Zwolnione tempo, kilka sekund nierównego oddechu, mnóstwo
adrenaliny działającej z zadziwiającymi skutkami na moją siłę i pewność siebie,
zero wątpliwości i w końcu gwałtowne, szybkie kroki kierujące się ku dwójce Ninja.
Tak wiele emocji w tym momencie bezczelnie wdarło się do mojego umysłu. Dotąd
nigdy tego nie czułem - silnej chęci walki. Z wściekłością i głośnym
warknięciem niczym wygłodniałe zwierzę, rzuciłem się na swoją ofiarę, którą
okazał się Madara. Zdawał się być zupełnie opanowany względem mego zachowania,
lecz nie było to dla mnie istotne. Sakura upadła z hukiem na kolana biorąc do
płuc sporą dawkę powietrza, którego przez pewien czas tak bardzo jej brakowało.
Chciałem do niej podejść, pragnąłem tego. Moje serce wręcz wrzeszczało bym
wreszcie coś zrobił, jednak gniew zwyciężył. Przygwoździłem Madare do ziemi, a
sam złapałem go za kołnierz płaszcza. Moje oczy lśniły już czerwienią
sharinganu. Wydychane powietrze tak głośno dawało o sobie znać, jakby było
zapomniane i upominało się o swoją obecność.
- Co robisz?! - krzyknąłem
całą mocą zawartą w płucach. Wreszcie. Po dłuższej chwili milczenia, wydusiłem
coś z siebie tonem morderczym i stanowczym. Madara z początku patrzył na mnie z
zimną krwią, z czasem jego wzrok przeistoczył się w bardziej złowrogi.
Zlekceważyłem to. Nie interesowałem się tym i w ogóle nie byłem skory, aby się
nad tym zastanawiać. Złość zdążyła całkowicie mnie pochłonąć.
- Zejdź ze mnie Sasuke -
zażądał.
- Najpierw wytłumacz mi to,
co zrobiłeś! - byłem tak samo kategoryczny i nieustępliwy. Ale cierpliwość nie
była jedną z cech mojej ofiary. Starszy Uchiha odczekał chwilę, aż widząc brak
reakcji z mojej strony wziął się do roboty. Jedyne co ja poczułem to ból
ogarniający moją klatkę piersiową. Następnie przez kilka sekund leciałem
bezwładnie w powietrzu, by zaraz potem uderzyć w skamieniałą ziemię. Krzyknąłem
z bólu, a kilka kropel krwi wyleciało ku górze. Przez prawa grawitacji, chwilę
później rozproszyły się po mojej twarzy.
- Sasuke! - usłyszałem
przerażony pisk Sakury, po czym zobaczyłem ją przed sobą. Niewyraźną,
zamazaną... ale ją. I to było najważniejsze. Wszelkie przerażenie i adrenalina
zniknęły, Haruno była bezpieczna obok mnie. - Nic ci nie jest? - spytała.
Wziąłem się w garść. Odbierając ból z każdego mięśnia w moim ciele
powolnym i niezdarnym ruchem podniosłem się do pozycji siedzącej. Zerknąłem na
Sakurę i aż podskoczyłem na widok wyrazu jej twarzy. Mógłbym gdybać nad
milionami powodów takiego potoku zdarzeń, ale to nic by nie zmieniło. Oczy
Haruno były pełne łez, dopiero wtedy doszło do mnie, że płacze. Przeraziłem
się. Zrozumiałem wnet, że to, co tutaj zaszło z pewnością nie skończyło się
tylko na podduszeniu.
- Madara! - warknąłem
przerzucając wzrok na niego. - Co to miało być? Dlaczego dusisz mojego Medyka?!
Rywal wstał. Otrzepał się z piasku i kurzu. Patrząc na jego
zabrudzoną pelerynę wiedziałem, że tym faktem pogorszyłem jego humor.
- Nie powinno cię to
obchodzić - zaczął z jadem. - Według mnie Haruno jest za słaba by być w twojej
drużynie, spójrz - Tutaj wskazał na nią palcem. - Nawet nie umie się porządnie
obronić, miałeś tego próbkę.
Zamilkłem. Chwilę analizowałem zdania, które do mnie wypowiedział.
Oszołomił mnie ich sens. Zastanawiałem się nawet czy dobrze je pojąłem. Ale nie
mogło być innej opcji. Zerwałem się na równe nogi z szeroko otwartymi oczami,
jednak pomimo tylu targających mną emocji starałem się zachować pewien spokój.
- Za słaba? O czym ty w
ogóle mówisz?
- Chodzi o dobro Taki -
odparł. - Nie sądzę, aby ona tu pasowała.
- Jest Medykiem! -
wtrąciłem uparcie. - Ona nie musi być silna, musi dobrze leczyć, o co ci znowu
chodzi?
- Medyk musi się również
bronić - rzucił i w niebezpiecznie powolnym tempie zaczął kierować się w stronę
Sakury. Żołądek podszedł mi do gardła, nie mogłem ryzykować. Co jeśli Madara
znowu postanowi przetestować Sakurę? Swoją drogą, Haruno wyglądała na naprawdę
przestraszoną, cała trzęsła się, a kiedy ujrzała zbliżającego się Madarę ukryła
twarz w dłoniach. - Spójrz na nią - mruczał Madara z pogardą.
- Zostaw ją! - zagroziłem,
nawet nie zauważając, w której chwili zadecydowałem stanąć pomiędzy nimi.
Trener nie był zadowolony moją postawą i zachowaniem.
- To ja wyznaczyłem ci
członków Taki. Ten jeden raz sam rozkazałem ci znaleźć Medyka, a ty pokazujesz
mi k...
- Właśnie! - przerwałem mu
zaciskając pięści. - To ja miałem znaleźć Medyka i to była moja decyzja kto się
nim stanie. Sakura jest naprawdę świetna w leczeniu, a po urazach członków
drużyny nie zostają nawet najmniejsze ślady, dlaczego więc...
- Nie potrafi się obronić -
wyjaśnił Madara biorąc ze mnie przykład. Teraz oboje będziemy wchodzić sobie w
słowa.
- Ona nie potrze...
- Potrafię się bronić! -
usłyszałem i z niedowierzeniem spojrzałem za siebie. Oniemiały stwierdziłem, że
nikogo tam nie było, a przecież Sakura jeszcze chwilę temu znajdowała się w tym
miejscu. Zdezorientowany zacząłem się rozglądać. Przed oczami przemknął mi
jedynie fiolet jej bluzki, a kilka sekund potem ujrzałem jak z zapałem i
zieloną chakrą w rękach biegnie w kierunku Madary.
- Sakura! - wrzasnąłem za
nią starając się ją zatrzymać. Madara zaśmiał się niczym fanatyk z horroru i
podniósł gwałtownie nogę z zamiarem uderzenia nią Haruno, lecz ku naszemu
zdziwieniu różowo-włosa sprawnie ominęła ten cios i rękoma napełnionymi chakrą
chwyciła kończynę przeciwnika. Madara zdawał się być kompletnie tym zaskoczony,
jednak zanim Sakura zaatakowała, on zdołał się wyrwać z uścisku. Warknęła. Była
naprawdę wściekła. Znieruchomiały stałem tuż obok patrząc jak łzy potokiem leją
się z jej oczu. Nagle uniosła rękę w górę, a na jej twarzy zawitał szyderczy
uśmiech. Wiedziałem co to oznacza, dlatego też od razu zareagowałem usuwając
się w tył.
- Teraz pożałujesz swoich
słów - powiedziała morderczo się przy tym śmiejąc. Tym razem to ona przejęła
rolę szalonego fanatyka, którego celem jest zniszczenie świata. Co w nią
wstąpiło?
Nie rób tego, zdążyłem pomyśleć i z przerażeniem obserwowałem poczynania
dziewczyny. Nie zastanawiałem się nawet nad tym dlaczego nie próbuję temu
zapobiec. Głęboko w środku byłem ciekaw czy Madara zdoła sobie z tym poradzić -
dla mnie ten cios był wielkim zaskoczeniem. Kiedy pięść Haruno złączyła się z
ziemią całą przestrzeń wokół okrążył pył i latające ziarenka piasku złośliwe
łaskoczące każdą wolną przestrzeń na mojej skórze.
- Co się dzieje?! -
rzuciłem mając nadzieję, że ktoś odpowie mi na to pytanie. Ziemia pode mną była
całkowicie zdemolowana. Madara porządnie wdarł się na teren zwany dumą Sakury. Nie znałem jej od tej
strony, nie spodziewałem się, że w ogóle będzie zdolna zrobić coś takiego.
Patrząc na nią, gdy leżała bezradnie na ziemi ukryta w swoich dłoniach,
pomyślałem nawet, że muszę zgodzić się z Madarą. Ale nagle coś w nią wstąpiło.
Pył zaczął powoli opadać, a przestrzeń przede mną stawała się bardziej
widoczna. Otarłem szybko oczy zdając sobie sprawę, że ukryte w nich ziarenka
piasku pogarszają mój wzrok. Kiedy je otworzyłem od razu poraził mnie jasny
fiolet. Sakura stała kilka milimetrów przede mną cała drżąc.
- Sakura - szepnąłem i z
pewnym wahaniem położyłem rękę na jej ramieniu. Zielonooka zwróciła twarz w
moim kierunku. Była już bardziej spokojna. Wściekłość zniknęła, a zastąpił go
smutek i rozczarowanie. Sakura zalana potem i pełna zmęczenia opadła na moje
ramię. Z przejęciem objąłem ją jednym ramieniem utrzymując tym samym w pionie.
Wtem doszły do mnie krzyki i gwałtowne kroki.
- Sasuke! - To był Suigetsu,
a tuż za nim oniemiała Karin i nieco zdezorientowany Juugo. Lecz nie długo
trwał zaszczyt oglądania ich w takim stanie. Zaraz potem napełnił ich szok i
niedowierzenie. Spojrzałem przed siebie i przestałem się im dziwić. Ziemia
wyglądała jakby właśnie przeszło przez nią istne tornado. Kilkanaście metrów
dalej po powietrzu nadal latały maleńkie ziarenka piasku, a Madara, którego
miałem ochotę zabić - rozpłynął się w powietrzu. Nie było to dla mnie nic
dziwnego. Kiedy zanalizowałem otoczenie przeniosłem uwagę na ciężko dyszącą
Sakurę.
- Wszystko w porządku? -
spytałem szeptem. Pokręciła gwałtownie głową i wybuchła cichym szlochem,
wtulając się tym samym w moje ramię.
- Zawaliłam, nie? -
wydukała jedynie. - Przepraszam, poniosło mnie.
- Nic się nie stało -odpowiedziałem.
Nagle obok mnie zjawił się Suigetsu z szeroko otwartą buzią.
- Nic się nie stało?! -
zakpił. - Stało się i to wiele, co wy w ogóle robiliście?!
- Sasuke-kun, nic ci nie
jest? - Karin podbiegła do mnie z zamiarem mocnego uścisku, lecz widząc
podtrzymywaną przeze mnie Haruno zrezygnowała ze swoich zamiarów. Zmieszana
zaczęła się jej zaciekle przyglądać. - Co jej się stało?
- Madara - odparłem
spokojnie, wszyscy nagle zwróciły swoje oczy ku mnie.
- Madara? - powtórzyli.
- Widzę, że nudzi mu się w
kryjówce - skomentował Suigetsu. - Zaatakował?
- Raczej sprowokował -
słaby i cichy głosik Sakury brzmiał tak jakby musiał zostać uniesiony z pomocą
wiatru. Hozuki’ego zaskoczyła jej
wypowiedź. Najpierw stał oszołomiony, dopiero po czasie spojrzał na nią ze
współczuciem.
- Coś ci zrobił?
- Nie – skłamała, delikatnie
się uśmiechając. - Za bardzo mnie poniosło przy ataku.
- Właśnie widać - mruknęła
Karin oglądając z podziwem fiasko jakie zostawiła po sobie Haruno. Byłem w
kropce, potrzebowałem chwili czasu, by wszystko dokładnie sobie poukładać.
Westchnąłem ledwo dosłyszalnie, ale nagle moją uwagę coś przykuło.
- Ej - mruknąłem
podejrzliwe, wytężając swój wzrok na tyle by móc ocenić widziany przeze mnie
obraz.
- Co? - zapytali wszyscy w
tym samym momencie włączając w to dotąd milczącego Juugo. Widząc uwagę jaką skoncentrowałem
na jednym punkciku, spojrzeli w tym samym kierunku. Ciekawość Suigetsu wzięła
nad nim górę, on również zastanawiając się nad widzianym skrawkiem nie
wytrzymał i podbiegł biorąc go do ręki.
- Kawał płaszcza - szepnął
i nagle każde spojrzenie zeszło z niego i zwróciło się w kierunku zaskoczonej
Sakury. - Brawo - dodał.
- Chyba jednak ci się udało
- wyjaśniłem z większym entuzjazmem, by jej smutek choć na chwilę zastąpił
szczery i szeroki uśmiech. Na marne. Sakura posmutniała jeszcze bardziej i
spuściła wzrok.
- I tak byłam żałosna -
skomentowała.
- Nie widziałem starcia
Sakura, ale jestem pewny, że żałosna nie byłaś. Ktoś taki jak ty choćby się starał,
to nie potrafi być żałosny - Suigetsu patrzył na nią z nadzieją i dokładał
wszelkich starań by jego głos był jak najbardziej radosny i pełny ciepła. Chyba
mu się udało, ponieważ ofiara jego marnych pocieszeń wysiliła się na
skrzywienie ust. Nie było one szczere, ani tak wesołe jak zawsze.
- Wracajmy - powiedziałem w
momencie, gdy Hozuki otwierał usta, aby coś dodać. Cała trójka pokiwała głową.
Szybkim tempem ruszyli do przodu, Karin nie była do końca przytomna po tak
nagłym zbudzeniu. Zdziwił mnie nawet jej spokój w zachowaniu. Karin, którą ja
znam z pewnością rzuciłaby jakąś niemiłą uwagę w kierunku Sakury. A może nawet
taka osoba jak Karin ma serce i przez chwilę krajało się one na widok stanu
Sakury? Mnie jednak nie zastanawiał jedynie ten fakt, lecz jej determinacja i
nagłe pretensje Madary. Byłem pewien, że chodziło mu o wczorajszy poranek, jego
twarz idealnie wtedy wykazywała złość, gdy ujrzał mnie i Sakurę w jednym łóżku
- ale dlaczego to, że spała w nim ze mną miało zachęcić go do przetestowania
jej umiejętności? Nad tym musiałem spędzić najbliższe godziny. Skoro ma tak
być, chyba zgłoszę się na całonocne czuwanie - i tak nie zasnę przy takim tłoku
myśli. Bo prócz dziwnych zamiarów Madary, które z pewnością nie zmierzały ku
kresowi interesowała mnie również jedna rzecz. Moje emocje. Te skurcze w żołądku,
które odczuwałem widząc duszącą się Sakurę, ten smutek, gdy patrzyłem na jej
przerażone obliczę, ta chęć obrony i niezrozumiałe myśli. Byłem pewny, że czas
skończyć z żałosnym wmawianiem sobie powodów tych zachować, które nie istnieją.
Czas realistycznie spojrzeć na całokształt. Bałem się o jej losy, a tym
bardziej nie chciałem, aby zginęła.
Z zamyślenia wyrwał mnie jej głos.
- Jesteś zły? - spytała
poprzez swoje ciężkie oddechy. Trójka nadal zdezorientowanych członków szła
kilka metrów przed nami, więc poczułem pewną moc prywatności.
- Dlaczego miałbym być zły?
- Że jestem taka słaba, że
nie umiem się obronić, że dałam się sprowokować - wymieniała po kolei
wyliczając na palcach. Nie mogłem się powstrzymać i zaśmiałem się cicho widząc
naburmuszenie na jej twarzy.
- O co chodzi? - spojrzała
na mnie zaskoczona.
- Jeśli myślisz, że nie
umiesz się bronić jesteś naprawdę ślepa. Wróć się kilka metrów i zobacz na stan
pola walki... - oznajmiłem nie przestając się uśmiechać. Może było to dziwne,
ale czułem, że im dłużej się uśmiecham tym bardziej Sakura przekonuje się do
moich zapewnień. Odruchowo zerknęła w tył i zaraz potem na twarz wyszło to co
tak dobrze znałem i codziennie podziwiałem - szczery uśmiech.
Przerażało mnie to, że moje ciepłe uczucia względem niej przestały
mnie przerażać - dziwnie brzmi, pomyślałem śmiejąc się ze swoich bezsensownych
myśli. Może i przestały, ale czy dumanie nad tym i żałowanie tego coś by
zmieniło? Nie. Poza tym nie było czego żałować.
- Dziękuję - powiedziała
nagle z wypiekami na twarzy.
- Za co?
- Że starasz się mnie
pocieszyć...
- Ostrzegam, że jestem w
tym marny - rzuciłem lekko zdezorientowany. Sakura roześmiała się i oparła na
moim ramieniu.
- Może pocieszanie idzie ci
marnie, ale przynajmniej jesteś miękki - mruknęła i zamknęła oczy. Wiedząc, że
Sakura nie ma okazji tego dostrzec, bez udawania i oporów wykrzywiłem usta w
tak samo szczery sposób co ona, zastanawiając się jednocześnie kiedy ostatni
raz tak zaryzykowałem.
- Pośpieszmy się, bo zaraz
zaśniesz na stojąco - powiedziałem ironicznie, przyśpieszając. Sakura
niechętnie zrobiła to samo, lecz najwyraźniej wizja miękkiego śpiwora, w który
niedługo miała być opatulona podziałała pozytywnie na jej postawę, gdyż po
kilku sekundach szła w kierunku obozu niemal biegiem.
Taka oczywiście ochoczo przyjęła moje zgłoszenie na całonocnego
strażnika, najbardziej Suigetsu, który miał być moim następcą. Zielonooka jak
tylko się położyła, rzuciła ciche dobranoc i obdarowała mnie raz jeszcze jednym
z jej najpiękniejszych uśmiechów, po czym zasnęła szybciej niż przypuszczałem.
A ja? Ja miałem wiele do przemyślenia, w końcu tyle uczuć co
dzisiaj już dawno nie doznałem.
S
A K U R A
Dotarliśmy! Może nie do końca do wskazanego miejsca, ale czując
chłód na swojej skórze i biały puch śniegu pod stopami byłam pewna, że jesteśmy
już blisko. Z uśmiechem odziałam się w płaszcz Sasuke napełniając się jego
wonią. Yuki nadchodzimy! Z nową mocą i nastawieniem. Po wczorajszym wydarzeniu
moja energia była nie do opisania. Wiedziałam już, że dobrze ją tutaj
wykorzystam, ponieważ nadal czułam, że nie dostatecznie zaimponowałam Sasuke. I
choć widziałam w tej chwili uznanie i zachwyt w jego czarnych oczach mnie nadal
było mało. Stać mnie na coś więcej, a nie na zdarcie kawałka ubrania z
największego wroga. Nie obchodziło mnie, że współpracował z Taką, dla mnie był
zarazą i kimś kogo natychmiast trzeba wyeliminować. Miałam wiele do obgadania
wraz z Uchihą, ale żeby nie pomyślał, iż brak mi cierpliwości, zadecydowałam,
że wyjaśnienia wyciągnę od niego tuż po powrocie. Kim jest Madara, i czego od
niego chce. Do czego naprawdę zmierza Sasuke w swoich czynach i treningach, bo
w jego teraźniejsze zapewnienia o istnieniu drugiej organizacji trudno mi było
uwierzyć. I dlaczego uratował mnie przed szybką śmiercią? Te rzeczy były mi
potrzebne do kontynuowana mojej egzystencji, w przeciwnym razie eksplodowałabym
z ciekawości. Czekało mnie jeszcze jedno ważne wydarzenie w nowym dniu. Oddział
ANBU - ale jeśli chodzi o moich przyjaciół nie dam rady udowodnić Sasuke jak
silna jestem. Nie potrafię ich nawet skrzywdzić. Nigdy nawet bym nie pomyślała,
że pewnego dnia stanę między nimi z zamiarem kompletnego zniszczenia. Są dla
mnie jak muchy, a ja nawet czegoś takiego nie zdołam zlikwidować.
- Jesteśmy - powiadomił
Sasuke, kiedy naszym oczom ukazała się masywna drewniana brama informująca
podróżników o nazwie wioski w jakiej się znajdują. Zastanawiałam się dlaczego
wejście jak tak pięknie przyozdobione. Kwiaty, tabliczki z promocjami w
najbliższych knajpach, lecz ku memu zdziwieniu na to pytanie prędko dostałam
odpowiedź. Gdy całkowicie zagłębiliśmy się w miasto, nie mogłam dowierzyć
własnym oczom. Suigetsu i Karin również z szeroko otwartą buzią podziwiali to,
co dzieje się wokół nich. Tłumy ludzi, targi, stoiska, jeszcze więcej tabliczek
reklamujących dania lub pamiątki do kupna. Śnieg w niczym nie przeszkadzał,
niektórzy sprzedawcy to właśnie go używali do przedstawienia sprzedawanych
przedmiotów.
- Każdy tutaj jest silnym
Ninja - odezwał się nagle Juugo, uważnie lustrując mijającego nas osobnika.
Wierzyłam w jego słowa i nawet nie ośmieliłam się wątpić. Ludzie wyglądali
naprawdę groźne. Mało kto pokazywał się bez katany, miecza, lub innego rodzaju
broni. Przewagę mimo wszystko mieli mężczyźni. To właśnie ich grupki siedziały
przy stołach popijając piwo i gorącą kawę. Był nawet sklep z ciepłą odzieżą i
zabawkami dla dzieci do figli w śniegu.
- Wow - wydukał Suigetsu.
To można było przewidzieć. Sasuke i Juugo zainteresowali wrogowie w turnieju,
Suigetsu, Karin i mnie mijane przez nas sklepy i cenniki jedzenia. -
Hamburgery! - dodał wskazując na wielki plakat z szeroko uśmiechniętą
żywnością. Pokręciłam głową z politowaniem i byłam zła na samą siebie, że nie
interesuję się wrogami tak jak poważniejsza część Taki. W sumie, naprawdę
budzili we mnie lęk. Wyglądali na silnych. Niektórzy kłócili się i przepychali,
ale jak na razie nie wyczułam żadnego ognia prawdziwej walki.
- Oni wszyscy przybyli na
turniej - skomentował Sasuke.
- Zdążyliśmy zauważyć -
mruknęłam z ironią. - Nie sądziłam jednak, że zainteresowanie będzie tak duże.
- W tym roku wyjątkowo jest
większe.
Zdumiałam się.
- Dlaczego?
- Tutaj panowała dotąd
prosta zasada. Jeśli wygrasz z przeciwnikiem, który zwyciężył przedtem przynajmniej
z pięcioma ludźmi pod rząd, obdarzona zostaniesz niezwykłym szacunkiem.
Zostaniesz zapisana do grupy najlepszych, a twoje nazwisko rozniesie się wraz z
przegranymi do ich wiosek...
- Teraz jest inaczej? -
przerwałam cholernie zaciekawiona jego dalszą wypowiedzią. Uchiha trochę
zdenerwował się za to, że weszłam mu w słowo, lecz szybko kontynuował:
- Teraz za taką wygraną
wyznaczone są nagrody.
- Nagrody? Jakie nagrody?
- Tego nie wiem. Ogłoszą to
dopiero jutro, jak rozpocznie się turniej.
- Ile on trwa?
- Dziewięć miesięcy -
niespodziewanie zamiast Sasuke odpowiedział mi Juugo z tą samą obojętnością co
jego poprzednik.
- Co?! - nie wiedziałam, że
moją reakcje podzielą również Karin i Suigetsu. Staliśmy zamurowani z milionami
myśli w głowie.
- Mamy tu spędzić dziewięć
miesięcy?! - pierwszy odzyskał zmysły Hozuki, ja zaraz za nim obdarowałam tę
dwójkę spojrzeniem, które wręcz żądało udzielenia odpowiedzi na to pytanie. To
niemożliwe. Spakowałam się zaledwie na kilka dni, nie mam tutaj wiele ubrań, a
ilością pieniędzy również nie grzeszymy jako cała drużyna. Więc co...
- Oszalałeś? - prychnął
Sasuke idąc dalej przed siebie. - Mam zmierzyć się tu z kilkoma w ramach
treningu, to tyle.
Kamień spadł mi z serca - nie tylko mi.
- Uf! - westchnął mój
przyjaciel i obdarował mnie szerokim uśmiechem. - Już myślałem, że spędzimy tu
tyle czasu, nie wytrzymałbym w tym zimnie.
- Jak chcesz masz tam sklep
z ciepłymi płaszczami - burknęłam niechętnie wskazując na ostatnio podziwiane
przeze mnie miejsce. Hozuki opadł zrezygnowany na ziemię.
- Pocieszające jest to, że
mamy koło siebie masę jedzenia i pełno bibelotów takich jak pamiątki, czy
inne... - nie dokończył, ponieważ zauważył stojącą niedaleko Karin, która z
szeroko otwartymi z zachwytu oczami obserwowała kobiecie płaszcze w panterkę.
- To jest boskie! - pisnęła
krzyżując dłonie do modlitwy.
- Jedynie dwadzieścia
tysięcy jenów - zachęcał ją sprzedawca miętosząc w ręku podziwiany przez Karin
materiał.
- Sasuke...
- Nie ma mowy! Odejdź od tego, musimy znaleźć jakiś
nocleg! - warknął, gasząc tym samym nadzieję dziewczyny na spełnienie tego
marzenia, które pojawiło się zaledwie minutę temu. W sumie szczęka by mi
opadła, gdyby Uchiha wyraził zgodę na zakup tego badziewia.
- Nocleg? - zakpił
sprzedawca patrząc na nas jak na ostatnich idiotów. Sasuke nie mógł odpuścić i
musiał koniecznie dowiedzieć się dlaczego powiedział to w takiej tonacji.
- Co w tym dziwnego?
- Ciężko będzie wam tu
znaleźć nocleg, miasto jest już przepełnione. Niektórych uczestników wyganiają
do pobliskiej wsi, która również oferuje przenocowania.
Staruszek może i wyglądał podejrzanie, miał pomarszczoną twarz i
niezadbany fartuch, który przypominał odzienie kury domowej, lecz poczułam, że
możemy mu zaufać. Zresztą w jakim celu miałby kłamać, sam tłok na ulicach
wskazywał wiarygodność tej wiadomości. Sasuke jednak mruknął pod nosem
niezrozumiałe nikomu słowa i poprawiając torbę na swoim ramieniu ruszył przed
siebie.
Reszta Taki wydobyła z siebie ciche westchnięcie, nawet Juugo
stanął tym razem po stronie bardziej pozytywnie patrzących na świat (czytaj:
Karin, Sakura, Suigetsu) i okazał trochę emocji.
Nie wiem jakiej mocy użył Sasuke, nie zastanawiałam się czy na
taki obrót zdarzeń zadziałał jego urok, czy wrodzona groza w spojrzeniu -
jakimś cholernym cudem udało nam się jednak znaleźć nocleg i trwało to zaledwie
piętnaście minut. Suigetsu zauważył naprawdę piękny hotel wystrojony w
antycznym stylu, Sasuke również przypadł on do gustu, ponieważ wyraźnie
powiedział, że nie spocznie póki nie ułoży głowy na poduszce z jednego pokoju.
Westchnęłam, kiedy tylko zbliżyliśmy się do drzwi powitała nas rażąco żółta
tabliczka z napisem BRAK MIEJSCA.
- A niech to szlag - zaklął
Suigetsu opierając się o szybę drzwi jak bezdomny wołający o pomstę do nieba.
Zaśmiałam się głośno na widok jego zachowania i zainteresowania jakie tym
wzbudził u mijających nas przechodniów.
- Uspokój się idioto -
upomniała go Karin, on natychmiast wyprostował się i z powagą ponownie wbił
wzrok w szybę.
- Chyba trzeba było przybyć
tu znacznie wcześniej - wyraził na głos swoje myśli, rzucając olbrzymiemu
budynkowi utęsknione spojrzenie. Nie ukrywałam swojego zawiedzenia, kiedy
zapoznaliśmy się z cennikiem doszło do nas, że ten hotel wcale nie jest taki
drogi na jaki wygląda.
- Zaczekajcie tu - burknął
Sasuke i wymijając nas obojętnie wszedł przez szklane drzwi. I tak się zaczęło.
Cała organizacja, nawet Juugo w jednej chwili przylepiła się do szklanej tafli
i z zaciekawieniem starali się obserwować ruchy Sasuke, wyczytać z jego ust
słowa, które kierował do grubej i nieprzyjaznej ekspedientki. Na początku
blondyna nie była skora do rozmowy, lecz przysłuchując się mu z każdą kolejną
sekundą jej uśmiech stawał się bardziej szerszy i chętny do życia.
- Chyba się uda - mruknęłam
do siebie zastanawiając się co takiego powiedział jej Sasuke. Wracał z
uśmiechem na twarzy, zadziornym i pewnym siebie, który jednoznacznie sugerował
zwycięstwo.
- I jak? - spytał
zniecierpliwiony Suigetsu.
- Trzecie piętro, pokoje
numer sto osiem, sto dziewięć, sto dziesięć - odparł i od razu zarzucił na mnie
swój pewny wzrok. Ja jedynie prychnęłam i odwróciłam spojrzenie chcąc skupić
się na czymś innym. Mimo iż żądałam wyjaśnień związanych z jego cudowną
techniką postanowiłam czekać, byłam pewna, że Karin, Suigetsu i Juugo również
nie da ten fakt spokoju i prędzej czy później ktoś zagada na ten temat.
Karin patrzyła na lidera pełna podziwu, tak jakby miała przed sobą
ekskluzywny płaszcz, zaraz na wyciągnięcie ręki.
- Jesteś niesamowity
Sasuke-kun!
- Jak ci się udało? - Juugo
był bardziej poważny.
- Urok osobisty -
powiedział udając nieskromnego, jednocześnie wchodząc z nami do środka. Hol był
naprawdę masywny, lecz to oznaczała też pełno ludzi, a dokładniej Ninja
oczekujących na rozpoczęcie turnieju. Pośrodku znajdowała się owalna lada.
Wewnątrz tego panowało zamieszanie. Co chwila rozchodził się dźwięk telefonu
lub głos klienta, który chciał czegoś się dowiedzieć albo zgłosić swoje
pretensje. Trójka niskich kobiet, która tam spoczywała, miała naprawdę pełne
ręce roboty. Spojrzałam na zegarek. Była niedziela, dodatkowo południe. Nic
więc dziwnego, że panował tu taki gwar. Rozejrzałam się i kolejną rzeczą jaka
przykuła moją uwagę była fontanna. Na jej ramach siedziało kilka zakochanych
par, lub samotnych kawalerów, naprzeciwko czwórka wesołych mężczyzn obsiadywała
wygodną sofę, a stolik przed nimi obłożony był hamburgerami i napojami. Wzięłam
głęboki oddech, nocleg tutaj wcale nie był złym pomysłem, dopadła mnie bowiem
nadzieja, iż w tygodniu ilość przyjmowanych osób trochę zmaleje. Dzisiaj
ostatni dzień, jutro rozpoczyna się turniej, więc oczekiwanie na więcej
uczestników było bezsensowne.
- Jest idealnie! -
skomentował Suigetsu. - Masz już klucz do pokojów?
- Mam podejść do tej czarno-włosej
kobiety i go odebrać, tu mam kartkę z potwierdzeniem - powiedział pokazując nam
kwitek papieru, na którym wypisane było mnóstwo niezrozumiałych wyrazów
maleńkimi literkami.
Ja jednak nie podzielałam panującego wokół entuzjazmu.
- Niezła kolejka - Również
chciałam im to uświadomić. Linia ludzi ciągnęła się w nieskończoność, aż do
zakrętu.
- Może i długa, ale szybko
idzie - zauważył Sasuke. Stanął tuż obok i wskazał na szczęściarzy, którzy
właśnie znajdowali się przy recepcjonistce. Odbierali jedynie podobne kwitki i
ruszali dalej w bliżej nieokreślonym kierunku.
- Więc... - zaczęłam.
- Co więc?
Uchiha naprzemiennie obdarowywał pytającym spojrzeniem mnie i
kolejkę. Westchnęłam dochodząc do wniosku, że sam nie pojmie moich myśli.
- Chyba nie myślisz, że
będę tam stała? - prychnęłam.
Jego twarz wyraziła olśnienie.
- Jestem liderem, nie mogę
marnować na to czasu.
- Liderem jesteś dla Suigetsu,
Karin i Juugo. Dla mnie jesteś zwykłym człowiekiem.
- Kobiety mają więcej
cierpliwości - oznajmił tonem nie znoszącym sprzeciwu. Popatrzyłam na niego z
kpiną i kryjąc przejęcie wyrwałam kartę papieru z jego dłoni. - Grzeczna
dziewczynka - mruknął, a ja czułam jego wzrok na sobie. Obróciłam się na moment
w tył i pokazałam mu szeroki, pełen entuzjazmu uśmiech. Z tym samym gestem
podeszłam również do Karin, która patrzyła na mnie jak na ducha, nie wiedząc
czego mogę od niej oczekiwać.
- Sasuke chciał, abyś
stanęła w kolejce, obiecał, że cię za to wynagrodzi - szepnęłam z trudem
powstrzymując masę śmiechu, która właśnie się we mnie zbierała. Karin stała
przez chwilę zdezorientowana, w końcu patrząc nieśmiało na czarnookiego wzięła
kulturalnie papierek z mojej ręki i ucieszona ruszyła w kierunku nierównej
linii stworzonej z ludzi. Sekundę później milimetr przed moją twarzą wyrósł
czarny płaszcz, podpowiadający mi, iż jego właścicielem jest Sasuke.
- Sakura - warknął. - Za
dużo sobie pozwalasz.
- Daj spokój. Dostanie
buziaka w policzek i będzie zadowolona. Do tego chyba jesteś zdolny, nie?
- Buziaka? - spytał jakby
to słowa było mu zupełnie obce.
- Tylko w policzek -
sprostowałam.
- Nie będę nikogo całował!
- krzyknął. - To ty wymyśliłaś takie bzdury, więc to ty będziesz się jej
tłumaczyła.
- To chociaż zrób jej
herbatę - zaproponowałam.
- Nie!
Jego ryk był tak głośny, że zmuszona byłam zatkać sobie uszy. To
doprowadziło go do jeszcze większej wściekłości.
- Nie ignoruj mnie - dodał
machając mi palcem wskazującym przed nosem. Zirytowana wyminęłam go i pokiwałam
głową do Suigetsu, aby ten zwrócił na mnie uwagę. Nie mam zamiaru wdawać się z
Sasuke w głębsze dyskusje, chociaż niezmiernie się cieszyłam, że nie zechciał
pocałować Karin, to byłby cios... znaczy, byłoby to dziwne. W końcu Sasuke nie pała
do niej sympatią ...
- Suigetsu, Juugo chodźmy już
pod pokój sto osiem, poczekamy tam na Karin.
- Okej! - odparli zgodnie i
gestem powiadomili Karin o miejscu swojego położenia. Hozuki ubrany był w biały
długi płaszcz, który sięgał mu niemal do kostek, co na mój gust wyglądało na
nim dość komicznie, bezczelnie zjawił się tuż obok mnie torując drogę Sasuke.
- Jesteś niemożliwa -
usłyszałam za sobą jego cichy pomruk. Może nie znałam go idealnie, ale na tyle,
by wiedzieć, że taka uwaga oznaczała u niego wybaczenie i koniec złości za dany
wybryk. Uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Dlatego mnie lubisz -
powiedziałam.
Zdumiał się, ale zaraz potem z powrotem wrócił mu humor.
Oczywiście nie tak wspaniały, by Uchiha mógł skakać z radości lub wołać jak
wspaniałe jest życie. Było mu na tyle dobrze, że wymusił na sobie łobuzerski
uśmieszek. Uśmieszek, który tylko on posiadał, który od zawsze będzie mi się z
nim kojarzył.
Karin zjawiła się po dziesięciu minutach z dumą pokazując nam
trzymane przez siebie klucze. Były olbrzymie, lecz wcale nas to nie dziwiło.
Drzwi wejściowe do pokoju posiadały na oko trzy metry, a zamki były cholernie
nienaturalnych rozmiarów. Cały korytarz pomalowany był w odcieniu ciemnego
brązu, a jedynym jasnym elementem były kwiaty, które stały obok każdych drzwi w
błękitnych doniczkach.
- Kiedy mamy zapłacić? -
zagadnął Juugo, gdy Karin tylko do nas dołączyła.
- Wynajęłam pokoje na trzy
dni - oznajmiła zupełnie ignorując pytanie Juugo i patrząc z nadzieją na
Sasuke, jakby oczekiwała pochwały.
- Więcej na pewno tu nie
będziemy - burknął.
- Kiedy mamy zapłacić? -
powtórzył się Juugo. Byłam w szoku, gdy zauważyłam, że nadal mówi spokojnie.
Jego ton nie zawierał nawet nutki zniecierpliwienia lub złości. Zaczęłam coraz
bardziej podziwiać jego opanowanie.
- Za trzy dni, lub dzisiaj.
Powiedziała, że jest to obojętne.
- Okej.
- Niezłe kity wciskają z
tymi brakami miejsc - fuknął Suigetsu z naburmuszoną miną, jednocześnie
opierając się o ścianę ze skrzyżowanymi rękoma. Położyłam mu rękę na ramieniu
chcąc w jakiś sposób sprawić, by powrócił w nim ten entuzjazm i chęć dodawania
wszystkim pozytywnych emocji. Hozuki zwrócił na mnie swoje ślepia z całkowitą
beznamiętnością, ale widząc moje lekkie wykrzywienie ust i rozpromienioną twarz,
niemal od razu przybrał tę samą formę.
- Mają tu około trzystu pokoju
- zauważył Juugo. - Pewnie nie chcą, żeby kręciło się tu tylu ludzi, dlatego
wystawiają takie tabliczki.
- Idiotyzm - mruknął
Sasuke.
- Może i idiotyzm, ale
przynajmniej sprawia, że mamy tu trochę przestrzeni - Pocieszanie nie należało
do jego słabych cech. Juugo był chyba ideałem! Spokojny, opanowany, nie
zawracał głowy swoim wygadaniem, ale również nigdy o nic nie miał pretensji,
dodatkowo miał dar odnajdowania uśmiechu...
- Może i tak.
Nastała cisza. Sugerowała ona tylko jedno. Z niepokojem patrzyłam
na żelazne ciężkie przyrządy służące do otwierania drzwi, wiszące na palcach
Karin. Następnie przerzuciłam wzrok na masywne wejścia, chwila grozy -
wyznaczenie miejsca snu. Miałam mętlik. Przyzwyczaiłam się do życia z Sasuke
pod jednym dachem, ale nie wiedziałam czy... Ach. Chciałam być z nim. Ale nie
mogłam! Sam stanowczo oznajmił, że teraz muszę nocować u Eizo. Był to okropny i
brutalny ruch z jego strony, jednak nie mogłam go za to winić. Skąd ma wiedzieć
kim naprawdę jest mój przyszły mąż? Ale ja jestem zbyt słaba by się temu
sprzeciwić, przez chwilę zastanawiałam się nawet czy pod przypływem emocji i
smutku w jakim się pogrążyłam nie opowiedzieć Sasuke całej historii mego życia.
Nie. To okropny wstyd przyznawać się do swoich słabości. Tak więc opcja nie
wchodziła w grę. Jedyne co by zrobił to wyśmiewał i wytykał palcami za moją
bezsilność. „Niby taka wszechmocna, a ze swoim kochasiem nie umie sobie
poradzić” - w moim umyśle już roiło się od podobnych obrazów zapowiadających
jego przyszłą reakcje. Pokręciłam gwałtownie głową, co automatycznie zwróciło
uwagę towarzyszy. Westchnęłam i z niezdecydowaniem wzięłam do ręki klucz do
pokoju sto osiem.
- Suigetsu - stanęłam przed
nim z nadzieją w głowie. Mój przyjaciel od razu zaprezentował mi swoje
uzębienie bez cienia wątpliwości.
- Jasne, Sakura!
- Ilu osobowe są pokoje? -
zwróciłam się do Karin, sądziłam, że to ona będzie posiadała takie informacje.
- Każdy pokój w tym budynku
jest trzyosobowy - jej humor nagle znacznie się poprawił. - Skoro ty Różowa bierzesz Suigetsu, to ja...
- Bierzesz Juugo - Uchiha
przerwał Karin z chęcią mordu w głosie. Członkinię Taki, aż ciarki przeszły na
dźwięk tak chłodnego tonu, lecz to jej nie powstrzymało przed szerokim
rozstawieniem ust i wykrzyknięciu głośnego: „Co?!”. Zaśmiałam się będąc
obserwatorem całej tej sytuacji.
- Jak to... Juugo? -
mruczała pod nosem zatrzymując na nim swój wzrok. - Dlaczego nie mogę być z
tobą?
- Bo ja chcę być sam -
powiedział wymijająco i tak jak ja zabrał Karin kolejne klucz, był to tym razem
pokój sto dziesięć. Zasmuciłam się. Czy on robi wszystko by być jak najdalej ode
mnie, czy mi się zdaję? A może jest wściekły za to, że wybrałam Suigetsu?
Jasne, prychnęłam z kpiną. Sam pozbędzie się mnie z pokoju zaraz po powrocie,
więc ostatnie o co mu chodzi to Hozuki. Sasuke wziął torbę z powrotem na ramię
i powolnym ruchem otworzył drzwi.
- Potem przyjdź po swoje
rzeczy - rzucił do mnie i zniknął za drzwiami. Taka przez chwilę stała w
bezruchu nie widząc co dalej począć. Pierwszy otrzeźwiał Juugo, proponując
Karin, aby udostępniła mu drogę do ich pokoju. Niechętnie wykonała czynność, a
ja i Suigetsu poszliśmy w te same ślady.
S
A S U K E
Koło siedemnastej wszystko było już wiadome, Juugo wrócił ze
śledztwa zaledwie po pół godzinie informując nas o miejscu pobytu ANBU. Taka
siedziała w kawiarence przy recepcji hotelu i każdy z nich czekał na mnie i
Juugo oczekując od nas jakiś informacji. Najbardziej nerwowo siedziała jednak
Sakura, nadal obawiała się, że zmienię decyzje co do Madary i nie posłucham go.
Nie posłucham? Prychnąłem. Nie słucham go robiąc to, co teraz robię. Ale to nie
jest moja słabość, po prostu... nie chcę. Nie chcę znowu oglądać smutku i
załamania na jej twarzy. Nie chcę słyszeć jej odpowiedzi, które będą składały
się wyłącznie z cichych pomruków, nie chcę też widzieć jak żałośnie włóczy się
po całej kryjówce nie wiedząc co ze sobą zrobić... Niby miałem kontrolować mój
stosunek do Sakury, ale dochodziło do mnie, że z czasem idzie mi to coraz
gorzej. Jednak odkąd dowiedziałem się, że przeszkadza to Madarze powiedziałem
sam do siebie, że zrobię mu na złość, jednocześnie sam korzystając z
przyjemności. I tak nie mam innego wyjścia, Haruno ma pewien czar i...
- Jesteście - z zamyśleń
wyrwał mnie entuzjastyczny głos Suigetsu, który z zawziętością wysysał przez
słomkę truskawkowego shake'a. Pokręciłem głową z politowaniem i usiadłam między
nim, a Sakurą. Idealne miejsce, pomyślałem. Nie odpuszczę, poważna rozmowa z
kompanem musi się odbyć. Są zbyt blisko siebie...
- Więc, czego się
dowiedzieliście? - zapytała Haruno. Starała się grać spokojną, lecz kropelki
potu na jej twarzy wcale na to nie wskazywały.
- Nocują w hotelu
naprzeciwko - zaczął Juugo. Wszystkie pary oczy natychmiast zwróciły się na
niego. - Podobno byli wściekli, że z organizatorami spotkają się dopiero jutro,
aktualnie przebywają na niewielkiej polanie za ich hotelem.
- To świetnie - wstałem sam
zaskoczony z dobrego obrotu sprawy. - Chodźmy tam teraz i porozmawiajmy z nimi.
- Porozmawiacie? - mruknęła
nagle Sakura posyłając mi pełne smutku spojrzenie. Jako odpowiedź uśmiechnąłem
się jedynie i gestem ręki nakazałem Tace wstać.
- Na wszelki wypadek weźcie
broń, jeśli nie będą słuchać, trzeba będzie jakoś wybić im to z głowy... Ale
nie ucierpią wiele - dodałem widząc karcące spojrzenie Haruno.
Odkąd ja w ogóle reaguję na czyjąś opinie? Zazwyczaj nie obchodzę
się nią w żadnym stopniu. Nie rozumiałem swojego zachowania, ale kierowała mną
dziwa siła, która wmawiała mi, że jeśli zrobię tak jak ona chce, będzie
znacznie lepiej. I dla mnie i dla Sakury. Z tym, że to będzie dobrze dla mnie,
nie do końca się zgadzałem. Pożałuję swojego czynu, jeśli Madara się o tym
dowie. Swoją drogą nie wiadomo czy nas nie obserwuje. Kretyn.
- Tak jest - przytaknęli
zgodnie i poszli na górę. Zielonooka miała zamiar udać się za nimi, lecz ja
zatrzymałem ją chwytając za nadgarstek.
- Co? - fuknęła
niezadowolona.
- Ty nie będziesz w tym
uczestniczyć - powiedziałem twardo.
Zdziwiła się.
- Co?! Ale dlaczego? Ja
muszę...
- Nic nie musisz -
przerwałem jej. - Myślisz, że kiedy twoi przyjaciele dowiedzą się, że jesteś ze
mną zignorują to i grzecznie nas posłuchają? To oczywiste, że będą próbowali
nam ciebie odebrać, więc dla ich dobra nie bierz w tym udziału.
Spuściła wzrok. Moje słowa trafiły prosto w środek jej serca. Ale
nie wyobrażałem sobie, żeby Sakura nagle miała zniknąć... Nigdy nie wiadomo co
może wydarzyć się w ogniu walki.
- Chyba masz rację -
szepnęła i spojrzała na mnie. Jej zielone tęczówki krzyczały ze smutku i
bezsilności. Lecz pozory mylą, Sakura wcale nie należy do bezsilnych. Sam zdumiałem
się jej wczorajszym dokonaniem względem Madary. Ten typ czegoś od niej chce, z
jakiś powodów nie pozwala jej być w mojej organizacji, a ja musiałem się
dowiedzieć z jakich. Na chwilę utonąłem w soczystej zieleni prosząc los, by ten
moment trwał wiecznie. Natychmiast się uspokoiłem, a wszelkie teorie i dumania
na temat mojego trenera przeminęły. Nie czas na to. Pozostało mi jedynie
opanować kontrolę nad dziwnymi zachowaniami względem Sakury, ale ja... nie
chciałem.
Na wszystko teraz nie ma czasu! Jedynie na wykonanie zadań.
- Mogę chociaż obserwować?
- spytała kryjąc nadzieje jakie pokładała z odpowiedzią.
- Nie.
- Sasuke...
- Powiedziałem nie.
- Schowam się za gałęziami
drzewa, przecież mnie nie wyczują jeśli nie użyję swojej chakry, zaufaj mi!
- Ostatnio zaufałem i co?
Musiałem ratować cię ze szponów Madary - wypaliłem bez zastanowienia.
- Nie musiałeś tego robić -
wyszeptała.
- Ale zrobiłem!
- W takim razie nie chcę więcej
przysług od ciebie - wygarnęła z ponownym zamiarem udania się na górę. Nie. Nie
pozwolę na to. Bez wahania, a wręcz z gwałtownością stanąłem przed nią niczym
wróg gotowy do ataku. Sakura aż podskoczyła, gdy tak niespodziewanie wyrosłem
spod ziemi.
- Jeśli użyjesz choć grama
chakry, lub będziesz próbowała swoic....
Z każdym kolejnym słowem jej, z początku smutna, mina nabierała
rozpromienienia, a uśmiech się poszerzył. Byłem gotowy na nadpobudliwą reakcję
i doczekałem się. Sakura pełna radości tym razem nie oparła się na moim
ramieniu, ani w niego nie wtuliła, tym razem objęła mnie całego w mocnym
uścisku.
- Dziękuję! - pisnęła zaciskając
oczy.
- Nadpobudliwa reakcja -
wygarnąłem jej zdezorientowany. Dziwnie się czułem będąc w takiej sytuacji.
Wyglądało to dosyć komicznie. Istotka o głowę mniejsza ode mnie obejmowała mnie
i z uśmiechem opierała głowę na moim torsie.
- Nie nadpobudliwa -
szepnęła. - Zaplanowana.
Zdziwiłem się. Mało powiedziane. Byłem w kompletnym szoku słysząc
jej głos. Spuściłem głowę, by móc obdarować ją tym pełnym emocji spojrzeniem,
lecz ona zdążyła się już ode mnie odsunąć poprawiając fioletową koszulkę.
- Ja chyba przestanę ci
czegoś zabraniać skoro...
- Mam dar przekonywania -
weszła mi w słowo nie przestając się uśmiechać. - Idę po płaszcz i obiecuję, że
będę siedzieć na drzewie, a ANBU nawet nie zobaczą mojego najdrobniejszego
kawałka - dodała i rozpłynęła się w powietrzu.
Stałem. Niewiedza opanowała mój umysł w ciągu kilku sekund, a ja
nie miałem pojęcia jak ją pokonać. Ta masa dziwne przyjemnych i ciepłych uczuć,
która przybyła do mojego organizmu w momencie, gdy miałem ją blisko... Było tak
dobrze. Nie chciałem ani na sekundę ruszać się, a gdybym mógł, prosiłbym ją na
kolanach o więcej...
O czym ja w ogóle myślę?
Po kilku minutach wszyscy zeszli. Karin szła przodem, Sakura i Suigetsu
tuż za nią rozmawiając o czymś z niezwykłym przekonaniem. Na szarym końcu szedł
Juugo trzymając ręce w kieszeni kurtki i rozglądając się na wszystkie możliwe
strony.
- Idziemy? - zagadnął Hozuki
z podwójną dawką entuzjazmu.
- Ta - burknąłem i ruszyłem
przodem. Nasz cel był blisko, więc droga nie zajęła nawet dwóch minut.
Skradaliśmy się ostrożnie niczym dzikie koty czekające na atak. Tyle, że w
naszym przypadku nie mogliśmy użyć ani pazurów, ani zębów. Pozostało nam liczyć
na umiejętność mowy i porozumiewania się z innymi. Zatrzymałem się w momencie,
gdy zobaczyłem czwórkę Ninja z opaskami Konohy. Warknąłem. Teraz się
powstrzymam, ale gdy zaatakuję ich wioskę nie zaznają żadnej litości.
Jestem idiotą, pomyślałem.
W tym momencie specjalnie idę przed siebie bez zamiaru zrobienia
im krzywdy - dla Sakury. Tak. To wszystko było tylko i wyłącznie dla niej, żeby
nie musiała potem cierpieć w razie gdyby któryś odniósł śmiertelne rany - kątem
oka zerknąłem jak obiekt moich myśli cicho wspina się na najwyższe i
zapewniające najlepszą widoczność drzewo. Dlaczego ja to robię? Wciąż zadawałem
tej magicznej sile to samo pytanie, lecz ona nie chciała udzielić odpowiedzi.
- Idziemy - mruknąłem, gdy
byłem już pewny, że nie zauważą Sakury. Spokojnym i pewnym krokiem wyszliśmy na
polane, a kiedy nasze ofiary dojrzały się intruzów, gwałtownie wstały chwytając
do rąk kunai'e i shurikany. Prychnąłem, dając im tym samym znak, iż nie
zamierzam walczyć. Moje usta wykrzywiły się w łobuzerskim uśmiechu, gdy na
twarzy każdego z nich dojrzałem się wszechogarniającego osłupienia. Z
niedowierzeniem patrzyli na mnie nie zwracając zupełnie uwagi na resztę mojej
organizacji.
- S-s-sasuke Uchiha -
wyjąkał Kiba z wrażenia cofając się kilka kroków w tył. Zaśmiałem się cicho
widząc ich strach i szok. Pomimo, że obiecałem Sakurze nie robić im krzywdy,
oglądanie moich ofiar w takim stanie nadal sprawiało mi niesamowita
przyjemność.
- Uchiha - Shikamaru nie
był tak potulny jak Kiba i zdawał się
brać sprawę na bardziej poważniejszy tor.
- Shikamaru - warknąłem.
- Czego tu chcesz?! -
wysyczał zaciskając obie pięści. - Miałem nadzieję, że już więcej nie będę
musiał cię oglądać.
- Mnie też miło znów cię
widzieć - zakpiłem dając znak swoim towarzyszą. Suigetsu, Karin i Juugo stanęli
obok mnie, tak abyśmy stworzyli równy rząd. Wtedy właśnie poczułem coś
dziwnego, poczułem, że czegoś brakuje. Brakuje Sakury. Pośród tylko rozmaitych
kolorów włosów, nie było tego najbardziej jasnego i rażącego, który na sam
widok uspokajał mój umysł.
- Po co tu przyszedłeś? -
do rozmowy wtrącił się krótko obcięty czarno-włosy chłopak, którego nie
pamiętałem za czasów mieszkania w Ukrytym Liściu. Pewnie nowy, pomyślałem i
resztę myśli skupiłem na obmyślaniu jakieś strategii. Moja dotychczasowa „Na
spontana”, wiele razy odnosiła sukces, ale akurat w tym przypadku nie była
dobra.
- Chciałem wziąć udział w
turnieju - wyjaśniłem spokojnie. - Ale słyszałem, że kręcicie się tutaj po to,
by zapobiec jego rozpoczęciu.
- Dobrze słyszałeś -
powiedział Neji z tą samą niechęcią co reszta towarzyszy. - Za dużo naszych
ludzi ginie podczas...
- Zajmijcie się sobą, a nie
swoimi ludźmi - przerwałem ledwo powstrzymując się od chwycenia katany w swoje
dłonie. Ponownie spojrzałem na Sakurę. Była jednak zbyt daleko bym mógł ocenić
jej stan emocjonalny, lecz gdybym teraz zrobił to co powinienem, ona by się
wściekła, a jej zawistne humorki zaklepałyby sobie powrót.
- My w przeciwieństwie do
ciebie martwimy się o innych! - krzyknął Kiba z zaciśniętymi pięściami. Jego
wielki pies zawył na znak, że zgadza się z panem.
- Ale ładny - mruknęła
Karin wskazując na zwierzę. Ze zrezygnowaną miną postanowiłem dalej kontynuować
rozmowę, lecz kiedy otworzyłem usta w słowo wszedł mi Shikamaru, którego z
czwórki Ninja darzyłem najmniejszą sympatią:
- Dlaczego chcesz wziąć
udział w turnieju? - spytał srogo.
- A dlaczego miałbym ci coś
mówić? To nie twoja sprawa, skoro tak martwicie się o innych to jednak nimi się
zajmijcie. Skoro sobą nie umiecie...
- Dosyć! - wrzasnął brązowo-włosy
i razem ze swoim zwierzęcym kompanem ruszyli w moim kierunku.
Uśmiechnąłem się jedynie, może prowokowanie ich wiele nie zdziała,
ale zawsze mogę zabezpieczyć się wymówką.
S
A K U R A
Nie, nie, nie! Na drzewie wręcz mną targało. Każda komórka mojego
ciała namawiała mnie do wskoczenia na środek polany i zapobiegnięcia
katastrofie. Miałam złe przeczucia, ale komu miałam je powierzyć? Sasuke, który
używając łaskawości powstrzyma się od wyeliminowania moich towarzyszy? Nie
wątpiłam w siłę ANBU, ale nie chciałam, by odnieśli jakieś poważne rany. Obmyśliłam
jednak, że w razie wypadku zjawię się tam i uleczę ich. Sasuke by się wściekł,
ale w tym momencie nie to by mnie obchodziło. Najważniejsi są moi przyjaciele,
których zawiodłam decydując się zostać pod skrzydłem Uchihy.
Jednak kiedy Kiba ruszył na lidera, a on stał z głupim uśmieszkiem
żołądek podszedł mi do gardła. Złożyłam ręce do modlitwy, ale wiedziałam, że
nic to nie pomoże. Szybko z tego zrezygnowałam i zwyczajnie zacisnęłam pięści.
Mały gest, a pozwolił mi zamknąć całą moją agresję w dłoniach.
- Tylko nie rób im krzywdy
- mruczałam. W tej samej chwili czarno-włosy zwinnie uniknął ciosu Kiby i
zmienił pozycję razem z trzema członkami jego drużyny, którzy stanęli obronnie.
Kamień spadł mi z serca, świadczyło to bowiem, że jedyne na co są gotowi to na
obronę. Skąd u Sasuke nagle tyle łaski? Czy to możliwe, żeby Madara naprawdę
zabronił ich zabijać? Ale Suigetsu wyraźnie mówił, że takie zachowanie nie leży
w jego naturze. Stop Sakura. Przestań o tym myśleć, według postanowień
wszystkie pytania do Sasuke zostawisz na powrót. Miałam nadzieję, że kiedy
ujrzę Eizo on również zdradzi mi jakieś tajemnice dotyczące tajemniczego
poplecznika Sasuke. Ciekawe co on teraz robi?
- Nie przyszliśmy walczyć -
Juugo od zawsze wymawiał te zdania. Kiedy napadli mnie z Suigetsu również mnie
o to zapewniał. Uwierzyłam. Miał ten dar, zapewne dlatego Sasuke wyznaczył go
do takiej roli. Moi przyjaciele wzdrygnęli się, chcąc pozostać wierni zasadom
zrobili krok w tył i odłożyli broń.
- Nie chcecie walczyć, tak?
- prychnął Neji. - To może obgadamy wszystko nad kieliszkiem sake?
- Z przyjemnością! - odpadł
radośnie Suigetsu ruszając do najbliższej kawiarni, jednak nie trwało to długo,
ponieważ Karin chwyciła go za kołnierz i przytrzymała.
- Oni żartowali kretynie -
mruknęła, Hozuki zaś przeleciał wzrokiem wrogów i kiedy ujrzał powagę na ich
twarzy jedynie westchnął.
- Gdyby wasi ludzie
potrafili się bronić nie musielibyście się o nich martwić - bezwzględność
Sasuke i chłód w jego tonie zawsze idą w parze z prowokacją.
- To dlatego, że są tu Ninja,
którzy żeby uznać swoją wygraną muszą całkowicie zgładzić rywala - odparł Sai.
- Chcę wziąć udział w tym
turnieju - upierał się nadal czarno-włosy.
Nagle prócz głosów poważnej dyskusji, którą miałam przed swoimi
oczami dosłyszałam się grubych i bardziej męskich tonów. Na uliczce obok całego
przedstawienia znajdowała się trójka mężczyzn, którzy niechętnie ruszali przed
siebie. W momencie, gdy ich obserwowałam z nieba zaczęły lecieć delikatne
płatki śniegu przez co jeden z nich, najwyższy i ubrany w najbardziej podartą pelerynę
zaklną głośno unosząc ręce do góry. Wzdrygnęłam się. Chwyciłam się mocniej
konaru drzewa i to na nich skupiłam wszystkie swoje zmysły. Dałabym głowę sobie
uciąć, że gdzieś już słyszałam ten głos, widziałam takie zachowanie. Zwykłe Deja vu? A może naprawdę powinnam zacząć
się bać?
Wysiliłam wzrok, przymrużyłam oczy, robiłam wszystko, aby móc
wyraźnie dojrzeć się oblicza ich twarzy.
- Tu jest zimno! -
usłyszałam niezadowolony wrzask najniższego. - Znajdźmy w końcu jakiś hotelu
Natsuo!
- Natsuo?! - zapomniałam
zupełnie, że niedaleko mnie rozgrywa się powiewająca grozą konwersacja. I nawet
nie zerknęłam, by sprawdzić czy przypadkiem nie dosłyszeli się mojej groźnej
reakcji. Natsuo. Walczyłam z nim. Przegrałam. Poległam w tak idiotycznej walce,
że do teraz się tego wstydzę. Gdyby Madara był tego świadkiem z pewnością to
również by mi wypomniał. Przełknęłam ślinę, a moja twarz zaczęła robić się
mokra od potu. Zemsta? Tego chciałam. Udowodnić Natuso, żeby nigdy nie był tak
pewny siebie jak wtedy w mieście, udowodnić mu, że jego słaba technika nie
zadziała na mnie po raz drugi.
To była prawdziwa okazja od losu. Dlaczego miałabym ją marnować? Włączając
w to, iż podróżnicy najwyraźniej nie są w dobrych nastrojach, to dodatkowo daje
mi szansę na zwycięstwo.
Uśmiechnęłam się złowieszczo. O czym ja myślę? Moja wygrana jest
oczywista. Natsuo nic nie potrafił wykonać, jedynie kilka marnych klonów i
niedoszłą technikę znieruchomienia.
Tak! To moja szansa, moja okazja na udowodnienie, że jestem silna.
Chwyciłam w rękę kunai i z wysoką siłą determinacji bezszelestnie opuściłam
drzewo.
Los był jednak łaskawy. Odniosłam porażki, ale przynajmniej potem
mogłam je naprawić z dwa razy lepszych efektem końcowym.
Madara nie wydaje się aż taki silny jak w anime, ale zawsze będzie mnie przekrażał. Ładne pobojowisko zostawiła po sobie Sakura.
OdpowiedzUsuńSpotkali ANBU.. jestem ciekawa jak zakończy się to spotkanie i czy turniej się odbędzie.
Według mnie Haruno trochę lekkomyślnie się zachowuje. Znowu wystawi na próbę zaufanie Saska.
Rozdział jak zwykle świetny. bardzo mi się podobał.;)