony, lecz promieniujący niezwykłą
szczerością. Posłała mu pytające spojrzenie, które żąda wyjaśnień.
- Może i ci to powiedziałem... - zaczął. - Ale
znam ciebie wystarczająco dobrze i śmiem twierdzić, że i tak się tutaj
znajdziesz. - uśmiechnął się do mnie. Miło zaskoczona odwzajemniłam to i
pokiwałam delikatnie głową przyznając mu tym samym rację.
- Po prostu nie chcę słyszeć marudzenia szefa
- dodał z większym entuzjazmem. - Sama wiesz jaki jest gdy się zdenerwuje...
- W razie wypadku wezmę winę na siebie! -
położyłam rękę na klatce piersiowej tym samym przysięgając, że dokonam tego
czynu. Raz jeszcze parsknął śmiechem nie przestając na mnie patrzyć.
- Jesteś niemożliwa.
- Już to słyszałam. - burknęłam udając
niezadowolenie. Tak naprawdę cieszyłem się, że już dwoje członków Taki
określiło mnie tymi słowami. Pytanie tylko jaki sens mieli na myśli. Równie
dobrze mogli określać moje negatywne strony. Jednak w obu przypadkach na ich
twarzach widniał uśmiech.
- To co teraz robimy? - dodał znudzona.
- A co możemy robić? Nie otrzymaliśmy nadal
żadnych rozkazów ze strony Sasuke i Madary więc zwyczajnie tu na nich czekamy.
- A jeśli naprawdę coś się wydarzyło?
- Niby co? - zapytał bez jakiejkolwiek wiary w
moje słowa. Pozostawiłam to bez odpowiedzi, doszedł bowiem do mnie poziom siły
Uchihy. Tak jak mówi Suigetsu - nie doceniałam go. W istocie naprawdę nie
potrafiłam wyobrazić sobie jak czarnowłosy przegrywa jakąś walke.
Nagle
echem po korytarzu rozniosły się śmiechy z nieco złowieszczym posmakiem. Oboje
z Hozukim unieśliśmy zdumione oczy, szukając nimi nadawcy tego dźwięku. Kilka
sekund później zza białej ściany wyszła czwórka chłopów. Wyglądali na około
jedenaście lat. Jeden, najwyższy szedł w środku dumnym krokiem patrząc na
wszystkich z niższością.
'Zadufane
w sobie bachory' - przeszło mi przez myśl. Już na pierwszy rzut oka wydawali
się być mało sympatycznymi osobami. Na krótką chwile spojrzenia moje i 'lidera'
bandy spotkały się. Prychnęłam pod nosem czując na sobie jego kpiarski wzrok.
Biorąc pod uwagę to, że jestem osobą dorosłą, jak również płci przeciwnej
ominął mnie bez większego zainteresowania.
- Ciekawe co takie smarkacze tu robią? -
ostatecznie wypowiedziałam te słowa na głos, mimo, że na początku stanowiły
temat główny moich myśli.
Suigetsu
zaśmiał się.
- I takie pytanie zadaje opiekunka.
- No co? - udałam obrażoną. - Po prostu nie
lubię tego typu dzieciaków. Prawda, nie wiem co w życiu przeszli, ale gardzę
osobami lubiącymi się wyżywać na słabszych.
- Przecież oni się na nikim nie wyżywają. Skąd
możesz to wiedzieć? - stwierdził zdziwiony moją hipotezą. Wyprostowałam się.
Który raz z kolei wstaję dzisiaj z tego krzesła? Westchnęłam cicho i poprawiłam
kaptur. Każdy odwiedzający posyłał nam podejrzane spojrzenia przez nasz
niecodzienny ubiór. Lepiej dłużej nie ryzykować i opuścić szpital. Z Orichi'm i
tak mam się spotkać dopiero następnego dnia.
- Mam po prostu przeczucie. - odpowiedziałam
na wcześniejsze pytanie Suigetsu. - Zbierajmy się. Nic tu po nas.
- Jeśli Juugo jakimś cudem, dowie się, że ...
- Tak, tak. - przerwałam mu z kompletnym
brakiem zainteresowania i ruszyłam przed siebie. Kątek oka zerknęłam tylko czy
aby lista pacjentów w niczym się nie zmieniła. Uspokoiłam się, gdy mych oczu
nie zaatakowało żadne znane nazwisko, po czym wraz z białowłosym pośpiesznie
opuściliśmy szpital.
***
- Czego oni chcą? - usłyszałem jego srogi ton.
Miałem chwilę wolnego. Chciałem wykorzystać ten czas i odpocząć po ciężkim
treningu jaki mi zaserwował. Jednak nawet w takich sytuacjach on musi na
pierwszym miejscu stawiać ataki, wojny, ninja i inne rzeczy podobnego pokładu.
Westchnąłem tylko opierając się o korę drzewa. Zamknąłem oczy, pozwalając
zimnym powiewom przynosić mi ulgę. Lecz to nie było wystarczające. Uniosłem
rękę i otarłem nią denerwujące kropelki potu. - Odpowiesz mi? - dodał
niecierpliwiąc się moim milczeniem.
- Mam to gdzieś. - odparłem szczerze.
- Może ty tak, ale oni nie. Szukają cię już od
dwóch dni.
No
tak. Od opuszczenia Suny minęły już dwa dni. Jakaś dziwna energia chciała abym
tam wrócił. Starała się kontrolować moje ciało i pokierować w przeciwnym
kierunku. Po raz pierwszy nie miałem ochoty być trenowanym przez Madare.
Zazwyczaj zniecierpliwiony czekałem na kolejne dawki potęgi. Ale czuję się
gotowy. Gotowy na tą całą wojnę jaka ma mieć miejsce w Konoha. Wystarczająco
silny by zabijać. Wystarczająco podły by pozbawić życia wszystkich moich
dawnych przyjaciół.
- Mówię do ciebie Sasuke. - warknął wściekły.
- Jeśli masz w takim stanie psychicznym niszczyć Konohę, to daruj sobie.
Odchrząknąłem
dostojnie. Jakoś nie za bardzo ruszyły mnie jego słowa. O dziwo...Byłem zbyt
zadumany by denerwować się o głupie dogryzki. Szczególnie, iż wiem, że robi to
wszystko by wyprowadzić mnie z równowagi.
- Nie wiem czego chcą! - skłamałem. - Pewnie
raz jeszcze odwiedziło ich kilka członków Akatsuki i robią z tego wielkie halo.
- Może i tak. - wzruszył ramionami. - Jednak
Natsuo tym razem nie było z nimi, wiesz coś o tym?
- Nie.
- Gdyby zaproponował coś ciekawego przydało by
się to wykonać. Potrzebujemy pieniędzy na wojnę jaka ma niedługo się rozpocząć.
- Powiedziałem, że nie wiem czemu go nie było!
- wrzasnąłem. Nie mogłem mu powiedzieć, że trzy dni temu pozbawiłem życia temat
naszej konwersacji. Natsuo był źródłem naszych pieniędzy. A te cholerne
tajemnicze uczucia zmusiły mnie do konkretnego działania. Ten człowiek musiał
uczepić się akurat Sakury. Tak. Ostrzegałem ją. Mówiłem żeby nie wdawała się w
nim w jakieś konflikty. Więc śmierć Natsuo to jej wina. To właśnie Haruno
zmusiła mnie do tego czynu. Bo wraz z tym pojawiła się jakieś głupie,
nieprzyjemne uczucie, które odeszło wraz z krwią na mej katanie.
Jego
ludzie chcieli zapewne dowiedzieć się czy wiem kto winny jest jego śmierci,
ponieważ widziałem się z nim przed festynem. Lub jakimś cudem zdobyli na tyle
mądrości i zgodnie stwierdzili, że to ja jestem mordercą. Madara przed chwilą
dowiedział się, że poszukują mnie już od dawna we wszystkich wioskach. Byli nawet
w Konoha - co nie za bardzo mi się spodobało.
- Oni coś kombinują. - powiedział nagle
podnosząc z ziemi moje kunai. - Trzymaj. - dodał rzucając ostrze w moją stronę.
Instynktownie złapałem go dłonią.
- Koniec przerwy? - zapytałem zimno.
- Tak. Czas na więcej treningów, może to urwie
cię z tym idiotycznych zamyśleń.
***
Suigetsu
jednak miał racje. Po powrocie ze szpitala, Juugo poinformował nas o liście
Madary. Sasuke zostaje u niego na tydzień by trenować. Oczywiście żaden z nich
pomimo moich próśb i odważnych propozycji nie chciał odpowiedzieć mi na proste
pytanie: Na co trenuje Sasuke? Jeśli już słyszałam jakiś głos najczęściej
chodziło o organizację. Byłam wściekła. Dziwnie czułam się bez obecności
Sasuke. To prawda, że podczas pobytu u Natuso również zniknął, jednak wtedy
były to zaledwie trzy dni. Tygodnia jeszcze nie miałam okazji przeżyć bez jego
osoby, aczkolwiek pojawiły się pewne plusy. Częste wizyty u Orichi'ego.
Wraz
z seledynowłosym codziennie odwiedzaliśmy malca. Pomimo jego wcześniejszego zachowania
przez następne dni zdawał się być normalnym 'dawnym' chłopczykiem. Oczywiście
dopytywałem się go o tą sytuację...podobno pogorszył się stan zdrowotny Yo,
więc postanowiłam się nie zagłębiać w temat. Suigetsu polubił Orichi'ego. Z
większym spokojem przyjmował nasze wystęmpki i nie obawiał się już tak bardzo
reakcji Sasuke. Za jego namowami zrezygnowałam z czynu, który miał na celu
poinformowanie lidera. Nawiasem mówiąc, rzeczywiście nie ma opcji by
czarnowłosy czegokolwiek się dowiedział. Juugo milczał. Nie wykazywał ani krzty
zainteresowania naszymi wyjściami, co mi niezwykle odpowiadało.
Minął
dzień siódmy. Uchiha zapowiedział powrót na siedemnastą. Do tej godziny każdy
członek Taki miał być spakowany i gotowy do natychmiastowego opuszczenia wioski.
Cieszyłam się, że nareszcie wracamy do 'domu'. Miałam serdecznie dość chodzenia
w płaszczu i zaciekłego ukrywania swojej prawdziwej osoby. W drodze do szpitala
nie raz widziałam Temari lub Kankuro - ledwo powstrzymywałam się od rzucenia im
w ramiona. Nastrój miałam jako taki. Czekało mnie dzisiaj pożegnanie, ale
również przywitanie Sasuke, a jednocześnie przekonanie się jak ostatecznie
przyjął naszą ostatnią rozmowę. Bałam się, że Madara mógł zmiażdżyć wszystkie
pozytywne uczucia jakie w nim narodziłam. Wraz z Suigetsu weszliśmy do
szpitalnego budynku. Trochę zdezorientował nas brak Kin za recepcją. Tym razem
siedziała w niej szczupła blondynka o niezwykle jasnej cerze.
- Może zawróćmy? - zwątpił, ciągnąc mnie za
płaszcz. Odruchowo wyrwałam się z tego uścisku.
- Daj spokój. - warknęłam. - Patrz, ile tu
jest ludzi. - dodałam prezentując mu przestrzeń zawartą przed nami. Widocznie
dopiero teraz zauważył cały ten tłum.
- Jest sobota. - wyjaśniłam szybko.
- Ludzie mają wolne. - stwierdził. Suigetsu
zaciekle to ukrywał, ale ja doskonale wiedziałam, że przyzwyczaił się już do
radosnego uśmiechu malucha. Cieszył się wraz ze mną na każdą wizytę, a po
czwartym razie opowiadał nawet jakieś wpadki, które miały miejsce w jego
prywatnym życiu. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie.
Rzeczywiście,
tłum okazał się naszym sprzymierzeńcem. Recepcjonistka nawet nie zauważyła
dwójki zakapturzonych ninja, przedzierających się przez ogromne ilości ludzi.
Na właściwym piętrze było ich znacznie mniej, jednak nadal nie przykuwaliśmy
jakieś szczególnej uwagi. Znaleźliśmy się w umówionym miejscu o właściwej
godziny. Orichi już tam czekał, siedząc na krześle i machając przy tym nóżkami.
- Cześć mały! - zaczął seledynowłosy
podchodząc od niego. Brązowowłosy od razu zareagował podnosząc swój wzrok.
Chciałem w końcu zatopić się w jego zielonych tęczówkach i chłonąć całą radość,
która z nich emitowała, lecz przeliczyłam się. Zamarłam gdy nasze spojrzenia
się spotkały. Z wrażenia, aż przystanęłam nie wiedząc co mam w tej chwili
robić.
Ten
strach ...ponownie go widziałam. Strach, panikę i obawę. Ale w tym momencie te
uczucia opanowały zupełnie nowy poziom - wyższy poziom. Suigetsu też to
zauważył.
- Orichi .. - zaczęłam z przerażeniem. - Co ci
się stało ...?
- Sakura-san. - odparł smutno, dotykając
swojego policzka. - Mówiłem ci, że oni mi dokuczają.
Na
jego pięknej twarzyczce widniał teraz olbrzymi siny ślad. Zszokowona
przeszukałam szybko swoje wspomnienia, a właściwe wydarzenie szybko dostało się
do mego umysłu
'Tu
wszyscy mi dokuczają' - rzeczywiście owe słowa padły w pierwszy dzień naszego
spotkania. Kucnęłam przed nim gwałtownie.
- Kto ci to zrobił!? I dlaczego wcześniej nie
powiedziałeś!?
- Przecież mówiłem. - szepnął, wystraszony
stanowczością jaką dało się wyczuć w moim głosie.
- Nie miałam pojęcia, że oni cię ...biją i....
- Tu wszyscy są starsi ode mnie. Taki duzi
...i się śmieją, że ja taki nie jestem i ...
- Nie płacz. - wyjąkałam tuląc go do siebie.
Chociaż nie dojrzałam w jego oczu żadnej łzy jego sposób mówienia i wyraz
twarzy jednoznacznie wskazywały, że oto nadchodzi ten moment. Tak jak się
spodziewałam, chwilę później czułam jak mój płaszcz robi się wilgotny, a uszy
odebrały cichy szloch. - Orichi. Porozmawiam z nimi. Powiem, żeby już tak nie robili,
a tym bardziej zgłoszę to opiekuncę z domu dziec...
- Ja nie płaczę z tego powodu! - wykrzyknął
odsuwając się ode mnie. Suigetsu, który dotąd milczał również uklęknął chcąc
mieć lepszy wgląd na całe wydarzenie. Moje rozjuszenie odebrało mi zdolność
logicznego myślenia, miałam nadzieje, że on coś na to poradzi.
- Więc dlaczego płaczesz? - zapytał ciepło.
Również oczekiwałam odpowiedzi na to pytanie, lecz wtem przed oczami narodził
mi się nowy scenariusz. Przypomniałam sobie wszystko co widziałam tego dnia, a
łącząc ze sobą fakty, byłam już pewna, że moje podejrzenia są prawdziwe.
- Orichi.. - wyszeptałam kiedy on już otwierał
usta.
- Tak?
- To ...zrobili ci to trzej chłopcy, prawda?
To dlatego wtedy w szpitalu chciałeś wyjść na dwór? Bo oni tu wtedy byli...
- Skąd wiesz? - wydukał otwierając szeroko
oczy z niedowierzenia. Suigetsu westchnął smętnie i to on zabrał głos:
- Widzieliśmy ich jak już poszedłeś do sali
kolegi.
Brązowowłosy
spoważniał i raz jeszcze wbił wzrok w czubki swoich butów. Chciałem go teraz
pocieszyć, pomóc - ale nie miałam jak. Gdybym tylko wiedziała ile krzywdy
wyrządziłam mu swoim zniknięciem. Ostatecznie to ze względu na mnie zgodził się
na zamianę miejsc. A przecież Dom Dziecka w Sunie jest zapełniony starszymi
wychowankami. Zaklnęłam w duchu za swoją nieuwagę i przypomniałam sobie, że
nadal nie znam jednego ważnego faktu.
- Zazwyczaj jest ich czterech, ale ostatnio
Ryu tutaj był po wdał się w jakąś bójkę. Reszta przyszła do niego na
odwiedziny, a ja się bałem, że dowiedzą się, że tu jestem i ...
- Spokojnie. - przerwałam mu, przeczesując
jego gęste włosy. - Porozmawiam z nimi, obiecuję.
- Ale to nie jest teraz ważne Sakura-san! -
znów uniósł głos wypuszczając swoje łzy na zewnątrz. - Ważne jest to czego się
wczoraj dowiedziałem, od razu jak poszłaś z Osamu. - dodał ciszej.
- Czego? - wtrącił podejrzliwe seledynowłosy.
- To tajemnica. Nikt się nie może dowiedzieć,
musimy przejść do jakiegoś mniej zatłoczonego miejsca.
Zdumiłam
się jego prośbą, ale posłuchałam. Chwyciłam jego rączkę i szłam pokornie za
nim. Zazwyczaj potulny, subtelny i delikatny Orichi nagle zmienił się w
panikującego i przerażonego. Zerknęłam na Hozuki'ego. Po jego wyrazie twarzy
wyczytałam, iż nie zbyt poważnie brał sprawę z tym sekretem. Bardziej zapewne
interesowała go sprawa pobicia i kroki jakie mam zamiar podjąć w tym kierunku.
Do powrotu Sasuke zostało dużo czasu. Jakimś sposobem, by nie ukazywać swojego
oblicza dostanę się do tych chłopców ...jakimś sposobem. Tylko jakim do
cholery?
Po
kilku minutach nerwowego marszu Orichi zatrzymał się na końcu korytarza, gdzie
ilość ludzi zmalała do zera. Rozglądałam się dookoła szukając powodu i wtem
zrozumiałam, że obok nie ma żadnych sal z pacjentami, lecz łazienki.
- Są zepsute. - wytłumaczył, najwyraźniej widząc
moje zainteresowanie. Przytaknęłam tylko na znak, iż rozumiem i ponownie przed
nim uklęknęłam.
- Więc co to za sekret?
- Sakura-san. Powiedz szczerze, kiedy
opuszczasz wioskę?
- Dzisiaj. - odparłam nieco zdziwiona jego
pytaniem. Jeszcze większe zaskoczenie wywołał u mnie fakt, iż ta wiadomość
go...ucieszyła. - Dlaczego o to pytasz? - dodałam.
- Nie będzie grozić ci niebezpieczeństwo. -
powiedział zamyślony. Potrząsnęłam nim lekko i zmusiłam by spojrzał w moje
oczy. Miałam dość tych jego zagadkowych przekazów. Pragnęłam w końcu dowiedzieć
się co ponoć było powodem jego płaczu. Co mogło być gorsze niż brutalne pobicie
dla pięciolatka!?
- Mów w tej chwili co się stało! - zażądałam.
Zielonooki wziął głęboki wdech, starając się tym sposobem oczyścić swój umysł.
Suigetsu przystanął obok. Chyba wzmianka o bezpieczeństwie narodziła w nim
pewne zainteresowanie.
- To ludzie ze złego miasta. - wymamrotał
smutnie. - Oni zaplanowali atak na naszą wioskę.
- Atak? - powtórzyliśmy w tym samym momencie z
Suigetsu.
- Oni szykują wojnę! - wykrzyczał spanikowany.
- Ktoś zabił ich przywódce tu ...w wiosce. Chcą się zemścić bo morderca na
razie się nie ukazał. Sakura-san uciekaj stąd jak najszybciej bo nie wiem kiedy
to ma się stać. Podsłuchałem dzisiaj jak pielęgniarka rozmawiała z lekarzem i
podobno pan Gaara dostał ostrzeżenie!
Z
każdym jego słowem moje oczy rozszerzały się coraz bardziej. Zamarłam wraz z
chwilą dosłyszenia słowa 'Wojna'. Aczkolwiek ciekawiła mnie reakcja Suigetsu,
byłam zbyt pochłonięta myślami by choć na niego spojrzeć. Złe miasto?
Morderstwo!? Dlaczego ja o niczym nie wiem? Byłam tak skołowana, że jedynie co
zdołałam wykonać, to powolne wyprostowanie do pozycji stojącej i nałożenie ręki
na moje usta.
- O nie. - wyszeptałam z przerażeniem.
To że powoli nadrabiam Ai no ibuki nie znaczy, że opuściłam SoH. Nigdy e życiu.
OdpowiedzUsuńTrochę to zdumiewające, że ktoś taki jak Madara ma przyjaciela. I co to jest w ogole za pomysł żeby zmienić kryjówkę Taki!?
Orichi to słodki chłopczyk. Nie wiem co zrobiłabym gdybym złapała tych bachorów, kórzy robią mu takie rzeczy.
Obawiam się, że w najbliższym czasie Sakura dowie się o ataku na Konohę. Cały czas myślę, jak ona zareaguje? Cóż, na pewno nie będzie zadowolona. Ale co w takim razie z uczuciami które żywi do Saska?
Może on jednak zmieni zdanie? Albo coś w tym stylu. Kurde, denerwuję się zaistniałą sytuacją. :>