Wtem wokół mnie, mojej duszy i wszystkiego co dotychczas
ogarnięte było krzykiem oraz brakiem
harmonii zapanował spokój. Cisza, która po długim czasie stawała się coraz
to głuchsza i cięższa w zniesieniu. Po
czterech dniach od ujrzenia moich przyjaciół na oczy, całość ponownie nabrała
monotonii. Śniadanie, treningi Taki, moje leczenie rannych towarzyszy - tak.
Niektórych z nich naprawdę zdążyłam zacząć traktować jak prawdziwych kompanów życia. Przyzwyczaiłam
się. Do organizacji, do pełnego
entuzjazmu Suigetsu, do opanowanego Juugo, do wrednej Karin, i co
najważniejsze - do oschłego i
tajemniczego Sasuke. Nawet jego obecność nie sprawiała mi problemu, choć
czasami mojemu sercu było doprawdy ciężko. Ale ta jednostajność ogółu
stawała się dla mnie nudna i szara.
Potrzebowałam czegoś co doprowadziłoby do mojego organizmu adrenaliny. W duchu modliłam się o
to. Nie lubiłam spokoju, uwielbiałam, gdy coś się dzieje. Nawet miedzy mną i
Uchihą zapanowała harmonia, fakt faktem, że
rzadko rozmawiamy, a on nagle stał się jeszcze bardziej obojętny niż
wcześniej - jego sprawa. Nie interesują
mnie jego uczucia - przynajmniej tak starałam sobie to wmówić.
Człowiekiem, którego spotkałam na polanie wraz z Sasuke był
Madara. Po wielu nieprzespanych nocach -
a konkretnie dwóch - nareszcie do tego doszłam. Po prostu w jednej chwili wleciało mi wspomnienie Karin
na jego temat. To nie mógł być nikt inny, tak więc kiedy Sasuke oznajmił mi, że
odchodzi na dwa dni - tak jak w mieście Natsuo, bardzo się ucieszyłam. Bynajmniej
tym razem nie pojawiła się u mnie żadna tęsknota, lecz radość. Na pewno coś się wydarzy, to znaczy -
tak myślę.
Pojęcia nie miałam dlaczego się tam wybiera. Dlaczego w
ogóle współpracuje z takim człowiekiem.
Pomimo, że Sasuke uległ znacznej zmianie od czasu drużyny siódmej, jedno w nim zostało. Nienawidził być
na czyjeś łasce - denerwowało go
rozkazywanie mu. Często robił po swojemu. Więc z jakiego powodu teraz
się na to godzi? Ta zagadka wprowadziłaby
trochę kolorów w szarość dni, mogłabym zabawić się w detektywa i podpytać resztę organizacji.
Uśmiechnęłam się łobuzersko sama do siebie, w czasie, gdy
myłam twarz w łazience Sasuke. Kiedy
wyszłam założyłam na siebie jego koszulę i czarne legginsy do kolan, które zwinęłam Karin. Wcale mi ich nie „podarowała”
- po prostu będąc u niej w pokoju,
strasznie mi się spodobały. Mniejsza o to. Spięłam swoje włosy u góry w
maleńki kok i zakładając glany
oficjalnie rozpoczęłam misje śledczą dotyczącą Sasuke Uchiha i Madary - jego
nazwiska jeszcze nie poznałam.
Na korytarzu pierwsze kto rzucił mi się w oczy to... Karin.
- O rzesz ty - zaklęłam
cicho i ukryłam się gwałtownie za jedną ścianą, ostatnie czego mi brakowało to
jej pretensje o legginsy. Westchnęłam, o dziwo nie skierowała się w stronę kuchni, lecz... pokoju narad.
Właśnie! Ten pokój od zawsze stanowił dla mnie zagadkę,
nigdy nie mogłam dostać się do niego w
samotności, zawsze w towarzystwie Karin lub Suigetsu leczyłam poszkodowanych - teraz może uda mi się czegoś
dowiedzieć. W końcu to pewnie tam odbywają
się omówienia wszystkich najważniejszych planów.
W momencie, gdy Karin znikła już w pomieszczeniu, ja
truchtem ruszyłam do wyznaczonego
wcześniej celu. W kuchni standardowo siedział Suigetsu z Juugo, lecz to, co zdumiało mnie najbardziej to obecność Uchihy
parzącego kawę. Nie byłoby w tym nic
dziwnego gdyby nie fakt, iż wyruszył do Madary.
- Cześć Sakura! -
rzucił Suigetsu z szerokim uśmiechem. Pomachałam mu ręką i delikatnie skrzywiłam usta nie spuszczając
oka z Sasuke. Nawet, gdy on również obdarował mnie wzrokiem, ja pozostałam
nieugięta. Przez krótką chwilę ja i on
pozostaliśmy w tym samych pozycjach. On trzymając szklankę w ręku z
pytajnikiem na twarzy. Ja lekko schylona
niczym lwica chcąca rzucić się na swoją ofiarę.
- Eee... co ty robisz?
- wydusił w końcu.
Gwałtownie wyprostowałam się i niepewnie zaczęłam drapać po
głowie.
- N-nic. Myślałam, że
jesteś... znaczy, że wyruszyłeś już… gdzieś...
Przecież niby nie wiedziałam gdzie, pomyślałam zrezygnowana
i spuściłam głowę.
- Dobrze się czujesz?
- wtrącił Suigetsu.
Pokiwałam głową.
- Nie wyglądasz
dobrze...
- Źle spałam -
skłamałam siadając na krześle. Teraz jestem zmuszona poczekać, aż Uchiha z łaski w końcu zniknie mi z oczu.
Spojrzałam na Juugo. On nigdy o nic się nie dopytuje, nigdy
nie jest ciekawy, niepewny, zdaje sie jakby wszystko wiedział, a każda
odpowiedź była podana na tacy.
Wzdrygnęłam się, gdy głos nagle zabrał Sasuke.
- Nic nie kombinuj
przez ten czas.
- Nie będę –
burknęłam. - Mam ciekawsze rzeczy do roboty.
- Jedyną rzeczą jaką
będziesz miała do roboty to leczenie Karin, Suigetsu, Juugo i swojego kochasia.
Mojego kochasia, pomyślałam z pytającym wyrazem twarzy.
Mojego kochasia! Przecież Eizo nadal tu
jest... o rzesz ty! Poczułam się głupio, że zapomniałam o jego obecności, ale spędzić ponad miesiąc bez jego
czułych słówek, stanowczych rozkazów i
co najważniejsze ciężkich pięści to dla kobiety istny raj, włączając, że
niezwykle rzadko go widuję. Mój ostatni uraz nie zainteresował go, smutek z
powodu Hinaty, również zignorował, ale podejrzewałam, że to Uchiha wydał jakiś
kolejny głupi zakaz ze swojej strony.
Eizo się zmienił...
- Wiem -
odpowiedziałam szybko, kiedy doszło do mnie, że każdy na mnie patrzy.
- Ty dzisiaj naprawdę
nie kontaktujesz - prychnął.
- Mam prawo.
- Hej, mam nadzieję,
że dzisiaj pójdziesz z nami na treningi - zagadnął wesoło Hozuki.
- Suigetsu...
Nie chciałam ...
- No Sakura, nie
będziesz się temu przyglądała, lecz się dołączysz. Ja i Juugo cię przypilnujemy, potrzebujemy silnego Medyka!
- Ja leczę, nie
walczę.
- Ale powinnaś robić
to i to!
- No nie wiem... -
udawałam nieprzekonaną, ale i tak wiedziałam, że wygrał. Nie potrafiłam mu odmówić, zrobił już dla mnie
tyle rzeczy, że od czasu do czasu ja też mam
obowiązek czegoś dokonać. Jestem mu to winna…
- Będzie fajnie.
Gwarantuję.
Mój plan będę musiała odłożyć na później.
- Dobrze - fuknęłam.
Suigetsu klasnął szczęśliwy w dłonie.
- Tak jest! Zobaczysz,
że tego nie pożałujesz.
- I tak musiałaby z
wami trenować - powiedział Sasuke patrząc na Suigetsu z rozczarowaniem. - Przecież nie zostawicie jej
samej w kryjówce, nie może być tutaj sama.
- A co? Nie ufasz mi?
- wtrąciłam. Chociaż i tak doskonale znałam odpowiedź.
- Jakoś nie mam
podstaw, żeby ci ufać, wyobraź to sobie - zironizował. Rzuciłam mu jedno z
kolekcji najbardziej wrogich spojrzeń.
- Kiedy wrócę przekaże
ci bardzo ważną wiadomość - Sasuke zaczął nagle z dziwnym uśmieszkiem na twarzy. Moje brwi
automatycznie się zmarszczyły. Co znowu chodzi mu po głowie?
- Jaką wiadomość?
- Nie przejmuj się,
powiem ci jedynie tyle, że bardzo cię ona ucieszy…
Ucieszy? Wiadomość? Jak wróci? Zdezorientowana chwyciłam się
za głowę, a przed oczami pojawił mi się
tylko obraz, w którym z trudem wytrzymuję te dwa dni.
- Nie! - wstałam
nagle nie pozwalając mu dokończyć. - Nie zostawisz mnie po raz kolejny w niepewności!
- Że co? - spojrzał
na mnie pytająco.
- Niemal codziennie
słyszę od ciebie jakieś tajemnicze słowa, nad którymi muszę się potem kilka dni zastanawiać, nie śpię każdej
nocy i tylko myślę. Tym razem tak nie będzie, mów co chcesz mi powiedzieć i
skończmy to.
Z początku stał spokojnie i patrzył na mnie swoim
charakterystycznym wzrokiem, jednak gdy
po skończeniu mojej wypowiedzi minęło kilka sekund, nieoczekiwanie zaczął się
śmiać. Śmiać mi się prosto w twarz z tym szatańskim akcentem.
Żyłka na moim czole
rozpoczęła stan ruchu.
- Co cię tak
śmieszy?! - warknęłam zaciskając obie pięści. Myślałam, że zaraz się na niego rzucę. Zepsuł cały mój plan...
- Jesteś doprawdy
intrygującą osobą, Sakura - rzucił tylko i jak to miał zapisane w każdym odcinku „swojego serialu” zaczął
kierować się w stronę drzwi. Prócz zdziwienia jakie naszło mnie po jego
słowach, opanowała mnie nagle spontaniczność.
- O nie - warknęłam.
- Tym razem nie! - podbiegłam do niego i bez wahania szarpnęłam mocno za rękę. I tak osobiście zaskoczyła
mnie siła z jaką to zrobiłam, ale Uchiha pod wpływem tego nawet nie drgnął,
tylko spojrzał na mnie ze zmarszczonymi
brwiami.
- Czego chcesz?
- Poznać informacje -
uśmiechnęłam się niewinne, ale zaraz potem spoważniałam. Dokuczając mu tym bardziej niczego nie
osiągnę.
- Powiedziałem, że
dowiesz się tego jak wrócę - warknął zniecierpliwiony. Ze złości mocniej ścisnęłam jego dłoń, którą nadal
trzymałam w objęciach.
- Nie możesz teraz?
- Nie.
- Dlaczego?
- Sakura jak ci
powiem to będziesz wiedziała dlaczego!
Westchnęłam. Podniosłam wyżej ramiona i zdenerwowana
puściłam rękę Sasuke. No piękne. Teraz zamiast skupić się na udawaniu Sherlocka
Holmesa będę rozmyślania nad informacją
jaką ma mi do przekazania Sasuke. Nawet nie pomaga fakt, jak sam
twierdzi, ona mnie ucieszy, i tak będę cholernie ciekawska. A wiadomość
uzyskam dopiero za dwa dni - przez ten
czas zdąży mnie roznieść z niepewności.
- Mogłeś mi tego nie
mówić teraz - burknęłam.
Ponownie wykrzywił usta w szarmanckim uśmiechu.
- Lubię wzbudzać w
tobie ciekawość.
- Do diabła z tobą,
Uchiha - rzuciłam pełna gniewu. To było dziwne, ale taka już jestem. Być może posiadam pewną fobię na tym
punkcie, ale co mnie to obchodziło?
Postarałam się z całych sił skupić na Sherlocku, na pewno uda mi się
czegoś dokonać. Przekonam Suigetsu i
pozwoli mi zostać tu samej.
Uchiha stał w drzwiach i ku memu zdziwieniu nic nie
wskazywało na to, aby miał w planach się ruszyć. Zazwyczaj już dawno znikał mi
z oczu, teraz jednak nadal przebywał w tym
samym miejscu i patrzył na mnie.
- Może to ci pomoże -
powiedział nagle beznamiętnie. - Naucz się żyć w niepewności i się tym nie
przejmować.
Otworzyłam szeroko oczy na wypowiedziane przez niego słowa.
- Żyję tak odkąd tu
jestem i jakoś się nie nauczyłam - zarzuciłam z pewnością siebie.
- To się postaraj.
Muszę przyznać, że to rzadko spotykane, aby ktoś tak bardzo wciągnął się w
myśli o czymś.
- Sakura Haruno -
powiedziałam z sarkazmem. - Dziwaczka numer jeden.
Uchiha uśmiechnął się i być może zdążyłabym ocenić w jaki
sposób, ale moją uwagę odwrócił Suigetsu,
który niespodziewanie podszedł do nas.
- Nie jesteś dziwna -
poklepał mnie po ramieniu. - A Sasuke może ma rację. Im więcej będziesz miała
takich doświadczeń, tym szybciej się do nich przyzwyczaisz.
Poczułam się niekomfortowo w takiej sytuacji. Mój jedyny
zaufany przyjaciel w Tace i egoistyczny
Sasuke starają się mnie nauczyć żyć w niepewności. Prychnęłam. Sasuke z pewnością
wymyślił to, abym nie robiła teraz przedstawienia - jego niedoczekanie!
- Idź już - bąknęłam
wściekła odwracając się do niego tyłem. - Idź.
Nie widziałam tego, ale czułam jak oboje wzdrygnęli się na
niechęć z moim głosie.
- Albo powiedz mi o
co ci chodzi! - dodałam.
- Naprawdę jesteś
intrygująca - powiedział tylko. Ciarki przeszły mnie po plecach. W końcu usłyszałam jego kroki, które kierują
się na korytarz. Zdeterminowałam się i w
jednej sekundzie rzuciłam się za nim biegiem, jednak nie spodziewałam
się, że zaraz za drzwiami będzie stał w
miejscu, a nie szedł przed siebie, toteż z mocnym hukiem uderzyłam o jego
klatkę piersiową i gdyby nie to, że chwycił mnie za oba nadgarstki
prawdopodobnie narzekałabym teraz na ból promieniujący w moim tyłku.
Gwałtownie odsunęłam się od jego torsu i spojrzałam na niego
cała czerwona.
- Jak mam iść, skoro
za mną biegniesz? - zapytał i ponownie wrócił do poprzedniego wcielenia - obojętny i łobuzerski, a jego
uśmiech bez przerwy widniał na twarzy.
Zabrakło mi argumentów, nie chciałam już dyskutować,
chciałam dowiedzieć się tej cholernej prawdy i sprawić, aby już zniknął mi z
oczu.
- Powiedz mi! -
oznajmiłam.
Westchnął.
- Jeśli myślisz, że
coś ze mnie wyciągniesz, to musisz mieć naprawdę anielską cierpliwość.
- Nie rozumiem! Raz
jesteś miły, a teraz znowu odstawiasz wielkiego pana Uchihe! Nie możesz znowu
na chwilę stać się tym, z którym miałam okazje kilka razy porozmawiać?
Zamilkł. Te słowa nie miały zupełnie nic wspólnego z tym
czego w tym momencie pragnęłam, ale niespodziewanie
nasunęły mi się na myśl.
- Co to ma do rzeczy?
- zapytał delikatnie podenerwowany jakby czytał moje myśli. Prychnęłam.
- Nieważne.
- To dobrze -
powiedział i po raz któryś z kolei obrócił się do mnie plecami, tym razem nie miałam zamiaru go zatrzymywać. Niech
idzie, egoista! Przybrałam poważną, istnie kobiecą pozycję stojącą i
wpatrywałam się w jego plecy tak długo, póki nie zniknął za zakrętem. Kretyn.
Z kuchni do moich uszu doszedł zrezygnowany głos Suigetsu.
- Mama i tata znowu
się kłócą - jęknął, a ja wychyliłam głowę zza drzwi i posłałam mu spojrzenie
pełne mordu i niechęci, gdy w końcu je dostrzegł natychmiast się spiął i przełknął
ślinkę. - Tylko żartowałem, Sakura - dodał szeroko się uśmiechając. Znowu przypominał mi Naruto. On również przybierał
tę samą reakcję kiedy byłam na niego zła. Dlaczego oni muszą być tak podobni?
To naprawdę utrudnia mi życie.
S
A S U K E
Ta dziewczyna naprawdę ma porządnie namieszane w głowie, i
do tego wniosku dochodziłem już niejednokrotnie.
Dlaczego więc jej dziwne zachowanie zawsze
puszczam w niepamięć i ignoruję jej dokuczliwy charakter, a nawet sam
staram się doprowadzić, aby zaprezentowała mi go w szerszej mierze? To
idiotyczne, nawet nie ma w tym żadnego
sensu, toteż zboczenie z tej trasy jest jedynym wyjściem. Tylko najpierw trzeba
posiąść pewne umiejętności, żeby to zrobić, których mi niestety dotychczas
brakowało. Jestem jednak pełny nadziei co do zmiany.
- Sasuke-kun! - pisk
- denerwujący. Sprawił, że odruchowo na mym czole zawidniały spore zmarszczki. Gdyby to było możliwe, padłbym
na kolana i zaczął podawać losowi tacę pełną moich pretensji i niedogodności,
które natychmiast powinien zmienić.
- Czego chcesz,
Karin? - obróciłem się niechętnie. Dziewczyna ubrana była w szlafrok, który wywołał u mnie niedawno spory
dylemat. To w nim miałem okazje
podziwiać Sakure i nadal trzymam się stwierdzenia, iż ona wygląda w tym
znacznie lepiej niż ta zdzira.
- Sasuke-kun -
powiedziała znowu pełna słodkości. - Idziesz do Madary?
- Ta - bąknąłem. Może
tym razem strategia zadziała i widząc moją niechęć, da sobie na dzisiaj spokój?
Zawsze warto jest zaryzykować.
- Co będziecie
obgadywać?
- Atak na wioskę i
inne podobne sprawy.
- Właśnie - klasnęła
w dłonie. Nie byłem zadowolony z faktu, iż musiałem jej coś przypomnieć. Westchnąłem. - Co z atakiem? Suigetsu
mówił mi, że być może odbędzie się
jednak szybciej.
- Odkąd ty się tym
interesujesz? - zapytałem podejrzanie.
- Muszę się
przygotować. To ważne wydarzenie w moim życiu. Przejdę do legendy, w końcu będę jedną z pięciu głównych
niszczycieli wioski.
- Na to musisz się
przygotować?
Przytaknęła. Przeraziło mnie to. Ogarnięty byłem otuchą, że
te jej teksty i postawa do wszystkiego to tylko idiotyczne udawanie. Nie można
być tak głupim.
- Właśnie idę obgadać
to z Madarą - powiedziałem, gdy doszło do mnie, że oczekuje dalszych wyjaśnień. - Może uda mi się go
przekonać.
- To powodzenia -
dodała słodko się przy tym uśmiechając. Zaraz potem zdjęła okulary i zaatakowała szkła sporą dawką własnego powietrza.
Kilka sekund później usunęła go poprzez
materiał od ubrania.
- Tak w ogóle… -
ciągnęła dalej. - To może pozwoliłbyś mi iść dzisiaj z tobą. Chciała bym
zobaczyć jak będą wyglądać treningi z Madarą, mogę też pomóc w
przekonywaniu, obmyśliłam wiele trafnych
argumentów.
- Obmyśliłaś
argumenty, ta?
- No tak.
- Ciekawie kiedy
skoro właśnie w tej chwili dowiedziałaś się, że idę rozmawiać z Madarą właśnie w tej sprawie.
Strzał w dziesiątkę. Moja wypowiedź zakończyła się
intensywną czerwienią widniejącą na jej
twarzy.
- No wiesz... -
jąkała się. - One mi przychodzą tak automatycznie ...
- Aaa, rozumiem -
udałem przekonanego. Nie byłem ochoczo nastawiony do dalszych konwersacji z nią. - Muszę już iść - rzuciłem
na odchodne, a kiedy obróciłem się do niej plecami poczułem jak szarpie mnie na
rękę. Czy to odwieczny sposób kobiet na
zatrzymanie mężczyzny? Najpierw Sakura, teraz ona. Tyle, że ta pierwsza
wywołała u mnie znacznie więcej pozytywnych emocji.
- Czekaj - niemal
krzyknęła. Gdy na nią spojrzałem puściła mnie i wypięła się jak gdyby chciała mnie... skusić. Nie było w tym
nic dziwnego. Karin już nieraz stosowała takie taktyki wobec mnie.
- Co ty robisz? -
zapytałem niewzruszony.
- Chciałam zadać ci
pytanie.
Znowu się zaczyna, przeszło mi przez myśl.
- Jakie? - jęknąłem
przewracając oczami i robiąc wszystko, aby przykuć jej uwagę na mój brak humoru
i chęci do życia. Dlaczego tak właściwie gram dla niej tak miłego i tolerującego, kiedy wewnątrz siebie mam
ochotę roztargać jej te czerwone szkuty i
zabrać ze sobą jej umiejętność wyczuwania chakry z dalszych odległości.
- Spójrz - szepnęła
wskazując na swój szlafrok i zakładając z powrotem okulary. - Jak wyglądam? Chciałabym żebyś ocenił.
- Ładnie - bąknąłem.
- Chcę dłuższej
wypowiedzi! Konkretnych szczegółów!
Cholera, znosiłem dzisiaj już tyle denerwujących ludzi,
miałem nadzieję, że uda mi się przetrwać
jeszcze ten ostatni element dzisiejszego dnia. Konkretne szczegóły, ta? A więc
uporam się z tym szybko i z dłuższą wypowiedzią - tak jak sama tego pragnęła.
Rozpocząłem lustrowanie każdego detalu, substratu, najmniejszego drobiazgu w
tym, jak prezentowało się na niej
odzienie, i ona w nim. Nie było to nawet takie złe, bo miałem w głowie porównywalny obraz, który dobrze
zapamiętałem. Chwyciłem się za brodę i
zacząłem ją lekko pocierać dając znak, iż zapadłem w stan zamyślenia.
- Krzywe nogi... -
mruknąłem marszcząc brwi, by moje skupienie dosięgło zenitu.
- Krzywe nogi? -
powtórzyła całkowicie zaskoczona. W taki sposób jakby w życiu nie usłyszała żadnej obelgi, a nie wierzyłem,
żeby tak było.
- Nieciekawie
wyglądające piersi - kontynuowałem, a jej twarz robiła się coraz bardziej przerażona. - Poza tym kolor szlafroku w
ogóle nie współgra z twoją karnacją, i nie czuję ani grama pociągu do ciebie.
- Sasuke-kun, co
ty... - wydukała z siebie zupełnie zszokowana. Ale ja nie zwracałem na to uwagi, obróciłem się i zacząłem kierować w
stronę wyjścia.
- Reasumując; Sakura
wygląda w nim znacznie lepiej – dodałem, bo po prostu nie mogłem się powstrzymać. Oczywiście rzuciłem
to będąc już stosunkowo daleko, tak aby Karin nie miała siły na dalsze
uganianie się za mną. Z daleka słyszałem jej zdumiony jęk i tupotanie nogami.
- Jak to?! - warknęła
wściekła. - Co ty w ogóle mówisz?!
- Prawdę - odpowiedziałem
jeszcze i zniknąłem za zakrętem idąc z szerokim
uśmiechem na twarzy. Nie wiem dlaczego byłem co do niej taki potulny,
ale moje hormony postanowiły wykorzystać
sytuację i pokazać mi jak bardzo ciągnęło mnie do Haruno. Ciągnęło. Uważałem to
za przeszłość, teraz podążam zupełnie inna ścieżką. Ścieżką zemsty i treningów.
S
A K U R A
Sherlock
Sakura Holmes - Misja Pierwsza. Panujący spokój i cisza tylko wzmogły moje
wewnętrzne emocje. Pozwalały bardziej mi się skupić i dać mi więcej
determinacji na dopięcie swoich celów.
Teraz liczył się dla mnie każdych szczegół i element. Liczyło się wszystko, by
dążyć ze skutkiem ku poznaniu prawdy. Wybiła godzina siedemnasta, niestety mój
urok zewnętrzny zawiódł, a przekonywania Suigetsu na ominięcie treningu zakończyły
się porażką. Było to dla mnie bolesne, zaznaczając fakt, iż Eizo pozostał w kryjówce.
Podejrzane. Dlaczego Sasuke ufa mu na tyle, aby mógł pozostać tu samotnie
z kolei dla mnie tę opcje pomija
szerokim łukiem?
To zabawne jak bardzo moje cierpienie staram się zastąpić
odrobiną dawką humoru. Jednak spoważniałam. Nie mogę traktować tego jak głupią
zabawę, muszę się skupić i zdobyć to, co
potrzebuję, garstkę informacji, z których potem ułożę układankę. Wyciągnęłam z
kieszeni maleńki notesik, a do drugiej ręki chwyciłam zielony długopis. Zamknęłam oczy i oczyściłam swój umysł niczym
bohater filmu kryminalnego. Tyle, że ja
znajdowałam się w horrorze połączonym z tandetną komedią. Stawiałam miarowe
kroki oglądając ściany i podłogi korytarza. We wszystkim mogło kryć się coś, co
pomoże mi dopiąć swego. Lecz nic
niezwykłego nie ujęło mojej uwagi, zdążyłam dość do pokoju Suigetsu i zapukać. Tak właściwie -
nigdy tu nie byłam co stanowiło dla mnie
bardzo ważny punkt w moim śledztwie.
- Kto tam? -
usłyszałam zza drzwi. Ostrożny Suigetsu? Tego jeszcze nie miałam okazji przeżyć - dobra, odrobinę przesadzam. Wzięłam
głęboki wdech.
- Tu Sakura.
- Sakura - mruknął
jakby moja obecność bardzo go zdziwiła. Chwilę potem stanął w drzwiach w pełnej
okazałości, odziany jedynie w bordowy bawełniany szlafrok. - Co cię sprowadza?
- Nie w porę? -
zignorowałam jego pytanie i patrzyłam jedynie na strój, który jak na mój gust, zdawał się być dziwny.
- Właśnie wyszedłem
spod prysznica - wyjaśnił.
- Rozumiem -
przytaknęłam. - Mogę wejść?
- Jasne! - uśmiechnął
się szeroko i otworzył przede mną drzwi ukazując wnętrze pokoju.
Bez wahania weszłam głębiej i gwałtownie schowałam mój
notesik do kieszeni. Na razie się nie przyda, ale nie zamierzałam odpowiadać na
dziwne pytania przyjaciela po zauważeniu towarzyszącej mi rzeczy. Pomieszczenie
było kopią mojego dawnego pokoju, tak więc doszłam do wniosku, że każdy kącik
mieszkalny tutaj wygląda tak samo. Usiadłam na krześle i powtarzałam sobie, że
muszę się pilnować, żeby przypadkiem nie
poczuć się jak „u siebie”.
- Tak więc co cię tu
sprowadza? - zapytał ponownie zajmując miejsce naprzeciwko. Spojrzałam głęboko w jego oczy i starałam się
zapanować nad swoimi emocjami.
Spoważniałam i odpowiedziałam mu pełna determinacji:
- Misja.
S
A S U K E
Do Madary dotarłem po godzinie drogi. Tak jak oczekiwałem
nie był zadowolony na moje przybycie.
Wręcz przeciwnie. Mimo swej spokojnej natury wyczułem w jego wyrazie twarzy
gniew i rozczarowanie. Doskonale wiedziałem z jakiego powodu. Przewidywałem również
treść kazania, które za chwilę z pewnością usłyszę. Tego dnia Madara zażyczył
sobie treningu wśród skał, toteż zmuszony byłem podróżować właśnie tutaj.
Długość trasy mi nie przeszkadzała, bo
była o wiele krótsza niż normalnie, lecz przyzwyczaiłem się do poprzedniego miejsca,
a ta przestrzeń nie ujęła mnie w najmniejszym calu.
- Jestem -
powiedziałem, stanąwszy z nim twarzą w twarz. Starałem się nie patrzeć mu w
oczy i skupić na nowym polu walki. Tak zwany kanion - dłuższa droga
prowadząca z Konohy do Suny. Po dziś dzień pamiętałem jak Tsunade
zabraniała drużynie siódmej podróżowania tą trasą. Zawsze musieliśmy udać się
lasem. Nie przeszkadzało mi to. Było
pełno skalnych wzgórz, a dwa dni drogi stąd znajdowała się olbrzymia pustynia.
Z zamyślenia wybudził mnie głos mojego tymczasowego trenera.
- Nareszcie -
oznajmił stanowczo. - Dzisiaj musimy naprawdę sie postarać, moi ludzie wiele już potrafią, niedługo będą gotowi do
ataku.
- Do ataku? -
powtórzyłem. - Czyli odbędzie się on szybciej?
Pokręcił głową, a moja nadzieja zgasła w ciągu ułamka
sekundy.
- Sześć, siedem
miesięcy. Tyle czasu potrzebujemy. Powiedziałem, że niedługo będą gotowi, ale nie powiedziałem, że wtedy
zaatakujemy.
No tak. Czego ja się mogłem spodziewać jak nie strategii,
która pozbawiona była jakiejkolwiek
logiki? Dzisiaj, pomimo, że wcześniej ulegałem na każdy jego argument, stanę się bardziej uparty względem mojej
taktyki.
- Dlaczego? Dlaczego
nie będziemy mogli wtedy zaatakować? - zapytałem.
- Im dłużej będą
trenować, tym będą silniejsi, tym wygrana będzie pewniejsza.
- Wygrana jest pewna nawet w tej chwili - powiedziałem z
przekąsem.
Madarę zdziwiła moja postawa.
- Co to ma znaczyć?
- Wysłałem ludzi do
Ukrytego Liścia. Dowiedzieli się, że Hokage wioski przeżywa wielkie załamanie życiowe - mówiłem
ironicznie. - Cała Konoha utraciła na sile.
Podobno nie uczestniczą w żadnych misjach i nie utrzymują kontaktu z
innymi wioskami.
Mężczyzna przeszywał mnie na wylot podejrzliwym wzrokiem.
Zdawał się nie być zadowolony z moich
wypowiedzi, a ja starałem się zrozumieć dlaczego. Powinien być ucieszony,
że nasz wspólny wróg jest w tej chwili
bardzo osłabiony. Ogłupiałem.
- Posiadasz może
informacje, dlaczego tak dzieje się w wiosce?
- Przeze mnie -
odpowiedziałem spokojnie.
Wzdrygnął się.
- Jak to przez
ciebie?
- Porwałem Medyka. Z
Konohy...
- To ta dziewczyna, z
którą byłeś na polanie? - przerwał mi.
Pokiwałem głową.
- Jest najlepszą
przyjaciółką Hokage i jego partnerki. Przez jej zniknięcie i bezowocne poszukiwania oboje się załamali, tak jak
większość jej przyjaciół. Tak właściwie sądzę, że jednym problemem teraz może
być oddział ANBU. Sam rozumiesz, musimy się
śpieszyć. Nie wiadomo jak długo tak pociągną, być może niedługo wrócą do
siebie, a wtedy nasze szanse gwałtownie
spadną.
- Chcesz zaatakować
teraz? - zapytał jakby w ogóle nie słuchał moich poprzednich słów.
- Tak. Sądzę, że to
najlepszy moment.
- Jesteś głupcem.
Prychnąłem. Ze złości zacisnąłem pięść i warknąłem pod
nosem. Nawet Madara nie będzie tak się
do mnie zwracał.
- Ja po prostu
planuję - powiedziałem pełen gniewu.
- Nie będę teraz
ryzykował. Chcę cię lepiej przetrenować, powiększyć twój gniew, dobrze wytrenować ludzi. To ma być istna
wojna, a nie krótkie starcie.
- Jestem na to gotowy
- zapewniłem.
- Ja tak nie uważam -
powiedział ze spokojem, a ja aż odsunąłem się o kilka kroków na jego słowa.
- Jednak ja tak
uważam! Atak na Konohę, to moja zemsta!
- Również należę do
rodu Uchiha. Chcę zemścić się tak samo jak ty, więc łaskawie nie przypisuj
wszystkiego sobie.
- Nie chcę marnować
tak wyśmienitej okazji! - upierałem się dalej, pewny swoich racji. Jak on może przepuszczać coś takiego? Nie
rozumiałem jego sposobu myślenia.
Świetna pora na zniszczenie liścia, a on po prostu to lekceważy.
- Takich okazji
będzie jeszcze wiele. Załamanie Hokage o niczym nie świadczy. Poza tym nawet jeśli ty jesteś gotowy, moi ludzie
nie. Będą dopiero niedługo.
- A za miesiąc? Może
wtedy jeszcze Konoha nie będzie trzymała się na nogach. To będzie ostatnia okazja.
Pokręcił głową z zamkniętymi oczami, a ja zrezygnowany
spuściłem głowę. Usta delikatnie mi się
trzęsły, a dłonie trzymałem w mocnym uścisku.
- Zaufaj mi - dodał.
Cały drżałem ze złości. Jednak, gdy powiedział te słowa,
wiedziałem, że i tak nic nie osiągnę. Nie chciałem stracić jego poparcia, jest
mi potrzebne. Posiada w zanadrzu mnóstwo
ludzi, którzy również chcą przyczynić się do zniszczenia.
Westchnąłem, udając, że zostałem przekonany.
- Dobra - jęknąłem i
wyciągnąłem z kabury moją katanę, która mieniła się w blasku intensywnego słońca. - Zacznijmy więc
treningi.
- Zaczekaj. Zanim
zaczniemy, chcę ci coś powiedzieć.
- Co?
- Usiądź -
zaproponował i wskazał na spory kamień leżący tuż obok jego siedziska. Zrezygnowany zrobiłam tak jak kazał i choć
byłem ciekawy jego słów, nie mogłem
jednocześnie doczekać się rozpoczęcia treningów.
- O co chodzi?
- Słyszałeś może o
turnieju Ninja? - powiedział prosto z mostu, a ja automatycznie rzuciłem się w wir wcześniejszych
doświadczeń.
- Coś słyszałem... -
mruknąłem. Lecz doszło do mnie, że tyle co się dowiedziałem o nim to praktycznie nic. - Wiem, że odbywa się
w Yuki.
- Skąd masz takie
informacje? – zdziwił się.
- Oddział ANBU z
Konohy właśnie tam zmierza. Spotkałem ich z Sakurą i mimowolnie usłyszeliśmy
kilka informacji. Tyle, że oni prawdopodobnie wyruszyli, aby go przerwać.
- To oczywiste.
- O co w tym w ogóle
chodzi?
- To walki
nielegalne, jak wiesz Yuki nie posiada żadnego Kage ani innego rodzaju władcy.
To wioska wiecznie pokryta śniegiem, przez co jest też śmiertelnie niebezpieczna. Co roku Ninja z innych wiosek
starają się przemówić organizatorom do rozsądku. Raz doprowadzili do fiaska i oddziały
z Suny ich pozabijali, ale znaleźli się
szaleńcy, którzy postanowili kontynuować walki.
- Po co w ogóle
Konoha chce powstrzymać Yuki? Co ich interesują starcia innych Ninja? - Ten
fakt głównie wywołał u mnie zaskoczenie. Dlaczego ja nigdy nie słyszałem o
tych starciach? Na pewno kiedyś z
przyjemnością bym się tam udał i udowodnił samemu sobie jak bardzo silny jestem.
- Ludzie z wiosek
dowiadują się o tym i wyruszają do Yuki, czego władze nie chcą. Ginie tam wielu, a nie ukrywam, że zainteresowania
takim turniejem są wielkie. Starają się więc zatrzymać, lub w jakiś sposób
opóźnić starcia, aby mieszkańcy zrezygnowali z podróży.
- Chore - skitowałem.
- Ale po co mi to mówisz?
Madara uśmiechnął się łobuzersko co wywołała masę ciarek na
moich plecach. Wiedziałem już, że czeka
mnie ciężka misja.
- Proszę cię o dwie
rzeczy - zaczął. - Najpierw powstrzymaj ANBU Konohy, a następnie weź udział w turnieju.
- Że co? -
osłupiałem, moje oczy szeroko się otworzyły i nie chciały przestać
lustrować Madary. - Po jaką cholerę?
- To wszystko jest w
ramach przygotowania do ataku na wioskę. Przy okazji zobaczysz na jakim
poziomie znajduje się oddział ANBU i dodatkowo sprawdzisz swoje umiejętności z
innymi Ninja, którzy będą na turnieju - mówił to bez wzruszenie, jakby w ogóle
nie interesowało go moje zdanie, kiedy
ja zupełnie nie wyobrażałem sobie mnie w jakiś
idiotycznych walkach z zasadami. - Weź resztę organizacji i Medyka, w
razie jakiegoś wypadku.
Pokiwałem zrezygnowany głową, ale po kilku sekundach do
moich myśli doszedł jeden oczywisty
fakt. Eizo ...
Nie! To wykluczone. Żadna siła na tym świecie nie zmusi mnie
do zabrania go na turniej. To doprowadzi mnie do szaleństwa. Zerknąłem na
Madarę, z pewnością się wkurzy jeśli zaproponuje mu coś takiego, ale czy było
inne wyjście? Zresztą to ja tworzyłem Take i
mogę dołączać do organizacji kogo zechcę.
Przed wypowiedzią podarowałem moim płucom sporą dawkę
powietrza. Musiałem dodać do tego kilka
kłamstw.
- Jest jeden problem
- wydusiłem.
- Jaki? - zapytał
poważnie.
- Ostatnio, zaraz po
Medyku, dołączył do nas jeszcze jeden Ninja. Eizo. Pozwoliłem mu iść z nami, bo
wziąłem pod uwagę jego umiejętność, czyli szpiegowanie i krycie - jest w
tym naprawdę niezły - mówiłem z
przekonaniem i starałem się akcentować słowa tak, jakbym naprawdę był pod wrażeniem
z możliwości tego mężczyzny. Widząc pytającą minę Madary, kontynuowałem: -
Jednak jest kompletnie słaby w walkach. Nie zabiorę go na turniej, lecz nie ufam mu na tyle, aby
na ten czas pozostał sam w kryjówce. Kiedyś
mieszkał w Konoha i ...
- Dlaczego nie
powiedziałeś mi nic o nowym członku? - przerwał mi stanowczym głosem. Postanowiłem przedstawić mu swoje
myśli.
- Mogę dołączać do
Taki kogo chcę, zresztą nie widziałem się z tobą od kiedy on się przyłączył. Chcę tylko, żebyś go pilnował.
- Mam go pilnować? -
warknął. - Może nie wiesz, ale właśnie trenuję armię przeciwko Ukrytemu Liściu.
- To weź go ze sobą,
potrenuj. Spraw, żeby stał się silniejszy.
- Dlaczego nie możesz
go wziąć ze sobą?
- Denerwuje mnie, i
tak na nic się nie przyda.
Gdy wyobrażałem sobie reakcje Madary na moją propozycję,
byłem stu procentowo pewny, że nic z
tego nie będzie, a ja będę zmuszony zabrać tego słabeusza ze sobą. Teraz patrząc
na jego twarz, widziałem, że był blisko ku wydaniu zgody.
- Niech będzie -
fuknął. - Mam nadzieję, że nie jest z nim tak źle.
- Przekonasz się -
oznajmiłem z nutką entuzjazmu, aby zachęcić go do bardziej pozytywnego myślenia. Tak czy inaczej, byłem
wniebowzięty. Brak jego gadania, pretensji
i podlizywania się Sakurze na pewno podziała na mój humor i przekieruje go
w lepszym kierunku.
S
A K U R A
- Madara? - mruknął
pytająco. Nie wróżyło to dla mnie dobrze, tym bardziej, że w głębi czułam, iż
Suigetsu zastosuje taktykę „wciskania kitu”. - Dlaczego chcesz wiedzieć
coś o Madarze?
- Ostatnio spotkałam
go w lesie z Sasuke. Dlaczego on nadzoruje wasze treningi? I dlaczego Sasuke go
słucha, o ile wiem Sasuke nie jest...
- Skory do spełniania
rozkazów, tak wiem - wszedł mi w słowo, trochę zdenerwowany. Zaskoczyło mnie to, bo Suigetsu widzę tak
często wściekłego, jak krzyczącego i nieopanowanego Juugo. Jednak Sherlock nie
mógł się poddać. Musiał wymyślić inną strategię i dopiąć swego. Nie mam zamiaru
się poddać, lecz szukać prawdy do końca. -
Nie wiem dokładnie jak połączyli siły, tak właściwie nie wiem w ogóle po
co... Nie wiem też kim dla siebie są, ani skąd się znają. Sasuke jest
tajemniczy w tym temacie.
Westchnęłam. Hozuki wiedział więcej, ale zapewne nie mógł mi
tego powiedzieć. Byłam mu dość bliska
toteż zamiast rzucić prosto z mostu, iż nie może, woli zmyślać kłamstwa, które ja łyknę i dam mu spokój.
- Nie interesuj się
czymś takim Sakura, dobrze ci radzę - mówił dalej z powagą. - Jesteś tu, by nas
leczyć i proszę nie mieszaj się w prywatne kontakty Sasuke.
- Dobrze -
westchnęłam. - Wiesz, że jestem zbyt ciekawska.
- Doskonale o tym
wiem.
Uśmiechnęłam się.
- Dzięki za
informacje.
- Informacje? -
zdziwił się. - Przecież nic ci nie powiedziałem.
- Powiedziałeś, że
nic nie wiesz. To też jakaś informacja.
Nie mogę się na niego wściekać... Jestem pewna, że gdyby
mógł, wszystko by wyśpiewał. Teraz
zostało mi wszcząć śledztwo na nowo, tym razem w innym kierunku.
- Jak uważasz -
powiedział obojętnie. Ten temat widocznie już go męczył, czas wdać się w
przyjacielską pogawędkę.
Bez wahania zaprezentowałam mu swoje uzębienie.
- Hej Suigetsu, kiedy
będę mogła liczyć na kolejną porcję pysznego ramenu?
Zaśmiał się. Na dźwięk moich słów i na świadomość, że sama
zakończyłam wstydliwy dla niego temat.
- Kiedy tylko
zechcesz - powiedział ochoczo.
- Więc życzę sobie
wykwintną kolację!
- Wedle życzenia
królowo – zabawił się w lokaja i klęknął przede mną zamykając oczy. Roześmiałam się i w pewnym momencie znowu
naszła mnie ta przeklęta myśl.
Tutaj
nie jest wcale tak źle...
Jeśli tak zachowują się wszystkie nieprzyjazne i stanowcze
organizacje względem siebie, to świat naprawdę jest wspaniały. Kiedy mnie tu
przyprowadzili wiedziałam, że Suigetsu
będzie prawdopodobnie jedyną osobą jaką zdołam obdarować choć gramem
sympatii, ale nie oczekiwałam, iż po
miesiącu pobytu tutaj będę głośno śmiała się w jego pokoju i wygłupiała niczym
małe niesforne dziecko.
To już miesiąc. Czas zleciał naprawdę szybko. Już miesiąc
nie dojrzałam twarzy Uzumaki'ego. Ani
Hinaty, ani nikogo z dawnych przyjaciół.
- Tak właściwie -
zaczął Hozuki widząc moje zamyślenie. - Wybacz, że przeskakuję na ten temat,
ale lepiej ci już po tym… no… czego się dowiedziałeś.
- O wiele -
oznajmiłam. - Już mi przeszło, zrozumiałam, że płacząc nie pomogę mojej przyjaciółce.
- Cieszę się,
naprawdę się cieszę. Nie mogłem już na ciebie patrzyć w takim stanie.
- Dziękuję za troskę
- uśmiechnęłam się słodko. Suigetsu odwzajemnił to. Sekundę później wstałam z krzesła porządnie się
wyciągając i rozprostowując kości. - Pójdę już - rzuciłam. - Położę się wcześniej spać.
Sherlock
Sakura Holmes - Podsumowanie Misji Pierwszej. Hozuki plus Madara równa się brak jakichkolwiek informacji. Zawiodłam
się. Miałam świadomość, że od Juugo, ani
tym bardziej Karin nic więcej już nie wyciągnę. Jedyne czego się dowiedziałem
to to, że każdy pokój w kryjówce umeblowany jest w ten sam sposób - ale czy w
ogóle w czymś mi to pomaga? Westchnęłam
i ze smutkiem wpisałam do dzienniczka słowa Brak
tropów. Przerzuciłam ze zrezygnowanym wyrazem twarzy na kolejną kartkę,
gdzie wielkimi literami widniał napis DZIEŃ
DRUGI. Pozostało mi więc tylko czekać.
Sherlock
Sakura Holmes - Misja Druga. Następnego dnia pełna wątpliwości i
niechęci ustanowiłam swój plan na
dzisiaj. Nie chciałam tego, ale jednocześnie wzbudziła się moja ludzka
ciekawość. Musiałam czymś zastąpić myśli o informacji jaką ma mi przekazać Sasuke, ale również o samym jego braku. Było
tak dziwnie pusto, kiedy budziłam się
rano nie czując obok żadnego ciężaru, tylko wolną przestrzeń.
Zastanawiało mnie czy względem Eizo moje
zachowanie to zdrada? Jedyne co robię to śpię z Uchihą w jednym łóżku, a to chyba nie zalicza się do tej
kategorii. Nie doszło między nami do niczego
więcej. Pokręciłam głową, aby wymazać z głowy te przemyślenia. Teraz
najważniejsze to skupić się na zadaniu i osiągnąć pełną kontrolę nad własnym
umysłem. Rano szybko wykonałam wszystkie
poranne czynności i przypominając sobie, że nic wczoraj nie jadłam, pobiegłam szybko do kuchni i z
niewinnym uśmiechem ukradłam jedną
kromkę chleba z talerza Suigetsu. Wybaczy mi to. Szybko ewakuowałam się
z pomieszczenia i kilka minut później
stałam już tam, gdzie powinnam.
Dębowe drzwi. Jakiś czas temu to mnie można było spotkać za
ich obliczem, teraz jednak należą do
innego osobnika. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek go tutaj zobaczę, a zwłaszcza w moim dawnym pokoju.
Uważnie zlustrowałam prawą stronę
korytarza, a następnie lewą. Poprawiłam swój strój do walki, w którym
przybyłam tutaj do organizacji i wzięłam głęboki wdech. Wystawiłam rękę przed
siebie i chwilę potem do moich uszu dobiegł
dźwięk uderzania o drzwi, który sama wywołałam.
- Kto tam? - głos
mojego narzeczonego był zaspany i pozbawiony chęci do życia, zrozumiałam, że prawdopodobnie przerwałam mu
sen.
- To ja. Sakura -
wydusiłam nieśmiało. I jak na zawołanie drzwi otworzyły się z impetem, o wiele szybciej niż mogłam się
tego spodziewać.
- Sakura! - oznajmił
istnie oszołomionym tonem i stanął naprzeciwko mnie. Na sobie miał jedynie bokserki co z pewnością nie
sprzyjało mojemu scenariuszowi. - Co ty tu
robisz?
- Chciałam
porozmawiać.
- Więc wejdź - zaproponował,
a ja poczułam deja vu, tylko, że w
tamtym wypadku nie miałam do czynienia z
pół nagim mężczyzną, który na co dzień uzależniony jest od seksu. Weszłam
głębiej i tym razem usadowiłam się na łóżku, miałam dość tych twardych niewygodnych krzeseł. Chwilę później Eizo
zarzucił na siebie koszulę, którą
prawdopodobnie dał mu Sasuke i usiadł obok mnie.
- O czym chciałaś
porozmawiać?
- Obudziłam cię? -
zapytałam, ignorując poprzednie pytanie.
- Tak właściwie to nie.
Wstałem jakieś dziesięć minut temu - Patrząc na jego niesfornie ułożoną blond
czuprynę, jakoś nie mogłam uwierzyć w jego przekonania. Westchnęłam. Postanowiłam
zbadać trochę sytuację zanim przejdę do sedna sprawy.
- Co ty robisz tutaj?
Na co dzień? - zagadnęłam nagle. Interesowało mnie to. Jestem ciekawa co robi blondyn podczas gdy ja,
rozmawiam z Suigetsu, leczę rannych, kłócę
się z Sasuke, a na końcu zasypiam w jego ramionach.
- Większą cześć dnia
trenuję z Suigetsu. Muszę przyznać, że jest całkiem w porządku.
- Taa. Masz rację.
- Dużo mnie już
nauczył - pochwalił się. - Jestem już o wiele lepszy w te klocki.
- Gratulację.
- Chociaż widzę cię
mało, żyję ze świadomością, że jesteś blisko, a to władowuje we mnie pozytywne emocje - powiedział delikatnie
się uśmiechając. Nie znałam go od tej strony. Nie sądziłam, że kiedykolwiek
padną z jego ust takie słowa. Eizo bardzo
zaryzykował i byłam pod wrażeniem jego czynu.
- Dziękuję, że to
zrobiłeś - szepnęłam szczerze.
- Kocham cię Sakura,
to oczywiste, że dla ciebie zrobię wszystko. Nie masz za co dziękować.
Pierwsze lody przełamane, poczułam się swobodniej. Od razu
postanowiłam zjechać na zupełnie inny temat, a potem stopniowo przechodzić do
tego najważniejszego. Eizo dużo czasu spędził w biurze Hokage. Zajmuje się
wypisywaniem imion tych wszystkich
zbirów i porządkowaniem zdjęć, które zrobią szpiedzy. Może Konoha
wiedziała coś o Madarze? Tak czy inaczej, chciałam się tego szybko dowiedzieć.
- Dlaczego w ogóle ze
mną nie rozmawiasz, mam wrażenie, że mnie unikasz? – spytałam, nie patrząc na
niego.
- Nie chcę oberwać od
Sasuke - powiedział zakłopotany. - Wiem, że się wścieka, gdy jestem blisko
ciebie.
- Nie zauważyłam -
mruknęłam. Na początku Uchiha chciał mi zrobić na złość, teraz chyba nie miał żadnego celu, aby zabronić
przebywać mi w towarzystwie Eizo. -
Myślałam, że tobie czegoś zakazał.
- Nic mi nie zakazał.
To raczej ja sądziłem, że ty otrzymałaś jakiś zakaz.
- Nie miałam żadnego
zakazu - mruknęłam.
Mój narzeczony wybuchnął gromkim śmiechem.
- Wychodzi więc na
to, że oboje cały czas się unikaliśmy.
Uśmiechnęłam się. Bądź co bądź wydawało mi się to
dostatecznie głupie i bezsensowne.
Dlaczego w ogóle każdy z nas tak bardzo boi się zdania Sasuke?
- Tak czy inaczej,
Sasuke teraz nie ma, więc na pewno nie wtrąci nam się do rozmowy - dodałam, nie przestając się uśmiechać.
Eizo zamarł w bezruchu.
- Co? - wydukał
zszokowany. - Jak to, Sasuke nie ma?
- Wczoraj wyruszył
gdzieś na dwa dni, wróci dopiero dzisiaj wieczorem.
- Naprawdę?
Pokiwałam głową. Blondyna niezwykle ucieszył ten fakt, od
razu przysunął się do mnie i zaczął czuć
się bardziej swobodnie. Patrzyłam na niego beznamiętnie zastanawiając się jak zacząć temat, który ciągle krąży w
mojej głowie. Lecz skoncentrowanie się na tym,
bardzo utrudniała mi teraźniejsza sytuacja. A kiedy mój narzeczony
usadowił rękę na moim kolanie zaczęło
robić sie doprawdy niebezpiecznie.
- Tęskniłaś za mną? -
wyszeptał.
- Tak. Po to tu
przyszłam - skłamałam. Eizo przybliżył się jeszcze bardziej, a ja odruchowo się odsunęłam. Moje tętno
przyśpieszyło, serce wdało się w taniec zupełnie innego rytmu. Zazwyczaj kiedy
się od niego odsuwałam, obdarowywał mnie mocnym
policzkiem, teraz jednak nie zareagował, miło mnie to zaskoczyło. Poczułam
się odrobinę bezpieczniej.
Eizo pocałował delikatnie moje usta. Odwzajemniłam
pocałunek.
- Mam piękną
narzeczoną - powiedział z podziwem. - Teraz możemy się sobą nacieszyć Sakura, póki tego kretyna nie ma w
pobliżu…
- Co masz na myśli,
mówiąc „nacieszyć”? - zapytałam tracąc rezon.
- Pogadać, poprzytulać,
zrobić wszystko to, co robią zakochane pary, które dawno nie miały okazji być blisko siebie.
- Ach, rozumiem.
- W końcu mam cię dla
siebie - szepnął znowu z coraz większym podnieceniem. Trudno, ale musiałam zgasić jego nieustannie
rosnące pragnienie.
- Chciałam cię o coś
spytać - zaczęłam jednocześnie odchrząkając. Pragnęłam wprowadzić w atmosferę trochę poważniejszy
nastrój. Mina Eizo automatycznie zrzedła,
kiedy zdał sobie sprawę, że nie będzie dotyczyło to sfer intymnych.
- O co chodzi? -
powiedział niechętnie.
- Madara... mówi ci
coś to imię?
- Madara? - zamyślił
się, znowu przypomniało mi się wczorajsze przesłuchanie Suigetsu. Dlaczego każdy reaguje tak samo? -
Tak. Kojarzę, ale co się stało?
Wow. Scenariusz uległ znacznej poprawie, pomyślałam dumnie.
Nie zostało mi nic innego, jak wprowadzić go w moje śledztwo.
- Ten człowiek
współpracuje z Sasuke. Jest jakimś władcą, czy coś w tym stylu. Wiem, że masz
dostęp do informacji o poszukiwanych ludziach z Konohy, myślałam, że
możesz coś wiedzieć na ten temat.
- Bardzo zależy ci na
tych informacjach? - zapytał nagle. Ucieszyłam się. To by znaczyło, że dla Ukrytego Liścia są one
ważne, ale on z przyjemnością wyjawi mi
wszystkie sekrety na jego temat. Pokiwałam radośnie głową.
- Bardzo! Chcę
wiedzieć z kim mam do czynienia.
- I tylko dlatego się
nim interesujesz?
- Można tak
powiedzieć. Zaciekawił mnie.
Z czym ma do czynienia Sasuke? Dlaczego mu rozkazuje i
kontroluje jego treningi? To były główne cele mojego śledztwa. Doszukać się
odpowiedzi na te oto pytania. Może w
końcu mi się uda, byłam pełna zapału. Skoro Sasuke ma spór z inną organizacją,
dlaczego potrzebuje do tego jakiegoś Madarę? Wszystko z pewnością z czymś
się wiązało, wystarczyło tylko dobrze to
ułożyć.
- Dobrze, powiem ci -
oznajmił, a mój uśmiech znowu stał się wiernym kompanem. - Ale mam jeden warunek.
- Warunek? -
skrzywiłam się, a wyraz twarzy zrzedł mi tak jak mu przed chwilą, gdy gasiłam
jego napalenie. - Jaki warunek?
- To nic wielkiego -
rzekł niewinnie. - Po prostu bardzo mi ciebie brakowało - Eizo wstał, stanął przede mną i pociągnął mnie za
obie ręce. Wpadłam prosto w jego
ramiona, a on mocno mnie przytulił.
- Co ty... -
wydukałam, ale zamilkłam, gdy poczułam jak namiętnie dotyka moje piersi. Wiedziałam już bowiem co ten sygnał może
oznaczać i nie mogła uwierzyć w to, do czego doszłam.
- Dawno tego nie
robiliśmy - wyszeptał mi do ucha. - Kochaj się ze mną, a powiem ci wszystko co chcesz wiedzieć. Nawet zakazane
informacje.
Propozycja była doprawdy kusząca, lecz mnie opanowała
niedowierzenie. Przecież się zmienił. Dlaczego znowu na pierwszym miejscu
stawia seks? Rozmawiamy, widzimy się
pierwszy raz od paru dni, a on od razu chce zaciągnąć mnie do łóżka.
Jednym plusem było to, że jak dotychczas
ani razu nie oberwałam. Ale nawet nie ważyłam się odmówić. To mój przyszły mąż, moja miłość - mam
obowiązek się z nim kochać.
Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Szybko je otarłam tak, aby
nie widział, jednak ten czyn nie wniósł żadnego skutku.
- Nie płacz, kochanie
- powiedział tym razem, bez tego
podniecenia, ale z odrobiną troski. To
też lekko mnie pocieszyło. Nie mam wyjścia. Muszę to zrobić. Muszę udawać,
że tego chcę, przy okazji być może
zakończę swoje śledztwo.
- Na pewno wszystko
mi powiesz? - wolałam się upewnić.
- Powiem, powiem -
syknął i zasłonił mi usta ręką. Odsunęłam go od siebie. Zaczęłam szybkim ruchem pozbawiać się bluzki. Gdy to
zrobiłam on rozkazał mi przestać.
Podszedł do mnie i pozbył się stanika. Następnie pozbawił mnie całego
dołu, a gdy już stałam cała naga przed
nim, natychmiast położyłam się na łóżku. Chciałam mieć to już za sobą, tym razem nie mogę zaliczyć tego do
gwałtu - sama się zgodziłam. Chociaż do
końca nie wiem co działoby się, gdybym jednak odmówiła. To twój
narzeczony Sakura, musisz go kochać!
Czułam się cholernie dziwnie, że brzydzę się miłością mojego
życia. Kiedyś był podłym gwałcicielem, teraz zamienił się na szantażystę.
Westchnęłam i z przymkniętymi oczami
obserwowałam jak pozbawia się ubrań, a potem nagi z każdą sekundą zbliża się do mnie. Zadrżałam. Byłam tak ogłupiała,
kompletnie nie wiedziałam co mam myśleć o tym wszystkim.
Tę decyzję podjęłam stanowczo za szybko.
Sasuke nie ma, więc wszyscy mogą robić co chcą xd
OdpowiedzUsuńMyślałam, że szybciej zaatakują Konohę :O A tu Madara wyskakuje, że dopiero za sześć - siedem miesięcy. ;>
Sakura Sherlock Holmes - rozwaliło mnie to. xd
Naprawdę Karin miała legginsy, które spodobały się Sakurze. Nie były obleśne ani brzydkie? ;>
Inrtygująca Haruno... ^^
Cieszę się, że Madara "zaopiekuje się" Eizo, bo z powrotem mnie zaczyna denerwować. Zmusza dziewczynę do seksu, a w zamian za to obiecuje informacje. To chore. -.-
To chore ze sie godzi na to...
OdpowiedzUsuńtoksyczny związek