Ludzie
często mówili mi, że jestem naiwna. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie
próbowała bronić swojego imienia i uparcie stać przy własnej teorii. Nie byłam
naiwna! To prawda, że często zbyt szybko podejmowałam decyzję i wybaczałam
wszelkie winy, lecz dobroć nie może od razu zostać okrzyknięta naiwnością.
Dzisiejszego dnia zbudziłam się dosyć wcześnie i ni stąd ni zowąd stwierdziłam,
iż ci wszyscy ludzie, których niegdyś gotów byłam zabić za ich oskarżenia,
mieli rację co do mojej osoby.
Sakura Haruno jest naiwna.
Powodem, dla którego zrezygnowałam z wszystkich wcześniejszych hipotez była Matka Nadzieja. Liczyłam na nią i wierzyłam, że chociaż tym razem mnie nie zawiedzie. Łudziłam się. Minęły już trzy dni od tego feralnego wydarzenia, a ja nadal nie mogłam wymazać z wewnątrz szoku i roztargnienia. Czynnikiem sprawczym był oczywiście Uchiha wraz ze swoim niespodziewanym wyznaniem w kabinie prysznicowej. To dopiero nietuzinkowość! Sasuke tym wyskokiem przebił wszystkie romantyczne filmy, które znałam. Zaraz! Dlaczego pomyślałam właśnie o romansach? Wściekła pokręciłam głową w obie strony, mając nadzieje, że tym gestem z głowy wydostaną się wszystkie niechciane myśli.
Wstałam z łóżka i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Po zaledwie kilku sekundach doszłam do wnioski, iż dzisiejszego dnia, ani kilka kolejnych nie będę posiadała tego czegoś, co zowią Dobrym Nastrojem.
Po pierwsze: Orichi
Tak bardzo tego nie chciałam, ale stało się. Być może przez Uchihe na pewien czas zapomniałam o mijających sekundach, które zbliżały mnie do rozstania z dzieckiem, ale w końcu stanęłam na równe nogi. Otrząsnęłam się z szoku i dopiero teraz zaczęły dochodzić do mnie poszczególne fakty. To właśnie dwudziestego listopada Juugo z organizacji Taka, jak również Eizo Yamondo wyruszą do Konoha-gakure by przyprowadzić sześcioletniego chłopca do pierwotnego Domu Dziecka.
Po drugie: Sasuke
Co mam zrobić? Jak mam spojrzeć mu w oczy po tym co się stało? Może podczas leczenia ran i pobytu sam na sam wraz z nim w pokoju Orichi’ego czułam się niezwykle komfortowo i pewnie, to jednak w tym momencie nie myślałam o niczym innym jak o ucieczce, słysząc jego twarde kroki, roznoszące się echem po korytarzu. Westchnęłam. Zawitała we mnie radość – w końcu wszystko stało się niemal jasne. Musiałam jedynie pokonać moją nieśmiałość, która zakorzeniona była głęboko w moim wnętrzu. To właśnie Ino Yamanaka zdołała wypchnąć ją, aż tak daleko.
Po trzecie: Eizo
Obiecałam sobie, że nie będę już się tym frapować. Sasuke powiedział co powiedział, a Eizo zwyczajnie to usłyszał. Czułam się jak oszustka i najgorsza menda, kiedy obserwowałam jego bezradny wyraz twarzy zza gęstwin lasu. Prawie trzy lata kłamstw …brawo Sakura! Nie powinnam czuć się winna; ostatecznie to on sprowadził do mojego życia kolejne fale bólu i cierpienia. Chyba byłam zbyt miła. Wyrzuty sumienia i tak mnie napadły.
Zostawiłam śpiącego Orichi’ego w pokoju i zerknęłam na zegarek. Dochodziła dziesiąta. Do podróży pozostały jedynie dwie godziny. Ze zrezygnowanym wyrazem twarzy ruszyłam w stronę kuchni. Być może kilka kanapek poprawi mój humor. Nadal musiałam pomóc dziecku w pakowaniu.
- Cześć Sakura! – Suigetsu wygiął usta w tym swoim zwyczajowym, przepełnionym entuzjazmem uśmiechu. Odwzajemniłam go, lecz mój zawierał o wiele mniej pozytywnych emocji. Hozuki najwyraźniej to wyczuł: – Wszystko w porządku? – zapytał.
- Tak, tak – ugryzłam się w język, kiedy moja odpowiedź nie pobrzmiewała szczerością. – Co robisz tutaj tak wcześnie? Jest dopiero dziesiąta.
- Wczoraj położyłem się szybko spać – wyjaśnił.
- Aha – więcej się nie odezwałam. W skupieniu nakładałam plastry sera na kromki, kątem oka obserwując poczynienia towarzysza. Wydawał się być niezwykle radosny. Zastanawiałam się czy aby nie zapomniał o odejściu Orichi’ego. Może nie spędzał z nim tak dużo czasu jak Sasuke, jednak mogłam śmiało stwierdzić, że polubił malca.
Nagle drzwi do kuchni otworzyły się wraz z głośnym i szybkim skrzypnięciem. W progu stanął Uchiha, przecierając czoło. Zauważyłam jak z kosmyków jego włosów wydobywają się krystaliczne krople cieczy. Spostrzegł jak zaciekle się mu przyglądam i również spojrzał na mnie. Na krótką chwilę przestrzeń wokół ogarnęło kompletne milczenie.
- Cześć szefie – chwile niepewności przerwał Suigetsu.
- Cześć – odburknął Sasuke i podszedł do mnie. Zamarłam – nie spodziewałam się, że zrobi to tak bezpośrednio. Odruchowo wykonałam krok w tył. – Cześć Sakura.
- Yyy …hej – wydukałam.
Grr, jaka byłam wściekła! Wystarczyło mi jedno spojrzenie na niego, aby postawić mnie całą w stan alarmu. Dlaczego nie czuję teraz tej swojej ‘przebojowości’? Dlaczego nadzwyczajnej w świecie nie potrafię rzucić jakieś kąśliwej uwagi, która mogłaby go zirytować?
- Brałeś prysznic? – zapytał Hozuki, obserwując jak czarnooki powoli kieruje się do chłodziarki.
- Nie widać? – odpowiedział pytaniem na pytanie i wskazał na włosy.
Suigetsu zlekceważył nutkę sarkazmu jaka pobrzmiewała w niezwykle długiej wypowiedzi czarnookiego i powstał. Odłożył pusty talerz do zlewu, a następnie stanął za Sasuke czekając, aż ten zakończy przeszukiwanie lodówki.
- Szefie – odchrząknął.
- Czego?
- Wiesz, że dzisiaj sobota?
- Ta…
Ja, jak również i Sasuke nie bardzo rozumiałam co konkretnie miał na myśli Suigetsu. Z napięciem czekałam na dalszy rozwój akcji. Czyżby Hozuki szykował jakąś niespodziankę?
- Soboty zazwyczaj są wolne od wysiłku fizycznego – nerwowo podrapał się po głowie. Coś zaczynało mi świtać i bynajmniej nie byłam tym zadowolona. – Chciałem się tylko dowiedzieć czy dzisiaj też karzesz nam trenować?
- Co ci odbiło? – zdziwił się Sasuke. – Trenujemy codziennie. Jedynie w niedziele czasem daje wam przerwy. Dlaczego dzisiaj miałoby być inaczej?
- Bo nie ma Juugo.
- Jak to nie ma Juugo? – jego oczy rozszerzyły się maksymalnie.
Czyli Suigetsu jednak nie zapomniał, pomyślałam uszczęśliwiona, ale jednocześnie zła. Może i Hozuki wykazał się odrobiną pamięci, jednak Sasuke stał jak słup soli nie rozumiejąc nic z obecnej sytuacji.
- Przecież dzisiaj …
- Dzisiaj Juugo i Eizo zabierają Orichi’ego z powrotem do Konohy – wtrąciłam. O dziwo podczas tej wypowiedzi mój głoś nie zadrżał. Ba! Był przepełniony asertywnością i zdecydowaniem. Sasuke naprawdę o tym wszystkim zapomniał – przynajmniej to zdradzał wyraz jego twarzy.
- Cholera – zaklął, przeczesując dłonią wilgotne włosy. Przez chwilę przypatrywałam się mu i myślałam jak uroczo wygląda w takim wydaniu.
Szybko jednak wróciłam do rzeczywistości.
- Nie mów, że zapomniałeś! – jęknął Suigetsu. Obie jego dłonie opadły na dół. – Ja od tygodnia odliczam dni, a ty tak zwyczajnie zapominasz!
Sasuke zmarszczył brwi. Nie był zadowolony.
- Straciłem poczucie czasu, to tyle.
- To będą te treningi czy nie?
- Skoro nie ma Juugo … tym razem odpuszczę – oznajmił srogo i włożył do buzi kawałek szynki. Westchnęłam cicho, opierając o blat. Ciągłe wspominanie o odejściu Orichi’ego wcale nie poprawiało mojego nastroju. Staczałam się coraz bardziej. Orichi tak bardzo pomógł mi w mojej ‘misji’. On również miał swoją zasługę, która pozwoliła mi bardziej zbliżyć się do Sasuke. Napełniał wszystkich radością i ciepłem, nawet pozbawiony uczuć egoista nie był w stanie ot tak od tego uciec.
Z dolnej szafki wyciągnęłam talerz i postawiłam go na stole zapełniając zrobionymi kanapkami.
- No Sakura, muszę przyznać, że masz apetyt – skomentował Suigetsu z delikatnym uśmiechem. Obdarowałam go lekkim kuksańcem w ramie. – Co się burzysz? Patrz ile tego jest.
- To dla Orichi’ego – wyjaśniłam i obróciłam głowę w przeciwnym kierunku, wydając przy tym ciche prychnięcie. – Idę mu to zanieść.
- Jesteś zła, że już odchodzi prawda? – zapytał prosto z mostu. Ot tak! Nawet nie uprzedził mnie żadnym podejrzanym wyrazem twarzy. Po prostu wydobył z siebie te kilka słów, poważniejąc. Przypatrywałam mu się chwilę w kompletnym szoku. Położył dłoń na moim ramieniu: – Nie martw się. W końcu dlatego go tu przyprowadziłaś, prawda? Nadszedł ten dzień i miejmy nadzieje, że wszystko pójdzie według planu. Orichi wróci w spokoju do Konohy i nikt nigdy nie dowie się gdzie tak naprawdę przebywał przez ten czas.
Korciło mnie żeby mu przyłożyć – ale tylko na początku. Wsłuchałam się w jego kolejne uwagi. Choć na starcie mnie irytowały, obecnie poczułam, że w tym co mówi znajduję się wiele prawdy, na którą nie mogę zaprzeczyć. Suigetsu to ostatecznie mój przyjaciel, prawda? Aczkolwiek brakowało mi mojego jedynego i najwspanialszego wsparcia – Naruto Uzumaki’ego, to jednak w owym momencie mogłam pocieszyć się podobną wersją.
Kąciki moich ust zawędrowały ku górze.
- Wiem, Suigetsu – szepnęłam. – Przyzwyczaiłam się do jego obecności, ale rozumiem, że najwyższy czas, aby w końcu znalazł się w domu. I tak mam szczęście, że ten cały Madara go tutaj nie przyuważył.
Madara …jak ja dawno nie słyszałam tego imienia.
- Cieszę się, że rozumiesz – Suigetsu poraził mnie bielą swoich zębów. – Uśmiechnij się szerzej, przecież świat się nie kończy. Jak tylko skończymy ze wszystkim, wrócisz do Kon… – urwał. Jego twarz nagle zbladła.
- Wszystko w porządku? – zdziwiłam się.
Kiedy Sasuke pchnął lekko Suigetsu w bok, byłam całkowicie zbita z tropu. Czy Uchiha myślał, że nie zauważę tak wyraźnego gestu? Wbiłam w niego wzrok, który wypełniony był wątpliwościami.
- O co chodzi? – zwróciłam się do niego.
- O nic.
- Więc co to było?
- Nic – jego lakoniczne odpowiedzi działały mi na nerwy. Patrzyłam to na niego, to na Hozuki’ego – zrozumiałam, że nie uzyskam w tej chwili żadnych informacji. Może ich męska duma przechodzi jakiś kryzys, lub ponownie wszystko wyolbrzymiłam? Przypominając sobie o obecności mojego narzeczonego, który w każdej chwili może zawitać w progi kuchni, zadecydowałam się ewakuować.
- Nieważne – rzuciłam na ostatek, opuszczając pomieszczenie.
Suigetsu miał rację. Jak poczuje się mały Orichi, kiedy odchodząc, ujrzy na mojej twarzy smutek i rozpacz? Jego stan psychiczny pogorszy się dwukrotnie. Nie dość, że opuszcza ludzi, do których pomimo wszystko się przywiązał, Sakura-san (ja), jego przyjaciółka pożegna go z prawdziwym przygnębieniem.
Na mojej twarzy musi malować się uśmiech mówiący: ‘Orichi wracaj do Konohy, bądź grzeczny i dzielny, nie zapomnij tego, czego się tutaj nauczyłeś. Pamiętaj aby o niczym nie mówić i trenuj dalej tak, aby stać się największym ninja na świecie! Wrócę …wrócę nim zdążysz się obejrzeć.’
Trochę się ten uśmiech nagada, pomyślałam z zażenowaniem.
Sakura Haruno jest naiwna.
Powodem, dla którego zrezygnowałam z wszystkich wcześniejszych hipotez była Matka Nadzieja. Liczyłam na nią i wierzyłam, że chociaż tym razem mnie nie zawiedzie. Łudziłam się. Minęły już trzy dni od tego feralnego wydarzenia, a ja nadal nie mogłam wymazać z wewnątrz szoku i roztargnienia. Czynnikiem sprawczym był oczywiście Uchiha wraz ze swoim niespodziewanym wyznaniem w kabinie prysznicowej. To dopiero nietuzinkowość! Sasuke tym wyskokiem przebił wszystkie romantyczne filmy, które znałam. Zaraz! Dlaczego pomyślałam właśnie o romansach? Wściekła pokręciłam głową w obie strony, mając nadzieje, że tym gestem z głowy wydostaną się wszystkie niechciane myśli.
Wstałam z łóżka i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Po zaledwie kilku sekundach doszłam do wnioski, iż dzisiejszego dnia, ani kilka kolejnych nie będę posiadała tego czegoś, co zowią Dobrym Nastrojem.
Po pierwsze: Orichi
Tak bardzo tego nie chciałam, ale stało się. Być może przez Uchihe na pewien czas zapomniałam o mijających sekundach, które zbliżały mnie do rozstania z dzieckiem, ale w końcu stanęłam na równe nogi. Otrząsnęłam się z szoku i dopiero teraz zaczęły dochodzić do mnie poszczególne fakty. To właśnie dwudziestego listopada Juugo z organizacji Taka, jak również Eizo Yamondo wyruszą do Konoha-gakure by przyprowadzić sześcioletniego chłopca do pierwotnego Domu Dziecka.
Po drugie: Sasuke
Co mam zrobić? Jak mam spojrzeć mu w oczy po tym co się stało? Może podczas leczenia ran i pobytu sam na sam wraz z nim w pokoju Orichi’ego czułam się niezwykle komfortowo i pewnie, to jednak w tym momencie nie myślałam o niczym innym jak o ucieczce, słysząc jego twarde kroki, roznoszące się echem po korytarzu. Westchnęłam. Zawitała we mnie radość – w końcu wszystko stało się niemal jasne. Musiałam jedynie pokonać moją nieśmiałość, która zakorzeniona była głęboko w moim wnętrzu. To właśnie Ino Yamanaka zdołała wypchnąć ją, aż tak daleko.
Po trzecie: Eizo
Obiecałam sobie, że nie będę już się tym frapować. Sasuke powiedział co powiedział, a Eizo zwyczajnie to usłyszał. Czułam się jak oszustka i najgorsza menda, kiedy obserwowałam jego bezradny wyraz twarzy zza gęstwin lasu. Prawie trzy lata kłamstw …brawo Sakura! Nie powinnam czuć się winna; ostatecznie to on sprowadził do mojego życia kolejne fale bólu i cierpienia. Chyba byłam zbyt miła. Wyrzuty sumienia i tak mnie napadły.
Zostawiłam śpiącego Orichi’ego w pokoju i zerknęłam na zegarek. Dochodziła dziesiąta. Do podróży pozostały jedynie dwie godziny. Ze zrezygnowanym wyrazem twarzy ruszyłam w stronę kuchni. Być może kilka kanapek poprawi mój humor. Nadal musiałam pomóc dziecku w pakowaniu.
- Cześć Sakura! – Suigetsu wygiął usta w tym swoim zwyczajowym, przepełnionym entuzjazmem uśmiechu. Odwzajemniłam go, lecz mój zawierał o wiele mniej pozytywnych emocji. Hozuki najwyraźniej to wyczuł: – Wszystko w porządku? – zapytał.
- Tak, tak – ugryzłam się w język, kiedy moja odpowiedź nie pobrzmiewała szczerością. – Co robisz tutaj tak wcześnie? Jest dopiero dziesiąta.
- Wczoraj położyłem się szybko spać – wyjaśnił.
- Aha – więcej się nie odezwałam. W skupieniu nakładałam plastry sera na kromki, kątem oka obserwując poczynienia towarzysza. Wydawał się być niezwykle radosny. Zastanawiałam się czy aby nie zapomniał o odejściu Orichi’ego. Może nie spędzał z nim tak dużo czasu jak Sasuke, jednak mogłam śmiało stwierdzić, że polubił malca.
Nagle drzwi do kuchni otworzyły się wraz z głośnym i szybkim skrzypnięciem. W progu stanął Uchiha, przecierając czoło. Zauważyłam jak z kosmyków jego włosów wydobywają się krystaliczne krople cieczy. Spostrzegł jak zaciekle się mu przyglądam i również spojrzał na mnie. Na krótką chwilę przestrzeń wokół ogarnęło kompletne milczenie.
- Cześć szefie – chwile niepewności przerwał Suigetsu.
- Cześć – odburknął Sasuke i podszedł do mnie. Zamarłam – nie spodziewałam się, że zrobi to tak bezpośrednio. Odruchowo wykonałam krok w tył. – Cześć Sakura.
- Yyy …hej – wydukałam.
Grr, jaka byłam wściekła! Wystarczyło mi jedno spojrzenie na niego, aby postawić mnie całą w stan alarmu. Dlaczego nie czuję teraz tej swojej ‘przebojowości’? Dlaczego nadzwyczajnej w świecie nie potrafię rzucić jakieś kąśliwej uwagi, która mogłaby go zirytować?
- Brałeś prysznic? – zapytał Hozuki, obserwując jak czarnooki powoli kieruje się do chłodziarki.
- Nie widać? – odpowiedział pytaniem na pytanie i wskazał na włosy.
Suigetsu zlekceważył nutkę sarkazmu jaka pobrzmiewała w niezwykle długiej wypowiedzi czarnookiego i powstał. Odłożył pusty talerz do zlewu, a następnie stanął za Sasuke czekając, aż ten zakończy przeszukiwanie lodówki.
- Szefie – odchrząknął.
- Czego?
- Wiesz, że dzisiaj sobota?
- Ta…
Ja, jak również i Sasuke nie bardzo rozumiałam co konkretnie miał na myśli Suigetsu. Z napięciem czekałam na dalszy rozwój akcji. Czyżby Hozuki szykował jakąś niespodziankę?
- Soboty zazwyczaj są wolne od wysiłku fizycznego – nerwowo podrapał się po głowie. Coś zaczynało mi świtać i bynajmniej nie byłam tym zadowolona. – Chciałem się tylko dowiedzieć czy dzisiaj też karzesz nam trenować?
- Co ci odbiło? – zdziwił się Sasuke. – Trenujemy codziennie. Jedynie w niedziele czasem daje wam przerwy. Dlaczego dzisiaj miałoby być inaczej?
- Bo nie ma Juugo.
- Jak to nie ma Juugo? – jego oczy rozszerzyły się maksymalnie.
Czyli Suigetsu jednak nie zapomniał, pomyślałam uszczęśliwiona, ale jednocześnie zła. Może i Hozuki wykazał się odrobiną pamięci, jednak Sasuke stał jak słup soli nie rozumiejąc nic z obecnej sytuacji.
- Przecież dzisiaj …
- Dzisiaj Juugo i Eizo zabierają Orichi’ego z powrotem do Konohy – wtrąciłam. O dziwo podczas tej wypowiedzi mój głoś nie zadrżał. Ba! Był przepełniony asertywnością i zdecydowaniem. Sasuke naprawdę o tym wszystkim zapomniał – przynajmniej to zdradzał wyraz jego twarzy.
- Cholera – zaklął, przeczesując dłonią wilgotne włosy. Przez chwilę przypatrywałam się mu i myślałam jak uroczo wygląda w takim wydaniu.
Szybko jednak wróciłam do rzeczywistości.
- Nie mów, że zapomniałeś! – jęknął Suigetsu. Obie jego dłonie opadły na dół. – Ja od tygodnia odliczam dni, a ty tak zwyczajnie zapominasz!
Sasuke zmarszczył brwi. Nie był zadowolony.
- Straciłem poczucie czasu, to tyle.
- To będą te treningi czy nie?
- Skoro nie ma Juugo … tym razem odpuszczę – oznajmił srogo i włożył do buzi kawałek szynki. Westchnęłam cicho, opierając o blat. Ciągłe wspominanie o odejściu Orichi’ego wcale nie poprawiało mojego nastroju. Staczałam się coraz bardziej. Orichi tak bardzo pomógł mi w mojej ‘misji’. On również miał swoją zasługę, która pozwoliła mi bardziej zbliżyć się do Sasuke. Napełniał wszystkich radością i ciepłem, nawet pozbawiony uczuć egoista nie był w stanie ot tak od tego uciec.
Z dolnej szafki wyciągnęłam talerz i postawiłam go na stole zapełniając zrobionymi kanapkami.
- No Sakura, muszę przyznać, że masz apetyt – skomentował Suigetsu z delikatnym uśmiechem. Obdarowałam go lekkim kuksańcem w ramie. – Co się burzysz? Patrz ile tego jest.
- To dla Orichi’ego – wyjaśniłam i obróciłam głowę w przeciwnym kierunku, wydając przy tym ciche prychnięcie. – Idę mu to zanieść.
- Jesteś zła, że już odchodzi prawda? – zapytał prosto z mostu. Ot tak! Nawet nie uprzedził mnie żadnym podejrzanym wyrazem twarzy. Po prostu wydobył z siebie te kilka słów, poważniejąc. Przypatrywałam mu się chwilę w kompletnym szoku. Położył dłoń na moim ramieniu: – Nie martw się. W końcu dlatego go tu przyprowadziłaś, prawda? Nadszedł ten dzień i miejmy nadzieje, że wszystko pójdzie według planu. Orichi wróci w spokoju do Konohy i nikt nigdy nie dowie się gdzie tak naprawdę przebywał przez ten czas.
Korciło mnie żeby mu przyłożyć – ale tylko na początku. Wsłuchałam się w jego kolejne uwagi. Choć na starcie mnie irytowały, obecnie poczułam, że w tym co mówi znajduję się wiele prawdy, na którą nie mogę zaprzeczyć. Suigetsu to ostatecznie mój przyjaciel, prawda? Aczkolwiek brakowało mi mojego jedynego i najwspanialszego wsparcia – Naruto Uzumaki’ego, to jednak w owym momencie mogłam pocieszyć się podobną wersją.
Kąciki moich ust zawędrowały ku górze.
- Wiem, Suigetsu – szepnęłam. – Przyzwyczaiłam się do jego obecności, ale rozumiem, że najwyższy czas, aby w końcu znalazł się w domu. I tak mam szczęście, że ten cały Madara go tutaj nie przyuważył.
Madara …jak ja dawno nie słyszałam tego imienia.
- Cieszę się, że rozumiesz – Suigetsu poraził mnie bielą swoich zębów. – Uśmiechnij się szerzej, przecież świat się nie kończy. Jak tylko skończymy ze wszystkim, wrócisz do Kon… – urwał. Jego twarz nagle zbladła.
- Wszystko w porządku? – zdziwiłam się.
Kiedy Sasuke pchnął lekko Suigetsu w bok, byłam całkowicie zbita z tropu. Czy Uchiha myślał, że nie zauważę tak wyraźnego gestu? Wbiłam w niego wzrok, który wypełniony był wątpliwościami.
- O co chodzi? – zwróciłam się do niego.
- O nic.
- Więc co to było?
- Nic – jego lakoniczne odpowiedzi działały mi na nerwy. Patrzyłam to na niego, to na Hozuki’ego – zrozumiałam, że nie uzyskam w tej chwili żadnych informacji. Może ich męska duma przechodzi jakiś kryzys, lub ponownie wszystko wyolbrzymiłam? Przypominając sobie o obecności mojego narzeczonego, który w każdej chwili może zawitać w progi kuchni, zadecydowałam się ewakuować.
- Nieważne – rzuciłam na ostatek, opuszczając pomieszczenie.
Suigetsu miał rację. Jak poczuje się mały Orichi, kiedy odchodząc, ujrzy na mojej twarzy smutek i rozpacz? Jego stan psychiczny pogorszy się dwukrotnie. Nie dość, że opuszcza ludzi, do których pomimo wszystko się przywiązał, Sakura-san (ja), jego przyjaciółka pożegna go z prawdziwym przygnębieniem.
Na mojej twarzy musi malować się uśmiech mówiący: ‘Orichi wracaj do Konohy, bądź grzeczny i dzielny, nie zapomnij tego, czego się tutaj nauczyłeś. Pamiętaj aby o niczym nie mówić i trenuj dalej tak, aby stać się największym ninja na świecie! Wrócę …wrócę nim zdążysz się obejrzeć.’
Trochę się ten uśmiech nagada, pomyślałam z zażenowaniem.
*
Sakura
na pewno jest na mnie wściekła – przecież zapomniałem o czymś tak ważnym. Jak
mogłem?! I jeszcze ta jej nagła ‘ewakuacja’. Odprowadzałem wzrokiem jej
sylwetkę, aż do samego końca, dumając nad tym jak wielkim kretynem jestem. Nie
mogę tego tak bezczynnie zostawić. Z nieznanych mi przyczyn, nie potrafił
obojętnie reagować na fochy Haruno. Myśl, że w tej chwili obserwuje jedzącego
Orichi’ego, zaklinając moje imię, doprowadzała mnie do szaleństwa.
Zacisnąłem pięść i opadłem na krzesło. Hozuki nadal przyglądał mi się badawczo.
- Czego? – warknąłem, poirytowany tym natarczywym spojrzeniem.
- Ciągle jej nie powiedziałeś?
Wzdrygnąłem się.
- Ostrzegałem cię, żebyś się nie mieszał!
- Ale to bezsensu szefie. Sakura żyje ze świadomością, że pewnego dnia powróci do Konohy. Przez Orichi’ego pragnie tego jeszcze bardziej. Nawet gdy wmówisz jej, że ci ludzie, których nasłał na nas Kirimo to członkowie tej ‘organizacji’, z którą niby walczymy …
- Skończ! – ryknąłem. Teraz zostałem naprawdę wyprowadzony z równowagi. – Wiesz dobrze, że nie mogę odpuścić wiosce za to co zrobiła mojemu klanowi.
Suigetsu uniósł obie brwi i sceptycznie zacmokał. Jak zwykle nic do niego nie docierało. Nie zamierzałem przedstawiać mu argumentów, które miałyby udowodnić mu moją rację. Po cholerę? I tak standardowo znajdzie milion innych powodów, dla których powinienem postąpić inaczej.
- Czyli nic do ciebie nie dotarło? – po tej uwadze spojrzałem na niego jak na kompletnego idiotę. – Wciąż zamierzasz ukrywać swoje plany przed Sakurą?
- Nie mam powodu, aby ich nie ukrywać – wyjaśniłem i z całych sił starałem się uspokoić bicia swego serca. Zaschło mi w gardle. Te słowa zdecydowanie zbyt ciężko wydobyły się z mojego wnętrza.
- A ja uważam, że masz!
- Niby jaki? – prychnąłem.
- Sakura już kilka miesięcy jest w naszej organizacji – Suigetsu stanął nade mną. Jego wzrok nadal wyrażał surowość. – Może i na początku była porwana i rzeczywiście się buntowała, ale przestała, szefie! Sakura jest oficjalną członkinią Taki i musisz przyznać, że jest nam wierna. Ani razu nie próbowała uciec, idealnie leczyła każdą ranę …
- Co to ma wspólnego z atakiem na Konohę? – przerwałem mu.
- To, że możesz jej zaufać!
- Ufam … – powiedziałem cicho. Miałem nadzieje, że Suigetsu tego nie usłyszy. Jak wiadomo: Nadzieja matką głupich, toteż zaskoczony od razu na mnie zerknął. – Co się tak idiotycznie patrzysz?
- Skoro jej ufasz, dlaczego nie chcesz jej tego powiedzieć?
- Nie twoja sprawa.
- Więc tu nie chodzi o zwykłe zaufanie – mruknął pod nosem, udając, że mnie tu mnie. Zawarczałem wściekle, aby w jakiś sposób zwrócić jego uwagę; na marne. Hozuki splótł ręce za plecami i rozpoczął dreptanie tam i z powrotem, tą samą trasą. – Jest jakiś inny powód? – zapytał.
- Powiedziałem już, że to nie twoja sprawa.
- Ale ja chcę wiedzieć.
- No to się nie dowiesz – droczyłem się z nim dobre kilka minut zanim moja irytacja sięgnęła zenitu. Po upływie tego czasu wstałem gwałtownie. Suigetsu, aż podskoczył, posyłając mi pytające spojrzenie.
Nie zdążyłem jednak nawet się zwrócić w stronę drzwi, a te, leniwie otworzyły się przecinając idealną ciszę głośnym i przeciągającym się skrzypnięciem.
- O, Juugo! – przywitał się Suigetsu, podchodząc do niego i podając dłoń. – Już przygotowujesz się na podróż?
- Tak jakby – zamruczał. Spostrzegłem jak co chwila zerka w kierunku lodówki. Kiszki marsza grają, pomyślałem z rozbawieniem. Swoją drogą, mój żołądek znajdował się chyba w podobnej sytuacji.
To przez Sakurę. To ciągłe myślenie o niej nie daje mi spokoju. Jej imię zajmuję całą powierzchnie mojego umysłu. To szaleństwo! Zdawało mi się, że swoją szczerością wszystko spieprzyłem – dodatkowo nie uzyskując żadnych potrzebnych informacji. Haruno patrzy na mnie jakbym był duchem. Zauważyłem jak dzisiejszego dnia wyraźnie się spięła, kiedy tylko mnie ujrzała. Wściekły uprzedziłem Juugo i sięgnąłem po kolejny kawałek szynki.
Układało się między nami dobrze i myślałem, że kiedy w końcu odpowiem jej na wszystkie pytania, stosunki między nami skierują się na jeszcze lepszą drogę. Ale oczywiście to wydarzenie wiązało się z nadzieją, która jak zwykle mnie zawiodła.
Z zamysłu wyrwał mnie powściągliwy głos Juugo.
- Był tu Eizo? Miałem się z nim dogadać co do godziny.
- Nie było – odrzekłem surowo, zanim Hozuki zdołał otworzyć usta.
- A Sakura?
- Była, ale poszła już do pokoju.
- Nie mówiła nic o Orichi’m? – dopytywał dalej, wymijając mnie. Jak widać żołądek wołał głośniej niż się spodziewałem. Po chwili Juugo zajadał się już kanapką z serem. – Jest już w ogóle spakowany?
- Mam nadzieje, że tak – jęknął Suigetsu. – Znając Sakure, zajmie jej to całe wieki.
- Zaraz pójdę sprawdzić – uśmiechnął się konspiracyjnie.
Wówczas iskierka okazji przeszyła całe moje ciało.
- Nie musisz – odezwał się pewien głos. Po krótkiej chwili odkryłem, że należy on do mnie. Cholera Sasuke, co ty robisz? zapytałem samego siebie. Kurwa, znowu! Dlaczego zaczynam gadać z samym sobą? Jestem chory psychicznie? Chociaż wnioskując po moich niektórych myślach i zachowaniach, to całkiem możliwe.
Zdrętwiałem, gdyż wszystkie pary oczy skierowane były na mnie.
- Sam to sprawdzę – zakomunikowałem szybko.
- Jak chcesz – Juugo wzruszył ramionami. Widocznie nieoczekiwana pomoc ze strony członka klanu Uchiha była mu na rękę. Zanim wyszedłem z pomieszczenia zobaczyłem jak wyciąga z lodówki jajka, a Suigetsu podaje mu patelnię. Szykowali niezłą ucztę – z jajecznicą w roli głównej.
Tylko w co ja się tak właściwie wkopałem? Szedłem tym korytarzem i szedłem. Pokój Sakury i Orichi’ego minąłem kilkakrotnie pytając ‘drugiego Sasuke’ czy dobrze postępuję. Idiota jak zwykle milczy. Albo mi się wydaję, albo okazuję zachowania typowe dla kobiet? Wypuściłem z siebie sporą ilość powietrza i stanąłem przed właściwymi drzwiami.
Trzy dni temu – ona. Uśmiechnięta i radosna, wspominająca ze mną czasy drużyny siódmej. Był to pierwszy raz, w którym się przed kimś otworzyłem. Pierwszy raz, kiedy ktoś wypowiadał imię Naruto, a ja nie miałem mu tego za złe. Kiedy udzieliłem Sakurze odpowiedzi na każde frapujące ją pytanie, nie ukrywałem, że mi również ulżyło. Gdy tylko wyszliśmy z kabiny prysznicowej, skierowaliśmy się na łóżko. Sakura jak najszybciej chciała uleczyć moje rany, a ja zamiast od razu się zgodzić, musiałem odrobinę się z nią podroczyć. Nic nie poradziłem na to, iż uwielbiałem słuchać troski w jej głosie.
Obrazy z tego dnia same zaatakowały mój umysł; były bardzo wyraźne.
‘- Właściwie, do teraz nie zobaczyłam prawdziwej twarzy Kakashi’ego – wyznała z miną myśliciela. Pomimo, iż dawno zakończyła leczenie moich ran, nie potrafiłem ot tak jej opuścić i zając się własnymi sprawami.
Po chwili raz jeszcze wsłuchiwałem się w jej melodyjny śmiech.
- Naruto raz proponował mi powtórzenie tej akcji – mówiła dalej. Świdrując wzrokiem jej spojrzenie, byłem w stanie stwierdzić, że znajduję się w zupełnie innej krainie. – Ale wyglądałoby to dość dziwnie, gdyby dwójka dorosłych ludzi śledziła dawnego Sensai’a. Zrezygnowałam, bo co miałam zrobić?
- Myślałem, że chociaż od ciebie się dowiem – nie kryłem naburmuszenia.
- Naprawdę, aż tak cię to ciekawi?
- Nie – jęknąłem, opadając na łóżko. – Pomyślałem, że być może zdołałaś już się dowiedzieć, więc po prostu zapytałem.
- Mnie kompletnie nie interesuje to co on kryje pod tą maską. Kiedyś, owszem przyznam, że bardzo chciałam się tego dowiedzieć, lecz teraz …po co mi ta wiedza? – Sakura wstała. Nie podobało mi się to, ponieważ ten czyn mógł wiązać się z dość nieprzyjemnym faktem. – Idę do Orichi’ego – dodała. Czy ona czyta mi w myślach i robi to wszystko specjalnie?
Prychnąłem.
- Jest sam – mruknęła, obserwując moją reakcję.
- A Juugo, Karin i Suigetsu?
- Pewnie czekają już na trening.
- Leczyłaś ich? – zapytałem i spojrzałem na nią uważnie. – Powiedzieli, że się do ciebie zgłoszą.
- Jeszcze tego nie robiłam. Nic mi o tym nie mówili – zdziwiła się. Dopiero po kilku sekundach jej wyraz twarzy poinformował mnie, iż Haruno doznała właśnie olśnienia. – No tak… Przecież Suigetsu był dość ciężko ranny.
- Wcale nie dziwie się, że nic ci nie mówili, skoro wrzeszczałaś, żeby nikt nie wchodził do pokoju.
- Byłam po prostu zła …Zaraz! – aż podskoczyłem, słysząc podniesiony ton, którym się do mnie zwróciła. Jej oskarżycielski wzrok mówił wszystko. – Skąd ty o tym wiesz?
- Tajemnica – uśmiechnąłem się łobuzersko, zakładając na siebie koszulę. – Odpowiedziałem ci już na wszystkie pytania.
- Sasuke! – warknęła. Ni stąd ni zowąd wyrosła przede mną. Kipiała z niej wściekłość; rozumiałem to. Niewiedza to naprawdę uciążliwy stan. Skoro dzisiejszego dnia musiałem go przeżywać, czas aby i ona trochę się pomęczyła. Ostatecznie nie zaspokoiła przecież mojej ciekawości – nadal nie zdobyłem potrzebnych mi informacji.
- Gadałeś z Suigetsu? – jej głos wybudził mnie z zamyślenia. Pokręciłem przecząco głową. – Więc skąd do cholery o tym wiesz?
- Już ci powiedziałem – odsunąłem ją delikatnie na bok i ruszyłem przed siebie. – To tajemnica.
- Sasuke Uchiha! W tej chwili się zatrzymaj i odpowiedz na moje pytanie!
- Chciałaś iść do małego, nieprawdaż?
- Nie wkurzaj mnie – wydukała przez zaciśnięte zęby. Boże, jak bardzo uwielbiałem ją denerwować. Obróciłem się celowo, tylko i wyłącznie po to aby móc obserwować jej mimikę. – Powiedz skąd wiesz!
- Nie.
- Dlaczego?
- Czy ty nie rozumiesz znaczenia słowa Tajemnica? – zapytałem z nutką ironii. Być może nie powinienem tego robić. Zaciśnięta pięść Sakury informowała mnie jedynie o furii, która wzrastała wyłącznie z mojego powodu. Ona była jak ogień.
A igranie z ogniem to moja ulubiona zabawa.
Nagle Sakura westchnęła. Poddała się? Już? Nawet nie zdążyłem porządnie się rozkręcić. Lustrowałem bacznie jak ze zrezygnowaniem wymija mnie i staje tuż na przeciw. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, jak blisko stanęła. Czułem jej oddech na swojej szyi.
- Naprawdę z tobą oszaleję – powiedziała i położyła dłoń na moim ramieniu. – Musisz być takim idiotą?
- Nie jestem idiotą – broniłem się.
- Gdybyś nie był idiotą, powiedziałbyś normalnie skąd masz takie informację? Ty oczywiście, musisz zaczynać jakieś głupie gierki.
- Gierki?
- Tak, gierki! – odparła hardo. – Nie rozumiesz znaczenia tego słowa?
- Sakura … – ostrzegłem ją, marszcząc brwi. Zachowywała się bynajmniej dziwnie.
- Nienawidzę cię, wiesz?
- O co ci chodzi? Ja … – urwałem, w momencie, gdy poczułem coś ciepłego na swoich ustach. Z szeroko otwartymi oczyma stwierdziłem, iż to Sakura zarzuciła ramiona na moją szyję i bez żadnego ostrzeżenia podarowała mi jeden ze swoich cudownych pocałunków. Zdezorientowany zachwiałem się, lecz zdając sobie sprawy z konsekwencji jakie mógłby nastąpić po utracie równowagi, zdążyłem to opanować. Objąłem ją w pasie i odwzajemniłem gest, muskając jej wargi własnymi ustami.
- Powiesz mi? – zapytała w przerwie między pocałunkami.
A więc to ma na celu! pomyślałem z prawdziwą żałością. Ja, spostrzegawczy Sasuke Uchiha nie byłem w stanie domyślić się tego od razu? Zakląłem pod nosem. Planowałem się od niej oderwać i zlekceważyć, ale nie potrafiłem. Pokusa i to, co mógłbym stracić, przewyższało wszelkie zaprezentowane mi argumenty.
- Sprytnie – szepnąłem z przekąsem. – Niestety nie mam zamiaru nic ci mówić.
- W takim razie … – zaczęła z udawaną wyższością. Wiedziałem doskonale jaki będzie jej ruch – przygotowałem się na to. Kąciki moich ust mimowolnie powędrowały do góry, kiedy Sakura zaczęła się odsuwać.
- Nie tak szybko – powiedziałem, chwytając jej nadgarstki. Bez wahania zaciągnąłem ją do tyłu i rzuciłem na łóżko. Z prawdziwą przyjemnością patrzyłem na jej osłupienie. – Myślałaś, że naprawdę ci się to uda? Jak już zaczniesz to wypada skończyć, nie mam racji?
- Sasuke, nie denerwuj mnie! – ryknęła, próbując się wyrwać. Usiadłem na niej okrakiem i zamknąłem usta kolejnym pocałunkiem.
- Idiota – usłyszałem jej ciche, przepełnione jadem mruknięcie. Nie zdążyłem, jednak nic odpowiedzieć, ponieważ poczułem nieprzyjemny ból w dolnym kąciku ust. Oderwałem się od niej zbity z tropu.
- Co ty robisz?
- Dokańczam – uśmiechnęła się niewinnie, oblizując górną wargę. Czy ona ma pojęcie co dzieje się wewnątrz mnie, podczas tak prowokujących gestów?
– Ugryzłaś mnie! – warknąłem, dotykając miejsca, z którego pochodził ból. Sakura wykorzystała moment mojej nieuwagi, jak również jedną wolną rękę i używając całej siły zrzuciła mnie z siebie na drugi bok łóżka. – Sakura!
- Należało ci się! – krzyknęła.
- Przecież to ty zaczęłaś!
- Ja chciałam uzyskać informację.
- Ta jasne – burknąłem. Nie miałem zamiaru byczyć się na łóżku, więc poszedłem za jej śladami, wstając. – Przyznaj, że informację były jedynie pretekstem – zażądałem.
- Jeszcze czego! – oburzyła się.
- Ja i tak wiem swoje.
- Jak chcesz.
Nie odezwałem się więcej. Widząc jak kieruje się ku wyjściu, podążyłem za nią uważnie lustrując każdy detal jej sylwetki. Chociaż rozmowa z nią, jak również wspominki drużyny siódmej oswoiły mnie z nowym doświadczeniem, nadal nie potrafiłem do końca się uspokoić. Naprawdę to zrobiłem … Oświadczyłem kobiece, że jest wyjątkowa i pocałowałem ją. Nie był to przymus, ani również tandetne oszustwo lub próba wykorzystania. Zrobiłem to, ponieważ bardzo tego chciałem. Pragnąłem jej – całej. Całej cholernej Sakury Haruno, która uczyniła ze mną coś niewyobrażalnego. Budziła stopniowo uczucia, które dotąd znajdowały się w głębokim śnie na samym dnie mojego serca.
Westchnąłem.’
Tak właściwie obwiniałem ją o zmianę zachowania względem mnie, a sam miałem niezłego cykora patrząc w ciemne dębowe drewno. Coraz bardziej przerażał mnie mój tok myślenia.
Dlaczego nie mogę tam wejść i jej pocałować? Ot tak. Po wyznaniu jej tego i owego mam do niej większa prawa, nieprawdaż?
Zapukałem. Mój mózg zaczął pracować tak szybko, że groziło mu przegrzanie.
- Sasuke? – usłyszałem przed sobą jej zaskoczony ton.
- Juugo się pyta czy Orichi jest już gotowy? – wypaliłem. Jej twarz automatycznie stężała.
- Gotowy? Przecież mieli wyruszyć dopiero za dwie godziny.
- Chodzi mi o pakowanie …
- Ah tak – uderzyła się delikatnie w czoło. – Skończyłam już dawno
Zaraz po jej wypowiedzi przestrzeń wokół wypełniła grobowa cisza. Kurwa. Dlaczego czułem się tak niekomfortowo? Nigdy nie onieśmielały mnie takie sytuacje. To ludzie powinni mnie zagadywać, a nie ja ich. Z niewiadomych przyczyn mój umysł począć rodzić tysiące słów, które mogłyby jakoś zmusić Sakure do odezwania. Odetchnąłem z ulgą kiedy jej usta się otworzyły.
- Wejdziesz? – zapytała. Na krótką chwilę zdrętwiałem – nie miałem zielonego pojęcia jak postąpić. W środku toczyłem spór. Druga połowa mnie wręcz nakłaniała abym tam się udał.
Pokiwałem głową.
Haruno odsunęła się delikatnie i zrobiła mi miejsce. Skorzystałem z jej gościnności. Od razu po wejściu moim oczom rzucił się szeroki uśmiech Orichi’ego, który siedział na łóżku i przeglądał zawartość niewielkiego plecaka.
- Sasuke! – ucieszył się. – Jak super, że przyszedłeś.
- Spakowany? – jedyne to przyszło mi na myśl.
- Tak. Chociaż uważam, że Sakura-san odrobinę przesadza! Wiesz ile mam tutaj swetrów? Jestem pewny, że ani jednego nie założę!
- Przekonamy się – powiedziała Sakura, materializując się tuż obok mnie. – Teraz robi się coraz chłodniej, na pewno w końcu się poddasz i założysz sweter. Zaraz zresztą idę do Juugo i poproszę go, aby ciebie pilnował.
Orichi westchnął głośno i wbił we mnie swoje zielone tęczówki.
- Widzisz co muszę przeżywać…
- Orichi! – upomniała go, machając mu przed oczyma palcem wskazującym z udawaną surowością. Zauważyłem jak jej czoło delikatnie się zmarszczyło, kiedy ujrzała mój wymowny uśmiech.
Podziwiałem Sakurę. Bardzo martwiła się o malca i przejmowała jego podróżą. Widziałem ten smutek w jej oczach, widziałem wymuszone uśmiechy. Chociaż spędziłem w ich towarzystwie zaledwie godzinę i tylko kilkakrotnie wtrąciłem do rozmowy moje serce zalała fala ciepła. Pragnąłem, aby nigdy nie odchodziła. W składzie takiej drużyny poczułem, że mogę być naprawdę sobą. Oczywiście z tego nie skorzystałem. Za bardzo odbiegałoby to od mojego stylu. Sasuke Uchiha nigdy się nie zwierza. Orichi był bardzo spostrzegawczym dzieckiem. Gdy tylko ujrzał skrzywienie w mimice Haruno podczas wspomnień o ‘pożegnaniu’, zamilkł zupełnie na ten temat. Raz jeszcze nie mogłem powstrzymać się od uniesienia kącików ust ku górze.
- Sakura-san, ile zostało nam czasu? – zapytał, ziewając przeciągle.
- Spałeś tak długo, a ciągle jesteś zmęczony? Mamy jeszcze równą godzinę. Czy coś się stało?
- Chciałem coś zrobić przed podróżą …
- Co takiego? – zdziwiła się. Mnie również zaciekawiła wypowiedź brązowowłosego. Zmieniłem jednak zdanie, gdy nasze spojrzenia spotkały się.
- Chcę iść z wami na spacer!
- Na spacer? – powtórzyliśmy z Sakurą równocześnie, wymieniając się spojrzeniami. Nie wiedziałem dlaczego, zobaczyłem w jej oczach wątpliwości. – Orichi, godzina to niezbyt dużo czasu – dodała Haruno.
- Przecież to aż sześćdziesiąt minut! Mamy sporo czasu. Proszę Sakura-san! – jęknął, wieszając się na jej ramieniu. – Bardzo mi na tym zależy. Nie wiem kiedy zobaczę cię następnym razem!
- Eh, niech ci będzie – wzruszyła ramionami. – Mogę iść, ale nie wiem co na to Sasuke.
- To nie jest dobry pomysł! – o tak! Przezwyciężyłem moje drugie ja i zdołałem odezwać się jako pierwszy. Sasuke żyjący wewnątrz mnie na pewno nie był zadowolony.
Boże, co ja w ogóle pierdole?
Pokręciłem głową w obie strony. W takim momencie najbardziej potrzebowałem świeżego powietrza. Zerknąłem z powagą na dwójkę towarzyszy, którzy mnie obserwowali. Z wyrazu jej twarzy nie potrafiłem nic odczytać. Była zimna i obojętna. Mimika Orichi – wręcz przeciwnie – zdradzała wszystkie emocje. Nutka smutku wymieszana ze zrezygnowaniem.
- Dlaczego? – odezwał się w końcu.
Nie wiedziałem.
- Orichi nie możesz zmuszać Sasuke – wtrąciła Sakura. – Pójdziemy sami.
- Ale ja chcę żeby Sasuke też poszedł z nami!
- Skoro nie chce …
- Dobra, mogę iść – odezwał się drugi Sasuke. Czyżby nagle przejął prowadzenie? Prychnąłem do siebie. Ten gest oczywiście napotkał się z pytającymi spojrzeniami Sakury i Orichi’ego. Kto normalny unosi się dumą, jednocześnie zgadzając się na wyjście?
Malec opamiętał się znacznie szybciej niż Haruno. Wyszczerzył się, dając mi do zrozumienia, iż od mojej decyzji nie ma już ucieczki.
- Więc chodźmy! – zadeklarował nie szczędząc kolejnych uśmiechów.
- Chyba nie masz nic przeciwko? – zapytałem Sakury, kiedy opuszczaliśmy pokój. Wzrok płatnego zabójcy, który ciągle we mnie kierowała, począł mnie delikatnie drażnić. W momencie, kiedy się odezwałem automatycznie znikł. Haruno zaczęła trząść się w jakiś konwulsyjnych spazmach. – Hej … – wydukałem zdziwiony.
- Nie mam nic przeciwko – przerwała mi raptownie. Była spięta jak struna. Mimo wszystko nie odezwałem się dalej tylko puściłem ją w drzwiach, bacznie lustrując jej sylwetkę. Chciałem znać każdą myśl, która narodziła się w tym lekkomyślnym umyśle.
I tak to się wszystko zaczęło.
Zacisnąłem pięść i opadłem na krzesło. Hozuki nadal przyglądał mi się badawczo.
- Czego? – warknąłem, poirytowany tym natarczywym spojrzeniem.
- Ciągle jej nie powiedziałeś?
Wzdrygnąłem się.
- Ostrzegałem cię, żebyś się nie mieszał!
- Ale to bezsensu szefie. Sakura żyje ze świadomością, że pewnego dnia powróci do Konohy. Przez Orichi’ego pragnie tego jeszcze bardziej. Nawet gdy wmówisz jej, że ci ludzie, których nasłał na nas Kirimo to członkowie tej ‘organizacji’, z którą niby walczymy …
- Skończ! – ryknąłem. Teraz zostałem naprawdę wyprowadzony z równowagi. – Wiesz dobrze, że nie mogę odpuścić wiosce za to co zrobiła mojemu klanowi.
Suigetsu uniósł obie brwi i sceptycznie zacmokał. Jak zwykle nic do niego nie docierało. Nie zamierzałem przedstawiać mu argumentów, które miałyby udowodnić mu moją rację. Po cholerę? I tak standardowo znajdzie milion innych powodów, dla których powinienem postąpić inaczej.
- Czyli nic do ciebie nie dotarło? – po tej uwadze spojrzałem na niego jak na kompletnego idiotę. – Wciąż zamierzasz ukrywać swoje plany przed Sakurą?
- Nie mam powodu, aby ich nie ukrywać – wyjaśniłem i z całych sił starałem się uspokoić bicia swego serca. Zaschło mi w gardle. Te słowa zdecydowanie zbyt ciężko wydobyły się z mojego wnętrza.
- A ja uważam, że masz!
- Niby jaki? – prychnąłem.
- Sakura już kilka miesięcy jest w naszej organizacji – Suigetsu stanął nade mną. Jego wzrok nadal wyrażał surowość. – Może i na początku była porwana i rzeczywiście się buntowała, ale przestała, szefie! Sakura jest oficjalną członkinią Taki i musisz przyznać, że jest nam wierna. Ani razu nie próbowała uciec, idealnie leczyła każdą ranę …
- Co to ma wspólnego z atakiem na Konohę? – przerwałem mu.
- To, że możesz jej zaufać!
- Ufam … – powiedziałem cicho. Miałem nadzieje, że Suigetsu tego nie usłyszy. Jak wiadomo: Nadzieja matką głupich, toteż zaskoczony od razu na mnie zerknął. – Co się tak idiotycznie patrzysz?
- Skoro jej ufasz, dlaczego nie chcesz jej tego powiedzieć?
- Nie twoja sprawa.
- Więc tu nie chodzi o zwykłe zaufanie – mruknął pod nosem, udając, że mnie tu mnie. Zawarczałem wściekle, aby w jakiś sposób zwrócić jego uwagę; na marne. Hozuki splótł ręce za plecami i rozpoczął dreptanie tam i z powrotem, tą samą trasą. – Jest jakiś inny powód? – zapytał.
- Powiedziałem już, że to nie twoja sprawa.
- Ale ja chcę wiedzieć.
- No to się nie dowiesz – droczyłem się z nim dobre kilka minut zanim moja irytacja sięgnęła zenitu. Po upływie tego czasu wstałem gwałtownie. Suigetsu, aż podskoczył, posyłając mi pytające spojrzenie.
Nie zdążyłem jednak nawet się zwrócić w stronę drzwi, a te, leniwie otworzyły się przecinając idealną ciszę głośnym i przeciągającym się skrzypnięciem.
- O, Juugo! – przywitał się Suigetsu, podchodząc do niego i podając dłoń. – Już przygotowujesz się na podróż?
- Tak jakby – zamruczał. Spostrzegłem jak co chwila zerka w kierunku lodówki. Kiszki marsza grają, pomyślałem z rozbawieniem. Swoją drogą, mój żołądek znajdował się chyba w podobnej sytuacji.
To przez Sakurę. To ciągłe myślenie o niej nie daje mi spokoju. Jej imię zajmuję całą powierzchnie mojego umysłu. To szaleństwo! Zdawało mi się, że swoją szczerością wszystko spieprzyłem – dodatkowo nie uzyskując żadnych potrzebnych informacji. Haruno patrzy na mnie jakbym był duchem. Zauważyłem jak dzisiejszego dnia wyraźnie się spięła, kiedy tylko mnie ujrzała. Wściekły uprzedziłem Juugo i sięgnąłem po kolejny kawałek szynki.
Układało się między nami dobrze i myślałem, że kiedy w końcu odpowiem jej na wszystkie pytania, stosunki między nami skierują się na jeszcze lepszą drogę. Ale oczywiście to wydarzenie wiązało się z nadzieją, która jak zwykle mnie zawiodła.
Z zamysłu wyrwał mnie powściągliwy głos Juugo.
- Był tu Eizo? Miałem się z nim dogadać co do godziny.
- Nie było – odrzekłem surowo, zanim Hozuki zdołał otworzyć usta.
- A Sakura?
- Była, ale poszła już do pokoju.
- Nie mówiła nic o Orichi’m? – dopytywał dalej, wymijając mnie. Jak widać żołądek wołał głośniej niż się spodziewałem. Po chwili Juugo zajadał się już kanapką z serem. – Jest już w ogóle spakowany?
- Mam nadzieje, że tak – jęknął Suigetsu. – Znając Sakure, zajmie jej to całe wieki.
- Zaraz pójdę sprawdzić – uśmiechnął się konspiracyjnie.
Wówczas iskierka okazji przeszyła całe moje ciało.
- Nie musisz – odezwał się pewien głos. Po krótkiej chwili odkryłem, że należy on do mnie. Cholera Sasuke, co ty robisz? zapytałem samego siebie. Kurwa, znowu! Dlaczego zaczynam gadać z samym sobą? Jestem chory psychicznie? Chociaż wnioskując po moich niektórych myślach i zachowaniach, to całkiem możliwe.
Zdrętwiałem, gdyż wszystkie pary oczy skierowane były na mnie.
- Sam to sprawdzę – zakomunikowałem szybko.
- Jak chcesz – Juugo wzruszył ramionami. Widocznie nieoczekiwana pomoc ze strony członka klanu Uchiha była mu na rękę. Zanim wyszedłem z pomieszczenia zobaczyłem jak wyciąga z lodówki jajka, a Suigetsu podaje mu patelnię. Szykowali niezłą ucztę – z jajecznicą w roli głównej.
Tylko w co ja się tak właściwie wkopałem? Szedłem tym korytarzem i szedłem. Pokój Sakury i Orichi’ego minąłem kilkakrotnie pytając ‘drugiego Sasuke’ czy dobrze postępuję. Idiota jak zwykle milczy. Albo mi się wydaję, albo okazuję zachowania typowe dla kobiet? Wypuściłem z siebie sporą ilość powietrza i stanąłem przed właściwymi drzwiami.
Trzy dni temu – ona. Uśmiechnięta i radosna, wspominająca ze mną czasy drużyny siódmej. Był to pierwszy raz, w którym się przed kimś otworzyłem. Pierwszy raz, kiedy ktoś wypowiadał imię Naruto, a ja nie miałem mu tego za złe. Kiedy udzieliłem Sakurze odpowiedzi na każde frapujące ją pytanie, nie ukrywałem, że mi również ulżyło. Gdy tylko wyszliśmy z kabiny prysznicowej, skierowaliśmy się na łóżko. Sakura jak najszybciej chciała uleczyć moje rany, a ja zamiast od razu się zgodzić, musiałem odrobinę się z nią podroczyć. Nic nie poradziłem na to, iż uwielbiałem słuchać troski w jej głosie.
Obrazy z tego dnia same zaatakowały mój umysł; były bardzo wyraźne.
‘- Właściwie, do teraz nie zobaczyłam prawdziwej twarzy Kakashi’ego – wyznała z miną myśliciela. Pomimo, iż dawno zakończyła leczenie moich ran, nie potrafiłem ot tak jej opuścić i zając się własnymi sprawami.
Po chwili raz jeszcze wsłuchiwałem się w jej melodyjny śmiech.
- Naruto raz proponował mi powtórzenie tej akcji – mówiła dalej. Świdrując wzrokiem jej spojrzenie, byłem w stanie stwierdzić, że znajduję się w zupełnie innej krainie. – Ale wyglądałoby to dość dziwnie, gdyby dwójka dorosłych ludzi śledziła dawnego Sensai’a. Zrezygnowałam, bo co miałam zrobić?
- Myślałem, że chociaż od ciebie się dowiem – nie kryłem naburmuszenia.
- Naprawdę, aż tak cię to ciekawi?
- Nie – jęknąłem, opadając na łóżko. – Pomyślałem, że być może zdołałaś już się dowiedzieć, więc po prostu zapytałem.
- Mnie kompletnie nie interesuje to co on kryje pod tą maską. Kiedyś, owszem przyznam, że bardzo chciałam się tego dowiedzieć, lecz teraz …po co mi ta wiedza? – Sakura wstała. Nie podobało mi się to, ponieważ ten czyn mógł wiązać się z dość nieprzyjemnym faktem. – Idę do Orichi’ego – dodała. Czy ona czyta mi w myślach i robi to wszystko specjalnie?
Prychnąłem.
- Jest sam – mruknęła, obserwując moją reakcję.
- A Juugo, Karin i Suigetsu?
- Pewnie czekają już na trening.
- Leczyłaś ich? – zapytałem i spojrzałem na nią uważnie. – Powiedzieli, że się do ciebie zgłoszą.
- Jeszcze tego nie robiłam. Nic mi o tym nie mówili – zdziwiła się. Dopiero po kilku sekundach jej wyraz twarzy poinformował mnie, iż Haruno doznała właśnie olśnienia. – No tak… Przecież Suigetsu był dość ciężko ranny.
- Wcale nie dziwie się, że nic ci nie mówili, skoro wrzeszczałaś, żeby nikt nie wchodził do pokoju.
- Byłam po prostu zła …Zaraz! – aż podskoczyłem, słysząc podniesiony ton, którym się do mnie zwróciła. Jej oskarżycielski wzrok mówił wszystko. – Skąd ty o tym wiesz?
- Tajemnica – uśmiechnąłem się łobuzersko, zakładając na siebie koszulę. – Odpowiedziałem ci już na wszystkie pytania.
- Sasuke! – warknęła. Ni stąd ni zowąd wyrosła przede mną. Kipiała z niej wściekłość; rozumiałem to. Niewiedza to naprawdę uciążliwy stan. Skoro dzisiejszego dnia musiałem go przeżywać, czas aby i ona trochę się pomęczyła. Ostatecznie nie zaspokoiła przecież mojej ciekawości – nadal nie zdobyłem potrzebnych mi informacji.
- Gadałeś z Suigetsu? – jej głos wybudził mnie z zamyślenia. Pokręciłem przecząco głową. – Więc skąd do cholery o tym wiesz?
- Już ci powiedziałem – odsunąłem ją delikatnie na bok i ruszyłem przed siebie. – To tajemnica.
- Sasuke Uchiha! W tej chwili się zatrzymaj i odpowiedz na moje pytanie!
- Chciałaś iść do małego, nieprawdaż?
- Nie wkurzaj mnie – wydukała przez zaciśnięte zęby. Boże, jak bardzo uwielbiałem ją denerwować. Obróciłem się celowo, tylko i wyłącznie po to aby móc obserwować jej mimikę. – Powiedz skąd wiesz!
- Nie.
- Dlaczego?
- Czy ty nie rozumiesz znaczenia słowa Tajemnica? – zapytałem z nutką ironii. Być może nie powinienem tego robić. Zaciśnięta pięść Sakury informowała mnie jedynie o furii, która wzrastała wyłącznie z mojego powodu. Ona była jak ogień.
A igranie z ogniem to moja ulubiona zabawa.
Nagle Sakura westchnęła. Poddała się? Już? Nawet nie zdążyłem porządnie się rozkręcić. Lustrowałem bacznie jak ze zrezygnowaniem wymija mnie i staje tuż na przeciw. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, jak blisko stanęła. Czułem jej oddech na swojej szyi.
- Naprawdę z tobą oszaleję – powiedziała i położyła dłoń na moim ramieniu. – Musisz być takim idiotą?
- Nie jestem idiotą – broniłem się.
- Gdybyś nie był idiotą, powiedziałbyś normalnie skąd masz takie informację? Ty oczywiście, musisz zaczynać jakieś głupie gierki.
- Gierki?
- Tak, gierki! – odparła hardo. – Nie rozumiesz znaczenia tego słowa?
- Sakura … – ostrzegłem ją, marszcząc brwi. Zachowywała się bynajmniej dziwnie.
- Nienawidzę cię, wiesz?
- O co ci chodzi? Ja … – urwałem, w momencie, gdy poczułem coś ciepłego na swoich ustach. Z szeroko otwartymi oczyma stwierdziłem, iż to Sakura zarzuciła ramiona na moją szyję i bez żadnego ostrzeżenia podarowała mi jeden ze swoich cudownych pocałunków. Zdezorientowany zachwiałem się, lecz zdając sobie sprawy z konsekwencji jakie mógłby nastąpić po utracie równowagi, zdążyłem to opanować. Objąłem ją w pasie i odwzajemniłem gest, muskając jej wargi własnymi ustami.
- Powiesz mi? – zapytała w przerwie między pocałunkami.
A więc to ma na celu! pomyślałem z prawdziwą żałością. Ja, spostrzegawczy Sasuke Uchiha nie byłem w stanie domyślić się tego od razu? Zakląłem pod nosem. Planowałem się od niej oderwać i zlekceważyć, ale nie potrafiłem. Pokusa i to, co mógłbym stracić, przewyższało wszelkie zaprezentowane mi argumenty.
- Sprytnie – szepnąłem z przekąsem. – Niestety nie mam zamiaru nic ci mówić.
- W takim razie … – zaczęła z udawaną wyższością. Wiedziałem doskonale jaki będzie jej ruch – przygotowałem się na to. Kąciki moich ust mimowolnie powędrowały do góry, kiedy Sakura zaczęła się odsuwać.
- Nie tak szybko – powiedziałem, chwytając jej nadgarstki. Bez wahania zaciągnąłem ją do tyłu i rzuciłem na łóżko. Z prawdziwą przyjemnością patrzyłem na jej osłupienie. – Myślałaś, że naprawdę ci się to uda? Jak już zaczniesz to wypada skończyć, nie mam racji?
- Sasuke, nie denerwuj mnie! – ryknęła, próbując się wyrwać. Usiadłem na niej okrakiem i zamknąłem usta kolejnym pocałunkiem.
- Idiota – usłyszałem jej ciche, przepełnione jadem mruknięcie. Nie zdążyłem, jednak nic odpowiedzieć, ponieważ poczułem nieprzyjemny ból w dolnym kąciku ust. Oderwałem się od niej zbity z tropu.
- Co ty robisz?
- Dokańczam – uśmiechnęła się niewinnie, oblizując górną wargę. Czy ona ma pojęcie co dzieje się wewnątrz mnie, podczas tak prowokujących gestów?
– Ugryzłaś mnie! – warknąłem, dotykając miejsca, z którego pochodził ból. Sakura wykorzystała moment mojej nieuwagi, jak również jedną wolną rękę i używając całej siły zrzuciła mnie z siebie na drugi bok łóżka. – Sakura!
- Należało ci się! – krzyknęła.
- Przecież to ty zaczęłaś!
- Ja chciałam uzyskać informację.
- Ta jasne – burknąłem. Nie miałem zamiaru byczyć się na łóżku, więc poszedłem za jej śladami, wstając. – Przyznaj, że informację były jedynie pretekstem – zażądałem.
- Jeszcze czego! – oburzyła się.
- Ja i tak wiem swoje.
- Jak chcesz.
Nie odezwałem się więcej. Widząc jak kieruje się ku wyjściu, podążyłem za nią uważnie lustrując każdy detal jej sylwetki. Chociaż rozmowa z nią, jak również wspominki drużyny siódmej oswoiły mnie z nowym doświadczeniem, nadal nie potrafiłem do końca się uspokoić. Naprawdę to zrobiłem … Oświadczyłem kobiece, że jest wyjątkowa i pocałowałem ją. Nie był to przymus, ani również tandetne oszustwo lub próba wykorzystania. Zrobiłem to, ponieważ bardzo tego chciałem. Pragnąłem jej – całej. Całej cholernej Sakury Haruno, która uczyniła ze mną coś niewyobrażalnego. Budziła stopniowo uczucia, które dotąd znajdowały się w głębokim śnie na samym dnie mojego serca.
Westchnąłem.’
Tak właściwie obwiniałem ją o zmianę zachowania względem mnie, a sam miałem niezłego cykora patrząc w ciemne dębowe drewno. Coraz bardziej przerażał mnie mój tok myślenia.
Dlaczego nie mogę tam wejść i jej pocałować? Ot tak. Po wyznaniu jej tego i owego mam do niej większa prawa, nieprawdaż?
Zapukałem. Mój mózg zaczął pracować tak szybko, że groziło mu przegrzanie.
- Sasuke? – usłyszałem przed sobą jej zaskoczony ton.
- Juugo się pyta czy Orichi jest już gotowy? – wypaliłem. Jej twarz automatycznie stężała.
- Gotowy? Przecież mieli wyruszyć dopiero za dwie godziny.
- Chodzi mi o pakowanie …
- Ah tak – uderzyła się delikatnie w czoło. – Skończyłam już dawno
Zaraz po jej wypowiedzi przestrzeń wokół wypełniła grobowa cisza. Kurwa. Dlaczego czułem się tak niekomfortowo? Nigdy nie onieśmielały mnie takie sytuacje. To ludzie powinni mnie zagadywać, a nie ja ich. Z niewiadomych przyczyn mój umysł począć rodzić tysiące słów, które mogłyby jakoś zmusić Sakure do odezwania. Odetchnąłem z ulgą kiedy jej usta się otworzyły.
- Wejdziesz? – zapytała. Na krótką chwilę zdrętwiałem – nie miałem zielonego pojęcia jak postąpić. W środku toczyłem spór. Druga połowa mnie wręcz nakłaniała abym tam się udał.
Pokiwałem głową.
Haruno odsunęła się delikatnie i zrobiła mi miejsce. Skorzystałem z jej gościnności. Od razu po wejściu moim oczom rzucił się szeroki uśmiech Orichi’ego, który siedział na łóżku i przeglądał zawartość niewielkiego plecaka.
- Sasuke! – ucieszył się. – Jak super, że przyszedłeś.
- Spakowany? – jedyne to przyszło mi na myśl.
- Tak. Chociaż uważam, że Sakura-san odrobinę przesadza! Wiesz ile mam tutaj swetrów? Jestem pewny, że ani jednego nie założę!
- Przekonamy się – powiedziała Sakura, materializując się tuż obok mnie. – Teraz robi się coraz chłodniej, na pewno w końcu się poddasz i założysz sweter. Zaraz zresztą idę do Juugo i poproszę go, aby ciebie pilnował.
Orichi westchnął głośno i wbił we mnie swoje zielone tęczówki.
- Widzisz co muszę przeżywać…
- Orichi! – upomniała go, machając mu przed oczyma palcem wskazującym z udawaną surowością. Zauważyłem jak jej czoło delikatnie się zmarszczyło, kiedy ujrzała mój wymowny uśmiech.
Podziwiałem Sakurę. Bardzo martwiła się o malca i przejmowała jego podróżą. Widziałem ten smutek w jej oczach, widziałem wymuszone uśmiechy. Chociaż spędziłem w ich towarzystwie zaledwie godzinę i tylko kilkakrotnie wtrąciłem do rozmowy moje serce zalała fala ciepła. Pragnąłem, aby nigdy nie odchodziła. W składzie takiej drużyny poczułem, że mogę być naprawdę sobą. Oczywiście z tego nie skorzystałem. Za bardzo odbiegałoby to od mojego stylu. Sasuke Uchiha nigdy się nie zwierza. Orichi był bardzo spostrzegawczym dzieckiem. Gdy tylko ujrzał skrzywienie w mimice Haruno podczas wspomnień o ‘pożegnaniu’, zamilkł zupełnie na ten temat. Raz jeszcze nie mogłem powstrzymać się od uniesienia kącików ust ku górze.
- Sakura-san, ile zostało nam czasu? – zapytał, ziewając przeciągle.
- Spałeś tak długo, a ciągle jesteś zmęczony? Mamy jeszcze równą godzinę. Czy coś się stało?
- Chciałem coś zrobić przed podróżą …
- Co takiego? – zdziwiła się. Mnie również zaciekawiła wypowiedź brązowowłosego. Zmieniłem jednak zdanie, gdy nasze spojrzenia spotkały się.
- Chcę iść z wami na spacer!
- Na spacer? – powtórzyliśmy z Sakurą równocześnie, wymieniając się spojrzeniami. Nie wiedziałem dlaczego, zobaczyłem w jej oczach wątpliwości. – Orichi, godzina to niezbyt dużo czasu – dodała Haruno.
- Przecież to aż sześćdziesiąt minut! Mamy sporo czasu. Proszę Sakura-san! – jęknął, wieszając się na jej ramieniu. – Bardzo mi na tym zależy. Nie wiem kiedy zobaczę cię następnym razem!
- Eh, niech ci będzie – wzruszyła ramionami. – Mogę iść, ale nie wiem co na to Sasuke.
- To nie jest dobry pomysł! – o tak! Przezwyciężyłem moje drugie ja i zdołałem odezwać się jako pierwszy. Sasuke żyjący wewnątrz mnie na pewno nie był zadowolony.
Boże, co ja w ogóle pierdole?
Pokręciłem głową w obie strony. W takim momencie najbardziej potrzebowałem świeżego powietrza. Zerknąłem z powagą na dwójkę towarzyszy, którzy mnie obserwowali. Z wyrazu jej twarzy nie potrafiłem nic odczytać. Była zimna i obojętna. Mimika Orichi – wręcz przeciwnie – zdradzała wszystkie emocje. Nutka smutku wymieszana ze zrezygnowaniem.
- Dlaczego? – odezwał się w końcu.
Nie wiedziałem.
- Orichi nie możesz zmuszać Sasuke – wtrąciła Sakura. – Pójdziemy sami.
- Ale ja chcę żeby Sasuke też poszedł z nami!
- Skoro nie chce …
- Dobra, mogę iść – odezwał się drugi Sasuke. Czyżby nagle przejął prowadzenie? Prychnąłem do siebie. Ten gest oczywiście napotkał się z pytającymi spojrzeniami Sakury i Orichi’ego. Kto normalny unosi się dumą, jednocześnie zgadzając się na wyjście?
Malec opamiętał się znacznie szybciej niż Haruno. Wyszczerzył się, dając mi do zrozumienia, iż od mojej decyzji nie ma już ucieczki.
- Więc chodźmy! – zadeklarował nie szczędząc kolejnych uśmiechów.
- Chyba nie masz nic przeciwko? – zapytałem Sakury, kiedy opuszczaliśmy pokój. Wzrok płatnego zabójcy, który ciągle we mnie kierowała, począł mnie delikatnie drażnić. W momencie, kiedy się odezwałem automatycznie znikł. Haruno zaczęła trząść się w jakiś konwulsyjnych spazmach. – Hej … – wydukałem zdziwiony.
- Nie mam nic przeciwko – przerwała mi raptownie. Była spięta jak struna. Mimo wszystko nie odezwałem się dalej tylko puściłem ją w drzwiach, bacznie lustrując jej sylwetkę. Chciałem znać każdą myśl, która narodziła się w tym lekkomyślnym umyśle.
I tak to się wszystko zaczęło.
*
Łaskawość
ze strony szanownego Sasuke Uchihy była wręcz zdumiewająca. Gniewałam się
odrobinę za tą obojętność, ale puściłam to w niepamięć. I tak zrobił olbrzymie
postępy – dotychczas jego spojrzenie mroziło krew w żyłach. Obecnie stało się
bardziej spokojne. Czasami potrafiłam dojrzeć się nawet iskierek radości.
Idąc ku wyjściu nerwowo wypatrywałam Eizo; nie chciałam go napotkać. Był nieprzewidywalny. Teraz od kiedy narodziła się w nim większa pewność siebie, obawiałam się każdej chwili, w której trafiał na Sasuke. Orichi cały czas mielił językiem i miałam skrytą nadzieje, że chociaż czarnowłosy go słucha.
- Dokąd pójdziemy? – maluch przystanął, kiedy pod naszymi nogami znajdywała się już soczysta trawa.
- To ty chciałeś iść na spacer – burknęłam.
- Ale ja się tutaj zgubię.
- Idź po prostu przed siebie – zażądał Sasuke. – Doskonale znam drogę do kryjówki.
Brązowowłosy pokiwał posłusznie głową i ruszył przed siebie.
Słońce tak cudownie świeciło. Był listopad, lecz jego promienie nadal oświetlały przestrzeń. Cieszyłam się, iż wciąż jest tak ciepło. Warunki pogodowe często oddziaływały na mój nastrój – w tym przypadku postępowały na plus.
Orichi szedł przodem, przyglądając się kunai, które trzymał w ręku. Wraz z Sasuke podróżowaliśmy tuż za nim. Kątem oka zerkałam na niego, aby upewnić się co do zgody na spacer. Obawiałam się, że zrobił to wyłącznie po to, by dziecku nie było przykro. Zapewne w ogóle nie chciał iść … Sasuke Uchiha urządza sobie przechadzkę z irytującą przyjaciółką sprzed lat i jej wychowaniem z Konohańskiego Domu Dziecka ….uroczę. Szkoda tylko, że nierealne.
- Sakura-san, wiesz już kiedy skończycie misje? – zapytał nagle, zwracając się w moim kierunku.
- Nie mam pojęcia, przykro mi.
Spostrzegłam jak na jego twarzy stopniowo maluje się smutek. Westchnęłam. Co mogłam począć w takiej sytuacji? Orichi i tak nie miał pojęcia jak bardzo jest tutaj okłamywany.
- Dlaczego trzymasz to kunai? – głos Sasuke rozległ się po polanie. Był zimny i obojętny – standardowo. Dwie pary oczy spojrzały na niego pytająco.
Orichi zatrzymał się i wyciągnął ostrze przed siebie.
- Sakura-san pozwoliła mi go zatrzymać – wyjaśnił. – Kiedy wrócę do Konohy chcę z nim trenować i powtarzać to czego tutaj się nauczyłem.
- A czego się nauczyłeś?
- Sakura-san i Suigetsu uczyli mnie celnie rzucać bronią. Im to idzie świetnie… – urwał, spuszczając wzrok. – Też chcę kiedyś być taki dobry, dlatego muszę trenować.
- Uparłeś się, co? – zdrętwiałam, gdy kąciki ust Sasuke zawędrowały do góry. Cała nasza trojka nagle zatrzymała się. Nie mogłam przestać zerkać na Uchihe. Przecież to nie do pomyślenia! Oparłam się o drzewo i bacznie obserwowałam przebieg akcji. Poczułam dziwne ciepło, które zalało moje serce podczas monitoringu.
- W końcu mam oddanie i determinacje – rzekł niezwykle dumny z tego faktu. Splótł obie ręce nad głową i przez chwilę przypominał mi Naruto.
Właśnie …Naruto!
- Orichi – zaczęłam, nie mogąc ukryć radości z pomysłu, który mi się nasunął. – Poproś Naruto o treningi. Na pewno się zgodzi.
- Naruto? – powtórzył zaskoczony. – Hokage naszej wioski?
- Tak.
- Będzie mnie trenować Hokage Konohy? – mówił, nadal delikatnie zbity z tropu. Jednak każde kolejne słowo napełniało się większym podnieceniem. – Wtedy byłoby wspaniale! Nikt by mnie nie pokonał!
- Oj, nie bądź już taki pewny siebie – zachichotałam cicho, przenosząc wzrok na Sasuke. Nadal się uśmiechał. Tym razem nie zareagował kolejną falą zdumienia. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, odwzajemniłam uśmiech. Parsknęłam śmiechem, widząc jak marszczy brwi.
- Co cię tak śmieszy? – zapytał surowo.
- Nie śmieszy, tylko cieszy – wprowadziłam małą korektę i ukazałam światu moje uzębienie. Być może zgoda Sasuke na spacer nie była jednak tak do końca przymusowa?
Prychnął.
- Pokaż mi to – zwrócił się do Orichi’ego, wskazując na ostrze. Brązowowłosy niepewnie podał kunai czarnowłosemu, który oddalił się od nas i zaczął bacznie lustrować wszystko wokół.
- Ktoś się zbliża? – spytałam, zakrywając usta dłonią. Kolejne prychnięcie wydobyło się z ust Sasuke. Skrzyżowałam ręce na piersiach i lustrowałam jego następne poczynienia.
Twarz Sasuke rozjaśnił grymas, mówiący: Mam pomysł! I rzeczywiście go miał. Po krótkiej chwili podszedł do drzewa, posiadającego niezwykle grubą korę. Uniósł dłoń, w której trzymał kunai i powolnymi ruchami zaczął rysować na drzewie koło.
- Co ty … – wybełkotałam, lecz w owym momencie mój umysł podsunął mi wytłumaczenie zachowania Sasuke. Kiedy kół zrobiło się znacznie więcej, byłam już pewna jego taktyki. Uśmiechnęłam się blado i zwróciłam wzrok na Orichi’ego. Chłopczyk nadal stał skołowany, próbując pojąc to, co właśnie widzi.
Kucnęłam tuż obok niego i położyłam dłoń na jego ramieniu.
- Sakura-san …
- Spokojnie Orichi – mruknęłam, nie mogąc pozbyć się nasuwającego uśmiechu. – Zaraz sobie potrenujesz.
- Co? – wytrzeszczył oczy. – Ale jak to?
Otwierałam już usta by przedstawić malcowi jego zadanie, lecz w tej samej chwili Sasuke zakończył rysowanie swojego ‘dzieła’ i podszedł do nas. Kucnął tuż naprzeciw brązowowłosego.
- Spójrz – rzekł i wskazał na malowidło.
Orichi uniósł brwi ku górze i bacznie lustrował ów rysunek. Wówczas, na jego twarz zawitał jeden z najpiękniejszym uśmiechów, które dotąd podziwiałam.
- Naprawdę? – wydukał, nie zwracając uwagi na poprzednią wypowiedź Sasuke. – To jest mój kolejny trening?
- Tak. I jest naprawdę prosty – wyprostowawszy się, Sasuke odchrząknął głośno. – Najpierw spróbujesz z bliska, a w miarę kiedy będzie szło ci coraz lepiej, będziesz oddalał się od drzewa …
- Aż w końcu uda mi się trafić z bardzo dalekiej odległości! – dokończył za niego, zaciskając pięści i podnosząc je do góry. – O tak! Mój ostatni trening przed podróżą!
- Wygląda na to, że ci się udało – powiedziałam z nutką ironii. Bądź co bądź, to ja byłam tą, która zatrzymywała jego marzenia. Podczas tych dwóch tygodni, Orichi tysiące razy prosił o treningi. Naturalnie ja, jako jego opiekunka nie chciałam, aby tak się narażał. Spojrzałam na niego. W oczach dziecka migotało tysiące iskierek szczęścia. Patrzył na Sasuke z olbrzymią wdzięcznością. Nie potrafiłam przejść obojętnie przy takim widoku.
Obserwowałam jak Sasuke kuca obok Orichi’ego. Następnie wspólnie wyznaczają odpowiednią odległość, która mogłaby stanowić początek wszystkich ‘ćwiczeń’. Ten obraz był tak uroczy! Zachwycałam się nim i wpajałam każdy szczegół, jednocześnie prosząc, aby to wydarzenie nie należało do głupawych snów.
- Pamiętaj o skupieniu – stanowczy głos Sasuke, sprowadził mnie z powrotem na naszą planetę. – Ono jest najważniejsze.
- Będę pamiętał! – zapewnił hardo i odebrał narzędzie od Uchihy. Zamknął oczy. Jego twarz naprawdę pogrążyła się w intensywnym skupieniu. Orichi słuchał każdej rady ze strony Sasuke, a nieraz potrafił nawet to ulepszać.
Rzecz jasna z początku całość prezentowała się mizernie. Za pierwszy razem wykonał, aż dwadzieścia trzy rzuty z tej samej odległości. Dokładnie to liczyłam, aby potem przedstawić mu tą statystykę. Finalnie trafił, z czego był niezwykle zadowolony. Dalsze poczynienia stopniowo zwiększały swoją sukcesywność. Powinnam była się wstydzić! Zamiast zachwycać się umiejętności Orichi’ego, bezustannie przypatrywałam się Sasuke i jego odmiennemu podejściu do ogółu. Fakt, że zachowywał się jak wymagający trener nie wykluczał jednocześnie słów pocieszenia podczas ‘upadków’.
- Nie zrobię tego! – ryknął zrozpaczony malec, uderzając kunai o ziemię. – To jest niemożliwe! Nigdy nie stanę się prawdziwym ninją!
Pierwsza taka sytuacja miała miejsce przy trzeciej wymierzonej odległości i piątym rzucie. Wówczas zaparło mi dech w piersiach. Stałam z boku i dotąd nie brałam udziału w treningu – moja interwencja z tysiącami ciepłych słów nie przekonałaby Orichi’ego do zmiany nastawienia. Nadzieje pokładałam w Sasuke.
Czarnooki odchrząknął dostojnie i podniósł ostrze.
- A gdzie determinacja i oddanie? – zapytał. Na mój gust zrobił to zbyt ‘ostrze’, lecz jakimś dziwnym cudem, owe pytanie podziałało na malca.
- No …mam to. I determinacje i oddanie – wyszeptał ze smutkiem.
Uchiha schylił się i podsunął kunai pod jego nos.
- Masz? – warknął z kpiną. – Nie wydaję mi się. Wygląda na to, że pomyliłem się co do ciebie. W kryjówce mówiłeś całkowicie inne rze…
- Mam te dwie cechy i zostanę prawdziwym ninja! – przerwał mu z determinacją. Uśmiechnęłam się szeroko i nie mogłam powstrzymać od cichego chichotu. Zwróciło to naturalnie uwagę dwóch osobników płci przeciwnej.
- Co się stało, Sakura-san? – spytał Orichi.
Pokręciłam głową, chcąc odgarnąć od siebie nadmiar ciepła.
- Nic, nic – wybełkotałam. Kiedy odrobinę się uspokoiłam, podniosłam wzrok i obdarowałam ich jedym z najszczerszych uśmiechów. Nigdy nie przypuszczałam, że taki gest wydobędzie się ze mnie właśnie w organizacji Sasuke. – Uważam Orichi, że będziesz wspaniałym Shinobi, a Sasuke jest świetnym trenerem.
- Ha! Masz rację Sakura-san! – ręce malca raz jeszcze uniosły się w stronę słońca. – Dam z siebie wszystko, żeby Sasuke był ze mnie dumny!
- Nie jestem twoim trenerem – zaprzeczył czarnooki, psując atmosferę jaka panowała wokół. Przyglądałam się mu bacznie. Był odrobinę zbity z tropu i zaskoczony słowami jakie padły. Nie mogłam tak po prostu tego zostawić!
Podeszłam do niego i poklepałam po ramieniu.
- Obecnie jesteś jego trenerem – nonszalancki uśmiech ujrzał światło dzienne. – Trenujesz go, prawda?
- No tak, ale …
- Kiedy Orichi wróci do Konohy, jego trenerem – mam nadzieje – zostanie Naruto, lecz w tym momencie … – urwałam, prezentując mu palec wskazujący. – Masz zrobić z Orichi’ego silnego wojownika!
Cisza.
Ujrzawszy wyraz twarzy Sasuke nie potrafiłam tego zatrzymać – wybuchłam gromki śmiechem, który rozniósł się po całej otaczającej nas przestrzeni. Po chwili dołączył do mnie nawet Orichi.
- To rozkaz? – prychnął po dłuższym czasie milczenia.
- Nie. Chyba nie pozwolisz mi dawać rozkazów liderowi?
- Oczywiście, że nie.
- Więc potraktuj to jako prośbę. Masz jeszcze … – z dumnym uśmieszkiem zerknęłam na zegarek. – Dwadzieścia dwie minuty. Możesz robić co tylko chcesz! – zakończyłam i wycofałam się do poprzedniej pozycji. Na plecach czułam wzrok Sasuke, który wręcz palił moją skórę. Ah Sakura, jesteś naprawdę nieprzewidywalna! pomyślałam biorąc się za dawne zajęcie – obserwowanie tej niesamowitej dwójki.
Idąc ku wyjściu nerwowo wypatrywałam Eizo; nie chciałam go napotkać. Był nieprzewidywalny. Teraz od kiedy narodziła się w nim większa pewność siebie, obawiałam się każdej chwili, w której trafiał na Sasuke. Orichi cały czas mielił językiem i miałam skrytą nadzieje, że chociaż czarnowłosy go słucha.
- Dokąd pójdziemy? – maluch przystanął, kiedy pod naszymi nogami znajdywała się już soczysta trawa.
- To ty chciałeś iść na spacer – burknęłam.
- Ale ja się tutaj zgubię.
- Idź po prostu przed siebie – zażądał Sasuke. – Doskonale znam drogę do kryjówki.
Brązowowłosy pokiwał posłusznie głową i ruszył przed siebie.
Słońce tak cudownie świeciło. Był listopad, lecz jego promienie nadal oświetlały przestrzeń. Cieszyłam się, iż wciąż jest tak ciepło. Warunki pogodowe często oddziaływały na mój nastrój – w tym przypadku postępowały na plus.
Orichi szedł przodem, przyglądając się kunai, które trzymał w ręku. Wraz z Sasuke podróżowaliśmy tuż za nim. Kątem oka zerkałam na niego, aby upewnić się co do zgody na spacer. Obawiałam się, że zrobił to wyłącznie po to, by dziecku nie było przykro. Zapewne w ogóle nie chciał iść … Sasuke Uchiha urządza sobie przechadzkę z irytującą przyjaciółką sprzed lat i jej wychowaniem z Konohańskiego Domu Dziecka ….uroczę. Szkoda tylko, że nierealne.
- Sakura-san, wiesz już kiedy skończycie misje? – zapytał nagle, zwracając się w moim kierunku.
- Nie mam pojęcia, przykro mi.
Spostrzegłam jak na jego twarzy stopniowo maluje się smutek. Westchnęłam. Co mogłam począć w takiej sytuacji? Orichi i tak nie miał pojęcia jak bardzo jest tutaj okłamywany.
- Dlaczego trzymasz to kunai? – głos Sasuke rozległ się po polanie. Był zimny i obojętny – standardowo. Dwie pary oczy spojrzały na niego pytająco.
Orichi zatrzymał się i wyciągnął ostrze przed siebie.
- Sakura-san pozwoliła mi go zatrzymać – wyjaśnił. – Kiedy wrócę do Konohy chcę z nim trenować i powtarzać to czego tutaj się nauczyłem.
- A czego się nauczyłeś?
- Sakura-san i Suigetsu uczyli mnie celnie rzucać bronią. Im to idzie świetnie… – urwał, spuszczając wzrok. – Też chcę kiedyś być taki dobry, dlatego muszę trenować.
- Uparłeś się, co? – zdrętwiałam, gdy kąciki ust Sasuke zawędrowały do góry. Cała nasza trojka nagle zatrzymała się. Nie mogłam przestać zerkać na Uchihe. Przecież to nie do pomyślenia! Oparłam się o drzewo i bacznie obserwowałam przebieg akcji. Poczułam dziwne ciepło, które zalało moje serce podczas monitoringu.
- W końcu mam oddanie i determinacje – rzekł niezwykle dumny z tego faktu. Splótł obie ręce nad głową i przez chwilę przypominał mi Naruto.
Właśnie …Naruto!
- Orichi – zaczęłam, nie mogąc ukryć radości z pomysłu, który mi się nasunął. – Poproś Naruto o treningi. Na pewno się zgodzi.
- Naruto? – powtórzył zaskoczony. – Hokage naszej wioski?
- Tak.
- Będzie mnie trenować Hokage Konohy? – mówił, nadal delikatnie zbity z tropu. Jednak każde kolejne słowo napełniało się większym podnieceniem. – Wtedy byłoby wspaniale! Nikt by mnie nie pokonał!
- Oj, nie bądź już taki pewny siebie – zachichotałam cicho, przenosząc wzrok na Sasuke. Nadal się uśmiechał. Tym razem nie zareagował kolejną falą zdumienia. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, odwzajemniłam uśmiech. Parsknęłam śmiechem, widząc jak marszczy brwi.
- Co cię tak śmieszy? – zapytał surowo.
- Nie śmieszy, tylko cieszy – wprowadziłam małą korektę i ukazałam światu moje uzębienie. Być może zgoda Sasuke na spacer nie była jednak tak do końca przymusowa?
Prychnął.
- Pokaż mi to – zwrócił się do Orichi’ego, wskazując na ostrze. Brązowowłosy niepewnie podał kunai czarnowłosemu, który oddalił się od nas i zaczął bacznie lustrować wszystko wokół.
- Ktoś się zbliża? – spytałam, zakrywając usta dłonią. Kolejne prychnięcie wydobyło się z ust Sasuke. Skrzyżowałam ręce na piersiach i lustrowałam jego następne poczynienia.
Twarz Sasuke rozjaśnił grymas, mówiący: Mam pomysł! I rzeczywiście go miał. Po krótkiej chwili podszedł do drzewa, posiadającego niezwykle grubą korę. Uniósł dłoń, w której trzymał kunai i powolnymi ruchami zaczął rysować na drzewie koło.
- Co ty … – wybełkotałam, lecz w owym momencie mój umysł podsunął mi wytłumaczenie zachowania Sasuke. Kiedy kół zrobiło się znacznie więcej, byłam już pewna jego taktyki. Uśmiechnęłam się blado i zwróciłam wzrok na Orichi’ego. Chłopczyk nadal stał skołowany, próbując pojąc to, co właśnie widzi.
Kucnęłam tuż obok niego i położyłam dłoń na jego ramieniu.
- Sakura-san …
- Spokojnie Orichi – mruknęłam, nie mogąc pozbyć się nasuwającego uśmiechu. – Zaraz sobie potrenujesz.
- Co? – wytrzeszczył oczy. – Ale jak to?
Otwierałam już usta by przedstawić malcowi jego zadanie, lecz w tej samej chwili Sasuke zakończył rysowanie swojego ‘dzieła’ i podszedł do nas. Kucnął tuż naprzeciw brązowowłosego.
- Spójrz – rzekł i wskazał na malowidło.
Orichi uniósł brwi ku górze i bacznie lustrował ów rysunek. Wówczas, na jego twarz zawitał jeden z najpiękniejszym uśmiechów, które dotąd podziwiałam.
- Naprawdę? – wydukał, nie zwracając uwagi na poprzednią wypowiedź Sasuke. – To jest mój kolejny trening?
- Tak. I jest naprawdę prosty – wyprostowawszy się, Sasuke odchrząknął głośno. – Najpierw spróbujesz z bliska, a w miarę kiedy będzie szło ci coraz lepiej, będziesz oddalał się od drzewa …
- Aż w końcu uda mi się trafić z bardzo dalekiej odległości! – dokończył za niego, zaciskając pięści i podnosząc je do góry. – O tak! Mój ostatni trening przed podróżą!
- Wygląda na to, że ci się udało – powiedziałam z nutką ironii. Bądź co bądź, to ja byłam tą, która zatrzymywała jego marzenia. Podczas tych dwóch tygodni, Orichi tysiące razy prosił o treningi. Naturalnie ja, jako jego opiekunka nie chciałam, aby tak się narażał. Spojrzałam na niego. W oczach dziecka migotało tysiące iskierek szczęścia. Patrzył na Sasuke z olbrzymią wdzięcznością. Nie potrafiłam przejść obojętnie przy takim widoku.
Obserwowałam jak Sasuke kuca obok Orichi’ego. Następnie wspólnie wyznaczają odpowiednią odległość, która mogłaby stanowić początek wszystkich ‘ćwiczeń’. Ten obraz był tak uroczy! Zachwycałam się nim i wpajałam każdy szczegół, jednocześnie prosząc, aby to wydarzenie nie należało do głupawych snów.
- Pamiętaj o skupieniu – stanowczy głos Sasuke, sprowadził mnie z powrotem na naszą planetę. – Ono jest najważniejsze.
- Będę pamiętał! – zapewnił hardo i odebrał narzędzie od Uchihy. Zamknął oczy. Jego twarz naprawdę pogrążyła się w intensywnym skupieniu. Orichi słuchał każdej rady ze strony Sasuke, a nieraz potrafił nawet to ulepszać.
Rzecz jasna z początku całość prezentowała się mizernie. Za pierwszy razem wykonał, aż dwadzieścia trzy rzuty z tej samej odległości. Dokładnie to liczyłam, aby potem przedstawić mu tą statystykę. Finalnie trafił, z czego był niezwykle zadowolony. Dalsze poczynienia stopniowo zwiększały swoją sukcesywność. Powinnam była się wstydzić! Zamiast zachwycać się umiejętności Orichi’ego, bezustannie przypatrywałam się Sasuke i jego odmiennemu podejściu do ogółu. Fakt, że zachowywał się jak wymagający trener nie wykluczał jednocześnie słów pocieszenia podczas ‘upadków’.
- Nie zrobię tego! – ryknął zrozpaczony malec, uderzając kunai o ziemię. – To jest niemożliwe! Nigdy nie stanę się prawdziwym ninją!
Pierwsza taka sytuacja miała miejsce przy trzeciej wymierzonej odległości i piątym rzucie. Wówczas zaparło mi dech w piersiach. Stałam z boku i dotąd nie brałam udziału w treningu – moja interwencja z tysiącami ciepłych słów nie przekonałaby Orichi’ego do zmiany nastawienia. Nadzieje pokładałam w Sasuke.
Czarnooki odchrząknął dostojnie i podniósł ostrze.
- A gdzie determinacja i oddanie? – zapytał. Na mój gust zrobił to zbyt ‘ostrze’, lecz jakimś dziwnym cudem, owe pytanie podziałało na malca.
- No …mam to. I determinacje i oddanie – wyszeptał ze smutkiem.
Uchiha schylił się i podsunął kunai pod jego nos.
- Masz? – warknął z kpiną. – Nie wydaję mi się. Wygląda na to, że pomyliłem się co do ciebie. W kryjówce mówiłeś całkowicie inne rze…
- Mam te dwie cechy i zostanę prawdziwym ninja! – przerwał mu z determinacją. Uśmiechnęłam się szeroko i nie mogłam powstrzymać od cichego chichotu. Zwróciło to naturalnie uwagę dwóch osobników płci przeciwnej.
- Co się stało, Sakura-san? – spytał Orichi.
Pokręciłam głową, chcąc odgarnąć od siebie nadmiar ciepła.
- Nic, nic – wybełkotałam. Kiedy odrobinę się uspokoiłam, podniosłam wzrok i obdarowałam ich jedym z najszczerszych uśmiechów. Nigdy nie przypuszczałam, że taki gest wydobędzie się ze mnie właśnie w organizacji Sasuke. – Uważam Orichi, że będziesz wspaniałym Shinobi, a Sasuke jest świetnym trenerem.
- Ha! Masz rację Sakura-san! – ręce malca raz jeszcze uniosły się w stronę słońca. – Dam z siebie wszystko, żeby Sasuke był ze mnie dumny!
- Nie jestem twoim trenerem – zaprzeczył czarnooki, psując atmosferę jaka panowała wokół. Przyglądałam się mu bacznie. Był odrobinę zbity z tropu i zaskoczony słowami jakie padły. Nie mogłam tak po prostu tego zostawić!
Podeszłam do niego i poklepałam po ramieniu.
- Obecnie jesteś jego trenerem – nonszalancki uśmiech ujrzał światło dzienne. – Trenujesz go, prawda?
- No tak, ale …
- Kiedy Orichi wróci do Konohy, jego trenerem – mam nadzieje – zostanie Naruto, lecz w tym momencie … – urwałam, prezentując mu palec wskazujący. – Masz zrobić z Orichi’ego silnego wojownika!
Cisza.
Ujrzawszy wyraz twarzy Sasuke nie potrafiłam tego zatrzymać – wybuchłam gromki śmiechem, który rozniósł się po całej otaczającej nas przestrzeni. Po chwili dołączył do mnie nawet Orichi.
- To rozkaz? – prychnął po dłuższym czasie milczenia.
- Nie. Chyba nie pozwolisz mi dawać rozkazów liderowi?
- Oczywiście, że nie.
- Więc potraktuj to jako prośbę. Masz jeszcze … – z dumnym uśmieszkiem zerknęłam na zegarek. – Dwadzieścia dwie minuty. Możesz robić co tylko chcesz! – zakończyłam i wycofałam się do poprzedniej pozycji. Na plecach czułam wzrok Sasuke, który wręcz palił moją skórę. Ah Sakura, jesteś naprawdę nieprzewidywalna! pomyślałam biorąc się za dawne zajęcie – obserwowanie tej niesamowitej dwójki.
*
Sakura
miała cholerne szczęście, że stanowiła dla mnie osobę wyjątkową. W innym
przypadku nie zgodziłbym się na tą jakże niespodziewaną prośbę. Ciężkie jest
życie mężczyzny, a już zupełnie takiego jak ja. Zadecydowałem udać się za jej
radą i naprawdę wyobrazić sobie Orichi’ego jako własnego ucznia. Wybuchy typu:
Nic mi się nie uda! Jestem kompletnym słabeuszem! zdarzyły się jeszcze
kilkakrotnie, lecz po mojej czwartej, najbardziej surowej interwencji Orichi
zdawał się napełnić większą zawziętością niż dotychczas. Podziwiałem jego
nieustępliwość z delikatnie skrzywionymi kącikami ust. Cóż …nie potrafiłem
reagować inaczej, na to pełne marzeń spojrzenie.
Zastanawiało mnie dlaczego tak nagle postanowił stać się potężnym Shinobi? Przedtem nie dojrzałem się u niego tego zdecydowania. Był zwyczajnym, zagubionym dzieckiem – no może dodatkowo miał tą swoją spostrzegawczość, która znacznie odbiegała od normy.
- Udało mi się! – rozległo się głośne, zwycięskie wołanie. Oniemiały począłem obserwować cel, który został perfekcyjne trafiony.
- Brawo! – zachwyciła się Sakura, podbiegając do drzewa i wyciągając z niego wbite kunai. – To już piąta odległość!
- Dopiero? – jego twarz straciła nagle swój blask. – Myślałem, że to już siódma.
- Nie marudź! Znowu tracisz zapał.
- A tak, tak. Przepraszam Sakura-san – wyszczerzył się, po czym zwrócił w moim kierunku. – Możemy ćwiczyć dalej, Sasuke!
- Nie tak szybko – odezwała się Haruno, materializując pomiędzy naszą dwójką.
- O co chodzi? – zapytałem.
- Musimy już się zbierać – w jej tonie dosłyszałem się niezadowolenia. Sakura automatycznie wbiła wzrok w Orichi’ego, który spuścił głowę.
- Już? – wyjąkał tylko. Kunai, które trzymał w ręku upadło na ziemie z głośnym hukiem. Brązowowłosy uniósł wzrok i poraził nas bladym uśmiechem. – No dobrze Sakura-san. Sasuke dziękuje ci bardzo za ten trening.
- Taa – burknąłem.
Zrobiło się dziwnie cicho. Sakura nie odrywała wzroku od dziecka, z kolei ja, zastanawiałem się dlaczego moje serce ponownie emanuje takim ciepłem.
Sakura wreszcie się opamiętała.
- Więc chodźmy. Zostało nam tylko pięć minut.
- To dużo czasu Sakura-san. Przecież wziąłem ze sobą plecak.
Haruno nie odpowiedziała. Podniosła ostrze z ziemi i wręczyła go małemu. Następnie ujęła jego dłoń i ruszyła przed siebie nie zaszczycając nikogo spojrzeniem. Westchnąłem ciężko. Wiedziałem, że tak będzie. Zdawałem sobie sprawę, iż zabranie Orichi’ego do kryjówki oprócz plusów zawierało też swoje minusy. Ale dlaczego …? Dlaczego ja również odczuwałem ten wszechogarniający smutek kiedy tylko pomyślałem o codziennych porankach w kuchni pozbawionych szerokich uśmiechów i głośnych przywitań malucha? Przyśpieszyłem.
Po jakimś czasie Orichi oderwał się od nas i raz jeszcze zajął przody. Ja i Sakura milczeliśmy. Nie musiałem nawet na nią patrzyć, aby stwierdzić, że jest cała spięta. Odczuwałem tą niespokojną aurę. Miałem również świadomość tego, iż co chwila na mnie zerka, paląc tym spojrzeniem moją skórę.
To był naprawdę skomplikowany dzień. Taki …niecodzienny. Odwiedziło mnie zdecydowanie za wiele pozytywnych uczuć, za wiele szczęścia. Analizując całość, odkąd Sakura zjawiła się w organizacji miałem już sporo takich dni, lecz ten …przezwyciężył wszystko. Za wyjątkiem mego przepełnionego oryginalnością wyznania.
‘Jesteś dla mnie wyjątkowa’
Naprawdę była. Nie wyobrażałem sobie dnia bez jej obecnośći. Bez złośliwych uwag, głupawych uśmieszków i tego melodyjnego głosu. Jeśli chodziło o Orichi’ego, czułem jakieś powiązania.
Chyba za bardzo przyzwyczaiłem się do tej dwójki.
- Sakura-san! Sasuke! – jeden z obiektów moich rozmyślań, wybudził mnie z transu. Orichi wybiegł zza krzaków. Emocje na jego twarzy były trudne do odczytania. Smutek wymieszany z oszołomieniem.
Brązowowłosy podbiegł do nas. Sakura natychmiast kucnęła, aby ich oczy znajdywały się na tej samej wysokości.
- Co się stało? – zapytała czule. Pomyślałem przez chwilę, że też chciałbym, żeby odzywała się do mnie z taką troską.
- Pan Juugo i pan Eizo – szepnął cicho. – Są już przed wejściem do kryjówki i chyba czekają na mnie.
Oczy Sakury rozszerzyły się maksymalnie.
- Naprawdę?
- Tak. Zaraz za tymi krzakami jest przecież wejście do kryjówki, więc ich zobaczyłem.
- A oni zobaczyli ciebie? – zapytałem.
- Nie – odrzekł, poprawiając plecak. – Sakura-san, ja już nie wrócę z tobą do kryjówki tylko od razu będę musiał iść z nimi.
- Ej głuptasie – Haruno posłała mu jeden z najpiękniejszych uśmiechów. – Czyli rozumiem, że chcesz się tutaj z nami pożegnać i od razu wyruszyć z panem Juugo i Eizo?
Maluch niepewnie pokiwał głową.
Juugo bez cienia wątpliwości wyczuł nasze chakry i wie co jest grane. Byłem mu wdzięczny, że nie powiedział nic Eizo. W innym wypadku ten kretyn przyszedłby tu i automatycznie zniszczył całą atmosferę. Gdyby tak się stało, nie wiem co bym zrobił. Ogarnęłaby mnie furia i prawdopodobnie nie patrzyłbym na obecność Sakury i Orichi’ego.
Raz jeszcze zapadło milczenie. To ten moment, pomyślałem z surowością. Chociaż nadzieja była matką głupich, tym razem na tą jedną chwilę ogłosiłem siebie głupcem. Miałem szczerą nadzieje, że Sakura sobie poradzi z tą sytuacją. Ja także polubiłem Orichi’ego – tak polubiłem go! Juugo może się szczycić, bo miał rację. Moja sympatia względem tego dzieciaka narodziła się już podczas pierwszego spotkania w szpitalu. Sakura zaczerpnęła z nim bardziej intensywną więź i w tym przypadku działało to na jej niekorzyść. Chociaż malec często atakował mnie z kolejnymi pytania i spędził ze mną dość dużo czasu, to jednak Sakura była tą, która widziała się z nim dwadzieścia cztery godziny na dobę. Westchnąłem, kiedy spostrzegłem jak dłonie Haruno delikatnie drżą.
- Sakura-san … – wybełkotał Orichi. Wzrok ponownie wbił w czubki swoich butów, a zaraz potem obie ręce umieścił na ramionach Sakury. – Życzę powodzenia na misji.
- Dziękuje Orichi – szepnęła, ujmując dłonie dziecka.
- Ty nie musisz mi za nic dziękować. To ja tobie dziękuje. Gdyby nie ty… zostałbym w Sunie, a tam mi się w ogóle nie podobało. Jedynie Yo był moim przyjacielem, a reszty nie lubiłem. Dodatkowo wiesz dobrze z czym miałem problem…i wstydzę się tego. Jeśli teraz spotkałbym tych trzech chłopców, na pewno skopałbym im tyłki tak jak mnie uczył Sasuke – po wypowiedzeniu ostatniego zdania wyszczerzył się w moim kierunku. Uniosłem kąciki ust do góry. Po usłyszeniu tych słów wewnątrz zrobiło mi się jeszcze przyjemniej.
Sakura zachichotała cicho.
- Jestem pewna, że dałbyś sobie radę.
- Pewnie, że tak. W końcu moim trenerem był Sasuke!
- Orichi … – wyszeptała. Stałem nad nią więc nie mogłem dostrzec wyrazu jej twarzy. Po jej głosie wywnioskowałem jednak, że zbiera jej się na łzy. – Bądź grzeczny w Konoha, dobrze?
- Zawsze jestem Sakura-s… – urwał, kiedy zaledwie w ułamku sekundy znalazł się w objęciach Sakury. Różowowłosa objęła go mocno. Przez chwilę miałem wrażenie, że dzieciak się udusi, lecz on miał na tyle siły, aby odwzajemnić gest z takim samym hartem. Patrząc na taką scenę wręcz nie mogłem powstrzymać nadchodzącego uśmiechu. To wszystko znowu dzieje się przez Sakurę! Czy ja kiedykolwiek spoglądałem z takim uwielbieniem na scenę kobiety, która przytula dziecko? Oczywiście, że nie. Tylko, że tą kobietą była właśnie ona. Moja wyjątkowa osoba. Dzieckiem z kolei był Orichi. Ten zwykły, ale niezwykle spostrzegawczy dzieciak.
Przypatrywałem się jego twarzy w skupieniu. Niestety mimikę Sakury zasłaniały różowe kosmyki włosów.
- Sakura-san, tak bardzo będę tęsknił! – wychlipał chłopczyk. Dopiero w ów momencie pojąłem, iż po jego twarzy spływają słone łzy. Sakura chyba trzymała się hardo, ponieważ jej ciało nie dygotało już tak jak wcześniej.
- Ja też będę – wyjąkała. – Pamiętaj proszę o tym, aby być grzecznym. Nie trenuj za wiele, bo możesz się przemęczyć. Poproś o treningi Naruto. On już zadba o to, żeby zrobić z ciebie wielkiego ninja. Jak tylko wrócę, zrobię co w mojej mocy, aby zapisać cię do Akademii Ninja… – przerwała na chwilę i westchnęła ciężko. Na jej twarz zawitał skromny uśmiech. – Orichi wracaj do Konohy, bądź grzeczny i dzielny, nie zapomnij tego, czego się tutaj nauczyłeś. Pamiętaj aby o niczym nie mówić i trenuj dalej tak, aby stać się największym ninja na świecie! Wrócę …wrócę nim zdążysz się obejrzeć.
- Dobrze – pokiwał delikatnie głową. Chociaż wciąż pogrążony był w płaczu, a na jego twarzy widniały krople krystalicznej cieczy, i tak zdołał się uśmiechnąć, odsuwając delikatnie od Haruno. Dopiero wówczas mogłem dojrzeć się jej oblicza. Aż mnie zatkało, kiedy ujrzałem ten spokój i opanowanie – zupełnie nie w jej stylu. Spodziewałem się tu prawdziwej powodzi. Okazało się jednak, że jedyne łzy jakie ujrzały światło dziennie należały do dziecka.
Poczułem mrowienie w całym ciele, kiedy spojrzenia moje i Orichi’ego skrzyżowały się.
- Sasuke – zaczął. Kątem oka spostrzegłem jak Sakura prostuję się i staje tuż obok mnie. – Dziękuje za wszystko! Naprawdę! Dzięki tobie wiem, że będę silny! Chce być taki jak ty!
Haruno parsknęła śmiechem. Zdrętwiałem, kiedy położyła dłoń na moim ramieniu.
- Jesteś dla niego wzorem – szepnęła tak, abym tylko ja był w stanie to usłyszeć. Na jej twarzy nadal widniał blady uśmiech. – Kto by się spodziewał?
- Sasuke – Orichi raz jeszcze powtórzył moje imię i gestem ręki nakazał mi się schylić. Niepewnie spełniłem jego prośbę. Starałem wyobrazić sobie uśmiech Sakury, który znacznie mnie uspokajał. – Kiedyś będę chciał z tobą walczyć – dodał hardo.
- Że co? – wzburzyła się Sakura. Chyba nie spodziewała się takiego potoku zdarzeń. Parsknąłem kpiarskim śmiechem.
- Kiedy będę już dorosłym i silnym Shinobi, chcę się z tobą zmierzyć Sasuke – mówił dalej, wskazując na trzymane kunai. – Zobaczymy kto wygra.
- Kiedy ty będziesz dorosły, ja będę już stary więc twoje szanse wzrosną – zauważyłem z rozbawieniem. Na twarzy dziecka wymalowało się skupienie. Prostował po kolei wszystkie palce w lewej dłoni i mruczał coś pod nosem. – Co robisz?
- Sasuke, ile masz lat?
- Dwadzieścia.
- Aha – wycedził i powrócił do poprzedniej czynności. Haruno przykucnęła obok i posłała mi pytające spojrzenie. – Wcale nie będziesz stary! Kiedy ja będę miał dwadzieścia lat, ty będziesz miał trzydzieści pięć
- I tyle zajęło ci liczenie tego? – z ust Sakury wydobyła się kolejna salwa śmiechu. Orichi zawstydzony, pokazał język, a drugą ręką podrapał się po głowie.
- Nie jestem w tym dobry – usprawiedliwił się. – Tak czy inaczej Sasuke, wcale nie będziesz stary!
- Mając trzydzieści pięć lat jest się już starym – rzekłem zimno. Trzydzieści pięć lat? To prawie czterdzieści! Jako czterdziestolatek mam stawać do walki z tak młodym duchem? Ciekawe czy będę się umiał w ogóle schylić, aby wykonać Chidori. Pierdzielenie …
Aż podskoczyłem, kiedy Sakura obdarowała mnie niespodziewanym kuksańcem w bok.
- Ej! – warknął wściekle. W odpowiedzi ujrzałem jedynie niewinny uśmieszek.
- Mając trzydzieści pięć lat nie jest się starym. Nie przesadzaj Sasuke …
- Nie przesadzam – broniłem się.
- Sasuke boi się, że ze mną przegra! – krzyknął szczęśliwy Orichi. – Sasuke boi się, że ze mną przegra!
- Wcale się nie boje …
- Boisz się!
- Nie.
- Tak!
- Nie…
- Tak!
- Nie! Wiek nie ma znaczenia i … – chciałem przedstawić mu formę obrony, której nie może przebić, lecz nie dane było mi skończyć. Poczułem jak obejmują mnie maleńkie dziecięce ramiona. Do moich nozdrzy doszedł zapach wanilii. Wytrzeszczyłem oczy. Nie byłem w żaden sposób przygotowany na ten gest! Spojrzałem na Sakurę – to w niej szukałem jakiegoś ratunku. Ona jedynie pokiwała głową i wspierała mnie tym cholernym uśmieszkiem, który sprawiał, że moje serce biło z zawrotną prędkością.
- Nieważne czy się boisz, czy nie … – wyszeptał maluch. Czułem jak się uśmiecha. – Sasuke będę za tobą tęsknił! Chcę cię jeszcze kiedyś zobaczyć …
Zatkało mnie. Potrzebowałem chwili milczenia, aby to wszystko logiczne przemyśleć.
- Przecież zapowiedziałeś naszą walkę, więc na pewno się kiedyś zobaczymy …
Ile kłamstwa zawierało jedno, proste zdanie.
Brązowowłosy odsunął się ode mnie. Nadal nie przestawał razić nas bielą swoich zębów.
- W takim razie do zobaczenia Sakura-san … i Sasuke! – powiedział, ocierając oczy, które nadal mokre były od łez.
- Do zobaczenia, Orichi – bąknęła Sakura, obejmując go ostatni raz. Kiedy malec wyswobodził się z jej uścisku podał mi dłoń, którą ścisnąłem zaskoczony.
- Sasuke, postarajcie się skończyć tą misję jak najszybciej. Chcę, żeby Sakura wróciła do Konohy!
- Taa – burknąłem. Po chwili wraz z Sakurą obserwowaliśmy jedynie sylwetkę dziecka, która zniknęła wśród soczystej zieleni krzewów i liści. Zaledwie sekundę po tym, usłyszałem ciche westchnięcie Sakury. Spuściła głowę.
Zastanawiało mnie dlaczego tak nagle postanowił stać się potężnym Shinobi? Przedtem nie dojrzałem się u niego tego zdecydowania. Był zwyczajnym, zagubionym dzieckiem – no może dodatkowo miał tą swoją spostrzegawczość, która znacznie odbiegała od normy.
- Udało mi się! – rozległo się głośne, zwycięskie wołanie. Oniemiały począłem obserwować cel, który został perfekcyjne trafiony.
- Brawo! – zachwyciła się Sakura, podbiegając do drzewa i wyciągając z niego wbite kunai. – To już piąta odległość!
- Dopiero? – jego twarz straciła nagle swój blask. – Myślałem, że to już siódma.
- Nie marudź! Znowu tracisz zapał.
- A tak, tak. Przepraszam Sakura-san – wyszczerzył się, po czym zwrócił w moim kierunku. – Możemy ćwiczyć dalej, Sasuke!
- Nie tak szybko – odezwała się Haruno, materializując pomiędzy naszą dwójką.
- O co chodzi? – zapytałem.
- Musimy już się zbierać – w jej tonie dosłyszałem się niezadowolenia. Sakura automatycznie wbiła wzrok w Orichi’ego, który spuścił głowę.
- Już? – wyjąkał tylko. Kunai, które trzymał w ręku upadło na ziemie z głośnym hukiem. Brązowowłosy uniósł wzrok i poraził nas bladym uśmiechem. – No dobrze Sakura-san. Sasuke dziękuje ci bardzo za ten trening.
- Taa – burknąłem.
Zrobiło się dziwnie cicho. Sakura nie odrywała wzroku od dziecka, z kolei ja, zastanawiałem się dlaczego moje serce ponownie emanuje takim ciepłem.
Sakura wreszcie się opamiętała.
- Więc chodźmy. Zostało nam tylko pięć minut.
- To dużo czasu Sakura-san. Przecież wziąłem ze sobą plecak.
Haruno nie odpowiedziała. Podniosła ostrze z ziemi i wręczyła go małemu. Następnie ujęła jego dłoń i ruszyła przed siebie nie zaszczycając nikogo spojrzeniem. Westchnąłem ciężko. Wiedziałem, że tak będzie. Zdawałem sobie sprawę, iż zabranie Orichi’ego do kryjówki oprócz plusów zawierało też swoje minusy. Ale dlaczego …? Dlaczego ja również odczuwałem ten wszechogarniający smutek kiedy tylko pomyślałem o codziennych porankach w kuchni pozbawionych szerokich uśmiechów i głośnych przywitań malucha? Przyśpieszyłem.
Po jakimś czasie Orichi oderwał się od nas i raz jeszcze zajął przody. Ja i Sakura milczeliśmy. Nie musiałem nawet na nią patrzyć, aby stwierdzić, że jest cała spięta. Odczuwałem tą niespokojną aurę. Miałem również świadomość tego, iż co chwila na mnie zerka, paląc tym spojrzeniem moją skórę.
To był naprawdę skomplikowany dzień. Taki …niecodzienny. Odwiedziło mnie zdecydowanie za wiele pozytywnych uczuć, za wiele szczęścia. Analizując całość, odkąd Sakura zjawiła się w organizacji miałem już sporo takich dni, lecz ten …przezwyciężył wszystko. Za wyjątkiem mego przepełnionego oryginalnością wyznania.
‘Jesteś dla mnie wyjątkowa’
Naprawdę była. Nie wyobrażałem sobie dnia bez jej obecnośći. Bez złośliwych uwag, głupawych uśmieszków i tego melodyjnego głosu. Jeśli chodziło o Orichi’ego, czułem jakieś powiązania.
Chyba za bardzo przyzwyczaiłem się do tej dwójki.
- Sakura-san! Sasuke! – jeden z obiektów moich rozmyślań, wybudził mnie z transu. Orichi wybiegł zza krzaków. Emocje na jego twarzy były trudne do odczytania. Smutek wymieszany z oszołomieniem.
Brązowowłosy podbiegł do nas. Sakura natychmiast kucnęła, aby ich oczy znajdywały się na tej samej wysokości.
- Co się stało? – zapytała czule. Pomyślałem przez chwilę, że też chciałbym, żeby odzywała się do mnie z taką troską.
- Pan Juugo i pan Eizo – szepnął cicho. – Są już przed wejściem do kryjówki i chyba czekają na mnie.
Oczy Sakury rozszerzyły się maksymalnie.
- Naprawdę?
- Tak. Zaraz za tymi krzakami jest przecież wejście do kryjówki, więc ich zobaczyłem.
- A oni zobaczyli ciebie? – zapytałem.
- Nie – odrzekł, poprawiając plecak. – Sakura-san, ja już nie wrócę z tobą do kryjówki tylko od razu będę musiał iść z nimi.
- Ej głuptasie – Haruno posłała mu jeden z najpiękniejszych uśmiechów. – Czyli rozumiem, że chcesz się tutaj z nami pożegnać i od razu wyruszyć z panem Juugo i Eizo?
Maluch niepewnie pokiwał głową.
Juugo bez cienia wątpliwości wyczuł nasze chakry i wie co jest grane. Byłem mu wdzięczny, że nie powiedział nic Eizo. W innym wypadku ten kretyn przyszedłby tu i automatycznie zniszczył całą atmosferę. Gdyby tak się stało, nie wiem co bym zrobił. Ogarnęłaby mnie furia i prawdopodobnie nie patrzyłbym na obecność Sakury i Orichi’ego.
Raz jeszcze zapadło milczenie. To ten moment, pomyślałem z surowością. Chociaż nadzieja była matką głupich, tym razem na tą jedną chwilę ogłosiłem siebie głupcem. Miałem szczerą nadzieje, że Sakura sobie poradzi z tą sytuacją. Ja także polubiłem Orichi’ego – tak polubiłem go! Juugo może się szczycić, bo miał rację. Moja sympatia względem tego dzieciaka narodziła się już podczas pierwszego spotkania w szpitalu. Sakura zaczerpnęła z nim bardziej intensywną więź i w tym przypadku działało to na jej niekorzyść. Chociaż malec często atakował mnie z kolejnymi pytania i spędził ze mną dość dużo czasu, to jednak Sakura była tą, która widziała się z nim dwadzieścia cztery godziny na dobę. Westchnąłem, kiedy spostrzegłem jak dłonie Haruno delikatnie drżą.
- Sakura-san … – wybełkotał Orichi. Wzrok ponownie wbił w czubki swoich butów, a zaraz potem obie ręce umieścił na ramionach Sakury. – Życzę powodzenia na misji.
- Dziękuje Orichi – szepnęła, ujmując dłonie dziecka.
- Ty nie musisz mi za nic dziękować. To ja tobie dziękuje. Gdyby nie ty… zostałbym w Sunie, a tam mi się w ogóle nie podobało. Jedynie Yo był moim przyjacielem, a reszty nie lubiłem. Dodatkowo wiesz dobrze z czym miałem problem…i wstydzę się tego. Jeśli teraz spotkałbym tych trzech chłopców, na pewno skopałbym im tyłki tak jak mnie uczył Sasuke – po wypowiedzeniu ostatniego zdania wyszczerzył się w moim kierunku. Uniosłem kąciki ust do góry. Po usłyszeniu tych słów wewnątrz zrobiło mi się jeszcze przyjemniej.
Sakura zachichotała cicho.
- Jestem pewna, że dałbyś sobie radę.
- Pewnie, że tak. W końcu moim trenerem był Sasuke!
- Orichi … – wyszeptała. Stałem nad nią więc nie mogłem dostrzec wyrazu jej twarzy. Po jej głosie wywnioskowałem jednak, że zbiera jej się na łzy. – Bądź grzeczny w Konoha, dobrze?
- Zawsze jestem Sakura-s… – urwał, kiedy zaledwie w ułamku sekundy znalazł się w objęciach Sakury. Różowowłosa objęła go mocno. Przez chwilę miałem wrażenie, że dzieciak się udusi, lecz on miał na tyle siły, aby odwzajemnić gest z takim samym hartem. Patrząc na taką scenę wręcz nie mogłem powstrzymać nadchodzącego uśmiechu. To wszystko znowu dzieje się przez Sakurę! Czy ja kiedykolwiek spoglądałem z takim uwielbieniem na scenę kobiety, która przytula dziecko? Oczywiście, że nie. Tylko, że tą kobietą była właśnie ona. Moja wyjątkowa osoba. Dzieckiem z kolei był Orichi. Ten zwykły, ale niezwykle spostrzegawczy dzieciak.
Przypatrywałem się jego twarzy w skupieniu. Niestety mimikę Sakury zasłaniały różowe kosmyki włosów.
- Sakura-san, tak bardzo będę tęsknił! – wychlipał chłopczyk. Dopiero w ów momencie pojąłem, iż po jego twarzy spływają słone łzy. Sakura chyba trzymała się hardo, ponieważ jej ciało nie dygotało już tak jak wcześniej.
- Ja też będę – wyjąkała. – Pamiętaj proszę o tym, aby być grzecznym. Nie trenuj za wiele, bo możesz się przemęczyć. Poproś o treningi Naruto. On już zadba o to, żeby zrobić z ciebie wielkiego ninja. Jak tylko wrócę, zrobię co w mojej mocy, aby zapisać cię do Akademii Ninja… – przerwała na chwilę i westchnęła ciężko. Na jej twarz zawitał skromny uśmiech. – Orichi wracaj do Konohy, bądź grzeczny i dzielny, nie zapomnij tego, czego się tutaj nauczyłeś. Pamiętaj aby o niczym nie mówić i trenuj dalej tak, aby stać się największym ninja na świecie! Wrócę …wrócę nim zdążysz się obejrzeć.
- Dobrze – pokiwał delikatnie głową. Chociaż wciąż pogrążony był w płaczu, a na jego twarzy widniały krople krystalicznej cieczy, i tak zdołał się uśmiechnąć, odsuwając delikatnie od Haruno. Dopiero wówczas mogłem dojrzeć się jej oblicza. Aż mnie zatkało, kiedy ujrzałem ten spokój i opanowanie – zupełnie nie w jej stylu. Spodziewałem się tu prawdziwej powodzi. Okazało się jednak, że jedyne łzy jakie ujrzały światło dziennie należały do dziecka.
Poczułem mrowienie w całym ciele, kiedy spojrzenia moje i Orichi’ego skrzyżowały się.
- Sasuke – zaczął. Kątem oka spostrzegłem jak Sakura prostuję się i staje tuż obok mnie. – Dziękuje za wszystko! Naprawdę! Dzięki tobie wiem, że będę silny! Chce być taki jak ty!
Haruno parsknęła śmiechem. Zdrętwiałem, kiedy położyła dłoń na moim ramieniu.
- Jesteś dla niego wzorem – szepnęła tak, abym tylko ja był w stanie to usłyszeć. Na jej twarzy nadal widniał blady uśmiech. – Kto by się spodziewał?
- Sasuke – Orichi raz jeszcze powtórzył moje imię i gestem ręki nakazał mi się schylić. Niepewnie spełniłem jego prośbę. Starałem wyobrazić sobie uśmiech Sakury, który znacznie mnie uspokajał. – Kiedyś będę chciał z tobą walczyć – dodał hardo.
- Że co? – wzburzyła się Sakura. Chyba nie spodziewała się takiego potoku zdarzeń. Parsknąłem kpiarskim śmiechem.
- Kiedy będę już dorosłym i silnym Shinobi, chcę się z tobą zmierzyć Sasuke – mówił dalej, wskazując na trzymane kunai. – Zobaczymy kto wygra.
- Kiedy ty będziesz dorosły, ja będę już stary więc twoje szanse wzrosną – zauważyłem z rozbawieniem. Na twarzy dziecka wymalowało się skupienie. Prostował po kolei wszystkie palce w lewej dłoni i mruczał coś pod nosem. – Co robisz?
- Sasuke, ile masz lat?
- Dwadzieścia.
- Aha – wycedził i powrócił do poprzedniej czynności. Haruno przykucnęła obok i posłała mi pytające spojrzenie. – Wcale nie będziesz stary! Kiedy ja będę miał dwadzieścia lat, ty będziesz miał trzydzieści pięć
- I tyle zajęło ci liczenie tego? – z ust Sakury wydobyła się kolejna salwa śmiechu. Orichi zawstydzony, pokazał język, a drugą ręką podrapał się po głowie.
- Nie jestem w tym dobry – usprawiedliwił się. – Tak czy inaczej Sasuke, wcale nie będziesz stary!
- Mając trzydzieści pięć lat jest się już starym – rzekłem zimno. Trzydzieści pięć lat? To prawie czterdzieści! Jako czterdziestolatek mam stawać do walki z tak młodym duchem? Ciekawe czy będę się umiał w ogóle schylić, aby wykonać Chidori. Pierdzielenie …
Aż podskoczyłem, kiedy Sakura obdarowała mnie niespodziewanym kuksańcem w bok.
- Ej! – warknął wściekle. W odpowiedzi ujrzałem jedynie niewinny uśmieszek.
- Mając trzydzieści pięć lat nie jest się starym. Nie przesadzaj Sasuke …
- Nie przesadzam – broniłem się.
- Sasuke boi się, że ze mną przegra! – krzyknął szczęśliwy Orichi. – Sasuke boi się, że ze mną przegra!
- Wcale się nie boje …
- Boisz się!
- Nie.
- Tak!
- Nie…
- Tak!
- Nie! Wiek nie ma znaczenia i … – chciałem przedstawić mu formę obrony, której nie może przebić, lecz nie dane było mi skończyć. Poczułem jak obejmują mnie maleńkie dziecięce ramiona. Do moich nozdrzy doszedł zapach wanilii. Wytrzeszczyłem oczy. Nie byłem w żaden sposób przygotowany na ten gest! Spojrzałem na Sakurę – to w niej szukałem jakiegoś ratunku. Ona jedynie pokiwała głową i wspierała mnie tym cholernym uśmieszkiem, który sprawiał, że moje serce biło z zawrotną prędkością.
- Nieważne czy się boisz, czy nie … – wyszeptał maluch. Czułem jak się uśmiecha. – Sasuke będę za tobą tęsknił! Chcę cię jeszcze kiedyś zobaczyć …
Zatkało mnie. Potrzebowałem chwili milczenia, aby to wszystko logiczne przemyśleć.
- Przecież zapowiedziałeś naszą walkę, więc na pewno się kiedyś zobaczymy …
Ile kłamstwa zawierało jedno, proste zdanie.
Brązowowłosy odsunął się ode mnie. Nadal nie przestawał razić nas bielą swoich zębów.
- W takim razie do zobaczenia Sakura-san … i Sasuke! – powiedział, ocierając oczy, które nadal mokre były od łez.
- Do zobaczenia, Orichi – bąknęła Sakura, obejmując go ostatni raz. Kiedy malec wyswobodził się z jej uścisku podał mi dłoń, którą ścisnąłem zaskoczony.
- Sasuke, postarajcie się skończyć tą misję jak najszybciej. Chcę, żeby Sakura wróciła do Konohy!
- Taa – burknąłem. Po chwili wraz z Sakurą obserwowaliśmy jedynie sylwetkę dziecka, która zniknęła wśród soczystej zieleni krzewów i liści. Zaledwie sekundę po tym, usłyszałem ciche westchnięcie Sakury. Spuściła głowę.
Podziwiałem
Orichi’ego. Szło mu naprawdę świetna i zauważyłem, że nie tylko błyskotliwością
odbiegał od reszty dzieciaków w jego wieku. Myśląc o tym czułem dziwne skurczę
w żołądku. Nie zamierzałem się jednak poddawać, byłem zbyt ciekawski, aby
pozostawić to uczucie na lodzie. Po chwili zrozumiałem…to Orichi, to coś czego
pragnął jeszcze kilka minut temu. Wedle jego marzenia …
Byłem z niego dumny.
- Ledwo się powstrzymywałam, było naprawdę ciężko – wyszeptała Sakura, ukrywając twarz w dłoniach. Osłupiały słuchałem tej krótkiej wypowiedzi, która po chwili rozjaśniła całość. Pojąłem motyw jej postępowania. A więc tak chciała zagrać!
- Sakura – zacząłem z powagą. Nie wiem co w tej chwili mną kierowało. Może ta zwyczajna wiedza, że Sakura nie jest dla mnie zwykłym członkiem drużyny, ani Medykiem, który leczy moich ludzi. Objąłem ją jednym ramieniem. Napotkało się to oczywiście z jej pytającym spojrzeniem.
- Sasuke …
- Teraz możesz płakać – przerwałem jej. – No dalej…wiem, że chcesz.
- Przecież nie lubisz jak się mazgaje.
- W takim wypadku wyjątkowo to zniosę – posłałem jej delikatny uśmiech. Nie czekałem długo na reakcję ze strony Haruno. Kiedy jej twarzy znalazła się przy mojej piersi, ciszę wokół zakłócił głośny szloch. Czułem jak moja koszula robi się wilgotna od łez. Objąłem ją mocniej.
- Dziękuje ci za to, że pozwoliłeś zabrać go z powrotem do Konohy – ledwo zrozumiałem słowa, która do mnie skierowała. Widocznie łzy znacznie utrudniały jej komunikację. Gdy w końcu pojąłem co tak naprawdę do mnie powiedziała, westchnąłem tylko. Nie miałem zamiaru nic na to odpowiadać. Oboje doskonale wiedzieliśmy, że misja Orichi w kryjówce, oprócz radości, którą wniósł do całej organizacji niosła ze sobą również cierpienie związane z pożegnaniem. Sakura miała najciężej z nas wszystkich i ja doskonale to rozumiałem. Sam czułem coś, czego nie potrafiłem określić słowami. Nie wpływało to na mnie dobrze i byłem pewny, że to uczucie nie jest pozytywne.
- Zapomniałam mu przedstawić statystkę – odezwała się nagle. Jej głos pobrzmiewał istną rozpaczą – zaszlochała dwa razy głośniej.
- Statystykę? – zdziwiłem się. – Jaką statystykę?
- Za pierwszym razem celował aż dwadzieścia trzy razy, zanim udało mu się trafić. Z drugiej odległości wykonał piętnaście rzutów, z trzeciej już tylko dwanaście. Czwarta mnie zadziwiła, ponieważ zabrała mu, aż dwadzieścia rzutów …
- Wszystko dokładnie liczyłaś?
- Um … tak. Chciałam, żeby mógł potem sprawdzać jakie zrobił postępy – szepnęła. Na krótką chwile nasze spojrzenia się spotkały. Ta zieleń tak pięknie mieniła się w świetle słonecznym. Kompletnie się w tym wszystkim zagubiłem. Zapomniałem o mijającym czasie i skupiałem na teraz.
- Sasuke … – wyszeptała nagle, nadal wtulona w moją pierś.
- Tak?
- Nie chcę wracać do Eizo…po tym co się wydarzyło, nie mogę spojrzeć mu w oczy.
Masa ciarek zaatakowała moje ciało. Gdyby nie jej obecność, zacząłbym się cieszyć jak głupi do sera. Musiałem jednak zachować dawne pozory.
- Dlaczego mi to mówisz?
Zawahała się. Nie potrafiąc pohamować ciekawości, spojrzałem w dół. Jej policzki były całkowicie zaczerwienione. Kiedy zdała sobie sprawę, iż ją obserwuje, speszyła się jeszcze bardziej. Wbiła wzrok w czubki swoich butów.
Nie mogłem powstrzymać się przed cichym prychnięciem, który napełniony był nutką rozbawienia.
- Sasuke … zostać ze mną tej nocy… w pokoju – dodała szybko, co automatycznie przerwało moje humorystyczne podejście do całości.
Zamarłem.
Byłem z niego dumny.
- Ledwo się powstrzymywałam, było naprawdę ciężko – wyszeptała Sakura, ukrywając twarz w dłoniach. Osłupiały słuchałem tej krótkiej wypowiedzi, która po chwili rozjaśniła całość. Pojąłem motyw jej postępowania. A więc tak chciała zagrać!
- Sakura – zacząłem z powagą. Nie wiem co w tej chwili mną kierowało. Może ta zwyczajna wiedza, że Sakura nie jest dla mnie zwykłym członkiem drużyny, ani Medykiem, który leczy moich ludzi. Objąłem ją jednym ramieniem. Napotkało się to oczywiście z jej pytającym spojrzeniem.
- Sasuke …
- Teraz możesz płakać – przerwałem jej. – No dalej…wiem, że chcesz.
- Przecież nie lubisz jak się mazgaje.
- W takim wypadku wyjątkowo to zniosę – posłałem jej delikatny uśmiech. Nie czekałem długo na reakcję ze strony Haruno. Kiedy jej twarzy znalazła się przy mojej piersi, ciszę wokół zakłócił głośny szloch. Czułem jak moja koszula robi się wilgotna od łez. Objąłem ją mocniej.
- Dziękuje ci za to, że pozwoliłeś zabrać go z powrotem do Konohy – ledwo zrozumiałem słowa, która do mnie skierowała. Widocznie łzy znacznie utrudniały jej komunikację. Gdy w końcu pojąłem co tak naprawdę do mnie powiedziała, westchnąłem tylko. Nie miałem zamiaru nic na to odpowiadać. Oboje doskonale wiedzieliśmy, że misja Orichi w kryjówce, oprócz radości, którą wniósł do całej organizacji niosła ze sobą również cierpienie związane z pożegnaniem. Sakura miała najciężej z nas wszystkich i ja doskonale to rozumiałem. Sam czułem coś, czego nie potrafiłem określić słowami. Nie wpływało to na mnie dobrze i byłem pewny, że to uczucie nie jest pozytywne.
- Zapomniałam mu przedstawić statystkę – odezwała się nagle. Jej głos pobrzmiewał istną rozpaczą – zaszlochała dwa razy głośniej.
- Statystykę? – zdziwiłem się. – Jaką statystykę?
- Za pierwszym razem celował aż dwadzieścia trzy razy, zanim udało mu się trafić. Z drugiej odległości wykonał piętnaście rzutów, z trzeciej już tylko dwanaście. Czwarta mnie zadziwiła, ponieważ zabrała mu, aż dwadzieścia rzutów …
- Wszystko dokładnie liczyłaś?
- Um … tak. Chciałam, żeby mógł potem sprawdzać jakie zrobił postępy – szepnęła. Na krótką chwile nasze spojrzenia się spotkały. Ta zieleń tak pięknie mieniła się w świetle słonecznym. Kompletnie się w tym wszystkim zagubiłem. Zapomniałem o mijającym czasie i skupiałem na teraz.
- Sasuke … – wyszeptała nagle, nadal wtulona w moją pierś.
- Tak?
- Nie chcę wracać do Eizo…po tym co się wydarzyło, nie mogę spojrzeć mu w oczy.
Masa ciarek zaatakowała moje ciało. Gdyby nie jej obecność, zacząłbym się cieszyć jak głupi do sera. Musiałem jednak zachować dawne pozory.
- Dlaczego mi to mówisz?
Zawahała się. Nie potrafiąc pohamować ciekawości, spojrzałem w dół. Jej policzki były całkowicie zaczerwienione. Kiedy zdała sobie sprawę, iż ją obserwuje, speszyła się jeszcze bardziej. Wbiła wzrok w czubki swoich butów.
Nie mogłem powstrzymać się przed cichym prychnięciem, który napełniony był nutką rozbawienia.
- Sasuke … zostać ze mną tej nocy… w pokoju – dodała szybko, co automatycznie przerwało moje humorystyczne podejście do całości.
Zamarłem.
Złapałam się za głowę, kiedy pomyślałam o tym, jak dawno mnie tu nie było. :ooooooo No, ale to wina szkoły. xd Na szczęście już wszystko ogarnęłam, oceny wystawione, więc mogę dalej czytać. :333333
OdpowiedzUsuńCóż, akcja z rzuceniem na łóżku i pocałunkiem mnie zachwyciła. Brutalne, ale zajebiste. <3 xd
Hm.. może to głupio zabrzmi, ale ja też przywiązałam się do Orochiego i tak trochę mi smutno. Szkoda, że musiał od nich odejść. Już nie będzie uroczych widoków jego i Saska.. :c Już nie będzie tych treningów. ;/ Szkoda, wszystko było takie fajne.
Nie dziwię się Sakurze, że się popłakała.
Sasuke, czemu sądzisz, iż jak się ma 35 lat jest się starym? Ogar, no. xD Dla mnie nawet stary będziesz fajny. xd
Nie ufam Eizo i boję się, że podczas podróży powrotnej Orochiego do Konohy małemu może się coś stać. Dobrze, że idzie z nimi Juugo. Ufff. *,*
Sakura chce zeby Uchiha zostal u niej na noc. Będzie się działo. UUU. xDDD UU. :D
Kocham mocno! :*