środa, 31 października 2012

Rozdział 27



Chyba tylko sam diabeł, który zesłał mnie na ziemie wiedział o co dokładnie chodzi memu sercu. Czułem się nieswój. Pełen niepokoju i obawy - cała droga powrotna do kryjówki minęła mi w takim nastroju, który natchnął mnie tak nagle. Milczałem. Po pierwsze, po raz kolejny nie wiedziałem z czym mam do czynienia. Było to następne nowe dla mnie uczucie, różniące się od tych pozostałych. To nie było już to ciepło odczuwane przy Sakurze. Nie była to też troska, teraźniejsze odczucie zaliczało się do całkiem nowej ligi. Lekko mnie to podłamało. Sądziłem, że to już koniec innowacyjnych przeżyć wewnętrznych. Tym bardziej, że to nie zaliczało się do tych najprzyjemniejszych. Było zupełnym przeciwieństwem spokoju ...
Nawet kiedy dotarliśmy do podziemnego mieszkania - jak to nazywał Sugeitsu - ja nadal nie potrafiłem się 'tego' pozbyć. Westchnąłem. Westchnąłem i po raz kolejny przegrałem walkę. Odruchowo spojrzałem na Sakurę, i mimo, że na jej twarzy widać było wyraźne zmęczenie. Mimo, że kosmyki różowych włosów przyklejały się do spoconego czoła, dla mnie była ona tak samo piękna. Nigdy nie wygram. Nie wygram z tym co przyniosła ze sobą dołaczając do naszej organizacji. Ale cieszyłem się. Pamiętam, że nawet kiedy widziałem ją po raz pierwszy od tylu lat, cieszyłem się. Towarzystwo członka starej drużyny z, którą pomimo wszystkiego wiązałem dobre wspomnienia było dawką hormonów szczęścia.
Planowałem pójść dalej i wejść w końcu do upragnione domu, jednak jakaś siła niespodziewanie pociągnęła mnie do tyłu, używając do tego mego rękawa.
 - Sasuke. - różowowłosa wyglądała równie poważnie. Czyżby ją też dopadło to nieokrzesane uczucie? Tylko z jakiej racji? Nie miała podstaw aby znaleź się w tej samej otchłani co ja.
 - Tak?
 - Co z Madarą? - wyszeptała starając się aby nie zwrócić uwagi żadnego z Taki. Jednak oni jak zwykle zajęci byli kłótniami i głośnymi dyskusjami. - I z Eizo?
 - Nie mam pojęcia. - odparłem marszcząc brwi. Sakura wzdrygnęła się i spojrzała na mnie przerażona.
 - Jak to nie masz pojęcia?
 - Dowiemy się jak wejdziemy.
 - Mówiłeś mi, że Eizo nic nie będzie! - warknęła tym razem nie przejmując się stojącymi niedaleko towarzyszami. Wyraźnie poczułem jak wzmocniła uścisk.
 - Bo to prawda! Nie wiem tylko czy są teraz tutaj, czy będą później. - odsunąłem się szybko mając nadzieje, że wraz z tym oddalą się te beznadziejne myśli. Dlaczego ja zawsze się tak czułem? Zawsze gdy o nim wspominała ...Zacisnąłem zęby. Uwolnię się od tego czy nie?
 - Więc chodźmy. - wydukała zwracając się również do reszty organizacji. Zdumieni, starając się zrozumieć sytuację ruszyli za nią. Na ich twarzach widniała ogromna radość i ulga, nawet u Juugo byłem zdolny to odczytać. Nic dziwnego. Wreszcie wróciliśmy do domu, do miejsca, które przynajmniej tak traktujemy. Misja w Yuki i cała ta podróż kompletnie wypaliła naszą energię i chęć do życia, mam nadzieje, że kryjówka je przywróci, ponieważ zaraz będę musiał oznajmić im godziny treningów. Chcąc czy nie - Konoha nadal czeka.

Nie bacząc na to, iż to ja jestem liderem tej organizacji, bałem się niespodzianek jakie może przyszykować dla mnie Madara. Jak się tu zjawi? W czyim towarzystwie wtedy będę? Było to dla mnie ważne biorąc po uwagę niewiedzę Sakury związanej z moim atakiem na wioskę. Mój trener nie ma zielonego pojęcia, że zaciekle to przed nią ukrywam - co jeśli jakimś cudem się wygada? Nie chciałem nawet myśleć o reakcji Sakury. I nie myślałem. Do czasu.
 - Madara chyba już jest. - syknąłem sam do siebie jak tylko weszliśmy na korytarz. Drzwi naprzeciwko nas były uchylone, drzwi, które prowadziły do sali narad, a ta  wskazówka nie wróżyła nic dobrego. Sakura wzdrygnęła się, rozumiałem jej obawę. Ukochana osoba była przez długi czas pod jego skrzydłami - zastanawiałam się czy przyprowadził go ze sobą...żywego.
 - Będzie się działo. - Sugeitsu uśmiechnął się sarkastycznie wskazując palcem na drzwi. Karin prychnęła.
 - Dzięki, ale zdążyliśmy sami zauważyć.
Przełknąłem ślinkę, jednak za nim to zrobiłem musiałem upewnić się czy na sto procent nikt tego nie przyuważy. Wiedziałem, że Madara zjawi się prędko, wiedziałem, że będzie zawiedziony moim wystęmpkiem na turnieju. Zapewne jest wściekły na to jak bezczelnie zignorowałem jego rozkaz. Miałem zabić cały oddział i nie dopuścić do dalszego wtrącania się - ale nie mogłem. Teraz czas za to zapłacić. Ale zapłacę za to sam, bez wtrącania w to Sugeitsu, Karin Juugo, ani tym bardziej Sakury.
 - Idźcie do swoich pokoi. - warknąłem. Starałem się być jak najbardziej stanowczy, tak aby żaden z nich nie miał nic przeciwko. Ale nic nie mogłem poradzić na to, że jak zwykle dwie wyjątkowo nadpobudliwe osoby musiały wyrazić swój sprzeciw.
 - Jak to!? - wykrzyczeli to w niemalże tym samym momencie, z identycznymi emocjami w głosie. Westchnąłem. Haruno i Sugeitsu nigdy się nie zmienią.
 - Nie dyskutujcie. - wyszedłem na przód nie patrząc w tył. Może ignoracja w tym wypadku pomoże? Chociaż nie byłem tego tak do końca pewny, zwłaszcza kiedy ponownie poczułem jak ktoś bezlitośnie wyżywa się na kawałku mojej koszuli.
 - Czego?
To była Sakura. Słysząc mój przepełniony złością ton, aż cofnęła się do tyłu. Mimo to nie zluzowała uścisku. Delikatnie zszokowała poczęła mówić:
 - Chce iść z tobą.
 - Chyba oszalałaś? - prychnąłem. - Mało ci po waszym ostatnim spotkaniu?
 - Ale tam jest Eizo! - upierała się dalej. Teraz nie było widać już  zrażenia się moją reakcją. Zmarszczyła brwi i z morderczym wyrazem twarzy czekała na moją odpowiedź.
 - Nie wiem czy tam jest.
 - Jak to? - zdziwiła się. - Mówiłeś, że ...
 - Wiem co mówiłem! - przerwałem jej podnosząc głos. - Chodzi mi o to, że Eizo być może jest już w swoim pokoju, lub kuchni. Niekoniecznie musi być właśnie tutaj.
 - Sakura. - do rozmowy wtrącił się Sugeitsu, kładąc rękę na ramieniu dziewczyny. Ta, zrezygnowana z wielką niechęcią na niego spojrzała.
 - Co?
 - Może Sasuke ma racje, chodźmy się rozejrzeć po kryjówce. Jeśli go nie będzie zaczekamy, aż szef skończy rozmawiać z Madarą.
Idealny plan - czemu ja na niego nie wpadłem? Eh. Czy ja się w ogóle na to łudzę? Sugeitsu i ja to wie kompletnie różniące się osoby. On - optymista, ja - pesymista. Nie ma miejsca na jakiekolwiek porównanie. Haruno tak jak się spodziewałem natychmiast uległa jego spokojnemu głosowi i szerokiemu uśmiechowi.
 - Dobrze. - wydukała spuszczając wzrok. Beznamiętnie przyglądałem się wyrazowi jej twarzy.
 - Zaraz go zobaczysz. - powiedziałem chłodno. Natychmiast skierowała na mnie wzrok. Musiałem władować w nią odrobinę nadziei, nie mogłem patrzeć na jej przepełnione smutkiem oczy. A tym bardziej pozostawiać je w takim stanie, podczas gdy ja udam się do Madary. Cień, którego dojrzałem się poprzez uchylone drzwi lekko się poruszył, co nie uszło uwadze żadnego z nas. Wiedział, że tu jesteśmy, słyszał nas.
 - Idźcie. - dodałem widząc brak reakcji z ich strony.
Sugeitsu, Juugo i Karin pokiwali zgodnie głowami, jedynie Sakura stała nie wzruszona. Jednak, kiedy białowłosy chwycił ją za rękę i skierował się w stronę kuchni, nie protestowała. Ze smutkiem ruszyła za nim. Kątek oka zdążyłem jeszcze dojrzeć jak mocno zaciska oczy. Nie ulegało wątpliwości, że ogarnęła ją nadzieja.
Nadzieja, która jest matką głupich.

Kiedy Taka ulotniła się za zakrętem nie pozostało mi nic innego jak również spróbować tego uczucia. Nie okazując z zewnątrz żadnych emocji szedłem powoli starając jak najbardziej opóźnić spotkanie z trenerem. Wiedziałem, że to bezsensu - i tak do tego dojdzie. Ale mimo to jeszcze bardziej zwolniłem swoje ruchy. W momencie gdy znajdowałem się już przed samymi drzwiami, mój umysł omal nie zwariował. Czego ja w ogóle się obawiam? To ja planuje zniszczyć Konohe i to ja uznam kiedy będę do tego gotowy. Jestem już. I chce tego dokonać jak najszybciej ...
Uchyliłem drzwi, dźwięk ich skrzypnięcie doszedł do mych uszu, a cień osobnika, który dotąd widziałem zaczął ukazywać swojego właściciela.
 - Boisz się? - stałem beznamiętnie zaciekawiony jego pytaniem. Jednak nic nie okazałem. Tak jak myślałem, stał przede mną Madara. Ręce miał skrzyżowane na piersiach, a jego twarz mimo, że zasłaniała maska, okryta była zapewne złością z rozczarowania.
 - Chciałbyś. - prychnąłem. Moja reakcja była trochę opóźniona, ale nie przejmowałem się tym. Kątem oka zacząłem szukać Eizo. W pokoju nie znajdował się nikt oprócz naszej dwójki - nie wiem czy sugerowały to dobry, czy też zły potok zdarzeń. Blondyn mógł tak samo siedzieć bezpiecznie w kuchni spożywając kanapkę, jak i leżeć martwy w kryjówce Madary. I co powiem Sakurze? Wściekły usiadłem na skraju łóżka gotowy słuchać oskarg zamaskowanego.
 - Nie będę prosić ciebie o tłumaczenia bo w takiej sytuacji są one zbędne. - powiedział stając tuż nade mną. - Wiedz, że się zawiodłem.
 - Czy muszę wypełniać każdy twój rozkaz? - syknąłem sarkazmem. - Chciałem zadziałać inaczej, czy to źle?
 - Zadziałałeś tak idealnie, że twój Medyka okazał się być silniejszy od ciebie.
 - Przymknij się. - wyszeptałem tylko, jednocześnie zaciskając trzymaną w ręku katanę. Denerwowały mnie jego teksty, oskarżenia i widzimisię.
 - Czemu pozwoliłeś jej się wtrącić? - zadał kolejne pytanie używając tak samo stanowczego i podenerwowanego tonu. Zamilkłem. Nie miałem zielonego pojęcia jakiej odpowiedzi oczekuje. Tak naprawdę jestem zły sam na siebie, że do tego dopuściłem. Sakura mogła nie poradzić sobie tak dobrze i w najgorszym wypadku doszło by do istnej masakry. A tak? Madara obserwował walkę. Widział jak leżę na ziemi ledwo się podtrzymując, widział jak przyglądam się z zaciekawieniem poczynianą Sakury, sam nic nie robiąc. Właśnie! Dlaczego w tamtej chwili nic nie zrobiłem!? Dlaczego?
 - Chciałem sprawdzić jej umiejętności. - skłamałem. - Jak się okazało nie jest taka słaba na jaką wygląda.
Jako odpowiedź otrzymałem tylko prychnięcie.
 - Jest słaba. Ta technika jest słaba i to chyba jedyne czym może się pochwalić. Nic dziwnego, że ją potrafi - jest bardzo łatwa do opanowania.
 - Znasz ją!? - uniosłem się od razu. To fantastycznie, jeśli mój trener posiada jakąś wiedzę.
 Madara spojrzał na mnie jak na najgorszego wroga.
 - Rozczarowujesz mnie Sasuke Uchiha.
Oszołomiony nieco zgasiłem swój rosnący zapał.
 - O co znowu ci chodzi? - wrzasnąłem. - Dlaczego ją wtedy zaatakowałeś i czym jest to jutsu!?
 - Powód dla którego ją zaatakowałem jest niezwykle prosty. Sakura jest słaba i żałosna, nie chcę abyś miał kogoś takiego w swoich oddziałach. Poza tym...jest z Konohy nieprawdaż? A o ile się nie myle to tą wioskę chcesz zniszczyć.
Zamarłem. Każda komórka mojego ciała szykowała się już do kontrataku na jego nie pohamowane wyznania, lecz wszystko nagle zatrzymało się...
 - Ona o tym wie? - ciągnął dalej, swym tonem maltretując mi umysł.
Pokręciłem głową, nie myśląc już nad zachowaniem beznamiętnej postawy.
 - Fantastycznie. A teraz kolejne pytanie: Dlaczego nie zabiłeś ANBU?
 - Bo nie.
 - Bo nie? - zakpił. - Taka jest twoja odpowiedź?
 - Uznałem, że jeszcze do czegoś się przydadzą! Nie przerwali turnieju i byli niegroźni, dlaczego miałbym ich zabijać w takim przypadku?
Wzdrygnąłem się czując na swojej twarzy mocny uścisk Madary. Uchiha ścisnął moje policzki w ręce i obdarował mnie wzrokiem na, który prawdopodobnie każdy zwykły człowiek uciekał by z krzykiem, błagając los aby już nigdy nie mieć do czynienia z tym mężczyzną. Zszokowany czekałem na dalszy potok losu.
 - Czy aby na pewno tylko dlatego ich oszczędziłeś? - warknął, wzmacniając uścisk - o ile w ogóle było to jeszcze możliwe. - Czy może po prostu bałeś się ich zabić, bo byli to znajomi różowej dziewczynki!?
Wściekły jednym ruchem odciągnąłem jego rękę i wstałem.
 - Nie dotykaj mnie! - krzyknąłem zaciskając pięści. - To ja będę decydować kogo mam zabijać, a kogo nie!
 - Jeśli będziesz oszczędzał każdego przyjaciela tej kunoichi, to dużo nie zrobisz w Konoha. - zaśmiał się szatańsko, zapewne wyobrażając sobie moją żałosną osobę na tle wszystkich bezbronnych mieszkańców. Nie! Nie będę o tym myślał, nie teraz - będę miał na to sporo czasu. Teraz muszę się skupić, żeby jeszcze bardziej mu nie podpaść.
 - Powiesz mi w końcu czym jest ta technika? - zapytał wprost odbiegając od tematu. Udało mi się. Madara westchnął i zajął moje poprzednie miejsce na łóżku.
 - Niejaki Deidara ją tego nauczył.
 - Deidara? - zamarłem, chociaż dokładnie wszystko łącząc nie powinno być to dla mnie nic nadzwyczajnego. W mieście Natsuo to właśnie z Deidarą konwersowała Sakura. Skąd go zna? Dotąd mi nie odpowiedziała na zadanie pytanie. - On ją trenował? - zadałem pierwsze lepsze pytanie, które przyszło mi na myśl.
 - Nie mam pojęcia. - odparł, a jego wyraz twarzy wyrażał niezadowolenie z tego powodu.
Zdziwiłem się.
 - Nie obchodzi mnie ona. - ciągnął dalej. - Jestem tylko zdumiony, że ktoś taki jak Deidara miał z nią jakiekolwiek relacje. To śmieszne.
 - Może dla ciebie. - jęknąłem obojętnie przeciągając wszystkie obolałe mięśnie. Pomimo, że postawa Madary i atmosfera jaką nagle wywołał żądały tłumaczenia z mojej nieprzemyślanej uwagi, ja to zlekceważyłem. Byłem pewny, że przybycie tutaj Madary - i to tak szybko - wiązało się z czymś ważniejszym niż tylko z Sakurą. Utrzymywałem swoje serce jeszcze przez chwile w ciszy. Było to trudne. Chciałem wiedzieć czego uczepił się Haruno, dlaczego musi poniżać ją na każdym kroku i uważać za najgorszą żyjącą osobę, jednak kiedy bym oto spytał Madara najprawdopodobniej zaczął by posądzać mnie o to, że nie skupiam się na niszczeniu Konohy tylko na niej. Westchnąłem. Życie jest brutalne.
 - Więc. - odchrząknąłem. Tracąc nadzieje, że on pierwszy się odezwie.
 - Co?
 - Jaki jest twój powód przybycia tutaj? Prawdziwy powód?
 - Jak myślisz? - prychnął. - Na czym skupiamy się od tak bardzo dawna?
 - Myślałem, że wszystko w tym temacie ustalone. - zaskoczyło mnie jego nagłe wspomnienie o naszym wspólnym celu. To głównie ja nachodziłam go dopytując się o dalsze działania. Nie chciałem nawet myśleć, dlaczego teraz tego nie robię? - Powiedziałeś, że zaatakujemy dopiero za kilka miesięcy. - dodałem nie chcąc popadać w dalsze zamyślenia.
 - A ty prosiłeś mnie aby stało się to szybciej.
Wzdrygnąłem się. Jego twarz rozświetlił nagle szatański uśmiech. Nawet przez maskę byłem w stanie go wyczuć. Czyżby ...
 - Co masz na myśli?
 - Powiedzmy, że znalazłem lepszy i bardziej skuteczny sposób na zlikfidowanie tej żałosnej wioski.
Sam zdziwiłem się jak słabe było moje przekonanie do jego słów.
 - Niby jaki?
 - Tak wspaniały, że praktycznie nie będziesz musiał robić nic by spełnić swoje marzenie.
 - Słucham!? - tym razem nie byłem w stanie się opanować. To co mówił zdawało mi się być niedorzeczne. - Jak to nie będę musiał nic robić? Przecież trenowałem i ...
 - Spokojnie. - szepnął kładąc rękę na moim ramieniu. - Powiedziałem 'praktycznie'. Będziesz bowiem musiał posiadać olbrzymią siłę aby to opanować.
Zamarłem. Wystarczyły cztery dni, a on już zdołał zmienić cały plan ataku na Ukrytego Liścia? Byłem nie tyle wściekły, co zszokowany. Mój umysł od razu zaatakowała masa propozycji, które mogły by się okazać prawdą, jednak żadna nie posiadała cech wymienionych przez zamaskowanego.
 - O czym dokładnie mówisz? - spytałem ostrożnie.
 - O demonie. - wysyczał.
 - Demonie!? Czy tobie odbiło? W jaki sposób chcesz niby użyć Kyuubi'ego do ...
 - A czy ja mówiłem o Kyuubim? - tajemniczość jaką okazywał wywoływała u mnie napady gęsik skórek, a panika naszła mnie tak nagle, że nie było już sposobu abym myślał logicznie. Zabrakło mi języka w ustach i jedynie do czego byłem zdolny to do szerokiego otworzenia buzi i słuchania Madary z oszołomieniem.
***
W kuchni panowała pustka. Wszystko zdawało się być tak idealne ...w całości brakowało jednego kawałka - Eizo. Był potworem, ale z jakiś powodów martwiłam się o jego bezpieczeństwo, zwłaszcza, że tyle czasu znajdował się u Madary. Moja nadzieja powoli zanikała, byłam już niemal pewna, że przydarzyło się coś okropnego. Co prawda, nie posiadałam żadnego informującego mnie o tym przeczucia. Upadłam na kolana. Taka, która posłusznie szła za mną od razu zareagowała. Sugeitsu uklęknął obok.
 - Sakura, nic ci nie jest!? - Naruto...nie musisz się martwić, wszystko ze mną w porządku. Ile bym oddała by móc chociaż raz wymówić to imię, ale wprost do jego posiadacza, a nie na myśl o wspomnieniach.
 - Nie ma Eizo. - wyjąkałam drżącym głosem. Zacisnęłam obie pięści starając się powstrzymać potok łez. Co ja do cholery robię? Tracę szkarłatną krew na kogoś takiego jak mój narzeczony. Jednak nadal jestem taka słaba, zbyt słaba by się mu przeciwstawić i mimo wszystko zbyt przywiązana by się nie troszczyć.
Na początku przybycia tutaj określiłam siebie mianem 'wariatki', teraz uważam, że to jednak za mało powiedziane.
Nagle naprzeciwko mnie, nie wiadomo skąd wyrosła Karin z beznamiętną pozbawioną uczuć miną. Chociaż bardzo przypominała mi zwyczajny wyraz twarzy Sasuke, czerwonowłosej i tak brakowało 'tego czegoś' aby określić ich mianem identycznych.
 - Karin? - nie miałam pojęcia czego może ode mnie chcieć.
 - Wody? - zapytała odwracając wzrok w drugą stronę. Sugeitsu rozszerzył szeroko oczy zaskoczony propozycją towarzyszki. Mi również odebrało mowę, zastanawiałam się co ją do tego skłoniło.
 - Nie dziękuje.
 - Jak chcesz. - machnęła ręką znikając mi z oczu. - Mnie woda zawsze pomaga kiedy czymś się martwię.
 - Ty się w ogóle o coś martwisz? - fuknął z Sugeitsu udając popadającego w zamyślenie. Zaśmiała bym się, ale nie dość, że zaskoczyła mnie ta nagła zmiana ze strony czerwonowłosej, to w dodatku nadal nie wiedziałam gdzie znajduje się 'miłość' mojego życia...
 - Martwię się o wiele rzeczy, które akurat ciebie nie obchodzą! - wrzasnęła poirytowana.
 - Na przykład?
 - Sugeitsu. - dziewczyna ponownie pojawiła się przed nami tym razem zbliżając twarz w stronę białowłosego. Odległość, która z każdą sekundą się zmniejszała stawała się niebezpieczna. - Jeśli ktoś mówi, że coś ciebie nie obchodzi to chyba oczywiste, że ci tego nie powie. Ah, zapomniałam. Jesteś zbyt głupi żeby od razu to pojąć, prawda?
Wyprostowała się i podeszła do lodówki by chwilę później wyciągnąc z niej pomidora. Na czole Sugeitsu pojawił się charakterystyczny znak symbolizujący poirytowanie [znacie to z różnych anime, nie ? xD - dop. autorki].
 - Ty ... - zawarczał przez zaciśnięte zęby, jednak powstrzymała go stanowcza ręka Juugo. Oboje z biało włosym obdarzyliśmy go niezrozumianymi spojrzeniami. Jego wyraz twarzy wyrażał skupienie i powagę - tak jak zawsze, jednak tym razem doszukałam się w tym spojrzeniu czegoś nowego.
 - Juugo, co jest? - moja ciekawość z pewnością była silniejsza, ale to Sugeitsu zdołał zebrać się do odezwu. Zmarszczyłam brwi, kiedy zobaczyłam, że Karin w ogóle nie zareagowała na zatrzymania płowo włosego. Obróciła się jedynie dając nam znak, że również jest wtajemniczona. Zgłupiałam. Dumałam nad tym co jest tak oczywiste, że nawet Karin do tego doszła, a ja do teraz nie potrafię?
 - Eizo tu jest. - syknęła. Moje ciało odruchowo podskoczyło na dźwięk jego imienia i dodatkowo na czasownik 'jest'. Patrzyłam to na nią to na Juugo doszukując się więcej informacji.
 - Skąd wy to wiecie!? - krzyknęłam podnosząc się na równe nogi. Sugeitsu poszedł w me ślady, jednak moja mimika twarzy wyrażała większe zainteresowanie.
 - Już zapomniałaś? - prychnęła Karin. - Potrafię wyczuć chakrę z bardzo dalekiej odległości.
 - No tak ... Ale ta chakra musi być używana żeby ją wyczuć, prawda? - znowu obrzuciłam ich wzrokiem. Czułem się potwornie, że ona znała prawdę, a ja nie. Ale w końcu to do mnie doszło. W jednej chwili ...wszystkie podejrzenia i przyczyna ich poważnych wyrazów twarzy. Sugeitsu podrapał się po głowie.
 - O co chodzi?
 - Karin! Skąd dokładnie ją wyczułaś? - zapytałam gotując się do biegu.
 - Jest w swoim pokoju.
Zatrzymałam się. To znaczy ...zrobiłam jedynie krok, bo doszło do mnie, że Madara i Sasuke znajdują się w sali narad, tak więc to niemożliwe aby doszło do jakieś próby walki.
 - Nie wykluczaj tego, że mogli tam wejść. - powiedział do mnie Juugo. Zamarłam. Skąd on tak dokładnie znał moje myśli? Rzuciłam mu pełne podejrzliwości spojrzenie, ale on je zignorowałam. Ah, on zawsze był dziwny i w jakiś sposób o każdym wiedział wszystko. Pozostawie na razie rozmyślania na jego temat i skupie się na teraźniejszej sytuacji.
 - Nie wyczuwam chakry Sasuke. - powiedziała Karin.
 - A Madara?
Na zadanie przeze mnie pytanie zrobiła się nagle niezadowolona. Znowu zaczęła unikać mego wzroku i spoważniała.
 - Jego chakry nie jestem w stanie wyczuć. - przyznała. To był dla mnie znak. Muszę tam czym prędzej biegnąc. Nie myśląc wiele opuściłam kuchnie, a moje serce zachowywało się tak jakby zaraz miało opuścić klatkę piersiową. Sugeitsu chciał pobiec za mną, jednak kątem oka zauważyłam jak dwójka ich zatrzymuje.
 - Zostaw ją. To jej narzeczony. - usłyszałam jęk Karin i doznałam ulgi. Przynajmniej mam szanse wykazania i dowiedzenia się co tak naprawdę zaszło. Przyśpieszyłam. Chciałam jak najbardziej rozwinąć moje wątpliwości, gdy dobiegłam do sali narad, mój oddech zagłuszał wszelkie dźwięki dochodzące stamtąd. Ale równie dobrze mogło ich tam nie być - nie chciałam tracić czasu. Z wielkim bólem minęłam pokój i ruszyłam w kierunku pomieszczenia, gdzie spędza noce mój narzeczony, pomieszczenia w którym niedługo ja również będę ja spędzała - nie wierzę, że Sasuke naprawdę do tego doprowadził.
Dębowe drzwi chwilę później ukazały mi się w swojej pełności. Serce mi łomotało, a coś wewnątrz krzyczało abym natychmiast opuściła to miejsce. Ale ja nie chciałam. Musiałam się dowiedzieć co jest grane, nagle wszystko zaczęło się komplikować.
 - E...eizo ... - zachrypiały i przerażony głos wydobył się z mojego gardła. Nie dziwiłam się temu. Wzięłam głęboki wdech, to co teraz muszę zrobić to spodziewać się niespodziewanego. Położyłam ręce na klamce, a ucho delikatnie przysunęłam do drzwi.
 - Sakura? - odpowiedział mi radosny głos, a następnie głośne dudniące kroki zbliżające się ku mnie. Gwałtownie odsunęłam się od drzwi nie chcąc wpaść na rozmówce. Mym oczom pokazała się miłość. Stał wyprostowany, z szerokim uśmiechem, jednak to co przykuło moją uwagę to duma. Wyraźnie widziałam w nim wszechogarniającą dumę i nie mogłam pojąć dlaczego? Od kiedy znajdujemy się we dwoje u Sasuke, oczy Eizo przepełnione były tylko powagą i oznaką gotowości na wymysły lidera. Nieraz widziałam w nich strach i żałość, teraz jednak był dziwnie pewny siebie.
Z zamyślań wyrwał mnie jego nagły uścisk, którym mnie obdarzył. Czułam się taka maleńka w olbrzymich ramionach blondyna. Zapewne gdyby tylko chciał jednym ruchem mógłby zgnieść mnie tymi mięśniami jak mrówkę.
 - Tak się cieszę. - szepnął spokojnie. - Czekałem na ciebie.
 - Też się cieszę. - teraz nie kłamałam. Naprawdę byłam w siódmym niebie przez fakt, iż on nadal żyje...Madara kojarzył mi się jedynie z zabijaniem i brakiem litości. Ale skoro nic mu nie jest, mogę spokojnie wyciągnąć od niego wszystkie informację.
 - Wejdziesz? - zapytał prezentując rękoma swój pokój. Niepewnie pokiwałam głową domyślając się jak zakończy się ta wizyta. Ale muszę być silna. Jestem pewna, że Madara knuje coś niedobrego! Czuję to, a skoro Eizo spędził u niego tyle czasu nie ma mowy, żeby czegoś się nie dowiedział.
 - Wejdę. - odpowiedziałam mijając go. Usiadłam na łóżku i obserwowałam jak szczęśliwy zamyka drzwi. Kilka sekund później siedział już obok mnie. Nasze spojrzenia spotkały się - obrzydzenie powróciło.
 - Jak minął turniej?
 - Dobrze.
 - Możesz mi dokładniej opowiedzieć?
 - Więc. - zaczęłam obmyślając jednocześnie plan działania. Odgarnęłam włosy by mieć na to więcej czasu. - Sasuke pokonał kilka osób i mogliśmy wrócić.
 - Czyli nic ciekawego. - prychnął.
 - Nie można powiedzieć, że walki nie były ciekawe. - dodałam z uśmiechem, a on od razu obrzucił mnie morderczym i pełnym niechęci spojrzeniem. Zaskoczona odsunęłam się starając się uspokoić bicia serca.
 - Nie odsuwaj się. - warknął zaciskając pięść. Zgłupiałam. Ledwo cieszyłam się na jego widok, a w kolejnej sekundzie chciałam uciec stąd jak najdalej. Ale już nie było ucieczki. Musiałam stawić mu czoła i przetrwać jego chore wymysły.
 - Przepraszam. - pisnęłam.
 - Sasuke nie jest taki silny jak myśli. - syknął śmiejąc się przy tym złowieszczo. Nie dowierzałam własnym oczom i uszom. Nie sądziłam, że kiedykolwiek zobaczę jak Eizo choć trochę poniża Uchihe, a teraz zwyczajnie śmiał się z jego mocy. Co nagadał mu Madara? Co się z nim stało? Tyle myśli miałam w głowie, a żadnej, która mogłaby dotyczyć tego.
 - Nie będę oceniała, na pewno nie widziałam jeszcze jego wszystkim umiejętności.
 - Spokojnie. - powiedział nagle tajemniczo. - Niedługo znajdę sposób aby nas stąd wyciągnąć.
 - Co? - zdziwiłam się, otwierając szeroko buzię. - Jak to?
 Moja mina najwyraźniej go rozbawiła.
 - Chyba nie myślałaś, że zostaniemy tu na zawsze głuptasie. - przeczesał ręką moje włosy. - To oczywiste, że w końcu wrócimy do Konohy. Mam dość tego Uchihy.
 - A ..ale. .. - na chwilę zabrakło mi śliny w gardle, bo w żaden sposób nie potrafiłam wyobrazić sobie naszej ucieczki. - Nie mamy szans się stąd wydostać. Sasuke ma sharingan, Karin wyczuwa chakre z daleka, a Juugo ...to Juugo wie prawie wszystko o każdym! - oznajmiłam marszcząc przy tym brwi.
 - Jak niby chcesz to zrobić? - dodałam. Wściekłam się kiedy na jego twarzy nadal nie widniał ani ślad przejęcia.
 - Spokojnie. - uśmiechnął się. - Nie doceniasz mnie, a przeceniasz tą organizacje.
 - Hę?
 - Uda nam się. - sprostował takim tonem jakby tłumaczył swoje poprzednie słowa sześciolatkowi. Ale nie wkurzyłam się, byłam zbyt pochłonięta myślami na temat jego słów. Uciec? Tak naraz? Bez niczego? Nie wiem jak to możliwe, ale chyba nawet gdybym miała okazje nie zrobiła bym tego ...
 - Eizo. - wydusiłam przyciągając zaciśniętą rękę do piersi. - Co ci się stało podczas pobytu u Madary?
Ja byłam poważna, a on znowu potraktował to jak żart. Zaśmiał się głośno.
 - Co by mi się miało stać?
 - Tak nagle zacząłeś planować ucieczkę i ...co tam w ogóle robiłeś?
 - Siedziałem. - odpowiedział.
 - Co?
 - Siedziałem zamknięty w pokoju. Przez te cztery dni. Uwierz mi, że z nikim nie gadałem, ale już na początku Madara ostrzegł mnie, że jeśli chcę przeżyć mam się stamtąd nie ruszać.
 - I naprawdę nic nie robiłeś? - spytał już spokojniejsza. Eizo mało kiedy kłamał, a jeśli już ja potrafiłam to wyczuć. On - tak jak ja, był bardzo słabym aktorem jeśli chodziło o takie sprawy.
 - Naprawdę nic. I właśnie przez ten czas uświadomiłem sobie, że nie chcę mieć już nic wspólnego z tym Sasuke i jego cholerną organizacją. - nagle spoważniał i przerwał chwytając mnie za oba ramiona. Zacisnął tak mocno, że aż syknęłam z bólu. - Ufają nam ...to znaczy tobie, bardziej niż na początku. Ufają ci na tyle, że normalnie możesz się ze mną widywać i rozmawiać. Wykorzystajmy to. Musimy w końcu stąd uciec, przecież nie zostaniemy tutaj do końca życia ...
Zaniemówiłam. Po raz pierwszy widziałam u niego taką determinację, dumę, pewność z wygranej. Nie mogłam uwierzyć, że cztery dni samotności tak bardzo nakłoniły go do walki. Ale ja? Nie byłam do niej skora. Sasuke mi ufa tak, ale to zaufanie było już wiele razy wystawione na próbę, gdybym teraz spróbowała uciec i została bym złapana z pewności już nigdy więcej by mi tego nie wybaczył.
 - Chyba masz rację. - szepnęłam patrząc głęboko w jego oczy. Nie czułam jego planu, nie chciałam go. Ale sprzeciwienie się również nie wchodziło w grę. Nadal się go bałam i nadal nie miałam pojęcia jakie nowe zachcianki stworzy jego umysł, zwłaszcza, że ciągle muszę mu oznajmić dobrą nowinę.
 - Zacznijmy w końcu działać. - ciągnął dalej. - Nie jesteśmy słabeuszami, prawda? Taki jeden Uchiha nie będzie nami pomiatał.
 - Ten 'taki jeden Uchiha', zabił wielu silnych ludzi i był uczniem Orochimaru. - zauważyłam.
 - Chrzanić to! - pchnął mnie na ścianę, i prawdę mówiąc uderzenie nie należało do delikatnych. Zacisnęłam oczy na nieprzyjemne uczucie jakie przeszyło moje plecy. - Przestań go ciągle chwalić, jest słaby! Jestem pewny, że jak się postaramy uda nam się go przechytrzyć.
Odbiło mu, pomyślałam i leniwie podniosłam się z łóżka nadal czując ból po uderzeniu.
 - Przepraszam, że zmienię temat, ale muszę ci coś powiedzieć.
 - Co?
Wzięłam głęboki wdech i nie patrząc mu w oczy wychrypiałam:
 - Od dzisiaj śpię w twoim pokoju. Dzielę go z tobą.
 - C.. co , ale jak to?
 - Sasuke mi kazał. Chyba naprawdę mi ufa. - westchnęłam spuszczając ręcę. Musiałam się wysilić i udawać, że cieszę się z tego faktu, ale ja po prostu nie potrafiłam. Póki nie poznam prawdziwych powodów Sasuke nie uwolnię się od zamyślenia.
Nagle poczułam jak Eizo obejmuje mnie od tyłu i unosi delikatnie do góry.
 - Wspaniale! - krzyknął radośnie. - Ciekawe co go skłoniło do takiej decyzji? Rzeczywiście bardzo co ufa...
 - Taak. - mruknęłam smętnie.
 - Nie cieszysz się?
 - Cieszę.
 - To czemu jesteś smutna?
Wysiliłam się na uśmiech.
 - Jestem zmęczona. - odparłam kierując się ku drzwią. - A teraz przepraszam, idę do pokoju Sasuke po swoje rzeczy.
I wyszłam.
***
Idiota! To do czego zmierza jest kompletnie bezmyślne i ryzykowne. Wole już sam odnieś sukces z kilkoma głębokimi ranami, niż postawić całe moje życie na jedną kartę. Sposób był rzeczywiście mniej męczący, i co najważniejsze, nie trzeba było by czekać na niego ponad kilka miesięcy. Ale ja nie chciałem.
Opuściłem pokój i pożegnałem Madare istnie zabójczym spojrzeniem. Mam nadzieje, że prędko się tu nie zjawi, zwłaszcza, że zostało mi powiadomić o wszystkim resztę towarzyszy, za wyjątkiem Sakury oczywiście. Najważniejsze, że zamaskowany wie już, iż Haruno nie jest wtajemniczona i zgodził się na to aby lepiej tak pozostało. Szedłem spokojnie w poszukiwaniu jakiegoś towarzysza grupy, nadal ciekawiłem się czy Eizo jest tutaj żywy. Co prawda Madara mówił, że wszystko w porządku, jednak wyraźnie nie podkreślił tego, że znajduje się w tym miejscu. Kiedy skręciłem w korytarz prowadzący wprost do kuchni ujrzałem Sakurę, która właśnie zamykała drzwi do pewnego pokoju.
Pokoju Eizo, pomyślałem marszcząc brwi. Gdy również mnie zobaczyła spuściła głowę.
 - Mówiłem, że nic mu nie jest. - podszedłem bliżej, chociaż nie wiedziałem czy powinienem. Nigdy nie wiadomo do czego będzie zdolna.
 - Ta. - mruknęła tylko pod nosem i w końcu na mnie spojrzała. - Dasz mi klucze do swojego pokoju?
Zdziwiłem się.
 - Po co?
 - Przecież muszę iść po rzeczy.
 - Jakie rzeczy?
Sakura chwyciła się za głowę i zapewne nieźle rozbawiła ją moja mało rozumna mina.
 - Ubrania ... - ledwo zaczęła wymieniać prostując przy tym palce, a mój umysł zdawał się już do końca przetrawić tą informacje. Skąd wychodziła? Z pokoju Eizo. Czego chce? Klucza, aby mogła wziąźć swoje ubrania. Zamarłem. Nie mogłem uwierzyć, że naprawdę o tym zapomniałem.
'Jak tylko wrócimy z Yuki, ty wracasz do Eizo' - no tak. W głowie miałem dokładny obraz jej reakcji i mojego chłodnego tonu. Cholera.
 - No tak. - mruknąłem wkładając rękę do lewej kieszeni. - Masz.
Po przestrzeni rozniósł się dźwięk uderzanego o siebie metalu, a Sakura zwinnie złapała kluczyki.
 - Dzięki.
 - Za dwa dni idziemy na festyn. - wypaliłem prosto z mostu podkreślając moją niechęć do tego wydarzenia. Sakura wzdrygnęła się i popatrzyła na mnie jak na przybysza z kosmosu.
 - Na festyn? - warknęła marszcząc brwi. - Jaki znowu festyn?
 - Musimy zabić tam jednego faceta.
 - Co!? Po co!?
 - Nie denerwuj się. - powiedziałem widząc jak żyłka na jej czole zaczyna niebezpiecznie pulsować. - To zadanie należy do mnie, ty będziesz tylko przynętą.
 - Jaką przynęta? Jakiego faceta? Sasuke wolniej proszę. - wzięła głęboki wdech i położyła obie ręce na klatce piersiowej myśląc, że przytrzymywanie jej da jakiś efekt. Westchnąłem. Nie chcę przedłużać tłumaczenia, jestem pewny, że obdaruje mnie milionami pretensji. Pomysł Madary nie podoba mi się, ale jeśli chce to zrobić to prawdopodobnie najszybszy sposób.
 - Za dwa dni w Sunie jest festyn, pewien facet, który jest bratem Hokage wioski dźwięku poznał pewne informacje, nie pytaj się jakie, bo sam nie mam pojęcia...
 - I to wszystko niby po to, żeby wytrenować cię na walkę z NIBY organizacją? - spytała z sarkazmem naciskając na słowo 'niby', zacisnąłem pięści - nie wierzy mi, ale przynajmniej nie podpytuje się o inne powody.
 - Ta NIBY organizacja jest bardzo silna. - skłamałem trzymając się nadal swojej pierwszej wersji.
 - Jak uważasz. - machnęła ręką. - Co miałeś na myśli mówiąc 'przynęta'?
Teraz czas na najgorsze.
 - Powiem ci, ale błagam wyżywaj się na kimś innym, dobra?
 - Czyli nie będę zadowolona? - raczej stwierdziła niż spytała, mimo to pokręciłem głową.
 - Więc mów.
 - Madara powiedział, że zna trochę tego gościa, miał już z nim nieraz do czynienia i zna jego słabość do kobiet. Chce wykorzystać ...twoje atuty . - przerwałem odwracając wzrok. Chcący czy nie nigdy nie mówiłem dziewczynie czegoś tak poniżającego prosto twarz. Sakura ku memu zdziwieniu zaśmiała się głośno.
 - Co cię tak śmieszy? - zapytał zdenerwowany.
 - Twoje rumieńce. - kiedy wskazała palcem na moje policzki nie było już wątpliwości - zawaliłem. Jeszcze wychodząc od Madary obiecywałem sobie, że zachowam przy tym zimną twarz i oznajmię to ze spokojem. Haruno nie należała do przeciętnej urody kobiet, nic więc dziwnego, że właśnie taki plan wygrał - ale i tak go nie chciałem.
 - Zapomnij. - dodała nagle rozczarowana chowając rękę. - Co więc dokładnie mam robić?
 - Rozkochać w sobie. - tym razem okazałem więcej chłodu. - Rozkochać, a potem wyprowadzić gdzieś w dal, tak aby nikt nie widział - zależy nam na tym aby nie robić zamieszania w wiosce. Będzie tam wielu innych Hokage i ważnych osobistości...
 - Powiedziałeś Hokage!? - aż podskoczyłem i odruchowo wykonałem krok w tył gdy tak nagle naskoczyła na mnie z podniesionym tonem. Natychmiast zmarszczyła brwi i przyjęła bojową pozycję. Westchnąłem po raz kolejny.
 - Naruto tam nie będzie.
Entuzjazm począł gasnąć.
 - Ah tak. - wydukała wracając do poprzedniego wyrazu twarzy. - Miałam nadzieje, że ...
 - I tak nie pozwoliłby ci się z nim spotkać. Lepiej zapomni o wiosce i przyjaciołach, będziesz służyć tu tak długo, póki mi się nie przydasz.
 - Czyli do czasu pokonania NIBY organizacji?
 - Przestań. - warknąłem ostrzegawczo. Jeszcze minute temu jej twarz promieniała uśmiechem z powodu moich rumieńców, teraz ponownie okryła się smutkiem, powagą i sporą dawką sarkazmu. Kobiety.
 - Co mam przestać? Czy to moja wina, że ktoś taki nie istnieje? Powiesz mi jaki naprawdę jest twój cel? Chcesz zabić Naruto, czy co?
Otworzyłem szeroko oczy nie mogąc uwierzyć jej słowom. Naprawdę to powiedziała?
 - Powiedziałem ci prawdę. - wycedziłem. - To już twój problem, że mi nie wierzysz.
 - Jesteś doprawdy tak godny zaufania, że wręcz nie mam prawa ci nie wierzyć. - prychnęła krzyżując ręce na piersiach. - Mam tylko nadzieje, że kiedyś zmądrzejesz i zrozumiesz to co mu zrobiłeś.
 - Powiedziałem ci, że nie chcę gadać o Naruto. - ledwo powstrzymywałem się od krzyku. Taka reakcja wiązała by się z jej buntem i nie posłuszeństwem. Musiałem udowodnić Madarze, że Sakura jest przydatna więc ta misja musiała się udać.
 - Nie rozumiem. - bąknęła, następnie opuszczając równocześnie oba ramiona. - Jak ty możesz taki być?
 - Jaki?
 - Egoistyczny, obojętny ...on tyle dla ciebie zrobił, chodził za tobą i starał się znać każdy twój ruch by znowu tam ruszyć i z tobą porozmawiać...
 - Sakura.. - zacząłem, ale nie dane mi było dokończyć. Pchnęła mnie lekko w tył, co wyszło poza wszelkie granice.
 - Zamknij się! Może nie chcesz o tym rozmawiać, ale mnie chociaż posłuchaj! Tyle jesteś w stanie zrobić prawda? - raz jeszcze spuściła głowę. - Chciałabym byśmy znowu byli drużyną siódmą, wiesz? Jesteś dla mnie egoistycznym dupkiem i osobą, która nie zasługuje na ani odrobinę zainteresowania z jakieś strony. Ale wiesz? Naruto przez ten czas doprowadził do narodzin pewnej myśli w moim sercu. Być może tego wszystkiego żałujesz, być może jesteś świadomy tych wielu błędów, których popełniłeś, ale twoja duma po prostu nie pozwala ci się do nich przyznać. Nie pozwala ci stanąć prosto przed Naruto i powiedzieć w twarz: "Przepraszam, robiłem źle". Zbudował we mnie nadzieje, która karze mi wierzyć w to, że jesteś dobry, tylko zwyczajnie zagubiony. I nawet teraz, kiedy cię spotkałam po tych tylu latach mogę ci szczerze powiedzieć, że ta nadzieja przybrała na sile, ponieważ wiele razy zrobiłeś coś wbrew swej naturze, wbrew temu co wmawiałeś innym ludziom, Naruto i mnie  i ...
 - Przestań. - nie wiem co za siła zmusiła mnie do tego czynu. Ale czy był sens to obmyślać. Po prostu chwyciłem rękę Sakury, która powoli kierowała się w górę by zatrzymać się na sercu. Nie mogłem wytrzymać. Spojrzałem na nią gniewnie i srogo chcąc usunąć z jej oczu wszelkie nadzieje o, których mówiła. - Nie ma czegoś takie jak nadzieja. - syknąłem.
Różowo włosa warknęła wściekła i wyrwała się z mojego uścisku.
 - Dopóki ja żyje, nadzieja żyje we mnie! - krzyknęła. Do jej oczu zbierały się łzy. Znieruchomiałem, ten widok zaczął na mnie działać tak jak podczas opłakiwania poronienia Hinaty. W ostatnim momencie Sakura zasłoniła twarz jedną ręką i przetarła oczy. Gdy na mnie popatrzyła były czerwone i delikatnie wilgotne.
A miałem tylko powiadomić o jej roli jako przynęty...
 - Idź już po te ubrania. - powiedziałem obracając się tyłem do niej.
 - Jak zwykle tylko tyle masz do powiedzenia, co? - prychnęła.
 - Idź. - powtórzyłem o ton wyżej. Nie widząc wyrazu twarzy usłyszałem jej kroki sugerujące, że opuszcza teraźniejszą pozycję. Kiedy uznałem, że jest już wystarczająco daleko delikatnie oparłem plecy o zimną ścianę. Wokół panowała ciemność, jedynie mała  zapalona świeczka jakieś cztery metry ode mnie. Był to idealny klimat by dalej mnie zdołować. Niechętnie się rozejrzałem i zamarłem.
Tuż przy zakręcie stała Sakura patrząc na mnie przygnębiona. Gdy doszło do niej, że ją zauważyłem stała jeszcze przez chwilę  po czym zniknęła mi z oczu.
Co to w ogóle było? Dlaczego tak nagle przystąpiła do realizowania takich tematów. Hokage w wiosce, z Hokage kojarzył się jej Naruto, a kiedy w mojej obecności usłyszała jego imię musiała podpytać o przeszłość. Zacisnąłem zęby, oczy, pięści - naprężyłęm mieści by móc wyładować emocje bez spowodowania większych szkód.
Sakura.
Kiedyś mnie irytowała, było wiele sytuacji w, której miałem ochotę osobiście ją uśmiercić, ale nawet wtedy gdy była potrzeba byłem w stanie oddać za nią swoje życie i ochronić wszelkimi możliwymi siłami. Potem się zmieniła...przestała mi już przeszkadzać, nie okazywała tak zaciekle swojej miłości, a ja tak samo jej broniłem. A teraz...staje przede mną zupełnie inna osoba, którą mam ochotę bronić bardziej niż dotychczas, a oprócz tego ...być blisko.
Nie czułem się komfortowo słuchając jej wywodów.
Może dlatego, że poniekąd zawierały prawdę? Tylko skąd ona tak dobrze zna moje wewnętrzne uczucia, ja w ogóle mam coś takiego?
Po kilku minutach bezczynnego stania w miejscu w końcu wyprostowałem się i skierowałem do kuchni ...nadal mimo wszystko byłem liderem Taki i musiałem im przekazać informacje o demonie. Demonie, który już niedługo ma stać się częścią mnie.

2 komentarze:

  1. O jakiego demona chodzi? :o I dlaczego Sasuke ma się nim stać? Kolejny genialny plan Madary... Co on jeszcze wymyśli?
    Także Sakura zamieszka z Eizo.. i jak to wszystko dalej się potoczy?
    Zdziwiłam się uprzejmością Karin wobec Sakury w tym rozdziale.
    Trochę denerwuje mnie Haruno. Dlaczego ona martwi się o tego dupka? Nie widzi, że jest ważna dla Sasuke? :c
    Smutno jakoś tak ta notka się zakończyła. :_;

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie istnieje ktoś taki jak Hokage wioski dźwięku. Tylko Wielkie Nacje Ninja mają kage, a do nich należą wioski liścia, kamienia, piasku, błyskawic, mgły.

    OdpowiedzUsuń