środa, 31 października 2012

Rozdział 36



- Sakura, pośpieszcie się! – zza drzwi usłyszałam zniecierpliwiony ton głosu Juugo. Automatycznie dwukrotnie przyśpieszyłam wykonywanie obecnej czynności. Kątem oka co chwila zerkałam na Orichi’ego. Dzisiejszego dnia miałam złe przeczucia. Ale nie brałam tego na poważnie, mogło się z tym wiązać wczorajsze wydarzenie, o którym nie miałam ochoty rozmyślać. Suigetsu już nad ranem przyniósł mi torbę Sasuke. Były w niej wszystkie jego rzeczy, co sugerowało, iż musiałam się pośpieszyć.
 - Orichi, daj mi szybko te ubranka, które dzisiaj kupiliśmy – fuknęłam do chłopczyka, starając się jednocześnie upchać całą garść ubrań.
 - Masz, Sakura-san – przed oczami zobaczyłam kupkę poskładanej odzieży. Westchnęłam zmęczona biorąc je od brązowowłosego. Mocną pięścią i cudem umieściłam je w torbie, po czym spojrzałam na moje dzieło. Furia stopniowo ogarniała moje ciało na widok wychodzących skrawków materiału. No cóż, pomyślałam. Nie mam innego wyjścia jak zastosować odrobinę dziecinniejszą metodę. Nabrałam do płuc sporej dawki powietrza, następnie weszłam na łóżko i używając całej siły skoczyłam na torbę.
 - Szybko, szybko! – krzyczałam do chłopczyka, który stał zainteresowany moimi poczynaniami. Od razu zareagował szukając suwaka – Tutaj! – pomogłam mu naciskając na torbę całym ciężarem ciała. Po chwili usłyszałam ten dźwięk o, który mi chodziło. Orichi uśmiechnął się do mnie promiennie informując tym samym o skończonym zadaniu – Dobra robota – wstałam i poczochrałam jego włosy.
 - To chyba wszystko, Sakura-san – zadeklarował biorąc do ręki malutki plecaczek gdzie wpakowana była odrobina wczorajszych zakupów.
 - A co z Suigetsu? Był na dole i wziął wszystkie rzeczy z lodówki?
 - Tak.
 - A ty spakowałeś ten ciepły sweter, który wzięliśmy z domu dziecka?
 - Tak.
 - A drugą parę butów na wszelki wypadek?
 - Tak!
 - A nie zapomniałeś o …
 - Sakura-san! – przerwał mi z naburmuszoną miną. Zaśmiałam się głośno widząc jak krzyżuje ręce na piersi. Wzruszyłam delikatnie ramionami po czym przeleciałam wzrokiem całe pomieszczenie. To nie moja wina, że tak się zachowuję. Zwyczajnie muszę mieć pewność do wszystkiego, jednak przeczucie pod tytułem: ‘Chyba czegoś zapomniałam’ nadal mnie nie opuszczało. Poczułam jak ktoś ujmuje moją dłoń – Chodź już – rozkazał ciągnąc mnie w stronę drzwi. Z głośnym westchnięciem podeszłam do łóżka i przerzuciłam torbę przez ramię. Niestety – nie wyszło do końca tak jak planowałam. Razem z bagażem zawędrowałam wprost w kierunku podłoża.
 - Ała – pisnęłam. Tak jak przypuszczałam, maluch zamiast udzielić pomocy stał głośno się śmiejąc.
 - Sakura-san, jesteś naprawdę słaba.
 - To nie moja wina, że ten debil tyle tam tego wpakował! – warknęłam ponawiając próbę. Tym razem przywykłam do ciężkości niesionej rzeczy i z trudem skierowałam się do drzwi. Na korytarzu czekała już cała Taka opierając się o ścianę.
 - Dzień dobry Suigetsu, dzień dobry Sasuke! – Orichi nie marnował czasu i od razu poleciał się przywitać. Coraz bardziej wściekła obserwowałam kluczyk, który za żadne skarby nie chciał trafić do właściwego miejsca.
 - Kurwa mać. – zaklęłam cicho. Ściągnęłam torbę i położyłam ją tuż obok. Ten czyn nie dawał jednak żadnych rezultatów. Moje dłonie trzęsły się niemiłosiernie. Nie mogłam znieść faktu, że być może ‘on’ właśnie na mnie spogląda, że być może jego czarne jak smoła tęczówki katują moje ciało. Nie potrafiłam na niego spojrzeć, nie po tym co miało miejsce wczoraj.
‘Cała drżałam. To było tak wszechogarniające, takie nowe – nie doznałam wcześniej czegoś takiego. Nie potrafiłam znaleźć siły, która pozwoli mi to kontrolować. Miało być zupełnie inaczej. Moim zadaniem było przeprosić, podziękować i dowiedzieć się więcej informacji na temat Naruto i ludzi Natuso. Kilka razy otwierałam usta, lecz zaraz potem – rezygnowałam. W tej sytuacji nie myślałam rozsądnie, nie byłam w stanie nic zrobić. Będąc w jego ramionach czułam się jak zwykła porcelanowa lalka, którą on może zniszczyć w dowolnej chwili. Jeszcze mocniej zacisnęłam kawałek jego koszuli. Miałam ochotę dotknąć swoich warg, przejechać po nich kciukiem i przywrócić smak jego ust. Byłam wściekła za te myśli, ale nie umiałam się im przeciwstawić. Po prostu…tuliłam się do niego i korzystałam z ‘dobrego’ i ‘sympatycznego’ Sasuke jakim w ów momencie był.
 - Madara chce abyśmy zmienili kryjówkę – powiedział twardo. Na dźwięk jego głosu, aż podskoczyłam. Sasuke wyczuł to i mocniej przytulił – Spokojnie – szepnął.
 - D…dlaczego? – z trudem wypowiedziałam to słowo. Co dzień krótkie i nic nie znaczące, nagle stało się najdłuższym i pełnym pułapek. Miałam świadomość tego jak bardzo złamanym głosem mówię, lecz Sasuke to rozumiał. Nie zadawał żadnych pytań, które mogły by mnie jeszcze bardziej skrępować. Czułam się tak beztrosko i bezpiecznie, pomimo targających mną emocji, pomimo tego wszystkiego, co tliło się wewnątrz mnie.
 - Uważa, że tą kryjówkę może niedługo wyczuć jakiś oddział z wiosek. Znalazł nam nową.
 - Już jutro tam pójdziemy?
Pokręcił przecząco głową.
 - Powiedziałem, że jeszcze przez jakieś dwa tygodnie będziemy mieszkać w tej starej kryjówce. Przeniesiemy się tam dopiero jak Orichi wróci do wioski.
 - Dobrze – przytaknęłam. Raz jeszcze ogarnęło nas milczenie. Sama nie wiedziałam jaki stan wole? Byłam zbyt oszołomiona tym wszystkim. Nie miałam pojęcia czy jestem szczęśliwa, czy smutna. Nie miałam pojęcia czy tego chciałam czy nie. Wiedziałam bowiem jedno. Nadal chcę być w jego ramionach, wdychać jego zapach i rozkoszować się nim. Nadal chcę rozmawiać z tym miłym Sasuke.
Wzięłam się w garść. Poczułam nagły przypływ odwagi.
 - Opowiesz mi jak udało ci się wygonić ludzi Natsuo?
Zawahał się. Nie byłam w najlepszym stanie emocjonalnym, ale taki szczegół nie uciekł mojej uwadzę. Sądziłam, że zaprzeczy, jednak moje oczekiwania się nie spełniły.
Spędziliśmy tak ponad godzinę. Uchiha wyjawił mi nawet słowa Uzumaki’ego jakie usłyszał tuż po incydencie. Szczerze, sama nie wiedziałam, iż Naruto nadal z takim zapałem zaprasza go do wioski i oczekuje na jego powrót. To był chyba pierwszy raz kiedy Sasuke nie unikał tematu dawnego przyjaciela, kiedy bez dziwnych reakcji opowiedział wszystko po kolei. O tym, że Kirimo podejrzewał mnie i o tym w jaki sposób czarnowłosy zbył tą grupkę.
 - Wiesz kto go zamordował? – zapytałam zdziwiona. Pierwsza planowana przez mój mózg reakcja? Oderwać się od niego i wbić wzrok w jego czarne tęczówki. Odzew mojego serca? Pozostanie w tej samej pozycji. Co się ze mną dzieje?
 - Wiem – odpowiedział budząc mnie z zamyślenia.
 - Powiesz mi?
 - Powiem.
To było dla mnie jeszcze większe oszołomienie.
 - Więc …
 - Ale to później – przerwał mi. Zamieniłam się w słup soli, gdy poczułam jak Sasuke bawi się pojedynczymi kosmykami moich włosów. Nadal jednak nie zareagowałam, nadal byłam zbyt przerażona ogółem tej sytuacji.
Ostatecznie to trzask tłuczonego szkła oderwał nas od siebie. Oboje zerwaliśmy się biegiem w kierunku dźwięku. Powinnam się obawiać, powinnam się bać o bezpieczeństwo Orichi’ego. W końcu to właśnie jemu mogło się coś przydarzyć. Ale co ja robiłam? Bezustannie zastanawiałam się czy mogę teraz dotknąć swoich ust? Głupia ja. Zawarczałam jak wściekłe zwierzę i przyśpieszyłam. Okazało się jednak, że to Suzue zasłabła przy szykowaniu kawy. Zajęłam się nią w czasie gdy czarnowłosy wszedł już na górę. Odetchnęłam. W pewnym sensie dziękowałam tej kobiecie za ten incydent. ‘

 - Sakura, coś ty taka rozkojarzona? – sama zaskoczona byłam tym, że z transu wybudziłam się już za pierwszym razem. Kluczyk, który trzymałam w ręku przejął Suigetsu. Oczywiście, jemu za pierwszym razem udało się trafić we właściwe miejsce. Zaśmiał się widząc mój skołowany wyraz twarzy – Hej obudź się księżniczko, wreszcie wracamy do kryjówki – dodał.
 - P…przepraszam – wydukałam spuszczając głowę. Kątem oka spostrzegłam jak Uchiha kieruje się w naszą stronę. Wstrzymałam oddech, serce od razu podskoczyło mi do żołądku, a tętno przyśpieszyło. Znowu? Co się ze mną dzieje?
 - Suigetsu, idź do tej recepcjonistki i zanieś jej klucze – rzucił do białowłosego. Czułam na sobie jego spojrzenie, zniecierpliwiona czekałam na to co zrobi.
Ostatecznie schylił się i przejął torbę, którą z trudem przytoczyłam do drzwi wyjściowych. Odwrócił się na pięcie i poszedł w ślady Suigetsu nie pozostawiając po sobie nawet słowa. Jedynie dobrze znany męski zapach, którego dopiero wczoraj mogłam zupełnie poznać.
 - Sakura-san! Nie stój w miejscu, chodź! – Orichi chwycił moją rączkę i ruszył biegiem za Sasuke. Juugo szedł tuż za nami. Każdy coś niósł, nawet Orichi. Jedynie ja stawiałam miarowe kroki czując się jak ostatni wybryk natury. Dlaczego? Bo nie miałam odwagi powiedzieć mężczyźnie, że to ja chcę przejąć bagaże. Nigdy nie miałam podobnego problemu, chyba, że w grę wchodził Eizo…
Eizo. Eizo – niedługo się z nim spotkam. Wtedy wrócę do pokoju – kto wie jakie zachcianki najdą go w tym tygodniu? Byłam pewna, że nie będzie on tak spokojny jak ostatni.
Wzrok wlepiłam w malucha, który bez przerwy przyglądał się czarnowłosemu.
 - Sasuke! – zaczął przeciągle.
 - O co chodzi?
 - Jak duży jest twój dom?
 - Mój dom? – powtórzył zaskoczony jego pytaniem – To kryjówka, zatrzymujemy się tam żeby dokładnie obmyślić kolejny plan działania na misji.
 - Ale jest duża?
 - Bardzo.
 - Taaaka duża? – ciągnął dalej unosząc obie ręce do góry, które w przybliżeniu miały zaprezentować wielkość chodzącą mu po głowie. Pomimo tak druzgocącego stanu mojej psychiki, zachichotałam pod nosem widząc zachowanie brązowowłosego.
 Sasuke dłuższą chwilę milczał.
 - Chyba tak – wypalił, drapiąc się po głowie.
 - A jak daleko jest stąd do kryjówki?
 - Około czterech godzin – odparł, a ja z szeroko otwartą buzią obserwowałam to jak obydwoje swobodnie się ze sobą porozumiewają. Wiedziałam, że mieli okazje pokonwersować w szpitalu, lecz nie pomyślałam, że są już na tak dobrych stosunkach – Nie dasz rady? – dodał z kpiną.
Orichi od razu się zdeterminował.
 - Oczywiście, że dam! Byłem po prostu ciekaw ile zajmie nam podróż …
 - Potrafisz przebyć taką drogę bez postojów, czy będziemy musieli jakiś zrobić?
 - Potrafię! – wykrzyknął bijąc zaciśniętą pięścią o swoją klatkę piersiową.
 - Ja jednak uważam, że jeden postój się przyda.
 - Sasuke myślisz, że jestem słaby?
 - Jesteś jeszcze dzieckiem. Nie dasz rady przebyć takiej trasy bez odpoczynku.
 - On ma rację Orichi – nie mogłam się powstrzymać i wtrąciłam się do zażyłej konwersacji. Chłopczyk odwrócił się w moim kierunku z naburmuszoną miną, Sasuke jednak szedł spokojnie przed siebie jakby żadne słowa do niego nie doszły.
 - Sakura-san – jęknął – Ja …
 - Bez dyskusji! – przerwałam mu – Lepiej jest dotrzeć na miejsce wypoczętym niż zmęczonym, prawda?
 - No tak, ale … – nie dokończył widząc moje błagalne spojrzenie. Orichi westchnął zrezygnowany – Niech będzie.
 - Grzeczny chłopczyk.
Nadszedł czas by pożegnać to miejsce. O tak. Wiele wspomnień wiąże mnie z tym tygodniem. Taniec z Sasuke, spotkanie z Madarą, Orichi, który mnie poznał. Najbardziej szokującym faktem była jednak niespodzianka jaką przyszykował dla mnie Sasuke. To prawda, że nie raz rozmyślałam nad tym jak Uchiha się zmienił. Jednak po tych kilku dniach przekonałam się, że ta zamiana stała się diametralna. Nawet nie ośmieliłam się oczekiwać po nim takiego zachowania – a jednak.
Ostatni raz spojrzałam na hotel. Zazwyczaj to Eizo zapraszał mnie w jego progi zaskakując kolejnymi zachciankami. Wszystkie te wydarzenia łączą się z cierpieniem i łzami jakie wówczas wylałam. Teraz natomiast jestem dumna z tego pobytu, był to jeden z najwspanialszych tygodni od bardzo dawna. Byłam lekko zagubiona – brakowało mi Sasuke. Tak. Przyznaję się do tego. Przez to co wczoraj się wydarzyło, zachłysnęłam się jakimś nowym rodzajem energii. Brakowało mi Sasuke, lecz mimo to dobrze spędziłam te dni. Byłam szczęśliwa razem z Orichi’m. O wiele lepiej poznałam osobowość Suigetsu i przestałam obawiać się przyznania do ukrytych wewnątrz mnie uczuć.
 - Co za kobieta – tuż obok swojego ucha usłyszałam dobrze mi znany głos, jednak w tym wydaniu był on delikatnie zironizowany. Rozmówca widząc moje zainteresowanie dodał: – Czy my w ogóle mamy dzisiaj kontakt, Sakura?
 - Mamy – odrzekłam.
 - Więc czemu mi nie odpowiadasz? Przestań się gapić na ten hotel i chodź już, wszyscy czekają. Wiesz dobrze, że musimy jeszcze ominąć strażników.
 - Tak, tak… – machnęłam lekceważąco ręką i minęłam Suigetsu idąc w kierunku pozostałej grupy. Tyle emocji, tyle przygód – kto by pomyślał, że napotka mnie to właśnie w hotelu mojego narzeczonego. Uśmiechnęłam się do siebie widząc niezadowolone spojrzenia członków Taki. Chyba rzeczywiście męczę ich swoim zachowaniem.
 - Sakura, czekaj! – zawołał za mną – Muszę iść jeszcze do Domu Dziecka powiedzieć, że Orichi oficjalnie opuszcza wioskę.
 - Po co? – zapytałam podejrzliwie.
 - Muszą spisać godzinę. Od tego momentu rozpoczynają się dwa tygodnie na dostarczenie tego potwierdzenia, które ci dałem.
 - Wcześniej mi o tym nie wspominałeś.
 - Zapomniałem – uśmiechnął się przepraszająco i spojrzał na Orichi’ego – Ty przecież nie możesz iść bo jesteś za bardzo rozpoznawalna. Muszę zabrać tam jego…
 - Ta wioska bardzo dziwnie do tego podchodzi – wtrącił Sasuke krzyżując ręce na piersiach.
 - Zgadzam się z Sasuke – dorzucił Juugo.
Suigetsu wzruszył bezradnie ramionami.
 - Kiedy postanowiłem wziąć go ze sobą – kontynuował Sasuke – Myślałem raczej, że będziemy musieli go uprowadzić. Dziwnie się, że opiekunka zgodziła się by opuścił Sune z dwoma obcymi facetami.
 - No cóż …powiedzmy, że w tej sytuacji użyłem tego – Suigetsu zdjął plecak i przeszukiwał go dłuższą chwilę by ostatecznie wyciągnąć z niej opaskę ninja prezentującą symbol Konohy. Zaśmiałam się na widok miny Sasuke i Juugo.
 - Skąd ją masz?
 - Jak to skąd? Od Sakury.
 - To opaska medycznego ninja.
 - Co z tego? Też nadaję się na Medyka – wypalił spoglądając na nas z wyższością – To co mały idziemy? Poczekacie tutaj, prawda? To zajmie chwilę.
 - Idę z wami! – wykrzyczał w ostatniej chwili Juugo doganiając tą dwójkę. Westchnęłam z rozbawieniem obserwując tą scenkę. Taka to naprawdę jedna z najdziwniejszych organizacji. Jak na geniuszy zła przystało powinny nie okazywać emocji i być pozbawieni wszelakich pozytywnych uczuć. Tak. Suigetsu to prawdziwy przykład członka złowrogiej grupy, pomyślałam z sarkazmem.
Odwróciłam się z powrotem, kiedy ich sylwetki całkowicie zniknęły z pola widzenia. Wtedy zamarłam. Bowiem dopiero w ów momencie doszło do mnie, iż pozostałam sama …z Sasuke.
Nie, nie, nie! Krzyczałam w myślach starając się jakoś opanować serce, który powoli poczęło tracić swój normalny rytm. Sasuke spojrzał na mnie przelotnie, a zaraz potem wbił wzrok w przestrzeń przed sobą. Uliczki o tej porze były zapełnione. Myślałam nad tym czy aby ‘przypadkiem’ nie zgubić się w tłumie…Nie. To z pewnością było by zbyt tandetne.
 - Masz teraz zamiar mnie ignorować? – tuż za sobą usłyszałam ton pozbawiony wszelkich pozytywnych emocji. Uchiha był śmiertelnie poważny. Powróciło jego dawne chłodne obliczę. Stałam jak wryta dłuższą chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią. Ignorować? Przecież to on mnie ignoruje i kompletnie na reaguje na słowa, które wypowiem. Nie odwróciłam się. Obecny stan naszej konwersacji mi odpowiadał. Sasuke znajdował się tuż za mną, a na czubku swojej głowy czułam jego ciepły oddech.
 - Nie ignoruje cię – wydukałam pierwszą lepszą odpowiedz jaka pojawiła się wewnątrz mojego umysłu.
 - Dzisiaj się do mnie nie odezwałaś.
 - A po co bym miała? Poza tym dzień się dopiero zaczął.
 - Racja – przyznał – W końcu większość poranka spędziłaś na wsadzaniu klucza do dziurki.
W odpowiedzi na tę uwagę żyłka na moim czole zaczęła niebezpiecznie pulsować. O nie. Głos Sasuke wypełniła nutka rozbawienia. Jak może mnie wyśmiewać, ostatecznie to z jego powodu nie potrafiłam tego dokonać. Prychnęłam cicho nadal pozostając w tej samej pozycji. Wizja spotkania z jego czarnymi tęczówkami za bardzo mnie przerażała.
 - Zamyśliłam się wtedy.
 - O czym myślałaś?
 - Nie twój interes – odrzekłam celowo kradnąc jego charakterystyczny ton głosu.
 - Jesteś na mnie zła? – zapytał po dłuższej chwili milczenia.
 - Nie.
Denerwowałam się. Uchiha nic już dalej nie odpowiedział. Stał za mną pochłonięty kompletnym milczeniem. Postanowiłam wziąć z niego przykład i wsłuchiwać się w rozmowy przechodniów. Sądziłam, że Sasuke dorzuci jeszcze jakieś dwa grosze, lecz się przeliczyłam. Obawiałam się, że być może nie słyszę go przez cały chaos jaki nas otocza. Nasłuchiwałam uważnie dźwięków płynących z jego strony, jednak we wszystkich głosach jakie do mnie dochodziły nie znalazłam tam tego upragnionego.
Cisza pochłonęła nas na dobre piętnaście minut. Zaraz potem wrócili Juugo, Suigetsu i Orichi.
 - Dziesiąta trzydzieści cztery – powiedział Orichi na przywitanie – Za równe dwa tygodnie do dziesiątej trzydzieści cztery musicie dostarczyć tam potwierdzenie.
 - Rozumiem – rozumiem. Rozumiem to co powiedział do mnie Orichi, ale dlaczego nie potrafię zrozumieć rozmowy jaka zaszła między mną, a Sasuke? Rozmowy? To była raczej krótka wymiana zdań nie mająca nic na celu. Uchiha mnie pocałował, i co? Atmosfera jaka była wyczuwalna między nami nie przypadła do mojego gustu.
Przypomniały mi się słowa Suigetsu.
‘Zawsze podróżujemy w ciszy’ - przynajmniej ten czas dobrze wykorzystam na własne przemyślenia. Orichi na pewno szybko się zmęczy i w końcu zaśnie w czyiś ramionach. Tak. To będzie doskonała chwila na kolejne poukładanie myśli. Sasuke, pomyślałam patrząc na czarnowłosego. Dzisiaj to mój pierwszy raz. Na moje szczęścia Uchiha skupiał się na miarowym stąpaniu, zatem mogłam się mu swobodnie przyglądać.
‘Cholernie mnie tym wszystkim wkurzasz. Znowu jestem przez ciebie skołowana. Weź się w garść i wyjaśni mi w końcu co tak naprawdę masz na celu. Dlaczego to zrobiłeś?’
‘Dlaczego mnie pocałowałeś?’
Bramę przekroczyliśmy bez dodatkowych problemów. Mogliśmy wreszcie raz na zawsze pozbyć się płaszczy, które w Sunie stały się istną monotonią. Godziny mijały, a Orichi mimo, że hardo walczył na samym początku po pierwszych trzydziestu minutach omal nie stracił równowagi. Długi czas namawiałam go by skorzystał z moją pomocy. Finalnie uległ, i od razu wokół zrobiło się cicho. Tak jak się spodziewałam, usnął w moim ramionach. Musiał być naprawdę bardzo zmęczony. Ciekawiło mnie to, dlaczego Sasuke wywołuje u niego taką determinację. Chciała bym w szczegółach poznać ich pierwsze spotkanie – czy Sasuke wobec Orichi’ego był równie zimny i oziębły, czy być może znalazł w sobie odrobinę życzliwości?
Wśród tych wszystkich pokładów energii, nagle poczułam coś zupełnie odmiennego. Odwróciłam się za siebie oceniając teren, lecz nic nie przykuło mojej uwagi. Żaden z członków Taki nie zareagował, chociaż ta chakra wydawała mi się znajoma. Westchnęłam. Przez te ciągle myśli o Sasuke, zaczynam powoli szaleć. Przewrażliwienie to moja druga zła cecha.
Suigestu chyba w związku z wcześniejszymi wydarzeniami poddał się i nie zaczepiał podczas całej podróży. Podążał tuż za mną razem z Juugo, zaciekle o czymś opowiadając. Uchiha był na przodach i jedyne co raziło moje oczy to znak symbolizujący klan, z którego pochodzi. Wreszcie mogłam się skupić, mogłam ogarnąć cały harmider i wyzbyć się chaosu panującego w moim umyśle. Sasuke mnie pocałował, zaraz po tym przytulił i prosił bym nie zadawała pytań. Psia krew! Jak mam to wszystko rozumieć? Po długich i naprawdę wyczerpujących refleksjach przystanęłam na jednej hipotezie. Zwyczajnie go poniosło. Jest w końcu zwykłym mężczyzną, być może pragnął poczuć na własnej skórze pocałunek z mojej strony. Westchnęłam – nagle wszystko straciło sens. Wszystko odeszło. Zostały tylko pytania jakie planowałam zadać Sasuke…
Minęła kolejna godzina.
 - Sasuke! – po przestrzeni rozniósł się głos Hozuki’ego. Momentalnie mnie wyprzedził by wyrównać bieg z liderem. – Wiem, że mały śpi, ale może zróbmy lepiej postój.
 - Dlaczego?
 - Kiedy podróżowaliśmy do Suny, nie mieliśmy tego – przerwał by wskazać na plecak po brzegi wypełnionymi produktami jakie zakupiliśmy w sklepie – To jest ciężkie. Poza tym Sakura już ledwo wytrzymuje nosząc Orichi’ego – dodał z jękiem.
 - Jak długi chcesz ten postój? – spytał podenerwowany.
 - Dwadzieścia minut w zupełności mi wystarczy.
Nagle czarnooki raptownie się obrócił by zlustrować wzrokiem pozostałych członków Taki. Starałam się walczyć ze zmęczeniem lub w najgorszym wypadku zamaskować go sztucznym uśmiechem, lecz pod wpływem jego spojrzenia było to wręcz niemożliwe. Skoro nawet Suigetsu zdołał go wyczuć – w tej sytuacji moje umiejętności kamuflujące zawaliły sprawę.
 - Juugo, Sakura… – zaczął z powagą – Pasuje wam?
 - Nie mam nic przeciwko – odkrzyknął płowo włosy. Pokiwałam tylko głową informując, iż zgadzam się z poprzednikiem.
W pewnym sensie cieszyłam się z propozycji kompana. Ja sama nie miała bym odwagi podejść do Sasuke i patrząc w czarne tęczówki zapytać o postój. Odebrał ze mnie resztki odwagi, odebrał ze mnie wszystko co wiązało się z logicznym myśleniem. Postanowiłam nie tracić czasu. Bezzwłocznie ułożyłam malca pod drzewem, a sama usadowiłam się obok ocierając pot z czoła. Z nudów poczęłam obserwować pozostałych towarzyszy. Przyglądałam się Juugo, który jak tylko doprowadził dłonią swoje włosy do porządku zabrał się za czytanie książki. Sasuke również ułożył się pod drzewem wyciągając z plecaka pierwszą, nadającą się do spożycia kanapkę. Suigetsu nie miałam okazji podziwiać zbyt długo, ponieważ zaraz zniknął w głębi lasu w celu znalezienia źródła wody.
Doszedł do mnie nowy przerażający wątek. Gdyby w tym momencie, ktoś poprosił mnie o podejście do Uchihy i wyciągnięcie najprostszych informacji cała moja odwaga i pewność siebie jaka we mnie kiełkowała, nagle rozpłynęłaby się w powietrzu. To absurdalne. Dlaczego mam tak banalny problem? Taka kwestia dotyczyła zakochanych po uszy nastolatek, mających dylematy z pokonaniem własnej nieśmiałości.
Pragnęłam dalej pochłonąć się w rozważania, czułam, że dochodzę już do pewnego punktu kulminacyjnego. Do jakieś odpowiedzi, która zatrzyma ten nieprzerwany proces. Jednak nie mogłam. Powstrzymał mnie od tego Orichi, który nagle zaczął niesfornie poruszać się w miejscu. Chwilę potem przetarł rękoma oczy i przeprowadził rekonesans całego otoczenia.
 - Już się obudziłeś? – zapytałam go z delikatnym uśmieszkiem. Chłopczyk na początku spojrzał na mnie nie rozumnie. Dopiero po upływie kilku sekund zaczęły do niego dochodził poszczególne wydarzenia. Podniósł się gwałtownie.
 - Zasnąłem! – stwierdził wzruszając bezradnie ramionami – Sakura-san, dlaczego mi na to pozwoliłaś?
Zaśmiałam się cicho.
 - Byłeś bardzo zmęczony, a gdy zaczęłam do ciebie mówić już spałeś.
 - Następnym razem tak nie będzie – powiedział zawzięcie. Po tym jakże ujmującym wyznaniu zasiadł z powrotem w dawne miejsce mamrocząc pod nosem bliżej nieokreślone słowa. Przypatrywałam się mu z kącikami ust, które w jego towarzystwie odruchowo unosiły się do góry – To nie znaczy, że jestem słaby, prawda Sakura-san?
 - Oczywiście, że nie. Każdy, nawet największy Shinobi czasami jest zmęczony. To wcale nie jest oznaka słabości. Tym bardziej, że wiele rzeczy wydarzyło się przez ostatnie kilka dni.
 - Masz rację – jego entuzjazm urósł jeszcze bardziej.
 - Jesteś głodny?
 - Nie.
 - Na pewno? Podróżujemy już trzy godziny…
 - Czyli jeszcze została nam godzina drogi? – spytał pełen nadziei. Zdziwiło mnie to, że tak precyzyjnie zapamiętał czas naszej podróży, który podał mu Sasuke. Zanim udzieliłam mu prawidłowej odpowiedzi podniosłam wzrok do góry by zorientować się w otoczeniu. Westchnęłam. W owym momencie byłam jak zagubiona owieczka – nie miałam zielonego pojęcia gdzie znajduję się kryjówka. Jako członkinie oddziału ANBU uczono mnie orientacji w terenie, lecz to kończyło się zazwyczaj na drogach do poszczególnych wiosek, które znałam perfekcyjnie – Więc? – ponowił Orichi widząc moje zamyślenie.
 - Zrobiliśmy postój, więc automatycznie na miejscu będziemy później. Poza tym mamy dużo ciężkich zakupów, poruszamy się znacznie wolniej niż przedtem – odrzekłam. Tak naprawdę tempo to narzucone było tylko i wyłącznie ze względu na malucha. Wolałam jednak przemilczeć tą kwestie, otóż ciężkie reklamówki również ponosiły swoją winę.
Spojrzałam na towarzyszy. Suigetsu nadal nie wracał mimo, że od czasu postoju minęło już dwadzieścia minut. Sasuke i Juugo skupieni byli na swoich czynnościach. Jeden na czytaniu, drugi na ostrzeniu kunai. Nawet Orichi znalazł sobie zajęcie w postaci przeszukiwania całej mojej torby. Powolnym krokiem poniosłam się ku górze, co automatycznie zwróciło uwagę zebranych.
 - Co robisz? – wzdrygnęłam się słysząc jego chłodny ton. On jako jedyny nie zwrócił na mnie wzroku, jednak zadał to cholernie pytanie. Przełknęłam ślinkę. Raz jeszcze przeleciało mi przez myśl pytanie odnośnie mojego obecnego zachowania. Ile bym dała aby wszystko wróciło do normy. Abym traktowała Uchihe normalnie. Normalnie? Jak wygląda u mnie normalne traktowanie Sasuke?
Wściekle pokręciłam głową i nabrałam sporej dawki powietrza do płuc.
 - Chcę się przejść, a także poszukać Suigetsu. Długo nie wraca – o dziwo mój ton nie brzmiał tak żałośnie jak się spodziewałam. Stałam jak słup soli czekając na słowa Sasuke – Musi być daleko bo nie wyczuwam nawet jego chakry – dodałam.
 - Przydałaby się Karin – wtrącił Juugo kartkując książkę. Widocznie ta kwestia nie wzbudziła w nim krzty zainteresowania.
Niechętnie musiałam przyznać mu rację.
 - Juugo ma …
 - Jak chcesz to idź – w słowo wszedł mi ten dobrze znany ton. Ten od, którego moje ciało ogarniała masa potężnych ciarek. Spojrzałam na niego zaskoczona tak szybką decyzją, nawet Juugo nie krył zdziwienia jakie na ułamek sekundy przemknęło przez jego twarz.
 - Pozwalasz jej? – zapytał z szeroko otwartymi oczami, Uchiha przytaknął. Nagle wszyscy zerknęliśmy na Orichi’ego. Może była to jakaś empatia, połączenie myśli? W każdym razie, najwyraźniej każdemu z nas przyszła ta sama cholerna myśl. Przecież według malucha jesteśmy na misji, to nie naturalne aby zabraniać członkom oddalania się od obozu.
 - Jestem kapitanem tej misji, więc ja udzielam rozkazy – wyjaśnił Sasuke. Słowa te skierował do Juugo, jednak wiedziałam, że były one odpowiedzią na zainteresowany wzrok malca.
 - Więc idę – oznajmiłam nie tracąc więcej czasu. Przerwałam chłopczykowi zabawę by wyciągnąć z plecaka butelkę, która prosiła się o napełnienie – Bądź grzeczny – upomniałam go.
 - Sasuke jest kapitanem misji? – zapytał się nagle. Zdezorientowana pokiwałam twierdząco głową – Sasuke, a czy ja też mogę iść z Sakurą-san?
Gdyby nie powaga sytuacji wybuchłabym gromkim śmiechem na widok miny Sasuke. Takie momenty są naprawdę bezcenne.
 - Przecież jesteś kapitanem – ciągnął dalej – Musiałem się ciebie spytać.
 - Bardzo dobrze, że spytałeś – powiedział wstając – Możesz iść, ale postaraj się znaleźć Suigetsu chciałbym już ruszać dalej.
 - Tak jest! – wykrzyknął szczęśliwy i pociągnął mnie za rękę w stronę lasu tłumacząc, że właśnie w tym kierunku udał się wcześniej Hozuki. Nie sprzeciwiałam się. Sama doskonale znałam kierunek jego podróży. Z mętlikiem w głowie szłam szybkim krokiem za Orichi’m. Zachowanie Sasuke znowu mnie zadziwiło – Dziękuje Sasuke – rzucił na ostatek słowa, które tak ciężko mi przechodziły przez gardło. Nie odezwałam się – chociaż powinnam. Z kamiennym wyrazem twarzy gnałam przed siebie.


 - Orichi nie tak daleko – powiedziałam, gdy zdałam sobie sprawę, że znajdujemy się już prawie dwa kilometry od miejsca postoju. Skoro nie spotkaliśmy dotychczas Suigetsu oznacza to, iż nadal nie powrócił. Zastanawiało mnie co może robić tyle czasu. Strumyk minęliśmy już dziesięć minut temu – byłam pewna, że coś musiało się wydarzyć.
 - Nadal nie czujesz chakry pana Suigetsu? – usłyszałam przed sobą zamartwiony głosik.
 - Na pewno zaraz się znajdzie.
 - A jeśli nie?
 - Jesteśmy tu po to aby go odnaleźć, prawda?
 - Ale co możemy zrobić skoro nie wyczuwasz jego chakry?
Dobre pytanie, pomyślałam zażenowana. W głównej mierze prawdziwym powodem mojej przechadzki miały być kolejne rozmyślania. Ze względu na Orichi’ego musiałam zrezygnować z tego czynu i oddać się innemu zadaniu, które powierzył nam Sasuke. Juugo miał świętą rację. Z Karin wszystko byłoby prostsze.
Minęło kolejne pięć minut. Spacerowaliśmy po lesie bez bliżej określonego celu. Odnalezienie Suigetsu już dawno zaliczyliśmy do niemożliwych. Musiałam przyznać, że miła atmosfera jaka panowała pozytywnie wpłynęła na mój nastrój. Delikatnie powiewy, słońce, które co chwila starało się wygrać z koronami drzew by porazić nas swoimi promieniami. Zamknęłam oczy i w zupełności poddałam się uczuciu błogości. Orichi chyba również to poczuł.
 - Sakura-san, tęsknisz za Konohą? – odezwał się nagle. Atmosfera jednak mimo tego nie uległa szczególnej zmianie. Drgawki jakie przeszyły moje ciało szybko odeszły. Nie chciałam myśleć o wiosce, nie teraz …
 - Oczywiście, że tęsknie – odpowiedziałam szczerze.
 - To dlaczego zdecydowałam się na wzięcie udziału w tej misji?
 - Ponieważ dotyczy ona czegoś ważnego.
 - Czego?
 - Wiesz dobrze, że nie mogę ci powiedzieć – uśmiechnęłam się na widok wyrazu jego twarzy. Spojrzałam w górę. Na ten krótki moment korony drzew stały się rzadsze przez co mogłam dojrzeć kawałek nieba. Misja. O tak, pomimo, że została uprowadzona bez własnej woli za każdym razem gdy powtarzałam Orichi’emu, że jestem na misji czułam, że naprawdę jakąś mam. Czułam, że muszę ją spełnić. Pragnęłam dotrzeć do Sasuke – a to zadanie zaliczało się do najtrudniejszych. Dlatego zdecydowałam się wziąć w niej udział. Dlatego pewnego dnia powiedziałam sobie ‘Nie uciekniesz, póki nie odkryjesz co tak naprawdę znajduję się wewnątrz niego’. Po tym co wydarzyło się wczoraj byłam jeszcze bardziej głodna wiedzy, tak cholernie ciekawa motywów jego postępowania.
Ale jak miałam je odkryć, bojąc się spytać o pozwolenie na opuszczenie postoju?
 - A powiesz mi kiedyś? – zapytał znowu, budząc mnie tym samym z transu.
 - Jeśli dobrze ją wykonam to powiem ci.
 - Wiem, że ci się uda Sakura-san – uśmiechnął się szeroko – Jesteś bardzo silna, jesteś miła i kochana! Jesteś najwspanialszą osobą jaką w życiu poznałem!
Słuchałam ze zdziwieniem jego wypowiedzi. Atmosfera stała się nagle jeszcze przyjemniejsza niż dotychczas. Niechciane myśli o Konoha odeszły.
Jestem silna …Dlaczego więc nie potrafię stanąć twarzą w twarz ze swoim narzeczonym i przeciwstawić się jego szantażom?
Jestem miła …Dlaczego obawiam się zwykłego kontaktu z Uchihą?
Jestem kochana ….Kocham Naruto. Kocham go jak rodzonego brata i znam go doskonale. Ani na chwilę nie wątpiłam w jego odwzajemnioną miłość.
Nie. Nie będę frapować się myślami o wiosce – to zbyt bolesne.
 - Dziękuje Orichi – wyszeptałam lekko zaczerwieniona. Kiedy maluch to zauważył zaczął skakać radośnie wskazując palcem na moje policzki.
 - Sakura-san jesteś czerwona!
 - No i co z tego?
 - Wyglądasz pięknie jak jesteś czerwona!
 - Orichi! – pisnęłam zawstydzona odruchowo zakrywając swoje policzki. Napotkałam się z jego dziecięcym śmiechem będącym dla mnie najpiękniejszą melodią – Ty mały potworze, robisz to specjalnie! – dodałam chwytając go w pasie i delikatnie łaskocząc. Nie robiłam tego wyłącznie dla przyjemności. Robiłam to by słyszeć ten głos, który kojarzył mi się ze szczęściem i radością spotykaną w Domu Dziecka.
 - Sakura-san przestań! – wołał przy napływie kolejnych salw śmiechu. Chyba nie myślał, że naprawdę to zrobię? Zaczęłam śmiać się razem z nim zupełnie zapominać o otaczającej nas przestrzeni. Ostatecznie rozsądek jednak przemówił. Kątem oka obserwowałam teren wokół nas, drugą część skupiałam na Orichi’m. Byłam taka …
Nie. Coś tu nie pasowało.
Nagle cały ten dotychczasowy czar prysł. Kilka zmysłów poczęło szaleć. Moje oczy otworzyły się szeroko. Momentalnie zaprzestałam wykonywanego czynu i podniosłam się badając wzrokiem wszelkie podejrzane detale. Orichi natychmiast zjawił się przede mną zdziwiony moim zachowaniem.
Zamarłam. Więc to co czułam wcześniej wcale nie było zwykłym przypadkiem? Nie wiedziałam co począć, wszystko działo się tak szybko. Sekundę temu świetnie bawiłam się z Orichi’m teraz martwiłam się o jego bezpieczeństwo. Kiedy oni …?
 - Orichi – warknęłam nadal nie tracąc czujności – Wracaj w tej chwili do Sasuke i Juugo!
 - A…Ale dlaczego? – wydusił zszokowany. Nie chciałam marnować czasu na tłumaczenia. Pochwyciłam kunai, które dotychczas znajdowało się w mojej kaburze i wyczekiwałam odpowiedniego momentu. Kątem oka spostrzegłam jak malec dalej stoi w tym samym miejscu.
 - Orichi! – tym razem wrzasnęłam tracąc cierpliwość – Wracaj do Sasuke, w tej chwili!
 - Ale co się stało Sakura-san?
 - Wrogowie – szepnęłam do niego wyżej unosząc swoją broń. Co prawda, ich chakra nie zajmowała wysokiego poziomu. Tak naprawdę była ledwo wyczuwalna. Jednak nie miałam pojęcia czy było to spowodowane umiejętnościami czy może też dużą odległością jaka nas dzieliła. Wiedziałam jednak, że już wcześniej miałam do czynienia z tym pokładem energii.
‘To nie Madara’, uspokajałam się. Nie. Jego chakra była kompletnie niewyczuwalna. Może dowiedział się o Orichi’m? Może nasłał na nas jakiś ninja aby wyeliminowali malca? Odrzuciłam od siebie zbyteczne myśli i przygotowałam się na walkę. Dwoje ninja kroczyło zbyt podejrzanymi ścieżkami.
Zerknęłam na brązowowłosego.
Cały drżał. Zrozumiałam, że moim zbyt poważnym tonem napędziłam mu niepotrzebnego stracha. Wymusiłam na sobie delikatny uśmiech.
 - Wszystko będzie dobrze – powiedziałam i zaryzykowałam stawiając na pierwszą opcje – Ci ninja nie są silni, szybko się z nimi uporam, a ty wracaj do Sasuke.
 - Nie zostawię cię Sakura-san! – odkrzyknął hardo.
 - Orichi błagam, wracaj! Nie wytrzymam jeśli coś ci się …
W tym momencie naszą konwersację przerwał szelest liści, który z sekundy na sekundę robił się coraz bardziej wyraźny. Oboje w tej samej chwili wstrzymaliśmy oddech czekając na dalsze wydarzenia. Jednak ja nagle bardziej się uspokoiłam. To, że są blisko wiązało się również z ich beznadziejnymi umiejętnościami. Poziom chakry jaki wyczuwałam nadal był mizerny.
 - Orichi – ponaglałam, lecz on nawet nie drgnął. Niespodziewanie podbiegł do mnie i z kabury wyciągnął kolejny sztylet. Spojrzałam na niego zszokowana, próbowałam odebrać narzędzie z ręki, jednak on był szybszy. Oddalił się z powrotem na poprzednie miejsce nasłuchując dochodzących odgłosów.
 - Jesteśmy już za daleko by Sasuke czuł twoją chakre? – zapytał jak gdyby nie był w stanie dostrzec mojego skołowania. Pokiwałam ogłupiała głową.
 - Oddaj mi kunai – rozkazałam.
 - Jest ciężkie – przyznał poruszając ręką kilka razy w górę i w dół – Zawsze zastanawiałem się jak to jest trzymać go w ręku.
 - To nie jest śmieszne! – wrzasnęłam wściekła, planowałam podjąć kolejną próbę i odzyskać ukradzione narzędzie, jednak czas zdecydowanie mi na to nie pozwolił. Chakra była już tutaj. Z zapartym tchem spojrzałam w górę i tak jak sądziłam na gałęzi drzewa znajdowała się męska sylwetka prezentująca kpiarski uśmiech.
Załatwiła bym to inaczej, gdyby nie obecność dziecka. Zaklęłam siarczyście pod nosem i obserwowałam poczynienia wroga. Po głębszej analizie detalów jego wyglądu doznałam szoku. Ta twarz była zbyt odrażająca by można było ją zapomnieć.
 - T…to ty … – wydusiłam starając się zatuszować zdziwienie.
 - Znowu się spotykamy – zaśmiał się opierając się o korę drzewa. Z niewiadomych przyczyn widząc jego pewność siebie, a także wole walki zachciało mi się śmiać. Tak perfidnie, okrutnie. Stanąć naprzeciw i prosto w jego twarz wypomnieć mu wszystkie błędy jakie dotychczas zrobił. Cały strach nagle wyparował. Uśmiechnęłam się złowieszczo widząc ilość strategii jakie naraz narodziły się wewnątrz mojego umysłu.
 - Chcesz podzielić los swojego przywódcy? – zakpiłam.
 - Bezczelna jak zawsze – westchnął, jego wzrok spoczął na niewinnym chłopczyku, którego wplątałam w świat Shinobi. Zaczęłam żałować, że zgodziłam się aby udał się razem ze mną – A to kto? Nie wiedziałem, że masz już za sobą niechcianą ciąże, dziwko.
 - Stól dziób! – wrzasnęłam. Powinnam dawać przykład Orichi’emu i z opanowaniem przyjmować wszelkie obelgi. W końcu jedyne co mają na celu to wyprowadzić mnie z równowagi. Jednak ja nie byłam idealna, nie potrafiłam ogarnąć rodzącej się we mnie złości w takich momentach. Bez wahania rzuciłam we wroga trzymanym kunai’em i skoczyłam na najbliższe drzewo by zaraz potem rzucić się na niego z pięściami – Tak jak myślałam – mruknęłam widząc minę mężczyzny, która nie spodziewał się takiego zachowania.
Kirimo z głośnym hukiem upadł na ziemie. Zeskoczyłam szybko z drzewa i stanęłam nad nim.
 - Jesteś śmieciem – warknęłam i naplułam na twarz, którą miał skierowaną w moją stronę. Było oczywiste, że obok tego gestu nie przejdzie obojętnie. Czekałam na prawdziwy wybuch złości, na kolejne przekleństwa skierowane na mój adres, czekałam na jakikolwiek objaw urazy z jego strony, lecz po moim czynie całą przestrzeń wokół ogarnęła głucha cisza.
 - Sakura-san – usłyszałam przerażony głosik Orichi’ego. Zacisnęłam wściekła oczy. Nie mogłam znieść faktu, iż on znowu tu jest. Zaskoczona cofnęłam się o jeden krok widząc na twarzy przeciwnika kolejny perfidny uśmieszek. Tak samo podle zachował się Natuso, a zaraz potem zostałam unieruchomiona jego jutsu.
Kurwa, zaklęłam przypominając sobie o jednym tak ważnym szczególe. Proteza! Ta cholerna ręką, którą ostatnimi czasy mnie powalił. Szybkim i gwałtownym ruchem planowałam wsiąść malucha na ręce i odskoczyć jak najdalej od tego zbira. Zamarłam w bezruchu zdając sobie sprawę, iż Orichi’ego nie ma tam gdzie powinien być.
 - Orichi! – krzyknęłam w akcie paniki rozglądając się po przestrzeni. Utknęłam w pozycji gotowej do ataku. Czyżby to możliwe abym po raz kolejny tak doskonale wszystko zawaliła!? Nie, nie, nie! Sasuke znowu się wścieknie, straci zaufanie! Zaczęłam gwałtownie rozglądać się po otoczeniu, ostatecznie go ujrzałam. Ale …nie był sam. Zszokowana przyglądałam się drugiemu mężczyźnie, którego twarz widziałam pierwszy raz w życiu. Wtedy mnie olśniło.
‘Dwa źródła chakry’ – mój głos. Tak prezentowały się moje myśli, jeszcze chwilę temu. Cholera, no tak! Przecież ilość osobników jaka się do nas zbliżała nie kończyła się na jednym. Miałam ochotę rozszarpać samą siebie za moją nieuwagę. Orichi stał przerażony, a tuż za nim wspólnik Kirimo przykładając sztylet do jego szyi – mój sztylet.
 - Zostaw go! – chciałam tam podbiec, lecz niespodziewanie przede mną zjawił się Kirimo. Z kącika jego ust sączyła się krew. Spojrzałam na niego z istną furią – Czego chcesz?!
 - Uspokój się to bachorowi nic się nie stanie – powiedział z powagą. Wedle jego wskazówki stanęłam jak wryta błagając aby chłopczyk bezpiecznie wyszedł z tej sytuacji – Zaraz ci wszystko wyjaśnię…
 - W co ty pogrywasz?! – nie byłam cierpliwa. Szczególnie w sytuacji kiedy moim bliskim groziło niebezpieczeństwo.
 - Jeden ruch za dużo, a on zginie.
Zatkało mnie.
 - Natsuo ufał Sasuke – zaczął mówić nie ukrywając podenerwowania – Jednak ja nie jestem taki jak Natuso. Sasuke obiecał, że zaraz po treningach przybędzie do naszego miasta i wyjawi kto tak naprawdę zamordował Natsuo…
 - Więc dlaczego jesteś tu, a nie w tym swoim zasranym miasteczku!? – wrzasnęłam. Moje reakcja automatycznie spotkała się z policzkiem jaki mi wymierzył. Cios nie był jednak na tyle mocny, aby powalić mnie na ziemie. Jeszcze bardziej wściekła chwyciłam się za bolące miejsce.
 - Sakura-san! – zdesperowany głos chłopczyka rozniósł się po przestrzeni. Co ja do cholery zrobiłam? Zabrałam go tu kompletnie nie myśląc o konsekwencjach…
 - Trzymaj się, Orichi – szepnęłam aby dodać mu otuchy. Miałam wielką ochotę oddać cios i to z o wiele mocniejszym promieniowaniem. Jednak jakikolwiek ruch był zabroniony, wszystko co robiłam groziło życiu niewinnego dziecka. Napotkałam się z sytuacją, której zawsze pragnęłam uniknąć – Mów o co ci chodzi – zwróciłam się do mężczyzny stojącego przede mną.
 - Nie lubię cię. Najchętniej zabił bym cię teraz za to jak bezczelna jesteś, jednak nie mogę tego zrobić. Dzisiaj posłużysz mi jako przynęta.
 - Przynęta? – przerwałam mu zaskoczona.
 - Nie mam czasu czekać, aż Sasuke łaskawie skończy trening i zjawi się w mieście. Chcemy zacząć działać i zemścić się na mordercy. Jestem pewny, że zrobiła to jakaś kobieta. Natsuo nie miał wrogów w mężczyznach – dodał widząc moje zainteresowanie.
 - I zapewne podejrzewasz o to mnie? – fuknęłam poirytowana całą sytuacją. Kirimo zadziwiła moja bezpośredniość. Zawahał się, ale finalnie pokiwał głową rzucając na mnie oskarżenie – To głupota. Dlaczego miała bym to robić?
 - Nie rób ze mnie idioty! Prz…
 - Nie musze – palnęłam uśmiechając się perfidnie. Kirimo wymierzył kolejny cios w moją twarz, lecz ja w porę zdołałam się odsunąć. Tak. Pogarszałam swoją sytuację, lecz nic nie poradziłam na nienawiść, która rosła we mnie na widok tego człowieka.
 - Suka – syknął rezygnując z kolejnej próby – Uwzięłaś się na Natsuo za to, że okazał się być silniejszy podczas waszego pierwszego starcia.
 - To prawda – przyznałam niechętnie. Na samo wspomnienie tamtego wydarzenia ciarki przeszły mnie po plecach. To było oficjalnie moje najbardziej żałosne wystąpienie. Często przez swoją lekkomyślność pakowałam się w kłopoty, lecz nigdy nie przegrałam z człowiekiem, który nie wiedział praktycznie nic o świecie Shinobi – Byłam wściekła bo przez swoją nieuwagę przegrałam z człowiekiem o wiele słabszym …
 - Już raz chciałaś go zamordować, ale Sasuke ci przeszkodził – przypomniał mi z nutką ironii.
 - Przegrałam z nim i to była wyłącznie moja wina, to prawda. Chciałam również zemścić się dlatego zaatakowałam go w Yuki. Miałam dość tej myśli, że przegrałam w tak żałosny sposób. Ale jestem Shinobi. Nie zaspokoiła bym swojej irytacji atakując go z zaskoczenia. Ta walka nie była by równa …
 - Przekonamy się czy mówisz prawdę – prychnął – Twój dzieciak zaraz przekaże Sasuke informacje gdzie i kiedy będziemy na niego z tobą czekać. Wtedy on tam przyjdzie i wyjawi wszystko odnośnie mordercy.
 - To głupie! – warknęłam wyrażając swoją opinie. Kirimo zignorował to i obrócił się w tył by zlustrować wzrokiem Orichi’ego.
 - Za dwie godziny, Czerwona Dolina tuż obok skalnej jaskini – oznajmił akcentując każde słowo tak aby maluch zapamiętał – To twoje zadanie i musisz go spełnić jeśli chcesz ją uratować. A co do ciebie… – swoje spojrzenie ponownie zawiesił na mnie. Ściągnął plecak i sięgnął do niego wyciągając jakiś przedmiot. Z zaciekawieniem przyglądałam się jego poczynaniom, a kiedy ujrzałam rzecz, którą trzyma w ręku odruchowo cofnęłam się do tyłu.
 - Nie ma mowy!
 - Ty nie masz tutaj nic do gadania – syknął wskazując palcem na Orichi’ego, który był już bliski płaczu. Byłam w furii. Uczucie bezradności to najgorsze z możliwych. Nienawidziłam go. Fakt, że na włosku wisi życie dziecka wprowadzał mnie w jeszcze większy gniew.
Wbiłam wzrok w kajdanki, które kręciły się pod wpływem ruchów Kirimo.
 - Widzę, że znasz ten przyrząd – zauważył nie rezygnując z wypełnionego kpiną głosu. Niechętnie pokiwałam głową – Więc pokaż grzecznie rączki, tak abym nie musiał się bardziej denerwować.
 - Ty … – zaczęłam obmyślając w głowie milion trafnych dla niego określeń, jednocześnie ukazując mu obie dłonie, które były już złożone i gotowe do ‘aresztu’. Po powietrzu rozniósł się dźwięk zderzającego się metalu. Kości zostały rzucone – w tej turze przegrałam z kolejną dawką żałości.
 - To już koniec – warknął – Te kajdanki blokują przepływ chakry, nie jesteś w stanie nic zrobić.
 - Doskonale o tym wiem!
 - A teraz grzecznie chodź za mną.
 - Muszę? – jęknęłam udając zawiedzioną. Kirimo zlekceważy to mimo uszu i zwrócił się do swojego towarzysza.
 - Możesz puścić tego bachora. Jego pierwsze zadanie zostało zakończone, nie zapomnij o drugim.
 - Sakura-san! – krzyknął, w momencie gdy sztylet oddalił się od jego krtani. Westchnęłam próbując tym gestem jakoś pozbyć się narastającej we mnie złości. Już wyobrażałam sobie reakcje Sasuke.
‘Cholera jasna, kolejny problem’
Ewentualnie mogę również dorzucić kwestie, w której naśmiewa się z mojej naiwności, lecz wolałam to pominąć by nie pogłębić targających mną emocji.
 - Orichi zrób tak jak mówi ten pan, dobrze? – szepnęłam do niego. Drugi mężczyzna wziął mnie pod rękę i zaczął kierować ku Czerwonej Dolinie.
 - Sakura-san – słyszałam za sobą jego ciche jęki, a następnie głos Kirimo, który raz jeszcze przypominał mu współrzędne naszego pobytu. Nie byłam w stanie opisać tego jak czułam się w tym momencie. Wściekła? To za mało powiedziane – najważniejsze było to, że malcowi nic nie jest. Obroniłam go i zrobiłabym to gdybym musiała oddać teraz swoje życie.
Ani razu nie odwróciłam się, byłam silna i hardo walczyłam z pokusą. Odetchnęłam gdy obraz zasłoniły krzaki i gęstwiny.
Zostałam sama.
***
Cisza była dla mnie czymś naprawdę świętym. Wielbiłem ją. Gdyby była osobą, nigdy nie odważył bym się jej narazić lub w jakikolwiek sposób zdradzić. Cisza była moim osobistym guru, a najwspanialej było wtedy, gdy mogłem przebywać w jej towarzystwie. Tak było kiedyś. Mówiąc ‘kiedyś’ mam na myśli czas, w którym obmyślałem jak pozbyć się mojego brata lub oszukać Orochimaru. Teraz nadszedł okres w którym cisza mnie opuściła, a ja przywykłem już do jej braku. W zamian za swoje odejście podarowała mi osobę, którą doskonale znałem. Zawsze słyszałem jej sarkastyczny śmiech, jej wypełnione ironią wypowiedzi lub dogryzki, które miały wyprowadzić mnie z równowagi. Od pewnego czasu mam zaszczyt słyszeć również jej szczery śmiech, słowa, które do mnie kieruje pozbawione wszelakich złośliwości. Właśnie te wszystkie wydarzenia były czynnikiem sprawczym mojej teraźniejszej irytacji. Zerknąłem na Juugo, czułem się jak Suigetsu dochodząc do tak zaskakujących wniosków – jest za spokojnie. Jest zwyczajnie nudno. W grę nie wchodził tutaj Juugo, ponieważ jego osobowość od zawsze była taka i ja to szanowałem. Brakowało mi hałasu, krzyków…
Leniwie schowałem ostrza z powrotem do kabury i rozejrzałem się po przestrzeni. Juugo najwyraźniej to zauważył.
 - Długo ich nie ma – mruknął. Doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Wiedziałem też jak wściekły zaczynam się stawać. Raz jeszcze naszły mnie te uczucia, które pomimo, że miały te dobre strony przynosiły ze sobą wiele nieprzyjemnych skurczy, jak również myśli – Masz zamiar dalej czekać? – zapytał.
 - Nie wiem – przyznałem
 - Widocznie Sakura i Orichi jeszcze nie znaleźli Suigetsu… Nie denerwuj się Sasuke, po prostu chodźmy ich poszukać.
 - Zostaw moje emocje w spokoju! Przestań je…czytać …cokolwiek tam z nimi robisz…
 - Odczuwam – wyjaśnił z niewinnym uśmieszkiem.
 - Wszystko jedno – niepokój wzrastał. Rozpoczął się stan, który miałem okazję odczuwać wcześniej. Lubiłem go, ponieważ zaliczał się do tych nowych, które jeszcze potrzebowały całkowitego odkrycia. Teraz – nadal pozostaje dla mnie zagadką – jednak radość z jego odczuwania wyparowała.
Nagle poczułem znajomą energię. Oboje z Juugo wymieniliśmy się spojrzeniami.
 - Jedna zagubiona owieczka się zbliża – stwierdził z rozbawieniem zamykając książkę – Czas poszukać reszty.
 - Zaczekajmy, aż Suigetsu dojdzie do obozu.
 - Okej.
Hozuki był dalej niż przewidywaliśmy. Zza krzaków wyłonił się dopiero po dziesięciu minutach. W ciągu upływu tego czasu moja wewnętrzna panika wzrosła kilkakrotnie. Jego radosny uśmieszek jakim zaatakował nas na przywitaniu dorzucił jedynie oliwy do ognia. Czy nikt nie potrafi pojąć, że w takim stanie lepiej nie denerwować mnie entuzjazmem? Nie ma cienia szans abym w jakikolwiek sposób się nim zaraził. Teraz byłem w świecie paniki jak również przewidywanych scenariuszy, przedstawiających przeróżne wizje, zazwyczaj kończące się na czyjeś śmierci.
 - Szefie, wybacz – zaczął widząc wyraz mojej twarzy. Podszedł do mnie i kucnął tuż naprzeciw – Trochę za bardzo się oddaliłem i straciłem dezorientacje w terenie – dodał nerwowo się śmiejąc.
 - Postój miał trwać piętnaście minut, a ile czasu już tu siedzimy?! – wydarłem się. Potrzebowałem tego. Suigetsu trafił na zły moment.
 - Jakoś to wynagrodzę – wyszczerzył się. Odwróciłem jedynie wzrok powstrzymując się od kolejnych napadów furii. Hozuki westchnął głęboko i wyprostował się. Jego twarz automatycznie zrzedła, kiedy doszedł do niego jeden niezwykle istotny fakt – Gdzie Sakura i Orichi?
 - Też chciałbym wiedzieć – warknąłem.
 - Poszli ciebie szukać – wtrącił Juugo, który ewidentnie stwierdził, iż wyciąganie ze mnie jakichkolwiek informacji jest w takim stadium niemożliwe.
 - Nie spotkałem ich – zadeklarował zaskoczony.
Tyłek powoli zaczynał mnie boleć od tego bezczynnego siedzenia. Wyprostowałem się więc dając tym samym ulgę wszystkim moją kością. Kompani spojrzeli na mnie pytająco.
 - Idziemy ich szukać – rozkazałem zbierając z ziemi przyniesione rzeczy. Nagle tuż za moimi plecami wyrósł Suigetsu z tajemniczym wyrazem twarzy.
 - Szefie – rozpoczął z nutką zwątpienia – Oni chyba nie uciekli, prawda?
Tak. To pytanie również frapowało mnie od dłuższego czasu. Jednak sam zdumiałem się jak olbrzymie było moje zwątpienie co do takiej sytuacji, a przecież nie zaliczała się ona do niemożliwych. Sakura mogła celowo mydlić nam wszystkim oczy, tak abym był świecie przekonany, że zaufanie między naszą dwójką to dla niej podstawa. Mogła równie dobrze zniechęcić się wczorajszym wydarzeniem. Może uciekła bojąc się moich niepohamowanych popędów seksualnych? Prychnąłem komentując tym samym tak niedorzeczne myśli.
Do tego momentu nie miałem pojęcia co tak naprawdę mną wtedy kierowało.
 - Sasuke – poganiał mnie. Idiota. Gdy człowiek wpada w zamyślenie zostawia się go w spokoju, nieprawdaż?
 - Nie wiem – warknąłem w celu pozbycia się męczących pytań. Armia kolejnych szalonych scenariuszy otoczyła moją wyobraźnie.
 - Nie wierze, że mogłaby to zrobić.
 - Suigetsu takim gadaniem w niczym nie pomagasz.
 - To tylko moje przypuszczenia.
 - Przynajmniej udali się w dobrą stronę, nie stracimy na czasie.
Hozuki prychnął słysząc moją uwagę.
 - Sakura uciekła, a ty cieszysz się, że nie stracimy na czasie?
 - Hej! – warknął Juugo stając pomiędzy nami – Bądźcie na chwilę cicho…
 - O co cho… – gwałtownie przerwał. Zapewne odgłos dochodzący z lasu nawiedził również jego uszy. Każdy z nas stał jak wryty nasłuchują nadchodzących dźwięków. Po pewnym czasie dało się rozpoznać do kogo należał ów głos – Orichi – stwierdził pozytywnie zaskoczony Suigetsu podążając w kierunku skąd dochodził odgłos.
Minęła kolejna minuta, a oprócz nadawcy dźwięku można było rozpoznać informację jaką chciał nam przekazać. Z oszołomieniem odkryłem, iż jest to moje imię.
 - Sasuke! – echo zaatakowało mnie raz jeszcze. Teraz to ja nie zaprzepaszczałem czasu i puściłem się biegiem w odpowiednią stronę. Towarzysze z początku zaskoczeni nagłą reakcją, ostatecznie ruszyli za mną biorąc do ręki ostatnie bagaże.
 - Gdzie jesteś?! – krzyknąłem aby moc w jakikolwiek sposób naprowadzić malca. W odpowiedzi rozległo się moje imię wypowiadane istnie zrozpaczonym głosem. To co najbardziej mnie denerwowało i doprowadzało do istnego szaleństwa to nie wyłącznie ton jakim krzyczał. Sakury nie było z nim – to było najbardziej przerażające – Tutaj! – dodałem. Po czasie reszta Taki dołączyła się do naprowadzania. Minęło kilka minut, a pomiędzy zielenią ujrzałem żółtą bluzę, która perfekcyjnie raziła swoim kolorem. W tym przypadku był to olbrzymi atut.
 - Sasuke! – chłopczyk zauważył mnie pierwszy.
 - Gdzie Sak… – nie dane mi było skończyć. Orichi podbiegł do mnie i objął moje nogi. Fala ciepła automatycznie zareagowała na ten gest. Raz jeszcze przybyły nowe uczucia, o dziwo w ów momencie odrobinę straciły na sile. Nie miałem pojęcia z czym to się wiązało, jednak to nie był czas na takie rozmyślania.
 - Sasuke – ponownie wypowiedział imię, tym razem łkając. Szybko oderwałem go od siebie i kucnąłem tak abym był w stanie ocenić wyraz jego twarzy – emocje jakie prezentował.
 - Gdzie Sakura? – powtórzyłem z powagą. Juugo i Suigetsu stanęli obok.
 - Co ci się stało? – wydukał zaskoczony Hozuki. Chłopczyk pokręcił kilkakrotnie głową i przetarł łzy, które nadal uporczywie wydostawały się na zewnątrz – Co z Sakurą?
 - Ludzie ze złego miasta … – zaczął spoglądając na nas z istną nienawiścią – Ludzie ze złego miasta ją zabrali! Chcą żeby Sasuke poszedł uratować Sakure i powiedział im kto zabił tego pana!
 - CO?! – nie mogłem w to uwierzyć! Moje niedowierzanie równało się też niepohamowanym reakcją. Dołączyłem do Suigetsu, który niemal odskoczył po usłyszeniu ów wypowiedzi. Mimo wszystko byłam spokojniejszy – nie uciekła. Oprócz tego zaatakowali ich ludzie Natsuo. Od razu z Juugo posłaliśmy sobie podejrzliwe spojrzenia. Ci idioci obserwowali nas już w Sunie, możliwe, że to była część ich jakże ‘perfekcyjnego’ planu. Jednak byłem pewny, że skoro tak przedstawia się sytuacja, Sakura jest całkowicie bezpieczna. Kirimo chociaż wyraźnie podkreślił, iż mi nie ufa bez wątpienia chciałbym abym dalej chronił ich miasto – to głupie, narażać się mi w taki sposób.
 - Dlaczego ci idioci są tacy niecierpliwy? – mruknąłem do siebie zaciskając pięść. Tym gestem chciałem pokazać im również na jak wysokim poziomie znajduje się już moja irytacja – Cholera!
 - Sakura dała się im złapać? – zdziwił się Juugo, którego wyraz twarzy nie uległ zmianie nawet na ułamek sekundy. Znam Sakure doskonale i jestem pewny, że zdarzyło się coś czego nie przewidziała. Jakiś mały detal, szczegół, który zadecydował o jej porażce.
Chłopczyk natychmiast posmutniał i pokręcił głową.
 - Gdyby nie ja, Sakura-san na pewno pokonałaby ich – czułem, że Orichi ponownie zbliża się ku walce z kroplami łez – Sasuke, uratujesz Sakure?
 - Uratuje – odparłem bez wahania. Oczywiście, że to zrobię.
Malec tym razem nie objął moich nóg, lecz wtulił się do mojego torsu naszeptując słowa, które miały wyrazić podziękowanie. Nie. Ten gest był stanowczo zabroniony w takim momencie. Teraz byłam zdeterminowany i przygotowany na ‘odbicie’ swojego Medyka, nie mogłam pozwolić, by doszło do mnie ciepło…
Zlekceważyłem zdziwione twarzy towarzyszy i odsunąłem go delikatnie od siebie.
 - Powiedz nam jak to się wydarzyło – rozkazałem.
 - Dobrze.
 



1 komentarz:

  1. Męczenie się z kluczem. Skąd ja to znam. xd
    Jak uroczo ten maleć się zachowuje. Chciał zaplusować u Sasuke i udawał, że wytrzyma całą podróż bez postoju. Tymczasem zasnął. :3
    Nie chciałoby mi się dźwigać tych wszystkich rzeczy. Pozbyłabym się ich na miejscu Taki.
    Boże, Natsuo zginął, to takie straszne. Po co oni tak strasznie chca wiedzieć kto go zamordował? -.- No i pojmali różową, mam nadzieję, że Sasek szybko ją uratuje. A no i śmiałam się z reakcji Uchihy na przytulenie przez Orochiego. Może on też policja go kiedyś tak jak Sakura.
    Ten Suigetsu to też nie ma gdzie się włóczyć. -.-

    OdpowiedzUsuń