Chyba
tylko sam diabeł, który zesłał mnie na ziemie wiedział o co dokładnie chodzi
memu sercu. Czułem się nieswój. Pełen niepokoju i obawy - cała droga powrotna
do kryjówki minęła mi w takim nastroju, który natchnął mnie tak nagle.
Milczałem. Po pierwsze, po raz kolejny nie wiedziałem z czym mam do czynienia.
Było to następne nowe dla mnie uczucie, różniące się od tych pozostałych. To
nie było już to ciepło odczuwane przy Sakurze. Nie była to też troska,
teraźniejsze odczucie zaliczało się do całkiem nowej ligi. Lekko mnie to
podłamało. Sądziłem, że to już koniec innowacyjnych przeżyć wewnętrznych. Tym
bardziej, że to nie zaliczało się do tych najprzyjemniejszych. Było zupełnym
przeciwieństwem spokoju ...
Nawet
kiedy dotarliśmy do podziemnego mieszkania - jak to nazywał Sugeitsu - ja nadal
nie potrafiłem się 'tego' pozbyć. Westchnąłem. Westchnąłem i po raz kolejny
przegrałem walkę. Odruchowo spojrzałem na Sakurę, i mimo, że na jej twarzy
widać było wyraźne zmęczenie. Mimo, że kosmyki różowych włosów przyklejały się
do spoconego czoła, dla mnie była ona tak samo piękna. Nigdy nie wygram. Nie
wygram z tym co przyniosła ze sobą dołaczając do naszej organizacji. Ale
cieszyłem się. Pamiętam, że nawet kiedy widziałem ją po raz pierwszy od tylu
lat, cieszyłem się. Towarzystwo członka starej drużyny z, którą pomimo
wszystkiego wiązałem dobre wspomnienia było dawką hormonów szczęścia.
Planowałem
pójść dalej i wejść w końcu do upragnione domu, jednak jakaś siła niespodziewanie
pociągnęła mnie do tyłu, używając do tego mego rękawa.
- Sasuke. - różowowłosa wyglądała równie
poważnie. Czyżby ją też dopadło to nieokrzesane uczucie? Tylko z jakiej racji?
Nie miała podstaw aby znaleź się w tej samej otchłani co ja.
- Tak?
- Co z Madarą? - wyszeptała starając się aby
nie zwrócić uwagi żadnego z Taki. Jednak oni jak zwykle zajęci byli kłótniami i
głośnymi dyskusjami. - I z Eizo?
- Nie mam pojęcia. - odparłem marszcząc brwi.
Sakura wzdrygnęła się i spojrzała na mnie przerażona.
- Jak to nie masz pojęcia?
- Dowiemy się jak wejdziemy.
- Mówiłeś mi, że Eizo nic nie będzie! -
warknęła tym razem nie przejmując się stojącymi niedaleko towarzyszami.
Wyraźnie poczułem jak wzmocniła uścisk.
- Bo to prawda! Nie wiem tylko czy są teraz
tutaj, czy będą później. - odsunąłem się szybko mając nadzieje, że wraz z tym
oddalą się te beznadziejne myśli. Dlaczego ja zawsze się tak czułem? Zawsze gdy
o nim wspominała ...Zacisnąłem zęby. Uwolnię się od tego czy nie?
- Więc chodźmy. - wydukała zwracając się
również do reszty organizacji. Zdumieni, starając się zrozumieć sytuację
ruszyli za nią. Na ich twarzach widniała ogromna radość i ulga, nawet u Juugo
byłem zdolny to odczytać. Nic dziwnego. Wreszcie wróciliśmy do domu, do
miejsca, które przynajmniej tak traktujemy. Misja w Yuki i cała ta podróż
kompletnie wypaliła naszą energię i chęć do życia, mam nadzieje, że kryjówka je
przywróci, ponieważ zaraz będę musiał oznajmić im godziny treningów. Chcąc czy
nie - Konoha nadal czeka.
Nie
bacząc na to, iż to ja jestem liderem tej organizacji, bałem się niespodzianek
jakie może przyszykować dla mnie Madara. Jak się tu zjawi? W czyim towarzystwie
wtedy będę? Było to dla mnie ważne biorąc po uwagę niewiedzę Sakury związanej z
moim atakiem na wioskę. Mój trener nie ma zielonego pojęcia, że zaciekle to
przed nią ukrywam - co jeśli jakimś cudem się wygada? Nie chciałem nawet myśleć
o reakcji Sakury. I nie myślałem. Do czasu.
- Madara chyba już jest. - syknąłem sam do
siebie jak tylko weszliśmy na korytarz. Drzwi naprzeciwko nas były uchylone,
drzwi, które prowadziły do sali narad, a ta
wskazówka nie wróżyła nic dobrego. Sakura wzdrygnęła się, rozumiałem jej
obawę. Ukochana osoba była przez długi czas pod jego skrzydłami - zastanawiałam
się czy przyprowadził go ze sobą...żywego.
- Będzie się działo. - Sugeitsu uśmiechnął się
sarkastycznie wskazując palcem na drzwi. Karin prychnęła.
- Dzięki, ale zdążyliśmy sami zauważyć.
Przełknąłem
ślinkę, jednak za nim to zrobiłem musiałem upewnić się czy na sto procent nikt
tego nie przyuważy. Wiedziałem, że Madara zjawi się prędko, wiedziałem, że
będzie zawiedziony moim wystęmpkiem na turnieju. Zapewne jest wściekły na to
jak bezczelnie zignorowałem jego rozkaz. Miałem zabić cały oddział i nie
dopuścić do dalszego wtrącania się - ale nie mogłem. Teraz czas za to zapłacić.
Ale zapłacę za to sam, bez wtrącania w to Sugeitsu, Karin Juugo, ani tym
bardziej Sakury.
- Idźcie do swoich pokoi. - warknąłem.
Starałem się być jak najbardziej stanowczy, tak aby żaden z nich nie miał nic
przeciwko. Ale nic nie mogłem poradzić na to, że jak zwykle dwie wyjątkowo
nadpobudliwe osoby musiały wyrazić swój sprzeciw.
- Jak to!? - wykrzyczeli to w niemalże tym
samym momencie, z identycznymi emocjami w głosie. Westchnąłem. Haruno i Sugeitsu
nigdy się nie zmienią.
- Nie dyskutujcie. - wyszedłem na przód nie
patrząc w tył. Może ignoracja w tym wypadku pomoże? Chociaż nie byłem tego tak
do końca pewny, zwłaszcza kiedy ponownie poczułem jak ktoś bezlitośnie wyżywa
się na kawałku mojej koszuli.
- Czego?
To
była Sakura. Słysząc mój przepełniony złością ton, aż cofnęła się do tyłu. Mimo
to nie zluzowała uścisku. Delikatnie zszokowała poczęła mówić:
- Chce iść z tobą.
- Chyba oszalałaś? - prychnąłem. - Mało ci po
waszym ostatnim spotkaniu?
- Ale tam jest Eizo! - upierała się dalej.
Teraz nie było widać już zrażenia się
moją reakcją. Zmarszczyła brwi i z morderczym wyrazem twarzy czekała na moją
odpowiedź.
- Nie wiem czy tam jest.
- Jak to? - zdziwiła się. - Mówiłeś, że ...
- Wiem co mówiłem! - przerwałem jej podnosząc
głos. - Chodzi mi o to, że Eizo być może jest już w swoim pokoju, lub kuchni.
Niekoniecznie musi być właśnie tutaj.
- Sakura. - do rozmowy wtrącił się Sugeitsu,
kładąc rękę na ramieniu dziewczyny. Ta, zrezygnowana z wielką niechęcią na
niego spojrzała.
- Co?
- Może Sasuke ma racje, chodźmy się rozejrzeć
po kryjówce. Jeśli go nie będzie zaczekamy, aż szef skończy rozmawiać z Madarą.
Idealny
plan - czemu ja na niego nie wpadłem? Eh. Czy ja się w ogóle na to łudzę?
Sugeitsu i ja to wie kompletnie różniące się osoby. On - optymista, ja -
pesymista. Nie ma miejsca na jakiekolwiek porównanie. Haruno tak jak się
spodziewałem natychmiast uległa jego spokojnemu głosowi i szerokiemu
uśmiechowi.
- Dobrze. - wydukała spuszczając wzrok.
Beznamiętnie przyglądałem się wyrazowi jej twarzy.
- Zaraz go zobaczysz. - powiedziałem chłodno.
Natychmiast skierowała na mnie wzrok. Musiałem władować w nią odrobinę nadziei,
nie mogłem patrzeć na jej przepełnione smutkiem oczy. A tym bardziej
pozostawiać je w takim stanie, podczas gdy ja udam się do Madary. Cień, którego
dojrzałem się poprzez uchylone drzwi lekko się poruszył, co nie uszło uwadze
żadnego z nas. Wiedział, że tu jesteśmy, słyszał nas.
- Idźcie. - dodałem widząc brak reakcji z ich
strony.
Sugeitsu,
Juugo i Karin pokiwali zgodnie głowami, jedynie Sakura stała nie wzruszona.
Jednak, kiedy białowłosy chwycił ją za rękę i skierował się w stronę kuchni,
nie protestowała. Ze smutkiem ruszyła za nim. Kątek oka zdążyłem jeszcze
dojrzeć jak mocno zaciska oczy. Nie ulegało wątpliwości, że ogarnęła ją
nadzieja.
Nadzieja,
która jest matką głupich.
Kiedy
Taka ulotniła się za zakrętem nie pozostało mi nic innego jak również spróbować
tego uczucia. Nie okazując z zewnątrz żadnych emocji szedłem powoli starając
jak najbardziej opóźnić spotkanie z trenerem. Wiedziałem, że to bezsensu - i
tak do tego dojdzie. Ale mimo to jeszcze bardziej zwolniłem swoje ruchy. W
momencie gdy znajdowałem się już przed samymi drzwiami, mój umysł omal nie
zwariował. Czego ja w ogóle się obawiam? To ja planuje zniszczyć Konohe i to ja
uznam kiedy będę do tego gotowy. Jestem już. I chce tego dokonać jak
najszybciej ...
Uchyliłem
drzwi, dźwięk ich skrzypnięcie doszedł do mych uszu, a cień osobnika, który
dotąd widziałem zaczął ukazywać swojego właściciela.
- Boisz się? - stałem beznamiętnie
zaciekawiony jego pytaniem. Jednak nic nie okazałem. Tak jak myślałem, stał
przede mną Madara. Ręce miał skrzyżowane na piersiach, a jego twarz mimo, że
zasłaniała maska, okryta była zapewne złością z rozczarowania.
- Chciałbyś. - prychnąłem. Moja reakcja była
trochę opóźniona, ale nie przejmowałem się tym. Kątem oka zacząłem szukać Eizo.
W pokoju nie znajdował się nikt oprócz naszej dwójki - nie wiem czy sugerowały
to dobry, czy też zły potok zdarzeń. Blondyn mógł tak samo siedzieć bezpiecznie
w kuchni spożywając kanapkę, jak i leżeć martwy w kryjówce Madary. I co powiem
Sakurze? Wściekły usiadłem na skraju łóżka gotowy słuchać oskarg zamaskowanego.
- Nie będę prosić ciebie o tłumaczenia bo w
takiej sytuacji są one zbędne. - powiedział stając tuż nade mną. - Wiedz, że
się zawiodłem.
- Czy muszę wypełniać każdy twój rozkaz? -
syknąłem sarkazmem. - Chciałem zadziałać inaczej, czy to źle?
- Zadziałałeś tak idealnie, że twój Medyka
okazał się być silniejszy od ciebie.
- Przymknij się. - wyszeptałem tylko,
jednocześnie zaciskając trzymaną w ręku katanę. Denerwowały mnie jego teksty,
oskarżenia i widzimisię.
- Czemu pozwoliłeś jej się wtrącić? - zadał
kolejne pytanie używając tak samo stanowczego i podenerwowanego tonu. Zamilkłem.
Nie miałem zielonego pojęcia jakiej odpowiedzi oczekuje. Tak naprawdę jestem
zły sam na siebie, że do tego dopuściłem. Sakura mogła nie poradzić sobie tak
dobrze i w najgorszym wypadku doszło by do istnej masakry. A tak? Madara
obserwował walkę. Widział jak leżę na ziemi ledwo się podtrzymując, widział jak
przyglądam się z zaciekawieniem poczynianą Sakury, sam nic nie robiąc. Właśnie!
Dlaczego w tamtej chwili nic nie zrobiłem!? Dlaczego?
- Chciałem sprawdzić jej umiejętności. -
skłamałem. - Jak się okazało nie jest taka słaba na jaką wygląda.
Jako
odpowiedź otrzymałem tylko prychnięcie.
- Jest słaba. Ta technika jest słaba i to
chyba jedyne czym może się pochwalić. Nic dziwnego, że ją potrafi - jest bardzo
łatwa do opanowania.
- Znasz ją!? - uniosłem się od razu. To
fantastycznie, jeśli mój trener posiada jakąś wiedzę.
Madara spojrzał na mnie jak na najgorszego
wroga.
- Rozczarowujesz mnie Sasuke Uchiha.
Oszołomiony
nieco zgasiłem swój rosnący zapał.
- O co znowu ci chodzi? - wrzasnąłem. -
Dlaczego ją wtedy zaatakowałeś i czym jest to jutsu!?
- Powód dla którego ją zaatakowałem jest
niezwykle prosty. Sakura jest słaba i żałosna, nie chcę abyś miał kogoś takiego
w swoich oddziałach. Poza tym...jest z Konohy nieprawdaż? A o ile się nie myle
to tą wioskę chcesz zniszczyć.
Zamarłem.
Każda komórka mojego ciała szykowała się już do kontrataku na jego nie
pohamowane wyznania, lecz wszystko nagle zatrzymało się...
- Ona o tym wie? - ciągnął dalej, swym tonem
maltretując mi umysł.
Pokręciłem
głową, nie myśląc już nad zachowaniem beznamiętnej postawy.
- Fantastycznie. A teraz kolejne pytanie:
Dlaczego nie zabiłeś ANBU?
- Bo nie.
- Bo nie? - zakpił. - Taka jest twoja
odpowiedź?
- Uznałem, że jeszcze do czegoś się przydadzą!
Nie przerwali turnieju i byli niegroźni, dlaczego miałbym ich zabijać w takim
przypadku?
Wzdrygnąłem
się czując na swojej twarzy mocny uścisk Madary. Uchiha ścisnął moje policzki w
ręce i obdarował mnie wzrokiem na, który prawdopodobnie każdy zwykły człowiek
uciekał by z krzykiem, błagając los aby już nigdy nie mieć do czynienia z tym
mężczyzną. Zszokowany czekałem na dalszy potok losu.
- Czy aby na pewno tylko dlatego ich
oszczędziłeś? - warknął, wzmacniając uścisk - o ile w ogóle było to jeszcze
możliwe. - Czy może po prostu bałeś się ich zabić, bo byli to znajomi różowej
dziewczynki!?
Wściekły
jednym ruchem odciągnąłem jego rękę i wstałem.
- Nie dotykaj mnie! - krzyknąłem zaciskając
pięści. - To ja będę decydować kogo mam zabijać, a kogo nie!
- Jeśli będziesz oszczędzał każdego
przyjaciela tej kunoichi, to dużo nie zrobisz w Konoha. - zaśmiał się
szatańsko, zapewne wyobrażając sobie moją żałosną osobę na tle wszystkich
bezbronnych mieszkańców. Nie! Nie będę o tym myślał, nie teraz - będę miał na
to sporo czasu. Teraz muszę się skupić, żeby jeszcze bardziej mu nie podpaść.
- Powiesz mi w końcu czym jest ta technika? -
zapytał wprost odbiegając od tematu. Udało mi się. Madara westchnął i zajął
moje poprzednie miejsce na łóżku.
- Niejaki Deidara ją tego nauczył.
- Deidara? - zamarłem, chociaż dokładnie
wszystko łącząc nie powinno być to dla mnie nic nadzwyczajnego. W mieście
Natsuo to właśnie z Deidarą konwersowała Sakura. Skąd go zna? Dotąd mi nie
odpowiedziała na zadanie pytanie. - On ją trenował? - zadałem pierwsze lepsze
pytanie, które przyszło mi na myśl.
- Nie mam pojęcia. - odparł, a jego wyraz
twarzy wyrażał niezadowolenie z tego powodu.
Zdziwiłem
się.
- Nie obchodzi mnie ona. - ciągnął dalej. -
Jestem tylko zdumiony, że ktoś taki jak Deidara miał z nią jakiekolwiek
relacje. To śmieszne.
- Może dla ciebie. - jęknąłem obojętnie
przeciągając wszystkie obolałe mięśnie. Pomimo, że postawa Madary i atmosfera
jaką nagle wywołał żądały tłumaczenia z mojej nieprzemyślanej uwagi, ja to
zlekceważyłem. Byłem pewny, że przybycie tutaj Madary - i to tak szybko -
wiązało się z czymś ważniejszym niż tylko z Sakurą. Utrzymywałem swoje serce
jeszcze przez chwile w ciszy. Było to trudne. Chciałem wiedzieć czego uczepił
się Haruno, dlaczego musi poniżać ją na każdym kroku i uważać za najgorszą
żyjącą osobę, jednak kiedy bym oto spytał Madara najprawdopodobniej zaczął by
posądzać mnie o to, że nie skupiam się na niszczeniu Konohy tylko na niej.
Westchnąłem. Życie jest brutalne.
- Więc. - odchrząknąłem. Tracąc nadzieje, że
on pierwszy się odezwie.
- Co?
- Jaki jest twój powód przybycia tutaj?
Prawdziwy powód?
- Jak myślisz? - prychnął. - Na czym skupiamy
się od tak bardzo dawna?
- Myślałem, że wszystko w tym temacie
ustalone. - zaskoczyło mnie jego nagłe wspomnienie o naszym wspólnym celu. To
głównie ja nachodziłam go dopytując się o dalsze działania. Nie chciałem nawet
myśleć, dlaczego teraz tego nie robię? - Powiedziałeś, że zaatakujemy dopiero
za kilka miesięcy. - dodałem nie chcąc popadać w dalsze zamyślenia.
- A ty prosiłeś mnie aby stało się to
szybciej.
Wzdrygnąłem
się. Jego twarz rozświetlił nagle szatański uśmiech. Nawet przez maskę byłem w
stanie go wyczuć. Czyżby ...
- Co masz na myśli?
- Powiedzmy, że znalazłem lepszy i bardziej
skuteczny sposób na zlikfidowanie tej żałosnej wioski.
Sam
zdziwiłem się jak słabe było moje przekonanie do jego słów.
- Niby jaki?
- Tak wspaniały, że praktycznie nie będziesz
musiał robić nic by spełnić swoje marzenie.
- Słucham!? - tym razem nie byłem w stanie się
opanować. To co mówił zdawało mi się być niedorzeczne. - Jak to nie będę musiał
nic robić? Przecież trenowałem i ...
- Spokojnie. - szepnął kładąc rękę na moim
ramieniu. - Powiedziałem 'praktycznie'. Będziesz bowiem musiał posiadać
olbrzymią siłę aby to opanować.
Zamarłem.
Wystarczyły cztery dni, a on już zdołał zmienić cały plan ataku na Ukrytego
Liścia? Byłem nie tyle wściekły, co zszokowany. Mój umysł od razu zaatakowała
masa propozycji, które mogły by się okazać prawdą, jednak żadna nie posiadała
cech wymienionych przez zamaskowanego.
- O czym dokładnie mówisz? - spytałem
ostrożnie.
- O demonie. - wysyczał.
- Demonie!? Czy tobie odbiło? W jaki sposób
chcesz niby użyć Kyuubi'ego do ...
- A czy ja mówiłem o Kyuubim? - tajemniczość
jaką okazywał wywoływała u mnie napady gęsik skórek, a panika naszła mnie tak
nagle, że nie było już sposobu abym myślał logicznie. Zabrakło mi języka w
ustach i jedynie do czego byłem zdolny to do szerokiego otworzenia buzi i
słuchania Madary z oszołomieniem.
***
W
kuchni panowała pustka. Wszystko zdawało się być tak idealne ...w całości
brakowało jednego kawałka - Eizo. Był potworem, ale z jakiś powodów martwiłam
się o jego bezpieczeństwo, zwłaszcza, że tyle czasu znajdował się u Madary.
Moja nadzieja powoli zanikała, byłam już niemal pewna, że przydarzyło się coś
okropnego. Co prawda, nie posiadałam żadnego informującego mnie o tym
przeczucia. Upadłam na kolana. Taka, która posłusznie szła za mną od razu
zareagowała. Sugeitsu uklęknął obok.
- Sakura, nic ci nie jest!? - Naruto...nie
musisz się martwić, wszystko ze mną w porządku. Ile bym oddała by móc chociaż
raz wymówić to imię, ale wprost do jego posiadacza, a nie na myśl o
wspomnieniach.
- Nie ma Eizo. - wyjąkałam drżącym głosem.
Zacisnęłam obie pięści starając się powstrzymać potok łez. Co ja do cholery
robię? Tracę szkarłatną krew na kogoś takiego jak mój narzeczony. Jednak nadal
jestem taka słaba, zbyt słaba by się mu przeciwstawić i mimo wszystko zbyt
przywiązana by się nie troszczyć.
Na
początku przybycia tutaj określiłam siebie mianem 'wariatki', teraz uważam, że
to jednak za mało powiedziane.
Nagle
naprzeciwko mnie, nie wiadomo skąd wyrosła Karin z beznamiętną pozbawioną uczuć
miną. Chociaż bardzo przypominała mi zwyczajny wyraz twarzy Sasuke,
czerwonowłosej i tak brakowało 'tego czegoś' aby określić ich mianem
identycznych.
- Karin? - nie miałam pojęcia czego może ode
mnie chcieć.
- Wody? - zapytała odwracając wzrok w drugą
stronę. Sugeitsu rozszerzył szeroko oczy zaskoczony propozycją towarzyszki. Mi
również odebrało mowę, zastanawiałam się co ją do tego skłoniło.
- Nie dziękuje.
- Jak chcesz. - machnęła ręką znikając mi z
oczu. - Mnie woda zawsze pomaga kiedy czymś się martwię.
- Ty się w ogóle o coś martwisz? - fuknął z
Sugeitsu udając popadającego w zamyślenie. Zaśmiała bym się, ale nie dość, że
zaskoczyła mnie ta nagła zmiana ze strony czerwonowłosej, to w dodatku nadal
nie wiedziałam gdzie znajduje się 'miłość' mojego życia...
- Martwię się o wiele rzeczy, które akurat
ciebie nie obchodzą! - wrzasnęła poirytowana.
- Na przykład?
- Sugeitsu. - dziewczyna ponownie pojawiła się
przed nami tym razem zbliżając twarz w stronę białowłosego. Odległość, która z
każdą sekundą się zmniejszała stawała się niebezpieczna. - Jeśli ktoś mówi, że
coś ciebie nie obchodzi to chyba oczywiste, że ci tego nie powie. Ah,
zapomniałam. Jesteś zbyt głupi żeby od razu to pojąć, prawda?
Wyprostowała
się i podeszła do lodówki by chwilę później wyciągnąc z niej pomidora. Na czole
Sugeitsu pojawił się charakterystyczny znak symbolizujący poirytowanie [znacie
to z różnych anime, nie ? xD - dop. autorki].
- Ty ... - zawarczał przez zaciśnięte zęby,
jednak powstrzymała go stanowcza ręka Juugo. Oboje z biało włosym obdarzyliśmy
go niezrozumianymi spojrzeniami. Jego wyraz twarzy wyrażał skupienie i powagę -
tak jak zawsze, jednak tym razem doszukałam się w tym spojrzeniu czegoś nowego.
- Juugo, co jest? - moja ciekawość z pewnością
była silniejsza, ale to Sugeitsu zdołał zebrać się do odezwu. Zmarszczyłam
brwi, kiedy zobaczyłam, że Karin w ogóle nie zareagowała na zatrzymania płowo
włosego. Obróciła się jedynie dając nam znak, że również jest wtajemniczona.
Zgłupiałam. Dumałam nad tym co jest tak oczywiste, że nawet Karin do tego
doszła, a ja do teraz nie potrafię?
- Eizo tu jest. - syknęła. Moje ciało
odruchowo podskoczyło na dźwięk jego imienia i dodatkowo na czasownik 'jest'.
Patrzyłam to na nią to na Juugo doszukując się więcej informacji.
- Skąd wy to wiecie!? - krzyknęłam podnosząc
się na równe nogi. Sugeitsu poszedł w me ślady, jednak moja mimika twarzy wyrażała
większe zainteresowanie.
- Już zapomniałaś? - prychnęła Karin. -
Potrafię wyczuć chakrę z bardzo dalekiej odległości.
- No tak ... Ale ta chakra musi być używana
żeby ją wyczuć, prawda? - znowu obrzuciłam ich wzrokiem. Czułem się potwornie,
że ona znała prawdę, a ja nie. Ale w końcu to do mnie doszło. W jednej chwili
...wszystkie podejrzenia i przyczyna ich poważnych wyrazów twarzy. Sugeitsu
podrapał się po głowie.
- O co chodzi?
- Karin! Skąd dokładnie ją wyczułaś? -
zapytałam gotując się do biegu.
- Jest w swoim pokoju.
Zatrzymałam
się. To znaczy ...zrobiłam jedynie krok, bo doszło do mnie, że Madara i Sasuke
znajdują się w sali narad, tak więc to niemożliwe aby doszło do jakieś próby
walki.
- Nie wykluczaj tego, że mogli tam wejść. -
powiedział do mnie Juugo. Zamarłam. Skąd on tak dokładnie znał moje myśli?
Rzuciłam mu pełne podejrzliwości spojrzenie, ale on je zignorowałam. Ah, on
zawsze był dziwny i w jakiś sposób o każdym wiedział wszystko. Pozostawie na
razie rozmyślania na jego temat i skupie się na teraźniejszej sytuacji.
- Nie wyczuwam chakry Sasuke. - powiedziała
Karin.
- A Madara?
Na
zadanie przeze mnie pytanie zrobiła się nagle niezadowolona. Znowu zaczęła
unikać mego wzroku i spoważniała.
- Jego chakry nie jestem w stanie wyczuć. - przyznała.
To był dla mnie znak. Muszę tam czym prędzej biegnąc. Nie myśląc wiele
opuściłam kuchnie, a moje serce zachowywało się tak jakby zaraz miało opuścić
klatkę piersiową. Sugeitsu chciał pobiec za mną, jednak kątem oka zauważyłam
jak dwójka ich zatrzymuje.
- Zostaw ją. To jej narzeczony. - usłyszałam
jęk Karin i doznałam ulgi. Przynajmniej mam szanse wykazania i dowiedzenia się
co tak naprawdę zaszło. Przyśpieszyłam. Chciałam jak najbardziej rozwinąć moje
wątpliwości, gdy dobiegłam do sali narad, mój oddech zagłuszał wszelkie dźwięki
dochodzące stamtąd. Ale równie dobrze mogło ich tam nie być - nie chciałam
tracić czasu. Z wielkim bólem minęłam pokój i ruszyłam w kierunku
pomieszczenia, gdzie spędza noce mój narzeczony, pomieszczenia w którym niedługo
ja również będę ja spędzała - nie wierzę, że Sasuke naprawdę do tego
doprowadził.
Dębowe
drzwi chwilę później ukazały mi się w swojej pełności. Serce mi łomotało, a coś
wewnątrz krzyczało abym natychmiast opuściła to miejsce. Ale ja nie chciałam.
Musiałam się dowiedzieć co jest grane, nagle wszystko zaczęło się komplikować.
- E...eizo ... - zachrypiały i przerażony głos
wydobył się z mojego gardła. Nie dziwiłam się temu. Wzięłam głęboki wdech, to
co teraz muszę zrobić to spodziewać się niespodziewanego. Położyłam ręce na
klamce, a ucho delikatnie przysunęłam do drzwi.
- Sakura? - odpowiedział mi radosny głos, a
następnie głośne dudniące kroki zbliżające się ku mnie. Gwałtownie odsunęłam
się od drzwi nie chcąc wpaść na rozmówce. Mym oczom pokazała się miłość. Stał
wyprostowany, z szerokim uśmiechem, jednak to co przykuło moją uwagę to duma.
Wyraźnie widziałam w nim wszechogarniającą dumę i nie mogłam pojąć dlaczego? Od
kiedy znajdujemy się we dwoje u Sasuke, oczy Eizo przepełnione były tylko
powagą i oznaką gotowości na wymysły lidera. Nieraz widziałam w nich strach i
żałość, teraz jednak był dziwnie pewny siebie.
Z
zamyślań wyrwał mnie jego nagły uścisk, którym mnie obdarzył. Czułam się taka
maleńka w olbrzymich ramionach blondyna. Zapewne gdyby tylko chciał jednym
ruchem mógłby zgnieść mnie tymi mięśniami jak mrówkę.
- Tak się cieszę. - szepnął spokojnie. -
Czekałem na ciebie.
- Też się cieszę. - teraz nie kłamałam.
Naprawdę byłam w siódmym niebie przez fakt, iż on nadal żyje...Madara kojarzył
mi się jedynie z zabijaniem i brakiem litości. Ale skoro nic mu nie jest, mogę
spokojnie wyciągnąć od niego wszystkie informację.
- Wejdziesz? - zapytał prezentując rękoma swój
pokój. Niepewnie pokiwałam głową domyślając się jak zakończy się ta wizyta. Ale
muszę być silna. Jestem pewna, że Madara knuje coś niedobrego! Czuję to, a
skoro Eizo spędził u niego tyle czasu nie ma mowy, żeby czegoś się nie
dowiedział.
- Wejdę. - odpowiedziałam mijając go. Usiadłam
na łóżku i obserwowałam jak szczęśliwy zamyka drzwi. Kilka sekund później
siedział już obok mnie. Nasze spojrzenia spotkały się - obrzydzenie powróciło.
- Jak minął turniej?
- Dobrze.
- Możesz mi dokładniej opowiedzieć?
- Więc. - zaczęłam obmyślając jednocześnie
plan działania. Odgarnęłam włosy by mieć na to więcej czasu. - Sasuke pokonał
kilka osób i mogliśmy wrócić.
- Czyli nic ciekawego. - prychnął.
- Nie można powiedzieć, że walki nie były
ciekawe. - dodałam z uśmiechem, a on od razu obrzucił mnie morderczym i pełnym
niechęci spojrzeniem. Zaskoczona odsunęłam się starając się uspokoić bicia
serca.
- Nie odsuwaj się. - warknął zaciskając pięść.
Zgłupiałam. Ledwo cieszyłam się na jego widok, a w kolejnej sekundzie chciałam
uciec stąd jak najdalej. Ale już nie było ucieczki. Musiałam stawić mu czoła i
przetrwać jego chore wymysły.
- Przepraszam. - pisnęłam.
- Sasuke nie jest taki silny jak myśli. -
syknął śmiejąc się przy tym złowieszczo. Nie dowierzałam własnym oczom i uszom.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek zobaczę jak Eizo choć trochę poniża Uchihe, a
teraz zwyczajnie śmiał się z jego mocy. Co nagadał mu Madara? Co się z nim
stało? Tyle myśli miałam w głowie, a żadnej, która mogłaby dotyczyć tego.
- Nie będę oceniała, na pewno nie widziałam
jeszcze jego wszystkim umiejętności.
- Spokojnie. - powiedział nagle tajemniczo. -
Niedługo znajdę sposób aby nas stąd wyciągnąć.
- Co? - zdziwiłam się, otwierając szeroko
buzię. - Jak to?
Moja mina najwyraźniej go rozbawiła.
- Chyba nie myślałaś, że zostaniemy tu na
zawsze głuptasie. - przeczesał ręką moje włosy. - To oczywiste, że w końcu
wrócimy do Konohy. Mam dość tego Uchihy.
- A ..ale. .. - na chwilę zabrakło mi śliny w
gardle, bo w żaden sposób nie potrafiłam wyobrazić sobie naszej ucieczki. - Nie
mamy szans się stąd wydostać. Sasuke ma sharingan, Karin wyczuwa chakre z
daleka, a Juugo ...to Juugo wie prawie wszystko o każdym! - oznajmiłam
marszcząc przy tym brwi.
- Jak niby chcesz to zrobić? - dodałam.
Wściekłam się kiedy na jego twarzy nadal nie widniał ani ślad przejęcia.
- Spokojnie. - uśmiechnął się. - Nie doceniasz
mnie, a przeceniasz tą organizacje.
- Hę?
- Uda nam się. - sprostował takim tonem jakby
tłumaczył swoje poprzednie słowa sześciolatkowi. Ale nie wkurzyłam się, byłam
zbyt pochłonięta myślami na temat jego słów. Uciec? Tak naraz? Bez niczego? Nie
wiem jak to możliwe, ale chyba nawet gdybym miała okazje nie zrobiła bym tego
...
- Eizo. - wydusiłam przyciągając zaciśniętą
rękę do piersi. - Co ci się stało podczas pobytu u Madary?
Ja
byłam poważna, a on znowu potraktował to jak żart. Zaśmiał się głośno.
- Co by mi się miało stać?
- Tak nagle zacząłeś planować ucieczkę i ...co
tam w ogóle robiłeś?
- Siedziałem. - odpowiedział.
- Co?
- Siedziałem zamknięty w pokoju. Przez te
cztery dni. Uwierz mi, że z nikim nie gadałem, ale już na początku Madara
ostrzegł mnie, że jeśli chcę przeżyć mam się stamtąd nie ruszać.
- I naprawdę nic nie robiłeś? - spytał już
spokojniejsza. Eizo mało kiedy kłamał, a jeśli już ja potrafiłam to wyczuć. On
- tak jak ja, był bardzo słabym aktorem jeśli chodziło o takie sprawy.
- Naprawdę nic. I właśnie przez ten czas
uświadomiłem sobie, że nie chcę mieć już nic wspólnego z tym Sasuke i jego
cholerną organizacją. - nagle spoważniał i przerwał chwytając mnie za oba
ramiona. Zacisnął tak mocno, że aż syknęłam z bólu. - Ufają nam ...to znaczy
tobie, bardziej niż na początku. Ufają ci na tyle, że normalnie możesz się ze
mną widywać i rozmawiać. Wykorzystajmy to. Musimy w końcu stąd uciec, przecież
nie zostaniemy tutaj do końca życia ...
Zaniemówiłam.
Po raz pierwszy widziałam u niego taką determinację, dumę, pewność z wygranej.
Nie mogłam uwierzyć, że cztery dni samotności tak bardzo nakłoniły go do walki.
Ale ja? Nie byłam do niej skora. Sasuke mi ufa tak, ale to zaufanie było już
wiele razy wystawione na próbę, gdybym teraz spróbowała uciec i została bym
złapana z pewności już nigdy więcej by mi tego nie wybaczył.
- Chyba masz rację. - szepnęłam patrząc
głęboko w jego oczy. Nie czułam jego planu, nie chciałam go. Ale sprzeciwienie
się również nie wchodziło w grę. Nadal się go bałam i nadal nie miałam pojęcia
jakie nowe zachcianki stworzy jego umysł, zwłaszcza, że ciągle muszę mu
oznajmić dobrą nowinę.
- Zacznijmy w końcu działać. - ciągnął dalej.
- Nie jesteśmy słabeuszami, prawda? Taki jeden Uchiha nie będzie nami pomiatał.
- Ten 'taki jeden Uchiha', zabił wielu silnych
ludzi i był uczniem Orochimaru. - zauważyłam.
- Chrzanić to! - pchnął mnie na ścianę, i
prawdę mówiąc uderzenie nie należało do delikatnych. Zacisnęłam oczy na
nieprzyjemne uczucie jakie przeszyło moje plecy. - Przestań go ciągle chwalić,
jest słaby! Jestem pewny, że jak się postaramy uda nam się go przechytrzyć.
Odbiło
mu, pomyślałam i leniwie podniosłam się z łóżka nadal czując ból po uderzeniu.
- Przepraszam, że zmienię temat, ale muszę ci
coś powiedzieć.
- Co?
Wzięłam
głęboki wdech i nie patrząc mu w oczy wychrypiałam:
- Od dzisiaj śpię w twoim pokoju. Dzielę go z
tobą.
- C.. co , ale jak to?
- Sasuke mi kazał. Chyba naprawdę mi ufa. -
westchnęłam spuszczając ręcę. Musiałam się wysilić i udawać, że cieszę się z
tego faktu, ale ja po prostu nie potrafiłam. Póki nie poznam prawdziwych
powodów Sasuke nie uwolnię się od zamyślenia.
Nagle
poczułam jak Eizo obejmuje mnie od tyłu i unosi delikatnie do góry.
- Wspaniale! - krzyknął radośnie. - Ciekawe co
go skłoniło do takiej decyzji? Rzeczywiście bardzo co ufa...
- Taak. - mruknęłam smętnie.
- Nie cieszysz się?
- Cieszę.
- To czemu jesteś smutna?
Wysiliłam
się na uśmiech.
- Jestem zmęczona. - odparłam kierując się ku
drzwią. - A teraz przepraszam, idę do pokoju Sasuke po swoje rzeczy.
I
wyszłam.
***
Idiota!
To do czego zmierza jest kompletnie bezmyślne i ryzykowne. Wole już sam odnieś
sukces z kilkoma głębokimi ranami, niż postawić całe moje życie na jedną kartę.
Sposób był rzeczywiście mniej męczący, i co najważniejsze, nie trzeba było by
czekać na niego ponad kilka miesięcy. Ale ja nie chciałem.
Opuściłem
pokój i pożegnałem Madare istnie zabójczym spojrzeniem. Mam nadzieje, że prędko
się tu nie zjawi, zwłaszcza, że zostało mi powiadomić o wszystkim resztę
towarzyszy, za wyjątkiem Sakury oczywiście. Najważniejsze, że zamaskowany wie
już, iż Haruno nie jest wtajemniczona i zgodził się na to aby lepiej tak
pozostało. Szedłem spokojnie w poszukiwaniu jakiegoś towarzysza grupy, nadal
ciekawiłem się czy Eizo jest tutaj żywy. Co prawda Madara mówił, że wszystko w
porządku, jednak wyraźnie nie podkreślił tego, że znajduje się w tym miejscu.
Kiedy skręciłem w korytarz prowadzący wprost do kuchni ujrzałem Sakurę, która
właśnie zamykała drzwi do pewnego pokoju.
Pokoju
Eizo, pomyślałem marszcząc brwi. Gdy również mnie zobaczyła spuściła głowę.
- Mówiłem, że nic mu nie jest. - podszedłem
bliżej, chociaż nie wiedziałem czy powinienem. Nigdy nie wiadomo do czego
będzie zdolna.
- Ta. - mruknęła tylko pod nosem i w końcu na
mnie spojrzała. - Dasz mi klucze do swojego pokoju?
Zdziwiłem
się.
- Po co?
- Przecież muszę iść po rzeczy.
- Jakie rzeczy?
Sakura
chwyciła się za głowę i zapewne nieźle rozbawiła ją moja mało rozumna mina.
- Ubrania ... - ledwo zaczęła wymieniać
prostując przy tym palce, a mój umysł zdawał się już do końca przetrawić tą
informacje. Skąd wychodziła? Z pokoju Eizo. Czego chce? Klucza, aby mogła
wziąźć swoje ubrania. Zamarłem. Nie mogłem uwierzyć, że naprawdę o tym
zapomniałem.
'Jak
tylko wrócimy z Yuki, ty wracasz do Eizo' - no tak. W głowie miałem dokładny
obraz jej reakcji i mojego chłodnego tonu. Cholera.
- No tak. - mruknąłem wkładając rękę do lewej
kieszeni. - Masz.
Po
przestrzeni rozniósł się dźwięk uderzanego o siebie metalu, a Sakura zwinnie
złapała kluczyki.
- Dzięki.
- Za dwa dni idziemy na festyn. - wypaliłem
prosto z mostu podkreślając moją niechęć do tego wydarzenia. Sakura wzdrygnęła
się i popatrzyła na mnie jak na przybysza z kosmosu.
- Na festyn? - warknęła marszcząc brwi. - Jaki
znowu festyn?
- Musimy zabić tam jednego faceta.
- Co!? Po co!?
- Nie denerwuj się. - powiedziałem widząc jak
żyłka na jej czole zaczyna niebezpiecznie pulsować. - To zadanie należy do
mnie, ty będziesz tylko przynętą.
- Jaką przynęta? Jakiego faceta? Sasuke
wolniej proszę. - wzięła głęboki wdech i położyła obie ręce na klatce
piersiowej myśląc, że przytrzymywanie jej da jakiś efekt. Westchnąłem. Nie chcę
przedłużać tłumaczenia, jestem pewny, że obdaruje mnie milionami pretensji.
Pomysł Madary nie podoba mi się, ale jeśli chce to zrobić to prawdopodobnie
najszybszy sposób.
- Za dwa dni w Sunie jest festyn, pewien
facet, który jest bratem Hokage wioski dźwięku poznał pewne informacje, nie
pytaj się jakie, bo sam nie mam pojęcia...
- I to wszystko niby po to, żeby wytrenować
cię na walkę z NIBY organizacją? - spytała z sarkazmem naciskając na słowo
'niby', zacisnąłem pięści - nie wierzy mi, ale przynajmniej nie podpytuje się o
inne powody.
- Ta NIBY organizacja jest bardzo silna. -
skłamałem trzymając się nadal swojej pierwszej wersji.
- Jak uważasz. - machnęła ręką. - Co miałeś na
myśli mówiąc 'przynęta'?
Teraz
czas na najgorsze.
- Powiem ci, ale błagam wyżywaj się na kimś
innym, dobra?
- Czyli nie będę zadowolona? - raczej
stwierdziła niż spytała, mimo to pokręciłem głową.
- Więc mów.
- Madara powiedział, że zna trochę tego
gościa, miał już z nim nieraz do czynienia i zna jego słabość do kobiet. Chce
wykorzystać ...twoje atuty . - przerwałem odwracając wzrok. Chcący czy nie
nigdy nie mówiłem dziewczynie czegoś tak poniżającego prosto twarz. Sakura ku
memu zdziwieniu zaśmiała się głośno.
- Co cię tak śmieszy? - zapytał zdenerwowany.
- Twoje rumieńce. - kiedy wskazała palcem na
moje policzki nie było już wątpliwości - zawaliłem. Jeszcze wychodząc od Madary
obiecywałem sobie, że zachowam przy tym zimną twarz i oznajmię to ze spokojem.
Haruno nie należała do przeciętnej urody kobiet, nic więc dziwnego, że właśnie
taki plan wygrał - ale i tak go nie chciałem.
- Zapomnij. - dodała nagle rozczarowana
chowając rękę. - Co więc dokładnie mam robić?
- Rozkochać w sobie. - tym razem okazałem
więcej chłodu. - Rozkochać, a potem wyprowadzić gdzieś w dal, tak aby nikt nie
widział - zależy nam na tym aby nie robić zamieszania w wiosce. Będzie tam
wielu innych Hokage i ważnych osobistości...
- Powiedziałeś Hokage!? - aż podskoczyłem i
odruchowo wykonałem krok w tył gdy tak nagle naskoczyła na mnie z podniesionym
tonem. Natychmiast zmarszczyła brwi i przyjęła bojową pozycję. Westchnąłem po
raz kolejny.
- Naruto tam nie będzie.
Entuzjazm
począł gasnąć.
- Ah tak. - wydukała wracając do poprzedniego
wyrazu twarzy. - Miałam nadzieje, że ...
- I tak nie pozwoliłby ci się z nim spotkać.
Lepiej zapomni o wiosce i przyjaciołach, będziesz służyć tu tak długo, póki mi
się nie przydasz.
- Czyli do czasu pokonania NIBY organizacji?
- Przestań. - warknąłem ostrzegawczo. Jeszcze
minute temu jej twarz promieniała uśmiechem z powodu moich rumieńców, teraz
ponownie okryła się smutkiem, powagą i sporą dawką sarkazmu. Kobiety.
- Co mam przestać? Czy to moja wina, że ktoś
taki nie istnieje? Powiesz mi jaki naprawdę jest twój cel? Chcesz zabić Naruto,
czy co?
Otworzyłem
szeroko oczy nie mogąc uwierzyć jej słowom. Naprawdę to powiedziała?
- Powiedziałem ci prawdę. - wycedziłem. - To
już twój problem, że mi nie wierzysz.
- Jesteś doprawdy tak godny zaufania, że wręcz
nie mam prawa ci nie wierzyć. - prychnęła krzyżując ręce na piersiach. - Mam
tylko nadzieje, że kiedyś zmądrzejesz i zrozumiesz to co mu zrobiłeś.
- Powiedziałem ci, że nie chcę gadać o Naruto.
- ledwo powstrzymywałem się od krzyku. Taka reakcja wiązała by się z jej buntem
i nie posłuszeństwem. Musiałem udowodnić Madarze, że Sakura jest przydatna więc
ta misja musiała się udać.
- Nie rozumiem. - bąknęła, następnie
opuszczając równocześnie oba ramiona. - Jak ty możesz taki być?
- Jaki?
- Egoistyczny, obojętny ...on tyle dla ciebie
zrobił, chodził za tobą i starał się znać każdy twój ruch by znowu tam ruszyć i
z tobą porozmawiać...
- Sakura.. - zacząłem, ale nie dane mi było
dokończyć. Pchnęła mnie lekko w tył, co wyszło poza wszelkie granice.
- Zamknij się! Może nie chcesz o tym
rozmawiać, ale mnie chociaż posłuchaj! Tyle jesteś w stanie zrobić prawda? -
raz jeszcze spuściła głowę. - Chciałabym byśmy znowu byli drużyną siódmą,
wiesz? Jesteś dla mnie egoistycznym dupkiem i osobą, która nie zasługuje na ani
odrobinę zainteresowania z jakieś strony. Ale wiesz? Naruto przez ten czas
doprowadził do narodzin pewnej myśli w moim sercu. Być może tego wszystkiego
żałujesz, być może jesteś świadomy tych wielu błędów, których popełniłeś, ale
twoja duma po prostu nie pozwala ci się do nich przyznać. Nie pozwala ci stanąć
prosto przed Naruto i powiedzieć w twarz: "Przepraszam, robiłem źle".
Zbudował we mnie nadzieje, która karze mi wierzyć w to, że jesteś dobry, tylko
zwyczajnie zagubiony. I nawet teraz, kiedy cię spotkałam po tych tylu latach
mogę ci szczerze powiedzieć, że ta nadzieja przybrała na sile, ponieważ wiele
razy zrobiłeś coś wbrew swej naturze, wbrew temu co wmawiałeś innym ludziom,
Naruto i mnie i ...
- Przestań. - nie wiem co za siła zmusiła mnie
do tego czynu. Ale czy był sens to obmyślać. Po prostu chwyciłem rękę Sakury,
która powoli kierowała się w górę by zatrzymać się na sercu. Nie mogłem
wytrzymać. Spojrzałem na nią gniewnie i srogo chcąc usunąć z jej oczu wszelkie
nadzieje o, których mówiła. - Nie ma czegoś takie jak nadzieja. - syknąłem.
Różowo
włosa warknęła wściekła i wyrwała się z mojego uścisku.
- Dopóki ja żyje, nadzieja żyje we mnie! -
krzyknęła. Do jej oczu zbierały się łzy. Znieruchomiałem, ten widok zaczął na mnie
działać tak jak podczas opłakiwania poronienia Hinaty. W ostatnim momencie
Sakura zasłoniła twarz jedną ręką i przetarła oczy. Gdy na mnie popatrzyła były
czerwone i delikatnie wilgotne.
A
miałem tylko powiadomić o jej roli jako przynęty...
- Idź już po te ubrania. - powiedziałem
obracając się tyłem do niej.
- Jak zwykle tylko tyle masz do powiedzenia,
co? - prychnęła.
- Idź. - powtórzyłem o ton wyżej. Nie widząc
wyrazu twarzy usłyszałem jej kroki sugerujące, że opuszcza teraźniejszą
pozycję. Kiedy uznałem, że jest już wystarczająco daleko delikatnie oparłem
plecy o zimną ścianę. Wokół panowała ciemność, jedynie mała zapalona świeczka jakieś cztery metry ode
mnie. Był to idealny klimat by dalej mnie zdołować. Niechętnie się rozejrzałem
i zamarłem.
Tuż
przy zakręcie stała Sakura patrząc na mnie przygnębiona. Gdy doszło do niej, że
ją zauważyłem stała jeszcze przez chwilę
po czym zniknęła mi z oczu.
Co
to w ogóle było? Dlaczego tak nagle przystąpiła do realizowania takich tematów.
Hokage w wiosce, z Hokage kojarzył się jej Naruto, a kiedy w mojej obecności
usłyszała jego imię musiała podpytać o przeszłość. Zacisnąłem zęby, oczy,
pięści - naprężyłęm mieści by móc wyładować emocje bez spowodowania większych
szkód.
Sakura.
Kiedyś
mnie irytowała, było wiele sytuacji w, której miałem ochotę osobiście ją
uśmiercić, ale nawet wtedy gdy była potrzeba byłem w stanie oddać za nią swoje
życie i ochronić wszelkimi możliwymi siłami. Potem się zmieniła...przestała mi
już przeszkadzać, nie okazywała tak zaciekle swojej miłości, a ja tak samo jej
broniłem. A teraz...staje przede mną zupełnie inna osoba, którą mam ochotę
bronić bardziej niż dotychczas, a oprócz tego ...być blisko.
Nie
czułem się komfortowo słuchając jej wywodów.
Może
dlatego, że poniekąd zawierały prawdę? Tylko skąd ona tak dobrze zna moje
wewnętrzne uczucia, ja w ogóle mam coś takiego?
Po
kilku minutach bezczynnego stania w miejscu w końcu wyprostowałem się i
skierowałem do kuchni ...nadal mimo wszystko byłem liderem Taki i musiałem im
przekazać informacje o demonie. Demonie, który już niedługo ma stać się częścią
mnie.
O jakiego demona chodzi? :o I dlaczego Sasuke ma się nim stać? Kolejny genialny plan Madary... Co on jeszcze wymyśli?
OdpowiedzUsuńTakże Sakura zamieszka z Eizo.. i jak to wszystko dalej się potoczy?
Zdziwiłam się uprzejmością Karin wobec Sakury w tym rozdziale.
Trochę denerwuje mnie Haruno. Dlaczego ona martwi się o tego dupka? Nie widzi, że jest ważna dla Sasuke? :c
Smutno jakoś tak ta notka się zakończyła. :_;
Nie istnieje ktoś taki jak Hokage wioski dźwięku. Tylko Wielkie Nacje Ninja mają kage, a do nich należą wioski liścia, kamienia, piasku, błyskawic, mgły.
OdpowiedzUsuń