środa, 31 października 2012

Rozdział 3


Zrobiłem w życiu wiele błędów, ale dzień w, którym postanowiłem, że Karin zostanie ze mną w kryjówce, podczas gdy Juugo i Sugeitsu udadzą się do Konohy, był chyba największą pomyłką.
Karin nie dawała mi spokoju. Wczoraj cały Boży dzień latała za mną i dopytywała się o moje samopoczucie, gdy już kazałem jej odejść znajdywała kolejne milion innych powodów, byle tylko zamienić ze mną chociaż kilka słów. Wielokrotnie wspominała też o osobie, która zmierzała w stronę dwójki członków naszej organizacji. Sam nie wiedziałem czy mam jej wierzyć, czy też nie. Ta dziewczyna jest zdolna wymyślić wszystko byle tylko być ze mną.
Tak czy inaczej nie zastanawiałem się nad tym długo, gdyż mój umysł ponownie napadła wizja ataku na Konohę. Uwielbiałem to sobie wyobrażać. Była to jakby taka osobista forma odreagowania na wszystkie przeciwności losu.
Mówiąc „przeciwności losu” miałem oczywiście na myśli rudo-włosą kunoichi, która - gdyby nie jej umiejętności - dawno by wyleciała. Karin z kilkudziesięciu kilometrów potrafi wyczuć Ninja i ich poziomy chakry. To bardzo mi się przydawało, dlatego właśnie pominąłem jej irytującą osobowość i patrzyłem tylko na zdolności. Tak samo było z Juugo i Suigetsu. Choć Juugo okazał się całkiem znośny.
Specjalnie nastawiłem sobie budzik na siódmą rano, aby ta zdzira mnie nie dopadła. Zazwyczaj wstaje koło dziewiątej, a ja cholernie chciałem napić się kawy. Słuchając jej paplania, napiłbym się jej kilka godzin później niż zakładałem.
Tak jak się spodziewałem, rudo-włosa nadal spała, a ja uszczęśliwiony cicho wymknąłem się do kuchni. Jak na tak często odwiedzane miejsce, była ona dość mała. Jako, że nasza kryjówka znajdowała się pod ziemią, żadne pomieszczenie nie posiadało okien, oświetlaliśmy je zazwyczaj świecami i to właśnie w kuchni było ich najwięcej.
Zwykły kwadratowy pokój. Ściany i podłogi pokryte były ciemno brązowym marmurem. Na jednym boku stał cały aneks kuchenny. Trzy blaty, zlewozmywak i lodówka, po drugiej stronie mały stolik gdzie spożywaliśmy sporządzone przez siebie cuda.
„Cuda”, ponieważ żaden z nas nie umiał gotować.
- Hej, Sasuke!
Na dźwięk mojego imienia, wypowiedzianego radosnym głosem dopadła mnie masa ciarek. Przecież Karin śpi do cholery, jak to możliwe żeby... - Jak minęła noc?
Kamień spadł mi z serca, kiedy w kącie dojrzałem siedzącego przy stole Suigetsu. Czy na punkcie rudo-włosej mam już taką obsesje, że mylę tę dwójkę?
- Suigetsu, już wróciliście? - spytałem.
- Taaa.
- Tak szybko?
- Jest siódma rano, a ty przecież kazałeś nam być o świcie. Z powrotem zapieprzaliśmy jak myszy uciekające przed wygłodniałym kotem.
- No tak - mruknąłem do siebie przypominając sobie własne słowa. - Tak czy inaczej, jak poszła misja?
Suigetsu popatrzył na mnie z żałością i w jednej chwili uderzył się mocno głową o blat stołu. Nawet mnie zabolało czoło, gdy to obserwowałem.
- To wszystko to była jedna wielka masakra.
Słysząc jego słowa, zacząłem wyobrażać sobie różne sytuacje, które uniemożliwiły wykonanie im rozkazu. Powoli rozpoczynał się u mnie stan irytacji.
- Nie mów, że nie znaleźliście Medyka - moja brew zaczęła się delikatnie trząść.
- Nie do końcaaaa. - jęknął, na chwilę podnosząc głowę.
- Mów dokładniej o co chodzi?
- Chciałeś koniecznie najlepszego, z początku wydawało się to łatwe, ale później czekało nas rozczarowanie.
- Do rzecz. - poganiałem go, siadając naprzeciwko. Zacisnąłem pięści, tak aby on to dostrzegł, to automatycznie przyśpieszyłoby jego bezsensowną gadkę.
- Zacznę od tego, że spotkaliśmy ją. I to już w drodze do Konohy, wyruszała właśnie na jaką misje.
- Ją? Znaczy Medyka? - spytałem dla pewności.
Pokiwał głową z uśmiechem.
- Najlepszym Medykiem jest baba? - dodałem zniechęcony i przerażony jednocześnie wizją kolejnej kobiety w organizacji. Suigetsu zauważył to.
- Spokojnie. Ona nie jest taka jak Karin. Rozmawialiśmy z nią chwilę. Mogę ci nawet powiedzieć, że jest ładna.
- Ładna? Suigetsu co mi z tego, że jest ładna? Dla mnie liczą się tylko umiejętności.
- Wiem, wiem - burknął pod nosem. - Ale popatrz Sasuke: Jest najlepszą medyczką z Konohy, tak? A to właśnie w tej wiosce są najlepsi Medycy. Łącząc to wszystko wychodzi na to, że jest najlepsza ze wszystkich...
- Za dużo w tym wszystkim słowa „najlepsza”. - przerwałem mu tłumiąc jego chwilowy uśmiech na twarzy.
- A ty jak zwykle tak ostro.
- Bo nadal nie wiem czemu uważasz, że ta misja była masakrą? Skoro znaleźliście Medyka, w dodatku posiadającego najlepsze umiejętności, to nie rozumiem w czym widzisz problem.
- W czym widzę problem? - zaśmiał się ironicznie i usadowił obie nogi na stole. W normalnej sytuacji upomniałbym go, ale byłem zbyt ciekaw tego co miał mi do powiedzenia. - Widzę problem w tym, że ta dziewczyna jest niezdecydowana.
- Co to oznacza?
- To, że nie chce się do nas przyłączyć! - warknął zirytowany tym faktem. Zaskoczyła mnie jego szybka zmiana emocji, jednak na pierwszym miejscu była ta kunoichi.
- A szukaliście innych Medyków?
- Tak, byliśmy w Konoha, ale za każdym razem słyszeliśmy, że to ona jest najbardziej doświadczona itd...
- To czemu się nie chce dołączyć, mówiła coś?
- Kiedy Juugo spytał się jej czy jest gotowa zostawić rodzinną wioskę, ona zamilkła. Chyba to jest powodem.
Cholera. Czy wszyscy muszą odstawiać takie szopki? Wściekłem się i to poważnie. Sama myśl, że mógłbym stracić najlepszego Medyka była upokarzająca.
- I tylko tyle? - spytałem przez zaciśnięte zęby. - Mogliście ją namówić, lub po prostu zabrać.
- Zabrać?
- Bez jej zgody.
Suigetsu wyraźnie zdumiał się moją wypowiedzią.
- To głupie. Poza tym miałem nadzieję, że się zgodzi.
- Ale nie zgodziła się do cholery, nie mogliście interweniować, albo zrobić to co mówiłem?
- A co jeśli zdołałaby nam uciec?
- A co jeśli nie?
Na chwile zapanowała głucha cisza. Wziąłem kilka głębokich wdechów, aby uspokoić targające mną emocje. Nie mogłem tak szybko tracić kontroli. O mojej złości decydował fakt, że zawsze musiałem mieć to, co najlepsze. A jeśli tego nie dostałem, dopadała mnie furia.
- Być może jeszcze jest szansa. - Suigetsu wypowiedział te słowa z niebywałą powagą, lecz tonem, który zdradzał, że sam nie wierzył w to, co mówi.
- Szansa?
- Nim odeszła, Juugo powiedział, że jeśli zmieni zdanie, ma być dzisiaj o siódmej w tym samym miejscu.
- I co ona na to?
- Ruszyła dalej. Potem Juugo tłumaczył mi, że zaproponował to dlatego bo w jej oczach widział jakieś wątpliwości - powiedział to jakby cytował słowa jakiegoś dziwaka.
- Dzisiaj będziecie tam na nią czekać?
- No tak. Zawsze jest jakiś procent szans, że tam będzie. Może Sakura zmieni zdanie.
- Więc bądźcie... - nagle przerwałem swoją wypowiedz, tak jakbym niespodziewanie czymś się zakrztusił. W moim umyśle krążyło imię wypowiedziane przez Suigetsu. - Że co ty powiedziałeś? - spytałem zszokowany. Być może się przesłyszałem.
- No ta kunoichi, zapomniałem powiedzieć, że nazywa się Sakura.
- Sakura - mruknąłem pod nosem, ignorując obecność biało-włosego. Nie mogłem uwierzyć, że to ona. Czy to możliwe żeby taka irytująca dziewczyna stała się obiecującym Medykiem? - Jaki miała kolor włosów?
Czułem się dziwnie pytając o to, ale tak mogłem dowiedzieć się, czy to naprawdę ona. Kolor jej włosów był dla mnie jej znakiem rozpoznawczym. Taką cecha charakterystyczną. No nie licząc tego wkurzającego pisku.
- Różowy. Dlaczego pytasz? - Suigetsu był wyraźnie zdumiony moim zachowaniem. - Znasz ją? - dodał widząc moje zamyślenie.
- Znam - szepnąłem. - Nawet bardzo dobrze.
Słaba, irytująca dziewczynka. Co mogło z niej wyrosnąć po tylu latach. Niespodziewanie zaciekawiło mnie to jak teraz wygląda, i co się w niej zmieniło.
- To się dobrze składa, przynajmniej ty wiesz z kim będziemy mieli do czynienia.
- Wcale nie zdziwiłbym się, gdyby zachowywała się tak jak Karin - planowałem wysunąć taki wniosek we własnych myślach, lecz coś mnie podkusiło, aby powiedzieć to na głos.
- A kiedyś taka była? - zaskoczyłem go.
- Taaa.
- Sasuke, zdziwisz się, bo mogę cię zapewnić, że ona taka nie jest. Zachowaj spokój. Po pierwsze nawet nie wiadomo czy ją zobaczysz.
- Zobaczę - odparłem najpewniej w świecie.
- No, a jak nie przyjdzie?
- Dzisiaj idę tam z wami, a jeśli nie przyjdzie, to my sami udamy się po nią.
Uśmiechnąłem się łobuzersko na samą myśl zaskoczenia jakie wywołam u Sakury, gdy tylko mnie zobaczy. Na samą myśl, tego co się będzie działo.
- Chcesz w nocy iść do Konohy? - wydusił Suigetsu otwierając szeroko oczy. - To ryzykowne!
- I co z tego? Muszę się z nią zobaczyć.
Wtem spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Co ci tak zależy?
Sam dokładnie nie wiedziałam. Po prostu chciałem wiedzieć kim się stała. I czy w ogóle nadawałaby się na Medyka w naszej organizacji? Bo pomimo ciekawości, i tak nadal umiejętności były dla mnie na pierwszym miejscu.
- To moja sprawa - odburknąłem, a biało-włosy chyba spodziewał się takiej odpowiedzi. - A teraz opowiedz mi, jaka jest sytuacja w Konoha.
- Jasne - szepnął poirytowany moją tajemniczością. Miał to wręcz wyrysowane na twarzy.
S A K U R A
Dzisiejszego dnia moje wątpliwości i mętlik w głowie sięgnęły zenitu. A kiedy nadszedł wieczór myślałam, że oszaleję.
Miałam okazję odejść, uwolnić się od Eizo, od nienawiści i tego co ze mną robi, z drugiej strony cholernie bałam się tego, że mnie odnajdzie. Co wtedy?
Choćby to było po kilku miesiącach, czy nawet latach z pewnością znęcałby się nade mną jeszcze bardziej. I oznajmił, że to wszystko dołącza się do kary za ucieczkę. Nie chciałam sobie nawet wyobrażać, jak bardzo stałabym się wtedy zależna od niego. Przywiązałby mnie do łóżka i nigdzie nie wypuszczał. I moje podejrzenia wcale nie są przesadzone.
Na drodze do ucieczki stali jeszcze moi przyjaciele. Ciekawe jakby zachował się Naruto? Na pewno stwierdziłby, że o czymś tak ryzykownym zadecydowałam przez moją „depresję”, która znowu, jego zdaniem zaczęła się przez Eizo. Tak więc to mojego narzeczonego obwiniałby o ucieczkę. W sumie, Uzumaki się nie myli. Eizo czasami nie umie się opanować, nawet przy moich przyjaciołach i zdarzało się, że w ich towarzystwie krzyczał na mnie. Ale to, co widział mój przyjaciel to tylko jedna dziesiąta nieprzyjemności jakie doświadczam w jego towarzystwie.
Dochodziła siódma. A ja zamiast się pakować, lub planować ewakuację z Konohy, przebywałam wraz z moim narzeczonym na łące, tuż przy lesie. Leżałam nieruchomo na kocu wpatrzona w niebo, starając się ignorować pocałunki Eizo, które czułam na poszczególnych częściach swojego ciała.
Jego dzisiejsza zachcianka: robienie wszystkiego na co ma ochotę pod gołym niebem, w świetle księżyca, tuż przy niewielkim stawie, który znajdował się przed nami.
- I jak ci się podoba, Sakura? - spytał się mnie odrywając od mojego brzucha i z powrotem zakrywając go cienkim materiałem z jakiego była zrobiona moja sukienka. Niewygodna, obcisła, w kolorze turkusowym. Niemal całkowicie odkrywała moje plecy, i mocno eksponowała biust. Kupił mi ją dzisiejszego dnia i rozkazał założyć.
- Jest pięknie - szepnęłam przekonująco. Byłam kiepskim kłamcą, ale odpowiadając na jego pytanie myślałam o gwieździstym niebie, a nie o sposobie w jaki mnie dotykał.
- Cieszę się - mruknął, przybliżając do mojej twarzy. - Muszę ci również powiedzieć, że w tej sukience wyglądasz niezwykle seksownie.
- Yyy.. dziękuję - odpowiedziałam niepewnie odsuwając się delikatnie, na moje nieszczęście - zauważył to.
- Sakura, do stu piorunów! - warknął, uderzając mnie w policzek. Jak na ciosy, które już poznałam, nie było to zbyt mocno. - Musisz znowu coś odstawiać? Przysuń się bliżej i mnie nie denerwuj!
Przerażona zrobiłam to, co mi kazał, a nawet przytuliłam go mocno obiema rękami.
- Wybacz mi - wydusiłam tak cicho, że zdawało mi się, iż tego nie usłyszy. - Nie chciałam tego.
- To po cholerę to zrobiłaś? - nadal był wściekły. - Możesz chociaż raz nie psuć nastroju.
Spuściłam głowę i mocniej wtuliłam się w jego tors. Czułam się wtedy bezpiecznie. Pomimo wszystko, nie miałam nic przeciwko przytulania jego. Było to nawet przyjemne.
- Dobrze - oznajmił spokojniej biorąc kilka głębokich wdechów. - Teraz twoja kolej. - odsunął mnie od siebie i silnymi ramionami postawił do pozycji pół leżącej.
Bez słowa zaczęłam jeździć rękoma po jego umięśnionym ciele, patrząc na niego ze strachem. Musiało minąć kilka dobrych minut, abym znowu poczuła się przy nim bezpiecznie. Po chwili pocałowałam go namiętnie w usta, a potem zjeżdżałam coraz niżej i niżej rozpinając koszulę, którą miał na sobie, jednocześnie modląc się, żeby nie kazał mi jej zdejmować.
W środku targało mną przeczucie, nigdy takiego nie miałam, prócz niechęci i obrzydzenia czułam teraz niepokój. I to nie tylko przez Eizo, zdałam sobie sprawę, że godzina siódma właśnie wybiła, a ja nadal byłam uwięziona w wiosce.
Stchórzyłam. Przepuściłam prawdopodobnie jedyną okazje na ucieczkę. Ale nigdy nic nie wiadomo. Może tam również znalazłby się jakiś tyran, uwielbiający się znęcać. Byłam tak uzależniona, każdego mężczyznę uważałam za drania.
S A S U K E
Gdy minęła ustalona godzina, byłem już niemal pewny, że Sakura się nie zjawi. Przeleciałem wzrokiem trójkę moich towarzyszy, informując ich tym samym, że nie mamy wyjścia i musimy wyruszyć do Konohy po naszego Medyka.
- Daj jej jeszcze kilka minut, może przyjdzie - Suigetsu widać, był pełen nadziei względem tej kunoichi. Karin i Juugo już dawno ją stracili.
- Musimy po nią iść? - jęknęła rudowłosa krzyżując ręce na piersiach. - Nie potrzebujemy nowej w drużynie.
- Po prostu nie chcesz mieć kolejnej rywalki o względy Sasuke - odburknął jej Suigetsu rzucając oskarżycielskie spojrzenie. Karin zacisnęła pięści.
- Nie mam się o co martwić – powiedziała spokojnie. - Moja specyficzna i rzadko spotykana uroda ją skreśli.
Często zastanawiałem się, czy ta dziewczyna tylko udaje, czy naprawdę jest tak głupia. Udowadniała mi dzień w dzień, że jej poziom inteligencji sięga zeru. Jej towarzysz do kłótni oczywiście nie był lepszy, lecz jego mimo wszystko darzyłem jakąś sympatią. Karin była dla mnie psychopatyczną zdzirą.
- Mówiąc specyficzna i rzadko spotykana miałaś na myśli: brzydka i nieciekawa.
- Suigetsu! Spójrz lepiej na swoją mordę! I ty się dziwisz, że żadna dziewczyna cię nie chce? - prychnęła. - Dobre sobie. Nie chciałabym się z tobą spotkać nawet gdybyś był ostatnim mężczyzną na ziemi.
- Całe szczęście.
- Z takim podejściem nigdy nie znajdziesz sobie dziewczyny - powiedziała to tonem osoby inteligentnej i wszystko wiedzącej. Szkoda tylko, że nią nie była.
Hozuki zamiast wścieknąć się tak jak, podejrzewałem, nagle odsłonił zęby w triumfalnym uśmieszku:
- Zdziwisz się Karin, oj zdziwisz. Tak się składa, że jak znajdziemy tą Sakure, ona się we mnie zakocha i będziemy razem na zawsze. Tak więc Juugo, Sasuke - przeleciał nas obojgu czujnym spojrzeniem. - Zaklepuję ją.
Zaskoczyło mnie to, że Suigetsu tak bardzo o nią zabiegał. On zawsze podkochuje się w dziewczynach, które pierwsze co posiadają to wspaniałą urodę. Oczywiście takie najczęściej go nie chcą. Czyżby Sakura zmieniła się tak bardzo, że mój kompan zakochał się w niej podczas pierwszego spotkania?
- Możesz sobie ją zaklepywać, ona i tak sama wybierze - odezwał się Juugo tym samym przerywając Karin, która otwierała właśnie usta.
- Skończcie te dyskusje - powiedziałem stanowczo, zapinając płaszcz. - I zabraniam wam flirtowania z tą dziewczyną.
- Że co? - oburzył się Suigetsu.
- Ona będzie naszym więźniem, a nie obiektem do popadanie w miłostki. Macie traktować ją również jako źródło informacji o Ukrytym Liściu. Żadne inne uczucie nie są tutaj potrzebne.
- To niesprawiedliwe! A jeśli ona się w nas zakocha to co?
Pokręciłem głową z politowaniem.
- Kimże jest ta dziewczyna, że tak na was podziałała? - powiedziałem to ironicznie, ale byłem ciekaw odpowiedzi.
- Cóż… - mruknął Hozuki, po czym wybuchł głośnym śmiechem. - To totalne przeciwieństwo Karin, wyobraź sobie jaka ona musi być piękna - dodał wskazując na rudowłosą, która warknęła jak rozwścieczone zwierzę i rzuciła się na niego, okładając pięściami.
- Karin, uspokój się - Juugo zainterweniował i szybko zdjął ją z chłopaka. Wiedziałem, że zabranie jej z nami to będzie zły pomysł, ale irytowało mnie to jej proszenie, chciałem żeby się zamknęła więc się zgodziłem. Do końca życia będę tego żałował.
- On mnie denerwuje, nie mogę z nim wytrzymać - pisnęła na swoją obronę.
- To nie moja wina, że poniżanie ciebie stało się dla mnie hobby’m.
- Suigetsu - warknąłem ostrzegawczo. - Mówiłem coś przed chwilą. Załóżcie maski i chodzie już do cholery, chcę to mieć za sobą.
- Nadal nie rozumiem, po co nam te maski? – zapytał, trzymając jedną w ręku i przyglądając się jej.
- Nie interesuj się, tylko ją załóż.
- Będę wyglądał w niej jak kretyn.
- Nie potrzebujesz do tego maski - wiedziałem, że Karin dorzuci coś od siebie, toteż nim ten zdołał się odezwać, szybko wszedłem mu w słowo.
- Karin! Nie wkurzaj mnie dzisiaj! Zaraz możesz wrócić do kryjówki!
- Przepraszam, Sasuke-kun - wyjąkała spuszczając głowę. Obdarowałem ją chłodnym spojrzeniem i założyłem na twarz swoją maskę.
- Na co czekacie? - spytałem ich. - Zakładajcie swoje i chodźmy w końcu!
- Zabiję cię jak wrócimy - usłyszałem z dala słowa Karin. Kilka sekund później cała trójka była już obok mnie.

- Rozdzielamy się, czy jak? - spytał Suigetsu, kiedy już udało nam się niespostrzeżenie ominąć strażników bram Konohy.
- Trzymamy się razem - zadecydowałem. - Będziemy trzymać się blisko lasu, o ile pamiętam jest on naokoło całej Konohy.
- Czy to coś da? Jest ósma. Ta kunoichi na pewno będzie teraz w domu - oznajmił Juugo.
- Idziemy razem. Musimy zdobyć o niej informację. Najlepiej zapytać napotkanych mieszkańców, tak, aby nie wzbudzać niczyjich podejrzeń.
- W maskach będziemy wyglądać jeszcze bardziej podejrzanie - Karin dopiero teraz wyszła zza krzaków.
- To maski Konohańskiego oddziału ANBU, pomyślą, że jesteście jego członkami.
- Aaa. To do tego były ci potrzebne - zauważył biało-włosy, ucieszony swoim odkryciem. - Sprytne.
Tak właściwie to nie to było głównym celem, ale jednocześnie przydało się także do tego. Maski służyły mi po to, aby Sakura mnie nie rozpoznała. Chciałem ujawnić się w odpowiednim momencie.
- Mniejsza o to. Zaczynajmy.
S A K U R A
- Zdejmij mi tę koszulę - zamarłam w bezruchu słysząc te słowa. I stanowczość z jaką to powiedział.
Cholera. Wstyd czułam gdy kochaliśmy się w domu, nawet nie chciałam myśleć jak będzie wyglądał seks pod gołym niebem. Co prawda jak na razie rozkazał mi tylko zdjąć jedną część garderoby, ale tak zaczynało się za każdym razem.
Tak bardzo tego nie chciałam.
- Chwileczkę - rzuciłam kryjąc niepewność najlepiej jak tylko zdołałam. Czym prędzej położyłam się na niego i zaczęłam namiętnie całować. Gdy zaczął to odwzajemniać odetchnęłam z ulgą. Postanowiłam nie przerywać, dopóty, dopóki on sam nie przestanie. Łudziłam się nadzieją, iż może jednak dzisiaj nie dojdzie między nami do jakiegokolwiek kontaktu - przynajmniej nie tutaj, na polanie. Faktem było, że nikt nie miał tu na nas żadnego widoku. Z jednej strony gęsty las, a z drugiej staw. Lecz mimo to nadal czułam ogarniający mnie lęk co do tego.
Nagle oderwał moje usta od swoich.
- Już Sakura, ściągnij moją koszule - zażądał podniecony. Psiakrew, wiedziałam, że go napalę, ale spodziewałam się, że niespodziewanie zmieni swoją decyzje.
Zaryzykowałam.
- A może zróbmy to, noo...
- Co? - przerwał mi widząc niepewność jaka mną targała.
- Może zróbmy to w domu?
- W domu? - spytał zaciekawiony. - Chcesz kochać się w domu?
Zawahałam się, ale ostatecznie pokiwałam głową.
- A dlaczego nie tu?
Cudnie. I co teraz? Kolejna nieudana akcja?
Kilka razy napełniłam swoje płuca większą dawką powietrza, niż zazwyczaj. Nie wiedziałam co teraz powiedzieć. Co zrobić, aby nie dostać łomotu. Tętno mi przyśpieszyło, a gdy zauważyłam rosnącą na jego twarzy irytacje wiedziałam, że to już mój ”koniec”.
- Sakura mamy okazję przeżyć cos wspaniałego, i to pod rozgwieżdżonym niebem! Noc jest ciepła, przyjemna, a miejsce ma swój urok! Nie mów mi, że nie podoba ci się!
Podniósł delikatnie ton, ale na razie nie krzyczał.
- Podoba - wymamrotałam. - Ale nie chcę...
- Nie chcesz czego? - już warknął. A myślałam, że dam radę rozegrać to spokojnie.  Odsunął mnie od siebie i wstał bardzo gwałtownie. - Nie chcesz seksu?
Wiedząc, że i tak nic mnie już nie uratuje pokręciłam głową. Nawet gdybym teraz oznajmiła mu, że chcę i tak zauważyłby, że udaję.
- Wiesz co ci powiem Sakura, wiesz? - syczał wściekły, trzymając oba moje nadgarstki. - Gdzieś mam czy ci się to podoba, czy nie. Należysz do mnie, prawda?
- Tak, ale...
- Jakie ale, do licha?! Zgadzając się wyjść za mnie, zatwierdziłaś jednocześnie to, że jesteś moją własnością! A moja własność robi wszystko, co jej rozkażę niezależnie od jej woli!
Moje oczy były szeroko otwarte, byłam coraz bliższa płaczu, ale powstrzymywałam się. To pogorszyłoby sprawę jeszcze bardziej. Był już tak zdenerwowany...nie mogłam uwierzyć, że obawiam się takiego człowieka. Niegdyś komuś takiemu jak on spuściłabym porządne manto. A dzisiaj? Jestem niewinną i bezbronną Sakurą.
- Ja po prostu wolę atmosferę domo... - nie dokończyłam, bo po raz kolejny dostałam w twarz. Tym razem mocniej tak, że z powrotem upadłam na ziemię.
- Nie odzywaj się już, dobra? Rozbieraj mnie!
On tak bardzo przesadzał. Ale chyba najbardziej ze wszystkiego wkurzała go świadomość, że nie chcę się z nim kochać.
- Ja tez mam prawo decydować! - odważyłam się pierwszy raz podnieść głos. Nie krzyczałam, mówiłam jedynie ton wyżej. Ale dla mnie to już było osiągnięcie. W sumie.. skoro już i tak sobie nazbierałam, mogę to trochę pogorszyć.
Mojego narzeczonego wyraźnie zszokowało zachowanie jakie zaprezentowałam.
- Coś ty powiedziała? - syknął, z początku cicho. - Ty nie masz żadnych praw! Na nic! Jesteś całkowicie uzależniona ode mnie. Robisz co ci karzę, bez żadnych pretensji!
- Eizo... - jęknęłam błagalnie. On natychmiast chwycił mnie i jednym szybkim ruchem podniósł tak, aby nasze oczy znajdowały się na tej samej wysokości.
- Sakura. Jesteś kobietą, a to mężczyzna rządzi w związku. To on wie najlepiej gdzie i kiedy jest odpowiednia pora na seks - szepnął spokojnie, jednak nadal było widać w nim nieopanowany gniew. - A więc rob co ci karzę i nie dyskutuj. Nie masz prawa się mi przeciwstawiać! - krzyknął.
Pokiwałam głową.
- A za to twoje przedstawienie, dostaniesz w domu. Teraz nie mamy na to czasu - szepnął mi do ucha, uśmiechając się szatańsko.
Przełknęłam ślinkę, próbując pozbyć się scenariuszy jakie podsuwał mi mój umysł. Umysł, który był tak doszczętnie zniszczony, że nie dał rady normalnie funkcjonować.
- Sakura - rzekł poważnie, zdumiała mnie ta jego nagła zmiana tonacji głosu. Czyżbym znowu coś źle zrobiła? – Uważaj - szepnął cicho, wtem szybko zmienił pozycję tak, abym to ja była na dole.
- Co ty robisz? - spytałam. Eizo przycisnął mnie mocno do swojego torsu. Gdy kątem oka zauważyłam jak z kabury wyłania się ostrze kunai, które zabłysło w świetle księżyca, zamarłam.
Nic nie widziałam, ale Eizo rzucił kilka ostrzy przed siebie, następnie odskoczył ze mną na kilka metrów od miejsca, w którym przed chwilą się znajdowaliśmy.
Ciekawość objęła mnie całą. Kiedy blondyn postawił mnie na nogi, nadal zasłaniał mnie sporą częścią ciała. Chciałam wiedzieć co się dzieję. Byłam zdezorientowana i przestraszona.
Otworzyłam szeroko oczy gdy moim oczom ukazał się ten właśnie obraz. Obraz, którego najmniej się spodziewałam.               

1 komentarz:

  1. Matko jak ja nie znoszę Karin. Nikt mnie tak nie denerwuje jak ona.
    Spostrzegawczy Suigetsu xD
    Końcówka wspaniała. Cieszę się, że coś a może ktoś przerwał to co robił z Sakurą Eizo. Od kiedy kobieta jest rzeczą i własnością mężczyzny? -.- Chore...
    Kończę, bo piszę z telefonu.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń