środa, 31 października 2012

Rozdział 22


Zwolnione tempo, kilka sekund nierównego oddechu, mnóstwo adrenaliny działającej z zadziwiającymi skutkami na moją siłę i pewność siebie, zero wątpliwości i w końcu gwałtowne, szybkie kroki kierujące się ku dwójce Ninja. Tak wiele emocji w tym momencie bezczelnie wdarło się do mojego umysłu. Dotąd nigdy tego nie czułem - silnej chęci walki. Z wściekłością i głośnym warknięciem niczym wygłodniałe zwierzę, rzuciłem się na swoją ofiarę, którą okazał się Madara. Zdawał się być zupełnie opanowany względem mego zachowania, lecz nie było to dla mnie istotne. Sakura upadła z hukiem na kolana biorąc do płuc sporą dawkę powietrza, którego przez pewien czas tak bardzo jej brakowało. Chciałem do niej podejść, pragnąłem tego. Moje serce wręcz wrzeszczało bym wreszcie coś zrobił, jednak gniew zwyciężył. Przygwoździłem Madare do ziemi, a sam złapałem go za kołnierz płaszcza. Moje oczy lśniły już czerwienią sharinganu. Wydychane powietrze tak głośno dawało o sobie znać, jakby było zapomniane i upominało się o swoją obecność.
 - Co robisz?! - krzyknąłem całą mocą zawartą w płucach. Wreszcie. Po dłuższej chwili milczenia, wydusiłem coś z siebie tonem morderczym i stanowczym. Madara z początku patrzył na mnie z zimną krwią, z czasem jego wzrok przeistoczył się w bardziej złowrogi. Zlekceważyłem to. Nie interesowałem się tym i w ogóle nie byłem skory, aby się nad tym zastanawiać. Złość zdążyła całkowicie mnie pochłonąć.
 - Zejdź ze mnie Sasuke - zażądał.
 - Najpierw wytłumacz mi to, co zrobiłeś! - byłem tak samo kategoryczny i nieustępliwy. Ale cierpliwość nie była jedną z cech mojej ofiary. Starszy Uchiha odczekał chwilę, aż widząc brak reakcji z mojej strony wziął się do roboty. Jedyne co ja poczułem to ból ogarniający moją klatkę piersiową. Następnie przez kilka sekund leciałem bezwładnie w powietrzu, by zaraz potem uderzyć w skamieniałą ziemię. Krzyknąłem z bólu, a kilka kropel krwi wyleciało ku górze. Przez prawa grawitacji, chwilę później rozproszyły się po mojej twarzy.
 - Sasuke! - usłyszałem przerażony pisk Sakury, po czym zobaczyłem ją przed sobą. Niewyraźną, zamazaną... ale ją. I to było najważniejsze. Wszelkie przerażenie i adrenalina zniknęły, Haruno była bezpieczna obok mnie. - Nic ci nie jest? - spytała.
Wziąłem się w garść. Odbierając ból z każdego mięśnia w moim ciele powolnym i niezdarnym ruchem podniosłem się do pozycji siedzącej. Zerknąłem na Sakurę i aż podskoczyłem na widok wyrazu jej twarzy. Mógłbym gdybać nad milionami powodów takiego potoku zdarzeń, ale to nic by nie zmieniło. Oczy Haruno były pełne łez, dopiero wtedy doszło do mnie, że płacze. Przeraziłem się. Zrozumiałem wnet, że to, co tutaj zaszło z pewnością nie skończyło się tylko na podduszeniu.
 - Madara! - warknąłem przerzucając wzrok na niego. - Co to miało być? Dlaczego dusisz mojego Medyka?!
Rywal wstał. Otrzepał się z piasku i kurzu. Patrząc na jego zabrudzoną pelerynę wiedziałem, że tym faktem pogorszyłem jego humor.
 - Nie powinno cię to obchodzić - zaczął z jadem. - Według mnie Haruno jest za słaba by być w twojej drużynie, spójrz - Tutaj wskazał na nią palcem. - Nawet nie umie się porządnie obronić, miałeś tego próbkę.
Zamilkłem. Chwilę analizowałem zdania, które do mnie wypowiedział. Oszołomił mnie ich sens. Zastanawiałem się nawet czy dobrze je pojąłem. Ale nie mogło być innej opcji. Zerwałem się na równe nogi z szeroko otwartymi oczami, jednak pomimo tylu targających mną emocji starałem się zachować pewien spokój.
 - Za słaba? O czym ty w ogóle mówisz?
 - Chodzi o dobro Taki - odparł. - Nie sądzę, aby ona tu pasowała.
 - Jest Medykiem! - wtrąciłem uparcie. - Ona nie musi być silna, musi dobrze leczyć, o co ci znowu chodzi?
 - Medyk musi się również bronić - rzucił i w niebezpiecznie powolnym tempie zaczął kierować się w stronę Sakury. Żołądek podszedł mi do gardła, nie mogłem ryzykować. Co jeśli Madara znowu postanowi przetestować Sakurę? Swoją drogą, Haruno wyglądała na naprawdę przestraszoną, cała trzęsła się, a kiedy ujrzała zbliżającego się Madarę ukryła twarz w dłoniach. - Spójrz na nią - mruczał Madara z pogardą.
 - Zostaw ją! - zagroziłem, nawet nie zauważając, w której chwili zadecydowałem stanąć pomiędzy nimi. Trener nie był zadowolony moją postawą i zachowaniem.
 - To ja wyznaczyłem ci członków Taki. Ten jeden raz sam rozkazałem ci znaleźć Medyka, a ty pokazujesz mi k...
 - Właśnie! - przerwałem mu zaciskając pięści. - To ja miałem znaleźć Medyka i to była moja decyzja kto się nim stanie. Sakura jest naprawdę świetna w leczeniu, a po urazach członków drużyny nie zostają nawet najmniejsze ślady, dlaczego więc...
 - Nie potrafi się obronić - wyjaśnił Madara biorąc ze mnie przykład. Teraz oboje będziemy wchodzić sobie w słowa.
 - Ona nie potrze...
 - Potrafię się bronić! - usłyszałem i z niedowierzeniem spojrzałem za siebie. Oniemiały stwierdziłem, że nikogo tam nie było, a przecież Sakura jeszcze chwilę temu znajdowała się w tym miejscu. Zdezorientowany zacząłem się rozglądać. Przed oczami przemknął mi jedynie fiolet jej bluzki, a kilka sekund potem ujrzałem jak z zapałem i zieloną chakrą w rękach biegnie w kierunku Madary.
 - Sakura! - wrzasnąłem za nią starając się ją zatrzymać. Madara zaśmiał się niczym fanatyk z horroru i podniósł gwałtownie nogę z zamiarem uderzenia nią Haruno, lecz ku naszemu zdziwieniu różowo-włosa sprawnie ominęła ten cios i rękoma napełnionymi chakrą chwyciła kończynę przeciwnika. Madara zdawał się być kompletnie tym zaskoczony, jednak zanim Sakura zaatakowała, on zdołał się wyrwać z uścisku. Warknęła. Była naprawdę wściekła. Znieruchomiały stałem tuż obok patrząc jak łzy potokiem leją się z jej oczu. Nagle uniosła rękę w górę, a na jej twarzy zawitał szyderczy uśmiech. Wiedziałem co to oznacza, dlatego też od razu zareagowałem usuwając się w tył.
 - Teraz pożałujesz swoich słów - powiedziała morderczo się przy tym śmiejąc. Tym razem to ona przejęła rolę szalonego fanatyka, którego celem jest zniszczenie świata. Co w nią wstąpiło?
Nie rób tego, zdążyłem pomyśleć i z przerażeniem obserwowałem poczynania dziewczyny. Nie zastanawiałem się nawet nad tym dlaczego nie próbuję temu zapobiec. Głęboko w środku byłem ciekaw czy Madara zdoła sobie z tym poradzić - dla mnie ten cios był wielkim zaskoczeniem. Kiedy pięść Haruno złączyła się z ziemią całą przestrzeń wokół okrążył pył i latające ziarenka piasku złośliwe łaskoczące każdą wolną przestrzeń na mojej skórze.
 - Co się dzieje?! - rzuciłem mając nadzieję, że ktoś odpowie mi na to pytanie. Ziemia pode mną była całkowicie zdemolowana. Madara porządnie wdarł się na teren zwany dumą Sakury. Nie znałem jej od tej strony, nie spodziewałem się, że w ogóle będzie zdolna zrobić coś takiego. Patrząc na nią, gdy leżała bezradnie na ziemi ukryta w swoich dłoniach, pomyślałem nawet, że muszę zgodzić się z Madarą. Ale nagle coś w nią wstąpiło.
Pył zaczął powoli opadać, a przestrzeń przede mną stawała się bardziej widoczna. Otarłem szybko oczy zdając sobie sprawę, że ukryte w nich ziarenka piasku pogarszają mój wzrok. Kiedy je otworzyłem od razu poraził mnie jasny fiolet. Sakura stała kilka milimetrów przede mną cała drżąc.
 - Sakura - szepnąłem i z pewnym wahaniem położyłem rękę na jej ramieniu. Zielonooka zwróciła twarz w moim kierunku. Była już bardziej spokojna. Wściekłość zniknęła, a zastąpił go smutek i rozczarowanie. Sakura zalana potem i pełna zmęczenia opadła na moje ramię. Z przejęciem objąłem ją jednym ramieniem utrzymując tym samym w pionie.
Wtem doszły do mnie krzyki i gwałtowne kroki.
 - Sasuke! - To był Suigetsu, a tuż za nim oniemiała Karin i nieco zdezorientowany Juugo. Lecz nie długo trwał zaszczyt oglądania ich w takim stanie. Zaraz potem napełnił ich szok i niedowierzenie. Spojrzałem przed siebie i przestałem się im dziwić. Ziemia wyglądała jakby właśnie przeszło przez nią istne tornado. Kilkanaście metrów dalej po powietrzu nadal latały maleńkie ziarenka piasku, a Madara, którego miałem ochotę zabić - rozpłynął się w powietrzu. Nie było to dla mnie nic dziwnego. Kiedy zanalizowałem otoczenie przeniosłem uwagę na ciężko dyszącą Sakurę.
 - Wszystko w porządku? - spytałem szeptem. Pokręciła gwałtownie głową i wybuchła cichym szlochem, wtulając się tym samym w moje ramię.
 - Zawaliłam, nie? - wydukała jedynie. - Przepraszam, poniosło mnie.
 - Nic się nie stało -odpowiedziałem.
Nagle obok mnie zjawił się Suigetsu z szeroko otwartą buzią.
 - Nic się nie stało?! - zakpił. - Stało się i to wiele, co wy w ogóle robiliście?!
 - Sasuke-kun, nic ci nie jest? - Karin podbiegła do mnie z zamiarem mocnego uścisku, lecz widząc podtrzymywaną przeze mnie Haruno zrezygnowała ze swoich zamiarów. Zmieszana zaczęła się jej zaciekle przyglądać. - Co jej się stało?
 - Madara - odparłem spokojnie, wszyscy nagle zwróciły swoje oczy ku mnie.
 - Madara? - powtórzyli.
 - Widzę, że nudzi mu się w kryjówce - skomentował Suigetsu. - Zaatakował?
 - Raczej sprowokował - słaby i cichy głosik Sakury brzmiał tak jakby musiał zostać uniesiony z pomocą wiatru. Hozuki’ego  zaskoczyła jej wypowiedź. Najpierw stał oszołomiony, dopiero po czasie spojrzał na nią ze współczuciem.
 - Coś ci zrobił?
 - Nie – skłamała, delikatnie się uśmiechając. - Za bardzo mnie poniosło przy ataku.
 - Właśnie widać - mruknęła Karin oglądając z podziwem fiasko jakie zostawiła po sobie Haruno. Byłem w kropce, potrzebowałem chwili czasu, by wszystko dokładnie sobie poukładać. Westchnąłem ledwo dosłyszalnie, ale nagle moją uwagę coś przykuło.
 - Ej - mruknąłem podejrzliwe, wytężając swój wzrok na tyle by móc ocenić widziany przeze mnie obraz.
 - Co? - zapytali wszyscy w tym samym momencie włączając w to dotąd milczącego Juugo. Widząc uwagę jaką skoncentrowałem na jednym punkciku, spojrzeli w tym samym kierunku. Ciekawość Suigetsu wzięła nad nim górę, on również zastanawiając się nad widzianym skrawkiem nie wytrzymał i podbiegł biorąc go do ręki.
 - Kawał płaszcza - szepnął i nagle każde spojrzenie zeszło z niego i zwróciło się w kierunku zaskoczonej Sakury. - Brawo - dodał.
 - Chyba jednak ci się udało - wyjaśniłem z większym entuzjazmem, by jej smutek choć na chwilę zastąpił szczery i szeroki uśmiech. Na marne. Sakura posmutniała jeszcze bardziej i spuściła wzrok.
 - I tak byłam żałosna - skomentowała.
 - Nie widziałem starcia Sakura, ale jestem pewny, że żałosna nie byłaś. Ktoś taki jak ty choćby się starał, to nie potrafi być żałosny - Suigetsu patrzył na nią z nadzieją i dokładał wszelkich starań by jego głos był jak najbardziej radosny i pełny ciepła. Chyba mu się udało, ponieważ ofiara jego marnych pocieszeń wysiliła się na skrzywienie ust. Nie było one szczere, ani tak wesołe jak zawsze.
 - Wracajmy - powiedziałem w momencie, gdy Hozuki otwierał usta, aby coś dodać. Cała trójka pokiwała głową. Szybkim tempem ruszyli do przodu, Karin nie była do końca przytomna po tak nagłym zbudzeniu. Zdziwił mnie nawet jej spokój w zachowaniu. Karin, którą ja znam z pewnością rzuciłaby jakąś niemiłą uwagę w kierunku Sakury. A może nawet taka osoba jak Karin ma serce i przez chwilę krajało się one na widok stanu Sakury? Mnie jednak nie zastanawiał jedynie ten fakt, lecz jej determinacja i nagłe pretensje Madary. Byłem pewien, że chodziło mu o wczorajszy poranek, jego twarz idealnie wtedy wykazywała złość, gdy ujrzał mnie i Sakurę w jednym łóżku - ale dlaczego to, że spała w nim ze mną miało zachęcić go do przetestowania jej umiejętności? Nad tym musiałem spędzić najbliższe godziny. Skoro ma tak być, chyba zgłoszę się na całonocne czuwanie - i tak nie zasnę przy takim tłoku myśli. Bo prócz dziwnych zamiarów Madary, które z pewnością nie zmierzały ku kresowi interesowała mnie również jedna rzecz. Moje emocje. Te skurcze w żołądku, które odczuwałem widząc duszącą się Sakurę, ten smutek, gdy patrzyłem na jej przerażone obliczę, ta chęć obrony i niezrozumiałe myśli. Byłem pewny, że czas skończyć z żałosnym wmawianiem sobie powodów tych zachować, które nie istnieją. Czas realistycznie spojrzeć na całokształt. Bałem się o jej losy, a tym bardziej nie chciałem, aby zginęła.
Z zamyślenia wyrwał mnie jej głos.
 - Jesteś zły? - spytała poprzez swoje ciężkie oddechy. Trójka nadal zdezorientowanych członków szła kilka metrów przed nami, więc poczułem pewną moc prywatności.
 - Dlaczego miałbym być zły?
 - Że jestem taka słaba, że nie umiem się obronić, że dałam się sprowokować - wymieniała po kolei wyliczając na palcach. Nie mogłem się powstrzymać i zaśmiałem się cicho widząc naburmuszenie na jej twarzy.
 - O co chodzi? - spojrzała na mnie zaskoczona.
 - Jeśli myślisz, że nie umiesz się bronić jesteś naprawdę ślepa. Wróć się kilka metrów i zobacz na stan pola walki... - oznajmiłem nie przestając się uśmiechać. Może było to dziwne, ale czułem, że im dłużej się uśmiecham tym bardziej Sakura przekonuje się do moich zapewnień. Odruchowo zerknęła w tył i zaraz potem na twarz wyszło to co tak dobrze znałem i codziennie podziwiałem - szczery uśmiech.
Przerażało mnie to, że moje ciepłe uczucia względem niej przestały mnie przerażać - dziwnie brzmi, pomyślałem śmiejąc się ze swoich bezsensownych myśli. Może i przestały, ale czy dumanie nad tym i żałowanie tego coś by zmieniło? Nie. Poza tym nie było czego żałować.
 - Dziękuję - powiedziała nagle z wypiekami na twarzy.
 - Za co?
 - Że starasz się mnie pocieszyć...
 - Ostrzegam, że jestem w tym marny - rzuciłem lekko zdezorientowany. Sakura roześmiała się i oparła na moim ramieniu.
 - Może pocieszanie idzie ci marnie, ale przynajmniej jesteś miękki - mruknęła i zamknęła oczy. Wiedząc, że Sakura nie ma okazji tego dostrzec, bez udawania i oporów wykrzywiłem usta w tak samo szczery sposób co ona, zastanawiając się jednocześnie kiedy ostatni raz tak zaryzykowałem.
 - Pośpieszmy się, bo zaraz zaśniesz na stojąco - powiedziałem ironicznie, przyśpieszając. Sakura niechętnie zrobiła to samo, lecz najwyraźniej wizja miękkiego śpiwora, w który niedługo miała być opatulona podziałała pozytywnie na jej postawę, gdyż po kilku sekundach szła w kierunku obozu niemal biegiem.
Taka oczywiście ochoczo przyjęła moje zgłoszenie na całonocnego strażnika, najbardziej Suigetsu, który miał być moim następcą. Zielonooka jak tylko się położyła, rzuciła ciche dobranoc i obdarowała mnie raz jeszcze jednym z jej najpiękniejszych uśmiechów, po czym zasnęła szybciej niż przypuszczałem.
A ja? Ja miałem wiele do przemyślenia, w końcu tyle uczuć co dzisiaj już dawno nie doznałem.
S A K U R A
Dotarliśmy! Może nie do końca do wskazanego miejsca, ale czując chłód na swojej skórze i biały puch śniegu pod stopami byłam pewna, że jesteśmy już blisko. Z uśmiechem odziałam się w płaszcz Sasuke napełniając się jego wonią. Yuki nadchodzimy! Z nową mocą i nastawieniem. Po wczorajszym wydarzeniu moja energia była nie do opisania. Wiedziałam już, że dobrze ją tutaj wykorzystam, ponieważ nadal czułam, że nie dostatecznie zaimponowałam Sasuke. I choć widziałam w tej chwili uznanie i zachwyt w jego czarnych oczach mnie nadal było mało. Stać mnie na coś więcej, a nie na zdarcie kawałka ubrania z największego wroga. Nie obchodziło mnie, że współpracował z Taką, dla mnie był zarazą i kimś kogo natychmiast trzeba wyeliminować. Miałam wiele do obgadania wraz z Uchihą, ale żeby nie pomyślał, iż brak mi cierpliwości, zadecydowałam, że wyjaśnienia wyciągnę od niego tuż po powrocie. Kim jest Madara, i czego od niego chce. Do czego naprawdę zmierza Sasuke w swoich czynach i treningach, bo w jego teraźniejsze zapewnienia o istnieniu drugiej organizacji trudno mi było uwierzyć. I dlaczego uratował mnie przed szybką śmiercią? Te rzeczy były mi potrzebne do kontynuowana mojej egzystencji, w przeciwnym razie eksplodowałabym z ciekawości. Czekało mnie jeszcze jedno ważne wydarzenie w nowym dniu. Oddział ANBU - ale jeśli chodzi o moich przyjaciół nie dam rady udowodnić Sasuke jak silna jestem. Nie potrafię ich nawet skrzywdzić. Nigdy nawet bym nie pomyślała, że pewnego dnia stanę między nimi z zamiarem kompletnego zniszczenia. Są dla mnie jak muchy, a ja nawet czegoś takiego nie zdołam zlikwidować.
 - Jesteśmy - powiadomił Sasuke, kiedy naszym oczom ukazała się masywna drewniana brama informująca podróżników o nazwie wioski w jakiej się znajdują. Zastanawiałam się dlaczego wejście jak tak pięknie przyozdobione. Kwiaty, tabliczki z promocjami w najbliższych knajpach, lecz ku memu zdziwieniu na to pytanie prędko dostałam odpowiedź. Gdy całkowicie zagłębiliśmy się w miasto, nie mogłam dowierzyć własnym oczom. Suigetsu i Karin również z szeroko otwartą buzią podziwiali to, co dzieje się wokół nich. Tłumy ludzi, targi, stoiska, jeszcze więcej tabliczek reklamujących dania lub pamiątki do kupna. Śnieg w niczym nie przeszkadzał, niektórzy sprzedawcy to właśnie go używali do przedstawienia sprzedawanych przedmiotów.
 - Każdy tutaj jest silnym Ninja - odezwał się nagle Juugo, uważnie lustrując mijającego nas osobnika. Wierzyłam w jego słowa i nawet nie ośmieliłam się wątpić. Ludzie wyglądali naprawdę groźne. Mało kto pokazywał się bez katany, miecza, lub innego rodzaju broni. Przewagę mimo wszystko mieli mężczyźni. To właśnie ich grupki siedziały przy stołach popijając piwo i gorącą kawę. Był nawet sklep z ciepłą odzieżą i zabawkami dla dzieci do figli w śniegu.
 - Wow - wydukał Suigetsu. To można było przewidzieć. Sasuke i Juugo zainteresowali wrogowie w turnieju, Suigetsu, Karin i mnie mijane przez nas sklepy i cenniki jedzenia. - Hamburgery! - dodał wskazując na wielki plakat z szeroko uśmiechniętą żywnością. Pokręciłam głową z politowaniem i byłam zła na samą siebie, że nie interesuję się wrogami tak jak poważniejsza część Taki. W sumie, naprawdę budzili we mnie lęk. Wyglądali na silnych. Niektórzy kłócili się i przepychali, ale jak na razie nie wyczułam żadnego ognia prawdziwej walki.
 - Oni wszyscy przybyli na turniej - skomentował Sasuke.
 - Zdążyliśmy zauważyć - mruknęłam z ironią. - Nie sądziłam jednak, że zainteresowanie będzie tak duże.
 - W tym roku wyjątkowo jest większe.
Zdumiałam się.
 - Dlaczego?
 - Tutaj panowała dotąd prosta zasada. Jeśli wygrasz z przeciwnikiem, który zwyciężył przedtem przynajmniej z pięcioma ludźmi pod rząd, obdarzona zostaniesz niezwykłym szacunkiem. Zostaniesz zapisana do grupy najlepszych, a twoje nazwisko rozniesie się wraz z przegranymi do ich wiosek...
 - Teraz jest inaczej? - przerwałam cholernie zaciekawiona jego dalszą wypowiedzią. Uchiha trochę zdenerwował się za to, że weszłam mu w słowo, lecz szybko kontynuował:
 - Teraz za taką wygraną wyznaczone są nagrody.
 - Nagrody? Jakie nagrody?
 - Tego nie wiem. Ogłoszą to dopiero jutro, jak rozpocznie się turniej.
 - Ile on trwa?
 - Dziewięć miesięcy - niespodziewanie zamiast Sasuke odpowiedział mi Juugo z tą samą obojętnością co jego poprzednik.
 - Co?! - nie wiedziałam, że moją reakcje podzielą również Karin i Suigetsu. Staliśmy zamurowani z milionami myśli w głowie.
 - Mamy tu spędzić dziewięć miesięcy?! - pierwszy odzyskał zmysły Hozuki, ja zaraz za nim obdarowałam tę dwójkę spojrzeniem, które wręcz żądało udzielenia odpowiedzi na to pytanie. To niemożliwe. Spakowałam się zaledwie na kilka dni, nie mam tutaj wiele ubrań, a ilością pieniędzy również nie grzeszymy jako cała drużyna. Więc co...
 - Oszalałeś? - prychnął Sasuke idąc dalej przed siebie. - Mam zmierzyć się tu z kilkoma w ramach treningu, to tyle.
Kamień spadł mi z serca - nie tylko mi.
 - Uf! - westchnął mój przyjaciel i obdarował mnie szerokim uśmiechem. - Już myślałem, że spędzimy tu tyle czasu, nie wytrzymałbym w tym zimnie.
 - Jak chcesz masz tam sklep z ciepłymi płaszczami - burknęłam niechętnie wskazując na ostatnio podziwiane przeze mnie miejsce. Hozuki opadł zrezygnowany na ziemię.
 - Pocieszające jest to, że mamy koło siebie masę jedzenia i pełno bibelotów takich jak pamiątki, czy inne... - nie dokończył, ponieważ zauważył stojącą niedaleko Karin, która z szeroko otwartymi z zachwytu oczami obserwowała kobiecie płaszcze w panterkę.
 - To jest boskie! - pisnęła krzyżując dłonie do modlitwy.
 - Jedynie dwadzieścia tysięcy jenów - zachęcał ją sprzedawca miętosząc w ręku podziwiany przez Karin materiał.
 - Sasuke...
 - Nie ma  mowy! Odejdź od tego, musimy znaleźć jakiś nocleg! - warknął, gasząc tym samym nadzieję dziewczyny na spełnienie tego marzenia, które pojawiło się zaledwie minutę temu. W sumie szczęka by mi opadła, gdyby Uchiha wyraził zgodę na zakup tego badziewia.
 - Nocleg? - zakpił sprzedawca patrząc na nas jak na ostatnich idiotów. Sasuke nie mógł odpuścić i musiał koniecznie dowiedzieć się dlaczego powiedział to w takiej tonacji.
 - Co w tym dziwnego?
 - Ciężko będzie wam tu znaleźć nocleg, miasto jest już przepełnione. Niektórych uczestników wyganiają do pobliskiej wsi, która również oferuje przenocowania.
Staruszek może i wyglądał podejrzanie, miał pomarszczoną twarz i niezadbany fartuch, który przypominał odzienie kury domowej, lecz poczułam, że możemy mu zaufać. Zresztą w jakim celu miałby kłamać, sam tłok na ulicach wskazywał wiarygodność tej wiadomości. Sasuke jednak mruknął pod nosem niezrozumiałe nikomu słowa i poprawiając torbę na swoim ramieniu ruszył przed siebie.
Reszta Taki wydobyła z siebie ciche westchnięcie, nawet Juugo stanął tym razem po stronie bardziej pozytywnie patrzących na świat (czytaj: Karin, Sakura, Suigetsu) i okazał trochę emocji.

Nie wiem jakiej mocy użył Sasuke, nie zastanawiałam się czy na taki obrót zdarzeń zadziałał jego urok, czy wrodzona groza w spojrzeniu - jakimś cholernym cudem udało nam się jednak znaleźć nocleg i trwało to zaledwie piętnaście minut. Suigetsu zauważył naprawdę piękny hotel wystrojony w antycznym stylu, Sasuke również przypadł on do gustu, ponieważ wyraźnie powiedział, że nie spocznie póki nie ułoży głowy na poduszce z jednego pokoju. Westchnęłam, kiedy tylko zbliżyliśmy się do drzwi powitała nas rażąco żółta tabliczka z napisem BRAK MIEJSCA.
 - A niech to szlag - zaklął Suigetsu opierając się o szybę drzwi jak bezdomny wołający o pomstę do nieba. Zaśmiałam się głośno na widok jego zachowania i zainteresowania jakie tym wzbudził u mijających nas przechodniów.
 - Uspokój się idioto - upomniała go Karin, on natychmiast wyprostował się i z powagą ponownie wbił wzrok w szybę.
 - Chyba trzeba było przybyć tu znacznie wcześniej - wyraził na głos swoje myśli, rzucając olbrzymiemu budynkowi utęsknione spojrzenie. Nie ukrywałam swojego zawiedzenia, kiedy zapoznaliśmy się z cennikiem doszło do nas, że ten hotel wcale nie jest taki drogi na jaki wygląda.
 - Zaczekajcie tu - burknął Sasuke i wymijając nas obojętnie wszedł przez szklane drzwi. I tak się zaczęło. Cała organizacja, nawet Juugo w jednej chwili przylepiła się do szklanej tafli i z zaciekawieniem starali się obserwować ruchy Sasuke, wyczytać z jego ust słowa, które kierował do grubej i nieprzyjaznej ekspedientki. Na początku blondyna nie była skora do rozmowy, lecz przysłuchując się mu z każdą kolejną sekundą jej uśmiech stawał się bardziej szerszy i chętny do życia.
 - Chyba się uda - mruknęłam do siebie zastanawiając się co takiego powiedział jej Sasuke. Wracał z uśmiechem na twarzy, zadziornym i pewnym siebie, który jednoznacznie sugerował zwycięstwo.
 - I jak? - spytał zniecierpliwiony Suigetsu.
 - Trzecie piętro, pokoje numer sto osiem, sto dziewięć, sto dziesięć - odparł i od razu zarzucił na mnie swój pewny wzrok. Ja jedynie prychnęłam i odwróciłam spojrzenie chcąc skupić się na czymś innym. Mimo iż żądałam wyjaśnień związanych z jego cudowną techniką postanowiłam czekać, byłam pewna, że Karin, Suigetsu i Juugo również nie da ten fakt spokoju i prędzej czy później ktoś zagada na ten temat.
Karin patrzyła na lidera pełna podziwu, tak jakby miała przed sobą ekskluzywny płaszcz, zaraz na wyciągnięcie ręki.
 - Jesteś niesamowity Sasuke-kun!
 - Jak ci się udało? - Juugo był bardziej poważny.
 - Urok osobisty - powiedział udając nieskromnego, jednocześnie wchodząc z nami do środka. Hol był naprawdę masywny, lecz to oznaczała też pełno ludzi, a dokładniej Ninja oczekujących na rozpoczęcie turnieju. Pośrodku znajdowała się owalna lada. Wewnątrz tego panowało zamieszanie. Co chwila rozchodził się dźwięk telefonu lub głos klienta, który chciał czegoś się dowiedzieć albo zgłosić swoje pretensje. Trójka niskich kobiet, która tam spoczywała, miała naprawdę pełne ręce roboty. Spojrzałam na zegarek. Była niedziela, dodatkowo południe. Nic więc dziwnego, że panował tu taki gwar. Rozejrzałam się i kolejną rzeczą jaka przykuła moją uwagę była fontanna. Na jej ramach siedziało kilka zakochanych par, lub samotnych kawalerów, naprzeciwko czwórka wesołych mężczyzn obsiadywała wygodną sofę, a stolik przed nimi obłożony był hamburgerami i napojami. Wzięłam głęboki oddech, nocleg tutaj wcale nie był złym pomysłem, dopadła mnie bowiem nadzieja, iż w tygodniu ilość przyjmowanych osób trochę zmaleje. Dzisiaj ostatni dzień, jutro rozpoczyna się turniej, więc oczekiwanie na więcej uczestników było bezsensowne.
 - Jest idealnie! - skomentował Suigetsu. - Masz już klucz do pokojów?
 - Mam podejść do tej czarno-włosej kobiety i go odebrać, tu mam kartkę z potwierdzeniem - powiedział pokazując nam kwitek papieru, na którym wypisane było mnóstwo niezrozumiałych wyrazów maleńkimi literkami.
Ja jednak nie podzielałam panującego wokół entuzjazmu.
 - Niezła kolejka - Również chciałam im to uświadomić. Linia ludzi ciągnęła się w nieskończoność, aż do zakrętu.
 - Może i długa, ale szybko idzie - zauważył Sasuke. Stanął tuż obok i wskazał na szczęściarzy, którzy właśnie znajdowali się przy recepcjonistce. Odbierali jedynie podobne kwitki i ruszali dalej w bliżej nieokreślonym kierunku.
 - Więc... - zaczęłam.
 - Co więc?
Uchiha naprzemiennie obdarowywał pytającym spojrzeniem mnie i kolejkę. Westchnęłam dochodząc do wniosku, że sam nie pojmie moich myśli.
 - Chyba nie myślisz, że będę tam stała? - prychnęłam.
Jego twarz wyraziła olśnienie.
 - Jestem liderem, nie mogę marnować na to czasu.
 - Liderem jesteś dla Suigetsu, Karin i Juugo. Dla mnie jesteś zwykłym człowiekiem.
 - Kobiety mają więcej cierpliwości - oznajmił tonem nie znoszącym sprzeciwu. Popatrzyłam na niego z kpiną i kryjąc przejęcie wyrwałam kartę papieru z jego dłoni. - Grzeczna dziewczynka - mruknął, a ja czułam jego wzrok na sobie. Obróciłam się na moment w tył i pokazałam mu szeroki, pełen entuzjazmu uśmiech. Z tym samym gestem podeszłam również do Karin, która patrzyła na mnie jak na ducha, nie wiedząc czego mogę od niej oczekiwać.
 - Sasuke chciał, abyś stanęła w kolejce, obiecał, że cię za to wynagrodzi - szepnęłam z trudem powstrzymując masę śmiechu, która właśnie się we mnie zbierała. Karin stała przez chwilę zdezorientowana, w końcu patrząc nieśmiało na czarnookiego wzięła kulturalnie papierek z mojej ręki i ucieszona ruszyła w kierunku nierównej linii stworzonej z ludzi. Sekundę później milimetr przed moją twarzą wyrósł czarny płaszcz, podpowiadający mi, iż jego właścicielem jest Sasuke.
 - Sakura - warknął. - Za dużo sobie pozwalasz.
 - Daj spokój. Dostanie buziaka w policzek i będzie zadowolona. Do tego chyba jesteś zdolny, nie?
 - Buziaka? - spytał jakby to słowa było mu zupełnie obce.
 - Tylko w policzek - sprostowałam.
 - Nie będę nikogo całował! - krzyknął. - To ty wymyśliłaś takie bzdury, więc to ty będziesz się jej tłumaczyła.
 - To chociaż zrób jej herbatę - zaproponowałam.
 - Nie!
Jego ryk był tak głośny, że zmuszona byłam zatkać sobie uszy. To doprowadziło go do jeszcze większej wściekłości.
 - Nie ignoruj mnie - dodał machając mi palcem wskazującym przed nosem. Zirytowana wyminęłam go i pokiwałam głową do Suigetsu, aby ten zwrócił na mnie uwagę. Nie mam zamiaru wdawać się z Sasuke w głębsze dyskusje, chociaż niezmiernie się cieszyłam, że nie zechciał pocałować Karin, to byłby cios... znaczy, byłoby to dziwne. W końcu Sasuke nie pała do niej sympatią ...
 - Suigetsu, Juugo chodźmy już pod pokój sto osiem, poczekamy tam na Karin.
 - Okej! - odparli zgodnie i gestem powiadomili Karin o miejscu swojego położenia. Hozuki ubrany był w biały długi płaszcz, który sięgał mu niemal do kostek, co na mój gust wyglądało na nim dość komicznie, bezczelnie zjawił się tuż obok mnie torując drogę Sasuke.
 - Jesteś niemożliwa - usłyszałam za sobą jego cichy pomruk. Może nie znałam go idealnie, ale na tyle, by wiedzieć, że taka uwaga oznaczała u niego wybaczenie i koniec złości za dany wybryk. Uśmiechnęłam się do niego szeroko.
 - Dlatego mnie lubisz - powiedziałam.
Zdumiał się, ale zaraz potem z powrotem wrócił mu humor. Oczywiście nie tak wspaniały, by Uchiha mógł skakać z radości lub wołać jak wspaniałe jest życie. Było mu na tyle dobrze, że wymusił na sobie łobuzerski uśmieszek. Uśmieszek, który tylko on posiadał, który od zawsze będzie mi się z nim kojarzył.

Karin zjawiła się po dziesięciu minutach z dumą pokazując nam trzymane przez siebie klucze. Były olbrzymie, lecz wcale nas to nie dziwiło. Drzwi wejściowe do pokoju posiadały na oko trzy metry, a zamki były cholernie nienaturalnych rozmiarów. Cały korytarz pomalowany był w odcieniu ciemnego brązu, a jedynym jasnym elementem były kwiaty, które stały obok każdych drzwi w błękitnych doniczkach.
 - Kiedy mamy zapłacić? - zagadnął Juugo, gdy Karin tylko do nas dołączyła.
 - Wynajęłam pokoje na trzy dni - oznajmiła zupełnie ignorując pytanie Juugo i patrząc z nadzieją na Sasuke, jakby oczekiwała pochwały.
 - Więcej na pewno tu nie będziemy - burknął.
 - Kiedy mamy zapłacić? - powtórzył się Juugo. Byłam w szoku, gdy zauważyłam, że nadal mówi spokojnie. Jego ton nie zawierał nawet nutki zniecierpliwienia lub złości. Zaczęłam coraz bardziej podziwiać jego opanowanie.
 - Za trzy dni, lub dzisiaj. Powiedziała, że jest to obojętne.
 - Okej.
 - Niezłe kity wciskają z tymi brakami miejsc - fuknął Suigetsu z naburmuszoną miną, jednocześnie opierając się o ścianę ze skrzyżowanymi rękoma. Położyłam mu rękę na ramieniu chcąc w jakiś sposób sprawić, by powrócił w nim ten entuzjazm i chęć dodawania wszystkim pozytywnych emocji. Hozuki zwrócił na mnie swoje ślepia z całkowitą beznamiętnością, ale widząc moje lekkie wykrzywienie ust i rozpromienioną twarz, niemal od razu przybrał tę samą formę.
 - Mają tu około trzystu pokoju - zauważył Juugo. - Pewnie nie chcą, żeby kręciło się tu tylu ludzi, dlatego wystawiają takie tabliczki.
 - Idiotyzm - mruknął Sasuke.
 - Może i idiotyzm, ale przynajmniej sprawia, że mamy tu trochę przestrzeni - Pocieszanie nie należało do jego słabych cech. Juugo był chyba ideałem! Spokojny, opanowany, nie zawracał głowy swoim wygadaniem, ale również nigdy o nic nie miał pretensji, dodatkowo miał dar odnajdowania uśmiechu...
 - Może i tak.
Nastała cisza. Sugerowała ona tylko jedno. Z niepokojem patrzyłam na żelazne ciężkie przyrządy służące do otwierania drzwi, wiszące na palcach Karin. Następnie przerzuciłam wzrok na masywne wejścia, chwila grozy - wyznaczenie miejsca snu. Miałam mętlik. Przyzwyczaiłam się do życia z Sasuke pod jednym dachem, ale nie wiedziałam czy... Ach. Chciałam być z nim. Ale nie mogłam! Sam stanowczo oznajmił, że teraz muszę nocować u Eizo. Był to okropny i brutalny ruch z jego strony, jednak nie mogłam go za to winić. Skąd ma wiedzieć kim naprawdę jest mój przyszły mąż? Ale ja jestem zbyt słaba by się temu sprzeciwić, przez chwilę zastanawiałam się nawet czy pod przypływem emocji i smutku w jakim się pogrążyłam nie opowiedzieć Sasuke całej historii mego życia. Nie. To okropny wstyd przyznawać się do swoich słabości. Tak więc opcja nie wchodziła w grę. Jedyne co by zrobił to wyśmiewał i wytykał palcami za moją bezsilność. „Niby taka wszechmocna, a ze swoim kochasiem nie umie sobie poradzić” - w moim umyśle już roiło się od podobnych obrazów zapowiadających jego przyszłą reakcje. Pokręciłam gwałtownie głową, co automatycznie zwróciło uwagę towarzyszy. Westchnęłam i z niezdecydowaniem wzięłam do ręki klucz do pokoju sto osiem.
 - Suigetsu - stanęłam przed nim z nadzieją w głowie. Mój przyjaciel od razu zaprezentował mi swoje uzębienie bez cienia wątpliwości.
 - Jasne, Sakura!
 - Ilu osobowe są pokoje? - zwróciłam się do Karin, sądziłam, że to ona będzie posiadała takie informacje.
 - Każdy pokój w tym budynku jest trzyosobowy - jej humor nagle znacznie się poprawił. - Skoro ty Różowa bierzesz Suigetsu, to ja...
 - Bierzesz Juugo - Uchiha przerwał Karin z chęcią mordu w głosie. Członkinię Taki, aż ciarki przeszły na dźwięk tak chłodnego tonu, lecz to jej nie powstrzymało przed szerokim rozstawieniem ust i wykrzyknięciu głośnego: „Co?!”. Zaśmiałam się będąc obserwatorem całej tej sytuacji.
 - Jak to... Juugo? - mruczała pod nosem zatrzymując na nim swój wzrok. - Dlaczego nie mogę być z tobą?
 - Bo ja chcę być sam - powiedział wymijająco i tak jak ja zabrał Karin kolejne klucz, był to tym razem pokój sto dziesięć. Zasmuciłam się. Czy on robi wszystko by być jak najdalej ode mnie, czy mi się zdaję? A może jest wściekły za to, że wybrałam Suigetsu? Jasne, prychnęłam z kpiną. Sam pozbędzie się mnie z pokoju zaraz po powrocie, więc ostatnie o co mu chodzi to Hozuki. Sasuke wziął torbę z powrotem na ramię i powolnym ruchem otworzył drzwi.
 - Potem przyjdź po swoje rzeczy - rzucił do mnie i zniknął za drzwiami. Taka przez chwilę stała w bezruchu nie widząc co dalej począć. Pierwszy otrzeźwiał Juugo, proponując Karin, aby udostępniła mu drogę do ich pokoju. Niechętnie wykonała czynność, a ja i Suigetsu poszliśmy w te same ślady.
S A S U K E
Koło siedemnastej wszystko było już wiadome, Juugo wrócił ze śledztwa zaledwie po pół godzinie informując nas o miejscu pobytu ANBU. Taka siedziała w kawiarence przy recepcji hotelu i każdy z nich czekał na mnie i Juugo oczekując od nas jakiś informacji. Najbardziej nerwowo siedziała jednak Sakura, nadal obawiała się, że zmienię decyzje co do Madary i nie posłucham go. Nie posłucham? Prychnąłem. Nie słucham go robiąc to, co teraz robię. Ale to nie jest moja słabość, po prostu... nie chcę. Nie chcę znowu oglądać smutku i załamania na jej twarzy. Nie chcę słyszeć jej odpowiedzi, które będą składały się wyłącznie z cichych pomruków, nie chcę też widzieć jak żałośnie włóczy się po całej kryjówce nie wiedząc co ze sobą zrobić... Niby miałem kontrolować mój stosunek do Sakury, ale dochodziło do mnie, że z czasem idzie mi to coraz gorzej. Jednak odkąd dowiedziałem się, że przeszkadza to Madarze powiedziałem sam do siebie, że zrobię mu na złość, jednocześnie sam korzystając z przyjemności. I tak nie mam innego wyjścia, Haruno ma pewien czar i...
 - Jesteście - z zamyśleń wyrwał mnie entuzjastyczny głos Suigetsu, który z zawziętością wysysał przez słomkę truskawkowego shake'a. Pokręciłem głową z politowaniem i usiadłam między nim, a Sakurą. Idealne miejsce, pomyślałem. Nie odpuszczę, poważna rozmowa z kompanem musi się odbyć. Są zbyt blisko siebie...
 - Więc, czego się dowiedzieliście? - zapytała Haruno. Starała się grać spokojną, lecz kropelki potu na jej twarzy wcale na to nie wskazywały.
 - Nocują w hotelu naprzeciwko - zaczął Juugo. Wszystkie pary oczy natychmiast zwróciły się na niego. - Podobno byli wściekli, że z organizatorami spotkają się dopiero jutro, aktualnie przebywają na niewielkiej polanie za ich hotelem.
 - To świetnie - wstałem sam zaskoczony z dobrego obrotu sprawy. - Chodźmy tam teraz i porozmawiajmy z nimi.
 - Porozmawiacie? - mruknęła nagle Sakura posyłając mi pełne smutku spojrzenie. Jako odpowiedź uśmiechnąłem się jedynie i gestem ręki nakazałem Tace wstać.
 - Na wszelki wypadek weźcie broń, jeśli nie będą słuchać, trzeba będzie jakoś wybić im to z głowy... Ale nie ucierpią wiele - dodałem widząc karcące spojrzenie Haruno.
Odkąd ja w ogóle reaguję na czyjąś opinie? Zazwyczaj nie obchodzę się nią w żadnym stopniu. Nie rozumiałem swojego zachowania, ale kierowała mną dziwa siła, która wmawiała mi, że jeśli zrobię tak jak ona chce, będzie znacznie lepiej. I dla mnie i dla Sakury. Z tym, że to będzie dobrze dla mnie, nie do końca się zgadzałem. Pożałuję swojego czynu, jeśli Madara się o tym dowie. Swoją drogą nie wiadomo czy nas nie obserwuje. Kretyn.
 - Tak jest - przytaknęli zgodnie i poszli na górę. Zielonooka miała zamiar udać się za nimi, lecz ja zatrzymałem ją chwytając za nadgarstek.
 - Co? - fuknęła niezadowolona.
 - Ty nie będziesz w tym uczestniczyć - powiedziałem twardo.
Zdziwiła się.
 - Co?! Ale dlaczego? Ja muszę...
 - Nic nie musisz - przerwałem jej. - Myślisz, że kiedy twoi przyjaciele dowiedzą się, że jesteś ze mną zignorują to i grzecznie nas posłuchają? To oczywiste, że będą próbowali nam ciebie odebrać, więc dla ich dobra nie bierz w tym udziału.
Spuściła wzrok. Moje słowa trafiły prosto w środek jej serca. Ale nie wyobrażałem sobie, żeby Sakura nagle miała zniknąć... Nigdy nie wiadomo co może wydarzyć się w ogniu walki.
 - Chyba masz rację - szepnęła i spojrzała na mnie. Jej zielone tęczówki krzyczały ze smutku i bezsilności. Lecz pozory mylą, Sakura wcale nie należy do bezsilnych. Sam zdumiałem się jej wczorajszym dokonaniem względem Madary. Ten typ czegoś od niej chce, z jakiś powodów nie pozwala jej być w mojej organizacji, a ja musiałem się dowiedzieć z jakich. Na chwilę utonąłem w soczystej zieleni prosząc los, by ten moment trwał wiecznie. Natychmiast się uspokoiłem, a wszelkie teorie i dumania na temat mojego trenera przeminęły. Nie czas na to. Pozostało mi jedynie opanować kontrolę nad dziwnymi zachowaniami względem Sakury, ale ja... nie chciałem.
Na wszystko teraz nie ma czasu! Jedynie na wykonanie zadań.
 - Mogę chociaż obserwować? - spytała kryjąc nadzieje jakie pokładała z odpowiedzią.
 - Nie.
 - Sasuke...
 - Powiedziałem nie.
 - Schowam się za gałęziami drzewa, przecież mnie nie wyczują jeśli nie użyję swojej chakry, zaufaj mi!
 - Ostatnio zaufałem i co? Musiałem ratować cię ze szponów Madary - wypaliłem bez zastanowienia.
 - Nie musiałeś tego robić - wyszeptała.
 - Ale zrobiłem!
 - W takim razie nie chcę więcej przysług od ciebie - wygarnęła z ponownym zamiarem udania się na górę. Nie. Nie pozwolę na to. Bez wahania, a wręcz z gwałtownością stanąłem przed nią niczym wróg gotowy do ataku. Sakura aż podskoczyła, gdy tak niespodziewanie wyrosłem spod ziemi.
 - Jeśli użyjesz choć grama chakry, lub będziesz próbowała swoic....
Z każdym kolejnym słowem jej, z początku smutna, mina nabierała rozpromienienia, a uśmiech się poszerzył. Byłem gotowy na nadpobudliwą reakcję i doczekałem się. Sakura pełna radości tym razem nie oparła się na moim ramieniu, ani w niego nie wtuliła, tym razem objęła mnie całego w mocnym uścisku.
 - Dziękuję! - pisnęła zaciskając oczy.
 - Nadpobudliwa reakcja - wygarnąłem jej zdezorientowany. Dziwnie się czułem będąc w takiej sytuacji. Wyglądało to dosyć komicznie. Istotka o głowę mniejsza ode mnie obejmowała mnie i z uśmiechem opierała głowę na moim torsie.
 - Nie nadpobudliwa - szepnęła. - Zaplanowana.
Zdziwiłem się. Mało powiedziane. Byłem w kompletnym szoku słysząc jej głos. Spuściłem głowę, by móc obdarować ją tym pełnym emocji spojrzeniem, lecz ona zdążyła się już ode mnie odsunąć poprawiając fioletową koszulkę.
 - Ja chyba przestanę ci czegoś zabraniać skoro...
 - Mam dar przekonywania - weszła mi w słowo nie przestając się uśmiechać. - Idę po płaszcz i obiecuję, że będę siedzieć na drzewie, a ANBU nawet nie zobaczą mojego najdrobniejszego kawałka - dodała i rozpłynęła się w powietrzu.
Stałem. Niewiedza opanowała mój umysł w ciągu kilku sekund, a ja nie miałem pojęcia jak ją pokonać. Ta masa dziwne przyjemnych i ciepłych uczuć, która przybyła do mojego organizmu w momencie, gdy miałem ją blisko... Było tak dobrze. Nie chciałem ani na sekundę ruszać się, a gdybym mógł, prosiłbym ją na kolanach o więcej...
O czym ja w ogóle myślę?
Po kilku minutach wszyscy zeszli. Karin szła przodem, Sakura i Suigetsu tuż za nią rozmawiając o czymś z niezwykłym przekonaniem. Na szarym końcu szedł Juugo trzymając ręce w kieszeni kurtki i rozglądając się na wszystkie możliwe strony.
 - Idziemy? - zagadnął Hozuki z podwójną dawką entuzjazmu.
 - Ta - burknąłem i ruszyłem przodem. Nasz cel był blisko, więc droga nie zajęła nawet dwóch minut. Skradaliśmy się ostrożnie niczym dzikie koty czekające na atak. Tyle, że w naszym przypadku nie mogliśmy użyć ani pazurów, ani zębów. Pozostało nam liczyć na umiejętność mowy i porozumiewania się z innymi. Zatrzymałem się w momencie, gdy zobaczyłem czwórkę Ninja z opaskami Konohy. Warknąłem. Teraz się powstrzymam, ale gdy zaatakuję ich wioskę nie zaznają żadnej litości.
Jestem idiotą, pomyślałem.
W tym momencie specjalnie idę przed siebie bez zamiaru zrobienia im krzywdy - dla Sakury. Tak. To wszystko było tylko i wyłącznie dla niej, żeby nie musiała potem cierpieć w razie gdyby któryś odniósł śmiertelne rany - kątem oka zerknąłem jak obiekt moich myśli cicho wspina się na najwyższe i zapewniające najlepszą widoczność drzewo. Dlaczego ja to robię? Wciąż zadawałem tej magicznej sile to samo pytanie, lecz ona nie chciała udzielić odpowiedzi.
 - Idziemy - mruknąłem, gdy byłem już pewny, że nie zauważą Sakury. Spokojnym i pewnym krokiem wyszliśmy na polane, a kiedy nasze ofiary dojrzały się intruzów, gwałtownie wstały chwytając do rąk kunai'e i shurikany. Prychnąłem, dając im tym samym znak, iż nie zamierzam walczyć. Moje usta wykrzywiły się w łobuzerskim uśmiechu, gdy na twarzy każdego z nich dojrzałem się wszechogarniającego osłupienia. Z niedowierzeniem patrzyli na mnie nie zwracając zupełnie uwagi na resztę mojej organizacji.
 - S-s-sasuke Uchiha - wyjąkał Kiba z wrażenia cofając się kilka kroków w tył. Zaśmiałem się cicho widząc ich strach i szok. Pomimo, że obiecałem Sakurze nie robić im krzywdy, oglądanie moich ofiar w takim stanie nadal sprawiało mi niesamowita przyjemność.
 - Uchiha - Shikamaru nie był tak potulny jak Kiba  i zdawał się brać sprawę na bardziej poważniejszy tor.
 - Shikamaru - warknąłem.
 - Czego tu chcesz?! - wysyczał zaciskając obie pięści. - Miałem nadzieję, że już więcej nie będę musiał cię oglądać.
 - Mnie też miło znów cię widzieć - zakpiłem dając znak swoim towarzyszą. Suigetsu, Karin i Juugo stanęli obok mnie, tak abyśmy stworzyli równy rząd. Wtedy właśnie poczułem coś dziwnego, poczułem, że czegoś brakuje. Brakuje Sakury. Pośród tylko rozmaitych kolorów włosów, nie było tego najbardziej jasnego i rażącego, który na sam widok uspokajał mój umysł.
 - Po co tu przyszedłeś? - do rozmowy wtrącił się krótko obcięty czarno-włosy chłopak, którego nie pamiętałem za czasów mieszkania w Ukrytym Liściu. Pewnie nowy, pomyślałem i resztę myśli skupiłem na obmyślaniu jakieś strategii. Moja dotychczasowa „Na spontana”, wiele razy odnosiła sukces, ale akurat w tym przypadku nie była dobra.
 - Chciałem wziąć udział w turnieju - wyjaśniłem spokojnie. - Ale słyszałem, że kręcicie się tutaj po to, by zapobiec jego rozpoczęciu.
 - Dobrze słyszałeś - powiedział Neji z tą samą niechęcią co reszta towarzyszy. - Za dużo naszych ludzi ginie podczas...
 - Zajmijcie się sobą, a nie swoimi ludźmi - przerwałem ledwo powstrzymując się od chwycenia katany w swoje dłonie. Ponownie spojrzałem na Sakurę. Była jednak zbyt daleko bym mógł ocenić jej stan emocjonalny, lecz gdybym teraz zrobił to co powinienem, ona by się wściekła, a jej zawistne humorki zaklepałyby sobie powrót.
 - My w przeciwieństwie do ciebie martwimy się o innych! - krzyknął Kiba z zaciśniętymi pięściami. Jego wielki pies zawył na znak, że zgadza się z panem.
 - Ale ładny - mruknęła Karin wskazując na zwierzę. Ze zrezygnowaną miną postanowiłem dalej kontynuować rozmowę, lecz kiedy otworzyłem usta w słowo wszedł mi Shikamaru, którego z czwórki Ninja darzyłem najmniejszą sympatią:
 - Dlaczego chcesz wziąć udział w turnieju? - spytał srogo.
 - A dlaczego miałbym ci coś mówić? To nie twoja sprawa, skoro tak martwicie się o innych to jednak nimi się zajmijcie. Skoro sobą nie umiecie...
 - Dosyć! - wrzasnął brązowo-włosy i razem ze swoim zwierzęcym kompanem ruszyli w moim kierunku.
Uśmiechnąłem się jedynie, może prowokowanie ich wiele nie zdziała, ale zawsze mogę zabezpieczyć się wymówką.
S A K U R A
Nie, nie, nie! Na drzewie wręcz mną targało. Każda komórka mojego ciała namawiała mnie do wskoczenia na środek polany i zapobiegnięcia katastrofie. Miałam złe przeczucia, ale komu miałam je powierzyć? Sasuke, który używając łaskawości powstrzyma się od wyeliminowania moich towarzyszy? Nie wątpiłam w siłę ANBU, ale nie chciałam, by odnieśli jakieś poważne rany. Obmyśliłam jednak, że w razie wypadku zjawię się tam i uleczę ich. Sasuke by się wściekł, ale w tym momencie nie to by mnie obchodziło. Najważniejsi są moi przyjaciele, których zawiodłam decydując się zostać pod skrzydłem Uchihy.
Jednak kiedy Kiba ruszył na lidera, a on stał z głupim uśmieszkiem żołądek podszedł mi do gardła. Złożyłam ręce do modlitwy, ale wiedziałam, że nic to nie pomoże. Szybko z tego zrezygnowałam i zwyczajnie zacisnęłam pięści. Mały gest, a pozwolił mi zamknąć całą moją agresję w dłoniach.
 - Tylko nie rób im krzywdy - mruczałam. W tej samej chwili czarno-włosy zwinnie uniknął ciosu Kiby i zmienił pozycję razem z trzema członkami jego drużyny, którzy stanęli obronnie. Kamień spadł mi z serca, świadczyło to bowiem, że jedyne na co są gotowi to na obronę. Skąd u Sasuke nagle tyle łaski? Czy to możliwe, żeby Madara naprawdę zabronił ich zabijać? Ale Suigetsu wyraźnie mówił, że takie zachowanie nie leży w jego naturze. Stop Sakura. Przestań o tym myśleć, według postanowień wszystkie pytania do Sasuke zostawisz na powrót. Miałam nadzieję, że kiedy ujrzę Eizo on również zdradzi mi jakieś tajemnice dotyczące tajemniczego poplecznika Sasuke. Ciekawe co on teraz robi?
 - Nie przyszliśmy walczyć - Juugo od zawsze wymawiał te zdania. Kiedy napadli mnie z Suigetsu również mnie o to zapewniał. Uwierzyłam. Miał ten dar, zapewne dlatego Sasuke wyznaczył go do takiej roli. Moi przyjaciele wzdrygnęli się, chcąc pozostać wierni zasadom zrobili krok w tył i odłożyli broń.
 - Nie chcecie walczyć, tak? - prychnął Neji. - To może obgadamy wszystko nad kieliszkiem sake?
 - Z przyjemnością! - odpadł radośnie Suigetsu ruszając do najbliższej kawiarni, jednak nie trwało to długo, ponieważ Karin chwyciła go za kołnierz i przytrzymała.
 - Oni żartowali kretynie - mruknęła, Hozuki zaś przeleciał wzrokiem wrogów i kiedy ujrzał powagę na ich twarzy jedynie westchnął.
 - Gdyby wasi ludzie potrafili się bronić nie musielibyście się o nich martwić - bezwzględność Sasuke i chłód w jego tonie zawsze idą w parze z prowokacją.
 - To dlatego, że są tu Ninja, którzy żeby uznać swoją wygraną muszą całkowicie zgładzić rywala - odparł Sai.
 - Chcę wziąć udział w tym turnieju - upierał się nadal czarno-włosy.
Nagle prócz głosów poważnej dyskusji, którą miałam przed swoimi oczami dosłyszałam się grubych i bardziej męskich tonów. Na uliczce obok całego przedstawienia znajdowała się trójka mężczyzn, którzy niechętnie ruszali przed siebie. W momencie, gdy ich obserwowałam z nieba zaczęły lecieć delikatne płatki śniegu przez co jeden z nich, najwyższy i ubrany w najbardziej podartą pelerynę zaklną głośno unosząc ręce do góry. Wzdrygnęłam się. Chwyciłam się mocniej konaru drzewa i to na nich skupiłam wszystkie swoje zmysły. Dałabym głowę sobie uciąć, że gdzieś już słyszałam ten głos, widziałam takie zachowanie. Zwykłe Deja vu? A może naprawdę powinnam zacząć się bać?
Wysiliłam wzrok, przymrużyłam oczy, robiłam wszystko, aby móc wyraźnie dojrzeć się oblicza ich twarzy.
 - Tu jest zimno! - usłyszałam niezadowolony wrzask najniższego. - Znajdźmy w końcu jakiś hotelu Natsuo!
 - Natsuo?! - zapomniałam zupełnie, że niedaleko mnie rozgrywa się powiewająca grozą konwersacja. I nawet nie zerknęłam, by sprawdzić czy przypadkiem nie dosłyszeli się mojej groźnej reakcji. Natsuo. Walczyłam z nim. Przegrałam. Poległam w tak idiotycznej walce, że do teraz się tego wstydzę. Gdyby Madara był tego świadkiem z pewnością to również by mi wypomniał. Przełknęłam ślinę, a moja twarz zaczęła robić się mokra od potu. Zemsta? Tego chciałam. Udowodnić Natuso, żeby nigdy nie był tak pewny siebie jak wtedy w mieście, udowodnić mu, że jego słaba technika nie zadziała na mnie po raz drugi.
To była prawdziwa okazja od losu. Dlaczego miałabym ją marnować? Włączając w to, iż podróżnicy najwyraźniej nie są w dobrych nastrojach, to dodatkowo daje mi szansę na zwycięstwo.
Uśmiechnęłam się złowieszczo. O czym ja myślę? Moja wygrana jest oczywista. Natsuo nic nie potrafił wykonać, jedynie kilka marnych klonów i niedoszłą technikę znieruchomienia.
Tak! To moja szansa, moja okazja na udowodnienie, że jestem silna. Chwyciłam w rękę kunai i z wysoką siłą determinacji bezszelestnie opuściłam drzewo.
Los był jednak łaskawy. Odniosłam porażki, ale przynajmniej potem mogłam je naprawić z dwa razy lepszych efektem końcowym.


1 komentarz:

  1. Madara nie wydaje się aż taki silny jak w anime, ale zawsze będzie mnie przekrażał. Ładne pobojowisko zostawiła po sobie Sakura.
    Spotkali ANBU.. jestem ciekawa jak zakończy się to spotkanie i czy turniej się odbędzie.
    Według mnie Haruno trochę lekkomyślnie się zachowuje. Znowu wystawi na próbę zaufanie Saska.
    Rozdział jak zwykle świetny. bardzo mi się podobał.;)

    OdpowiedzUsuń