środa, 31 października 2012

Rozdział 19


Wtem wokół mnie, mojej duszy i wszystkiego co dotychczas ogarnięte było krzykiem oraz  brakiem harmonii zapanował spokój. Cisza, która po długim czasie stawała się coraz to  głuchsza i cięższa w zniesieniu. Po czterech dniach od ujrzenia moich przyjaciół na oczy, całość ponownie nabrała monotonii. Śniadanie, treningi Taki, moje leczenie rannych towarzyszy - tak. Niektórych z nich naprawdę zdążyłam zacząć traktować jak  prawdziwych kompanów życia. Przyzwyczaiłam się. Do organizacji, do pełnego  entuzjazmu Suigetsu, do opanowanego Juugo, do wrednej Karin, i co najważniejsze - do  oschłego i tajemniczego Sasuke. Nawet jego obecność nie sprawiała mi problemu, choć czasami mojemu sercu było doprawdy ciężko. Ale ta jednostajność ogółu stawała  się dla mnie nudna i szara. Potrzebowałam czegoś co doprowadziłoby do mojego  organizmu adrenaliny. W duchu modliłam się o to. Nie lubiłam spokoju, uwielbiałam, gdy coś się dzieje. Nawet miedzy mną i Uchihą zapanowała harmonia, fakt faktem, że  rzadko rozmawiamy, a on nagle stał się jeszcze bardziej obojętny niż wcześniej - jego  sprawa. Nie interesują mnie jego uczucia - przynajmniej tak starałam sobie to wmówić.
Człowiekiem, którego spotkałam na polanie wraz z Sasuke był Madara. Po wielu  nieprzespanych nocach - a konkretnie dwóch - nareszcie do tego doszłam. Po prostu w  jednej chwili wleciało mi wspomnienie Karin na jego temat. To nie mógł być nikt inny, tak więc kiedy Sasuke oznajmił mi, że odchodzi na dwa dni - tak jak w mieście Natsuo, bardzo się ucieszyłam. Bynajmniej tym razem nie pojawiła się u mnie żadna tęsknota, lecz  radość. Na pewno coś się wydarzy, to znaczy - tak myślę.
Pojęcia nie miałam dlaczego się tam wybiera. Dlaczego w ogóle współpracuje z takim  człowiekiem. Pomimo, że Sasuke uległ znacznej zmianie od czasu drużyny  siódmej, jedno w nim zostało. Nienawidził być na czyjeś łasce - denerwowało go  rozkazywanie mu. Często robił po swojemu. Więc z jakiego powodu teraz się na to  godzi? Ta zagadka wprowadziłaby trochę kolorów w szarość dni, mogłabym zabawić  się w detektywa i podpytać resztę organizacji.
Uśmiechnęłam się łobuzersko sama do siebie, w czasie, gdy myłam twarz w łazience  Sasuke. Kiedy wyszłam założyłam na siebie jego koszulę i czarne legginsy do kolan,  które zwinęłam Karin. Wcale mi ich nie „podarowała” - po prostu będąc u niej w pokoju,  strasznie mi się spodobały. Mniejsza o to. Spięłam swoje włosy u góry w maleńki kok i  zakładając glany oficjalnie rozpoczęłam misje śledczą dotyczącą Sasuke Uchiha i Madary - jego nazwiska jeszcze nie poznałam.
Na korytarzu pierwsze kto rzucił mi się w oczy to... Karin.
 - O rzesz ty - zaklęłam cicho i ukryłam się gwałtownie za jedną ścianą, ostatnie czego mi brakowało to jej pretensje o legginsy. Westchnęłam, o dziwo nie skierowała się w stronę  kuchni, lecz... pokoju narad.
Właśnie! Ten pokój od zawsze stanowił dla mnie zagadkę, nigdy nie mogłam dostać  się do niego w samotności, zawsze w towarzystwie Karin lub Suigetsu leczyłam  poszkodowanych - teraz może uda mi się czegoś dowiedzieć. W końcu to pewnie tam  odbywają się omówienia wszystkich najważniejszych planów.
W momencie, gdy Karin znikła już w pomieszczeniu, ja truchtem ruszyłam do  wyznaczonego wcześniej celu. W kuchni standardowo siedział Suigetsu z Juugo, lecz  to, co zdumiało mnie najbardziej to obecność Uchihy parzącego kawę. Nie byłoby w tym  nic dziwnego gdyby nie fakt, iż wyruszył do Madary.
 - Cześć Sakura! - rzucił Suigetsu z szerokim uśmiechem. Pomachałam mu ręką i  delikatnie skrzywiłam usta nie spuszczając oka z Sasuke. Nawet, gdy on również  obdarował mnie wzrokiem, ja pozostałam nieugięta. Przez krótką chwilę ja i on  pozostaliśmy w tym samych pozycjach. On trzymając szklankę w ręku z pytajnikiem na  twarzy. Ja lekko schylona niczym lwica chcąca rzucić się na swoją ofiarę.
 - Eee... co ty robisz? - wydusił w końcu.
Gwałtownie wyprostowałam się i niepewnie zaczęłam drapać po głowie.
 - N-nic. Myślałam, że jesteś... znaczy, że wyruszyłeś już… gdzieś...
Przecież niby nie wiedziałam gdzie, pomyślałam zrezygnowana i spuściłam głowę.
 - Dobrze się czujesz? - wtrącił Suigetsu.
Pokiwałam głową.
 - Nie wyglądasz dobrze...
 - Źle spałam - skłamałam siadając na krześle. Teraz jestem zmuszona poczekać, aż  Uchiha z łaski w końcu zniknie mi z oczu.
Spojrzałam na Juugo. On nigdy o nic się nie dopytuje, nigdy nie jest ciekawy, niepewny, zdaje sie jakby wszystko wiedział, a każda odpowiedź była podana na tacy.  Wzdrygnęłam się, gdy głos nagle zabrał Sasuke.
 - Nic nie kombinuj przez ten czas.
 - Nie będę – burknęłam. - Mam ciekawsze rzeczy do roboty.
 - Jedyną rzeczą jaką będziesz miała do roboty to leczenie Karin, Suigetsu, Juugo i  swojego kochasia.
Mojego kochasia, pomyślałam z pytającym wyrazem twarzy. Mojego kochasia! Przecież  Eizo nadal tu jest... o rzesz ty! Poczułam się głupio, że zapomniałam o jego  obecności, ale spędzić ponad miesiąc bez jego czułych słówek, stanowczych rozkazów  i co najważniejsze ciężkich pięści to dla kobiety istny raj, włączając, że niezwykle rzadko go widuję. Mój ostatni uraz nie zainteresował go, smutek z powodu Hinaty, również zignorował, ale podejrzewałam, że to Uchiha wydał jakiś kolejny głupi zakaz ze swojej  strony. Eizo się zmienił...
 - Wiem - odpowiedziałam szybko, kiedy doszło do mnie, że każdy na mnie patrzy.
 - Ty dzisiaj naprawdę nie kontaktujesz - prychnął.
 - Mam prawo.
 - Hej, mam nadzieję, że dzisiaj pójdziesz z nami na treningi - zagadnął wesoło Hozuki.
 - Suigetsu...
Nie chciałam ...
 - No Sakura, nie będziesz się temu przyglądała, lecz się dołączysz. Ja i Juugo cię  przypilnujemy, potrzebujemy silnego Medyka!
 - Ja leczę, nie walczę.
 - Ale powinnaś robić to i to!
 - No nie wiem... - udawałam nieprzekonaną, ale i tak wiedziałam, że wygrał. Nie  potrafiłam mu odmówić, zrobił już dla mnie tyle rzeczy, że od czasu do czasu ja też mam  obowiązek czegoś dokonać. Jestem mu to winna…
 - Będzie fajnie. Gwarantuję.
Mój plan będę musiała odłożyć na później.
 - Dobrze - fuknęłam.
Suigetsu klasnął szczęśliwy w dłonie.
 - Tak jest! Zobaczysz, że tego nie pożałujesz.
 - I tak musiałaby z wami trenować - powiedział Sasuke patrząc na Suigetsu z  rozczarowaniem. - Przecież nie zostawicie jej samej w kryjówce, nie może być tutaj sama.
 - A co? Nie ufasz mi? - wtrąciłam. Chociaż i tak doskonale znałam odpowiedź.
 - Jakoś nie mam podstaw, żeby ci ufać, wyobraź to sobie - zironizował. Rzuciłam mu jedno z kolekcji najbardziej wrogich spojrzeń.
 - Kiedy wrócę przekaże ci bardzo ważną wiadomość - Sasuke zaczął nagle z dziwnym  uśmieszkiem na twarzy. Moje brwi automatycznie się zmarszczyły. Co znowu chodzi mu  po głowie?
 - Jaką wiadomość?
 - Nie przejmuj się, powiem ci jedynie tyle, że bardzo cię ona ucieszy…
Ucieszy? Wiadomość? Jak wróci? Zdezorientowana chwyciłam się za głowę, a przed  oczami pojawił mi się tylko obraz, w którym z trudem wytrzymuję te dwa dni.
 - Nie! - wstałam nagle nie pozwalając mu dokończyć. - Nie zostawisz mnie po raz kolejny  w niepewności!
 - Że co? - spojrzał na mnie pytająco.
 - Niemal codziennie słyszę od ciebie jakieś tajemnicze słowa, nad którymi muszę się  potem kilka dni zastanawiać, nie śpię każdej nocy i tylko myślę. Tym razem tak nie będzie, mów co chcesz mi powiedzieć i skończmy to.
Z początku stał spokojnie i patrzył na mnie swoim charakterystycznym wzrokiem, jednak  gdy po skończeniu mojej wypowiedzi minęło kilka sekund, nieoczekiwanie zaczął się śmiać. Śmiać mi się prosto w twarz z tym szatańskim akcentem.
 Żyłka na moim czole rozpoczęła stan ruchu.
 - Co cię tak śmieszy?! - warknęłam zaciskając obie pięści. Myślałam, że zaraz się na  niego rzucę. Zepsuł cały mój plan...
 - Jesteś doprawdy intrygującą osobą, Sakura - rzucił tylko i jak to miał zapisane w  każdym odcinku „swojego serialu” zaczął kierować się w stronę drzwi. Prócz zdziwienia jakie naszło mnie po jego słowach, opanowała mnie nagle spontaniczność.
 - O nie - warknęłam. - Tym razem nie! - podbiegłam do niego i bez wahania  szarpnęłam mocno za rękę. I tak osobiście zaskoczyła mnie siła z jaką to zrobiłam, ale Uchiha pod wpływem tego nawet nie drgnął, tylko spojrzał na mnie ze zmarszczonymi  brwiami.
 - Czego chcesz?
 - Poznać informacje - uśmiechnęłam się niewinne, ale zaraz potem spoważniałam.  Dokuczając mu tym bardziej niczego nie osiągnę.
 - Powiedziałem, że dowiesz się tego jak wrócę - warknął zniecierpliwiony. Ze złości  mocniej ścisnęłam jego dłoń, którą nadal trzymałam w objęciach.
 - Nie możesz teraz?
 - Nie.
 - Dlaczego?
 - Sakura jak ci powiem to będziesz wiedziała dlaczego!
Westchnęłam. Podniosłam wyżej ramiona i zdenerwowana puściłam rękę Sasuke. No piękne. Teraz zamiast skupić się na udawaniu Sherlocka Holmesa będę rozmyślania  nad informacją jaką ma mi do przekazania Sasuke. Nawet nie pomaga fakt,  jak sam  twierdzi, ona mnie ucieszy, i tak będę cholernie ciekawska. A wiadomość uzyskam  dopiero za dwa dni - przez ten czas zdąży mnie roznieść z niepewności.
 - Mogłeś mi tego nie mówić teraz - burknęłam.
Ponownie wykrzywił usta w szarmanckim uśmiechu.
 - Lubię wzbudzać w tobie ciekawość.
 - Do diabła z tobą, Uchiha - rzuciłam pełna gniewu. To było dziwne, ale taka już  jestem. Być może posiadam pewną fobię na tym punkcie, ale co mnie to obchodziło?  Postarałam się z całych sił skupić na Sherlocku, na pewno uda mi się czegoś dokonać.  Przekonam Suigetsu i pozwoli mi zostać tu samej.
Uchiha stał w drzwiach i ku memu zdziwieniu nic nie wskazywało na to, aby miał w planach się ruszyć. Zazwyczaj już dawno znikał mi z oczu, teraz jednak nadal przebywał w tym  samym miejscu i patrzył na mnie.
 - Może to ci pomoże - powiedział nagle beznamiętnie. - Naucz się żyć w niepewności i się tym nie przejmować.
Otworzyłam szeroko oczy na wypowiedziane przez niego słowa.
 - Żyję tak odkąd tu jestem i jakoś się nie nauczyłam - zarzuciłam z pewnością siebie.
 - To się postaraj. Muszę przyznać, że to rzadko spotykane, aby ktoś tak bardzo wciągnął się w myśli o czymś.
 - Sakura Haruno - powiedziałam z sarkazmem. - Dziwaczka numer jeden.
Uchiha uśmiechnął się i być może zdążyłabym ocenić w jaki sposób, ale moją uwagę  odwrócił Suigetsu, który niespodziewanie podszedł do nas.
 - Nie jesteś dziwna - poklepał mnie po ramieniu. - A Sasuke może ma rację. Im więcej będziesz miała takich doświadczeń, tym szybciej się do nich przyzwyczaisz.
Poczułam się niekomfortowo w takiej sytuacji. Mój jedyny zaufany przyjaciel w Tace i  egoistyczny Sasuke starają się mnie nauczyć żyć w niepewności. Prychnęłam. Sasuke z pewnością wymyślił to, abym nie robiła teraz przedstawienia - jego niedoczekanie!
 - Idź już - bąknęłam wściekła odwracając się do niego tyłem. - Idź.
Nie widziałam tego, ale czułam jak oboje wzdrygnęli się na niechęć z moim głosie.
 - Albo powiedz mi o co ci chodzi! - dodałam.
 - Naprawdę jesteś intrygująca - powiedział tylko. Ciarki przeszły mnie po plecach. W  końcu usłyszałam jego kroki, które kierują się na korytarz. Zdeterminowałam się i w  jednej sekundzie rzuciłam się za nim biegiem, jednak nie spodziewałam się, że zaraz za  drzwiami będzie stał w miejscu, a nie szedł przed siebie, toteż z mocnym hukiem uderzyłam o jego klatkę piersiową i gdyby nie to, że chwycił mnie za oba nadgarstki prawdopodobnie narzekałabym teraz na ból promieniujący w moim tyłku.
Gwałtownie odsunęłam się od jego torsu i spojrzałam na niego cała czerwona.
 - Jak mam iść, skoro za mną biegniesz? - zapytał i ponownie wrócił do poprzedniego  wcielenia - obojętny i łobuzerski, a jego uśmiech bez przerwy widniał na twarzy.
Zabrakło mi argumentów, nie chciałam już dyskutować, chciałam dowiedzieć się tej cholernej prawdy i sprawić, aby już zniknął mi z oczu.
 - Powiedz mi! - oznajmiłam.
Westchnął.
 - Jeśli myślisz, że coś ze mnie wyciągniesz, to musisz mieć naprawdę anielską cierpliwość.
 - Nie rozumiem! Raz jesteś miły, a teraz znowu odstawiasz wielkiego pana Uchihe! Nie możesz znowu na chwilę stać się tym, z którym miałam okazje kilka razy porozmawiać?
Zamilkł. Te słowa nie miały zupełnie nic wspólnego z tym czego w tym momencie  pragnęłam, ale niespodziewanie nasunęły mi się na myśl.
 - Co to ma do rzeczy? - zapytał delikatnie podenerwowany jakby czytał moje myśli.  Prychnęłam.
 - Nieważne.
 - To dobrze - powiedział i po raz któryś z kolei obrócił się do mnie plecami, tym razem  nie miałam zamiaru go zatrzymywać. Niech idzie, egoista! Przybrałam poważną, istnie kobiecą pozycję stojącą i wpatrywałam się w jego plecy tak długo, póki nie zniknął za zakrętem. Kretyn.
Z kuchni do moich uszu doszedł zrezygnowany głos Suigetsu.
 - Mama i tata znowu się kłócą - jęknął, a ja wychyliłam głowę zza drzwi i posłałam mu spojrzenie pełne mordu i niechęci, gdy w końcu je dostrzegł natychmiast się spiął i przełknął ślinkę. - Tylko żartowałem, Sakura - dodał szeroko się uśmiechając. Znowu  przypominał mi Naruto. On również przybierał tę samą reakcję kiedy byłam na niego zła. Dlaczego oni muszą być tak podobni? To naprawdę utrudnia mi życie.
S A S U K E
Ta dziewczyna naprawdę ma porządnie namieszane w głowie, i do tego wniosku  dochodziłem już niejednokrotnie. Dlaczego więc jej dziwne zachowanie zawsze  puszczam w niepamięć i ignoruję jej dokuczliwy charakter, a nawet sam staram się doprowadzić, aby zaprezentowała mi go w szerszej mierze? To idiotyczne, nawet nie ma w tym  żadnego sensu, toteż zboczenie z tej trasy jest jedynym wyjściem. Tylko najpierw trzeba posiąść pewne umiejętności, żeby to zrobić, których mi niestety dotychczas brakowało. Jestem jednak pełny nadziei co do zmiany.
 - Sasuke-kun! - pisk - denerwujący. Sprawił, że odruchowo na mym czole zawidniały  spore zmarszczki. Gdyby to było możliwe, padłbym na kolana i zaczął podawać losowi tacę pełną moich pretensji i niedogodności, które natychmiast powinien zmienić.
 - Czego chcesz, Karin? - obróciłem się niechętnie. Dziewczyna ubrana była w  szlafrok, który wywołał u mnie niedawno spory dylemat. To w nim miałem okazje  podziwiać Sakure i nadal trzymam się stwierdzenia, iż ona wygląda w tym znacznie lepiej  niż ta zdzira.
 - Sasuke-kun - powiedziała znowu pełna słodkości. - Idziesz do Madary?
 - Ta - bąknąłem. Może tym razem strategia zadziała i widząc moją niechęć, da sobie na dzisiaj spokój? Zawsze warto jest zaryzykować.
 - Co będziecie obgadywać?
 - Atak na wioskę i inne podobne sprawy.
 - Właśnie - klasnęła w dłonie. Nie byłem zadowolony z faktu, iż musiałem jej coś  przypomnieć. Westchnąłem. - Co z atakiem? Suigetsu mówił mi, że być może  odbędzie się jednak szybciej.
 - Odkąd ty się tym interesujesz? - zapytałem podejrzanie.
 - Muszę się przygotować. To ważne wydarzenie w moim życiu. Przejdę do legendy, w  końcu będę jedną z pięciu głównych niszczycieli wioski.
 - Na to musisz się przygotować?
Przytaknęła. Przeraziło mnie to. Ogarnięty byłem otuchą, że te jej teksty i postawa do wszystkiego to tylko idiotyczne udawanie. Nie można być tak głupim.
 - Właśnie idę obgadać to z Madarą - powiedziałem, gdy doszło do mnie, że oczekuje  dalszych wyjaśnień. - Może uda mi się go przekonać.
 - To powodzenia - dodała słodko się przy tym uśmiechając. Zaraz potem zdjęła okulary i  zaatakowała szkła sporą dawką własnego powietrza. Kilka sekund później usunęła go  poprzez materiał od ubrania.
 - Tak w ogóle… - ciągnęła dalej. - To może pozwoliłbyś mi iść dzisiaj z tobą. Chciała bym zobaczyć jak będą wyglądać treningi z Madarą, mogę też pomóc w przekonywaniu,  obmyśliłam wiele trafnych argumentów.
 - Obmyśliłaś argumenty, ta?
 - No tak.
 - Ciekawie kiedy skoro właśnie w tej chwili dowiedziałaś się, że idę rozmawiać z  Madarą właśnie w tej sprawie.
Strzał w dziesiątkę. Moja wypowiedź zakończyła się intensywną czerwienią widniejącą  na jej twarzy.
 - No wiesz... - jąkała się. - One mi przychodzą tak automatycznie ...
 - Aaa, rozumiem - udałem przekonanego. Nie byłem ochoczo nastawiony do dalszych  konwersacji z nią. - Muszę już iść - rzuciłem na odchodne, a kiedy obróciłem się do niej plecami poczułem jak szarpie mnie na rękę. Czy to odwieczny sposób kobiet na  zatrzymanie mężczyzny? Najpierw Sakura, teraz ona. Tyle, że ta pierwsza wywołała u mnie znacznie więcej pozytywnych emocji.
 - Czekaj - niemal krzyknęła. Gdy na nią spojrzałem puściła mnie i wypięła się jak  gdyby chciała mnie... skusić. Nie było w tym nic dziwnego. Karin już nieraz stosowała takie taktyki wobec mnie.
 - Co ty robisz? - zapytałem niewzruszony.
 - Chciałam zadać ci pytanie.
Znowu się zaczyna, przeszło mi przez myśl.
 - Jakie? - jęknąłem przewracając oczami i robiąc wszystko, aby przykuć jej uwagę na mój brak humoru i chęci do życia. Dlaczego tak właściwie gram dla niej tak miłego i  tolerującego, kiedy wewnątrz siebie mam ochotę roztargać jej te czerwone szkuty i  zabrać ze sobą jej umiejętność wyczuwania chakry z dalszych odległości.
 - Spójrz - szepnęła wskazując na swój szlafrok i zakładając z powrotem okulary. - Jak  wyglądam? Chciałabym żebyś ocenił.
 - Ładnie - bąknąłem.
 - Chcę dłuższej wypowiedzi! Konkretnych szczegółów!
Cholera, znosiłem dzisiaj już tyle denerwujących ludzi, miałem nadzieję, że uda mi się  przetrwać jeszcze ten ostatni element dzisiejszego dnia. Konkretne szczegóły, ta? A więc uporam się z tym szybko i z dłuższą wypowiedzią - tak jak sama tego pragnęła. Rozpocząłem lustrowanie każdego detalu, substratu, najmniejszego drobiazgu w tym, jak  prezentowało się na niej odzienie, i ona w nim. Nie było to nawet takie złe, bo miałem w  głowie porównywalny obraz, który dobrze zapamiętałem. Chwyciłem się za brodę i  zacząłem ją lekko pocierać dając znak, iż zapadłem w stan zamyślenia.
 - Krzywe nogi... - mruknąłem marszcząc brwi, by moje skupienie dosięgło zenitu.
 - Krzywe nogi? - powtórzyła całkowicie zaskoczona. W taki sposób jakby w życiu nie  usłyszała żadnej obelgi, a nie wierzyłem, żeby tak było.
 - Nieciekawie wyglądające piersi - kontynuowałem, a jej twarz robiła się coraz bardziej  przerażona. - Poza tym kolor szlafroku w ogóle nie współgra z twoją karnacją, i nie czuję ani grama pociągu do ciebie.
 - Sasuke-kun, co ty... - wydukała z siebie zupełnie zszokowana. Ale ja nie zwracałem na to  uwagi, obróciłem się i zacząłem kierować w stronę wyjścia.
 - Reasumując; Sakura wygląda w nim znacznie lepiej – dodałem, bo po prostu nie  mogłem się powstrzymać. Oczywiście rzuciłem to będąc już stosunkowo daleko, tak aby Karin nie miała siły na dalsze uganianie się za mną. Z daleka słyszałem jej zdumiony jęk i tupotanie nogami.
 - Jak to?! - warknęła wściekła. - Co ty w ogóle mówisz?!
 - Prawdę - odpowiedziałem jeszcze i zniknąłem za zakrętem idąc z szerokim  uśmiechem na twarzy. Nie wiem dlaczego byłem co do niej taki potulny, ale moje  hormony postanowiły wykorzystać sytuację i pokazać mi jak bardzo ciągnęło mnie do Haruno. Ciągnęło. Uważałem to za przeszłość, teraz podążam zupełnie inna ścieżką.  Ścieżką zemsty i treningów.
S A K U R A
Sherlock Sakura Holmes - Misja Pierwsza. Panujący spokój i cisza tylko wzmogły moje wewnętrzne emocje. Pozwalały bardziej mi się skupić i dać mi więcej determinacji  na dopięcie swoich celów. Teraz liczył się dla mnie każdych szczegół i element. Liczyło się wszystko, by dążyć ze skutkiem ku poznaniu prawdy. Wybiła godzina siedemnasta, niestety mój urok zewnętrzny zawiódł, a przekonywania Suigetsu na ominięcie treningu zakończyły się porażką. Było to dla mnie bolesne, zaznaczając fakt, iż Eizo pozostał w kryjówce. Podejrzane. Dlaczego Sasuke ufa mu na tyle, aby mógł pozostać tu samotnie z  kolei dla mnie tę opcje pomija szerokim łukiem?
To zabawne jak bardzo moje cierpienie staram się zastąpić odrobiną dawką humoru. Jednak spoważniałam. Nie mogę traktować tego jak głupią zabawę, muszę się skupić i  zdobyć to, co potrzebuję, garstkę informacji, z których potem ułożę układankę. Wyciągnęłam z kieszeni maleńki notesik, a do drugiej ręki chwyciłam zielony długopis.  Zamknęłam oczy i oczyściłam swój umysł niczym bohater filmu kryminalnego. Tyle, że  ja znajdowałam się w horrorze połączonym z tandetną komedią. Stawiałam miarowe kroki oglądając ściany i podłogi korytarza. We wszystkim mogło kryć się coś, co pomoże  mi dopiąć swego. Lecz nic niezwykłego nie ujęło mojej uwagi, zdążyłam dość do  pokoju Suigetsu i zapukać. Tak właściwie - nigdy tu nie byłam co stanowiło dla  mnie bardzo ważny punkt w moim śledztwie.
 - Kto tam? - usłyszałam zza drzwi. Ostrożny Suigetsu? Tego jeszcze nie miałam okazji  przeżyć - dobra, odrobinę przesadzam. Wzięłam głęboki wdech.
 - Tu Sakura.
 - Sakura - mruknął jakby moja obecność bardzo go zdziwiła. Chwilę potem stanął w drzwiach w pełnej okazałości, odziany jedynie w bordowy bawełniany szlafrok. - Co cię  sprowadza?
 - Nie w porę? - zignorowałam jego pytanie i patrzyłam jedynie na strój, który jak na mój  gust, zdawał się być dziwny.
 - Właśnie wyszedłem spod prysznica - wyjaśnił.
 - Rozumiem - przytaknęłam. - Mogę wejść?
 - Jasne! - uśmiechnął się szeroko i otworzył przede mną drzwi ukazując wnętrze pokoju.
Bez wahania weszłam głębiej i gwałtownie schowałam mój notesik do kieszeni. Na razie się nie przyda, ale nie zamierzałam odpowiadać na dziwne pytania przyjaciela po zauważeniu towarzyszącej mi rzeczy. Pomieszczenie było kopią mojego dawnego pokoju, tak więc doszłam do wniosku, że każdy kącik mieszkalny tutaj wygląda tak samo. Usiadłam na krześle i powtarzałam sobie, że muszę się pilnować, żeby przypadkiem nie  poczuć się jak „u siebie”.
 - Tak więc co cię tu sprowadza? - zapytał ponownie zajmując miejsce naprzeciwko.  Spojrzałam głęboko w jego oczy i starałam się zapanować nad swoimi emocjami.  Spoważniałam i odpowiedziałam mu pełna determinacji:
 - Misja.
S A S U K E
Do Madary dotarłem po godzinie drogi. Tak jak oczekiwałem nie był zadowolony na  moje przybycie. Wręcz przeciwnie. Mimo swej spokojnej natury wyczułem w jego wyrazie twarzy gniew i rozczarowanie. Doskonale wiedziałem z jakiego powodu. Przewidywałem również treść kazania, które za chwilę z pewnością usłyszę. Tego dnia Madara zażyczył sobie treningu wśród skał, toteż zmuszony byłem podróżować właśnie tutaj. Długość  trasy mi nie przeszkadzała, bo była o wiele krótsza niż normalnie, lecz przyzwyczaiłem się do poprzedniego miejsca, a ta przestrzeń nie ujęła mnie w najmniejszym calu.
 - Jestem - powiedziałem, stanąwszy z nim twarzą w twarz. Starałem się nie patrzeć mu w oczy i skupić na nowym polu walki. Tak zwany kanion - dłuższa droga  prowadząca z Konohy do Suny. Po dziś dzień pamiętałem jak Tsunade zabraniała drużynie siódmej podróżowania tą trasą. Zawsze musieliśmy udać się lasem. Nie przeszkadzało  mi to. Było pełno skalnych wzgórz, a dwa dni drogi stąd znajdowała się olbrzymia pustynia.
Z zamyślenia wybudził mnie głos mojego tymczasowego trenera.
 - Nareszcie - oznajmił stanowczo. - Dzisiaj musimy naprawdę sie postarać, moi ludzie  wiele już potrafią, niedługo będą gotowi do ataku.
 - Do ataku? - powtórzyłem. - Czyli odbędzie się on szybciej?
Pokręcił głową, a moja nadzieja zgasła w ciągu ułamka sekundy.
 - Sześć, siedem miesięcy. Tyle czasu potrzebujemy. Powiedziałem, że niedługo będą  gotowi, ale nie powiedziałem, że wtedy zaatakujemy.
No tak. Czego ja się mogłem spodziewać jak nie strategii, która pozbawiona była  jakiejkolwiek logiki? Dzisiaj, pomimo, że wcześniej ulegałem na każdy jego argument,  stanę się bardziej uparty względem mojej taktyki.
 - Dlaczego? Dlaczego nie będziemy mogli wtedy zaatakować? - zapytałem.
 - Im dłużej będą trenować, tym będą silniejsi, tym wygrana będzie pewniejsza.
- Wygrana jest pewna nawet w tej chwili - powiedziałem z przekąsem.
Madarę zdziwiła moja postawa.
 - Co to ma znaczyć?
 - Wysłałem ludzi do Ukrytego Liścia. Dowiedzieli się, że Hokage wioski przeżywa  wielkie załamanie życiowe - mówiłem ironicznie. - Cała Konoha utraciła na sile.  Podobno nie uczestniczą w żadnych misjach i nie utrzymują kontaktu z innymi wioskami.

Mężczyzna przeszywał mnie na wylot podejrzliwym wzrokiem. Zdawał się nie być zadowolony z  moich wypowiedzi, a ja starałem się zrozumieć dlaczego. Powinien być ucieszony, że  nasz wspólny wróg jest w tej chwili bardzo osłabiony. Ogłupiałem.
 - Posiadasz może informacje, dlaczego tak dzieje się w wiosce?
 - Przeze mnie - odpowiedziałem spokojnie.
Wzdrygnął się.
 - Jak to przez ciebie?
 - Porwałem Medyka. Z Konohy...
 - To ta dziewczyna, z którą byłeś na polanie? - przerwał mi.
Pokiwałem głową.
 - Jest najlepszą przyjaciółką Hokage i jego partnerki. Przez jej zniknięcie i bezowocne  poszukiwania oboje się załamali, tak jak większość jej przyjaciół. Tak właściwie sądzę, że jednym problemem teraz może być oddział ANBU. Sam rozumiesz, musimy się  śpieszyć. Nie wiadomo jak długo tak pociągną, być może niedługo wrócą do siebie, a  wtedy nasze szanse gwałtownie spadną.
 - Chcesz zaatakować teraz? - zapytał jakby w ogóle nie słuchał moich poprzednich  słów.
 - Tak. Sądzę, że to najlepszy moment.
 - Jesteś głupcem.
Prychnąłem. Ze złości zacisnąłem pięść i warknąłem pod nosem. Nawet Madara nie  będzie tak się do mnie zwracał.
 - Ja po prostu planuję - powiedziałem pełen gniewu.
 - Nie będę teraz ryzykował. Chcę cię lepiej przetrenować, powiększyć twój gniew,  dobrze wytrenować ludzi. To ma być istna wojna, a nie krótkie starcie.
 - Jestem na to gotowy - zapewniłem.
 - Ja tak nie uważam - powiedział ze spokojem, a ja aż odsunąłem się o kilka kroków na  jego słowa.
 - Jednak ja tak uważam! Atak na Konohę, to moja zemsta!
 - Również należę do rodu Uchiha. Chcę zemścić się tak samo jak ty, więc łaskawie nie przypisuj wszystkiego sobie.
 - Nie chcę marnować tak wyśmienitej okazji! - upierałem się dalej, pewny swoich racji.  Jak on może przepuszczać coś takiego? Nie rozumiałem jego sposobu myślenia.  Świetna pora na zniszczenie liścia, a on po prostu to lekceważy.
 - Takich okazji będzie jeszcze wiele. Załamanie Hokage o niczym nie świadczy. Poza  tym nawet jeśli ty jesteś gotowy, moi ludzie nie. Będą dopiero niedługo.
 - A za miesiąc? Może wtedy jeszcze Konoha nie będzie trzymała się na nogach. To będzie ostatnia okazja.
Pokręcił głową z zamkniętymi oczami, a ja zrezygnowany spuściłem głowę. Usta  delikatnie mi się trzęsły, a dłonie trzymałem w mocnym uścisku.
 - Zaufaj mi - dodał.
Cały drżałem ze złości. Jednak, gdy powiedział te słowa, wiedziałem, że i tak nic nie osiągnę. Nie chciałem stracić jego poparcia, jest mi potrzebne. Posiada w zanadrzu  mnóstwo ludzi, którzy również chcą przyczynić się do zniszczenia.
Westchnąłem, udając, że zostałem przekonany.
 - Dobra - jęknąłem i wyciągnąłem z kabury moją katanę, która mieniła się w blasku  intensywnego słońca. - Zacznijmy więc treningi.
 - Zaczekaj. Zanim zaczniemy, chcę ci coś powiedzieć.
 - Co?
 - Usiądź - zaproponował i wskazał na spory kamień leżący tuż obok jego siedziska.  Zrezygnowany zrobiłam tak jak kazał i choć byłem ciekawy jego słów, nie mogłem  jednocześnie doczekać się rozpoczęcia treningów.
 - O co chodzi?
 - Słyszałeś może o turnieju Ninja? - powiedział prosto z mostu, a ja automatycznie  rzuciłem się w wir wcześniejszych doświadczeń.
 - Coś słyszałem... - mruknąłem. Lecz doszło do mnie, że tyle co się dowiedziałem o  nim to praktycznie nic. - Wiem, że odbywa się w Yuki.
 - Skąd masz takie informacje? – zdziwił się.
 - Oddział ANBU z Konohy właśnie tam zmierza. Spotkałem ich z Sakurą i mimowolnie usłyszeliśmy kilka informacji. Tyle, że oni prawdopodobnie wyruszyli, aby go przerwać.
 - To oczywiste.
 - O co w tym w ogóle chodzi?
 - To walki nielegalne, jak wiesz Yuki nie posiada żadnego Kage ani innego rodzaju władcy. To wioska wiecznie pokryta śniegiem, przez co jest też śmiertelnie  niebezpieczna. Co roku Ninja z innych wiosek starają się przemówić organizatorom do rozsądku. Raz doprowadzili do fiaska i oddziały z Suny ich pozabijali, ale znaleźli się  szaleńcy, którzy postanowili kontynuować walki.
 - Po co w ogóle Konoha chce powstrzymać Yuki? Co ich interesują starcia innych Ninja? - Ten fakt głównie wywołał u mnie zaskoczenie. Dlaczego ja nigdy nie słyszałem o tych  starciach? Na pewno kiedyś z przyjemnością bym się tam udał i udowodnił samemu  sobie jak bardzo silny jestem.
 - Ludzie z wiosek dowiadują się o tym i wyruszają do Yuki, czego władze nie chcą. Ginie  tam wielu, a nie ukrywam, że zainteresowania takim turniejem są wielkie. Starają się więc zatrzymać, lub w jakiś sposób opóźnić starcia, aby mieszkańcy zrezygnowali z podróży.
 - Chore - skitowałem. - Ale po co mi to mówisz?
Madara uśmiechnął się łobuzersko co wywołała masę ciarek na moich plecach.  Wiedziałem już, że czeka mnie ciężka misja.
 - Proszę cię o dwie rzeczy - zaczął. - Najpierw powstrzymaj ANBU Konohy, a następnie  weź udział w turnieju.
 - Że co? - osłupiałem, moje oczy szeroko się otworzyły i nie chciały przestać lustrować  Madary. - Po jaką cholerę?
 - To wszystko jest w ramach przygotowania do ataku na wioskę. Przy okazji zobaczysz na jakim poziomie znajduje się oddział ANBU i dodatkowo sprawdzisz swoje umiejętności z innymi Ninja, którzy będą na turnieju - mówił to bez wzruszenie, jakby w ogóle nie  interesowało go moje zdanie, kiedy ja zupełnie nie wyobrażałem sobie mnie w jakiś  idiotycznych walkach z zasadami. - Weź resztę organizacji i Medyka, w razie jakiegoś  wypadku.
Pokiwałem zrezygnowany głową, ale po kilku sekundach do moich myśli doszedł  jeden oczywisty fakt. Eizo ...
Nie! To wykluczone. Żadna siła na tym świecie nie zmusi mnie do zabrania go na turniej. To doprowadzi mnie do szaleństwa. Zerknąłem na Madarę, z pewnością się wkurzy jeśli zaproponuje mu coś takiego, ale czy było inne wyjście? Zresztą to ja tworzyłem Take i  mogę dołączać do organizacji kogo zechcę.
Przed wypowiedzią podarowałem moim płucom sporą dawkę powietrza. Musiałem  dodać do tego kilka kłamstw.
 - Jest jeden problem - wydusiłem.
 - Jaki? - zapytał poważnie.
 - Ostatnio, zaraz po Medyku, dołączył do nas jeszcze jeden Ninja. Eizo. Pozwoliłem mu iść z nami, bo wziąłem pod uwagę jego umiejętność, czyli szpiegowanie i krycie - jest w tym  naprawdę niezły - mówiłem z przekonaniem i starałem się akcentować słowa tak, jakbym naprawdę był pod wrażeniem z możliwości tego mężczyzny. Widząc pytającą minę Madary, kontynuowałem: - Jednak jest kompletnie słaby w walkach. Nie zabiorę  go na turniej, lecz nie ufam mu na tyle, aby na ten czas pozostał sam w kryjówce. Kiedyś  mieszkał w Konoha i ...
 - Dlaczego nie powiedziałeś mi nic o nowym członku? - przerwał mi stanowczym  głosem. Postanowiłem przedstawić mu swoje myśli.
 - Mogę dołączać do Taki kogo chcę, zresztą nie widziałem się z tobą od kiedy on się  przyłączył. Chcę tylko, żebyś go pilnował.
 - Mam go pilnować? - warknął. - Może nie wiesz, ale właśnie trenuję armię przeciwko Ukrytemu Liściu.
 - To weź go ze sobą, potrenuj. Spraw, żeby stał się silniejszy.
 - Dlaczego nie możesz go wziąć ze sobą?
 - Denerwuje mnie, i tak na nic się nie przyda.
Gdy wyobrażałem sobie reakcje Madary na moją propozycję, byłem stu procentowo  pewny, że nic z tego nie będzie, a ja będę zmuszony zabrać tego słabeusza ze sobą. Teraz patrząc na jego twarz, widziałem, że był blisko ku wydaniu zgody.
 - Niech będzie - fuknął. - Mam nadzieję, że nie jest z nim tak źle.
 - Przekonasz się - oznajmiłem z nutką entuzjazmu, aby zachęcić go do bardziej  pozytywnego myślenia. Tak czy inaczej, byłem wniebowzięty. Brak jego gadania,  pretensji i podlizywania się Sakurze na pewno podziała na mój humor i przekieruje go w  lepszym kierunku.
S A K U R A
 - Madara? - mruknął pytająco. Nie wróżyło to dla mnie dobrze, tym bardziej, że w głębi czułam, iż Suigetsu zastosuje taktykę „wciskania kitu”. - Dlaczego chcesz wiedzieć coś  o Madarze?
 - Ostatnio spotkałam go w lesie z Sasuke. Dlaczego on nadzoruje wasze treningi? I dlaczego Sasuke go słucha, o ile wiem Sasuke nie jest...
 - Skory do spełniania rozkazów, tak wiem - wszedł mi w słowo, trochę zdenerwowany.  Zaskoczyło mnie to, bo Suigetsu widzę tak często wściekłego, jak krzyczącego i nieopanowanego Juugo. Jednak Sherlock nie mógł się poddać. Musiał wymyślić inną strategię i dopiąć swego. Nie mam zamiaru się poddać, lecz szukać prawdy do końca. -  Nie wiem dokładnie jak połączyli siły, tak właściwie nie wiem w ogóle po co... Nie wiem też kim dla siebie są, ani skąd się znają. Sasuke jest tajemniczy w tym temacie.
Westchnęłam. Hozuki wiedział więcej, ale zapewne nie mógł mi tego powiedzieć.  Byłam mu dość bliska toteż zamiast rzucić prosto z mostu, iż nie może, woli zmyślać  kłamstwa, które ja łyknę i dam mu spokój.
 - Nie interesuj się czymś takim Sakura, dobrze ci radzę - mówił dalej z powagą. - Jesteś tu, by nas leczyć i proszę nie mieszaj się w prywatne kontakty Sasuke.
 - Dobrze - westchnęłam. - Wiesz, że jestem zbyt ciekawska.
 - Doskonale o tym wiem.
Uśmiechnęłam się.
 - Dzięki za informacje.
 - Informacje? - zdziwił się. - Przecież nic ci nie powiedziałem.
 - Powiedziałeś, że nic nie wiesz. To też jakaś informacja.
Nie mogę się na niego wściekać... Jestem pewna, że gdyby mógł, wszystko by  wyśpiewał. Teraz zostało mi wszcząć śledztwo na nowo, tym razem w innym kierunku.
 - Jak uważasz - powiedział obojętnie. Ten temat widocznie już go męczył, czas wdać się w przyjacielską pogawędkę.
Bez wahania zaprezentowałam mu swoje uzębienie.
 - Hej Suigetsu, kiedy będę mogła liczyć na kolejną porcję pysznego ramenu?
Zaśmiał się. Na dźwięk moich słów i na świadomość, że sama zakończyłam wstydliwy dla  niego temat.
 - Kiedy tylko zechcesz - powiedział ochoczo.
 - Więc życzę sobie wykwintną kolację!
 - Wedle życzenia królowo – zabawił się w lokaja i klęknął przede mną zamykając oczy.  Roześmiałam się i w pewnym momencie znowu naszła mnie ta przeklęta myśl.
Tutaj nie jest wcale tak źle...
Jeśli tak zachowują się wszystkie nieprzyjazne i stanowcze organizacje względem siebie, to świat naprawdę jest wspaniały. Kiedy mnie tu przyprowadzili wiedziałam, że Suigetsu  będzie prawdopodobnie jedyną osobą jaką zdołam obdarować choć gramem sympatii,  ale nie oczekiwałam, iż po miesiącu pobytu tutaj będę głośno śmiała się w jego pokoju i wygłupiała niczym małe niesforne dziecko.
To już miesiąc. Czas zleciał naprawdę szybko. Już miesiąc nie dojrzałam twarzy  Uzumaki'ego. Ani Hinaty, ani nikogo z dawnych przyjaciół.
 - Tak właściwie - zaczął Hozuki widząc moje zamyślenie. - Wybacz, że przeskakuję na ten temat, ale lepiej ci już po tym… no… czego się dowiedziałeś.
 - O wiele - oznajmiłam. - Już mi przeszło, zrozumiałam, że płacząc nie pomogę mojej  przyjaciółce.
 - Cieszę się, naprawdę się cieszę. Nie mogłem już na ciebie patrzyć w takim stanie.
 - Dziękuję za troskę - uśmiechnęłam się słodko. Suigetsu odwzajemnił to. Sekundę  później wstałam z krzesła porządnie się wyciągając i rozprostowując kości. - Pójdę już -  rzuciłam. - Położę się wcześniej spać.

Sherlock Sakura Holmes - Podsumowanie Misji Pierwszej. Hozuki plus Madara równa  się brak jakichkolwiek informacji. Zawiodłam się.  Miałam świadomość, że od Juugo, ani tym bardziej Karin nic więcej już nie wyciągnę. Jedyne czego się dowiedziałem to to, że każdy pokój w kryjówce umeblowany jest w ten sam sposób - ale czy w ogóle w czymś  mi to pomaga? Westchnęłam i ze smutkiem wpisałam do dzienniczka słowa Brak tropów. Przerzuciłam ze zrezygnowanym wyrazem twarzy na kolejną kartkę, gdzie wielkimi literami widniał napis DZIEŃ DRUGI. Pozostało mi więc tylko czekać.
Sherlock Sakura Holmes - Misja Druga. Następnego dnia pełna wątpliwości i niechęci  ustanowiłam swój plan na dzisiaj. Nie chciałam tego, ale jednocześnie wzbudziła się moja ludzka ciekawość. Musiałam czymś zastąpić myśli o informacji jaką ma mi przekazać  Sasuke, ale również o samym jego braku. Było tak dziwnie pusto, kiedy budziłam się  rano nie czując obok żadnego ciężaru, tylko wolną przestrzeń. Zastanawiało mnie czy  względem Eizo moje zachowanie to zdrada? Jedyne co robię to śpię z Uchihą w jednym  łóżku, a to chyba nie zalicza się do tej kategorii. Nie doszło między nami do niczego  więcej. Pokręciłam głową, aby wymazać z głowy te przemyślenia. Teraz najważniejsze to skupić się na zadaniu i osiągnąć pełną kontrolę nad własnym umysłem. Rano  szybko wykonałam wszystkie poranne czynności i przypominając sobie, że nic wczoraj  nie jadłam, pobiegłam szybko do kuchni i z niewinnym uśmiechem ukradłam jedną  kromkę chleba z talerza Suigetsu. Wybaczy mi to. Szybko ewakuowałam się z  pomieszczenia i kilka minut później stałam już tam, gdzie powinnam.
Dębowe drzwi. Jakiś czas temu to mnie można było spotkać za ich obliczem, teraz  jednak należą do innego osobnika. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek go tutaj  zobaczę, a zwłaszcza w moim dawnym pokoju. Uważnie zlustrowałam prawą stronę  korytarza, a następnie lewą. Poprawiłam swój strój do walki, w którym przybyłam tutaj do organizacji i wzięłam głęboki wdech. Wystawiłam rękę przed siebie i chwilę potem do  moich uszu dobiegł dźwięk uderzania o drzwi, który sama wywołałam.
 - Kto tam? - głos mojego narzeczonego był zaspany i pozbawiony chęci do życia,  zrozumiałam, że prawdopodobnie przerwałam mu sen.
 - To ja. Sakura - wydusiłam nieśmiało. I jak na zawołanie drzwi otworzyły się  z impetem, o wiele szybciej niż mogłam się tego spodziewać.
 - Sakura! - oznajmił istnie oszołomionym tonem i stanął naprzeciwko mnie. Na sobie  miał jedynie bokserki co z pewnością nie sprzyjało mojemu scenariuszowi. - Co ty tu  robisz?
 - Chciałam porozmawiać.
 - Więc wejdź - zaproponował, a ja poczułam deja vu, tylko, że w tamtym wypadku nie  miałam do czynienia z pół nagim mężczyzną, który na co dzień uzależniony jest od seksu. Weszłam głębiej i tym razem usadowiłam się na łóżku, miałam dość tych twardych  niewygodnych krzeseł. Chwilę później Eizo zarzucił na siebie koszulę, którą  prawdopodobnie dał mu Sasuke i usiadł obok mnie.
 - O czym chciałaś porozmawiać?
 - Obudziłam cię? - zapytałam, ignorując poprzednie pytanie.
 - Tak właściwie to nie. Wstałem jakieś dziesięć minut temu - Patrząc na jego niesfornie ułożoną blond czuprynę, jakoś nie mogłam uwierzyć w jego przekonania. Westchnęłam. Postanowiłam zbadać trochę sytuację zanim przejdę do sedna sprawy.
 - Co ty robisz tutaj? Na co dzień? - zagadnęłam nagle. Interesowało mnie to. Jestem  ciekawa co robi blondyn podczas gdy ja, rozmawiam z Suigetsu, leczę rannych, kłócę  się z Sasuke, a na końcu zasypiam w jego ramionach.
 - Większą cześć dnia trenuję z Suigetsu. Muszę przyznać, że jest całkiem w porządku.
 - Taa. Masz rację.
 - Dużo mnie już nauczył - pochwalił się. - Jestem już o wiele lepszy w te klocki.
 - Gratulację.
 - Chociaż widzę cię mało, żyję ze świadomością, że jesteś blisko, a to władowuje we  mnie pozytywne emocje - powiedział delikatnie się uśmiechając. Nie znałam go od tej strony. Nie sądziłam, że kiedykolwiek padną z jego ust takie słowa. Eizo bardzo  zaryzykował i byłam pod wrażeniem jego czynu.
 - Dziękuję, że to zrobiłeś - szepnęłam szczerze.
 - Kocham cię Sakura, to oczywiste, że dla ciebie zrobię wszystko. Nie masz za co  dziękować.
Pierwsze lody przełamane, poczułam się swobodniej. Od razu postanowiłam zjechać na zupełnie inny temat, a potem stopniowo przechodzić do tego najważniejszego. Eizo dużo czasu spędził w biurze Hokage. Zajmuje się wypisywaniem imion tych wszystkich  zbirów i porządkowaniem zdjęć, które zrobią szpiedzy. Może Konoha wiedziała coś o Madarze? Tak czy inaczej, chciałam się tego szybko dowiedzieć.
 - Dlaczego w ogóle ze mną nie rozmawiasz, mam wrażenie, że mnie unikasz? – spytałam, nie patrząc na niego.
 - Nie chcę oberwać od Sasuke - powiedział zakłopotany. - Wiem, że się wścieka, gdy jestem blisko ciebie.
 - Nie zauważyłam - mruknęłam. Na początku Uchiha chciał mi zrobić na złość, teraz  chyba nie miał żadnego celu, aby zabronić przebywać mi w towarzystwie Eizo. -  Myślałam, że tobie czegoś zakazał.
 - Nic mi nie zakazał. To raczej ja sądziłem, że ty otrzymałaś jakiś zakaz.
 - Nie miałam żadnego zakazu - mruknęłam.
Mój narzeczony wybuchnął gromkim śmiechem.
 - Wychodzi więc na to, że oboje cały czas się unikaliśmy.
Uśmiechnęłam się. Bądź co bądź wydawało mi się to dostatecznie głupie i  bezsensowne. Dlaczego w ogóle każdy z nas tak bardzo boi się zdania Sasuke?
 - Tak czy inaczej, Sasuke teraz nie ma, więc na pewno nie wtrąci nam się do rozmowy -  dodałam, nie przestając się uśmiechać.
Eizo zamarł w bezruchu.
 - Co? - wydukał zszokowany. - Jak to, Sasuke nie ma?
 - Wczoraj wyruszył gdzieś na dwa dni, wróci dopiero dzisiaj wieczorem.
 - Naprawdę?
Pokiwałam głową. Blondyna niezwykle ucieszył ten fakt, od razu przysunął się do mnie i  zaczął czuć się bardziej swobodnie. Patrzyłam na niego beznamiętnie zastanawiając  się jak zacząć temat, który ciągle krąży w mojej głowie. Lecz skoncentrowanie się na tym,  bardzo utrudniała mi teraźniejsza sytuacja. A kiedy mój narzeczony usadowił rękę na  moim kolanie zaczęło robić sie doprawdy niebezpiecznie.
 - Tęskniłaś za mną? - wyszeptał.
 - Tak. Po to tu przyszłam - skłamałam. Eizo przybliżył się jeszcze bardziej, a ja  odruchowo się odsunęłam. Moje tętno przyśpieszyło, serce wdało się w taniec zupełnie innego rytmu. Zazwyczaj kiedy się od niego odsuwałam, obdarowywał mnie mocnym  policzkiem, teraz jednak nie zareagował, miło mnie to zaskoczyło. Poczułam się  odrobinę bezpieczniej.
Eizo pocałował delikatnie moje usta. Odwzajemniłam pocałunek.
 - Mam piękną narzeczoną - powiedział z podziwem. - Teraz możemy się sobą  nacieszyć Sakura, póki tego kretyna nie ma w pobliżu…
 - Co masz na myśli, mówiąc „nacieszyć”? - zapytałam tracąc rezon.
 - Pogadać, poprzytulać, zrobić wszystko to, co robią zakochane pary, które  dawno nie miały okazji być blisko siebie.
 - Ach, rozumiem.
 - W końcu mam cię dla siebie - szepnął znowu z coraz większym podnieceniem.  Trudno, ale musiałam zgasić jego nieustannie rosnące pragnienie.
 - Chciałam cię o coś spytać - zaczęłam jednocześnie odchrząkając. Pragnęłam  wprowadzić w atmosferę trochę poważniejszy nastrój. Mina Eizo automatycznie zrzedła,  kiedy zdał sobie sprawę, że nie będzie dotyczyło to sfer intymnych.
 - O co chodzi? - powiedział niechętnie.
 - Madara... mówi ci coś to imię?
 - Madara? - zamyślił się, znowu przypomniało mi się wczorajsze przesłuchanie  Suigetsu. Dlaczego każdy reaguje tak samo? - Tak. Kojarzę, ale co się stało?
Wow. Scenariusz uległ znacznej poprawie, pomyślałam dumnie. Nie zostało mi nic innego, jak wprowadzić go w moje śledztwo.
 - Ten człowiek współpracuje z Sasuke. Jest jakimś władcą, czy coś w tym stylu. Wiem, że masz dostęp do informacji o poszukiwanych ludziach z Konohy, myślałam, że możesz  coś wiedzieć na ten temat.
 - Bardzo zależy ci na tych informacjach? - zapytał nagle. Ucieszyłam się. To by  znaczyło, że dla Ukrytego Liścia są one ważne, ale on z przyjemnością wyjawi mi  wszystkie sekrety na jego temat. Pokiwałam radośnie głową.
 - Bardzo! Chcę wiedzieć z kim mam do czynienia.
 - I tylko dlatego się nim interesujesz?
 - Można tak powiedzieć. Zaciekawił mnie.
Z czym ma do czynienia Sasuke? Dlaczego mu rozkazuje i kontroluje jego treningi? To były główne cele mojego śledztwa. Doszukać się odpowiedzi na te oto pytania. Może  w końcu mi się uda, byłam pełna zapału. Skoro Sasuke ma spór z inną organizacją, dlaczego potrzebuje do tego jakiegoś Madarę? Wszystko z pewnością z czymś się  wiązało, wystarczyło tylko dobrze to ułożyć.
 - Dobrze, powiem ci - oznajmił, a mój uśmiech znowu stał się wiernym kompanem. - Ale  mam jeden warunek.
 - Warunek? - skrzywiłam się, a wyraz twarzy zrzedł mi tak jak mu przed chwilą, gdy gasiłam jego napalenie. - Jaki warunek?
 - To nic wielkiego - rzekł niewinnie. - Po prostu bardzo mi ciebie brakowało - Eizo  wstał, stanął przede mną i pociągnął mnie za obie ręce. Wpadłam prosto w jego  ramiona, a on mocno mnie przytulił.
 - Co ty... - wydukałam, ale zamilkłam, gdy poczułam jak namiętnie dotyka moje piersi.  Wiedziałam już bowiem co ten sygnał może oznaczać i nie mogła uwierzyć w to, do czego doszłam.
 - Dawno tego nie robiliśmy - wyszeptał mi do ucha. - Kochaj się ze mną, a powiem ci  wszystko co chcesz wiedzieć. Nawet zakazane informacje.
Propozycja była doprawdy kusząca, lecz mnie opanowała niedowierzenie. Przecież się zmienił. Dlaczego znowu na pierwszym miejscu stawia seks? Rozmawiamy, widzimy się  pierwszy raz od paru dni, a on od razu chce zaciągnąć mnie do łóżka. Jednym plusem  było to, że jak dotychczas ani razu nie oberwałam. Ale nawet nie ważyłam się odmówić.  To mój przyszły mąż, moja miłość - mam obowiązek się z nim kochać.
Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Szybko je otarłam tak, aby nie widział, jednak ten czyn nie wniósł żadnego skutku.
 - Nie płacz, kochanie  - powiedział tym razem, bez tego podniecenia, ale z odrobiną  troski. To też lekko mnie pocieszyło. Nie mam wyjścia. Muszę to zrobić. Muszę udawać, że  tego chcę, przy okazji być może zakończę swoje śledztwo.
 - Na pewno wszystko mi powiesz? - wolałam się upewnić.
 - Powiem, powiem - syknął i zasłonił mi usta ręką. Odsunęłam go od siebie. Zaczęłam  szybkim ruchem pozbawiać się bluzki. Gdy to zrobiłam on rozkazał mi przestać.  Podszedł do mnie i pozbył się stanika. Następnie pozbawił mnie całego dołu, a gdy już  stałam cała naga przed nim, natychmiast położyłam się na łóżku. Chciałam mieć to już  za sobą, tym razem nie mogę zaliczyć tego do gwałtu - sama się zgodziłam. Chociaż do  końca nie wiem co działoby się, gdybym jednak odmówiła. To twój narzeczony Sakura, musisz go kochać!
Czułam się cholernie dziwnie, że brzydzę się miłością mojego życia. Kiedyś był podłym gwałcicielem, teraz zamienił się na szantażystę. Westchnęłam i z przymkniętymi  oczami obserwowałam jak pozbawia się ubrań, a potem nagi z każdą sekundą zbliża  się do mnie. Zadrżałam. Byłam tak ogłupiała, kompletnie nie wiedziałam co mam myśleć o tym wszystkim.
Tę decyzję podjęłam stanowczo za szybko.

2 komentarze:

  1. Sasuke nie ma, więc wszyscy mogą robić co chcą xd
    Myślałam, że szybciej zaatakują Konohę :O A tu Madara wyskakuje, że dopiero za sześć - siedem miesięcy. ;>
    Sakura Sherlock Holmes - rozwaliło mnie to. xd
    Naprawdę Karin miała legginsy, które spodobały się Sakurze. Nie były obleśne ani brzydkie? ;>
    Inrtygująca Haruno... ^^
    Cieszę się, że Madara "zaopiekuje się" Eizo, bo z powrotem mnie zaczyna denerwować. Zmusza dziewczynę do seksu, a w zamian za to obiecuje informacje. To chore. -.-

    OdpowiedzUsuń
  2. To chore ze sie godzi na to...
    toksyczny związek

    OdpowiedzUsuń