środa, 31 października 2012

Rozdział 32



Z dedykacją dla wszystkich czytelników! ; **

Kolejny dzień. Tego dnia czułam jakąś obcą i nową energię, która kazała mi korzystać z każdej danej mi sekundy. Carpe diem, mówiła. Carpe Diem...Cholera wiedziała skąd przybyła, ale nosiłam ją w sobie z czystą przyjemnością. Już po zaścieleniu łóżka i wykonaniu wszystkich porannych czynności zaraziłam nią sprzątaczkę, która przybyła by zabrać pościel. Stwierdziła, że jestem bardzo pocieszną osobą i pełną szczęścia. Jeśli chodzi o ogół mojego życia, mogłam z miejsca zaprzeczać, zbulwersowana jej domysłami. Jednak, jeśli w grę wchodzi ten oto moment, muszę przyznać z dosyć dziwnymi uczuciami, iż to prawda. Powinnam się wstydzić? W wiosce czekają na mnie Naruto, Hinata, Kiba, Shikamaru, Sai ...wiele, wiele innych bliskich mi osób, a ja z uśmiechem na twarzy oznajmiam swoim myślą, że jestem szczęśliwa. Ale jestem! Naprawdę!
 - Dobra. Koniec użalania. - mruknęłam sama za siebie wyglądając za okno. Od czasu zamieszkania w kryjówce Sasuke, to właśnie ta szyba zezwalająca na dogląd przyrody stała się bardziej doceniana niż zazwyczaj. Będąc pod ziemią nie znałam nic oprócz ciemności. To właśnie dlatego te misja i pomysły Madary z ten jednej jedynej strony wykonywałam z przyjemnością. Słonko raziło swoimi promieniami, a na niebie nie dojrzałam się ani jednej chmury. Kąciki mych ust uniosły się jeszcze wyżej. Było pięknie. I nie zepsuje tego nawet fakt udania się do Sasuke z błagalnym wyrazem twarzy. Chciałam iść do Orichi'ego. Obiecałam mu to, a w moim przypadku nie ma opcji by słowo nie zostało dotrzymane. Wyszłam więc z wynajętego pokoju i skierowałam się tuż na przeciw, gdzie poraził mnie napis z numerem trzydzieści.
'Mam nadzieje, że go nie obudzę' - pomyślałam. Odruchowo przełknęłam ślinkę. Wczoraj Uchiha był zupełnie inny, lecz nie rodziłam w sobie nadziei, iż będzie tak zawsze. Sasuke był nieprzewidywalny. Jeśli dzisiaj humor mu nie dopisuje - po mnie! Nie chodzi tylko o samą prośbę, ale o 'tajne' informacje jakie zdradziłam pięcio letniemu dziecku.
Ostatni niespokojny oddech. Ostatnia prośba do niebios. Zapukałam w drzwi, czekając na wyrok. Ku memu zdziwieniu przez długi czas nikt nie otwierał. Przyłożyłam ucho do dębowego drewna, jednak nie słyszałam nawet szmerów świadczących o czyimś przebudzeniu. Westchnęłam. Najwyżej mi się dostanie - trudno. Z zapartym tchem położyłam dłoń na kłamcę. Ostatnia sekunda i ...
 - Hę? - nie wiem do kogo skierowałam tą nierozumną minę. Albo nie, jednak wiem! Do cholernych drzwi, które są kurwa zamknięte!
 - Sakura?
 - Sasuke? - usłyszałam swoje imię. Nie poświęciłam nawet czasu by rozpoznać ton nadawcy. Szczęśliwie odwróciłam się w bok. Odskoczyłam jak oparzona widząc Suigetsu. Na widok mojej miny głośno się zaśmiał. - I z czego się śmiejesz? - spytałam naburmuszona.
 - Teraz mi już nie wmówisz, że nic między wami nie ma. - powiedział, szczerząc się.
 - Myślałam, że to Sasuke ...
 - Właśnie wiem, dlatego ...
 - Dlaczego go nie ma? - przerwałam mu szybko domyślając się końca zdania. Biało włosy podrapał się po głowie i skierował wzrok gdzieś w górę jakby to właśnie tam drukowanymi literami umieszczona była odpowiedź.
 - Chyba jeszcze nie wrócił. Byłem na dole na śniadaniu i tam też go nie widziałem. - odparł spokojnie. Mnie z kolei serce podskoczyło do gardła. Drgnęłam.
 - A jeśli coś się stało? Miał przecież wrócić w nocy.
Spojrzał na mnie jak na osobę, która dopiero co wyszła z zakładu psychiatrycznego. Nie spodobało mi się to. Dlatego tu każdy reaguje na wszystko z takim opanowaniem? Wybuch budynku, a teraz zniknięcie Sasuke.  - Przestań się tak patrzyć! - upomniałam go.
Podszedł do mnie.
 - Uspokój się. Komu jak komu, ale Sasuke na pewno nic się nie stanie. Poza tym jest u Madary, może kazał mu dłużej zostać.
 - Po cholerę? - warknęłam wściekła.
 - A bo ja wiem? - wzruszył ramionami. - A co? Będziesz tęsknić?
 - Suigetsu! - niemal krzyknęłam, słysząc jego perfidny śmiech. Uderzyłam go w brzuch tak mocno, że pod moją siłą zgiął się w pół. - Ups. - pisnęłam.
 - Nie sądzisz, że trochę przesadziłaś? - wydukał poprzez zaciśnięte zęby. Uśmiechnęłam się tylko triumfalnie. Nie dość, że zachowuje się podobnie, to w dodatku replikuje słowa. Suigetsu to stu procentowy Naruto. Na ułamek sekundy do mego umysłu przedostała się myśl proponująca zastąpienie przyjaciela. Pokręciłam szybko głową. Co za cholernie beznadziejny pomysł! Nikt nie jest w stanie zapełnić pustki jaką czuję w sercu po stracie Naruto.
 - Przepraszam. - powiedziałam nie rezygnując z uśmiechu, pomogłam mu się wyprostować. - Chciałam zapytać Sasuke o Orichi'ego.
 - A no tak. - jęknął olśniony magicznymi mocami. - Przecież miałaś iść do tego malucha...
 - I co teraz? - westchnęłam przeglądając informacje nagromadzone w moim mózgu.
 - W jakim sensie?
 - Nie mogę się spytać Sasuke, bo go nie ma, ani nie mogę iść bez pozwolenia bo nie wiadomo kiedy wróci.
 - Wróci niedługo. - powiedział nagle. Uniosłam obie brwi ku górze.
 - Jak to niedługo? Skąd wiesz?
 - To proste. - zaśmiał się z wyrazu mego twarzy. Nie miałam mu tego za złe. Ta wiadomość była dosyć szokująca i nie logiczna. - Madara zawsze wysyła kruka informując nas o jakieś zmianie planów. Nie martw się. Często karze Sasuke zostać dłużej. Najczęściej chodzi o treningi lub o planowanie ataku i ...
 - Planowanie ataku? - otworzyłam szeroko oczy wyłapując te dwa łączące się słowa, które zupełnie nie pasowały do reszty. Sugeitsu wyraźnie się zmieszał, wzrok skierował gdzieś w górę jakby nie chciał patrzeć w moje oczy. Denerwowała mnie to, ale przynajmniej wiedziałam, że coś jest nie tak. - Jakiego ataku? - powtórzyłam spokojnie.
 - Ataku ...no na misjach, i takie tam. Wiesz co może strzelić do głowy Madarze ...
 - Sugeitsu! - warknęłam ostrzegawczo zbliżając morderczą twarz w jego kierunku. - O co chodzi?
 - No przecież ci powiedziałem.
'O nie!' - pomyślałam. Może i nie jestem tak spostrzegawcza jak Sasuke, ale swoją błyskotliwość mam i czasami daje swoje siwe znaki. Chociaż w tym momencie za bardzo się nie napracowała, zważając na banalność wypowiedzi i snucia domysłów. Zacisnęłam wściekła pięści. Czyżby rzeczywiście ten 'planowany atak' był wymierzony w nie istniejącą organizację? Czyli ona jednak istnieje? Nie! To niemożliwe! Podczas ostatniej rozmowy z Sasuke patrzyłam głęboko w jego oczy i wyraźnie dojrzałam się kłamstw i wymysłów. Lecz postanowiłam czekać. Czekać cierpliwie, aż w końcu zadecyduje mi zdradzić prawdziwy cel jego zemsty.
 - Wszystko w porządku? - przed czubkiem swojego nosa ujrzałam poruszającą się dłoń. Zamrugałam kilka razy, budząc tym samym z transu.
 - Nic nie jest w porządku. - warknęłam. - Jak zwykle ja nic nie wiem!
 - Sakura ... - westchnął błagalnie.
 - Nie Sakuruj mi tutaj! Przecież jestem członkiem tej organizacji, nieprawdaż? Mam takie same prawo znać plany Sasuke jak ty!
 - Dla Sasuke jesteś tylko Medykiem.
Te słowa zabolały. Wzdrygnęłam się tak intensywnie jakby do mojego serca wbijany było ostrze. Suigetsu przestraszył się mojej reakcji, lecz ja już nie odbierałam bodźców zewnętrznych. Zamilkłam i pokierowałam się w stronę mojego świata zwanego 'umysłem'. Może i jestem Medykiem, ale czy to wszystko przez co już przeszłam razem z Uchihą nie daje mu żadnych dowodów na to, że jestem godna zaufania? Obserwowałam z nim własnym przyjaciół, walczyliśmy na turnieju, uczestniczyłam w ataku na festynie - czy te wszystkie wydarzenia nic dla niego nie znaczą? Westchnęłam ciężko, bo dotarło do mnie, iż Hozuki nie będzie znał odpowiedzi na żadne z tych pytań.
Obawiałam się jednej rzeczy. W owym przypuszczeniu nie widziałam ani grama pozytywu, a gdyby okazał się prawdą - oszalałabym. Snuć podejrzenia zaczęłam po rozmowie z Eizo, kiedy to zdradził mi kilka szczegółów na temat Madary.
"Madara Uchiha, swojego czasu był uważany za najsilniejszego członka klanu. Jak na standardy innych rodaków miał silny poziom chakry. Podobno to właśnie Itachi Uchiha przekonał go do oszczędzenia Ukrytego Liścia." - słowa Eizo zadudniły mi w uszach i skłoniły do dalszych rozmyślań. Madara chciał zniszczyć Liścia, bo twierdził, że wioska jest winna wojnie domowej w ich klanie. Zamarłam. Jeśli ta wojna z organizacją to naprawdę przykrywka to nie mogę mieć wątpliwości co do planów Sasuke.
On chce zniszczyć Konohe, pomyślałam przerażona. Ale uspokajałam się faktem niepotwierdzonych informacji.
 - Sakura, litości, ogarnij się. - Suigetsu potrząsnął mnie delikatnie.
 - Możesz mi opowiedzieć na jeszcze jedno pytanie? - spuściłam smutna wzrok, bojąc się usłyszeć odpowiedzi. Biało włosy niechętnie pokiwał głową, przerażała go pewnie wizja mojej upartości i chęci do stałego brnięcia w niechciane tematy.
 - Sasuke ...czy on wypowiadał się kiedyś na temat Konohy?
Rozszerzył szeroko oczy. Na krótki ułamek sekundy zamarł w bezruchu. Stał, a ja śmiałam twierdzić, że odszedł z tego świata. Znaków nie dawała nawet jego klatka piersiowa, która powinna poruszać się w odpowiednim rytmie.
 - K..k..onohy? - wyjąkał, cofając się jeden krok. - Skąd ci to przyszło do głowy?
 - Zwykła ciekawość. - wytłumaczyłam wzruszając przy tym ramionami. To nie była zwykła ciekawość! To było pożądanie tych informacji. Jestem cierpliwa, ale mam również swoje granice, które Uchiha już dawno przekroczył. Jednak przez swoje ostatnie zachowanie pozwolił mi o tym zapomnień - na pewien czas.
 - Sasuke nie mówi o rodzinnej wiosce. To nie jest dla niego ciekawy temat. - powiedział.
 - Naprawdę?
 - Naprawdę. Osobiście, nie słyszałem od niego ani słowa dotyczącego Konohy.
 - Rozumiem. - westchnęłam. Przeczesałam ręką włosy, starając się ułożyć je w granice ładu. Poddałam się. Może rzeczywiście jestem zbyt przewrażliwiona tym wszystkim?
 - Dlaczego o to zapytałaś? - dodał jeszcze marszcząc przy tym brwi z podejrzliwością.
 - Miałam pewne przypuszczenia. - minęłam go i gestem ręki wskazałam aby ruszył za mną. Nie chciałam dalej toczyć tego tematu Odetchnęłam z ulgą wiedząc, że nic nie grozi wiosce. Może Suigetsu to członek Taki - organizacji z wieloma zbrodniami na koncie, lecz traktowałam go jak przyjaciela i czułam z jego strony te same emocje. Dlatego byłam pewna, że nie byłby zdolny mnie okłamać. Przynajmniej, miałam taką nadzieje. Jego kare tęczówki wyrażały zupełnie inne odczucia, tak jakby nie zgadzały się ze słowami jakie do mnie skierował. - Chodźmy do Orichi'ego. - dodałam pośpiesznie.
 - Ja też? - zdziwił się.
 - A puścisz mnie samą? O ile wiem Sasuke nie będzie z tego zadowolony. - upomniałam go, jednocześnie rozbawiona wyrazem jego twarzy. Miałam ochotę po raz kolejny dokonać pewnych porównań, jednak skapitulowałam tuż na starcie. Czasami taka komparacja podnosiła na duchu, a czasami wręcz przeciwnie. W tym przypadku górę wzięła by ta druga opcja. - No chodź. - poganiałam go.
 - Już idę, idę. Ktoś musi cię w końcu pilnować. - obdarowałam go naburmuszonym spojrzeniem i z urażoną dumą ruszyłam przed siebie. Nastrój mi się nie zepsuł. Chociaż Sasuke nie było, miałam okazje odwiedzić Orichi'ego, a to był wspaniały dar od lasu. Co jak co, ale takiego potoku zdarzeń bym się nie spodziewała. Szeroko uśmiechnięta przywitałam się z Juugo, który właśnie wyszedł z pokoju. Niczym się nie przejmowałam. Chciałam poczuć wolność i radość. Pociągnęłam Suigetsu za rękę i wyszłam z budynku.
'Idę do ciebie, Orichi.' - powiedziałam w myślach, mając nadzieje, że z jakiegoś niewyjaśnionego powodu mnie usłyszy.

***
 - To bezsensu! - uderzyłem delikatnie zaciśniętą pięścią o korę drzewa. Byłem wściekły. Madara znowu coś kombinował, a moja spostrzegawczość nie pozwalała mi tego wyczuć. - Nie mam zamiaru zmieniać kryjówki.
 - Sasuke. - zaczął poważnie. - Wiem, że już się przyzwyczaiłeś do tej, jednak sądzę, że powinieneś mieć bardziej ...ludzką kryjówkę.
 - Ludzką? - od początku przybycia tutaj mój humor znacząco się zmienił. Nie chodziło tu jedynie o samotny nocleg gdzieś w środku lasu, ale o wiadomość jaką miałem dostać następnego ranka. Więc to właśnie na nią czekałem tyle czasu obawiając się czegoś zupełnie innego? Sądziłem raczej, że może chodzić o Sakurę. Westchnąłem i przeczesałem ręką włosy.
 - Mam znajomego w Iwie, który poinformował mnie, że na obrzeżach wioski znajduje się opuszczony dom.
 - Oszalałeś do reszty! - oburzyłem się. - Kryjówka w domu? W dodatku w wiosce!?
 - Skała jest największą wioską i najbardziej obojętną na wszelkie konflikty. Mój przyjaciel zadba aby nikt nie dopytywał się o nowych właściciela budynku. - dziwnie się poczułem słysząc z jego ust słowo 'przyjaciel'. On jest w takich stosunkach z jakimkolwiek człowiekiem? Madara? Człowiek bez serca. Odrzuciłem szybko myśli nie wiąrzące się z tematem i dumnie wyprostowałem.
 - Nikt się nie będzie dopytywał o właścicieli, bo żadnych nie będzie.
 - Sasuke ...to rozkaz.
 - O ile się nie myle to ja jestem przywódcą mojej organizacji.
 - O ile się nie myle to ty prosiłeś mnie o pomoc w zniszczeniu wioski.
Popatrzyłem na niego z odrazą mając ochotę uciec myślami gdzie indziej. Nie było to jednak możliwe, bowiem wiązała się z tym pewna osobą, której nie potrzebowałem w tym momencie.
Staliśmy na środku lasu, niedaleko Suny. Czułem intensywny wiatr na swojej skórze, patrzyłem jak liście szczęśliwie wirują wokół naszej dwójki. Podmuchy powietrza stawały się coraz silniejsze, toteż wzbudzała się między nami nowa napięta atmosfera. Kłótnie z starszym Uchihą nie były dla mnie niczym nowym, często decydował o czymś bez względu na me słowo. Wkurzało mnie to, lecz miał w tym dobre intencje, nieprawdaż? Tak jak ja chce zemścić się na Konoha.
 - Twoja stara kryjówka nie pójdzie na marne. - zakomunikował. - Zamieszkają w niej moi ludzie, którzy mają nam pomoc w ataku.
Ten argument był bardziej przekonujący, pomyślałem.
 - Wysłałem już list do Suigetsu i Juugo, zostaniesz tutaj tydzień na dodatkowych treningach. - ciągnął dalej. - Wojna się zbliża... - oko rażące sharingan'em nagle skumulowało na mnie całą złowrogość spojrzenia. Czułem ten perfidny uśmieszek kryjący się za jego maską. Prychnąłem tylko udając nie przejętego tymi słowami. Wojna. Jak okrutnie to brzmiało. Ale dlaczego? Dlaczego poczułem nie smak na obraz jakim zaatakowała mnie wyobraźnia?
 - Po cholerę te treningi? Jestem już gotowy. - zapewniłem.
 - Przypominam ci, iż Naruto mieszka w Konoha.
 - I co z tego?
 - To, że on jako pierwszy stanie się twoim celem. Jest w końcu Hokage.
Mój żołądek automatycznie się skurczył. Sasuke, uspokój się do jasnej cholery! Zacisnąłem pięści, wściekły na wewnętrzne narządy okazuję dziwne zachowania.
 - Coś nie tak? - zakpił Madara widząc moją niepewność.
 - Wszystko w porządku. - skłamałem.
 - To dlaczego na twojej twarzy widzę niepewność? Czyżbyś nie był na tyle odważny by zabić dawnego przyjaciela?
 - Zamknij się. Nie chcę mi się z tobą dyskutować.
 - Czyli coś w tym jest. - zauważył podchodząc bliżej. Stanął na przeciwko mnie szczycąc się swoją niesamowitą wysokością. Prychnąłem znacząco, okazując w pełni swoją pogardę.
 - Zabije go bez żadnych wątpliwości.
 - Chcę być tego świadkiem.
 - Jak chcesz. - machnąłem ręką i wyminąłem go. Ku memu zdziwieniu sekundę później jego oblicze ponownie mi się okazało. - Czego?
 - Mam dość tych kłamstw. - stwierdził od razu patrząc na mnie z rozczarowaniem. - Jak mam planować atak na Konohę z kimś kto się waha?
 - Nie waham się! - wrzasnąłem. - Denerwujesz mnie!
 - Jakoś wcześniej nie widziałem w twoich oczach takiego niezdecydowania.
 - Zdaje ci się.
Westchnął, ogłaszając tym samym swoją kapitulacje. Ten fakt znacznie mnie ucieszył, jednak nadal się niepokoiłem. Za cholerę nie potrafiłem znaleźć żadnych logicznych i przekonujących argumentów by przestał myśleć o mnie w taki sposób. Madara obrócił się do mnie plecami.
Czasami zdarza się taka okazja, która już nigdy może się nie powtórzyć. Zdarza się również napłynięcie takich uczuć, którą są gotowe pomóc ci przełamać najwyższe horyzonty, lecz one również mogły mnie później zawieść. Napięta atmosfera nie opadła zupełnie, ale nie byłbym Uchiha gdybym nie miał w krwi wpisanej cechy o nazwie 'Ryzyko'. Fala powietrza uderzyła w moją twarz, ten mały gest ze strony matki natury pozwolił mi oczyścić umysł i napełnić płuca świeżością. Może poniekąd był to znak, który kazał mi przystąpić do tego cholernego działania.
Od kiedy w ogóle rozmyślam w tak dziwny i niezrozumiały sposób? Mam gdzieś kto zesłał na mnie ten podmuch, mam gdzieś te znaki - muszę się skupić i samodzielnie wykonać zadanie.
Z stanu głębokiej zadumy zbudził mnie dobrze znany głos:
 - Chodź. Zaprowadzę cię do Iwy.
 - Teraz? Przecież to cały dzień drogi!
 - To tam będziemy trenować. Przy okazji przygotujemy dom na wasze oficjalne przybycie. - powiedział. Pokręciłem głową z niezadowoleniem. Postanowiłem się odezwać przypominając sobie, iż nie widzi w tej chwili moich gestów.
 - Jeszcze nie wyraziłem na to zgody.
 - Nie masz nic do gadania. - warknął. - Przestań zachowywać się jak rozkapryszony bachor i zacznij w końcu myśleć o wojnie. Nie ma opcji, żeby atak się nie powiódł - przynajmniej dla mnie.
Chrzanię to! Raz się żyje, prawda? A jeśli jakimś cudem będę żył drugi raz to dopiero wtedy zacznę żałować.
 - Madara. - mój głos był śmiertelnie poważny, tym razem nie wyrażający żadnych wątpliwości. Jego milczenie było znakiem mej kontynuacji. - Chodzi o Sakurę, prawda?
Wzdrygnął się. Wspomnienie różowowłosej najwyraźniej źle na niego podziało. Prawdę mówiąc, łączyłem się z nim w bólu. Serce zaczęło szaleć na dźwięk jej imienia, które dodatkowo sam wypowiedziałem.
'Pogadaj z nim o tym' - nie spełniałem wcale prośby Suigetsu. Chodziło o moje własne zaspokojenie.
 - Ta Haruno naprawdę zawróciła ci w głowie. - zawarczał wściekle.
 - Uważasz, że to ona mnie dekoncentruje, tak? - zlekceważyłem jego słowa. Nie mogłem teraz denerwować go swoimi dogryzkami, potrzebowałem prawdziwych informacji. - Wcale nie uważasz ją za słabą? - dodałem z przekonaniem.
 - Odkąd się pojawiła wszystko psuje. - stwierdził po chwili milczenia. Zesztywniałem. A więc moje podejrzenia okazały się prawdą? Tym razem fakt, że pokazywał mi swoje plecy działał na korzyść. Sam prawdopodobnie nie byłby skory widzieć swój wyraz twarzy.
 - Co ona ma do psucia? Jest tylko Medykiem.
 - Z Medykiem nie tańczy się na festynach ...
 - To była przykrywka! - przerwałem mu. - Sakura miała być przynętą na Katay'a.
 - Doprawdy? - prychnął. - Więc z jakiej racji, gdy była już bliska tego celu ty bezczelnie się wtrąciłeś? Mówisz prawdę. Nie uważam Haruno za słabą, ponieważ nie miałem okazji z nią walczyć. To twoje zachowanie względem niej mnie rozczarowuje, przez co oczywiście jest u mnie na czarnej liście.
Czarna lista? Znalazła się już na tak mrocznej pozycji w jego umyśle? Zaśmiałem się ze swoich myśli.
 - Czyli jednak obserwowałeś? - zapytałem perfidnie się uśmiechając. - Nie dasz mi działać samodzielnie?
 - Ciebie zawsze trzeba pilnować.
Zacisnąłem pięści. Te słowa stanowczo nie zgadzały się z prawdą.
 - Nie denerwuj mnie. - syknąłem. Nie mogę pozwolić sobie aby wyprowadził mnie z równowagi. To wiązało by się porażką słowną. Wziąłem głęboki wdech, zabierając kolejne dawki mocy matki natury. - Chcę żebyś trzymał się od niej z daleka.
Słysząc te słowa gwałtownie zwrócił twarz z moim kierunku. Moje ciało zadrżało pod wpływem tak raptownego ruchu. Mord w jego oczach mówił sam za siebie - nie spodobało mu się moje stwierdzenie.
Nagle z letalnego spojrzenia przemienił się w kpiarski śmiech. Madara założył obie ręce na swoich biodrach. Przełknąłem ślinkę.
 - Sasuke. Nie mówi mi, że się o nią martwisz?
 - Mój Medyk zasługuje chyba na jakieś bezpieczeństwo, prawda? W końcu utrzymanie go przy życiu jest najważniejsze.
 - Medyków na świecie jest miliony.
 - Ale ona jest najlepsza. - powtórzyłem te same dowody, które prezentował mi Suigetsu podczas dawnej kłótni. Moje słowa podziałały na Madare jak czerwona płachta na byka. Widziałem jak kurczowo zaciska obie pięści powstrzymując się od rzucenia w moją stronę niecenzuralnych obelg. Miałem z tego faktu ogromną satysfakcję. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że działanie przeciwko mojej osoby pobudzi mój buntowniczy temperament. A to w tym momencie nie było mu potrzebne.
Westchnął.
 - Nie chcę żeby wchodziła nam w drogę, to tyle.
 - Nie mam zamiaru mieszać ją w plany o ataku. - zadeklarowałem.
 - A myślisz, że przyjmie to z takim spokojem?
 - Kiedy wyruszamy do Iwy? - zmieniłem temat. Nie. Nie chcę o tym rozmawiać, nie chcę żeby on ponownie był w stanie wyczuć wątpliwości wypływające z wnętrza mego serca. Dlaczego ja to wszystko robię? Dlaczego tak się zachowuje? I dlaczego ten cholerny narząd, który jest sprawcą tych wszystkich zachowań nigdy nie chce mi odpowiedzieć!?
 - Za chwilę. - odrzekł sucho zirytowany moją postawą. Wyminąłem go szybko by skierować się we właściwym kierunku.
Nie żałowałem. Ani chwili nie żałowałem tego, że ją wtedy przytuliłem. To ciepło ...ta beztroska i wiedza, że rozstaje się z nią w zgodzie, by móc za chwilę raz jeszcze ujrzeć jej oblicze.

***
 - Juugo mnie zabije ...Sasuke mnie zabije ...Sakura może najpierw kogoś powiadomimy?
 - Oh, przymknij się. - mruknęłam z grymasem niezadowolenia na twarzy. Ledwo rozstaliśmy się z wejściem do budynku, a on już zaczął mielić językiem swoje obawy. Jak można bać się Uchihy? Powrzeszczy, podenerwuje się i przejdzie mu. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Pamiętałam dokładnie każdą naszą kłótnie tuż po naszym pierwszy spotkaniu, pamiętałam dokładnie jak zażarcie wypominałam mu, że nigdy nie przyzwyczaję się do jego obecności. I co?
 - Przymknij się, przymknij się. - machnął ręką starając się udać mój poprzedni ton głosu. - Mówisz tak bo to nie ty ponosisz za to odpowiedzialność.
 - Jeśli Sasuke będzie miał do ciebie o to pretensje, powiem mu, że naciskałam na ciebie. - zapewniłam delikatnie się uśmiechając. Na krótką chwilę wyczytałam z niego ulgę, jednak zniknęła równie szybko co się pojawiła. Sekundę później raz jeszcze począł gderać i żałować swojej decyzji o nie powiadomieniu Juugo.
 - Suigetsu! - krzyknęłam ostrzegawczo, gdy byliśmy już przy szpitalu. - Uspokój się bo zaraz pożałujesz!
 - Dobra, dobra. - jęknął niechętnie. - Mam tam z tobą wejść, czy czekać przed salą?
 - Twój wybór.
 - Hmm.. - udał zamyślenie, drapiąc się po podbródku. - Nie wiem czy Orichi polubił Osamu?
Parsknęłam śmiechem słysząc jego stwierdzenie.
 - Oj, na pewno go polubił. Orichi jest bardzo towarzyszki.
 - Skoro tak mówisz. Tak nawiasem mówiąc i tak tam muszę być. Jeśli Sasuke jakimś cudem dowie się o twoim potajemnych wyjściach do dzieciaka, przynajmniej będę mógł się wybronić tym, że byłem przy każdej twojej rozmowie. - oznajmił dumny ze swojej spostrzegawczości. Prychnęłam pod nosem i nakładając na siebie kaptur ruszyłam do budynku. Może i na zewnątrz nakrycie głowy nie było mi potrzebne, zważając na ciemne chmury jakie zgromadziły się nad Suną, lecz tu, w środku budynku był to niezbędny detal. Automatyczne oślepiła mnie rażące biel i zapach, którego tak bardzo nienawidziłam, jednak zdążyłam do niego przywyknąć przez prace w szpitalu.
Korzystając z ostatniej rady Sasuke ukryłam swoje różowe kosmyki pod materiałem.
 - To jak? Gotowy? - zapytałam na ostatek.
 - Gotowy. Ale niech mi się tylko dostanie to ...
 - Tak, tak... - mruknęłam pod nosem gestem ręki nakazując mu ruszyć za mną. Tym razem nie było problemy z dotarciem na odpowiednie piętro. W recepcji po raz kolejny zasiadała Kin, poza tym był czas odwiedzin. Takie nagromadzenie ludzi nie zbyt mi odpowiadało, ale dla Orichi'ego byłam gotowa zrobić wszystko. Wyjątkowo ciekawa wydarzeń jakie miały miejsce zaraz po moim zniknięciu. Tych informacji Hozuki chyba nie zabroni mi otrzymać.
 - Sakura-san! - nawet nie zdążyłam zorientować się przy jakiej sali przystaneliśmy, a już zza ściany wybiegła radosna maleńka sylwetka, kierująca się w podskokach w moją stronę. Bez wahania objęłam zielonookiego i raz jeszcze pochłonęłam jego woń. - Jednak przyszłaś!
 - Przecież obiecałam. - oznajmiłam spokojnie darząc go szczerym uśmiechem.
Kiedy maluch wyzwolił się z moich ramion od razu zlustrował wzrokiem osobę stojącą na przeciwko mnie:
 - Dzień dobry, panie Osamu.
 - Wystarczy Osamu. - wydukał zmieszany. Parsknęłam śmiechem widząc jego reakcje, zwyczajnie nie mogłam się powstrzymać. Suigetsu rzucił mi spojrzenie mówiące "Jeszcze tego pożałujesz', ale tak by brązowowłosy nie mógł go dostrzec.
 - Dobrze, przepraszam. - powiedział.
 - Idziesz do Yo? - stanęłam przed nim chcą dowiedzieć się jakichkolwiek szczegółów. Byłam nieco zfrustrowana tym, że jak zwykle wszystko musi dziać się po kolei, w uporządkowanej kolejności. Przecież nie mogę od razu wyskoczyć z pytaniem dotyczącym wioski i Naruto. Pomimo, że Orichi miał pięć lat, jak na swój wiek był niezwykle spostrzegawczy. Moja zawziętość związana z Konohą, stała by się dla niego obiektem podejrzanym.
Orichi pociągnął mnie za kawałek płaszcza.
 - Tak. Chodź ze mną!
 - Nie wiem czy to dobry pomysł. - odparłam podtrzymując się nogami. Widziałam dokładnie karcące spojrzenie seledynowłosego.
 - Ale dlaczego? - jęknął zrezygnowany. Jego kochana buźka niemal natychmiast pozbyła się wszystkich zawartych emocji. Westchnęłam. Jestem opiekunką, nieprawdaż? Mimo, że powinnam być odpowiedzialna, często ulegam urokowi dziecka. Ale czy jest osoba, która by z tym wygrała?
Sasuke, pomyślałam, a kąciki mych ust delikatnie uniosły się do góry. Nie potrafiłam sobie wyobrazić go patrzącego z żalem na pogrążone w smutku dziecko.
Przy Orichi'm nagle kucnął Suigetsu, zakrywając dokładniej swoją twarz.
 - Słuchaj mały. Sakura mówiła ci już wczoraj, że jesteśmy na tajnej misji. Nie możemy się nikomu pokazywać.
 - Ale Yo nikomu nic nie wygada, naprawdę!
 - Powiedziałeś mu, że wczoraj tu byliśmy.
Pokręcił przecząco główką.
 - Przecież obiecałem Sakurze-san, że nikomu nie powiem! - oburzył się krzyżując ręce na piersiach. Hozuki instynktownie uśmiechnął się. Urok dziecka, pomyślałam z triumfem.
 - I tak nie możemy się mu pokazać. - brnął dalej.
 - Ale dlaczego? ...Sakura-san? - tym razem to pytanie skierowane było do mnie.
 - Będę miała przechlapane jeśli ktoś się dowie, że się tobie pokazałam.
 - Ale ty mi się nie pokazałaś! Ja sam cię poznałem.
 - Orichi... - westchnęłam trochę rozbawiona.
 - Ale to prawda! Nikt się o tym nie dowie!
Odruchowo zwróciłam wzrok w stronę Suigetsu, który srogim spojrzeniem torturował barierkę od schodów. W końcu linia naszych tęczówek się połączyła, jednak nie z takimi emocjami jakich oczekiwałam. Nie pomogły nawet moje błagalne spojrzenia, on po prostu postanowił i koniec! No proszę, takiej stanowczości jeszcze nie byłam świadkiem.
 - Nie możemy się ujawniać. - zakończyłam srogo. Chociaż było dla mnie wielkim wyczynem zwracanie się takim tonem do dziecka - podołałam temu zadaniu. Orichi spuścił głowę.
 - N..No dobrze.
 - Nie bądź smutny. Możemy przecież porozmawiać tu, prawda?
Od razu się rozpogodził. Może nie byłam w stanie dojrzeć w jego oczach pełni szczęścia, lecz nie mogłam mu go dostarczyć. Ciekawe jak by naprawdę zareagował gdyby dowiedział się co takiego wydarzyło się 'Sakurze-san'. 'Orichi, Osamu to tak naprawdę Suigetsu, członek jednej z groźniejszym organizacji o nazwie Taka. Porwano mnie bym mogła służyć jako Medyk, a ja nadal nie wiem do jakiego celu'. Chodź by mi obiecał, nie dotrzymał by słowa. Zwykła troska poprowadziła by go wprost do Naruto.
Dowiedziałam się, że Uzumaki był niezwykle spanikowany po mym wyruszeniu na 'tajną misję'. Nic dziwnego. Szybko wyjaśniłam Orichi'emu, iż po prostu bał się o moje bezpieczeństwo. Na szczęście maluch pokiwał rozumnie. Żadna informacje na temat poronienia Hinaty nie padły z jego strony, ale uważałam, że prawdopodobnie Naruto zwyczajnie nie 'chwalił' się tym wydarzeniem. Chcąc czy nie, ból, który poprzednio mi towarzyszył - powrócił. Co prawda, nie z tak intensywną siłą jak dawniej. Wtedy byłam kompletnie podłamana, z powodu tych wszystkich emocji rozkleiłam się przy Sasuke. Obiecałam. Obiecałam sobie, że nie będę już płakać. Od tego zajścia jest to coraz trudniejsze.
'Zauważyłem, że coraz częściej płaczesz, wiesz Sakura?' - nie na darmo w końcu wysilił się by skierować do mnie te słowa. Westchnęłam. Wszystko to już dawno przekraczało moje siły, jednak walczyłam dalej. Musiałam. Co by się wydarzyło, gdybym nagle zrezygnowała i oznajmiła, że nie chcę żyć?
Usiadłam na niebieskim krześle, będącym jednym z wielu innych na korytarzu. Suigetsu poszedł w moje ślady. Nieustannie jego twarz prezentowała grymas, ale każda kolejna historyjka Orichi'ego działała na nią z niesamowitą siłą.
 - Sakura. - jęknął zniecierpliwiony po czym zapadł w głęboki letarg. Odetchnęłam. To daje mi jeszcze więcej czasu na rozmowę z malcem.
 - I jak Sakura-san? - zaczął, gdy mój śmiech komentujący poprzednie jego słowa ucichł. - Kiedy zakończysz misję?
 - Ee...najszybciej jak to będzie możliwe.
 - A co jeszcze musisz zrobić?
 - Nie mogę zdradzać takich informacji, wiesz dobrze, że to...
 - Tajna misja.. - dokończył za mnie udając mój srogi ton. Posłałam w jego stronę przyjazny i wypełniony ciepłem uśmiech. Pomimo, iż Uchiha nie miał zielonego pojęcia o wystęmpkach jakich się podejmuję, sumienie gryzło mnie wiedząc, że on nie jest tego świadomy. Wolę żyć z przekonaniem, że wszystko jest u niego załatwione, tym czasem jeśli seledynowłosy przewidzi scenariusz i jakimś cudem Sasuke się dowie - ogół naszych stosunków rozpadnie się. Zyskałam pewne zaufanie z jego strony, nie mogę go tak banalnie stracić!
 - Zaraz wrócę. - wybudził mnie z zamyśleń. - Muszę do toalety. Będziesz tu na mnie czekała?
 - Oczywiście. - ostatnie podniesione kąciki ust przeznaczone wyłącznie dla niego. Kiedy zniknął za ścianą, nie marnowałam czasu - chciałam jak najszybciej zaspokoić moją ciekawość. Wzrok przeniosłam na Suigetsu, który tak jak się spodziewałam nawet nie miał pojęcia, że brązowłosego chłopczyka już tutaj nie ma.
 - Mam pytanie. - ku memu zdziwieniu, Hozuki zareagował od razu.
 - Co się stało?
 - Mówiłeś, że Madara informuje was o przedłużonych treningach Sasuke za pomocą kruka, tak?
 - No tak, a co to ma do rzeczy? - zmarszczył brwi. Wiedziałam czego się obawia. Jednak tym razem nie miałam zamiaru brnąć dalej w temat ataku na wioskę i drugiej podobno istniejącej organizacji. Napełniłam się spokojem likwidując jego powody do zmartwień.
 - Czy my, z Suny również możemy wysłać im taki list?
Jego oczy otworzyły się szerzej.
 - Czemu cię to interesuję?
 - Chciała bym taki wysłać.
 - Po co?
 - Muszę jakoś poinformować Sasuke o Orichi'm. Miałeś racje. Wścieknie się jeśli nie dowie się o tym ode mnie.
 - Odbiło ci? - niemal krzyknął, prezentując rękoma bliżej nieokreślone znaki. Byłam świadoma jedynie tego, że wykonywane są w akcie paniki. Zdumiła mnie jego nagła reakcja. - Myślisz, że jak dowie się od ciebie to się nie wścieknie?
 - No nie. - przyznałam szczerze.
 - Więc się mylisz. Sasuke na pewno wkurzy się, że rozpoznało cię w Sunie jakieś dziecko. Poza tym nie można mu ufać, wiesz dobrze, że może wypaplać wszystko komukolwiek.
 - Orichi taki nie jest! - stanęłam w obronię przyjaciela. - Nie chcę po prostu stracić zaufania Sasuke. - dodałam już ciszej. Przez tą sytuacje straciłam całkowicie pewność siebie. Spuściłam szybko wzrok bawiąc się palcami i oczekując jego słowa.
 - To nie jest dobry pomysł. - powiedział po chwili milczenia.
 - Dlaczego?
 - Bo uważam, że są małe szanse na to by szef się dowiedział.
 - Nie wierzę własnym uszom. - zbulwersowana podniosłam się z krzesła, atakując go morderczym spojrzeniem. - Jeszcze w drodze tutaj marudziłeś mi co zrobi ci Sasuke jeśli wszystko się wyda, a teraz tak po prostu zmieniasz swoją postawą.
 - Po prostu uważam, że są na to małe szanse. Nawet gdy już wrócił, to przecież mogłem być z tobą w milionach innych miejsc w Sunie, a on nie ma jak na udowodnić że było inaczej. Juugo przecież też nic nie wie.
Odetchnęłam. To co powiedział seledynowłosy wcale mnie nie uspokoiło. Lecz moje tętno biło już w zbyt niebezpiecznym tempie by móc mu pozwalać na dalsze przyśpieszenia. Zwyczajnie odpuściłam, udając, że przyznaje mi racje.
 - Jak chcesz. - skomentowałam na ostatek siadając z powrotem. Chwilę potem wrócił Orichi, jednak jego wyraz twarzy drastycznie się zmienił. Był przerażony, a kroki jakie stawiał w naszym kierunku były zbliżone do nierównego biegu. Również stanęłam by być przy nim jak najszybciej i dowiedzieć się powodu jego zachowania. Hozuki doglądając się tego obrazu zarówno jakoś się zainteresował.
 - Co się stało? - zapytałam od razu. Zdumił się, iż zadałam to pytanie od razu na wstępie, ale nie ma osoby, która nie potrafiła by wyczuć emocji dzieci już na pierwszy rzut oka. Chłopczyk pokręcił głową jakby chciał odrzucić od siebie pewne myśli. Zignorowałam to i dodatkowo objęłam jego dłoń by dodać mu nieco otuchy. Oddech zaczął powoli wracać do normy.
 - Wyglądasz jakbyś ducha zobaczył. - skitował Suigetsu na co spotkał się jedynie z moim złowieszczym spojrzeniem.
 - Bo zobaczyłem ducha. - odezwał się nagle drżącym głosem. - Sakura-san możemy wyjść na dwór?
 - Na dwór? - powtórzyliśmy w tym samym czasie z mym kompanem.
 - Chociaż przed szpital, proszę! - mówił dalej przesłodzonym głosikiem. - Muszę w tej chwili na świeże powietrze.
 - Nie ma mowy. - Suigetsu od razu wkroczył do akcji, razem ze swym stanowczym tonem, którego rzadko słyszałam. Posmutniałam. Tak czy owak - miał rację. Wyjście z budynku równało by się z porażką. Chociażby Kin, która z pewnością zainteresowała by się jaka to osoba wyprowadza małe dziecko w środku dnia. Szczególnie, że to ona odprowadza go do Domu Dziecka.
Zielone tęczówki zwróciły się w moim kierunku.
 - Przykro mi. - szepnęłam. - Osamu ma rację, nie możemy tak ryzykować.
 - Przecież macie kaptury! - zauważył, wskazując na wymieniony detal.
Suigetsu mnie zabije, pomyślałam. Lecz do jasnej cholery nie mam jak wytłumaczyć mu naszych powodów. A znając dzisiejszy entuzjazm kompana, on nawet nie kiwnie palcem by pomóc mi wybrnąć z sytuacji. Dzisiejszego dnia był wyjątkowo dziwny. Wczoraj zdawało się, że moje spotkanie z Orichi'm nie stanowi dla niego żadnej różnicy, teraz był wściekły i rozjuszony całą tą sytuacją.
Napełniłam płucą powietrzem.
 - Pamiętasz jak mówiłam ci wczoraj, że nikt nie wie, że tu jesteśmy? - spytałam. Hozuki bezzwłocznie zaciekawił się tymi słowami, mimo, iż kierowałam je do Orichi'ego. Chłopczyk pokiwał głową na znak, że rozumie.
 - Pani, która cię tutaj przyprowadza może się dopytać nas kim jesteśmy i dlaczego cię wyprowadzamy ze szpitala. - mówiłam dalej. - Wtedy byłby z tego nie małe problemy.
 - Ale ja bym wytłumaczył pani Kin, że was znam.
 - To nie wystarczy.
 - Dlaczego?
 - Poprosiła by nas o dokumenty, a my ich nie mamy, ponieważ znajdujemy się na misji. Poza tym ja znam tą panią, która cię przyprowadza. - zobaczyłam jak Suigetsu drgnął. Zlekceważyłam to. - Mogła by mnie poznać, a potem Naruto by się wściekł bo zawaliła bym misje.
 - Sakura. - warknął wściekle tak bym tylko ja usłyszała. Poczułam również jak delikatnie szturcha mnie w ramię. Westchnęłam tylko i nagle zobaczyłam jak Orichi ciągnie mnie przed siebie.
 - Ja muszę stąd wyjść. - powiedział stanowczo.
 - Dlaczego? - zapytał Suigetsu z grymasem na twarzy.
 - Bo tak! - na pierwszy rzut oka było widać, że coś dosyć intensywnie wystraszyło malca. Nawet nie kłócił się ze mną o Kin, tylko zwyczajnie pokierował w swoją stronę. Nie wyciągnę tego od niego w takim akcie paniki. Musi odetchnąć, a ja mu w tym pomogę.
 - Poproś panią Kin aby się z tobą przeszła. - zaproponowałam.
 - Ale ona teraz pracuje.
 - Więc wracaj do swojego kolegi. W końcu dla niego tu przychodzisz. - wtrącił biało włosy i ku naszemu zdziwieniu to jego sugestia okazała się być tą trafną. Chłopczyk zaprzestał siłowania i spuścił głowę jakby nad czymś głęboko dumał.
 - A wy..? - jego głos zadrżał.
 - Ja i Osamu wracamy, ale przyjdę tu jeszcze do ciebie i powiesz mi co się wydarzyło dobrze?
 - Dobrze. - przytaknął.
 - Obiecujesz?
 - Tak. Ale przyjdź na pewno. Tęskniłem za tobą.
Pośpiesznie wtulił się w moje nogi. Nie zawahałam się, tylko klęknęłam by móc objąć całe jego ciałko. Tak też si stało, lecz wyjątkowo szybko skończyło. Orichi rzucił do Suigetsu krótkie 'Pa' i wybiegł w kierunku Yo jak torpeda. Tylko, że ta torpeda pośpiesznie przed czymś uciekała. Nie wiele myśląc usiadłam z powrotem na miejsce, miałam dość wszystkiego. Nie dość, że żyje zdala od przyjaciół, dodatkowo każdemu z nich dzieje się coś złego. Naruto stracił dziecko z mojej winy, a Orichi ...tego dowiem się przy następnym razie.
 - Już tu nie przyjdziesz. - odezwał się jakby był w stanie czytać w mych myślach. Zacisnęłam pięści. Co to, to nie! Nie mogę tak po prostu zostawić jego zachowania.
 - Znowu zmieniłeś zdanie? - spytałam z kpiną.
 - Nie. Ale Sasuke może już jutro wrócić, a jak sam powiedział, wyruszymy od razu po jego powrocie. - wyjaśnił spokojnie. - Nie. Nie wiem co mu się stało. - dokończył gdy widział, że mam już zamiar otworzyć usta. Zdziwił mnie tym. Czyżbym była, aż tak przewidywalna? Rozumiała bym doskonale gdyby takiego wtrącenia użył Sasuke, który ma prawdziwy dar poznawania ludzi, lecz do seledynowłosego było to nie podobne. Spuściłam tylko głowę, starając się nie skupiać myśli na postępowaniach Suigetsu, lecz Orichi'ego.
 - Sakura. - poczułam rękę na swoim ramieniu. - Nie myśl o tym. To wcale mu nie pomoże, a tobie tylko pogorszy humor.
 - Ale ...ale on tak nagle stał się taki...wystraszony  i....
 - Obiecał, że jutro ci powie.
 - Ale ty powiedziałeś, że tu nie przyjdę.
Niespodziewanie zaśmiał się. Nie było to nawet gest wymuszony, lecz promieniujący niezwykłą szczerością. Posłała mu pytające spojrzenie, które żąda wyjaśnień.
 - Może i ci to powiedziałem... - zaczął. - Ale znam ciebie wystarczająco dobrze i śmiem twierdzić, że i tak się tutaj znajdziesz. - uśmiechnął się do mnie. Miło zaskoczona odwzajemniłam to i pokiwałam delikatnie głową przyznając mu tym samym rację.
 - Po prostu nie chcę słyszeć marudzenia szefa - dodał z większym entuzjazmem. - Sama wiesz jaki jest gdy się zdenerwuje...
 - W razie wypadku wezmę winę na siebie! - położyłam rękę na klatce piersiowej tym samym przysięgając, że dokonam tego czynu. Raz jeszcze parsknął śmiechem nie przestając na mnie patrzyć.
 - Jesteś niemożliwa.
 - Już to słyszałam. - burknęłam udając niezadowolenie. Tak naprawdę cieszyłem się, że już dwoje członków Taki określiło mnie tymi słowami. Pytanie tylko jaki sens mieli na myśli. Równie dobrze mogli określać moje negatywne strony. Jednak w obu przypadkach na ich twarzach widniał uśmiech.
 - To co teraz robimy? - dodał znudzona.
 - A co możemy robić? Nie otrzymaliśmy nadal żadnych rozkazów ze strony Sasuke i Madary więc zwyczajnie tu na nich czekamy.
 - A jeśli naprawdę coś się wydarzyło?
 - Niby co? - zapytał bez jakiejkolwiek wiary w moje słowa. Pozostawiłam to bez odpowiedzi, doszedł bowiem do mnie poziom siły Uchihy. Tak jak mówi Suigetsu - nie doceniałam go. W istocie naprawdę nie potrafiłam wyobrazić sobie jak czarnowłosy przegrywa jakąś walke.
Nagle echem po korytarzu rozniosły się śmiechy z nieco złowieszczym posmakiem. Oboje z Hozukim unieśliśmy zdumione oczy, szukając nimi nadawcy tego dźwięku. Kilka sekund później zza białej ściany wyszła czwórka chłopów. Wyglądali na około jedenaście lat. Jeden, najwyższy szedł w środku dumnym krokiem patrząc na wszystkich z niższością.
'Zadufane w sobie bachory' - przeszło mi przez myśl. Już na pierwszy rzut oka wydawali się być mało sympatycznymi osobami. Na krótką chwile spojrzenia moje i 'lidera' bandy spotkały się. Prychnęłam pod nosem czując na sobie jego kpiarski wzrok. Biorąc pod uwagę to, że jestem osobą dorosłą, jak również płci przeciwnej ominął mnie bez większego zainteresowania.
 - Ciekawe co takie smarkacze tu robią? - ostatecznie wypowiedziałam te słowa na głos, mimo, że na początku stanowiły temat główny moich myśli.
Suigetsu zaśmiał się.
 - I takie pytanie zadaje opiekunka.
 - No co? - udałam obrażoną. - Po prostu nie lubię tego typu dzieciaków. Prawda, nie wiem co w życiu przeszli, ale gardzę osobami lubiącymi się wyżywać na słabszych.
 - Przecież oni się na nikim nie wyżywają. Skąd możesz to wiedzieć? - stwierdził zdziwiony moją hipotezą. Wyprostowałam się. Który raz z kolei wstaję dzisiaj z tego krzesła? Westchnęłam cicho i poprawiłam kaptur. Każdy odwiedzający posyłał nam podejrzane spojrzenia przez nasz niecodzienny ubiór. Lepiej dłużej nie ryzykować i opuścić szpital. Z Orichi'm i tak mam się spotkać dopiero następnego dnia.
 - Mam po prostu przeczucie. - odpowiedziałam na wcześniejsze pytanie Suigetsu. - Zbierajmy się. Nic tu po nas.
 - Jeśli Juugo jakimś cudem, dowie się, że ...
 - Tak, tak. - przerwałam mu z kompletnym brakiem zainteresowania i ruszyłam przed siebie. Kątek oka zerknęłam tylko czy aby lista pacjentów w niczym się nie zmieniła. Uspokoiłam się, gdy mych oczu nie zaatakowało żadne znane nazwisko, po czym wraz z białowłosym pośpiesznie opuściliśmy szpital.

***
 - Czego oni chcą? - usłyszałem jego srogi ton. Miałem chwilę wolnego. Chciałem wykorzystać ten czas i odpocząć po ciężkim treningu jaki mi zaserwował. Jednak nawet w takich sytuacjach on musi na pierwszym miejscu stawiać ataki, wojny, ninja i inne rzeczy podobnego pokładu. Westchnąłem tylko opierając się o korę drzewa. Zamknąłem oczy, pozwalając zimnym powiewom przynosić mi ulgę. Lecz to nie było wystarczające. Uniosłem rękę i otarłem nią denerwujące kropelki potu. - Odpowiesz mi? - dodał niecierpliwiąc się moim milczeniem.
 - Mam to gdzieś. - odparłem szczerze.
 - Może ty tak, ale oni nie. Szukają cię już od dwóch dni.
No tak. Od opuszczenia Suny minęły już dwa dni. Jakaś dziwna energia chciała abym tam wrócił. Starała się kontrolować moje ciało i pokierować w przeciwnym kierunku. Po raz pierwszy nie miałem ochoty być trenowanym przez Madare. Zazwyczaj zniecierpliwiony czekałem na kolejne dawki potęgi. Ale czuję się gotowy. Gotowy na tą całą wojnę jaka ma mieć miejsce w Konoha. Wystarczająco silny by zabijać. Wystarczająco podły by pozbawić życia wszystkich moich dawnych przyjaciół.
 - Mówię do ciebie Sasuke. - warknął wściekły. - Jeśli masz w takim stanie psychicznym niszczyć Konohę, to daruj sobie.
Odchrząknąłem dostojnie. Jakoś nie za bardzo ruszyły mnie jego słowa. O dziwo...Byłem zbyt zadumany by denerwować się o głupie dogryzki. Szczególnie, iż wiem, że robi to wszystko by wyprowadzić mnie z równowagi.
 - Nie wiem czego chcą! - skłamałem. - Pewnie raz jeszcze odwiedziło ich kilka członków Akatsuki i robią z tego wielkie halo.
 - Może i tak. - wzruszył ramionami. - Jednak Natsuo tym razem nie było z nimi, wiesz coś o tym?
 - Nie.
 - Gdyby zaproponował coś ciekawego przydało by się to wykonać. Potrzebujemy pieniędzy na wojnę jaka ma niedługo się rozpocząć.
 - Powiedziałem, że nie wiem czemu go nie było! - wrzasnąłem. Nie mogłem mu powiedzieć, że trzy dni temu pozbawiłem życia temat naszej konwersacji. Natsuo był źródłem naszych pieniędzy. A te cholerne tajemnicze uczucia zmusiły mnie do konkretnego działania. Ten człowiek musiał uczepić się akurat Sakury. Tak. Ostrzegałem ją. Mówiłem żeby nie wdawała się w nim w jakieś konflikty. Więc śmierć Natsuo to jej wina. To właśnie Haruno zmusiła mnie do tego czynu. Bo wraz z tym pojawiła się jakieś głupie, nieprzyjemne uczucie, które odeszło wraz z krwią na mej katanie.
Jego ludzie chcieli zapewne dowiedzieć się czy wiem kto winny jest jego śmierci, ponieważ widziałem się z nim przed festynem. Lub jakimś cudem zdobyli na tyle mądrości i zgodnie stwierdzili, że to ja jestem mordercą. Madara przed chwilą dowiedział się, że poszukują mnie już od dawna we wszystkich wioskach. Byli nawet w Konoha - co nie za bardzo mi się spodobało.
 - Oni coś kombinują. - powiedział nagle podnosząc z ziemi moje kunai. - Trzymaj. - dodał rzucając ostrze w moją stronę. Instynktownie złapałem go dłonią.
 - Koniec przerwy? - zapytałem zimno.
 - Tak. Czas na więcej treningów, może to urwie cię z tym idiotycznych zamyśleń.

***
Suigetsu jednak miał racje. Po powrocie ze szpitala, Juugo poinformował nas o liście Madary. Sasuke zostaje u niego na tydzień by trenować. Oczywiście żaden z nich pomimo moich próśb i odważnych propozycji nie chciał odpowiedzieć mi na proste pytanie: Na co trenuje Sasuke? Jeśli już słyszałam jakiś głos najczęściej chodziło o organizację. Byłam wściekła. Dziwnie czułam się bez obecności Sasuke. To prawda, że podczas pobytu u Natuso również zniknął, jednak wtedy były to zaledwie trzy dni. Tygodnia jeszcze nie miałam okazji przeżyć bez jego osoby, aczkolwiek pojawiły się pewne plusy. Częste wizyty u Orichi'ego.
Wraz z seledynowłosym codziennie odwiedzaliśmy malca. Pomimo jego wcześniejszego zachowania przez następne dni zdawał się być normalnym 'dawnym' chłopczykiem. Oczywiście dopytywałem się go o tą sytuację...podobno pogorszył się stan zdrowotny Yo, więc postanowiłam się nie zagłębiać w temat. Suigetsu polubił Orichi'ego. Z większym spokojem przyjmował nasze wystęmpki i nie obawiał się już tak bardzo reakcji Sasuke. Za jego namowami zrezygnowałam z czynu, który miał na celu poinformowanie lidera. Nawiasem mówiąc, rzeczywiście nie ma opcji by czarnowłosy czegokolwiek się dowiedział. Juugo milczał. Nie wykazywał ani krzty zainteresowania naszymi wyjściami, co mi niezwykle odpowiadało.
Minął dzień siódmy. Uchiha zapowiedział powrót na siedemnastą. Do tej godziny każdy członek Taki miał być spakowany i gotowy do natychmiastowego opuszczenia wioski. Cieszyłam się, że nareszcie wracamy do 'domu'. Miałam serdecznie dość chodzenia w płaszczu i zaciekłego ukrywania swojej prawdziwej osoby. W drodze do szpitala nie raz widziałam Temari lub Kankuro - ledwo powstrzymywałam się od rzucenia im w ramiona. Nastrój miałam jako taki. Czekało mnie dzisiaj pożegnanie, ale również przywitanie Sasuke, a jednocześnie przekonanie się jak ostatecznie przyjął naszą ostatnią rozmowę. Bałam się, że Madara mógł zmiażdżyć wszystkie pozytywne uczucia jakie w nim narodziłam. Wraz z Suigetsu weszliśmy do szpitalnego budynku. Trochę zdezorientował nas brak Kin za recepcją. Tym razem siedziała w niej szczupła blondynka o niezwykle jasnej cerze.
 - Może zawróćmy? - zwątpił, ciągnąc mnie za płaszcz. Odruchowo wyrwałam się z tego uścisku.
 - Daj spokój. - warknęłam. - Patrz, ile tu jest ludzi. - dodałam prezentując mu przestrzeń zawartą przed nami. Widocznie dopiero teraz zauważył cały ten tłum.
 - Jest sobota. - wyjaśniłam szybko.
 - Ludzie mają wolne. - stwierdził. Suigetsu zaciekle to ukrywał, ale ja doskonale wiedziałam, że przyzwyczaił się już do radosnego uśmiechu malucha. Cieszył się wraz ze mną na każdą wizytę, a po czwartym razie opowiadał nawet jakieś wpadki, które miały miejsce w jego prywatnym życiu. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie.
Rzeczywiście, tłum okazał się naszym sprzymierzeńcem. Recepcjonistka nawet nie zauważyła dwójki zakapturzonych ninja, przedzierających się przez ogromne ilości ludzi. Na właściwym piętrze było ich znacznie mniej, jednak nadal nie przykuwaliśmy jakieś szczególnej uwagi. Znaleźliśmy się w umówionym miejscu o właściwej godziny. Orichi już tam czekał, siedząc na krześle i machając przy tym nóżkami.
 - Cześć mały! - zaczął seledynowłosy podchodząc od niego. Brązowowłosy od razu zareagował podnosząc swój wzrok. Chciałem w końcu zatopić się w jego zielonych tęczówkach i chłonąć całą radość, która z nich emitowała, lecz przeliczyłam się. Zamarłam gdy nasze spojrzenia się spotkały. Z wrażenia, aż przystanęłam nie wiedząc co mam w tej chwili robić.
Ten strach ...ponownie go widziałam. Strach, panikę i obawę. Ale w tym momencie te uczucia opanowały zupełnie nowy poziom - wyższy poziom. Suigetsu też to zauważył.
 - Orichi .. - zaczęłam z przerażeniem. - Co ci się stało ...?
 - Sakura-san. - odparł smutno, dotykając swojego policzka. - Mówiłem ci, że oni mi dokuczają.
Na jego pięknej twarzyczce widniał teraz olbrzymi siny ślad. Zszokowona przeszukałam szybko swoje wspomnienia, a właściwe wydarzenie szybko dostało się do mego umysłu
'Tu wszyscy mi dokuczają' - rzeczywiście owe słowa padły w pierwszy dzień naszego spotkania. Kucnęłam przed nim gwałtownie.
 - Kto ci to zrobił!? I dlaczego wcześniej nie powiedziałeś!?
 - Przecież mówiłem. - szepnął, wystraszony stanowczością jaką dało się wyczuć w moim głosie.
 - Nie miałam pojęcia, że oni cię ...biją  i....
 - Tu wszyscy są starsi ode mnie. Taki duzi ...i się śmieją, że ja taki nie jestem i ...
 - Nie płacz. - wyjąkałam tuląc go do siebie. Chociaż nie dojrzałam w jego oczu żadnej łzy jego sposób mówienia i wyraz twarzy jednoznacznie wskazywały, że oto nadchodzi ten moment. Tak jak się spodziewałam, chwilę później czułam jak mój płaszcz robi się wilgotny, a uszy odebrały cichy szloch. - Orichi. Porozmawiam z nimi. Powiem, żeby już tak nie robili, a tym bardziej zgłoszę to opiekuncę z domu dziec...
 - Ja nie płaczę z tego powodu! - wykrzyknął odsuwając się ode mnie. Suigetsu, który dotąd milczał również uklęknął chcąc mieć lepszy wgląd na całe wydarzenie. Moje rozjuszenie odebrało mi zdolność logicznego myślenia, miałam nadzieje, że on coś na to poradzi.
 - Więc dlaczego płaczesz? - zapytał ciepło. Również oczekiwałam odpowiedzi na to pytanie, lecz wtem przed oczami narodził mi się nowy scenariusz. Przypomniałam sobie wszystko co widziałam tego dnia, a łącząc ze sobą fakty, byłam już pewna, że moje podejrzenia są prawdziwe.
 - Orichi.. - wyszeptałam kiedy on już otwierał usta.
 - Tak?
 - To ...zrobili ci to trzej chłopcy, prawda? To dlatego wtedy w szpitalu chciałeś wyjść na dwór? Bo oni tu wtedy byli...
 - Skąd wiesz? - wydukał otwierając szeroko oczy z niedowierzenia. Suigetsu westchnął smętnie i to on zabrał głos:
 - Widzieliśmy ich jak już poszedłeś do sali kolegi.
Brązowowłosy spoważniał i raz jeszcze wbił wzrok w czubki swoich butów. Chciałem go teraz pocieszyć, pomóc - ale nie miałam jak. Gdybym tylko wiedziała ile krzywdy wyrządziłam mu swoim zniknięciem. Ostatecznie to ze względu na mnie zgodził się na zamianę miejsc. A przecież Dom Dziecka w Sunie jest zapełniony starszymi wychowankami. Zaklnęłam w duchu za swoją nieuwagę i przypomniałam sobie, że nadal nie znam jednego ważnego faktu.
 - Zazwyczaj jest ich czterech, ale ostatnio Ryu tutaj był po wdał się w jakąś bójkę. Reszta przyszła do niego na odwiedziny, a ja się bałem, że dowiedzą się, że tu jestem i ...
 - Spokojnie. - przerwałam mu, przeczesując jego gęste włosy. - Porozmawiam z nimi, obiecuję.
 - Ale to nie jest teraz ważne Sakura-san! - znów uniósł głos wypuszczając swoje łzy na zewnątrz. - Ważne jest to czego się wczoraj dowiedziałem, od razu jak poszłaś z Osamu. - dodał ciszej.
 - Czego? - wtrącił podejrzliwe seledynowłosy.
 - To tajemnica. Nikt się nie może dowiedzieć, musimy przejść do jakiegoś mniej zatłoczonego miejsca.
Zdumiłam się jego prośbą, ale posłuchałam. Chwyciłam jego rączkę i szłam pokornie za nim. Zazwyczaj potulny, subtelny i delikatny Orichi nagle zmienił się w panikującego i przerażonego. Zerknęłam na Hozuki'ego. Po jego wyrazie twarzy wyczytałam, iż nie zbyt poważnie brał sprawę z tym sekretem. Bardziej zapewne interesowała go sprawa pobicia i kroki jakie mam zamiar podjąć w tym kierunku. Do powrotu Sasuke zostało dużo czasu. Jakimś sposobem, by nie ukazywać swojego oblicza dostanę się do tych chłopców ...jakimś sposobem. Tylko jakim do cholery?
Po kilku minutach nerwowego marszu Orichi zatrzymał się na końcu korytarza, gdzie ilość ludzi zmalała do zera. Rozglądałam się dookoła szukając powodu i wtem zrozumiałam, że obok nie ma żadnych sal z pacjentami, lecz łazienki.
 - Są zepsute. - wytłumaczył, najwyraźniej widząc moje zainteresowanie. Przytaknęłam tylko na znak, iż rozumiem i ponownie przed nim uklęknęłam.
 - Więc co to za sekret?
 - Sakura-san. Powiedz szczerze, kiedy opuszczasz wioskę?
 - Dzisiaj. - odparłam nieco zdziwiona jego pytaniem. Jeszcze większe zaskoczenie wywołał u mnie fakt, iż ta wiadomość go...ucieszyła. - Dlaczego o to pytasz? - dodałam.
 - Nie będzie grozić ci niebezpieczeństwo. - powiedział zamyślony. Potrząsnęłam nim lekko i zmusiłam by spojrzał w moje oczy. Miałam dość tych jego zagadkowych przekazów. Pragnęłam w końcu dowiedzieć się co ponoć było powodem jego płaczu. Co mogło być gorsze niż brutalne pobicie dla pięciolatka!?
 - Mów w tej chwili co się stało! - zażądałam. Zielonooki wziął głęboki wdech, starając się tym sposobem oczyścić swój umysł. Suigetsu przystanął obok. Chyba wzmianka o bezpieczeństwie narodziła w nim pewne zainteresowanie.
 - To ludzie ze złego miasta. - wymamrotał smutnie. - Oni zaplanowali atak na naszą wioskę.
 - Atak? - powtórzyliśmy w tym samym momencie z Suigetsu.
 - Oni szykują wojnę! - wykrzyczał spanikowany. - Ktoś zabił ich przywódce tu ...w wiosce. Chcą się zemścić bo morderca na razie się nie ukazał. Sakura-san uciekaj stąd jak najszybciej bo nie wiem kiedy to ma się stać. Podsłuchałem dzisiaj jak pielęgniarka rozmawiała z lekarzem i podobno pan Gaara dostał ostrzeżenie!
Z każdym jego słowem moje oczy rozszerzały się coraz bardziej. Zamarłam wraz z chwilą dosłyszenia słowa 'Wojna'. Aczkolwiek ciekawiła mnie reakcja Suigetsu, byłam zbyt pochłonięta myślami by choć na niego spojrzeć. Złe miasto? Morderstwo!? Dlaczego ja o niczym nie wiem? Byłam tak skołowana, że jedynie co zdołałam wykonać, to powolne wyprostowanie do pozycji stojącej i nałożenie ręki na moje usta.
 - O nie. - wyszeptałam z przerażeniem.

1 komentarz:

  1. To że powoli nadrabiam Ai no ibuki nie znaczy, że opuściłam SoH. Nigdy e życiu.
    Trochę to zdumiewające, że ktoś taki jak Madara ma przyjaciela. I co to jest w ogole za pomysł żeby zmienić kryjówkę Taki!?
    Orichi to słodki chłopczyk. Nie wiem co zrobiłabym gdybym złapała tych bachorów, kórzy robią mu takie rzeczy.
    Obawiam się, że w najbliższym czasie Sakura dowie się o ataku na Konohę. Cały czas myślę, jak ona zareaguje? Cóż, na pewno nie będzie zadowolona. Ale co w takim razie z uczuciami które żywi do Saska?
    Może on jednak zmieni zdanie? Albo coś w tym stylu. Kurde, denerwuję się zaistniałą sytuacją. :>

    OdpowiedzUsuń